Przyszłość
Rozmawiamy z politykami i liderami opinii o europejskiej Ukrainie, wolnej Europie i bezpiecznej, demokratycznej Polsce
Niesprawiedliwe i nierozsądne. Dlaczego Zachód nie pozwala Ukrainie atakować zachodnią bronią celów w głębi Rosji?
Połtawa, Lwów, Krzywy Róg – lista miast, które w ostatnich dniach i tygodniach znalazły się na celowniku okupantów, stale się wydłuża. A co powiedzieć o Charkowie, Sumach czy Chersoniu, które codziennie cierpią z powodu rosyjskich ataków?
Dla Ukrainy zdolność do odpowiedzi na śmiertelną agresję Rosji jest kwestią bezpieczeństwa. Stwierdził to niedawno prezydent Wołodymyr Zełenski, wzywając jednocześnie zachodnich partnerów do udzielenia długo oczekiwanego pozwolenia na uderzanie zachodnią bronią w cele w głębi Rosji. Czy decyzja w tej sprawie w końcu zapadnie? Jak rozwinie się sytuacja na polach walki w Ukrainie i w Rosji?
Odpowiedzi na te i inne pytania szukamy wywiadzie z Janisem Kazocinsem, w latach 2003-2013 dyrektorem łotewskiej agencji wywiadowczej i byłym doradcą prezydenta Łotwy ds. bezpieczeństwa narodowego, a obecnie honorowym pracownikiem naukowym Centrum Studiów Geopolitycznych w Rydze.
Maryna Stepanenko: Między 26 sierpnia a 1 września Federacja Rosyjska wystrzeliła w kierunku Ukrainy 160 rakiet, 780 bomb KAB i 400 dronów. Z kolei Kijów wciąż nie może uzyskać pozwolenia na użycie rakiet Storm Shadow na terytorium Rosji – decyzję blokują Stany Zjednoczone. Waszyngton nie zezwala również na użycie ATACMS przeciwko celom w głębi Rosji. Czy możliwy jest jakiś krok naprzód w tej kwestii?
Janis Kazocins: Myślę, że Ukraina już zrobiła postęp, wysyłając delegację do Waszyngtonu, by wyjaśnić, jakie cele uważa za konieczne do trafienia, i zapewnić administrację USA, że są to cele czysto wojskowe. I że jej poczynania w żaden sposób nie będą przypominać barbarzyńskich działań, które Rosja podejmuje przeciwko Ukrainie.
Tyle że kiedy tylko zaczniesz wyjaśniać i udostępniać informacje stronom trzecim, zawsze istnieje możliwość, że te informacje wyciekną. Cele, które mają zostać trafione, mogą zostać przeniesione lub lepiej chronione – co niweczy efekt uderzenia.
Wydaje się, że operacja w Kursku zaskoczyła zachodnie rządy, zwłaszcza Stany Zjednoczone. [Utrzymanie operacji kurskiejw tajemnicy – red.] nie jest jednak zaskakujące, gdy weźmiemy pod uwagę, że otwarte zapowiedzi zbliżającej się ofensywy latem i jesienią ubiegłego roku znacznie utrudniły jej powodzenie.
Przez ostatnie prawie dwa i pół roku widzieliśmy, jak wsparcie Zachodu nadchodziło powoli, z długimi przerwami – choć w końcu nadeszło.
Tragedia polega na tym, że wszystkie te długie przerwy kosztowały życie Ukraińców, co jest po prostu niesprawiedliwe i nierozsądne. Zachód powinien był działać szybciej
Jednocześnie istnieje obawa o eskalację, która może wywrzeć tak dużą presję na Kreml, że sam Putin może uznać, że on lub jego system jest bezpośrednio zagrożony – nie tylko ze strony Ukrainy, ale także NATO. W tym kontekście może on podjąć radykalne środki. Oczywiście chodzi nam tutaj o uniknięciu eskalacji nuklearnej.
Co może zmienić ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim, zwłaszcza w dłuższej perspektywie?
Wojna na pełną skalę, rozpoczęta przez Rosję na początku 2022 r., toczy się na wielu frontach. Jednym z najważniejszych jest front informacyjny, na którym Rosja wygrywa.
Przed ofensywą kurską na Zachodzie, zwłaszcza w Europie i Ameryce Północnej, panowało ogólne przekonanie, że Rosja wygrywa, Ukraina się wycofuje, a NATO i Unia Europejska są podzielone, niezdecydowane i niezdolne do podjęcia decyzji o użyciu broni dalekiego zasięgu w Rosji. I że, z drugiej strony, sojusznicy Rosji: Chiny, Iran, Korea Północna – są niezawodni.
Rosja próbuje też pokazać, że jej walka jest długoterminowa – a ponieważ jest to tak duży kraj, wydaje się, że na pewno wygra. Bo, jak mówią, Zachód nie ma wystarczającej siły, co widzieliśmy w Iraku, Syrii i Afganistanie.
Wszystkie te stwierdzenia są po prostu błędne.
Jeśli spojrzeć na to z obiektywnego punktu widzenia, wojska rosyjskie zostały wyparte z północnej Ukrainy. Wycofały się z regionu Charkowa. Niewielki kawałek ziemi jest tam nadal okupowany, ale próba odbicia Charkowa nie powiodła się.
Rosjanie ponoszą ogromne straty, chcąc odzyskać małe osady we wschodniej Ukrainie, które zostały zredukowane do gruzów
Straty te od początku maja wynoszą od około 1000 do 1200 żołnierzy dziennie. I chociaż słyszymy, że Rosjanie płacą coraz więcej za rekrutację nowych żołnierzy, są w stanie werbować tylko 30 000 żołnierzy miesięcznie.
Tracą więc więcej żołnierzy, niż są w stanie werbować, więc mają problem. Oczywiście Ukraina również ma problemy, ale jest różnica między walką w obronie istnienia twojego narodu a ślepym wykonywaniem rozkazów Kremla.
„Rosjanie mogą wysłać co najmniej 60 tysięcy żołnierzy, by zdobyć Pokrowsk” – pisze „Forbes”. Według najbardziej optymistycznych prognoz, Ukraina ma nie więcej niż 12 000 obrońców w tym rejonie. Bilans sił wynosi więc 5:1. Służył Pan w brytyjskich siłach zbrojnych i przeszedł na emeryturę jako brygadier [stopień między pułkownikiem a generałem – red.]. Jakie zmiany przewiduje Pan w tym obszarze?
Prosta zasada mówi, że aby wygrać w ataku, potrzeba przewagi 3 do 1. Nie wiem, czy liczby, które Pani podała, są dokładne. Nie wiemy, jakie rezerwy ma Ukraina. Jednak utrata Pokrowska zakłóciłaby logistykę jej sił obronnych, ponieważ jest to węzeł kolejowy i drogowy.
Nie oznacza to jednak, że ewentualny kontratak ukraińskich sił zbrojnych nie zakończyłby się sukcesem. Ponadto istnieje możliwość odcięcia sił ukraińskich w Kursku. Możliwe jest również, że siły rosyjskie atakujące Pokrowsk również zostaną odcięte, jeśli nie otrzymają wsparcia z flanki.
Zajmując Pokrowsk, Rosja będzie w stanie przejąć cały obwód doniecki i zagrozić obwodowi dniepropietrowskiemu, jak pisze „The Times”. Także „The Telegraph” pisze o groźbie ofensywy w obwodzie dniepropietrowskim. Na ile realny jest ten scenariusz?
Powiedziałbym, że istnieją oznaki, że Rosja jest na ostatnich nogach, wykorzystuje swoje ostatnie możliwości, by posunąć się tak daleko, jak to tylko możliwe.
Nie jestem pewien, czy mogą utrzymać ten poziom ataków przez dłuższy czas. Straty przewyższają liczbę rekrutów. Tracą broń, w tym artylerię i pojazdy opancerzone. Dlatego pojazdy opancerzone są coraz rzadziej używane, a żołnierze są wysyłani w małych grupach na niemal samobójcze misje.
Prawdopodobnie więc Rosjanie potrzebują większej przewagi niż trzy do jednego
Oczywiście jest możliwe, że wytrzymają jeszcze kilka tygodni. Ale myślę, że ukraiński sztab generalny ma tego świadomość.
Oczekiwałbym więc, że wasze siły obronne mają rezerwy, które mogą nadal wykorzystywać i rozmieszczać. Poza tym nadeszła już nowa partia amunicji artyleryjskiej, co ułatwił prezydent Czech.
No i pomimo utraty jednego F-16, istnieje możliwość użycia tych samolotów na terytorium Ukrainy. Tym bardziej że Rosja nie lubi wykorzystywać swoich sił powietrznych, ponieważ również ponosi straty w wyniku dobrej obrony przeciwlotniczej po stronie ukraińskiej.
Jednym z największych problemów na linii frontu jest obecnie brak ludzi. Ukraina rozwija produkcję wszelkiego rodzaju dronów: latających, naziemnych i morskich. Pojawiają się opinie, że to broń przyszłości. A co powinniśmy zrobić dzisiaj?
Myślę, że jesteście na dobrej drodze. I mogę powiedzieć z łotewską dumą, że Łotwa i Wielka Brytania przyłączyły się do dostaw dronów do Ukrainy w ramach koalicji dronowej. Każdego dnia w wiadomościach w łotewskiej telewizji na ekranie pojawia się mały baner, który wzywa ludzi do dzwonienia pod taki a taki numer, aby pomóc zebrać fundusze na zakup łotewskich dronów dla Ukrainy.
Dlaczego uważam, że to słuszne? Już jakieś 10 lat temu narodził się pogląd, że ludzkość przeszła przez cztery fazy działań wojennych.
Najpierw była walka wręcz, potem stosowano zmasowane ataki, następnie nauczyliśmy się manewrować – a teraz będziemy używać rojów wojskowych dronów
Walka w zwarciu polega na tym, że na przykład w czasach walecznych wikingów każdy wyciągał swój topór lub miecz i rzucał się na wroga. Wygrywał ten, kto przeżył. Później sprytni ludzie, np. Rzymianie, zdali sobie sprawę, że jeśli zorganizujesz oddziały w masę, mogą one dać dużo lepszy skutek niż chaotyczna walka wręcz.
Ten model prowadzenia walki osiągnął swój szczyt podczas I wojny światowej. Żołnierze musieli wtedy wyczołgiwać się z okopów i wchodzić w ogień karabinów maszynowych, co jest dobre, jeśli strzelasz z karabinu maszynowego, ale nie tak dobre, jeśli jesteś jednym z tych, którzy muszą iść do samobójczego ataku.
Narodziła się więc idea podejścia pośredniego, czyli obchodzenia przeciwnika z boku, atakowania go od tyłu, z flanki – którą nazywamy manewrem. Ten model walki był stosowany przez wszystkie strony podczas II wojny światowej.
Teraz przechodzimy do tego, co nazywamy rojem wojskowych dronów. Ukraina zaczęła ich używać tysiące razy szybciej, niż mógłby to zrobić nawet bardzo dobrze wyszkolony sztab dywizji w jakimkolwiek innym kraju. Mówię to jako były szef sztabu brytyjskiej dywizji. Właśnie w tym kierunku zmierzamy. Im szybciej Ukraina opracuje te nowe technologie, tym bardziej prawdopodobne jest, że będzie w stanie oszczędzać zasoby ludzkie.
Wspomniał Pan o koalicji dronów. Łotwa dostarczyła Ukrainie tysiące dronów własnej produkcji. Jak w tym kontekście wojna w Ukrainie zmienia łotewski przemysł obronny?
Po raz pierwszy w historii naszej niepodległości zaczynamy produkować własne transportery opancerzone o nazwie Patria. Rozpoczniemy też produkcję pocisków 155 mm dla artylerii i przywróciliśmy obowiązkową służbę wojskową.
Począwszy od tego miesiąca, gdy dzieci właśnie wróciły do szkół, wprowadziliśmy obowiązkowe szkolenie w zakresie obrony i bezpieczeństwa – to ponad 100 godzin rocznie. Oznacza to, że młodzi ludzie w Łotwie będą wiedzieli, co robić w przypadku zagrożenia. Ale oczywiście szkolenie to ma również związek z możliwością ataku na nasz kraj.
Od kilku lat pracujemy nad stworzeniem kompleksowego systemu obronnego, co oznacza, że obrona to nie tylko siły zbrojne czy nawet wojska wewnętrzne, ale także wykorzystanie przemysłu, zaangażowanie samorządów itp. W tym roku wydajemy na obronność już ponad 3% naszego PKB. Ponadto zobowiązaliśmy się do wydawania 0,25% naszego PKB na Ukrainę. Gdyby każdy kraj NATO tak postąpił, nie brakowałoby wam amunicji ani niczego innego.
Współpracujemy również z Estonią, Litwą i Polską. Bardzo ciężko pracujemy nad tym, jak odstraszyć Rosję.
Czujemy, że naszym obowiązkiem jest zrobić wszystko, co w naszej mocy, by wesprzeć Ukrainę. Bo w tej chwili Ukraina broni Europy
W jednym z wywiadów powiedział Pan, że Ukraina dołączy do NATO jeszcze zanim wejdzie do UE. Co na to wskazuje?
Po zakończeniu wojny ukraińskie siły zbrojne staną się bez wątpienia najsilniejszą armią w Europie. Nikt inny nie będzie miał tak dużych, tak dobrze wyposażonych, wyszkolonych i doświadczonych sił zbrojnych.
Tak więc będzie w interesie NATO, by Ukraina stała się jego częścią, ponieważ uczyni to Sojusz znacznie silniejszym. Natomiast Ukrainie da to bezpieczeństwo i pewność, że w przypadku kolejnego ataku nie zostaniecie pozostawieni sami sobie, ale cały Sojusz będzie formalnie zaangażowany w obronę.
Myślę jednak, że NATO będzie omijać tę kwestię tak długo, jak to możliwe, ponieważ przyznanie Ukrainie członkostwa w czasie gdy Rosja prowadzi przeciwko niej wojnę postawiłoby Sojusz w absolutnie niemożliwej sytuacji. Bo jeśli Ukraina zaczęłaby przegrywać, NATO byłoby zmuszone przyjść jej z pomocą – a to już może być zbyt wiele dla wielu sojuszników.
Wejście do Unii Europejskiej potrwa dłużej, ponieważ istnieją pewne wymagania. Jednak przystąpienie do UE jest być może nawet ważniejsze, choć w innym kontekście.
Trzeba pamiętać, że na Majdanie nie chodziło o przystąpienie Ukrainy do NATO, ale o jej wejście do Unii Europejskiej lub zbliżenie się do UE
A co z zagrożeniami hybrydowymi? Jakie są największe wyzwania dla Europy, a w szczególności dla krajów bałtyckich? Jak skuteczne są rosyjskie operacje psychologiczne i dezinformacja w krajach bałtyckich?
Powiedziałbym, że operacje informacyjne nie są tak skuteczne, jak mogłyby być, ponieważ są wymierzone w różnych kierunkach, a my do pewnego stopnia uodporniliśmy się już na „rosyjski świat” i całą tę rosyjską propagandę. Ponadto działalność rosyjskich kanałów nie jest już w krajach bałtyckich dozwolona.
Jeśli chodzi o zagrożenia hybrydowe, to myślę, że musimy traktować je bardzo poważnie. Putin pokazał już, że jest gotowy do przeprowadzania zamachów w Unii Europejskiej. Widzieliśmy też pożary i eksplozje w magazynach, w których przechowywana jest broń i amunicja wysyłana do Ukrainy. W Łotwie widzieliśmy już, jak w Muzeum Okupacji rosyjscy prowokatorzy pieniędzmi przekonali niektórych mieszkańców do wybicia okna i wrzucenia do środka koktajlu Mołotowa.
Nie było większych szkód, ale to dopiero początek. Dlatego uważam, że naszą pierwszą linią obrony powinna być straż graniczna, policja państwowa, straż pożarna i służby ratownicze. Dużo uwagi poświęcamy budowaniu silnych sił zbrojnych, ale równie ważne jest posiadanie silnych i sprawnych wojsk wewnętrznych – a także społeczeństwa, które rozumie zagrożenia. To są rzeczy, nad którymi teraz pracujemy.
Rosyjscy szpiedzy są demaskowani w całej Europie. Nie chodzi tu tylko o dobrą pracę służb wywiadowczych, ale o fakt, że w UE wciąż jest wielu rosyjskich szpiegów. „The Wall Street Journal” napisał, że Rosja wykorzystuje Austrię jako „bazę” dla swoich dyplomatów w Europie, a rosyjski personel dyplomatyczny nie zawsze pełni funkcje dyplomatyczne. Jak pod tym względem wygląda sytuacja w Łotwie i w krajach bałtyckich?
Powiedziałbym, że od jakiegoś czasu jesteśmy tego wszystkiego świadomi. We wszystkich trzech krajach bałtyckich utrzymujemy ścisłą kontrolę nad rosyjskimi ambasadami. Dlatego szpiegowanie i spotkania między kuratorami i agentami są bardziej skuteczne w Rosji – na Łotwie to dla nich zbyt niebezpieczne.
Dobrym przykładem jest doświadczenie Hermanna Simma, który był wysokiej rangi członkiem estońskiej służby bezpieczeństwa, a okazał się rosyjskim szpiegiem. Odsiedział, o ile się nie mylę, 12 lat [Simm został skazany na 12,5 roku więzienia, ale zwolniono go 16 miesięcy wcześniej – red.]. Spotkał się ze swoim kuratorem w Rydze, a my byliśmy w stanie go śledzić i przekazać odpowiednie informacje naszym estońskim partnerom. W rezultacie Herman Simm został zatrzymany i skazany.
Mamy więc świadomość, że są ludzie gotowi działać w interesie Federacji Rosyjskiej – i niestety zawsze tacy będą. Bo tacy są ludzie
Niemniej znaczna część tych, których nazwałbym „naszymi Rosjanami”, a nawet zagorzałymi nacjonalistami bałtyckimi, ceni sobie swobody, które daje im paszport Unii Europejskiej. Szczególnie cenią sobie rządy prawa i fakt, że nie mogą zostać okradzeni z tego, co do nich należy, i mogą to przekazać to swoim dzieciom.
Zdjęcie czołówkowe: ulotka/AFP/East News
Paweł Durow, więzień Telegrama. Co się stanie z jego siecią?
Inwazja Rosji na Ukrainę w 2022 r. pomogła przekształcić Telegram z niszowej sieci społecznościowej w globalny fenomen. New York Times donosi, że za jego sprawą miliony ludzi śledzą wydarzenia na polu bitwy w czasie zbliżonym do rzeczywistego. Zdaniem rozmówców gazety zatrzymanie właściciela Telegramu znacznie skomplikuje pozyskiwanie funduszy przez jego firmę, stawiając pod znakiem zapytania jej przyszłą rentowność.
Z kolei kontekście faktu, że francuscy funkcjonariusze organów ścigania chcą uzyskać dostęp do prywatnych baz danych tej sieci, powstaje pytanie, czy Telegram pozostanie głównym światowym kanałem anonimowej komunikacji. Czy podejrzenia, że Durow i jego kanał współpracują z rosyjskimi służbami specjalnymi, są uzasadnione? Czy to jedyne niebezpieczeństwo związane z funkcjonowaniem Telegramemu? I czy możliwe jest uregulowanie tej i podobnych jej sieci? Oto opinie ekspertów zebrane przez Sestry.
Główny gracz
Według Christine Dugoin-Clément, badaczki z Wydziału Ryzyka Sorbonne Business School, interesujące jest to, że chociaż sam Durow zaprzecza jakimkolwiek powiązaniom z rosyjskimi władzami, wśród inwestorów Telegrama znajdują się oligarchowie bliscy prezydentowi Putinowi.
Wpływ Telegrama na rosyjski Internet, biorąc pod uwagę liczbę użytkowników i różnorodność jego działań, jest tak duży, że stał się on głównym graczem w rosyjskiej cyberprzestrzeni
– Telegram ma teraz znaczącą siłę, z którą należy się liczyć zarówno pod kątem współpracy, jak negocjacji – mówi Christine Dugoin-Clément. – Zobaczymy, co zrobi Durow w następstwie dekretów podpisanych przez Putina tego lata, które mają wejść w życie w listopadzie i styczniu. Zobowiązują one tę platformę do dostarczania informacji o swoich użytkownikach, a na żądanie Roskomnadzoru lub FSB – zamykania ich kont lub objęcia ich zakazem reklamowania.
Bracia na cenzurowanym
Paweł Durow to urodzony w Rosji miliarder, który ma obywatelstwa czterech państw: Rosji, Francji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich i karaibskiej wyspy Saint Kitts i Nevis. Francuscy śledczy zarzucają mu, zorganizował platformę, na której wymieniano materiały pedofilskie, i współudział w handlu narkotykami. We Francji grozi za to 15 lat więzienia.
Telegram założył ze swoim bratem Nikołajem w 2013 roku. Według Politico, nakaz aresztowania obu braci został wydany w marcu i był poprzedzony długim tajnym dochodzeniem prowadzonym przez wydział ds. cyberprzestępczości paryskiej prokuratury. Francuski prawnik Durowa nazywa wszystkie oskarżenia „całkowicie absurdalnymi”.
To, co naprawdę stało za aresztowaniem miliardera we Francji, jest bardziej kwestią dla służb wywiadowczych, podobnie jak kwestia jego bezpośrednich lub pośrednich kontaktów z rosyjskim rządem, uważa Nerijus Maliukevicius, badacz w Instytucie Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych na Uniwersytecie Wileńskim:
– Ale ostatnio pojawiło się badanie i raport na temat jego regularnych podróży do Rosji. Więc nawet to ilustruje jego zaangażowanie w relacje z rosyjskim rządem. Gdyby był opozycjonistą, jak Nawalny, jego swobodne podróżowanie tam i z powrotem do Rosji byłoby absolutnie niemożliwe.
Odrzucona propozycja
Dostęp do Telegrama władze Rosji próbowały zablokować już w 2018 r., ale ta próba się nie powiodła. Z czasem sieć stała się głównym kanałem komunikacji także dla rosyjskich urzędników państwowych i propagandystów.
W 2018 r., według źródeł Wall Street Journal, prezydent Francji osobiście interesuje się Telegramem. W 2018 r. Emmanuel Macron miał zaproponować Durowowi przeniesienie siedziby jego firmy do Paryża, ale ten odmówił.
Jak donosi powiązany z rosyjskimi służbami specjalnymi kanał Baza Telegram, natychmiast po zatrzymaniu Durowa we Francji pracownicy tych służb zostali zobowiązani do usunięcia kont na Telegramie ze swoich telefonów. Kremlowska propagandystka Margarita Simonjan wystosowała podobne zalecenie na swoim kanale na Telegramie, mówiąc, że ci, którzy są przyzwyczajeni do korzystania z sieci do przesyłania poufnych wiadomości, nie powinni już tego robić.
Ciemne powiązania
Istnieje więcej niż wystarczająco oznak, że Durow jest ściśle powiązany z rosyjską machiną władzy, mówi Maksym Wichrow, ekspert z Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji:
– Na początek spójrzmy na pieniądze. Wiadomo, że wśród inwestorów w TON [kryptowalutę Telegrama – red.] byli David Jakobaszwili i Roman Abramowicz, którzy nie są obcy Kremlowi. Nawiasem mówiąc, Jakobaszwili jest objęty ukraińskimi sankcjami, podczas gdy Abramowicz znajduje się na listach sankcyjnych Unii Europejskiej, Stanów Zjednoczonych, Szwajcarii, Kanady, Ukrainy i innych krajów. Nie mniej interesujący jest szlak finansowy prowadzący do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Telegram jest częścią portfela funduszu Mubadala, który ma długą historię współpracy z Rosją – łączne udziały tego funduszu w Rosji oszacowano na 3 miliardy dolarów.
Przyjrzyjmy się teraz łańcuchowi technologicznemu. Aby przesyłać ruch, Telegram korzysta z usług firm RETN i GLOBALNET LLC, pochodzących z Rosji. To samo dotyczy serwerów; jeszcze rok temu jeden z nich znajdował się w Petersburgu. Jeśli władze Rosji pozwoliły swoim urzędnikom i wojskowym na korzystanie z tej sieci społecznościowej, oznacza to, że były pewne, że cały ten ruch w sieci jest w dobrych rękach.
Zakres aktywności rosyjskich służb specjalnych na Telegramie też daje do myślenia. Gdyby ta platforma była im nieprzyjazna, nie istniałaby.
Rosjanom trudno jest funkcjonować na Facebooku, podczas gdy na Telegramie czują się, jak w domu
Toksyczna sieć
Według serwisów VPN Surfshark i Netblocks, od 2015 roku Telegram został tymczasowo lub na stałe zakazany w 31 krajach.
Jak podała brytyjska policja, na początku sierpnia w Wielkiej Brytanii sieć była wykorzystywana do planowania i koordynowania zamieszek antyimigranckich
Usługa została zakazana w Hiszpanii na kilka miesięcy po tym jak cztery główne grupy medialne w kraju – Mediaset, Atresmedia, Movistar i Egeda – złożyły przeciw niej pozew o systematyczne naruszanie praw autorskich.
W marcu 2023 r. Norwegia zakazała korzystania z Telegramu i TikTok-a urzędnikom służby cywilnej i doradcom politycznym na urządzeniach służbowych. Służby wywiadowcze tego kraju uważają, że obie platformy współpracują z Rosją i Chinami, co stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Norwegii.
W 2022 r. w Niemczech rozważano możliwość zakazania Telegrama po wykryciu na nim dziesiątek antysemickich kanałów. Ograniczono się jednak do grzywny w wysokości 5 milionów euro, a Telegram zadeklarował gotowość do współpracy z niemieckim rządem.
Dezinformacja bez ograniczeń
Po aresztowaniu Durowa Komisja Europejska rozpoczęła dochodzenie w sprawie Telegrama. Bruksela sugeruje, że sieć społecznościowa celowo zaniża liczbę użytkowników, by uniknąć regulacji. W lutym Telegram zgłosił 41 milionów aktywnych użytkowników w Unii Europejskiej, dzięki czemu uniknął sklasyfikowania go jako bardzo dużej platformy internetowej (VLOP).
Komisja Europejska podkreśliła, że jeśli liczba użytkowników okaże się wyższa, komunikator zostanie jednostronnie dodany do listy VLOP. Status ten oznacza znacznie surowsze obowiązki, w szczególności w odniesieniu do moderowania treści. Przewiduje też obowiązkową wymianę danych z Komisją Europejską.
Do 2023 r. w Ukrainie Telegram był najpopularniejszym komunikatorem i źródłem informacji. Główna komunikacja ukraińskich władz również odbywa się za pośrednictwem tej aplikacji. Jednocześnie nie ma praktycznie żadnych zabezpieczeń przed rozprzestrzenianiem się dezinformacji w tym medium społecznościowym. Według ukraińskich służb wywiadowczych Rosjanie wykorzystują Telegram np. do rekrutacji ludzi do przeprowadzania sabotażu na terytorium Ukrainy. Kwestia wprowadzenia zakazu korzystania z sieci w tym kraju wraca co jakiś czas.
Telegram bezbronny wobec szpionów
Żadna platforma społecznościowa nie jest bezpieczna, gdy ktoś rejestruje się pod fałszywym nazwiskiem i rozpowszechnia kłamstwa, podkreśla Maksym Wichrow. Facebook ma jednak mechanizmy zapobiegające niekończącemu się mnożeniu botów i budowaniu ekosystemów propagandowych. Te mechanizmy nie są doskonałe, ale istnieją.
– Tymczasem Telegram jest całkowicie bezbronny wobec rosyjskich służb wywiadowczych, które tworzą setki kanałów synchronicznie uczestniczących w operacjach dezinformacyjnych – mówi Wichrow. – W praktyce jest to dość łatwe do śledzenia, ale trudno cokolwiek z tym zrobić. I wtedy pojawia się pytanie: Czy bezpieczeństwo Telegrama jest naprawdę ofiarą, którą Durow składa w imię ideałów wolnego Internetu? A może to jest zamierzone?
Większość użytkowników Telegrama nie ma pojęcia, jak wiele informacji o nich zbiera ta aplikacja, nie mówiąc już o tym, jak wielu ma do nich dostęp
Istnieją poważne powody, by wątpić w to, że Telegram chroni dane osobowe swoich użytkowników. W rzeczywistości protokół szyfrowania MTProto, używany przez Telegram, jest zamknięty i żaden ekspert ds. cyberbezpieczeństwa nie może zweryfikować, czy jest naprawdę niezawodny. Warto również wspomnieć, że tylko w ubiegłym roku odnotowano ponad 100 przypadków technicznej ingerencji w kanały Telegrama. Na przykład podczas buntu Prigożyna większość kont Grupy Wagnera na Telegramie działała z przerwami lub nie działała w ogóle. Zdarzały się również przypadki usuwania całych ukraińskich kanałów lub poszczególnych treści, które okupanci uznali za wrażliwe.
Przestępcza przestrzeń
Od początku inwazji Telegram jest jednym z narzędzi szeroko wykorzystywanych przez Moskwę do dezinformacji. Ale zdaniem Christine Dugoin-Clément to niejedyne zagrożenie:
– Telegram to także ogromny rynek. Ograniczając moderację do minimum i zabezpieczając sieć – co, nawiasem mówiąc, nie jest ustawieniem domyślnym, ale musi być skonfigurowane ręcznie – platforma stała się przestrzenią, na której może opierać się działalność przestępcza, w tym oszustwa, handel narkotykami, finansowanie terroryzmu i pornografia dziecięca. To właśnie z tego powodu, a także dlatego, że Telegram odmawia współpracy z władzami w takich przypadkach, Durow został aresztowany.
Zawodnik wagi ciężkiej
Być może ta historia nie będzie miała jasnego zakończenia – a może to tylko prolog do skandalu szpiegowskiego dekady. W każdym razie pozycja Telegramu w przestrzeni informacyjnej staje się coraz bardziej niepewna, sugeruje Maxim Wichrow.
Christine Dugoin-Clément dodaje, że aresztowanie Durowa nie powstrzyma pracy jego machiny. Pytanie brzmi, jakimi nakazami zostanie objęta ta platforma, jeśli chodzi o moderację:
– Telegram został w przeszłości ukarany grzywną, oczywiście w Rosji. Ale Durow został również przyłapany przez SEC (Amerykańską Komisję Papierów Wartościowych i Giełd), gdy próbował uruchomić platformy kryptowalutowe TON i Gram. Nie powstrzymało to jednak rozwoju tego zawodnika wagi ciężkiej, z miliardem abonentów. Nic dziwnego, że w Rosji i wśród różnych skrajnie prawicowych grup słychać już głosy wzywające do uwolnienia Durowa z powodu rzekomego braku poszanowania wolności słowa.
Hashtag: Free Pavel
Obrońcy Durowa stanowią bardzo zróżnicowaną grupę. Jest wśród nich jeden z filarów reżimu Putina, rzeczniczka praw obywatelskich Rosji Tatiana Moskalkowa, jest płomienny rosyjski opozycjonista Ilja Jaszyn, jest miliarder i właściciel sieci X Elon Musk.
Kilka dni przed aresztowaniem Durowa ten ostatni ujawnił listę udziałowców X Holding Corp, którzy pomogli mu kupić Twittera. Wśród inwestorów platformy znaleźli się dwaj rosyjscy oligarchowie, Piotr Awen i Wadim Moskowicz.
„Teraz jest całkowicie jasne, skąd się bierze miłość Muska do Rosji” – napisał Roman Szeremeta, szef Ukraińskiego Domu w Stanach Zjednoczonych
Peter Awen jest rosyjskim miliarderem, założycielem Alfa Group, uważanej za jeden z portfeli Putina. Udział Awena w zakupie Twittera jest reprezentowany przez firmę, w której pracuje jego syn Denis Awen.
Wadim Moskowicz to objęty sankcjami rosyjski miliarder, który jest właścicielem największego rosyjskiego holdingu rolniczego Rusagro. I on zainwestował w Twittera za pośrednictwem firmy swego syna, Jewgienija.
Plan Putina i rola Muska
Nikt nie wie, czy wskazuje to na jakiekolwiek powiązania Muska i jego sieci z Kremlem, zastrzega Nerijus Maliukevicius. Ale zgadza się co do tego, że takie przypuszczenie nie jest bezpodstawne. Zdaniem Maliukevicius to nie sieć X jest jednak priorytetem Kremla:
– Najważniejszą rzeczą dla rosyjskiego rządu jest próba kontrolowania komunikacji na Telegramie.
Oznacza to stworzenie swego rodzaju iluzji wolności, gdy zarówno opozycjoniści, jak kremlowscy blogerzy wojenni mają tę samą platformę do dyskusji
To coś, co Putin próbuje zrobić szczególnie w środowisku Internetu i alternatywnych mediów: kontrolować bańkę informacyjną.
Maksym Wichrow przypomina, że Kreml nie angażuje się w działalność charytatywną i nie rozdaje pieniędzy za darmo:
– Pytanie brzmi: Jaka jest natura tych wpływów? Być może interesy Muska sytuacyjnie zbiegły się z interesami Putina, a może Rosja znalazła inny klucz do ekscentrycznego oligarchy. Tutaj wkraczamy w sferę domysłów i teorii. Ale jeśli spojrzysz na X z czysto użytkowego punktu widzenia, to zauważysz, że za rządów Muska mechanizmy bezpieczeństwa na tej platformie zostały niemal całkowicie zniszczone. A to otwiera szeroką przestrzeń operacyjną dla rosyjskich służb specjalnych do prowadzenia kampanii propagandowych. Na szczęście stosunkowo niewielu Ukraińców korzysta z platformy X. Ale Rosja wykorzystuje ją do pracy z zagranicznymi odbiorcami.
Kurt Volker: - Teraz jest czas na przyjęcie Ukrainy do NATO
Ukraina zapobiegła atakowi na obwody charkowski i sumski dzięki nalotowi w obwodzie kurskim Federacji Rosyjskiej. Poinformował o tym prezydent Wołodymyr Zełenski. Następnym krokiem jest uzyskanie zgody Stanów Zjednoczonych na użycie rakiet dalekiego zasięgu przeciwko celom na terytorium Rosji.
Kijów będzie próbował odblokować tę decyzję na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ, które odbędzie się w Nowym Jorku za kilka tygodni. Ponadto Stany Zjednoczone rozważają dostarczenie Ukrainie pocisków JASSM, które mogą być wystrzeliwane z samolotówF-16 na odległość ponad 300 kilometrów.
Czy powinniśmy spodziewać się jakichkolwiek pozytywnych zmian, biorąc pod uwagę fakt, że wysocy rangą urzędnicy amerykańscy chłodno komentowali nalot na Kursk?Zapytaliśmy byłego specjalnego przedstawiciela USA ds. Ukrainy Kurta Volkera, obecnie pracownika naukowego Centrum Analiz Polityki Europejskiej.
Maryna Stepanenko: Minęły trzy tygodnie od rozpoczęcia ofensywy kurskiej. Jakie cele, poza oficjalnie deklarowanymi, udało się osiągnąć?
Kurt Volker: Myślę, że najważniejsze jest obalenie twierdzeń Putina, że nie prowadzi agresywnej wojny, że to tylko jakaś specjalna operacja wojskowa, którą Ukraina ostatecznie przegra a kwestią jest tylko kiedy i ile terytorium odda Kijów.
Wszystkie te pomysły, które Putin próbował sprzedać ludziom, zostały teraz zdyskredytowane. To jest prawdziwa wojna. Ma ona również wpływ na naród rosyjski.
Putin jest pierwszym rosyjskim przywódcą od czasów II wojny światowej, który sprowokował inwazję na rosyjskie terytorium. Trudno uznać to za sukces.
Chciał być Piotrem Wielkim lub Katarzyną Wielką, władcami, którzy rozszerzyli geograficzne granice Rosji. Zamiast tego może stać się jak Mikołaj II, który doprowadził do rosyjskiej katastrofy.
Istnieje również militarne uzasadnienie tej operacji, które ma osłabić zdolność Rosji do ataków na Charków i region, a tym samym zapewnić większą ochronę ziem ukraińskich.
Innym celem jest stworzenie sytuacji, w której przyszłe negocjacje z Rosją będą wyglądać bardziej jak rokowania. Coś w rodzaju „my rezygnujemy z czegoś - wy rezygnujecie z czegoś”, a nie Rosja po prostu żądająca kapitulacji Ukrainy.
Komentarze amerykańskich urzędników na temat udanego nalotu sił ukraińskich do tej pory pozostawały raczej powściągliwe. Jakie są prawdziwe odczucia w Waszyngtonie?
Mieszane, zależy z kim się rozmawia. Ludzie w Kongresie i eksperci, którzy śledzą Ukrainę, a znam ich wielu, są bardzo zadowoleni z takiego obrotu sprawy, ponieważ, jak powiedziałem, podważa to wszystkie narracje Putina.
Myślę, że administracja nadal obawia się eskalacji ze strony Rosji, ale operacja w Kursku pokazuje, że Rosja nie jest zdolna do eskalacji. Ten nalot podważa również argument, że musimy obawiać się eskalacji ze strony Rosji.
Powstaje więc pytanie, czy administracja USA powinna teraz znieść ograniczenia dotyczące użycia amerykańskiej broni do ataków dalekiego zasięgu? Myślę, że powinna.
Administracja wciąż jest bardzo niechętna, by to zrobić, wciąż czuje się z tym niekomfortowo. Istnieje pewne rozczarowanie, że nie powiedziano nam z wyprzedzeniem o operacji kurskiej, co moim zdaniem jest zrozumiałe. Trzeba było ją zaplanować w tajemnicy. Co więcej, jestem pewien, że Ukraińcy wiedzieli, że jeśli poproszą o pozwolenie, administracja odmówi, więc lepiej było zaplanować to na własną rękę. Biden nadal martwi się, co będzie dalej. Czy będzie więcej ataków z Ukrainy na Rosję? Czy Rosja odpowie w inny sposób? Wciąż jest wiele obaw. Jedną z rzeczy, które moim zdaniem są ważne dla Ukraińców, jest to, że wszystko to dzieje się na tle bardzo intensywnej prezydenckiej kampanii wyborczej w USA.
Prezydent Biden zdecydował się nie kandydować ponownie, a Partia Demokratyczna próbuje teraz z powodzeniem wprowadzić Kamalę Harris jako kandydatkę w listopadowych wyborach, mając nadzieję, że uda jej się wygrać.
Tak naprawdę nie chcą rozmawiać o Ukrainie ani w żaden sposób komentować Kurska. Dlatego reakcja administracji była stosunkowo cicha. Demokraci nie chcą odciągać uwagi od Kamali Harris i kwestii krajowych, na których może grać i zostać wybrana.
Wspomniał Pan o braku zgody na zaatakowanie Rosji amerykańską bronią dalekiego zasięgu z powodu pewnego „dyskomfortu” w administracji prezydenta USA. Czy może Pan to wyjaśnić?
Szczerze mówiąc, trudno to wyjaśnić, ponieważ nie ma to większego sensu. Ale administracja jest zdania, że możemy pomóc Ukrainie bronić się w kraju i nie chcemy, aby Ukraina używała amerykańskiej broni do atakowania Rosji. Wydaje się, że to popchnęłoby Władimira Putina do eskalacji, w tym do użycia broni nuklearnej.
W administracji panuje ciągłe poczucie, że musimy mieć pewną "czerwoną linię” i jej nie przekraczać. A jednak w ciągu ostatnich dwóch lat ta czerwona linia znacznie się przesunęła.
Do wyborów pozostało około stu dni. Kamala Harris prowadzi obecnie w sondażach z niewielką przewagą. Demokraci używają niejasnych sformułowań, mówiąc, że jej polityka wobec Ukrainy i Rosji będzie podobna do polityki Bidena. Nie jest jednak jasne, co dokładnie zamierza. Czego Pan oczekuje od jej administracji?
Spodziewam się, że jej stanowisko będzie bardzo podobne do tego, które już widzimy. Phil Gordon jest jej doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Był częścią administracji Biden-Harris od samego początku. Był na wszystkich spotkaniach. Podejrzewam więc, że nie zobaczymy żadnych dramatycznych zmian ze strony Kamali Harris, która będzie polegać na radach Phila Gordona. A fakt, że nie słyszeliście zbyt wiele od Kamali Harris o Ukrainie, jest zamierzony. Ona nie chce o tym rozmawiać. W ogóle nie chce omawiać wielu różnych kwestii politycznych. Jej zespół będzie bardzo ostrożny w kwestii konkretów, ponieważ największa szansa Harris na wygraną opiera się na fakcie, że jest nowa i świeża, że nie jest Donaldem Trumpem. Kamala Harris stara się zachować pewien dystans od administracji Bidena, aby pozycjonować się jako nowa postać. A zagłębianie się w kwestie polityczne i mówienie o tym, co by zrobiła, gdyby została wybrana, nie pomaga jej w tym względzie.
W tym momencie nie można wykluczyć zwycięstwa Donalda Trumpa. Wielokrotnie wyrażał swój plan zakończenia wojny w Ukrainie - ultimatum dla Moskwy i Kijowa. Czy sądzi Pan, że Trump ma wpływ na Putina, by zmusić go do negocjacji?
Myślę, że Trump uznałby, że Stany Zjednoczone są w tej kwestii relatywnie słabe w stosunku do Rosji. I powiedziałby, że musimy wzmocnić naszą pozycję, zanim zaczniemy negocjować.
Chciałbym zwrócić uwagę na artykuł w Wall Street Journal, który były sekretarz stanu Mike Pompeo i doradca polityczny Trumpa David Urban opublikowali około miesiąc temu. Przedstawiono w nim argument, że Trump uzna administrację Bidena za porażkę. Według nich opiera się ona na słabości i musimy odbudować naszą siłę. Myślę, że to przekonujący argument, ale tylko Trump zdecyduje, jaka będzie jego polityka. Ja, podobnie jak autorzy tego artykułu, uważam, że najpierw należy wzmocnić pozycję Ukrainy, a dopiero potem rozpocząć negocjacje.
Drugi szczyt pokojowy, zainicjowany przez Ukrainę, ma się odbyć przed końcem roku. Po ofensywie kurskiej Putin i jego marionetki powiedzieli, że negocjacje są niemożliwe. Na jakich warunkach staną się one możliwe?
Cóż, Putin nie miał zamiaru prowadzić poważnych negocjacji. Chciałby po prostu wykorzystać swoją obecność na takim forum, aby zażądać od Ukrainy rezygnacji z pewnych rzeczy, oddania terytoriów itp. Fakt, że nie jest w stanie tego zrobić, oznacza, że nie chce negocjować. Wciąż wierzy, że może wygrać. Wciąż wierzy, że może przetrwać dłużej niż Ukraina i dłużej niż Zachód. Chce więc poczekać na moment, w którym poczuje, że wszystko jest w porządku i będzie mógł zmusić Ukrainę do kapitulacji. W rzeczywistości musimy zmienić jego zdanie. Musimy dojść do punktu, w którym Putin i otaczające go elity zdadzą sobie sprawę, że przegrywają. I to jest jedyna szansa na jakiekolwiek znaczące negocjacje.
Niedawny artykuł w The Wall Street Journal sugeruje, że dla Rosji odzyskanie kontroli nad całym regionem Kurska może być celem drugorzędnym, w przeciwieństwie do wkraczania głębiej w region Doniecka. Jak taka priorytetyzacja może wpłynąć na sytuację w samej Rosji?
Naprawdę interesujące jest to, że reakcja Putina, reakcja w Rosji na inwazję na Ukrainę była bardzo, bardzo wyciszona, prawie żadna. A to dlatego, że gdyby zrobili z tego wielką sprawę, wyglądaliby na słabych i de facto przyznali się do porażki. Tak jak jest. Próbują więc to bagatelizować. Częścią tego planu bagatelizowania operacji w Kursku jest stwierdzenie, że skupią się na swoich strategicznych celach, którymi jest odzyskanie tego, co nazywają „rosyjskim terytorium” w Donbasie. Mówią: - Nie zatrzymamy się i skupimy się na naszej strategii. Ale wrócimy i zajmiemy resztę Kurska później. To dlatego, że nie chcą wyglądać na tak słabych, jakimi są w rzeczywistości.
Czy na tym tle powinniśmy spodziewać się reakcji samych Rosjan?
Rząd nie może niczego ukrywać. Mają 200 000 ludzi, którzy zostali zmuszeni do opuszczenia swoich domów. Ukraińcy im pomagają. Inni Rosjanie przyjmują tych migrantów. Władze dają im 10 tysięcy rubli, 100 euro - śmieszna kwota. Społeczeństwo to widzi. Teraz ludzie w Rosji czują się pozbawieni praw obywatelskich. Nie czują, że mogą cokolwiek zrobić z Putinem, rosyjskim przywództwem lub sytuacją.
W większości są więc po prostu apatyczni. Starają się nie mieć do czynienia z rosyjskimi przywódcami. Nie sądzę, by doprowadziło to do wielkich protestów i ruchu na rzecz zmian, ponieważ ludzie nie wierzą, że jest to możliwe. Powoduje to jednak ogromną frustrację i niezadowolenie.
Sytuacja wokół Pokrowska, miasta w obwodzie donieckim, które otwiera okupantom drogę do Dniepru i Zaporoża, jest niezwykle trudna. Jakie są największe wyzwania dla armii ukraińskiej i co może zmienić sytuację na naszą korzyść?
Największym wyzwaniem jest oczywiście ogromna liczba rosyjskich żołnierzy, pocisków artyleryjskich i dronów, które Rosja jest w stanie użyć, a także gotowość Moskwy do niewiarygodnych poświęceń w próbach przejęcia tego terytorium.
Nawet twoje pytanie sugeruje, że jeśli zajmą Pokrowsk, po prostu ruszą naprzód i zajmą jeszcze więcej terytoriów. To samo mówili o Bachmucie.
Bachmut był strategicznie ważny. W tamtym czasie myślano, że jeśli zajmą Bachmut, otworzy to drogę do pozostałych miast i jest w tym trochę prawdy. Ale faktem jest, że Rosjanie mają problemy ze sprzętem i liczebnością wojsk. I nawet jeśli zajmą Pokrowsk, będą musieli się przegrupować, bo to ich wyczerpie. Co Ukraina powinna z tym zrobić? Upewnić się, że mamy wystarczająco dużo sprzętu i amunicji. Stany Zjednoczone działały powoli, ale teraz sytuacja jest lepsza niż kilka miesięcy temu. Musimy kontynuować pracę i upewnić się, że mamy tam amunicję. Targetowanie jest niezwykle ważne. Ukraina jest znacznie lepsza w namierzaniu celów niż Rosjanie. I zmusić Rosję do rozmieszczenia wojsk z dala od regionu Doniecka. Nie mogą wiecznie ignorować utraty terytorium. Sądzę, że w miarę jak Ukraina będzie rozszerzać tę strefę buforową i przekazywać tę narrację rosyjskiej opinii publicznej, będzie to skuteczne. Powinno to zmniejszyć presję na rosyjskie natarcie w kierunku Pokrowska.
Niedawno prezydent Czech Petr Pavel wyraził opinię, że członkostwo Ukrainy w NATO jest możliwe, nawet jeśli Rosja częściowo okupuje nasze terytoria. Czy ta opinia jest wyjątkowa wśród państw członkowskich NATO? A kto obecnie najbardziej sprzeciwia się członkostwu Ukrainy?
To nie jest odosobniona opinia. W rzeczywistości jest wręcz przeciwnie: tylko Węgry, Niemcy i Stany Zjednoczone sprzeciwiają się już teraz członkostwu Ukrainy w NATO. To, co mówi prezydent Pavel, podziela wielu sojuszników. Przyjęliśmy Niemcy do NATO, gdy były podzielonym krajem. Stany Zjednoczone walczyły w Wietnamie, a Francja w Algierii i nie przeszkadzało im to w członkostwie w Sojuszu.
Istnieją sposoby, aby otwarcie przedyskutować i uzgodnić z Ukrainą, co dokładnie oznacza artykuł 5 (atak na jednego członka NATO jest atakiem na wszystkich członków i wywołuje reakcję wszystkich państw członkowskich - red.).
Powinniśmy natychmiast rozpocząć negocjacje w Radzie NATO-Ukraina w tej właśnie sprawie. Możemy zaprosić Ukrainę i przyjąć ją do NATO tak szybko, jak to możliwe, ograniczając artykuł 5 do terytorium kontrolowanego przez Ukrainę.
Myślę, że ostatecznie możemy do tego dojść. Ale nie teraz. Ale myślę też, że bardziej realistycznym scenariuszem, biorąc pod uwagę poglądy innych sojuszników, zwłaszcza Niemiec i Stanów Zjednoczonych, byłaby pomoc Ukrainie w odepchnięciu rosyjskich wojsk, odzyskaniu terytorium, osiągnięciu pozycji siły, z którą Rosja faktycznie chciałaby negocjować. A następnie, gdy rozwiązanie zostanie znalezione, jego częścią powinno być natychmiastowe członkostwo Ukrainy w NATO i UE, i to tak szybko, jak to możliwe. To powinno być częścią planu zakończenia wojny.
Premier Indii przyjechał do Polski, a następnie po raz pierwszy w historii odwiedził Ukrainę. Biorąc pod uwagę historycznie bliskie związki Indii z Rosją, jakie sygnały wysyła ta wizyta do Kijowa i świata? I czy może mieć globalny wpływ na dalszy rozwój wydarzeń w Ukrainie?
Myślę, że to świetna okazja. Opisałeś pozycję Indii jako taką, która zawsze była historycznie bliska Rosji. Myślę, że to nieco uproszczony pogląd. Z historycznego punktu widzenia pozycja Indii była niezaangażowana, a Indie myślą przede wszystkim o sobie. Zostały skolonizowane przez Wielką Brytanię i bardzo im się to nie podobało. Uzyskały niepodległość w chwalebny sposób - dzięki Mahatmie Gandhiemu itd. A teraz Indie starają się zaprezentować jako niezależny, odpowiedzialny moralnie kraj, który nie jest częścią konfrontacji supermocarstw- takie jest raczej stanowisko Indii.
W ostatnich latach Indie utrzymywały stałe stosunki handlowe i energetyczne z Rosją, podobnie jak wiele innych krajów, a także ze Stanami Zjednoczonymi i innymi krajami. Jednocześnie stosunki Modiego ze Stanami Zjednoczonymi stały się w ostatnich latach bliższe.
W rzeczywistości Indie nie odeszły od postrzegania świata przez pryzmat własnych interesów, a nie przynależności do obozu rosyjskiego.
Fakt, że Modi udał się do Rosji na początku tego roku, a teraz odwiedził Ukrainę, pokazuje, że chce zobaczyć obie strony konfliktu.
Myślę jednak, że na własnej skórze przekona się, że sytuacja Ukrainy, która została zaatakowana przez imperialistycznego sąsiada i walczy o swoją niepodległość w oparciu o międzynarodowe zasady, jest bardzo podobna do sytuacji samych Indii. Myślę więc, że będzie to miało wpływ na Modiego i nie sądzę, że zmusi Indie do odgrywania aktywnej roli po czyjejkolwiek stronie, ale pomoże stworzyć w Indiach przekonanie, że rosyjska agresja jest imperialistycznym działaniem, któremu Indie zawsze się sprzeciwiały.
Zdjęcie strony głównej: AA/Abaca/Abaca/East News
Paweł Kowal do Europejczyków: - Ta wojna jest o Was i o wasze mózgi
Dlaczego Putin uciekł się do nowego rodzaju ataku? Czy Ukraina będzie w stanie uderzyć w głąb Rosji? Co tak naprawdę kryje się za zatrzymaniem Durowa w Paryżu? Jaką rolę może odegrać premier Modi w rozmowach pokojowych?
Maria Górska: 26 sierpnia, dwa dni po Dniu Niepodległości, ukraińska infrastruktura energetyczna stała się celem zmasowanego ostrzału. 100 pocisków rakietowych i tyle samo szahidów uderzyło w 15 ukraińskich regionów. Są ranni i zabici, zniszczona infrastruktura. Co nam to mówi o planach Putina?
Paweł Kowal: Putin próbuje wyjść z impasu, w którym się znalazł. W przeciwieństwie do wielu zachodnich ekspertów uważam, że obecna sytuacja jest bardzo trudna dla szefa Kremla. Prawdopodobnie czuje, że jego wewnętrzny krąg próbuje go zdyskredytować, mówiąc: „Nie potrafisz nawet obronić swoich granic”. Te ataki są więc reakcją Putina. Można z tego wyciągnąć jeden wniosek: my, Zachód, nie powinniśmy próbować nakładać dalszych ograniczeń na użycie broni przez Ukrainę, z wyjątkiem tych narzuconych przez prawo międzynarodowe. I to byłoby najbardziej sprawiedliwe podejście. Ukraińcy mają prawo do sprawiedliwego odwetu, adekwatnych i proporcjonalnych działań wobec Rosji.
Kilka Institute for the Study of War (ISW) w ostatnim raporcie stwierdza, że możliwość atakowania celów w Rosji jest punktem zwrotnym w tej wojnie. Obecnie Ukraina może atakować tylko do 100 km od granicy za pomocą systemów ATACMS. Prezydent Zelensky stwierdził również, że zdolność ataku pociskami dalekiego zasięgu jest kluczową decyzją dotyczącą Ukrainy na świecie, która może wszystko zmienić.
Stanowisko powinno być takie, że jeśli Ukraińcy mają jakąkolwiek broń, to mogą jej użyć. I to powinno być jasne i oczywiste. W przeciwnym razie Zachód, który nakłada te ograniczenia, w pewnym stopniu bierze na siebie odpowiedzialność za potencjalne akty odwetu Putina. Wojna musi się szybko skończyć. Ukraińcy mają prawo do proporcjonalnej odpowiedzi na ataki.
Myślę, że nikt nie zaprzecza, że to, co robią Ukraińcy, jest proporcjonalne i sprawiedliwe. Kropka. I tak powinno być w tym przypadku
Jeśli Ukraina otrzyma pomoc, powinna być w stanie prowadzić wojnę zgodnie z prawem międzynarodowym, na własną odpowiedzialność i dla własnego bezpieczeństwa. Co więcej, operacja w Kursku pokazuje, że po prostu nie ma innego sposobu na pokonanie Rosjan. Odpowiedź musi być jasna, przejrzysta i proporcjonalna.
Pełny zakres systemów ATACMS — 300 km — pozwala Ukrainie zaatakować ponad 250 celów wojskowych w Rosji. AAle bez możliwości wykorzystania pełnego zasięgu nie możemy osiągnąć tych celów, w tym lotnisk wojskowych, z których startują samoloty z pociskami rakietowymi, aby uderzyć w szpitale dziecięce.
Chciałbym podkreślić, że pojawia się nowy element w taktyce Putina. Atakuje on miejsca w jakiś sposób powiązane z Zachodem, jak na przykład ostatni atak na dziennikarzy w hotelu. To się nigdy wcześniej nie zdarzyło.
Podczas ataku na hotel w Kramatorsku, w którym zginęli i zostali ranni dziennikarze z kilku krajów, ranna została również polska dziennikarka Monika Andruszewska. Akurat przejeżdżała obok i odłamek uderzył w jej samochód. Przede wszystkim ucierpiał hotel, co jest nowym elementem. W końcu kto może mieszkać w hotelu? Mieszkają tam goście, a najczęściej dziennikarze, dyplomaci, politycy. To są ludzie, którzy reprezentują świat zewnętrzny.
Przede wszystkim atak miał miejsce na hotel, dokładnie taki jest nowy element. W końcu kto może zatrzymać się w hotelu? Mieszkają tam goście, a najczęściej — dziennikarze, dyplomaci, politycy. Są to ludzie, którzy reprezentują świat zewnętrzny.
Hotel, szpital, obiekty cywilne — Putin przekracza granicę. Zachód musi zatem mieć jasne stanowisko w tej sprawie
Zapominamy, że jest to wojna wypowiedziana wszystkim, tocząca się na różnych poziomach. Podstawowe pytanie jest proste: czym jest wojna, a czym pokój? Ludziom na Zachodzie, którzy obserwują dzisiejsze wydarzenia, trudno jest interpretować je jako pokój. To już nie jest pokój, to sytuacja sprzed wojny lub stanu wojennego, kiedy wojna nie toczy się w takim kinetycznym sensie.
Niedawno na spotkaniu z młodymi ludźmi w Olsztynie, pod nazwą Kampus 3.0, zapytałem polskich studentów: „Kiedy tak naprawdę zaczyna się wojna? Ta wojna toczy się o was i wasze mózgi. Ktoś codziennie ładuje w was propagandę wszystkimi możliwymi kanałami”. Zachodnie cele nie są bombardowane, ale bombardowane są zachodnie mózgi, bombardowana jest zachodnia świadomość. Są one podkopywane - i to również jest stawką w tej wojnie. Musimy się bronić - dać Ukraińcom możliwość obrony już dziś. Jeśli masz jakąkolwiek broń i jest ona legalna, i nie jest zabroniona przez międzynarodowe konwencje, to po prostu walcz, zwłaszcza jeśli chcesz.
Jest jeszcze jeden ważny aspekt zmasowanego ostrzału Ukrainy 26 sierpnia. Jednym z celów rosyjskich pocisków była kijowska tama hydroelektryczna. To zbrodnia bliska użyciu broni jądrowej, ponieważ taki atak na stolicę, takie ukierunkowane uderzenia, są w rzeczywistości próbami wymazania ukraińskiej stolicy z mapy. Co Pana zdaniem siedzi w głowie Putina - nie udało mu się podbić, to teraz chce zniszczyć?
Putinowi chodzi o jedno - utrzymać się u władzy i mieć pieniądze, czuć się bezpiecznie. Ukraińcy pokazali, że są w stanie wejść do regionu Kurska i tam pozostać. Nie chodzi o jedno- czy dwudniowy nalot, ale o zdolność do utrzymywania pozycji w pobliżu Kurska przez dłuższy czas. Putin to widzi. I jego reakcja jest oczywista. Paradoksalnie, jest ona wymierzona przede wszystkim w jego wewnętrzny krąg, ponieważ musi on udowodnić swoim ludziom, że jest w stanie kontrolować sytuację, a jeszcze lepiej - pokazać, że jest niezastąpiony. Dziś Putin ma z tym problemy.
Naprawdę wierzę, że mamy do czynienia z jednym z najtrudniejszych momentów panowania dyktatora
Można go porównać tylko do marszu Prigożyna, który miał elementy powstania, ale też elementy operacji specjalnej. Można go również porównać do działań Nawalnego, które również miały elementy prawdziwego sprzeciwu, ale także elementy operacji specjalnej, gdzie oczekiwano, że być może podczas wyborów prezydenckich w Rosji ktoś postawi na Nawalnego lub wciągnie go do gry. A teraz mamy trzeci taki kluczowy punkt.
PMarcin Bosacki, poseł na Sejm i przewodniczący polsko-ukraińskiej grupy międzyparlamentarnej powiedział niedawno Espresso, że w razie potrzeby Polska może tej zimy zapewnić wsparcie energetyczne zachodniej Ukrainie. O jakim programie mówimy i jakiego rodzaju pomocy może oczekiwać od UE cała Ukraina, a nie tylko jej zachodnia część?
Większość potrzeb energetycznych Ukrainy w tym roku prawdopodobnie zostanie zaspokojona przez ukraińską produkcję, w tym energię jądrową. Jednocześnie będziemy w stanie zorganizować dodatkowe możliwości eksportu energii z Polski. To bardzo dobry projekt, opłacalna transakcja, ponieważ zwiększamy nasze możliwości eksportowe i możemy zaspokoić około 5-8% zapotrzebowania Ukrainy na energię elektryczną w zimie. Dysponujemy możliwościami technicznymi, by w razie potrzeby dostarczać energię. Mamy fundusze, aby za to zapłacić, i mamy możliwość zaangażowania polskich firm. Możemy wykorzystać zgromadzony węgiel. Jest to więc bardzo dobry program przygotowany przez Polskę, który jest realnym wsparciem dla Ukrainy. Na obecną sytuację można patrzeć z różnych perspektyw. Amerykańscy doradcy z Kongresu pytali mnie już, czy mamy plan na wypadek, gdyby do Polski napłynęła fala uchodźców energetycznych. Mamy taki plan, ale można temu zapobiec. Podstawowym elementem jest możliwość eksportu energii - po raz pierwszy mówię to publicznie.
Jesteśmy na to gotowi i jest to bardzo korzystne zarówno dla Ukrainy, jak i dla polskiej gospodarki, a także a także dla relacji polsko-ukraińskich, bo zwiększa nasz eksport. Wiemy, że najlepszym sposobem na budowanie relacji dwustronnych jest zwiększanie eksportu
Mamy plan dostarczenia różnych generatorów i niezbędnego sprzętu, aby wzmocnić zdolność do produkcji i przesyłania energii dla infrastruktury krytycznej, zwłaszcza dla Charkowa, zwłaszcza dla szpitali. Mamy ten sprzęt i udało mi się już skoordynować kilka dużych polskich firm i instytucji, aby go przygotować. Nasz plan energetyczny obejmuje również wysłanie dużej liczby lepszych źródeł zasilania, które mogą być wykorzystane do Starlinków.
Po Po atakach takich jak ten z 26 sierpnia, scenariusz możliwej nowej fali uchodźców energetycznych z Ukrainy do Polski staje się bardziej realny. Na co w związku z tym przygotowuje się Warszawa?
Jestem w stałym kontakcie z producentami energii w Ukrainie i w Polsce. Dziś jesteśmy w stanie zaspokoić ukraińskie potrzeby. Jeśli mówimy o przygotowaniach do najgorszego scenariusza, to można to uznać za sytuację nadzwyczajną, ale teraz nie ma o czym mówić.
Wspomniał Pan o wojnie o umysły Zachodu. 24 sierpnia francuska policja aresztowała Pavla Durova, twórcę komunikatora Telegram, gdy jego biznesowy odrzutowiec lądował na paryskim lotnisku. Trwa dochodzenie w sprawie wykorzystywania Telegrama przez grupy przestępcze, od pedofilii po handel narkotykami, ze względu na brak moderacji treści w aplikacji. Co według Pana jest najważniejsze w tej historii dla Polaków i Ukraińców?
Zdecydowanie jest coś niewytłumaczalnego w historii Telegramu. Nie używam tego komunikatora. Wszyscy są zaskoczeni, że nie mam tam konta. Z jakiegoś powodu zawsze uważałem, że to zły pomysł. Durov jest prawdopodobnie podejrzewany o bliskie relacje z Kremlem. I tu, jeśli mówimy o mediach społecznościowych, widać czarną passę, bo niedawno amerykański sąd zmusił Elona Muska do ujawnienia akcjonariuszy, którzy pomogli mu kupić Twittera. I okazuje się, że ta najpopularniejsza aplikacja w Polsce też ma elementy rosyjskiego biznesu.
Z zakupem aplikacji powiązani są bowiem synowie rosyjskich oligarchów, Petera Avena i Vadima Moskovicha, którzy pomogli Muskowi kupić Twittera.
Istnieją również wątpliwości co do innych sieci społecznościowych. Ale dlaczego nas to dziwi? Od dawna wiadomo, że rosyjscy oligarchowie inwestują w te media, inwestują w nie, aby na nie wpływać, ponieważ zawsze wierzyli, że może to dać zwycięstwo różnym populistom. Wiadomo, że było to źródłem potencjalnego zwycięstwa i poparcia dla Trumpa. Najbardziej jaskrawym przykładem tego, jak media społecznościowe zadały skuteczny cios, było referendum w sprawie Brexitu. Ważne jest, czego się z tego nauczymy, ponieważ w rzeczywistości każdy główny portal społecznościowy ma kluczowe znaczenie dla nowoczesnej komunikacji politycznej.
Jaka może być motywacja ludzi takich jak na przykład Elon Musk do ewentualnej współpracy z rosyjskimi służbami specjalnymi, które zawsze stoją za pieniędzmi rosyjskich oligarchów?
Nie jesteśmy psychologami, ale myślę, że jest to cecha charakterystyczna nawet najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi - w pewnym momencie nagle wpadają na pomysł, że chcą być artystami, projektantami lub politykami. Myślę, że chodzi o ukryte pragnienie Muska, by być kimś innym niż tym, kim się stał. Czasami ludzie myślą: okej, jestem wielkim biznesmenem, więc mogę być politykiem, ponieważ aby być politykiem, wystarczy mówić przez minutę. Niestety, tak nie jest. Polityka wymaga pewnego poziomu profesjonalizmu, dużo pracy, dużo poświęcenia. Ludzie tacy jak Musk często dowiadują się o tym za późno. Czuję, że nic nie wyjdzie z kariery Muska, w którą za dużo zainwestował i był zmuszony za bardzo się odsłonić.
Pokazał, że ma określone poglądy polityczne, zaczął otwarcie zaczął otwarcie popierać jednego z kandydatów w USA, czyli Trumpa, wystąpił przeciwko Harris i za bardzo się odsłonił.
Jakie wnioski?
Trzeba być ostrożnym. A strategicznie jestem przekonany, że kluczowe media, ze względu na strategiczne znaczenie informacji, będą musiały podlegać znacznie głębszym wymogom regulacyjnym ze strony Unii Europejskiej i Stanów Zjednoczonych. Nie jest łatwo powiedzieć: zamknij to, nie używaj tamtego, ponieważ jest to konieczne i niezwykle ważne dla prowadzenia polityki w krajach demokratycznych. Musimy być jednak ostrożni. Strategicznie zmierzamy w kierunku, w którym Stany Zjednoczone i Unia Europejska będą musiały ściślej monitorować strukturę własności kluczowych mediów społecznościowych.
Jak ocenia Pan wizytę premiera Indii, Narendry Modiego, w Polsce i na Ukrainie? Co ta wizyta zmienia i czy przybliża pokój?
To była dla nas bardzo ważna wizyta, bo po raz pierwszy od 45 lat premier Indii był w Polsce. Postawa Indii po ataku Rosji na Ukrainę była niejednoznaczna, choć nie tak bardzo jak Chin. A teraz, podczas wizyty Modiego w Moskwie, przywódca Kremla zaatakował szpitale w Kijowie. To był policzek dla Modiego. Modi jest potężnym politykiem, nie lubi takich rzeczy. Wiążę pewne nadzieje z jego polityką. Czy zrobił wiele dla Ukrainy? Czy Ukraina była w stanie wiele spraw rozwiązać z Modim? Nie, ale fakt, że pojechał do Kijowa i miał odwagę, jest ważny.
Pamiętajmy, że z punktu widzenia różnych ludzi na całym świecie wyjazd do kraju, w którym toczy się wojna, to odwaga. Myślę, że Modi opowie się za jakimiś rozsądnymi rozmowami pokojowymi
Ukraina chce pokoju, ale nikt nie chce tak zwanego “pokoju". Aby zawrzeć pokój i jakoś rozwiązać kwestie związane na przykład z zawieszeniem broni, potrzebujemy większego wsparcia ze strony krajów globalnego Południa. Na Chiny nie ma co liczyć, ale na Modiego i RPA chyba warto. W tym celu musimy rozpocząć przygotowania do nowej konferencji pokojowej, która mogłaby odbyć się na Bliskim Wschodzie. Niedawno miałem okazję rozmawiać z organizatorami niedawnej konferencji w Szwajcarii, więc wszystko składa się w jedną całość - wizyta Modiego przybliża nas do korzystnego dla Ukrainy rozwiązania.
Indie wchodzą do gry: co Narendra Modi przywiózł do Kijowa i z czym wyjechał
Po spotkaniu z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim premier Indii Narendra Modi zapewnił, że jego kraj jest gotowy do podjęcia wysiłków na rzecz zapewnienia sprawiedliwego i trwałego pokoju w Ukrainie oraz przestrzegania zasad prawa międzynarodowego dotyczących poszanowania integralności terytorialnej i suwerenności państw.
Niemniej szef indyjskiego rządu woli unikać bezpośredniego potępiania agresji Rosji na Ukrainę. Sestry.eu zapytały indyjskich ekspertów politycznych, czy Indie są gotowe wesprzeć Ukrainę w wojnie z Rosją, jak New Delhi postrzega źródła tej wojny, co myślą o scenariuszach jej zakończenia i dlaczego Modi jest tak zainteresowany Ukrainą.
Wizerunek rozjemcy
Narendra Modi jest pierwszym premierem Indii, który odwiedził niepodległą Ukrainę. Jego wizyta odbyła się w Dniu Flagi i w przeddzień Dnia Niepodległości. Ogłaszając swoją podróż do Europy podkreślił, że Indie szukają możliwości dialogu.
Wizyta w dniach ważnych ukraińskich świąt narodowych jest rodzajem dyplomatycznego gestu, ale nie powinniśmy oczekiwać od Modiego recepty na pokój, uważa Alina Grycenko, główna konsultantka w Narodowym Instytucie Studiów Strategicznych:
– Ważne jest, by Modi przywrócił równowagę. Po wizycie w Moskwie i spotkaniu z Putinem, które zbiegło się w czasie z tragicznym masowym ostrzałem Ukrainy i szpitala dziecięcego „Ochmatdyt”, Modi był ostro krytykowany w wielu krajach – przez ekspertów, dziennikarzy i społeczeństwa obywatelskie. Bo nie można po prostu ściskać sobie dłoni [z dyktatorem – red.], gdy szpitale dziecięce są [przez niego] ostrzeliwane.
Modi w Moskwie powiedział w bardzo dyplomatyczny sposób, że jego serce krwawi, gdy umierają niewinne dzieci – nie precyzując, które dzieci i dlaczego umierają
Nie skrytykował Rosji. Dlatego teraz ważne jest, by potwierdził wizerunek i reputację Indii jako kraju pokojowego, który promuje wyłącznie pokojowe instrumenty i pokojowe sposoby rozwiązywania konfliktów.
Zrehabilitowanie się w oczach Zachodu po uściskach z Putinem jest z pewnością jednym z powodów przyjazdu Modiego do Kijowa, zgadza się Sumit Ganguly, profesor nauk politycznych na Uniwersytecie Indiana: – Głównym celem tej wizyty jest poprawa stosunków z Zachodem, stworzenie wrażenia, że Indie nie są w kieszeni Putina i nie są rosyjską marionetką, ale mają pewien stopień niezależności w swojej polityce zagranicznej.
Na spotkaniu z Zełenskim w Kijowie Modi przypomniał, że dwa lata temu, podczas spotkania z Putinem w Samarkandzie na szczycie Szanghajskiej Organizacji Współpracy, powiedział rosyjskiemu przywódcy, że era wojen dobiegła końca, a jedyną drogą naprzód jest dialog i dyplomacja. „Chciałbym odegrać rolę w pokojowym rozwiązaniu” – dodał premier Indii.
Z kolei Zełenski wezwał Indie do przyłączenia się do wspólnego komunikatu po szczycie pokojowym w Szwajcarii. Indie w szczycie wzięły udział, ale nie podpisały jeszcze końcowego dokumentu.
Ważne jest, by Indie zademonstrowały światu możliwości swojej dyplomacji, zaznacza Alina Grycenko: – Zarówno Indie, jak Modi osobiście muszą potwierdzić, że jest on jednym z niewielu, a być może jedynym światowym przywódcą, który ma tak bezpośrednią komunikację z przywódcami obu krajów: Wołodymyrem Zełenskim i prezydentem Rosji.
Indie postrzegają siebie raczej jako przyjaciela niż mediatora, mówi Rajiv Bhatia, indyjski dyplomata i pracownik naukowy think tanku Gateway House:
– Nie sądzę, byśmy osiągnęli etap mediacji. Podejście Indii jest teraz takie, że to bezpośredni konflikt zbrojny między dwoma krajami, więc nie ma ucieczki od bezpośredniej rozmowy, dyskusji między nimi.
Ale obie strony mogą potrzebować pomocy, a Indie wierzą, że wraz z innymi przyjaznymi krajami mogą pomóc obu walczącym krajom w przeprowadzeniu tej rozmowy i osiągnięciu pewnego rodzaju dyplomatycznego porozumienia.
Zainteresowanie Indii
Indie są obecnie największym nabywcą rosyjskiej ropy naftowej na świecie. I dopóki jest to dla nich opłacalne, żadne argumenty – np. ten, że finansują w ten sposób wojnę przeciwko Ukrainie – nie przekonają New Delhi do rezygnacji z tych kontraktów. Indyjskie interesy są dla Indii priorytetem i dotyczy to wszystkich branż.
Ponadto należy pamiętać, że indyjski establishment w ogóle, a korpus dyplomatyczny w szczególności ma nadal silny sentyment do Rosjan, mimo dwóch lat wojny, mówi prof. Sumit Ganguly: – Część indyjskiego establishmentu polityki zagranicznej uznaje, że Rosja nie jest już tak potężnym graczem jak kiedyś. Być może więc Indie powinny rozważyć zdystansowanie się od niej. Ale zdecydowanie nie jest to pogląd większości. Większość nadal odczuwa pewną nostalgię, pewne przywiązanie do roli Rosji w czasie zimnej wojny, kiedy większość Zachodu była wrogo lub obojętnie nastawiona do Indii.
Ukraina naprawdę nie ma wielu narzędzi, by zmienić to wieloletnie nastawienie. Kijów nie może zrobić zbyt wiele poza podkreślaniem rosyjskich okrucieństw i okropności wojny, którą Rosja prowadziła przeciwko Ukrainie, i moralnym apelem do Indii o potępienie tego.
Tym, co może zmienić postawę Indii w perspektywie średnioterminowej, jest niezdolność Rosji do dalszego dostarczania Indiom nowoczesnej broni i nowych technologii wojskowych
A na Ukrainie jednak nie ma tak wielu narzędzi, aby jakoś zmienić poglądy zakorzenione w tych latach, kontynuuje Sumit Ganguly: - Kijów niewiele może zrobić, jak tylko podkreślić rosyjskie okrucieństwa i okropności wojny, którą Rosja rozpętała przeciwko Ukrainie, i złożyć moralny apel do Indii, aby je potępiły. To, co może zmienić nastawienie Indii w perspektywie średnioterminowej, to niezdolność Rosji do dalszego zaopatrywania Indii w nowoczesną broń i nowe technologie wojskowe. Rosja nie wypełniła już szeregu zobowiązań dotyczących technologii obronnych. A jeśli tak się utrzyma, Indianie, którzy potrzebują tych technologii, mogą ponownie rozważyć swoje perspektywy stosunków z Rosją.
Według Sumita Ganguli nie wyklucza się, czy Ukraina mógłaby w najbliższej przyszłości zastąpić Rosjan na indyjskim rynku zbrojeniowym, ale jest to kwestia bardzo długoterminowej perspektywy, ponieważ teraz sama Ukraina potrzebuje ogromnej ilości broni, technologii i specjalistów.
Formuła pokoju
Wojna rosyjsko-ukraińska jest również częścią większej konfrontacji między Zachodem a Rosją. Punkt widzenia New Delhi jest taki, że obie strony muszą znaleźć sposób na spokojne życie ze sobą, wyjaśnia Rajiv Bhatia, indyjski dyplomata i pracownik naukowy z think tanku Gateway House:
- Ta wojna, trwająca od dwóch i pół roku, która uderzyła Ukrainę tak samo boleśnie jak ofiara agresji ze strony Rosji, jest także wojną, która wpłynęła na interesy globalnego Południa. Z punktu widzenia bezpieczeństwa żywnościowego, bezpieczeństwo paliwowe. Ten problem istnieje.
Mogę jednak wyraźnie powiedzieć, że dla Ukrainy sposobem na zdobycie większego poparcia jest większa wymiana i większa interakcja między naszymi dwoma krajami. Wizyta premiera Modiego na Ukrainie rozpoczęła się już bardzo mocno
Wizyta Modiego jest punktem zwrotnym w polityce zagranicznej Indii wobec Ukrainy i może wskazywać na wysiłki Indii, aby zająć silniejsze niż wcześniej stanowisko proukraińskie, pomimo długoletnich bliskich relacji New Delhi z Moskwą. wniosekanalitycy z Instytutu Studiów Wojny (ISW).
Efektywna współpraca z Indiami dla Ukrainy jest w rzeczywistości bramą do tzw. Globalnego Południa — mówi Alina Hrytsenko, główny konsultant Narodowego Instytutu Studiów Strategicznych. Jej zdaniem formuła pokoju może być jedną z platform współpracy.
Rosja nie wywiązała się już z wielu zobowiązań dotyczących technologii obronnych. Jeśli ten stan się utrzyma, Hindusi mogą zrewidować swoje stosunki z Rosją.
Według Ganguly'ego możliwe jest, że Ukraina zastąpi Rosjan na indyjskim rynku broni – tyle że to kwestia długoterminowa, ponieważ teraz sama Ukraina potrzebuje ogromnej ilości broni, technologii i specjalistów.
Formuła dla pokoju
Wojna rosyjsko-ukraińska jest również częścią większej konfrontacji między Zachodem a Rosją. Według New Delhi obie strony powinny znaleźć sposób na pokojowe współistnienie.
– Ta wojna, która trwa już dwa i pół roku i która tak mocno uderzyła w Ukrainę jako ofiarę rosyjskiej agresji, jest także wojną, która wpłynęła na interesy globalnego Południa – pod względem bezpieczeństwa żywnościowego, bezpieczeństwa paliwowego – mówi Rajiv Bhatia. – Ten problem istnieje. Mogę jednak stwierdzić, że dla Ukrainy sposobem na uzyskanie większego wsparcia jest większa wymiana i większa interakcja między naszymi krajami. Wizyta premiera Modiego w Ukrainie już stała się tego bardzo mocnym początkiem.
Według analityków z Instytutu Studiów nad Wojną (ISW) wizyta Modiego oznacza zwrot w polityce zagranicznej Indii wobec Ukrainy i może wskazywać na próby przyjęcia przez Indie bardziej proukraińskiego stanowiska, pomimo długotrwałych i bliskich relacji New Delhi z Moskwą.
Skuteczna współpraca z Indiami jest dla Ukrainy bramą do tak zwanego Globalnego Południa, ocenia Alina Grycenko. Jej zdaniem formuła pokojowa może być jedną z platform współpracy.
Formuła pokojowa to rodzaj menu, z którego kraje mogą wybierać odpowiadające sobie pozycje – stwierdził ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba podczas swojej wizyty w Indiach wiosną tego roku
Według Grycenko Indie mogą być zainteresowane ukraińską formułą pokojową na dwa sposoby:
– Po pierwsze, w kontekście globalnym: bezpieczeństwo środowiskowe, bezpieczeństwo żywnościowe, bezpieczeństwo nuklearne i tak dalej. Oznacza to szerszy kontekst niż tylko wojny rosyjsko-ukraińskiej.
Indie mogą również działać jako pośrednik, na przykład w kwestiach związanych z powrotem przymusowo wywiezionych ukraińskich dzieci lub wymianą jeńców wojennych. To kontekst, w którym Indie mogłyby się sprawdzić. Sensowne jest również przejęcie inicjatywy od Chin. Chiny, ze swoim pragnieniem „konstruktywnej” roli, doszły do punktu, w którym straciły wszelkie szanse do prowadzenia mediacji w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Teraz z geopolitycznego punktu widzenia szansę mają Indie.
Trump czy Harris: po czyjej stronie jest społeczność ukraińska w USA i jak może to wpłynąć na wyniki wyborów
Najnowsze statystyki pochodzące z Cook Political Report, niezależnego amerykańskiego newslettera analizujące wybory stanowe, federalne i prezydenckie w USA, pokazują, że Harris nieznacznie wyprzedza Trumpa w 6 z 7 tzw. swing states – stanów wahadłowych, o które toczy się główna walka kandydatów do zajęcia Gabinetu Owalnego. Mowa o Arizonie, Georgii, Michigan, Karolinie Północnej, Pensylwanii i Wisconsin. Przewaga Harris w tych stanach jest skromna: 48% wobec 47% Trumpa – ale warto zauważyć, że jeszcze niedawno Trump w nich prowadził.
Amerykanie ukraińskiego pochodzenia stanowią 1% populacji Pensylwanii i 0,5% populacji Michigan. Głosy społeczności ukraińskiej teoretycznie mogą być decydujące w wyścigu Harris – Trump. Co wpływa na preferencje wyborców w swing states? Dlaczego wybory w nich są najważniejsze dla wyników wyścigu prezydenckiego? Na kogo zwykle głosują Ukraińcy? I co może zmienić preferencje wyborców w ostatniej chwili?
Harris na fali
Sondaże z ostatnich tygodni pokazują, że Harris zyskuje kilka punktów procentowych tygodniowo, podczas gdy Trump pozostaje tam, gdzie był, w czasie gdy kandydatem Demokratów na prezydenta był Joe Biden, uważa Ołeksandr Krajew, dyrektor programu „Ameryka Północna” Ukraiński Pryzmat:
– Żadna z drużyn nie pokazała nam jeszcze pełnego gabinetu. Ani Harris, ani Trump nie wskazali jasno, kto będzie ich sekretarzem obrony, sekretarzem stanu, a kto doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego. Nie widzieliśmy też jeszcze pełnego i ostatecznego programu żądnego z kandydatów, dlatego nie wiemy na pewno, co i jak zamierzają robić w polityce zagranicznej i krajowej. Te sondaże nie są więc decydujące, raczej wskazują na pewien trend. I ten trend dla Harris jest bardzo pozytywny.
Krajew twierdzi, że początkowo opierał się on na szumie: Harris zaczęła być wspierana, ponieważ po prostu była młodszym politykiem.
66% Amerykanów, niezależnie od preferencji politycznych, poparło wycofanie się Bidena z wyścigu, uważając, że jest za stary. Tutaj Harris zagrała absolutnie czysto na kontrze
Tyle że jej notowania nadal rosną, a wpływ na to mają już inne czynniki.
– Jej kluczową narracją jest to, że w przeciwieństwie do chaotycznego Trumpa i w przeciwieństwie do kryzysowych czasów Bidena – COVID, wojna i wszystko inne – jest bardziej stabilnym i przewidywalnym politykiem – zaznacza Ołeksandr Krajew. – Odwołuje się do absolutnie podstawowych dla każdego Amerykanina rzeczy: tak, jest wiele problemów, ale naszym głównym celem nie jest próba rzucenia się na jakikolwiek konkretny problem i zrobienie z niego wielkiego szumu; naszym zadaniem jest systematyczny rozwój gospodarki, uczynienie systemu społecznego bardziej stabilnym, bardziej inkluzywnym, dalsze inwestowanie w infrastrukturę, w ochronę granic – tyle że realizowaną w bardziej ludzki sposób. To przesłanie stabilności, przesłanie przewidywalności własnej polityki jest tym, co lubią niezależni wyborcy.
Stany, które się wahają
W przeciwieństwie do Ukrainy czy Polski, gdzie obywatele wybierają prezydenta w bezpośrednim głosowaniu, a kandydat z największą liczbą głosów wygrywa, w USA prezydent jest wybierany przez stany, a raczej przez ich przedstawicieli – Kolegium Elektorów Stanów Zjednoczonych. Liczba tych elektorów różni się w zależności od stanu, w sumie to 538 osób. Aby wygrać wybory, kandydat musi otrzymać 270 głosów elektorskich.
W większości stanów poparcie dla Republikanów czy Demokratów jest historycznie i tradycyjnie z góry określone, wyjaśnia Alison Dagnes, profesorka na Shippensburg University [Pensylwania]:
– Weźmy na przykład Kalifornię, Nowy Jork, Vermont czy Oregon – tam przeważają Demokraci. A w Teksasie i większości południowych stanów większość mają republikańscy wyborcy. Istnieje jednak jakieś 6 czy 7 amerykańskich swing states, w których wyborcy głosują naprzemiennie – raz na kandydatów Demokratów, innym razem na kandydatów Republikanów. Spośród 50 stanów USA 6 to niewiele, ale ich głosy są ważne.
Łącznie te swing states mają około 90 głosów elektorskich, które mogą być decydujące
– Stany te nazywane są swing states (mieszkam w jednym z nich, w Pensylwanii), ponieważ mają mniej więcej taką samą liczbę zarejestrowanych Demokratów i Republikanów. Potrzeba więc wiele wysiłku i umiejętności, by jedna ze stron wygrała – dodaje Alison Dagnes.
– W wyborach prezydenckich w 2024 r. będzie to również wymagało energii i entuzjazmu. Jeszcze niedawno, kiedy kandydował prezydent Biden, tej energii i entuzjazmu brakowało. Teraz, gdy wiceprezydent Harris zajęła jego miejsce na szczycie listy, nowy powiew ekscytacji i oczekiwania zadziałał na jej korzyść. To dlatego Harris ma wyższe notowania w sondażach w stanach wahających się niż Trump. Do dnia wyborów może się jednak jeszcze wiele wydarzyć.
Według Newsweeka Michigan jest obecnie postrzegane jako kluczowy stan wahadłowy, a głosy tam oddane mogą przesądzić o wyniku wyborów. Trump nieznacznie wygrał Michigan w 2016 roku, mimo że stan ten nie wspierał Republikanów od 1988 roku. Jednak w 2020 roku Joe Biden przywrócił Michigan Demokratom.
Oczywiście zespół Trumpa nie podda się tak łatwo i będzie walczył o te stany, zaznacza Ołeksandr Krajew. Wydaje się jednak, że zmiana kandydata Demokratów pokrzyżowało jego plany:
– Fox News i One America Network dostarczają nam doskonałą analizę treści, która wyraźnie pokazuje, że zespół Trumpa wciąż szuka. Nie wiedzą, czego się chwycić. Jednego dnia oskarżają Harris o niszczenie amerykańskiego kapitalizmu, ponieważ chce ona zakazać plastikowych słomek do koktajli. Innego dnia wygrzebali fakt, że jej mąż był niewierny swojej dawnej dziewczynie na studiach – co ich zdaniem oznacza, że Harris nie jest dobra w dobieraniu sobie ludzi.
Potem pojawiły się informacje o pewnych konfliktach w jej zespole prokuratorskim, co miało dowodzić, że jest bardzo złą szefową
Kogo lubi Ukrainiec w USA
Andrij Dobrianski, szef Ukraińskiego Kongresu Ameryki w Nowym Jorku, podkreśla, że kiedy mówimy o Ukraińcach w Ameryce, mówimy o bardzo zróżnicowanej społeczności. Są w niej zwolennicy obu głównych amerykańskich partii:
– Są Republikanie ukraińskiego pochodzenia, którzy odmawiają głosowania na Trumpa. Ale z drugiej strony są też Demokraci, którzy nie zagłosowaliby na Kamalę Harris czy Tima Walza – i nie ma to nic wspólnego z wojną. Po prostu nie wierzą w ich retorykę, a Harris nazywają „komunistką”.
Ważne jest, by członkowie społeczności ukraińskiej – niezależnie od stanu, w którym mieszkają – wiedzieli, jakie kroki proponują kandydaci na prezydenta USA, by wesprzeć Ukrainę
– W ogłoszonej niedawno politycznej agendzie Partii Demokratycznej Ukraina została wspomniana około dwudziestu razy kontynuuje – Dobrianski. – O naszym wrogu Demokraci mówili nieco mniej, ale stwierdzili, że to wróg. I myślę, że to jest coś, co Kamala Harris może pokazać Ukraińcom: słuchajcie, tutaj, w naszym dokumencie, możecie zobaczyć, że wspieramy Ukrainę w takich i takich punktach. Agenda Republikanów jest znacznie krótsza i Ukraina nie została w niej wspomniana. Jest za to wzmianka o tym, że chcieliby pokoju na świecie, a nie III wojny światowej. Choć pewni Ukraińcy pokazali mi coś ciekawego, co znaleźli w tym dokumencie: Republikanie będą wspierać firmy zbrojeniowe w Ameryce, a to oznacza, że będą wspierać Ukrainę.
Dobrianski zwraca jednak uwagę na inny szczegół:
J.D. Vance, potencjalny wiceprezydent w administracji Trumpa, odmówił spotkania z ukraińskimi organizacjami w Ohio, swoim rodzinnym stanie – chociaż istnieje tam duża ukraińska diaspora
Ogólnie rzecz biorąc, podsumowuje Dobrianski, Ukraińcy mieszkający w Stanach Zjednoczonych nie powinni być oddzielani od amerykańskiego społeczeństwa. Obchodzą ich te same sprawy, co pozostałych obywateli USA, a polityczne sympatie są wśród nich podzielone 50-50, jak w reszcie kraju.
Nie ma jeszcze statystyk dotyczących obecnej kampanii. Jeśli przeanalizujemy poprzednie wybory, na Trumpa oddało głos ponad 63% uprawnionych do głosowania Ukraińców mieszkających w USA. Jak zauważa Ołeksandr Krajew, w 2016 r. też było ich ponad 60%:
– Nie sądzę, aby to się radykalnie zmieniło. Większość Ukraińców głosuje na Trumpa nie dlatego, że jest taki wspaniały, ale dlatego, że generalnie są raczej konserwatywni. Z mojego osobistego doświadczenia, z rozmów z członkami diaspory wynika, że Trumpa, który pierwszy dał Ukrainie broń, uważają za znacznie bardziej zdeterminowanego niż Demokraci. Odnoszą się do jego oświadczenia, że jest gotowy zbombardować Moskwę i Pekin, uważają, że dał Ukrainie więcej pieniędzy niż Biden. A to oznacza, że Trump, maksymalnie upolityczniając temat Ukrainy, był w stanie przeciągnąć na swoją stronę większość społeczności ukraińskiej w USA.
Ołeksandr Położynski: – Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie jako Rambo
Maria Górska: Przed wojną byłeś znanym piosenkarzem, teraz jest żołnierzem. Jak do tego doszło?
Ołeksandr Położynski: Zdawałem sobie sprawę, że prędzej czy później dojdzie do inwazji. Miałem wewnętrzne poczucie, że muszę przeżyć wielką wojnę i wziąć w niej udział. 1 lutego 2022 r. poszedłem zapisać się do lokalnej jednostki obrony terytorialnej w Łucku – wydawała mi się idealną opcją przejściową między cywilem a wojskiem. Nigdy nie wyobrażałem sobie siebie jako Rambo. Dla mnie było ważne to, by chwycić za broń i bronić kraju.
22 lutego 2022 r. rozpoczęła się wojna i bitwa o Kijów.
Obrona terytorialna w stolicy była w pełnym rozkwicie, brała nawet udział w walkach – krążyły plotki, że broń była wydawana ludziom bezpośrednio z ciężarówek
Razem z kolegą pojechaliśmy do Kijowa i trafiliśmy do jednostki bojowej Sił Zbrojnych Ukrainy.
Czego doświadczyłeś podczas wojny?
W moim doświadczeniu bojowym nie ma bohaterów. Poszedłem na front jako zwykły żołnierz. Pewnego dnia zostaliśmy wysłani w pobliże Bachmutu, by wzmocnić jedną z walczących tam jednostek. Walki nie były tam jeszcze tak intensywne, Rosjanie nacierali w rejonie Siewierodoniecka.
Nie od razu udało nam się dotrzeć na wyznaczone pozycje w Bachmucie, bo był ostrzał. Próbowaliśmy kilka – wyjeżdżaliśmy, wracaliśmy, wyładowywaliśmy się – a potem na powrót ładowaliśmy się do pojazdów i ruszali.
To był jakiś obszar przemysłowy, oczyszczalnia ścieków czy coś w tym rodzaju. Okopaliśmy się, zorganizowaliśmy obronę, nadzór i zaopatrzenie. Kilka dni później dowódca naszego plutonu i paru naszych towarzyszy zginęli w ostrzale.
Pozostaliśmy w pobliżu Bachmutu przez 10 dni. Obserwowaliśmy wrogów przez lornetki. Regularnie nas ostrzeliwali, a my nie mogliśmy odpowiedzieć, bo nie mieliśmy odpowiedniej broni. Nie mogliśmy pracować z dronami, bo zagłuszały naszą komunikację, nie mieliśmy artylerii, czołgów ani broni dalekiego zasięgu.
Mieliśmy tylko granatniki o zasięgu kilkuset metrów i kałasznikowy
Jak zostałeś dowódcą oddziału?
Oddział, którym dowodzę, to najmniejsza podstawowa jednostka w ukraińskich siłach zbrojnych. W określonych okolicznościach zdecydowana większość żołnierzy jest w stanie osiągnąć taki poziom indywidualnego rozwoju, by objąć podobne do mojego stanowisko. To nie jest wielkie osiągnięcie. Wszystko zależy od tego, czy chcesz się uczyć, zdobywać nowe umiejętności i zdolności, brać odpowiedzialność za innych. Byłem na to gotowy, inaczej nie wstąpiłbym do wojska.
Ciągle chodziłem na szkolenia, pracowałem z różnymi instruktorami, okazywałem zaangażowanie. Starałem się zdobyć jak najwięcej wojskowej wiedzy, umiejętności i zdolności. Poprosiłem nawet o wysłanie na kurs oficerski, ale powiedziano mi: „Człowieku, masz ponad 50 lat!”. A ja właśnie skończyłem 50 lat – dwa tygodnie po tym jak wstąpiłem do armii.
No dobrze, nie poszedłem na kurs oficerski, ale nadal byłem zainteresowany, dużo czytałem, oglądałem filmy, pomagałem materialnie innym jednostkom. Być może w końcu wykazałem się jakimiś cechami przywódczymi, które pozwoliły moim dowódcom podjąć tę decyzję. Krótko po powrocie z frontu przeszedłem szkolenie za granicą i zostałem dowódcą oddziału. Byłem odpowiedzialny za personel, formowanie oddziału i podstawowe szkolenie wojskowe.
Po służbie na tym stanowisku zostałem przeniesiony do działu informacyjnego. Teraz w Kijowie prowadzę wieczorny program w wojskowym radiu Army FM, które jest również jednostką Sił Zbrojnych Ukrainy.
Z jakimi ludźmi służyłeś w jednostce?
Siły Zbrojne Ukrainy to przekrój społeczeństwa. Są tam różni ludzie pod względem wieku, doświadczenia życiowego, zawodu i zainteresowań. Specyfiką naszego 47 batalionu było w tamtym czasie to, że znaczna część służących w nim ludzi była ochotnikami. Byli zmotywowani i zdeterminowani, by bronić Ukrainy i wyprzeć wroga. To ludzie, którzy wydobywają z ciebie to, co najlepsze, z którymi przechodzisz przez szczególne wydarzenia, czasami śmiertelnie niebezpieczne – i którzy przez to stają ci się bliscy.
Na froncie i blisko frontu istnieje poczucie jedności, ponieważ ludzie są tam do siebie podobni pod wieloma względami. To uczucie bycia w wielkiej rodzinie, której członkowie walczą o to samo
Jaka jest różnica między ludźmi na froncie a tymi na tyłach?
Na tyłach nie ma możliwości tak szybkiej identyfikacji tego, co kto robi. Ludzie nie chodzą przecież z tabliczkami, na których mieliby wypisane rzeczy, które robią. Nie można stwierdzić, czy to, co robią, jest przydatne dla obrony państwa. Widzisz osobę, która żyje własnym życiem. Co kryje się za tą fasadą? Nie wiesz. Nie będziesz podchodził do każdego i pytał: „Co robisz? Pijesz kawę czy może przekazujesz też datki? Tkasz siatki maskujące? Jesteś wolontariuszem? Pracujesz w firmie, która lutuje drony? A może sam lutujesz drony gdzieś w domu w wolnym czasie?”.
Nie zamierzasz tak dręczyć każdej napotkanej osoby. Nie będziesz pytać: „Jak widzisz przyszłość Ukrainy? Czy w ogóle chcesz, aby Ukraina istniała jako niezależne państwo, samowystarczalne, pełnoprawne, rozwinięte, autorytatywne i tak dalej?”. Nie zamierzasz chodzić i pytać wszystkich.
W ukraińskiej armii jest wiele kobiet. Czy Twoim zdaniem wojna naprawdę przestała być wyłącznie męską sprawą. I czy w armii panuje równość płci?
Nie dzielę żołnierzy na mężczyzn i kobiety. Gotowość i zdolność do obrony kraju nie zależy od płci, tylko od człowieka.
Głównym medykiem w naszej kompanii była dziewczyna. Dobrze się z nią dogadywaliśmy – ja byłem zaangażowany w pomoc w dostarczaniu zaopatrzenia, a ona mówiła mi, co trzeba zorganizować za pośrednictwem wolontariuszy. Przez pewien czas mieliśmy też dziewczynę pełniącą obowiązki dowódcy kompanii, Julię Szewczenko. Była bardzo dobra i jako osoba, i jako dowódca, potrafiła zdobyć serca chyba całej kompanii. Gdy zginęła, to była dla nas wielka strata i wielki ból.
Znam wiele dziewczyn i kobiet w wojsku – i naprawdę doceniam je jako ludzi. Podziwiam ich profesjonalizm i poświęcenie, traktuję je z wielkim szacunkiem i miłością. Oczywiste jest, że kobiety mogą robić niektóre rzeczy lepiej niż mężczyźni.
Wielokrotnie słyszałem, że kobiety są często celniejszymi strzelcami od mężczyzn i że dobrzy z nich snajperzy
Jestem za tym, by w ukraińskiej armii służyli ludzie zmotywowani, świadomi tego, co chcą tam robić, po co tam idą. Czymś drugorzędnym jest, czy to mężczyzna, czy kobieta. Uważam też, że siły zbrojne powinny dołożyć wszelkich starań, by kobiety czuły się w nich komfortowo. Nie chodzi o to, by miały lepsze warunki niż mężczyźni, ale o to, że przez długi czas w siłach zbrojnych było mało kobiet, w związku z czym wiele spraw – pewne kwestie higieniczne, organizacyjne, związane z bronią, wyposażeniem, umundurowaniem dla kobiet – nie zostało przemyślanych.
Jak wojna zmieniła Ukraińców? Czy kraj naprawdę doświadczył transformacji świadomości narodowej?
Wojna, którą obecnie prowadzimy, jest egzystencjalną wojną o nasze istnienie, ponieważ wróg chce zniszczyć zarówno nasz naród, jak państwo. Taka liczba ofiar i taka skala zniszczeń nie mogą nie wpłynąć na zmiany. Widzę po wielu moich znajomych, że ich patriotyzm i poczucie obywatelskiej odpowiedzialności za losy państwa i przyszłość narodu wyraźnie wzrosły.
Ci z nich, którzy przez wiele lat porozumiewali się głównie po rosyjsku, świadomie przechodzą na ukraiński – zarówno publicznie, jak prywatnie. To bardzo ważny czynnik. Nie jestem gotów obwiniać ludzi za to, że mówią po rosyjsku. Ale jestem gotów zapytać, dlaczego osoba, w przypadku której nie ma nic, co mogłoby ją powstrzymać przed przejściem na ukraiński, nie robi tego.
Są oczywiście problemy. Ukraińcom brakuje jedności. Znaczna liczba osób, które pozycjonują się jako patrioci, jest gotowa postawić własne ambicje znacznie wyżej niż interesy państwa. Wielu stara się unikać aktywnego udziału w obronie, szukając wymówek i uzasadnień, dlaczego wybrali tak, jak wybrali. Ja jednak chcę skupić się na pozytywach. Chcę, by wszystko, co najlepsze z tego, co Ukraińcy pokazali przez te dwa i pół roku – wzajemne więzi, pragnienie jedności i wzajemnego wsparcia – było pielęgnowane, kwitło, rozprzestrzeniało się i wzmacniało. I to nie tylko w sferze emocji.
Jak wojna zmieniła nasze relacje z sąsiadami i światem? Jak postrzegasz nową rolę Ukrainy w Europie?
Ukraina jest takim papierkiem lakmusowym, który pomaga ludziom, organizacjom i państwom sprawdzić się w dzisiejszym świecie.
Dzięki nam świat zobaczył, jak nieskuteczna i jałowa jest Organizacja Narodów Zjednoczonych. Ona nie rozwiązuje żadnych problemów świata
Widzieliśmy też słabość Watykanu. To, co słyszymy od papieża, stoi w jaskrawej sprzeczności z zasadami katolicyzmu.
Ukraina, płacąc tragiczną cenę, poprzez własny przykład mówi światu i Europie, o czym zapomnieli, czego nie widzą i czego nie chcieliby wiedzieć. A przyszłość Europy i świata zależy od tej wiedzy.
Jak widzisz odbudowę Ukrainy i udział w niej naszych zachodnich partnerów?
Gdybym został zapytany, jak chciałbym odbudować Ukrainę, najpierw zapytałbym, kto na świecie jest gotowy nam w tym pomóc. Powiedzmy więc, że jest na to gotowych 50 krajów. Wtedy spróbowałbym zrozumieć, w jakim stopniu są one gotowe pomagać. W ramach tej gotowości zaproponowałbym tym krajom odbudowę określonych dzielnic i miast. Na przykład jest 10 krajów gotowych odbudować Mariupol, Bachmut czy inne zniszczone ukraińskie miasto. Jestem za tym, by w porozumieniu z przedstawicielami Ukrainy te kraje proponowały, co i jak należy zrobić, wykorzystując do tego własne zespoły – i oczywiście w jak największym stopniu angażując Ukraińców.
Ale najważniejsze jest to, że kraje te powinny, po pierwsze, samodzielnie formułować budżety i kontrolować fundusze przeznaczone na odbudowę, a po drugie – samodzielnie prowadzić projekty i uczyć nas, jak i co robić, byśmy w przyszłości mogli te doświadczenia wykorzystać.
Co daje Ci nadzieję na zwycięstwo?
Nie jestem historykiem, ale od dawna interesuję się historią. Wydaje mi się, że chyba nigdy nie mieliśmy tak silnego państwa jak teraz, z tak silną armią i tak silnym wsparciem zewnętrznym. To daje mi nadzieję na wygranie tej wojny.
Chciałbym, by Rosja przestała istnieć jako integralne państwo i rozpadła się na wiele państw narodowych
I nawet jeśli każde z nich byłoby z natury wrogie Ukrainie, z osobna nie byłyby tak groźne dla Ukrainy, jak wielka Rosji, jednocząca małe jednostki narodowe pod wspólnymi szowinistycznymi, imperialnymi skrzydłami.
Jak będzie wyglądała ukraińska kultura po wojnie?
Zakładam, że nadal będziemy musieli zmagać się z kolejnymi falami rosyjskiej muzyki i kultury w różnych postaciach oraz z gotowością wielu Ukraińców do pójścia na tę współpracę, do stania się częścią rosyjskiej przestrzeni kulturowej. Myślę, że będziemy musieli przezwyciężać te problemy, i to nie raz. Wszystko jednak zależy od warunków i okoliczności, w jakich wojna się zakończy.
Ukraina Twoich marzeń?
Bardzo kocham Ukrainę. Nie jako kraj, ale jako miejsce mojego urodzenia, miejsce, w którym mieszkam, którym się interesuję, po którym lubię podróżować, w którym studiuję. To nie jest jedna kropka na mapie, to bardzo duże miejsce. Kocham Ukrainę na różne sposoby. Kocham ją taką, jaka jest na wschodzie, na zachodzie, na południu, na północy i w centrum. Kocham wiele miejsc, kocham wielu ludzi. Chciałbym państwa, które wszystkim najlepszym rzeczom w tym miejscu pomogło rozkwitnąć. I by zapobiegało ono tym wszystkim złym rzeczom, które tu są lub mogą się pojawić.
Gdybyśmy stworzyli państwo, w którym chcieliby żyć wszyscy rozsądni ludzie, byłby to kraj moich marzeń
Paweł Kowal: Delegalizacja rosyjskiej Cerkwi w Ukrainie to koniec imperialnych wpływów Moskwy
Maria Górska: W przeddzień 33. obchodów Dnia Niepodległości Ukrainy jej Rada Najwyższa przyjęła historyczną decyzję o zakazie działalności Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej w Ukrainie. Co Pan sądzi o tej decyzji i jej znaczeniu dla kraju?
Paweł Kowal: Pamiętam, jak niektórzy śmiali się z dążenia Ukrainy do uniezależnienia jej Cerkwi od Cerkwi moskiewskiej. Uważam, że była to jedna z najważniejszych decyzji ostatniej dekady. Każdy, kto interesuje się historią Imperium Rosyjskiego, wie, jak ważnym elementem w podejściu Moskwy do podbitych krajów jest wykorzystanie Cerkwi prawosławnej do budowania strefy wpływów. Rosyjska Cerkiew stała się faktycznie elementem oddziaływania na ukraińskie społeczeństwo, częścią cichej propagandy. To nie tylko publiczne kazania czy oficjalne dokumenty. Często są to po prostu szepty, kpiny, niezgoda na działania państwa ukraińskiego, niezgoda na działania Cerkwii ukraińskich, które są patriotyczne i stoją na gruncie praw człowieka. Mam na myśli Ukraińską Cerkiew Prawosławną, kierowaną przez metropolitę Epifaniusza, a także Kościoły: greckokatolicki, rzymskokatolicki.
Wszystkie te Kościoły szanują tożsamość Ukrainy
Jakie jest podejście do funkcjonowania Kościoła w nowoczesnym państwie? To tradycja sięgająca czasów starożytnych. Jeśli państwo uznawało granice, miało prawo a priori żądać, by instytucje kościelne dostosowały się do formy państwa i szanowały granice tego kraju. Dlatego tak ważne było uznanie niezależności UCP i znaczenia Tomosu [to dokument wydany 5 stycznia 2019 r. przez Ekumeniczny Patriarchat Konstantynopola, który formalnie przyznał autokefalię (niezależność) Prawosławnej Cerkwi Ukrainy – red.]. Ukraina ma swój prawosławny, odrębny Kościół, co było możliwe dzięki zaangażowaniu ukraińskich polityków, byłego prezydenta, ale przede wszystkim patriarchy Bartłomieja [Bartłomieja I, patriarchy Konstantynopola – red.].
Proszę zauważyć, że Kościół zarówno rzymsko-, jak greckokatolicki, nie miał problemu z powiedzeniem: „Dobrze, istnieje uznane na arenie międzynarodowej państwo ukraińskie, więc tworzymy odrębną strukturę w państwie ukraińskim”.
A czego chce Cerkiew moskiewska? Otóż oświadczyła ona: „Nie respektujemy tego. Chcemy, by struktura kościelna odzwierciedlała stare, imperialne ustalenia”
I to jest sedno sprawy, które dotyczy politycznego zaangażowania Kościoła moskiewskiego. Nie mówię już nawet o innych rzeczach, takich jak oficjalne deklaracje poparcia dla Putina, bezpośrednie zaangażowanie w konflikt z Ukrainą, wypowiedzenie swego rodzaju świętej wojny…
… czy infiltracja Cerkwi przez agentów rosyjskich służb specjalnych.
Zostało to potwierdzone na sto sposobów od czasów sowieckich. Kiedy w 1991 roku Ukraina ogłosiła niepodległość, oddzielna struktura Kościoła katolickiego dla niej była już gotowa. Oczywiście, w tamtym czasie większość księży i biskupów było związanych z Polską, ponieważ chodziło głównie o zachodnią Ukrainę. Ale dla Jana Pawła II było jasne: odrębna Ukraina powinna mieć odrębną rzymskokatolicką strukturę kościelną. Tak powinno być w każdym poważnym, szanującym się Kościele chrześcijańskim.
W Polsce istnieje Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny, którego zwierzchnik, metropolita Sawa, jest w bliskich relacjach z głową Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, patriarchą Cyrylem. Religioznawcy wyjaśniają, że właśnie dlatego polski Kościół prawosławny nie zdecydował się jeszcze na oficjalne uznanie Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej. Jak i kiedy może się to zmienić?
Polski Kościół Prawosławny od stu lat posiada to, co Ukraińcy otrzymali zaledwie kilka lat temu. Po utworzeniu państwa polskiego było jasne, że Kościół prawosławny również powinien być autonomiczny i respektować granice Polski. To jest alfabet funkcjonowania Kościołów we współczesnym świecie.
Zwierzchnikiem Kościoła prawosławnego w Polsce jest starszy człowiek, którego historia sięga czasów komunizmu – i który do tamtej pory nie odważył się w pełni uznać kanoniczności i zgodności Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej z prawem kościelnym. Nie zmienia to jednak faktu, że Kościół ten jest w pełni uznany, bo uznały go inne Kościoły. I to wystarczy. Większość przedstawicieli polskiego prawosławia to zdecydowanie patrioci, aktywni obywatele, którzy są dumni z autokefalii. A niektóre rzeczy to po prostu decyzje polityczne grupy ludzi na kierowniczych stanowiskach.
Którzy z czasem się zmienią?
Cieszę się, że polski Kościół prawosławny jest niezależny, choć z drugiej strony negatywnie oceniam politykę grupy biskupów prawosławnych na czele z arcybiskupem Sawą, z którą się nie zgadzam. Ale to, że Polska od stu lat ma odrębny Kościół prawosławny, jest częścią naszej niepodległości. Od stu lat nasz Kościół prawosławny nie podporządkował się żadnemu Cyrylowi czy innemu funkcjonariuszowi KGB w sutannie.
Szkoda, że przywódcy Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego, który jest niezależny, nie byli w czołówce, jeśli chodzi o uznanie autokefalii Ukraińskiej Cerkwii Prawosławnej
Spodziewałem się, że będą jednymi z pierwszych, którzy to zrobią. Ukraina jest państwem uznawanym na arenie międzynarodowej. Kościoły chrześcijańskie uznają granice państw i dostosowują swoje zarządzanie do granic tych państw.
Sukces Ukrainy w zakresie niezależności jej Cerkwii idzie w parze z sukcesem jej wojsk w regionie kurskim, gdzie Siły Zbrojne Ukrainy kontrolują już ponad 1 260 kilometrów kwadratowych terytorium i 93 osady. Widzimy, jak Putin izoluje informacyjnie obwód kurski, jednocześnie próbując zignorować problem. Czy sytuacja w Kursku to nowa rosyjska normalność?
Uważam, że to dowód słabości Putina. To wyraźnie pokazuje, że w jego wewnętrznym kręgu panuje chaos.
W jaki sposób ziemia kurska może stać się krótszą drogą do zwycięstwa Ukrainy?
Ukraińcy pokazali, że ich odwaga nie ma granic. Wcześniej wszyscy byli pewni, że jeśli Ukraińcy wejdą na terytorium Rosji, to coś się stanie. A teraz weszli – i potencjalna pozycja negocjacyjna Ukrainy jest znacznie lepsza. Zgadzam się: to wszystko jest bardzo ryzykowne. Jestem w to wszystko mocno zaangażowany i stale otrzymuję informacje o tym, co się dzieje na froncie. Rozumiem, że ukraiński rząd został zmuszony do podjęcia nadzwyczajnych kroków. Dan Fried świetnie to ujął w swoim komentarzu: wiele wojen zakończyło się dlatego, że ktoś się zdecydował – i tak było też w historii USA – na nieoczekiwany, niestandardowy krok, który w nieoczekiwany sposób naruszył pewną logikę wojny. W naszym przypadku może to być atak na obwód kurski.
Ukraińcom nie wolno robić tego, nie wolno robić tamtego, nie wolno strzelać, nie wolno posuwać się za daleko – a oni wyłamują się ze schematu
Ktoś im ciągle mówi, czego nie mogą robić, a oni nagle to robią i mówią: „Zobaczcie, to możliwe!” Putin jest zdezorientowany. Oczywiście, z powodu swojego szaleństwa może robić głupie rzeczy. Ale dziś wyraźnie widzimy, że nie wie, co robić, a w jego otoczeniu pojawiła się nowa dynamika. Czy to zawsze dobrze wróży? Z taktycznego punktu widzenia nie, ponieważ w okresie przejściowym istnieją różne zagrożenia. Ale strategicznie na pewno osłabia Putina.
Bloomberg pisze, że partnerzy Ukrainy nie dostarczyli nam jeszcze pięciu obiecanych systemów obrony powietrznej, tak ważnych w perspektywie zimy. Czy powinniśmy oczekiwać, że Europa, USA i inni sojusznicy dadzą Ukrainie nie tylko to, co obiecali, ale także wszystko, czego potrzebuje do zwycięstwa?
Mogę mówić tylko o tym, co robimy, bo polski rząd jest niezwykle zaangażowany. Jeśli mówimy o dostawach, o gotowości do dostarczenia energii, o ile zajdzie taka potrzeba – to są pieniądze, żeby za to zapłacić. Możemy wyprodukować potrzebną energię, możemy ją dostarczyć do Ukrainy i pokryć jej potrzeby. Nie chcę wchodzić w szczegóły, ale jesteśmy gotowi. Jesteśmy gotowi dostarczyć więcej różnych systemów zaopatrzenia w energię, powiedzmy, na linię frontu i do niektórych szpitali. Zachód jest gotowy na różne rzeczy i pomoże – choć to nigdy nie wystarczy, gdy mówimy o wojnie i nieszczęściu.
A co z kluczowym rozwiązaniem, czyli możliwością użycia zachodniej broni przeciwko celom w Rosji?
Niektóre kraje zaczęły się na to zgadzać. Ostatnio zgodziła się Dania, czyż nie? Więc to będzie postępowało. Kawałek po kawałku.
Tak czy inaczej, podziwiam Ukraińców. Gdziekolwiek są – w Ukrainie, w Polsce, w USA, w Kanadzie, w RPA – wszędzie mówią: „Prosimy, dostarczcie nam te pięć systemów obrony powietrznej!”
Wizyta Modi: Polska, Ukraina i Indie piszą nowy rozdział historii
Pierwsza wizyta premiera Indii Narendry Modiego w demokratycznej Polsce i pierwsza jego wizyta w wolnej Ukrainie to pisanie nowej historii – powiedział w rozmowie z PAP były ambasador RP w Indiach i politolog dr Tomasz Łukaszuk, komentując rozpoczęcie w piątek wizyty szefa indyjskiego rządu w Kijowie.
— Oto Indie, lider Globalnego Południa spotkał się z Polską, jednym z liderów UE. Kolejne spotkanie z Ukrainą jest ważne, gdyż Indie mają pewną narrację, jeśli chodzi o agresję Rosji, i za nią może pójść wiele innych państw.
Łukaszuk wyjaśnił, że "wiele państw Globalnego Południa patrzy na wojnę w Ukrainie jako jeszcze jeden przypadek wojny zastępczej między USA a Rosją". "Tę narrację trzeba odczarować, gdyż jest to ważna kwestia w odpowiednim rozumieniu wzajemnych powiązań w systemie bezpieczeństwa globalnego" – znaczył ekspert z Wydziału Nauk Politycznych i Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego.
— Sytuacja w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie żywotnie wpływa na interesy i bezpieczeństwa Indii oraz innych państwa Globalnego Południa. Indie przekonały się o tym, kiedy podczas rozwoju wydarzeń w Ukrainie, we wsparcie wojskowe agresora włączyły się Chiny i Korea Północna, czyli najbliżsi sąsiedzi. Okazało się, że wojna nie jest zbyt daleko od Delhi i wpływa bezpośrednio na bezpieczeństwo Indii.
Jego zdaniem niebezpieczną sytuacją dla Indii jest moment, kiedy Chińczycy budują swoją potęgę na konflikcie w Ukrainie, a jednocześnie Rosja staje się osłabiona. Pytany o niedawne spotkanie Modiego z Putinem rozmówca PAP stwierdził, że "w przypadku Indii, które są państwem z ambicjami, była to gra do wewnątrz":
„Szef indyjskiego rządu musiał zapewnić dostawy ropy i gazu, bo bez tego gigantyczna gospodarka Indii nie przetrwa" .
Jak podała w czwartek Agencja Reutera rosyjska ropa naftowa stanowiła rekordowe 44 proc. całkowitego importu do Indii w ubiegłym miesiącu. W 2021 r., czyli przed pełnoskalową napaścią Rosji na Ukrainę, rosyjska ropa stanowiła tam zaledwie 2 proc. rocznego importu.
Ekspert podkreślił też, że dzięki wizycie w Polsce i w Ukrainie przywódcy obu krajów mogą raz jeszcze podkreślić w bezpośrednich rozmowach, że "Rosja złamała wszystkie istniejące i ustalone przez ostatnie sto lat reguły ładu międzynarodowego, wszystkie konwencje dotyczące czy to wojny, czy pokoju". "Tę zasadniczą kwestię związaną z zasadami globalnego ładu międzynarodowego w XXI wieku powinny rozumieć Indie i inne kraje Globalnego Południa" – tłumaczy Łukaszuk.
W ubiegłym miesiącu rosyjska ropa stanowiła rekordowe 44% całkowitego importu Indii, poinformował Reuters 22 sierpnia. W 2021 roku rosyjska ropa stanowiła tylko 2% rocznego importu.
Według politologa "z perspektywy premiera Modiego najważniejsze jest utrzymania stanu równowagi między najważniejszymi graczami w otoczeniu Indii: USA, Chiny i Rosji". "W rozumieniu Indii ta równowaga musi być utrzymana. Jeśli Rosja się osłabi, a Chiny się wzmocnią, to uderzy to w indyjskie interesy. USA weszły na wyższy pułap współpracy z Indiami w 2005 r., od tamtej pory partnerstwo strategiczne jest pogłębiane i stabilne" - wyjaśnił.
Pozycja Chin i Rosji jest mniej stabilna i niesie za sobą większe wyzwania dla Indii.
- Premier Modi rozmawiał w cztery oczy z premierem Tuskiem, a wcześniej rozmawiał z Putinem, to oznacza, że być może przywiezie on do Kijowa jakąś propozycję dotyczącą kwestii pokojowego zakończenia wojny. Zaś jeśli nie będzie miał takiej propozycji, to zaproponuje osobiste zaangażowanie w rozmowy z ludźmi, z którymi ma stałe kontakty, czyli z prezydentem USA, przewodniczącym Chin i przywódcą Rosji. Prezydent Zełenski wie, że Modi jest jednym z nielicznych szefów rządów na świecie, który ma z nimi regularny bezpośredni kontakt. To może być dla prezydenta Zełenskiego jakaś oferta.
Łukaszuk podkreślił, że dla Dla Modiego ważna jest nie tylko kwestia pokojowego zakończenia wojny, ale również to, aby Zełenski zrozumiał przesłanki, jakimi kierują się Indusi w swojej polityce zagranicznej. Po rozpoczęciu przez Moskwę wojny na pełną skalę przeciwko Ukrainie w lutym 2022 r. Indie - obok Chin - stały się głównymi rynkami zbytu dla rosyjskich surowców objętych sankcjami przez UE i USA. Indie nie potępiły rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Autor tekstu: Marta Zabłocka (PAP)
Putin widzi, że Niemcom drżą kolana
Niemcy dostarczyły Ukrainie dodatkową broń, w tym nowe systemy obrony powietrznej, drony, karabiny i amunicję. Jednak to, ile pieniędzy przeznaczą na potrzeby obronne Kijowa w 2025 roku, będzie wiadome nie wcześniej niż jesienią.
Jakie są obecnie nastroje w niemieckim rządzie i parlamencie? Czy poparcie Niemiec dla Ukrainy się zmieni? Czy może na nie wpłynąć udana ukraińska ofensywa w obwodzie kurskim? I czy nowe ustalenia śledztwa w sprawie zamachu na gazociąg Nord Stream wpłyną na stosunki Niemiec z Ukrainą? Na te i inne pytania odpowiada nam Roderich Kiesewetter, członek CDU/CSU, największej frakcji opozycyjnej w niemieckim parlamencie.
POMOC DLA UKRAINY VS. NORD STREAM
Maryna Stepanenko: „ Frankfurter Allgemeine Zeitung” pisze, że Niemcy w najbliższym czasie ograniczą pomoc dla Ukrainy. Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych już nazwało tę informację manipulacją, mówiąc, że wasz rząd wciąż negocjuje budżet na przyszły rok. Ostatnim razem, po długich negocjacjach, poziom wsparcia finansowego dla Ukrainy na 2024 r. został podniesiony z 4 do prawie 8 mld euro. Ale co z przyszłym rokiem? Jakie są obecne nastroje i opinie w Bundestagu?
Roderich Kiesewetter: Bundestag i rząd mają różne podejścia. Rząd chciałby ograniczyć pomoc dla Ukrainy, co oznacza, że w 2025 roku powinna ona zostać zmniejszona o połowę i być finansowana poza budżetem federalnym. I nie chodzi tu nawet o sam rząd, ale o Urząd Kanclerza Federalnego.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych i Ministerstwo Obrony opowiadają się za zwiększeniem wsparcia, lecz gabinet Scholza polecił Ministerstwu Finansów jego zamrożenie. Debata dotyczy 17 miliardów euro, których brakuje w budżecie federalnym na przyszły rok. By zrekompensować ten brak, konieczne jest zmniejszenie pomocy dla Ukrainy, zwłaszcza wojskowej.
To kwestia braku priorytetów i jasnego stanowiska. Problem polega na tym, że rząd, a zwłaszcza urząd kanclerski, chcą obciąć pomoc dla Ukrainy z powodów wewnętrznych. By uzasadnić tę decyzję, można powiązać ją z niedawnym wyciekiem informacji, że Ukraina mogła zniszczyć Nord Stream. Jeśli tak jest, to nie jest to nawet kara, ale dziwne sformułowanie błędnych, nieodpowiedzialnych informacji przez niektórych dziennikarzy śledczych. To nie wygląda na przypadek.
W tym samym tygodniu, w którym dwie różne grupy dziennikarzy śledczych próbują obarczyć Ukrainę odpowiedzialnością za zniszczenie Nord Stream, dokonywane są cięcia budżetowe na niekorzyść dla Ukrainy. To wygląda na działanie celowe. Za tym może stać Rosja
W swych dochodzeniu dotyczącym eksplozji gazociągu Nord Stream we wrześniu 2022 r. "The Wall Street Journal” twierdzi, że w incydent zaangażowani byli ukraińscy urzędnicy, w tym prezydent Wołodymyr Zełenski i ówczesny głównodowodzący ukraińskich sił zbrojnych Walerij Załużny. Co Pan o tym sądzi?
Tekst „The Wall Street Journal” rezonował z artykułem niemieckiego „Der Spiegel”, który ukazał się dzień wcześniej. Obie publikacje próbują zasugerować, że ukraińscy urzędnicy nakazali zniszczenie Nord Stream.
Dochodzenie WSJ jest naprawdę dziwne. Gazeta twierdzi, że Rosja czerpała miliardy euro zysków z Nord Stream, a to nieprawda. Od lipca 2022 r. przez gazociąg nie przepłynął ani jeden galon gazu, a kilka miesięcy wcześniej przepłynęło tylko 40 procent obiecanych dostaw. Jeśli więc Ukraina miałaby go zniszczyć, byłoby to jak „zabijanie zdechłego konia”. Po co miałaby to robić?
Po drugie, jeśli rzeczywiście Zełenski nie był w stanie skontaktować się z zespołem, który otrzymał rozkaz zniszczenia Nord Stream, dlaczego ten zespół był osiągalny przez telefon satelitarny? To również nie trzyma się kupy.
Po trzecie, mówi się o jakimś Władimirze Z. [w niemieckich publikacjach o Wołodymyrze Z. lub Władimirze S., w zależności od transliteracji – red.] z ukraińskim paszportem, ale nikt nie mówi, że mógł on mieć też inne paszporty, jak to było w przypadku Diany B. [według śledczych kolejna podejrzana w sprawie – red.]. Była ona właścicielką firmy, która wynajęła jacht „Andromeda”, i miała również rosyjski paszport. Mieszkała na Krymie, obecnie przebywa w Krasnodarze. Jest więc Rosjanką, a nie Ukrainką. Ponadto nie ma żadnych świadków, tylko tajne źródła. Tak więc moim zdaniem historia [śledztwa WSJ] jest niespójna i nieprawdopodobna.
Nie wierzę w to, ponieważ gdyby Ukraina zrobiła coś takiego, stałoby się to wiedzą publiczną i byłoby szkodliwe dla Kijowa. Nie mogę więc sobie wyobrazić, że ukraiński rząd zniszczył Nord Stream lub nakazał jego zniszczenie.
Były szef niemieckiego wywiadu August Hanning powiedział, że sabotaż związany z Nord Stream może być zaangażowana Polska. W odpowiedzi premier Donald Tusk poradził wszystkim inicjatorom i patronom gazociągu, aby „przeprosili i siedzieli cicho”.
Hanning nie kwestionuje dochodzeń tych dziwnych ekip śledczych – co mnie irytuje, ale nie dziwi. Wielu byłych ważnych niemieckich urzędników ma bardzo bliskie powiązania z Rosją i przyjaciół wśród Rosjan, co musimy wziąć pod uwagę. Rosja wykorzystuje prorosyjskie głosy w środowisku akademickim, mediach, gospodarce i polityce do prowadzenia wojny informacyjnej i może wykorzystywać je do głębszych operacji psychologicznych. Ludzie ci wyglądają na autorytety, ale w rzeczywistości są narzędziem wojny hybrydowej prowadzonej przez Rosję.
W Niemczech istnieje grupa ludzi, którzy próbują zrobić z Ukrainy kozła ofiarnego, by uzasadnić wycofanie wsparcia
Roli Tuska wyjaśnić nie potrafię i musimy być bardzo ostrożni, by nie uciekać się do insynuacji czy oskarżeń.
Wiem, że niemiecki prokurator federalny jest bardzo zdenerwowany tą historią, ponieważ zagraża ona jego własnej pracy dochodzeniowej – przeciek musiałby pochodzić od politycznie odpowiedzialnych osób w urzędzie kanclerskim. Nie może pracować tak, jak powinien, ponieważ ci, którzy zniszczyli Nord Stream, zostali ostrzeżeni.
Jeśli ci ludzie są teraz w Rosji, to oddychają z ulgą, bo Niemcy uznali, że rurociągi zniszczyła Ukraina. Dlatego musimy być bardzo ostrożni, jeśli chodzi o oświadczenie Gunninga i wypowiedź Tuska, a także o wszelkie pochopne oskarżenia.
PRZYJACIELE ROSJI W NIEMCZECH
Niemieccy prokuratorzy wydali nakaz aresztowania Ukraińca podejrzanego o sabotowanie gazociągu Nord Stream. Dwóch innych domniemanych sprawców to również Ukraińcy. Czy oprócz wsparcia wojskowego może to wpłynąć na inne obszary współpracy między Niemcami a Ukrainą?
Osoby rozpowszechniające fałszywe wiadomości na temat Nord Stream chcą odciąć wsparcie Niemiec dla Ukrainy i podważyć zaufanie do niej, a wreszcie – zmusić Ukrainę do kapitulacji. Nie biorą jednak pod uwagę woli i siły ludności ukraińskiej, która nie chce żyć w zamrożonym konflikcie czy pod rosyjską okupacją.
Ukraińcy opuszczą swój kraj. Będą uciekać, jeśli Kijów zostanie zmuszony do zawieszenia broni – bo po drugiej stronie granicy, w Rosji, dochodzi do brutalnej przemocy wobec ludności cywilnej.
Dlatego Ukraina nie chce być zmuszana do zawieszenia broni, czego chcieliby niektórzy w Niemczech, m.in. kanclerz. Musimy więc bardzo uważać, aby nie pojawiły się lokalne siły, które chciałyby podważyć gotowość Niemiec do wspierania Ukrainy.
Będziemy mieli wewnętrzne wybory w Turyngii, Saksonii (1 września) i Brandenburgii (22 września). W tych trzech landach istnieją siły, na które Rosja ma wpływ. To Sojusz Sahry Wagenknecht (BSW) i Alternatywa dla Niemiec (AFD), które są częściowo finansowane przez Rosję lub znajdują się pod jej wpływem. Musimy więc bardzo, bardzo uważać na kontekst, który jest korzystny dla Rosji. Nie ma bezpośredniego finansowania, ale ludzie z tych partii otrzymują pieniądze na swoje osobiste interesy i osobistą pracę w ramach partii.
Wewnątrz naszego kraju istnieje rywalizacja między tymi, którzy chcieliby wzmocnienia porządku międzynarodowego opartego na rządach prawa, a tymi, którzy popierają zasadę „prawa po stronie władzy” – władzy Rosji
Ci drudzy postrzegają Ukrainę jako konieczną ofiarę w imię pokoju z Rosją. Nie zdają sobie jednak sprawy, że Rosja nie chce pokoju. Rosjanie postrzegają Ukrainę jako prawowitą część Rosji. Będą więc kontynuować wojnę przeciwko Ukrainie, wojnę hybrydową przeciwko Mołdawii i krajom bałtyckim. Nie będzie pokoju.
To jest imperialne myślenie Rosji. Ludzie, którzy chcieliby przestać wspierać Ukrainę, nie rozumieją go.
Wracając do budżetu i pomocy: jeśli niemieccy deputowani przeznaczą nie więcej niż 4 miliardy euro dla Ukrainy w 2025 roku, to co to będzie oznaczać dla jej zdolności obronnych?
Po pierwsze, Niemcy nie są jedynym czy największym darczyńcą. Istnieją inne kraje, które zapewniają większą pomoc w stosunku do swojego PKB, takie jak Dania, Norwegia, Polska, kraje bałtyckie, Szwecja i Finlandia oraz Wielka Brytania. Są więc inni, znacznie bardziej wiarygodni partnerzy.
Po drugie, 4 miliardy euro już zaplanowano. Zostaną one zainwestowane w części zamienne, amunicję, obronę powietrzną i tak dalej.
Bardzo ważne jest, by Niemcy zapewniły Ukrainie dodatkową pomoc w wysokości od 4 do 10 miliardów euro w przyszłym roku. Rząd twierdzi, że odsetki od zamrożonego rosyjskiego kapitału powinny służyć Ukrainie. W Unii Europejskiej nie ma jednak konsensusu w tej sprawie. Ta kwestia jest całkowicie niejasna i zależy na przykład od wsparcia Węgier.
W każdym razie cała kwota zamrożonego rosyjskiego kapitału już należy do Ukrainy. Nie zastąpi to jednak niezbędnego wsparcia ze strony Niemiec i innych krajów. Argumentacja niemieckiego rządu jest więc rodzajem odwracania uwagi, wymówką i uchylaniem się od odpowiedzialności.
16 lutego niemiecki kanclerz podpisał umowę o bezpieczeństwie z prezydentem Zełenskim, deklarując, że będzie wspierał Ukrainę tak długo, jak będzie to konieczne, i w granicach z 1991 roku.
Ten podpis nie jest wart atramentu, którym został skreślony. Jeśli Niemcy nie zwiększą swojego wsparcia, umowa o bezpieczeństwie będzie bezwartościowa
OFENSYWA KURSKA I NIEMIECKI TAURUS
W lutym w wywiadzie powiedział Pan, że „wojna powinna zostać przeniesiona na terytorium Rosji” i że „rosyjskie obiekty wojskowe i kwatery główne powinny zostać zniszczone”. Sześć miesięcy później ukraińskie siły zbrojne rozpoczęły operację w obwodzie kurskim. Jaka była Pana pierwsza reakcja?
To było westchnienie ulgi, bo w lutym zażądałem, abyśmy pozwolili Ukrainie przenieść wojnę na terytorium Rosji, zablokować rosyjskie przyczółki i łańcuchy dostaw oraz uderzyć w rosyjskie pozycje, rosyjskie składy amunicji, a także w osoby odpowiedzialne za wojnę – ich ministerstwa, stanowiska dowodzenia, strefy logistyczne itp. Zostałem za to potępiony przez członków mojej partii i niektóre media. Teraz czuję się usprawiedliwiony.
Takie operacje mają sens z punktu widzenia strategii wojskowej, są dozwolone przez prawo międzynarodowe i jeśli się powiodą, dają przewagę operacyjną. Jestem byłym wojskowym. Zanim dołączyłem do naszego parlamentu, przez prawie 30 lat pracowałem w organizacjach międzynarodowych, NATO, Unii Europejskiej i siłach zbrojnych. Rozumiem, czym jest wojna, co jest potrzebne do jej powstrzymania i prowadzenia udanych operacji.
Z drugiej strony, jak powiedział nasz minister obrony, to bardzo normalne, że kraj, który został zaatakowany, prowadzi wojnę na terytorium agresora. To absolutnie normalne zjawisko na świecie – nasz minister obrony powiedział to w kwietniu ubiegłego roku w talk show. Ale kiedy ja powiedziałem o tym w lutym tego roku, zaczęło się gadanie, że to podżeganie do wojny. Powiedziałem, że to konieczność – bo tak jest.
Operacja Ukrainy w obwodzie kurskim wydaje się być sprawna i skuteczna. Zobaczymy, jak trwały będzie ten sukces, ale jak dotąd to wielkie zwycięstwo Ukrainy. I właściwa odpowiedź dla tych, którzy wciąż wierzą w pojednanie z Rosją.
Niemcy nie kwestionują legalności działań ukraińskich sił zbrojnych w rejonie Kurska i nie sprzeciwiają się użyciu niemieckiej broni na terytorium Rosji. Czy jednak ofensywa kurska zmieni zdanie niemieckich polityków w kwestii przekazania Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu TAURUS?
Niestety nie, ponieważ w partii socjaldemokratycznej przywódca frakcji i bardzo ważny, wysoki rangą polityk w Urzędzie Kanclerskim są przeciwni umożliwieniu Ukrainie zniszczenia rosyjskiej komunikacji, łańcuchów dostaw itp. To impas.
Moja partia, CDU/CSU, bardzo popiera transfer TAURUSA, ale biuro Scholza to blokuje. Minister obrony chciałby dokonać dostawy, minister spraw zagranicznych chciałby dokonać dostawy, ale nie ma woli politycznej, ponieważ wymagałoby to jednomyślnego głosowania w rządzie. A partia socjaldemokratyczna jest przeciw.
Musimy dostarczyć kilkaset systemów precyzyjnego rażenia dalekiego zasięgu, takich jak TAURUS – dzisiaj. I musimy umożliwić naszemu przemysłowi obronnemu produkcję większej liczby czołgów, więcej amunicji, więcej artylerii.
Mamy jednak do czynienia z brakiem woli politycznej, a także brakiem strategicznej kultury i strategicznego myślenia.
To jest duch ustępstw, to jest duch Chamberlaina z 1938 r., a nie podejście Churchilla. Nie mamy jeszcze w Niemczech „momentu Churchilla”. Pracuję nad tym, by to zmienić
PRESJA NA PUTINA
W jaki sposób ukraińska ofensywa może wpłynąć na sytuację wewnątrz Rosji?
Widzieliśmy już, że kiedy Putin był pod presją rebelii Grupy Wagnera, skłaniał się ku negocjacjom. Poinstruował Łukaszenkę, by ten załagodził sytuację. Łukaszenka przekonał Prigożyna, by przestał i przybył na Białoruś – na wygnanie (tyle że Putin i tak później Prigożyna zabił). Tak więc kiedy Putin jest pod presją, ma skłonność do negocjowania lub ustępowania.
Dzięki ofensywie Ukraina ma szansę nie tylko stworzyć strefę buforową, ale także zbudować przestrzeń do negocjacji. I tak, jeśli dojdzie do negocjacji i Rosja usłyszy, że musi wycofać się z całej Ukrainy, odzyskując w zamian region Kurska, poprawi to pozycję negocjacyjną Kijowa. Jednak presja w Donbasie rośnie. Zobaczymy, czy ofensywa w obwodzie kurskim złagodzi sytuację w innych częściach frontu, jeśli Rosja będzie musiała się wycofać i przegrupować swoich żołnierzy.
Ukraina traci terytorium i setki żołnierzy każdego dnia, więc wsparcie Zachodu powinno wzrosnąć. Pod tym względem Niemcy wysyłają bardzo zły sygnał
Zły dla Ukrainy, ponieważ Putin widzi, że Niemcom drżą kolana. Jest to również złe dla Stanów Zjednoczonych, ponieważ ci, którzy wspierają izolacjonistów z Trumpem na czele, będą mogli powiedzieć: „Dlaczego mamy wspierać Ukrainę, skoro Niemcy wycofują swoje wsparcie?”. Powiedzą, że to sprawa europejska, a nie amerykańska.
To byłaby wielka porażka Niemiec, gdybyśmy stracili poparcie USA podczas kampanii wyborczej. Dlatego musimy inwestować, musimy robić więcej. A Ukraina musi utrzymać to terytorium, a nawet je rozszerzyć, musi kontynuować wojnę na terytorium Rosji, by mieć lepszą pozycję, jeśli zostanie zmuszona do negocjacji. Ukraina powinna zniszczyć rosyjskie obiekty wojskowe – wyrzutnie, lotniska, magazyny amunicji – by rosyjskie ataki na ukraińską infrastrukturę krytyczną i ludność cywilną zostały ograniczone i, miejmy nadzieję, zatrzymane.
Widzę, że w niemieckim rządzie są ludzie, którzy chcieliby usunąć sztuczne ograniczenia, które USA i Niemcy nadal nakładają na Ukrainę w zakresie używania zachodniej broni na terytorium Rosji. Potrzebujemy więc krajów takich jak kraje bałtyckie, Polska, Czechy, kraje skandynawskie, Wielka Brytania, Dania i inne – by zwiększyć presję na Putina, ale także na Niemcy, by zrobiły więcej.
Niemcy są coraz bardziej izolują się w Europie jako kraj, którego polityka nie dorównuje jego potędze gospodarczej
Musimy robić więcej i motywować inne kraje, aby też robiły więcej.
Zresztą, kiedy rozpocznie się odbudowa Ukrainy, dlaczego Niemcy miałyby na niej skorzystać? Te kraje, które wspierały Ukrainę w dobrej wierze, powinny być częścią powojennego odrodzenia Ukrainy.
BÓJMY SIĘ SŁABYCH NIEMIEC
Michael Giss, dowódca regionalnego dowództwa Bundeswehry w Hamburgu, powiedział niedawno, że Niemcy muszą być przygotowane na ewentualny rosyjski atak w ciągu najbliższych pięciu lat, bo są kluczowym węzłem transportowym NATO. Co Berlin robi teraz, by wzmocnić swoje zdolności obronne?
To świetne pytanie. Cóż, po pierwsze, nie chodzi o pięć lat, ale o dwa lub trzy lata, ponieważ Rosja widzi, że Zachód zwiększa tempo. Rosja zwiększy więc presję poprzez dezinformację, sabotaż i przyspieszy przygotowania do wojny, by być szybszą od Europy.
Po drugie, w 2022 r. Niemcy miały Zeitenwende [w swoim przemówieniu do Bundestagu 27 lutego 2022 r. kanclerz Olaf Scholz nazwał atak Rosji na Ukrainę „historycznym punktem zwrotnym” – red.]. Ale to już historia.
Minister obrony nie dostaje pieniędzy, których potrzebuje. Wszystkie jego wnioski zostały ograniczone. Otrzymuje mniej pieniędzy niż potrzebuje, by pokryć stopę inflacji i zwiększyć żołd dla żołnierzy. Przez to niemieckie siły zbrojne nie mają wsparcia, które pozwoliłoby poprawić ich sytuację. A w ciągu najbliższych dwóch do trzech lat ta sytuacja jeszcze się pogorszy.
I prawdopodobnie do końca lat 20., kiedy niemieckie siły zbrojne będą naprawdę na granicy swoich możliwości, będziemy potrzebować znacznie więcej świeżych pieniędzy. Mówimy o dodatkowych 300 miliardach euro do końca tej dekady na modernizację naszych sił zbrojnych, podczas gdy teraz otrzymują one tylko 5 do 10 miliardów euro.
To zmniejszy możliwości sił zbrojnych i osłabi motywację niemieckich żołnierzy. To prawdziwy sukces pacyfistów i Partii Socjaldemokratycznej, którzy celowo niszczą niemieckie siły zbrojne. Mamy [Borisa] Pistoriusa, najlepszego ministra obrony w ciągu ostatnich 20 lat, ale on nie dostaje pieniędzy, których potrzebuje. To bardzo smutne.
Pewnego dnia możemy obudzić się pod jeszcze większą presją rosyjskiej propagandy, z większą rosyjską agresją. Jeśli się nie podniesiemy, będziemy mieli drugą Jenę-Auerstedt [bitwa z 1806 r., w której Napoleon rozgromił armię pruską – red.]. Musimy więc podnieść tę kwestię w Niemczech, a nasi przyjaciele i partnerzy także muszą zwiększyć presję.
Potrzebujemy silnych Niemiec. 12-13 lat temu Radosław Sikorski powiedział: „O wiele bardziej boję się słabych Niemiec niż silnych”.
Wszyscy powinniśmy bać się słabych i nieprzygotowanych Niemiec. Bo takie Niemcy to byłoby zaproszenie dla Putina
Zdjęcie na czołówce: Action Press/Shutterstock/Rex Features/East News
Ofensywa – najlepsza obrona: jak Ukraina może wykorzystać „argument kurski” w potencjalnych negocjacjach
To bezprecedensowe wydarzenie dla Ukrainy, której wojska po raz pierwszy wkroczyły na terytorium Rosji. Operacja kurska może wpłynąć na przebieg wojny i położyć podwaliny pod negocjacje Kijowa z następcą Putina – sugeruje Markus Faber, przewodniczący komisji obrony Bundestagu. Nieoczekiwanie w rozmowie z rosyjskimi dziennikarzami samozwańczy białoruski przywódca Aleksander Łukaszenka wezwał do rozmów pokojowych, mówiąc, że nadszedł czas, by usiąść do stołu i zakończyć „walkę”. Sestry zapytały ekspertów i analityków o to, czy osiągnięcia operacji kurskiej okażą się silnym argumentem dla Ukrainy i czy istnieją przesłanki, aby spodziewać się negocjacji w dającej się przewidzieć przyszłości.
Zaporowe warunki Rosji
„Strona rosyjska nie wykazuje żadnej chęci do negocjacji, za to stawia wygórowane warunki wstępne” – powiedział ambasador Niemiec w Rosji Alexander Graf Lambsdorf. Dyplomata przypomniał czerwcową wypowiedź Putina, że by negocjacje mogły się rozpocząć, Ukraina musi wycofać swoje wojska z obwodów chersońskiego, zaporoskiego, donieckiego i ługańskiego – w tym z obszarów wciąż kontrolowanych przez Ukrainę. Oczywiście, warunek ten nie mógł być poważnie dyskutowany ani w Kijowie, ani wśród sojuszników Ukrainy.
Operacja kurska była niemiłą niespodzianką dla Rosjan i prawdopodobnie stanie się punktem zwrotnym, który zmieni przebieg wojny, pisze brytyjska gazeta „The Telegraph”. I nie tylko ona – publikacje większości zachodnich mediów pełne są podobnych stwierdzeń.
Niezdolność Kremla do przewidzenia ukraińskiego ataku i późniejsza nieudolna nań reakcja, której świadkami była nie tylko społeczność międzynarodowa, ale także rosyjscy obywatele, z pewnością zmienią postrzeganie możliwości rosyjskiej armii i możliwości przywództwa na Kremlu, ocenia Marek Kohv, szef programu bezpieczeństwa w Międzynarodowym Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS):
– Jeśli obie strony mają coś do wytargowania, negocjacje są z pewnością łatwiejsze. Do tej pory Ukraina nie miała w swoich rękach żadnego rosyjskiego terytorium. Czas pokaże, czy będzie kontrolować zajęte terytorium do rozpoczęcia negocjacji. W tej chwili każda ze stron zajmuje diametralnie różne stanowisko i niemożliwe jest, by Ukraina zaakceptowała rosyjskie żądanie przekazania swojego terytorium.
Natomiast propozycja Ukrainy dla Rosji jest bardzo uczciwa: wycofanie jej wojsk z terytorium Ukrainy w zamian za tereny zajęte przez nią w obwodzie kurskim
Senat USA również zaczął mówić o operacji, która ma szansę odwrócić losy wojny. Politico cytuje demokratycznego senatora Marka Kelly'ego, który powiedział: „130 000 Rosjan zostało zmuszonych do opuszczenia swoich domów i myślę, że na tym etapie konfliktu Ukraińcy zrobili coś nieprzewidywalnego”. Kelly zauważa również, że na początku inwazji w 2022 r. istniały obawy, że jeśli Ukraina i jej sojusznicy rozszerzą wojnę na Rosję, wywoła to konflikt regionalny lub globalny. Teraz widzimy, że nawet w oczach rosyjskiej ludności Putin nie wygląda już na tak niesamowitego obrońcę.
Operacja kurska stała się ważnym bodźcem moralnym przede wszystkim dla Ukrainy, ale także dla tych państw i społeczeństw, które wspierają ją w tej wojnie i od dawna mają nadzieję na jej sukces, przekonuje dr Iwona Reichardt z Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Według niej operacja może wpłynąć na pozycję Ukrainy w wojnie, zwiększając wagę jej argumentów przy stole negocjacyjnym:
– Jednocześnie nie powinniśmy myśleć, że Rosja tak łatwo się podda. Możemy spodziewać się działań odwetowych z jej strony, najprawdopodobniej wymierzonych w Kijów, który nadal wydaje się być ważnym celem. Niemniej operacja kurska może zmusić Rosję do przeniesienia części sił i zasobów wykorzystywanych w Donbasie do Kurska, co może osłabić jej pozycję na linii frontu. Najlepszym wynikiem tej operacji byłyby oczywiście dalsze sukcesy sił ukraińskich na terytorium Rosji, a ostatecznie – zwycięstwo Ukrainy przy stole negocjacyjnym.
Argument kurski
Ofensywa w Kursku wydaje się być dość udanym wysiłkiem Ukrainy, mającym odwrócić uwagę sił rosyjskich od ich ofensywy w regionie Doniecka. Wydaje się również, że Rosja wycofuje siły z innych regionów, w tym z garnizonu w Kaliningradzie. Davis Ellison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS), uważa, że dla strony rosyjskiej to dość poważny cios polityczny i wojskowy. Z politycznego punktu widzenia wyżsi urzędnicy i oficerowie wojskowi wydają się niezdolni do obrony własnego terytorium. Z militarnego punktu widzenia potęguje to tylko problemy, z którymi już borykają się rosyjskie wojska. Teraz będą musiały poświęcić znaczną ilość energii, próbując odeprzeć ukraińską ofensywę. Wszystko to razem działa teraz na korzyść Ukrainy:
– Operacja ta z pewnością może być w przyszłości punktem negocjacyjnym dla Ukrainy – o ile Kijów uzna, że jest gotowy do rozmów, i zakładając, że wojska rosyjskie nadal będą zajmowały znaczne obszary na wschodzie Ukrainy.
Możliwe, że chodzi właśnie o wymianę rosyjskich terytoriów na ukraińskie, choć można tylko spekulować, na które z nich
Ukraina udowodniła, że jej siły zbrojne są zdolne do operacji na dużą skalę, w których decydująca jest nie liczebność wojsk, a umiejętności żołnierzy. Teraz stało się jasne, że nie będzie rosyjskiej ofensywy na Sumy, uważa Wiktor Jahun, generał major rezerwy Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, były zastępca szefa SBU. Kiedy pojawiają się pozytywne rezultaty, partnerzy Ukrainy patrzą na nią przychylnie. Bo rozumieją, że nie pakują swoich zasobów do jakiejś czarnej dziury, ale dostarczają je obiecującej armii. Niemniej, według Jahuna, negocjacji to nie przybliża:
– Putin już powiedział, że będziemy rozmawiać, stojąc twardo na ziemi. Wszystko więc zależy to od tego, czy zdobędziemy na tej ziemi przyczółek – bo rozciąganie frontu nie jest dla nas zbyt opłacalne. Moglibyśmy na przykład przejąć kontrolę nad elektrownią jądrową w Kursku, a potem zaprosić delegację MAEA [Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej – red.]: „Przyjedźcie i przejmijcie kontrolę nad tą elektrownią, bo my wcale jej nie potrzebujemy”. W ten sposób moglibyśmy pokazać, jak się trzeba zachowywać, gdy się wkracza na czyjeś terytorium.
Jeśli Putin nie pójdzie na ustępstwa i odmówi negocjacji, Ukraina nie będzie miała innego wyjścia, jak pozostać w regionie Kurska i wkraczać głębiej na terytorium Rosji, pisze „The Times”
Gazeta podkreśla, że Ukraina nie ma planów trwałego utrzymania zajętego terytorium Rosji, ale Kijów żywi nadzieję, że operacja wojskowa zmusi Moskwę do odwrócenia uwagi od wschodniej Ukrainy i ostatecznie przekona Putina do negocjacji.
Ponadto, jak ocenia Iwona Reichardt, sukces operacji kurskiej może dać Ukrainie przewagę nie tylko w potencjalnych negocjacjach z Rosją, ale także wzmocnić jej pozycję wśród sojuszników:
– Jestem obecnie w USA i słyszę od ludzi, z którymi rozmawiam, że po tym jak medialny rozgłos wydarzeń w Ukrainie zmalał, teraz, od początku operacji kurskiej, zainteresowanie tą wojną znów wzrosło. Amerykanie lubią wspierać tych, którzy potrafią udowodnić, że mogą wygrać.
Z kim rozmawiać. I o czym
Ukraina i Rosja planowały przeprowadzić pośrednie rozmowy w sierpniu, przy mediacji Kataru – chodziło o powstrzymanie wzajemnych ataki na infrastrukturę energetyczną. Ukraińska ofensywa w Kursku spowodowała zawieszenie przygotowań do tych rozmów. Rosjanie nazwali atak eskalacją, lecz z rozmów się nie wycofali. Chcą tylko mieć więcej czasu na skoordynowanie swojego stanowiska. „Washington Post” napisał o tym w artykule zawierającym komentarze ukraińskich, rosyjskich i katarskich urzędników i dyplomatów.
W rzeczywistości wiadomość ta wydaje się być kontynuacją tez, które Wołodymyr Zełenski wyraził wcześniej w wywiadzie dla „The Philadelphia Inquirer”. Według niego rozmowy pokojowe z obecnym rosyjskim przywództwem mogłyby być prowadzone zgodnie z zasadą stosowaną przy negocjacjach w sprawie zboża, kiedy to wszystkie porozumienia zostały zawarte przez pośredników: ONZ i Turcję.
Temat rozmów pokojowych od czasu do czasu pojawia się w sferze publicznej, zaznacza Davis Ellison, analityk strategiczny w Haskim Centrum Studiów Strategicznych (HCSS). Ważne jest jednak, by pamiętać, co te rozmowy mogą obejmować:
– Nie wyobrażam sobie, by w krótkim lub nawet średnim terminie możliwe były jakiekolwiek negocjacje na dużą skalę – poza wymianą więźniów
Na tym etapie żadna ze stron nie zyska wiele na przedłużających się negocjacjach. Myślę, że w najlepszym razie, gdy dyplomaci mówią o takich rozmowach, mają na myśli zawieszenie broni, a nie szersze negocjacje w sprawie „porozumienia pokojowego” jako takiego.
Jednocześnie Ellison dodaje, że wiele europejskich rządów byłoby bardzo zainteresowanych rozpoczęciem negocjacji:
– Chociaż w Europie Zachodniej nie ma wojny, wśród niektórych jej przywódców politycznych istnieje pewne „zmęczenie wojną”, które czasami zagraża kontynuacji wsparcia dla Ukrainy
Temat negocjacji pojawia się zwykle w wojnach, w których strony są w impasie przez długi czas, zwraca uwagę Marek Kohv:
– W przypadku Rosji znacząca stagnacja była faktem od początku wojny. Od początku inwazji pod względem terytorialnym zyskała ona niewiele. Rosja wykorzystuje również fakt, że od czasu do czasu w społeczeństwach zachodnich pojawia się skłonność do negocjacji. Najnowszym przykładem jest obietnica jednego z kandydatów na prezydenta USA, że zaprosi obie strony do stołu negocjacyjnego i zakończy wojnę. Rosja popiera takie narracje, ale oczywiście nikt nie myśli poważnie o rozpoczęciu negocjacji na jej warunkach.
Historia nauczyła nas, że wszystkie wojny prędzej czy później kończą się przy stole negocjacyjnym – niezależnie od tego, czy na polu bitwy jest porażka, czy zwycięstwo
Jest więc całkiem logiczne, że od czasu do czasu słyszymy o negocjacjach między Rosją a Ukrainą, podkreśla Iwona Reichardt:
– Nie jest tajemnicą, że niektórzy zachodni partnerzy oczekują, że Ukraina rozważy negocjacje z Rosją. Jeśli jednak Ukraina chce zachować suwerenność, co jest również celem jej zachodnich sojuszników, negocjacje z Rosją powinny odbywać się na ukraińskich warunkach. Oznacza to, że będą one możliwe, gdy Ukraina zdecyduje, że jest to słuszne, i gdy pozwolą na to warunki w terenie. Wiemy, że celem Rosji w negocjacjach jest zachowanie terytorium, które obecnie okupuje, co dla Ukrainy jest nie do przyjęcia. To zaś oznacza, że jakiekolwiek negocjacje na tym etapie będą trudne – chyba że dojdzie do krytycznych zmian na polu bitwy.
Nie ma prawdziwego formatu
Faktem jest, że stanowisko Rosji – bez względu na to, co się stanie – nie zmieni się ani na jotę, mówi generał Wiktor Jahun:
– Rosjanie sami wpakowali się w idiotyczną sytuację, zmieniając swoją konstytucję. A teraz, z grubsza rzecz biorąc, nie wiedzą, jak się wycofać. Bo jeśli by tak zrobili, to trzeba byłoby zmienić system rządów w Rosji, konstytucję i wszystko inne. Co więcej, nie wiem, kto mógłby tam cokolwiek podpisać. Rosja powiedziała przecież, że nasz rząd jest nielegalny. Zgodnie z tą ich logiką jedynym legalnym naszym organem jest Rada Najwyższa, tyle że jej kadencja zakończy się w październiku. I co wtedy? Rosja nie będzie miała żadnego kontaktu z Ukrainą, ponieważ nie ma tu legalnego rządu?
Oczywiście, jakiś kontakt musi być. Wiktor Jahun przypomina, że kolejna konferencja pokojowa może odbyć się jesienią:
– Mniej więcej w listopadzie, dostosowana do wyborów w USA. Nie wiem, czy Rosjanie tam przyjadą. To już nie nasza sprawa, prawdopodobnie zdecydują o tym Chińczycy. Chcą tam zobaczyć Rosję, więc niech ich zaproszą. Jestem jednak absolutnie przekonany, że nie ma prawdziwego formatu negocjacji, który mógłby cokolwiek rozwiązać.
Dan Hampton: F-16 dotarły do Ukrainy w samą porę
<add-big-frame>Po wielu miesiącach przygotowań i szkolenia pilotów nad Ukrainą można wreszcie usłyszeć potężny ryk silników F-16. Dziesięć pierwszych amerykańskich myśliwców już wykonuje misje bojowe. Oczekuje się, że do końca roku do ukraińskiej floty powietrznej dołączy kolejnych dwadzieścia F-16. Podczas gdy ukraińscy piloci są szkoleni, Kijów może poprosić państwa członkowskie NATO o zezwolenie na rekrutację emerytowanych pilotów, będących ich obywatelami.
Dan „Two Dogs” Hampton, jeden z najlepszych amerykańskich pilotów wojskowych, emerytowany podpułkownik Sił Powietrznych USA, należy do tych, którzy chcą pomóc Ukrainie odeprzeć rosyjską agresję. W ekskluzywnym wywiadzie dla Sestr mówi o tym, jak F-16 zmienią zasady gry na polu bitwy. <add-big-frame>
Maryna Stepanenko: Pierwsze F-16 są wreszcie w Ukrainie. Jak Pan ocenia ewolucję nastawienia sojuszników w kwestii dostarczenia ich Ukrainie – od kategorycznego „nie” do zdecydowanego „tak”?
Dan Hampton: Myślę, że ślimaki poruszają się szybciej, ale to nie ma już teraz znaczenia. Chciałbym, aby stało się to półtora roku lub dwa lata temu, lecz teraz liczy się tylko kwestia wykorzystania tego sprzętu najlepiej, jak się da. I wygrania wojny.
Podczas obu wojen w Zatoce Perskiej wykonał Pan 151 misji bojowych. Jakie są Pana zdaniem główne priorytety dla tych 10 samolotów, które obecnie posiada Ukraina? Jak powinniśmy ich używać?
Oczywiście, wszystko zależy od waszych sił powietrznych i rządu. Jestem jednak pewien, że jedni i drudzy zgodziliby się ze mną co do tego, że najpierw trzeba oczyścić niebo nad Ukrainą z rosyjskich samolotów. Gdy uzyskasz przewagę powietrzną i będziesz kontrolować swoje niebo, możesz poruszać się w dowolnym miejscu na ziemi i robić wszystko, co trzeba.
Ukraińskie siły powietrzne wykonały świetną robotę i były bardzo odważne przez ostatnie lata. Myślę, że F-16 pojawiły się we właściwym czasie.
Jeśli Ukraina będzie w stanie obronić swoją przestrzeń powietrzną, będziecie mieli wiele okazji do zrobienia innych rzeczy, które są niezbędne do wyparcia Rosjan
Do końca roku liczba F-16 w naszym arsenale wzrośnie do 30 samolotów. Jakie możliwości otworzy to przed Ukrainą?
Prawdziwą zaletą F-16 i tym, co naprawdę przeraża Rosjan, jest to, że ten samolot może robić wiele różnych rzeczy, a piloci są szkoleni do wykonywania różnych rodzajów misji, takich jak bliskie wsparcie powietrzne, walka powietrzna czy niszczenie pocisków ziemia-powietrze. Tak więc im więcej masz samolotów, tym większą masz elastyczność, by wykonywać więcej misji w tym samym czasie, w zależności od potrzeb.
Docelowo Ukraina ma otrzymać 79 myśliwców F-16. Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że potrzebujemy co najmniej 128, by skutecznie przeciwstawić się Rosji na niebie. Czy więc tych 79 obiecanych F-16 może poważnie wpłynąć na dynamikę działań bojowych i wzmocnić Siły Zbrojne Ukrainy?
Jak najbardziej. 30 samolotów to mniej więcej jedna eskadra myśliwców Sił Powietrznych USA. Jeśli więc masz 79 lub 80 samolotów, to masz prawie trzy eskadry. Możesz rozmieścić je w różnych częściach kraju, mogą wykonywać różne rodzaje misji. To dałoby dużą elastyczność we wspomaganiu ukraińskich wojsk lądowych wypierających Rosjan.
Rosja stara się bagatelizować możliwości i potencjalny wpływ F-16 na sytuację na polu bitwy. Jednocześnie ostatnie ataki pokazują, że Rosjanie starają się dopaść te myśliwce, uderzając w lotniska. O czym to świadczy?
O desperacji. Rosjanie próbują bagatelizować rolę F-16, bo od ponad dwóch lat nie są w stanie kontrolować nieba nad Ukrainą. Oni wiedzą, że nie mogą posuwać się naprzód na ziemi bez kontrolowania nieba. Próbowali to osiągnąć w ciągu pierwszych 10 dni wojny, ale Ukraińcy rozbili ich na kawałki. Więc, oczywiście, będą mówić takie rzeczy.
Ale kto wierzy w to, co mówią Rosjanie? Oni zmyślają, oni kłamią, to propaganda. Gdybym był w Ukrainie z moimi kolegami, latał i walczył u boku Ukraińców, nie musieliby mnie szukać. Sam bym ich znalazł
I jestem pewien, że wasi piloci czują to samo. Nie ma więc znaczenia, co mówią Rosjanie.
Amerykański republikański senator Lindsey Graham powiedział, że zamierza poprosić prezydenta USA Joe Bidena, by pozwolił emerytowanym amerykańskim pilotom latać dla Ukrainy. Wielokrotnie mówił Pan, że gdyby mógł, przyjechałby do Ukrainy i walczył po naszej stronie. Nadal ma Pan takie pragnienie?
Oczywiście. Pracujemy nad tym. Jest jednak duża różnica między ochotnikiem z karabinem, który wstępuje do obcej armii, a byłym wojskowym, który leci walczyć za Ukrainę. To są kwestie polityczne, które, mam nadzieję, zostaną rozwiązane bardzo, bardzo szybko.
Co Pan sądzi o pomyśle bazowania ukraińskich F-16 za granicą, na przykład w Polsce, ze względów bezpieczeństwa? Są tam dobre pasy startowe i zaplecze serwisowe. W końcu Rosja przechowywała swoje samoloty na Białorusi i stamtąd nas atakowała.
Nie inaczej jest w tym przypadku. Wszyscy robią wielką sprawę z tego, by Ukraińcy nie używali zachodniej broni do ostrzału terytorium Rosji. Tymczasem Rosjanie robią coś takiego cały czas, używając przeciw Ukrainie gównianej amunicji z Korei Północnej, głupich dronów z Iranu i innej broni.
Jeśli chodzi o korzystanie ze wsparcia Polski, to jest to kwestia polityczna. A ponieważ Polska jest częścią NATO, to trochę komplikuje sprawę. Nie mam w tej sprawie dla pani prostej odpowiedzi. Myślę, że Ukraina chce mieć dobrze chronione bazy lotnicze w swoich granicach, gdzie te samoloty mogłyby być konserwowane i w razie potrzeby naprawiane.
Nie sądzę, by Ukraina chciała polegać na kimkolwiek innym – i nie powinna.
A jeśli wszystko pójdzie tak, jak trzeba, nie będziecie już musieli na nikim polegać. Otrzymacie wszelką potrzebną pomoc i sprzęt, problemy polityczne zostaną rozwiązane i wygracie tę wojnę
Przewiduje Pan jakieś wyzwania logistyczne związane z rozmieszczeniem i utrzymaniem F-16 w Ukrainie?
Nie mogę odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie, ponieważ nie wiem, gdzie znajdują się te samoloty i jakie porozumienia zostały zawarte. Wiem, że wasz rząd i wasze wojsko są na tyle mądrzy, że pomyśleli o wszystkim – mieli zresztą wystarczająco dużo czasu, by przygotować się na przybycie F-16. Muszę więc wierzyć, że wszystko, co jest niezbędne, by te samoloty mogły latać i walczyć, już jest.
Stany Zjednoczone dostarczą myśliwcom pociski własnej produkcji i inne nowoczesne uzbrojenie. W szczególności najnowszą wersję pocisku powietrze – powietrze AMRAAM AIM-120 i pocisk powietrze – powietrze krótkiego zasięgu AIM-9X. Do czego zdolna jest ta broń?
To bardzo dobra decyzja, ponieważ zdecydowanie potrzebujecie tej broni. Poza tym ona sprawia, że F-16 są dla Rosjan o jeszcze bardziej onieśmielające. AMRAAM AIM-120 jest aktywnym pociskiem radarowym, co oznacza, że samolot wystrzeliwujący go nie musi utrzymywać wroga na swoim radarze. Może wystrzelić pocisk, który posiada własny radar, a ten skieruje się w stronę celu i zniszczy go. Oznacza to, że samolot, który wystrzeliwuje pocisk, może celować w wiele samolotów wroga w tym samym czasie, a pociski same wykonają całą robotę.
AIM-9X to pocisk dalekiego zasięgu na podczerwień. Nie musisz celować, by go wystrzelić. Możesz ustawić się bokiem do celu, a AIM-9 znajdzie źródło ciepła i zniszczy je.
To broń najwyższej klasy. Używają jej nasze siły powietrzne i cieszę się, że dostarczamy ją ukraińskim siłom powietrznym.
Mimo tej zakrojonej na szeroką skalę pomocy Stany Zjednoczone nadal zabraniają ukraińskim myśliwcom strzelania amerykańskimi pociskami w głąb Rosji. Co mogłoby zmienić nastawienie Waszyngtonu w tej kwestii?
To bardzo dobre pytanie. Nie rozumiem polityków, więc nie mogę powiedzieć, co myślą. Myślę, że to głupie dawać komuś broń i mówić, że może jej użyć tylko w taki, a nie inny sposób.
A jeśli z jakiegoś powodu Waszyngton próbuje utrzymać przyjaźń z Moskwą, to nie widzę w tym sensu. Nie obchodzi mnie, co Władimir Putin i Kreml myślą o zachodniej broni trafiającej do Ukrainy. Atakują Ukrainę bronią własną i tą, którą otrzymują od innych krajów, prawda?
Więc co za różnica, jeśli miałoby też być na odwrót? Rosja nie zrobi niczego głupiego, nie zaatakuje NATO czy USA. Nawet Putin by tego nie zrobił.
Chciałbym więc, aby nasz rząd nie był tak nieśmiały i powiedział Ukraińcom: „Hej, to wasza broń, używajcie jej, jak chcecie”. Co zrobimy, odbierzemy im ją? Nie sądzę
Myślę więc, że gdy masz już broń, której potrzebujesz, możesz jej użyć tak, jak uważasz za stosowne – o ile sytuacja na to pozwala.
Co powinno być naszym pierwszym celem, jeśli dostaniemy zielone światło z Waszyngtonu?
Lotniska, z których Rosjanie wystrzeliwują drony na wasze miasta i gdzie bazują ich myśliwce oraz samoloty zwiadowcze. Zniszczyłbym lotniska i tyle ich samolotów na ziemi, ile tylko bym mógł. Choć zastrzegam: nie mam takich informacji, jakie mają wasze siły powietrzne i rząd.
Jestem jednak pewien, że one robią teraz to, co najlepsze dla Ukrainy. A w przyszłości będzie tylko lepiej.
Jak skuteczne jest szkolenie ukraińskich pilotów, biorąc pod uwagę to, że jego czas musiał zostać rekordowo skrócony?
Tak, to prawda, szkolenie zostało skrócone, ale przecież wasi piloci nie byli nowicjuszami. Wszyscy latali na MiG-ach lub Suchojach, byli pilotami myśliwców. Więc to była tylko kwestia nauczenia ich latania nowym samolotem, nowej taktyki, nowego sprzętu. Owszem, F-16 bardzo różni się od samolotów, którymi latali wcześniej, ale byli w stanie się go nauczyć.
Myślę, że naprawdę spodobały im się możliwości tego samolotu i byli entuzjastycznie nastawieni do niego. Z tego, co słyszałem od moich kolegów, którzy szkolili waszych pilotów, wynika, że radzili sobie bardzo dobrze.
Czy wcześniejsze doświadczenie w lataniu MiG-ami czy Suchojami było problemem dla naszych pilotów? A może się przydały podczas nauki latania F-16?
Po trosze jedno i drugie. Ja również przesiadałem się z jednego samolotu na drugi i jestem pewien, że oni mieli podobne doświadczenia. To nie jest jak wypożyczenie samochodu, nie możesz po prostu wsiąść i odjechać. Każdy myśliwiec jest inny i każdego musisz się nauczyć.
Czasami, zwłaszcza jeśli w poprzednim samolocie spędziłeś dużo czasu, musisz pozbyć się starych nawyków i wyrobić sobie nowe. Myślę więc, że w tym sensie było to dla ukraińskich pilotów wyzwanie – ale nie większe niż dla którychkolwiek innych pilotów. To, co naprawdę im pomogło, to fakt, że byli przyzwyczajeni do latania z prędkością 400 lub 500 mil na godzinę [650 – 800 kilometrów na godzinę – red].
Są też przyzwyczajeni do bardzo szybkiego myślenia i do latania odrzutowcem. To pożądane cechy, które przenoszą się z jednego samolotu do drugiego.
Jak F-16 spisywały się w innych wojnach?
Brałem udział w obu wojnach w Zatoce Perskiej. Chociaż nasi przeciwnicy nie byli Rosjanami, używali rosyjskiego sprzętu i byli szkoleni przez Rosjan. W obu wojnach po pierwszych 24 – 36 godzinach walki samoloty wroga już nie wzbijały się w powietrze i nie atakowały nas. Bo wszyscy, którzy wzbili się w powietrze, do domu już nie wrócili.
Nie lekceważę Rosjan, ale też ich nie przeceniam. Mają bardzo poważne słabości, a my o nich wiemy. Mamy też taktykę i broń, które przekazaliśmy waszym pilotom, by mogli sobie z nimi skutecznie radzić
Jeśli porównamy uzbrojenie dla F-16, które otrzymaliśmy lub obiecano nam, z najlepszym uzbrojeniem Rosjan – to kto ma przewagę?
F-16 jest lepszy. Ma znacznie lepszy radar. Może też używać różnych rodzajów broni, które mamy, znacznie skuteczniej niż Rosjanie.
Jestem pewien, że wasi piloci zostali przeszkoleni w tym zakresie. Znają systemy, znają broń i nie mam wątpliwości, że użyją jej właściwie, a Ukraina będzie z nich dumna.
Ukraińcy prawdopodobnie będą również musieli polować z nieba na rosyjskie systemy obrony powietrznej, jak S-300. Jakie wyzwania wiążą się z takimi operacjami?
To bardzo trudne pytanie. Ta konkretna misja, czyli polowanie i niszczenie pocisków ziemia – powietrze, jest najbardziej niebezpieczna w każdych siłach powietrznych, na każdym teatrze wojny. Znacznie bardziej niebezpieczna niż zestrzeliwanie myśliwców w powietrzu.
A Rosjanie, trzeba im to przyznać, zawsze mieli dobre systemy – i mieli ich wiele. Dlatego jednym z wyzwań jest w tym przypadku dokładne określenie, gdzie te systemy się znajdują.
Mamy zasoby w kosmosie i gdzie indziej, które mogą je znaleźć. Mam nadzieję, że wszystkie potrzebne informacje zostaną przekazane ukraińskim siłom powietrznym, by mogły wykorzystać je do zniszczenia rosyjskich systemów obrony powietrznej.