Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Usługi konsularne nie dla wszystkich: tymczasowe rozwiązanie dla mężczyzn w wieku 18-60
Maria Górska: Usługi konsularne za granicą dla ukraińskich mężczyzn powyżej 18. roku życia nie są już świadczone. Jaki będzie efekt tej decyzji ukraińskiego MSZ? Czego możemy się spodziewać po 18 maja, kiedy wejdzie w życie ustawa mobilizacyjna?
Wasyl Zwarycz: To był konieczny krok – tymczasowe wstrzymanie przyjmowania wniosków, aby się nie kumulowały. Potrzebujemy trochę czasu, by przygotować się technicznie przed wejściem w życie ustawy mobilizacyjnej 18 maja. Trzeba usprawnić działanie systemów informatycznych, bo wnioski są przyjmowane i przetwarzane elektronicznie. Ministerstwa muszą opracować algorytm, który to usprawni, a my wznowimy wszystko bardzo szybko. Zawieszenie usług konsularnych można porównać do drogi, która została tymczasowo zamknięta w celu naprawy. Najpierw, że tak powiem, przepraszamy za niedogodności. A potem, gdy droga zostanie naprawiona, wszyscy będą mogli z niej korzystać.
Kto może teraz korzystać z usług konsularnych w urzędach konsularnych?
Najpierw zdefiniujmy, czym są usługi konsularne. Bo kiedy się mówi, że wszystkie usługi konsularne zostały tymczasowo zawieszone, to nie jest to prawdą. Takich usług jest wiele.
Tymczasowo zawieszono jedynie przyjmowanie wniosków od mężczyzn w wieku poborowym
Ale jeśli obywatel Ukrainy wpadnie w jakieś kłopoty i będzie potrzebował pomocy konsularnej, to oczywiście taką pomoc mu zapewnimy – niezależnie od tego, czy ten człowiek jest w wieku poborowym, czy nie. Zawieszenie przyjmowania wniosków jest bardziej procesem technicznym. Musieliśmy to zrobić, by wnioski się nie piętrzyły.
Czyli po 18 maja paszporty będą wydawane, ale nie dla wszystkich kategorii obywateli?
Wszystkie wnioski złożone w naszych urzędach konsularnych do 23 kwietnia, w tym te o paszporty, są rozpatrywane i paszporty zostaną wydane. Warto zauważyć, że wydawanie paszportów w urzędach konsularnych nie zostało wstrzymane. Spekulacje na ten temat są więc nieuzasadnione. Po drugie, konieczne jest wyraźne rozróżnienie między urzędami konsularnymi a oddziałami Przedsiębiorstwa Państwowego „Dokument”, które jest bezpośrednio podporządkowane Państwowej Służbie Migracyjnej Ukrainy i nie ma nic wspólnego z urzędami konsularnymi ani Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Dlatego gdy pokazują kolejki niezadowolonych obywateli, to nie są to kolejki w urzędach konsularnych, ale w oddziałach Państwowego Przedsiębiorstwa „Dokument”. Na szczęście nie było złych emocji.
Po 18 maja wnioski będą przyjmowane od wszystkich kategorii mężczyzn. Ale oczywiście będą pewne dodatkowe wymagania, które wnioskodawca, zgodnie z prawem, musi spełnić, aby otrzymać odpowiednią usługę konsularną
Oznacza to, że wnioskodawca musi spełniać jeden z warunków niezbędnych do legalnego pobytu za granicą, pozwalających mu przy tym nie wstępować w szeregi Sił Zbrojnych – na przykład być ojcem wielu dzieci.
Prawo Ukrainy jest takie samo dla wszystkich – zarówno dla mężczyzn mieszkających w Ukrainie, jak dla obywateli Ukrainy mieszkających za granicą. Oczywiście każdy przypadek jest inny, są wyjątki wyraźnie przewidziane przez prawo. Ale przede wszystkim mówimy o zapewnieniu każdemu obywatelowi Ukrainy, mężczyźnie w wieku poborowym, możliwości weryfikacji swoich danych w rejestrach osób zobowiązanych do służby wojskowej. W rzeczywistości tworzony jest mechanizm, który sprawi, że każdy obywatel mieszkający za granicą będzie mógł to zrobić online, bez konieczności podróżowania do Ukrainy.
Równolegle do dyskusji w naszym kraju widzimy, jak na innowacje reagują nasi europejscy partnerzy i sąsiedzi, w szczególności Polska. Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz mówi, że jest gotowa pomóc w powrocie poborowych. Z kolei minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński mówi coś przeciwnego: podkreśla, że brak ważnego paszportu nie będzie podstawą do pozbawienia tymczasowej ochrony. Jakie jest stanowisko ukraińskiej dyplomacji i rządu? Czego tak naprawdę oczekujemy od naszych europejskich partnerów, w szczególności pd Polski, w kwestii ułatwienia mobilizacji w Ukrainie?
Przede wszystkim to jest nasza wewnętrzna sprawa. Nie podnosiliśmy jeszcze kwestii oczekiwań wobec naszych partnerów. Musimy wykonać naszą wewnętrzną pracę, stworzyć naszym obywatelom możliwości weryfikacji i aktualizacji danych w rejestrach. I wtedy zobaczymy, z iloma takimi obywatelami mamy do czynienia. Szczerze mówiąc, dziś nie mamy dokładnych danych na temat tego, ilu mężczyzn w wieku poborowym przebywa za granicą. Wszystkie dane, którymi dysponujemy, są mocno przybliżone.
Oficjalnie nie apelowaliśmy do strony polskiej ani do żadnego z naszych partnerów o jakąkolwiek pomoc w kwestii powrotu naszych obywateli do Ukrainy. Bo to jest naprawdę bardzo szczególna sprawa
Musimy skupić całą naszą uwagę na rzetelnym przygotowaniu się do wdrażania ustawy mobilizacyjnej, by każdy obywatel miał możliwość zweryfikowania swoich danych. Na podstawie zweryfikowanej liczby przebywających za granicą mężczyzn w wieku poborowym będziemy myśleć o kolejnych krokach. Nie chciałbym jednak, by ten temat został sprowadzony do kwestii jakiegoś przymusu czy niepopularnych działań.
Przede wszystkim musimy zrobić wszystko, by każdy obywatel zdawał sobie sprawę ze swojej odpowiedzialności wobec ojczyzny, niezależnie od miejsca pobytu
Oczywiście rozumiemy wszystkie niuanse i okoliczności. Ale zasada sprawiedliwości jest ważna i musi być stosowana. Musimy myśleć przede wszystkim o naszych wojskowych, którzy są w okopach, narażając swoje życie w obronie ojczyzny. Musimy podążać za ich przykładem i starać się uświadomić naszym obywatelom, że opuszczenie Ukrainy nie oznacza, że przestałeś być Ukraińcem lub obywatelem Ukrainy. Można oczywiście przestać nim być. Jeśli takie jest twoje życzenie – twoje prawo. Ale jeśli pozostaniesz obywatelem Ukrainy, musisz zrozumieć, że oprócz swoich praw masz również pewne obowiązki.
Widzimy znaczne różnice w podejściu krajów Europy Zachodniej i Wschodniej do kwestii ułatwienia mobilizacji w Ukrainie. Na początku słyszeliśmy o możliwych instrumentach pomocy ze strony Polski i Litwy. Następnie usłyszeliśmy deklarację Niemiec, że będą akceptować nawet przeterminowane ukraińskie paszporty. Zarówno Polacy, jak Litwini zostali zmuszeni do powielenia tego podejścia, by Ukraińcy ubiegający się o azyl w tych krajach nie wyjeżdżali do Niemiec do pracy. Ale tu nie chodzi o pracę, chodzi o fakt, że stoimy w obliczu zagrożenia poważną wojną w Europie i rozumiemy, że nigdy nie było takiego konfliktu od czasów II wojny światowej. Musimy zareagować teraz, czasy się zmieniają, a Unia Europejska musi wypracować jednolite podejście. By to nie Niemcy czy Europa Zachodnia dyktowały innym pewne decyzje. By Europa Wschodnia, która bardziej odczuwa rosyjskie zagrożenie, również została wysłuchana. Jak Pana zdaniem powinniśmy tu działać?
Rozsądnie. Kraje Unii Europejskiej rozumieją, że najpierw musi być odpowiedni wniosek ze strony władz ukraińskich. Wszyscy teraz czekają, aż ukraiński rząd sformułuje stanowisko, i dopiero po jego sformułowaniu zareagują w określony sposób w ramach własnego ustawodawstwa i ustawodawstwa Unii Europejskiej. Wszyscy żyjemy w czasach wojny i rozumiemy, jak trudna jest ona dla Ukrainy. A to, co widzimy teraz, to otwartość naszych zagranicznych partnerów, którzy są gotowi nas wysłuchać i odpowiedzieć adekwatnie do naszych potrzeb.
Dlatego będziemy nadal bardzo wyraźnie artykułować nasze potrzeby, a nasi partnerzy będą odpowiednio reagować
Nie dramatyzujmy. Zamiast tego skupmy się na tym, jak wspierać nasze wojsko na froncie i jak zrobić wszystko, co w naszej mocy, by zachować państwo ukraińskie. Jeśli nie będzie państwa ukraińskiego, to jakiego kraju będą obywatelami wszyscy ci, którzy opuścili ten kraj? Takie pytanie powinniśmy sobie zadać, a nie szukać okazji do uchylenia się od odpowiedzialności.
Wracając do zawieszenia usług konsularnych dla mężczyzn w wieku 18+: kategoria ta obejmuje uczniów i studentów, którzy obecnie nie podlegają mobilizacji, czyli osoby w wieku 18 – 25 lat. Według polskiego ministra nauki Dariusza Wieczorka jest ich 50 tysięcy. Kiedy przyjechali do Polski, wszyscy mieli paszporty, wizy studenckie, zezwolenia na pobyt w Polsce itp. Co z ukraińskimi studentami w Polsce? Jakie jest stanowisko ukraińskich władz wobec nich?
Wyodrębnia Pani pewne kategorie obywateli z ogólnego kontekstu. Mówimy o wszystkich obywatelach i o stworzeniu im jeszcze większych możliwości uniknięcia naruszenia ustawy o mobilizacji. Nikt nie zobowiązuje teraz studentów do rzucenia wszystkiego i udania się na Ukrainę, aby otrzymać usługi, które są obecnie zawieszone w urzędach konsularnych. Chodzi o to, aby ten sam student mógł zweryfikować swoje dane w rejestrach osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej.
Nasi studenci nie podlegają obowiązkowi służby wojskowej w czasie mobilizacji i nikt nie zmusi ich do przerwania studiów za granicą tylko dlatego, że weszła w życie ustawa mobilizacyjna
To niektóre z narracji, które rosyjska propaganda może wykorzystać na swoją korzyść, ale które nie będą pomocne dla samych studentów. Po co wywoływać wśród nich panikę? Nikt nie chce pogorszyć sytuacji ukraińskich studentów. Prawo jest sformułowane w taki sposób, że musimy je tylko zrozumieć i zweryfikować dane. To obowiązek każdego obywatela Ukrainy. Nie ma tu żadnych problemów. Wszyscy przez to przejdziemy.
Nie powinniśmy dzielić ukraińskiego społeczeństwa na tych, którzy mieszkają w Ukrainie, i tych, którzy mieszkają za granicą. Prawo jest takie samo dla wszystkich. Dlatego każdy obywatel Ukrainy powinien szukać możliwości wdrożenia tego prawa
Jakie działania są podejmowane, aby młodzi Ukraińcy chcieli wrócić i wstąpić w szeregi ukraińskich sił obronnych?
To bardzo złożona kwestia. Jeszcze przed rozpoczęciem agresji na pełną skalę zaobserwowaliśmy trend, w którym niewielki odsetek obywateli, którzy wyjechali, chciał wrócić na Ukrainę. Teraz, w kontekście wojny, musimy podjąć jeszcze większe wysiłki, aby dotrzeć do umysłów tych ukraińskich obywateli. Musimy nie tylko wygrać wojnę, ale także odbudować ten kraj dla naszych dzieci i wnuków.
Wszyscy jesteśmy dorośli. A jeśli czyjaś świadomość jest ukształtowana w taki sposób, że ucieka od państwa ukraińskiego, to bez względu na to, jakie wysiłki podejmiesz, nie sprowadzisz go z powrotem. I może to dobrze
Musimy skupić naszą uwagę na tych, którzy wciąż marzą o powrocie do Ukrainy, i zachęcać ich do tego na wszelkie możliwe sposoby.
Ukraińskie dzieci w polskich szkołach: główne problemy
Redakcja serwisu Sestry rozpoczęła duży projekt poświęcony ukraińskim dzieciom w polskich szkołach – problemom, z którymi borykają się młodzi Ukraińcy, i sposobom ich rozwiązania. Jak służba konsularna reguluje kwestie związane z ukraińskimi dziećmi w polskich szkołach? Jak radzi sobie z informacjami o takich zjawiskach jak mobbing i brak wsparcia psychologicznego podczas adaptacji? Czy prowadzone są jakieś działania w tym zakresie?
Prawdziwym problemem jest nieobecność ukraińskich dzieci w jakimkolwiek systemie szkolnym. W polskich szkołach uczy się około 200 tysięcy ukraińskich dzieci. Względnie rzecz biorąc, są one objęte systemem edukacji. Istnieje jednak znaczna liczba dzieci – ich liczba nie jest znana – które albo uczą się online w ukraińskim systemie edukacji, albo nie uczą się nigdzie. Jest to kwestia, z którą staramy się jakoś sobie poradzić. Tak by na pierwszym miejscu postawić interes dziecka, a z drugiej strony – by rodzice tych dzieci czuli, że państwo jest dla nich, że ich dzieci nie stracą kontaktu z ukraińskim systemem edukacji, że będą się normalnie rozwijać w społeczeństwie dziecięcym, komunikując się z rówieśnikami. Inną opcją jest wysłanie dziecka do polskiej szkoły, a polskie szkoły powinny stwarzać takim dzieciom warunki do zachowania ich ukraińskiej tożsamości.
Ministerstwa edukacji obu krajów pracują obecnie nad zapewnieniem ukraińskim dzieciom możliwości nauki języka ukraińskiego i literatury ukraińskiej w polskich programach szkolnych
To bardzo ważne również dla dziecka, ponieważ nie będzie ono odizolowane od społeczeństwa, w którym żyje, i nie straci kontaktu z ukraińskim językiem, tradycjami i kulturą. Takie dziecko po powrocie do Ukrainy będzie lepiej przygotowane do nauki w ukraińskim systemie edukacji. Ponadto pracujemy nad rozszerzeniem geograficznej obecności i kompetencji Międzynarodowej Szkoły Ukraińskiej, która działa na zasadzie nauczania na odległość. Wierzę, że potencjał tej szkoły jest daleki od wyczerpania.
Czy realne jest wykorzystanie tych wszystkich programów już od września, kiedy ukraińskie dzieci, zgodnie z decyzją polskiego rządu, będą musiały uczęszczać do polskich szkół? Jakie miejsce w tym systemie zajmą ukraińskie szkoły w Polsce, do których obecnie uczęszcza znaczna liczba ukraińskich dzieci? Czy też będą zmuszone do zmiany szkoły?
Podstawową zasadą w tym procesie jest to, że każde dziecko powinno mieć możliwość korzystania z prawa do nauki. I jesteśmy bardzo wdzięczni ukraińskim szkołom, które powstały w Polsce, bo wzięły na siebie lwią część kształcenia naszych dzieci. Jestem przekonany, że ten format pozostanie, ponieważ nie możemy zgodzić się na żadne zmiany w tym kontekście, przede wszystkim, by nie traumatyzować naszych dzieci. Stworzymy każdemu dziecku szansę na naukę albo w ukraińskich szkołach, albo poprzez Międzynarodową Ukraińską Szkołę, pomagając mu wejść na polską platformę edukacyjną i korzystać z prawa do edukacji – albo poprzez polski system edukacji, ale z pewnym ukraińskim komponentem. Oczywiście to jest pewien proces. By polski system edukacji mógł się do tego dostosować, potrzebuje pewnych zasobów, potrzebuje ludzi, potrzebuje odpowiednich kryteriów, według których będzie mógł pracować i uczyć ukraińskie dzieci w swoich szkołach.
Jestem przekonany, że poprzez dialog między specjalistami i ministerstwami edukacji będziemy w stanie znaleźć mechanizm, który pozwoli każdemu dziecku korzystać z prawa do edukacji z korzyścią dla niego
Rozumiem, że teraz ministerstwo edukacji i rząd Ukrainy pracują nad tym, by od września ukraińskie dzieci miały możliwość nauki języka i literatury ukraińskiej w polskich szkołach?
Przynajmniej częściowo. Z polskiej strony słyszymy, że są pewne trudności techniczne i legislacyjne, ale jeśli będzie wola polityczna po obu stronach, to możemy osiągnąć jakiś rezultat już we wrześniu.
Jaki jest los ukraińskich imigrantów w Polsce?
Polska jest jednym z krajów, które przez długi czas nie udzieliły jasnej odpowiedzi na temat przyszłości ukraińskich uchodźców wewnętrznych. Czego mogą spodziewać się Ukraińcy objęci ochroną czasową po czerwcu, kiedy to ma nastąpić kolejna weryfikacja ich statusu uchodźców w Polsce?
Jest to częściowo spowodowane zmianą rządu w Polsce. Niemniej nikt z polskiej strony nie pozostawi obywateli Ukrainy bez opieki. Wiemy, że okres ochronny został przedłużony do 30 czerwca tego roku, ale są już poprawki do odpowiedniej ustawy, zgodnie z którymi okres ten zostanie przedłużony do 30 września 2025 roku. Ustawa ta jest obecnie na końcowym etapie prac.
Myślę, że zostanie przyjęta w najbliższych dniach i będziemy mieli jasność co najmniej do 30 września 2025 roku. A to moim zdaniem dość poważny termin
Blokada: kto wygrał?
Blokada na granicy polsko-ukraińskiej mocno uderzyła w nasze kraje i spowodowała znaczne straty. Kto wygrał w tej sytuacji? Jaką rolę w tej blokadzie odegrała Rosja i czego możemy się spodziewać?
Rosja zawsze wykorzystuje spory między Ukrainą a Polską, szerzy więcej propagandy, pokazuje, jak źle jest między Ukraińcami a Polakami. W rzeczywistości między Ukraińcami i Polakami nie jest tak źle.
Co więcej, być może nie ma dwóch bliższych sobie narodów niż Ukraińcy i Polacy, którzy doskonale się rozumieją. I ten fundament współpracy międzyludzkiej jest niezwykle potężny i trwały
To, co wydarzyło się na granicy, oczywiście spowodowało nie tylko szkody gospodarcze, ale także wizerunkowe. Świat zobaczył, że istnieją pewne spory między Ukrainą a Polską. W rzeczywistości dzisiaj rozmawiamy w sytuacji, gdy granica jest całkowicie odblokowana. Ani jeden punkt kontrolny nie jest blokowany przez protestujących. To też świadczy o mądrości naszych narodów. Dialog był bardzo skuteczny i jest kontynuowany na poziomie ministerstw rolnictwa. Ponadto z inicjatywy strony ukraińskiej włączyliśmy do tego dialogu ludzi, którzy na co dzień zajmują się rolnictwem – ukraińskie i polskie stowarzyszenia rolników z różnych sektorów. I to pokazuje, jak dobrze możemy się zrozumieć, kiedy mówimy językiem argumentów i liczb, a nie populistycznych narracji, które mogą być nam narzucane z zewnątrz.
To była dla nas, powiedzmy, kolejna próba sił. Ukraina i Polska, dwaj główni partnerzy strategiczni, przeszły przez nią pomyślnie
To była lekcja dla wszystkich, nawet tych, którzy protestowali i blokowali granice. Zrozumieli, że to droga donikąd, że blokadą niczego nie rozwiążemy, a wręcz przeciwnie: zaszkodzimy. Bo w sytuacji gdy Ukraina krwawi, a nasza infrastruktura i gospodarka są codziennie niszczone, nie wspominając o ludziach, blokowanie granicy jest niewłaściwe, nawet z moralnego punktu widzenia. Dobrze, że teraz rozumiemy, w jakim kierunku powinniśmy iść naprzód i jak powinniśmy kontynuować współpracę. A najważniejsze jest to, że znajdujemy siłę, by patrzeć na siebie nawzajem nie jak na zagrożenie, ale jak na strony o ogromnych możliwościach i potencjale współpracy.
Droga do Unii
Niedawno rozpoczęła pracę Rada ds. Współpracy z Ukrainą, która zajmie się m.in. odbudową naszego kraju. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o pracach i projektach tego gremium?
Jestem wdzięczny polskiemu rządowi i premierowi Donaldowi Tuskowi za podjęcie tej decyzji. Rada Współpracy z Ukrainą to dość duża instytucja, na czele której stoi Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP. Struktura ta skupi się nie tylko na konkretnym temacie odbudowy, ale obejmie cały kompleks stosunków ukraińsko-polskich, nasze współdziałanie w różnych procesach globalnych, w tym działania państw grupy G7, oraz zaangażowanie sektora pozarządowego i biznesu. W skład tej rady wejdzie rada publiczna - przedstawiciele biznesu, środowisk eksperckich, organizacji pozarządowych i samorządów.
Wszyscy wiemy, jak ważne dla Ukrainy jest doświadczenie Polski w reformowaniu systemu samorządowego. Będzie to ogromny przełom w rozwoju współpracy na szczeblu samorządowym
Walka z wrogiem
W nocy 27 kwietnia rosyjska rakieta spadła piętnaście kilometrów od polskiej granicy. To nie pierwszy raz, kiedy polska przestrzeń powietrzna jest zagrożona przez Rosję. Jakie są możliwości reakcji polskich władz? Czy może to być na przykład częściowe zamknięcie nieba?
Nie możemy decydować za państwo polskie. Podkreślam tylko, że prawdziwa tarcza antyrakietowa znajduje się obecnie w Ukrainie. I nasi międzynarodowi partnerzy z Europy i świata powinni zrobić wszystko, aby ją maksymalnie wzmocnić. Dlatego zarówno prezydent, jak rząd Ukrainy bardzo aktywnie pracują nad wzmocnieniem ukraińskiego systemu obrony przeciwrakietowej i zwiększeniem liczby systemów Patriot do obrony powietrznej. To będzie obrona i ochrona nie tylko przestrzeni powietrznej Ukrainy, ale i Polski. Wierzę, że skuteczne działanie systemów Patriot w Ukrainie uniemożliwiłoby rosyjskiej rakiecie przedostanie się do polskiej przestrzeni powietrznej.
Ukraina otrzymała od Stanów Zjednoczonych długo oczekiwany pakiet pomocowy o wartości prawie 61 miliardów dolarów. Jaki był wkład polskiej dyplomacji w podjęcie tej decyzji przez Kongres?
Wszyscy byliśmy świadkami tego, jak aktywnie cały polski establishment był zaangażowany w lobbing na rzecz tej pomocy. Wszyscy byliśmy świadkami wspólnej wizyty Prezydenta i Premiera RP w Stanach Zjednoczonych. Do tego bardzo aktywny był tzw. desant polskich polityków, posłów i senatorów, którzy spędzali całe dnie i noce w Stanach Zjednoczonych, rozmawiali ze wszystkimi politykami z różnych obozów politycznych. I to też miało swój efekt. Waszyngton zobaczył, że to nie jest tylko sprawa Ukrainy, to jest sprawa całej Europy. Jesteśmy wdzięczni Stanom Zjednoczonym za to, że w końcu podjęły taką decyzję, a naszym polskim kolegom i przyjaciołom za aktywność.
W jednym ze swoich wystąpień prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że chciałby otrzymać zaproszenie Ukrainy do NATO podczas szczytu NATO w Waszyngtonie. Czy Polska i Ukraina będą w stanie współpracować po raz drugi, aby wygrać cud Waszyngtonu dla Ukrainy?
Niewątpliwie członkostwo Ukrainy w NATO leży również w interesie Polski, ponieważ jest to najlepsza gwarancja bezpieczeństwa nie tylko dla Ukrainy, ale dla całego naszego regionu i całego obszaru euroatlantyckiego. Dlatego widzimy, że Polska również bardzo aktywnie lobbuje na naszą rzecz w tej sprawie.
Stawiamy sobie za zadanie otrzymanie zaproszenia do NATO już na lipcowym szczycie w Waszyngtonie. I myślę, że jest w pełni uzasadnione i całkiem realistyczne. Potrzebujemy do tego tylko woli politycznej wszystkich państw członkowskich NATO
Przede wszystkim powinna ona opierać się na pragmatyzmie i na tym, co już uważamy za fakt dokonany: z wojskowego punktu widzenia Ukraina już zachowuje się jak członek NATO. Opanowaliśmy zachodnie modele broni, pokazaliśmy, że wartości, na których powstało NATO, nie są dla nas pustym słowem, że nie tylko o nich mówimy, ale także jesteśmy gotowi ich bronić za cenę własnego życia. Członkostwo Ukrainy w Sojuszu tylko wzmocni tę strukturę i będzie dodatkową zachętą dla wielu innych sojuszników do wzmocnienia swoich zdolności wojskowych.
A co ze współpracą w dziedzinie bezpieczeństwa między Polską a Ukrainą? Jak znacząca jest pomoc udzielona Ukrainie przez Polskę w ciągu ostatnich dwóch lat, w tym pomoc wojskowa? Czy możemy spodziewać się utworzenia wspólnych przedsiębiorstw obronnych?
Polska była jednym z pierwszych krajów, które wyciągnęły pomocną dłoń do Ukrainy. Polska była jednym z pierwszych krajów, które zapewniły Ukrainie wsparcie wojskowe, długo oczekiwane czołgi Leopard, i uczestniczy w międzynarodowych koalicjach stworzonych w celu wzmocnienia ukraińskich zdolności obronnych. Rola Polski w ochronie państwa ukraińskiego przed rosyjskim agresorem jest ogromna.
Warszawa jest zainteresowana zwycięstwem Ukrainy, bo pełne i sprawiedliwe zwycięstwo Ukrainy, które będzie polegało na wyparciu wojsk rosyjskich z całego naszego terytorium, w tym z Krymu i Donbasu, to także dodatkowa gwarancja bezpieczeństwa dla Polski
Zdając sobie z tego sprawę, Polska deklaruje i robi wszystko, co możliwe, aby wzmocnić zdolności obronne Ukrainy. Nie tylko w słowach, ale także w praktycznych działaniach, a dostawy broni i amunicji są kontynuowane.
Duża umowa między Polską a Ukrainą: kiedy ten dokument może zostać podpisany?
Wszystkie nasze umowy między Ukrainą a Polską są duże. Nie mamy małych umów, ponieważ wszystkie są bardzo ważne. A jeśli mówimy o tej fundamentalnej umowie z 1992 roku, którą chcemy trochę zmodyfikować do obecnych realiów, to praca nad tym dokumentem jest bardzo żmudna i trwa. W tej chwili pracuje nad nim strona polska. Ale dużo uwagi poświęcamy też przygotowaniu umowy o gwarancjach bezpieczeństwa. Polska przystąpiła do deklaracji G7, przyjętej w ubiegłym roku podczas szczytu NATO w Wilnie. Jednym z zapisów tej deklaracji jest zawarcie dwustronnych umów o gwarancjach bezpieczeństwa. Wspólnie z Polską pracujemy nad taką umową, która jasno określi zadania i działania Polski i Ukrainy na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa. Mamy nadzieję, że prace nad tym dokumentem zakończą się jak najszybciej, bo jest to dokument o tym, co dotyczy nas wszystkich tu i teraz.
Usługi konsularne nie dla wszystkich: tymczasowe rozwiązanie dla mężczyzn w wieku 18-60
Maria Górska: Usługi konsularne za granicą dla ukraińskich mężczyzn powyżej 18. roku życia nie są już świadczone. Jaki będzie efekt tej decyzji ukraińskiego MSZ? Czego możemy się spodziewać po 18 maja, kiedy wejdzie w życie ustawa mobilizacyjna?
Wasyl Zwarycz: To był konieczny krok – tymczasowe wstrzymanie przyjmowania wniosków, aby się nie kumulowały. Potrzebujemy trochę czasu, by przygotować się technicznie przed wejściem w życie ustawy mobilizacyjnej 18 maja. Trzeba usprawnić działanie systemów informatycznych, bo wnioski są przyjmowane i przetwarzane elektronicznie. Ministerstwa muszą opracować algorytm, który to usprawni, a my wznowimy wszystko bardzo szybko. Zawieszenie usług konsularnych można porównać do drogi, która została tymczasowo zamknięta w celu naprawy. Najpierw, że tak powiem, przepraszamy za niedogodności. A potem, gdy droga zostanie naprawiona, wszyscy będą mogli z niej korzystać.
Kto może teraz korzystać z usług konsularnych w urzędach konsularnych?
Najpierw zdefiniujmy, czym są usługi konsularne. Bo kiedy się mówi, że wszystkie usługi konsularne zostały tymczasowo zawieszone, to nie jest to prawdą. Takich usług jest wiele.
Tymczasowo zawieszono jedynie przyjmowanie wniosków od mężczyzn w wieku poborowym
Ale jeśli obywatel Ukrainy wpadnie w jakieś kłopoty i będzie potrzebował pomocy konsularnej, to oczywiście taką pomoc mu zapewnimy – niezależnie od tego, czy ten człowiek jest w wieku poborowym, czy nie. Zawieszenie przyjmowania wniosków jest bardziej procesem technicznym. Musieliśmy to zrobić, by wnioski się nie piętrzyły.
Czyli po 18 maja paszporty będą wydawane, ale nie dla wszystkich kategorii obywateli?
Wszystkie wnioski złożone w naszych urzędach konsularnych do 23 kwietnia, w tym te o paszporty, są rozpatrywane i paszporty zostaną wydane. Warto zauważyć, że wydawanie paszportów w urzędach konsularnych nie zostało wstrzymane. Spekulacje na ten temat są więc nieuzasadnione. Po drugie, konieczne jest wyraźne rozróżnienie między urzędami konsularnymi a oddziałami Przedsiębiorstwa Państwowego „Dokument”, które jest bezpośrednio podporządkowane Państwowej Służbie Migracyjnej Ukrainy i nie ma nic wspólnego z urzędami konsularnymi ani Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Dlatego gdy pokazują kolejki niezadowolonych obywateli, to nie są to kolejki w urzędach konsularnych, ale w oddziałach Państwowego Przedsiębiorstwa „Dokument”. Na szczęście nie było złych emocji.
Po 18 maja wnioski będą przyjmowane od wszystkich kategorii mężczyzn. Ale oczywiście będą pewne dodatkowe wymagania, które wnioskodawca, zgodnie z prawem, musi spełnić, aby otrzymać odpowiednią usługę konsularną
Oznacza to, że wnioskodawca musi spełniać jeden z warunków niezbędnych do legalnego pobytu za granicą, pozwalających mu przy tym nie wstępować w szeregi Sił Zbrojnych – na przykład być ojcem wielu dzieci.
Prawo Ukrainy jest takie samo dla wszystkich – zarówno dla mężczyzn mieszkających w Ukrainie, jak dla obywateli Ukrainy mieszkających za granicą. Oczywiście każdy przypadek jest inny, są wyjątki wyraźnie przewidziane przez prawo. Ale przede wszystkim mówimy o zapewnieniu każdemu obywatelowi Ukrainy, mężczyźnie w wieku poborowym, możliwości weryfikacji swoich danych w rejestrach osób zobowiązanych do służby wojskowej. W rzeczywistości tworzony jest mechanizm, który sprawi, że każdy obywatel mieszkający za granicą będzie mógł to zrobić online, bez konieczności podróżowania do Ukrainy.
Równolegle do dyskusji w naszym kraju widzimy, jak na innowacje reagują nasi europejscy partnerzy i sąsiedzi, w szczególności Polska. Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz mówi, że jest gotowa pomóc w powrocie poborowych. Z kolei minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński mówi coś przeciwnego: podkreśla, że brak ważnego paszportu nie będzie podstawą do pozbawienia tymczasowej ochrony. Jakie jest stanowisko ukraińskiej dyplomacji i rządu? Czego tak naprawdę oczekujemy od naszych europejskich partnerów, w szczególności pd Polski, w kwestii ułatwienia mobilizacji w Ukrainie?
Przede wszystkim to jest nasza wewnętrzna sprawa. Nie podnosiliśmy jeszcze kwestii oczekiwań wobec naszych partnerów. Musimy wykonać naszą wewnętrzną pracę, stworzyć naszym obywatelom możliwości weryfikacji i aktualizacji danych w rejestrach. I wtedy zobaczymy, z iloma takimi obywatelami mamy do czynienia. Szczerze mówiąc, dziś nie mamy dokładnych danych na temat tego, ilu mężczyzn w wieku poborowym przebywa za granicą. Wszystkie dane, którymi dysponujemy, są mocno przybliżone.
Oficjalnie nie apelowaliśmy do strony polskiej ani do żadnego z naszych partnerów o jakąkolwiek pomoc w kwestii powrotu naszych obywateli do Ukrainy. Bo to jest naprawdę bardzo szczególna sprawa
Musimy skupić całą naszą uwagę na rzetelnym przygotowaniu się do wdrażania ustawy mobilizacyjnej, by każdy obywatel miał możliwość zweryfikowania swoich danych. Na podstawie zweryfikowanej liczby przebywających za granicą mężczyzn w wieku poborowym będziemy myśleć o kolejnych krokach. Nie chciałbym jednak, by ten temat został sprowadzony do kwestii jakiegoś przymusu czy niepopularnych działań.
Przede wszystkim musimy zrobić wszystko, by każdy obywatel zdawał sobie sprawę ze swojej odpowiedzialności wobec ojczyzny, niezależnie od miejsca pobytu
Oczywiście rozumiemy wszystkie niuanse i okoliczności. Ale zasada sprawiedliwości jest ważna i musi być stosowana. Musimy myśleć przede wszystkim o naszych wojskowych, którzy są w okopach, narażając swoje życie w obronie ojczyzny. Musimy podążać za ich przykładem i starać się uświadomić naszym obywatelom, że opuszczenie Ukrainy nie oznacza, że przestałeś być Ukraińcem lub obywatelem Ukrainy. Można oczywiście przestać nim być. Jeśli takie jest twoje życzenie – twoje prawo. Ale jeśli pozostaniesz obywatelem Ukrainy, musisz zrozumieć, że oprócz swoich praw masz również pewne obowiązki.
Widzimy znaczne różnice w podejściu krajów Europy Zachodniej i Wschodniej do kwestii ułatwienia mobilizacji w Ukrainie. Na początku słyszeliśmy o możliwych instrumentach pomocy ze strony Polski i Litwy. Następnie usłyszeliśmy deklarację Niemiec, że będą akceptować nawet przeterminowane ukraińskie paszporty. Zarówno Polacy, jak Litwini zostali zmuszeni do powielenia tego podejścia, by Ukraińcy ubiegający się o azyl w tych krajach nie wyjeżdżali do Niemiec do pracy. Ale tu nie chodzi o pracę, chodzi o fakt, że stoimy w obliczu zagrożenia poważną wojną w Europie i rozumiemy, że nigdy nie było takiego konfliktu od czasów II wojny światowej. Musimy zareagować teraz, czasy się zmieniają, a Unia Europejska musi wypracować jednolite podejście. By to nie Niemcy czy Europa Zachodnia dyktowały innym pewne decyzje. By Europa Wschodnia, która bardziej odczuwa rosyjskie zagrożenie, również została wysłuchana. Jak Pana zdaniem powinniśmy tu działać?
Rozsądnie. Kraje Unii Europejskiej rozumieją, że najpierw musi być odpowiedni wniosek ze strony władz ukraińskich. Wszyscy teraz czekają, aż ukraiński rząd sformułuje stanowisko, i dopiero po jego sformułowaniu zareagują w określony sposób w ramach własnego ustawodawstwa i ustawodawstwa Unii Europejskiej. Wszyscy żyjemy w czasach wojny i rozumiemy, jak trudna jest ona dla Ukrainy. A to, co widzimy teraz, to otwartość naszych zagranicznych partnerów, którzy są gotowi nas wysłuchać i odpowiedzieć adekwatnie do naszych potrzeb.
Dlatego będziemy nadal bardzo wyraźnie artykułować nasze potrzeby, a nasi partnerzy będą odpowiednio reagować
Nie dramatyzujmy. Zamiast tego skupmy się na tym, jak wspierać nasze wojsko na froncie i jak zrobić wszystko, co w naszej mocy, by zachować państwo ukraińskie. Jeśli nie będzie państwa ukraińskiego, to jakiego kraju będą obywatelami wszyscy ci, którzy opuścili ten kraj? Takie pytanie powinniśmy sobie zadać, a nie szukać okazji do uchylenia się od odpowiedzialności.
Wracając do zawieszenia usług konsularnych dla mężczyzn w wieku 18+: kategoria ta obejmuje uczniów i studentów, którzy obecnie nie podlegają mobilizacji, czyli osoby w wieku 18 – 25 lat. Według polskiego ministra nauki Dariusza Wieczorka jest ich 50 tysięcy. Kiedy przyjechali do Polski, wszyscy mieli paszporty, wizy studenckie, zezwolenia na pobyt w Polsce itp. Co z ukraińskimi studentami w Polsce? Jakie jest stanowisko ukraińskich władz wobec nich?
Wyodrębnia Pani pewne kategorie obywateli z ogólnego kontekstu. Mówimy o wszystkich obywatelach i o stworzeniu im jeszcze większych możliwości uniknięcia naruszenia ustawy o mobilizacji. Nikt nie zobowiązuje teraz studentów do rzucenia wszystkiego i udania się na Ukrainę, aby otrzymać usługi, które są obecnie zawieszone w urzędach konsularnych. Chodzi o to, aby ten sam student mógł zweryfikować swoje dane w rejestrach osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej.
Nasi studenci nie podlegają obowiązkowi służby wojskowej w czasie mobilizacji i nikt nie zmusi ich do przerwania studiów za granicą tylko dlatego, że weszła w życie ustawa mobilizacyjna
To niektóre z narracji, które rosyjska propaganda może wykorzystać na swoją korzyść, ale które nie będą pomocne dla samych studentów. Po co wywoływać wśród nich panikę? Nikt nie chce pogorszyć sytuacji ukraińskich studentów. Prawo jest sformułowane w taki sposób, że musimy je tylko zrozumieć i zweryfikować dane. To obowiązek każdego obywatela Ukrainy. Nie ma tu żadnych problemów. Wszyscy przez to przejdziemy.
Nie powinniśmy dzielić ukraińskiego społeczeństwa na tych, którzy mieszkają w Ukrainie, i tych, którzy mieszkają za granicą. Prawo jest takie samo dla wszystkich. Dlatego każdy obywatel Ukrainy powinien szukać możliwości wdrożenia tego prawa
Jakie działania są podejmowane, aby młodzi Ukraińcy chcieli wrócić i wstąpić w szeregi ukraińskich sił obronnych?
To bardzo złożona kwestia. Jeszcze przed rozpoczęciem agresji na pełną skalę zaobserwowaliśmy trend, w którym niewielki odsetek obywateli, którzy wyjechali, chciał wrócić na Ukrainę. Teraz, w kontekście wojny, musimy podjąć jeszcze większe wysiłki, aby dotrzeć do umysłów tych ukraińskich obywateli. Musimy nie tylko wygrać wojnę, ale także odbudować ten kraj dla naszych dzieci i wnuków.
Wszyscy jesteśmy dorośli. A jeśli czyjaś świadomość jest ukształtowana w taki sposób, że ucieka od państwa ukraińskiego, to bez względu na to, jakie wysiłki podejmiesz, nie sprowadzisz go z powrotem. I może to dobrze
Musimy skupić naszą uwagę na tych, którzy wciąż marzą o powrocie do Ukrainy, i zachęcać ich do tego na wszelkie możliwe sposoby.
Ukraińskie dzieci w polskich szkołach: główne problemy
Redakcja serwisu Sestry rozpoczęła duży projekt poświęcony ukraińskim dzieciom w polskich szkołach – problemom, z którymi borykają się młodzi Ukraińcy, i sposobom ich rozwiązania. Jak służba konsularna reguluje kwestie związane z ukraińskimi dziećmi w polskich szkołach? Jak radzi sobie z informacjami o takich zjawiskach jak mobbing i brak wsparcia psychologicznego podczas adaptacji? Czy prowadzone są jakieś działania w tym zakresie?
Prawdziwym problemem jest nieobecność ukraińskich dzieci w jakimkolwiek systemie szkolnym. W polskich szkołach uczy się około 200 tysięcy ukraińskich dzieci. Względnie rzecz biorąc, są one objęte systemem edukacji. Istnieje jednak znaczna liczba dzieci – ich liczba nie jest znana – które albo uczą się online w ukraińskim systemie edukacji, albo nie uczą się nigdzie. Jest to kwestia, z którą staramy się jakoś sobie poradzić. Tak by na pierwszym miejscu postawić interes dziecka, a z drugiej strony – by rodzice tych dzieci czuli, że państwo jest dla nich, że ich dzieci nie stracą kontaktu z ukraińskim systemem edukacji, że będą się normalnie rozwijać w społeczeństwie dziecięcym, komunikując się z rówieśnikami. Inną opcją jest wysłanie dziecka do polskiej szkoły, a polskie szkoły powinny stwarzać takim dzieciom warunki do zachowania ich ukraińskiej tożsamości.
Ministerstwa edukacji obu krajów pracują obecnie nad zapewnieniem ukraińskim dzieciom możliwości nauki języka ukraińskiego i literatury ukraińskiej w polskich programach szkolnych
To bardzo ważne również dla dziecka, ponieważ nie będzie ono odizolowane od społeczeństwa, w którym żyje, i nie straci kontaktu z ukraińskim językiem, tradycjami i kulturą. Takie dziecko po powrocie do Ukrainy będzie lepiej przygotowane do nauki w ukraińskim systemie edukacji. Ponadto pracujemy nad rozszerzeniem geograficznej obecności i kompetencji Międzynarodowej Szkoły Ukraińskiej, która działa na zasadzie nauczania na odległość. Wierzę, że potencjał tej szkoły jest daleki od wyczerpania.
Czy realne jest wykorzystanie tych wszystkich programów już od września, kiedy ukraińskie dzieci, zgodnie z decyzją polskiego rządu, będą musiały uczęszczać do polskich szkół? Jakie miejsce w tym systemie zajmą ukraińskie szkoły w Polsce, do których obecnie uczęszcza znaczna liczba ukraińskich dzieci? Czy też będą zmuszone do zmiany szkoły?
Podstawową zasadą w tym procesie jest to, że każde dziecko powinno mieć możliwość korzystania z prawa do nauki. I jesteśmy bardzo wdzięczni ukraińskim szkołom, które powstały w Polsce, bo wzięły na siebie lwią część kształcenia naszych dzieci. Jestem przekonany, że ten format pozostanie, ponieważ nie możemy zgodzić się na żadne zmiany w tym kontekście, przede wszystkim, by nie traumatyzować naszych dzieci. Stworzymy każdemu dziecku szansę na naukę albo w ukraińskich szkołach, albo poprzez Międzynarodową Ukraińską Szkołę, pomagając mu wejść na polską platformę edukacyjną i korzystać z prawa do edukacji – albo poprzez polski system edukacji, ale z pewnym ukraińskim komponentem. Oczywiście to jest pewien proces. By polski system edukacji mógł się do tego dostosować, potrzebuje pewnych zasobów, potrzebuje ludzi, potrzebuje odpowiednich kryteriów, według których będzie mógł pracować i uczyć ukraińskie dzieci w swoich szkołach.
Jestem przekonany, że poprzez dialog między specjalistami i ministerstwami edukacji będziemy w stanie znaleźć mechanizm, który pozwoli każdemu dziecku korzystać z prawa do edukacji z korzyścią dla niego
Rozumiem, że teraz ministerstwo edukacji i rząd Ukrainy pracują nad tym, by od września ukraińskie dzieci miały możliwość nauki języka i literatury ukraińskiej w polskich szkołach?
Przynajmniej częściowo. Z polskiej strony słyszymy, że są pewne trudności techniczne i legislacyjne, ale jeśli będzie wola polityczna po obu stronach, to możemy osiągnąć jakiś rezultat już we wrześniu.
Jaki jest los ukraińskich imigrantów w Polsce?
Polska jest jednym z krajów, które przez długi czas nie udzieliły jasnej odpowiedzi na temat przyszłości ukraińskich uchodźców wewnętrznych. Czego mogą spodziewać się Ukraińcy objęci ochroną czasową po czerwcu, kiedy to ma nastąpić kolejna weryfikacja ich statusu uchodźców w Polsce?
Jest to częściowo spowodowane zmianą rządu w Polsce. Niemniej nikt z polskiej strony nie pozostawi obywateli Ukrainy bez opieki. Wiemy, że okres ochronny został przedłużony do 30 czerwca tego roku, ale są już poprawki do odpowiedniej ustawy, zgodnie z którymi okres ten zostanie przedłużony do 30 września 2025 roku. Ustawa ta jest obecnie na końcowym etapie prac.
Myślę, że zostanie przyjęta w najbliższych dniach i będziemy mieli jasność co najmniej do 30 września 2025 roku. A to moim zdaniem dość poważny termin
Blokada: kto wygrał?
Blokada na granicy polsko-ukraińskiej mocno uderzyła w nasze kraje i spowodowała znaczne straty. Kto wygrał w tej sytuacji? Jaką rolę w tej blokadzie odegrała Rosja i czego możemy się spodziewać?
Rosja zawsze wykorzystuje spory między Ukrainą a Polską, szerzy więcej propagandy, pokazuje, jak źle jest między Ukraińcami a Polakami. W rzeczywistości między Ukraińcami i Polakami nie jest tak źle.
Co więcej, być może nie ma dwóch bliższych sobie narodów niż Ukraińcy i Polacy, którzy doskonale się rozumieją. I ten fundament współpracy międzyludzkiej jest niezwykle potężny i trwały
To, co wydarzyło się na granicy, oczywiście spowodowało nie tylko szkody gospodarcze, ale także wizerunkowe. Świat zobaczył, że istnieją pewne spory między Ukrainą a Polską. W rzeczywistości dzisiaj rozmawiamy w sytuacji, gdy granica jest całkowicie odblokowana. Ani jeden punkt kontrolny nie jest blokowany przez protestujących. To też świadczy o mądrości naszych narodów. Dialog był bardzo skuteczny i jest kontynuowany na poziomie ministerstw rolnictwa. Ponadto z inicjatywy strony ukraińskiej włączyliśmy do tego dialogu ludzi, którzy na co dzień zajmują się rolnictwem – ukraińskie i polskie stowarzyszenia rolników z różnych sektorów. I to pokazuje, jak dobrze możemy się zrozumieć, kiedy mówimy językiem argumentów i liczb, a nie populistycznych narracji, które mogą być nam narzucane z zewnątrz.
To była dla nas, powiedzmy, kolejna próba sił. Ukraina i Polska, dwaj główni partnerzy strategiczni, przeszły przez nią pomyślnie
To była lekcja dla wszystkich, nawet tych, którzy protestowali i blokowali granice. Zrozumieli, że to droga donikąd, że blokadą niczego nie rozwiążemy, a wręcz przeciwnie: zaszkodzimy. Bo w sytuacji gdy Ukraina krwawi, a nasza infrastruktura i gospodarka są codziennie niszczone, nie wspominając o ludziach, blokowanie granicy jest niewłaściwe, nawet z moralnego punktu widzenia. Dobrze, że teraz rozumiemy, w jakim kierunku powinniśmy iść naprzód i jak powinniśmy kontynuować współpracę. A najważniejsze jest to, że znajdujemy siłę, by patrzeć na siebie nawzajem nie jak na zagrożenie, ale jak na strony o ogromnych możliwościach i potencjale współpracy.
Droga do Unii
Niedawno rozpoczęła pracę Rada ds. Współpracy z Ukrainą, która zajmie się m.in. odbudową naszego kraju. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o pracach i projektach tego gremium?
Jestem wdzięczny polskiemu rządowi i premierowi Donaldowi Tuskowi za podjęcie tej decyzji. Rada Współpracy z Ukrainą to dość duża instytucja, na czele której stoi Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP. Struktura ta skupi się nie tylko na konkretnym temacie odbudowy, ale obejmie cały kompleks stosunków ukraińsko-polskich, nasze współdziałanie w różnych procesach globalnych, w tym działania państw grupy G7, oraz zaangażowanie sektora pozarządowego i biznesu. W skład tej rady wejdzie rada publiczna - przedstawiciele biznesu, środowisk eksperckich, organizacji pozarządowych i samorządów.
Wszyscy wiemy, jak ważne dla Ukrainy jest doświadczenie Polski w reformowaniu systemu samorządowego. Będzie to ogromny przełom w rozwoju współpracy na szczeblu samorządowym
Walka z wrogiem
W nocy 27 kwietnia rosyjska rakieta spadła piętnaście kilometrów od polskiej granicy. To nie pierwszy raz, kiedy polska przestrzeń powietrzna jest zagrożona przez Rosję. Jakie są możliwości reakcji polskich władz? Czy może to być na przykład częściowe zamknięcie nieba?
Nie możemy decydować za państwo polskie. Podkreślam tylko, że prawdziwa tarcza antyrakietowa znajduje się obecnie w Ukrainie. I nasi międzynarodowi partnerzy z Europy i świata powinni zrobić wszystko, aby ją maksymalnie wzmocnić. Dlatego zarówno prezydent, jak rząd Ukrainy bardzo aktywnie pracują nad wzmocnieniem ukraińskiego systemu obrony przeciwrakietowej i zwiększeniem liczby systemów Patriot do obrony powietrznej. To będzie obrona i ochrona nie tylko przestrzeni powietrznej Ukrainy, ale i Polski. Wierzę, że skuteczne działanie systemów Patriot w Ukrainie uniemożliwiłoby rosyjskiej rakiecie przedostanie się do polskiej przestrzeni powietrznej.
Ukraina otrzymała od Stanów Zjednoczonych długo oczekiwany pakiet pomocowy o wartości prawie 61 miliardów dolarów. Jaki był wkład polskiej dyplomacji w podjęcie tej decyzji przez Kongres?
Wszyscy byliśmy świadkami tego, jak aktywnie cały polski establishment był zaangażowany w lobbing na rzecz tej pomocy. Wszyscy byliśmy świadkami wspólnej wizyty Prezydenta i Premiera RP w Stanach Zjednoczonych. Do tego bardzo aktywny był tzw. desant polskich polityków, posłów i senatorów, którzy spędzali całe dnie i noce w Stanach Zjednoczonych, rozmawiali ze wszystkimi politykami z różnych obozów politycznych. I to też miało swój efekt. Waszyngton zobaczył, że to nie jest tylko sprawa Ukrainy, to jest sprawa całej Europy. Jesteśmy wdzięczni Stanom Zjednoczonym za to, że w końcu podjęły taką decyzję, a naszym polskim kolegom i przyjaciołom za aktywność.
W jednym ze swoich wystąpień prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że chciałby otrzymać zaproszenie Ukrainy do NATO podczas szczytu NATO w Waszyngtonie. Czy Polska i Ukraina będą w stanie współpracować po raz drugi, aby wygrać cud Waszyngtonu dla Ukrainy?
Niewątpliwie członkostwo Ukrainy w NATO leży również w interesie Polski, ponieważ jest to najlepsza gwarancja bezpieczeństwa nie tylko dla Ukrainy, ale dla całego naszego regionu i całego obszaru euroatlantyckiego. Dlatego widzimy, że Polska również bardzo aktywnie lobbuje na naszą rzecz w tej sprawie.
Stawiamy sobie za zadanie otrzymanie zaproszenia do NATO już na lipcowym szczycie w Waszyngtonie. I myślę, że jest w pełni uzasadnione i całkiem realistyczne. Potrzebujemy do tego tylko woli politycznej wszystkich państw członkowskich NATO
Przede wszystkim powinna ona opierać się na pragmatyzmie i na tym, co już uważamy za fakt dokonany: z wojskowego punktu widzenia Ukraina już zachowuje się jak członek NATO. Opanowaliśmy zachodnie modele broni, pokazaliśmy, że wartości, na których powstało NATO, nie są dla nas pustym słowem, że nie tylko o nich mówimy, ale także jesteśmy gotowi ich bronić za cenę własnego życia. Członkostwo Ukrainy w Sojuszu tylko wzmocni tę strukturę i będzie dodatkową zachętą dla wielu innych sojuszników do wzmocnienia swoich zdolności wojskowych.
A co ze współpracą w dziedzinie bezpieczeństwa między Polską a Ukrainą? Jak znacząca jest pomoc udzielona Ukrainie przez Polskę w ciągu ostatnich dwóch lat, w tym pomoc wojskowa? Czy możemy spodziewać się utworzenia wspólnych przedsiębiorstw obronnych?
Polska była jednym z pierwszych krajów, które wyciągnęły pomocną dłoń do Ukrainy. Polska była jednym z pierwszych krajów, które zapewniły Ukrainie wsparcie wojskowe, długo oczekiwane czołgi Leopard, i uczestniczy w międzynarodowych koalicjach stworzonych w celu wzmocnienia ukraińskich zdolności obronnych. Rola Polski w ochronie państwa ukraińskiego przed rosyjskim agresorem jest ogromna.
Warszawa jest zainteresowana zwycięstwem Ukrainy, bo pełne i sprawiedliwe zwycięstwo Ukrainy, które będzie polegało na wyparciu wojsk rosyjskich z całego naszego terytorium, w tym z Krymu i Donbasu, to także dodatkowa gwarancja bezpieczeństwa dla Polski
Zdając sobie z tego sprawę, Polska deklaruje i robi wszystko, co możliwe, aby wzmocnić zdolności obronne Ukrainy. Nie tylko w słowach, ale także w praktycznych działaniach, a dostawy broni i amunicji są kontynuowane.
Duża umowa między Polską a Ukrainą: kiedy ten dokument może zostać podpisany?
Wszystkie nasze umowy między Ukrainą a Polską są duże. Nie mamy małych umów, ponieważ wszystkie są bardzo ważne. A jeśli mówimy o tej fundamentalnej umowie z 1992 roku, którą chcemy trochę zmodyfikować do obecnych realiów, to praca nad tym dokumentem jest bardzo żmudna i trwa. W tej chwili pracuje nad nim strona polska. Ale dużo uwagi poświęcamy też przygotowaniu umowy o gwarancjach bezpieczeństwa. Polska przystąpiła do deklaracji G7, przyjętej w ubiegłym roku podczas szczytu NATO w Wilnie. Jednym z zapisów tej deklaracji jest zawarcie dwustronnych umów o gwarancjach bezpieczeństwa. Wspólnie z Polską pracujemy nad taką umową, która jasno określi zadania i działania Polski i Ukrainy na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa. Mamy nadzieję, że prace nad tym dokumentem zakończą się jak najszybciej, bo jest to dokument o tym, co dotyczy nas wszystkich tu i teraz.
Nie zwracaliśmy się ani do strony polskiej, ani do żadnego z naszych partnerów o jakąkolwiek pomoc w kwestii powrotu naszych obywateli na Ukrainę – powiedział ambasador nadzwyczajny i pełnomocny Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz w wywiadzie dla serwisu Sestry
Podczas gdy Ukraina chce sprowadzić mężczyzn nadających się do służby wojskowej z zagranicy powrotem do kraju, działacze na rzecz praw człowieka, eksperci i sami wojskowi, którzy rozmawiali z serwisem Sestry, są przekonani, że takie środki nie pomogą zwiększyć zdolności obronnych kraju. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podkreśla, że to krok tymczasowy. Jednocześnie szef resortu Dmytro Kułeba podkreśla, że przebywanie za granicą nie zwalnia z obowiązków wobec ojczyzny. Niektóre kraje europejskie przyznają, że mogą pomóc Ukrainie w sprowadzeniu jej obywateli.
Bez paszportów
23 kwietnia wszystkie ukraińskie konsulaty za granicą zawiesiły obsługę mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat. Ograniczenia te zostały określone w ustawie o mobilizacji, przyjętej przez Radę Najwyższą 11 kwietnia i podpisanej przez prezydenta 16 kwietnia. Zgodnie z dokumentem mężczyznom w wieku poborowym, którzy przebywają za granicą i nie zaktualizowali swoich danych w Wojskowym Biurze Rejestracji i Poboru (TCK), można odmówić usług konsularnych. Nowe prawo wejdzie jednak w życie dopiero 18 maja. Ponadto przepisy przewidują, że dane mogą być aktualizowane zaocznie, bez konieczności powrotu do Ukrainy, na przykład za pośrednictwem szafki elektronicznej. Obecnie nie ma jednak żadnego mechanizmu, który by to umożliwiał. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy obiecuje przedstawić dodatkowe wyjaśnienia w odpowiednim czasie, ale do tego momentu mężczyźni w wieku poborowym będą w rzeczywistości pozbawieni możliwości korzystania z usług konsularnych.
W wywiadzie dla Sestr ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz podkreśla, że to są środki tymczasowe, dodając, że ograniczenia dotyczą tylko przyjmowania wniosków od mężczyzn w wieku poborowym. Jeśli jednak obywatel Ukrainy wpadnie w jakieś kłopoty i będzie potrzebował wsparcia konsularnego, otrzyma taką pomoc, niezależnie od tego, czy jest w wieku wojskowym, czy nie. Ponadto według Zwarycza wszystkie wnioski złożone w urzędach konsularnych przed 23 kwietnia, w tym te dotyczące paszportów, są rozpatrywane i dokumenty zostaną wydane:
– Po 18 maja wnioski będą przyjmowane dla wszystkich kategorii mężczyzn. Będą jednak oczywiście pewne dodatkowe wymagania, które wnioskodawca zgodnie z prawem musi spełnić, aby otrzymać odpowiednią obsługę konsularną.
Ukraiński rząd zakazał również przekazywania zagranicznych paszportów i paszportów obywatela Ukrainy za granicę. W związku z tym mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat mogą otrzymać swoje dokumenty tylko w Ukrainie. Zakaz ten miał być ograniczony do osób w wieku poborowym, które mają podstawy prawne do zwolnienia ze służby wojskowej. Wygląda jednak na to, że – przynajmniej na razie – dotyczy on wszystkich bez wyjątku.
Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych powołuje się na społeczne zapotrzebowanie na sprawiedliwość jako argument przemawiający za takimi środkami.
– Obecnie wygląda to tak, że mężczyzna w wieku poborowym wyjechał za granicę, pokazał swojemu państwu, że nie dba o jego przetrwanie, a następnie wraca i chce otrzymywać usługi od tego państwa. To nie działa w ten sposób. W naszym kraju toczy się wojna – wyjaśnia minister Dmytro Kułeba.
Przypomina również, że obowiązek aktualizacji danych w terytorialnych centrach rekrutacyjnych istniał jeszcze przed przyjęciem nowej ustawy mobilizacyjnej, a pobyt za granicą nie zwalnia obywatela z jego obowiązków wobec ojczyzny.
Kiedy jest wojna, nie ma dobrych rozwiązań
– Z pewnością istnieje zapotrzebowanie na sprawiedliwość, mówi emerytowany młodszy sierżant Sił Zbrojnych Ukrainy Jurij Gudymenko – zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki, w jakich obecnie działa ukraińskie wojsko. Armia jest najbardziej pozbawioną praw i uciskaną częścią społeczeństwa. To fakt. Nawet więźniowie w Ukrainie mają więcej praw niż wojskowi. A poza tym w przeciwieństwie do wojskowych wiedzą, kiedy zostaną zwolnieni. Kiedy wojsko zaczęło zdawać sobie sprawę, że ktoś inny czuje się źle, przez jakiś czas działało to na rzecz podniesienia morale, przynajmniej w kręgu osób, z którymi rozmawiam. Brzmi to bardzo cynicznie, ale zadziałało, bo niestety teraz nie możemy zrobić wiele lepszego dla armii.
Jednocześnie zdaniem Gudymenki nie ma żadnych praktycznych korzyści z takich kroków. Tyle że nie ma alternatywy:
– Jeśli nazywamy ten krok nieskutecznym, to prawdopodobnie mamy na myśli to, że gdzieś są inne możliwości, które będą skuteczne w sprowadzaniu gotowych do walki ludzi z zagranicy do Ukrainy. Proszę, podpowiedz mi przynajmniej jedno rozwiązanie, jakiekolwiek rozwiązanie, które pozwoli nam sprowadzić do Ukrainy co najmniej dziesięć procent tych zdolnych do walki mężczyzn, którzy wyjechali do końca roku. I na tym rozmowa się kończy, bo takich rozwiązań po prostu nie ma. Wszyscy ci, którzy chcieli bronić Ukrainy, wrócili w 2022 i 2024 r., kiedy morale było takie, że gdybyśmy rozpoczęli kontrofensywę – wygralibyśmy. Teraz możemy mówić tylko o pojedynczych przypadkach. Spójrzmy na tę sytuację w następujący sposób: mieliśmy wypadek z całym krajem, w którym nasz samochód został potrącony przez ciężarówkę.
Kiedy toczy się wojna z największym krajem na świecie, nie ma dobrych rozwiązań dla wielu kwestii
Ołeksandr Pawliczenko, dyrektor wykonawczy Ukraińskiej Helsińskiej Unii Praw Człowieka, uważa, że pozbawienie ukraińskich mężczyzn za granicą usług konsularnych jest bardziej zemstą na tych, którzy wyjechali, choć przedstawia się to pod pozorem zwiększonej mobilizacji. Jego zdaniem kiedy państwo zaczyna odwoływać się do ustawy, która nawet jeszcze nie istnieje w sferze prawnej, jest to kiepska historia:
– Wizerunkowo to strata dla Ukrainy. Oczywiście, jeśli chodzi o uciekinierów, należy ich znaleźć i sprowadzić. Ale faktem jest, że nie jest to sposób na ich znalezienie i sprowadzenie. Jeśli już wyjechali, to wyjechali ze swoimi dokumentami, chyba że ktoś zgubił paszport, został mu on skradziony lub uszkodzony. Jednak nawet wtedy nie ma logicznego powodu, aby ktoś taki szedł po nowy paszport do konsulatu, wiedząc, że nie będzie mógł ponownie wyjechać z Ukrainy. To wyjątkowo nieprzemyślany krok.
Reakcja międzynarodowa
W komentarzu dla Radia Swoboda rzecznik Departamentu Stanu USA Daniel Sizek nazwał zawieszenie usług konsularnych dla ukraińskich mężczyzn skomplikowaną kwestią, zastrzegając, że jasne jest, że siły zbrojne potrzebują ludzi do obrony kraju, a rząd USA szanuje prawo ukraińskich władz do określania swojej polityki.
Z kolei według stacji Deutsche Welle decyzja Ukrainy o zawieszeniu usług konsularnych dla mężczyzn nie wpłynie na ich status uchodźcy w Niemczech.
Tymczasem prezydent Litwy Gitanas Naus?da i premier Ingrida Šimonite powiedzieli, że ich kraj może pomóc Ukrainie w sprowadzaniu mężczyzn w wieku wojskowym. Według Alvydasa Medalinskasa, analityka politycznego z Uniwersytetu Mykolasa Romerisa w Wilnie, to była „raczej impulsywna reakcja”:
– W ostatnich dniach zaczęli się z niej wycofywać. Podczas ostatniego wywiadu dla litewskiego radia państwowego zarówno prezydent, jak premierka powiedzieli, że zamierzają pomóc po konsultacjach z partnerami z UE i Ukrainy.
Musieli zdać sobie sprawę, że obecnie nie ma ku temu prawie żadnych podstaw prawnych ani środków technicznych
Ihor Hawryliuk, analityk stosunków polsko-ukraińskich w Warszawie, wyjaśnia, że w Polsce pomysł pomocy Ukrainie w sprowadzaniu mężczyzn w wieku wojskowym był ogólnie popierany, ale jest to niezwykle złożona kwestia i powinna być rozpatrywana w trzech wymiarach: prawnym, politycznym i ekonomicznym. Jednocześnie zaznacza, że polski minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński powiedział, iż dopóki nie zostaną podjęte inne decyzje w sprawie zasad pobytu Ukraińców w Polsce, obywatele Ukrainy, nawet ci z przeterminowanymi dokumentami, będą chronieni:
– Wicepremier i minister obrony w rządzie Tuska Władysław Kosiniak-Kamysz dość przychylnie zareagował na wprowadzenie ograniczeń w usługach konsularnych dla ukraińskich mężczyzn w wieku mobilizacyjnym, a nawet stwierdził, że Polska może pomóc im w powrocie do domu. Taką reakcję lidera Polskiego Stronnictwa Ludowego można tłumaczyć chęcią pozyskania sympatii niektórych ugrupowań wyborczych przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w dniach 6-9 czerwca 2024 roku. Z jednej strony szef polskiego MSZ Radosław Sikorski wyraził zrozumienie dla potrzeby powrotu Ukraińców w wieku mobilizacyjnym.
Z drugiej strony podkreślił, że inicjatywa powinna wyjść od Ukrainy, biorąc pod uwagę jej niejednoznaczny charakter etyczny, przenosząc tym samym odpowiedzialność za pierwszy krok na Kijów
Tak więc, podsumowuje Ihor Hawryliuk, brak jasnego, wspólnego stanowiska najprawdopodobniej oznacza, że rząd Tuska nie ma jeszcze praktycznego rozwiązania, a załatwienie tych kwestii może zająć miesiące. Jest też inny ważny czynnik, który polskie władze muszą wziąć pod uwagę:
– Ukraińscy mężczyźni odgrywają ważną rolę w polskiej gospodarce, więc próby sprowadzenia ich z powrotem na Ukrainę mogą spowodować masowy exodus do krajów sąsiednich, takich jak Niemcy czy Czechy.
Czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavsky oświadczył jednak, że jego kraj nie wspiera ukraińskich mężczyzn próbujących ukryć się przed mobilizacją w Ukrainie, pozostając za granicą.
Obecnie w krajach UE mieszka około 4,3 mln Ukraińców, z czego około 860 tys. to dorośli mężczyźni. Olha Stefaniszyna, wicepremierka Ukrainy ds. integracji europejskiej, zapewniła, że nikt nie zostanie sprowadzony siłą. Według niej aktualizacja danych w TCK nie oznacza automatycznego wysłania na front – ukraińskie władze chcą przede wszystkim określić potencjał mobilizacyjny państwa.
Paradoksalnie jednak, efekt może być odwrotny. Według Ołeksandra Pawliczenki procedura uruchomiona przez państwo raczej ujawni problem braku rezerwy mobilizacyjnej i nieefektywności procesu i mobilizacji w ogóle:
– Wszystko zaczęło się od tego, że w 2023 r. zlikwidowano komisariaty wojskowe, a mobilizacja w zasadzie się nie powiodła. Wtedy państwo zaczęło szukać winnych i wskazywać ich palcem.
Obrońca praw człowieka podkreśla, że w żaden sposób nie usprawiedliwia osób uchylających się od obowiązków, ale obwinianie wszystkich jest złą praktyką:
– Mówimy o całej populacji mężczyzn w wieku powyżej 18 lat. Niektórzy z nich wyjechali z powodów prawnych. Nawiasem mówiąc, to właśnie ci, którzy wyjechali z fałszywymi zaświadczeniami, których teraz nie można sprawdzić, a także udawani rodzice z wieloma dziećmi i towarzyszące im osoby niepełnosprawne, zrobili z tego cały biznes. W tamtych czasach trzeba było zainstalować filtry, aby powstrzymać takie manipulacje.
Ci, którzy mają podstawy prawne do wyjazdu, mogą poddać się weryfikacji w TCK. Ale na pewno nie zostaną włączeni do rezerwy mobilizacyjnej
Podczas gdy Ukraina chce sprowadzić mężczyzn nadających się do służby wojskowej z zagranicy powrotem do kraju, działacze na rzecz praw człowieka, eksperci i sami wojskowi, którzy rozmawiali z serwisem Sestry, są przekonani, że takie środki nie pomogą zwiększyć zdolności obronnych kraju. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych podkreśla, że to krok tymczasowy. Jednocześnie szef resortu Dmytro Kułeba podkreśla, że przebywanie za granicą nie zwalnia z obowiązków wobec ojczyzny. Niektóre kraje europejskie przyznają, że mogą pomóc Ukrainie w sprowadzeniu jej obywateli.
Bez paszportów
23 kwietnia wszystkie ukraińskie konsulaty za granicą zawiesiły obsługę mężczyzn w wieku od 18 do 60 lat. Ograniczenia te zostały określone w ustawie o mobilizacji, przyjętej przez Radę Najwyższą 11 kwietnia i podpisanej przez prezydenta 16 kwietnia. Zgodnie z dokumentem mężczyznom w wieku poborowym, którzy przebywają za granicą i nie zaktualizowali swoich danych w Wojskowym Biurze Rejestracji i Poboru (TCK), można odmówić usług konsularnych. Nowe prawo wejdzie jednak w życie dopiero 18 maja. Ponadto przepisy przewidują, że dane mogą być aktualizowane zaocznie, bez konieczności powrotu do Ukrainy, na przykład za pośrednictwem szafki elektronicznej. Obecnie nie ma jednak żadnego mechanizmu, który by to umożliwiał. Ministerstwo Spraw Zagranicznych Ukrainy obiecuje przedstawić dodatkowe wyjaśnienia w odpowiednim czasie, ale do tego momentu mężczyźni w wieku poborowym będą w rzeczywistości pozbawieni możliwości korzystania z usług konsularnych.
W wywiadzie dla Sestr ambasador Ukrainy w Polsce Wasyl Zwarycz podkreśla, że to są środki tymczasowe, dodając, że ograniczenia dotyczą tylko przyjmowania wniosków od mężczyzn w wieku poborowym. Jeśli jednak obywatel Ukrainy wpadnie w jakieś kłopoty i będzie potrzebował wsparcia konsularnego, otrzyma taką pomoc, niezależnie od tego, czy jest w wieku wojskowym, czy nie. Ponadto według Zwarycza wszystkie wnioski złożone w urzędach konsularnych przed 23 kwietnia, w tym te dotyczące paszportów, są rozpatrywane i dokumenty zostaną wydane:
– Po 18 maja wnioski będą przyjmowane dla wszystkich kategorii mężczyzn. Będą jednak oczywiście pewne dodatkowe wymagania, które wnioskodawca zgodnie z prawem musi spełnić, aby otrzymać odpowiednią obsługę konsularną.
Ukraiński rząd zakazał również przekazywania zagranicznych paszportów i paszportów obywatela Ukrainy za granicę. W związku z tym mężczyźni w wieku od 18 do 60 lat mogą otrzymać swoje dokumenty tylko w Ukrainie. Zakaz ten miał być ograniczony do osób w wieku poborowym, które mają podstawy prawne do zwolnienia ze służby wojskowej. Wygląda jednak na to, że – przynajmniej na razie – dotyczy on wszystkich bez wyjątku.
Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych powołuje się na społeczne zapotrzebowanie na sprawiedliwość jako argument przemawiający za takimi środkami.
– Obecnie wygląda to tak, że mężczyzna w wieku poborowym wyjechał za granicę, pokazał swojemu państwu, że nie dba o jego przetrwanie, a następnie wraca i chce otrzymywać usługi od tego państwa. To nie działa w ten sposób. W naszym kraju toczy się wojna – wyjaśnia minister Dmytro Kułeba.
Przypomina również, że obowiązek aktualizacji danych w terytorialnych centrach rekrutacyjnych istniał jeszcze przed przyjęciem nowej ustawy mobilizacyjnej, a pobyt za granicą nie zwalnia obywatela z jego obowiązków wobec ojczyzny.
Kiedy jest wojna, nie ma dobrych rozwiązań
– Z pewnością istnieje zapotrzebowanie na sprawiedliwość, mówi emerytowany młodszy sierżant Sił Zbrojnych Ukrainy Jurij Gudymenko – zwłaszcza biorąc pod uwagę warunki, w jakich obecnie działa ukraińskie wojsko. Armia jest najbardziej pozbawioną praw i uciskaną częścią społeczeństwa. To fakt. Nawet więźniowie w Ukrainie mają więcej praw niż wojskowi. A poza tym w przeciwieństwie do wojskowych wiedzą, kiedy zostaną zwolnieni. Kiedy wojsko zaczęło zdawać sobie sprawę, że ktoś inny czuje się źle, przez jakiś czas działało to na rzecz podniesienia morale, przynajmniej w kręgu osób, z którymi rozmawiam. Brzmi to bardzo cynicznie, ale zadziałało, bo niestety teraz nie możemy zrobić wiele lepszego dla armii.
Jednocześnie zdaniem Gudymenki nie ma żadnych praktycznych korzyści z takich kroków. Tyle że nie ma alternatywy:
– Jeśli nazywamy ten krok nieskutecznym, to prawdopodobnie mamy na myśli to, że gdzieś są inne możliwości, które będą skuteczne w sprowadzaniu gotowych do walki ludzi z zagranicy do Ukrainy. Proszę, podpowiedz mi przynajmniej jedno rozwiązanie, jakiekolwiek rozwiązanie, które pozwoli nam sprowadzić do Ukrainy co najmniej dziesięć procent tych zdolnych do walki mężczyzn, którzy wyjechali do końca roku. I na tym rozmowa się kończy, bo takich rozwiązań po prostu nie ma. Wszyscy ci, którzy chcieli bronić Ukrainy, wrócili w 2022 i 2024 r., kiedy morale było takie, że gdybyśmy rozpoczęli kontrofensywę – wygralibyśmy. Teraz możemy mówić tylko o pojedynczych przypadkach. Spójrzmy na tę sytuację w następujący sposób: mieliśmy wypadek z całym krajem, w którym nasz samochód został potrącony przez ciężarówkę.
Kiedy toczy się wojna z największym krajem na świecie, nie ma dobrych rozwiązań dla wielu kwestii
Ołeksandr Pawliczenko, dyrektor wykonawczy Ukraińskiej Helsińskiej Unii Praw Człowieka, uważa, że pozbawienie ukraińskich mężczyzn za granicą usług konsularnych jest bardziej zemstą na tych, którzy wyjechali, choć przedstawia się to pod pozorem zwiększonej mobilizacji. Jego zdaniem kiedy państwo zaczyna odwoływać się do ustawy, która nawet jeszcze nie istnieje w sferze prawnej, jest to kiepska historia:
– Wizerunkowo to strata dla Ukrainy. Oczywiście, jeśli chodzi o uciekinierów, należy ich znaleźć i sprowadzić. Ale faktem jest, że nie jest to sposób na ich znalezienie i sprowadzenie. Jeśli już wyjechali, to wyjechali ze swoimi dokumentami, chyba że ktoś zgubił paszport, został mu on skradziony lub uszkodzony. Jednak nawet wtedy nie ma logicznego powodu, aby ktoś taki szedł po nowy paszport do konsulatu, wiedząc, że nie będzie mógł ponownie wyjechać z Ukrainy. To wyjątkowo nieprzemyślany krok.
Reakcja międzynarodowa
W komentarzu dla Radia Swoboda rzecznik Departamentu Stanu USA Daniel Sizek nazwał zawieszenie usług konsularnych dla ukraińskich mężczyzn skomplikowaną kwestią, zastrzegając, że jasne jest, że siły zbrojne potrzebują ludzi do obrony kraju, a rząd USA szanuje prawo ukraińskich władz do określania swojej polityki.
Z kolei według stacji Deutsche Welle decyzja Ukrainy o zawieszeniu usług konsularnych dla mężczyzn nie wpłynie na ich status uchodźcy w Niemczech.
Tymczasem prezydent Litwy Gitanas Naus?da i premier Ingrida Šimonite powiedzieli, że ich kraj może pomóc Ukrainie w sprowadzaniu mężczyzn w wieku wojskowym. Według Alvydasa Medalinskasa, analityka politycznego z Uniwersytetu Mykolasa Romerisa w Wilnie, to była „raczej impulsywna reakcja”:
– W ostatnich dniach zaczęli się z niej wycofywać. Podczas ostatniego wywiadu dla litewskiego radia państwowego zarówno prezydent, jak premierka powiedzieli, że zamierzają pomóc po konsultacjach z partnerami z UE i Ukrainy.
Musieli zdać sobie sprawę, że obecnie nie ma ku temu prawie żadnych podstaw prawnych ani środków technicznych
Ihor Hawryliuk, analityk stosunków polsko-ukraińskich w Warszawie, wyjaśnia, że w Polsce pomysł pomocy Ukrainie w sprowadzaniu mężczyzn w wieku wojskowym był ogólnie popierany, ale jest to niezwykle złożona kwestia i powinna być rozpatrywana w trzech wymiarach: prawnym, politycznym i ekonomicznym. Jednocześnie zaznacza, że polski minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński powiedział, iż dopóki nie zostaną podjęte inne decyzje w sprawie zasad pobytu Ukraińców w Polsce, obywatele Ukrainy, nawet ci z przeterminowanymi dokumentami, będą chronieni:
– Wicepremier i minister obrony w rządzie Tuska Władysław Kosiniak-Kamysz dość przychylnie zareagował na wprowadzenie ograniczeń w usługach konsularnych dla ukraińskich mężczyzn w wieku mobilizacyjnym, a nawet stwierdził, że Polska może pomóc im w powrocie do domu. Taką reakcję lidera Polskiego Stronnictwa Ludowego można tłumaczyć chęcią pozyskania sympatii niektórych ugrupowań wyborczych przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, które odbędą się w dniach 6-9 czerwca 2024 roku. Z jednej strony szef polskiego MSZ Radosław Sikorski wyraził zrozumienie dla potrzeby powrotu Ukraińców w wieku mobilizacyjnym.
Z drugiej strony podkreślił, że inicjatywa powinna wyjść od Ukrainy, biorąc pod uwagę jej niejednoznaczny charakter etyczny, przenosząc tym samym odpowiedzialność za pierwszy krok na Kijów
Tak więc, podsumowuje Ihor Hawryliuk, brak jasnego, wspólnego stanowiska najprawdopodobniej oznacza, że rząd Tuska nie ma jeszcze praktycznego rozwiązania, a załatwienie tych kwestii może zająć miesiące. Jest też inny ważny czynnik, który polskie władze muszą wziąć pod uwagę:
– Ukraińscy mężczyźni odgrywają ważną rolę w polskiej gospodarce, więc próby sprowadzenia ich z powrotem na Ukrainę mogą spowodować masowy exodus do krajów sąsiednich, takich jak Niemcy czy Czechy.
Czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavsky oświadczył jednak, że jego kraj nie wspiera ukraińskich mężczyzn próbujących ukryć się przed mobilizacją w Ukrainie, pozostając za granicą.
Obecnie w krajach UE mieszka około 4,3 mln Ukraińców, z czego około 860 tys. to dorośli mężczyźni. Olha Stefaniszyna, wicepremierka Ukrainy ds. integracji europejskiej, zapewniła, że nikt nie zostanie sprowadzony siłą. Według niej aktualizacja danych w TCK nie oznacza automatycznego wysłania na front – ukraińskie władze chcą przede wszystkim określić potencjał mobilizacyjny państwa.
Paradoksalnie jednak, efekt może być odwrotny. Według Ołeksandra Pawliczenki procedura uruchomiona przez państwo raczej ujawni problem braku rezerwy mobilizacyjnej i nieefektywności procesu i mobilizacji w ogóle:
– Wszystko zaczęło się od tego, że w 2023 r. zlikwidowano komisariaty wojskowe, a mobilizacja w zasadzie się nie powiodła. Wtedy państwo zaczęło szukać winnych i wskazywać ich palcem.
Obrońca praw człowieka podkreśla, że w żaden sposób nie usprawiedliwia osób uchylających się od obowiązków, ale obwinianie wszystkich jest złą praktyką:
– Mówimy o całej populacji mężczyzn w wieku powyżej 18 lat. Niektórzy z nich wyjechali z powodów prawnych. Nawiasem mówiąc, to właśnie ci, którzy wyjechali z fałszywymi zaświadczeniami, których teraz nie można sprawdzić, a także udawani rodzice z wieloma dziećmi i towarzyszące im osoby niepełnosprawne, zrobili z tego cały biznes. W tamtych czasach trzeba było zainstalować filtry, aby powstrzymać takie manipulacje.
Ci, którzy mają podstawy prawne do wyjazdu, mogą poddać się weryfikacji w TCK. Ale na pewno nie zostaną włączeni do rezerwy mobilizacyjnej
Ukraińscy mężczyźni w wieku poborowym, którzy przebywają za granicą, mają ograniczony dostęp do usług konsularnych. Przewiduje to nowa ustawa o mobilizacji. Jednak takie ograniczenia miały wejść w życie nie wcześniej niż 18 maja. Nagłe wstrzymanie pod koniec kwietnia wszystkich usług konsularnych, z wyjątkiem wydawania dowodów osobistych na powrót do Ukrainy, spowodowało chaos i wywołało falę oburzenia wśród Ukraińców za granicą
"Musimy bronić tego, co mamy, do końca, i to doceniać. Bo właśnie Marija Prymaczenko kochała swoją naturę, kulturę, swój kraj i swoją rodzinę. Kiedy był ten cały sowietyzm, kiedy artyści byli zmuszani do wprowadzania pewnych aspektów (sowieckich - PAP) do swojej twórczości, Maria bardzo pięknie tego unikała. Zawsze pozostawała sobą, nie pozwalała nikomu zmieniać siebie i swojej twórczości" - podkreśla Anastasija Prymaczenko, prawnuczka Marii Prymaczenko oraz założycielka i dyrektorka Fundacji Rodziny Prymaczenko.
Jej zdaniem Maria Prymaczenko nie miała innego wyboru, jak dołączyć do świata sztuki, ponieważ pochodziła z twórczej rodziny. "Wszystko, co spotkało ją w życiu, skłoniło ją do tworzenia sztuki, do stworzenia swojego fantastycznego, cudownego świata. Urodziła się w bardzo kreatywnej rodzinie. Jej ojciec Oksentij był cieślą i wszechstronną osobowością. Rzeźbił z drewna. Matka Marii była miejscową znaną hafciarką"- opowiada prawnuczka Prymaczenko.
Malarstwo Marii Prymaczenko często nazywa się "sztuką naiwną". "Mój dziadek Fedir, syn Marii, naprawdę niel ubił tego określenia. Bo to wcale nie jest sztuka naiwna. To sztuka współczesna, która nie przypomina niczego istniejącego w ogóle. To nowy świat, który ma wiele znaczeń i swoją silną filozofię. Tak więc naiwność jest bardzo złym sposobem opisywania Marii i jej pracy" - zaznacza Anastasija.
Dla Prymaczenko wojna była bardzo bolesnym tematem. "Jej biografia i historia są bardzo zbliżone do obecnych wydarzeń. Maria straciła ukochanego, a wojna odebrała jej szansę na szczęście. W obrazach o tematyce wojennej pokazywała walkę dobra ze złem. W jej obrazach widzimy, że dobro zawsze zwycięża" - opowiada Anastasija.
Wioska Marii znajdowała się w pobliżu strefy czarnobylskiej. Katastrofa w elektrowni atomowej była dla niej tragiczną i osobistą historią, która wpłynęła na jej twórczość.
"Jej siostrzeniec Walerij Chodymczuk był w dzień awarii właśnie w tym reaktorze. To była jego zmiana w pracy. Zmarł zaraz po wypadku. Wszystkie obrazy z motywem Czarnobyla były dedykowane właśnie jemu. Na przykład jej kultowy obraz przedstawiający lecącego ptaka z tytułem +Ciało rozproszone na milion atomów+" - opowiada Anastasija.
Marija Prymaczenko stworzyła ponad 3 tys. obrazów. "Przez całe dzieciństwo słuchałam od dziadków, jak to się odbywało. Malowała codziennie, zawsze wiedziała, że ktoś na pewno dziś do niej przyjdzie. Ich dom rodzinny był jak otwarta galeria, która działa 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Było to miejsce, w którym przyjmowało się gości i rozmawiało o sztuce" - przypomina Anastasija.
Obrazy malarki są rozrzucone po całym świecie, ponieważ "jeśli kogoś lubiła, zawsze dawała mu obraz lub dwa. Obrazy mogły nie być jeszcze gotowe, ale i tak je rozdawała" - mówi prawnuczka Prymaczenko.
"Marija inspiruje wielu artystów i Ukraińców. Na szczęście od początku inwazji [Rosji na Ukrainę] na pełną skalę zaczęliśmy doceniać to, co nasze. Powiem szczerze, że od wielu lat o to walczę, promuję sztukę Marii w Ukrainie i na świecie. W Ukrainie było to dla mnie trudne, ponieważ widziałam, że nasi ludzie w większości nie wiedzieli, kim naprawdę była Marija Prymaczenko. A teraz stało się to trendem. Bardzo trudno jest nie lubić artystki, która ma tak wiele obrazów i bajkowych postaci trafiających do serca".
Marija Prymaczenko (1909-1997) jest uważana za jedną z najważniejszych ukraińskich artystek XX wieku. Urodziła się w Błoniu na Polesiu w chłopskiej rodzinie. Choć nigdy nie otrzymała formalnego artystycznego wykształcenia, całe życie zajmowała się malarstwem i haftem. Jej prace prezentowane były na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku. W 1966 roku otrzymała Nagrodę Narodową im. Tarasa Szewczenki przyznawaną za szczególne osiągnięcia kulturalne.
Na stronie PAP tekst dostępny jest w języku ukraińskim.
"Musimy bronić tego, co mamy, do końca, i to doceniać. Bo właśnie Marija Prymaczenko kochała swoją naturę, kulturę, swój kraj i swoją rodzinę. Kiedy był ten cały sowietyzm, kiedy artyści byli zmuszani do wprowadzania pewnych aspektów (sowieckich - PAP) do swojej twórczości, Maria bardzo pięknie tego unikała. Zawsze pozostawała sobą, nie pozwalała nikomu zmieniać siebie i swojej twórczości" - podkreśla Anastasija Prymaczenko, prawnuczka Marii Prymaczenko oraz założycielka i dyrektorka Fundacji Rodziny Prymaczenko.
Jej zdaniem Maria Prymaczenko nie miała innego wyboru, jak dołączyć do świata sztuki, ponieważ pochodziła z twórczej rodziny. "Wszystko, co spotkało ją w życiu, skłoniło ją do tworzenia sztuki, do stworzenia swojego fantastycznego, cudownego świata. Urodziła się w bardzo kreatywnej rodzinie. Jej ojciec Oksentij był cieślą i wszechstronną osobowością. Rzeźbił z drewna. Matka Marii była miejscową znaną hafciarką"- opowiada prawnuczka Prymaczenko.
Malarstwo Marii Prymaczenko często nazywa się "sztuką naiwną". "Mój dziadek Fedir, syn Marii, naprawdę niel ubił tego określenia. Bo to wcale nie jest sztuka naiwna. To sztuka współczesna, która nie przypomina niczego istniejącego w ogóle. To nowy świat, który ma wiele znaczeń i swoją silną filozofię. Tak więc naiwność jest bardzo złym sposobem opisywania Marii i jej pracy" - zaznacza Anastasija.
Dla Prymaczenko wojna była bardzo bolesnym tematem. "Jej biografia i historia są bardzo zbliżone do obecnych wydarzeń. Maria straciła ukochanego, a wojna odebrała jej szansę na szczęście. W obrazach o tematyce wojennej pokazywała walkę dobra ze złem. W jej obrazach widzimy, że dobro zawsze zwycięża" - opowiada Anastasija.
Wioska Marii znajdowała się w pobliżu strefy czarnobylskiej. Katastrofa w elektrowni atomowej była dla niej tragiczną i osobistą historią, która wpłynęła na jej twórczość.
"Jej siostrzeniec Walerij Chodymczuk był w dzień awarii właśnie w tym reaktorze. To była jego zmiana w pracy. Zmarł zaraz po wypadku. Wszystkie obrazy z motywem Czarnobyla były dedykowane właśnie jemu. Na przykład jej kultowy obraz przedstawiający lecącego ptaka z tytułem +Ciało rozproszone na milion atomów+" - opowiada Anastasija.
Marija Prymaczenko stworzyła ponad 3 tys. obrazów. "Przez całe dzieciństwo słuchałam od dziadków, jak to się odbywało. Malowała codziennie, zawsze wiedziała, że ktoś na pewno dziś do niej przyjdzie. Ich dom rodzinny był jak otwarta galeria, która działa 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu. Było to miejsce, w którym przyjmowało się gości i rozmawiało o sztuce" - przypomina Anastasija.
Obrazy malarki są rozrzucone po całym świecie, ponieważ "jeśli kogoś lubiła, zawsze dawała mu obraz lub dwa. Obrazy mogły nie być jeszcze gotowe, ale i tak je rozdawała" - mówi prawnuczka Prymaczenko.
"Marija inspiruje wielu artystów i Ukraińców. Na szczęście od początku inwazji [Rosji na Ukrainę] na pełną skalę zaczęliśmy doceniać to, co nasze. Powiem szczerze, że od wielu lat o to walczę, promuję sztukę Marii w Ukrainie i na świecie. W Ukrainie było to dla mnie trudne, ponieważ widziałam, że nasi ludzie w większości nie wiedzieli, kim naprawdę była Marija Prymaczenko. A teraz stało się to trendem. Bardzo trudno jest nie lubić artystki, która ma tak wiele obrazów i bajkowych postaci trafiających do serca".
Marija Prymaczenko (1909-1997) jest uważana za jedną z najważniejszych ukraińskich artystek XX wieku. Urodziła się w Błoniu na Polesiu w chłopskiej rodzinie. Choć nigdy nie otrzymała formalnego artystycznego wykształcenia, całe życie zajmowała się malarstwem i haftem. Jej prace prezentowane były na Wystawie Światowej w Paryżu w 1937 roku. W 1966 roku otrzymała Nagrodę Narodową im. Tarasa Szewczenki przyznawaną za szczególne osiągnięcia kulturalne.
Na stronie PAP tekst dostępny jest w języku ukraińskim.
Musimy się uczyć od Marii Prymaczenko nigdy się nie poddawać. Musimy być ludźmi, którzy znają swoją wartość i wyjątkowość, swoją kulturę i korzenie - powiedziała Anastasija Prymaczenko, prawnuczka jednej z najważniejszych ukraińskich artystek.
Zeitenwende [„punkt zwrotny] to po Blitzkrieg [„wojna błyskawiczna] czy Weltschmerz [„ból istnienia] jedno z niewielu niemieckich słów, które naprawdę weszły do międzynarodowego żargonu. Kanclerz Olaf Scholz użył go w swoim (imponującym) przemówieniu 27 lutego 2022 r. – trzy dni po rozpoczęciu pełnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Miał na myśli to, że Niemcy zasadniczo przemyślą swoje podejście do wszystkich kwestii wojskowych, odrzucą swój zwyczajowy pacyfizm i wreszcie zaczną poważnie przygotowywać się do obrony siebie i swoich sojuszników oraz do pomocy Ukrainie w walce z rosyjską napaścią. Ponad dwa lata później, gdy wojna wciąż trwa, a Ukraina jest w trudnej sytuacji, nadszedł czas, aby zapytać, co wynikło z deklaracji kanclerza Scholza.
Plus ça change...
Oczywiście, istnieją dowody na rzeczywistej zmiany: dzięki specjalnemu funduszowi rządowemu (opartemu na pożyczkach) niemieckie wydatki na obronność dziś i przez następne 2 lata przekroczą obiecane w 2022 roku 2% PKB – od dawna żądane przez sojuszników z NATO.
Niemieckie dostawy wojskowe na Ukrainę zajmują obecnie drugie miejsce po amerykańskich i znacznie wyprzedzają brytyjskie, francuskie i polskie. Ministerstwo Obrony RFN przygotowuje się do wysłania do Litwy na stałe całej brygady w celu wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius (według sondaży najpopularniejszy polityk w kraju) mówi o potrzebie przygotowania Bundeswehry do wojny, przełamując tabu w niemieckiej terminologii politycznej.
Co najważniejsze, z politycznego punktu widzenia zniknęły wszelkie złudzenia, że możliwe będzie nawiązanie dialogu z Putinem i przekonanie go do zakończenia wojny, które istniały jeszcze w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę. Ulotniła się także cała wcześniejsza optymistyczna retoryka o budowaniu bezpieczeństwa europejskiego z Rosją, a nie przeciwko niej.
Ale jest też wiele dowodów na coś przeciwnego: chociaż pod względem ilości i jakości niemiecka broń dostarczana Ukrainie przez Niemcy przeszła długą drogę od niesławnych 5000 hełmów dostarczonych na początku lutego 2022 r. – w oczach większości ekspertów wojskowych ogólny obraz pozostaje taki sam: za mało i za późno.
Od systemów obrony powietrznej po artylerię, od bojowych wozów piechoty po główne czołgi – niemiecki rząd początkowo odmówił dostaw, a następnie niechętnie, po stracie cennego czasu, ostatecznie godził się na dostawy, ale często w dawkach homeopatycznych
Jeśli chodzi o niemieckie pociski manewrujące Taurus, które byłyby wielką pomocą dla Ukrainy w obecnej krytycznej sytuacji, kanclerz Scholz złożył kategoryczne oświadczenie: nie zgodziłby się na ich dostawę na Ukrainę, ponieważ jego zdaniem nie można zagwarantować, że broń ta nie zostanie użyta przeciwko celom w samej Rosji (tylko na tymczasowo okupowanych terytoriach). Ponadto dostarczenie tych pocisków wymagałoby obecności niemieckich żołnierzy w Ukrainie, co Scholz zawsze odrzucał. Z politycznego punktu widzenia jego odmowa wezwania do doprowadzenie do zwycięstwa Ukrainy i porażki Rosji jest bardzo wymowna.
Źródło problemu
Powód tej niechęci do poparcia słów czynami jest tak złożony, jak wszystko inne w Niemczech. Znaczna część gospodarczego, społecznego i politycznego sukcesu Niemiec od czasu zjednoczenia w 1990 r. została zbudowana na szczególnym „modelu biznesowym”: tanie bezpieczeństwo z USA, tania energia z Rosji i nieograniczone rynki eksportowe, głównie w Chinach. Oznaczało to, że Niemcy mogły skupić się na wzroście gospodarczym i nie martwić się o geopolitykę i bezpieczeństwo międzynarodowe. Ale wszystkie trzy gałęzie tego modelu obecnie albo nie istnieją, albo przynajmniej są poważnie kwestionowane.
Niemieckiej elicie politycznej i biznesowej, która tak dobrze funkcjonowała przez trzy dekady, dostosowanie się do nowej rzeczywistości zajmie trochę czasu
Jest jeszcze Socjaldemokratyczna Partia Niemiec kanclerza Scholza, najsilniejszy partner w obecnej koalicji w Berlinie. Jedynym wkładem tej siły politycznej w politykę światową była „Ostpolitik” kanclerza Willy'ego Brandta sprzed prawie 60 lat (wszystkie inne ważne decyzje w historii Republiki Federalnej podejmowali kanclerze z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – od Konrada Adenauera po Helmuta Kohla i Angelę Merkel).
Tak więc nawet dziś Partia Socjaldemokratyczna odczuwa „fantomowy ból Ostpolitik” i z nostalgią wspomina czasy, gdy była orędowniczką budowania mostów z Rosją. Obecna kampania wyborcza socjaldemokratów do Parlamentu Europejskiego opiera się na idei „partii pokoju”. Odmowa dostarczenia rakiet Taurus i wojsk NATO do Ukrainy, a także odmowa mówienia o koniecznej klęsce Rosji, są w dużej mierze częścią tej kampanii..
Na bardziej ogólnym poziomie Niemcy wyciągnęli błędne lekcje z agresji swoich dziadków podczas II wojny światowej: że siła militarna jest z natury zła
Tak jak idea, że siła militarna może być niezbędna do walki ze złem, była tylko częściowo obecna w niemieckim społeczeństwie podczas zimnej wojny i całkowicie zniknęła w ciągu 30 lat od jej zakończenia. Ponownie: potrzeba czasu, by to zmienić na szerokim poziomie społecznym.
Co powinno się stać
Co można zrobić, aby przyspieszyć zmiany w Niemczech? Wzmocnienie woli politycznej i przywództwa jest łatwiejsze do zapostulowania niż do zrobienia – ale sprawa sprowadza się do tego. Trzy rzeczy mogą pomóc w tym procesie.
Po pierwsze, niemieckie społeczeństwo obywatelskie musi stać się bardziej odważne. Partie polityczne, organizacje pozarządowe, ośrodki analityczne i sieci wolontariuszy powinny nieustannie przekazywać komunikat, że Niemcy muszą w pełni, a nie połowicznie, przyjąć zmianę swojego strategicznego podejścia – i że łatwe czasy się skończyły. Oznacza to znacznie bardziej krytyczną ocenę grzechów ostatnich trzech dekad.
Po drugie, przyjaciele i sojusznicy Niemiec muszą wysunąć się na pierwszy plan w mądrzejszy sposób. Słynne stwierdzenie Radka Sikorskiego z 2011 roku („Niemieckiej siły obawiam się mniej niż niemieckiej bezczynności”) było tego radykalnym przykładem. Publiczne wyrażanie obrzydzenia i podejrzeń, że Niemcy wciąż są w zmowie z Rosją, to zła droga. Znacznie lepszym podejściem jest budowanie oczekiwań opartych na sympatii.
Po trzecie, tylko nowy kanclerz może zakończyć Zeitenwende. Według sondaży, może nim być Friedrich Merz z chrześcijańskich demokratów – ale miejmy nadzieję, że na czele koalicji, która będzie miała większy konsensus w sprawie bezpieczeństwa niż obecnie.
Z niewielką pomocą niemieckich przyjaciół i społeczeństwa obywatelskiego niemiecka polityka w końcu dokona właściwego wyboru. A wtedy szklanka wreszcie będzie pełna po brzegi
Zeitenwende [„punkt zwrotny] to po Blitzkrieg [„wojna błyskawiczna] czy Weltschmerz [„ból istnienia] jedno z niewielu niemieckich słów, które naprawdę weszły do międzynarodowego żargonu. Kanclerz Olaf Scholz użył go w swoim (imponującym) przemówieniu 27 lutego 2022 r. – trzy dni po rozpoczęciu pełnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Miał na myśli to, że Niemcy zasadniczo przemyślą swoje podejście do wszystkich kwestii wojskowych, odrzucą swój zwyczajowy pacyfizm i wreszcie zaczną poważnie przygotowywać się do obrony siebie i swoich sojuszników oraz do pomocy Ukrainie w walce z rosyjską napaścią. Ponad dwa lata później, gdy wojna wciąż trwa, a Ukraina jest w trudnej sytuacji, nadszedł czas, aby zapytać, co wynikło z deklaracji kanclerza Scholza.
Plus ça change...
Oczywiście, istnieją dowody na rzeczywistej zmiany: dzięki specjalnemu funduszowi rządowemu (opartemu na pożyczkach) niemieckie wydatki na obronność dziś i przez następne 2 lata przekroczą obiecane w 2022 roku 2% PKB – od dawna żądane przez sojuszników z NATO.
Niemieckie dostawy wojskowe na Ukrainę zajmują obecnie drugie miejsce po amerykańskich i znacznie wyprzedzają brytyjskie, francuskie i polskie. Ministerstwo Obrony RFN przygotowuje się do wysłania do Litwy na stałe całej brygady w celu wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius (według sondaży najpopularniejszy polityk w kraju) mówi o potrzebie przygotowania Bundeswehry do wojny, przełamując tabu w niemieckiej terminologii politycznej.
Co najważniejsze, z politycznego punktu widzenia zniknęły wszelkie złudzenia, że możliwe będzie nawiązanie dialogu z Putinem i przekonanie go do zakończenia wojny, które istniały jeszcze w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę. Ulotniła się także cała wcześniejsza optymistyczna retoryka o budowaniu bezpieczeństwa europejskiego z Rosją, a nie przeciwko niej.
Ale jest też wiele dowodów na coś przeciwnego: chociaż pod względem ilości i jakości niemiecka broń dostarczana Ukrainie przez Niemcy przeszła długą drogę od niesławnych 5000 hełmów dostarczonych na początku lutego 2022 r. – w oczach większości ekspertów wojskowych ogólny obraz pozostaje taki sam: za mało i za późno.
Od systemów obrony powietrznej po artylerię, od bojowych wozów piechoty po główne czołgi – niemiecki rząd początkowo odmówił dostaw, a następnie niechętnie, po stracie cennego czasu, ostatecznie godził się na dostawy, ale często w dawkach homeopatycznych
Jeśli chodzi o niemieckie pociski manewrujące Taurus, które byłyby wielką pomocą dla Ukrainy w obecnej krytycznej sytuacji, kanclerz Scholz złożył kategoryczne oświadczenie: nie zgodziłby się na ich dostawę na Ukrainę, ponieważ jego zdaniem nie można zagwarantować, że broń ta nie zostanie użyta przeciwko celom w samej Rosji (tylko na tymczasowo okupowanych terytoriach). Ponadto dostarczenie tych pocisków wymagałoby obecności niemieckich żołnierzy w Ukrainie, co Scholz zawsze odrzucał. Z politycznego punktu widzenia jego odmowa wezwania do doprowadzenie do zwycięstwa Ukrainy i porażki Rosji jest bardzo wymowna.
Źródło problemu
Powód tej niechęci do poparcia słów czynami jest tak złożony, jak wszystko inne w Niemczech. Znaczna część gospodarczego, społecznego i politycznego sukcesu Niemiec od czasu zjednoczenia w 1990 r. została zbudowana na szczególnym „modelu biznesowym”: tanie bezpieczeństwo z USA, tania energia z Rosji i nieograniczone rynki eksportowe, głównie w Chinach. Oznaczało to, że Niemcy mogły skupić się na wzroście gospodarczym i nie martwić się o geopolitykę i bezpieczeństwo międzynarodowe. Ale wszystkie trzy gałęzie tego modelu obecnie albo nie istnieją, albo przynajmniej są poważnie kwestionowane.
Niemieckiej elicie politycznej i biznesowej, która tak dobrze funkcjonowała przez trzy dekady, dostosowanie się do nowej rzeczywistości zajmie trochę czasu
Jest jeszcze Socjaldemokratyczna Partia Niemiec kanclerza Scholza, najsilniejszy partner w obecnej koalicji w Berlinie. Jedynym wkładem tej siły politycznej w politykę światową była „Ostpolitik” kanclerza Willy'ego Brandta sprzed prawie 60 lat (wszystkie inne ważne decyzje w historii Republiki Federalnej podejmowali kanclerze z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – od Konrada Adenauera po Helmuta Kohla i Angelę Merkel).
Tak więc nawet dziś Partia Socjaldemokratyczna odczuwa „fantomowy ból Ostpolitik” i z nostalgią wspomina czasy, gdy była orędowniczką budowania mostów z Rosją. Obecna kampania wyborcza socjaldemokratów do Parlamentu Europejskiego opiera się na idei „partii pokoju”. Odmowa dostarczenia rakiet Taurus i wojsk NATO do Ukrainy, a także odmowa mówienia o koniecznej klęsce Rosji, są w dużej mierze częścią tej kampanii..
Na bardziej ogólnym poziomie Niemcy wyciągnęli błędne lekcje z agresji swoich dziadków podczas II wojny światowej: że siła militarna jest z natury zła
Tak jak idea, że siła militarna może być niezbędna do walki ze złem, była tylko częściowo obecna w niemieckim społeczeństwie podczas zimnej wojny i całkowicie zniknęła w ciągu 30 lat od jej zakończenia. Ponownie: potrzeba czasu, by to zmienić na szerokim poziomie społecznym.
Co powinno się stać
Co można zrobić, aby przyspieszyć zmiany w Niemczech? Wzmocnienie woli politycznej i przywództwa jest łatwiejsze do zapostulowania niż do zrobienia – ale sprawa sprowadza się do tego. Trzy rzeczy mogą pomóc w tym procesie.
Po pierwsze, niemieckie społeczeństwo obywatelskie musi stać się bardziej odważne. Partie polityczne, organizacje pozarządowe, ośrodki analityczne i sieci wolontariuszy powinny nieustannie przekazywać komunikat, że Niemcy muszą w pełni, a nie połowicznie, przyjąć zmianę swojego strategicznego podejścia – i że łatwe czasy się skończyły. Oznacza to znacznie bardziej krytyczną ocenę grzechów ostatnich trzech dekad.
Po drugie, przyjaciele i sojusznicy Niemiec muszą wysunąć się na pierwszy plan w mądrzejszy sposób. Słynne stwierdzenie Radka Sikorskiego z 2011 roku („Niemieckiej siły obawiam się mniej niż niemieckiej bezczynności”) było tego radykalnym przykładem. Publiczne wyrażanie obrzydzenia i podejrzeń, że Niemcy wciąż są w zmowie z Rosją, to zła droga. Znacznie lepszym podejściem jest budowanie oczekiwań opartych na sympatii.
Po trzecie, tylko nowy kanclerz może zakończyć Zeitenwende. Według sondaży, może nim być Friedrich Merz z chrześcijańskich demokratów – ale miejmy nadzieję, że na czele koalicji, która będzie miała większy konsensus w sprawie bezpieczeństwa niż obecnie.
Z niewielką pomocą niemieckich przyjaciół i społeczeństwa obywatelskiego niemiecka polityka w końcu dokona właściwego wyboru. A wtedy szklanka wreszcie będzie pełna po brzegi
Na kilka tygodni przed tegoroczną Wielkanocą na Facebooku pojawiło się wspomnienie. Kilka zdjęć z Wielkiej Soboty 2020 roku. Strasznie zakręcona Wielkanoc. Przynajmniej tak nam się wtedy wydawało - jakby to było najgorsze, co mogło nam się przytrafić. Jednak na zdjęciu widać nas szczęśliwych i pięknych, nie kupione, ale pierwsze własnoręcznie upieczone ciasta wielkanocne w naszej przytulnej kuchni w Buczu.
Nie pamiętam jak wpadłam na pomysł własnoręcznego upieczenia babki wielkanocnej, bo nie przepadam za pieczeniem i szczerze mówiąc boję się wszystkiego, co ma związek z ciastem. Ale najwyraźniej życie w domu, na które skazał nas nieznany wówczas wirus Covid-19, było tak przygnębiające, że zabranie się za ciasto było dobrym sposobem na rozładowanie pandemicznego napięcia i bycie tu i teraz. I to zadziałało.
- Słuchaj, coś tu jest nie tak. Ugniatam to, ugniatam, ale nic się nie dzieje z tym ciastem - martwił się mąż.
- Ugniataj dalej! Moja babcia mawiała, że im dłużej ugniatasz ciasto, tym będzie ono delikatniejsze - uspokoiłam go.
- Dlaczego musisz to robić? Mogłaś zamówić ciasto w cukierni i mieć spokój. I tak nie pójdziesz pobłogosławić koszyczka, bo nie możesz przez pandemię - moja pasierbica Teresa, która była wtedy jeszcze nastolatką, wcale nas nie zachęcała.
- Ale to co innego - odpowiedzieliśmy zgodnie. - Przynajmniej w ten sposób możemy stworzyć świąteczny wielkanocny nastrój.
W tym roku próbuję go znaleźć i nie mogę.
Patrzę na te zdjęcia na Facebooku, ale one tylko bolą. Oto my, nasza trójka siedząca w naszym domu, ubrana tak, jakbyśmy szli do kościoła pobłogosławić wielkanocne ciasta - w haftowanych koszulach. W rękach trzymamy koszyczek wielkanocny pod haftowanym ręcznikiem.
I tylko maseczki na ich twarzach zdradzają, że ta Wielkanoc jest inna niż wszystkie poprzednie. „W przyszłym roku chcę zapamiętać tę Wielkanoc jako coś, co się wydarzyło i odeszło” - podpisałam zdjęcie.
Boże, teraz patrzę na nie i myślę, że nie miałbym nic przeciwko przywróceniu tego, co odeszło!
W pierwszą Wielkanoc wielkiej wojny postanowiliśmy, że Rosjanie nie odbiorą nam świąt.
Minęło kilka tygodni, odkąd Bucza została zajęta. Wreszcie dowiedzieliśmy się, co stało się z naszym domem. Rosyjska okupacja pozostawiła na nim blizny, ale go nie zniszczyła. I to było pocieszające. W międzyczasie dom moich rodziców na zachodniej Ukrainie stał się dla nas i naszych kijowskich przyjaciół czymś w rodzaju centrum życia. Chciałem więc podzielić się z nimi ciastem wielkanocnym, a także przytulnością domu i poczuciem świętowania.
W drugą Wielkanoc wielkiej wojny zdecydowaliśmy, że i tym razem Rosjanie nie będą w stanie odebrać nam tradycji świętowania. Więc po raz pierwszy upiekliśmy ciasto wielkanocne tak, jak to jest w zwyczaju na zachodniej Ukrainie - tak, jak piekła je moja babcia: bez żadnych ozdób i białej pomady. Wierzch musiał być błyszczący, nie przypalony, gładki, bez jednego pęknięcia. „Od razu widać, jak zręczna jest gospodyni” - szeptała co roku moja babcia, sprawdzając wielkanocne ciasta w koszykach innych ludzi. Jednak teraz wiem z własnego doświadczenia, że doskonałość wierzchu ciasta wielkanocnego zależy nie tylko od umiejętności gospodyni, ale także od umiejętności producentów piekarników gazowych lub elektrycznych.
W trzecią Wielkanoc wielkiej wojny będę pracowała. Od samego rana na kanale Espresso TV będę pytała, jak minęła noc wielkanocna w różnych częściach Ukrainy. W innych okolicznościach prawdopodobnie byłabym zdenerwowana, gdybym dowiedziała się, że będę w pracy, podczas gdy inni będą świętować.
Ale nie tym razem. Tym razem byłam nawet zadowolona, że mam oficjalne „zwolnienie” ze świąt, do którego nie mogłam znaleźć odpowiedniego nastroju. Rzeczy, które kiedyś tak bardzo kochałem, sprawiają, że jestem smutna, Mój przyjaciel wyznał kiedyś, że nie lubi Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Było to jeszcze w czasach przed inwazją na pełną skalę, a nawet przed Rewolucją Godności. „Jak to możliwe? Czy to naprawdę możliwe? Dlaczego?” zapytałam. A wyjaśnienie było proste.
Jego babcia, gdy tylko zbierali się przy wigilijnym stole lub na wielkanocnym śniadaniu, zawsze wybuchała płaczem.
Za każdym razem wspominała, jak w ich mieszkaniu w centrum Lwowa zbierała się na święta liczna rodzina (kiedyś wyrzucili ich Sowieci). Wspominała krewnych, którzy zostali zesłani na Syberię przez Sowietów i nigdy nie wrócili. Pamiętała tych krewnych, którzy stawiali opór Sowietom i zostali przez nich zabici w lasach. W każde Boże Narodzenie czy Wielkanoc przypominała sobie, jak duża mogła być ich rodzina.
Mogłaby być, gdyby nie rosyjscy okupanci. Dziś bardzo dobrze rozumiem tę babcię mojego przyjaciela. Myślę, że on też.
Rodzinne święta są najjaśniejsze, najcieplejsze i najbardziej radosne.
Ale rodzinne święta w czasach wielkiej wojny zamieniają się w bolesne przypomnienia o tym, jak było kiedyś i jak już nie będzie. W końcu część rodziny nie zasiądzie już przy stole...
W końcu dom, który gromadził wszystkich w takie dni, może już nie istnieć...
I jak możesz się dobrze bawić, gdy ktoś nie jest w nastroju na święta? Gdzie go szukać? W przeddzień tegorocznej Wielkanocy dosłownie torturowałem tymi pytaniami moją rodzinę, przyjaciół i znajomych. W końcu zapytałem o to na antenie naszych gości - wolontariuszy, wojskowych i polityków. Większość z nich odpowiedziała: „Nie ma mowy!”
Jestem szczerze szczęśliwa, że są ludzie, którzy znaleźli w sobie wielkanocny nastrój.
Cieszę się, gdy widzę reportaże o dzieciach i dorosłych, od zachodu po wschód kraju, malujących pisanki. W latach 90. ubiegłego wieku, kiedy byłam uczennicą, niektórzy pasjonaci zaczęli przywracać tę tradycję. Wtedy wydawało mi się to daremnym przedsięwzięciem. Jakoś nie wierzyłam, że cała Ukraina, po dziesięcioleciach sowieckiego zakazu obchodów Wielkanocy, weźmie do ręki jajka i nauczy się je woskować. I oto się dzieje!
Mimo wszystko cieszę się, gdy na moim Facebooku czy Instagramie pojawiają się fotorelacje z wielkanocnych wyzwań.
Cieszę się, gdy widzę, jak wszyscy udekorowali swoje domy i co wymyślili. Co tu dużo mówić, cieszę się nawet, gdy trafiam na spory o to, które ciasto wielkanocne jest bardziej ukraińskie: z białą pomadą czy bez. Na szczęście debata o tym, czy ciasto wielkanocne można nazwać kuliczem (tradycyjna rosyjska babka wielkanocna - red) w Ukrainie, przynajmniej w mojej bańce na Facebooku, należy już do przeszłości! Będę szczerze cieszyć się zdjęciami pobłogosławionych koszyczków i uważać każdy z nich za dzieło sztuki.
Ale mam nadzieję, że Jezus wybaczy mi nieumyte okna w moim wynajmowanym mieszkaniu, nieupieczone ciasto wielkanocne i brak wielkanocnego ducha. W trzecią Wielkanoc lista przyjaciół, którzy zyskali życie wieczne i czekają na zmartwychwstanie, stała się zbyt długa
Na kilka tygodni przed tegoroczną Wielkanocą na Facebooku pojawiło się wspomnienie. Kilka zdjęć z Wielkiej Soboty 2020 roku. Strasznie zakręcona Wielkanoc. Przynajmniej tak nam się wtedy wydawało - jakby to było najgorsze, co mogło nam się przytrafić. Jednak na zdjęciu widać nas szczęśliwych i pięknych, nie kupione, ale pierwsze własnoręcznie upieczone ciasta wielkanocne w naszej przytulnej kuchni w Buczu.
Nie pamiętam jak wpadłam na pomysł własnoręcznego upieczenia babki wielkanocnej, bo nie przepadam za pieczeniem i szczerze mówiąc boję się wszystkiego, co ma związek z ciastem. Ale najwyraźniej życie w domu, na które skazał nas nieznany wówczas wirus Covid-19, było tak przygnębiające, że zabranie się za ciasto było dobrym sposobem na rozładowanie pandemicznego napięcia i bycie tu i teraz. I to zadziałało.
- Słuchaj, coś tu jest nie tak. Ugniatam to, ugniatam, ale nic się nie dzieje z tym ciastem - martwił się mąż.
- Ugniataj dalej! Moja babcia mawiała, że im dłużej ugniatasz ciasto, tym będzie ono delikatniejsze - uspokoiłam go.
- Dlaczego musisz to robić? Mogłaś zamówić ciasto w cukierni i mieć spokój. I tak nie pójdziesz pobłogosławić koszyczka, bo nie możesz przez pandemię - moja pasierbica Teresa, która była wtedy jeszcze nastolatką, wcale nas nie zachęcała.
- Ale to co innego - odpowiedzieliśmy zgodnie. - Przynajmniej w ten sposób możemy stworzyć świąteczny wielkanocny nastrój.
W tym roku próbuję go znaleźć i nie mogę.
Patrzę na te zdjęcia na Facebooku, ale one tylko bolą. Oto my, nasza trójka siedząca w naszym domu, ubrana tak, jakbyśmy szli do kościoła pobłogosławić wielkanocne ciasta - w haftowanych koszulach. W rękach trzymamy koszyczek wielkanocny pod haftowanym ręcznikiem.
I tylko maseczki na ich twarzach zdradzają, że ta Wielkanoc jest inna niż wszystkie poprzednie. „W przyszłym roku chcę zapamiętać tę Wielkanoc jako coś, co się wydarzyło i odeszło” - podpisałam zdjęcie.
Boże, teraz patrzę na nie i myślę, że nie miałbym nic przeciwko przywróceniu tego, co odeszło!
W pierwszą Wielkanoc wielkiej wojny postanowiliśmy, że Rosjanie nie odbiorą nam świąt.
Minęło kilka tygodni, odkąd Bucza została zajęta. Wreszcie dowiedzieliśmy się, co stało się z naszym domem. Rosyjska okupacja pozostawiła na nim blizny, ale go nie zniszczyła. I to było pocieszające. W międzyczasie dom moich rodziców na zachodniej Ukrainie stał się dla nas i naszych kijowskich przyjaciół czymś w rodzaju centrum życia. Chciałem więc podzielić się z nimi ciastem wielkanocnym, a także przytulnością domu i poczuciem świętowania.
W drugą Wielkanoc wielkiej wojny zdecydowaliśmy, że i tym razem Rosjanie nie będą w stanie odebrać nam tradycji świętowania. Więc po raz pierwszy upiekliśmy ciasto wielkanocne tak, jak to jest w zwyczaju na zachodniej Ukrainie - tak, jak piekła je moja babcia: bez żadnych ozdób i białej pomady. Wierzch musiał być błyszczący, nie przypalony, gładki, bez jednego pęknięcia. „Od razu widać, jak zręczna jest gospodyni” - szeptała co roku moja babcia, sprawdzając wielkanocne ciasta w koszykach innych ludzi. Jednak teraz wiem z własnego doświadczenia, że doskonałość wierzchu ciasta wielkanocnego zależy nie tylko od umiejętności gospodyni, ale także od umiejętności producentów piekarników gazowych lub elektrycznych.
W trzecią Wielkanoc wielkiej wojny będę pracowała. Od samego rana na kanale Espresso TV będę pytała, jak minęła noc wielkanocna w różnych częściach Ukrainy. W innych okolicznościach prawdopodobnie byłabym zdenerwowana, gdybym dowiedziała się, że będę w pracy, podczas gdy inni będą świętować.
Ale nie tym razem. Tym razem byłam nawet zadowolona, że mam oficjalne „zwolnienie” ze świąt, do którego nie mogłam znaleźć odpowiedniego nastroju. Rzeczy, które kiedyś tak bardzo kochałem, sprawiają, że jestem smutna, Mój przyjaciel wyznał kiedyś, że nie lubi Bożego Narodzenia i Wielkanocy. Było to jeszcze w czasach przed inwazją na pełną skalę, a nawet przed Rewolucją Godności. „Jak to możliwe? Czy to naprawdę możliwe? Dlaczego?” zapytałam. A wyjaśnienie było proste.
Jego babcia, gdy tylko zbierali się przy wigilijnym stole lub na wielkanocnym śniadaniu, zawsze wybuchała płaczem.
Za każdym razem wspominała, jak w ich mieszkaniu w centrum Lwowa zbierała się na święta liczna rodzina (kiedyś wyrzucili ich Sowieci). Wspominała krewnych, którzy zostali zesłani na Syberię przez Sowietów i nigdy nie wrócili. Pamiętała tych krewnych, którzy stawiali opór Sowietom i zostali przez nich zabici w lasach. W każde Boże Narodzenie czy Wielkanoc przypominała sobie, jak duża mogła być ich rodzina.
Mogłaby być, gdyby nie rosyjscy okupanci. Dziś bardzo dobrze rozumiem tę babcię mojego przyjaciela. Myślę, że on też.
Rodzinne święta są najjaśniejsze, najcieplejsze i najbardziej radosne.
Ale rodzinne święta w czasach wielkiej wojny zamieniają się w bolesne przypomnienia o tym, jak było kiedyś i jak już nie będzie. W końcu część rodziny nie zasiądzie już przy stole...
W końcu dom, który gromadził wszystkich w takie dni, może już nie istnieć...
I jak możesz się dobrze bawić, gdy ktoś nie jest w nastroju na święta? Gdzie go szukać? W przeddzień tegorocznej Wielkanocy dosłownie torturowałem tymi pytaniami moją rodzinę, przyjaciół i znajomych. W końcu zapytałem o to na antenie naszych gości - wolontariuszy, wojskowych i polityków. Większość z nich odpowiedziała: „Nie ma mowy!”
Jestem szczerze szczęśliwa, że są ludzie, którzy znaleźli w sobie wielkanocny nastrój.
Cieszę się, gdy widzę reportaże o dzieciach i dorosłych, od zachodu po wschód kraju, malujących pisanki. W latach 90. ubiegłego wieku, kiedy byłam uczennicą, niektórzy pasjonaci zaczęli przywracać tę tradycję. Wtedy wydawało mi się to daremnym przedsięwzięciem. Jakoś nie wierzyłam, że cała Ukraina, po dziesięcioleciach sowieckiego zakazu obchodów Wielkanocy, weźmie do ręki jajka i nauczy się je woskować. I oto się dzieje!
Mimo wszystko cieszę się, gdy na moim Facebooku czy Instagramie pojawiają się fotorelacje z wielkanocnych wyzwań.
Cieszę się, gdy widzę, jak wszyscy udekorowali swoje domy i co wymyślili. Co tu dużo mówić, cieszę się nawet, gdy trafiam na spory o to, które ciasto wielkanocne jest bardziej ukraińskie: z białą pomadą czy bez. Na szczęście debata o tym, czy ciasto wielkanocne można nazwać kuliczem (tradycyjna rosyjska babka wielkanocna - red) w Ukrainie, przynajmniej w mojej bańce na Facebooku, należy już do przeszłości! Będę szczerze cieszyć się zdjęciami pobłogosławionych koszyczków i uważać każdy z nich za dzieło sztuki.
Ale mam nadzieję, że Jezus wybaczy mi nieumyte okna w moim wynajmowanym mieszkaniu, nieupieczone ciasto wielkanocne i brak wielkanocnego ducha. W trzecią Wielkanoc lista przyjaciół, którzy zyskali życie wieczne i czekają na zmartwychwstanie, stała się zbyt długa
Będę szczerze cieszyć się zdjęciami poświęconych koszyczków, traktując każdy z nich jak dzieło sztuki. Mam jednak nadzieję, że Jezus wybaczy mi nieumyte okna w wynajmowanym mieszkaniu, nieupieczone ciasto wielkanocne i brak wielkanocnego ducha. W trzecią Wielkanoc Wielkiej Wojny lista znajomych, którzy zyskali życie wieczne i czekają na zmartwychwstanie, stała się zbyt długa
Obecnie ukraińscy imigranci w Szwecji muszą zgodnie z lokalnym prawem mieszkać w tym kraju przez trzy lata, zanim zostaną wpisani do rejestru ludności i otrzymają numer ubezpieczenia społecznego.
Numer ubezpieczenia społecznego zapewnia dostęp do opieki medycznej i dentystycznej. Daje również możliwość otrzymania pomocy finansowej na urlopie rodzicielskim i chorobowym. Przy okazji numer ten jest też bankowym numerem identyfikacyjnym, który ułatwia kontakty z władzami czy np. ze szkołą dziecka.
Szwedzki rząd planuje umożliwić Ukraińcom rejestrację i ubieganie się o świadczenia wcześniej, tj. już po roku pobytu w kraju. Szwedzka minister ds. migracji Maria Malmer Stenergaard powiedziała radiu „Sveriges”, że nowe przepisy wejdą w życie 1 listopada 2024 roku.
Ukraińcy zarejestrowani w krajowym rejestrze będą mogli uczestniczyć w programie agencji zatrudnienia, który wspiera naukę szwedzkiego i pomaga w poszukiwaniu pracy.
Udział w programie pozwoli Ukraińcom na otrzymanie większej pomocy finansowej. Obecnie mogą ubiegać się o wsparcie ze Szwedzkiej Agencji Migracyjnej w wysokości 71 koron dziennie (7 euro), a po wejściu w życie nowego programu kwota ta wzrośnie do 308 koron (30 euro) dziennie.
Według szwedzkiego rządu 1 listopada około 33 000 Ukraińców zostanie zarejestrowanych i uzyska nowe prawa i udogodnienia.
Nie mogę nawet sobie wyobrazić, co myśli moja córka na temat tego, czym jest wojna. Na wojnie jest jej tato, dali mu tam czapkę, cały czas jeździ gdzieś samochodem i karmi duże bezpańskie psy. Na wojnę stale trzeba coś kupować. Wojna jest w Ukrainie, Rosjanie spalili samolot „Mrija”. On był bardzo duży, ale po wojnie wszyscy Ukraińcy na pewno go wspólnie odbudują. Na wojnie zginęła ciocia – znajoma mamy, która pisała książki i fotografowała się z białym psem.
Nie mogę nawet sobie wyobrazić, mówiąc szczerze, co ona myśli na temat tego, co to jest Ukraina. Ukraina to jej ojczyzna, ale co to znaczy? Moja córeczka nie urodziła się tam i bardzo krótko tam mieszkała. W Ukrainie jest nasza Tania Kłubniczka (to długa historia), Wika i pierwsza koleżanka Miszy – Mariwi. W Ukrainie mieszka pies, który kradł skarpetki Miszy, kiedy ona była maleńka (tak to wszystkim opowiada, jakby pamiętała!). W Ukrainie pochyliła się czerwona kalina, bo napadli Rosjanie. W Ukrainie sprzedają książeczki wydawnictwa „A-ba-ba-ha-la-ma-ha” (to jest po prostu nasz bolesny punkt, dziecko cały czas prosi o książeczki wydawnictwa „A-ba-ba-ha-la-ma-ha” i nie to, że mamy ich mało, ale ona jakoś tak to wymyśliła, że jest ich więcej niż my mamy i co jakiś czas prosi o nową – mówi właśnie tak, kup już teraz, bo z Ukrainy ona jeszcze długo będzie jechała).
Wszystko są to prawdziwe cytaty z rozmów z moją córką. Kiedy ten felieton się ukaże, Misza skończy już trzy lata. Niedawno szłyśmy ulicą i nagle bez żadnej sugestii ona z zachwytem mówi do mnie: „Mamo. Jestem Ukrainką”.
– Oczywiście – mówię. – Jesteś Ukrainką.
Jasne - odpowiadam. - Jesteś Ukrainką!
– Mamo, a ty jesteś Ukrainką? - dopytuje.
– Absolutnie Ukrainką – mówię.
Wtedy moje dziecko pokazuje na babkę, która idzie z naprzeciwka. Babka ma czarną skórę i jest w hidżabie.
– Mamo, a ta ciocia to Ukrainka?
– No nie – mówię.
A ona zadaje zasadniczo bardzo słuszne pytanie:
„A skąd ty to wiesz?”
Muszę się przyznać, że zaskoczona przedstawiłam jakiś trochę szalony zestaw cech, które z większym prawdopodobieństwem pozwolą zidentyfikować ciotkę jako Ukrainkę, ale kończę stwierdzeniem, że nie mam pewności, czy ta ciocia jest Ukrainką, i oczywiście lepiej najpierw się upewnić, a dopiero potem stwierdzić, czy ta ciocia jest Ukrainką czy nie.
Moja córka zapomina o tej sytuacji po dziesięciu sekundach, a mnie wciąż jeszcze tygodniami chodzi po głowie, czy czarna kobieta, muzułmanka, z jakiegoś powodu może być Ukrainką lub uważać się za Ukrainkę? Hipotetycznie oczywiście tak, ale czy w praktyce istnieją takie Ukrainki? A tak w ogóle, w dzisiejszych czasach, to kto jest Ukrainką? Znam Ukrainki, które są Żydówkami, Koreankami, Białorusinkami, Tatarkami Krymskimi, urodziły się z obojga litewskich rodziców, którzy od dawna mieszkają w Ukrainie... I kilka innych ciekawych kombinacji. Co je łączy, te, które uważają się za Ukrainki i stoją teraz po stronie Ukrainy, jej niepodległości i wartości (niektóre z nich stoją fizycznie bezpośrednio na linii frontu)? Kiedy nie mieszkamy wszyscy razem w naszej Ukrainie, bo potwory zrzucają na nią bomby, bo jej część znajduje się pod przestępczą okupacją – co nas łączy, tak różnych, z wyjątkiem tej świadomości, że jesteśmy Ukraińcami i Ukraińcami?
Myślę o swojej córce i o tym, jak kształtuje się jej narodowa tożsamość, i to jest coś, czego po prostu nie da się zrozumieć. Czasami rozmawiam o tym z mamami innych takich samych małych Ukraińców i Ukrainek, którzy tak naprawdę nie mieli czasu być Ukraińcami i Ukrainkami, i dla innych matek to taki sam miszmasz jak dla mnie. Wiadomo tyle, że nic nie wiadomo.
Po pierwsze, jak rozmawiać z dziećmi o Rosjanach, żeby nie powodować u nich traum (u dzieci, bo Rosjan nie szkoda)? Jak izolować się od dobrych Rosjan na placach zabaw dla dzieci, nie stwarzając przy tym nerwowych sytuacji, które stresują małe dzieci? Jak nie prowokować konfliktów wokół swojego dziecka, zrobić tak, żeby w przedszkolu czy w szkole jakaś tam Ksenia czy jakiś tam Nikita nie pchali się ze swoim podobnym językiem i w ogóle to nawet nie pochodzili blisko? Nie wiem. Mało kto zna odpowiedzi.
Nienawiść, ból i trauma niektórych rodziców są tak wielkie, że stają się ważniejsze od troski o ocalenie psychiki dziecka i zapewnienie mu stabilnego bezpiecznego środowiska. Ze względu na to, co się dzieje, naturalne jest, że rodzice otwarcie okazują wrogość i deklarują nienawiść. Tylko co z tego może zrozumieć trzylatka, dla której śmierć, zniszczenie i straty to po prostu przeważnie coś abstrakcyjnego, nie do końca zrozumiałego i dlatego w ogóle niestrasznego (po zranieniu i śmierci Wiktorii Ameliny mówiąc o tym z córką płakałam, ona pytała, ja odpowiadałam; potem Miszka przez kilka miesięcy wypytywała o różnych naszych znajomych: „A on/ona już umarł/a czy jeszcze nie?” Pytała z ciekawością i bez dramatyzowania)? Dziecko rozumie, że jest agresja i wrogość do pewnych ludzi, ale nie wie dlaczego tak jest. I jeśli przyjmujemy za normalną agresję do Rosjan na umownym placu zabaw dla dzieci, to czemu nie można zaakceptować agresji do wszystkich innych dzieci, kiedy przychodzi kolej na huśtawkę?
Po drugie, jak rozmawiać z dziećmi o tym, co odróżnia Ukrainki i Ukraińców od wszystkich innych ludzi? Wyszywanka, miłość do pieśni, płomienne serce, sen koło okna, a drzemka przy płocie, pierogi, Taras Szewczenko? Moja córka pierogi jadła tylko w Wielkiej Brytanii i we Francji, a Taras Szewczenko wisi u nas w Londynie w pokoju, Misza zna jego wiersze na pamięć i rozpoznaje go na nadrukach oraz w książkach i właśnie kiedyś spytała mnie, czy jej przyjaciółka Renn też czyta wiersze Tarasa Szewczenki o kaczuszkach?
Nie – mówię – nie czyta.
I znowu słyszę rezolutne pytanie:
– A dlaczego?
I po prostu nie mam jakiejś normalnej odpowiedzi na to pytanie, bo prawdę mówiąc sama nie wiem, dlaczego Renn miałaby nie czytać Tarasa Szewczenki.
Skoro już wyjechałyśmy z Ukrainy, to przede wszystkim staram się zadbać o psychikę i normalny rozwój mojej córki, jakoś umiejętnie dozować jej informacje o strasznych rzeczach, a mówić przede wszystkim o miłości. Do ziemi – ale potem dziecko prosi mnie, by zamówić jej ziemię z Ukrainy wraz z dostawą. Do miejsc i miast – ale dziecko nie pamięta ukraińskich miast i miejsc, a kocha wiele miejsc i miast nieukraińskich. Do bliskich nam ludzi, ale muszę się przyznać, że nie wszyscy bliscy nam ludzie to Ukraińcy. Puszczam stare ukraińskie pieśni, pokazuję obrazy Marii Pryjmaczenko, maluję z córką pisanki i kraszanki, nawet pewnego razu zrobiłam lalkę-motankę, ale także słuchamy piosenek cioci Saszy Kolcowej, którą Misza widziała, kiedy była całkiem maleńka, i uczymy się wierszy naszych znajomych cioć i wujków (nawiasem mówiąc, w odróżnieniu ode mnie, urodzonej jeszcze w czasach sowieckich, moje dziecko, kiedy chce z szacunkiem zwrócić się do żaby, nie mówi ciociu żabo, a mówi panie żabo, przez sekundę myślę więc może to jest właśnie to? Ale nie, te wszystkie panie, pani to polskie zwroty). Myślę, jak sprowadzić do jakiegoś wspólnego mianownika lwa Pryjmaczenko, samolot „Mriję”, farbowane jajko, moje umiejętności splatania wianka z kwiatów i to, przez co jej tato jest na wojnie – ale tak, żeby to było po prostu zrozumiałe dla trzylatki. Ale im dłużej myślę, tym bardziej wydaje mi się, że zamówienie kilograma ziemi to nie jest taki całkiem głupi pomysł. Żeby cała ta miłość w tej sytuacji, w której się znaleźliśmy, stała się po prostu trochę mniej niezrozumiała.
Obecnie w Czechach przebywa 94 643 ukraińskich mężczyzn w wieku od 18 do 65 lat, którzy mają tymczasową ochronę w związku z wojną na Ukrainie. - A ci z nich, którzy ukrywają się przed mobilizacją, przebywając za granicą, nie są wspierani przez Republikę Czeską - powiedział czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipavsky, według Novinky.
Jednak możliwości Republiki Czeskiej są ograniczone, jeśli chodzi o przymusowy obowiązkowy powrót i deportację ukraińskich mężczyzn w wieku wojskowym. - Państwo czeskie nie ma do tego podstaw prawnych. Nie może pozbawić kogoś tymczasowej ochrony tylko dlatego, że chce - komentuje Věra Honuskova, ekspertka w dziedzinie prawa międzynarodowego na Wydziale Prawa Uniwersytetu Karola.
Teoretyczne rozwiązanie widzi w tym, że Ukraina będzie wysyłać wezwania za granicę, a jeśli dana osoba nie odpowie, Ukraina może pociągnąć tego obywatela do odpowiedzialności karnej i zażądać jego ekstradycji.
Z kolei jeśli paszport straci ważność, człowiek powinien mieć ważny dokument podróży wydany przez kraj, w którym otrzymał tymczasową ochronę.
- Brak dokumentów oznacza grzywnę w wysokości do pięciu tysięcy koron (8450 hrywien) i groźbę deportacji -wyjaśnia Josef Urban, rzecznik czeskiego Urzędu Policji Zagranicznej.
Maryna Stepanenko: Zaprezentowałaś swój album „QIRIM” w formacie winylowym. Czym on dla Ciebie jest?
JAMALA: To tak naprawdę historia, która odkrywa ukraiński Krym. To muzyczna mapa, która opowiada historię Tatarów krymskich poprzez muzykę, piosenki, tematy, które są poruszane w tych piosenkach: od miłości po samotność, tęsknotę i tak dalej. Oznacza to, że poprzez pieśni ludowe możemy dowiedzieć się więcej o nas samych. To tak, jakbym otworzyła książkę z dziedziny psychologii i zrozumiała, dlaczego czułam się tak źle. Bo nie wiedziałam pewnych rzeczy. Tak samo jest z piosenkami. Kiedy je stworzyłam, dowiedziałam się jeszcze więcej o niektórych momentach mojego życia.
Przy okazji: album QIRIM został wydany z Universal Music Polska. To naprawdę fajna współpraca. Bez względu na to, co się stanie, Polska jest sąsiadem, który otworzył nam drzwi. Zawsze będę wdzięczna za całe dobro, które otrzymaliśmy, i za naszą współpracę.
Jak Bóg da, żadna rosyjska intryga nie przeszkodzi nam nadal być przyjaciółmi
Jesteś jednym z najgłośniejszych głosów sprzeciwu wobec aneksji Krymu przez Rosję. Jak zmieniła się Twoja ojczyzna przez te 10 lat okupacji?
Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, ponieważ na stałe mieszkam w Kijowie. Jestem kijowianką od dawna, wyjechałam z Krymu w 2000 roku. Odpowiadanie na pytanie: „Jak jest na Krymie?”, kiedy nie było się tam przez dziesięć lat, byłoby czymś bardzo zuchwałym. Możesz coś poczuć, możesz coś powiedzieć, ale nie możesz wiedzieć na sto procent.
Możemy tylko z grubsza zrozumieć, przez co przechodzą ludzie na okupowanych terytoriach. Ale nie możemy w pełni poczuć ich bólu
Oczywiście, komunikuję się z ludźmi z Krymu, ale o wszystkim, co się tam dzieje.
Twoje serce jest w Ukrainie, ale tymczasowo przebywasz z dziećmi w Polsce. Jakie było Twoje doświadczenie życia uchodźcy?
Muszę to wyjaśnić. Moje dzieci były w Polsce, ale nie przez cały czas. Najpierw przez sześć miesięcy były w Stambule, u mojej siostry. Potem zostałam zaproszona do „Tańca z Gwiazdami” – po raz pierwszy w historii Telewizji Polsat był to projekt charytatywny [jesienią 2022 roku JAMALA wzięła udział w 30. sezonie programu – red.]. Podczas naszych występów z Jackiem Jeszkowem została uruchomiona zbiórka dla ukraińskich dzieci. To było coś! Bardzo doceniam ten krok polskiej strony.
Trzeba zaznaczyć, że niestety zostawiłam dzieci w Warszawie z rodzicami męża. Sama byłam w Kijowie, podróżując do różnych krajów. Dlatego nie mogę odpowiedzieć, jak to jest być uchodźczynią, bo nigdy nią nie byłam. Moje dzieci były. Bezpieczniej było mi przemieszczać się po świecie, kiedy wiedziałam, że chodzą do przedszkola w Polsce. Pierwszym językiem, jakim mówił mój najmłodszy syn, był polski.
Teraz już od dawna wszyscy jesteśmy w Kijowie. To było dla mnie ważne, żeby urodzić w domu, być w domu. Bo nie wiem, co będzie dalej, czy mogłabym do nich pojechać, gdyby były gdzieś indziej. To dla mnie ważne, byśmy wszyscy byli razem.
Dla wszystkich zagranicznych partnerów, z którymi pracuję, moja decyzja, że na pewno urodzę w Kijowie, że przywiozłam swoje dzieci z powrotem, brzmi nieco dziwnie. Z jednej strony, jako piosenkarka, aktywistka i obywatelka, codziennie mówię im, że trwa wojna, spadają bomby, terytoria są przejmowane, a ogromna liczba ludzi umiera – ale mimo wszystko zdecydowaliśmy się nie bać, tylko walczyć.
Ukraina otrzymała pakiet pomocowy od USA, ale nasza główna bitwa o zwycięstwo jest wciąż przed nami. Co daje Ci nadzieję i sprawia, że wierzysz, że Rosja nie wygra tej wojny?
Nasza siła tkwi w tym, że mimo wszystko żyjemy, tworzymy muzykę, walczymy o naszą kulturę i w żaden sposób nie dajemy im szansy o nas zapomnieć. Od płyty „QIRIM”, która jest teraz na międzynarodowych listach przebojów, przez nagrodzony Oscarem film „20 dni w Mariupolu” – po sport, w którym dziewczyny zdobywają medale...
Jak to wszystko ma się do wojny? Wprost. Ponieważ to wszystko to Ukraina, pokazujemy się z różnych stron.
Pokazujemy, że bez względu na pochodzenie etniczne, religię, orientację seksualną, wszyscy jesteśmy Ukraińcami
Aleksandra Samsonowa pochodzi z Rosji. Jako dziecko często podróżowała na Ukrainę. Kiedy Federacja Rosyjska rozpoczęła wojnę w 2014 r., miała zaledwie 15 lat, lecz już wtedy zdecydowała, że nie będzie mieszkać w kraju, który jest agresorem. Kiedy osiągnęła pełnoletność, wyjechała do Ukrainy z jedną walizką. Później postanowiła bronić swojej nowej ojczyzny.
Z Rosji do Ukrainy
Pochodzę ze zwykłej rosyjskiej rodziny. Urodziłam się w Moskwie. Kiedy skończyłam 11 lat, po raz pierwszy odwiedziłam Ukrainę. Moja mama pojechała tam do pracy, a ja poszłam do szkoły. Jednak kilka lat później pod presją niektórych członków naszej rodziny wróciłam do Rosji, by tam mieszkać i studiować. Zajmowałam się modelingiem i aktorstwem. Dopiero gdy skończyłam 19 lat, moje życie zmieniło się diametralnie. Wojna na wschodzie Ukrainy trwała już wtedy od czterech lat.
Zdałam sobie sprawę, że Rosja postępuje niesprawiedliwie wobec Ukrainy. Zaczęłam przyglądać się tej wojnie – i pewnego dnia postanowiłam przyłączyć się do walki z niesprawiedliwością
Powiedziałam rodzinie i przyjaciołom, że wrócę za trzy dni. Wyjechałam z jedną torbą. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy: ubrania, środki higieniczne, telefon i dokumenty. O mojej decyzji o pójściu na wojnę rodzina dowiedziała się później. Zareagowali ironicznie, nawet się ze mnie śmiali. Natychmiast zerwałam wszelkie kontakty z Rosją. Najbardziej boję się powrotu do domu. Wszystko tam jest przesiąknięte rosyjską propagandą, w którą nigdy nie wierzyłam, w przeciwieństwie do większości Rosjan. Ślepo ufają temu, co mówi im telewizja. To jest system, który był budowany przez dziesięciolecia, stopniowo i w przemyślany sposób. Ludzie się w nim rodzą, dorastają i dlatego ślepo mu ufają. Nie analizują ani nie weryfikują informacji. Są też całkowicie odcięci od świata zewnętrznego. Nie chcą wiedzieć, co dzieje się poza ich życiem. Tak było w przypadku wojen, które Rosja rozpoczęła przed napaścią na Ukrainę. To samo było w Gruzji, Czeczenii. Rosjanie też byli wtedy przekonani, że ich państwo postępuje słusznie. Popierają wszystko, co robi Putin.
Ja zawsze miałam własne zdanie. Dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiłam bronić Ukrainy
Batalion ochotników
Ze względu na moje rosyjskie obywatelstwo nie mogłam wstąpić do ukraińskich sił zbrojnych. Dołączyłam więc do jednego z batalionów ochotniczych. Informacje o nim znalazłam w Internecie, leżąc na kanapie. Zadzwoniłam do nich i kilka dni później poszłam złożyć dokumenty. Selekcja i szkolenie trwały miesiąc. Uczono nas używać broni, pracować w roli saperów, inżynierii i medycyny. Podczas szkolenia byłam najlepsza w strzelaniu. Dlatego zdecydowałam się zostać strzelcem.
Miałam rosyjski paszport, więc oczywiście na początku wojskowi byli wobec mnie nieufni
Mówili na przykład, że jestem rosyjską agentką, „Kozaczką” wysłaną do Ukrainy. Komentowali też mój wygląd – mówili, że jestem w agencji modelek, a nie na wojnie, że tak naprawdę jestem aktorką, przygotowuję się do jakiegoś filmu i dlatego przechodzę szkolenie. Nie traktowali mnie poważnie.
Czasami miałam już dość i chciałam odpuścić. Każdego dnia musiałam udowadniać, że jestem godna być w jednostce.
Wszystkie zadania wykonywałam na równi z mężczyznami. A potem komunikacja przeszła na inny poziom
Zajęło mi co najmniej sześć miesięcy, zanim poczułam, że jestem wśród swoich. Na początku 2021 roku dołączyłam do „Szpitalników” [ochotniczy batalion medyczny – red.], przeszłam kurs medyka bojowego. Nawiasem mówiąc, w tamtym czasie ich proces selekcji był najtrudniejszy. Tyle że ja nie byłam medykiem, a strzelcem.
Dali mi pseudonim „Katana” – to miecz samurajski. Na ścianie jednej z naszych baz wisiała jego kopia, a ja ciągle ją brałam i oglądałam…
Wojna to głównie ból
Inwazja Rosji nie była dla nas zaskoczeniem. Dowództwo jednostki intensywnie nas szkoliło przez dwa miesiące przed rozpoczęciem tej wielkiej wojny. Powiedziano nam, skąd nadejdą uderzenia i jak to wszystko może przebiegać. I tak się stało. Rankiem 24 lutego natychmiast zdałam sobie sprawę, co się dzieje. Byłam wtedy w Kijowie.
Najbardziej martwiłam się o moje zwierzęta w domu. Wtedy miałam ich pięć
Nawiasem mówiąc, działam również jako wolontariuszka na rzecz zwierząt. Od 10 lat zajmuję się zbieraniem tych, które są bezdomne, leczeniem ich i znajdowaniem im nowych domów. Tak więc, kiedy usłyszałam eksplozje, zaczęłam trochę panikować, ponieważ nie wiedziałem, co z nimi zrobić, gdzie je zabrać. Rozwiązanie tego problemu zajęło mi dwa dni. 26 lutego byłam już w jednostce.
Najpierw był Irpień i Bucza, potem południe i wschód. Wojna to przede wszystkim ból. Niestety większość tego, co pozostaje w pamięci, wiąże się z żalem. Na przykład gdy ludzie, z którymi właśnie rozmawiałaś, umierają obok ciebie i nie możesz nic zrobić.
Takie straszne sytuacje pozostawiają ślad do końca życia. Nie da się ich usunąć z umysłu
Trzeba więc z tym żyć. Z drugiej strony, zawsze staramy się wspierać nawzajem. To jest bezcenne. Jeśli chodzi o strach, to oczywiście jest on obecny. Ale jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, odczuwam go w spokojnych momentach, najczęściej w Kijowie. Podczas misji bojowych prawie nie odczuwam strachu. Nie ma na to czasu. Ciało automatycznie przełącza się na inny tryb. Nawet psychologowie twierdzą, że kiedy mózg ma czas i możliwość dużo myśleć i analizować, mogą pojawić się lęki. I na odwrót.
Najtrudniejszą rzeczą na wojnie jest dla mnie zrozumienie, że moja mama czeka na mnie w domu i że w każdej chwili mogę nie wrócić
Myśl o tym, jak ona to przeżyje, jest najtrudniejsza. Moja matka jest ze mną w Ukrainie, również opuściła Rosję. Oczywiście nieustannie mnie namawia, prosi, żebym przestała. I to nie dlatego, że uważa, że robię coś złego. Po prostu bardzo się o mnie martwi. Za każdym razem, gdy wracam z przepustki, odprowadza mnie ze łzami w oczach. To dla mnie bardzo trudne. Wiesz, na początku inwazji Rosji na pełną skalę uderzyła mnie spójność i jedność ludzi. To było bardzo motywujące i zachęcające. Szkoda, że teraz to się zmieniło.
Życie i seksizm na froncie
Często jestem pytana o warunki życia na froncie. Jestem zahartowaną kobietą. Potrafię żyć zarówno w dobrych warunkach, jak w okopach. Oczywiście nie jest to łatwe. Toaleta jest na ulicy. Nie ma prysznica. Aby się umyć, zbierałyśmy wodę do wiader, podgrzewałyśmy ją na ogniu i polewałyśmy się chochlami. I mogło to być raz na cztery dni, bo wody było za mało. Przywożono nam ją ciężarówkami w ograniczonych ilościach. Więc bardzo ją oszczędzaliśmy. Generalnie na wojnie nie ma podziału na kobiety i mężczyzn.
Robimy wszystko na równych prawach, chociaż mam raczej antyfeministyczne podejście. Uważam, że kobiety są silnymi, ale jednocześnie bardzo delikatnymi istotami – i mają zupełnie inne zadanie
To znaczy: nie walczyć. Jeśli jednak kobieta chce walczyć, nie należy jej tego utrudniać. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że muszę to zrobić. Nie potrafię wyjaśnić, skąd wzięło się to wewnętrzne powołanie. Jeśli chodzi o mnie, to prawdopodobnie wiążę tę decyzję z moim temperamentem. Od dzieciństwa walczę o prawa zwierząt, zawsze staram się interweniować i pomagać. I tak jest absolutnie ze wszystkim. W tej sytuacji chodzi o niesprawiedliwość wobec Ukrainy ze strony Rosji.
Jeśli chodzi o seksizm w armii i dyskryminację ze względu na płeć – tak, takie przypadki się zdarzają. Ale mam dla nich usprawiedliwienie
Wyobraź sobie ćwiczenia wojskowe. Jesteś w ogromnym lesie. Zadanie polega na przejściu przez niego w ciągu dnia bez wpadania na siebie. W ten sposób ćwiczono wywiad. I przychodzą kobiety, pachnące tak mocno perfumami, że czuć je z daleka. Wiesz, to jest las i są pewne zapachy, które są unikalne dla natury. Nie ma ostrych zapachów. Co więcej, gdy przebywasz w tym środowisku przez kilka godzin, możesz wyczuć wszystkie obce zapachy na pierwszy rzut oka. Tak więc szybko znaleźli się w lesie. Były kobiety, które nie traktowały tego poważnie. Przychodziły na trening w makijażu albo spóźniały się 20 minut na zbiórkę, bo musiały się wysztafirować. Są też inne, brudne momenty, o których nie chcę mówić. Moim zdaniem wiele zależy od kobiet.
Kobieta zasługuje na równość. Jeśli chce coś udowodnić, będąc w wojsku, zrobi to. Tak jak ja, pomimo żartów i odrzucenia
Ukraińskie obywatelstwo — misja niemożliwa
Teraz jestem załamana, przede wszystkim moralnie. Być może jestem po prostu zmęczona i potrzebuję odpoczynku. Ale nie mogę podróżować poza granice kraju, na przykład nad morze, z powodu moich rosyjskich dokumentów. Według paszportu jestem Rosjanką, choć w sercu jestem Ukrainką. Kocham Ukrainę, to mój ulubiony kraj. To bardzo demoralizujące, że wciąż nie mogę uzyskać obywatelstwa. Złożyłam wniosek, ale nie ma żadnych postępów. System i zasady uzyskiwania obywatelstwa są bardzo skomplikowane. W rzeczywistości system nie istnieje, bo wydawanie ukraińskich paszportów dla obywateli kraju agresora zostało zawieszone. Nawet dla tych, którzy walczą po stronie Ukrainy.
Poza tym nadal nie ma jasnego algorytmu uzyskiwania obywatelstwa ukraińskiego. Podczas wojny na pełną skalę otrzymało je tylko czterech Rosjan, mieli szczęście. Na wszystkie nasze pytania jest tylko jedna odpowiedź: „Nie możesz tego zrobić teraz, to wszystko. To, że walczysz, nie jest dowodem ani argumentem”.
Wkrótce miną cztery lata, odkąd nie opuściłam Ukrainy. I to oczywiście też jest przygnębiające. Wszystko nagromadziło się jak kula śnieżna.
Praca z psychologiem i przyjmowanie antydepresantów to tylko tymczasowa pomoc. Jedynym ratunkiem jest ciężka praca nad sobą
Trzeba się zmuszać do robienia czegoś każdego dnia. Muszę zmusić się do wstania z łóżka i zrobienia czegoś. Poza tym mam pewną odpowiedzialność za zwierzęta, wśród których są też chore, które trzeba leczyć. Obecnie jest ich dziewięć, koty i psy. Był też szczur, ale oddaliśmy go w dobre ręce. To kosztowny biznes: 80% naszych finansów idzie na zwierzęta. Pomaga mi w tym moja mama. Przywiozłam z wojny wiele zwierząt. Miałam kota, który mieszkał z nami przez całą zmianę.
Zwycięstwo to upadek Rosji
W tej wojnie Rosja niestety wygrywa na wiele sposobów. Jakim kosztem? Kosztem broni i liczby ludzi. Nie biorą uwagę żadnych strat. Nie popieram tego, co widzę w Ukrainie w związku z przymusową mobilizacją. Tak, w armii jest za mało ludzi, powinna być rotacja dla tych żołnierzy, którzy byli na froncie przez długi czas. Ale nie tak powinno się to odbywać. Oczywiście powinna istnieć motywacja finansowa, ale przede wszystkim człowiek powinien rozumieć, dlaczego idzie na wojnę, kogo ma chronić i co zyskać. Element moralny jest tutaj niezwykle ważny. Musi istnieć idea i pragnienie. Przyjechałam walczyć o Ukrainę.
Walczę o wolny, demokratyczny kraj, który nie ma okrutnego systemu, jaki ma Rosja. O kraj, w którym szanuje się interesy i życie ludzi
Tak czy inaczej wierzę w zwycięstwo Ukrainy i marzę o końcu tej wojny. Dla mnie osobiście zwycięstwo oznacza całkowity upadek Rosji i ich absolutne zniknięcie. Oni nigdy nie będą żyć jako cywilizowane społeczeństwo, ponieważ nie robią nic, aby to osiągnąć. Jeśli chodzi o przyszłość Ukrainy, to już widzę potężne zmiany w tym kraju. Chciałbym zobaczyć pokojową przyszłość, z narodową i ideową edukacją młodych ludzi, gdzie wszyscy, którzy zginęli za wolną Ukrainę, zostaną uhonorowani i zapamiętani. Wojna bardzo mnie zmieniła. Bardzo szybko dorosłam. I wiem na pewno, że po wojnie będę żyła bardziej dla siebie. W końcu mam dopiero 24 lata.
Rosjanka Aleksandra Samsonowa jest młodą Rosjanką i walczy po stronie Ukrainy. Porzuciła swój kraj, bo nie chce służyć złu. Opowiedziała nam o swoich marzeniach, lękach, ludziach których kocha – i o wojnie
Aleksandra Samsonowa pochodzi z Rosji. Jako dziecko często podróżowała na Ukrainę. Kiedy Federacja Rosyjska rozpoczęła wojnę w 2014 r., miała zaledwie 15 lat, lecz już wtedy zdecydowała, że nie będzie mieszkać w kraju, który jest agresorem. Kiedy osiągnęła pełnoletność, wyjechała do Ukrainy z jedną walizką. Później postanowiła bronić swojej nowej ojczyzny.
Z Rosji do Ukrainy
Pochodzę ze zwykłej rosyjskiej rodziny. Urodziłam się w Moskwie. Kiedy skończyłam 11 lat, po raz pierwszy odwiedziłam Ukrainę. Moja mama pojechała tam do pracy, a ja poszłam do szkoły. Jednak kilka lat później pod presją niektórych członków naszej rodziny wróciłam do Rosji, by tam mieszkać i studiować. Zajmowałam się modelingiem i aktorstwem. Dopiero gdy skończyłam 19 lat, moje życie zmieniło się diametralnie. Wojna na wschodzie Ukrainy trwała już wtedy od czterech lat.
Zdałam sobie sprawę, że Rosja postępuje niesprawiedliwie wobec Ukrainy. Zaczęłam przyglądać się tej wojnie – i pewnego dnia postanowiłam przyłączyć się do walki z niesprawiedliwością
Powiedziałam rodzinie i przyjaciołom, że wrócę za trzy dni. Wyjechałam z jedną torbą. Wzięłam tylko najpotrzebniejsze rzeczy: ubrania, środki higieniczne, telefon i dokumenty. O mojej decyzji o pójściu na wojnę rodzina dowiedziała się później. Zareagowali ironicznie, nawet się ze mnie śmiali. Natychmiast zerwałam wszelkie kontakty z Rosją. Najbardziej boję się powrotu do domu. Wszystko tam jest przesiąknięte rosyjską propagandą, w którą nigdy nie wierzyłam, w przeciwieństwie do większości Rosjan. Ślepo ufają temu, co mówi im telewizja. To jest system, który był budowany przez dziesięciolecia, stopniowo i w przemyślany sposób. Ludzie się w nim rodzą, dorastają i dlatego ślepo mu ufają. Nie analizują ani nie weryfikują informacji. Są też całkowicie odcięci od świata zewnętrznego. Nie chcą wiedzieć, co dzieje się poza ich życiem. Tak było w przypadku wojen, które Rosja rozpoczęła przed napaścią na Ukrainę. To samo było w Gruzji, Czeczenii. Rosjanie też byli wtedy przekonani, że ich państwo postępuje słusznie. Popierają wszystko, co robi Putin.
Ja zawsze miałam własne zdanie. Dlatego gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowiłam bronić Ukrainy
Batalion ochotników
Ze względu na moje rosyjskie obywatelstwo nie mogłam wstąpić do ukraińskich sił zbrojnych. Dołączyłam więc do jednego z batalionów ochotniczych. Informacje o nim znalazłam w Internecie, leżąc na kanapie. Zadzwoniłam do nich i kilka dni później poszłam złożyć dokumenty. Selekcja i szkolenie trwały miesiąc. Uczono nas używać broni, pracować w roli saperów, inżynierii i medycyny. Podczas szkolenia byłam najlepsza w strzelaniu. Dlatego zdecydowałam się zostać strzelcem.
Miałam rosyjski paszport, więc oczywiście na początku wojskowi byli wobec mnie nieufni
Mówili na przykład, że jestem rosyjską agentką, „Kozaczką” wysłaną do Ukrainy. Komentowali też mój wygląd – mówili, że jestem w agencji modelek, a nie na wojnie, że tak naprawdę jestem aktorką, przygotowuję się do jakiegoś filmu i dlatego przechodzę szkolenie. Nie traktowali mnie poważnie.
Czasami miałam już dość i chciałam odpuścić. Każdego dnia musiałam udowadniać, że jestem godna być w jednostce.
Wszystkie zadania wykonywałam na równi z mężczyznami. A potem komunikacja przeszła na inny poziom
Zajęło mi co najmniej sześć miesięcy, zanim poczułam, że jestem wśród swoich. Na początku 2021 roku dołączyłam do „Szpitalników” [ochotniczy batalion medyczny – red.], przeszłam kurs medyka bojowego. Nawiasem mówiąc, w tamtym czasie ich proces selekcji był najtrudniejszy. Tyle że ja nie byłam medykiem, a strzelcem.
Dali mi pseudonim „Katana” – to miecz samurajski. Na ścianie jednej z naszych baz wisiała jego kopia, a ja ciągle ją brałam i oglądałam…
Wojna to głównie ból
Inwazja Rosji nie była dla nas zaskoczeniem. Dowództwo jednostki intensywnie nas szkoliło przez dwa miesiące przed rozpoczęciem tej wielkiej wojny. Powiedziano nam, skąd nadejdą uderzenia i jak to wszystko może przebiegać. I tak się stało. Rankiem 24 lutego natychmiast zdałam sobie sprawę, co się dzieje. Byłam wtedy w Kijowie.
Najbardziej martwiłam się o moje zwierzęta w domu. Wtedy miałam ich pięć
Nawiasem mówiąc, działam również jako wolontariuszka na rzecz zwierząt. Od 10 lat zajmuję się zbieraniem tych, które są bezdomne, leczeniem ich i znajdowaniem im nowych domów. Tak więc, kiedy usłyszałam eksplozje, zaczęłam trochę panikować, ponieważ nie wiedziałem, co z nimi zrobić, gdzie je zabrać. Rozwiązanie tego problemu zajęło mi dwa dni. 26 lutego byłam już w jednostce.
Najpierw był Irpień i Bucza, potem południe i wschód. Wojna to przede wszystkim ból. Niestety większość tego, co pozostaje w pamięci, wiąże się z żalem. Na przykład gdy ludzie, z którymi właśnie rozmawiałaś, umierają obok ciebie i nie możesz nic zrobić.
Takie straszne sytuacje pozostawiają ślad do końca życia. Nie da się ich usunąć z umysłu
Trzeba więc z tym żyć. Z drugiej strony, zawsze staramy się wspierać nawzajem. To jest bezcenne. Jeśli chodzi o strach, to oczywiście jest on obecny. Ale jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, odczuwam go w spokojnych momentach, najczęściej w Kijowie. Podczas misji bojowych prawie nie odczuwam strachu. Nie ma na to czasu. Ciało automatycznie przełącza się na inny tryb. Nawet psychologowie twierdzą, że kiedy mózg ma czas i możliwość dużo myśleć i analizować, mogą pojawić się lęki. I na odwrót.
Najtrudniejszą rzeczą na wojnie jest dla mnie zrozumienie, że moja mama czeka na mnie w domu i że w każdej chwili mogę nie wrócić
Myśl o tym, jak ona to przeżyje, jest najtrudniejsza. Moja matka jest ze mną w Ukrainie, również opuściła Rosję. Oczywiście nieustannie mnie namawia, prosi, żebym przestała. I to nie dlatego, że uważa, że robię coś złego. Po prostu bardzo się o mnie martwi. Za każdym razem, gdy wracam z przepustki, odprowadza mnie ze łzami w oczach. To dla mnie bardzo trudne. Wiesz, na początku inwazji Rosji na pełną skalę uderzyła mnie spójność i jedność ludzi. To było bardzo motywujące i zachęcające. Szkoda, że teraz to się zmieniło.
Życie i seksizm na froncie
Często jestem pytana o warunki życia na froncie. Jestem zahartowaną kobietą. Potrafię żyć zarówno w dobrych warunkach, jak w okopach. Oczywiście nie jest to łatwe. Toaleta jest na ulicy. Nie ma prysznica. Aby się umyć, zbierałyśmy wodę do wiader, podgrzewałyśmy ją na ogniu i polewałyśmy się chochlami. I mogło to być raz na cztery dni, bo wody było za mało. Przywożono nam ją ciężarówkami w ograniczonych ilościach. Więc bardzo ją oszczędzaliśmy. Generalnie na wojnie nie ma podziału na kobiety i mężczyzn.
Robimy wszystko na równych prawach, chociaż mam raczej antyfeministyczne podejście. Uważam, że kobiety są silnymi, ale jednocześnie bardzo delikatnymi istotami – i mają zupełnie inne zadanie
To znaczy: nie walczyć. Jeśli jednak kobieta chce walczyć, nie należy jej tego utrudniać. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że muszę to zrobić. Nie potrafię wyjaśnić, skąd wzięło się to wewnętrzne powołanie. Jeśli chodzi o mnie, to prawdopodobnie wiążę tę decyzję z moim temperamentem. Od dzieciństwa walczę o prawa zwierząt, zawsze staram się interweniować i pomagać. I tak jest absolutnie ze wszystkim. W tej sytuacji chodzi o niesprawiedliwość wobec Ukrainy ze strony Rosji.
Jeśli chodzi o seksizm w armii i dyskryminację ze względu na płeć – tak, takie przypadki się zdarzają. Ale mam dla nich usprawiedliwienie
Wyobraź sobie ćwiczenia wojskowe. Jesteś w ogromnym lesie. Zadanie polega na przejściu przez niego w ciągu dnia bez wpadania na siebie. W ten sposób ćwiczono wywiad. I przychodzą kobiety, pachnące tak mocno perfumami, że czuć je z daleka. Wiesz, to jest las i są pewne zapachy, które są unikalne dla natury. Nie ma ostrych zapachów. Co więcej, gdy przebywasz w tym środowisku przez kilka godzin, możesz wyczuć wszystkie obce zapachy na pierwszy rzut oka. Tak więc szybko znaleźli się w lesie. Były kobiety, które nie traktowały tego poważnie. Przychodziły na trening w makijażu albo spóźniały się 20 minut na zbiórkę, bo musiały się wysztafirować. Są też inne, brudne momenty, o których nie chcę mówić. Moim zdaniem wiele zależy od kobiet.
Kobieta zasługuje na równość. Jeśli chce coś udowodnić, będąc w wojsku, zrobi to. Tak jak ja, pomimo żartów i odrzucenia
Ukraińskie obywatelstwo — misja niemożliwa
Teraz jestem załamana, przede wszystkim moralnie. Być może jestem po prostu zmęczona i potrzebuję odpoczynku. Ale nie mogę podróżować poza granice kraju, na przykład nad morze, z powodu moich rosyjskich dokumentów. Według paszportu jestem Rosjanką, choć w sercu jestem Ukrainką. Kocham Ukrainę, to mój ulubiony kraj. To bardzo demoralizujące, że wciąż nie mogę uzyskać obywatelstwa. Złożyłam wniosek, ale nie ma żadnych postępów. System i zasady uzyskiwania obywatelstwa są bardzo skomplikowane. W rzeczywistości system nie istnieje, bo wydawanie ukraińskich paszportów dla obywateli kraju agresora zostało zawieszone. Nawet dla tych, którzy walczą po stronie Ukrainy.
Poza tym nadal nie ma jasnego algorytmu uzyskiwania obywatelstwa ukraińskiego. Podczas wojny na pełną skalę otrzymało je tylko czterech Rosjan, mieli szczęście. Na wszystkie nasze pytania jest tylko jedna odpowiedź: „Nie możesz tego zrobić teraz, to wszystko. To, że walczysz, nie jest dowodem ani argumentem”.
Wkrótce miną cztery lata, odkąd nie opuściłam Ukrainy. I to oczywiście też jest przygnębiające. Wszystko nagromadziło się jak kula śnieżna.
Praca z psychologiem i przyjmowanie antydepresantów to tylko tymczasowa pomoc. Jedynym ratunkiem jest ciężka praca nad sobą
Trzeba się zmuszać do robienia czegoś każdego dnia. Muszę zmusić się do wstania z łóżka i zrobienia czegoś. Poza tym mam pewną odpowiedzialność za zwierzęta, wśród których są też chore, które trzeba leczyć. Obecnie jest ich dziewięć, koty i psy. Był też szczur, ale oddaliśmy go w dobre ręce. To kosztowny biznes: 80% naszych finansów idzie na zwierzęta. Pomaga mi w tym moja mama. Przywiozłam z wojny wiele zwierząt. Miałam kota, który mieszkał z nami przez całą zmianę.
Zwycięstwo to upadek Rosji
W tej wojnie Rosja niestety wygrywa na wiele sposobów. Jakim kosztem? Kosztem broni i liczby ludzi. Nie biorą uwagę żadnych strat. Nie popieram tego, co widzę w Ukrainie w związku z przymusową mobilizacją. Tak, w armii jest za mało ludzi, powinna być rotacja dla tych żołnierzy, którzy byli na froncie przez długi czas. Ale nie tak powinno się to odbywać. Oczywiście powinna istnieć motywacja finansowa, ale przede wszystkim człowiek powinien rozumieć, dlaczego idzie na wojnę, kogo ma chronić i co zyskać. Element moralny jest tutaj niezwykle ważny. Musi istnieć idea i pragnienie. Przyjechałam walczyć o Ukrainę.
Walczę o wolny, demokratyczny kraj, który nie ma okrutnego systemu, jaki ma Rosja. O kraj, w którym szanuje się interesy i życie ludzi
Tak czy inaczej wierzę w zwycięstwo Ukrainy i marzę o końcu tej wojny. Dla mnie osobiście zwycięstwo oznacza całkowity upadek Rosji i ich absolutne zniknięcie. Oni nigdy nie będą żyć jako cywilizowane społeczeństwo, ponieważ nie robią nic, aby to osiągnąć. Jeśli chodzi o przyszłość Ukrainy, to już widzę potężne zmiany w tym kraju. Chciałbym zobaczyć pokojową przyszłość, z narodową i ideową edukacją młodych ludzi, gdzie wszyscy, którzy zginęli za wolną Ukrainę, zostaną uhonorowani i zapamiętani. Wojna bardzo mnie zmieniła. Bardzo szybko dorosłam. I wiem na pewno, że po wojnie będę żyła bardziej dla siebie. W końcu mam dopiero 24 lata.
Najpierw walczył w szeregach 241 Brygady Obrony Terytorialnej w Kijowie, obecnie jest w batalionie dronowym. Sestrom opowiedział o tym, jak udaje mu się łączyć walkę na froncie z pracą w rolnictwie, o chwilach między życiem a śmiercią i o prawdziwej przyjaźni na wojnie.
Jagody dla sił zbrojnych
– Rozmowy z mamą o nawozie do krzewów, które prowadzę z frontu, stały się dla mnie czymś powszednim – mówi Jarosław. – Kiedy 25 lutego 2022 r. poszedłem na wojnę, zostawiłem rodzicom moją Ozeriankę – farmę truskawkową w obwodzie żytomierskim. Pod koniec 2022 roku zmarł mój ojciec, a matka przeżyła bardzo trudny czas. Staram się więc uczestniczyć we wszystkim na odległość. Mimo wszystko gospodarstwo żyje.
Przeprowadziliśmy nawet kampanię „Zawieś skrzynkę jagód dla Sił Zbrojnych” (zawiesić znaczy tutaj zapłacić za usługę, by ktoś inny mógł z niej skorzystać). Zaproponowaliśmy klientom, aby zapłacili za kilogram jagód lub więcej, dodaliśmy taką samą ilość od siebie i przekazaliśmy je wojsku. Do akcji przyłączyło się wiele osób, nawet klienci, którzy wyjechali z kraju. Później zaczęliśmy również dostarczać nasze borówki do szpitali wojskowych.
Z autopsji wiem, że można być na froncie ekonomicznym (jak wielu ludzi lubi mówić) i na prawdziwym froncie jednocześnie.
Przed 24 lutego nie wiedziałem absolutnie nic o sprawach wojskowych. Wojna dopadła mnie w Kijowie, w Nowobiliczach niedaleko Hostomla, gdzie próbował wylądować desant wroga. Już następnego dnia zaciągnąłem się do obrony terytorialnej rejonu Szewczenkowskiego.
– Przyznałeś kiedyś, że zastanawiałeś się, kto przejmie gospodarstwo, jeśli zginiesz.
– To było wtedy, gdy byliśmy we wsi Horenka niedaleko Hostomla, a wróg atakował nas rakietami Grad. Zagrożenie z Gradów polega na tym, że w przeciwieństwie do moździerzy, nie słychać ich. To znaczy rakietę można usłyszeć, ale dopiero półtorej sekundy przed uderzeniem.
Najgorzej było podczas naszej pierwszej misji bojowej w Horence. Były wybuchy na ulicy, ja i chłopcy staliśmy w zniszczonej, ciemnej piwnicy, a musimy iść na swoje pozycje. Ci, którzy wyszli wcześniej, skończyli jako „dwusetki” [„dwusetki”, inaczej „ładunek 200”, to w wojskowym żargonie zabici na polu walki – red]. Patrzę na ten apokaliptyczny obraz i zdaję sobie sprawę, że teraz moja kolej. Mój towarzysz o pseudonimie „Los” klepie mnie po ramieniu: „Idziemy, co?”. Żołądek skręca mi się ze strachu. To trochę zabawne, gdy teraz o tym myślę, ale to był pierwszy raz, kiedy to zrobiłem, bez żadnego szkolenia.
Strach na wojnie jest zarówno konieczny, jak niepotrzebny. Z jednej strony przeszkadza w pracy. Z drugiej strony może powstrzymać cię przed zbytnim bohaterstwem. Ale takie bohaterstwo zwykle zdarza się tylko do pewnego momentu. Kiedy widzisz na własne oczy, jak lekarze dosłownie pobierają organy wewnętrzne jednego z tych „bohaterów”, nie chcesz już być bohaterem i przynajmniej nie zignorujesz rozkazów swojego dowódcy. Na wojnie ważny jest zimny umysł i jasny plan działania.
Cokolwiek się stanie, będą przy mnie
Czasami jednak ryzyko, które nie jest uzasadnione instrukcjami, może uratować życie. Mnie się to przytrafiło. Zimą siedzenie w okopie przez cały dzień w temperaturze dziesięciu stopni jest niemożliwe, więc chłopaki i ja na zmianę ogrzewaliśmy się w pobliskim małym kiosku. Pewnego dnia byłem tak zmęczony, że tam zasnąłem – byłem po prostu znokautowany. I wtedy zaczął się ostrzał.
Wszyscy padli na podłogę. Wszyscy oprócz mnie – słyszałem wybuchy, ale z powodu przemęczenia jakby zadziałał mój wewnętrzny hamulec i dalej leżałem na odłączonej zamrażarce przy rolecie. To dziwny stan półsnu, kiedy wydaje się, że to wszystko wokół ciebie się nie dzieje – i nie możesz zareagować. W tym momencie mój kolega, chociaż zgodnie z zasadami nie wolno mu było wstawać podczas ostrzału, podskoczył i zwalił mnie na podłogę.
Kiedy ostrzał się skończył, zobaczyliśmy, że miejsce, w którym leżałem, było podziurawione odłamkami. Kiedy wstawaliśmy, ten, który mnie uratował, zapytał z tym swoim charakterystycznym uśmiechem: „Następnym mam cię budzić?”. Nawiasem mówiąc, jest znanym producentem z własnym studiem produkcyjnym.
Mamy ciekawy zespół: rolnik, producent filmowy, elektryk, tynkarz, bezrobotny i top menedżer Glovo. Ludzie, którzy w cywilu prawdopodobnie nigdy by się nie spotkali
– A teraz pewnie są więcej niż przyjaciółmi...
– Są mi bliżsi niż niektórzy z moich krewnych. Cokolwiek się stanie, będą przy mnie. W listopadzie 2022 roku, gdy zmarł mój ojciec, siedziałem z mamą po pogrzebie i zdałem sobie sprawę, że niektórzy z moich krewnych nawet nie zadzwonili. I wtedy odebrałem telefon, to był „Los”: „Jestem w twoim domu”. Przyniósł pieniądze – zrzucił się cały mój oddział. „Lis”, „Aleks”, „Ósemka”, i inni też tu są” – dodał.
Bezcenne.
Kawa po turecku jak medytacja
– Nasza wojskowa codzienność, żarty, rutyna z poranną kawą na mrozie to coś, czego nigdy nie zapomnimy. Kawa z blaszanego dzbaneczka i fajka z tytoniem to nasz rodzaj medytacji. Kawałek normalnego życia w absolutnie nienormalnych warunkach
Życie na wojnie to wyzwanie. Siedzisz w zimnie, wróg do ciebie strzela, nie ma prądu ani ciepłego jedzenia. Ale trzeba się dostosować. Na przykład trzeba spędzić noc w lesie w strefie lądowania. Na zewnątrz jest minus trzy, ale jest tak wilgotno, że zimno przenika do środka. Zbieram trzciny, robię improwizowane łóżko, kładę na nim futon, a na wierzchu śpiwór. Pod głowę wkładam buty, a do nóg i boków przyklejam chemiczne poduszki rozgrzewające. A potem zasypiam. Budzę się pokryty szronem, ale ta kawa w dzbanuszku i żarty moich towarzyszy przywracają mnie do życia, pomagają przetrwać bardzo trudne chwile.
– Opowiesz o nich?
– To bardzo trudne, gdy nie można kogoś uratować. Pamiętam, jak nasz sanitariusz o pseudonimie „Mucha”, pokryty krwią swoich towarzyszy, uratował cały oddział po ostrzale. Dosłownie trzymaliśmy go za ręce, gdy po ostrzale chciał biec do rannych cywilów. Nie miał prawa opuścić swojego stanowiska. Niektóre instrukcje mogą wyglądać opresyjnie, ale jeśli masz jednego medyka i on biegnie do cywilów, a w tym momencie zaczyna się atak, to po prostu nie będzie miał kto ratować rannych żołnierzy. A co jeśli jedyny saper potrzebuje pomocy, a my po prostu nie możemy opuścić tej pozycji bez niego? Jeśli saper zginie, zginą wszyscy.
A potem przybiega cywil i prosi nas o uratowanie jego matki. Nie wie, jak korzystać z apteczki. Więc robimy osłonę ogniową dla naszego medyka, aby pod ostrzałem mógł udzielić pomocy. W drodze powrotnej dostajemy sprawiedliwą reprymendę od dowódcy.
Nie da się uratować wszystkich. Ale i tak zrobisz wszystko, by przynajmniej spróbować
– Czy to prawda, że jeden z Twoich dowódców zdradził?
– To było jeszcze w regionie kijowskim. Po prostu uciekł. Wcześniej przez długi czas mówił mi, jakim jest oficerem i zawodowcem. Przywiózł ochotników do Hostomla, a po pierwszym ataku wsiadł do samochodu i odjechał. Następnego dnia pojawił się w komendzie z dokumentami stwierdzającymi, że rzekomo ma obustronne zapalenie płuc. Nikt go więcej nie widział. Po tym incydencie dowództwo nad naszą kompanią objął pułkownik, prawdziwy profesjonalista, którego bardzo szanujemy. Wojsko to przekrój społeczeństwa, tu są różni ludzie. A ty starasz się trzymać z tymi, którzy są ci bliżsi duchem.
– Masz zdjęcie, na którym widać, że uprawiasz truskawki nawet w strefie działań wojennych. Opatrzyłeś je podpisem: „Mogą zabrać mnie z farmy, ale nigdy nie zabiorą farmy ze mnie”.
– Zdarzyło się tak raz i chłopaki zjedli truskawki z przyjemnością. Zrobiłem to dla zasady. Oburzyła mnie historia rolnika z obwodu lwowskiego, który wykorzystując fakt, że walczył w strefie ATO [operacji antyterrorystycznej – red.], regularnie prosi o datki „na wsparcie swojej działalności”. Nadaliśmy mu nawet przydomek „Donatello”.
A w 2022 r., kiedy większość moich klientów z Kijowa przeniosła się do obwodu lwowskiego, ponownie poprosił ludzi o pół miliona hrywien, mówiąc, że mróz zniszczył jego uprawy. Rolnicy, którzy zadbali o pokrycie swoich pól agrowłókniną, nie zrobili tego – i tylko nasz „Donatello” znów potrzebował pieniędzy. Postanowiłem więc udowodnić, że nawet w niesprzyjających warunkach mogę uprawiać truskawki, bo wiem, jak o nie dbać. Krzaki dobrze rosły w skrzynkach po amunicji.
Rolnictwo to sprawa mojego życia. Ilekroć mam okazję wyjechać na przepustkę, spędzam dużo czasu na farmie. Jestem bardzo wdzięczny mojej mamie, która pomaga mi to wszystko ogarnąć.
Więź pokoleń
– Masz córkę w wieku szkolnym. Rozmawiasz z nią o wojnie?
– Saszulka ma osiem lat. Na początku wojny na pełną skalę moja była żona zabrała ją z Kijowa, ale potem wróciły. Niedawno została poproszona o napisanie eseju w szkole na temat: „Moje marzenie”. Napisała, że jej marzeniem jest „wybuch na placu Czerwonym, żeby nikt tam nie został i żeby nie było nalotów”. Tak właśnie myśli dziecko żyjące w realiach wojny. W Dniu Ochotnika Sasza podarowała mi zestaw pierników ze słowami: „Kocham cię nie tylko dlatego, że jesteś moim tatą, ale też dlatego, że jesteś ochotnikiem”. Ona jest moją motywacją.
– Co jeszcze motywuje Cię do walki?
– Uczyłem się w kijowskiej szkole, która teraz nosi imię Wasyla Stusa [najwybitniejszy ukraiński poeta II połowy XX w., zamęczony w 1985 r. w sowieckim łagrze – red.]. Miałem trzy lata, gdy poeta był torturowany w więzieniu. Myślę o nim i innych ludziach, którzy zostali zabici tylko za to, że byli Ukraińcami. Myślę też o moim pradziadku, rolniku, który został przez bolszewików zesłany na Syberię. Jego życie zostało zniszczone, a jego duże gospodarstwo przekształcono w kołchoz.
Ja też jestem rolnikiem, a Ukraina to moja ziemia i będę jej bronił. Gdyby mój pradziadek znalazł się w takiej sytuacji, na pewno poszedłby na front. Tak samo mój tata. Kiedy rozpoczęła się inwazja, mój tata powiedział, że gdyby nie jego zdrowie, też chwyciłby za broń.
I wiesz, w niektórych momentach jestem pewien, że oni – mój ojciec, mój pradziadek i ci ludzie, którzy zginęli za swoje przekonania w różnych czasach – pomagają nam. Tak wiele razy chłopaki i ja zostaliśmy uratowani dzięki szczęściu
Na przykład kiedyś mina utknęła w dachu budynku, w którym się znajdowaliśmy, i nie wybuchła…
Po śmierci ojciec nigdy nie przyszedł do mnie we śnie. Ale matka miała ostatnio sen o nim, był w mundurze wojskowym. Przypomniałem sobie jego słowa, że będzie wojna i musimy się przygotować. Pomyślałem, że pewnie jest teraz gdzieś blisko mnie...
„Wokół strzelanina, walki, naloty... A ty siedzisz w ziemiance, opowiadasz mamie przez telefon, jak zrobić nawóz do borówek, obserwując przez ekran, jak działa system irygacyjny. Tak to jest, gdy jest się żołnierzem i jednocześnie rolnikiem, który chce utrzymać przy życiu rodzinny biznes”
Najpierw walczył w szeregach 241 Brygady Obrony Terytorialnej w Kijowie, obecnie jest w batalionie dronowym. Sestrom opowiedział o tym, jak udaje mu się łączyć walkę na froncie z pracą w rolnictwie, o chwilach między życiem a śmiercią i o prawdziwej przyjaźni na wojnie.
Jagody dla sił zbrojnych
– Rozmowy z mamą o nawozie do krzewów, które prowadzę z frontu, stały się dla mnie czymś powszednim – mówi Jarosław. – Kiedy 25 lutego 2022 r. poszedłem na wojnę, zostawiłem rodzicom moją Ozeriankę – farmę truskawkową w obwodzie żytomierskim. Pod koniec 2022 roku zmarł mój ojciec, a matka przeżyła bardzo trudny czas. Staram się więc uczestniczyć we wszystkim na odległość. Mimo wszystko gospodarstwo żyje.
Przeprowadziliśmy nawet kampanię „Zawieś skrzynkę jagód dla Sił Zbrojnych” (zawiesić znaczy tutaj zapłacić za usługę, by ktoś inny mógł z niej skorzystać). Zaproponowaliśmy klientom, aby zapłacili za kilogram jagód lub więcej, dodaliśmy taką samą ilość od siebie i przekazaliśmy je wojsku. Do akcji przyłączyło się wiele osób, nawet klienci, którzy wyjechali z kraju. Później zaczęliśmy również dostarczać nasze borówki do szpitali wojskowych.
Z autopsji wiem, że można być na froncie ekonomicznym (jak wielu ludzi lubi mówić) i na prawdziwym froncie jednocześnie.
Przed 24 lutego nie wiedziałem absolutnie nic o sprawach wojskowych. Wojna dopadła mnie w Kijowie, w Nowobiliczach niedaleko Hostomla, gdzie próbował wylądować desant wroga. Już następnego dnia zaciągnąłem się do obrony terytorialnej rejonu Szewczenkowskiego.
– Przyznałeś kiedyś, że zastanawiałeś się, kto przejmie gospodarstwo, jeśli zginiesz.
– To było wtedy, gdy byliśmy we wsi Horenka niedaleko Hostomla, a wróg atakował nas rakietami Grad. Zagrożenie z Gradów polega na tym, że w przeciwieństwie do moździerzy, nie słychać ich. To znaczy rakietę można usłyszeć, ale dopiero półtorej sekundy przed uderzeniem.
Najgorzej było podczas naszej pierwszej misji bojowej w Horence. Były wybuchy na ulicy, ja i chłopcy staliśmy w zniszczonej, ciemnej piwnicy, a musimy iść na swoje pozycje. Ci, którzy wyszli wcześniej, skończyli jako „dwusetki” [„dwusetki”, inaczej „ładunek 200”, to w wojskowym żargonie zabici na polu walki – red]. Patrzę na ten apokaliptyczny obraz i zdaję sobie sprawę, że teraz moja kolej. Mój towarzysz o pseudonimie „Los” klepie mnie po ramieniu: „Idziemy, co?”. Żołądek skręca mi się ze strachu. To trochę zabawne, gdy teraz o tym myślę, ale to był pierwszy raz, kiedy to zrobiłem, bez żadnego szkolenia.
Strach na wojnie jest zarówno konieczny, jak niepotrzebny. Z jednej strony przeszkadza w pracy. Z drugiej strony może powstrzymać cię przed zbytnim bohaterstwem. Ale takie bohaterstwo zwykle zdarza się tylko do pewnego momentu. Kiedy widzisz na własne oczy, jak lekarze dosłownie pobierają organy wewnętrzne jednego z tych „bohaterów”, nie chcesz już być bohaterem i przynajmniej nie zignorujesz rozkazów swojego dowódcy. Na wojnie ważny jest zimny umysł i jasny plan działania.
Cokolwiek się stanie, będą przy mnie
Czasami jednak ryzyko, które nie jest uzasadnione instrukcjami, może uratować życie. Mnie się to przytrafiło. Zimą siedzenie w okopie przez cały dzień w temperaturze dziesięciu stopni jest niemożliwe, więc chłopaki i ja na zmianę ogrzewaliśmy się w pobliskim małym kiosku. Pewnego dnia byłem tak zmęczony, że tam zasnąłem – byłem po prostu znokautowany. I wtedy zaczął się ostrzał.
Wszyscy padli na podłogę. Wszyscy oprócz mnie – słyszałem wybuchy, ale z powodu przemęczenia jakby zadziałał mój wewnętrzny hamulec i dalej leżałem na odłączonej zamrażarce przy rolecie. To dziwny stan półsnu, kiedy wydaje się, że to wszystko wokół ciebie się nie dzieje – i nie możesz zareagować. W tym momencie mój kolega, chociaż zgodnie z zasadami nie wolno mu było wstawać podczas ostrzału, podskoczył i zwalił mnie na podłogę.
Kiedy ostrzał się skończył, zobaczyliśmy, że miejsce, w którym leżałem, było podziurawione odłamkami. Kiedy wstawaliśmy, ten, który mnie uratował, zapytał z tym swoim charakterystycznym uśmiechem: „Następnym mam cię budzić?”. Nawiasem mówiąc, jest znanym producentem z własnym studiem produkcyjnym.
Mamy ciekawy zespół: rolnik, producent filmowy, elektryk, tynkarz, bezrobotny i top menedżer Glovo. Ludzie, którzy w cywilu prawdopodobnie nigdy by się nie spotkali
– A teraz pewnie są więcej niż przyjaciółmi...
– Są mi bliżsi niż niektórzy z moich krewnych. Cokolwiek się stanie, będą przy mnie. W listopadzie 2022 roku, gdy zmarł mój ojciec, siedziałem z mamą po pogrzebie i zdałem sobie sprawę, że niektórzy z moich krewnych nawet nie zadzwonili. I wtedy odebrałem telefon, to był „Los”: „Jestem w twoim domu”. Przyniósł pieniądze – zrzucił się cały mój oddział. „Lis”, „Aleks”, „Ósemka”, i inni też tu są” – dodał.
Bezcenne.
Kawa po turecku jak medytacja
– Nasza wojskowa codzienność, żarty, rutyna z poranną kawą na mrozie to coś, czego nigdy nie zapomnimy. Kawa z blaszanego dzbaneczka i fajka z tytoniem to nasz rodzaj medytacji. Kawałek normalnego życia w absolutnie nienormalnych warunkach
Życie na wojnie to wyzwanie. Siedzisz w zimnie, wróg do ciebie strzela, nie ma prądu ani ciepłego jedzenia. Ale trzeba się dostosować. Na przykład trzeba spędzić noc w lesie w strefie lądowania. Na zewnątrz jest minus trzy, ale jest tak wilgotno, że zimno przenika do środka. Zbieram trzciny, robię improwizowane łóżko, kładę na nim futon, a na wierzchu śpiwór. Pod głowę wkładam buty, a do nóg i boków przyklejam chemiczne poduszki rozgrzewające. A potem zasypiam. Budzę się pokryty szronem, ale ta kawa w dzbanuszku i żarty moich towarzyszy przywracają mnie do życia, pomagają przetrwać bardzo trudne chwile.
– Opowiesz o nich?
– To bardzo trudne, gdy nie można kogoś uratować. Pamiętam, jak nasz sanitariusz o pseudonimie „Mucha”, pokryty krwią swoich towarzyszy, uratował cały oddział po ostrzale. Dosłownie trzymaliśmy go za ręce, gdy po ostrzale chciał biec do rannych cywilów. Nie miał prawa opuścić swojego stanowiska. Niektóre instrukcje mogą wyglądać opresyjnie, ale jeśli masz jednego medyka i on biegnie do cywilów, a w tym momencie zaczyna się atak, to po prostu nie będzie miał kto ratować rannych żołnierzy. A co jeśli jedyny saper potrzebuje pomocy, a my po prostu nie możemy opuścić tej pozycji bez niego? Jeśli saper zginie, zginą wszyscy.
A potem przybiega cywil i prosi nas o uratowanie jego matki. Nie wie, jak korzystać z apteczki. Więc robimy osłonę ogniową dla naszego medyka, aby pod ostrzałem mógł udzielić pomocy. W drodze powrotnej dostajemy sprawiedliwą reprymendę od dowódcy.
Nie da się uratować wszystkich. Ale i tak zrobisz wszystko, by przynajmniej spróbować
– Czy to prawda, że jeden z Twoich dowódców zdradził?
– To było jeszcze w regionie kijowskim. Po prostu uciekł. Wcześniej przez długi czas mówił mi, jakim jest oficerem i zawodowcem. Przywiózł ochotników do Hostomla, a po pierwszym ataku wsiadł do samochodu i odjechał. Następnego dnia pojawił się w komendzie z dokumentami stwierdzającymi, że rzekomo ma obustronne zapalenie płuc. Nikt go więcej nie widział. Po tym incydencie dowództwo nad naszą kompanią objął pułkownik, prawdziwy profesjonalista, którego bardzo szanujemy. Wojsko to przekrój społeczeństwa, tu są różni ludzie. A ty starasz się trzymać z tymi, którzy są ci bliżsi duchem.
– Masz zdjęcie, na którym widać, że uprawiasz truskawki nawet w strefie działań wojennych. Opatrzyłeś je podpisem: „Mogą zabrać mnie z farmy, ale nigdy nie zabiorą farmy ze mnie”.
– Zdarzyło się tak raz i chłopaki zjedli truskawki z przyjemnością. Zrobiłem to dla zasady. Oburzyła mnie historia rolnika z obwodu lwowskiego, który wykorzystując fakt, że walczył w strefie ATO [operacji antyterrorystycznej – red.], regularnie prosi o datki „na wsparcie swojej działalności”. Nadaliśmy mu nawet przydomek „Donatello”.
A w 2022 r., kiedy większość moich klientów z Kijowa przeniosła się do obwodu lwowskiego, ponownie poprosił ludzi o pół miliona hrywien, mówiąc, że mróz zniszczył jego uprawy. Rolnicy, którzy zadbali o pokrycie swoich pól agrowłókniną, nie zrobili tego – i tylko nasz „Donatello” znów potrzebował pieniędzy. Postanowiłem więc udowodnić, że nawet w niesprzyjających warunkach mogę uprawiać truskawki, bo wiem, jak o nie dbać. Krzaki dobrze rosły w skrzynkach po amunicji.
Rolnictwo to sprawa mojego życia. Ilekroć mam okazję wyjechać na przepustkę, spędzam dużo czasu na farmie. Jestem bardzo wdzięczny mojej mamie, która pomaga mi to wszystko ogarnąć.
Więź pokoleń
– Masz córkę w wieku szkolnym. Rozmawiasz z nią o wojnie?
– Saszulka ma osiem lat. Na początku wojny na pełną skalę moja była żona zabrała ją z Kijowa, ale potem wróciły. Niedawno została poproszona o napisanie eseju w szkole na temat: „Moje marzenie”. Napisała, że jej marzeniem jest „wybuch na placu Czerwonym, żeby nikt tam nie został i żeby nie było nalotów”. Tak właśnie myśli dziecko żyjące w realiach wojny. W Dniu Ochotnika Sasza podarowała mi zestaw pierników ze słowami: „Kocham cię nie tylko dlatego, że jesteś moim tatą, ale też dlatego, że jesteś ochotnikiem”. Ona jest moją motywacją.
– Co jeszcze motywuje Cię do walki?
– Uczyłem się w kijowskiej szkole, która teraz nosi imię Wasyla Stusa [najwybitniejszy ukraiński poeta II połowy XX w., zamęczony w 1985 r. w sowieckim łagrze – red.]. Miałem trzy lata, gdy poeta był torturowany w więzieniu. Myślę o nim i innych ludziach, którzy zostali zabici tylko za to, że byli Ukraińcami. Myślę też o moim pradziadku, rolniku, który został przez bolszewików zesłany na Syberię. Jego życie zostało zniszczone, a jego duże gospodarstwo przekształcono w kołchoz.
Ja też jestem rolnikiem, a Ukraina to moja ziemia i będę jej bronił. Gdyby mój pradziadek znalazł się w takiej sytuacji, na pewno poszedłby na front. Tak samo mój tata. Kiedy rozpoczęła się inwazja, mój tata powiedział, że gdyby nie jego zdrowie, też chwyciłby za broń.
I wiesz, w niektórych momentach jestem pewien, że oni – mój ojciec, mój pradziadek i ci ludzie, którzy zginęli za swoje przekonania w różnych czasach – pomagają nam. Tak wiele razy chłopaki i ja zostaliśmy uratowani dzięki szczęściu
Na przykład kiedyś mina utknęła w dachu budynku, w którym się znajdowaliśmy, i nie wybuchła…
Po śmierci ojciec nigdy nie przyszedł do mnie we śnie. Ale matka miała ostatnio sen o nim, był w mundurze wojskowym. Przypomniałem sobie jego słowa, że będzie wojna i musimy się przygotować. Pomyślałem, że pewnie jest teraz gdzieś blisko mnie...
Ma 32 lata i jest mistrzynią świata i Europy w trójboju siłowym. Przed wojną jej życie było wypełnione sportem, podróżami, wędrówkami – i miłością. Mąż Pawło był jej trenerem i mentorem. Zginął na wojnie w listopadzie 2022 roku. Kilka miesięcy później Oksana sama poszła na front.
Wciąż na ciebie czekam, chociaż znam prawdę/ Po prostu nie mogę zostawić wszystkiego za sobą/ Moje życie nie jest już moje, jest tylko nasze/ I bez względu na to, co się stanie, nie będę w stanie żyć inaczej
To fragment wiersza, który Oksana napisała po śmierci męża. Pisała wiersze już wcześniej i wszystkie dedykowała jemu.
– Mam ich całą książkę – mówi nam Oksana. – Przeżyliśmy razem pięć lat. Pawło był kulturystą. Kiedy się poznaliśmy – a stało się to na długo przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać – i on, i ja byliśmy w innych związkach. Kiedy byliśmy już wolni, przychodziłam na jego siłownię, żeby podszkolić się w crossficie. Któregoś dnia zaprosił mnie do kina, do którego długo nie byliśmy w stanie się wybrać z powodu naszych napiętych harmonogramów. Szybko przyszło silne uczucie.
Pawło nauczył mnie żyć pełnią życia
Oksana Wedmid: Przed nim skupiałam się wyłącznie na sporcie i treningach. Pokazał mi, że nic złego się nie stanie, jeśli trochę odpocznę. Razem zaczęliśmy podróżować, wędrować i wspinać się po górach. Kiedy zaczęła się inwazja, byliśmy na szczycie Howerli. Natychmiast zeszliśmy do najbliższej wioski, kupiliśmy bilety na pociąg i wróciliśmy do domu, do Dniepru.
Kateryna Kopaniewa: Mimo że większość ludzi ewakuowała się wtedy ze wschodnich i centralnych regionów do zachodnich...
Byłam gotowa iść na wojnę, ale Pawło się sprzeciwiał. Sam natomiast chciał dołączyć do lokalnej obrony terytorialnej, lecz nie został przyjęty – w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę było zbyt wielu chętnych. Zajął się więc wolontariatem, a ja kontynuowałam przygotowania do mistrzostw świata w trójboju siłowym..
Zostałaś wtedy mistrzynią świata. W mediach społecznościowych są filmy, na których podnosisz ukraińską flagę i płaczesz podczas ceremonii wręczenia nagród.
Chciałam, by świat usłyszał nasze wołanie o pomoc. Chociaż zostałam mistrzynią, w tamtym momencie to nie były łzy radości.
Latem mój mąż otrzymał wezwanie do wojska. Poszłam z nim do biura werbunkowego, mając nadzieję, że mnie też wezmą. Nie wzięli. A Pawło dostał nawet odroczenie, by pomóc mi przygotować się do mistrzostw Europy. Nie tracił jednak czasu na pomaganie: całkowicie zmienił swój trening, skupił się na wytrzymałości – przygotowywał się do służby. A po tym, jak zostałam mistrzynią Europy, poszedł na wojnę.
Podobno brał udział w wyzwoleniu Charkowa.
Tak, a konkretnie wyzwalał Izium. Był wtedy ze mną w codziennym kontakcie. Jak się później dowiedziałam, to było przed kontrofensywą. Pisał: „Przyjdę, kiedy przyjdę. Takie są okoliczności”. Później widziałam film, na którym on i chłopaki podnoszą ukraińską flagę w Iziumie.
Zginął w listopadzie. W obwodzie charkowskim, na samej granicy z Rosją. Był na misji jako zwiadowca. Wróg zaatakował ich pojazd i nikt nie przeżył... Krótko przed tym chcieli mu dać urlop, ale odmówił. Powiedział, że dopiero co był w domu i nie chce tak często jeździć tam i z powrotem. Dopiero teraz go rozumiem: trudno się przestawić z sytuacji wojennej na pokojową.
Rozmawialiśmy jeszcze rankiem tego dnia. A potem – pamiętam, byłam wtedy na ulicy – zadzwonił jego towarzysz broni. O mało nie zemdlałam.
Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej
Nie mogliśmy go pochować od razu – identyfikacja przez kod DNA trwała cztery miesiące. Pamiętam ten dziwny stan, kiedy wierzysz – i jednocześnie nie wierzysz w to, co się stało. Próbujesz odgrodzić się niewidzialnym murem, przekonać siebie, że nic się nie zmieniło, że on wciąż tam jest.
Po wybuchu wojny na pełną skalę często rozmawialiśmy o śmierci. Powtarzał: „Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej”. Zapewniał mnie, że dusza się odradza i że to, kim się będzie w następnym życiu, zależy od tego, jak dobrym się było. Jeśli to prawda, to jestem o niego spokojna.
Jak to się stało, że poszłaś na front?
Na początku chciałam nauczyć się pierwszej pomocy i choćby tego, jak trzymać karabin. Potrzebowałam czegoś do roboty, gdy czekaliśmy na te wyniki testów DNA. Poszłam na jeden kurs, potem na drugi. Wzięłam udział w czterech kursach dla młodych wojowników i zdobyłam szewron. To było odwrócenie uwagi, ulga.
Zdecydowałam się iść na wojnę nie dlatego, że chciałam się zemścić. Chciałam na nią iść już wcześniej
Pamiętam, jak Pawło powiedział mi: „Możesz iść na wojnę tylko wtedy, gdy ja zginę”. Więc teraz mam jego pozwolenie.
Przygotowując się do wyjazdu na wojnę, przygotowywałam się też do kolejnych zawodów i występowałam. Udało mi się nawet pojechać w góry. Sama, na trasę, którą kiedyś razem przeszliśmy. Myślałam, że tam będzie mi łatwiej, ale było tylko gorzej i szybko wróciłam. Przez znajomych dostałam się na rozmowę kwalifikacyjną do batalionu Ajdar i przyjęli mnie. Sam zasugerowałem dowódcy mój znak wywoławczy – „Kokarda”. Na uniwersytecie wołali na mnie „Ksenia Bantik”, bo grzywkę upinałam w kokardę.
Tu, na froncie, jest mi łatwiej
Przeszłam odpowiednie kursy, by zostać operatorką dronów, ale na początku przydzielono mnie do nasłuchu radiowego. Wcale tego nie chciałam. Robiłam to przez trzy miesiące, nieustannie przypominając dowódcy, że chcę iść na linię frontu. W końcu zostałam wysłuchana..
Jakie to jest zostać operatorką drona bez żadnego doświadczenia w tej dziedzinie? Jakie są twoje obowiązki?
To niełatwe, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej nie interesowałaś się czymś takim. Pierwsze kursy dronowe były dla mnie prawdziwym wyzwaniem, uczyłam się informacji na pamięć i oglądałam filmy instruktażowe setki razy.
Ale najlepiej uczyć się w praktyce. Na pierwszej linii frontu są niuanse, o których instruktorzy ci nie powiedzą. RPV, „mawiki”, „nietoperze” – w mojej pracy pożądana jest znajomość specyfiki każdego typu drona.
Do moich obowiązków należy sprawdzenie sprzętu przed akcją i praca z dronem w parze: jedno z nas jest przy konsoli, drugie wypuszcza drona, którym wysyłamy prezent do okupantów. Po 4-6 godzinach zastępuje nas kolejna para. Potem mamy trzy dni odpoczynku, ale mamy swoją rutynę. I trening, bez którego nie da się dobrze latać i trafiać w cel.
Sportowe doświadczenie i samodyscyplina pomagają mi to wszystko wytrzymać. Doświadczenie w pieszych wędrówkach pomogło mi szybko przyzwyczaić się do życia na wojnie. Na froncie można nie mieć możliwości umycia się przez długi czas, ale można się do tego przyzwyczaić.
Nie jestem z tych, co robią milion maseczek na twarz – mam jeden szampon na każdą okazję
Pamiętam swoją rozpacz, gdy w krytycznej sytuacji biegłam przez błoto z plecakiem ze sprzętem i nie mogłam wsiąść do samochodu – przez to moje metr pięćdziesiąt cztery wzrostu. Potem martwiłam się tym przez długi czas, ponieważ życie moich kolegów zależało od szybkości moich działań.
Jakich chwil nigdy nie zapomnisz?
Niedawno straciliśmy towarzysza. Biegliśmy z noszami ratować rannego kierowcę, gdy rozpoczął się ostrzał – wróg nieustannie ostrzeliwuje drogi ewakuacyjne. Facet, który chciał z nami iść, zginął. Powiedział, że chce się przydać. Takich rzeczy się nie zapomina. Tak samo jak momentów, kiedy budzą cię i mówią, że w naszą stronę jedzie kolumna rosyjskich czołgów. Na zawsze zapamiętam też dzień, w którym zniszczyliśmy z drona czołg wroga.
Czujesz strach?
Udaje mi się zachować spokój. Pewnego razu bardzo się przestraszyłam, gdy dowiedziałam się, że wroga dywersyjna grupa zwiadowcza weszła do sąsiedniego lasu i odcięła nasz punkt. Potem przez cały dzień trzymałam karabin szturmowy przy sobie. Kiedy wstąpiłam do wojska, próbowałam sobie wyobrazić, co czuł mój mąż w ostatnich sekundach swojego życia. Jak bym się czuła, gdyby to samo przydarzyło się mnie? Pracuję z dronami, dlatego teraz najbardziej boję się wrogich dronów. Wiem, jak precyzyjne są i kiedy słyszę ich charakterystyczny dźwięk, czuję niepokój.
A kiedy słyszysz ten dźwięk w Dnieprze, na wakacjach czy na rotacji?
W domu podczas alarmów lotniczych jestem dość ostrożna. Jeśli wiem, że latają drony lub rakiety, biorę kota i idę z nim za dwie ściany. Jednak brak nalotów martwi mnie jeszcze bardziej.
Kiedy rozlega się alarm, jest to już w jakiś sposób znajome. Cisza wydaje się czymś naprawdę niebezpiecznym
Kiedy wracam do domu, pierwszego dnia nie wiem, co robić. Normalny prysznic i czyste ubrania pomagają mi dojść do siebie. Bardzo kocham Dniepr, to moje rodzinne miasto, mój dom. Mój mąż i ja podróżowaliśmy do wielu krajów i za każdym razem byliśmy przekonani, że nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu. Tutaj wszystko jest twoje, jesteś u siebie. To jeden z powodów, dla których jestem teraz na pierwszej linii frontu: bronię mojego domu, w którym czuję się dobrze.
Są jeszcze jakieś powody?
Chcę kontynuować to, co zaczął mój mąż. Odnieść zwycięstwo, którego tak bardzo pragnął. Poza tym jako kobieta, która straciła ukochaną osobę, chcę, by jak najmniej osób przez coś takiego przechodziło.
Idę ulicą i widzę ból i cierpienie w oczach innych kobiet. Niektóre straciły mężów, inne synów, braci. Chcę, żeby to się skończyło. Walczę także dlatego, że na froncie jest mi łatwiej. W domu pochłonęłyby mnie moje myśli, tutaj po prostu nie mam na nie czasu.
Powiedziałeś kiedyś, że już nigdy nie będziesz w stanie poczuć zwycięstwa, bo straciłaś to, co najcenniejsze.
Dla mnie słowo „zwycięstwo” oznacza, że wszystko zostało osiągnięte. A tutaj się nie udało, bo jest za dużo żalu, za dużo strat. Tu nie będzie euforii. Będzie tylko ulga, że to się wreszcie skończyło.
Po deokupacji obwodu charkowskiego, w czym brał udział, Pawło często powtarzał, że chce iść do Bachmutu, by pomóc naszym chłopakom. Nigdy tam nie dotarł. Chociaż… w pewnym sensie dotarł: w końcu teraz ja tu walczę, a on zawsze jest ze mną” - mówi Oksana Wedmid pseudonim „Kokarda”, operatorka dronów na froncie, mistrzyni świata i Europy w trójboju siłowym
Ma 32 lata i jest mistrzynią świata i Europy w trójboju siłowym. Przed wojną jej życie było wypełnione sportem, podróżami, wędrówkami – i miłością. Mąż Pawło był jej trenerem i mentorem. Zginął na wojnie w listopadzie 2022 roku. Kilka miesięcy później Oksana sama poszła na front.
Wciąż na ciebie czekam, chociaż znam prawdę/ Po prostu nie mogę zostawić wszystkiego za sobą/ Moje życie nie jest już moje, jest tylko nasze/ I bez względu na to, co się stanie, nie będę w stanie żyć inaczej
To fragment wiersza, który Oksana napisała po śmierci męża. Pisała wiersze już wcześniej i wszystkie dedykowała jemu.
– Mam ich całą książkę – mówi nam Oksana. – Przeżyliśmy razem pięć lat. Pawło był kulturystą. Kiedy się poznaliśmy – a stało się to na długo przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać – i on, i ja byliśmy w innych związkach. Kiedy byliśmy już wolni, przychodziłam na jego siłownię, żeby podszkolić się w crossficie. Któregoś dnia zaprosił mnie do kina, do którego długo nie byliśmy w stanie się wybrać z powodu naszych napiętych harmonogramów. Szybko przyszło silne uczucie.
Pawło nauczył mnie żyć pełnią życia
Oksana Wedmid: Przed nim skupiałam się wyłącznie na sporcie i treningach. Pokazał mi, że nic złego się nie stanie, jeśli trochę odpocznę. Razem zaczęliśmy podróżować, wędrować i wspinać się po górach. Kiedy zaczęła się inwazja, byliśmy na szczycie Howerli. Natychmiast zeszliśmy do najbliższej wioski, kupiliśmy bilety na pociąg i wróciliśmy do domu, do Dniepru.
Kateryna Kopaniewa: Mimo że większość ludzi ewakuowała się wtedy ze wschodnich i centralnych regionów do zachodnich...
Byłam gotowa iść na wojnę, ale Pawło się sprzeciwiał. Sam natomiast chciał dołączyć do lokalnej obrony terytorialnej, lecz nie został przyjęty – w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę było zbyt wielu chętnych. Zajął się więc wolontariatem, a ja kontynuowałam przygotowania do mistrzostw świata w trójboju siłowym..
Zostałaś wtedy mistrzynią świata. W mediach społecznościowych są filmy, na których podnosisz ukraińską flagę i płaczesz podczas ceremonii wręczenia nagród.
Chciałam, by świat usłyszał nasze wołanie o pomoc. Chociaż zostałam mistrzynią, w tamtym momencie to nie były łzy radości.
Latem mój mąż otrzymał wezwanie do wojska. Poszłam z nim do biura werbunkowego, mając nadzieję, że mnie też wezmą. Nie wzięli. A Pawło dostał nawet odroczenie, by pomóc mi przygotować się do mistrzostw Europy. Nie tracił jednak czasu na pomaganie: całkowicie zmienił swój trening, skupił się na wytrzymałości – przygotowywał się do służby. A po tym, jak zostałam mistrzynią Europy, poszedł na wojnę.
Podobno brał udział w wyzwoleniu Charkowa.
Tak, a konkretnie wyzwalał Izium. Był wtedy ze mną w codziennym kontakcie. Jak się później dowiedziałam, to było przed kontrofensywą. Pisał: „Przyjdę, kiedy przyjdę. Takie są okoliczności”. Później widziałam film, na którym on i chłopaki podnoszą ukraińską flagę w Iziumie.
Zginął w listopadzie. W obwodzie charkowskim, na samej granicy z Rosją. Był na misji jako zwiadowca. Wróg zaatakował ich pojazd i nikt nie przeżył... Krótko przed tym chcieli mu dać urlop, ale odmówił. Powiedział, że dopiero co był w domu i nie chce tak często jeździć tam i z powrotem. Dopiero teraz go rozumiem: trudno się przestawić z sytuacji wojennej na pokojową.
Rozmawialiśmy jeszcze rankiem tego dnia. A potem – pamiętam, byłam wtedy na ulicy – zadzwonił jego towarzysz broni. O mało nie zemdlałam.
Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej
Nie mogliśmy go pochować od razu – identyfikacja przez kod DNA trwała cztery miesiące. Pamiętam ten dziwny stan, kiedy wierzysz – i jednocześnie nie wierzysz w to, co się stało. Próbujesz odgrodzić się niewidzialnym murem, przekonać siebie, że nic się nie zmieniło, że on wciąż tam jest.
Po wybuchu wojny na pełną skalę często rozmawialiśmy o śmierci. Powtarzał: „Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej”. Zapewniał mnie, że dusza się odradza i że to, kim się będzie w następnym życiu, zależy od tego, jak dobrym się było. Jeśli to prawda, to jestem o niego spokojna.
Jak to się stało, że poszłaś na front?
Na początku chciałam nauczyć się pierwszej pomocy i choćby tego, jak trzymać karabin. Potrzebowałam czegoś do roboty, gdy czekaliśmy na te wyniki testów DNA. Poszłam na jeden kurs, potem na drugi. Wzięłam udział w czterech kursach dla młodych wojowników i zdobyłam szewron. To było odwrócenie uwagi, ulga.
Zdecydowałam się iść na wojnę nie dlatego, że chciałam się zemścić. Chciałam na nią iść już wcześniej
Pamiętam, jak Pawło powiedział mi: „Możesz iść na wojnę tylko wtedy, gdy ja zginę”. Więc teraz mam jego pozwolenie.
Przygotowując się do wyjazdu na wojnę, przygotowywałam się też do kolejnych zawodów i występowałam. Udało mi się nawet pojechać w góry. Sama, na trasę, którą kiedyś razem przeszliśmy. Myślałam, że tam będzie mi łatwiej, ale było tylko gorzej i szybko wróciłam. Przez znajomych dostałam się na rozmowę kwalifikacyjną do batalionu Ajdar i przyjęli mnie. Sam zasugerowałem dowódcy mój znak wywoławczy – „Kokarda”. Na uniwersytecie wołali na mnie „Ksenia Bantik”, bo grzywkę upinałam w kokardę.
Tu, na froncie, jest mi łatwiej
Przeszłam odpowiednie kursy, by zostać operatorką dronów, ale na początku przydzielono mnie do nasłuchu radiowego. Wcale tego nie chciałam. Robiłam to przez trzy miesiące, nieustannie przypominając dowódcy, że chcę iść na linię frontu. W końcu zostałam wysłuchana..
Jakie to jest zostać operatorką drona bez żadnego doświadczenia w tej dziedzinie? Jakie są twoje obowiązki?
To niełatwe, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej nie interesowałaś się czymś takim. Pierwsze kursy dronowe były dla mnie prawdziwym wyzwaniem, uczyłam się informacji na pamięć i oglądałam filmy instruktażowe setki razy.
Ale najlepiej uczyć się w praktyce. Na pierwszej linii frontu są niuanse, o których instruktorzy ci nie powiedzą. RPV, „mawiki”, „nietoperze” – w mojej pracy pożądana jest znajomość specyfiki każdego typu drona.
Do moich obowiązków należy sprawdzenie sprzętu przed akcją i praca z dronem w parze: jedno z nas jest przy konsoli, drugie wypuszcza drona, którym wysyłamy prezent do okupantów. Po 4-6 godzinach zastępuje nas kolejna para. Potem mamy trzy dni odpoczynku, ale mamy swoją rutynę. I trening, bez którego nie da się dobrze latać i trafiać w cel.
Sportowe doświadczenie i samodyscyplina pomagają mi to wszystko wytrzymać. Doświadczenie w pieszych wędrówkach pomogło mi szybko przyzwyczaić się do życia na wojnie. Na froncie można nie mieć możliwości umycia się przez długi czas, ale można się do tego przyzwyczaić.
Nie jestem z tych, co robią milion maseczek na twarz – mam jeden szampon na każdą okazję
Pamiętam swoją rozpacz, gdy w krytycznej sytuacji biegłam przez błoto z plecakiem ze sprzętem i nie mogłam wsiąść do samochodu – przez to moje metr pięćdziesiąt cztery wzrostu. Potem martwiłam się tym przez długi czas, ponieważ życie moich kolegów zależało od szybkości moich działań.
Jakich chwil nigdy nie zapomnisz?
Niedawno straciliśmy towarzysza. Biegliśmy z noszami ratować rannego kierowcę, gdy rozpoczął się ostrzał – wróg nieustannie ostrzeliwuje drogi ewakuacyjne. Facet, który chciał z nami iść, zginął. Powiedział, że chce się przydać. Takich rzeczy się nie zapomina. Tak samo jak momentów, kiedy budzą cię i mówią, że w naszą stronę jedzie kolumna rosyjskich czołgów. Na zawsze zapamiętam też dzień, w którym zniszczyliśmy z drona czołg wroga.
Czujesz strach?
Udaje mi się zachować spokój. Pewnego razu bardzo się przestraszyłam, gdy dowiedziałam się, że wroga dywersyjna grupa zwiadowcza weszła do sąsiedniego lasu i odcięła nasz punkt. Potem przez cały dzień trzymałam karabin szturmowy przy sobie. Kiedy wstąpiłam do wojska, próbowałam sobie wyobrazić, co czuł mój mąż w ostatnich sekundach swojego życia. Jak bym się czuła, gdyby to samo przydarzyło się mnie? Pracuję z dronami, dlatego teraz najbardziej boję się wrogich dronów. Wiem, jak precyzyjne są i kiedy słyszę ich charakterystyczny dźwięk, czuję niepokój.
A kiedy słyszysz ten dźwięk w Dnieprze, na wakacjach czy na rotacji?
W domu podczas alarmów lotniczych jestem dość ostrożna. Jeśli wiem, że latają drony lub rakiety, biorę kota i idę z nim za dwie ściany. Jednak brak nalotów martwi mnie jeszcze bardziej.
Kiedy rozlega się alarm, jest to już w jakiś sposób znajome. Cisza wydaje się czymś naprawdę niebezpiecznym
Kiedy wracam do domu, pierwszego dnia nie wiem, co robić. Normalny prysznic i czyste ubrania pomagają mi dojść do siebie. Bardzo kocham Dniepr, to moje rodzinne miasto, mój dom. Mój mąż i ja podróżowaliśmy do wielu krajów i za każdym razem byliśmy przekonani, że nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu. Tutaj wszystko jest twoje, jesteś u siebie. To jeden z powodów, dla których jestem teraz na pierwszej linii frontu: bronię mojego domu, w którym czuję się dobrze.
Są jeszcze jakieś powody?
Chcę kontynuować to, co zaczął mój mąż. Odnieść zwycięstwo, którego tak bardzo pragnął. Poza tym jako kobieta, która straciła ukochaną osobę, chcę, by jak najmniej osób przez coś takiego przechodziło.
Idę ulicą i widzę ból i cierpienie w oczach innych kobiet. Niektóre straciły mężów, inne synów, braci. Chcę, żeby to się skończyło. Walczę także dlatego, że na froncie jest mi łatwiej. W domu pochłonęłyby mnie moje myśli, tutaj po prostu nie mam na nie czasu.
Powiedziałeś kiedyś, że już nigdy nie będziesz w stanie poczuć zwycięstwa, bo straciłaś to, co najcenniejsze.
Dla mnie słowo „zwycięstwo” oznacza, że wszystko zostało osiągnięte. A tutaj się nie udało, bo jest za dużo żalu, za dużo strat. Tu nie będzie euforii. Będzie tylko ulga, że to się wreszcie skończyło.
27 marca 2024 r. w moskiewskim soborze Chrystusa Zbawiciela tzw. Światowa Rada Ludowa Rosji pod przewodnictwem patriarchy Cyryla, zwierzchnika rosyjskiej Cerkwii Prawosławnej, uznała to, co od dwóch lat Rosja robi w Ukrainie, za „świętą wojnę”. W ramach tej krucjaty naród rosyjski już od 2014. „z bronią w ręku broni swojego życia, wolności, państwowości, tożsamości cywilizacyjnej, religijnej, narodowej i kulturowej, a także prawa do życia na własnej ziemi w granicach zjednoczonego państwa rosyjskiego”.
Co osobliwe, według moskiewskiej Cerkwii Rosjanie bronią tego wszystkiego nie tylko przed „zbrodniczym reżimem kijowskim”, lecz także przed Zachodem, który „popadł w satanizm”.
"Ruskij mir" kontra Boży świat
W oczach moskiewskich popów Putin jest obrońcą prawosławia i bożym wysłannikiem, którego misją stało się zjednoczenie „narodów rosyjskich” – poza „starszymi braćmi Rosjanami” także „braci młodszych”: Białorusinów i Ukraińców – we wspólnej geograficznej, kulturowej i religijnej przestrzeni „Ruskiego Świata”.
Prawosławna hierarchia w Ukrainie szybko zareagowała na moskiewski manifest. „Ukraińska Cerkiew Prawosławna nie popiera i odcina się od ideologii rosyjskiego świata. Co więcej, stosunek naszej Cerkwi do tej idei od dawna jest publicznie wyrażany przez Jego Świątobliwość Metropolitę Onufrego z Kijowa i całej Ukrainy: ‘Nie budujemy żadnego rosyjskiego świata, budujemy Boży świat’”.
Koszary w domach modlitwy
W rzeczywistości wystąpienie moskiewskich duchownych jest jednym z elementów wojny totalnej, obliczonej na wyniszczenie fizyczne i duchowe, którą Putin toczy przeciw Ukraińcom. Wojny, w której walka z ukraińskim wojskiem jest tylko częścią szerszej kampanii anihilacji, obejmującej też niszczenie ukraińskiej gospodarki, kultury, kapitału populacyjnego (wywożenie ukraińskich dzieci) – i tożsamości religijnej.
Licznych dowodów na to dostarcza opublikowany w lutym raport Instytutu Wolności Religijnej w Ukrainie, w którym poza suchymi faktami i liczbami są też relacje ukraińskich duchownych: świadków i ofiar rosyjskiego barbarzyństwa.
Ołeksandr Babiczuk, biskup Ukraińskiego Kościoła Zielonoświątkowego w obwodzie chersońskim, sekretarz generalny Ukraińskiego Towarzystwa Biblijnego [relacja z raportu]:
Rosyjscy żołnierze oglądali prawie każdy budynek kościoła w Chersoniu i pytali, z czego zrobione są ściany; dziwne rzeczy. Zajęli niektóre budynki sakralne: zajęli budynek zielonoświątkowego Kościoła im. Narodzenia Chrystusa w Nowej Kachowce, pomieszczenia kościelne we wsiach Rozdolne i Hornostaiwka, a także w innych miejscach w obwodzie chersońskim. Domy modlitwy zostały przekształcone w koszary dla rosyjskiego wojska. Oczywiście wykorzystali całą własność kościelną i zabronili odprawiania tam nabożeństw.
Karcer nazywa się „gumowy”
Z raportu dowiadujemy się, że w ciągu pierwszych 24 miesięcy wojny Rosjanie zniszczyli, splądrowali lub uszkodzili w Ukrainie co najmniej 630 obiektów kultu, powodując w krajobrazie religijnym tego kraju trudne do wyobrażenia spustoszenia. Walczący pod komendą kremlowskiego „obrońcy prawosławia” żołnierze najwięcej zniszczyli świątyń prawosławnych – co najmniej 246. Wśród nich natomiast, jak czytamy w raporcie, „najbardziej ucierpiały kościoły Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego (stowarzyszonego z… Patriarchatem Moskiewskim) – co najmniej 187”.
Wasyl Wyrozub, rektor katedry Świętej Trójcy w Odessie i kapelan Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego:
Karcer nazywa się „gumowy”, ma 2,5 na 4 metry. To piwnica. Jest zimno, ok. 6 do 8 stopni Celsjusza. Rozebrali mnie do naga i wrzucili do środka. Pomieszczenie nie jest wentylowane, nie ma toalety ani wody; po prostu pokój wyłożony gumą. Byłem na mrozie przez prawie cztery dni bez jedzenia, wody ani snu. (…) Po jednym dniu kaszlałem ropą.
Podczas przesłuchań dwóch rosyjskich żołnierzy rozciągnęło mnie z głową przy ścianie, każdy ciągnął za jedną z moich nóg, zmuszając mnie do rozkroku i wykręcając jedną z rąk. Trzeci stał za nimi, uderzał mnie w nerki, głowę i raził mnie prądem.
Armia prawosławnego kraju
Rosjanie uszkodzili lub zniszczyli także 59 kościołów zrzeszonych w niezależnej Cerkwii Prawosławnej Ukrainy oraz ponad 200 kościołów ewangelickich i zielonoświątkowych. Podczas debaty pt. „Wiara pod ostrzałem w rosyjskiej wojnie na Ukrainie”, zorganizowanej 30 października 2023 r. w waszyngtońskiej siedzibie Instytutu Pokoju Stanów Zjednoczonych, pastor Iwan Rusyn, zastępca biskupa seniora Ukraińskiego Kościoła Ewangelickiego, ujął problem tak:
W tej wojnie nie chodzi o naszą ziemię. Ta wojna dotyczy samego istnienia naszej wolności, tożsamości, wartości i kultury. (…) Nasz wybór jest oczywisty: walcz albo giń
Mychajło Brycyn, prezbiter Kościoła Ewangelicznych Chrześcijan „Łaska” w Melitopolu (obwód zaporoski):
Rosyjskie wojsko zajęło kilka kościołów w Melitopolu. Jako pierwszy został zajęty budynek Melitopolskiego Kościoła Chrześcijańskiego. To duży kompleks. Zajęli go za pomocą transportera opancerzonego, ponieważ myśleli, że są tam uzbrojeni „ekstremiści” i „terroryści”. To był nonsens. Była tam tylko jedna dziewczyna. (…) Krzyże zostały wycięte z kościołów, w tym z naszego. Tak robili tylko sataniści. Jak można mówić o Rosjanach, że „to armia prawosławnego kraju”, skoro oni wycinają krzyże?
Liga gwałcicieli swobód
To, że idea współistnienia w jednym kraju różnych wspólnot religijnych i kościołów wykracza poza zdolności pojmowania Rosjan, nie dziwi o tyle, że nie uznaje jej sam ich najwyższy przywódca. W kwietniu 2021 r. niezależna Amerykańska Komisja ds. Międzynarodowej Wolności Religijnej (USCIRF), utworzona przez Kongres dla przygotowywania zalecenia dla Departamentu stanu w kwestiach globalnej wolności religijnej, w swym corocznym raporcie zaapelowała o dopisanie Rosji do czarnej listy państw – „najgorszych gwałcicieli” wolności religijnej na świecie. Lista ta obejmuje m.in. Iran, Pakistan, Koreę Północną, Chiny, Tadżykistan i Turkmenistan.
Dmitry Bodiu, pastor Kościoła Ewangelickiego „Słowo Życia” w Melitopolu (obwód zaporoski):
Kiedy w naszym mieście wybuchła wojna, otworzyliśmy drzwi naszego kościoła dla ludzi, którzy uciekali przed ostrzałem: mogli dostać jedzenie, ogrzać się, otrzymać pomoc medyczną i praktyczną. Kościół służył jako schronienie dla mieszkańców naszego miasta do 19 marca, kiedy zostałem aresztowany. Rosyjscy żołnierze przyszli do mojego domu o 6:30 rano, złapali mnie i zaciągnęli do więzienia. Codziennie byłem uporczywie przesłuchiwany. Nie mogłem sobie nawet wyobrazić, ile czasu będę musiał spędzić w więzieniu i co stanie się ze mną później, ponieważ grożono mi śmiercią. Osiem dni później rosyjskie wojsko uwolniło mnie, ponieważ wiele osób modliło się za mnie, a moja sytuacja zyskała międzynarodowy rozgłos.
Was trzeba pogrzebać żywcem
Formalnie rosyjskie prawo uznaje chrześcijaństwo, islam, judaizm i buddyzm za cztery „tradycyjne” religie kraju, stanowiące nieodłączną część jego dziedzictwa historycznego. W praktyce reżim rosyjski zwalcza te mniejszości religijne, które w danej chwili uzna za niepożądane, wykorzystując do tego ustawę o przeciwdziałaniu ekstremizmom. Na jej podstawie w 2017 r. Sąd Najwyższy zakazał działalności w Rosji Świadkom Jehowy.
Tymczasem to Ukrainę rosyjska propaganda przedstawia jako kraj religijnej nietolerancji i prześladowań
„Czerpiąc z mojego dwudziestoletniego doświadczenia dyplomatycznego, muszę przyznać, że Ukraina wyróżnia się jako latarnia wolności religijnej wśród byłych republik radzieckich, a jednocześnie przewyższa pod tym względem Rosję” – pisze w artykule o rosyjskich zbrodniach na tle religijnym w Ukrainie Knox Thames, były specjalny wysłannik ds. mniejszości religijnych w Departamencie Stanu USA.
Walentyn Synij, rektor Tawrijskiego Instytutu Chrześcijańskiego (obwód chersoński):
Oni [Rosjanie – red.] nazywali wierzących ewangelików faszystami, banderowcami i amerykańskimi szpiegami. (…) Jeden z rosyjskich oficerów powiedział pracownikowi naszego instytutu: „Ewangelicy tacy jak wy powinni zostać całkowicie zniszczeni, ponieważ jesteście sekciarzami i amerykańskimi szpiegami. Ale samo zastrzelenie was będzie dla was zbyt łatwe. Was trzeba pogrzebać żywcem”.
"Trójwarstwowy” plan destabilizacji kraju obejmuje przewagę na polu bitwy, kampanię dezinformacyjną na Ukrainie i izolację na arenie międzynarodowej. Stwierdził to Vadim Skibitsky, zastępca szefa wywiadu obronnego Ukrainy, w wywiadzie dla The Economist. Sestry przedstawiają jego kluczowe punkty.
Głównym czynnikiem w planie destabilizacji, według Skibitsky'ego jest wojsko
Miną tygodnie, zanim amerykańska pomoc dotrze na linię frontu. Jest mało prawdopodobne, aby była w stanie dorównać rosyjskim zapasom pocisków lub zapewnić skuteczną ochronę przed zaawansowanymi technologicznie, niszczycielskimi bombami kierowanymi.
Drugim czynnikiem jest rosyjska kampania dezinformacyjna na Ukrainie. Ma ona na celu podważenie ukraińskiej mobilizacji i legitymacji politycznej Zełenskiego. Jego kadencja prezydencka kończy się 20 maja. Pomimo faktu, że konstytucja zezwala na przedłużenie kadencji na czas nieokreślony w czasie wojny, przeciwnicy prezydenta już teraz podważają jego mandat.
Trzecim czynnikiem jest nieustanna kampania Rosji mająca na celu izolację Ukrainy na arenie międzynarodowej: „Będą podsycać sytuację w każdy możliwy sposób.”
Ofensywa w regionach Charkowa i Sumy
Rosja przygotowuje się do ofensywy w regionach Charkowa i Sumy na północnym wschodzie. Według Skibickiego, Rosja rozpocznie ofensywę pod koniec maja lub na początku czerwca. Rosyjska grupa „Siewier”, znajdująca się na granicy z obwodem charkowskim, liczy 35 000 żołnierzy, ale według przedstawiciela GUR zostanie zwiększona do 50 000-70 000 żołnierzy.
Rosja tworzy również dywizję rezerwową w centralnej Rosji, którą może dodać do głównych sił. To nie wystarczy do operacji zdobycia dużego miasta: - Szybka operacja wejścia i wyjścia jest możliwa. Ale operacja zdobycia Charkowa czy nawet Sum jest zupełnie innego rzędu. Rosjanie o tym wiedzą. I my to wiemy. Zwycięstwo Ukrainy i negocjacje z RosjąUkraina nie jest w stanie wygrać wojny z Rosją na samym polu bitwy, powiedział Skibicki. Nawet gdyby udało się odepchnąć siły rosyjskie do granic z 1991 r., nie zakończyłoby to wojny. Tylko negocjacje, które mogą rozpocząć się nie wcześniej niż w drugiej połowie 2025 r., mogą ją zakończyć. Zdolności produkcyjne rosyjskiego wojska wzrosły, ale na początku 2026 r. osiągną najwyższy poziom z powodu braku materiałów i inżynierów. Obie strony mogą ostatecznie stanąć w obliczu niedoboru broni.
7 dni wystarczyłoby Rosji na przejęcie kontroli nad krajami bałtyckimi
Tymczasem, jak argumentuje Skibicki, czas reakcji NATO wynosi dziesięć dni. Jeśli sąsiedzi Ukrainy nie znajdą sposobów na dalsze zwiększenie produkcji obronnej, aby pomóc Ukrainie, znajdą się na celowniku Rosji. Przedstawiciel GUR marginalizuje znaczenie artykułu 5 Karty NATO o obronie zbiorowej, a nawet obecność wojsk NATO w krajach graniczących z Ukrainą jako coś, co w praktyce może nie mieć znaczenia.
Mobilizacja na Ukrainie
Złożony proces mobilizacji ludności komplikują walki polityczne i niezdecydowanie w Kijowie. Pobór do wojska został w dużej mierze wstrzymany zimą po tym, jak prezydent zdymisjonował szefów regionalnych komisariatów wojskowych. Od grudnia sytuacja nieco się poprawiła, ale nie została rozwiązana. Istnieją obawy, że kolejna fala zmobilizowanych rekrutów zaowocuje niezmotywowanymi żołnierzami o niskim morale.
Wielka Brytania zapewni Ukrainie pomoc wojskową w wysokości 3 mld funtów rocznie.
Zapowiedział to minister spraw zagranicznych David Cameron w wywiadzie dla agencji Reuters podczas wizyty w Kijowie 2 maja: - Będziemy dawać trzy miliardy funtów rocznie tak długo, jak będzie to konieczne.
Brytyjski urzędnik podkreślił również, że Ukraina ma prawo używać broni z Wielkiej Brytanii do atakowania celów w Rosji: - Ukraina ma takie prawo kiedy Rosja atakuje ukraińskie terytorium.
Minister zauważył, że perspektywy nowych dostaw brytyjskiej broni na Ukrainę są niejasne: - Naprawdę wyczerpaliśmy wszystko, co mogliśmy dać w zakresie sprzętu i broni. Część tego sprzętu przyjechała do Ukrainy dzisiaj.
Po rozmowach z Cameronem, Zełenski podziękował Wielkiej Brytanii za ogłoszony w zeszłym tygodniu nowy pakiet pomocy obronnej o wartości pół miliarda funtów:
- Zapewnienie tego pakietu, wraz z decyzją USA o udzieleniu pomocy, ma dla nas ogromne znaczenie w tym kluczowym momencie.
I informed the Foreign Secretary about the situation on the frontlines. It is important that the weapons included in the UK support package announced last week arrive as soon as possible. First of all, armored vehicles, ammunition,… pic.twitter.com/NupPdsaCjQ
— Volodymyr Zelenskyy / Володимир Зеленський (@ZelenskyyUa) May 3, 2024
Brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron rozpoczął rozmowy z Ukrainą na temat 100-letniego partnerstwa, nowej umowy mającej na celu pogłębienie stosunków między oboma krajami, poinformowała ambasada.
To nowa umowa, która zbuduje silniejsze więzi między naszymi dwoma krajami w pełnym zakresie: od handlu, bezpieczeństwa i obrony, po naukę i technologię, edukację, kulturę i wiele innych. W rozmowach ze swoim odpowiednikiem, Dmytro Kulebą, Cameron skupił się na przyspieszeniu pomocy wojskowej dla Ukrainy, w szczególności na systemach obrony powietrznej. Ponadto omówili kolejne kroki, które pozwolą na wykorzystanie zamrożonych rosyjskich aktywów z korzyścią dla Ukrainy.
It was great to have @David_Cameron in Kyiv to focus on speeding up military aid to Ukraine, particularly air defense, as well as our joint preparations for upcoming international events.
We also focused on the next steps to enable the use of frozen Russian assets for Ukraine’s… pic.twitter.com/4waEOTYyGb
Liudmyła Waskowska jest anestezjolożką w Szpitalu nr 2 w Mariupolu, jedną z bohaterek nagrodzonego Oscarem filmu dokumentalnego „20 dni w Mariupolu”. Przez pierwsze trzy tygodnie inwazji na pełną skalę pozostała w pracy i ratowała życie. Później opuściła miasto, zmieniła kilka miejsc tymczasowego zamieszkania, wreszcie wraz z mężem przeprowadziła się do Kijowa. Dziś pracuje na dwa etaty, nadal z oddaniem wykonuje swój zawód. W osobistej rozmowie opowiedziała nam o życiu w Mariupolu w pierwszych dniach Wielkiej Wojny, pacjentach, produkcji filmu i swoich planach po zwycięstwie.
Oksana Szczyrba: Jak wygląda dziś Twój dzień w Kijowie?
Liudmyła Waskowska: Każdy jest inny. To jasne, że pracuję, ale naloty i ostrzały stale zakłócają zwykły harmonogram. Więc nigdy nie wiesz, jak zacznie się twój dzień. Jeśli rano jest ostrzał, nie mogę od razu iść do pracy – wtedy ona zaczyna się i kończy później. Bardzo trudno to zaplanować. Jeśli w normalnym przedwojennym życiu żyliśmy i planowaliśmy z sześciomiesięcznym wyprzedzeniem, dziś nie możesz zaplanować niczego na następny dzień. Teraz pracuję na dwa etaty – w szpitalu w Mariupolu i w prywatnej klinice.
Niestety, pensja w publicznej klinice nie wystarcza na życie w Kijowie, więc muszę szukać czegoś dodatkowego.
Mam pięciodniowy tydzień pracy, ale mam też nocne zmiany w moim głównym miejscu pracy i dodatkowe zajęcia. To nie jest łatwe. Lekarz to dobry zawód, bo pomagamy ludziom, ale pensja jest bardzo niska. Myślę, że wszyscy lekarze się ze mną zgodzą. Trzeba to zmienić w naszym kraju.
24 lutego Twoja matka zadzwoniła do Ciebie i powiedziała, że zaczęła się wojna. Pracowałaś wtedy na oddziale intensywnej terapii. Później do pracy przyszedł również Twój mąż. Jaki był dla Ciebie luty 2022 roku?
Na początku lutego 2022 roku miałam dużo planów i nadziei. Mój mąż i ja planowaliśmy wziąć ślub w tamtym roku, ale wojna dramatycznie zmieniła nasze życie, tak jak życie milionów Ukraińców. Nawiasem mówiąc, urodziłam się w Doniecku, a potem mieszkałam w Mariupolu..
Bardzo długo nie mogłam się zdecydować na przeprowadzkę. Kiedy mieszkałam w Doniecku, nawet o tym nie myślałam. Tam dorastałam, studiowałam, mam wielu przyjaciół
Ale w Doniecku zaczęła się wojna. Rozumiem, jak trudno było moim rodzicom podjąć decyzję o przeprowadzce. Przeżyli tam całe swoje dorosłe życie, zbudowali dom. Jednak kiedy wybuchła wojna, zdali sobie sprawę, że normalnego życia nie będzie.
Bardzo trudno było mi opuścić mój dom, wyobrazić sobie, że już nigdy tam nie wrócę. Do pewnego momentu myślisz, że wszystko będzie jak dawniej, że terytoria zostaną wyzwolone. Ale zdałam sobie sprawę, że nie ma powrotu. Rosyjska propaganda urabia ludzi od dzieciństwa. Widziałam, jak oni się zmieniają, jak zmienia się moje otoczenie. I zdałam sobie sprawę, że na pewno nie będzie tak jak wcześniej. To już zupełnie inne środowisko, którego nie chcę widzieć.
Potem przyjechałam do Mariupola. Dlaczego właśnie tam? Bo na szóstym roku moich studiów w Mariupolu otwarto filię uniwersytetu, która wcześniej znajdowała się w Kramatorsku.
Co było najtrudniejsze w Twojej pracy w pierwszych dniach inwazji?
Jeśli masz wystarczająco dużo siły psychicznej i fizycznej, wykonujesz swoją pracę. Niestety nie wszyscy lekarze byli w stanie wziąć się w garść i przyjść do pracy. Niektórzy mieli problemy psychiczne, co jest całkiem normalne. Wszyscy pracowaliśmy jako zespół i ktokolwiek był dobry w tym, co robił, automatycznie wykonywał swoją pracę. Nie było czasu na rozwiązywanie logicznych problemów i zastanawianie się, co robić dalej. To było jak taśma produkcyjna. Robisz, robisz, robisz, a potem, może jeśli masz wolną chwilę, zadajesz sobie pytanie: czy wszystko jest zrobione dobrze? Nie byliśmy przygotowani na to, co się działo. Na taką liczbę ofiar śmiertelnych, takie napięcie i stres. Ale wraz z nabywaniem doświadczenia to wszystko staje się łatwiejsze. Teraz lekarze uczą się, jak zachowywać się pod ostrzałem, jak pracować w takich warunkach.
Czy personel medyczny szpitala w Mariupolu był gotowy do pracy w takich warunkach? Jak wyglądała opieka medyczna?
W Mariupolu lekarze nie byli gotowi ani psychicznie, ani zawodowo. Baza materialna również nie była gotowa: od bandaży po leki i sprzęt. Myślę, że trudno było się na to przygotować. Kto mógł sobie wyobrazić taką inwazję? Miasto było zablokowane ze wszystkich stron i nie było skąd sprowadzić pomocy. My, lekarze, nie uczyliśmy się, jak się zachować w przypadku masowych przyjęć w czasie wojny.
Trudno było się zorganizować. Nie robiliśmy pięciominutowych zebrań, jak w cywilu, w ogóle żadnych zebrań. W ogóle nie mogliśmy zaplanować codziennej rutyny. Pracowałam na oddziale neuroresuscytacji. Ponieważ wielu lekarzy nie mogło przyjść do pracy po rozpoczęciu inwazji lub przyszło, a potem odeszło, na niektórych oddziałach ich brakowało.
Chirurdzy nieustannie udzielali pomocy, biegając między punktem przyjęć a salą operacyjną. Na początku każdy pracował w swojej specjalizacji, ale potem każdy robił wszystko, co było potrzeba: zszywał, opatrywał rany, zakładał opaski uciskowe... Przywożono do nas ludzi z różnymi obrażeniami: z odłamkami w ciele, po wybuchach, także z rozległymi ranami szarpanymi..
Później, gdy rozpoczął się ostrzał, pacjenci z górnych pięter, od 8. do 6., zostali przeniesieni na niższe piętra. Wielu cywilów leżało na korytarzach – właściwie wszędzie, gdzie było miejsce
Potem nastąpiły bezpośrednie trafienia w nasz szpital i zdecydowano, że wszyscy ranni, zwłaszcza ci, którzy nie mogli się samodzielnie poruszać, powinni zostać przeniesieni do piwnicy. Tyle że piwnica nie była przystosowana nie tylko dla rannych, ale w ogóle dla kogokolwiek. Warunki były fatalne – to był zwykły magazyn. Ale wtedy najważniejsze było bezpieczeństwo, więc powynosiliśmy z niego wszystko, co było niepotrzebne.
Jeśli chodzi o leki, używaliśmy tego, co mieliśmy. Kiedy zabrakło nam leków, ludzie okradali apteki i przynosili nam leki. Niektórzy przynosili je z domu.
Powiedziałaś, że trudno Ci teraz przypomnieć sobie daty i dni, ponieważ wszystko połączyło się w jeden wielki dzień. Czy są jakieś historie pacjentów, których nie możesz zapomnieć?
Wszystkie historie wpłynęły na mnie negatywnie. Było wiele dzieci, które zostały przyniesione w kocu: patrzysz na dziecko i nie widzisz żadnych ran. Wszystko jest nienaruszone, ale dziecko nie żyje. A potem znajdujesz małą ranę za uchem, którą bardzo trudno zauważyć. To odłamek, który uderzył w ważne ośrodki mózgu i dziecko zmarło natychmiast. Byli też bezgłowi pacjenci przywiezieni przez krewnych. W filmie „20 dni w Mariupolu” jest epizod, w którym ojciec płacze nad zakrytym ciałem syna. To przerażająca historia. Nie wiem, jak ten ojciec emocjonalnie przeżył taki żal. Chłopcy grali w piłkę nożną w pobliżu szkoły. Wyglądało na to, że wyszli się pobawić, wtedy w mieście było dość spokojnie. Nastolatków też trzeba zrozumieć, bo trudno im cały czas siedzieć w domu. Ale właśnie w to miejsce uderzyła rakieta. Ojciec jednego z tych chłopców natychmiast przywiózł trzech z nich do naszego szpitala.
Dwóch wciąż żyło, mieli obrażenia. Jeden miał bardzo poważną ranę klatki piersiowej, a drugiemu amputowano kończynę i miał obrażenia brzucha. Ale przeżyli. Trzeci chłopiec, syn tego mężczyzny, nie przeżył.
Kiedy ojciec wyjął ciało syna z bagażnika, było już w częściach. Ale wciąż miał nadzieję, że uda nam się uratować jego dziecko
My, lekarze, oczywiście natychmiast wybiegliśmy na zewnątrz, aby przenieść pacjentów. Przez moment staliśmy tam, patrzyliśmy i nie wiedzieliśmy, czy natychmiast zabrać tego chłopaka na oddział chirurgiczny, na salę operacyjną, czy udzielić mu pomocy na miejscu. W takich momentach bardzo trudno uświadomić sobie, że to wszystko dzieje się naprawdę, że to nie jest zły sen, jakiś film. Ciężko o tym zapomnieć. A takich historii jest wiele. Los mieszkańców Mariupola jest straszny.
Każdego dnia widziałaś wielu zabitych ludzi. Nie da się do tego przyzwyczaić. Co pomogło Ci wytrzymać psychicznie?
Nie było łatwo, ale wtedy nie też było czasu, by usiąść i pomyśleć, jak bardzo jest źle. Wiesz, że musisz pomóc tu i teraz. Nie możesz się odwrócić, usiąść i płakać. Być może to był stan jakiegoś szoku, gdy nadal wykonywałaś swoją pracę na automacie. Nie było czasu na osobne refleksje. I to mnie prawdopodobnie uratowało. Człowiek wykrwawia się na śmierć, musisz założyć opaskę uciskową i wezwać chirurga. To jak taśma produkcyjna. Nie było sposobu, by w pełni uświadomić sobie wszystko, co się działo wokół.
Jak opuściłaś Mariupol?
Wyjazd był dla mnie nieoczekiwany. Kiedy Rosjanie weszli do szpitala, pojęliśmy, że nie będziemy mogli tam zostać. Oni ustalili własne zasady: musimy leczyć ich. Wtedy zaczęliśmy się zastanawiać, jak się wydostać. Jeden z naszych kolegów powiedział, że udało się dojść do porozumienia z kimś ze strony rosyjskiej i możemy wyjechać. Od razu mieliśmy w głowie plan – mózg działa inaczej w warunkach stresu. Przygotowaliśmy się i następnego ranka, o siódmej lub ósmej rano, opuściliśmy szpital, mając na sobie tylko kombinezony chirurgiczne.
Musieliśmy szybko sprawdzić, czy samochód pozostał nienaruszony, ponieważ były bezpośrednie trafienia w szpital i samochody w pobliżu płonęły. Wszyscy, którzy byli gotowi do wyjazdu, wcisnęli się jakoś do tego auta i odjechali. Opuszczenie szpitala zajęło nam kilka minut, ale wydawało się, że trwa wieczność – na każdym kroku byli uzbrojeni Rosjanie. Jakoś udało nam się wyjechać. Potem wszystko było czarne, wszystko płonęło, ludzi prawie nie było.
Było pytanie, którą drogą iść, bo bez łączności nie wiedzieliśmy, gdzie są zielone korytarze. W rezultacie była dla nas otwarta tylko jedna droga i wybraliśmy ją. Później okazało się, że była zaminowana.
Już po drodze zauważyliśmy, że była pokryta minami, musieliśmy ostrożnie je omijać. Później były rosyjskie punkty kontrolne
Myślę, że mieliśmy dużo szczęścia, bo ci, którzy stali na tych punktach kontrolnych, nie wiedzieli, co mają robić, jakie dokumenty sprawdzać, czego szukać. Nie wiedzieliśmy, którą drogą jedziemy i kiedy będzie ostatni punkt kontrolny. Nie było nikogo, komu moglibyśmy przekazać te informacje, ponieważ nie mieliśmy żadnego połączenia. I wtedy zbliżyliśmy się, pamiętam, i zobaczyliśmy ukraińską flagę. Dopiero wtedy odetchnęliśmy z ulgą.
Przyjechaliśmy do Zaporoża, ponieważ jedyna droga ewakuacji wiodła właśnie przez to miasto. Dojechaliśmy późnym wieczorem i spędziliśmy tam noc. Następnego dnia ruszyliśmy do Dniepru, jako że w tym czasie przebywali tam nasi rodzice.
W Dnieprze spędziliśmy kilka dni, szukając pracy. Ale nie znaleźliśmy. Wydawało nam się, że lekarze są potrzebni wszędzie i że zostaniemy przyjęci do każdego szpitala. Tymczasem nigdzie nie byliśmy potrzebni. Musieliśmy więc zdecydować, co dalej. Ale odezwał się znajomy, który zaprosił nas do Łucka: jedna z tamtejszych rodzin, która przeprowadziła się za granicę, udostępniła nam swoje mieszkanie za darmo. Pojechaliśmy. Mieliśmy szczęście, że spotkaliśmy na swojej drodze tak życzliwych ludzi.
W Łucku również mieliśmy trudności z pracą, lecz po pewnym czasie zaproponowano nam pracę w szpitalu rejonowym w Nowowołyńsku. To małe miasteczko w obwodzie wołyńskim. Więc pojechaliśmy do Nowowołyńska – tyle że psychicznie ciężko było tam być. Nie jestem w stanie powiedzieć Ci, dlaczego. Zostaliśmy dobrze przyjęci i wszystko było, jak trzeba. Ale z psychologicznego punktu widzenia z każdym dniem było nam coraz trudniej.
Mąż i ja zaczęliśmy myśleć, że się nie rozwijamy. Aby nie popaść w głębszą depresję, postanowiliśmy przenieść się do Kijowa
Mąż znalazł pracę w prywatnej klinice, ja do kliniki okulistycznej trafiłam z ogłoszenia w Internecie.
Mieliśmy dużo szczęścia: przyjechaliśmy do stolicy i od razu znaleźliśmy pracę, i to nie najgorszą. Zrozumiałam jednak, że w okulistyce jest za mało pracy dla anestezjologa, nie rozwijałam się jako lekarz. W tym czasie właśnie otwarto szpital obwodowy, który przeniesiono z Mariupola do Kijowa – więc poszłam tam pracować.
Jak zmieniła się praca mariupolskiego szpitala po przeniesieniu do Kijowa? Kogo teraz obsługuje?
Bardzo się zmieniła, to zupełnie inna praca. W Mariupolu każdy miał swój oddział i kierowników poszczególnych oddziałów, tutaj tego nie ma. Jako mały zespół staramy się zmienić sposób, w jaki pracowaliśmy. Na początku obsługiwaliśmy tylko uchodźców wewnętrznych z Mariupola, potem zaczęli przyjeżdżać uchodźcy z południa Ukrainy, wreszcie pojawili się pacjenci z Kijowa. Kiedy szpital został otwarty, udało nam się w Kijowie znaleźć najnowocześniejszy sprzęt. Nowa, pięknie wyremontowana placówka z obsługą są na dość wysokim poziomie. Ukraińcy z zagranicy często przyjeżdżają do nas na badania kontrolne lub operacje.
Tęsknisz za Mariupolem?
Tęsknię za tamtymi czasami, ale nie za miastem. Teraz w Mariupolu jest wielu obcokrajowców z terytoriów rosyjskich i panuje tam zupełnie inna kultura. Społeczeństwo się zmieniło, więc w ogóle za nim nie tęsknię. Nie wiem, czy kiedykolwiek coś się tam zmieni. Trudno wyplenić stamtąd wszystko, co rosyjskie. Rosyjska propaganda działa tam w każdej minucie.
Czy wielu Twoich kolegów cieszyło się z nadejścia „rosyjskiego świata”?
Tak się złożyło, że większość moich znajomych również wyjechała. A ci, z którymi nie spotykaliśmy się tak często, wysyłali zdjęcia i filmy pokazujące lekarzy wieszających rosyjskie flagi i portrety Putina w swoich gabinetach. Nagrywali filmy, na których gratulowali mu z okazji urodzin i śpiewali o nim piosenki. Zostali za to awansowani. Pewien lekarz, który nie był w stanie nic osiągnąć przez dwadzieścia lat, nagle został szefem oddziału. Ma własny gabinet i tabliczkę ze swoim nazwiskiem na drzwiach. Dobrze mu się powodzi. Jeśli ktoś miał taki cel, to dostał to, czego chciał.
W jakim stopniu wojna wpłynęła na Twoje relacje z mężem?
Nie wiem, jak by to wyglądało bez wojny, ale teraz oboje wiemy, że możemy na sobie polegać w trudnych sytuacjach. Wiele razem przeszliśmy. To najważniejsze, gdy masz u boku osobę, która wesprze cię w najtrudniejszych chwilach. Mój mąż jest bardzo dobrym człowiekiem. Sposób, w jaki traktuje swoją pracę i swoich pacjentów, zrobił na mnie największe wrażenie, kiedy się poznaliśmy – a było to w pracy. On oddaje się ludziom całkowicie i bezinteresownie.
Jesteś główną bohaterką nagrodzonego Oscarem filmu „20 dni w Mariupolu”. Brałaś udział w różnych pokazach filmu. O co najczęściej pytają Cię ludzie?
Było wiele pytań o to, jak wygląda teraz życie w Mariupolu, jak się zmieniło, co się tam dzieje, jaka jest sytuacja itp. Nigdy nie mam konkretnej odpowiedzi na te pytania, ponieważ nie komunikuję się z nikim, kto jest teraz w Mariupolu. Ludzie często pytali mnie o to, jak mieszkańcy Mariupola czują się po przybyciu Rosji. Nawet w filmie są momenty, w których Ukraińcy mówią, że ukraińskie samoloty nas bombardują, że Ukraińcy są wszystkiemu winni i że Rosjanie przybywają w pokoju. Nie wiem, co jest w głowach tych ludzi i dlaczego myślą w ten sposób. Musisz ich zapytać. Czasami dyskutowaliśmy na te tematy. Interesował nas również los pacjentów, którzy zostali sfilmowani.
Film „20 dni w Mariupolu” nie jest łatwy w odbiorze. Dlaczego radzisz ludziom go obejrzeć?
Na pewno nie tylko po to, żeby zobaczyli, jak było źle.
Ten film nie pozostawi obojętnym nikogo, kto go obejrzy. Każda osoba oglądająca ten film doświadcza jakiejś własnej tragedii, zwłaszcza jeśli są to ludzie z Mariupola lub innych miast, które doznały podobnych zniszczeń. Każdy wyciąga własne wnioski.
Ja prawdopodobnie wyciągnąłbym wnioski na przyszłość, szczególnie dla tych ludzi, którzy są w Europie. To, co widzimy teraz, dzieje się w Europie w XXI wieku, kiedy po II wojnie światowej wszyscy myśleli, że to się już nigdy nie powtórzy. Ale to się dzieje. I niestety nikt nie może nic z tym zrobić.
Świat musi być świadomy. Musimy zrozumieć, że nawet jeśli wojna jest daleko, może być wszędzie, bez względu na wszystko
Ważne jest, aby zawsze być człowiekiem i pomagać dzieciom i kobietom, które zostały same w trudnych czasach.
Były sytuacje, w których pacjenci i lekarze nie chcieli być filmowani?
Wielu pracowników medycznych sprzeciwiało się filmowaniu. Ale wszyscy musieli zrozumieć, że to ważny dowód. A teraz zobaczył to cały świat. Może wtedy ludzie nie zdawali sobie z tego sprawy. Myśleli, że to już koniec, więc po co to wszystko? Ale posłużyło to przede wszystkim jako dowód rosyjskich zbrodni przeciwko Ukrainie.
Co dla Ciebie osobiście oznacza to, że stałaś się bohaterką tego filmu?
To nic nie znaczy. Było ze mną o wiele więcej materiału, nagrano wywiady, ale konieczne było umieszczenie w tym filmie także innych materiałów. Dziennikarze i ja mieszkaliśmy w tym samym korytarzu, każdy dzielił się tym, czym mógł. Niektórym z nas trudno było cokolwiek zapamiętać lub opowiedzieć.
Uważam, że moim obowiązkiem jest powiedzieć ludziom prawdę. Chcę, żeby wszyscy zrozumieli, dlaczego ten film w ogóle powstał i dlaczego został pokazany
Bez względu na to, jak trudne to było dla mnie, podzieliłam się prawdą.
Jakie są Twoje podstawowe wartości jako lekarza? Co jest najważniejsze w tym zawodzie?
Ratowanie ludzkiego życia. Nawet nie po to, by je ocalać, ale by je chronić.
Często jestem pytana, dlaczego wybrałam ten zawód. Moi rodzice ukończyli uczelnie techniczne, podobnie jak mój starszy brat. Wszyscy w mojej rodzinie są inżynierami. Do połowy jedenastej klasy planowałam zostać tłumaczką albo prawniczką. A potem nagle pomyślałam: „A dlaczego by nie zostać lekarzem? To całkiem interesujące. To dziedzina, która stale się rozwija. I będziesz miała okazję uczyć się przez całe życie”. Na początku marzyłam o byciu chirurgiem dziecięcym, ale na szóstym roku studiów zdałem sobie sprawę, że to nie dla mnie. Anestezjologia była dla mnie bardziej interesująca.
Snujesz plany na przyszłość?
Teraz bardzo trudno cokolwiek zaplanować. Nie wiesz, co wydarzy się jutro. Mogę zaplanować, że jutro pójdę do sklepu, ale jeśli będzie alarm, to nie pójdę. To bardzo prymitywne rzeczy, ale one składają się na życie. Trudno jest zaplanować coś na większą skalę: wakacje, wyjazd na konferencję czy na studia. Jeśli masz taką możliwość, na przykład wziąć udział w wydarzeniu w Kijowie, to bardzo fajnie. Ale czasami jest niebezpiecznie i wydarzenia są odwoływane. Wiele osób ma plany po naszym zwycięstwie. Myślę więc, że po zakończeniu wojny zaplanuję wakacje i zacznę oszczędzać na dom.
Chciałbym zaplanować narodziny dziecka. Ale dla mnie dziś to niemożliwe
Niektórzy ludzie oczywiście planują, ale rozumiem, że jeśli chodzi o dzieci, to przede wszystkim dla nich jest to niebezpieczeństwo. Wiedząc, jak było w Mariupolu i jak cierpiały tam dzieci, nie mogę jeszcze przekroczyć tej bariery. Być może z czasem coś się zmieni.
Zeitenwende [„punkt zwrotny] to po Blitzkrieg [„wojna błyskawiczna] czy Weltschmerz [„ból istnienia] jedno z niewielu niemieckich słów, które naprawdę weszły do międzynarodowego żargonu. Kanclerz Olaf Scholz użył go w swoim (imponującym) przemówieniu 27 lutego 2022 r. – trzy dni po rozpoczęciu pełnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Miał na myśli to, że Niemcy zasadniczo przemyślą swoje podejście do wszystkich kwestii wojskowych, odrzucą swój zwyczajowy pacyfizm i wreszcie zaczną poważnie przygotowywać się do obrony siebie i swoich sojuszników oraz do pomocy Ukrainie w walce z rosyjską napaścią. Ponad dwa lata później, gdy wojna wciąż trwa, a Ukraina jest w trudnej sytuacji, nadszedł czas, aby zapytać, co wynikło z deklaracji kanclerza Scholza.
Plus ça change...
Oczywiście, istnieją dowody na rzeczywistej zmiany: dzięki specjalnemu funduszowi rządowemu (opartemu na pożyczkach) niemieckie wydatki na obronność dziś i przez następne 2 lata przekroczą obiecane w 2022 roku 2% PKB – od dawna żądane przez sojuszników z NATO.
Niemieckie dostawy wojskowe na Ukrainę zajmują obecnie drugie miejsce po amerykańskich i znacznie wyprzedzają brytyjskie, francuskie i polskie. Ministerstwo Obrony RFN przygotowuje się do wysłania do Litwy na stałe całej brygady w celu wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius (według sondaży najpopularniejszy polityk w kraju) mówi o potrzebie przygotowania Bundeswehry do wojny, przełamując tabu w niemieckiej terminologii politycznej.
Co najważniejsze, z politycznego punktu widzenia zniknęły wszelkie złudzenia, że możliwe będzie nawiązanie dialogu z Putinem i przekonanie go do zakończenia wojny, które istniały jeszcze w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę. Ulotniła się także cała wcześniejsza optymistyczna retoryka o budowaniu bezpieczeństwa europejskiego z Rosją, a nie przeciwko niej.
Ale jest też wiele dowodów na coś przeciwnego: chociaż pod względem ilości i jakości niemiecka broń dostarczana Ukrainie przez Niemcy przeszła długą drogę od niesławnych 5000 hełmów dostarczonych na początku lutego 2022 r. – w oczach większości ekspertów wojskowych ogólny obraz pozostaje taki sam: za mało i za późno.
Od systemów obrony powietrznej po artylerię, od bojowych wozów piechoty po główne czołgi – niemiecki rząd początkowo odmówił dostaw, a następnie niechętnie, po stracie cennego czasu, ostatecznie godził się na dostawy, ale często w dawkach homeopatycznych
Jeśli chodzi o niemieckie pociski manewrujące Taurus, które byłyby wielką pomocą dla Ukrainy w obecnej krytycznej sytuacji, kanclerz Scholz złożył kategoryczne oświadczenie: nie zgodziłby się na ich dostawę na Ukrainę, ponieważ jego zdaniem nie można zagwarantować, że broń ta nie zostanie użyta przeciwko celom w samej Rosji (tylko na tymczasowo okupowanych terytoriach). Ponadto dostarczenie tych pocisków wymagałoby obecności niemieckich żołnierzy w Ukrainie, co Scholz zawsze odrzucał. Z politycznego punktu widzenia jego odmowa wezwania do doprowadzenie do zwycięstwa Ukrainy i porażki Rosji jest bardzo wymowna.
Źródło problemu
Powód tej niechęci do poparcia słów czynami jest tak złożony, jak wszystko inne w Niemczech. Znaczna część gospodarczego, społecznego i politycznego sukcesu Niemiec od czasu zjednoczenia w 1990 r. została zbudowana na szczególnym „modelu biznesowym”: tanie bezpieczeństwo z USA, tania energia z Rosji i nieograniczone rynki eksportowe, głównie w Chinach. Oznaczało to, że Niemcy mogły skupić się na wzroście gospodarczym i nie martwić się o geopolitykę i bezpieczeństwo międzynarodowe. Ale wszystkie trzy gałęzie tego modelu obecnie albo nie istnieją, albo przynajmniej są poważnie kwestionowane.
Niemieckiej elicie politycznej i biznesowej, która tak dobrze funkcjonowała przez trzy dekady, dostosowanie się do nowej rzeczywistości zajmie trochę czasu
Jest jeszcze Socjaldemokratyczna Partia Niemiec kanclerza Scholza, najsilniejszy partner w obecnej koalicji w Berlinie. Jedynym wkładem tej siły politycznej w politykę światową była „Ostpolitik” kanclerza Willy'ego Brandta sprzed prawie 60 lat (wszystkie inne ważne decyzje w historii Republiki Federalnej podejmowali kanclerze z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – od Konrada Adenauera po Helmuta Kohla i Angelę Merkel).
Tak więc nawet dziś Partia Socjaldemokratyczna odczuwa „fantomowy ból Ostpolitik” i z nostalgią wspomina czasy, gdy była orędowniczką budowania mostów z Rosją. Obecna kampania wyborcza socjaldemokratów do Parlamentu Europejskiego opiera się na idei „partii pokoju”. Odmowa dostarczenia rakiet Taurus i wojsk NATO do Ukrainy, a także odmowa mówienia o koniecznej klęsce Rosji, są w dużej mierze częścią tej kampanii..
Na bardziej ogólnym poziomie Niemcy wyciągnęli błędne lekcje z agresji swoich dziadków podczas II wojny światowej: że siła militarna jest z natury zła
Tak jak idea, że siła militarna może być niezbędna do walki ze złem, była tylko częściowo obecna w niemieckim społeczeństwie podczas zimnej wojny i całkowicie zniknęła w ciągu 30 lat od jej zakończenia. Ponownie: potrzeba czasu, by to zmienić na szerokim poziomie społecznym.
Co powinno się stać
Co można zrobić, aby przyspieszyć zmiany w Niemczech? Wzmocnienie woli politycznej i przywództwa jest łatwiejsze do zapostulowania niż do zrobienia – ale sprawa sprowadza się do tego. Trzy rzeczy mogą pomóc w tym procesie.
Po pierwsze, niemieckie społeczeństwo obywatelskie musi stać się bardziej odważne. Partie polityczne, organizacje pozarządowe, ośrodki analityczne i sieci wolontariuszy powinny nieustannie przekazywać komunikat, że Niemcy muszą w pełni, a nie połowicznie, przyjąć zmianę swojego strategicznego podejścia – i że łatwe czasy się skończyły. Oznacza to znacznie bardziej krytyczną ocenę grzechów ostatnich trzech dekad.
Po drugie, przyjaciele i sojusznicy Niemiec muszą wysunąć się na pierwszy plan w mądrzejszy sposób. Słynne stwierdzenie Radka Sikorskiego z 2011 roku („Niemieckiej siły obawiam się mniej niż niemieckiej bezczynności”) było tego radykalnym przykładem. Publiczne wyrażanie obrzydzenia i podejrzeń, że Niemcy wciąż są w zmowie z Rosją, to zła droga. Znacznie lepszym podejściem jest budowanie oczekiwań opartych na sympatii.
Po trzecie, tylko nowy kanclerz może zakończyć Zeitenwende. Według sondaży, może nim być Friedrich Merz z chrześcijańskich demokratów – ale miejmy nadzieję, że na czele koalicji, która będzie miała większy konsensus w sprawie bezpieczeństwa niż obecnie.
Z niewielką pomocą niemieckich przyjaciół i społeczeństwa obywatelskiego niemiecka polityka w końcu dokona właściwego wyboru. A wtedy szklanka wreszcie będzie pełna po brzegi
Negocjacje w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej mają rozpocząć się w czerwcu tego roku. I Ukraina ma wszystko gotowe – powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Nasz kraj wiąże swoją przyszłość także z członkostwem w NATO, ale nie wszystkie państwa członkowskie są gotowe nas zaprosić. Co mogłoby obecnie zastąpić przystąpienie Ukrainy do Sojuszu? Jak Polska może przyczynić się do obrony ukraińskich terytoriów? Odpowiedzi na te i wiele innych ważnych pytań udzielił nam w ekskluzywnym wywiadzie Andrij Deszczyca, Ambasador Nadzwyczajny i Pełnomocny Ukrainy w Polsce (2014-2022).
Maryna Stepanenko: W czerwcu tego roku Unia Europejska ma oficjalnie rozpocząć negocjacje w sprawie przystąpienia do niej Ukrainy. O jakich ramach czasowych rzeczywistej akcesji mówimy i od czego one zależą?
Andrij Deszczyca: Trudno przewidzieć, ile czasu zajmie Ukrainie przejście przez wszystkie etapy negocjacji z Unią Europejską. Jednak biorąc pod uwagę nadzwyczajne warunki, w jakich te negocjacje się odbywają, mam nadzieję, że będzie to kilka lat.
Oczywiście możemy podążać za przykładem innych krajów, które przystąpiły do UE, w tym Polski, w których przypadku negocjacje trwały prawie dekadę. Ale widzimy, że Ukraina przechodzi przez wszystkie te etapy znacznie szybciej, decyzje są podejmowane znacznie szybciej, zwłaszcza biorąc pod uwagę rosyjską agresję, w obliczu której stoi Ukraina i Europa.
Dlatego uważam, że proces ten zajmie mniej czasu niż było to w przypadku innych krajów
W jaki sposób przystąpienie Ukrainy do UE przyczyni się do wzmocnienia stabilności i bezpieczeństwa w Europie Wschodniej?
Po pierwsze, Ukraina jest gwarancją bezpieczeństwa dla Unii Europejskiej. Oczywiście mówimy o kraju, który zakończy wojnę, który będzie państwem pokojowym. Po drugie, Ukraina jest dużym rynkiem dla Unii Europejskiej. Po trzecie, istnieje ważny czynnik geopolityczny, który przyczyni się do stabilności Unii Europejskiej. Ukraina jest również krajem, który zjednoczy i wzmocni wschodnią flankę UE.
Jeśli Ukraina stanie się członkiem Unii Europejskiej, będzie to zachęta dla innych krajów, które graniczą lub znajdują się w sąsiedztwie, do podążania naszą drogą, zmieniania swoich gospodarek i społeczeństw zgodnie z europejskimi wartościami i europejskimi standardami – a w dłuższej perspektywie także wejścia do Unii Europejskiej. Mam na myśli takie kraje jak Mołdawia, Białoruś i w pewnym stopniu kraje Kaukazu, w szczególności Gruzję.
W lipcu czeka nas rocznicowy szczyt NATO w Waszyngtonie. Jakie szanse i wyzwania wiążą się z aspiracjami Ukrainy do członkostwa w Sojuszu?
Przede wszystkim Ukraina dość jasno określa swój cel członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim, ponieważ nie ma lepszej gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa niż członkostwo w NATO. Potwierdzają to wydarzenia związane z rosyjską agresją. Tylko te kraje, które są członkami NATO, czują się znacznie bezpieczniej. Ukraina, która nie była członkiem Sojuszu, stała się ofiarą agresji. Dlatego lepiej być członkiem NATO.
Jakie wyzwania stoją przed członkostwem Ukrainy w Sojuszu w przededniu szczytu w Waszyngtonie? NATO raczej nie zaakceptuje Kijowa, gdy trwa wojna. Dlatego głównym wyzwaniem jest zakończenie działań wojennych. Jednak niewłaściwe byłoby zakończenie działań wojennych bez gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, ponieważ Rosja po prostu wykorzysta to do wznowienia agresji później i kontynuowania agresywnej polityki.
Nasze zadanie jest następujące: maksimum to uzyskanie zaproszenia do członkostwa Ukrainy w NATO. Jeśli to się nie uda, musimy uzyskać maksymalne gwarancje bezpieczeństwa – nawet podczas działań wojennych
Ukraina i Polska rozważają scenariusz ochrony zachodnich regionów Ukrainy za pomocą polskich systemów Patriot. Jak ocenia Pan tę możliwość i jakie potencjalne wyzwania lub przeszkody trzeba byłoby pokonać, aby wdrożyć tę inicjatywę?
Zbliżamy się do punktu, w którym warto rozważyć każdy scenariusz zdolny wpłynąć na obronę Ukrainy i odwrócić losy wojny. Nie wykluczam, że systemy Patriot rozmieszczone na terytorium Polski będą kiedyś w stanie chronić również terytorium Ukrainy. W końcu jest to również obrona Polski i krajów NATO, jako że rakiety wystrzeliwane z Rosji stanowią zagrożenie również dla bezpieczeństwa Polski. I oczywiście bardzo trudno jest przewidzieć, czy ta bądź inna rosyjska rakieta tylko czasowo znajdzie się na polskim niebie, a potem odleci – czy może spadnie na terytorium Polski.
Musimy być przygotowani na każdy scenariusz, w tym scenariusz obrony zarówno terytorium Polski, jak Ukrainy – na tyle, na ile technicznie pozwala na to system Patriot. Taka decyzja może być trudniejsza do podjęcia niż wcześniejsze decyzje o wsparciu Ukrainy, ale wcale jej nie wykluczam.
Trudno było sobie kiedyś wyobrazić, że Ukraina otrzyma czołgi. Trudno było sobie wyobrazić, że Ukraina otrzyma systemy artyleryjskie dalekiego zasięgu, że otrzymamy systemy Patriot czy pociski ATACMS. Trudno było sobie wyobrazić, że Ukraina otrzyma samoloty F-16. Ale to wszystko się wydarzyło. Tak, podjęcie tych decyzji zajęło sporo czasu, ale tak się stało. Dlatego nie wykluczam, że może zostać podjęta decyzja o wykorzystaniu systemów Patriot rozmieszczonych w Polsce do ochrony terytorium Ukrainy i Polski.
Jakiej reakcji ze strony Rosji powinniśmy się spodziewać, jeśli polskie Patrioty zestrzelą rakiety na przykład nad obwodem lwowskim?
Trudno mi powiedzieć, jaka reakcja Rosji mogłaby być gorsza niż to, co robi to państwo teraz. Rosyjska armia zabija cywilów, niszczy ukraińską infrastrukturę i osiedla, a na koniec prowokuje Polskę, wystrzeliwując w jej kierunku swoje rakiety. Trudno powiedzieć, jaka będzie reakcja Rosji, ale każdy kraj ma prawo się bronić. Dlatego absolutnie logiczne jest dążenie do ochrony przed rosyjskimi atakami. Zestrzelenie tych rakiet nie jest zniszczeniem ani rosyjskiego wojska, ani rosyjskiej własności.
Logiczne będzie, że Polska będzie się bronić wszystkim, czym dysponuje, w tym systemem Patriot
Prezydent Duda zadeklarował gotowość do przyjęcia amerykańskiej broni jądrowej na terytorium Polski. Co to przyniesie zarówno Polsce i Ukrainie?
Po pierwsze, poczekajmy na skonsolidowane stanowisko prezydenta i rządu, bo to ten ten drugi jest w głównej mierze odpowiedzialny za kwestie bezpieczeństwa. O ile wiem, Donald Tusk chce przeprowadzić konsultacje z Andrzejem Dudą, aby zrozumieć, o jakiej koncepcji rozmieszczenia broni jądrowej w Polsce jest mowa. Jest więc trochę za wcześnie o tym mówić. Myślę, że musimy usłyszeć skonsolidowane stanowisko Polski, które obejmuje stanowisko prezydenta i rządu, a następnie zrozumieć, jaka broń zostanie rozmieszczona, na jaki okres i na jakich warunkach.
Co to da? Przede wszystkim pokaże, że jeśli Rosja ma broń jądrową, to inne kraje też mogą ją mieć. Jeśli Moskwa przekroczy granicę i zechce takiej broni użyć, Polska lub inne kraje NATO również będą miały się czym bronić
Ale tu nikt nie wygrywa. Rozumiem, że była kiedyś umowa, że broń jądrowa nie będzie rozmieszczana na terytorium nowych państw członkowskich NATO, w tym Polski. Ale było też kiedyś porozumienie, że granice w Europie nie zostaną zmienione. Rosja była jedną ze stron, które popierały niezmienność granic powojennej Europy. Mimo to zaatakowała Ukrainę, zmienia granice i prowadzi wojnę na terytorium Europy, naruszając wszystkie wcześniejsze porozumienia.
Rozmieszczenie broni jądrowej będzie sygnałem dla Rosji, że Zachód się jej nie boi
Co piąty ukraiński uchodźca w Polsce to mężczyzna. Jak Ukraina może ich sprowadzić z powrotem?
Nikt nie będzie tego robił na siłę. Oczywiście Ukraina wdroży swoje ustawodawstwo, które stanowi, że każdy mężczyzna w wieku od 18 do 60 lat musi być zarejestrowany w odpowiednim terytorialnym centrum rekrutacyjnym i musi aktualizować swoje dane w rejestrach wojskowych. Będzie to również dotyczyć tych mężczyzn, którzy przebywają za granicą, ponieważ generalnie dotyczy to wszystkich obywateli Ukrainy. Wreszcie – w dużej mierze to od samych mężczyzn będzie zależeć, czy będą chcieli wrócić na Ukrainę, by zaktualizować swoje dane i być gotowymi do mobilizacji.
Od 23 kwietnia wszystkie ukraińskie konsulaty za granicą zaprzestały świadczenia jakichkolwiek usług dla mężczyzn w wieku poborowym. Jedynym wyjątkiem są dokumenty dotyczące powrotu na Ukrainę. Jakiego efektu spodziewa się Pan po wydaniu tego zarządzenia?
To po prostu wdrożenie nowych warunków ustawy o mobilizacji, przyjętej niedawno przez Radę Najwyższą. Wchodzi ona w życie 18 maja, ale aby przygotować się do realizowania wymogów tego prawa, tymczasowo zawiesiliśmy świadczenie usług konsularnych. Głównym motywem jest przygotowanie urzędów konsularnych do wdrożenia nowej ustawy. Przewiduje ona, że wszyscy obywatele przebywający w Ukrainie lub za granicą muszą mieć zaktualizowane dane w ewidencji wojskowej i być zarejestrowani w centrach rekrutacji. Tylko wtedy będą mieli zapewnione odpowiednie usługi.
Jak ocenia Pan wpływ ukraińskich tymczasowych uchodźców w Polsce na jej gospodarkę?
Z tego co wiem ponad 80% Ukraińców zmuszonych do pozostania w Polsce znalazło pracę. Płacą podatki i pomagają polskiej gospodarce się rozwijać. Według znanych mi danych, kwota podatków płaconych przez Ukraińców do polskiego budżetu jest wyższa niż kwota przeznaczana przez państwo polskie na pomoc uchodźcom. To dość poważne wsparcie dla polskiej gospodarki.
Istnieją również dane dotyczące firm z ukraińskim kapitałem zarejestrowanych w Polsce –jest ich już ponad 20 tysięcy. To także nowe miejsca pracy i nowe wpływy do polskiego budżetu. Ukraina i Ukraińcy są bardzo wdzięczni Polakom za przyjęcie ich w czasie największej potrzeby, za udzielenie pomocy w warunkach nadzwyczajnych na początku inwazji. Za to jesteśmy bardzo wdzięczni. Ale mogę też powiedzieć, że Ukraińcy też się sprawdzili.
80% Ukraińców, którzy zostali zmuszeni do przyjazdu do Polski, poszło do pracy i pomogło nie tylko sobie, ale także polskiej gospodarce
Według danych ONZ w Polsce przebywa obecnie około miliona Ukraińców. Jak wpływa to na gospodarkę Ukrainy?
W rzeczywistości w Polsce przebywa około trzech milionów Ukraińców: tych, którzy są oficjalnie zarejestrowani, tych, którzy nie są oficjalnie zarejestrowani i tych, którzy byli w Polsce przed rozpoczęciem agresji na dużą skalę. Oczywiście to poważny cios dla ukraińskiej gospodarki. W sumie około 7 milionów Ukraińców opuściło Ukrainę od początku agresji na pełną skalę. To ludzie, których Ukraina potrzebuje.
Blokada granicy ukraińsko-polskiej dobiegła końca. Jakie były straty polskiej i ukraińskiej gospodarki. Kto na tym wszystkim najbardziej skorzystał?
Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że te blokady i protesty zadały poważny cios relacjom między Ukraińcami i Polakami. Polscy rolnicy mogą mieć swoje żądania, mogą bronić swoich interesów, mogą wyrażać te żądania w protestach. Ale te protesty przeciągały się, a potem stały się chaotyczne. Po pewnym czasie przestało być jasne, kto je organizował, kto je wspierał, kto je wykorzystywał. Przestały być formą protestu, a stały się narzędziem do zadania dość poważnego ciosu stosunkom i gospodarkom Ukrainy i Polski.
Nie mówię już o uderzeniu w bezpieczeństwo kraju, który jest w stanie wojny z Rosją
Myślę, że te działania trwały tak długo, ponieważ protestujący nie byli w pełni świadomi rzeczywistego stanu rzeczy w ukraińsko-polskiej współpracy handlowej i gospodarczej, w tym współpracy związanej z eksportem produktów rolnych. Jak mogą protestować przeciwko importowi, powiedzmy, pszenicy lub rzepaku, jeśli nie są one importowane od ponad roku? I potwierdzają to polscy urzędnicy. A jednak rolnicy przeciwko temu protestowali. Czyli zabrakło im informacji albo ktoś celowo zniekształcił te informacje.
I po trzecie, to Rosja jest zainteresowana destabilizacją stosunków ukraińsko-polskich, a tym samym osłabieniem zarówno Polski, jak Ukrainy..
Te protesty zostały wykorzystane przez stronę rosyjską do rozbicia solidarności i jedności Ukrainy i Polski, a także do skłócania polskiego społeczeństwa
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.
hiny i Unia Europejska mają wspólny interes w pokoju i bezpieczeństwie. 6 maja w Paryżu dyskutowano o tym podczas trójstronnego spotkania przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i prezydentem Chin Xi Jinpingiem..
– Unia Europejska ma nadzieję, że Chiny wykorzystają swój wpływ na Kreml, aby zakończyć wojnę Rosji w Ukrainie – powiedziała Ursula von der Leyen na briefingu po trójstronnym spotkaniu:
– Pierwszym tematem, na który wymieniliśmy poglądy, była sytuacja geopolityczna – dodała. – W szczególności rozmawialiśmy o Ukrainie i konfliktach na Bliskim Wschodzie. Zgadzamy się, że Europa i Chiny mają wspólne interesy w zakresie pokoju i bezpieczeństwa. Oczekujemy, że Pekin wykorzysta cały swój wpływ na Rosję, aby położyć kres jej agresywnej wojnie przeciwko Ukrainie.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej zwróciła również uwagę na ważną rolę Xi Jinpinga w deeskalacji nieodpowiedzialnych gróźb nuklearnych Rosji.
– Jestem przekonana, że prezydent Xi będzie nadal to robił w kontekście ciągłych gróźb nuklearnych Rosji – stwierdziła.
Omówiono również zobowiązanie Chin do nieudzielania Moskwie żadnej pomocy w postaci śmiercionośnej broni.
Von der Leyen zaznaczyła, że konieczne są „dodatkowe wysiłki w celu ograniczenia dostaw towarów podwójnego zastosowania do Rosji, które trafiają na pole bitwy. Biorąc pod uwagę egzystencjalny charakter zagrożenia, jakie ta wojna stanowi zarówno dla Ukrainy, jak Europy, ma to wpływ na stosunki UE – Chiny”.
Przed spotkaniem Emmanuel Macron powiedział, że Europa i Chiny znajdują się w punkcie zwrotnym historii:
– Przyszłość naszego kontynentu będzie w oczywisty sposób zależeć również od naszej zdolności do rozwijania zrównoważonych relacji z Chinami.
Xi Jinping przybył do Paryża 5 maja. To jego pierwsza wizyta w Europie od 2019 roku. Chiński przywódca odwiedzi trzy kraje – oprócz Francji także Serbię i Węgry. Do Paryża przybył na zaproszenie Emmanuela Macrona.
– Mam wielką przyjemność odbyć moją trzecią wizytę państwową we Francji na zaproszenie prezydenta Emmanuela Macrona. Dla Chińczyków Francja ma wyjątkowy urok. To miejsce narodzin wielu wielkich filozofów, pisarzy i artystów, którzy zainspirowali ludzkość – stwierdził z kurtuazją chiński lider.
W artykule dla „Le Figaro” chiński prezydent wyraził nadzieję, że pokój i stabilność powrócą do Europy:
– Zamierzamy współpracować z Francją i całą społecznością międzynarodową, aby znaleźć właściwe rozwiązania kryzysu.
Xi podkreślił, że jest przywiązany do szeregu norm regulujących stosunki międzynarodowe. Obejmują one w szczególności wzajemne poszanowanie suwerenności i integralności terytorialnej, wzajemną nieagresję, wzajemną nieingerencję w sprawy wewnętrzne, równość i wzajemne korzyści oraz pokojowe współistnienie.
Usługi konsularne nie dla wszystkich: tymczasowe rozwiązanie dla mężczyzn w wieku 18-60
Maria Górska: Usługi konsularne za granicą dla ukraińskich mężczyzn powyżej 18. roku życia nie są już świadczone. Jaki będzie efekt tej decyzji ukraińskiego MSZ? Czego możemy się spodziewać po 18 maja, kiedy wejdzie w życie ustawa mobilizacyjna?
Wasyl Zwarycz: To był konieczny krok – tymczasowe wstrzymanie przyjmowania wniosków, aby się nie kumulowały. Potrzebujemy trochę czasu, by przygotować się technicznie przed wejściem w życie ustawy mobilizacyjnej 18 maja. Trzeba usprawnić działanie systemów informatycznych, bo wnioski są przyjmowane i przetwarzane elektronicznie. Ministerstwa muszą opracować algorytm, który to usprawni, a my wznowimy wszystko bardzo szybko. Zawieszenie usług konsularnych można porównać do drogi, która została tymczasowo zamknięta w celu naprawy. Najpierw, że tak powiem, przepraszamy za niedogodności. A potem, gdy droga zostanie naprawiona, wszyscy będą mogli z niej korzystać.
Kto może teraz korzystać z usług konsularnych w urzędach konsularnych?
Najpierw zdefiniujmy, czym są usługi konsularne. Bo kiedy się mówi, że wszystkie usługi konsularne zostały tymczasowo zawieszone, to nie jest to prawdą. Takich usług jest wiele.
Tymczasowo zawieszono jedynie przyjmowanie wniosków od mężczyzn w wieku poborowym
Ale jeśli obywatel Ukrainy wpadnie w jakieś kłopoty i będzie potrzebował pomocy konsularnej, to oczywiście taką pomoc mu zapewnimy – niezależnie od tego, czy ten człowiek jest w wieku poborowym, czy nie. Zawieszenie przyjmowania wniosków jest bardziej procesem technicznym. Musieliśmy to zrobić, by wnioski się nie piętrzyły.
Czyli po 18 maja paszporty będą wydawane, ale nie dla wszystkich kategorii obywateli?
Wszystkie wnioski złożone w naszych urzędach konsularnych do 23 kwietnia, w tym te o paszporty, są rozpatrywane i paszporty zostaną wydane. Warto zauważyć, że wydawanie paszportów w urzędach konsularnych nie zostało wstrzymane. Spekulacje na ten temat są więc nieuzasadnione. Po drugie, konieczne jest wyraźne rozróżnienie między urzędami konsularnymi a oddziałami Przedsiębiorstwa Państwowego „Dokument”, które jest bezpośrednio podporządkowane Państwowej Służbie Migracyjnej Ukrainy i nie ma nic wspólnego z urzędami konsularnymi ani Ministerstwem Spraw Zagranicznych. Dlatego gdy pokazują kolejki niezadowolonych obywateli, to nie są to kolejki w urzędach konsularnych, ale w oddziałach Państwowego Przedsiębiorstwa „Dokument”. Na szczęście nie było złych emocji.
Po 18 maja wnioski będą przyjmowane od wszystkich kategorii mężczyzn. Ale oczywiście będą pewne dodatkowe wymagania, które wnioskodawca, zgodnie z prawem, musi spełnić, aby otrzymać odpowiednią usługę konsularną
Oznacza to, że wnioskodawca musi spełniać jeden z warunków niezbędnych do legalnego pobytu za granicą, pozwalających mu przy tym nie wstępować w szeregi Sił Zbrojnych – na przykład być ojcem wielu dzieci.
Prawo Ukrainy jest takie samo dla wszystkich – zarówno dla mężczyzn mieszkających w Ukrainie, jak dla obywateli Ukrainy mieszkających za granicą. Oczywiście każdy przypadek jest inny, są wyjątki wyraźnie przewidziane przez prawo. Ale przede wszystkim mówimy o zapewnieniu każdemu obywatelowi Ukrainy, mężczyźnie w wieku poborowym, możliwości weryfikacji swoich danych w rejestrach osób zobowiązanych do służby wojskowej. W rzeczywistości tworzony jest mechanizm, który sprawi, że każdy obywatel mieszkający za granicą będzie mógł to zrobić online, bez konieczności podróżowania do Ukrainy.
Równolegle do dyskusji w naszym kraju widzimy, jak na innowacje reagują nasi europejscy partnerzy i sąsiedzi, w szczególności Polska. Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz mówi, że jest gotowa pomóc w powrocie poborowych. Z kolei minister spraw wewnętrznych Marcin Kierwiński mówi coś przeciwnego: podkreśla, że brak ważnego paszportu nie będzie podstawą do pozbawienia tymczasowej ochrony. Jakie jest stanowisko ukraińskiej dyplomacji i rządu? Czego tak naprawdę oczekujemy od naszych europejskich partnerów, w szczególności pd Polski, w kwestii ułatwienia mobilizacji w Ukrainie?
Przede wszystkim to jest nasza wewnętrzna sprawa. Nie podnosiliśmy jeszcze kwestii oczekiwań wobec naszych partnerów. Musimy wykonać naszą wewnętrzną pracę, stworzyć naszym obywatelom możliwości weryfikacji i aktualizacji danych w rejestrach. I wtedy zobaczymy, z iloma takimi obywatelami mamy do czynienia. Szczerze mówiąc, dziś nie mamy dokładnych danych na temat tego, ilu mężczyzn w wieku poborowym przebywa za granicą. Wszystkie dane, którymi dysponujemy, są mocno przybliżone.
Oficjalnie nie apelowaliśmy do strony polskiej ani do żadnego z naszych partnerów o jakąkolwiek pomoc w kwestii powrotu naszych obywateli do Ukrainy. Bo to jest naprawdę bardzo szczególna sprawa
Musimy skupić całą naszą uwagę na rzetelnym przygotowaniu się do wdrażania ustawy mobilizacyjnej, by każdy obywatel miał możliwość zweryfikowania swoich danych. Na podstawie zweryfikowanej liczby przebywających za granicą mężczyzn w wieku poborowym będziemy myśleć o kolejnych krokach. Nie chciałbym jednak, by ten temat został sprowadzony do kwestii jakiegoś przymusu czy niepopularnych działań.
Przede wszystkim musimy zrobić wszystko, by każdy obywatel zdawał sobie sprawę ze swojej odpowiedzialności wobec ojczyzny, niezależnie od miejsca pobytu
Oczywiście rozumiemy wszystkie niuanse i okoliczności. Ale zasada sprawiedliwości jest ważna i musi być stosowana. Musimy myśleć przede wszystkim o naszych wojskowych, którzy są w okopach, narażając swoje życie w obronie ojczyzny. Musimy podążać za ich przykładem i starać się uświadomić naszym obywatelom, że opuszczenie Ukrainy nie oznacza, że przestałeś być Ukraińcem lub obywatelem Ukrainy. Można oczywiście przestać nim być. Jeśli takie jest twoje życzenie – twoje prawo. Ale jeśli pozostaniesz obywatelem Ukrainy, musisz zrozumieć, że oprócz swoich praw masz również pewne obowiązki.
Widzimy znaczne różnice w podejściu krajów Europy Zachodniej i Wschodniej do kwestii ułatwienia mobilizacji w Ukrainie. Na początku słyszeliśmy o możliwych instrumentach pomocy ze strony Polski i Litwy. Następnie usłyszeliśmy deklarację Niemiec, że będą akceptować nawet przeterminowane ukraińskie paszporty. Zarówno Polacy, jak Litwini zostali zmuszeni do powielenia tego podejścia, by Ukraińcy ubiegający się o azyl w tych krajach nie wyjeżdżali do Niemiec do pracy. Ale tu nie chodzi o pracę, chodzi o fakt, że stoimy w obliczu zagrożenia poważną wojną w Europie i rozumiemy, że nigdy nie było takiego konfliktu od czasów II wojny światowej. Musimy zareagować teraz, czasy się zmieniają, a Unia Europejska musi wypracować jednolite podejście. By to nie Niemcy czy Europa Zachodnia dyktowały innym pewne decyzje. By Europa Wschodnia, która bardziej odczuwa rosyjskie zagrożenie, również została wysłuchana. Jak Pana zdaniem powinniśmy tu działać?
Rozsądnie. Kraje Unii Europejskiej rozumieją, że najpierw musi być odpowiedni wniosek ze strony władz ukraińskich. Wszyscy teraz czekają, aż ukraiński rząd sformułuje stanowisko, i dopiero po jego sformułowaniu zareagują w określony sposób w ramach własnego ustawodawstwa i ustawodawstwa Unii Europejskiej. Wszyscy żyjemy w czasach wojny i rozumiemy, jak trudna jest ona dla Ukrainy. A to, co widzimy teraz, to otwartość naszych zagranicznych partnerów, którzy są gotowi nas wysłuchać i odpowiedzieć adekwatnie do naszych potrzeb.
Dlatego będziemy nadal bardzo wyraźnie artykułować nasze potrzeby, a nasi partnerzy będą odpowiednio reagować
Nie dramatyzujmy. Zamiast tego skupmy się na tym, jak wspierać nasze wojsko na froncie i jak zrobić wszystko, co w naszej mocy, by zachować państwo ukraińskie. Jeśli nie będzie państwa ukraińskiego, to jakiego kraju będą obywatelami wszyscy ci, którzy opuścili ten kraj? Takie pytanie powinniśmy sobie zadać, a nie szukać okazji do uchylenia się od odpowiedzialności.
Wracając do zawieszenia usług konsularnych dla mężczyzn w wieku 18+: kategoria ta obejmuje uczniów i studentów, którzy obecnie nie podlegają mobilizacji, czyli osoby w wieku 18 – 25 lat. Według polskiego ministra nauki Dariusza Wieczorka jest ich 50 tysięcy. Kiedy przyjechali do Polski, wszyscy mieli paszporty, wizy studenckie, zezwolenia na pobyt w Polsce itp. Co z ukraińskimi studentami w Polsce? Jakie jest stanowisko ukraińskich władz wobec nich?
Wyodrębnia Pani pewne kategorie obywateli z ogólnego kontekstu. Mówimy o wszystkich obywatelach i o stworzeniu im jeszcze większych możliwości uniknięcia naruszenia ustawy o mobilizacji. Nikt nie zobowiązuje teraz studentów do rzucenia wszystkiego i udania się na Ukrainę, aby otrzymać usługi, które są obecnie zawieszone w urzędach konsularnych. Chodzi o to, aby ten sam student mógł zweryfikować swoje dane w rejestrach osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej.
Nasi studenci nie podlegają obowiązkowi służby wojskowej w czasie mobilizacji i nikt nie zmusi ich do przerwania studiów za granicą tylko dlatego, że weszła w życie ustawa mobilizacyjna
To niektóre z narracji, które rosyjska propaganda może wykorzystać na swoją korzyść, ale które nie będą pomocne dla samych studentów. Po co wywoływać wśród nich panikę? Nikt nie chce pogorszyć sytuacji ukraińskich studentów. Prawo jest sformułowane w taki sposób, że musimy je tylko zrozumieć i zweryfikować dane. To obowiązek każdego obywatela Ukrainy. Nie ma tu żadnych problemów. Wszyscy przez to przejdziemy.
Nie powinniśmy dzielić ukraińskiego społeczeństwa na tych, którzy mieszkają w Ukrainie, i tych, którzy mieszkają za granicą. Prawo jest takie samo dla wszystkich. Dlatego każdy obywatel Ukrainy powinien szukać możliwości wdrożenia tego prawa
Jakie działania są podejmowane, aby młodzi Ukraińcy chcieli wrócić i wstąpić w szeregi ukraińskich sił obronnych?
To bardzo złożona kwestia. Jeszcze przed rozpoczęciem agresji na pełną skalę zaobserwowaliśmy trend, w którym niewielki odsetek obywateli, którzy wyjechali, chciał wrócić na Ukrainę. Teraz, w kontekście wojny, musimy podjąć jeszcze większe wysiłki, aby dotrzeć do umysłów tych ukraińskich obywateli. Musimy nie tylko wygrać wojnę, ale także odbudować ten kraj dla naszych dzieci i wnuków.
Wszyscy jesteśmy dorośli. A jeśli czyjaś świadomość jest ukształtowana w taki sposób, że ucieka od państwa ukraińskiego, to bez względu na to, jakie wysiłki podejmiesz, nie sprowadzisz go z powrotem. I może to dobrze
Musimy skupić naszą uwagę na tych, którzy wciąż marzą o powrocie do Ukrainy, i zachęcać ich do tego na wszelkie możliwe sposoby.
Ukraińskie dzieci w polskich szkołach: główne problemy
Redakcja serwisu Sestry rozpoczęła duży projekt poświęcony ukraińskim dzieciom w polskich szkołach – problemom, z którymi borykają się młodzi Ukraińcy, i sposobom ich rozwiązania. Jak służba konsularna reguluje kwestie związane z ukraińskimi dziećmi w polskich szkołach? Jak radzi sobie z informacjami o takich zjawiskach jak mobbing i brak wsparcia psychologicznego podczas adaptacji? Czy prowadzone są jakieś działania w tym zakresie?
Prawdziwym problemem jest nieobecność ukraińskich dzieci w jakimkolwiek systemie szkolnym. W polskich szkołach uczy się około 200 tysięcy ukraińskich dzieci. Względnie rzecz biorąc, są one objęte systemem edukacji. Istnieje jednak znaczna liczba dzieci – ich liczba nie jest znana – które albo uczą się online w ukraińskim systemie edukacji, albo nie uczą się nigdzie. Jest to kwestia, z którą staramy się jakoś sobie poradzić. Tak by na pierwszym miejscu postawić interes dziecka, a z drugiej strony – by rodzice tych dzieci czuli, że państwo jest dla nich, że ich dzieci nie stracą kontaktu z ukraińskim systemem edukacji, że będą się normalnie rozwijać w społeczeństwie dziecięcym, komunikując się z rówieśnikami. Inną opcją jest wysłanie dziecka do polskiej szkoły, a polskie szkoły powinny stwarzać takim dzieciom warunki do zachowania ich ukraińskiej tożsamości.
Ministerstwa edukacji obu krajów pracują obecnie nad zapewnieniem ukraińskim dzieciom możliwości nauki języka ukraińskiego i literatury ukraińskiej w polskich programach szkolnych
To bardzo ważne również dla dziecka, ponieważ nie będzie ono odizolowane od społeczeństwa, w którym żyje, i nie straci kontaktu z ukraińskim językiem, tradycjami i kulturą. Takie dziecko po powrocie do Ukrainy będzie lepiej przygotowane do nauki w ukraińskim systemie edukacji. Ponadto pracujemy nad rozszerzeniem geograficznej obecności i kompetencji Międzynarodowej Szkoły Ukraińskiej, która działa na zasadzie nauczania na odległość. Wierzę, że potencjał tej szkoły jest daleki od wyczerpania.
Czy realne jest wykorzystanie tych wszystkich programów już od września, kiedy ukraińskie dzieci, zgodnie z decyzją polskiego rządu, będą musiały uczęszczać do polskich szkół? Jakie miejsce w tym systemie zajmą ukraińskie szkoły w Polsce, do których obecnie uczęszcza znaczna liczba ukraińskich dzieci? Czy też będą zmuszone do zmiany szkoły?
Podstawową zasadą w tym procesie jest to, że każde dziecko powinno mieć możliwość korzystania z prawa do nauki. I jesteśmy bardzo wdzięczni ukraińskim szkołom, które powstały w Polsce, bo wzięły na siebie lwią część kształcenia naszych dzieci. Jestem przekonany, że ten format pozostanie, ponieważ nie możemy zgodzić się na żadne zmiany w tym kontekście, przede wszystkim, by nie traumatyzować naszych dzieci. Stworzymy każdemu dziecku szansę na naukę albo w ukraińskich szkołach, albo poprzez Międzynarodową Ukraińską Szkołę, pomagając mu wejść na polską platformę edukacyjną i korzystać z prawa do edukacji – albo poprzez polski system edukacji, ale z pewnym ukraińskim komponentem. Oczywiście to jest pewien proces. By polski system edukacji mógł się do tego dostosować, potrzebuje pewnych zasobów, potrzebuje ludzi, potrzebuje odpowiednich kryteriów, według których będzie mógł pracować i uczyć ukraińskie dzieci w swoich szkołach.
Jestem przekonany, że poprzez dialog między specjalistami i ministerstwami edukacji będziemy w stanie znaleźć mechanizm, który pozwoli każdemu dziecku korzystać z prawa do edukacji z korzyścią dla niego
Rozumiem, że teraz ministerstwo edukacji i rząd Ukrainy pracują nad tym, by od września ukraińskie dzieci miały możliwość nauki języka i literatury ukraińskiej w polskich szkołach?
Przynajmniej częściowo. Z polskiej strony słyszymy, że są pewne trudności techniczne i legislacyjne, ale jeśli będzie wola polityczna po obu stronach, to możemy osiągnąć jakiś rezultat już we wrześniu.
Jaki jest los ukraińskich imigrantów w Polsce?
Polska jest jednym z krajów, które przez długi czas nie udzieliły jasnej odpowiedzi na temat przyszłości ukraińskich uchodźców wewnętrznych. Czego mogą spodziewać się Ukraińcy objęci ochroną czasową po czerwcu, kiedy to ma nastąpić kolejna weryfikacja ich statusu uchodźców w Polsce?
Jest to częściowo spowodowane zmianą rządu w Polsce. Niemniej nikt z polskiej strony nie pozostawi obywateli Ukrainy bez opieki. Wiemy, że okres ochronny został przedłużony do 30 czerwca tego roku, ale są już poprawki do odpowiedniej ustawy, zgodnie z którymi okres ten zostanie przedłużony do 30 września 2025 roku. Ustawa ta jest obecnie na końcowym etapie prac.
Myślę, że zostanie przyjęta w najbliższych dniach i będziemy mieli jasność co najmniej do 30 września 2025 roku. A to moim zdaniem dość poważny termin
Blokada: kto wygrał?
Blokada na granicy polsko-ukraińskiej mocno uderzyła w nasze kraje i spowodowała znaczne straty. Kto wygrał w tej sytuacji? Jaką rolę w tej blokadzie odegrała Rosja i czego możemy się spodziewać?
Rosja zawsze wykorzystuje spory między Ukrainą a Polską, szerzy więcej propagandy, pokazuje, jak źle jest między Ukraińcami a Polakami. W rzeczywistości między Ukraińcami i Polakami nie jest tak źle.
Co więcej, być może nie ma dwóch bliższych sobie narodów niż Ukraińcy i Polacy, którzy doskonale się rozumieją. I ten fundament współpracy międzyludzkiej jest niezwykle potężny i trwały
To, co wydarzyło się na granicy, oczywiście spowodowało nie tylko szkody gospodarcze, ale także wizerunkowe. Świat zobaczył, że istnieją pewne spory między Ukrainą a Polską. W rzeczywistości dzisiaj rozmawiamy w sytuacji, gdy granica jest całkowicie odblokowana. Ani jeden punkt kontrolny nie jest blokowany przez protestujących. To też świadczy o mądrości naszych narodów. Dialog był bardzo skuteczny i jest kontynuowany na poziomie ministerstw rolnictwa. Ponadto z inicjatywy strony ukraińskiej włączyliśmy do tego dialogu ludzi, którzy na co dzień zajmują się rolnictwem – ukraińskie i polskie stowarzyszenia rolników z różnych sektorów. I to pokazuje, jak dobrze możemy się zrozumieć, kiedy mówimy językiem argumentów i liczb, a nie populistycznych narracji, które mogą być nam narzucane z zewnątrz.
To była dla nas, powiedzmy, kolejna próba sił. Ukraina i Polska, dwaj główni partnerzy strategiczni, przeszły przez nią pomyślnie
To była lekcja dla wszystkich, nawet tych, którzy protestowali i blokowali granice. Zrozumieli, że to droga donikąd, że blokadą niczego nie rozwiążemy, a wręcz przeciwnie: zaszkodzimy. Bo w sytuacji gdy Ukraina krwawi, a nasza infrastruktura i gospodarka są codziennie niszczone, nie wspominając o ludziach, blokowanie granicy jest niewłaściwe, nawet z moralnego punktu widzenia. Dobrze, że teraz rozumiemy, w jakim kierunku powinniśmy iść naprzód i jak powinniśmy kontynuować współpracę. A najważniejsze jest to, że znajdujemy siłę, by patrzeć na siebie nawzajem nie jak na zagrożenie, ale jak na strony o ogromnych możliwościach i potencjale współpracy.
Droga do Unii
Niedawno rozpoczęła pracę Rada ds. Współpracy z Ukrainą, która zajmie się m.in. odbudową naszego kraju. Czy mógłby Pan powiedzieć coś więcej o pracach i projektach tego gremium?
Jestem wdzięczny polskiemu rządowi i premierowi Donaldowi Tuskowi za podjęcie tej decyzji. Rada Współpracy z Ukrainą to dość duża instytucja, na czele której stoi Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP. Struktura ta skupi się nie tylko na konkretnym temacie odbudowy, ale obejmie cały kompleks stosunków ukraińsko-polskich, nasze współdziałanie w różnych procesach globalnych, w tym działania państw grupy G7, oraz zaangażowanie sektora pozarządowego i biznesu. W skład tej rady wejdzie rada publiczna - przedstawiciele biznesu, środowisk eksperckich, organizacji pozarządowych i samorządów.
Wszyscy wiemy, jak ważne dla Ukrainy jest doświadczenie Polski w reformowaniu systemu samorządowego. Będzie to ogromny przełom w rozwoju współpracy na szczeblu samorządowym
Walka z wrogiem
W nocy 27 kwietnia rosyjska rakieta spadła piętnaście kilometrów od polskiej granicy. To nie pierwszy raz, kiedy polska przestrzeń powietrzna jest zagrożona przez Rosję. Jakie są możliwości reakcji polskich władz? Czy może to być na przykład częściowe zamknięcie nieba?
Nie możemy decydować za państwo polskie. Podkreślam tylko, że prawdziwa tarcza antyrakietowa znajduje się obecnie w Ukrainie. I nasi międzynarodowi partnerzy z Europy i świata powinni zrobić wszystko, aby ją maksymalnie wzmocnić. Dlatego zarówno prezydent, jak rząd Ukrainy bardzo aktywnie pracują nad wzmocnieniem ukraińskiego systemu obrony przeciwrakietowej i zwiększeniem liczby systemów Patriot do obrony powietrznej. To będzie obrona i ochrona nie tylko przestrzeni powietrznej Ukrainy, ale i Polski. Wierzę, że skuteczne działanie systemów Patriot w Ukrainie uniemożliwiłoby rosyjskiej rakiecie przedostanie się do polskiej przestrzeni powietrznej.
Ukraina otrzymała od Stanów Zjednoczonych długo oczekiwany pakiet pomocowy o wartości prawie 61 miliardów dolarów. Jaki był wkład polskiej dyplomacji w podjęcie tej decyzji przez Kongres?
Wszyscy byliśmy świadkami tego, jak aktywnie cały polski establishment był zaangażowany w lobbing na rzecz tej pomocy. Wszyscy byliśmy świadkami wspólnej wizyty Prezydenta i Premiera RP w Stanach Zjednoczonych. Do tego bardzo aktywny był tzw. desant polskich polityków, posłów i senatorów, którzy spędzali całe dnie i noce w Stanach Zjednoczonych, rozmawiali ze wszystkimi politykami z różnych obozów politycznych. I to też miało swój efekt. Waszyngton zobaczył, że to nie jest tylko sprawa Ukrainy, to jest sprawa całej Europy. Jesteśmy wdzięczni Stanom Zjednoczonym za to, że w końcu podjęły taką decyzję, a naszym polskim kolegom i przyjaciołom za aktywność.
W jednym ze swoich wystąpień prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że chciałby otrzymać zaproszenie Ukrainy do NATO podczas szczytu NATO w Waszyngtonie. Czy Polska i Ukraina będą w stanie współpracować po raz drugi, aby wygrać cud Waszyngtonu dla Ukrainy?
Niewątpliwie członkostwo Ukrainy w NATO leży również w interesie Polski, ponieważ jest to najlepsza gwarancja bezpieczeństwa nie tylko dla Ukrainy, ale dla całego naszego regionu i całego obszaru euroatlantyckiego. Dlatego widzimy, że Polska również bardzo aktywnie lobbuje na naszą rzecz w tej sprawie.
Stawiamy sobie za zadanie otrzymanie zaproszenia do NATO już na lipcowym szczycie w Waszyngtonie. I myślę, że jest w pełni uzasadnione i całkiem realistyczne. Potrzebujemy do tego tylko woli politycznej wszystkich państw członkowskich NATO
Przede wszystkim powinna ona opierać się na pragmatyzmie i na tym, co już uważamy za fakt dokonany: z wojskowego punktu widzenia Ukraina już zachowuje się jak członek NATO. Opanowaliśmy zachodnie modele broni, pokazaliśmy, że wartości, na których powstało NATO, nie są dla nas pustym słowem, że nie tylko o nich mówimy, ale także jesteśmy gotowi ich bronić za cenę własnego życia. Członkostwo Ukrainy w Sojuszu tylko wzmocni tę strukturę i będzie dodatkową zachętą dla wielu innych sojuszników do wzmocnienia swoich zdolności wojskowych.
A co ze współpracą w dziedzinie bezpieczeństwa między Polską a Ukrainą? Jak znacząca jest pomoc udzielona Ukrainie przez Polskę w ciągu ostatnich dwóch lat, w tym pomoc wojskowa? Czy możemy spodziewać się utworzenia wspólnych przedsiębiorstw obronnych?
Polska była jednym z pierwszych krajów, które wyciągnęły pomocną dłoń do Ukrainy. Polska była jednym z pierwszych krajów, które zapewniły Ukrainie wsparcie wojskowe, długo oczekiwane czołgi Leopard, i uczestniczy w międzynarodowych koalicjach stworzonych w celu wzmocnienia ukraińskich zdolności obronnych. Rola Polski w ochronie państwa ukraińskiego przed rosyjskim agresorem jest ogromna.
Warszawa jest zainteresowana zwycięstwem Ukrainy, bo pełne i sprawiedliwe zwycięstwo Ukrainy, które będzie polegało na wyparciu wojsk rosyjskich z całego naszego terytorium, w tym z Krymu i Donbasu, to także dodatkowa gwarancja bezpieczeństwa dla Polski
Zdając sobie z tego sprawę, Polska deklaruje i robi wszystko, co możliwe, aby wzmocnić zdolności obronne Ukrainy. Nie tylko w słowach, ale także w praktycznych działaniach, a dostawy broni i amunicji są kontynuowane.
Duża umowa między Polską a Ukrainą: kiedy ten dokument może zostać podpisany?
Wszystkie nasze umowy między Ukrainą a Polską są duże. Nie mamy małych umów, ponieważ wszystkie są bardzo ważne. A jeśli mówimy o tej fundamentalnej umowie z 1992 roku, którą chcemy trochę zmodyfikować do obecnych realiów, to praca nad tym dokumentem jest bardzo żmudna i trwa. W tej chwili pracuje nad nim strona polska. Ale dużo uwagi poświęcamy też przygotowaniu umowy o gwarancjach bezpieczeństwa. Polska przystąpiła do deklaracji G7, przyjętej w ubiegłym roku podczas szczytu NATO w Wilnie. Jednym z zapisów tej deklaracji jest zawarcie dwustronnych umów o gwarancjach bezpieczeństwa. Wspólnie z Polską pracujemy nad taką umową, która jasno określi zadania i działania Polski i Ukrainy na rzecz wzmocnienia bezpieczeństwa. Mamy nadzieję, że prace nad tym dokumentem zakończą się jak najszybciej, bo jest to dokument o tym, co dotyczy nas wszystkich tu i teraz.
Jedna rzecz łączyła w lutym 2022 r. amerykańską administrację Joe Bidena i reżim Władimira Putina: przekonanie, że Ukraina upadnie w ciągu 72 godzin – stwierdził prof. Timothy Snyder podczas odczytu pt. „Ryzyko powolności: amerykańskie błędy podczas rosyjskiej wojny w Ukrainie”, który wygłosił 18 kwietnia w kameralnej auli The University Club of New York.
To z kolei powinno nam uświadomić, że sprawy mogły potoczyć się zupełnie inaczej, niż się potoczyły. Dziś moglibyśmy żyć w świecie, w którym porządek polityczny w znacznym stopniu zostałby zdefiniowany przez wojenne zwycięstwo Rosji sprzed dwóch lat – gdy prezydent Zełenski i ukraiński rząd uciekli z kraju, nad którym agresor przejął kontrolę. Wraz ze wszystkimi jego zasobami.
Ślepota jednookich optymistów
W tym kluczowym momencie historii wszystko mogło pójść zupełnie inaczej, niż poszło. Tymczasem my, na Zachodzie, zachowujemy się tak, jakby dobry obrót spraw był czymś oczywistym, a zły scenariusz był niemożliwy.
Choć o tym, że był i wciąż jest prawdopodobny, świadczy kilka faktów. Owszem, w Ukrainie nie doszło do spektakularnego masowego ludobójstwa, ale przecież była Bucza i Mariupol, z okupowanych terytoriów Rosjanie masowo wywożą ukraińskie dzieci, a ukraińscy liderzy, którzy znaleźli się na terenach okupowanych, byli i wciąż są mordowani.
I mimo to uznajemy za oczywiste, że armia Ukrainy powstrzymała ludobójstwo i ostateczną destrukcję ukraińskiego społeczeństwa.
Najgorsze się nie wydarzyło, bo nie mogło – zdaje się myśleć nasza wspólnota jednookich optymistów
To z kolei sprawia, że zaledwie garstka mądrych ludzi zdaje sobie sprawę, jak wiele w ciągu tych minionych dwóch lat cywilizowany świat zawdzięcza Ukraińcom.
Europa zależy od walki Ukrainy
Co takiego im zawdzięcza? Snyder jest w swych wyliczeniach i argumentacji niezwykle przenikliwy i metodyczny.
Po pierwsze to, że powstrzymali rosyjskie „przerażające uderzenie przeciw międzynarodowemu porządkowi prawnemu”, którego jedno z podstawowych założeń głosi: jeden kraj nie może najechać drugiego kraju bez powodu i zająć jego terytorium.
Ukraińcy, broniąc swych granic, bronią tej zasady. Gdyby się poddali, siła tej zasady byłaby zupełnie inna niż wciąż jest – podkreśla amerykański uczony.
Europejczycy z zachodu zawdzięczają też Ukraińcom podtrzymanie całego obecnego modelu Unii Europejskiej
A ten model zasadza się na założeniu, że kraje postimperialne mogą razem angażować się na rzecz bogacenia się i pokoju, nie uciekając się do wojny. Model ten wydaje się wciąż wiarygodny głównie dlatego, że Ukraińcy nadal walczą. Jeśliby się poddali, stałby się niewiarygodny. Stałby się karykaturą samego siebie.
Czy Europejczycy tak to widzą? Owszem, tyle że według Snydera dzieje się tak bardzo rzadko.
Odwalić brudną robotę
Kolejną rzeczą, którą bierzemy w naszym świecie za coś normalnego, jest to, że… Ukraina wypełnia misję NATO. Snyder zwięźle wyjaśnia charakter tego paradoksu: misją NATO jest absorbować i odrzucać ataki rosyjskich sił zbrojnych – tymczasem jedyny kraj, który to dziś robi, nie jest członkiem NATO. Mówiąc kolokwialnie, Ukraina odwala za NATO całą brudną robotę, a my radośnie i bezrefleksyjnie uznajemy to za oczywistość.
Na tym jednak nie koniec. Praktyczne konsekwencje ukraińskiego oporu sięgają nawet wyżej niż do pułapu relacji NATO – Rosja. Snyder zauważa, że chociaż od blisko ćwierćwiecza globalny dyskurs polityczny orbituje wokół ryzyka apokaliptycznego starcia Ameryki z Chinami, w ciągu minionych dwóch lat temat ten jakby spadł na drugi plan. Dlaczego tak się stało? Dlatego, rzecze profesor, że: „ukraiński opór wobec Rosji czyni dla Chińczyków jasnym – i jeśli mi nie wierzycie, zapytajcie na Tajwanie – to, że wielkie operacje ofensywne są dziś trudne i nieprzewidywalne”. I właśnie to powstrzymuje Chiny przed rozpętaniem własnej rzezi.
Co znamienne, robiąc to, co robią w konfrontacji z Rosją, Ukraińcy powstrzymują Chiny w sposób, w jaki USA nie mogłyby ich powstrzymywać
Albowiem każdy sposób, w który Ameryka chciałaby zastopować Chiny, mógłby zostać odebrany przez nie jako prowokacja – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tymczasem Ukraina po prostu broni swojego suwerennego terytorium, nikogo nie prowokując – przez co nie może być postrzegana jako strona prowokująca.
Ergo: po raz kolejny Ukraińcy robią dla nas coś, czego sami dla siebie nie potrafimy uczynić.
Dopóki Ukraińcy dają radę
I jeszcze jedna sprawa: wojna jądrowa. Jednym z powodów, dla których – mimo eskalujących do granic groteski gróźb Kremla – taka wojna w ostatnim czasie nie wybuchła, jest to, że Ukraińcy poprzez swój opór wysyłają światu prosty komunikat: kraj bez głowic nuklearnych może obronić się w konwencjonalnej wojnie przed jądrową potęgą.
Ukraińcy dają światu argument, że nie każdy kraj, który byłoby na nią stać, musi mieć Bombę
Gdyby jednak przegrali lub się poddali, wielkiego znaczenia nabrałby argument przeciwny.
Według Snydera to, że np. Niemcy, Polska czy Japonia, państwa średniej wielkości, lecz z aspiracjami, nie podjęły programu nuklearnego, jest mocno powiązane z faktem, że Ukraina wciąż stawia skuteczny opór gigantowi, który ze swoich bomb atomowych nie może zrobić użytku. Dopóki Ukraińcy dają radę, jądrowy miecz nad głową świata jest tylko straszakiem.
Czarne paradoksy
Mówiąc kolokwialnie (to Snyder) Ukraińcy kupują nam czas. I nie jest do końca jasne, jaką walutą im się za to odpłacamy.
Amerykanie (w całym wykładzie wobec polityki swojego kraju i postaw rodaków Snyder jest bardzo surowy) odpłacają Ukraińcom narastającym lekceważeniem, unikami wobec nich i brakiem sensownej polityki ukraińskiej. A to może mieć katastrofalne konsekwencje.
„Przez swoją opieszałość – alarmuje Snyder – stworzyliśmy świat, w którym front pęka, Ukraina przegrywa tę wojnę i wszystkie wymienione pozytywne skutki ukraińskiego oporu zamieniają się w swoje przeciwieństwo. W końcu zapytamy samych siebie: Jak to się stało, że znaleźliśmy się w takim świecie? Odpowiedź będzie brzmiała: Przez to, co zrobiliśmy i czego nie zrobiliśmy w 2023 i 2024 r.”
I tu – kolejny czarny paradoks, który nie umyka uwadze Snydera.
To, co robi Rosja, jest przewidywalne: toczy wojnę, by zniszczyć ukraińskie społeczeństwo i ukraińskie państwo. Zachowanie Ukraińców też jest przewidywalne: bronią swojego terytorium, swojej integralności. Siebie.
Najmniej przewidywalnym głównym graczem w tej grze są Stany Zjednoczone
„Czasem nasze poczynania są niespodziewane nawet dla nas samych” – mówi z goryczą Timothy Snyder.
Filary dysfunkcji: putinowiec Musk i sociale
Z czego to wszystko wynika? Z dysfunkcji charakteryzującej trzy główne filary, na których opiera się amerykański system władzy.
Pierwszym filarem są… media społecznościowe (inteligentna publiczność Snydera przyjmuje to stwierdzenie z rozbawieniem, lecz szybko okazuje się, że sprawa jest poważna). Chodzi o to, jak social media zachowują się w czasie tej wojny i do jakiego punktu nas doprowadziły. Ukraińcy używają ich bardzo sprawnie. Problem w tym, że te media nie są najlepsze w skupianiu przez dłuższy czas uwagi ludzi wokół spraw poważnych. Tym bardziej że X (były Twitter) należy obecnie do putinowca, który manipuluje przekazem nie tylko za pośrednictwem algorytmów, lecz także swych bezpośrednich, osobistych interwencji.
Putinowca? We wrześniu 2022 r. – Snyder ma pamięć słonia – Elon Musk osobiście podjął decyzję o odcięciu ukraińskiej armii od systemu satelitarnego Starlink. Ukraińcy prowadzili właśnie ofensywę w stronę Morza Czarnego – to był prawdopodobnie najlepszy czas na zakończenie wojny.
Tyle że przyszedł Musk i wszystko udaremnił.
Nie wystarczy przewidywać
Drugą dysfunkcyjną gałęzią amerykańskiego systemu władzy jest rząd. Choć zaczął od bezdyskusyjnej zasługi: wywiad przewidział, co i kiedy się wydarzy – z dokładnością niemal do jednego dnia. Snyder zaznacza, że o nadchodzącej inwazji Rosji administracja Bidena ostrzegła Ukraińców w sposób subtelny i inteligentny, dając im do zrozumienia, że Amerykanie nie będą mogli zareagować w taki sposób, w jaki by chcieli.
I postąpiła właściwie.
Błędem było przyjęcie założenia, że rolą amerykańskiego rządu jest przewidywanie planów Rosji, a potem zastanawianie się, co można zrobić, by ją przed inwazją powstrzymać
Tyle właśnie wymyśliła amerykańska administracja. Nie było dyskusji o tym, jak pomóc Ukrainie, jeśli jednak Rosja na nią napadnie.
Mielizny takiego podejścia wyszły na światło dzienne, gdy Rosjanie najechali Ukrainę. Bo gdy do marca 2022 r. stało się jasne, że Ukraina jednak może wygrać – przetrawienie wynikających z tego szans i możliwości trwało w Ameryce absurdalnie długo. Między wiosną a jesienią 2022 r. zaistniał okres „wielkiej płynności”: Rosjanie zrozumieli, że mogą przegrać, a Ukraińcy pojęli, że mogą zwyciężyć. Problem w tym, że niemal nikt z waszyngtońskiej elity politycznej skupionej wokół rządu Bidena nie był przygotowany do wykorzystania tej sposobności.
Skrzyknąć herosów
I tak zmarnowano 6 miesięcy – okienko czasowe, w którym wojna była łatwiejsza do wygrania niż kiedykolwiek później (Snyder uważa, że jest wciąż bardzo możliwa do wygrania). W tym czasie Zachód szedł na pasku rosyjskiej propagandy, tocząc dyskusje o tym, jak na nią reagować. Dyskusje, które były „żałośnie publiczne”. Decyzje o tym, jaką broń wysyłać Ukraińcom, też były „żałośnie publiczne” – i poprzedzały je przecieki, które osłabiały efekt związany z dozbrajaniem Ukraińców.
Poza tym, zaznacza Snyder, „tę broń wysyłaliśmy w symbolicznej ilości i jakości – nie takich, które pozwoliłyby im [Ukraińcom] wygrać wojnę”. Zwłaszcza jeśli chodzi o systemy obrony powietrznej i broń dalekiego zasięgu.
Gdyby zamiast 10 czy 20 HIMARSÓW wysłano 100 czy 200, prawdopodobnie byłoby już po wojnie
Oczywiście to były decyzje rządu – jednak główną winą ponoszą tu media. Zachodnia opinia publiczna dyskutowała o zachodniej broni tak, jakby to była superbroń. Więc gdy wysyłano Ukraińcom 10 czy 15 Bradleyów, wszyscy – zwłaszcza Amerykanie – uważali, że robią coś wspaniałego. „Skrzykiwaliśmy Avengerów, jakby dzięki nim wszystko nagle miało się radykalnie odmienić”.
Magicy i kult superbroni
Snyder nie chce krytykować zachodniej broni, która w wielu przypadkach (np. systemy Patriot) jest świetna i szła na ukraiński front nierzadko prosto z półki. Chodzi mu tylko o podkreślenie, że Zachód z Amerykanami na czele otacza swoją broń czymś na kształt kultu.
Ludziom na zachód od Ukrainy wydaje się, że wysłanie 10 zachodnich czołgów będzie miało bardzo znaczące konsekwencje na froncie
„Kiedy doszło do ukraińskiej ofensywy wczesnym latem 2023 r. – wytyka Snyder – wmawialiśmy sobie, że my, na Zachodzie, jesteśmy magikami, jeśli chodzi o naszą broń, więc nawet mała jej ilość zrobi wielką różnicę. A potem, gdy okazało się, że to nie wystarczyło, uznaliśmy, że Ukraińcy robią coś źle – i nie wróciliśmy już do dyskusji o tym, czy trzeba wysłać 200 HIMARSÓW”.
Nie wróciliśmy do tej dyskusji, chociaż Ukraińcy udowodnili, że potrafią się sprawnie posługiwać nawet najbardziej zaawansowaną bronią.
Kafkowskie korowody trumpistów
Pozostaje trzeci filar amerykańskiego systemu, który zawiódł: legislacja. 20 kwietnia, po ponad półrocznej politycznej wojnie domowej, zatwierdzono w Kongresie 61-miliardową pomoc USA dla walczącej Ukrainy. Poprzednią transzę wsparcia dla tego kraju „klepnięto”… ponad 470 dni wcześniej.
To opłakany rezultat nieznacznej przewagi Republikanów w Kongresie, z których wielu ma własne – bardzo osobliwe – wyobrażenie na temat tego, na czym polegają amerykańskie interesy w Ukrainie. W tym gronie bardzo żywotna i dobrze zorganizowana jest frakcja putinistów.
Pracuje ona z mozołem na rzecz kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, która to kampania tym bardziej puchnie i prosperuje, im bardziej bezproduktywnie toczą się w USA sprawy ukraińskie. To dlatego rzeczywistość w Kongresie przed niedawnym zatwierdzeniem pomocy dla Kijowa przypominała korowody absurdalnej kafkowskiej biurokracji, dopinającej do pomocy Ukrainie rzeczy kompletnie z nią niezwiązane (mur na granicy z Meksykiem, Izrael, Tajwan).
Przekleństwo opieszałych
Jak brzmi wniosek z analizy działania trzech wymienionych, dysfunkcyjnych w przypadku sprawy ukraińskiej, gałęzi amerykańskiej władzy (technologicznej, wykonawczej i legislacyjnej)?
„Stworzyliśmy sprzężenie – mówi Snyder. – Jeśli jesteś powolny, nie czujesz, byś robił cokolwiek. Kiedy jesteś powolny, tracisz poczucie odpowiedzialności – bo nie tkwisz w sercu ważnych zdarzeń. Kiedy jesteś powolny, szukasz wymówek. Kiedy jesteś powolny, stajesz się trudniej osiągalny dla innych”.
Ameryka jest powolna. Zachód jest powolny.
Bardzo ciężko jest być Ukraińcem, wiedzieć, że twoi najlepsi bracia codziennie giną na froncie – i słyszeć od ludzi w Waszyngtonie: „To normalne [opóźnienie], bo o tej porze roku w Kongresie zawsze są wakacje”
To z kolei prowadzi według Snydera do konstatacji, że Ukraińcom trudno komunikować się z ludźmi Zachodu – a tym drugim ciężko słuchać Ukraińców, skoro traktują własną opieszałość jako coś normalnego. W takiej perspektywie sposób, w jaki Ukraińcy żyją dzień po dniu, staje się dla ludzi Zachodu czymś nienormalnym i niezrozumiałym.
Katastrofalne skutki powolności
Co z tego wszystkiego wynika?
Jeśli sprawy przybiorą zły obrót, to będzie wina naszej powolności, inercji, nic nierobienia. Jeśli dojdzie do zapaści, stracimy bardzo dużo, stanie się to bardzo szybko – i będzie to coś na kształt ludobójstwa w Ukrainie. To będzie potężne uderzenie w międzynarodowy porządek prawny (o ile inwazja Rosjan się powiedzie). Model Unii Europejskiej zostanie poważnie zakwestionowany (o ile w ogóle nie podważony). Natomiast Ukraina nie będzie już realizowała misji NATO.
A to rodzi pytanie: Kto będzie tę misję realizował?
Możemy też oczekiwać rozprzestrzenienia się broni nuklearnej na świecie i prawdopodobnej wielkiej wojny na Dalekim Wschodzie
Jednak to nie wszystko. Następną rzeczą, która w razie porażki Ukrainy legnie w gruzach, będzie reputacja Ameryki.
Najtrudniejszy test
Nawet jeśli (niektórzy?) Amerykanie przekonują samych siebie, że Ukraina jest nieistotna, ludzie we wszystkich zakątkach globu patrzą teraz na to, co dzieje się w tym kraju, jak na „niewiarygodnie łatwy test dla USA” – ocenia Snyder.
Niewiarygodnie łatwy, bo Ameryka nie musi wysyłać na wojnę z Rosją swoich żołnierzy. Niewiarygodnie łatwy, bo pieniądze potrzebne do zaliczenia tego testu to przy prawdziwych kosztach podobnego wyzwania drobniaki. Niewiarygodnie łatwy, bo z ideologicznego punktu widzenia ta wojna dotyczy wartości, o której Ameryka od dawna mówi, że jest jej sercu najbliższa: demokracji – zagrożonej bezpośrednio i śmiertelnie.
„Jeśli nie jesteśmy w stanie zaliczyć testu, który w oczach naszych sojuszników, ale też wrogów, jest niewiarygodnie łatwy, nie możemy oczekiwać od jednych czy drugich, że uwierzą, że bylibyśmy w stanie zdać trudniejszy test w przyszłości – konstatuje Timothy Snyder.
I jeszcze jedno: nawet jeśli Ukraina przegra, to nie znaczy, że zniknie
To oznacza tylko tyle, że jej niezwykle doświadczeni i waleczni żołnierze zostaną siłą wcieleni do sił rosyjskich. Oznacza to także, że technologie, które Ukraina samodzielnie opracowała, technologie, które w obliczu przyszłej chińskiej inwazji bardzo przydałyby się np. Tajwanowi – trafią do Rosji i do Chin.
Co będziemy mieli
Oznacza to także, że ukraińskie rolnictwo, które jest trzecim czy czwartym najważniejszym rolnictwem na świecie, będzie kontrolowane przez Rosję.
Zasoby Ukrainy, także jej zasoby ludzkie, zostaną przeorientowane w przeciwnym niż obecnie kierunku.
Co będziemy wtedy mieli?
Rosję, która wygra wojnę i uzna, że zasady nie mają znaczenia.
Rosję, która zdobędzie ogrom nowych zasobów.
Rosję, która dowiedzie, że nie ma powodów, by traktować Amerykę poważnie.
Jeśli pozwolimy Rosji przejąć kontrolę nad Ukrainą, to będzie to już zupełnie inna Rosja. Zupełnie inna Ukraina. Zupełnie inna Europa. Zupełnie inny świat.
Nie wszystko stracone
Ukraina może wygrać tę wojnę – uważa Snyder. – Choćby z tego względu, że potencjał ekonomiczny jej sojuszników jest 250 razy większy niż moce jej zniszczonej przez Rosjan gospodarki. A to oznacza, że do zwycięstwa potrzebuje zaledwie drobnej, niewiele znaczącej cząstki zasobów ekonomicznych jej bogatych sojuszników.
Prof. Timothy Snyder, światowej sławy amerykański historyk z Uniwersytetu Yale, ekspert w dziedzinie historii Europy Środkowo-Wschodniej i Związku Sowieckiego – o błędach USA w polityce wobec Ukrainy i Rosji, o tym, co Zachód zawdzięcza walczącym Ukraińcom, i o tym, dlaczego Rosja nie może wygrać tej wojny
Jedna rzecz łączyła w lutym 2022 r. amerykańską administrację Joe Bidena i reżim Władimira Putina: przekonanie, że Ukraina upadnie w ciągu 72 godzin – stwierdził prof. Timothy Snyder podczas odczytu pt. „Ryzyko powolności: amerykańskie błędy podczas rosyjskiej wojny w Ukrainie”, który wygłosił 18 kwietnia w kameralnej auli The University Club of New York.
To z kolei powinno nam uświadomić, że sprawy mogły potoczyć się zupełnie inaczej, niż się potoczyły. Dziś moglibyśmy żyć w świecie, w którym porządek polityczny w znacznym stopniu zostałby zdefiniowany przez wojenne zwycięstwo Rosji sprzed dwóch lat – gdy prezydent Zełenski i ukraiński rząd uciekli z kraju, nad którym agresor przejął kontrolę. Wraz ze wszystkimi jego zasobami.
Ślepota jednookich optymistów
W tym kluczowym momencie historii wszystko mogło pójść zupełnie inaczej, niż poszło. Tymczasem my, na Zachodzie, zachowujemy się tak, jakby dobry obrót spraw był czymś oczywistym, a zły scenariusz był niemożliwy.
Choć o tym, że był i wciąż jest prawdopodobny, świadczy kilka faktów. Owszem, w Ukrainie nie doszło do spektakularnego masowego ludobójstwa, ale przecież była Bucza i Mariupol, z okupowanych terytoriów Rosjanie masowo wywożą ukraińskie dzieci, a ukraińscy liderzy, którzy znaleźli się na terenach okupowanych, byli i wciąż są mordowani.
I mimo to uznajemy za oczywiste, że armia Ukrainy powstrzymała ludobójstwo i ostateczną destrukcję ukraińskiego społeczeństwa.
Najgorsze się nie wydarzyło, bo nie mogło – zdaje się myśleć nasza wspólnota jednookich optymistów
To z kolei sprawia, że zaledwie garstka mądrych ludzi zdaje sobie sprawę, jak wiele w ciągu tych minionych dwóch lat cywilizowany świat zawdzięcza Ukraińcom.
Europa zależy od walki Ukrainy
Co takiego im zawdzięcza? Snyder jest w swych wyliczeniach i argumentacji niezwykle przenikliwy i metodyczny.
Po pierwsze to, że powstrzymali rosyjskie „przerażające uderzenie przeciw międzynarodowemu porządkowi prawnemu”, którego jedno z podstawowych założeń głosi: jeden kraj nie może najechać drugiego kraju bez powodu i zająć jego terytorium.
Ukraińcy, broniąc swych granic, bronią tej zasady. Gdyby się poddali, siła tej zasady byłaby zupełnie inna niż wciąż jest – podkreśla amerykański uczony.
Europejczycy z zachodu zawdzięczają też Ukraińcom podtrzymanie całego obecnego modelu Unii Europejskiej
A ten model zasadza się na założeniu, że kraje postimperialne mogą razem angażować się na rzecz bogacenia się i pokoju, nie uciekając się do wojny. Model ten wydaje się wciąż wiarygodny głównie dlatego, że Ukraińcy nadal walczą. Jeśliby się poddali, stałby się niewiarygodny. Stałby się karykaturą samego siebie.
Czy Europejczycy tak to widzą? Owszem, tyle że według Snydera dzieje się tak bardzo rzadko.
Odwalić brudną robotę
Kolejną rzeczą, którą bierzemy w naszym świecie za coś normalnego, jest to, że… Ukraina wypełnia misję NATO. Snyder zwięźle wyjaśnia charakter tego paradoksu: misją NATO jest absorbować i odrzucać ataki rosyjskich sił zbrojnych – tymczasem jedyny kraj, który to dziś robi, nie jest członkiem NATO. Mówiąc kolokwialnie, Ukraina odwala za NATO całą brudną robotę, a my radośnie i bezrefleksyjnie uznajemy to za oczywistość.
Na tym jednak nie koniec. Praktyczne konsekwencje ukraińskiego oporu sięgają nawet wyżej niż do pułapu relacji NATO – Rosja. Snyder zauważa, że chociaż od blisko ćwierćwiecza globalny dyskurs polityczny orbituje wokół ryzyka apokaliptycznego starcia Ameryki z Chinami, w ciągu minionych dwóch lat temat ten jakby spadł na drugi plan. Dlaczego tak się stało? Dlatego, rzecze profesor, że: „ukraiński opór wobec Rosji czyni dla Chińczyków jasnym – i jeśli mi nie wierzycie, zapytajcie na Tajwanie – to, że wielkie operacje ofensywne są dziś trudne i nieprzewidywalne”. I właśnie to powstrzymuje Chiny przed rozpętaniem własnej rzezi.
Co znamienne, robiąc to, co robią w konfrontacji z Rosją, Ukraińcy powstrzymują Chiny w sposób, w jaki USA nie mogłyby ich powstrzymywać
Albowiem każdy sposób, w który Ameryka chciałaby zastopować Chiny, mógłby zostać odebrany przez nie jako prowokacja – ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tymczasem Ukraina po prostu broni swojego suwerennego terytorium, nikogo nie prowokując – przez co nie może być postrzegana jako strona prowokująca.
Ergo: po raz kolejny Ukraińcy robią dla nas coś, czego sami dla siebie nie potrafimy uczynić.
Dopóki Ukraińcy dają radę
I jeszcze jedna sprawa: wojna jądrowa. Jednym z powodów, dla których – mimo eskalujących do granic groteski gróźb Kremla – taka wojna w ostatnim czasie nie wybuchła, jest to, że Ukraińcy poprzez swój opór wysyłają światu prosty komunikat: kraj bez głowic nuklearnych może obronić się w konwencjonalnej wojnie przed jądrową potęgą.
Ukraińcy dają światu argument, że nie każdy kraj, który byłoby na nią stać, musi mieć Bombę
Gdyby jednak przegrali lub się poddali, wielkiego znaczenia nabrałby argument przeciwny.
Według Snydera to, że np. Niemcy, Polska czy Japonia, państwa średniej wielkości, lecz z aspiracjami, nie podjęły programu nuklearnego, jest mocno powiązane z faktem, że Ukraina wciąż stawia skuteczny opór gigantowi, który ze swoich bomb atomowych nie może zrobić użytku. Dopóki Ukraińcy dają radę, jądrowy miecz nad głową świata jest tylko straszakiem.
Czarne paradoksy
Mówiąc kolokwialnie (to Snyder) Ukraińcy kupują nam czas. I nie jest do końca jasne, jaką walutą im się za to odpłacamy.
Amerykanie (w całym wykładzie wobec polityki swojego kraju i postaw rodaków Snyder jest bardzo surowy) odpłacają Ukraińcom narastającym lekceważeniem, unikami wobec nich i brakiem sensownej polityki ukraińskiej. A to może mieć katastrofalne konsekwencje.
„Przez swoją opieszałość – alarmuje Snyder – stworzyliśmy świat, w którym front pęka, Ukraina przegrywa tę wojnę i wszystkie wymienione pozytywne skutki ukraińskiego oporu zamieniają się w swoje przeciwieństwo. W końcu zapytamy samych siebie: Jak to się stało, że znaleźliśmy się w takim świecie? Odpowiedź będzie brzmiała: Przez to, co zrobiliśmy i czego nie zrobiliśmy w 2023 i 2024 r.”
I tu – kolejny czarny paradoks, który nie umyka uwadze Snydera.
To, co robi Rosja, jest przewidywalne: toczy wojnę, by zniszczyć ukraińskie społeczeństwo i ukraińskie państwo. Zachowanie Ukraińców też jest przewidywalne: bronią swojego terytorium, swojej integralności. Siebie.
Najmniej przewidywalnym głównym graczem w tej grze są Stany Zjednoczone
„Czasem nasze poczynania są niespodziewane nawet dla nas samych” – mówi z goryczą Timothy Snyder.
Filary dysfunkcji: putinowiec Musk i sociale
Z czego to wszystko wynika? Z dysfunkcji charakteryzującej trzy główne filary, na których opiera się amerykański system władzy.
Pierwszym filarem są… media społecznościowe (inteligentna publiczność Snydera przyjmuje to stwierdzenie z rozbawieniem, lecz szybko okazuje się, że sprawa jest poważna). Chodzi o to, jak social media zachowują się w czasie tej wojny i do jakiego punktu nas doprowadziły. Ukraińcy używają ich bardzo sprawnie. Problem w tym, że te media nie są najlepsze w skupianiu przez dłuższy czas uwagi ludzi wokół spraw poważnych. Tym bardziej że X (były Twitter) należy obecnie do putinowca, który manipuluje przekazem nie tylko za pośrednictwem algorytmów, lecz także swych bezpośrednich, osobistych interwencji.
Putinowca? We wrześniu 2022 r. – Snyder ma pamięć słonia – Elon Musk osobiście podjął decyzję o odcięciu ukraińskiej armii od systemu satelitarnego Starlink. Ukraińcy prowadzili właśnie ofensywę w stronę Morza Czarnego – to był prawdopodobnie najlepszy czas na zakończenie wojny.
Tyle że przyszedł Musk i wszystko udaremnił.
Nie wystarczy przewidywać
Drugą dysfunkcyjną gałęzią amerykańskiego systemu władzy jest rząd. Choć zaczął od bezdyskusyjnej zasługi: wywiad przewidział, co i kiedy się wydarzy – z dokładnością niemal do jednego dnia. Snyder zaznacza, że o nadchodzącej inwazji Rosji administracja Bidena ostrzegła Ukraińców w sposób subtelny i inteligentny, dając im do zrozumienia, że Amerykanie nie będą mogli zareagować w taki sposób, w jaki by chcieli.
I postąpiła właściwie.
Błędem było przyjęcie założenia, że rolą amerykańskiego rządu jest przewidywanie planów Rosji, a potem zastanawianie się, co można zrobić, by ją przed inwazją powstrzymać
Tyle właśnie wymyśliła amerykańska administracja. Nie było dyskusji o tym, jak pomóc Ukrainie, jeśli jednak Rosja na nią napadnie.
Mielizny takiego podejścia wyszły na światło dzienne, gdy Rosjanie najechali Ukrainę. Bo gdy do marca 2022 r. stało się jasne, że Ukraina jednak może wygrać – przetrawienie wynikających z tego szans i możliwości trwało w Ameryce absurdalnie długo. Między wiosną a jesienią 2022 r. zaistniał okres „wielkiej płynności”: Rosjanie zrozumieli, że mogą przegrać, a Ukraińcy pojęli, że mogą zwyciężyć. Problem w tym, że niemal nikt z waszyngtońskiej elity politycznej skupionej wokół rządu Bidena nie był przygotowany do wykorzystania tej sposobności.
Skrzyknąć herosów
I tak zmarnowano 6 miesięcy – okienko czasowe, w którym wojna była łatwiejsza do wygrania niż kiedykolwiek później (Snyder uważa, że jest wciąż bardzo możliwa do wygrania). W tym czasie Zachód szedł na pasku rosyjskiej propagandy, tocząc dyskusje o tym, jak na nią reagować. Dyskusje, które były „żałośnie publiczne”. Decyzje o tym, jaką broń wysyłać Ukraińcom, też były „żałośnie publiczne” – i poprzedzały je przecieki, które osłabiały efekt związany z dozbrajaniem Ukraińców.
Poza tym, zaznacza Snyder, „tę broń wysyłaliśmy w symbolicznej ilości i jakości – nie takich, które pozwoliłyby im [Ukraińcom] wygrać wojnę”. Zwłaszcza jeśli chodzi o systemy obrony powietrznej i broń dalekiego zasięgu.
Gdyby zamiast 10 czy 20 HIMARSÓW wysłano 100 czy 200, prawdopodobnie byłoby już po wojnie
Oczywiście to były decyzje rządu – jednak główną winą ponoszą tu media. Zachodnia opinia publiczna dyskutowała o zachodniej broni tak, jakby to była superbroń. Więc gdy wysyłano Ukraińcom 10 czy 15 Bradleyów, wszyscy – zwłaszcza Amerykanie – uważali, że robią coś wspaniałego. „Skrzykiwaliśmy Avengerów, jakby dzięki nim wszystko nagle miało się radykalnie odmienić”.
Magicy i kult superbroni
Snyder nie chce krytykować zachodniej broni, która w wielu przypadkach (np. systemy Patriot) jest świetna i szła na ukraiński front nierzadko prosto z półki. Chodzi mu tylko o podkreślenie, że Zachód z Amerykanami na czele otacza swoją broń czymś na kształt kultu.
Ludziom na zachód od Ukrainy wydaje się, że wysłanie 10 zachodnich czołgów będzie miało bardzo znaczące konsekwencje na froncie
„Kiedy doszło do ukraińskiej ofensywy wczesnym latem 2023 r. – wytyka Snyder – wmawialiśmy sobie, że my, na Zachodzie, jesteśmy magikami, jeśli chodzi o naszą broń, więc nawet mała jej ilość zrobi wielką różnicę. A potem, gdy okazało się, że to nie wystarczyło, uznaliśmy, że Ukraińcy robią coś źle – i nie wróciliśmy już do dyskusji o tym, czy trzeba wysłać 200 HIMARSÓW”.
Nie wróciliśmy do tej dyskusji, chociaż Ukraińcy udowodnili, że potrafią się sprawnie posługiwać nawet najbardziej zaawansowaną bronią.
Kafkowskie korowody trumpistów
Pozostaje trzeci filar amerykańskiego systemu, który zawiódł: legislacja. 20 kwietnia, po ponad półrocznej politycznej wojnie domowej, zatwierdzono w Kongresie 61-miliardową pomoc USA dla walczącej Ukrainy. Poprzednią transzę wsparcia dla tego kraju „klepnięto”… ponad 470 dni wcześniej.
To opłakany rezultat nieznacznej przewagi Republikanów w Kongresie, z których wielu ma własne – bardzo osobliwe – wyobrażenie na temat tego, na czym polegają amerykańskie interesy w Ukrainie. W tym gronie bardzo żywotna i dobrze zorganizowana jest frakcja putinistów.
Pracuje ona z mozołem na rzecz kampanii prezydenckiej Donalda Trumpa, która to kampania tym bardziej puchnie i prosperuje, im bardziej bezproduktywnie toczą się w USA sprawy ukraińskie. To dlatego rzeczywistość w Kongresie przed niedawnym zatwierdzeniem pomocy dla Kijowa przypominała korowody absurdalnej kafkowskiej biurokracji, dopinającej do pomocy Ukrainie rzeczy kompletnie z nią niezwiązane (mur na granicy z Meksykiem, Izrael, Tajwan).
Przekleństwo opieszałych
Jak brzmi wniosek z analizy działania trzech wymienionych, dysfunkcyjnych w przypadku sprawy ukraińskiej, gałęzi amerykańskiej władzy (technologicznej, wykonawczej i legislacyjnej)?
„Stworzyliśmy sprzężenie – mówi Snyder. – Jeśli jesteś powolny, nie czujesz, byś robił cokolwiek. Kiedy jesteś powolny, tracisz poczucie odpowiedzialności – bo nie tkwisz w sercu ważnych zdarzeń. Kiedy jesteś powolny, szukasz wymówek. Kiedy jesteś powolny, stajesz się trudniej osiągalny dla innych”.
Ameryka jest powolna. Zachód jest powolny.
Bardzo ciężko jest być Ukraińcem, wiedzieć, że twoi najlepsi bracia codziennie giną na froncie – i słyszeć od ludzi w Waszyngtonie: „To normalne [opóźnienie], bo o tej porze roku w Kongresie zawsze są wakacje”
To z kolei prowadzi według Snydera do konstatacji, że Ukraińcom trudno komunikować się z ludźmi Zachodu – a tym drugim ciężko słuchać Ukraińców, skoro traktują własną opieszałość jako coś normalnego. W takiej perspektywie sposób, w jaki Ukraińcy żyją dzień po dniu, staje się dla ludzi Zachodu czymś nienormalnym i niezrozumiałym.
Katastrofalne skutki powolności
Co z tego wszystkiego wynika?
Jeśli sprawy przybiorą zły obrót, to będzie wina naszej powolności, inercji, nic nierobienia. Jeśli dojdzie do zapaści, stracimy bardzo dużo, stanie się to bardzo szybko – i będzie to coś na kształt ludobójstwa w Ukrainie. To będzie potężne uderzenie w międzynarodowy porządek prawny (o ile inwazja Rosjan się powiedzie). Model Unii Europejskiej zostanie poważnie zakwestionowany (o ile w ogóle nie podważony). Natomiast Ukraina nie będzie już realizowała misji NATO.
A to rodzi pytanie: Kto będzie tę misję realizował?
Możemy też oczekiwać rozprzestrzenienia się broni nuklearnej na świecie i prawdopodobnej wielkiej wojny na Dalekim Wschodzie
Jednak to nie wszystko. Następną rzeczą, która w razie porażki Ukrainy legnie w gruzach, będzie reputacja Ameryki.
Najtrudniejszy test
Nawet jeśli (niektórzy?) Amerykanie przekonują samych siebie, że Ukraina jest nieistotna, ludzie we wszystkich zakątkach globu patrzą teraz na to, co dzieje się w tym kraju, jak na „niewiarygodnie łatwy test dla USA” – ocenia Snyder.
Niewiarygodnie łatwy, bo Ameryka nie musi wysyłać na wojnę z Rosją swoich żołnierzy. Niewiarygodnie łatwy, bo pieniądze potrzebne do zaliczenia tego testu to przy prawdziwych kosztach podobnego wyzwania drobniaki. Niewiarygodnie łatwy, bo z ideologicznego punktu widzenia ta wojna dotyczy wartości, o której Ameryka od dawna mówi, że jest jej sercu najbliższa: demokracji – zagrożonej bezpośrednio i śmiertelnie.
„Jeśli nie jesteśmy w stanie zaliczyć testu, który w oczach naszych sojuszników, ale też wrogów, jest niewiarygodnie łatwy, nie możemy oczekiwać od jednych czy drugich, że uwierzą, że bylibyśmy w stanie zdać trudniejszy test w przyszłości – konstatuje Timothy Snyder.
I jeszcze jedno: nawet jeśli Ukraina przegra, to nie znaczy, że zniknie
To oznacza tylko tyle, że jej niezwykle doświadczeni i waleczni żołnierze zostaną siłą wcieleni do sił rosyjskich. Oznacza to także, że technologie, które Ukraina samodzielnie opracowała, technologie, które w obliczu przyszłej chińskiej inwazji bardzo przydałyby się np. Tajwanowi – trafią do Rosji i do Chin.
Co będziemy mieli
Oznacza to także, że ukraińskie rolnictwo, które jest trzecim czy czwartym najważniejszym rolnictwem na świecie, będzie kontrolowane przez Rosję.
Zasoby Ukrainy, także jej zasoby ludzkie, zostaną przeorientowane w przeciwnym niż obecnie kierunku.
Co będziemy wtedy mieli?
Rosję, która wygra wojnę i uzna, że zasady nie mają znaczenia.
Rosję, która zdobędzie ogrom nowych zasobów.
Rosję, która dowiedzie, że nie ma powodów, by traktować Amerykę poważnie.
Jeśli pozwolimy Rosji przejąć kontrolę nad Ukrainą, to będzie to już zupełnie inna Rosja. Zupełnie inna Ukraina. Zupełnie inna Europa. Zupełnie inny świat.
Nie wszystko stracone
Ukraina może wygrać tę wojnę – uważa Snyder. – Choćby z tego względu, że potencjał ekonomiczny jej sojuszników jest 250 razy większy niż moce jej zniszczonej przez Rosjan gospodarki. A to oznacza, że do zwycięstwa potrzebuje zaledwie drobnej, niewiele znaczącej cząstki zasobów ekonomicznych jej bogatych sojuszników.
Maria Górska: 23 kwietnia 2024 roku Senat Stanów Zjednoczonych zagłosował za pakietem pomocy wojskowej i finansowej dla Ukrainy o wartości prawie 61 miliardów dolarów. 24 kwietnia Joe Biden podpisał ustawę, która to umożliwia. Jak ważne jest to wsparcie dla ukraińskiej armii i Ukrainy?
Paweł Kowal: Przede wszystkim ta pomoc ma znaczenie taktyczne, ponieważ jeśli broń zostanie dostarczona na Ukrainę na czas, mamy wielką nadzieję, że Putin nie posunie się naprzód, nie przełamie linii frontu i nie dojdzie do katastrofy.
Strategiczne znaczenie ma coś innego: ten pakiet pomocowy daje nam czas na wyprodukowanie większej ilości broni i przygotowanie się do wojny w drugiej połowie tego roku i w przyszłym. Musimy o tym myśleć. W zeszłym roku ktoś nie skalkulował i nie przygotowywał się po tej stronie frontu, choć jest ona bardzo dobrze przygotowana pod względem technologii informatycznych i innych aspektów. Sam to widziałem, gdy byłem na froncie i zrobiło to na mnie wrażenie.
Mam nadzieję, że nie będzie więcej problemów z amunicją. Teraz prawdopodobnie będziemy w stanie powstrzymać Putina
Rosja nie pójdzie dalej na Zachód, a Ukraińcy mają szansę utrzymać linię frontu. W międzyczasie dostarczamy Ukraińcom broń. Pierwszy element to obrona powietrzna, bardzo ważny element. Drugim jest sprzęt do rozminowywania. W zeszłym roku bardzo go brakowało. Mówię o trałowcach, które zapewnią bezpieczeństwo na Morzu Czarnym. Trzeci element to rakiety, które mogą uderzać w cele na terytorium Rosji kilkaset kilometrów od linii frontu..
Tydzień przed, ale też w trakcie podejmowania decyzji w Kongresie, a następnie w Senacie, był Pan w Waszyngtonie z wizytą dyplomatyczną. Jak to wszystko wyglądało od środka? Co było decydujące?
Na tę decyzję wpłynęły dwa, a może trzy główne elementy. Pierwszym moim zdaniem było napięcie wśród europejskich sojuszników Stanów Zjednoczonych. Nagle okazało się, że Stany Zjednoczone, które były przyzwyczajone do bycia pierwszymi we wszystkim, nie odgrywają najważniejszej roli w pomocy Ukrainie. Amerykańska pomoc wojskowa jest nadal porównywalna z tą dostarczaną przez europejskich sojuszników, ale pomoc humanitarna z Waszyngtonu jest znacznie mniejsza. Nagle wszyscy zobaczyli, że Stany Zjednoczone nie wykonują dobrej roboty w tym zakresie. Presja wywołana tweetem premiera Donalda Tuska zaczęła narastać. Nagle przyciągnął on Francuzów, Niemców, a następnie kraje nordyckie, Czesi również bardzo się zaangażowali. Wszyscy zaczęli wywierać presję na USA, mówiąc przewodniczącemu Izby Reprezentantów Mike’owi Johnsonowi: „Człowieku, możesz być Chamberlainem, ale możesz chcieć być Churchillem”. W końcu to Johnson mógł w mgnieniu oka wpuścić tego Putina – współczesnego Hitlera – do Europy.
Innym czynnikiem, jak sądzę, było sumienie. Rodzaj sumienia politycznego. Johnson uznał, że nie chce brać na siebie odpowiedzialności
Z pewnością tak było. I pojawił się następujący argument: „Ta broń i amunicja w ogóle będzie kupowana tutaj, w Stanach Zjednoczonych. Dlatego, jeśli nie zagłosujesz za tym, osłabisz przemysł obronny, produkcję, na przykład, w Alabamie”.
I wreszcie: ważnym argumentem była informacja o poważnym ryzyku przełamania linii frontu. Mówiły o tym dane wywiadowcze, które do nas docierały. Było to szeroko dyskutowane w Stanach Zjednoczonych, w Waszyngtonie i ostatecznie zostało przekazane przywódcom Kongresu.
Ukraina otrzyma od Stanów Zjednoczonych rakiety dalekiego zasięgu ATACMS. Czy będzie to wystarczający argument i przykład dla kanclerza Niemiec Olafa Scholza, aby ostatecznie dostarczyć Kijowowi pociski manewrujące Taurus?
Spójrzmy na dynamikę sytuacji. Dziś nie jest to możliwe, ale za dwa, trzy tygodnie prawdopodobnie przekonamy się, że już jest. Tak było z czołgami i tak jest teraz z amerykańskim pakietem pomocowym. W naturze wojny leży to, że kraje powoli podejmują decyzje, ale w końcu to robią. Jestem pewien, że Niemcy również się przyłączą.
W Bundestagu przypuszczają, że ten pakiet pomocowy od USA może być ostatnim dla Ukrainy w dającej się przewidzieć przyszłości. Eksperci twierdzą, że jest ważny, ale nie będzie przełomem, a sytuacja może się tylko pogorszyć. Co możemy powiedzieć krytykom i pesymistom?
A co możemy powiedzieć o przyszłości? Każdy pakiet może być ostatnim – albo pierwszym z wielu. Naprawdę nie wiem, dlaczego ludzie uważają ten pakiet za ostatni. Co mogę na to odpowiedzieć? Nie bądź pesymistą, działaj po swojemu. Jeśli są to politycy, publicyści, liderzy opinii, to niech każdy robi to, co ma teraz do zrobienia. Ta wojna to wyzwanie Putina dla całego Zachodu. My pomagamy Ukrainie, ale przede wszystkim pomagamy sobie.
Bronimy Zachodu, bronimy naszych wartości, naszej cywilizacji przed Putinem. To wystarczająco poważne argumenty
Ukraińscy eksperci wojskowi twierdzą, że mając wystarczającą ilość broni, Ukraina będzie w stanie rozpocząć kontrofensywę tego lata, by wyzwolić swoje terytoria od rosyjskich najeźdźców. Jednocześnie zachodni eksperci twierdzą, że jesienią, a być może już latem tego roku Putin będzie próbował przełamać front i zdobyć Charków. Według Amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną takie plany potwierdzają ostatnie wypowiedzi rosyjskiego ministra Ławrowa. Od czego zależy rozwój wydarzeń?
Od tego, kto jest lepiej przygotowany i jak zmotywowani są sojusznicy. Jeśli chodzi o Ukrainę, Kijów musi się zmobilizować. Nikt nie może w tym zastąpić państwa ukraińskiego. Nie ma wielu sposobów, aby pomóc. Są one minimalne. Zachód musi jednak dostarczyć amunicję na czas. Bez tego nie ma o czym mówić.
23 kwietnia ukraińskie placówki dyplomatyczne zaprzestały świadczenia usług konsularnych ukraińskim mężczyznom w wieku poborowym. Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że Polska jest gotowa pomóc Ukrainie w powrocie poborowych. Nie sprecyzował jednak, jak to zrobi. Litewski minister obrony Laurinas Kasciunas wyjaśnia, że może to obejmować ograniczenia dotyczące świadczeń socjalnych, pozwoleń na pracę i innych dokumentów. Litwa czeka jednak na ruch Polski. Jak będzie wyglądać polska inicjatywa?
Niektóre rzeczy prawdopodobnie będziemy w stanie zrobić. Chciałbym jednak uniknąć jednego nieporozumienia. Kwestia mobilizacji jest zawsze sprawą konkretnego kraju, jego suwerenności. Dlatego inne kraje mogą pomóc, ale nie mogą przekroczyć pewnej granicy, za którą jest wszystko, co dotyczy samego państwa ukraińskiego. Powinny to robić przede wszystkim ukraińskie instytucje. I nie chciałbym, abyśmy przesunęli granice tak daleko, by powstało wrażenie, że to inne kraje są odpowiedzialne za mobilizację w Ukrainie.
Zgadzam się z Panem, ale Ukraina podjęła już kluczowy krok i wprowadziła ograniczenia. Teraz mężczyźni w wieku 18-60 lat nie mogą otrzymać paszportu za granicą. Jakie symetryczne kroki może podjąć Polska, by pomóc Ukrainie sprowadzić dorosłych mężczyzn, którzy podlegają obowiązkowi służby wojskowej, do ochrony granic europejskich?
Być może powinny to być kroki związane z deklarowaniem ich statusu w obronie, udziału w obronie Ukrainy, w różnych procedurach. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale chcę, żeby to było jasne: to jest sprawa państwa ukraińskiego.
My możemy w tym trochę pomóc – i będziemy pomagać. Jednak nie możemy przekroczyć pewnej granicy choćby z powodów psychologicznych
Rosja atakuje infrastrukturę energetyczną Ukrainy, nie czekając na chłody. Politico pisze o perspektywach dla projektów zielonej energii w Ukrainie. Stwierdza, że to dla nas dobre rozwiązanie, ponieważ obiekty wykorzystujące energię słoneczną i wiatrową, ze względu na ich rozproszoną lokalizację i niewielkie rozmiary, są trudniejszymi celami dla rosyjskich rakiet. Czy polska Rada ds. Współpracy z Ukrainą widzi tu na jakieś rozwiązania?
Kwestie energetyczne są jednym z kluczowych obszarów naszej pracy. Dotyczy to również dostosowania Ukrainy do wymagań UE. Oczywiście Zielony Ład jest dziś krytykowany, ale to nie tylko kwestia rolnictwa. To także kwestia energii i efektywności energetycznej w miastach. Wszystko to będzie omawiane podczas negocjacji akcesyjnych. I to wszystko będzie również związane z planem odbudowy, w którym nie mówimy o odbudowie jeden do jednego, aby przywrócić wszystko tak, jak było przed wojną. Jeśli mówimy o energetyce, to również o rozsądnej konsumpcji i wykorzystaniu zielonej energii. No i o niezależności od Rosji.
Oczekujemy więc zarówno polskiego biznesu, jak polskich inwestorów w Ukrainie!
Nie tylko inwestorów, ale także inwestycji publicznych. To dużo pieniędzy, które przyjdą do was po wojnie i które będą częścią międzynarodowych struktur finansowych.
Najtrudniejszą rzeczą jest jednak to, że nie możemy czekać z odbudową do końca wojny.
Niektóre rzeczy można odbudować już teraz. Jeśli mówimy o odbudowie po wielkiej wojnie, to jest to twórczy proces, ponieważ na przykład zmienia się struktura populacji – większość ludzi mieszka teraz w zupełnie innych miejscach, przeprowadza się z powodu wojny i wielu z nich nie chce wracać do starych miejsc. Kraje nigdy nie są odbudowywane tak, by wyglądały, jak wcześniej. Dzielnice mieszkaniowe powinny być odbudowywane przy użyciu technologii, które zapewniają przyjazne dla środowiska podejście do energii.
I myślimy o takich decyzjach już teraz!
Są już konkretne założenia dotyczące, jak to będzie wyglądało po wojnie.
1 maja ma dojść do spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z premierem Donaldem Tuskiem. Tematem rozmowy będzie rozmieszczenie broni jądrowej w Polsce w ramach NATO-wskiego programu Nuclear Sharing. Podczas wizyty w Warszawie 23 kwietnia sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział, że Sojusz nie planuje rozszerzenia strefy rozmieszczenia broni jądrowej. Czy Pana zdaniem Warszawa i Kijów potrzebują rozmieszczenia broni jądrowej w Polsce?
Mamy gorącą wewnętrzną debatę polityczną na ten temat. Prezydent ogłosił to publicznie bez konsultacji z rządem. Ten pomysł krąży oczywiście od dłuższego czasu wśród różnych ekspertów ds. bezpieczeństwa. Ma to sens, ale tylko pod pewnymi warunkami, w tym gotowości USA do podjęcia takiego kroku. Na razie reakcje są bardzo powściągliwe. Polski prezydent bardzo się pospieszył z tą propozycją, a teraz okazuje się, że został na lodzie, bo nie otrzymał wyraźnego poparcia Zachodu.
Nie oceniam teraz, czy był to dobry, czy zły pomysł. Po prostu musimy się zastanowić, jak i co komu komunikujemy. I nie biec z tymi pomysłami prosto do prasy
23 kwietnia Parlament Europejski poparł przedłużenie o rok umowy o bezcłowym handlu żywnością z Ukrainą, która zapewnia dodatkowe gwarancje ochrony europejskich rolników. Czy polscy rolnicy są zadowoleni z tej decyzji? I czy oznacza to, że nie będzie już blokad polskich dróg?
Omówiono pewne elementy, pewne rozwiązania związane z uprawą roli i nawozami oraz pewne ograniczenia w stosowaniu zasad Zielonego Ładu w rolnictwie. Ale nie wszystko. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to za mało. Ale ogólnie rzecz biorąc, zmierzamy w kierunku wspólnej wizji w Europie. Istnieją interesy Hiszpanii, Portugalii, Francji, Włoch, nasze i wielu innych krajów. Musimy spojrzeć na to wszystko razem i zrozumieć, gdzie jest miejsce na kompromis. Mogę tylko zagwarantować, że będziemy chronić naszych producentów.
Ukraina również będzie chronić swoich producentów, gdy dołączy do UE. To jest alfabet europejskiej polityki. Nikt w UE nigdy nie postąpi inaczej, ponieważ natychmiast straciłby władzę w swoim kraju
22 kwietnia Parlament Europejski spotkał się po raz ostatni w tym składzie na sesji plenarnej przed zbliżającymi się wyborami w czerwcu. Jakie wnioski?
Przede wszystkim ten, że następne wybory do Parlamentu Europejskiego, za 5 lat, mogą odbyć się z udziałem ukraińskich kandydatów! Maksymalnie za 10 lat – wszystko zależy od tego, jak potoczą się negocjacje. Ukraina powinna mieć własne miejsca w Parlamencie Europejskim. Jestem również zwolennikiem podziału miejsc w różnych innych organach, takich jak Komitet Regionów. Myślę, że w niedalekiej przyszłości Parlament Europejski powinien mieć obserwatorów z Ukrainy. Polska miała kiedyś taką procedurę.
Mówiąc o roli Parlamentu Europejskiego w czasie wojny chciałbym podkreślić zasługi przewodniczącej Roberty Metsoli, która była bardzo zaangażowana w sprawę ukraińską. Władze europejskie obecnej kadencji były generalnie znakomite. Często z podziwem i sympatią patrzyłem na działania Ursuli von der Leyen, a także pani Metsoli.
Jeśli chodzi o sam Parlament Europejski, to jest to dobra instytucja w wyważaniu drzwi. To taran, awangarda polityki, która toruje Ukrainie drogę, jeśli chodzi o pomoc wojskową, rozszerzenie i negocjacje akcesyjne.
Czego Polska spodziewa się po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego?
Po polskiej stronie jest zespół dobrze przygotowanych kandydatów, silnych graczy – i to wygląda pozytywnie. Niepokojące są natomiast próby wpływania na wybory unijne przez Rosję. Sam sobie obiecuję, że będę kontrolował tę kampanię wyborczą i chronił ją przed trollami, botami i próbami dyskredytowania polityków, którzy krytykują Rosję. Najprawdopodobniej wkrótce będzie tego więcej i na pewno wyjdzie to na jaw.
Ale dobrze, że władze UE już to zauważyły i mówią: „Będziemy chronić się przed wpływaniem Rosji na wybory”
Na koniec parę słów o rosyjskich wpływach w kontekście wydarzeń w Gruzji. Gruzińskie reformy prezydenta Micheila Saakaszwilego były przykładem dla Ukrainy. Ale to, co dzieje się teraz, można nazwać przejściem od demokracji w objęcia Rosji. Co może Pan o tym powiedzieć?
Badania opinii publicznej pokazują, że Gruzja jest nadal jednym z najbardziej proeuropejskich społeczeństw. Społeczeństw, a nie państw, ponieważ gruziński rząd jest bardzo podzielony. W kraju zwycięża trend dokręcania śruby i przyjmowania rozwiązań stosowanych przez Putina. Przywódca Kremla obawia się, że Gruzja pójdzie w kierunku rewolucji, jakichś poważnych zmian politycznych, i wywiera presję na Iwaniszwilego i gruzińskie władze, by wywierały presję na społeczeństwo obywatelskie. Ale, jak wiadomo, im mocniej ktoś naciska, tym szybciej wywołuje to jakąś rewoltę. Więc jeśli nie teraz, to następnym razem Gruzja odniesie sukces.
Ta wojna to wyzwanie Putina dla całego Zachodu. Z pomocą USA prawdopodobnie będziemy w stanie powstrzymać Putina. Nie pójdzie dalej na Zachód, a Ukraińcy mają szansę utrzymać linię frontu. Jeśli dostarczymy im broń – mówi Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP, pełnomocnik rządu RP ds. odbudowy Ukrainy, w rozmowie z Marią Górską
Maria Górska: 23 kwietnia 2024 roku Senat Stanów Zjednoczonych zagłosował za pakietem pomocy wojskowej i finansowej dla Ukrainy o wartości prawie 61 miliardów dolarów. 24 kwietnia Joe Biden podpisał ustawę, która to umożliwia. Jak ważne jest to wsparcie dla ukraińskiej armii i Ukrainy?
Paweł Kowal: Przede wszystkim ta pomoc ma znaczenie taktyczne, ponieważ jeśli broń zostanie dostarczona na Ukrainę na czas, mamy wielką nadzieję, że Putin nie posunie się naprzód, nie przełamie linii frontu i nie dojdzie do katastrofy.
Strategiczne znaczenie ma coś innego: ten pakiet pomocowy daje nam czas na wyprodukowanie większej ilości broni i przygotowanie się do wojny w drugiej połowie tego roku i w przyszłym. Musimy o tym myśleć. W zeszłym roku ktoś nie skalkulował i nie przygotowywał się po tej stronie frontu, choć jest ona bardzo dobrze przygotowana pod względem technologii informatycznych i innych aspektów. Sam to widziałem, gdy byłem na froncie i zrobiło to na mnie wrażenie.
Mam nadzieję, że nie będzie więcej problemów z amunicją. Teraz prawdopodobnie będziemy w stanie powstrzymać Putina
Rosja nie pójdzie dalej na Zachód, a Ukraińcy mają szansę utrzymać linię frontu. W międzyczasie dostarczamy Ukraińcom broń. Pierwszy element to obrona powietrzna, bardzo ważny element. Drugim jest sprzęt do rozminowywania. W zeszłym roku bardzo go brakowało. Mówię o trałowcach, które zapewnią bezpieczeństwo na Morzu Czarnym. Trzeci element to rakiety, które mogą uderzać w cele na terytorium Rosji kilkaset kilometrów od linii frontu..
Tydzień przed, ale też w trakcie podejmowania decyzji w Kongresie, a następnie w Senacie, był Pan w Waszyngtonie z wizytą dyplomatyczną. Jak to wszystko wyglądało od środka? Co było decydujące?
Na tę decyzję wpłynęły dwa, a może trzy główne elementy. Pierwszym moim zdaniem było napięcie wśród europejskich sojuszników Stanów Zjednoczonych. Nagle okazało się, że Stany Zjednoczone, które były przyzwyczajone do bycia pierwszymi we wszystkim, nie odgrywają najważniejszej roli w pomocy Ukrainie. Amerykańska pomoc wojskowa jest nadal porównywalna z tą dostarczaną przez europejskich sojuszników, ale pomoc humanitarna z Waszyngtonu jest znacznie mniejsza. Nagle wszyscy zobaczyli, że Stany Zjednoczone nie wykonują dobrej roboty w tym zakresie. Presja wywołana tweetem premiera Donalda Tuska zaczęła narastać. Nagle przyciągnął on Francuzów, Niemców, a następnie kraje nordyckie, Czesi również bardzo się zaangażowali. Wszyscy zaczęli wywierać presję na USA, mówiąc przewodniczącemu Izby Reprezentantów Mike’owi Johnsonowi: „Człowieku, możesz być Chamberlainem, ale możesz chcieć być Churchillem”. W końcu to Johnson mógł w mgnieniu oka wpuścić tego Putina – współczesnego Hitlera – do Europy.
Innym czynnikiem, jak sądzę, było sumienie. Rodzaj sumienia politycznego. Johnson uznał, że nie chce brać na siebie odpowiedzialności
Z pewnością tak było. I pojawił się następujący argument: „Ta broń i amunicja w ogóle będzie kupowana tutaj, w Stanach Zjednoczonych. Dlatego, jeśli nie zagłosujesz za tym, osłabisz przemysł obronny, produkcję, na przykład, w Alabamie”.
I wreszcie: ważnym argumentem była informacja o poważnym ryzyku przełamania linii frontu. Mówiły o tym dane wywiadowcze, które do nas docierały. Było to szeroko dyskutowane w Stanach Zjednoczonych, w Waszyngtonie i ostatecznie zostało przekazane przywódcom Kongresu.
Ukraina otrzyma od Stanów Zjednoczonych rakiety dalekiego zasięgu ATACMS. Czy będzie to wystarczający argument i przykład dla kanclerza Niemiec Olafa Scholza, aby ostatecznie dostarczyć Kijowowi pociski manewrujące Taurus?
Spójrzmy na dynamikę sytuacji. Dziś nie jest to możliwe, ale za dwa, trzy tygodnie prawdopodobnie przekonamy się, że już jest. Tak było z czołgami i tak jest teraz z amerykańskim pakietem pomocowym. W naturze wojny leży to, że kraje powoli podejmują decyzje, ale w końcu to robią. Jestem pewien, że Niemcy również się przyłączą.
W Bundestagu przypuszczają, że ten pakiet pomocowy od USA może być ostatnim dla Ukrainy w dającej się przewidzieć przyszłości. Eksperci twierdzą, że jest ważny, ale nie będzie przełomem, a sytuacja może się tylko pogorszyć. Co możemy powiedzieć krytykom i pesymistom?
A co możemy powiedzieć o przyszłości? Każdy pakiet może być ostatnim – albo pierwszym z wielu. Naprawdę nie wiem, dlaczego ludzie uważają ten pakiet za ostatni. Co mogę na to odpowiedzieć? Nie bądź pesymistą, działaj po swojemu. Jeśli są to politycy, publicyści, liderzy opinii, to niech każdy robi to, co ma teraz do zrobienia. Ta wojna to wyzwanie Putina dla całego Zachodu. My pomagamy Ukrainie, ale przede wszystkim pomagamy sobie.
Bronimy Zachodu, bronimy naszych wartości, naszej cywilizacji przed Putinem. To wystarczająco poważne argumenty
Ukraińscy eksperci wojskowi twierdzą, że mając wystarczającą ilość broni, Ukraina będzie w stanie rozpocząć kontrofensywę tego lata, by wyzwolić swoje terytoria od rosyjskich najeźdźców. Jednocześnie zachodni eksperci twierdzą, że jesienią, a być może już latem tego roku Putin będzie próbował przełamać front i zdobyć Charków. Według Amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną takie plany potwierdzają ostatnie wypowiedzi rosyjskiego ministra Ławrowa. Od czego zależy rozwój wydarzeń?
Od tego, kto jest lepiej przygotowany i jak zmotywowani są sojusznicy. Jeśli chodzi o Ukrainę, Kijów musi się zmobilizować. Nikt nie może w tym zastąpić państwa ukraińskiego. Nie ma wielu sposobów, aby pomóc. Są one minimalne. Zachód musi jednak dostarczyć amunicję na czas. Bez tego nie ma o czym mówić.
23 kwietnia ukraińskie placówki dyplomatyczne zaprzestały świadczenia usług konsularnych ukraińskim mężczyznom w wieku poborowym. Minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że Polska jest gotowa pomóc Ukrainie w powrocie poborowych. Nie sprecyzował jednak, jak to zrobi. Litewski minister obrony Laurinas Kasciunas wyjaśnia, że może to obejmować ograniczenia dotyczące świadczeń socjalnych, pozwoleń na pracę i innych dokumentów. Litwa czeka jednak na ruch Polski. Jak będzie wyglądać polska inicjatywa?
Niektóre rzeczy prawdopodobnie będziemy w stanie zrobić. Chciałbym jednak uniknąć jednego nieporozumienia. Kwestia mobilizacji jest zawsze sprawą konkretnego kraju, jego suwerenności. Dlatego inne kraje mogą pomóc, ale nie mogą przekroczyć pewnej granicy, za którą jest wszystko, co dotyczy samego państwa ukraińskiego. Powinny to robić przede wszystkim ukraińskie instytucje. I nie chciałbym, abyśmy przesunęli granice tak daleko, by powstało wrażenie, że to inne kraje są odpowiedzialne za mobilizację w Ukrainie.
Zgadzam się z Panem, ale Ukraina podjęła już kluczowy krok i wprowadziła ograniczenia. Teraz mężczyźni w wieku 18-60 lat nie mogą otrzymać paszportu za granicą. Jakie symetryczne kroki może podjąć Polska, by pomóc Ukrainie sprowadzić dorosłych mężczyzn, którzy podlegają obowiązkowi służby wojskowej, do ochrony granic europejskich?
Być może powinny to być kroki związane z deklarowaniem ich statusu w obronie, udziału w obronie Ukrainy, w różnych procedurach. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale chcę, żeby to było jasne: to jest sprawa państwa ukraińskiego.
My możemy w tym trochę pomóc – i będziemy pomagać. Jednak nie możemy przekroczyć pewnej granicy choćby z powodów psychologicznych
Rosja atakuje infrastrukturę energetyczną Ukrainy, nie czekając na chłody. Politico pisze o perspektywach dla projektów zielonej energii w Ukrainie. Stwierdza, że to dla nas dobre rozwiązanie, ponieważ obiekty wykorzystujące energię słoneczną i wiatrową, ze względu na ich rozproszoną lokalizację i niewielkie rozmiary, są trudniejszymi celami dla rosyjskich rakiet. Czy polska Rada ds. Współpracy z Ukrainą widzi tu na jakieś rozwiązania?
Kwestie energetyczne są jednym z kluczowych obszarów naszej pracy. Dotyczy to również dostosowania Ukrainy do wymagań UE. Oczywiście Zielony Ład jest dziś krytykowany, ale to nie tylko kwestia rolnictwa. To także kwestia energii i efektywności energetycznej w miastach. Wszystko to będzie omawiane podczas negocjacji akcesyjnych. I to wszystko będzie również związane z planem odbudowy, w którym nie mówimy o odbudowie jeden do jednego, aby przywrócić wszystko tak, jak było przed wojną. Jeśli mówimy o energetyce, to również o rozsądnej konsumpcji i wykorzystaniu zielonej energii. No i o niezależności od Rosji.
Oczekujemy więc zarówno polskiego biznesu, jak polskich inwestorów w Ukrainie!
Nie tylko inwestorów, ale także inwestycji publicznych. To dużo pieniędzy, które przyjdą do was po wojnie i które będą częścią międzynarodowych struktur finansowych.
Najtrudniejszą rzeczą jest jednak to, że nie możemy czekać z odbudową do końca wojny.
Niektóre rzeczy można odbudować już teraz. Jeśli mówimy o odbudowie po wielkiej wojnie, to jest to twórczy proces, ponieważ na przykład zmienia się struktura populacji – większość ludzi mieszka teraz w zupełnie innych miejscach, przeprowadza się z powodu wojny i wielu z nich nie chce wracać do starych miejsc. Kraje nigdy nie są odbudowywane tak, by wyglądały, jak wcześniej. Dzielnice mieszkaniowe powinny być odbudowywane przy użyciu technologii, które zapewniają przyjazne dla środowiska podejście do energii.
I myślimy o takich decyzjach już teraz!
Są już konkretne założenia dotyczące, jak to będzie wyglądało po wojnie.
1 maja ma dojść do spotkania prezydenta Andrzeja Dudy z premierem Donaldem Tuskiem. Tematem rozmowy będzie rozmieszczenie broni jądrowej w Polsce w ramach NATO-wskiego programu Nuclear Sharing. Podczas wizyty w Warszawie 23 kwietnia sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział, że Sojusz nie planuje rozszerzenia strefy rozmieszczenia broni jądrowej. Czy Pana zdaniem Warszawa i Kijów potrzebują rozmieszczenia broni jądrowej w Polsce?
Mamy gorącą wewnętrzną debatę polityczną na ten temat. Prezydent ogłosił to publicznie bez konsultacji z rządem. Ten pomysł krąży oczywiście od dłuższego czasu wśród różnych ekspertów ds. bezpieczeństwa. Ma to sens, ale tylko pod pewnymi warunkami, w tym gotowości USA do podjęcia takiego kroku. Na razie reakcje są bardzo powściągliwe. Polski prezydent bardzo się pospieszył z tą propozycją, a teraz okazuje się, że został na lodzie, bo nie otrzymał wyraźnego poparcia Zachodu.
Nie oceniam teraz, czy był to dobry, czy zły pomysł. Po prostu musimy się zastanowić, jak i co komu komunikujemy. I nie biec z tymi pomysłami prosto do prasy
23 kwietnia Parlament Europejski poparł przedłużenie o rok umowy o bezcłowym handlu żywnością z Ukrainą, która zapewnia dodatkowe gwarancje ochrony europejskich rolników. Czy polscy rolnicy są zadowoleni z tej decyzji? I czy oznacza to, że nie będzie już blokad polskich dróg?
Omówiono pewne elementy, pewne rozwiązania związane z uprawą roli i nawozami oraz pewne ograniczenia w stosowaniu zasad Zielonego Ładu w rolnictwie. Ale nie wszystko. Zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że to za mało. Ale ogólnie rzecz biorąc, zmierzamy w kierunku wspólnej wizji w Europie. Istnieją interesy Hiszpanii, Portugalii, Francji, Włoch, nasze i wielu innych krajów. Musimy spojrzeć na to wszystko razem i zrozumieć, gdzie jest miejsce na kompromis. Mogę tylko zagwarantować, że będziemy chronić naszych producentów.
Ukraina również będzie chronić swoich producentów, gdy dołączy do UE. To jest alfabet europejskiej polityki. Nikt w UE nigdy nie postąpi inaczej, ponieważ natychmiast straciłby władzę w swoim kraju
22 kwietnia Parlament Europejski spotkał się po raz ostatni w tym składzie na sesji plenarnej przed zbliżającymi się wyborami w czerwcu. Jakie wnioski?
Przede wszystkim ten, że następne wybory do Parlamentu Europejskiego, za 5 lat, mogą odbyć się z udziałem ukraińskich kandydatów! Maksymalnie za 10 lat – wszystko zależy od tego, jak potoczą się negocjacje. Ukraina powinna mieć własne miejsca w Parlamencie Europejskim. Jestem również zwolennikiem podziału miejsc w różnych innych organach, takich jak Komitet Regionów. Myślę, że w niedalekiej przyszłości Parlament Europejski powinien mieć obserwatorów z Ukrainy. Polska miała kiedyś taką procedurę.
Mówiąc o roli Parlamentu Europejskiego w czasie wojny chciałbym podkreślić zasługi przewodniczącej Roberty Metsoli, która była bardzo zaangażowana w sprawę ukraińską. Władze europejskie obecnej kadencji były generalnie znakomite. Często z podziwem i sympatią patrzyłem na działania Ursuli von der Leyen, a także pani Metsoli.
Jeśli chodzi o sam Parlament Europejski, to jest to dobra instytucja w wyważaniu drzwi. To taran, awangarda polityki, która toruje Ukrainie drogę, jeśli chodzi o pomoc wojskową, rozszerzenie i negocjacje akcesyjne.
Czego Polska spodziewa się po czerwcowych wyborach do Parlamentu Europejskiego?
Po polskiej stronie jest zespół dobrze przygotowanych kandydatów, silnych graczy – i to wygląda pozytywnie. Niepokojące są natomiast próby wpływania na wybory unijne przez Rosję. Sam sobie obiecuję, że będę kontrolował tę kampanię wyborczą i chronił ją przed trollami, botami i próbami dyskredytowania polityków, którzy krytykują Rosję. Najprawdopodobniej wkrótce będzie tego więcej i na pewno wyjdzie to na jaw.
Ale dobrze, że władze UE już to zauważyły i mówią: „Będziemy chronić się przed wpływaniem Rosji na wybory”
Na koniec parę słów o rosyjskich wpływach w kontekście wydarzeń w Gruzji. Gruzińskie reformy prezydenta Micheila Saakaszwilego były przykładem dla Ukrainy. Ale to, co dzieje się teraz, można nazwać przejściem od demokracji w objęcia Rosji. Co może Pan o tym powiedzieć?
Badania opinii publicznej pokazują, że Gruzja jest nadal jednym z najbardziej proeuropejskich społeczeństw. Społeczeństw, a nie państw, ponieważ gruziński rząd jest bardzo podzielony. W kraju zwycięża trend dokręcania śruby i przyjmowania rozwiązań stosowanych przez Putina. Przywódca Kremla obawia się, że Gruzja pójdzie w kierunku rewolucji, jakichś poważnych zmian politycznych, i wywiera presję na Iwaniszwilego i gruzińskie władze, by wywierały presję na społeczeństwo obywatelskie. Ale, jak wiadomo, im mocniej ktoś naciska, tym szybciej wywołuje to jakąś rewoltę. Więc jeśli nie teraz, to następnym razem Gruzja odniesie sukces.
Ma 32 lata i jest mistrzynią świata i Europy w trójboju siłowym. Przed wojną jej życie było wypełnione sportem, podróżami, wędrówkami – i miłością. Mąż Pawło był jej trenerem i mentorem. Zginął na wojnie w listopadzie 2022 roku. Kilka miesięcy później Oksana sama poszła na front.
Wciąż na ciebie czekam, chociaż znam prawdę/ Po prostu nie mogę zostawić wszystkiego za sobą/ Moje życie nie jest już moje, jest tylko nasze/ I bez względu na to, co się stanie, nie będę w stanie żyć inaczej
To fragment wiersza, który Oksana napisała po śmierci męża. Pisała wiersze już wcześniej i wszystkie dedykowała jemu.
– Mam ich całą książkę – mówi nam Oksana. – Przeżyliśmy razem pięć lat. Pawło był kulturystą. Kiedy się poznaliśmy – a stało się to na długo przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać – i on, i ja byliśmy w innych związkach. Kiedy byliśmy już wolni, przychodziłam na jego siłownię, żeby podszkolić się w crossficie. Któregoś dnia zaprosił mnie do kina, do którego długo nie byliśmy w stanie się wybrać z powodu naszych napiętych harmonogramów. Szybko przyszło silne uczucie.
Pawło nauczył mnie żyć pełnią życia
Oksana Wedmid: Przed nim skupiałam się wyłącznie na sporcie i treningach. Pokazał mi, że nic złego się nie stanie, jeśli trochę odpocznę. Razem zaczęliśmy podróżować, wędrować i wspinać się po górach. Kiedy zaczęła się inwazja, byliśmy na szczycie Howerli. Natychmiast zeszliśmy do najbliższej wioski, kupiliśmy bilety na pociąg i wróciliśmy do domu, do Dniepru.
Kateryna Kopaniewa: Mimo że większość ludzi ewakuowała się wtedy ze wschodnich i centralnych regionów do zachodnich...
Byłam gotowa iść na wojnę, ale Pawło się sprzeciwiał. Sam natomiast chciał dołączyć do lokalnej obrony terytorialnej, lecz nie został przyjęty – w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę było zbyt wielu chętnych. Zajął się więc wolontariatem, a ja kontynuowałam przygotowania do mistrzostw świata w trójboju siłowym..
Zostałaś wtedy mistrzynią świata. W mediach społecznościowych są filmy, na których podnosisz ukraińską flagę i płaczesz podczas ceremonii wręczenia nagród.
Chciałam, by świat usłyszał nasze wołanie o pomoc. Chociaż zostałam mistrzynią, w tamtym momencie to nie były łzy radości.
Latem mój mąż otrzymał wezwanie do wojska. Poszłam z nim do biura werbunkowego, mając nadzieję, że mnie też wezmą. Nie wzięli. A Pawło dostał nawet odroczenie, by pomóc mi przygotować się do mistrzostw Europy. Nie tracił jednak czasu na pomaganie: całkowicie zmienił swój trening, skupił się na wytrzymałości – przygotowywał się do służby. A po tym, jak zostałam mistrzynią Europy, poszedł na wojnę.
Podobno brał udział w wyzwoleniu Charkowa.
Tak, a konkretnie wyzwalał Izium. Był wtedy ze mną w codziennym kontakcie. Jak się później dowiedziałam, to było przed kontrofensywą. Pisał: „Przyjdę, kiedy przyjdę. Takie są okoliczności”. Później widziałam film, na którym on i chłopaki podnoszą ukraińską flagę w Iziumie.
Zginął w listopadzie. W obwodzie charkowskim, na samej granicy z Rosją. Był na misji jako zwiadowca. Wróg zaatakował ich pojazd i nikt nie przeżył... Krótko przed tym chcieli mu dać urlop, ale odmówił. Powiedział, że dopiero co był w domu i nie chce tak często jeździć tam i z powrotem. Dopiero teraz go rozumiem: trudno się przestawić z sytuacji wojennej na pokojową.
Rozmawialiśmy jeszcze rankiem tego dnia. A potem – pamiętam, byłam wtedy na ulicy – zadzwonił jego towarzysz broni. O mało nie zemdlałam.
Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej
Nie mogliśmy go pochować od razu – identyfikacja przez kod DNA trwała cztery miesiące. Pamiętam ten dziwny stan, kiedy wierzysz – i jednocześnie nie wierzysz w to, co się stało. Próbujesz odgrodzić się niewidzialnym murem, przekonać siebie, że nic się nie zmieniło, że on wciąż tam jest.
Po wybuchu wojny na pełną skalę często rozmawialiśmy o śmierci. Powtarzał: „Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej”. Zapewniał mnie, że dusza się odradza i że to, kim się będzie w następnym życiu, zależy od tego, jak dobrym się było. Jeśli to prawda, to jestem o niego spokojna.
Jak to się stało, że poszłaś na front?
Na początku chciałam nauczyć się pierwszej pomocy i choćby tego, jak trzymać karabin. Potrzebowałam czegoś do roboty, gdy czekaliśmy na te wyniki testów DNA. Poszłam na jeden kurs, potem na drugi. Wzięłam udział w czterech kursach dla młodych wojowników i zdobyłam szewron. To było odwrócenie uwagi, ulga.
Zdecydowałam się iść na wojnę nie dlatego, że chciałam się zemścić. Chciałam na nią iść już wcześniej
Pamiętam, jak Pawło powiedział mi: „Możesz iść na wojnę tylko wtedy, gdy ja zginę”. Więc teraz mam jego pozwolenie.
Przygotowując się do wyjazdu na wojnę, przygotowywałam się też do kolejnych zawodów i występowałam. Udało mi się nawet pojechać w góry. Sama, na trasę, którą kiedyś razem przeszliśmy. Myślałam, że tam będzie mi łatwiej, ale było tylko gorzej i szybko wróciłam. Przez znajomych dostałam się na rozmowę kwalifikacyjną do batalionu Ajdar i przyjęli mnie. Sam zasugerowałem dowódcy mój znak wywoławczy – „Kokarda”. Na uniwersytecie wołali na mnie „Ksenia Bantik”, bo grzywkę upinałam w kokardę.
Tu, na froncie, jest mi łatwiej
Przeszłam odpowiednie kursy, by zostać operatorką dronów, ale na początku przydzielono mnie do nasłuchu radiowego. Wcale tego nie chciałam. Robiłam to przez trzy miesiące, nieustannie przypominając dowódcy, że chcę iść na linię frontu. W końcu zostałam wysłuchana..
Jakie to jest zostać operatorką drona bez żadnego doświadczenia w tej dziedzinie? Jakie są twoje obowiązki?
To niełatwe, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej nie interesowałaś się czymś takim. Pierwsze kursy dronowe były dla mnie prawdziwym wyzwaniem, uczyłam się informacji na pamięć i oglądałam filmy instruktażowe setki razy.
Ale najlepiej uczyć się w praktyce. Na pierwszej linii frontu są niuanse, o których instruktorzy ci nie powiedzą. RPV, „mawiki”, „nietoperze” – w mojej pracy pożądana jest znajomość specyfiki każdego typu drona.
Do moich obowiązków należy sprawdzenie sprzętu przed akcją i praca z dronem w parze: jedno z nas jest przy konsoli, drugie wypuszcza drona, którym wysyłamy prezent do okupantów. Po 4-6 godzinach zastępuje nas kolejna para. Potem mamy trzy dni odpoczynku, ale mamy swoją rutynę. I trening, bez którego nie da się dobrze latać i trafiać w cel.
Sportowe doświadczenie i samodyscyplina pomagają mi to wszystko wytrzymać. Doświadczenie w pieszych wędrówkach pomogło mi szybko przyzwyczaić się do życia na wojnie. Na froncie można nie mieć możliwości umycia się przez długi czas, ale można się do tego przyzwyczaić.
Nie jestem z tych, co robią milion maseczek na twarz – mam jeden szampon na każdą okazję
Pamiętam swoją rozpacz, gdy w krytycznej sytuacji biegłam przez błoto z plecakiem ze sprzętem i nie mogłam wsiąść do samochodu – przez to moje metr pięćdziesiąt cztery wzrostu. Potem martwiłam się tym przez długi czas, ponieważ życie moich kolegów zależało od szybkości moich działań.
Jakich chwil nigdy nie zapomnisz?
Niedawno straciliśmy towarzysza. Biegliśmy z noszami ratować rannego kierowcę, gdy rozpoczął się ostrzał – wróg nieustannie ostrzeliwuje drogi ewakuacyjne. Facet, który chciał z nami iść, zginął. Powiedział, że chce się przydać. Takich rzeczy się nie zapomina. Tak samo jak momentów, kiedy budzą cię i mówią, że w naszą stronę jedzie kolumna rosyjskich czołgów. Na zawsze zapamiętam też dzień, w którym zniszczyliśmy z drona czołg wroga.
Czujesz strach?
Udaje mi się zachować spokój. Pewnego razu bardzo się przestraszyłam, gdy dowiedziałam się, że wroga dywersyjna grupa zwiadowcza weszła do sąsiedniego lasu i odcięła nasz punkt. Potem przez cały dzień trzymałam karabin szturmowy przy sobie. Kiedy wstąpiłam do wojska, próbowałam sobie wyobrazić, co czuł mój mąż w ostatnich sekundach swojego życia. Jak bym się czuła, gdyby to samo przydarzyło się mnie? Pracuję z dronami, dlatego teraz najbardziej boję się wrogich dronów. Wiem, jak precyzyjne są i kiedy słyszę ich charakterystyczny dźwięk, czuję niepokój.
A kiedy słyszysz ten dźwięk w Dnieprze, na wakacjach czy na rotacji?
W domu podczas alarmów lotniczych jestem dość ostrożna. Jeśli wiem, że latają drony lub rakiety, biorę kota i idę z nim za dwie ściany. Jednak brak nalotów martwi mnie jeszcze bardziej.
Kiedy rozlega się alarm, jest to już w jakiś sposób znajome. Cisza wydaje się czymś naprawdę niebezpiecznym
Kiedy wracam do domu, pierwszego dnia nie wiem, co robić. Normalny prysznic i czyste ubrania pomagają mi dojść do siebie. Bardzo kocham Dniepr, to moje rodzinne miasto, mój dom. Mój mąż i ja podróżowaliśmy do wielu krajów i za każdym razem byliśmy przekonani, że nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu. Tutaj wszystko jest twoje, jesteś u siebie. To jeden z powodów, dla których jestem teraz na pierwszej linii frontu: bronię mojego domu, w którym czuję się dobrze.
Są jeszcze jakieś powody?
Chcę kontynuować to, co zaczął mój mąż. Odnieść zwycięstwo, którego tak bardzo pragnął. Poza tym jako kobieta, która straciła ukochaną osobę, chcę, by jak najmniej osób przez coś takiego przechodziło.
Idę ulicą i widzę ból i cierpienie w oczach innych kobiet. Niektóre straciły mężów, inne synów, braci. Chcę, żeby to się skończyło. Walczę także dlatego, że na froncie jest mi łatwiej. W domu pochłonęłyby mnie moje myśli, tutaj po prostu nie mam na nie czasu.
Powiedziałeś kiedyś, że już nigdy nie będziesz w stanie poczuć zwycięstwa, bo straciłaś to, co najcenniejsze.
Dla mnie słowo „zwycięstwo” oznacza, że wszystko zostało osiągnięte. A tutaj się nie udało, bo jest za dużo żalu, za dużo strat. Tu nie będzie euforii. Będzie tylko ulga, że to się wreszcie skończyło.
Po deokupacji obwodu charkowskiego, w czym brał udział, Pawło często powtarzał, że chce iść do Bachmutu, by pomóc naszym chłopakom. Nigdy tam nie dotarł. Chociaż… w pewnym sensie dotarł: w końcu teraz ja tu walczę, a on zawsze jest ze mną” - mówi Oksana Wedmid pseudonim „Kokarda”, operatorka dronów na froncie, mistrzyni świata i Europy w trójboju siłowym
Ma 32 lata i jest mistrzynią świata i Europy w trójboju siłowym. Przed wojną jej życie było wypełnione sportem, podróżami, wędrówkami – i miłością. Mąż Pawło był jej trenerem i mentorem. Zginął na wojnie w listopadzie 2022 roku. Kilka miesięcy później Oksana sama poszła na front.
Wciąż na ciebie czekam, chociaż znam prawdę/ Po prostu nie mogę zostawić wszystkiego za sobą/ Moje życie nie jest już moje, jest tylko nasze/ I bez względu na to, co się stanie, nie będę w stanie żyć inaczej
To fragment wiersza, który Oksana napisała po śmierci męża. Pisała wiersze już wcześniej i wszystkie dedykowała jemu.
– Mam ich całą książkę – mówi nam Oksana. – Przeżyliśmy razem pięć lat. Pawło był kulturystą. Kiedy się poznaliśmy – a stało się to na długo przed tym, jak zaczęliśmy się spotykać – i on, i ja byliśmy w innych związkach. Kiedy byliśmy już wolni, przychodziłam na jego siłownię, żeby podszkolić się w crossficie. Któregoś dnia zaprosił mnie do kina, do którego długo nie byliśmy w stanie się wybrać z powodu naszych napiętych harmonogramów. Szybko przyszło silne uczucie.
Pawło nauczył mnie żyć pełnią życia
Oksana Wedmid: Przed nim skupiałam się wyłącznie na sporcie i treningach. Pokazał mi, że nic złego się nie stanie, jeśli trochę odpocznę. Razem zaczęliśmy podróżować, wędrować i wspinać się po górach. Kiedy zaczęła się inwazja, byliśmy na szczycie Howerli. Natychmiast zeszliśmy do najbliższej wioski, kupiliśmy bilety na pociąg i wróciliśmy do domu, do Dniepru.
Kateryna Kopaniewa: Mimo że większość ludzi ewakuowała się wtedy ze wschodnich i centralnych regionów do zachodnich...
Byłam gotowa iść na wojnę, ale Pawło się sprzeciwiał. Sam natomiast chciał dołączyć do lokalnej obrony terytorialnej, lecz nie został przyjęty – w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę było zbyt wielu chętnych. Zajął się więc wolontariatem, a ja kontynuowałam przygotowania do mistrzostw świata w trójboju siłowym..
Zostałaś wtedy mistrzynią świata. W mediach społecznościowych są filmy, na których podnosisz ukraińską flagę i płaczesz podczas ceremonii wręczenia nagród.
Chciałam, by świat usłyszał nasze wołanie o pomoc. Chociaż zostałam mistrzynią, w tamtym momencie to nie były łzy radości.
Latem mój mąż otrzymał wezwanie do wojska. Poszłam z nim do biura werbunkowego, mając nadzieję, że mnie też wezmą. Nie wzięli. A Pawło dostał nawet odroczenie, by pomóc mi przygotować się do mistrzostw Europy. Nie tracił jednak czasu na pomaganie: całkowicie zmienił swój trening, skupił się na wytrzymałości – przygotowywał się do służby. A po tym, jak zostałam mistrzynią Europy, poszedł na wojnę.
Podobno brał udział w wyzwoleniu Charkowa.
Tak, a konkretnie wyzwalał Izium. Był wtedy ze mną w codziennym kontakcie. Jak się później dowiedziałam, to było przed kontrofensywą. Pisał: „Przyjdę, kiedy przyjdę. Takie są okoliczności”. Później widziałam film, na którym on i chłopaki podnoszą ukraińską flagę w Iziumie.
Zginął w listopadzie. W obwodzie charkowskim, na samej granicy z Rosją. Był na misji jako zwiadowca. Wróg zaatakował ich pojazd i nikt nie przeżył... Krótko przed tym chcieli mu dać urlop, ale odmówił. Powiedział, że dopiero co był w domu i nie chce tak często jeździć tam i z powrotem. Dopiero teraz go rozumiem: trudno się przestawić z sytuacji wojennej na pokojową.
Rozmawialiśmy jeszcze rankiem tego dnia. A potem – pamiętam, byłam wtedy na ulicy – zadzwonił jego towarzysz broni. O mało nie zemdlałam.
Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej
Nie mogliśmy go pochować od razu – identyfikacja przez kod DNA trwała cztery miesiące. Pamiętam ten dziwny stan, kiedy wierzysz – i jednocześnie nie wierzysz w to, co się stało. Próbujesz odgrodzić się niewidzialnym murem, przekonać siebie, że nic się nie zmieniło, że on wciąż tam jest.
Po wybuchu wojny na pełną skalę często rozmawialiśmy o śmierci. Powtarzał: „Jeśli coś mi się stanie, możesz iść dalej”. Zapewniał mnie, że dusza się odradza i że to, kim się będzie w następnym życiu, zależy od tego, jak dobrym się było. Jeśli to prawda, to jestem o niego spokojna.
Jak to się stało, że poszłaś na front?
Na początku chciałam nauczyć się pierwszej pomocy i choćby tego, jak trzymać karabin. Potrzebowałam czegoś do roboty, gdy czekaliśmy na te wyniki testów DNA. Poszłam na jeden kurs, potem na drugi. Wzięłam udział w czterech kursach dla młodych wojowników i zdobyłam szewron. To było odwrócenie uwagi, ulga.
Zdecydowałam się iść na wojnę nie dlatego, że chciałam się zemścić. Chciałam na nią iść już wcześniej
Pamiętam, jak Pawło powiedział mi: „Możesz iść na wojnę tylko wtedy, gdy ja zginę”. Więc teraz mam jego pozwolenie.
Przygotowując się do wyjazdu na wojnę, przygotowywałam się też do kolejnych zawodów i występowałam. Udało mi się nawet pojechać w góry. Sama, na trasę, którą kiedyś razem przeszliśmy. Myślałam, że tam będzie mi łatwiej, ale było tylko gorzej i szybko wróciłam. Przez znajomych dostałam się na rozmowę kwalifikacyjną do batalionu Ajdar i przyjęli mnie. Sam zasugerowałem dowódcy mój znak wywoławczy – „Kokarda”. Na uniwersytecie wołali na mnie „Ksenia Bantik”, bo grzywkę upinałam w kokardę.
Tu, na froncie, jest mi łatwiej
Przeszłam odpowiednie kursy, by zostać operatorką dronów, ale na początku przydzielono mnie do nasłuchu radiowego. Wcale tego nie chciałam. Robiłam to przez trzy miesiące, nieustannie przypominając dowódcy, że chcę iść na linię frontu. W końcu zostałam wysłuchana..
Jakie to jest zostać operatorką drona bez żadnego doświadczenia w tej dziedzinie? Jakie są twoje obowiązki?
To niełatwe, zwłaszcza jeśli nigdy wcześniej nie interesowałaś się czymś takim. Pierwsze kursy dronowe były dla mnie prawdziwym wyzwaniem, uczyłam się informacji na pamięć i oglądałam filmy instruktażowe setki razy.
Ale najlepiej uczyć się w praktyce. Na pierwszej linii frontu są niuanse, o których instruktorzy ci nie powiedzą. RPV, „mawiki”, „nietoperze” – w mojej pracy pożądana jest znajomość specyfiki każdego typu drona.
Do moich obowiązków należy sprawdzenie sprzętu przed akcją i praca z dronem w parze: jedno z nas jest przy konsoli, drugie wypuszcza drona, którym wysyłamy prezent do okupantów. Po 4-6 godzinach zastępuje nas kolejna para. Potem mamy trzy dni odpoczynku, ale mamy swoją rutynę. I trening, bez którego nie da się dobrze latać i trafiać w cel.
Sportowe doświadczenie i samodyscyplina pomagają mi to wszystko wytrzymać. Doświadczenie w pieszych wędrówkach pomogło mi szybko przyzwyczaić się do życia na wojnie. Na froncie można nie mieć możliwości umycia się przez długi czas, ale można się do tego przyzwyczaić.
Nie jestem z tych, co robią milion maseczek na twarz – mam jeden szampon na każdą okazję
Pamiętam swoją rozpacz, gdy w krytycznej sytuacji biegłam przez błoto z plecakiem ze sprzętem i nie mogłam wsiąść do samochodu – przez to moje metr pięćdziesiąt cztery wzrostu. Potem martwiłam się tym przez długi czas, ponieważ życie moich kolegów zależało od szybkości moich działań.
Jakich chwil nigdy nie zapomnisz?
Niedawno straciliśmy towarzysza. Biegliśmy z noszami ratować rannego kierowcę, gdy rozpoczął się ostrzał – wróg nieustannie ostrzeliwuje drogi ewakuacyjne. Facet, który chciał z nami iść, zginął. Powiedział, że chce się przydać. Takich rzeczy się nie zapomina. Tak samo jak momentów, kiedy budzą cię i mówią, że w naszą stronę jedzie kolumna rosyjskich czołgów. Na zawsze zapamiętam też dzień, w którym zniszczyliśmy z drona czołg wroga.
Czujesz strach?
Udaje mi się zachować spokój. Pewnego razu bardzo się przestraszyłam, gdy dowiedziałam się, że wroga dywersyjna grupa zwiadowcza weszła do sąsiedniego lasu i odcięła nasz punkt. Potem przez cały dzień trzymałam karabin szturmowy przy sobie. Kiedy wstąpiłam do wojska, próbowałam sobie wyobrazić, co czuł mój mąż w ostatnich sekundach swojego życia. Jak bym się czuła, gdyby to samo przydarzyło się mnie? Pracuję z dronami, dlatego teraz najbardziej boję się wrogich dronów. Wiem, jak precyzyjne są i kiedy słyszę ich charakterystyczny dźwięk, czuję niepokój.
A kiedy słyszysz ten dźwięk w Dnieprze, na wakacjach czy na rotacji?
W domu podczas alarmów lotniczych jestem dość ostrożna. Jeśli wiem, że latają drony lub rakiety, biorę kota i idę z nim za dwie ściany. Jednak brak nalotów martwi mnie jeszcze bardziej.
Kiedy rozlega się alarm, jest to już w jakiś sposób znajome. Cisza wydaje się czymś naprawdę niebezpiecznym
Kiedy wracam do domu, pierwszego dnia nie wiem, co robić. Normalny prysznic i czyste ubrania pomagają mi dojść do siebie. Bardzo kocham Dniepr, to moje rodzinne miasto, mój dom. Mój mąż i ja podróżowaliśmy do wielu krajów i za każdym razem byliśmy przekonani, że nigdzie nie jest tak dobrze, jak w domu. Tutaj wszystko jest twoje, jesteś u siebie. To jeden z powodów, dla których jestem teraz na pierwszej linii frontu: bronię mojego domu, w którym czuję się dobrze.
Są jeszcze jakieś powody?
Chcę kontynuować to, co zaczął mój mąż. Odnieść zwycięstwo, którego tak bardzo pragnął. Poza tym jako kobieta, która straciła ukochaną osobę, chcę, by jak najmniej osób przez coś takiego przechodziło.
Idę ulicą i widzę ból i cierpienie w oczach innych kobiet. Niektóre straciły mężów, inne synów, braci. Chcę, żeby to się skończyło. Walczę także dlatego, że na froncie jest mi łatwiej. W domu pochłonęłyby mnie moje myśli, tutaj po prostu nie mam na nie czasu.
Powiedziałeś kiedyś, że już nigdy nie będziesz w stanie poczuć zwycięstwa, bo straciłaś to, co najcenniejsze.
Dla mnie słowo „zwycięstwo” oznacza, że wszystko zostało osiągnięte. A tutaj się nie udało, bo jest za dużo żalu, za dużo strat. Tu nie będzie euforii. Będzie tylko ulga, że to się wreszcie skończyło.
Wśród ukraińskich uchodźców w Polsce jest wiele kobiet, które tworzą biżuterię, wyrabiają unikalne mydła, haftują, szydełkują, robią wyroby z drewna i skóry.
Podczas przymusowej migracji odkładają te zajęcia na bok i wracają do nich tylko okazjonalnie, gdy chcą zrobić dla kogoś pamiątkę lub wziąć udział w lokalnych jarmarkach. Są jednak i takie, które chciałyby rozwijać swój biznes. Jedną z możliwości jest otwarcie sklepu na Etsy. Oficjalnie dostęp do platformy dla ukraińskich sprzedawców został otwarty dopiero w 2023 roku. Wcześniej Ukrainki pracowały tam przez pośredników.
Sestry rozmawiały z doświadczonymi sprzedawcami i przygotowały przewodnik, jak bez stresu pracować z platformą.
Co musisz wiedzieć o Etsy
Dla ukraińskich producentów Etsy to dostęp do kupujących z Azji, UE i Ameryki. Jest to duży sklep, w którym "wynajmujesz" jedną z witryn, "publikujesz" swoje towary w formie zdjęć, tworzysz opis, wpisujesz słowa kluczowe i sprzedajesz je na całym świecie.
Główną różnicą między sprzedażą w mediach społecznościowych jest to, że społeczność aktywnych kupujących Etsy obejmuje ponad 90 milionów osób, z ponad 400 milionami unikalnych wizyt miesięcznie. Ludzie odwiedzają Etsy ze świadomością, że szukają unikalnego produktu, który będzie kosztował więcej niż produkty masowe.
Jak zacząć na Etsy
Rzemieślniczka Polina Stern podzieliła się swoimi spostrzeżeniami. Ma doświadczenie w otwieraniu sklepów na platformie Etsy w dwóch krajach - w Niemczech i w Ukrainie. Uważnie śledzi wszystkie zmiany, ponieważ nie tylko sama sprzedaje biżuterię, ale także od dawna promuje sklepy innych rzemieślników.
- Zaczęłam pracować na platformie w 2018 roku, teraz działa ona według zupełnie innych algorytmów i cały czas się zmienia, co również należy wziąć pod uwagę - mówi Polina. - Otworzyłam swój pierwszy sklep w Niemczech, ponieważ wtedy tam mieszkałam. Napisałam dla siebie biznesplan. Moje rękodzieło to biżuteria, ale niszowa, fantasy, gotycka. Zbadałam swoich odbiorców i zobaczyłam, że większość moich klientów to osoby zainteresowane rekonstrukcjami, tańcami historycznymi i grami fabularnymi. Na tej podstawie zaczęłam budować swój mały biznes.
Pierwszą rzeczą, którą należy zrobić przed uruchomieniem sklepu, jest zapoznanie się z zasadami obowiązującymi w kraju zamieszkania, radzi rzemieślniczka.
W przypadku Polski kluczowe zasady to: zgodność ze standardami platformy (unikanie mowy nienawiści w reklamach, sprzedaż własnych designerskich produktów), poufność danych klientów i komunikacja z obsługą platformy (na przykład nie wolno publikować zrzutu ekranu pełnej korespondencji z klientem, wsparciem sieci itp. w mediach społecznościowych), uczciwość, przejrzystość i szacunek dla innych sprzedawców.
Musisz prowadzić działalność w sposób przejrzysty i przestrzegać praw autorskich, poświęcona jest temu osobna sekcja regulaminu, w szczególności nie możesz reklamować towarów przy użyciu zdjęć z banków zdjęć, tylko własnej pracy.
Z regulaminu dowiesz się o wszystkich finansowych aspektach współpracy, weź je pod uwagę przy ustalaniu ceny za towar i dostawę.
- Otwórz sklep, gdy wykonasz wszystkie prace przygotowawcze - radzi ekspert. - Przygotuj zdjęcia, opisy, zbadaj rynek. Powinieneś mieć wszystko pod ręką i dopiero wtedy zacząć rejestrować swój sklep.
Ważne dla rzemieślników uchodźców
Jeśli rejestrujesz sklep w kraju przyjmującym, ale planujesz wrócić do Ukrainy, musisz pomyśleć o lokalizacji. Ponieważ zasady otwierania sklepu różnią się w zależności od kraju.
W Polsce i innych krajach UE system płatności jest tworzony za pośrednictwem lokalnych systemów bankowych.
- W rzeczywistości musiałam zamknąć mój "niemiecki sklep", który miał setki sprzedaży, i zacząć wszystko od nowa po powrocie do Ukrainy - dzieli się swoim doświadczeniem Polina Stern. - Teraz znów jestem początkująca, przechodząc przez całą procedurę od zera.
Ukraińskie kobiety pracowały za pośrednictwem pośredników, którzy otwierali dla nich sklepy w Europie i Stanach Zjednoczonych i przekazywali płatności za pośrednictwem różnych systemów płatności.
Od 31 stycznia 2024 r. sklepy z lokalizacją na Ukrainie muszą zarejestrować się w Payoneer. Współpraca z Payoneer otwiera korzyści z Etsy Payments dla ukraińskich sprzedawców, w tym Program Ochrony Zakupów. Kiedy sprzedajesz przedmiot, płatność jest przelewana na Twoje konto Etsy. Dostępne środki są przelewane na Twoje konto Payoneer w każdy poniedziałek. Środki zdeponowane na Twoim koncie Payoneer mogą zostać wypłacone na Twoje konto bankowe lub wykorzystane do płatności za pośrednictwem Payoneer. Transfer środków na Twoje konto bankowe zajmuje zazwyczaj od 2 do 5 dni roboczych.
Co jeśli jesteś za granicą, ale planujesz wrócić na Ukrainę? Być może warto utworzyć jeden sklep z ukraińską lokalizacją i drugi w kraju tymczasowego zamieszkania?
- Platforma zabrania sprzedaży tego samego produktu w dwóch różnych sklepach, ale możesz stworzyć dwa z różnym pozycjonowaniem produktu - wyjaśnia ekspert - a następnie otworzyć dwa sklepy z różnymi lokalizacjami i rozwijać je równolegle.
Na przykład, robisz na drutach zabawki. Jeden sklep może być poświęcony zabawkom dla dzieci, a drugi zabawkom tematycznym lub dzianinowym kopiom dorosłych na różnych obrazach.
- Najważniejsze, że w każdym profilu powinieneś wskazać, że jesteś właścicielem innego sklepu, ponieważ polityka platformy ma być jak najbardziej otwarta i przejrzysta - podkreśla Polina.
Co z podatkami?
W Polsce nie musisz od razu rejestrować swojej działalności.
Nasestry.eu znajdziesz szczegółowy przewodnik po niezarejestrowanej działalności gospodarczej, który pozwala bez stresu sprawdzić, czy Twój biznes będzie działał.
W Ukrainie nie ma takich ułatwień. Chociaż oczywiście wiele osób sprzedaje towary i przyjmuje pieniądze na prywatne karty na własne ryzyko.
- Jeśli Twój dochód jest regularny i przekracza co najmniej 1000 USD, możesz podlegać szczególnej uwadze organów podatkowych i monitorowaniu finansowemu - mówi ekspert. - Będziesz musiał zapłacić 19,5% kwoty podatku. Dlatego lepiej jest zarejestrować się jako jednoosobowa firma trzeciej grupy, z odpowiednim KVED, i traktować pieniądze z platformy jako usługi informacyjne, zapłacić swoje 5% i nie martwić się.
Warto zauważyć, że teraz, otwierając sklep, osoba musi podać informacje o swojej pełnej identyfikacji, w tym zdjęcie paszportowe.
Ponadto otwarcie sklepu kosztuje teraz 15 USD.
- Zdarzają się przypadki blokowania sklepu na starcie, platforma bardzo starannie dobiera sprzedawców - mówi ekspert. - Mówię o pewnych trudnościach, aby każdy zastanowił się, czy chce iść tą drogą. Ale, uwierz mi, warto, gdy działasz na arenie międzynarodowej, otrzymujesz dochód w dolarach i euro za robienie tego, co po prostu kochasz robić.
Specyfika wysyłania towarów
Kolejną trudnością, z jaką borykają się sprzedawcy Etsy, są wymagania pocztowe dotyczące wysyłania towarów. Wyjaśniają, że najłatwiej jest współpracować z USA, ponieważ platforma koncentruje się na tym rynku i zajmuje się wszystkimi dokumentami uzupełniającymi.
Kraje UE są bardziej skomplikowane, ponieważ wiele z nich ma własne krajowe niuanse legislacyjne, oprócz wymogów europejskich.
- Szczerze mówiąc, nie ma jednego algorytmu wysyłania paczki do Francji, Hiszpanii, Niemiec, Irlandii - przyznaje Polina. - Czasami wydaje się, że zrobiłeś wszystko dobrze, dołączyłeś wszystkie dokumenty potwierdzające, ale paczka leży na poczcie przez miesiąc, a ty jesteś proszony o coraz więcej dokumentów. Najtrudniej jest handlować z Hiszpanią, są też trudności z Irlandią. To, co mogę Ci doradzić, to skorzystanie z usług kurierskich, po prostu wybierz taką, która zajmie się całą papierkową robotą. Kosztuje to jednak więcej niż w przypadku krajowych operatorów pocztowych. Mogę również doradzić, abyś dokładnie przestudiował wymagania na stronach internetowych krajowych operatorów pocztowych, aby uniknąć, na przykład, dodatkowego opodatkowania, niepotrzebnych opłat celnych itp.
Ekspertka zdecydowanie zaleca zapisanie się do lokalnych społeczności sprzedawców Etsy. Problemy z przesyłkami pocztowymi są wszędzie. Możesz dowiedzieć się, jakie dokumenty należy dodać do paczki, aby upewnić się, że dotrze ona na czas i bez dodatkowych kosztów dla Ciebie i klienta, wyszukując lub pytając bezpośrednio.
Tutaj możesz znaleźć społeczność sprzedawców Etsy w Polsce, globalna społeczność komunikuje się tutaj. Nie powinieneś jednak bezwarunkowo ufać poradom. Zawsze sprawdzaj je dokładnie.
Przewodnik po wskazówkach dla tych, którzy chcą sprzedawać swoje rękodzieło na Etsy
Według Koalandy w 2022 roku na Etsy działało 24 500 ukraińskich sklepów. W większości są to towary z ukraińskimi symbolami, markowe ubrania, haftowane koszule, obrazy, biżuteria etniczna itp. Ukraińskie towary cieszyły się największym popytem w Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Wielkiej Brytanii, Australii i Japonii.
Sestry zapytało kilku właścicieli sklepów, jakich rad udzieliliby początkującym. Podsumowaliśmy je w przewodniku FAQ.
Jak wycenić produkt na Etsy
Pierwszą rzeczą, którą powinieneś zrobić, jest przyjrzeć się podobnym produktom w swojej kategorii i trzymać się średniej ceny, aby nie porzucić rynku, ale także nie stracić pieniędzy. Jeśli na produkt jest popyt, możesz stopniowo zmieniać cenę. Ceń swoją pracę, nie ustalaj najniższej ceny.
Co sprzedawać?
Wydawałoby się, że to pytanie nie jest zbyt trafne. Już coś produkujesz i chcesz to sprzedać. Najpierw sprawdź, ile jest ofert w Twojej niszy. Jeśli jest w niej za dużo towarów, powinieneś zmienić swoje podejście i prezentację. Czasami wszystko jest idealne z produktem, ale ze względu na przesycenie niszy, wyższe oceny doświadczonych sprzedawców, po prostu nie będziesz w stanie dotrzeć do kupującego, nie zobaczy on Twojego produktu. Korzystając z platform eRank, Koalanda i Marmalead, możesz uzyskać dane analityczne dotyczące popytu na konkretny produkt na Etsy, biorąc pod uwagę wpływ sezonowości i średnią kontrolę w danej niszy – mówi ekspertka Kateryna Vitkovska podczas webinaru zorganizowanego przez Ukrposhta.
Gdzie szukać trendów?
Wszystko jest proste. Google i Pinterest. Ponadto co sezon Etsy publikuje własny przegląd trendów znany jako Etsy Marketplace Insights. W raporcie tym firma analizuje wzrost lub spadek liczby wyszukiwań, co wskazuje na wzrost lub spadek zainteresowania określonymi produktami w danym czasie.
Jak się zaprezentować
Na Etsy kupujący szukają nie tylko rzeczy, ale także atmosfery i emocji, jakie niosą ze sobą ręcznie robione produkty. Dlatego zanim zaczniesz, musisz przemyśleć koncepcję swojej strony, co dokładnie chcesz powiedzieć o sobie i swoim rękodziele. Powinieneś dokładnie wypełnić wszystkie elementy na stronie, ponieważ algorytm platformy działa w taki sposób, że może obniżyć Twój sklep w wyszukiwarce, jeśli uzna, że brakuje niektórych elementów.
Zdjęcia produktów
Klienci wybierają oczami. Zdjęcia powinny być profesjonalne, wykonane w dobrym oświetleniu, na dobrym tle. Jeśli widzisz, że twój produkt jest dobry, ale "nie sprzedaje się", powinieneś zrobić mu zdjęcie pod innym kątem. - Miałam sytuację, gdy przedmiot na jednej modelce się nie sprzedał, a na drugiej miałam bez końca klientów, mimo że obie dziewczyny były bardzo piękne - powiedziała jedna z rozmówczyń.
Aby rozpocząć pracę na rynku, sprzedawca musi mieć następujący zestaw materiałów wizualnych:
Baner sklepu: minimalny rozmiar to 1200x200 pikseli.
Ikona sklepu: używana do identyfikacji Twojego sklepu na platformie.
Pięć zdjęć do historii marki: zdjęcia Twoich produktów, procesu produkcyjnego, założycieli lub zdjęć zespołu, Twojej siedziby itp. Pomaga to dać klientom wyobrażenie o Twojej marce i jej wartościach.
Wideo dla historii marki: krótkie wideo, które opowiada o Twojej marce, jej historii, wartościach i wyjątkowości.
Wizualizacje produktów: musisz mieć co najmniej dziesięć zdjęć dla każdego produktu. Zdjęcia te powinny wyraźnie i atrakcyjnie prezentować produkt pod różnymi kątami, w różnych scenariuszach użytkowania, pozwalając kupującemu lepiej zrozumieć jego cechy i zalety.
Opis i słowa kluczowe
Jeśli nie znasz angielskiego, nie ma problemu. Istnieją dwa narzędzia, które mogą Ci pomóc. Tłumacz online, na przykład Deep.Translator, po przetłumaczeniu możesz poprosić sztuczną inteligencję o "poprawienie błędów i dodanie słów kluczowych (3-5 słów opisujących Twój produkt) do tekstu".
Musisz określić, jaki rodzaj produktu posiadasz i jego główne cechy. Nie powinien to być zwykły parasol, ale czerwony parasol z wzorem imitującym jesienne liście
Usługi innych firm mogą również pomóc Ci w optymalizacji SEO. Na przykład Etsyrank.com to usługa analityczna bezpośrednio na platformie Etsy.
Możesz stworzyć kilka opisów dla serii produktów i poprosić kogoś z dobrą znajomością języka angielskiego o sprawdzenie tekstów.
Zadbaj o marketing
- Moja największa sprzedaż pochodziła z sukienki, która została pokazana w formie szkicu, a nie gotowego produktu - mówi jedna z rozmówczyń. - Narysowałam szkic, aby ułatwić klientkom wyobrażenie sobie gotowej sukienki, zrobiłam zdjęcia różnych detali z innych sukienek: tak będzie wyglądało ramię, a tak plecy, a tak dół. Chociaż nie było zamówień na taką sukienkę, postanowiłam zamieścić galerię ze szkicem i szczegółami. Zamówienia przychodziły jedno po drugim. Sprzedałam tę sukienkę kilka razy.
Śledź aktualizacje platformy
Na święta platforma prowadzi promocję, możesz również zaoferować zniżkę na produkt. Jeśli przygotowujesz zestawy na Boże Narodzenie, powinny one pojawić się w sklepie zaraz po Halloween. 31 października produkty z tym świętem znikają z półek, a pojawiają się produkty świąteczne. Powinieneś także działać z wyprzedzeniem.
Zachęcaj do pozytywnych opinii
Jakiś czas po zakupie zapytaj klientów, czy podobał im się produkt. Poproś ich o pozostawienie recenzji, zaoferuj zniżkę na kolejny zakup - buduj lojalność. Pamiętaj, że im więcej masz pozytywnych recenzji, tym lepiej platforma będzie promować Twój sklep.
Jeśli Etsy musi wybierać między podobnymi produktami, najlepiej pokaże produkty od lokalnych firm. Dla kupujących z USA Etsy będzie wyświetlać głównie produkty z USA. Jeśli jednak porównasz dwa podobne produkty, jeden od amerykańskiego sprzedawcy i jeden od ukraińskiego, a ukraiński sprzedaje się statystycznie lepiej, to Etsy wypchnie go wyżej w wynikach wyszukiwania
- Konwersja przeważa nad lokalizacją na Etsy - wyjaśnia Tatiana Bondar, specjalistka ds. promocji w Etsy.
Musisz mieć asortyment
Bardzo często rzemieślniczki "wypalają się" na tworzeniu jednego lub dwóch produktów. Nie publikuj wszystkich produktów na raz, od czasu do czasu aktualizuj witrynę sklepu. Jeśli nie masz dużego asortymentu, lepiej zrobić kilka kopii podobnego produktu, ale w innym kolorze, na innym tle, w innych wariantach. Powinieneś robić zdjęcia tego samego lub podobnego produktu w "różnych odsłonach".
Używaj reklam, gdy Twój sklep ma wyprzedaże
Etsy ma narzędzie do promocji reklam, ale nie działa ono tak samo jak inne sieci społecznościowe. Jeśli sklep nie jest rozwinięty i nie ma sprzedaży, to nawet duże budżety reklamowe mu nie pomogą. Jednak reklamowanie produktu ma sens, jeśli właśnie został kupiony, jeśli jest wiele wyświetleń.
Nikt nie zabrania Ci reklamowania produktów z Twojego sklepu na innych platformach, zamów reklamę kontekstową w Google, napisz o rabacie i zrób post na ten temat na Instagramie, Facebooku lub możesz śledzić Pinterest.
Platforma YouTube jest skutecznym narzędziem, możesz tworzyć treści poświęcone unboxingowi i recenzjom produktów, a w opisie filmu zamieścić link do odpowiedniego marketplace. Opracowując strategię promowania i przyciągania ruchu zewnętrznego, ważne jest, aby wziąć pod uwagę, w których sieciach społecznościowych są Twoi klienci.
Znasz swój produkt lepiej niż ktokolwiek inny
Wielu rozczarowanych sprzedawców mówi, że zaufali zatrudnionym specjalistom od marketingu, ale zamiast sprzedaży ponieśli tylko straty. Druga osoba nie zna Twojego produktu tak dobrze jak Ty. Zanim spróbujesz skalować swój biznes, popracuj z nim sam. Niech to będą 2-3 sprzedaże miesięcznie, ale zrozumiesz algorytmy pracy, pomoże Ci to uniknąć błędów i niepotrzebnych wydatków.
Komunikacja z klientami
- Są tacy, którzy kupują po pierwszej wymianie zdań, i tacy, którzy zadają 150 pytań wyjaśniających, i musisz traktować wszystkich jednakowo uprzejmie i serdecznie - mówią rozmówcy. Odpowiadaj, komentuj, dziękuj, rób dobre opakowania, to na pewno się opłaci.
Analizy platformy pokazują, że w 2022 r. średni miesięczny przychód jednego ukraińskiego sklepu wyniósł ponad 1000 USD. Najpopularniejsze kategorie międzynarodowych zamówień z Ukrainy obejmują dzieła sztuki, wystrój domu, akcesoria rzemieślnicze, biżuterię, odzież i obuwie, artykuły o tematyce ślubnej, akcesoria elektroniczne, kosmetyki i produkty dla zwierząt
Jeśli jest to Twoja nisza, może nadszedł czas, aby spróbować sprzedawać swoje produkty na rynku międzynarodowym?
Natalia, założycielka marki Svarga, pochodzi z Wołynia. — Miałam szczęście. Dorastałam w wielodzietnej rodzinie, w ukraińskiej wiosce na Polesiu, z dala od szowinistycznej kultury wspieranej przez sowiecką propagandę.
— Pamiętam dom babci, spiżarnię, ogromne skrzynie z lnianymi ubraniami. Jako mała dziewczynka po cichu sortowałam te ubrania, pamiętając wyjaśnienia babci: niektóre były na posag, inne na śmierć, a jeszcze inne na wakacje.
Wciąż pamiętam ten specyficzny zapach — mieszankę drewna, prochu i stęchłych tkanin
W domu mojej babci wszędzie był haft. Wzory były wszędzie: poduszki, obrusy, serwetki, ręczniki na ikonach. Troskliwe ręce gospodyni zawsze starały się udekorować dom i stworzyć piękno.
Każde doświadczenie to mały krok
Natalia pracowała w różnych miejscach: na polu buraków cukrowych, w laboratorium cukrowni, w urzędzie pracy w Wołodymyrze.
W fabryce odzieży Luga w Wołodymyrze poznała, czym jest krawiectwo. Tutaj zespół kierowany przez Natalię stworzył własną markę odzieży codziennej i otworzył sklep w Wołodymyrze. Podróżowali po całej Ukrainie — Kijowie, Odessie, Charkowie, Doniecku, Ługańsku, Winnicy — na regularne spotkania, umowy, wystawy. Nawiązali współpracę z USA i Niemcami. I chociaż Natalia miała już mieszkanie w swoim rodzinnym mieście, samochód służbowy i dobrą pensję, przyciągał ją Lwów:
— Gdy fabryka odzieży Astron we Lwowie, zaprosił mnie do współpracy, zgodziłam się natychmiast i wyruszyłam do Lwowa z małą torbą. Kupiłam sklep, wynajęłam mieszkanie i zaczęłam nowe życie. Prawie od zera.
Ale Astron szybko zamienił się w kolejną rutynę. Jednak doświadczenie, które tu zdobyłem było bezcenne
— Kiedy już wszystko opanowałam i zrozumiałam procesy, brakowało mi nowych doświadczeń, skalowania i rozwoju. Kiedy woda nie płynie, staje się stęchła i błotnista — potrzebujesz ciągłego ruchu, zmian, świeżych doświadczeń. Nie potrafię długo pozostać w jednym miejscu. Siedzę w biurze przez tydzień lub dwa, a potem znowu wyjeżdżam. Doceniam jednak pracę w obu fabrykach odzieży — Luh i Astron. Dzięki nim poznałam przemysł lekki, zrozumiałam rynek, zdobyłam kontakty biznesowe, znajomości, a może nawet renomę.
Swój pierwszy biznes założyła razem z mężem - ich firma Flex zajmowała się tekstyliami domowymi
Bardzo trudno było zacząć od zera, a żeby nie tylko płacić podatki, ale i osiągać zyski, musieliśmy szukać nowych dróg rozwoju.
— W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że VAT pochłonie nasze pieniądze i musiałem coś zrobić, ponieważ nie byłbym w stanie zapłacić moim dostawcom. Poprosiłem więc mojego kolegę o japońską maszynę do haftowania za 60 000 USD z ratami. Kiedy otrzymaliśmy maszynę do naszego bilansu, uratowało to nasze przyszłe zyski. Jestem niezmiernie wdzięczna ludziom, którzy mi zaufali i wyszli mi naprzeciw" — mówi przedsiębiorczyni.
Kiedy jej małżeństwo dobiegło końca, musiała zamknąć swój biznes. Ale Natalia nie poddała się, wręcz przeciwnie, zdecydowała, że nadszedł czas, aby wziąć biznes w swoje ręce i zacząć produkować haftowane koszule.
Biała tkanina, na której "wyhaftowano" firmę
Wymyślenie nazwy marki zajęło dużo czasu. Ale po kilku miesiącach Natalia Yarysh zdecydowała, że marka będzie nazywać się Svarga
— Powiedziano mi, że to słowo jest trudne, wybierz coś innego. Ale uwierzyłam w siebie. Jeśli mi się podoba, to jest ok. Wybraliśmy wzór, który mówi o sile rodziny, związku z przeszłością, tradycjami i wartościami. I mam gęsią skórkę, kiedy fizycznie czuję moc mojego logo, kiedy zdaję sobie sprawę, że jest to jedyna droga w przeszłości, która była właściwa i doprowadziła właśnie tutaj, do tej realizacji. Myślę, że ludzie mają swoją ścieżkę, każdy ma swoje przeznaczenie. Ale jest wybór. Możesz zrezygnować ze swojego na rzecz kogoś innego. I łatwo to zrobić. Jest tak wielu maruderów, że nie zliczysz ich wszystkich. O wiele trudniej jest zdecydować się pozostać na własnej ścieżce i nie zdradzić siebie - wyjaśnia swój wybór przedsiębiorczyni.
Dziś hafty Svarga są dostępne na całym świecie
— Sposób, w jaki dorastaliśmy, jest podobny do haftu. Masz białe płótno, na którym jeszcze nic nie ma. Bierzesz nici, igłę i ścieg po ściegu, czasami małymi krokami: zespół, marketing, sprzęt, produkcja, magazyny, operacje, tworzenie kolekcji, partnerzy. W naszej pracy są setki szczegółów, które wymagają mojej stałej uwagi jako menedżera. Zwłaszcza, że musimy być oszczędni, bo sami musimy zarobić na rozwój. Być może z inwestorami byłoby szybciej, ale myślę, że potrzebujemy tej stopniowej drogi. W końcu duże drzewo rośnie powoli, zapuszcza korzenie i staje się silniejsze. Zarobiliśmy pieniądze i zainwestowaliśmy w produkcję, potem zarobiliśmy kolejne pieniądze i zainwestowaliśmy w rozwój.
Teraz Natalia ma sześć maszyn i własny sklep. Mówi, że stopniowo stały się one unikalnym zjawiskiem we współczesnej Ukrainie — nie projektem, nie biznesem, ale częścią ukraińskiej kultury.
Kryzys jako impuls do działania
Z czasem udało im się uruchomić sprzedaż hurtową. Ale nie wszystko poszło gładko. Bardzo trudno było przetrwać firmie w czasie pandemii Covid. Sprzedaż spadła, ale firma przetrwała. Wydawało się, że biznes dostosował się do nowych warunków, a potem wybuchła wojna.
— Po 24 lutego nasza produkcja na chwilę stanęła, po dwóch tygodniach Natalia Yarysh podpisała kontrakt z organizacją wolontariacką i zaczęliśmy szyć śpiwory dla wojska — mówi Yulia Vasylchuk, szefowa działu marketingu marki. — Braliśmy aktywny udział w aukcjach charytatywnych, na których sprzedawano haftowane koszule, a pieniądze przeznaczano na pomoc wojsku.
— Po tym, jak produkcja zaczęła się odbudowywać, pojawiło się pytanie, w którym kierunku iść dalej. W końcu wiele pomysłów, które planowaliśmy wdrożyć, nie było już aktualnych — dodaje Yulia Vasylchuk.
— Zdecydowaliśmy, że odtworzymy hafty z regionów, które najbardziej ucierpiały podczas wojny. W tamtym czasie były to wschodnie regiony Ukrainy. Gdy agresor zniszczył Jaworów stworzyliśmy haft Yavoriv. To był nasz sposób na pokazanie, że jesteśmy silniejsi, że odradzamy się, odradzamy naszą kulturę i tradycje. Nasza walka.
Kolekcja "Wyszywana Ukraina" obejmie wszystkie 24 regiony. Swoją premierę będzie miała w maju.
— Ta kolekcja narodziła się metodą prób i błędów. Na przykład, szukaliśmy zdjęć w Internecie, sprawdzaliśmy, czy rzeczywiście pochodzą z tego regionu, a następnie zaczęliśmy je reprodukować i wprowadzać do produkcji. Płacimy tantiemy Muzeum Honczarów za wykorzystanie ornamentu Kyivshchyna na naszej koszulce.
Pamięć o przodkach
Dziś zainteresowanie haftowanymi koszulami ogromnie wzrosło. Wiele osób, które zostały zmuszone do opuszczenia swoich domów, często opowiadało o tym, jak do swoich walizek pospiesznie pakowało dokumenty i haftowaną koszulę.
— W naszych sklepach często widzimy jak klienci szukają haftowanych koszul z własnego regionu — mówią pracownicy firmy. - Wojna to ogromne wyzwanie dla biznesu. Niedobory paliwa, zakłócenia logistyczne i przerwy w dostawie prądu. Musieliśmy pomyśleć o takich rzeczach jak generatory, aby utrzymać produkcję. Musieliśmy szukać nowych dostawców tkanin.
W tym samym czasie na świecie rosło zainteresowanie Ukrainą i wszystkim, co ukraińskie
— Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy dołączyć do tego trendu, ponieważ główną misją naszej marki jest to, że każdy Ukrainiec powinien mieć haftowaną koszulę. Nie musi ona pochodzić od Svargi. Ale każdy powinien poczuć wartość naszych narodowych ubrań. Chcemy pokazać ludziom, że to jest nasza kultura, nasze dziedzictwo i musimy je zachować i przekazać następnym pokoleniom — wyjaśnia Yulia Vasylchuk, szefowa marketingu marki.
Jesienią 2022 roku Svarga zaprezentowała hafty rodziny Franko
— Zaczęliśmy myśleć o współpracy, aby wspierać nie tylko naszą działalność, ale także innych. Na przykład zwróciliśmy uwagę na muzea, które również ucierpiały z powodu tego, że Ukraińcy przestali do nich chodzić. Zaczęliśmy więc współpracować z Domem Franki, który pozwolił nam odtworzyć hafty rodziny Iwana Franki. Później zainteresowaliśmy się tematem huculskich kafli i stworzyliśmy kolekcję ozdób tego dziedzictwa kulturowego na Boże Narodzenie.
Innym obszarem pracy jest kreatywna współpraca. Przykładem może być para haftowanych koszul Borszcz, stworzona we współpracy z restauratorem i badaczem kuchni ukraińskiej Jewhenem Kłopotenko. Dziś jest to jeden z najpopularniejszych haftów Svargi.
Nataliia Yarysh, właścicielka marki, spotkała Jewhena w kolejce na granicy. Zaczęli rozmawiać. — Podobne przyciąga podobne — często powtarza. Zarówno Jewhen w kuchni, jak i Natalija w swoim hafcie mają ten sam cel: ukraińska kultura jest niezwykła i różnorodna, a jak najwięcej osób powinno się o niej dowiedzieć.
Svarga koncentruje się na rozwoju w Ukrainie. Jednak wiele haftów kupują klienci z zagranicy. Są to zarówno ci, którzy wyemigrowali z Ukrainy dawno temu, jak i ci, którzy wyjechali po lutym 2022 roku.
— Dziś kupujący bardzo się zmienili. Wcześniej hafty były odświętną odzieżą, czymś, co nosiło się raz w roku na święta, a przez resztę czasu wisiało w szafie. Naszą filozofią jest dobra odzież codzienna. Są to ubrania, które są noszone przez cały czas, ponieważ są wygodne, piękne i nasze. A teraz coraz więcej osób, które również chcą to robić, świadomie nosi haftowane koszule i kupuje je na każdą okazję — mówi Julia Wasylczuk.
Jesienią 2023 roku Svarga otworzyła swój drugi sklep — tym razem w Kijowie. Ale firma nie zamierza na tym poprzestać. Planuje otworzyć kolejny sklep w stolicy, a także w Odessie, Dnieprze i Iwano-Frankowsku.
Bezpłatne kursy języka polskiego zostały uruchomione w większości polskich miast już na początku inwazji. Pomogły ukraińskim uchodźcom opanować polski na podstawowym poziomie, ale mówić po polsku — już nie. Według badania przeprowadzonego przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Sociologii, tylko 22% Ukraińców ze statusem ochrony czasowej nauczyło się polskiego. Większość z nich ma powierzchowną znajomość, a płynnie komunikować się po polsku potrafi jedynie 10%.
Głównymi przyczynami tej sytuacji są brak czasu (33%) i pieniędzy (33%). Jednak podczas osobistych rozmów Ukrainki mówią również o innych powodach. Między innymi o stresie, „kiedy nic nie przychodzi do głowy”, i jakości organizacji edukacji.
— Mam doświadczenie w nauczaniu polskiego na różnych kursach, bo tak bardzo chciałam nauczyć się języka, że zapisałam się na kilka kursów jednocześnie — mówi 40-letnia Oksana z Odessy, która obecnie mieszka w Katowicach.
— Najbardziej przydatne były dla mnie kursy na Uniwersytecie Śląskim: system wiedzy, dużo materiałów, codziennie dostawaliśmy pracę domową — przygotowanie opowiadania na określony temat. Wszyscy uczestnicy byli zaangażowani w pracę, regularnie dostawaliśmy różne testy, które zmuszały nas do przygotowania się. Jedyny problem polegał na tym, że kurs był krótki, więc materiały, których moje dziecko uczyło się w szkole przez miesiąc, musieliśmy przyswajać na kursach w ciągu dwóch lekcji na tydzień.
Miałam złę doświadczenia z kilkoma kursami integracyjnymi. Na niektóre uczęszczało trzech studentów, którzy mieli podstawową wiedzę z języka polskiego, a reszta była jak „meble” w pokoju, nie zwracano na nich uwagi. Zdarzały się też kursy, na których połowę lekcji spędzaliśmy na omawianiu jakichś obcych tematów, głównie po ukraińsku, które nauczyciel rozumiał. Mój obecny poziom polskiego jest niski. Oczywiście potrafię się wytłumaczyć w szpitalu czy sklepie, o co mi chodzi, ale to nie wystarcza, żeby poczuć się zintegrowaną z polskim społeczeństwem.
Prośby: „Doradźcie szkołę językową”; „Doradźcie polskiego nauczyciela” są jednymi z najpopularniejszych w internetowych grupach Ukraińców. Zapotrzebowanie jest. Jeśli więc masz odpowiednią wiedzę, umiejętności organizacyjne i kapitał na start, otwarcie własnej szkoły językowej może być dla Ciebie dobrą opcją.
Marketing w stylu „polski w trzy miesiące” tylko Ci zaszkodzi
Switłana Matasz z Kijowa jest nauczycielką języków ukraińskiego i polskiego. Od wybuchu wojny na pełną skalę mieszka w Krakowie. Jej szkoła online pozycjonuje się jako ukraiński biznes dla Ukraińców, więc jest zarejestrowana tylko w Ukrainie. Obecnie Switłana studiuje polskie prawo, planując rozpocząć działalność również w Polsce.
— Ukończyłam Wydział Filologii Ukraińskiej i Polskiej na Kijowskim Uniwersytecie Narodowym im. Tarasa Szewczenki — mówi. — Wybrałam język polski za radą mojej nauczycielki. Powiedziała mi, żebym nie zwracała uwagi na modny angielski, ale na języki słowiańskie. Wielu Ukraińców pracowało już w Polsce i Czechach i postrzegało je jako rynki dla swojej działalności. Polski wydawał mi się bardziej interesujący, więc go wybrałam.
Po studiach pracowałam w różnych szkołach językowych i jako korepetytorka. Jakość kursów była różna. Nie podobały mi się niektóre agresywne strategie marketingowe, jak obietnice nauczenia polskiego w trzy miesiące. Uczniowie mieli nierealistyczne oczekiwania, ponieważ opanowanie języka na wysokim poziomie w trzy miesiące jest niemożliwe. Jako nauczycielka widziałem błędy innych i to skłoniło mnie do otwarcia własnej szkoły online.
To było na krótko przed pandemią koronawirusa, kiedy dla potencjalnych studentów i uczniów nauka online była czymś przerażającym. Później, podczas pandemii, wszyscy się do tego przyzwyczaili, a liczba osób chętnych do nauki polskiego wzrosła.
— Musiałam pomyśleć o zwiększeniu skali projektu i szukaniu nowych nauczycieli — wyjaśnia Switłana.
— Przejrzałam zasoby takie jak work.ua. Uczniowie idą na twoje konto, więc ważne jest, aby inni nauczyciele w szkole również byli na wysokim poziomie.
Po opublikowaniu ofert pracy przeprowadzam rozmowę wideo z każdym kandydatem na nauczyciela. Zwracam uwagę przede wszystkim na umiejętności językowe, ponieważ rozmowa prowadzona jest w języku polskim, a także na sposób, w jaki dana osoba się zachowuje. Nawet takie drobiazgi jak odpowiednie tło mają znaczenie. Charyzma jest ważna, bo osobowość nauczyciela odgrywa dużą rolę w nauczaniu. Wszyscy pamiętamy, jak w szkole zaczynaliśmy kochać jakiś przedmiot, do którego wcześniej nie mieliśmy serca, tylko z szacunku i miłości do nauczyciela.
— Nie nakłaniam ich jednak do porzucenia własnego podejścia — mówi.
— Wręcz przeciwnie, najlepszym rezultatem jest połączenie moich pomysłów i ich twórczego opracowania przez nauczycieli. Są jednak pewne zasady, których należy przestrzegać. Na przykład organizacja przestrzeni do pracy na zajęciach: rozmyte tło, odpowiednie światło, wysokiej jakości sprzęt, schludny wygląd itp.
Cyberatak na stronę szkoły w mediach społecznościowych oznacza straty
Szkoła językowa Switłany to start-up. Dlatego szefowa musi łączyć różne role, pełnić różne funkcje, a także kochać… matematykę.
— Biznes nie polega na tym, że padasz z nóg z przeciążenia, a twój zysk wynosi trzy grosze — mówi Switłana.
— Biznes wymaga dokładnych obliczeń, oceny ryzyka, umiejętności odrzucania tego, co zmniejsza rentowność, i optymalizacji procesów.
Praca z publicznością znajdującą się w Ukrainie to w czasie wojny ryzyko
W zeszłym roku, kiedy Rosjanie ostrzeliwali ukraiński system energetyczny, wielu studentów nie mogło uczestniczyć w zajęciach z powodu braku prądu.
Jednak moją największą porażką nie była nawet ta sytuacja — przyznaje Switłana. — Zdecydowanie radziłabym wszystkim, których biznes zależy od mediów społecznościowych, by zadbali o ochronę swoich stron. W zeszłym roku straciłam dostęp do strony mojej szkoły z powodu cyberataku. Przypadkowo kliknęłam na link — i nasza strona została skradziona. Przywrócenie dostępu wymagało wiele wysiłku, a na dodatek straciliśmy pieniądze z kampanii reklamowej i niektórych klientów, z którymi nie mogliśmy się komunikować.
Język to produkt, który się nie psuje i zawsze jest potrzebny
Ukrainka Natalia Petraniuk, założycielka szkoły językowej „Micna mala”, urodziła się w Krakowie. I choć później jej rodzice wraz z dziećmi przeprowadzili się do Ukrainy, Natalia zachowała miłość do polskiego języka i kultury. To właśnie skłoniło ją do podjęcia studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim. Tam uzyskała tytuł magistra filologii słowiańskiej. Przez wiele lat pracowała jako korepetytorka języka polskiego. Wojna na pełną skalę była impulsem do rozpoczęcia własnej działalności w Polsce.
— Ukraina i Polska są mi równie bliskie i drogie. Od pierwszych miesięcy wojny moim wkładem w pomoc Ukraińcom była organizacja klubu konwersacyjnego w Krakowie — mówi Natalia Petraniuk.
Organizowała spotkania, wymyślała tematy i znajdowała niekonwencjonalne sposoby na to, aby „rozmawiać" z Ukrainkami, które mimo silnego stresu zaczęły uczyć się języka polskiego. Z czasem uczestniczki klubu konwersacyjnego zaczęły pytać, czy można by było zorganizować pełnoprawne lekcje polskiego, zarówno indywidualne, jak grupowe. Początkowo takie kursy odbywały się w ramach różnych programów integracyjnych, ale w końcu Natalia zdecydowała się założyć własną szkołę językową.
— Miałam inwestora, który zainwestował swoje pieniądze w uruchomienie szkoły, bo szkoła językowa jako biznes ma potencjał — mówi Natalia. — Ktoś chce poprawić swój polski, by zdać rozmowę kwalifikacyjną, ktoś inny zaczyna uczyć się od zera, bo zdał sobie sprawę, że będzie musiał zostać w Polsce dłużej niż planował. A niektórzy chcą czuć się bardziej komfortowo, komunikując się ze współpracownikami. Sama mieszkałam w dwóch krajach przez długi czas, więc dobrze rozumiem, że język jest jednym z najważniejszych czynników, który pomaga Ci znaleźć podobnie myślących ludzi, znajomych i usuwa bariery.
Język jest głównym narzędziem do osiągnięcia sukcesu, gdy zaczynasz życie w innym kraju
Często kluczem do udanego startu w biznesie jest reputacja właściciela szkoły językowej, jeśli wcześniej dał się poznać jako korepetytor. Jednak aby utrzymać się na rynku, potrzeba wielu czynników.
— Bardzo ważne jest dla mnie to, że wśród nauczycieli są podobnie myślący ludzie, którzy cenią pracę i dbają o nią tak samo jak ja. Dyskutujemy o tym, co jest niedopuszczalne. Na przykład gdy nauczyciel próbuje uczynić uczniów szkoły swoimi prywatnymi uczniami, obiecując niższe czesne. Wiem, że niestety takie sytuacje są dość powszechne w tej branży.
Wynagrodzenie nauczycieli powinno opierać się na zasadach rynkowych, a oni sami powinni być traktowani po ludzku, by zrozumieli, że szkoła językowa jest podstawą ich osobistego dobrobytu.
Niektórzy uczniowie przychodzą z polecenia. Jednak by szkoła językowa mogła funkcjonować w sposób zrównoważony, potrzebuje dobrej strategii marketingowej i promocji.
— Moją największą porażką było zmarnowanie znacznej ilości pieniędzy na zatrudnienie specjalisty od ukierunkowanej reklamy. Moja rada jest taka: przetestować różne sposoby promocji, inwestując niewielkie kwoty. Jeśli zdecydujesz się zatrudnić specjalistę, powinien ci przynieść natychmiastowe rezultaty, a nie karmić cię obietnicami.
Za edukację VAT-u nie zapłacisz
— Uczenie obcokrajowców polskiego to naprawdę obiecujący biznes — mówi Magdalena Goik, Polka z Bytomia. Od 25 lat uczy Ukraińców języka polskiego. Od wybuchu wojny na pełną skalę spędziła setki godzin, udzielając Ukraińcom korepetycji. I to skłoniło ją do otwarcia własnej szkoły językowej.
— Otwarcie szkoły językowej nie jest szczególnie trudne, ponieważ na usługi edukacyjne nie ma podatku VAT, a płaci się jedynie podatek dochodowy — zaznacza Magdalena. — Do tego dochodzą koszty usług księgowych, żeby samemu nie popełniać błędów.
Magdalena mówi, że najlepiej rozpocząć działalność, gdy masz już podstawy: — Łatwiej jest, gdy jesteś nauczycielem już znanym, a uczniowie przychodzą do ciebie po rekomendacji.
— W szkole językowej ważnych jest wiele rzeczy: od prowadzenia kalendarza programów nauczania i planów lekcji po zakup platform edukacyjnych online. Jak w każdym innym biznesie, kiedy pracujesz dla siebie, jest dużo pracy. Czasami 12 godzin dziennie.
Nie ma ubezpieczenia od tego, że jutro uczeń zmieni zdanie na temat nauki. Niektóre szkoły językowe pobierają miesięczną opłatę z góry. Nie podlega ona zwrotowi, jeśli opuścisz zajęcia bez ważnego powodu. Magdalena nie podpisuje osobnych umów z uczniami. Płacą po każdej lekcji, niektórzy płacą za cały kurs.
Jak wybrać szkołę i nauczyciela, który pomoże Ci mówić po polsku?
Magdalena Goik:
— Przede wszystkim trzeba zwrócić uwagę na osobowość nauczyciela. Powinien pasować do ciebie pod względem intelektualnym i emocjonalnym. Nauczyciel i uczeń tworzą relację, a kiedy ta relacja jest dobra, dobrze się uczysz. Nauka powinna być bezstresowa, z intelektualną zachętą, lekcje powinny być interesujące, czasem nawet ekscytujące, a nauczyciel winien być serdeczny, choć wymagający. Powinien stawiać przed uczniem wyzwania, które ten będzie chciał pokonać.
Natalia Petraniuk:
— Możesz nauczyć się polskiego, jeśli znajdziesz „swoją szkołę” lub „swojego nauczyciela”. Ukrainki przez ostatnie dwa lata pokonały tak wiele trudności, że język zdecydowanie jest w ich zasięgu. Musisz tylko uwierzyć w siebie, poświęcić czas na naukę, wykonać wszystkie zadania. I mówić, mówić i jeszcze raz mówić.
Słowa Natalii potwierdzają dziesiątki opinii na stronach szkoły. Ludzie piszą, że dzięki szkole „Mizna mala” polski w końcu "wszedł im do głowy".
Switłana Matasz radzi:
— Moja rada może zabrzmieć banalnie, ale żeby mówić po polsku, trzeba mówić. Metodologia nauczania języka polskiego w naszej szkole jest skonstruowana tak, że mówimy od pierwszych lekcji. Nawet proste zwroty usuwają obawy i bariery.
Ile możesz zarobić na szkole językowej?
Najpierw policzmy koszty. Jeśli planujesz otworzyć szkołę w pełnym wymiarze godzin, powinnaś uwzględnić w swoim biznesplanie koszt wynajmu sali (najlepiej z meblami), materiały informacyjne, rezerwę na wynagrodzenia dla nauczycieli przez co najmniej kilka miesięcy, dopóki szkoła nie stanie się popularna, oraz opłacenie usług księgowych (konsultacje).
Szukając lokalizacji dla szkoły nie powininaś gonić za najtańszą ceną — powinnaś zastanowić się, czy dana lokalizacja jest dogodna logistycznie. Od tego będzie zależeć, czy studenci i nauczyciele będą do niej przyjeżdżać. Idealnie byłoby, gdyby było to duże i jasne pomieszczenie z własnym terenem, dogodnym węzłem komunikacyjnym w pobliżu, miejscem parkingowym itp. Umowa najmu powinna zostać podpisana po załatwieniu wszystkich formalności, a nawet po rozpoczęciu kampanii szkoły w mediach społecznościowych. Nie chcesz przecież płacić czynszu za pusty lokal, bez uczniów.
Niemal wszystkie rozmówczynie magazynu Sestry doradzały outsourcing rejestracji firmy i księgowości — ponieważ polski system podatkowy jest dość skomplikowany, istnieją dziesiątki różnych opcji rejestracji, a każdy przypadek powinien być rozpatrywany indywidualnie z profesjonalistą. Na początku nowo zarejestrowany przedsiębiorca w Polsce może skorzystać z szeregu korzyści biznesowych.
Jednym z najbardziej kosztownych wydatków przy zakładaniu szkoły językowej jest jej promocja w mediach społecznościowych, za pośrednictwem blogerów, projektowanie i regularne utrzymywanie kont na socialach, tworzenie ulotek z informacjami o szkole, które można rozdawać na imprezach dla Ukraińców. Miesięczny budżet na promocję szkoły może zaczynać się od 500 dolarów.
To, ile zapłacić nauczycielom, by byli zainteresowani współpracą z tobą, a nie korepetycjami w domu, zależy również od rynku. Jeśli spojrzysz na ogłoszenia o pracę, nauczyciele języka polskiego jako obcego oferują pracę za 45-95 zł brutto za godzinę (chodzi o native speakerów z odpowiednim wykształceniem).
Jeśli mówimy o nauczycielach, którzy mogą pracować zdalnie w szkołach internetowych, oferty pracy na stronie takiej jak work.ua wynoszą od 10 do 30 tys. hrywien.
Jeśli mówimy o szkole online, koszty będą znacznie niższe. Obejmują one głównie wynagrodzenia dla nauczycieli, wynajem platformy do prowadzenia lekcji, promocję szkoły i księgowość.
Jaki może być dochód? Sprawdziliśmy koszty kursów językowych w różnych szkołach.
Wszystko zależy od tego, czy: 1) są to lekcje indywidualne, czy grupowe; 2) na jakim poziomie; 3) online czy offline. Koszt kursów indywidualnych waha się od 80 do 150 zł, lekcje grupowe offline od 540 do 800 zł, a online — od 380 do 500 zł za kurs.
Oprócz kursów podstawowych szkoła może zaoferować dodatkowe płatne usługi: kursy korporacyjne, konsultacje, przygotowanie do rozmów kwalifikacyjnych z konkretnym słownictwem zawodowym, kursy konwersacyjne, tłumaczenie dokumentów itp.
Wiosną 2022 roku jej gospodarstwo znalazło się pod rosyjską okupacją. W ciągu miesiąca wróg niemal całkowicie zniszczył cały majątek Ksenii Kostenko. Pocisk uderzył w jej dom, siedzibę firmy splądrowali ludzie Kadyrowa. Szkolenia, dotacje i wsparcie życzliwych ludzi pomogły jej przezwyciężyć rozpacz i odrodzić się z popiołów. Oto historia Ksenii Kostenko, rolniczki z okolic Kijowa.
Osoba "wręcz przeciwnie"
Tak się czasem przedstawiam. Po ukończeniu Wydziału Cybernetyki na Uniwersytecie Szewczenki przez osiem lat pracowałam w branży IT jako programistka. Miałam dobre zarobki, nigdy nie myślałam, że zajmę się agrobiznesem, chociaż mikrorolnictwo zawsze było częścią mojego życia. Moi rodzice mieszkali w obwodzie kijowskim i mieli 40-arową działkę. Co weekend w lecie spędzałam czas w ogrodzie mojej mamy, pomagałam uprawiać warzywa. Pewnego dnia zdałam sobie sprawę, że nie czuję się w Kijowie komfortowo. Znalazłam działkę w rejonie Buczy i zaczęłam budować dom. Później zrozumiałam, że tej ziemi mi nie wystarczy, więc kupiłam opuszczoną farmę w pobliżu. To był początek mojej podróży do agrobiznesu. Najpierw planowałam uprawiać warzywa dla siebie, z czasem jednak porzuciłam ten pomysł.
Postanowiłam uprawiać na większą skalę marchew i buraki, bo te warzywa nie wymagają drogiego sprzętu do przetwarzania. Małe gospodarstwa kupowały je hurtem. Już wtedy zrozumiałam, że do uzyskania dobrych zbiorów potrzebuję wiedzy z zakresu nauk rolniczych, zaczęłam więc zagłębiać się w tę dziedzinę. Dużo czytałam przed kupieniem czegokolwiek, konsultowałam się z ekspertami, trochę pomogła też poczta pantoflowa. Później wpadłam na pomysł rozpoczęcia produkcji nawozów. Chciałam wytwarzać produkt przyjazny dla środowiska, który nie szkodziłby ziemi. Opracowanie i opatentowanie go zajęło ponad dwa lata. Nawozy organiczne wykorzystujące zeolit z ukraińskich Karpat zostały przetestowane w Narodowym Uniwersytecie Gospodarki Wodnej i Środowiska w Równem. Ja i naukowcy byliśmy zadowoleni z wyników, mieliśmy w firmie wiele zamówień, myśleliśmy nawet o eksporcie. Podobnie jak większość Ukraińców, przed 24 lutego miałam szczęśliwe życie. Nie było łatwo, ale żyliśmy i mieliśmy życiodajne marzenia.
"Arabowie" w pracy
Jeśli chodzi o rosyjską ofensywę na pełną skalę, byłam zbyt pewna siebie. Rozumiałam, że wojna już trwa, tyle że nazywa się ATO [od kwietnia 2014 r. do kwietnia 2018 r. wojnę na wschodzie Ukrainy nazywano operacją antyterrorystyczną, w skrócie ATO - red.]. Wiosną 2017 r. byłam w Wołnowasze na forum "Rola kobiet w ATO". Uświadomiłam sobie, jak straszne to wszystko było. Dlatego nie mogłam uwierzyć, że możliwa jest jeszcze większa i straszniejsza wojn. Notabene Wołnowacha, piękne miasto, została przez wroga zniszczona.
Mam przyjaciół i kolegów z mojego cyberwydziału na całym świecie. Moja przyjaciółka z Brukseli kupiła mi bilet na 18 lutego; wtedy lotniska w Ukrainie jeszcze działały. Powiedziała mi: "Ksenia, będziesz miała wojnę!". A ja z uporem odpowiadałam: "Ira, nigdzie się nie wybieram. Jaka wojna? W XXI wieku? W Europie? To niemożliwe". Oczywiście bilet straciłam. Przed ofensywą na pełną skalę moja intuicja walczyła z logiką. Logika wygrała, bo mówiła mi, że to niemożliwe.
24 lutego byłam w Kijowie. Obudziła mnie siostra, która mieszka w miasteczku wojskowym w Wasylkowie. Krzyczała, że są bombardowani. Gdy z nią porozmawiałam, zadzwoniłam do ochroniarza w firmie - wszystkie moje gospodarstwa znajdowały się w pobliżu lotniska Hostomel. W linii prostej to pięć kilometrów, na wzgórzu za wsią. Ochroniaż zaczął krzyczeć, że jacyś "Arabowie" nas napadli. A to byli Czeczeni. Już pierwszego dnia okupanci odcięli prąd i łączność. Pan Bóg mnie kocha, bo tego dnia miałam być w firmie, ale zmieniłam plany w ostatniej chwili. Tego dnia w zakładzie odbywała się konserwacja, więc były tam tylko trzy osoby, a nie dwanaście, jak zazwyczaj. Dwóch uciekło, ale stary stróż nie zdążył. Rosyjskie wojsko zabrało wszystkie jego rzeczy, nawet stary telefon. Na szczęście zostawili go przy życiu.<br>
Przez ten miesiąc, który spędzili w mojej firmie, zniszczyli wszystko. Zniknęły okna i część dachu, ukradli baterie, akumulatory, a nawet części zamienne, których nie można nigdzie użyć. Pola i domy zostały zaminowane, surowce spalone. Zniszczyli prawie tysiąc ton obornika, szkody szły w miliony. Przyjechałam do fabryki w kwietniu. Później zrozumiałam, że za wcześnie. Widziałam sprzęt wojskowy wyciągany z rzeki i ciała żołnierzy. Ludzie szukali bliskich po DNA. Po tym, co zobaczyłam, nie spałam przez kilka nocy z rzędu. Nie chciało mi się nic robić, niczego odbudowywać, ręce mi opadły. Moim jedynym pragnieniem było odejść. Ale byli pracownicy, którzy mnie wspierali. Zainwestowałam więc wszystkie oszczędności w remont budynku. Wszystko robiliśmy sami, szukaliśmy części zamiennych, naprawialiśmy sprzęt - i wtedy znowu się zatrzymałam. Zadałam sobie pytanie: Gdzie iść dalej? Przecież nie było surowców. Ale szczęście mi dopisało. Zostałam zaproszona do programu szkoleniowego dla rolniczek "TalentA-2022. Antykruchość", prowadzonego przez międzynarodową firmę Corteva Agriscience.
Powrót do życia
To właśnie nauczyciele z tego programu edukacyjnych pomogli mi zmienić nastawienie i wrócić do pracy. Szkolenie trwało dwa miesiące. Wśród wykładowców byli agronomowie, prawnicy i ekonomiści. Uczyli mnie umiejętności antykryzysowych, zarządzania firmą i personelem. Podpowiadali, jakie rośliny wybrać, by nawet w trudnych warunkach uzyskać opłacalne zbiory. Mówili o nowych technologiach. W szkoleniu wzięły udział rolniczki z całej Ukrainy, np. z regionu Charkowa. Ich ziemia jest obecnie pod okupacją, jednak uczyły się na przyszłość. Po raz pierwszy od 4 lat istnienia do programu dodano psychologa. Ciągle wtedy czytałam wiadomości w telefonie. Psycholożka poradziła mi, bym to sobie dozowała: raz lub dwa razy dziennie i nie dłużej niż 5 minut. "Te wydarzenia nie zależą od ciebie, nie możesz ich zmienić" - powiedziała.
Ważne jest również, by wrócić na właściwe tory. Przed wojną na pełną skalę miałam wszystko jasno określone. Na przykład, że do jesieni zajmujemy się nawożeniem, a od wczesnej wiosny uprawą warzyw. Miałam nawet zaplanowane spektakle teatralne, które chciałam zobaczyć. Radziłabym ludziom, którzy mają takie problemy jak ja, aby natychmiast szukali pomocy u specjalistów. Ja wracałam do życia małymi krokami.
Odbudowa i dotacje
Podczas tych studiów wygrałam grant w wysokości 340 000 hrywien. Pieniądze wykorzystałam na odbudowę fabryki. Naprawiliśmy i uruchomiliśmy jedną linię, tej wiosny wyprodukowaliśmy nawet niewielką partię nawozu. Zimą nasza firma nie pracuje, bo jest problem z dostawami surowców. Ucierpiało wiele gospodarstw, od których kupowaliśmy obornik. Kolejnym problemem są pracownicy. Do niedawna pracowały u mnie 3-4 osoby w wieku 60+, inni pracownicy służą w wojsku. Potrzebujemy co najmniej 8 osób, które mogłyby pracować na dwie zmiany, ponieważ jedna zmiana nie przynosi zysków. Jeśli chodzi o moce produkcyjne, wiosną wyprodukowaliśmy tylko 30 ton nawozu na cały sezon. Przed wojną to była dzienna norma. Mam nadzieję, że pod koniec lutego tego roku uruchomimy linię, która będzie w stanie produkować do 10 ton nawozu dziennie. Na pewno się nie poddam. Jest popyt na moje produkty. Trzech klientów - rolników zaoferowało mi nawet wsparcie. Według wstępnych szacunków potrzebujemy 2,5 miliona hrywien na odzyskanie dawnych możliwości produkcyjnych. Cała dokumentacja projektu będzie musiała zostać wykonana od podstaw, co jest droższe niż naprawa sprzętu.
Jeśli chodzi o programy rządowe, to dla naszego regionu są one nieskuteczne, bo tereny mamy zaminowane. W zeszłym roku niczego nie zasadziłam. Mam jednak nadzieję, że w tym roku będzie już można uprawiać ziemię, choć na razie wciąż jest niebezpiecznie. Zdarzały się przypadki, że ludzie pracujący na polach wylatywali w powietrze. Jak państwo mogłoby nam pomóc? Mój tata był lekarzem, a pierwszą zasadą w medycynie jest nie szkodzić. Chcę więc, żeby biurokraci zeszli nam z drogi. Kiedy widzę, jak kładą nowe chodniki, mój układ nerwowy tego nie wytrzymuje. Państwo powinno pomagać wojsku w pokonaniu wroga. Ja, jeśli mam wybór: dać pieniądze na moją produkcję lub kupić drona dla wojska - wybiorę to drugie.
Jesteśmy już w Europie
Jesteśmy dość demokratycznym krajem, choć chciałabym zobaczyć nieskorumpowaną Ukrainę. Jesteśmy Europejczykami, zawsze żyliśmy w Europie. W niektórych dziedzinach przewyższamy inne kraje. Na przykład system bankowy: w Szwajcarii jest doskonały, ale nie można szybko otworzyć konta, a w Ukrainie można to zrobić w pół godziny. System medyczny? Spróbuj dostać się do okulisty w Czechach. Zostaniesz wpisany na listę oczekujących, a czekanie na wizytę u lekarza zajmie ci co najmniej dwa miesiące. Albo sektor IT - nasi specjaliści są najlepsi na świecie. Kto był dyrektorem technicznym u Steve'a Jobsa? Steve Wozniak z Czerniowiec. Podobnie jest w innych firmach. Wiem, gdzie pracują moi koledzy ze studiów i kim są, więc mogę śmiało powiedzieć, że świat składa się z ukraińskich specjalistów IT. Chciałabym również, aby młodzi, wykształceni i inteligentni ludzie weszli do polityki i rozwijali kraj, zostawali burmistrzami i prezydentami. Chciałabym, aby radziecki schemat "tylko łajdacy idą do władzy" zniknął na zawsze z naszego kraju. Moim największym marzeniem jest zwycięstwo. Na poziomie zawodowym marzę natomiast o tym, by wszyscy moi pracownicy, którzy bronią kraju, wrócili żywi i byśmy znów mogli razem pracować. Wierzę w przyszłość Ukrainy. A to oznacza, że muszę pracować dla jej rozwoju.
Straciłaś najbliższe osoby? Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko? Zacząć żyć w obcym kraju? Nie masz przy sobie bliskich, którym mogłabyś się zwierzyć, prosić o wsparcie? Twoja mama, siostry, przyjaciółki odeszły może na zawsze? Potrzebujesz rady, wsparcia? Daj sobie pomóc. Napisz od nas (redakcja@sestry.eu), a my zadbamy, aby psycholożka lub terapeutka służyły dobrą radą. To może być pierwszy krok, aby skorzystać z pomocy, która ulży w życiu na obczyźnie i pomoże zacząć rozwiązywać problemy.
Drogie Sestry, na początku chciałam podziękować, że jesteście! Bo mogę poczytać o życiu moich rodaków w Polsce, dowiedzieć się, co w kraju. To taki kawałek świata, do którego zapraszacie wspólnie – nas i nasze polskie siostry, ale też braci. Lubię czytać listy, które dostajecie i odpowiedzi psychologów, które są niczym leczniczy plaster na nasze pokiereszowane życie.
Teraz już wiem, że było to ostrzeżenie
Ja też mam problem. W Polsce była już trzy lata przed wojną. Tutaj znalazła chłopaka Polaka, który ponad trzy lata temu został moim mężem. To była miłość od pierwszego wejrzenia. On pracował na recepcji, a ja przyszłam na rozmowę o pracę. Kiedy wychodziłam poprosił o numer telefonu, na wypadek, gdybym nie dostała tej pracy. Na szczęście przyjęto mnie i od tego czasu jesteśmy nierozłączni.
Marek pochodzi z dużej rodziny. Ma trzech braci i trzy siostry. Są zżyci ze sobą, często się spotykają, pomagają w kłopotach. Bardzo szybko zostałam przedstawiona rodzinie. Jego rodzice są już po 70. Mama urodziła Marka, gdy była już po czterdziestce. Zawsze był oczkiem w głowie mamy. Usłyszałam to od jego rodzeństwa podczas pierwszego spotkania. Wtedy nie zwróciłam na to uwagi, teraz już wiem, że było to ostrzeżenie.
Odnoszę wrażenie, że teściowa mnie jedynie toleruje. Pierwszy z brzegu przykład. Błogosławieństwo rodziców przed wyjściem do kościoła na ślub. Mama pobłogosławiła tylko jego, tak jakby w ogóle mnie tam nie było, jakbym nie klęczała obok niego. Podobnie jest podczas każdej rodzinnej imprezy. Wita się tylko z Markiem, tylko jego pyta, czy mu smakuje, co przygotowała. Ja dla niej nie istnieję. Chciałam się jakoś przypodobać i podczas jednego spotkania zaczęłam pomagać jej w kuchni, znosić talerze, podawać do stołu. I to jej się spodobało. Ona usiadła przy stole ze wszystkimi, a mnie wydawała polecenia, co mam robić, czym się zająć. Sprowadziła mnie do roli kelnerki i chyba tylko w tej roli widzi mnie w swojej rodzinie.
Chciałabym, żeby teściowa zmieniła do mnie nastawienie
Kiedy poskarżyłam się Markowi powiedział, że porozmawia z mamą. I chyba to zrobił, bo podczas kolejnego spotkania już nie chciała mojej pomocy, ale jej nastawienie do mnie się nie zmieniło. Na szczęście mieszkamy osobno. Cieszę się, że mam kochającego męża, który nawet zaproponował, że przestaniemy odwiedzać wspólnie jego rodziców, jeżeli sprawia mi to przykrość. Wiem, że rodzina jest dla niego bardzo ważna i wiem ile znaczy dla niego taki gest. Nie chcę mu sprawiać przykrości, ale chciałabym, żeby teściowa zmieniła do mnie nastawienie.
Nigdy nie miałam odwagi z nią porozmawiać, paraliżuje mnie strach. Obawiam się, że usłyszę słowa, które na zawsze nas poróżnią. Co mogłabym zrobić, aby przekonać ją do siebie? Jestem pewna, że każda inna kobieta na moim miejscu, byłaby traktowana podobnie. Przecież stała się najważniejsze dla jej ukochanego syna. Wydaje mi się, że po takim czasie teściowa powinna już zrozumieć, że Marek ułożył sobie życie i widzi przecież, że jest szczęśliwy. Co z nią jest nie tak? A może ja za dużo wymagam?
Yana Malytska: psycholog, psychologdzieci i młodzieży, pedagog. Udziela wsparcia online na Avigon.pl:
Droga Czytelniczko, czym jest małżeństwo? Związek między dwoma osobamipłci odmiennej, zawarty zgodnie z obowiązującym prawem, pociągający za sobąpewne wzajemne prawa i obowiązki, ustalone w przepisach i zwyczajach. Jeszczeraz powiem „między dwoma”, tutaj już niema mamy, taty tutaj jesteście tylko Wy.
Nie możesz nastawić męża przeciwko mamie
Z Twoich słów wynika, że między wami nie ma kłótni, u was wszystko jest w porządku. W rodzinie jest miłość i wszystko jest dobrze. To jest najważniejsze. Jeszcze jednym bardzo dobrym plusem jest to, że wymieszkacie osobno, nie musicie się spotykać codziennie.
W waszym piśmie jest napisane że mama już jest po70. Człowieka w takim wieku ciężko przekonać, zmienić jego zdanie, zmienić jego stronę widzenia na inny faktor. Tu nie jest mowa tylko o tym, że Twój mąż jest ulubionym synem mamy, ale i to, że on był przy mamie więcej niż 30 lat.
Jeśli chcesz, żeby w waszej rodzinie było wszystko nadal dobrze, nie możesz nastawiać negatywnie męża przeciwko mamie i postarać się przy rodzinnych spotkaniach zawsze pokazywać się z lepszej strony. Tylko w ten sposób uda ci się być najlepszą synową i najlepszą żoną dla swojego męża. Bo jak tylko zaczniesz mówić negatywnie o teściowej, to wszystko może odbrócić się przeciwko wam. Może zmusić męża do zastanowienia się nad waszymi relacjami. Ale tej sytuacji trzeba działać tylko z miłością, tylko dobrym słowem i wtedy dobro będzie na waszej stronie. Trzeba być mądrą, żeby ocalić waszą rodzinę.
Teściowa nie jest zobowiązana kochać wszystkich wokół siebie
Co z nią nie tak? Na takie pytanie nie ma odpowiedzi. Dlatego, że każdy z nas ma swoje wady i zalety. I nie da się pokochać każdego człowieka. Ona kocha nad życie swoje dzieci i nie jest zobowiązana kochać wszystkich wokół siebie.
Tak samo i z Twojej strony. Kochasz bardzo męża, ale nie jesteś zobowiązana lubić jego mamy. Z Twojej strony musi być tylko szacunek do jego mamy, dlatego że ona go urodziła i teraz masz takiego wspaniałego męża. Nie można wymagać od obcego człowieka na siłę szacunku, nie można mu się narzucać. I to bez względu na to kim ten człowiek jest.
Straciłaś najbliższe osoby? Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko? Zacząć żyć w obcym kraju? Nie masz przy sobie bliskich, którym mogłabyś się zwierzyć, prosić o wsparcie? Twoja mama, siostry, przyjaciółki odeszły może na zawsze? Potrzebujesz rady, wsparcia? Daj sobie pomóc.
Napisz od nas na adres mail redakcja@sestry.eu, a my zadbamy, aby psycholożka lub terapeutka służyły dobrą radą. To może być pierwszy krok, aby skorzystać z pomocy, która ulży w życiu na obczyźnie i pomoże zacząć rozwiązywać problemy.
Mój partner długo unikał zbliżenia, a dla mnie seks jest ważny
Od ponad roku jestem w związku z Polakiem, zaznaczam to, choć dla mnie w relacjach damsko-męskich narodowość nie ma znaczenia. Od początku pobytu w Polsce żyło mi się dobrze, po prostu zmieniłam miejsce pobytu, jak to się robi w życiu. Moi rodzice zginęli w wypadku, nie mam rodzeństwa, więc łatwo było mi zacząć nowe życie.
Przyznaję, że odcięłam się od wojny. Nie czytałam i nie czytam wiadomości, jak spotykam się z ukraińskimi znajomymi, to unikam tego tematu. Odkąd straciłam rodziców staram się nie przyswajać złych wiadomości, boję się o swoją psychikę, nie chcę jej obciążać, wypieram złe wiadomości. Może to źle, ale tak łatwiej radzić mi sobie z życiem.
Wracając do mojego partnera, na początku wszystko układało się dobrze. Byliśmy sobą zauroczeni, były, jak to mówią Polacy, motyle w brzuchu. Mój partner długo unikał zbliżenia, a dla mnie seks jest ważny. Kiedy wylądowaliśmy w łóżku, z mojej inicjatywy, mimo że to był nasz pierwszy raz, wszystko trwało szybko i krótko.
Byłam trochę zawiedziona, ale wytłumaczyłam sobie, że to nasz pierwszy raz, nie znamy swoich potrzeb, stres jak wypadniemy itd. Niestety, kolejne zbliżenia także ja musiałam inicjować. Było podobnie – szybko i krótko.
Partner jest dla mnie bardzo dobry, wyręcza mnie nawet w domowych obowiązkach. Jest romantyczny, przynosi kwiaty bez okazji, okazuje czułość. Ale seks jest beznadziejny. Z fragmentów rozmów o jego przeszłości i dwóch partnerkach, które miał do tej pory - ja jestem trzecia – wnioskuję, że to on był porzucany i seks nigdy nie był dla niego na pierwszym miejscu.
Staram się w łóżku, nie leżę jak kłoda
Jego wcześniejsze dziewczyny odchodziły po około roku znajomości. Powiem szczerze, że też się nad tym zastanawiam. Staram się w łóżku, nie leżę jak kłoda. Zawsze jest seksowna bielizna, fajna atmosfera, ale dla niego to bywa za mało. Niekiedy muszę się nieźle napracować, aby miał erekcję i w kilka sekund skończył się nasz stosunek.
Coraz bardziej przekonuję się, że ma problem z erekcją i unika tego tematu. Po seksie od razu idzie do łazienki, tak, jakby przed chwilą nic szczególnego się nie wydarzyło. Nie ma przytulania, pocałunków, tak jakby chciał najszybciej o tym zapomnieć. Mam wrażenie, że on czuje moje rozczarowanie, ale unika rozmowy. Szczerze, sama nie wiem, jak poruszyć ten temat? Jak jemu i nam przy okazji pomóc?
Dorota Kostrzewa, psycholożka, prowadzi praktykę na platformie Avigon.pl:
Szanowna Czytelniczko, bardzo mi przykro z powodu pani rodziców. Rozumiem, że temat wojny jest tematem bardzo trudnym, który mógłby także poruszyć w pani wspomnienia dotyczące wypadku rodziców.
Wracając do pani związku, bo tego dotyczy głównie list. Napisała pani, że seks jest dla Pani ważny, więc jakkolwiek partner byłby dla pani dobry, romantyczny i czuły nie zastąpi to pani sfery seksualnej. Nic więc dziwnego, że jest pani zaniepokojona sytuacją.
Pyta pani jak poruszyć ten temat. Na pewno poruszyć go trzeba i otwarta, szczera rozmowa oparta na bezwarunkowym szacunku, akceptacji i zrozumieniu jest kluczem do rozwiązania sytuacji.
Warto się do takiej rozmowy wcześniej dobrze przygotować: Wybierz odpowiedni moment. Nie chodzi o to, aby czekać na moment idealny, ale dobrze byłoby wybrać taki czas, w którym oboje będziecie mogli porozmawiać bez pośpiechu i prywatnie, aby nikt wam nie przeszkadzał.
Doceń swojego partnera
Przed rozmową warto zastanowić się, co pani ceni w swoim partnerze, za co go pani podziwia, co pani w nim lubi, dlaczego relacja z nim jest dla pani ważna i właśnie od tego zaczęłabym rozmowę.
Podziel się swoimi obawami
W tym miejscu warto powiedzieć o swoich obawach, np. o tym co pani napisała w liście, że nie do końca pani wie, jak poruszyć ten temat, że czuje się pani niekomfortowo, że obawia się pani reakcji partnera, ale mimo to zdecydowała się pani poruszyć tę kwestię, bo życie seksualne jest dla pani ważne.
Wyraź swoje potrzeby bez oskarżania i wysnuwania interpretacji na temat niepowodzeń partnera
Ważne, aby powiedziała pani o swoich potrzebach seksualnych, bez oskarżania i oceniania partnera. np. potrzebuje pocałunków i przytulenia, po zbliżeniu, bo wtedy czuję się kochana, lubię takie i takie rodzaje pieszczot, sprawia mi przyjemność, gdy etc. etc.
W tym momencie zamiast wysnuwania swoich opinii i interpretacji na temat przyczyn niepowodzeń po stronie partnera dobrze jest zadać mu pytanie otwarte np. Co podoba ci się w naszym życiu seksualnym? Co mogłabym zrobić inaczej, abyś czerpał z tego przyjemność? Opowiedz mi o swoich potrzebach etc.
Zdania do rozmowy, które podałam, stanowią jedynie przykłady, aby zilustrować w jakim tonie mogłaby się odbyć taka rozmowa, na co zwrócić uwagę i jakie są jej kluczowe elementy. Absolutnie moim celem nie jest narzucanie konkretnych sformułowań.
Empatia, zrozumienie i cierpliwość
Bardzo ważne jest, aby w takiej rozmowie wykazać się empatią, otwartością na odmienne perspektywy, cierpliwością i chęcią poznania siebie nawzajem. Warto pamiętać, że partner również może czuć się niekomfortowo w tej rozmowie.
Dlaczego tak ważna jest cierpliwość? Ponieważ jedna rozmowa może nie sprawić, że wasze życie seksualne od jutra będzie satysfakcjonujące. Zmiany mogą wymagać czasu. Może także okazać się, że partner będzie potrzebował czasu i nie będzie w stanie przy pierwszej próbie podjęcia tematu rozmawiać o tym otwarcie. Być może okaże się, że warto udać się do specjalisty np. seksuologa lub rozważyć terapię par, jeśli rozmowy zakończą się niepowodzeniem.
Straciłaś najbliższe osoby? Musiałaś zostawić wszystkich i wszystko? Zacząć żyć w obcym kraju? Nie masz przy sobie bliskich, którym mogłabyś się zwierzyć, prosić o wsparcie? Twoja mama, siostry, przyjaciółki odeszły może na zawsze? Potrzebujesz rady, wsparcia? Daj sobie pomóc. Napisz do nas (redakcja.sestry.eu), a my zadbamy, aby psycholożka lub terapeutka służyły dobrą radą. To może być pierwszy krok, aby skorzystać z pomocy, która ulży w życiu na obczyźnie i pomoże zacząć rozwiązywać problemy.
W Polsce jestem od ponad roku. Nie przyjechałam od razu po wybuchu wojny, wydawało mi się, że w moim regionie było w miarę bezpiecznie, ale kiedy zbombardowali sąsiednie miasto postanowiłam wyjechać. Zabrałam ze sobą dwa lata młodszą siostrę. Na początku zostałyśmy dobrze przyjęte, ale szybko udało nam się znaleźć pracę w hotelu i zamieszkać samodzielnie. Mój problem dotyczy relacji z mężczyznami.
Mężczyźni skracają dystans, dotykają, głaszczą
Od początku odczuwam skracanie dystansu przez mężczyzn, Polaków. Mam takie wrażenie, że nasze ukraińskie obywatelstwo bardziej ich ośmiela w kontaktach z nami, że z tego powodu mogą sobie w stosunku do nas na więcej pozwolić. Nie chcę wszystkich panów traktować przez obraz moich kolegów, ale gdy zdarza mi się rozmawiam z moimi koleżankami Ukrainkami, które pracują w Polsce, słyszę od niektórych podobne głosy. Tak, jakby na siłę, chcieli się przypodobać, czy skorzystać na naszej trudnej sytuacji.
Co mam na myśli? Pracuję, jako kelnerka w hotelowej restauracji. Moi koledzy potrafią podejść, powiedzieć coś miłego w stylu: ładnie dzisiaj włosy spięłaś i dotknąć moich włosów. Pojawia się także obejmowanie, gładzenie po plecach podczas rozmowy. Czy to, że jestem Ukrainką pozwala im, żeby mnie dotykać?
Przecież są granice komplementów i dotykania w pracy
Już kilka razy powiedziałam, że nie życzę sobie takiego dotykania. Jestem w pracy, na takim samym stanowisku, jak oni i życzę sobie traktowania, jak reszty zespołu. Na początku było zdziwienie, później irytacja, a ostatnio małe złośliwości z ich strony np. przewrócenie ustawionych serwetek na stolikach, niedowiezienie napojów, a zawsze to robili, czy brak pomocy w sprzątaniu po dużej firmowej imprezie.
Wiem, że to zachowanie nie powinno mieć miejsca i mam nadzieję, że nie będę musiała interweniować u menadżera. Koleżanki Polki nie są traktowane w ten sposób. One pracują już dłużej i nie wiem, jak były traktowane przez kolegów wcześniej.
Nie chcę problemów w pracy, bo to żadna przyjemność pracować w miejscu, gdzie koledzy mają do siebie jakieś żale. Jak z nimi porozmawiać, by unikać takich sytuacji? Przecież oni sami powinni wiedzieć, że są granice komplementów czy dotykania się w pracy.
Mateusz Chartiton, psycholog, psycholog kliniczny, trener. Udziela wsparcia na Avigon.pl: Szanowna Pani Jest Pani odważną i bardzo silną osobą. Dała Pani sobie świetnie radę z przeciwieństwami, które postawiło przed Panią życie i wierzę, że z tą trudnością też świetnie sobie Pani poradzi.
Z tego co Pani opisała wynika iż problem nie jest w Pani a w mężczyznach, których Pani spotyka. Koledzy z pracy podążają za pewnymi krzywdzącymi stereotypami na temat Ukrainek, które utrwaliły się w naszej kulturze za sprawą filmów i seriali, głównie z przełomu lat 90. i 2000.Do tej pory, czyli do wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej, dziewczyny ze wschodu(Rosjanki, Białorusinki, Ukrainki) były kojarzone i przedstawiane w mediach jako sprzątaczki, dziewczyny do towarzystwa, kucharki. Kobiety, które zrobią wszystko dla zarobku, wykonają każdą pracę nawet poniżej ich rzeczywistych kwalifikacji.
Ich zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne i karygodne
Mężczyźni, z którymi Pani pracuje, prawdopodobnie wiedzą o granicach, jakie należy przestrzegać (dotykanie, nietaktowne komentarze) lecz pozwalają sobie na więcej, bo jest Pani z innego kraju, być może liczą na Pani niewiedzę, nieznajomość prawa, wykorzystują Pani sytuację społeczno-ekonomiczną czyli że zrobi Pani wszystko aby utrzymać pracę, są świadomi, że nie będzie Pani chciała zgłosić tego wyżej czy że nie będzie Pani szukać pomocy.
Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie staram się ich w żaden sposób tłumaczyć czy usprawiedliwić, jedynie próbuje Pani nakreśli pewien obraz sytuacji społeczno-kulturowej. Ich zachowanie jest absolutnie niedopuszczalne i karygodne. To co Pani opisała jako miłe słowa, komplementy, tak naprawdę nimi nie są. To próba wykorzystania Pani. Szczery komplement powinien wyglądać w ten sposób: - Masz bardzo ładnie spięte włosy, - Dziękuję - Proszę. Tyle.
Nikt nie ma prawa naruszać Pani cielesności bez wyraźnej zgody ani utrudniać obowiązków służbowych
Jeżeli ktoś chce dotknąć twoich włosów, Twojego ciała. Powinien zapytać się o zgodę. Już za pierwszym razem, gdy zdarzały się takie sytuacje należało zgłosić to kierownictwu a jeżeli to nie pomogło to nawet na policję. To co Pani przedstawiła to sytuacje naruszenia granic fizycznych, a także molestowanie seksualne oraz mobbing. To czyny prawnie zabronione. Nikt nie ma prawa naruszać Pani cielesności bez wyraźnej zgody ani utrudniać obowiązków służbowych.
Zasługuje Pani na lepsze traktowanie niż to, które przedstawiają koledzy z pracy
Proszę nie zważać na atmosferę w pracy, najważniejsze jest Pani bezpieczeństwo oraz komfort psychiczny podczas pracy jaką Pani wykonuje. Tolerowanie takich zachowań może szybko eskalować i doprowadzić do czegoś znacznie poważniejszego, kto wie czego jeszcze mogą się dopuścić jeżeli się im na to pozwoli. Padło pytanie jak z nimi porozmawiać, żeby uniknąć takich sytuacji w przyszłości, uważam że już taką rozmowę Pani wykonała, co było opisane w liście, pozwolę sobie zacytować „Już kilka razy powiedziałam, że nie życzę sobie takiego dotykania. Jestem w pracy, na takim samym stanowisku, jak oni i życzę sobie traktowania, jak reszty zespołu.” ,wyraźnie i asertywnie wyznaczyła Pani granice, co wywołało reakcję w postaci złośliwości Pani kolegów.
To co można zrobić polubownie to już Pani zrobiła, następnym krokiem jest zgłoszenie tej sprawy wyżej (np. menadżer, kierownik, policja). Zalecałbym Pani również odbycie rozmowy z psychologiem. Pani doświadczenia z Ukrainy oraz z pracy mogą mieć negatywne konsekwencje dla Pani dobrostanu psychicznego. Dobrze by było przepracować te doświadczenia i emocje podczas rozmowy. Proszę pamiętać, fakt że jest Pani z innego kraju, czy ma Pani taką a nie inną sytuacje nie uprawnia do wykorzystywania Pani w żaden sposób. Jest Pani wartościową osobą i zasługuje Pani na lepsze traktowanie niż to które przedstawiają koledzy z pracy.
Link do nazwiska psychologa: https://avigon.pl/specjalista/mateusz-chariton
Історія дня вдячності матері сягає давніх часів, коли вшановували богинь родючості. Тоді як у сучасній історії все почалось 12 травня 1907 року. Анна Джарвіс із Філадельфії організувала церковну службу на честь своєї померлої матері — активістки і захисниці прав жінок. Джарвіс багато років докладала зусиль, щоб свято стало масовим, і в 1914 році воно зрештою отримало статус державного за наказом президента Вудро Вільсона.
В Україні День матері відзначають у другу неділю травня. Цього року свято припадає на 12 травня. Традицію святкування заклав Союз українок Канади у 1928 році. Наступного року це свято відзначалося вже й у Львові. 1939 року День матері заборонила радянська влада, і тільки 1999 року зусиллями громадських організацій свято повернулося до України.
У Польщі День матері (Dzien Matki) завжди відзначають 26 травня. Вперше це сталося в 1923 році — тобто 110 років тому. Свято не є вихідним днем, проте його дуже люблять люди.
У місцевих дитячих садках та школах проходять тематичні вистави, діти влаштовують концерти та дякують своїм матусям. У торгових мережах напередодні свята з'являються різноманітні тематичні сувеніри. А деякі ресторани дають відвідувачам знижки, якщо ті приходять з матусею.
Що подарувати мамі?
1. Обов’язково — букет квітів, які мама любить. Підказка: не всі жінки люблять ромашки і орхідеї. Але великий букет троянд, тюльпанів чи бузку — безпрограшний варіант.
2. Як банально б це не звучало, але щось, зроблене власноруч. Бо для мами це означає, що ви витратили свій дорогоцінний час і старалися. Якщо ви “переросли цей вік”, то зробіть для мами альбом з фотоспогадами. Підберіть світлини, підпишіть їх у стилі, який любить ваша мама.
3. Турботу та улюблені смаколики. Так, дбати про маму потрібно не лише на свята, але якщо в цей день самому прибрати в домі або замовити клінінг, організувати вечерю чи доставку смачної їжі, мама точно не залишиться байдужою.
4. Враження та емоції: квиток на концерт, в кіно чи в театр. Візит до ресторану, сертифікат до салону краси чи на масаж. А якщо це буде поїздка в інше місто? А якщо до моря?
5. Прикрасу чи інший аксесуар. Мама — це жінка, а яка жінка відмовиться від нових сережок, браслета чи намиста? А ще жінка завжди хоче нову стильну сумку. І радіє хустці з шовку.
6. Речі для її хобі. Ні, це не пательня для мами, яка любить готувати. Йдеться про нові фарби, якщо вона любить малювати; рідкісні цибулини чи цікаві горщики для квітів, якщо вона їх розводить; схеми для вишивки, а ще — нову книгу, адже вона напевно любить читати.
7. Новий гаджет. Смарт годинник, робот-пилосос, пауербанк, фен, планшет чи взагалі кавоварка — це те, що завжди актуально.
8. Затишок. І все, що допомагає його створити: пухнастий плед, крісло-гойдалку, нову постільну білизну високого гатунку тощо. Ну і якщо ви зробите щось таке власноруч — розпишете чашку, зліпите з глини вазу, пошиєте печворк-ковдру абощо, то ціни вам не буде!
1 maja Polska obchodzi Święto Pracy lub Międzynarodowy Dzień Solidarności Pracowników. To święto państwowe. W 2024 roku przypada na środę i jest oficjalnym dniem wolnym.
2 maja— Dzień Flagi Rzeczypospolitej Polskiej. Ten dzień nie jest oficjalnym dniem wolnym, ale wielu Polaków bierze ten dzień wolny, aby stworzyć Wielki Weekend Majowy.
W końcu 3 maja— Dzień Konstytucji, Święto Narodowe III Maja (Święto Konstytucji 3 Maja). Jest to jedno z najważniejszych świąt państwowych w Polsce. I oczywiście jest to weekend. W 2024 roku przypada na piątek.
Po trzech majowych wakacjach w tym roku następują sobota i niedziela. Co oznacza, że możesz odpocząć przez 5 dni. A ci, którzy biorą urlop 29 i 30 kwietnia, będą mieli łącznie 9 dni bez pracy (od 27 kwietnia do 5 maja 2024 r.).
Jeśli chodzi o pogodę, prognostycy na majowe święta w 2024 roku obiecują ciepłe dni bez deszczu lub mało deszczowe. Oczekuje się temperatury 10-20 stopni Celsjusza.
Ale to nie jedyne święta w maju w Polsce.
19 maja(w niedzielę) Polska obchodzi Zielone Święta (Zielone Świątki), które przypada na 50. dzień po Wielkanocy.
30 maja(Czwartek) Polacy obchodzą Boże Ciało Boże/Boże Ciało Chrystusa (Boże Ciało). Jest to jedno z głównych świąt Kościoła katolickiego. W tym dniu wierzący pamiętają Ostatnią Wieczerzę, kiedy chleb i wino zamieniły się w Ciało i Krew Chrystusa. Charakterystyczną cechą tego święta są uroczyste procesje ulicami i wokół świątyń.
Możesz wziąć urlop 31 maja i mieć przedłużony weekend (od 30 maja do 2 czerwca). Sklepy, szkoły i większość placówek są zamknięte 30 maja, a transport publiczny może działać w ograniczonym rozkładzie jazdy.
Sklepy na majowe święta w Polsce będą działać zgodnie z następującym harmonogramem: 1, 3, 5, 12, 19, 26 i 30 maja — sklepy są zamknięte. W dniach 2 i 4 maja sklepy w Polsce będą działać zgodnie ze zwykłym harmonogramem.
Przypominamy również, że 28 kwietnia - niedziela handlowa.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6599c854b9077a8ca3234f5e_wychidni%20dni%20u%20Polshchi%202024-p-800.jpg">„Czytaj także: Wakacje w Polsce 2024”</span>
Do 10 każdego miesiąca pracodawca w Polsce musi wypłacić Ci wynagrodzenie za poprzedni okres. Jeśli tego nie zrobił, możesz udać się do swojego przełożonego z roszczeniem i zażądać przekazania ci pieniędzy.
Jeśli tak się nie stanie, przede wszystkim musisz napisać wezwanie do zapłaty— wymóg płatności. Można go napisać w dowolnej formie. W wezwaniu do zapłaty należy określić szczegóły umowy o pracę: kiedy została podpisana, jak długo pracujesz, jakie są warunki pracy i wysokość wynagrodzenia. Ponadto musisz podać dane osobowe, oraz czas, w którym masz dostać pieniądze. I ważny szczegół - w wezwaniu do zapłaty trzeba podać numer konta bankowego, na który pracodawca przeleje środki.
Co robić dalej? Jeśli pracujesz w dużym przedsiębiorstwie i istnieje dział odpowiedzialny za odbiór korespondencji, musisz tam wziąć wezwanie do zapłaty. Nie zapomnij poprosić o potwierdzenie otrzymania tego dokumentu.
Jeśli pracujesz w małej firmie, wyślij wezwanie do zapłaty listem poleconym.
Jeśli dalej nie wypłacono Ci pieniędzy, musisz iść do inspekcji pracy. Jeśli jednak to nie pomoże, to w Polsce są sądy pracy, co pomoże w tej sytuacji, mówi prawnik Regina Gusejnowa-Czekurda.
Dla administracji terytorialnej w Polsce system PESEL jest ułatwieniem, gdyż pozwala na szybką identyfikację cudzoziemca. Przyspiesza również procedury urzędowe. Czy numer PESEL dla Ukraińców jest bezpłatny? Jak się o niego ubiegać? W tym artykule wyjaśniamy, jak uzyskać numer PESEL w Polsce i jakie są główne zalety jego posiadania.
Od 16 marca 2022 r. obywatele Ukrainy mogą ubiegać się o nadanie numeru PESEL w specjalnej procedurze uproszczonej. Polski numer identyfikacyjny można uzyskać w urzędach powiatowych i gminnych. Numer nadawany jest po dokonaniu identyfikacji na podstawie dostępnych dokumentów, które w niektórych przypadkach mogły utracić ważność.
Nadanie numeru PESEL obywatelowi Ukrainy - procedura szczególna
Wojna w Ukrainie była powodem wprowadzenia przez polskiego ustawodawcę specjalnej procedury nadawania numeru PESEL obywatelom Ukrainy, którzy schronili się w Polsce. Procedura szczególna dla Ukraińców oraz ogólna procedura nadawania tego numeru funkcjonują obecnie równolegle.
W przypadku obywateli Ukrainy, których pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej został uznany za legalny, stosuje się przepisy "Ustawy z dnia 12 marca 2022 r. o pomocy obywatelom Ukrainy w związku z konfliktem zbrojnym na terytorium tego państwa".
Jak wynika z treści art. 4 ust. 1 ww. aktu prawnego, obywatelowi Ukrainy, którego pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej został uznany za legalny, nadaje się numer PESEL, o którym mowa w art. 15 ustawy o ewidencji ludności, na podstawie wniosku złożonego w dowolnym organie wykonawczym gminy w Polsce.
Wniosek o nadanie numeru PESEL składa się osobiście w siedzibie organu wykonawczego gminy w terminie 30 dni od dnia przybycia na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Wniosek składa się w formie pisemnej na papierze, z własnoręcznym czytelnym podpisem wnioskodawcy, wypełnionym przez wnioskodawcę lub pracownika organu wykonawczego gminy na podstawie danych przekazanych przez wnioskodawcę.
Numer PESEL dla osób niepełnosprawnych i o ograniczonej sprawności
Jeżeli dana osoba nie może osobiście złożyć wniosku do organu jednostki samorządu terytorialnego ze względu na stan zdrowia lub niepełnosprawność, organ jednostki samorządu terytorialnego zapewnia możliwość złożenia wniosku w miejscu zamieszkania tej osoby.
W imieniu osoby nieposiadającej zdolności do czynności prawnych lub posiadającej ograniczoną zdolność do czynności prawnych albo osoby, która ze względu na stan zdrowia lub niepełnosprawność nie może samodzielnie złożyć wniosku, wniosek składa jeden z rodziców, opiekun, wychowawca, opiekun tymczasowy lub osoba sprawująca faktyczną opiekę nad dzieckiem; w przypadku braku takich osób numer PESEL może zostać nadany z urzędu (z obowiązku, przez właściwy organ administracji). Należy podkreślić, że złożenie wniosku o nadanie numeru PESEL w siedzibie organu samorządowego w imieniu osoby nieposiadającej zdolności do czynności prawnych lub posiadającej ograniczoną zdolność do czynności prawnych wymaga obecności tej osoby przy składaniu wniosku. Wyjątek stanowią osoby, które nie ukończyły 12. roku życia, chyba że potwierdzenie tożsamości następuje na podstawie oświadczenia złożonego wobec braku wymaganych dokumentów potwierdzających tożsamość dziecka.
Numer PESEL dla Ukraińców - w jakich okolicznościach będzie potrzebny?
Głównym celem nadawania Ukraińcom polskiego numeru PESEL jest zapewnienie możliwości identyfikacji konkretnej osoby zarówno w systemie krajowym, jak międzynarodowym. Dostępność tego numeru stanowi też znaczne ułatwienie w codziennym funkcjonowaniu w Polsce. Oznacza to, że Ukraińcy będą potrzebowali numeru PESEL do rozpoczęcia działalności gospodarczej, zatrudnienia w ramach stosunku pracy oraz prowadzenia działalności zarobkowej na podstawie umowy cywilnoprawnej (umowy zlecenia).
Inne rodzaje działalności społecznej, w których wymagany jest numer PESEL dla Ukraińców w Polsce, to:
rozliczenia w systemie podatkowym - numer ten służy do identyfikacji podatnika, a także do umieszczania i przetwarzania należności podatkowych;
korzystanie z krajowego systemu emerytalno-rentowego - tutaj, podobnie jak w przypadku systemu podatkowego, numer PESEL pozwala na identyfikację emeryta lub rencisty i przetwarzanie danych tej osoby, co pozwoli przede wszystkim na uznanie uprawnień nabytych przez cudzoziemca w kraju jego pochodzenia, jeżeli Rzeczpospolita Polska i dany kraj zawarły w tej sprawie umowę międzynarodową;
korzystanie z publicznego systemu oświaty - w ramach tego systemu numer PESEL jest powszechnie wykorzystywany w procedurze rekrutacyjnej oraz przy gromadzeniu informacji o uczniach i studentach;
korzystanie z systemu świadczeń socjalnych - dzięki numerowi PESEL cudzoziemiec ma znacznie łatwiejszy i szybszy dostęp do niektórych rodzajów świadczeń.
Nadanie numeru PESEL jest procedurą standardową, która dotyczy również osób niebędących obywatelami polskimi. Obecnie uzyskanie numeru PESEL podlega dwóm procedurom: procedurze standardowej oraz procedurze przewidzianej dla obywateli Ukrainy, z uwagi na trwającą w Ukrainie wojnę. W obecnych realiach numer PESEL znacznie ułatwia cudzoziemcom funkcjonowanie na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, w szczególności w zakresie rozliczeń podatkowych, dostępu do edukacji oraz systemu emerytalnego. Niekiedy numer ewidencyjny jest niezbędny - dotyczy to np. zakładania indywidualnej działalności gospodarczej przez Internet czy ubiegania się o świadczenie wychowawcze.
Według stanu na grudzień 2023 r. w polskich rejestrach PESEL znajduje się około 1,5 mln uchodźców z Ukrainy, z czego 46% to kobiety w wieku aktywności zawodowej, a około 40% to dzieci w wieku szkolnym, które otrzymały numer PESEL ze statusem UKR - informuje prezes Zakładu Ubezpieczeń Społecznych Gertruda Uścińska. Podkreśla przy tym, że 52-54% kobiet pozostaje na stałe na polskim rynku pracy, o czym świadczy regularne opłacanie składek i podatków.
Z drugiej strony, dokumenty Departamentu wymieniają około 775 000 Ukraińców, którzy przybyli do Polski przed wojną.
Dzięki ścisłej współpracy Związku Banków Polskich i Narodowego Banku Polskiego powstał system blokowania kart, który pozwoli Ukraińcom chronić swoje finanse.
System i funkcja blokowania wszystkich polskich kart bankowych jest dostępna w języku ukraińskim pod numerem +48 828 828 828, a informacje na temat jego działania są dostępne na stronie www.zastrzegam.pl.
Obywatele Ukrainy, którzy przyjeżdżają do Polski i otwierają konto w polskim banku, powinni mieć możliwość ochrony swoich danych i finansów. Mając to na uwadze, banki uruchomiły specjalną infolinię w języku ukraińskim oraz stronę internetową do blokowania kart bankowych.
Karty bankowe w Polsce mogą być zablokowane przez całą dobę
Infolinia międzybankowa działa przez całą dobę i siedem dni w tygodniu.
Na stronie internetowej systemu obywatele Ukrainy znajdą informacje o tym, jak szybko zablokować zgubioną lub skradzioną kartę.
Tylko karty wydane przez polskie banki mogą zostać zablokowane
Kluczowym elementem systemu jest infolinia IVR, wykorzystująca technologię rozpoznawania mowy. Wypowiadając nazwę banku, system głosowy podpowiada posiadaczowi karty, aby zadzwonił na odpowiednią infolinię w celu zabezpieczenia karty. System zadaje tylko pytania dotyczące nazwy banku. System nie pyta o dane osobowe, takie jak imiona i nazwiska czy numery PESEL.
Usługa blokowania kart w języku ukraińskim jest całkowicie bezpłatna
Możliwość zablokowania polskiej karty bankowej w języku ukraińskim jest bezpłatna, użytkownik musi jedynie zapłacić za połączenie telefoniczne - zgodnie z taryfą swojego operatora.
Jak korzystać z infolinii?
Jeśli zgubiłeś kartę lub została ona skradziona, powinieneś ją natychmiast zablokować. W języku ukraińskim kartę bankową w Polsce można zablokować w następujący sposób:
- zadzwoń pod numer +48 828 828 828;
- wpisz nazwę swojego banku w Polsce, a zostaniesz do niego przekierowany;
- odpowiedz na kilka pytań, aby zweryfikować dane;
Pamiętaj, aby natychmiast zablokować utracone karty bankowe
W przypadku utraty karty należy ją jak najszybciej zablokować, aby chronić swoje pieniądze. Warto zapisać w telefonie numer infolinii do blokowania kart polskich banków w języku ukraińskim.
System blokad prowadzony jest przez Związek Banków Polskich. Został on stworzony we współpracy z Narodowym Bankiem Polskim.
Proszenie kogoś o pomoc nie oznacza, że jesteś słaby. Oznacza, że nie jesteś sama i możesz liczyć na wsparcie. Naszym globalnym celem jest stworzenie sieci korespondentek od Warszawy po Lizbonę, od Toronto po Waszyngton, tak aby wszystkie kobiety z Ukrainy dotknięte wojną miały dostęp do prawdziwych informacji w każdym zakątku świata. Wesprzyj nas i stań się częścią naszej wspólnej misji. Potrzebujemy Was, naszych patronów, czytelników, autorów, bohaterów, sióstr!