Exclusive
20
min

Około miliona dzieci w Ukrainie ma sporadyczny kontakt ze szkołą. To może mieć dotkliwe konsekwencje

Każdego dnia sterowane przez Rosjan pociski zabijają w Ukrainie cywilów, niszczą ich domy, szpitale, urzędy, drogi. Burzą też przedszkola i szkoły. Do dnia, w którym powstał ten tekst, zdewastowanych zostało około 1622 szkolnych budynków (co siódmy), a ponad 200 jest całkowicie zburzonych. Około miliona dzieci w Ukrainie (30 proc.) ma sporadyczny kontakt ze szkołą. Gdzie i w jakich warunkach uczą się ukraińskie dzieci? Jak to wpłynie na

Sestry

Ilustracje: Olena Polishchuk

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Przez wiele tygodni dwie dziennikarki Julia Kalashnyk z Kijowa i Edyta Iwaniuk z Warszawy próbowały ustalić, ile ukraińskich dzieci z powodu wojny nie uczęszcza do żadnej szkoły, ile ma  problemy z uczeniem się, ile znajduje się poza system edukacji ukraińskiej bądź kraju, do którego udało im się uciec przed wojną. Rozmawiały z dziesiątkami osób: dziećmi, rodzicami, nauczycielami, przedstawicielami organizacji pomocowych, ekspertami. Czytały raporty dotyczące edukacji ukraińskich dzieci, te międzynarodowe, przygotowane przez polskie organizacje pozarządowe, ministerialne dokumenty powstałe w Ukrainie i Polsce. Z powodu wojny, zmiany ciągłego miejsca pobytu, niekompatybilności systemów ukraińskich, polskich, europejskich, ZUS-u czy straży granicznej, ani urzędnicy, ani aktywiści czy organizacje pozarządowe nie są w stanie określić nawet przybliżonych liczb dzieci, których nie obejmuje żaden system edukacji. Ostrożnie, na podstawie badań ukraińskiego ministerstwa ostatnie znane szacunki mówią, że 30 proc. dzieci ma sporadyczny kontakt ze szkołą w Ukrainie.

Dziennikarki wyjaśniają szczegółowo, skąd braki w statystykach i zadają pytanie o losy dzieci, których przyszłość jest zagrożona. Czy można już mówić o straconym pokoleniu? Jakie konsekwencje będzie miała kilkuletnia luka w edukacji?

Po co nam wiedza o tym, ile ukraińskich dzieci z powodu wojny jest poza jakimkolwiek systemem edukacji, nie chodzi do szkoły, ani nie uczy się on-line? Bo to kluczowe, żeby zrozumieć, jak drastycznie wojna zmienia przyszłość Ukrainy. A przyszłość Ukrainy jest związana z przyszłością Polski. Wielotygodniowe śledztwo przynosi więcej pytań niż odpowiedzi. Czy to 200 tysięcy, pół miliona, czy milion dzieci? Nie można tego oszacować. Twarde dane pokazują, że od początku wojny z ukraińskiego systemu edukacji ubyło około 470 000 dzieci. Wiadomo, że większość ukraińskich uczniów ma około 2,5 roczne opóźnienie w porównaniu z rówieśnikami z krajów OECD. Na terenach wiejskich ta różnica wynosi nawet cztery lata.

Nauka online ratuje życie

Kiedy na ulicach ukraińskich miast 24 lutego 2022 r. pojawiły się rosyjskie czołgi, ukraiński system edukacji stanął. Tysiące dzieci, takich jak 16-letnia Sasza z Charkowa, dowiedziało się tego ranka, że nie pójdą do swojej szkoły. Nie zobaczą kolegów, nauczycieli, nie będą mogły powiedzieć do widzenia.
Zamiast plecaka z książkami, musiały spakować najpotrzebniejsze rzeczy i uciekać, żeby ratować swoje życie.

W pierwszych dniach rosyjskiej okupacji nie było jeszcze wiadomo, jak długo potrwa wojna. Szybko się jednak okazało, że rosyjska agresja nie jest sytuacją przejściową. Całkowita przerwa w nauczaniu trwała jednak tylko około dwóch tygodni, ponieważ szkoły, korzystając z covidowych doświadczeń, szybko opracowały system nauki online. - Wschód Ukrainy doświadczył najbardziej intensywnych strat, podczas gdy regiony centralne i zachodnie doznały mniejszych zakłóceń, koncentrując się bardziej na dostosowaniu procesu edukacji - wyjaśnia Olena Lynnyk, autorka badań o edukacji podczas wojny z organizacji Osvitanalitika.

W tej chwili, po trzech latach pełnoskalowej wojny wywołanej rosyjską agresją w Ukrainie i aneksji Krymu w 2014 roku, na okupowanych terytoriach znajduje się 1,6 miliona dzieci. Tylko na Krymie jest ponad 200 tysięcy dzieci w wieku szkolnym, które nie mają dostępu do ukraińskiego systemu edukacji. Eksperci mówią o nich: "stracone pokolenie". 

Poza tym na większości terytorium Ukrainy są trzy formy nauczania: online, stacjonarne i mieszane. Wybór formatu zależy głównie od tego, czy dzieci mają gdzie się uczyć: czy ich szkoła nie została zbombardowana przez Rosjan, czy istnieją alternatywne budynki, w których mogłyby odbywać się lekcje. Również od tego, czy sytuacja bezpieczeństwa w regionie pozwala na naukę stacjonarną lub mieszaną.
Oraz czy w szkole dostępny jest schron w razie bombardowania, jaki jest jego stan i czy pomieści wszystkie dzieci.

Jeśli pójście do szkoły zagraża życiu dzieci, tak jak w Charkowie, przechodzą na stałe w tryb nauki online. Było to dużym wyzwaniem dla ukraińskiego systemu edukacji, ale pozwoliło na szybkie wznowienie działalności szkół w większości regionów i kontynuowanie nauki na obszarach zagrożonych.

Jeśli w ogóle nie ma dostępu do edukacji, to nauka online ratuje życie. To lepsze niż brak jakiejkolwiek edukacji - mówi Olena Lynnyk.

 

Ilustracja: Olena Polishchuk

W szkołach, w których odbywają się zajęcia stacjonarne, syreny alarmowe wysyłają uczniów i nauczycieli do schronów. Ale dla tych, którzy uczą się online, schemat działania jest inny. Kiedy rozlega się alarm, nauczyciele muszą przerwać lekcję i przenieść się w bezpieczne miejsce, a uczniowie podążają za nimi, jeśli ostrzeżenie dotyczy ich obszaru. Alarmy te są częste i mogą trwać ponad 10 godzin, poważnie zakłócając naukę.

Zniszczenie szkół, rozproszenie dzieci na Ukrainie i za granicą, brak nauczycieli (54 tysiące ubyło) i gwałtownie spadające wskaźniki skolaryzacji, to główne wyzwania, jakie wojna postawiła przed ukraińskim systemem edukacji. Jesienią 2024 r. wiceminister edukacji Ukrainy ds. szkolnictwa, Nadia Kuzmychova, oświadczyła, że wskutek rosyjskiej agresji zniszczone zostały 1663 szkoły, z czego 201 całkowicie. Według niej 879 szkół znajduje się na terytorium okupowanym przez Rosję. Ponieważ bombardowania cały czas trwają, liczby rosną. Źródła podają, że w sumie co 7 szkoła w Ukrainie została zniszczona.

Ale nawet edukacja online nie zawsze jest wyjściem. W wioskach pierwszej linii często nie ma internetu, prąd znika, a budynek szkoły jest całkowicie zniszczony.

Nauczyciel: Czy zobaczę jeszcze moją klasę?

Nauczycielka języka ukraińskiego z Charkowa, Olena, wspomina, jak we wrześniu 2022 roku uczyła  dziesiątą wtedy klasę, prowadząc lekcje online, bo szkoła, w której pracowała, została zbombardowana. W tych dniach Rosja zaczęła atakować ukraińską infrastrukturę energetyczną za pomocą precyzyjnych uderzeń. Charków był jednym z pierwszych celów.
Większość miasta była pozbawiona prądu, a mobilny internet zniknął.

- Nie było prądu, nie było internetu. Powtarzałam sobie w kółko "nie poddasz się, Olena", aż udało mi się na chwilę połączyć i wysłać im materiały i prace domowe. Kolejnego dnia, znów to samo, brak prądu, brak internetu, aż coś złapało i zobaczyłam na ekranie 16 "świecących się" główek, czyli klasa dołączyła do lekcji. Hałaśliwy Mykyta powiedział, że czuje się dobrze z kontynuacją szkoły.

„Miło jest wrócić do czegoś znajomego". „Byliśmy zszokowani, gdy zobaczyliśmy, że nasza szkoła jest zniszczona" - wyznała Svytlana. Ktoś dodał: „Czujemy się, jakby to nie działo się naprawdę". Zapytani, czy chcą wrócić do Charkowa, chórem odpowiedzieli „Tak". Tego dnia ich marzenie było proste - ukończyć razem szkołę w rodzinnym mieście za dwa lata. „Czekamy na ukończenie szkoły w Charkowie", mówili.

Spotkaliśmy się z klasą dwa lata później, 22 maja 2024 r., kiedy najważniejszy dzień - zakończenie szkoły, był tuż za rogiem. Wtedy było już jasne, że ich marzenia się nie spełnią. Nauczycielka Olena przygotowywała się do kolejnego dnia zdalnych lekcji. Z okna jej mieszkania na dziewiątym piętrze w Charkowie widać było kłęby dymu - dowód wznowienia walk w regionie, gdy Rosjanie zintensyfikowali ofensywę.

Tego dnia w wirtualnej klasie było tylko ośmiu 11-klasistów. Reszta uczyła się asynchronicznie z zagranicy (nauka asynchroniczna odbywa się nie w czasie rzeczywistym, tylko po zakończeniu lekcji, z nagrań). Już od wielu miesięcy z powodu wojny byli rozproszeni po całym kraju i poza granicami Ukrainy. Saszko i Dmytro zostali w Charkowie, Andrij wyjechał do Pawłohradu, Swietłana do Kijowa, a Pawło do Użhorodu. Inni jeszcze dalej: Denys do Czech, Alyona do Rumunii.

Ilustracje: Olena Polishchuk

Po drugiej stronie ekranu

Jednym z uczniów, którzy zostali w Charkowie, był nastoletni Dymytro. Poczuciem humoru próbuje rozładować trudną sytuację. - Po ciężkiej nocy z wieloma eksplozjami, dronami kamikadze nad miastem i tym wszystkim, myślałem sobie, no cóż, może jutro będę mógł pominąć pierwszą lekcję? Zaryzykuję i powiem, że oszukiwanie stało się o wiele łatwiejsze podczas nauki online. Ale tak na serio, to trudniej jest przyswoić materiał, niż osobiście. Trudniej jest się skupić. Wolę normalną naukę w szkole. No i brakuje mi siedzenia w klasie, bycia z innymi ludźmi.

15 letnia Valentyna z Izium spędziła siedem miesięcy pod rosyjską okupacją w 2022 roku. Nie miała warunków do nauki.  - Ukrywaliśmy się, to nie było miejsce na naukę, nie miałam warunków. Nie byłam w stanie otworzyć książki.

Najbardziej z tego czasu pamiętam, jak rosyjscy żołnierze usłyszeli szczekanie psa. Zaczęli strzelać w ziemię, próbowali go upolować.

16-letnia Sasza z Charkowa, dobrze pamięta dzień, w którym wybuchła wojna, ale nie chce go wspominać. W dwie godziny z mamą spakowały najpotrzebniejsze rzeczy, dwa koty i opuściły mieszkanie. Los je rzucił na Słowację. Potem już pamięta bardzo mało, ciągle spała. Nie miała siły ani na naukę on-line, ani pójście do szkoły w nowym kraju. Jej matka była bezradna, pozwoliła dziewczynie odpocząć.

Z ukraińskiej klasy Saszy tylko pięć osób zostało w mieście. Dziewczynka ma sporadyczny kontakt z kolegami, są w innych miastach lub krajach. Sasza nie poszła do szkoły na Słowacji. Jest jedną z 600 tys. ukraińskich uczniów, którzy, według UNHCR, nie poszli do lokalnej szkoły w kraju, który ich przyjął. Sasza uczyła się w ukraińskim systemie on-line. Traumatyczne przeżycia przerabiała z psychologiem na terapii.
Skończyła ukraińską szkołę online i poszła do stacjonarnej artystycznej szkoły w Bratysławie w 2024 roku. W tym roku chce dostać się na studia na Słowacji.

"Koleżanki tego nie zrozumieją". Historie dzieci, które dotarły do Polski

14-letnia Nastka z Połtawy po wybuchu wojny przyjechała z mamą do Warszawy. Uczy się w dwóch szkołach: polskiej w Warszawie i ukraińskiej online. Marzy o tym, by dostać się do dobrego warszawskiego liceum albo do technikum. Chodzi na korepetycje, by dobrze zdać egzamin ósmoklasisty. Jest dobra z matematyki, choć, jak mówi, gubi się w polskich nazwach. Lubi swoją polską klasę, ale tęskni za koleżankami z Charkowa.

- W mojej polskiej klasie wszyscy są bardzo mili. Szczególnie wspiera mnie wychowawczyni. Mam kilka koleżanek. Wiem, że nigdy nie zwierzają mi się ze wszystkiego i ja też nie jestem do końca szczera. Nie zrozumieją, ja też nie. Po lekcjach często siedzę na komunikatorach z koleżankami z Charkowa. Ale one też już coraz mniej rozumieją. Nie wiem, kiedy się spotkamy - mówi ze smutkiem dziewczynka.

Liza lubi Warszawę, także za to, że oferuje wiele możliwości, wiele zajęć dla dzieci.
- Chodzimy ze szkołą na basen. Jeździmy 20 minut na pływalnię specjalnym autobusem raz w tygodniu. Kiedyś w nim zasnęłam. Ocknęłam się sama w autobusie, ale kierowca był bardzo miły i szybko odwiózł mnie na miejsce, nie zauważył, że nie wszyscy wysiedli.
Wychowawczyni się bardzo przejęła, że się mnie nie doliczyła. Ale tylko raz o mnie zapomnieli. Normalnie wszyscy są naprawdę mili. Jesteśmy wdzięczni Polakom. Cała szkoła zrzucała się na zakup pianina dla innej uzdolnionej muzycznie Ukrainki z równoległej klasy. Potem też była zbiórka na wiolonczelę dla innej dziewczyny, jak się dowiedzieli, że i jej dom został zbombardowany.
Nie wiem, czy uzbierali, ale ktoś w końcu kupił instrument. Wszyscy na początku byli bardzo pomocni, zwłaszcza nauczyciele. Dziś już się chyba nie wyróżniam, nikt za bardzo nie pamięta, że jestem z Ukrainy. Raczej zostaniemy w Polsce, nawet jak skończy się wojna, nie mamy do czego wracać. Nie myślę o tym.

Ilustracje: Olena Polishchuk

„Nie krzycz tak, nie jesteś na Ukrainie”

Młodszym dzieciom jest dużo łatwiej się przystosować do nowych warunków. Nie wiem, czy moi chłopcy pamiętają już życie w Kijowie - mówi Julia, mama przedszkolaka i drugoklasisty, która po wybuchu wojny z dziećmi przyjechała do Warszawy. Pracuje w międzynarodowej korporacji na kierowniczym stanowisku. -Nie udało mi się od razu zapisać chłopców do przedszkola, nie rozumiałam, jak działa polski system.
Nie ukrywam, że pomogła mi przyjaciółka i do tej pory pomaga, bo nie sposób wszystkiego pojąć z Google Translate. Jednak choć moja koleżanka Ania ma doktorat, nie udało nam się z sukcesem zaaplikować na 800+ dla jednego z synów, z powodu błędu Straży Granicznej w systemie.
Jestem w dobrej sytuacji, więc to nie jest duży problem. Jestem zadowolona z naszej szkoły na warszawskiej Pradze Południe. Nauczyciele są wyrozumiali. Gdy się zdarzały nieprzyjemne sytuacje, na zebraniu podniosłam rękę i spytałam, czy to zachowanie jest normalne i sytuacja została wyjaśniona. Nie ma o czym gadać, to były jakieś mikro przykre zachowania.

Chodziło o to, że jedno dziecko wielokrotnie powtarzało "nie krzycz tak, nie jesteś na Ukrainie". Nigdy potem nie mieliśmy już żadnych przykrości, poza zwykłymi sprzeczkami. Daniel ma polskich kolegów, chodzi na piłkę. Wasz system edukacji jest bardziej ludzki, traktuje dzieci podmiotowo. Nawet na piłce myślę sobie, że oni się ciągle bawią, a nie porządnie trenują. Obaj chłopcy są zapisani do rejonowych szkół w Kijowie, mają korepetytorkę, która ich przygotowuje do egzaminów. Są w dwóch systemach. Tak na wszelki wypadek.

Ja myślałam, że przyjechaliśmy do Polski na dwa, góra trzy miesiące i to wszystko minie - mówi Lena. Jej historia potwierdza wnioski z raportów i badań.

Młodsze dziecko w pierwszej klasie nie ma większych problemów z adaptacją, ale nastoletni Andrij nie ma wielu kolegów, często mówi, że chciałby wrócić do Kijowa. Trafił do polskiej ósmej klasy. - On był w szkole z rozszerzonym angielskim i tak sobie próbował radzić, mówiąc po angielsku przez pierwsze miesiące. Niestety, to był bardzo trudny czas, był jednocześnie w ukraińskiej szkole, a w Polsce przygotowywał się do egzaminu ósmoklasisty.
Miał problemy z matematyką, chemią, fizyką. To, co słyszał w szkole po polsku, zapisywał w zeszycie cyrylicą. Pomogły jednak dodatkowe zajęcia z polskiego i szybko wyrównał poziom językowy. Udało mu się zdać nawet dobrze egzamin i dostał się do liceum na warszawskim Bródnie.
Mieliśmy historię przemocy rówieśniczej, werbalnej.

Dzieci w tym wieku bywają okrutne. Dopytywały się Andrzeja często, czy już na nasz dom w Kijowie zbombardował Putin. Andrzej bardzo przeżywał wyjazd do Polski, tęsknił za naszym domem. Porozmawiałam o tym z wychowawcą i, jak wy to mówicie, "jak ręką odjął", głupie docinki się skończyły. Zrezygnowaliśmy z ukraińskiej szkoły on-line, bo syn i tak ma dużo lekcji.
Liczymy, że jeśli będzie chciał pójść na studia w Ukrainie, polski dyplom będzie się liczył, a on ciągle powtarza "mama, ja chcę do domu". O powrocie w ogóle nie myślimy. Wspomagamy Ukrainę stąd na tyle, na ile się da. Myślimy ciągle o Ukrainie, z bólem, że nas tam nie ma. Ale ja nie umiem być już w Kijowie nawet kilku dni, ciągłe alarmy, schodzenie do schronów. Ta sytuacja to taka wielka trauma, która mnie osobiście przerasta.
Nie umiem się do tego przyzwyczaić. Co to za życie dla dzieci? Jak można się uczyć w takich warunkach?

Trzeba wybierać między złym a bardzo złym

W czasach kryzysu wojennego wszystko jest kryzysowe, więc oczywiście edukacja online, w każdej formie jest lepsza niż brak jakiejkolwiek edukacji. To wybór między złym a bardzo złymi rozwiązaniami, mówi ekspertka ds. edukacji Olena Lynnyk.

W roku 2024 większość szkół w Ukrainie przeszła na naukę stacjonarną - 53 proc., podczas gdy 28 proc. korzystało z formatu mieszanego, a 19 proc. dzieci na terenach przy froncie wciąż uczy się on-line.

Zwłaszcza przy linii frontu ale także w innych miastach w całym kraju, ciągłe alarmy bombowe, rosyjskie drony i ataki rakietowe na systemy energetyczne prowadzą do przerw w dostawie prądu i zakłóceń w dostępie do Internetu. To oznacza to, że praktycznie każdy uczeń nie może uczyć się w pokojowych warunkach. Badanie organizacji Save the Children wykazało, że około dwie trzecie dzieci w regionach frontowych Ukrainy nie może osobiście uczęszczać do szkoły. Skutkuje to fragmentaryczną edukacją, ciągłym napięciem i koncentracją na przetrwaniu.

Irpin, przedmieście Kijowa, na początku wojny zostało doszczętnie zbombardowane a wszystkie szkoły częściowo lub w całości zniszczone. Liceum nr 3 ucierpiało najbardziej. Udało się je odbudować. Dziś uczy się tu 1608 uczniów, a nowy schron przeciwlotniczy może pomieścić 700 dzieci, czyli niecałą połowę szkoły. Dlatego szkoła działa na dwie zmiany. - Oczywiście, to nie jest prawdziwa nauka, gdy 700 dzieci jest zgromadzonych w piwnicy - mówi Larysa Kostyantynivna, zastępczyni dyrektora liceum.

Skutki fragmentarycznej edukacji

Taki sposób uczenia się przynosi znaczące straty. Skutki ciągłej nauki online i stres wywołany wojną pokazuje badanie PISA 2022, w którym 15-letni ukraińscy uczniowie uzyskali o 38 punktów niższy wynik w czytaniu w porównaniu do 2018 roku, 59 proc. osiągnęło poziom podstawowy, a 29 proc. uzyskało poziom 3 lub wyższy (wyniki testu PISA na poziomie 5 lub 6 są uważane za osiągające wysokie wyniki). Badanie przeprowadzono w 18 z 27 regionów Ukrainy.

Ukraińskie władze problemu nie bagatelizują, dlatego Instytucja badająca jakość nauki, zwłaszcza w wojennym czasie monitoruje postępy uczniów.
Z przeprowadzonych przez nią badań wiemy, że mimo że większość uczniów w Ukrainie jest oficjalnie zarejestrowana w systemie edukacji, nie wszyscy mają stały dostęp do nauki.
W roku szkolnym 2022/2023, aż 30 proc. ukraińskich uczniów doświadczyło przerw w nauce z powodu wojny, liczba ta sięgała 40 proc. w regionach południowych przy froncie.

Ukraińscy uczniowie pozostają w tyle za swoimi rówieśnikami z krajów OECD średnio o około 2,5 roku w zakresie umiejętności czytania.
Anastasiia Donska z organizacji Teach for Ukraine jest przekonana, że uczniowie przygotowujący się do egzaminów wstępnych na uczelnie osiągają wyniki na poziomie ucznia dziewiątej klasy, podczas gdy ci, którzy wchodzą do szkół zawodowych, są bliżej umiejętności ucznia siódmej klasy.
Uczniowie z obszarów wiejskich stają przed jeszcze większymi wyzwaniami, a straty sięgają nawet 4 do 4,5 roku w porównaniu do ich miejskich rówieśników czy do mieszkańców innych krajów europejskich.

W maju 2024 roku Instytut zajmujący się nadzorowaniem jakości nauki w Ukrainie przeprowadził testy dla uczniów klasy szóstej i ósmej w języku ukraińskim oraz matematyce. Uczniowie szóstej klasy wykazali niewielką poprawę, a więcej z nich osiągnęło wystarczające wyniki, co prawdopodobnie wynika z spadku nauczania zdalnego z 39 proc. do 24 proc..

W przeciwieństwie do tego wyniki uczniów ósmej klasy spadły. Ukraińskie Ministerstwo Edukacji wprowadziło program "Ekosystem wyrównawczy strat w nauce" „Ecosystem for Catching Up on Educational Losses" - na razie dostępny tylko w kilku regionach - który pozwala ukraińskim uczniom korzystać ze sztucznej inteligencji i interaktywnych lekcji opartych na przypadkach, aby przezwyciężyć braki w nauce.
Jednak problem pozostaje częściowo nierozwiązany z powodu braku skoordynowanych rozwiązań oraz kompleksowego i finansowanego programu ze strony Ministerstwa Edukacji.

Jak policzyć dzieci, które nie chodzą do szkoły?

Jak usłyszałyśmy w rozmowie między innymi z UNHCR, nikt nie jest w stanie dokładnie stwierdzić, ilu ukraińskich uczniów jest poza lokalnymi systemami szkolnymi w krajach przyjmujących UE. 600 tys. z 1.4 mln przebywających za granicą nie chodzi do szkoły.

Według UNHCR dzieci nie są zapisywane do lokalnych szkół, bo rodziny wciąż mają nadzieję na powrót do kraju. Bariera językowa, dodatkowe zajęcia, problemy z dostaniem się do szkoły, strach przed utratą "jednego roku" (np. dziecko z 4 klasy ukraińskiej, musi iść do 3 polskiej) - to najczęstsze powody. 

Dzieci przemieszczają się, systemy europejskie do liczenia nie są spójne. Jaki jest status tych 600 tys. dzieci? Do końca nie wiadomo. Mogą uczyć się online w systemie ukraińskim lub nie uczyć się w ogóle w żadnym systemie.

Największa liczba ukraińskich uczniów poza systemami edukacyjnymi znajduje się w Mołdawii - 65 proc., w Bułgarii - 23 proc., na Słowacji - 13 proc. i w Rumunii - 12 proc., w Polsce - 11 proc (dane UNHCR).

Z roku na rok jednak coraz więcej dzieci decyduje się na naukę w lokalnej szkole w kraju, do którego udało im się dotrzeć. Około 50 tys. więcej w roku 2024 niż 2023 - wynika z informacji przekazanych przez rzeczniczkę praw obywatelskich ukraińskiej oświaty Nadiię Leshchyk. 

Nawet 360 tys. dzieci pobiera lekcje w ukraińskim systemie on-line z zagranicy. Większość z nich na dwie zmiany - to słyszymy z oficjalnych źródeł. Ale czy wszystkie dzieci zarejestrowane on-line faktycznie uczęszczają na zajęcia, tego też nie da się potwierdzić.
Eksperci, rodzice i nasze doświadczenie pokazują raczej, że wiele z nich pozostaje w „szarej strefie" - technicznie w systemie, ale nie uczestniczy aktywnie w edukacji.

Dlaczego ubywa dzieci z ukraińskiego systemu?

Najwięcej dzieci ubywa z pierwszych klas. Jedną z największych zmian w ukraińskim systemie edukacji pokazują dane uzyskane przez Ukraiński Instytut Analiz Edukacyjnych - spadek liczby uczniów i pierwszoklasistów na całej Ukrainie od początku wojny.

W roku szkolnym 2021-2022 na Ukrainie uczyło się 4 230 358 uczniów. W roku szkolnym 2024-2025 liczba zarejestrowanych w systemie spadła do 3 743 022. Oznacza to utratę ponad 487 000 - około 11 proc. uczniów w ciągu trzech lat wojny.

Na główne przyczyny porzucania nauki przez uczniów  wskazuje się ucieczki rodzin za granicę z powodu wojny oraz uczniowie, którzy utknęli na terytoriach okupowanych.

Ilustracje: Olena Polishchuk

Najgorzej jest na froncie

Jak widać na wykresie, regiony frontowe i okupowane są jednymi z najbardziej dotkniętych spadkiem scholaryzacji. W obwodzie charkowskim liczba dzieci zmniejszyła się o jedną piątą, w obwodzie chersońskim o prawie połowę, w obwodzie zaporoskim jedna trzecia dzieci nie jest już w ukraińskim systemie, z powodu migracji i rosyjskiej okupacji, w obwodzie ługańskim - 63 proc., a w obwodzie donieckim - 54 proc.

Sytuacja jest jeszcze gorsza, jeśli chodzi o pierwszoklasistów. W obwodzie ługańskim aż 86 proc. dzieci wypadło z systemu. (Obwód charkowski - 45,65 proc.; obwód chersoński - 71,58 proc.; obwód zaporoski - 60,32 proc.; obwód doniecki - 74 proc.). Jedynie w Zaporożu, w pobliżu linii frontu, odnotowano wzrost liczby uczniów o 13,5 proc. Wzrost ten jest spowodowany migracją wewnętrzną - mieszkańcy wsi przenoszą się do miasta ze wsi i miasteczek na linii frontu z powodu obaw o bezpieczeństwo.

Według raportu Osvitanalytica na Ukrainie zarejestrowano 4,9 miliona osób wewnętrznie przesiedlonych (IDP), z czego 4,4 proc. - czyli 221 668, to dzieci w wieku szkolnym.Największy spadek liczby studentów odnotowały regiony frontowe i okupowane. W obwodzie charkowskim liczba dzieci zmniejszyła się o jedną piątą, w Chersonie — prawie połowę, w Zaporożu — z powodu migracji i okupacji rosyjskiej jedna trzecia dzieci nie znajduje się już w ukraińskim systemie edukacji. W obwodzie ługańskim porzuciło 63% studentów, w Doniecku — 54%.

Znikają nie tylko dzieci, ale nauczyciele też

Z systemu edukacji przez wojnę wypadło ponad 54 tysięcy nauczycieli (oszacowane na podstawie danych udostępnionych przez Instytut Analityki Edukacji w Ukrainie). siedem tysięcy nauczycieli jest za granicą, z czego 1764 przebywa w Polsce. To osoby, które  prawdopodobnie  prowadzą zdalnie lekcje w ukraińskich szkołach z Polski.

Tylko na początku wojny chęć do pracy w Polsce zgłosiło 3,5 tysiąca ukraińskich nauczycieli, podawał ówczesnym polski minister edukacji Przemysław Czarnek. W kursach wspomagających nostryfikację dyplomów ukraińskich nauczycieli, które prowadzi Fundacja Care Polska, bierze udział 1800 osób, informuje prezes organizacji Piotr Sasin.

Warto dodać, że w Polsce jest 25 tysięcy nauczycielskich wakatów.

"Stracone pokolenie"? „Nie sądzę”

Polscy eksperci podchodzą ostrożnie do tematu "straconego pokolenia". Podkreślają, że straumatyzowane wojną dzieci w polskich szkołach mają trudności językowe, właściwie się tylko asymilują do warunków, a nie integrują - w większości.

Zdarza się, że doświadczają dyskryminacji, a polska edukacja wielokulturowa jest daleka od ideału, bo nauczyciele i system nie był przygotowany na tak wielu cudzoziemców. Ale pomimo tego, jak wynika z raportów CEO czy Care Poland, dzieci migranckie są zaopiekowane i mają duże możliwości rozwojowe.

Wśród polskich ekspertów panuje zgoda co do tego, że szkoła stacjonarna dla dzieci, nawet jeśli nie jest idealna, to najlepsze wyjście. I sposób na to, żeby to pokolenie ukraińskich dzieci nie było stracone.

Polskie ministerstwo edukacji, choć działa wolniej, niż praktycy by chcieli, jest otwarte i prowadzi dialog - powstała grupa robocza, do której należą przedstawiciele organizacji pozarządowych. "Przymus" pójścia do lokalnej szkoły to jeden z efektów ich rozmów.

Zarówno polskie, jak i międzynarodowe organizacje zalecają, żeby dzieci z Ukrainy uczęszczały do lokalnych szkół. Care Polska, UNICEF czy Unbreakable Ukraine (takich organizacji jest dużo więcej) prowadzą w Polsce działania wspierające uczniów z Ukrainy. Są wśród nich zajęcia wyrównawcze, przygotowujące do egzaminów i w zakresie nauki języka polskiego, wsparcie psychologiczne czy program asystentów wielokulturowych. Organizacje pomagają też nauczycielom z Ukrainy nostryfikować dyplomy.

Wszyscy pracują na to, żeby luka edukacyjna była jak najszybciej zasypana. Badania pokazują bowiem, że nastolatki z Ukrainy dziś częściej myślą o kształceniu zawodowym. Dzięki uprzejmości Care Polska i Unbreakable Ukraine mogłyśmy porozmawiać z nastolatkami z Ukrainy w Warszawie i w Gdańsku, którzy brali udział w zajęciach wyrównawczych i wspomagających.

Dzieci opowiadają:

Sofia z Połtawy (16 lat):
Nie jesteśmy straconym pokoleniem. Mamy szansę i możliwości, żeby się uczyć i rozwijać. Uczę się w ukraińskiej szkole, po zajęciach mam korepetycje i jeszcze zajęcia wyrównawcze w weekend. Odsypiam tydzień w niedzielę. Chcę studiować, zostać trenerką unihokeja, choć mój brat poszedł na studia i zrezygnował, wolał iść do pracy.

Svet z Dniepro (16 lat)
Uczy się w Gdańsku w technikum programistycznym. Jednocześnie uczy się on-line w ukraińskiej szkole, bo chce mieć kontakt ze swoimi kolegami z Ukrainy. Po szkole ma dodatkowe zajęcia wyrównawcze. Jeśli ma czas, czyta. Interesuje się projektowaniem. - Może nie mamy tyle stabilności, co wcześniejsze pokolenia, ale dzięki technologii mamy dostęp do wiedzy i możliwości, o jakich wcześniej nikt nie mógł marzyć.

Oleg  z Odessy:
nie chodzi do polskiej szkoły, choć jest w ósmej klasie. Interesuje się budownictwem. Łączy się codziennie ze swoją klasą on-line. Są w różnych częściach kraju. Często brakuje prądu, ale internet zazwyczaj działa wszystkim. Chłopiec przekonuje, że z 30 osobowej grupy około 20 osób regularnie pojawia się na lekcjach. - Szkoda, że chowają się za awatarami - opowiada.
Niechętnie mówi o przyszłości : - Będzie co będzie - stracone, nie oznacza beznadziejne - zaskakuje na koniec.

Waleria z Charkowa,
w ósmej klasie w podwójnym systemie. Mówi, że udało się jej rodzinie zabrać psa z Charkowa. W polskiej szkole jest jedyną uczennicą z Ukrainy. - Jestem sama, nie mam polskich przyjaciół. Już nie mogę się doczekać, aż pójdę do technikum i będę mogła zacząć wszystko od początku - mówi z nadzieją. - I ja też nie myślę, że jesteśmy straconym pokoleniem. Nasze doświadczenia mogą być trudne, ale nauczyły nas, jak być silnym. Chce studiować weterynarię, jak tata.

Marina z Iwano-Frankiwska:
Na początku wojny wszystko było chaotyczne i przerażające. W szkole też było ciężko, ale miałam dobrze zorganizowaną klasę, co pomogło mi przetrwać trudne chwile. Marina w kolejnym roku szkolnym chce zacząć polską szkołę średnią. Uczy się on-line, ale w ukraińskiej szkole weekendowej w Warszawie. To tu ma większość znajomych.

Wania z Wołynia:
Poszedłem od razu do polskiej szkoły. Trafiłem do 6 klasy. Dziś jestem w polskim liceum sportowym. Ale  też w ukraińskiej szkole - egzaminy zdaję raz do roku. To nie jest w ogóle trudne - zresztą te testy rozwiązuje mi siostra. I tak wszyscy oszukują - mówi otwarcie.  - Czasami tęsknię za starymi kolegami, bo nie wiem, co się z nimi dzieje. Chce iść na AWF, zostać trenerem.

Daria z Lwowa (16 lat): - Dostosowanie się polskiego systemu edukacji było dla mnie za trudne. Zostałam w ukraińskim  on-line, ale chodzę tu do ukraińskiej szkoły w weekendy. Tu jest moja klasa i przyjaciele. Dużo czytam, bo lubię - chciałabym studiować dziennikarstwo albo psychologię w Polsce.

Co zrobiły polskie szkoły:

Z badań polskich organizacji pozarządowych wynika, że polska szkoła nie jest gotowa na wielokulturowość.

Już wiemy, że nie zadziałały dobrze:

- oddziały przygotowawcze
- oddziały dla obcokrajowców
- pogląd, że polski i ukraiński to podobne języki i można się ich szybko nauczyć
- dodatkowe lekcje polskiego (ponieważ grupy były zbyt zróżnicowane)
- wielość zajęć dodatkowych
- brak pomocy ze strony nauczycieli lub psychologów w kwestiach traumy i doświadczenia uchodźczego.

Dobrze sprawdziły się następujące rozwiązania:

- asystenci wielokulturowi - ale tak naprawdę ich nie ma
- dodatkowe wsparcie psychologiczne
- dodatkowe lekcje języka polskiego
- wydarzenia integrujące społeczność szkolną

Luka edukacyjna: co zagraża młodym ludziom?

Nie jest trudno dziś przewidzieć konsekwencje kilkuletniej luki i nierówności w edukacji ukraińskich dzieci w Polsce i w Ukrainie, na terenach okupowanych, w miastach, za granicą. Dziś największą jej wartością jest to, że w ogóle się odbywa.

Rządy, organizacje pozarządowe, eksperci - wszyscy pracują na to, żeby dzieci w ogóle w edukacji uczestniczyły. Jednak polscy eksperci są zgodni, patrząc na ogromne podziały w edukacji dzieci, już dziś, że za parę lat pojawi się bardzo dużo poczucia goryczy i frustracji.

Bo nawet jeśli powstaną jakieś międzynarodowe europejskie programy doszkalania czy edukacji dla absolwentów szkół ukraińskich, to faworyzowani w nich będą uczniowie, którzy uczyli się np. w Polsce, bo mieli tu lepszy start.
Zdaniem wielu praktyków, z każdym rokiem tak zdywersyfikowanej edukacji różnice w będą się tylko pogłębiać. Podział między tymi, którzy zostali w Ukrainie i są pozbawieni możliwości rozwoju czy jest im trudniej i tymi, którzy emigrowali, mieli większe zasoby, będzie narastał.
To z kolei przełoży się na trudność w budowaniu wspólnoty w Ukrainie, a już na pewno między tymi, którzy zostali, a tymi, co wyjechali. Nie wiemy dziś dokładnie ile z 4.3 mln osób przebywających w Unii Europejskiej wróci do Ukrainy, gdy wojna się zakończy.

Ekspertka w mocnych słowach opisuje możliwą przyszłość, podkreślając, że z nieuczących się nastolatków wyrosną dorośli bez żadnych perspektyw, którzy nie będą mieli co zaoferować na rynku pracy.

Jej zdaniem to gotowa recepta na to, żeby mieć parę tysięcy sfrustrowanych młodych ludzi, którym jest wszystko jedno. Dodaje: z takich rzeczy rodzi się ekstremizm, przemoc wszelkiego rodzaju, patologie, bandy złodziejskie. Wszystko, czego nie chcemy mieć.

Dziś w Polsce jeszcze nie widzimy w statystykach konsekwencji luki edukacyjnej - choć pojawiły się w statystykach bezdomności dzieci w Ukrainy czy przestępczość małoletnich z Ukrainy lekko wzrasta, nie są to jednak alarmujące dane.

- To nie jest stracone pokolenie. Wprost przeciwnie - to pokolenie silne. Wierzę, że wspólnymi wysiłkami - rządów, organizacji pozarządowych, międzynarodowych agend, rodziców i dzieci da się nadrobić zaległości. Jestem przekonana, że dzisiejszy uczniowie, postawieni w tak trudnej sytuacji będą przygotowani na przeprowadzenie globalnej zmiany - twierdzi Anastasia Donska z organizacji Teach for Ukraine.

Badania ukraińskiej Fundacji Saved wskazują, że 80 proc. uczniów chce kontynuować edukację na studiach wyższych. - Dzieci, jeśli zrozumieją, jaką dysponują siłę i jeśli będą sobie pomagać, napędzą rozwój i odbudowę Ukrainy - dodaje ekspertka.

Dane dzieci zostały zmienione.

Ilustracje: Olena Polishchuk

Autorki: Julia Kalashnyk, Edyta Iwaniuk

Ten artykuł powstał dzięki wsparciu IJ4EU

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Diana Balynska: – Istnieje opinia, że język polski jest jednym z najtrudniejszych. Ile czasu zazwyczaj potrzebują Ukraińcy, by go opanować?

Mosze Nader: – W Internecie jest wiele rankingów trudności języków, które rzekomo określają, ile godzin potrzeba, by opanować każdy z nich. Jednak mało kto wie, że te listy zostały stworzone na potrzeby służby dyplomatycznej USA – a zatem są zorientowane na Amerykanów, dla których język polski, jako jeden z najbardziej „nietypowych”, może być naprawdę bardzo trudny w nauce.

Jednak Ukraińcy to nie Amerykanie. Użytkownikom języka ukraińskiego język polski jest znacznie bliższy. To pokrewne języki słowiańskie, o podobnej gramatyce i w dużej części o wspólnym słownictwie.

Z mojego doświadczenia wynika, że przy odpowiednim wysiłku poziom komunikatywny można osiągnąć już po czterech miesiącach nauki. Jeśli jednak podchodzisz do nauki formalnie, to nawet po czterech latach nie będzie rezultatów.

Najtrudniejszy jest ten język, którego nie chcesz się uczyć

Jakie czynniki wpływają na szybkość nauki języka?

Być może ktoś oczekuje, że wspomnę o tak zwanym „talencie językowym”, ale muszę rozczarować: nie wierzę w niego. Polegam na tym, co widziałem na własne oczy.

Na proces nauki języka wpływają motywacja, poziom wykształcenia, wiek, pochodzenie, język ojczysty itp. Jeśliby jednak wyróżnić jeden decydujący czynnik, to jest nim głęboka znajomość własnego języka.

Tak, to nie jest najlepsza wiadomość dla użytkowników surżyku [język potoczny, łączący elementy rosyjskiego i ukraińskiego – red.]. Jednak z mojego doświadczenia wynika, że jeśli człowiek biegle włada językiem ojczystym – to znaczy zna jego gramatykę, niuanse stylistyczne, ma bogate słownictwo i rozwinięte wyczucie językowe – daje mu to ogromną przewagę w nauce każdego nowego języka.

Szczerze smuci mnie stan, w jakim jest dziś język ukraiński w Ukrainie. Wierzę jednak, że nadejdzie dzień, kiedy Ukraińcy powrócą do swoich głębokich, prawdziwych, autentycznych ukraińskich korzeni językowych.

Jakie błędy Ukraińcy popełniają najczęściej?

Nasze języki, ukraiński i polski, mają wiele wspólnego, ale też dzieli je sporo różnic. Właśnie w tych różnicach tkwią typowe błędy.

Jednym z najczęstszych problemów jest używanie rodzaju męskiego w liczbie mnogiej. To prawdziwe wyzwanie dla osób mówiących po ukraińsku: nawet ci, którzy dobrze rozumieją polski, często popełniają błędy właśnie w tym zakresie. Typowe przykłady: „tani banany”, „wysoki mężczyzny”, „szybki pociągi” zamiast poprawnych form: „tanie banany”, „wysocy mężczyźni”, „szybkie pociągi”. Największe trudności dla Ukraińców wiążą się więc z używaniem form „oni” i „one” oraz wszystkich związanych z nimi form gramatycznych.

Te błędy wydają się drobne, ale czasami zmieniają znaczenie lub brzmią po prostu niewłaściwie.

Ukraińcy czasami wymawiają słowo „Polacy” jako „Polaki” (kalka z języka ukraińskiego), co w Polsce może być odebrane jako forma pogardliwa – na kształt „пшеки” lub „ляхи

Nawiasem mówiąc, mam nieprzyjemną wiadomość dla Rosjan. Według badań, język polski i ukraiński mają około 70% wspólnego słownictwa (a niektóre współczesne szacunki mówią nawet o większym odsetku). Natomiast polski i rosyjski mają tylko 44% wspólnego słownictwa. Dla porównania: w polskim i litewskim – a litewski, przypomnę, nie należy nawet do języków słowiańskich! – to około 38%.

Oznacza to, że dla Polaka, który nigdy nie miał do czynienia z językiem rosyjskim, będzie on tak samo niezrozumiały, jak litewski. Rosyjski nie jest do polskiego „podobny”, jak się często uważa, ale znacznie bardziej od niego odległy niż ukraiński. I nie mówimy tu nawet o gramatyce. Gramatyka rosyjska uważana jest za jedną z najprostszych w rodzinie słowiańskiej, podczas gdy polska – za jedną z najtrudniejszych.

Jakie nietypowe bądź kreatywne metody stosuje Pan w nauczaniu polskiego?

Zacznę od tego, czego nie robią wszyscy nauczyciele, choć moim zdaniem powinni. Uniwersytet nauczył mnie ważnej rzeczy: kompetencji kulturowej. To nie tylko znajomość obcej kultury, ale także głębokie zrozumienie kultury własnej. I choć wydaje się, że dobrze znamy swoją kulturę, w rzeczywistości często nie jesteśmy jej świadomi, ponieważ w niej dorastaliśmy.

Może się wydawać, że tu nie chodzi o język. Ale prawda jest taka, że języka i kultury nie da się rozdzielić. Język jest zwierciadłem kultury.

Jeśli nie znamy kontekstu kulturowego studentów, jeśli ignorujemy kulturowe cechy ich języka ojczystego, nasze nauczanie staje się powierzchowne

Właśnie tego brakuje wielu nauczycielom, którzy często opierają się na „uniwersalnych” metodach, nie biorąc pod uwagę rzeczywistego pochodzenia swoich uczniów.

Na przykład wciąż słyszę: „Gramatykę należy przedstawiać za pomocą tabel”. Ale takie podejście nie jest odpowiednie dla wszystkich – i nie zawsze. Jeśli pracujesz z uczniami ukraińskojęzycznymi, wyjaśnianie, że rodzaj żeński kończy się na „-a” lub „-i”, jest po prostu zbędne, bo oni już to wiedzą z języka ojczystego. Zamiast tego uczeń może dojść do błędnego wniosku, że każde słowo kończące się na „-a” jest rodzaju żeńskiego. A potem ku swemu zaskoczeniu dowie się, że „mężczyzna” nie jest rodzaju żeńskiego, a męskiego. Nie zrozumie też, dlaczego słowa „noc” czy „sól”, które nie kończą się na „-a”, są rodzaju żeńskiego.

Takich błędów można łatwo uniknąć, jeśli zamiast sztucznych schematów nauczymy się słuchać logiki ucznia, czyli kierować się jego intuicją językową.

Kolejna metoda, którą stosuję, polega na skupieniu się na prawidłowościach między językami, a nie na wyjątkach. Na przykład w języku ukraińskim często spotykamy końcówki z „o”: „-ом”, „-ому”, „-ого”. W języku polskim w tych samych formach pojawia się „e”: „зі студентом” → ze studentem; „сон” → sen; „зеленому” → zielonemu; „того” → tego.

Jeśli uczeń dostrzega te prawidłowości, jest mu znacznie łatwiej, ponieważ nie uczy się na pamięć, ale rozumie strukturę języka. A zrozumienie jest podstawą trwałej wiedzy.

Jak Polacy zazwyczaj reagują na błędy językowe Ukraińców?

Mogę mówić za siebie, chociaż doświadczenia moich studentów to potwierdzają. Polacy bardzo się cieszą, gdy ktoś uczy się ich języka, i często moi studenci narzekają nie na to, że Polacy ich nie rozumieją, ale na to, że ich nie poprawiają. Dziwią się, dlaczego nikt nie zwraca im uwagi na błędy, chociaż Polacy doskonale rozumieją, jak trudny jest język polski. Są oczywiście zabawne błędy: legendarne „ruchatysja” to już klasyka gatunku. Z ukraińskiej strony słowo to brzmi zupełnie niewinnie, podczas gdy w języku polskim „ruchać się” to wulgarne wyrażenie oznaczające „uprawiać seks”.

Czy istnieją stereotypy dotyczące tego, jak Ukraińcy mówią po polsku?

Wiele tak zwanych problemów ze „stereotypową” wymową polskich słów wynika w rzeczywistości z niewystarczającej znajomości fonetyki ukraińskiej przez samych Ukraińców.

Często trudności z wymową polską wynikają nie z tego, że język polski jest taki trudny, ale z tego, że Ukraińcy od dzieciństwa nie mówią całkowicie po ukraińsku, a raczej posługują się jego zrusyfikowaną wersją

Na przykład dźwięk „cz”. W języku polskim wymawia się go dokładnie tak samo, jak w języku ukraińskim, ale wielu zniekształca go właśnie dlatego, że wymawia go jak rosyjskie „ч”. Większość problemów wynika właśnie ze zrusyfikowanej wymowy.

A teraz przypomnijmy sobie słynny polski dźwięk: „ł” – kolejnego „strasznego potwora”. Problem polega na tym, że ludzie próbują wymawiać „ł”, używając artykulacji charakterystycznej dla dźwięku „l”. A to jest fizycznie niemożliwe – to jak próba wymawiania „m” z „r”. Spróbuj powiedzieć: „uawka” zamiast: „ławka”, a zrozumiesz, że w rzeczywistości ten dźwięk jest bliższy „u”.

Jak różnice kulturowe między Ukraińcami a Polakami wpływają na styl i skuteczność komunikacji językowej?

Lata okupowania Ukrainy przez Związek Radziecki miały ogromny wpływ na zachowania językowe Ukraińców. W szczególności wprowadziły do nich wiele tak zwanych „wschodnich manier” w komunikacji. Jest to szczególnie widoczne w przypadku uprzejmości.

Język polski jest niezwykle delikatny i uprzejmy. Tryb rozkazujący („podaj”, „zrób”, „daj mi to, proszę”) w przestrzeni publicznej niemal nie jest używany. Zamiast tego Polacy preferują łagodniejsze, pytające formy, takie jak: „Czy możesz mi to podać?”, „Czy mógłbyś to zrobić?”, „Czy mogłaby mi pani to podać?”

Kiedyś byłem świadkiem takiej oto sytuacji: pani z Ukrainy chciała kupić szynkę w sklepie i zamiast klasycznego: „Czy mogę prosić o 20 deko szynki” (Polacy ważą szynkę czy sery w dekagramach), zwróciła się: „Dajcie mi 200 gram szynki, proszę”. Reakcja sprzedawczyni była nieprzyjemna, ponieważ w Polsce takie zwracanie się do nieznajomych jest uważane za dość niegrzeczne. Ponadto forma „wy” w zwracaniu się do nieznajomych była używana tylko przez komunistów.

Czy są tematy lub wyrażenia, które mogą być postrzegane jako niestosowne lub obraźliwe w kontekście polskim?

Dla Polaków historia jest święta, więc lepiej unikać tego tematu lub poruszać go z należytą delikatnością. Trauma spowodowana niesprawiedliwością i krzywdami, które ich spotkały, jest wciąż w Polakach żywa, a stwierdzenie: „zapomnijmy o historii i żyjmy dalej” będzie ich irytować i obrażać.

Jaką radę dałby Pan Ukraińcom, którym trudno znaleźć wspólny język z Polakami?

Nie należy przyspieszać biegu zdarzeń. Polacy są mniej komunikatywni niż Ukraińcy, potrzebują więcej czasu, by zaufać. Jeśli nie odpowiadają ci uśmiechem, nie bierz tego do siebie. Pozostań sobą. Szczerość jest zawsze wyczuwalna.

Były chwile, kiedy czuł Pan dumę z osiągnięć swoich uczniów?

Mam ogromne szczęście w życiu. Pracuję z dorosłymi i zawsze spotykam wspaniałych ludzi. Jestem dumny z każdego ich sukcesu, nawet najmniejszego. Szczególnie wzruszające są chwile, kiedy omawiam trudne tematy z moimi uczniami, których niedawno nauczyłem czytać i pisać. Często łzy napływają mi do oczu z dumy i podziwu dla tych wspaniałych ludzi, którzy poświęcili tyle czasu i siły, by osiągnąć to, co mają.

20
хв

Mosze Nader: – Nie wierzę w talent językowy

Diana Balynska

Program „Szkoła dla wszystkich” wraz ze swoim zespołem opracowała wiceministra edukacji Joanna Mucha, która była odpowiedzialna m.in. za edukację dzieci z rodzin migranckich i uchodźczych. Właśnie ogłosiła, że podała się do dymisji.

„Drodzy państwo, dziś złożyłam rezygnację z funkcji sekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej (...) Przez wiele ostatnich miesięcy intensywnie pracowałam nad projektami, które – głęboko w to wierzę – mogły zmieniać polską szkołę. NIestety, mimo wielu prób i rozmów, nie udało się zbudować poparcia dla ich realizacji w kierownictwie MEN i w rządzie. W tej sytuacji kontynuowanie pracy na dotychczasowym stanowisku uznałam za niezasadne” – napisała Mucha w mediach społecznościowych.

Ogromny grant z UE

Jednym z największych projektów edukacyjnych była właśnie „Szkoła dla wszystkich”. Prace nad nim trwały od jesieni ubiegłego roku, a w planach było między innymi przeznaczenie środków na zatrudnienie w latach 2025-27 ponad tysiąca asystentów i asystentek międzykulturowych dla dzieci z Ukrainy oraz szkolenia dla nauczycieli i dyrektorów na temat pracy dzieci z doświadczeniem migracji. Na ten cel z Unii Europejskiej pozyskano 500 mln złotych. 

Tak Joanna Mucha mówiła o tym projekcie i pozyskanych z UE pieniądzach w rozmowie z Sestrami: „Udało nam się uzyskać ogromny grant unijny – 500 mln złotych – i w zaledwie kilka miesięcy napisaliśmy program rządowy, który będzie obowiązywał od stycznia. Wiem, że późno – ale to jest chyba najszybciej napisany program rządowy w polskiej administracji. Dodała, że „pewnym jest, że (rząd) będzie finansował zatrudnienie asystentów międzykulturowych”, co – jak podkreślała – uważa za jedną z najważniejszych kwestii. Wyrażała nadzieję, że samorządy będą korzystać z tej nowej możliwości. 

Z kolei Maria Kowalewska, pedagożka i nauczycielka języka polskiego jako obcego związana z inicjatywą Wolna Szkoła, stwierdziła w rozmowie z nami, że asystent międzykulturowy to „ważne i potrzebne stanowisko”. Takie osoby tłumaczą, biorą udział w spotkaniach z rodzicami, ułatwiają komunikację i wyjaśniają rodzicom, jeśli jest taka potrzeba, jak działa polski system oświatowy. Pomagają. 

Bez asystenta i bez języka

Dziś Maria Kowalewska tak komentuje doniesienia o rezygnacji z programu: – Byłam bardzo zaskoczona, kiedy o tym usłyszałam. Mamy 200 tys. dzieci Ukrainy w szkołach. W tej, w której pracuję, w każdej klasie jest co najmniej jedno dziecko z Ukrainy.

Co tracimy?

  • Asystenów międzykulturowych – osoby znające ukraiński i polski oraz pomagające dzieciom w komunikacji i adaptacji. Przede wszystkim taki asystent mógł rozmawiać z dziećmi bez żadnych barier o ich problemach i trudnościach.
  • Dodatkowe lekcje języka polskiego, będące kluczem do integracji.
  • Wsparcie psychologiczne – ukraińskie dzieci uczą się w obcej szkole obcej i w obcym języku. Są wśród nich dzieci z PTSD, takie, które siedziały w schronach, które prowadzą ćwiczenia przeciwpożarowe powodujące ataki paniki.

200 tysięcy porzuconych dzieci

– Mam wrażenie, że nie myślimy o dzieciach z Ukrainy jako naszych przyszłych obywatelach, którzy będą tutaj głosować, pracować, płacić podatki. Inwestycja w ukraińskie dzieci to po prostu także inwestycja w nasze społeczeństwo, bo te osoby w przyszłości będą tu żyć, leczyć nas, pracować w usługach – podkreśla aktywistka.  

Dodaje, że jest „zdziwiona i rozgoryczona” wycofaniem tych pieniędzy.

– Jesteśmy w bardzo trudnym momencie, jeśli chodzi o edukację dzieci z Ukrainy, skoro zaczynamy zapominać, że to duża, różnorodna grupa potrzebująca wsparcia. Mam wrażenie, że porzucamy te dzieci i nie myślimy o konsekwencjach.

W polskich szkołach uczy się ponad 200 tys. uczniów i uczennic z Ukrainy. 150 tys. przybyło do Polski po wybuchu wojny, 50 proc. to dzieci i młodzież z rodzin, które przyjechały tutaj przed 2020 rokiem. We wrześniu 2024 roku wszystkie dzieci z Ukrainy zostały objęte obowiązkiem szkolnym, co oznacza, że muszą chodzić do zerówki, szkoły podstawowej i ponadpodstawowej. W tym samym czasie otrzymanie świadczenia 800 plus zostało uwarunkowane uczęszczaniem dzieci do polskiej szkoły.

20
хв

Szkoła jednak nie dla wszystkich? Nie będzie pieniędzy na asystentów kulturowych i dodatkowe lekcje polskiego

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Niech już lepiej będzie daleko

Ексклюзив
20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ексклюзив
20
хв

Uwięzieni między światami, czyli jak pomagać Ukraińcom w Polsce

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress