Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
PreferencjeOdrzućAkceptuj
Centrum preferencji prywatności
Pliki cookie pomagają witrynie internetowej zapamiętać informacje o wizytach użytkownika, dzięki czemu przy każdej wizycie witryna staje się wygodniejsza i bardziej użyteczna. Podczas odwiedzania witryn internetowych pliki cookie mogą przechowywać lub pobierać dane z przeglądarki. Jest to często konieczne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności witryny. Przechowywanie może być wykorzystywane do celów reklamowych, analitycznych i personalizacji witryny, na przykład do przechowywania preferencji użytkownika. Twoja prywatność jest dla nas ważna, dlatego masz możliwość wyłączenia niektórych rodzajów plików cookie, które nie są niezbędne do podstawowego funkcjonowania witryny. Zablokowanie kategorii może mieć wpływ na korzystanie z witryny.
Odrzuć wszystkie pliki cookieZezwalaj na wszystkie pliki cookie
Zarządzanie zgodami według kategorii
Niezbędne
Zawsze aktywne
Te pliki cookie są niezbędne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności strony internetowej. Zawierają one pliki cookie, które między innymi umożliwiają przełączanie się z jednej wersji językowej witryny na inną.
Marketing
Te pliki cookie służą do dostosowywania nośników reklamowych witryny do obszarów zainteresowań użytkownika oraz do pomiaru ich skuteczności. Reklamodawcy zazwyczaj umieszczają je za zgodą administratora witryny.
Analityka
Narzędzia te pomagają administratorowi witryny zrozumieć, jak działa jego witryna, jak odwiedzający wchodzą w interakcję z witryną i czy mogą występować problemy techniczne. Ten rodzaj plików cookie zazwyczaj nie gromadzi informacji umożliwiających identyfikację użytkownika.
Potwierdź moje preferencje i zamknij
Skip to main content
  • YouTube icon
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
UA
PL
EN
Strona główna
Society
Historie
Wojna w Ukrainie
Przyszłość
Biznes
Opinie
O nas
Porady
Psychologia
Zdrowie
Świat
Edukacja
Kultura
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
  • YouTube icon
UA
PL
EN
UA
PL
EN

Kultura

Погляд наших колумністок на найважливіші культурні події — вистави, фільми та книги, важливі для нашого майбутнього

Filtruj według
Wyszukiwanie w artykułach
Wyszukiwanie:
Autor:
Exclusive
Wybór redakcji
Tagi:
Wyczyść filtry
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Kultura

Materiały ogółem
0
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Książka Roku BBC to opowieść o imigrantach, którym nie udało się być szczęśliwymi w obcym kraju

Najlepsza ukraińskojęzyczna książka 2023 roku została wybrana spośród czterdziestu publikacji. Zwycięzca, Jewhenija Kuzniecowa, otrzyma tysiąc funtów brytyjskich (około 47 tysięcy hrywien). Żenia już zdecydowała, że wyda tę kwotę na pomoc ukraińskiej armii: - Kupię buty dla naszych chłopców.

To folkowa powieść o rzeczach poważnych i bliskich nam, napisana lekko i ironicznie. fot: BBC

Opublikowana nakładem Wydawnictwa Starego Lwa powieść "Drabina" to historia o tych, którzy próbowali uciec do obcego kraju, ale im się nie udało, bo wojna utkwiła w ich sercach jak harpun. Głównym bohaterem jest Ukrainiec Tolik, który wyemigrował do Hiszpanii na długo przed wojną, pracuje na prestiżowym stanowisku i spełnia swoje marzenia. Marzy o samotnym życiu w domu urządzonym według jego upodobań, gdzie nikt nie będzie mu mówił, co i jak ma robić. Ale kiedy na Ukrainie wybucha wojna i jego rodzina przyjeżdża go odwiedzić, jego życia zamienia się w przeciwieństwo tych marzeń. Każdy pokój w jego domu jest teraz zajęty, Tolik nie ma już przestrzeni osobistej. A po śmierci krewnego nie może przestać myśleć o wojnie. Widz obserwuje przemianę bohatera pod wpływem życiowych wyzwań. Zmiany te opisane są z humorem bliskim usposobieniu większości Ukraińców.

- To prawdziwie ludowa powieść o wojnie, która nie mogła nie zostać książką roku - powiedziała Marta Shokalo, redaktor naczelna BBC Ukraine.

Dziecięcą książką roku została "Anna Jarosławna: kijowska księżniczka - królowa Francji" autorstwa Iwana Małkowycza. Jak zawsze, wydawnictwo A-BA-BA-GA-LA-MA-GA opublikowało książkę z ilustracjami tak pięknymi, że chce się ją mieć już ze względu na nie.

W wydawnictwie Iwana Małkowycza każda książka dla dzieci jest arcydziełem. Zdjęcie: BBC

"Dziękuję wszystkim, którzy zwrócili uwagę na tę książkę. Przede wszystkim dzięki dwóm Katerynom - Katerynie Sztanko, która malowała ją przez pięć lat, i Katerynie Kosianenko, wspaniałej malarce" - napisał autor książki Iwan Małkowycz na swojej stronie na Facebooku.

Nagrodę za esej przyznano książce "Przygody literatury ukraińskiej (od romantyzmu do postmodernizmu)" autorstwa Rostysława Semkiwa.

Rostysław Semkiv stworzył fascynującą narrację literacką, która przypomina nam o sile literatury w czasach wielkich wstrząsów. Zdjęcie: BBC

To podróż w głąb historii literatury ukraińskiej od Skoworody do Żadana, w której autor przedstawia swoje dość nietypowe spojrzenie na style i trendy. Książka jest wolna od nudy akademickiej.

Nagroda Książka roku BBC ma już 19 lat. Tym razem w jury zasiedli profesor Wira Agejewa, pisarka Svitlana Pyrkało, bloger Witalij Czepynoga, profesor Witalij Czernecky i redaktor Marta Szokało.

20
min
Sestry
Książka Roku BBC
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Aktorka Natalia Mazur: To jedna wibracja, gdy jesteś ze swoimi ludźmi

Siedzimy na ławce w amfiteatrze Łazienek Królewskich, obok nas w wózku śpi 10-miesięczny Jarema. Jego mama, aktorka teatralna i filmowa Natalia Mazur (znana z ról w filmach "Seks i nic osobistego", "Będą z nas ludzie", "Wesele", "Pogrom. 1905") przyjechała do Polski na rezydencję artystyczną w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego. Do 2022 roku wraz z mężem Wasylem Wasyłykiem, odtwórcą roli króla Jagiełły w popularnym polskim serialu telewizyjnym "Korona królów", mieszkali w Warszawie, gdzie po pandemii otrzymali wiele propozycji aktorskich. Teraz są w swoim rodzinnym Lwowie, gdzie urodził się ich syn.

To inna atmosfera, gdy jesteś ze swoimi

Anastazja Kanarska: W zeszłym roku, kiedy tysiące Ukraińców wyjeżdżało za granicę, Ty wróciłaś do Ukrainy. Żałowałaś tej decyzji?

Natalia Mazur: Szczerze czułam, że chcę być w domu. Wróciłam w sierpniu, w październiku zaczęły się ostrzały elektrowni, w grudniu urodziłam dziecko i musiałam dostosować kąpiele dziecka do harmonogramu przerw w dostawach prądu. Na szczęście nie było zbyt zimno. Mimo tych wszystkich trudów nigdy nie żałowałam powrotu.

Natalia Mazur i Roman Łucki na planie filmu "Seks i nic osobistego". fot: Instagram @nataliiamazur

Chciałam pracować w teatrze i coś powiedzieć. To ta sama wibracja, kiedy jesteś ze swoimi, kiedy jesteś w domu. W sierpniu ubiegłego roku świat nie był tak zmęczony wojną w Ukrainie jak teraz. Czasami wydaje się, że Ukraińcy stali się niewygodni. Kiedyś (zaledwie rok temu) ludzie na świecie byli nam bardziej przychylni i wyrozumiali. Teraz nastrój się zmienił: przestańcie przypominać nam o wojnie, przestańcie publikować te zdjęcia...

AK: Przed powrotem do Ukrainy wzięłaś udział we francuskim projekcie teatralnym. Opowiedz nam o swojej podróży do Paryża.

NM: To po tym wyjeździe zechciałam wrócić do teatru. Bo kiedy zaczęła się inwazja na pełną skalę, przez chwilę myślałam, że mój zawód nie ma sensu, że już nigdy nie będę chciała zajmować się aktorstwem. Wtedy poszłam na kurs medycyny taktycznej w Warszawie. Zaproponowano mi udział w projekcie reżyserowanym przez Rolanda Auzeta "Nous, l'Europe, Banquet des peuples" [My, Europa, uczta narodów - red.] w repertuarze Teatru Atelier. Tematem była heterogeniczność Europy. W czasie gdy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę aktorzy tego teatru odbywali tournée po Francji. Zdecydowali wtedy, że muszą dodać do sztuki coś o Ukrainie. A jak można mówić o Ukrainie bez ukraińskiego głosu na scenie? Zaproponowali mi bycie tym głosem i wysłali mi tekst bardzo skoncentrowany na Putinie. Nie chciałam o nim mówić, więc dali to innemu francuskiemu aktorowi, a ja zaproponowałem własną wersję: o Mariupolu, bo to był kwiecień, maj 2022 roku, kiedy nasi obrońcy bohatersko bronili Azowstali.

Prezentacja projektu "Top 10 wydarzeń 2022 roku. Spadający ranking" w ramach rezydencji artystycznej Instytutu Teatralnego im. Zbigniewa Raszewskiego. Fot: Ołena Hołosyj

Wtedy wszyscy czuliśmy, że musimy krzyczeć o tym, co się dzieje. W Warszawie odbywały się liczne wiece. Pamiętam, jak rzucaliśmy papierowymi samolotami w ambasadę niemiecką, domagając się zamknięcia nieba nad Ukrainą.

Zastanawiam się, jak bym się czuła, gdybym pojechała do Paryża w innych okolicznościach. Pewnie by mi się podobało. Paryż wokół mnie był wiosenny, piękny, a ja byłam złamaną obywatelką Ukrainy, która nie chce podziwiać tego piękna, tylko krzyczeć o wojnie. Jednak udało nam się nawiązać dialog, współpraca była dobra. Chociaż był jeden wywiad, podczas którego inteligentny, uprzejmy dziennikarz uparcie unikał tematu wojny.

Czytanie sztuki "Ja, wojna i plastikowy granat" kojarzy mi się z ciążą

AK: Od ubiegłego sezonu pracujesz w Teatrze Łesi Ukrainki we Lwowie. Co znaczy dla Ciebie aktorstwo w czasie wielkiej wojny?

NM: Teatr powinien reagować na to, co dzieje się wokół niego. Analizować, próbować wyjaśniać, przynajmniej prowokować do dyskusji. Mam jedną sztukę, która nie mówi bezpośrednio o wojnie, ale porusza istotne tematy i rysuje ważną paralelę z wojną. Nie wszystkie tematy dotyczą teraz wojny, ale wszystkie powinny dotyczyć dzisiejszego społeczeństwa, naszych obaw i wizji nas samych, ponieważ, mimo wojny, jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało, mamy różne obawy i górę nierozwiązanych problemów i nieporozumień. Zdecydowanie nie chciałabym teraz robić niczego rozrywkowego. Nie potrafię zapomnieć o sobie nawet na scenie. W ogóle nie da się zapomnieć.

Czytanie performatywne „Osiem krótkich kompozycji o życiu Ukraińców dla zachodniego odbiorcy” Anastazji Kosodii w Jam Factory Art Center”Zdjęcie: Ola Klymiuk

AK: Aktorka i matka - jak współistnieją te dwie role?

NM: Przyszłam do teatru, gdy byłam w piątym miesiącu ciąży. A czytanie performatywne sztuki Niny Zahożenko "Ja, wojna i plastikowy granat", na które zostałam zaproszona, wiąże się z moją ciążą. Ona ma taki piękny, lekki tekst, chociaż dotyczy strasznego tematu. Mama i tata pakują dzieci, chcą wyjechać za granicę, ale zmieniają zdanie i zostają. Rozmawiają o rogalikach i rakietach... Czytałam tę książkę dwa tygodnie przed porodem, miałam już taki superduży brzuch i dziecko się wierciło. Mówię w niej o moim synku, a mój synek już jest we mnie, ma już nawet pieluszkę z rakietami. Mówię mu: "Tu jest słońce, rakiety, ale to są takie dobre rakiety, którymi leci się w kosmos". Podobne zdanie pada w sztuce. Doświadczenie aktorstwa i macierzyństwa są ze sobą powiązane. To bardzo zmysłowe doświadczenie.

Nie wiem, może to hormony. Ale mimo wojny wokół nas, macierzyństwo pomaga mi odczuwać życie i pragnienie życia bardzo intensywnie, dostrzegać piękno.

Zaczęłam próby 20 dni po narodzinach syna. Naprawdę chciałam dołączyć do projektu i myślę, że moje dziecko wspierało mnie w tej decyzji. I nie chciałam stracić siebie. Macierzyństwo samo w sobie nie jest stratą, po prostu zajmuje dużo czasu. Nie ma czasu na umycie włosów czy pomalowanie ust. Ale to rekompensuje coś innego, coś bezcennego.

Będąc w ciąży dużo czytałam mojemu synowi: Mychajło Semenko, Serhij Żadan, przy łóżku leżały tomiki poezji. Słuchał też muzyki [na te słowa Jarema się budzi - przyp. AK].

Mój ulubiony moment to ten, kiedy się budzi. Staram się nigdy tego nie przegapić.

Natalia, jej mąż Vasyl i ich syn Yarema. Zdjęcie:  Ljubow Kvyatkovska

Jestem pierwszą osobą, która wspiera mojego męża

AK: Nie sposób uniknąć tematu żony króla ekranu. Fani wciąż do Ciebie piszą... Jak to było, gdy mąż był u szczytu aktorskiej sławy?

NM: To ciekawe doświadczenie - być żoną króla ekranu. Wiele osób śledzi cię na Instagramie, niektórzy piszą do dziś. Wiem, że czasami w aktorskich parach dochodzi do rywalizacji. W moim przypadku jest odwrotnie: zawsze czuję się tak, jakby to, co dzieje się z Wasylem, działo się ze mną. My jeszcze nie robiliśmy swoich karier w tym samym czasie, cały czas się huśtamy.

Radością jest patrzeć na człowieka, gdy jest w chwili szczęścia. Wydaje mi się, że obejrzałam z Wasylem wszystkie odcinki "Korony królów". Jestem pierwszą fanką mojego męża. Zawsze powtarzam, że jest osobą, która inspiruje mnie do wielu rzeczy w życiu.

Poznaliśmy się, gdy byliśmy studentami. Moja droga nie zawsze była łatwa, ale dzięki Wasylowi nauczyłam się odpuszczać. Jego sposób bycia jest impulsywny, często intuicyjny. To mi się w nim podoba. Jest pracoholikiem i ciężko przygotowuje się do przesłuchań, prób i kręcenia filmów. Nie znam nikogo, kto przywiązuje tak dużą wagę do przygotowań.

W czasie pandemii nie mogłam przyjechać do Warszawy przez pół roku. Potem obaj zaangażowaliśmy się w projekt Wojciecha Smarzowskiego. To był dobry, inspirujący okres. Teraz, o dziwo, kino na Ukrainie nadal istnieje, a my bierzemy udział w castingach. Wasyl jest wspaniałym ojcem i dzielimy się obowiązkami rodzicielskimi po połowie. Trudno mówić o planach, bo przyszłość to w tej chwili taki urojony luksus. Ale dziecko dorasta i to jest coś pięknego.

- Czy zmienisz ten świat na lepsze? - pyta Natalia swojego syna.

Macierzyństwo pomaga Natalii mocniej odczuwać życie. Zdjęcie:  Ljubow Kvyatkovska
20
min
Anastazja Kanarska
teatr
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Ukraińska dziesiątka: największe muzyczne hity listopada

Ukraiński muzyczny listopad dał nam wiele ciekawych utworów. Spośród nich wybrałam dziesięć najlepszych - być może chcieliście znaleźć coś podobnego na swoje playlisty. Coś ciekawego, energetycznego i radosnego, co poprawi Wam humor. Albo wręcz przeciwnie: coś delikatnego, wzruszającego i pełnego uczuć, aby utrzymać nastrój tej jesieni, która już ustąpiła miejsca śniegowi, zamieciom i romantyzmowi śnieżnego grudnia. A więc - posłuchajcie!

№1. Marta Lipczej i Serhij Żadan: "Mów"

Ukraińska piosenkarka Marta Lipczej (superfinalistka "Głosu kraju" w 2022 roku) z zespołem Żadan i Psy zaprezentowała piosenkę "Mów" i teledysk do niej.

Muzykę skomponowała Marta, wiersz Serhij Żadan - i słowo mistrza jest wyczuwalne. Idee i znaczenia nie mogą być ukryte pod opakowaniem muzyki popularnej. Tak czy inaczej, Żadan jest zawsze znakiem jakości. Pomimo skandali i niezwykłych wyczynów marketingowych (mówię o jego duecie z Krystyną Solowij "Heart").

Oto, co Marta Lipczej powiedziała o premierze: "Przyjaciele, mamy przyjemność zaprezentować Wam naszą pierwszą wspólną piosenkę 'Mów'. Ten utwór zaczął się od muzyki, którą napisałam razem z moim zespołem. Melodia zainspirowała Serhija do napisania tekstu - o ludziach, którzy się nie boją i mają pewne siebie i silne głosy. Zespół "Żadan i Psy" dodał do aranżacji wyjątkowej energii i mocnych gitarowych riffów.

Według Marty, do napisania tego utworu zainspirowali ich również silni i odważni ludzie, którzy nie boją się kochać, i śpiewać. A takich naprawdę nam nie brakuje. Piosenka "Mów" opowiada o ludziach, którzy nie rezygnują ze swojego głosu, nawet w czasach, gdy cisza wokół nich staje się szczególnie ciężka i całkowita. Ta piosenka jest o tym, jak ważne jest, abyśmy mówili i słyszeli, wierzyli, i trzymali się nawzajem. W końcu tak długo, jak nasze głosy i intonacje pozostają w naszym zaufaniu, możemy rozmawiać o najważniejszej i najbardziej intymnej rzeczy - wolności.

№2. Artem Piwowarow. "Waltornia"

Artem Piwowarow prezentuje utwór "Waltornia" oparty na wierszu Liny Kostenko, nagrany wspólnie z wokalistami zespołu PIVOVAROV i chórem. "Waltornia" to jedna z największych kolaboracji w projekcie kulturalnym nie tylko Artema Piwowarowa, ale także w ukraińskiej kulturze ostatnich czasów. Kompozycja została oparta na wierszu Liny Kostenko "Otwieram świt kluczem skrzypiec...". Trudno określić ten utwór jako piosenkę lub utwór. "Waltornia" trwa 6 minut i łączy w sobie poezję, nowoczesne brzmienie, harmonijne przeplatanie się głosów wokalistów i chóru kościelnego, instrumentów etnicznych oraz elektronicznych oraz spektakularną recytację wiersza w finale. To jasna mieszanka luminarzy muzycznej galaktyki. To wyjątkowe dzieło jest wynikiem synergii artystów i przykładem eklektyzmu, który stał się częścią kultury muzycznej. "Waltornia" zachwyca różnorodnością instrumentów muzycznych: od ukraińskiej bandury i starożytnej liry kołowej po syntezator. Oto, co sam Artem Piwowarow miał do powiedzenia na temat piosenki: "Jestem wdzięczny wszystkim, którzy stali się częścią tej zakrojonej na szeroką skalę współpracy. Specjalne podziękowania dla Liny Kostenko i jej zespołu za zaufanie i umożliwienie mi stworzenia muzyki do wiersza niesamowitego poety. Wiele osób włożyło w tę pracę swoje serca i dusze. Mam nadzieję, że słuchając i oglądając "Waltornię", poczujesz to, będziesz się tym cieszyć i wracać do tej niezwykłej muzycznej historii raz za razem".

№3 Arsen Mirzojan, "Słońce"

Arsen Mirzojan wydał nowy album "Słońce", z którym już aktywnie koncertuje. "Jest pełen prostych, podstawowych znaczeń, obnażonych przez wojnę. To album o życiu w czasie wojny. Wszystkie te metafory i alegorie są inspirowane historiami biograficznymi. Chodzi o pamięć. Nadal kochamy nasze dzieci, szanujemy naszych rodziców, uczymy się kochać na odległość i po prostu uczymy się. Chcemy zachować emocje, aby pamiętać ten poranek, aby pamiętać o tych, którzy sprawili, że staliśmy i pozostaliśmy Ukrainą. My, artyści, nie jesteśmy w stanie pisać piosenek o wszystkich, ale możemy znaleźć odpowiednie słowa. Czy jest lepszy czas na szczerość niż teraz?" - powiedział Arsen Mirzojan, który jest aktywnym wolontariuszem, pomagając obrońcom od 2014 roku i występując dla żołnierzy w najgorętszych miejscach.

Oto jak artysta wyjaśnił znaczenie piosenki "Słońce": "To piosenka o małej dziewczynce, napisałam ją o mojej Ninie, ale tak naprawdę znam wiele przykładów takich relacji ojciec-córka, kiedy córka jest księżniczką, a ojciec rycerzem, a wokół są te wszystkie smoki. I ojciec musi chronić swoją córkę przed tymi smokami".

‍№4. Jerry Heil. "Trzy paski"

W tym roku ukraińska piosenkarka Jerry Heil spróbuje swoich sił w finale krajowej selekcji do Eurowizji 2024. Jana już przygotowuje się do finału krajowej selekcji i planuje zaprezentować piosenkę, z którą chce wygrać i pojechać do Liverpoolu, aby reprezentować Ukrainę.

A teraz jej premiera - "Trzy paski": "Życie to manifest uporu, wytrwałości, bo tacy jesteśmy". Po premierze utwór stał się niezwykle popularny pod względem liczby pobrań na platformach streamingowych. W niczym nie przypomina jej poprzednich utworów, to zupełnie nowa świadomość świata. W brzmieniu słychać śmiałość i upór. "Ponieważ Ukraińcy są tacy z natury" - kontynuuje piosenkarka - "Może to nasza narodowa osobliwość. Może jest to przekazywane przez geny. Po prostu ciągle się przepychamy". Według Jany, była po prostu zmęczona pisaniem lirycznych piosenek. Chciała mieć trochę emocji i energii.

"Trzy paski" to także zastrzyk motywacji. W końcu tak długo, jak marzymy o czymś wielkim, możemy pokonać wszystko, co rzuca nam życie. Wyobraź sobie, mówi wokalista, że psy szczekające za tobą są tylko odwróceniem uwagi, gdy idziesz naprzód w kierunku swoich marzeń. Utwór przypomina nam, abyśmy pozostali zdeterminowani i nie pozwolili, aby cokolwiek stanęło nam na drodze.

"Ta piosenka jest o silnej wierze w siebie, i swoje marzenia, bez względu na to, ile masz lat. To hymn dla tych, którzy chcą pozostać młodzi duchem i nadal dążyć do swoich celów" - podkreśla Jerry Heil.

№5. Kalush feat. Kozak Syromacha. "Syromacha"

Ukraiński barwny wokalista etnosu Kozak Syromacha i zespół Kalush nagrali piosenkę "Syromacha". Syromacha to samotny wilk, który żyje samotnie w gaju lub na polu. Podobnie artysta i Kozak Syromacha - też lubi być sam. Mieszka w pobliżu Dniepru, w historycznej kozackiej osadzie Taromske.

"Drzwi przeszłości otwierają się i słychać pytanie atamana: 'Gdzie jest twój koń? Gdzie jest twój dom? Syromakha, dlaczego jesteś sam?'" - tyle że w wykonaniu utalentowanych młodych ludzi, którzy grają, śpiewają i beatboxują na flecie. - To magiczne i wzruszające do głębi. Sam Pan inspiruje nas do działania poprzez innych. I miło, że dzieje się to w czasie, gdy Ukraina staje się sobą - piękna, czysta, niezrównana - skomentował nowe wydawnictwo artysta.

Kim więc jest Kozak Syromacha? Naprawdę nazywa się Ołeksandr Ljubbożenko. To ukraiński piosenkarz etniczny, znany ze swojego barwnego stylu ludowego i przywiązania do tradycji kozackich.

W 2022 roku Kozak Syromacha rozpoczął współpracę z ENKO, wytwórnią muzyczną założoną przez piosenkarkę alyonę alyonę i producenta Iwana Kłymenko. Duet z zespołem Kalush jest więc logiczny i oczekiwany.

№6. MOLODI feat. Michelle Andrade. "Skarb"

MOLODI to zespół z Mariupola, wspólny projekt muzyków Kiryła Rogowoja i Iwana Stepaniszczewa, założony w 2022 roku. Zaczynali w swoim rodzinnym mieście jako zespół uliczny. Później przenieśli się do stolicy i kontynuowali współpracę.

W 2022 roku, z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy, zespół wydał utwór "Niepodległość", który natychmiast zaczął rozprzestrzeniać się w mediach społecznościowych. Nawet rok po wydaniu utwór wciąż budził zainteresowanie słuchaczy. W tym czasie chłopcy, po twórczych poszukiwaniach, zmienili swój styl i preferencje muzyczne. Dlatego Iwan i Kyryło postanowili przemyśleć utwór i wydać nową wersję. Aby dodać utworowi "kobiecej duszy", zaprosili do współpracy wokalistkę Michelle Andrade.  

Prawdopodobnie znasz tę ukraińską piosenkarkę i prezenterkę telewizyjną pochodzenia ukraińsko-boliwijskiego. Śpiewa po hiszpańsku, ukraińsku, angielsku i portugalsku. Urodziła się w Boliwii. W 2010 roku przeprowadziła się na Ukrainę, wstąpiła do szkoły muzycznej, aby uczyć się gry na pianinie i ćwiczyć głos. W 2013 roku wzięła udział w programie X Factor, po którym o Michelle dowiedział się cały kraj.

A o utworze "Skarb" muzycy mówią tak: - To remake naszej piosenki, którą wydaliśmy w zeszłym roku. Po premierze spotkała się z fantastyczną reakcją, zdecydowaliśmy, że nadal musi mieć bardziej zdefiniowane znaczenie, więc przerobiliśmy tekst i popracowaliśmy nad brzmieniem. Zdefiniowaliśmy nasze rozumienie niezależności i wolności. Potrzebowaliśmy kobiecego głosu, więc zaprosiliśmy Michelle.

№7. Blooms Corda. "Piosenka o wojnie"

Ten ukraiński zespół muzyczny został założony przez Danyło Hałyka w 2014 roku. Jego cechą szczególną jest połączenie oryginalnej muzyki funky, zbliżonej do jazzu, z poetyckimi tekstami w języku ukraińskim. Krytycy wielokrotnie uznawali Corda za jeden z najbardziej oryginalnych i interesujących zespołów na ukraińskiej niezależnej scenie muzycznej w ostatnich latach, a albumy grupy zawsze były wysoko oceniane przez media muzyczne. W ich muzyce jest coś rozedrganego, co odróżnia ich od wszystkich innych muzyków na ukraińskiej scenie.

W czasie rosyjskiej inwazji zespół został uczestnikiem charytatywnej zbiórki muzyki "Dla Ukrainy".

- Nowa piosenka jest jak próba zobrazowania permanentnego stanu, w którym się znajdujemy w każdej minucie, w każdej sekundzie - mówią muzycy. - Ta piosenka to nie widok z daleka, to widok od wewnątrz.

- Jesteśmy pewni - mówi Danyło Halyk- że wszyscy odczuwamy wojnę każdego dnia, żyjemy w niej. Boimy się, płaczemy, cieszymy się i chcemy ratować naszych bliskich. Bo nawet jeśli czasami udaje się przez chwilę poczuć małe radości życia, to i tak zdajemy sobie sprawę z jego ceny. Piosenka została napisana w domu z gitarą w zaledwie kilka minut. Następnie nakręcono prosty teledysk. Jest chwytliwy i poruszający. To "Piosenka o wojnie", a raczej o tym, jak nie stracić czułości i niepokoju w naszych czasach.

№8. GO-A. "Myślałam"

Oto co Katia Pawlenko, główna wokalistka GO-A, ma do powiedzenia na temat premiery tej piosenki:

- Dawno, dawno temu była sobie dziewczynka, która chciała być szczęśliwa. Wtedy istniało przekonanie, że urodzenie się w środę przynosi pecha. A że przydarzyło się to naszej dziewczynie, ludzie próbowali ją przekonać, że nie można być szczęśliwym z powodu pecha. "Aby być szczęśliwą, musisz mieć bogactwo, sławę, zdrowie, duży dom, bogatego męża i nieziemską urodę!" - mówili. Ta lista nie miała końca, ponieważ wszyscy widzieli "szczęście" w dziwnych rzeczach.

"To nie jest prawdziwe szczęście!" - powiedziała dziewczyna, lecz nikt nie chciał jej słuchać. Ludzie wokół uważali ją za nieostrożną i dziwną. Pewnego dnia zauważyła, że ci, którzy uczyli ją o szczęściu, sami byli nieszczęśliwi. Mieli bogactwo, sławę i duże domy, ale ich oczy były smutne i obojętne. Ci ludzie nie dostrzegali piękna otaczającego ich świata, za to zawsze widzieli powody do smutku. Uśmiech dziewczyny tylko ich złościł.

Pewnego dnia rozległ się głośny grzmot, który obudził ludzi i uświadomił im, że nadchodzi coś złego. Byli przerażeni, niektórzy uciekli, próbując zabrać wszystkie cenne rzeczy, które zdobyli w swoim życiu. Inni wpadli w panikę, ponieważ nie mogli wybrać tego, co było dla nich najcenniejsze. Dziewczyna patrzyła, jak niebezpieczeństwo zbliża się coraz bardziej, ale była spokojna. Najcenniejszą rzeczą w jej życiu była miłość do ziemi i domu.

Nagle zauważyła odważnych ludzi próbujących powstrzymać ciemność, zanim będzie za późno. Byli silni duchem, nie mogli pozwolić, by zło podbiło cały świat, więc postanowili walczyć. Dziewczyna postanowiła zostać i świecić dla tych odważnych ludzi, którzy zagłębili się w ciemność. Pomogła im poczuć, że nie są sami i że ktoś czeka na nich w domu.

Tego dnia wszyscy zdali sobie sprawę, że nieszczęście nie pyta, czy jesteś bogaty lub jakiej jesteś rasy. Nieszczęście przychodzi jako wyzwanie, a nasza przyszłość zależy od tego, jak je pokonamy. Tylko wtedy, gdy robi się ciemno, można zobaczyć tych, którzy potrafią świecić.

№9. Marina Krut (KRUT). "Uwierz mi"

Bandura to typowo ukraiński instrument, wszyscy o tym wiedzą. Jednak na współczesnej ukraińskiej scenie jest tylko jedna bandurzystka. Jest jaskrawa, zapadająca w pamięć, liryczna i bardzo poetycka. Marina Krut jest jedyną soulową bandurzystką na świecie. Tak mówi o sobie i swoim instrumencie muzycznym:

- Gram na bandurze już od 18 lat i przez ten czas nie mogłam nie stać się jednością z tym instrumentem. Czasami wydaje się, że skoro ludzie kojarzą ten instrument ze mną, nigdy nie będę w stanie stać się kimś innym, odkryć siebie w nowy sposób. Dla niektórych słuchaczy taka zmiana mogłaby być nie do zaakceptowania. Na razie nie chcę odrywać się od bandury, w końcu stała się ona integralną częścią mojego życia. Nawiasem mówiąc, postrzegam bandurę nie tylko w kontekście tego, jak ją reinterpretuję i otwieram na ludzi w nowy sposób. Dla mnie to instrument, który pomaga odzwierciedlać moją własną esencję i formę. Uzupełniamy się tak, jak mikrofon uzupełnia wokalistę.

Czasami ktoś dotyka mojej bandury bez pytania i czuję się wtedy taką agresję, jakby ktoś naruszył moje osobiste granice. Mówię wtedy sobie: "Nie dotykają mnie, dotykają instrumentu", lecz bandura stała się tak bliska mojemu ciału, że za każdym razem, gdy coś się z nią dzieje, odczuwam fizyczny ból.

Nowy utwór "Uwierz mi" znalazł się w naszym listopadowym zestawieniu. Oto co Marina mówi o piosence: - Od dawna nie piszę piosenek miłosnych, a jeśli już, to ich nie prezentuję, tylko chowam do szuflady. Jednak "Uwierz mi" była tak piękna, że postanowiłam pokazać ją ludziom. Przywołam więc moją ulubioną frazę na temat miłosnych refleksji: Ludzie odchodzą, ale piosenki zostają.

№10. Droga Mleczna (CH.SH) feat. Żywiołak. "Sokół"

Droga Mleczna (CH.SH), progresywno-folkmetalowy zespół z Chmielnickiego, nagrał utwór z polskim zespołem Żywiołak. Singiel nosi tytuł "Sokół". Tym utworem muzycy chcieli podkreślić przyjaźń między narodami ukraińskim i polskim. To także dedykacja dla wszystkich, którzy stanęli w obronie Ukrainy. Piosenka oparta jest na ludowej pieśni "Oj, sokół na górze", która nawiązuje do inwazji osmańskiej na Ukrainę w XVI i XVII wieku:

"Dziś Ukraina po raz kolejny przygotowuje się do walki. Wojna na pełną skalę z Federacją Rosyjską trwa już od ponad roku, cynicznie niszcząc ukraińskie miasta i zabijając tysiące niewinnych ludzi. Po zmianie tylko jednego słowa ("Turcy" na "orkowie") piosenka nabrała nowego znaczenia".

W utworze muzycy połączyli liryczne i ciężkie rockowe brzmienie z folklorystycznymi instrumentami etnicznymi, takimi jak lutnia, lira i flet.

- Piosenkę 'Sokół' usłyszałem ponad dziesięć lat temu od mojej dziewczyny Diany, która była naszą wokalistką. W tamtym czasie stworzyliśmy nawet własną aranżację i wykonaliśmy ją kilka razy na festiwalach, ale nigdy nie nagraliśmy pełnoprawnego utworu. Przez te wszystkie lata piosenka grała w mojej głowie od czasu do czasu, ale po 24 lutego 2022 roku poczułem ją w nowy sposób. Zastąpiłem słowo "Turcy" słowem "orkowie" (jak obecnie Ukraińcy nazywają rosyjskich okupantów), a przez to tekst stał się odzwierciedleniem naszej teraźniejszości i przeszłości. Kiedy zaczęliśmy pracować nad nową aranżacją, od razu zdaliśmy sobie sprawę, że to musi być utwór międzynarodowy. Pokazaliśmy wersję demo naszym polskim przyjaciołom z zespołu Żywiołak, a oni zgodzili się nagrać ją z nami, tłumacząc kilka wersów na język polski - mówi wokalista Serhij Strojan.

Chciałbym również zwrócić uwagę na teledysk, który jest już dostępny na YouTube. Utwór został uzupełniony unikalną animacją z piasku, stworzoną przez Oksanę Mergut, kierowniczkę Centrum Sztuki Animacji, laureatkę międzynarodowych konkursów, posiadaczkę Orderu Prezydenta "Berehynia Ukrainy". Praca przedstawia symboliczne obrazy zaczerpnięte ze słynnych fotografii wykonanych podczas wojny i oryginalnych obrazów artystycznych. Piosenka jest dość surowa w brzmieniu, ale wzrusza. Taki był cel muzyków.

20
min
Maria Burmaka
Wojna w Ukrainie
Rosyjska agresja
Kultura
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Dla Polaków "Dziady" to historia. Dla Ukraińców rzeczywistość

Wiosną znana polska reżyserka Maja Kleczewska wystawiła w Teatrze Dramatycznym w Iwano-Frankiwsku sztukę "Dziady", opartą na dramacie Adama Mickiewicza pod tym samym tytułem. Nie są to klasyczne "Dziady", których polskie dzieci uczą się w szkole, ale ich współczesna interpretacja, osadzona w kontekście wojny rosyjsko-ukraińskiej. To antywojenna sztuka ze scenami niewoli - i festiwalu w Cannes, grana wyłącznie przez ukraińskich aktorów.

Dramat Mickiewicza został opublikowany w 1822 roku, lecz jest mało prawdopodobne, że ktoś go czytał po ukraińsku. Pierwsze ukraińskie tłumaczenie "Dziadów", autorstwa Wiktora Humeniuka, ukazało się dopiero w zeszłym roku. Ciekawym zbiegiem okoliczności, dokładnie dwieście lat po publikacji oryginału - w 2022 roku.

Od 13 do 15 grudnia Dziady są inscenizowane w Krakowie na Międzynarodowym Festiwalu Boska Komedia, uznawanym za jedno z najważniejszych wydarzeń teatralnych w kraju. Następnie spektakl, wystawiany w ramach festiwalu pod patronatem serwisu sestry.eu, zostanie pokazany w Niemczech i Francji. Co ciekawe, został stworzony "na eksport" i apeluje do sumień tych, którzy twierdzą, że są zmęczeni wojną, lub wciąż mówią: "To nie nasza wojna" albo: "Jestem pacyfistą". Ma jednak ogromną szansę na pozyskanie ukraińskiej publiczności, ponieważ tematy poruszane w "Dziadach" są dla nas nie tylko interesujące, lecz także bardzo bolesne i wymagające katharsis.

Scena niewoli w "Dziadach", 2023 r. Fot: Jurj Paliwoda

"Chcę skonfrontować europejską publiczność z jej obojętnością"

Reżyserka Maja Kleczewska zaczerpnęła z "Dziadów" Mickiewicza tylko cztery sceny: więzienie, monolog Konrada, egzorcyzmy oraz sceny salonowe i balowe. Więźniami są wzięci do niewoli żołnierze z Azowstalu, egzorcyzmy odprawia nie ksiądz, lecz moskiewski metropolita Cyryl, natomiast scena salonowa bardzo przypomina zeszłoroczne wydarzenia z festiwalu w Cannes, gdzie do finału dostał się film rosyjskiego reżysera Cyryla Serebrennikowa, a akcja protestacyjna Ukrainki wywołała wśród widzów jedynie znudzenie i irytację.

- Chcę skonfrontować europejską publiczność z tym spektaklem, z tą obojętnością - wyjaśnia Maja Kleczewska, reżyserka "Dziadów". - Moją inspiracją była scena, która miała miejsce w zeszłym roku w Cannes: pięknie ubrani ludzie pijący szampana, parkujący swoje rolls royce'y na Lazurowym Wybrzeżu - a tu nagle wkraczają ukraińscy aktywiści z krwawymi transparentami, walczący o uwagę dla Ukrainy. Z jaką reakcją się spotykają? Po pierwsze, niemal wszystkie europejskie media milczą o tym wydarzeniu. Po drugie, wszyscy ci ludzie są po prostu oburzeni i nie rozumieją, dlaczego zepsuto im tak miły wieczór. Chciałabym rozpocząć rozmowę z publicznością z Europy Zachodniej: "Jak to was to nie dotyczy? Co to w ogóle za kategoria myślenia? Jak możecie odwracać wzrok od tego, co dzieje się tak blisko was?". Chcę zrozumieć, dlaczego ci ludzie dbają tylko o własny komfort i spokój ducha. A co z empatią?

Impreza w Cannes w "Dziadach", 2023 r. Fot: Jurij Paliwoda

Stary, romantyczny tekst Mickiewicza brzmi w Ukrainie bardziej aktualnie niż kiedykolwiek. Na przykład scena w celi z jeńcami wojennymi jest postrzegana przez Polaków jako historyczna: odnosi się do wydarzeń, które miały miejsce w Polsce w przeszłości. W Ukrainie jest to jednak rzeczywistość, scena z teatru dokumentalnego. Każdy z ukraińskich aktorów biorących w niej udział stracił na wojnie kogoś bliskiego, a aktorzy nie muszą tłumaczyć, co czują grane przez nich postaci.

- W spektaklu poruszam dwa bolesne dla Ukraińców tematy - mówi Maja Kleczewska. - Pierwszy z nich ukraińscy aktorzy nazwali "procesem egzorcyzmowania rosyjskiego języka, kultury i dramatu". Kultura rosyjska była głęboko zakorzeniona również w Polsce, ale w Ukrainie ten wpływ był znacznie silniejszy i głębszy. Do tego dochodzi rosyjska Cerkiew, której wpływy trzeba radykalnie ograniczyć. Drugi temat to zależność Ukrainy od Zachodu i jego pomocy. Ukraina zawsze prosi i zawsze dziękuje. Ten stan proszenia i dziękowania jest dla mnie nie do zniesienia. Wiem, że Ukraińcy nie mogą tego powiedzieć wprost, ale ja mogę. Otóż Ukraina nie powinna prosić i dziękować. Zachód powinien sam pomagać, bez proszenia, bo cena, jaką Ukraina płaci, jest zbyt wysoka. Na froncie zginęło już około 500 tysięcy ludzi. Ukraina broni nie tylko siebie, ale całej Europy przed imperialistycznym potworem. To my powinniśmy dziękować Ukraińcom, a nie odwrotnie. Zamiast tego temat Ukrainy pojawia się coraz rzadziej na TikToku i Twitterze wśród Niemców i Francuzów.  

- Ukraina graniczy z siedmioma krajami, ale większość Ukraińców ciągle ceni rosyjską dramaturgię i literaturę, nie znając kultury pozostałych naszych sąsiadów - zastanawia się Roman Łuckij, aktor Teatru Dramatycznego w Iwano-Frankiwsku i odtwórca głównej roli w "Dziadach". - Ja na przykład nie czytałem Mickiewicza przed przedstawieniem, ale kiedy to już zrobiłem, byłem pod wielkim wrażeniem. Dla Polaków Mickiewicz jest symbolem narodowym, tak jak dla nas Szewczenko. Co więcej, Szewczenko i Mickiewicz nawet się spotkali, jak powiedział mi badacz Szewczenki Ołeksandr Denysenko. Pili razem kawę lub coś innego.    

Scena egzorcyzmów w "Dziadach", 2023 r. Fot: Jurij Paliwoda

"Najważniejsza scena sztuki opowiada o granicach ludzkiej cierpliwości"

Perłą spektaklu jest monolog Konrada, czyli Wielka Improwizacja, w interpretacji aktora Romana Łuckiego. Bohater stoi na scenie i rozmawia z Bogiem.  

- To najważniejsza scena, ponieważ dotyczy granic ludzkiej cierpliwości - mówi Maja Kleczewska. - Czy można znieść cierpienie, którego doświadczają ludzie? Co myśli o tym Bóg i co z kosmicznego punktu widzenia może być usprawiedliwieniem dla tego cierpienia? Konrad tego nie rozumie. Chciałby sam mieć Moc i uszczęśliwiać świat. I to jest dla mnie zawsze bardzo wzruszające, bo pokazuje całkowitą bezradność człowieka, ale też jego wielką walkę i troskę, współczucie. Konrad mówi: "Na imię mam Milion", co oznacza, że nie cierpi sam, że są z nim miliony innych. I to też jest dla mnie taki trudny moment. Aktorzy mieszkają na zachodniej Ukrainie, ich ciała są na scenie, ale umysły, emocje i dusze w Awdijiwce.  

- Monolog Konrada w polskim dramacie jest jak monolog Hamleta w angielskim - wyjaśnia odtwórca roli Konrada. - To dar dla aktora i wielka odpowiedzialność. Kiedy po raz pierwszy pokazano mi tekst - który w skróconej wersji ma około dziewięciu stron - na początku nie wiedziałem, jak do niego podejść. Stopniowo odkrywałem go dla siebie, linijka po linijce. Robiłem notatki. Dyrektor naszego teatru Rostysław Derżypilski poradził mi, żebym nie traktował tego jak monolog zastraszonego człowieka, ale jak dialog. Powinien być powiedziany nie w sposób zdystansowany, ale tak, jakby to była rozmowa na żywo. I jakby za każdym razem aktor mówił: "Ten monolog jest o mnie!".

Monolog Konrada w wykonaniu Romana Łuckiego. Zdjęcie: Jurij Paliwoda

Wydarzenie artystyczne i wzór dla innych polskich teatrów

Współpraca polskiej reżyserki z ukraińskim teatrem jest interesująca zarówno pod względem kulturowym, jak politycznym.

- Byłem zdumiony, kiedy dowiedziałem się, że Maja Kleczewska zdecydowała się pojechać do Ukrainy i zrobić tam spektakl - mówi Bartosz Szydłowski, dyrektor festiwalu Boska Komedia - Ta decyzja oznacza, że pomoc Ukrainie wykracza poza sferę socjalną i praktyczną. I przenosi się w sferę idei, interpretacji, wymiany opowieści kulturowych. Udział "Dziadów" w tegorocznym festiwalu jest bardzo ważny nie tylko jako wydarzenie artystyczne, ale także dlatego, że festiwal powinien zachęcać do pewnych działań, przedstawiać je jako wzorcowe.

- Martwiliśmy się, jak będziemy w stanie pracować w środku wojny i nalotów - wspomina reżyser. - Okazało się, że podczas prób nawet wojna nie była w stanie nas powstrzymać. Nie jesteśmy żołnierzami, tylko artystami, a sztuka jest naszą jedyną bronią w walce z Rosją. Czułem się jak na poligonie.

I podsumowuje:

- Ten dialog w ukraińsko-polskiej sztuce jest bardzo twórczy: dwa narody i dwa języki wzajemnie się inspirują i wzbogacają. Mamy sobie coś do przekazania. A zbliżające się spotkanie na festiwalu w Krakowie, we wspólnej przestrzeni artystycznej, daje mi ogromną siłę i nadzieję, że sztuka w końcu zwycięży.

Polska reżyserka Maja Kleczewska wśród aktorów i publiczności Teatru Dramatycznego w Iwano-Frankiwsku, 2023 r. Fot: Jurij Paliwoda

Дивіться також відео про виставу тут: https://fb.watch/oU3Iczcb4N/

-----------------------------------------------

‍Nie tylko Dziady - ukraińska sekcja Boskiej Komedii

‍ 14 grudnia o godz. 15.30 w Teatrze im. Juliusza Słowackiego (scena Dom Machina) odbędzie się pokaz ukraińskiego dramatu "Owad". Następnie widzowie będą mogli wziąć udział w dyskusji na temat tego, jak zmienia się ukraiński teatr pod wpływem rosyjskiej inwazji. Wieczorem tego samego dnia na scenie głównej odbędzie się pierwszy wieczorny spektakl, "Dziady" w reżyserii Mai Kleczewskiej. - To będzie emocjonalny, intensywny spektakl - mówi Bartosz Szydłowski, dyrektor artystyczny festiwalu Boska Komedia. - Być może ta sztuka wejdzie do repertuaru, co byłoby ciekawe jako wizytówka ukraińskich autorów na europejskich scenach teatralnych. A potem porozmawiamy o popularyzacji ukraińskiej dramaturgii za granicą, pracy teatru w realiach wojny i jej konsekwencjach. W dyskusji wezmą udział autorka dramatu Lena Kudajewa i reżyser sztuki Tomas Friesel. W rolę owada wcieli się Nina Batowska, ukraińska aktorka, która przyjechała do Polski po inwazji, a obecnie pracuje w Teatrze Śląskim w Katowicach. Podczas spotkania będzie można kupić przekład dramatu "Owad", dokonane w ramach programu Instytutu Ukraińskiego Transmission.UA: drama on the move.

Bilety na spektakle "Dziadów" i "Owada" dostępne są na stronie festiwalu www.sklep.boskakomedia.pl

BoskaKomedia to międzynarodowy festiwal teatralny, który odbywa się w dniach 8-16 grudnia w Krakowie.

20
min
Maria Syrczyna
Kultura
teatr
Dyplomacja kulturalna
Ukraina
Polska
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

To jest nasze miejsce. Pierwsza ukraińska galeria "Sierpień" otwiera się w Berlinie

Pierwsza ukraińska galeria, "Sierpień", została otwarta w Berlinie. Jest to inicjatywa dziennikarki i producentki Natalki Jakimowicz, która została zmuszona do wyjazdu do Niemiec, gdy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę. Pierwsza wystawa nosi tytuł "Through the Flames" i skupia sześciu artystów - Artema Volokitina, Victorię Pidust, Mykhailo Alekseenko, Volo Bevza, Romana Mykhailova i Oleksiya Zolotara. Co to znaczy mówić językiem ukraińskiej sztuki do zachodniej publiczności? Właścicielka galerii Natalka Yakymovych opowieda w wywiadzie dla Sestry,eu

Natalka Jakimowicz sprzedała samochód, by otworzyć galerię. Fot: Olena Krasnokutska

Natalia Żukowska: Natalia, z zawodu jesteś dziennikarką i producentką. Jak się teraz czujesz jako właścicielka galerii?

Natalka Jakimowycz: Przyjaciółka napisała do mnie wiadomość po otwarciu galerii: "No, jesteś szczęśliwa?". Odpowiedziałam: "Nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, ale wreszcie czuję się na swoim miejscu". Jest ku temu kilka powodów. Po pierwsze, kiedy przeprowadziłem się do Niemiec, miałam trochę pecha. Pracowałam w biurze niemiecko-amerykańskiej firmy. Sześć miesięcy później dostałam pracę w redakcji Amal Berlin, mediów dla Ukraińców w Niemczech. Ale to była praca na pół etatu. Pod względem skali i wyzwań nie było to coś, do czego byłem przyzwyczajona. Po drugie, od dawna miałam wewnętrzną potrzebę pracy dla siebie, a nie dla kogoś innego. Wydaje mi się, że w wieku 43 lat już to mogę zrobić.  

NZ: Jak wpadłaś na ten pomysł?

NJ: Kiedy przyjechałam do Berlina, pojawiła się pilna potrzeba znalezienia znajomych i podjęcia jakiejś działalności. Ale jak się okazało, nie było tu ukraińskiej przestrzeni. Wpadłam na pomysł stworzenia ukraińskiego centrum kulturalnego. Zaczęłam nawet szukać lokalu, ale potem zdałam sobie sprawę, że taka inicjatywa powinna być prawdopodobnie inicjatywą państwową. Odrzuciłam więc ten pomysł, ale wtedy zdarzył się dziwny zbieg okoliczności. Mój chłopak, rzeźbiarz, pracował z emerytowaną właścicielką galerii. Zaoferowała mi tę przestrzeń. Napisałam koncept i wysłałam go do właścicielki galerii, ale został odrzucony. Byłam zdenerwowana, ale nadal szukałam miejsca. Kiedy znalazłam dobrą opcję w pobliżu, właściciel, który mnie wcześniej odrzucił, zaproponował mi spotkanie. Okazał się bardzo miłym człowiekiem, który pasjonuje się sztuką. Posiadanie galerii w jego lokalu było dla niego kluczowe, więc musiałem przedstawić mu całą koncepcję. Pokazałam mu portfolio artystów, z którymi planowałem współpracować. I tak się złożyło, że znaleźliśmy wspólny język. Nasze pierwsze spotkanie, które trwało pół godziny, zakończyło się podpisaniem umowy. W ten sposób Ukraińcy w końcu mają własną przestrzeń artystyczną w Berlinie.

NŻ: Kto pomógł w finansowaniu? Czy miałaś żadnych obaw ani wątpliwości?

NJ: Wątpliwości są zawsze. Jeśli chodzi o pieniądze, historia jest bardzo prosta: sprzedałam samochód i zainwestowałam wszystko w galerię. Mam nadzieję, że to się opłaci.

NZ: Napisałaś biznesplan?

NJ: Nie. Będzie tam mały sklepik z ukraińskimi pamiątkami. Ponadto lokal znajduje się w bardzo dobrej okolicy. Dlatego są szanse, że można go wynająć na różne wydarzenia. Można też zorganizować coś samemu - z płatnymi biletami. To są trzy główne przychody, które powinny pokryć przynajmniej czynsz.

NŻ: Skąd nazwa "Sierpień"?

NJ: Właściwie wybór nazwy zajął dużo czasu. Konsultowałam się ze wszystkimi. Straciłam już nadzieję i sen. Ale kiedy otrzymałam klucze do lokalu, posprzątałam, wyszłam na zewnątrz, oparłam się o drzwi i zobaczyłam naprzeciwko tabliczkę "Auguststrasse". I w tym momencie to do mnie dotarło - Sierpień! To była nazwa, która spełniała wszystkie moje wymagania. Zależało mi na bardzo prostej pisowni. Aby ludzie mogli znaleźć galerię we wszystkich językach. Chciałam, aby był to wyraźny sygnał dla Ukraińców, że to jest nasze. Chciałem również, aby nazwa była melodyjna i wywoływała przyjemne skojarzenia. A sierpień to najbardziej hojny miesiąc w roku. I jest najcieplejszy - z nutką nostalgii.

Artem Volokitin jest jednym z artystów, których prace prezentowane są w nowej galerii. fot: Olena Krasnokutska
"Chaos i Eidos" autorstwa Artema Volokitina. Zdjęcie: Olena Krasnokutska

NŻ: Kto u Ciebie wystawia?

NJ: Teraz wystawiamy 6 artystów. To wystawa, która została stworzona dla projektu. Nazywa się "Through the Flames" - opowiada nie tyle o wojnie, co o jej konsekwencjach. Główną pracą jest "Chaos i Eidos" Artema Volokitina, która została wykonana w formie ołtarza. To bardzo potężna i optymistyczna praca, w której widzę narodziny nowego świata po tragicznych próbach. Artema i jego żonę Tetianę Malinovską poznaliśmy w Niemczech. To wielodzietna rodzina z Charkowa. Ich mieszkanie zostało zniszczone przez rosyjski pocisk rakietowy. Teraz wraz z piątką dzieci, mieszkają w Poczdamie.  

Roman Michajłow jest jednym z moich ulubionych artystów. Znamy się od wielu lat. On również pochodzi z Charkowa, ale od dłuższego czasu pracuje w Kijowie. Jego praca "Reality Burn" pojawiła się po Majdanie - to spalone kawałki papieru. Opowiada o tym, że każde doświadczenie pozostawia na nas ślady - i mogą one wyglądać zarówno przerażająco, jak i pięknie.

"Reality Burn" autorstwa Romana Michajłowa. Zdjęcie: Olena Krasnokutska

Są też z nami Victoria Pidust i Volo Bevza. Są w Berlinie od ośmiu lat. Wiosną byli na Ukrainie i sfilmowali ruiny mostu w Irpinie i zbombardowane centrum handlowe Retroville. Stało się to podstawą pracy Volo. Najpierw przetwarza zdjęcia w edytorach zdjęć, a następnie maluje je olejem. Praca Viki to zdjęcie prętów zbrojeniowych, które mieszkańcy Lwowa wyburzyli, aby stworzyć konstrukcje ochronne.

W galerii znajduje się również instalacja wideo autorstwa Michaiła Aleksiejenki. Jest to niesamowita i potężna praca zatytułowana Dust 2. Przez 2 minuty oglądamy, jak gipsowy dom zamienia się w pył. Zgodnie z koncepcją, wygląda to tak, jakby cały świat patrzył, jak Ukraina się rozpada i nic nie można na to poradzić.

Fragment pracy Ołeksija Zołotara. Fot: Olena Krasnokutska

Kolejnym artystą jest Oleksii Zolotar, mój chłopak. Jest rzeźbiarzem. Pierwsza praca nazywa się "Utrwalenie". Składa się z trzech ogromnych dysków o średnicy półtora metra. Ale tylko jeden jest wystawiony w galerii. Wygląda jak kamień młyński, który wydaje się mielić całą historię i ludzi w niej, zamieniając ich w piasek. Jest też praca o ujawnionych snach. Autor namalował okna z cywilnych obiektów, które zostały trafione przez rosyjskie rakiety

Ta wystawa jest jednocześnie przerażająca i piękna.

NZ: Natalia, jaką pracą zainteresował się sam kanclerz Niemiec Olaf Scholz?

NY: Mówimy o Artemie Volokitinie. Scholz przyjechał do ich studia w Poczdamie. Ta praca jest ogromna. Po złożeniu zajmuje ponad 5 metrów. Myślę, że powinna wisieć w budynku rządowym w Reichstagu - jest bardzo potężna. Powinna tam być. Ale nie wiem, jak znaleźć ludzi, którzy kupią sztukę dla władzy.  

NŻ: Czy na otwarciu Twojej galerii byli jacyś niemieccy urzędnicy i politycy?

NJ: Berlin jest tak bogatym miastem, jeśli chodzi o kulturę i sztukę, że w dniu naszego wernisażu otwierano jednocześnie sześć innych wystaw. Czy wiesz jaka jest różnica między Niemcami a Ukrainą? Na Ukrainie, jeśli premier odwiedzi wystawę i spodoba mu się obraz, jest duża szansa, że trafi on do jego biura. W Niemczech wszystko działa zupełnie inaczej. Aby obraz został kupiony przez agencję rządową, muszą przyjść ludzie, którzy są w to specjalnie zaangażowani. I myślę, że nawet Olaf Scholz nie wie, kim są ci ludzie. Muszę zaprosić tych kuratorów, ale jeszcze nie wiem jak. Jednak pracuję nad tym.

Ambasador Ukrainy w Niemczech Ołeksij Makiejew wziął udział w otwarciu galerii. fot: Olena Krasnokutska

NŻ: Czy będziesz współpracować z początkującymi artystami?

NJ: Tak, to opłacalne, również ekonomicznie. Jestem też otwarta na międzynarodowe projekty, nie muszę się ograniczać tylko do ukraińskich artystów. Nie ma znaczenia wiek, wykształcenie, płeć.W żaden sposób nie współpracujemy tylko z Rosjanami.

NZ: Ile osób pracuje w galerii?

NJ: Wszystko robię sam. Parzę kawę, sprzątam. Kiedy to się zmieni? Jak tylko obrazy zaczną się sprzedawać. Jeśli pojawią się pierwsi kolekcjonerzy, od razu zatrudnię kogoś, kto będzie dla mnie pracował. Bardzo bym tego chciał, bo w pewnym momencie sam już sobie nie poradzę.

Wernisaż pierwszej wystawy iw "Sierpniu" fot: Olena Krasnokutska

NŻ: Dziś ukraińscy artyści są bardziej widoczni na świecie niż kiedykolwiek wcześniej. Czy Twoim zdaniem zmieniło się ich postrzeganie poza Ukrainą?

NJ: Byłoby przesadą powiedzieć, że zainteresowanie sztuką ukraińską wzrosło. Tak się stało, ale nie znacząco. Fakt, że ludzie są gotowi nam pomóc i sympatyzują z nami, nie oznacza, że są gotowi postrzegać nas jako konkurencję i płacić nam po europejskiej cenie. To też jest duży problem.

NŻ: Jaka była dla ciebie najtrudniejsza decyzja od początku wielkiej wojny?

NJ: Prawdopodobnie zaakceptowanie faktu, że zostaję w Berlinie. W kwietniu 2022 roku wyjechałam na chwilę z powodu problemów zdrowotnych. Byłam pewna, że wrócimy we wrześniu. Nasz przyjaciel wynajął nam mieszkanie i mieszkaliśmy tam za darmo przez sześć miesięcy. Nawet nie uczyłam się niemieckiego. Jednak okoliczności zaczęły się zmieniać. Mosty z Ukrainą zaczęły się palić. Chodziło przede wszystkim o pracę. Pomyślałam więc, że zostanę tymczasowo. Oczywiście, jeśli teraz otworzyłem galerię, to znaczy, że będę tu przez następne 2-3 lata. Z jednej strony ta decyzja była dla mnie trudna. Z drugiej, stała się trochę łatwiejsza. Bo niepewność jest przygnębiająca. Tutaj mam ładne mieszkanie w centrum miasta, ale czuję się jak w hotelu. Zawsze było dla mnie ważne, aby stworzyć przytulny dom. Od czasu wojny na pełną skalę straciłam chęć do zagnieżdżania się. Dopiero niedawno powiesiłam obraz z galerii, aby dodać trochę przytulności. Gdyby dwa lata temu zapytano mnie, gdzie chciałabym mieszkać, ostatnim miejscem na ziemi byłby Berlin. Ale teraz myślę, że to bardzo wygodne i międzynarodowe miasto.

NŻ: Jak się przyzwyczajałaś do nowego życia?

NJ: Kiedy po raz pierwszy przyjechałam do Niemiec, pracowałam w biurze i nie znałam niemieckiego. Dopiero teraz zdecydowałam się na kurs językowy. Ponieważ jeśli prowadzisz galerię i sprzedajesz obrazy, musisz komunikować się z ludźmi, a więc znać język. Dobrze, że mam tutaj normalny krąg społeczny. To właśnie w Berlinie po raz pierwszy poczułam siłę siostrzeństwa. Zawsze miałam wielu przyjaciół, ale dopiero tutaj poczułam tak wiele wsparcia i pomocy od dziewczyn i kobiet, które po prostu znałam. To niesamowite!

NŻ: Natalia, jak postrzegasz misję sztuki podczas wojny?

NJ: Bardzo ważne jest, aby przekazywać więcej informacji, docierać do ludzi, do ich emocji. Musimy otworzyć się na obcokrajowców, aby zobaczyli, że jesteśmy z tej samej krwi i na równych prawach. Na tym polega sztuka. Sprawić, by zrozumieli, że jesteśmy ludźmi takimi jak oni. Mamy ten sam ból. Mamy takie samo dziedzictwo kulturowe jak oni. Potrzebujemy tylko trochę pomocy. Abyśmy mogli ocalić to wszystko przed tą hordą, która wie tylko, jak niszczyć i zabijać.

NZ: Jaka jest misja Natalii Jakimowicz?

NJ: Bardzo boję się pretensjonalnych wypowiedzi na ten temat. Myślę, że moją misją jest pokazanie na własnym przykładzie, jacy są Ukraińcy. Wielu ludziom tutaj to imponuje. Kiedy ludzie z mojej poprzedniej pracy mówią: "Jak się otwiera galerię? Jak długo tam jesteś? Rok?". Nawet Niemcy są zdumieni.. Ale dla mnie to naturalny wynik pracy, którą wykonywałem w telewizji przez lata. Nie chcę więc nazywać tego super misją. Naprawdę nie lubię, gdy ludzie zaczynają manipulować pojęciami "frontu kulturowego" i tak dalej. Mamy tylko jeden front. Walczą na nim prawdziwi bohaterowie, oni mają prawdziwą misję. A ja prawdopodobnie mam za zadanie uzupełnić komercyjnym projektem ogromną pracę nad dyplomacją kulturalną, którą wykonuje wielu fajnych, mądrych i niesamowitych ludzi.

20
min
Natalia Żukowska
Wojna w Ukrainie
Rosyjska agresja
Dyplomacja kulturalna
Kultura
Przyszłość
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Rimma Zyubina: Wojna zmieniła mnie kompletnie

Wita mnie z otwartymi ramionami w pokoju warszawskiego hotelu. Parzy herbatę, częstuje smakołykami i daje pamiątki z Ukrainy.  Znana ukraińska aktorka i działaczka społeczna Rimma Zyubina opowiada o zmianach w jej życiu spowodowanych wojną, o tym, kto niszczy ukraińskie kino i jak myje podłogi..

Oksana Szczyrba: Jak wojna zmieniła Pani życie?

Rimma Zyubina: Dla mnie wojna zaczęła się dziewięć lat temu. 16 lutego 2022 r. byłam w domu w Użhorodzie, gdzie z mamą i siostrą rozmawiałyśmy o wojnie. Moja siostra uprawiała wspinaczkę górską i powiedziała mi, jak przetrwać w lesie: określić, gdzie jest wschód i zachód, mieć przy sobie plastikową linijkę (pali się, w przeciwieństwie do liści). W dniach 20-21 lutego występowałam w teatrze. Powiedziałam o tej linijce, a wszyscy się śmiali.

W 2014 roku miałam spakowaną walizkę. W 2022 roku - nie. Nie sądziłam, że dojdzie do inwazji na pełną skalę.

Moje życie bardzo się zmieniło. Każdy dzień zmieniał mnie i moje podejście do życia.

Aktorka w serialu telewizyjnym «Люся Інтерн». Zdjęcie: Rusya Aseyeva

OS: Gdy wybuchła wojna, zostałaś w Kijowie, choć mogłaś wyjechać. Dlaczego? .

RZ: Ktoś musi stawić opór. Zrozumiałam, dlaczego ludzie pozostali na okupowanych terytoriach i walczyli o swoje miasta. Poczułam, że jestem na to gotowa.

W tamtym czasie wydawało mi się, że zawód aktora jest najmniej potrzebny. Wszyscy moi świadomi znajomi aktorzy przekwalifikowali się: niektórzy poszli do obrony terytorialnej, inni zgłosili się na ochotnika. Nie było ludzi obojętnych.  

Mogę koncertować za darmo, organizować spotkania, odwiedzać wojsko i uchodźców. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy zarobiłam tyle, ile dostawałam za jeden dzień na planie filmowym.

OS: Z czego Pani żyje?

RZ: Potrafię zacisnąć pasa. Bajeczne pieniądze z filmów mnie rozpieszczają. Kiedyś kupiłam drogą włoską zieloną sofę (śmiech). Kosztowała mnie cztery dni zdjęciowe. A potem nie miałam pracy przez sześć miesięcy, więc podeszłam do sofy i powiedziałam: nienawidzę cię.

OS: Powiedziała Pani, że podczas wojny w pewnym momencie wyszła Pani na scenę z uczuciem pustki. Czy naprawdę trudno było Pani wtedy zagrać?

RZ: Tak, myślałam o całkowitym odejściu z zawodu. Myślałam o przekwalifikowaniu się, podobnie jak wielu moich znajomych. Przez całe życie ważne było dla mnie, by czuć się potrzebnym, zarówno w relacjach osobistych, jak i zawodowych. Aktor to nie jest człowiek, który wchodzi do Studia Filmowego Dowczenko i krzyczy "Zróbcie mi film". Tu się czeka. Jeśli nie ma potrzeby, nie ma prośby o twój typ, wiek, psychofizykę aktorską, nie jesteś zaproszony do pracy I nie pomogą żadne znajomości, nepotyzm, czy "łóżko". Ostrzegam młode dziewczyny, żeby nie robiły sobie nadziei.

Nie mam kontraktów na 5 lat, jak aktorzy z Hollywood. Ukraina jest moim krajem, ale nie jest w pierwszej piątce krajów filmowych. I to jest mój problem, że nie pojechałem do innego kraju i nie nauczyłam się we właściwym czasie języka obcego. Miałem okazję pojechać do Rosji na początku XXI wieku i rozumiem, że wtedy dużo bym kręciła. Ale niczego nie żałuję. Chciałam też być z rodziną, ponieważ praca za granicą zawsze oznacza rozpad rodziny. Chciałam sama być odpowiedzialna za wychowanie mojego dziecka, a nie przekazywać je babciom.

Rimma Zyubina. Zdjęcie: archiwum prywatne

OS: Na jaki zawód chciała Pani zmienić aktorstwo?

RZ: Dobrze myję podłogi. Kiedyś umyłam wszystkie cztery piętra w moim domu. Sąsiedzi byli w szoku, co się stało, że jest tak czysto. Pomyślałam, że znajdę pracę na pół etatu jako sprzątaczka. Wypełniłam również bazę danych Euromajdanu SOS dla uchodźców. Myślałam o pracy na Zakarpaciu jako wolontariuszka.

Jednym z moich niespełnionych marzeń jest psychologia. Mógłabym udzielać pomocy psychologicznej. Wczoraj podszedł do mnie mężczyzna i powiedział: "Uratowałeś mnie swoimi nocnymi audycjami". Od początku wojny nagrywałam audycje, czytałam wiersze....Szczególnie w nocy - wtedy gdy ludzie najbardziej się bali.  

TS: Skąd wtedy brała Pani siłę?

RZ: Psychologowie kazali mi robić coś rękami. Myłam więc podłogi i zajęłam się kwiatami.

W Borodiance kręciliśmy film krótkometrażowy, a pod domem rosły kwiaty. Wiedziałem, że domy zostaną zniszczone, a kwiaty zginą. Wykopałam te rośliny i zasadziłam je pod oknami mojego domu.

To rodzaj pamięci, przekazywanie energii energii. Czyszczenie i pielęgnacja kwiatów bardzo mi pomogły.

OS: Jak działał teatr podczas nalotów?

RZ: Od września 2022 roku prowadzę próby sztuki o życiu pod okupacją z Teatrem Kulisz w Chersoniu, kiedy miasto było jeszcze pod okupacją. Otrzymaliśmy grant od Ukraińskiej Fundacji Kultury i pojechaliśmy na tournée po Ukrainie (Czerkasy, Kijów, Mikołajów, Żytomierz, Iwano-Frankowsk, Lwów). Miałam dziesięciostronicowy monolog, bardzo dramatyczny i emocjonalny. Pewnego razu w połowie monologu rozległ się alarm przeciwlotniczy, a wiadomość została ogłoszona w teatrze sześć razy. Zostały jeszcze dwie strony do końca. Ludzie zaczynają ze sobą rozmawiać. Dyrektor teatru mówi mi: gramy. Moi koledzy w Odessie mieli alarm przeciwlotniczy w środku przedstawienia. Przedstawienie zostało przełożone na następny dzień, ponieważ alarm trwał długo, a ludzie musieli wrócić do domu.

OS: Jak to wpływa na widza?

RZ: To ma wpływ na wszystkich. My, aktorzy, żartujemy ze sobą. Na przykład w "Trawiacie" Violetta nie umarła, Otello nie zdążył udusić Desdemony, Romeo i Julia zakochali się, ale nie zdążyli umrzeć. Często, gdy rozlegał się alarm, publiczność nie szła do schronu, ale siedziała i czekała na ciąg dalszy.

OS: Widz teatralny jakoś się zmienia? Czegoś innego oczekuje?

RZ: Każde miasto ma swoją publiczność. W 2021 roku zagraliśmy spektakle "To wszystko ona" we Lwowie, Czernihowie i Siewierodoniecku - w każdym z tych miast publiczność była inna. Sztuka "To wszystko ona" opowiada o luce w relacjach między rodzicami a dziećmi - to jest zawsze aktualne - zwłaszcza dziś, gdy łatwiej jest ukryć doświadczenia przed prawdziwym światem. W końcu nieznanemu kumplowi z internetu można powiedzieć wszystko. Jednak prawdziwe życie zawsze nadrabia zaległości. A prawda o osobie siedzącej po drugiej stronie monitora może być szokiem.

Po spektaklu "To wszystko ona". Zdjęcie: archiwum prywatne

Podczas wojny publiczność zaczęła chętniej odwiedzać teatr. W Kijowie wszystkie spektakle są wyprzedane. Podobnie we Lwowie w Teatrze Zańkowieckim.

OS: A co z kinem ukraińskim? Nawet przed wojną przeżywało ciężkie chwile.

RZ: Kłopoty. Duże kłopoty. Po tym, jak Pylyp Ilyenko zrezygnował ze stanowiska szefa Ukraińskiej Państwowej Agencji Filmowej, zaczęło się najgorsze. Zastąpiła go Maryna Kuderczuk, która nie zna się na kinie i nie jest profesjonalnym dyrektorem agencji. W ogóle nie zna się na kinie. Jeśli nic nie wiesz, to przynajmniej zatrudnij silnych ludzi w zespole. Ona tego nie zrobiła. W latach 2022-2023 na Ukrainie nie powstał ani jeden film fabularny. Filmy dokumentalne są robione przez filmowców, którzy są na froncie lub pracują jako dziennikarze. Osobną kwestią są ludzie, którzy są teraz w Narodowej Radzie Filmowej. Nie wiem, jaką trzeba mieć odwagę, żeby zgodzić się na objęcie takich stanowisk...

OS: Czy te nominacje to celowe niszczenie ukraińskiego kina przez władze?

RZ: Tak. To jest niszczenie kina. W dzisiejszych czasach celowo używa się pojęcia, że to wszystko nie ma znaczenia z powodu wojny. Kino różni się od teatru. Kiedy gasną światła, widzowie w teatrze włączają telefony i kończą przedstawienie. W kinie tak się nie da. Mogę zgodzić się zagrać za darmo, reżyser może pracować za darmo, ale nie dadzą mi światła ani kamery za darmo. Produkcja wymaga pieniędzy.

OS: Czy dziś powstają filmy o wojnie?

RZ: Powstaje wiele filmów dokumentalnych. To coś więcej niż filmy, to dowody zbrodni kraju agresora, Rosji, to dokumenty dla sądu w Hadze. Powstają również filmy fabularne. Niektórzy koledzy uważają, że czas powinien upłynąć, że powinniśmy się zastanowić, a niektórzy nalegają, abyśmy zaczęli filmować już teraz, ponieważ Rosja już filmuje, angażując zagraniczne firmy filmowe i zniekształcając historię.

Co nazywamy "filmami wojennymi" - sceny batalistyczne, samoloty, statki czy kobietę uciekającą do Europy z kotami i psami? Społeczeństwo jest teraz zranione, a jeśli zrobisz serial o miłości, usłyszysz: "Jak możesz to filmować, kiedy jest tyle żalu?". Jeśli zrobisz film o wojnie - to samo.

Zagrałam w filmie "Jurik" i spotkałam się z największą nienawiścią w moim życiu (po premierze filmu pojawiło się wiele negatywnych reakcji: film był pozycjonowany jako oparty na prawdziwych wydarzeniach, ale krytykowano liczne niezgodności z faktami, a później autorzy mówili, że kręcili dzieło fikcyjne - red.) Zgadzam się z całą krytyką pod naszym adresem, a producenci oficjalnie przeprosili i obiecali przerobić film. Napisałem również przeprosiny na mojej stronie na Facebooku i nadal jestem krytykowany: "Dlaczego przepraszasz tak późno?". Przeprosiłam, gdy mogłam już oddychać i nie będę opisywała mojego stanu, stresu, który przeżywałam, ani tego, co czuli moi koledzy, którzy pracowali nad filmem.

Przez ten film ludzie byli gotowi odebrać wszystko, co zrobiłam przez całe życie, moje pryncypialne stanowisko od 2014 roku. Przekleństwa były niczym w porównaniu z faktem, że jedna osoba zażądała ode mnie oddania ukraińskiego paszportu, ponieważ byłam "skorumpowana i obłudna". Ale nie tylko wojna wpłynęła na ludzi. Historia ludzkości pokazuje, że nie masz prawa popełnić błędu. Zawsze mówię o odpowiedzialności artysty. I to jest dokładnie to, co dostałem...

TS: Jak Pani pracuje po takiej kampanii nienawiści?

RZ: Nie wiem. Chciałam napisać oświadczenie, że nie będę już grała w filmach. Od 2016 roku, po filmie "Gniazdo turkawki", nie dostałam żadnej propozycji dużej roli. Teraz mogło być tak samo. Na początku producenci castingów mówili tak: 'Rimma, po tym filmie nie możemy ci nic zaoferować'. Na co odpowiedziałam: może powinniśmy podnieść nasze filmy do tego poziomu? Na szczęście miałam jeszcze serial «Люся Інтерн». Mamy jeszcze jeden problem: wiek aktorki. Nawet hollywoodzkie aktorki mówią, że nie pracują po 50-tce. Do kina chodzą głównie młodzi ludzie. Trzeba przyznać, że nie zrozumieją problemów kobiety 50+, która została porzucona przez męża.

Premiera filmu "Gniazdo Turkawki". Zdjęcie: archiwum prywatne

OS: Jeśli zaproponują Pani rolę w filmie o wojnie, przyjmie ją Pani?

RZ: To zależy od rodzaju filmu, roli i scenariusza. Kiedy zaczęła się ta cała historia z nienawiścią, zdałam sobie sprawę, że większość ludzi nie rozumie, że istnieje producent, scenarzysta, cała grupa ludzi, którzy pracują nad stworzeniem filmu. Tylko ja, aktorka, miałam się czuć winna.

OS: W Warszawie ma Pani wiele spotkań.  

RZ: Zostałem zaproszony na forum przez Jewhena Klimakina i Natalkę Panczenko. To była ciekawa dyskusja o ukraińskim biznesie w Polsce, znaczeniu kultury i historii wojskowości. Jewhen zaproponował mi moderowanie wydarzenia, a ja powiedziałem: "Z Pavlo Kazarinem? Obawiam się, że nie". Nigdy wcześniej nie moderowałam. Spróbowałem i zdałem sobie sprawę, jak bardzo mi się to podoba.  

Studiowałam odpowiedzialne przywództwo w Aspen Institute i nie jestem obojętna na to, co dzieje się w polityce; wśród moich przyjaciół są pisarze, oficerowie wojskowi i działacze obywatelscy. Przez cztery lata byłam członkiem Komitetu Szewczenki. Praca porannej prezenterki telewizyjnej była dla mnie testem: budziłem się o 3 rano i szłam do pracy, a wcześniej zwykle kładłam się spać o 3 rano. "Nie dam rady" w jednej chwili zamienia się w "Dam radę!".

Recital Rimmy Zyubiny w Warszawie. fot: Olena Ryabinska

Teraz odkrywam w sobie rzeczy, które wcześniej gdzieś tłumiłam. Kiedy poczułam, że mogę mówić, że ludzie słuchają mnie nie z grzeczności, ale dlatego, że są zainteresowani, zrozumiałam, że mogę to robić. I sprawia mi to ogromną przyjemność.

OS: Ale czy nadal Pani czuje, że nie robi wystarczająco dużo?

RZ: Tak. Mogłabym robić więcej. Dawać więcej koncertów, częściej spotykać się z ludźmi.

W 2014 roku postanowiłam nie chodzić do kawiarni. Kiedy kogoś spotykałam, robiłam kawę w domu, brałam kubki, a z przyjaciółmi wybieraliśmy ławkę w parku lub trawnik. Wszystko dlatego, że zdałam sobie sprawę, że nawet te drobne 100-200 UAH można przekazać szpitalowi w Kijowie.

To, co się teraz dzieje, jest powszechnym bólem. Jeśli masz siłę, aby wyjść z tego bólu, ważne jest, aby pomóc innej osobie. Ważne jest, aby pomyśleć o tym, co stanie się po zwycięstwie. Zadbaj o swój stan psychiczny.

Obowiązkiem każdej firmy jest znalezienie możliwości zatrudnienia ludzi, którzy umożliwili prowadzenie tej działalności, ludzi, którzy wrócili z pierwszej linii frontu.

OS: Gdzie szukać motywacji?

RZ: Życie mamy tylko jedno. Bardzo lubię traktat Grigorija Skoworody "O radości serca". Możesz przetrwać tylko wtedy, gdy wypełnisz swoje serce radością. I ta radość serca nie trwa 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, ale jest w chwilach. Możesz patrzeć na strumyk, słyszeć śmiech dzieci - a twoje serce się cieszy.  Żyjemy i musimy wypełniać nasze życie witalnością. Bardzo łatwo i niebezpiecznie jest popaść w depresję i chodzić po ziemi jak zombie. Ważne jest, aby nie wstrzymywać swoich emocji i życia.

OS: Co jest najtrudniejsze w czasach wojny?

RZ: Zaakceptować śmierć najlepszych.

20
min
Oksana Szczyrba
Wojna w Ukrainie
Ekskluzywny
Ambasadorka
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Ukraińska dziesiątka: najlepsze hity października

Przedstawię wam nowości, które pojawiają się w ukraińskiej przestrzeni medialnej. I artystów, którzy już gromadzą dużą publiczność, chociaż rozpoczęli swoje kariery całkiem niedawno. Zaproponuję słuchanie tego, co lubię. Być może niektóre z tych utworów zostaną dodane do twoich playlist lub staną się ścieżkami dźwiękowymi osobistych doświadczeń. W każdym razie na pewno odkryjecie nowe nazwiska i nie przegapicie premier muzyków, których kochacie i znacie od dawna.

‍№1. KAZKA. «Солодкі»

Zaczynamy od gorącej premiery - utworu "Sweet" zespołu KAZKA. Kompozycja stała się swego rodzaju manifestem głównej wokalistki zespołu Alexandry Zarickiej o bezwarunkowej miłości do siebie. Najwyraźniej to nie był przypadek, że wraz z premierą tej piosenki Sasza przyznała w wywiadzie dla pisma "Vogue", że miała problemy z postrzeganiem siebie i zaburzeniami odżywiania, gdy była nastolatką. Wokalistka przyznaje, że od dzieciństwa była "okrągła", choć była też bardzo dzieckiem bardzo energicznym:

- Swego czasu próbowałam wszystkich diet, a także postu. Wielu nastolatków było pod wpływem tych "trendów" i nie zdawało sobie sprawy, że to zabójcze dla ciała. Chcieli po prostu być tacy jak wszyscy. Zaczynałam te wszystkie diety, nie jadłam przez kilka dni, a potem były załamania, psychozy, łzy - i tak to wszystko zamieniało się w nawyk.

W rzeczywistości nowy utwór opowiada o całkowitej samoakceptacji, miłości do siebie i umiejętności dostrzegania piękna we wszystkim. W pracy nad piosenką wziął udział Damien Escobar, amerykański wirtuoz skrzypiec, światowa gwiazda, zdobywca dwóch nagród Emmy. Muzyk aktywnie wspiera Ukrainę od początku rosyjskiej inwazji, dlatego chętnie zgodził się na współpracę z KAZKA. Stworzył partię smyczkową dla ukraińskiego zespołu.

№2. STASYA. "Boso"

Być może widzieliście niezwykłą piosenkarkę o imieniu STASYA w tegorocznym "Głosy kraju" - dotarła do finału. W ubiegłym roku Anastasia Czaban (to jej prawdziwe nazwisko) zdobyła sławę dzięki piosence "Świat łowił", opartej na powiedzeniu Hryhorija Skoworody, która natychmiast przyciągnęła uwagę. STASYA pochodzi z Nowodnistrowska na Bukowinie. Z wykształcenia folklorystka, spędziła dużo czasu na wyprawach etnograficznych, badała tradycje i pieśni ludowe.

— Люблю цю справу, адже таким чином можу донести те, якою багатогранною, цікавою, співочою та талановитою була і залишається наша країна. А чому почала зі Сковороди? Бо Григорій Савич надихав і надихає. Його філософія, життєве кредо і висновок, — наголошує співачка.

№3. Cheev. "Gdzie żyje miłość"

Muzyk Cheev (Władisław Cziżikow) zaprezentował liryczny utwór "Gdzie żyje moja miłość" i teledysk, w którym przeprowadził "eksperyment" ze sztuczną inteligencją. Teledysk skłania do refleksji nad tym, czy nowoczesna technologia może złagodzić ból po tragicznej stracie. Dziś, gdy sztuczna inteligencja staje się częścią naszego codziennego życia, pojawia się pytanie: Czy może wyrazić prawdziwe uczucia, a nawet uszczęśliwić ludzi? Na tym właśnie opiera się nowy teledysk Cheeva. Historia rozgrywa się w przyszłości. Bohaterka traci męża, ale dzięki zaawansowanej technologii może wirtualnie ożywić ukochanego i żyć z nim w symulacji. Jednak w praktyce pomysł nie przynosi pożądanego rezultatu: sztuczna inteligencja nie może zastąpić prawdziwych uczuć, a co najważniejsze, utrzymać miłości przy życiu.

- Ta piosenka opowiada o miłości na odległość. Tekst zawiera zarówno nuty pesymizmu - nasz serial czeka na nowy sezon, ale w tonie noir - jak nadzieję na przetrwanie w tym dystansie, by później można go było łatwo wymazać z pamięci, jakby nigdy się nie pojawił. Chciałem napisać piosenkę, która byłaby poza czasem i przestrzenią.

№4. SHUMEI. «Волосся»

Nowa kompozycja muzyka opowiada o miłości w niestandardowy i subtelny sposób, co czyni ją szczególnie ekscytującą:

- Ta piosenka jest wyjątkowa, ponieważ ukazuje miłość z drugiej strony, z delikatnością.

Piosenkarz nagrał nowy utwór zaraz po powrocie z charytatywnej trasy koncertowej po Ameryce, podczas której zebrał znaczną ilość pieniędzy na potrzeby Sił Zbrojnych Ukrainy. Piosenka "Włosy" stała się singlem z nowego albumu "Kometa". To wzruszająca piosenka. Orkiestracja, instrumenty, fortepian, rytm - to wszystko bardzo różni się od standardowego przepisu na hit, który sprawia, że wiele piosenek jest takich samych. A czym jest przejście do tonacji durowej w połowie utworu? W tym momencie chciałam się uśmiechnąć i mam nadzieję, że Ty też się uśmiechniesz.

№5. Gelia Zozulia. "Źle zrobiłam"

Gelia Zozulia stała się jedną z internetowych sensacji. Odniosła sukces niemal natychmiast po wydaniu utworu "KoliaGalia" we wrześniu 2022 roku. Autoironiczny wizerunek piosenkarki i pogodne postrzeganie świata, zrozumienie tego, czym żyją i oddychają Ukraińcy, z czego się śmieją i dlaczego płaczą, pomogły jej rozwinąć media społecznościowe i znaleźć zagorzałych fanów. Utwór stał się popularny jeszcze przed oficjalną premierą. Jego fragmenty rozprzestrzeniły się po całym Tik Toku, zostały przesłane na YouTube - fani z niecierpliwością czekali na wydanie pełnej wersji utworu. "Źle zrobiłam" to uwodzicielski utwór o naturze kobiecej miłości, który trafi do każdej kobiety, niezależnie od wieku. A mężczyznom być może uchyli rąbka tajemnicy, jak działa kobiece serce i co może czuć zakochana po uszy dziewczyna.

№6. Osty. "Znajdź"

Osty pojawił się na ukraińskiej scenie muzycznej późną wiosną, ale jego kompozycje można usłyszeć już niemal wszędzie. Artysta ma rozpoznawalny głos. Mówi, że odtwarza huculski sposób śpiewania. Jego matka i dziadek śpiewali mu w dzieciństwie, a on czuł w tym magię.

"Znajdź" to pierwszy utwór z trylogii "Znajdź. Przed oczami. Ocean". Utwór opowiada o człowieku podążającym za swoją wymarzoną miłością. Ten ktoś przebywa w dziwnych światach, w których wszystko wydaje się nierealne i fikcyjne, a może jest snem. Odnajduje drogę do siebie poprzez ból, zniszczenie i powrót do zdrowia. Teledysk jest inspirowany rytmem pracy mózgu, gdzie każda jego cząstka jest odpowiedzialna za wahania częstotliwości podczas snu i życia człowieka.

№7. Kławdia Pietrowna. "Imperatorzy"

Wraz z imieniem Osty często wymieniane jest imię żeńskie. Zapewne słyszeliście utwór "Jestem szczęśliwa". Nawet Ołena Zełenska zacytowała pochodzącą z niego frazę: "Lekarze mówią, że to depresja, mama mówi, że jestem leniwa" podczas Trzeciego Szczytu Pierwszych Dam. Ta piosenka weszła do przestrzeni muzycznej z Tik Toka.

Kławdia Pietrowna to pseudonim artystki, zainspirowany postacią z książki "Zapiski garbatego Mefistofelesa" autorstwa Władimira Wynnyczenki. Gdy piosenki Kławdii stały się wiralami na Tik Tok, słuchacze zaczęli dyskutować o tym, ile artystka ma lat, i spekulowali, że teksty mogą być generowane przez sztuczną inteligencję. Kławdia Pietrowna współpracuje z Nebo Music, wytwórnią, która zajmuje się twórczością Osty.

Swoje oficjalne konta Kławdia ma na Tik Toku, Telegramie, a od niedawna także na Instagramie. Nawiasem mówiąc, w tym ostatnim serwisie nie zostaną opublikowane zdjęcia wykonawczyni. Chodzi o zachowanie tajemnicy wizerunku artystki.

№ 8. ROXOLANA. "Nie stój"

"Nie stój" to piosenka "Zaręczona", śpiewana niegdyś przez Rusię, która była pierwszą ukraińskojęzyczną piosenkarką pop na początku lat 90. wyprzedającą bilety na całe stadiony.

"Nie stój pod oknem, nie patrz smutno, nie stój pod oknem, już jestem zaręczona" - w interpretacji Roksolany ta piosenka brzmi niemal nie do poznania. W 1989 roku kompozycję stworzyli Anatolij Matwijczuk (słowa) i Kostiantin Osaulenko (muzyka). Utwór "Nie stój pod oknem" pojawił się na debiutanckim albumie Rusii "Wróżka", który stał się pierwszym ukraińskojęzycznym albumem pop we współczesnej Ukrainie.

Wersja Roksolany została natychmiast przyjęta przez tik-tokerów, a hit z lat 90. stał się już trendem.

- Historia współczesnej ukraińskiej muzyki popularnej rozpoczęła się od tych piosenek. Rusia, Iryna Biłyk, Siostrzyczka Wika - wszyscy ci artyści tworzyli bardzo zróżnicowaną i bardzo fajną muzykę na początku lat 90. To tak, jakby zbudowali fundament, na którym możemy teraz tworzyć - mówi ROXOLANA. - Chcę, aby moi rówieśnicy, którzy przychodzą na moje koncerty, również pamiętali, jak fajna była ukraińska muzyka 30 lat temu. Chcę, aby młodzi ludzie wiedzieli, że w latach 90. nasza muzyka była ukraińskojęzyczna i bardzo progresywna.

№9. Julia Jurina. "Kim jesteś?"

Julia Jurina to ukraińska piosenkarka, wykonawczyni muzyki folkowej i współczesnej, była członkini zespołu YUKO. Wojna na pełną skalę bardzo zmieniła artystkę. Teraz sama mówi, że Julia Jurina składa się z gniewu, urazy, inspiracji i jaskrawych wydarzeń, które mogą być dobre lub złe. Niedawno wróciła z Posad-Pokrowske, wioski w obwodzie chersońskim, która znajduje się w strefie działań wojennych.

- Kiedy pojechaliśmy tam po raz pierwszy, cieszyliśmy się, że jedziemy na terytorium wyzwolone od wojsk rosyjskich. Ale kiedy dotarliśmy na miejsce i zobaczyliśmy, co wróg zrobił z tym miejscem, płakałam cały dzień - wspomina Julia.

Lokalni mieszkańcy ukrywali się w Domu Kultury:

- To było bardzo wymowne, kultura może uratować życie. Cała wieś chowała się przed okupantem w piwnicach domu kultury, a oni go ostrzeliwali. Jesteśmy wciągnięci w jakieś codzienne sprawy, zapominamy, że równolegle z nimi toczą się zacięte boje o naszą wolność, o nasze istnienie jako narodu.

№ 10. Żadan i Psy. "Rohan"

Z wybuchową ekspresją Żadan i Psy śpiewają swoją piosenkę piosenkę "Rohan". To nazwa jednego z przedmieść Charkowa. Teledysk został wyreżyserowany przez Antonia Lukicia, który zasłynął filmami "Moje myśli są ciche" i "Luksemburg, Luksemburg".

- To nasz najlepszy film, mówię to z szacunkiem dla wszystkich reżyserów, z którymi pracowaliśmy. "Rohan" to wyjątkowe dzieło - podkreśla Żadan.  

Dla Antonia Lukicia to było pierwsze doświadczenie z tworzeniem teledysku. Według niego praca nad teledyskiem okazała się absolutnie "kinowa", ponieważ pracował nad nim zespół, z którym reżyser nakręcił film "Luksembourg, Luksemburg".

- Dla mnie to było jak kręcenie filmu krótkometrażowego. Chciałbym teraz zobaczyć film pełnometrażowy - komentuje Lukić.

Według Żadana piosenka "Rohan" opowiada o dziecięcych relacjach, przyjaźni i problemach, czasem wcale nie nastoletnich. A Lukić dodaje: - W teledysku mali ludzie pokonują wielkie zło.

- Rohan został zdobyty przez Rosjan. I to właśnie stamtąd rok temu rozpoczęło się wyzwalanie obwodu charkowskiego. W Rohanie zginął mój dobry przyjaciel... To także wschodnia brama miasta, z której roztacza się widok na Donbas. A na dodatek Rohan dobrze się rymuje - zaznacza Żadan.

20
min
Maria Burmaka
Wojna w Ukrainie
Kultura
Rosyjska agresja
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

TOP 10 książek beletrystycznych wydanych po 24 lutego 2022 r.

Niektórzy twierdzą, że prawdziwi pisarze powinni pisać o wojnie, ponieważ ten temat najbardziej niepokoi czytelnika. Inni - wręcz przeciwnie: że należy poczekać na zwycięstwo i dopiero wtedy można zastanowić się nad wydarzeniami i nadać im artystyczną formę. Tak czy inaczej, teksty, które pojawiły się w Ukrainie po 24 lutego 2022 roku, są różnorodne: o wojnie rosyjsko-ukraińskiej i o innych ważnych kwestiach, które wydają się niezwiązane ze współczesnym życiem. Oto dziesięć najlepszych dzieł ukraińskiej literatury pięknej lat 2022-2023.

1. Jewhen Szyszacki, "Podróż do innego świata. Mariupol" (Folio)

Jednym z pierwszych tekstów opublikowanych po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji była powieść dziennikarza Jewhena Szyszackiego o podróży do Mariupola. To spowiedź mężczyzny, który zamierza wywieźć swoją rodzinę z okupowanego miasta. Mimo spokojnego tonu narracji, autor trzyma czytelnika w ciągłym napięciu: wydaje się, że razem z nim przechodzimy przez posterunki kontrolne, trafiamy na przesłuchania, a później do celi aresztu. "Podróż" jest dziełem autobiograficznym, jej bohater nie ma cech superbohatera. To opowieść o zwykłym człowieku w ekstremalnych okolicznościach.

2. Switłana Tkaczenko, "Była noc" (Wydawnictwo 21)

W powieści "Była noc" Switłana Tkaczenko przedstawia drogę ukraińskiej imigrantki do Holandii, jej życie w innym kraju i wrażenia z komunikacji z ludźmi w Europie. Tekst zawiera wiele szczegółów z życia, nie zawsze pochlebnych zarówno dla naszych rodaków, jak dla obcokrajowców. Jednocześnie pisarka pokazuje ogromne wsparcie, jakie Ukraińcy otrzymują na świecie, a także miłość, determinację i siłę woli swoich bohaterów w chaosie wojny.

3. Władysław Iwczenko, "Imienia Skorowody" (Tempora)

Władyslav Iwczenko, który obecnie służy w ukraińskich siłach zbrojnych, jest znany zarówno z tekstów realistycznych, jak z fantasy. Jego powieść "Imienia Skorowody" to powieść fantasy opisująca przygody bojownika sił antyterrorystycznych Ołeksandra Odysejewicza Wyszni. Dołącza on do oddzielnej mobilnej jednostki obrony psychicznej i staje się wojownikiem, poszukiwaczem oraz pogromcą potworów, które Rosjanie próbują wykorzystać do niecnych celów. Jednostka nosi imię Hryhorija Sawycza Skoworody, który był duchowym poprzednikiem łowców potworów (wyobraź sobie, jak potężny może być 250-letnia pałka, którą nosi wybitny filozof).

4. 4. Jewhenija Kuzniecowa, "Drabina" (Wydawnictwo Starego Lwa)

Ten tekst nie ma kobiecej optyki: głównym bohaterem jest Tolik, specjalista IT, który przed inwazją kupuje swój wymarzony dom w Hiszpanii. Zamierza wreszcie żyć życiem, jakiego od dawna pragnął. Ale te marzenia nie mają się spełnić. Zaczyna się wojna, a jego ukochana ukraińska rodzina Tolika ucieka do niego - z kotami, psem i mnóstwem szalonych pomysłów (ci, którzy czytali powieść Kuzniecowej "Zapytaj Mieczkę", wiedzą, że autorka nie ma sobie równych w ironicznym portretowaniu toksycznej rodziny). W końcu Tolik stawia drabinę pod oknem swojego pokoju, by nie musieć wciąż wysłuchiwać cennych rad i głupich pytań krewnych. Takie sprzeczne rzeczywistości to często realia życia uchodźców, którzy przebywają wśród swoich, a nie obcych. Jednocześnie książka opisuje nie tylko poważne, ale i zabawne sytuacje, w których czytelnicy mogą rozpoznać samych siebie.

5. Andrij Kokotiucha, "Zegar wojny. Długa godzina policyjna" (Fabuła)

Oprócz książek autobiograficznych segment literatury wojennej obejmuje również te, w których romantyczni bohaterowie z łatwością pokonują wszelkie przeszkody i sytuacje, jakie trudno sobie nawet wyobrazić w prawdziwym życiu. W pierwszej książce z serii wojskowych thrillerów przygodowych "Zegar wojny" Andrij Kokotiucha kreuje wizerunek ukraińskiego oficera wywiadu wojskowego Włada Chmary, który przebiera się za ochroniarza na osiedlu mieszkaniowym. W rzeczywistości neutralizuje rosyjskiego sabotażystę, który planuje przeprowadzić atak terrorystyczny w Kijowie w pierwszych tygodniach wielkiej wojny. Niektórzy czytelnicy mogą powiedzieć, że niedopuszczalne jest mówienie o wojnie w zabawny sposób. Ale ludzka psychika nie może być w ciągłym stresie i potrzebuje ulgi.

6. Maria Matios, "Mamy" (A-BA-BA-GA-LA-MA-GA)

W swojej nowej książce Maria Matios oddaje głos kobietom, które straciły synów. Pięć oddzielnych opowiadań napisanych jest w charakterystycznym dla autorki przejmującym stylu i odnosi się do różnych okresów historycznych (na przykład walki między sowieckimi organami karnymi a żołnierzami UPA po zakończeniu II wojny światowej; tradycyjny temat w twórczości Matios). Opowiadanie "Mama Sydonia" przyciąga największą uwagę, ponieważ jest związane z obecną wojną rosyjsko-ukraińską. Bohaterka opowiadania, pielęgniarka o imieniu Sydonia, po śmierci syna pod Iłowajskiem wyjeżdża z zachodniej Ukrainy do miasta Dniepr, aby pracować w ośrodku rehabilitacyjnym dla żołnierzy ATO z ciężkim zespołem stresu pourazowego. Pomoc chłopcom pozwala jej przetrwać stratę dziecka i staje się sensem jej życia. Poprzez swoją bohaterkę autorka stawia wiele pytań, na które chciałyby uzyskać odpowiedź tysiące matek w Ukrainie. Dotyczą państwa i armii, poszukiwania zaginionych osób i niezidentyfikowanych ciał, problemu wolontariuszy, rehabilitacji psychologicznej, zabezpieczenia społecznego itp.

7. Kateryna Babkina, "Mamo, czy pamiętasz" (Warstwy)

I znowu temat Ukraińców za granicą. Narratorką nowej powieści Kateryny Babkiny jest nastoletnia dziewczyna, która uciekła z Irpienia wraz z siostrą w wieku niemowlęcym, zamieszkała z ojcem w Wiedniu i pisze listy do matki, która zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Historia Kateryny Babkiny jest bardzo wzruszająca i terapeutyczna, wypełniona lekkim humorem i wielką miłością.

Niemniej część czytelników, nawet bez czytania, znienawidziła ten tekst, argumentując, że Kateryna Babkina, która opuściła kraj z dzieckiem na początku inwazji, nie ma prawa pisać o okupacji (w rzeczywistości książka niemal nie wspomina o okupacji bezpośrednio, tylko na poziomie retrospekcji młodego narratora). O podobnej sytuacji z książką "Płachta" Iryny Howoruchy wspominaliśmy przy okazji recenzji ukraińskiej literatury faktu. W beletrystyce poprzednim tego rodzaju przypadkiem był skandal z powieścią Daryny Hnatko "Bucza", która została wycofana z publikacji przez "Klub rodzinnego czasu wolnego" z przeprosinami dla czytelników za "dotknięcie tych niezagojonych ran i blizn, które dziś sprawiają nam wszystkim nieznośny ból".

Oczywiście pytanie o to, kto może, a kto nie może pisać o wojnie, jeszcze wielokrotnie będzie padało w ukraińskim procesie literackim. Temat przymusowych uchodźców również wydaje się mieć duży potencjał dyskusyjny, związany z problemem powrotu Ukraińców (głównie ukraińskich kobiet z dziećmi) do ojczyzny. Czuję, że nadchodzących latach we współczesnej literaturze ukraińskiej przeczytamy o tym więcej.

8. Anastazja Lewkowa, "Za Perekopem jest ziemia" (Laboratorium)

Oprócz tekstów związanych z wojną chciałabym wspomnieć o jednym, w którym centralnym zagadnieniem jest samoidentyfikacja narodowa Ukraińców dorastającym w Związku Radzieckim i tuż po jego upadku. Anastazja Lewkowa porusza temat odnajdywania siebie w kontekście historii narodu Tatarów krymskich. W jej książce miłość do ojczyzny i wytrwałość w zachowaniu języka i tradycji Tatarów krymskich są w dużej mierze skontrastowane z obojętnością Ukraińców, którzy nie mają nic przeciwko utożsamianiu się z Rosjanami i ich "wielką kulturą". Bohaterka Lewkowej, dziewczyna z Krymu, opowiada historię swojego życia od dzieciństwa. A szczególnie o tym, jak świadomie wybiera ukraińską tożsamość i zrywa z przeszłością (oczywiście nie bez bólu).

9. Switłana Taratorina, "Dom soli" (Vivat)

W innym gatunku temat krymski eksploruje Switłana Taratorina, wybitna przedstawicielka współczesnej ukraińskiej literatury pięknej. Jej ponad 500-stronicowa powieść "Dom soli" przedstawia rozległy postapokaliptyczny obraz współistnienia starożytnych cywilizacji i nowoczesnych technologii, magicznych rytuałów i okrutnych inicjacji. Krym Taratoriny, którego autorka nie nazywa wprost, to kwitnący niegdyś półwysep Kimmerik, który w wyniku wojny i straszliwych kataklizmów zwanych tajemniczo "ogniskami zarazy", przekształcił się w słoną pustynię. Pomimo całej umowności fikcyjnej przestrzeni powieść przywołuje zarówno rzeczywistą toponimię Krymu, jak fakty z jego historii. Zagubione puzzle ukraińskiej tożsamości są składane w całość za pomocą dziwacznego świata powieści fantasy.

10. Maks Kidruk, "Kolonia. Nowe mroczne wieki", księga pierwsza (Brodaty Tamaryn)

"Kolonia" autorstwa Maksa Kidruka należy do gatunku science fiction i przenosi czytelnika w przyszłość. Akcja powieści rozgrywa się w 2141 roku na Ziemi i Marsie, a wątków jest kilka naraz, więc może być trudno za nimi nadążyć (to największa jak dotąd powieść autora, licząca 900 stron). Jak zawsze jednak Kidruk umiejętnie buduje konflikty i kreuje wiarygodnych psychologicznie bohaterów. Skupia się na cywilizacyjnych problemach przyszłości: ekologii i wojnie (trwająca konfrontacja między Ukrainą a Rosją); epidemii (z której ludzkość dopiero co się otrząsnęła, a już napotkała nowy problem - patogen masowo zarażający kobiety w ciąży); wynalezieniu na Marsie leku przedłużającego życie (co natychmiast staje się pretekstem do oszustwa); dążeniu do niezależności marsjańskich kolonii (urodzeni na tej planecie przeciwstawiają się swoim ziemskim zniewolicielom, używając nielegalnej broni). Końca tych kłopotów nie widać, bo Maks Kidruk obiecuje kontynuację powieści już za kilka lat.

20
min
Tetiana Trofimenko
Kultura
Wojna w Ukrainie
uchodźcy
Ukraina
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

"Naprawdę chciałam, żeby ta książka leczyła. Myślę, że mi się to udało" - mówi Katerina Babkina o swojej nowej książce "A pamiętasz, mamo?".

W pierwszych tygodniach inwazji na pełną skalę Ukraińcy za granicą rozpoznawali się po oczach - pełnych smutku i żalu. Każdy dzień wydawał się ciągnąć w nieskończoność. Jednak większość z nich nauczyła się szybko dzielić swoimi doświadczeniami, czasem bez emocji, trochę abstrakcyjnie, stojąc w niekończących się kolejkach po pomoc lub dokumenty. Mówili o dniach spędzonych w piwnicach z dziesiątkami innych ludzi podczas nalotów, o tych, którzy wyszli po jedzenie lub wodę i nigdy nie wrócili, o domu, który już nie istnieje, o ryzykownych próbach ucieczki z dziećmi na Zachód i braku kontaktu z krewnymi podczas okupacji. Ukraińska pisarka Kateryna Babkina była świadkiem tych niekończących się opowieści Ukraińców w kolejkach we Wrocławiu.

- "Czułam straszną winę, że nie mam tak źle jak ci ludzie. Zwłaszcza, gdy widziałam kobiety z dziećmi tak małymi jak moje, stojące w kolejce po darmowe pieluchy czy kaszki" - wspomina pisarka podczas naszego spotkania półtora roku później.

Trzeciego dnia inwazji Rosji na pełną skalę opuściła Kijów wraz z matką i roczną córką Miszą i pojechała do Wrocławia. Miała tam rozpocząć rezydencję literacką, którą cztery miesiace wcześniej otrzymała wraz z prestiżową polską nagrodą Angelus.

- Przyjechałam do gotowego miejsca pracy z mieszkaniem Niezbędne dokumenty dostaliśmy poza kolejnością. Znałam polski i angielski. Miałam doświadczenie w życiu i pracy za granicą. Dlatego nie miałem problemów, jak większość ludzi, zwłaszcza tych, którzy wyjechali z terenów okupowanych.

Kateryna znalazła pomysł na uspokojenie lęku: pracowała jako wolontariuszka, pomagając tym, którzy otępiali po swoich doświadczeniach, z dziećmi na rękach, często bez znajomości języków, a nawet bez dokumentów, musieli rozwiązać wiele pilnych spraw.

- "Przychodziłam do urzędów miejskich, gdzie ludzie stali w kolejkach po dokumenty i pytałam, kto potrzebuje pomocy" - wspomina Kateryna. "Tłumaczyłam im informacje, wypełniałam formularze i oczywiście dużo z nimi rozmawiałam.

Wśród wszystkich bolesnych historii, którymi dzielili się ludzie, pisarka był szczególnie pod wrażeniem losu nastolatki z Buczy. Dziewczynka sama wyjechała za granicę z młodszym bratem z drugiego małżeństwa matki, która zmuszona była pozostać pod Kijowem, by opiekować się rodzicami. We Wrocławiu z dziećmi spotkał się biologiczny ojciec dziewczynki, który mieszkał tam od dawna, a teraz musiał zająć się własną córką i obcym dzieckiem. Ich historia stała się podstawą nowej książki Kateryny - usłyszała ją w jednej z kolejek.

- Chciałam pokazać, w jak różny sposób ta wojna nas łamie. W książce są bohaterowie, którzy od dawna mieszkają za granicą i w niewielkim stopniu kojarzą się z Ukrainą, ale nawet oni zostali złamani i poskładani na nowo przez wojnę. Chcę wierzyć, że są lepszymi ludźmi. Ale w prawdziwym życiu, niestety, nie każdemu się to przytrafi.

Kateryna Babkina rozpoczęła pracę nad książką w marcu 2022 roku. Pisała dziewięć miesięcy, a 2 kwietnia Ukraińcy wyzwolili obwód ukraiński i odkryli skalę okrucieństw Rosjan. Wtedy Babkina trochę zmieniła opowieść. Historia napisana jest w formie listów piętnastoletniej Diany do matki, która zaginęła w niejasnych okolicznościach w Irpinie. Sama dziewczyna mieszka w Wiedniu, dokąd ewakuowała się, by zamieszkać z biologicznym ojcem wraz z dwumiesięczną siostrą pochodzącą od innego ojca. Napisanie do matki doradził Dianie psychoterapeuta, który nie wiedział, jak pomóc nastolatce.

- Wiedziałam, że cała literatura i sztuka skupia się na pierwszej linii frontu. A ja chciałam napisać historię o innym doświadczeniu" - mówi pisarka. - "o tych, którzy zostali zmuszeni do pozostawienia wszystkiego za sobą i radykalnej zmiany swojego życia, którzy wciąż nic nie wiedzą o tym, co stało się z ich bliskimi.

Dla niektórych czytelników książka "A pamiętasz, mamo?" stała się terapeutyczna. Dla innych to historia nienawiści. Zdjęcie: archiwum prywatne

We wrześniu książka "A pamiętasz, mamo?" została opublikowana w Polsce we wrocławskim wydawnictwie Warstwy w tłumaczeniu Bohdana Zadury, a ukraińska wersja jest dostępna w formie elektronicznej od kwietnia. Podczas gdy historia 15-letniej Diany zbiera pozytywne recenzje za granicą i ma dość wysoką ocenę na Goodreads - 4,22 gwiazdki (w momencie pisania) - na Ukrainie premiera wywołała oburzenie wśród niektórych czytelniczek i czytelników. Kilka godzin po premierze na profilu Kateryny na Facebooku wybuchła kłótnia - pisarka została oskarżona o to, że wyjechała za granicę w pierwszych dniach pełnej inwazji, więc nie miała prawa pisać o wojnie.

- Nie byłam przygotowana na to, że książka zostanie uznana za nic nie wartą, ponieważ nikt w niej nie zginął, a ja nie mam męża na froncie, ", przyznaje Kateryna, dodając, że ojciec jej córki, z którym nie jest razem, jest na froncie od kwietnia 2022 r. "Chciałam dać tym ludziom, którzy wyjechali za granicę, poczucie, że ich ból też jest ważny. To, co im się przydarzyło, jest naprawdę przerażające i straszne, ale ich życie toczy się dalej.

"A pamiętasz, mamo?" to jedna z nielicznych książek, która porusza temat doświadczeń kilku milionów Ukraińców zmuszonych do opuszczenia kraju. Może ci się spodobać lub nie. Ale żeby się przekonać, trzeba ją przeczytać. Ewakuacja z okupowanego Irpienia to tylko kilka retrospekcji, może pięć akapitów, a prawie cała historia rozgrywa się w Wiedniu. Oczywistym jest więc, że krytycy pierwszych trzech godzin premiery, którzy zarzucają Babkinie "taniec na kościach", wyciągnęli wnioski na podstawie samego streszczenia. Jednak nawet gdyby cała książka była poświęcona życiu pod rosyjską okupacją, to czy naprawdę tylko ci, którzy doświadczyli tego osobiście, mają prawo o tym pisać? Do tej dyskusji będziemy wracać nie raz w czasie wojny i po jej zakończeniu. Świetnie pisała o tym Natalia Kobryńska w szkicu psychologicznym "Dusza" ponad 100 lat temu. Żeby nie spojlerować, poruszę tu tylko jedną kwestię do przemyślenia, która przenika twórczość pisarki: kto w takim razie ma prawo pisać na przykład o agonii śmierci?

W rzeczywistości, w czasach, gdy światy tak wielu ludzi rozpadają się, gdy dni są wypełnione stratą, bólem i tym samym brakiem zrozumienia, jak iść dalej, wydaje się o wiele ważniejsze, że książka stała się dla kogoś terapeutyczna.

- "Hejt przyniósł interesujące konsekwencje", mówi Kateryna. "Ludzie uznali, że skoro można zostawić komentarz pełen gniewu, to można też przyjść z wdzięcznością. Nigdy nie miałam ich tak wiele w przypadku żadnej książki. Wiele osób zwróciło uwagę na szczerość tekstu, pisali, że płakali podczas czytania, że pomimo bólu w środku, zdali sobie sprawę, że mogą z nim żyć, a nawet być szczęśliwi. Bardzo chciałam, żeby ta książka leczyła. Myślę, że mi się to udało.

Jeśli dla niektórych Ukraińców książka ma charakter terapeutyczny, to dla obcokrajowców, zwłaszcza Polaków, którzy mogą już przeczytać historię Babkiny, może byc źródłem wiedzy, przez co tak naprawdę przechodzą ludzie z doświadczeniem wojennym, ludzie, których spotykają na ulicach i w sklepach. Z jakimi wyzwaniami i problemami się mierzą, co czują, dlaczego niektórzy nie uczą się języka lub wracają do domów, które są ostrzeliwane. Co dzieje się w umysłach milionów dzieci, które dorosły jednego dnia - gdy ich świat został zniszczony przez Rosję.

- "Na Zachodzie mogą nie tylko zobaczyć liczbę zabitych w Ukrainie, ale także obserwować w czasie rzeczywistym na zdjęciach i filmach, co robią ludzie o wielkiej rosyjskiej kulturze, którzy czytali Dostojewskiego i Tołstoja w szkole" - komentuje Kateryna wezwania do dyskusji z "dobrymi rosyjskimi intelektualistami", które wciąż słychać w drugim roku wojny. "Co mają z tym wspólnego pisarze? Są tłem, na którym opiera się cała ta mordercza bzdura.

W świecie, w którym rosyjscy autorzy i ich książki są bardziej rozpoznawalni niż ukraińscy, gdzie rosyjskie produkty kulturalne nadal znacznie dominują nasze, pojawienie się ukraińskiego dzieła na międzynarodowej platformie, które opowiada naszą historię jest na wagę złota. Literatura staje się kolejnym narzędziem dyplomacji kulturalnej, którego nigdy nie jest za mało.

- "Zdefiniowałem swoją misję pisarską dawno temu" - mówi pisarka. - "Jest nią mówienie szczerze o trudnych rzeczach i nie przekazywanie szkodliwych, toksycznych emocji.

"A pamiętasz, mamo?" otula Cię troską. Możesz się jej trzymać, gdy niczego i nikogo bliskiego nie ma obok Ciebie.

20
min
Anna Łodygina
Wojna w Ukrainie
Kultura
Rosyjska agresja
Dyplomacja kulturalna
Przyszłość
false
true
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Maryna Koszkina: "Kiedy przechodzisz przez trudne etapy w życiu, nie jest trudno płakać na scenie"

Maryna Koszkina, aktorka teatralna i filmowa, urodziła się w Kreminnej w obwodzie ługańskim. Gra silne postaci i dokładnie taka sama jest w prawdziwym życiu. Dziś Maryna pracuje w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki i dwukrotnie zdobyła nagrodę Złotej Dzygi dla najlepszej aktorki. Po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę założyła fundację charytatywną Artystyczny Ruch Ukraiński, która pomaga zdolnym dzieciom.

Tatiana Litwinowa-Michalenok: We wrześniu po raz drugi zdobyłaś nagrodę filmową "Złota Dzyga" dla najlepszej aktorki. Tym razem za rolę w filmie Blindfold (ukraińska premiera filmu odbyła się w 2021 roku na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Odessie, gdzie zdobył nagrodę FIPRESCI dla najlepszego filmu fabularnego - przyp. red.) Twoja bohaterka straciła narzeczonego podczas wojny. Jak przygotowywałaś się do tej roli?

Maryna Koszkina: Gram sportsmenkę. Ma na imię Julia. Jej chłopak Denis również był sportowcem, zdecydował się bronić kraju. Przez rok nie było o nim żadnych wiadomości. Julia zdaje sobie sprawę, że zginął. Moja bohaterka postanawia zacząć życie od początku. Zaczyna nowy związek. Ale ludzie wokół niej potępiają ją za to. Później dostaje wiadomość, że Denis rzekomo żyje i potrzebuje pieniędzy, ale okazuje się, że to oszustwo. Sama zetknęłam się z ludźmi, którzy chcieli tylko zarobić. Zostałam oszukany na początku wojny na pełną skalę, znalazłam hełmy dla chłopaków, mieliśmy się spotkać, dałam zaliczkę, a okazało się, że to oszuści. W tym filmie moja postać spotyka się z podobną sytuacją.

Denis nie wrócił, ale zostawił pamiętnik. Napisał w nim, że chce, abyśmy wszyscy byli szczęśliwi i radzili sobie w życiu. Fizycznie przygotowywałam się do tej roli przez sześć miesięcy, ćwicząc z trenerami na siłowni, wszystkie akrobacje wykonywałam sama.

Kadr z filmu "Blindfold"

‍TLM: Masz na swoim koncie wiele ról w filmach, które w jakiś sposób przeplatają się z wydarzeniami na Wschodzie. Należą do nich filmy "Blindfold", który został nakręcony przed inwazją na pełną skalę, "Snajper. Biały kruk" i "Zapomniani", którego akcja rozgrywa się w tymczasowo okupowanym Ługańsku. Jak to się stało, że dostajesz takie role?

MK: Idę pod prąd. Jestem za sprawiedliwością, za uczciwością. Mam intuicję, znam ludzi. Kiedy widzę, że chcą w jakiś sposób coś lub kogoś wykorzystać, wszystko we mnie wrze, chcę o tym krzyczeć. W życiu jest trudno, bo człowiek się starzeje i staje się bardziej tolerancyjny, myśli, że może lepiej milczeć. Ja mogę mówić dzięki moim rolom. Mogę powiedzieć, że ktoś jest nieuczciwy. Na przykład "The Forgotten" dotyka nie tylko polityki, ale też relacji rodzinnych. Mąż mojej bohaterki potrafił dostosować się do społeczeństwa, ale ona tego nie chciała. Była w konflikcie z otaczającymi ją ludźmi, mówiąc: teraz zaakceptowaliście ten reżim, a potem nadejdzie kolejny i znów go zaakceptujecie. Oznacza to, że są ludzie, którzy nie dbają o to, kto daje im pensję. Dla mnie jest to ważne. Są ludzie, którzy chcą siedzieć na dwóch krzesłach. Reżyserzy to pewnie czują i dają mi takie role.

Dostaję role, dzięki którym mogę mówić o swojej sytuacji, o Ukrainie, o mojej miłości do niej. Pochodzę z obwodu ługańskiego. Przed rozpoczęciem studiów mówiłam po rosyjsku. Ludzie wokół mnie też mówili po rosyjsku. Moja babcia i mama jeździły do pracy do Moskwy, bo była blisko. W tamtych czasach stolica Rosji była dla nas czymś niesamowitym. Kiedy pojechałam na wakacje do Moskwy, byłam dumna i chwaliłam się tym w szkole. Chociaż nawet wtedy czułam się urażona, gdy ludzie mówili: "Jesteś Chochłuszka", "Chachły przybyli". Teraz analizuję te sytuacje i wiem, że zawsze byliśmy dla nich Chachłami i niewolnikami.

Ogólnie rzecz biorąc, niewiele wiedziałam o swoim kraju - co oznaczają słowa "Ukraina" i "ukraiński". Co za różnica, czy oglądam ukraińską czy rosyjską telewizję? Byłam nieświadomą obywatelką mojego kraju, ponieważ niewiele o nim wiedziałam. To duży problem w Ukrainie.

TLM: Kiedy zdałaś sobie sprawę, że jesteś Ukrainką?

MK: Gdy dostałem się na warsztaty do Bohdana Beniuka. To on zaczął zaszczepiać we mnie miłość do języka i mojej kultury. Jako studenci jeździliśmy w Karpaty, słuchałam ukraińskich piosenek, zaczęłam czytać, interesować się naszą historią, naszymi ludźmi, którzy pracowali przede mną. I to dzięki nim istnieje ukraiński teatr, ukraińskie książki. Teraz uważa się to za coś oczywistego. Ludzie walczyli o to, byśmy mogli teraz czytać ukraińskie książki.

TLM: Byłaś studentką, gdy rozpoczął się Majdan. Jak przeżyłaś te wydarzenia?

MK:Dopiero co przyjechałam do Kijowa i zaczynałam rozumieć świat. Ciekawe jest to, że wszyscy byli przeciwko Janukowyczowi, przeciwko temu rządowi. Pomyślałam sobie: "A w Donbasie wszyscy głosowali na Janukowycza. Co jest z nim nie tak?". Majdan miał oczywiście bardzo silny wpływ na mnie. Z jednej strony był przerażający, z drugiej strony zobaczyłam, jak odważni są Ukraińcy. Są gotowi iść do końca, ponieważ nie chcą żyć w tym reżimie, nie chcą żyć w niewoli, nie chcą istnieć pod rządami Rosji. Przeszłam na język ukraiński. W tym czasie rozmawiałem ze znajomym z obwodu ługańskiego:

- Czy mówisz mówić po naszemu?

- Mówię po ukraińsku!

- Możesz?

- Nie, nie mogę.

Protestujący na Placu Niepodległości. Kijów, 12 grudnia 2013 r. Viktor Drachev/ AFP/East News

‍TLM: Dlaczego chciałaś zostać aktorką? Czy Twoja rodzina wspierała Twój wybór?

MK: Kiedy byłam mała, dawałam koncerty na ulicy, na które zapraszałam sąsiadów, uczęszczałam też do domu kultury. Po dziewiątej klasie zaproponowano mi pójście do szkoły teatralnej w Ługańsku, ale ja chciałem studiować w Kijowie. W odpowiedzi usłyszałam, że nie dostanę się na państwowy uniwersytet w stolicy bez pieniędzy i kontaktów. Ale mój ojciec bardzo we mnie wierzył i wspierał. Zawsze byłam kreatywna, ale ponieważ żyliśmy w biedzie, nie mogłam studiować w szkole muzycznej, nie mogłam chodzić na tańce, bo nie mieliśmy wystarczająco dużo pieniędzy. To jest mój dramat z dzieciństwa.

Na uniwersytet się nie dostałam. Przez 3 lata pracowałam w różnych zawodach: byłam sprzątaczką, sprzedawczynią. W tym okresie zmarł mój ojciec. Byłam zestresowana, zapomniałam o moim pragnieniu bycia aktorką, po prostu pracowałam i jednocześnie studiowałam w Akademii Personalnej. I wtedy jeden z nauczycieli powiedział mi, że powinnam iść do szkoły teatralnej. Spróbowałam jeszcze raz i dostałam szansę.

‍TLM: Co dały ci lata, które spędziłaś po szkole, pracując jako sprzątaczka?

MK: W aktorstwie chodzi o duszę, o serce, o doświadczenie. Nie mówię, że trzeba być narkomanem, żeby zagrać narkomana. Ale trzeba być bardzo wrażliwym na życie, na ludzi, na siebie. Kiedy przechodzisz przez tak trudne etapy, łatwo będzie płakać na scenie, ponieważ mówisz o życiu - i jest w tym szczerość.  

‍TLM: Kiedy po raz pierwszy zobaczyłaś wojnę?

MK: W 2015 roku zmarła moja babcia i pojechałam do mojej rodzinnej Kreminnej. Nasz autobus został zatrzymany i sprawdzony przez żołnierzy. To było moje pierwsze spotkanie z wojną. Widziałam ludzi, którzy bardzo się bali. Teraz nie wiem, kiedy znów tam pojadę. Druga moja babcia nie chciała wyjeżdżać. Rosjanie zatrzymali się w moim domu, gdzie mieszkała mama mojego taty. Zabrali stamtąd wiele rzeczy. A ja po prostu chcę tam pojechać, do tego domu, z którym mam wiele wspomnień.

‍TLM: Jak przeżyłaś inwazję na pełną skalę?

MK: Jechałam pociągiem z Zakarpacia do Kijowa. To było przerażające. Wpadłam w panikę. Nie było połączenia, do nikogo nie można było się dodzwonić. Moim najważniejszym zadaniem było zadzwonić do całej mojej rodziny i zebrać ich wszystkic, abyśmy mogli być razem.  

Udało nam się odebrać rodzinę i zabrać ją na Zakarpacie. Ciągle czytaliśmy i oglądaliśmy wiadomości. Potem postanowiliśmy z mężem pojechać do Lwowa. Po prostu chodziłam po mieście, szukając siedziby organizacji humanitarnych, poszłam na dworzec kolejowy i pracowałam tam jako wolontariuszka. Ludzie przyjeżdżali z całego kraju. Niektórzy zostawali, inni jechali dalej. Ludzie czekali przez długi czas, siedząc na dworcu przez dzień lub dłużej, a my po prostu z nimi rozmawialiśmy.  

Potem zaangażowałam się w pomoc humanitarną. Pewnego dnia wykorzystałam swoje znajomości. Zadzwoniłam do jednego z deputowanych i powiedziałam: "Jestem Honorowym Artystą Ukrainy, czy mógłbyś nas wesprzeć, mam ludzi z Zaporoża, którzy naprawdę potrzebują pomocy". Zadziałało dwa razy, ale za trzecim razem odmówił (śmiech).

Fundacja Charytatywna "Artystyczny Ruch Ukraiński" organizuje wydarzenia dla dzieci

TLM: Jak wpadłaś na pomysł założenia własnej fundacji, Ukraińskiego Ruchu Artystycznego?

MK: Marzyłam o tym jeszcze przed wielką wojną. Potem zaczęłam się zastanawiać, komu to teraz potrzebne? Był jednak bardzo ważny moment: w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę zadzwoniłem do moich kolegów artystów i zapytałem, czy nie potrzebują pomocy. Ponieważ nie ma pracy, nie ma filmowania - z czego żyć, co jeść? A twórczym ludziom bardzo trudno jest powiedzieć, że czegoś brakuje. Więc wysłaliśmy im paczki. Byli bardzo szczęśliwi. Kiedy troszczysz się o cały świat, to świetnie, ale najpierw pomóż temu, kto jest obok ciebie. Dzieci są takie same. Przed wojną miały marzenia, nadzieje, były kreatywne. I potrzebują teraz, by podać im rękę, zorganizować spotkania, warsztaty. Dać narzędzia realizacji. Chodzi o ich życie. Kiedy w przyszłości będą wspominać wojnę, zapamiętają te warsztaty, tę szansę, którą dostali. Dlatego musiałam to zrobić. Dziś trudno zebrać pieniądze dla wojska, a wyobraź sobie jak trudno zebrać pieniądze na instrumenty dla dzieci.Ale robimy to. Chociaż nie na taką skalę, na jaką byśmy chcieli.

TLM: Opowiedz o jakimś punkcie zwrotnym w czasie wojny? Kiedy na przykład zrozumiałaś, że wojna nie skończy się szybko i wszystko się zmieniło?

‍MK; Wiem, że wojna szybko się nie skończy. Z jednej strony mnie to przeraża, mam 30 lat. Mój mąż i ja chcemy mieć dzieci. Jeszcze przed wojną myślałam: wystawimy, a potem pójdę na urlop macierzyński. Zaczęła się wojna i przestraszyłam się: co jeśli coś się stanie? Nie chcę opuszczać Ukrainy. Strach przed nieznanym mnie przeraża. Chcieliśmy kupić dom, a potem pomyśleliśmy: a co jeśli jutro go stracimy? Teraz pracuję z psychologiem, rozmawiam o wszystkim i jest trochę łatwiej. Chcę być zdrowa psychicznie. Zmęczenie jest normalne.

‍TLM: A najstraszniejszy moment?

MK: Najgorsze jest, gdy coś dzieje się twojej rodzinie i nie możesz jej pomóc. To straszne, kiedy myślę o moim partnerze Zakharze (aktor Teatru im. Iwana Franki Zakhar Nechypor zaginął na froncie - red.), o którym nie mamy żadnych informacji od sześciu miesięcy. Strasznie jest myśleć o tych kobietach, które są w niewoli. Kiedy o tym myślę, jeszcze bardziej uświadamiam sobie, że najważniejsza jest wolność.

‍TLM: Jak widzisz przyszłość Ukrainy?

‍MC: Wolną. Nawet teraz Ukraina jest silna. Najważniejsza jest wolność.

20
min
Tetiana Litwinowa-Michałonok
Wojna w Ukrainie
Rosyjska agresja
Kultura
Pomoc
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Sasza Denisowa: W mrocznych czasach trzeba rozpalić wielkie ognisko

Czasami, w ramach terapii, wyobrażamy sobie proces tych, którzy wymyślili, rozpoczęli i prowadzą wojnę na Ukrainie. Słowo "Haga" uosabia nadzieję na sprawiedliwość, bez której nasze głębokie rany długo się nie zagoją. Ukrainka Sasza Denisova nie tylko wyobraziła sobie, jak mógłby wyglądać sąd w Hadze, ale także napisała o tym sztukę, która była już wystawiana na różnych scenach na całym świecie. "Washington Post" nazwał Denisową wiodącym głosem tej tragicznej wojny.

Sasza Denisowa, fot: Ira Polarna

Sasza przyjechała do Polski wiosną ubiegłego roku i od razu zaczęła opowiadać światu o wojnie. W Warszawie wystawiła sztukę "Sześć żeber gniewu" o bólu i doświadczeniach ukraińskich uchodźczyń. Później, w Hiszpanii - "Mum and the Full Invasion" o sile ducha Ukrainek (sztuka jest obecnie wystawiana w Ameryce). A kiedy dyrektor artystyczny Teatru Polskiego w Poznaniu zaproponował Denisowej napisanie sztuki o Putinie, dramatopisarka odpowiedziała: "Mam dla niego tylko jedno słowo - Haga".

Koncepcja Denisowej jest niezwykła. W Hadze naśmiewa się z tych, których nienawidzimy - Putina, Kadyrowa, Simoniany, Szojgu, Prigożyna itd. Przeplata sceny cierpienia z farsą. Sam proces rozgrywa się w umyśle dziewczynki, której rodziców zabili Rosjanie. A widz wydaje werdykt.

Proces głównych zbrodniarzy na scenie Teatru Polskiego w Poznaniu. fot: Magda Hueckel

Śmiech przynosi ulgę

- Jak można śmiać się z kogoś, kogo chce się unicestwić?

-  Chcesz go zniszczyć, ale nie możesz. Zamiast tego możesz go zabić śmiechem. Możesz pokazać banalność zła, ośmieszyć, upokorzyć. Po tym polityk nie wydaje się już potężny ani onieśmielający.

Tagedia jest ciężka dla psychiki i męczy. Śmiech jest pierwotny, przynosi ulgę i sprawia, że temat brutalnej wojny nie wydaje się tak przygnębiający. Śmiech jest odporny na zapomnienie. Według Arystotelesa komedia jest gatunkiem niskim, a tragedia - wysokim. Moja praca jest połączeniem tych dwóch gatunków, huśtawką: - po tym, co straszne, jest minuta śmiechu. Zresztą Ukraińcy tak właśnie żyją.

- Nie sądzisz, że "Haga" to przedstawienie na eksport, bo Ukraińcy w większości nie są gotowi śmiać się z Putina i wojny? Nasza rana jest zbyt głęboka.

- Niedawno widziałam dość zabawną parodię rosyjskich polityków w ukraińskiej telewizji. Tak więc ten gatunek już istnieje na Ukrainie. Rana jest naprawdę głęboka, ale Ukraińcy zawsze potrafili ośmieszyć wroga.

Jest jednak pewna tendencja: im dalej od naszych granic, tym łatwiej publiczność reaguje na sztukę. Na premierowych pokazach w Poznaniu Polacy byli spięci i powściągliwi, bo nie rozumieli, jak można śmiać się z wojny. W Bułgarii nawet surowi panowie w garniturach, czyli bułgarski rząd śmiali się po cichu. A w Ameryce publiczność teatru" Arlekin Players" śmieje się głośno i szczerze. Tak, Amerykanie nie znają strachu przed wojną, żyją nie tylko w imperium, ale w super imperium - Gwiezdnych Wojnach. A my musimy za pomocą amerykańskiej muzyki, stand-upów sprawić, żeby wszystko było dla nich jak najbardziej zrozumiałe. Dlatego bardzo ważna jest pierwsza scena, w której dziewczyna przedstawia widzom bohaterów. Nikt nie ma obowiązku wiedzieć, kim oni są. Jednocześnie Ameryka jest najbardziej wrażliwą publicznością. Jeśli coś ich dotknie, nie powstrzymują się, zaczynają płakać, są zaskoczeni i śmieją się głośno, jak dzieci. "Aaaah!" mówią Amerykanie, gdy widzą, jak Putin naciska przycisk nuklearny, a nad salą wyrasta grzyb nuklearny.

Putin w sztuce grany jest przez kobietę.  Uosabia despotyczną i skomplikowaną Rosję. Zdjęcie z Teatru Narodowego im. Iwana Wazowa w Bułgarii. Zdjęcie: Boriana Pandova

To wojna, nie operacja specjalna

- Jak Bułgaria, gdzie nastroje prorosyjskie są silne, zareagowała na Twoją antyputinowską sztukę?

- Gdy Teatr Narodowy im. Iwana Wazowa ogłosił premierę, natychmiast otrzymał pogróżki. Trolle pisały, że zabiją wszystkich. Przedstawiciele prorosyjskiej partii wykupili cały rząd w parterze. Reżyser zwołał spotkanie, aby zdecydować, co zrobić z prowokatorami, jeśli rzeczywiście zakłócą spektakl.

Nawiasem mówiąc, na lotnisku w Sofii czekał na mnie samochód i zanim wsiadłam, znajomy szepnął do mnie, że kierowca jest przedstawicielem prorosyjskiej partii i lepiej milczeć na temat Hagi w samochodzie, aby nie prowokować. "Nie masz pojęcia, ilu agentów tu jest. To nie są żarty" - powiedzieli mi znajomi. Później usłyszałam te same słowa w Berlinie.

- Tak jak to się stało, że w Bułgarii zdecydowali się wystawić Twoją sztukę?  

- Francusko-bułgarski reżyser Galin Stoev zobaczył polskie przedstawienie "Hagi", zadzwonił do mnie w środku nocy i powiedział: "Nie mogę spać, chcę to ująć po swojemu. To dla mnie wyzwanie, bo nigdy nie robiłem teatru politycznego". Premier kraju, Mikołaj Denkow, jest postępowym i proeuropejskim politykiem, więc poparł inicjatywę dyrektora teatru Wasyla Wasilewa i reżysera, a następnie osobiście przybył na premierę.

Musiałam trochę zmienić scenopis. Ponieważ Jewgienij Prigożyn został zabity, jego postać mówi teraz: "Na procesie będę trzymał się wersji, że nie żyję. Ogólnie rzecz biorąc, nie jestem sobą". Publiczność śmieje się, ponieważ wydarzenia są świeże.

Po spektaklu premier podziękował mi. Powiedział, że zawsze wiedział, że trzeba pomagać Ukraińcom, ale po spektaklu poczuł to jeszcze mocniej. Przedstawiciele ukraińskiej ambasady cieszyli się, że napisano 20 recenzji "Hagi" i po raz pierwszy bułgarskie media nazwały wojnę wojną, a nie operacją specjalną. Farmy trolli stały się bardziej aktywne i tylko one nie były zadowolone. To triumf teatru politycznego. Teraz scena francuska czeka na "Hagę" - a tamtejszy teatr jest konserwatywny, Francuzi decydują, czy moja sztuka jest godna bycia obok Moliera. Książka o tym samym tytule ukaże się po francusku. A sztuka pojedzie na międzynarodowe festiwale, zobaczy ją cała Europa.

Każdy w sztuce umiera z własnej winy. Każdy ma swoje własne piekło. Zdjęcie ze spektaklu w "Arlekin Players Theatre" w Bostonie. Zdjęcie: Irina Danilowa

- Przed wojną mieszkałaś i pracowałaś w Rosji. Czy ta przeszłość Ci teraz przeszkadza?

- Nigdy nie ukrywałam, że mieszkałam w Moskwie i jestem świadoma, że niektórym Ukraińcom moja przeszłość przeszkadza. Ale w Rosji pisałam sztuki krytykujące istniejący reżim, a kiedy rozpoczęła się inwazja, natychmiast wyjechałam i teraz pracuję wyłącznie dla Ukrainy. Na świecie muszą istnieć agenci wpływu, dyplomacja kulturalna, a ja staram się być jak najbardziej przydatna.

Być może byłam naiwna, kiedy myślałam, że moje sztuki poświęcone reżimowi, wojnie, aneksji, stagnacji i protestom miały jakiś wpływ. Wpływ skończył się, gdy rząd uruchomił propagandę. Reżyserka Jewgenia Berkowycz i dramatopisarka Switłana Petrijczuk siedzą w więzieniu za teatr antyterrorystyczny. I to jest sygnał dla innych: "Zamknij się". Oczywiście, możecie mnie nienawidzić, ale to nie powstrzyma mnie od tego, co mogę robić dla Ukrainy. Czyli tworzenia teatru szybkiego reagowania. Czy hejterzy tego chcą, czy nie. Mam ukraińską tożsamość, jestem użyteczna i kocham swój kraj.

W Barcelonie grupa agresywnych Ukrainek zajęła miejsca na widowni, a po występie kobiety przyznały, że były bardzo poruszone tym, co zobaczyły. Przytuliłyśmy się i płakałyśmy razem. W ten sposób sztuka pokonała nienawiść.

Ukraina - mała dziewczynka

- Temat Trybunału Haskiego wymaga poważnej wiedzy na ten temat. Jakie były Twoje źródła?

- Po pierwsze, korzystałam z dokumentów z procesów norymberskich. Moi bohaterowie udają, że stracili pamięć, jak dawny współpracownik Fuhrera Rudolf Hess, krzyczą podczas przesłuchań, jak wpływowy nazista Hermann Göring, i przyznają się do winy, jak architekt Hitlera Albert Speer. Po drugie, czerpałam z wywiadów z osobami, które ucierpiały w wyniku rosyjskiej agresji lub były świadkami zbrodni. Po trzecie, konsultowałam się z urzędnikami państwowymi. Na przykład teraz piszę kontynuację "Hagi" - sztukę teatralną i książkę - i konsultuję się z Antonem Korynewyczem, ambasadorem w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, który jest odpowiedzialny za utworzenie specjalnego trybunału ds. zbrodni agresji ze strony Federacji Rosyjskiej. I uważnie śledzę wszystko, co robi i mówi Putin. Tak jak amerykańska pisarka Hannah Arendt obserwowała zbrodniarza Adolfa Eichmanna w prawdziwym sądzie, a następnie napisała "Banalność zła". Konstruuję sąd w mojej wyobraźni i cały czas obserwuję Putina. Mam brytyjskich oficerów wywiadu, prawników i prokuratorów.

Wyobraźmy sobie na przykład, że istnieją dowody na to, że na stoliku nocnym prezydenta Rosji znajduje się książka filozofa zła Iwana Iljina. I jest tam rozdział o Bachmucie jako ostatniej ważnej bitwie, którą trzeba wygrać. Czy pamiętacie bitwę pod Verdun, w której zginęło milion ludzi? Nasz wróg prowadzi taką samą wojnę na wyniszczenie, ponieważ przeczytał pseudofilozofię przed pójściem spać i jest pod wrażeniem.

- W swoim czasie amerykański serial "The Holocaust" dokonał tego, czego setkom inteligentnych głosów nie udało się osiągnąć przez ponad dwadzieścia lat. Niemcy obejrzeli ten film i w końcu zaczęli współczuć Żydom. Co możemy zrobić teraz, aby wpłynąć na zmęczony świat, aby o nas nie zapomniał i nam pomógł?

- Dziś globalny dyskurs wokół wojny na Ukrainie jest pod silnym wpływem wydarzeń w Strefie Gazy. Kiedy po białoruskich protestach wybuchła wojna w Ukrainie, powiedziałam, że wielka katastrofa pochłonęła mniejszą. Nie wiadomo, jak w tej globalnej katastrofie będzie wyglądała Ukraina. Naiwnością jest sądzić, że w środku ostrych wydarzeń sztuka rozwiąże wszystkie problemy. Bertolt Brecht i Thomas Mann, którzy byli antyfaszystami i pisali o okropnościach wojny, musieli uciekać przed Hitlerem i przeczekać ją w Stanach Zjednoczonych. Później "Matka Courage i jej dzieci", napisana przez Brechta w 1938 roku, stała się teatralną biblią, a "Doktor Faustus" Manna po raz pierwszy poruszył kwestię zbiorowej winy narodu.  

Jeśli mówimy o tym, jakie powinno być dzieło sztuki, aby oddziaływało na zagraniczną publiczność, to na pewno nie powinno być folklorystyczne, czy klasyczne. Musi to być nowoczesna, istotna forma, która jest interesująca nie tylko dla nas w Ukrainie, ale dla wszystkich.

Wydaje mi się, że wkraczamy w mroczne czasy, a w mrocznych czasach trzeba rozpalić wielkie ognisko. Dla mnie tym wielkim ogniskiem jest Haga. Skupiam się na pisaniu książki. Moja sztuka i książka są nie tylko o strasznym procesie, ale także o samej idei Ukrainy. Mała dziewczynka, która osądza złych bohaterów, to Ukraina. Jest krucha, wyemancypowana, europejska i bezbronna, ma głębokie poczucie własnej wartości i bardzo cierpi. Oto postać Ukrainy - ofiarna, płonąca, trochę naiwna, ale niezachwiana. Rodzaj nowej europejskiej Joanny d'Arc.

Ukraina to dziewczynka, w której wyobraźni rozgrywa się proces. Zdjęcie: Iryna Danilowa

20
min
Maria Syrczyna
Wojna w Ukrainie
Ekskluzywny
Liderka
Kultura
Sukcesy ukraińskich kobiet
false
true
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Marina Vroda: Nie lubię chodzić w ciasnych butach

W tym roku nazwisko Maryny Vrody pojawiło się na pierwszych stronach setek ukraińskich i międzynarodowych mediów. Jej film "Stepne" zdobył nagrodę dla najlepszego reżysera na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Locarno. To już drugie tak prestiżowe wyróżnienie dla twórczości Mariny Vrody - 12 lat temu, w 2011 roku, zdobyła Złotą Palmę na festiwalu w Cannes za film "Cross".

Marina ma 41 lat. Urodziła się i wychowała w Kijowie. Dzieciństwo spędziła w ostatnich latach Związku Radzieckiego i pierwszych latach niepodległej Ukrainy, a jej rozwój zawodowy przypadł na okres rewolucji oraz wojny.

Marina Vroda opowiada dla sestry.eu o ludziach złamanych przez system sowiecki, o swojej odmowie pracy w Rosji, o proteście i życiu za granicą.

Film "Stepne" to obraz transformacji ukraińskiego społeczeństwa z postsowieckiego w europejskie. Zdjęcie: archiwum prywatne

Złamani postsowieccy ludzie oczami reżyserki

Film Mariny Vrody Stepne opowiada historię starszego mężczyzny, który przyjeżdża na kilka dni do ukraińskiej wioski Stepne w obwodzie sumskim, aby odwiedzić umierającą matkę. Jest to historia kreatywnego człowieka, który ma talent malarski, ale nie jest w stanie go zrealizować. Bohaterem filmu jest nieprzeciętny człowiek, którego życie zostało ukształtowane przez system radziecki i postsowiecki, gdzie musiał być "taki jak wszyscy". Ale ta podróż sprawia, że spogląda wstecz i widzi swoje życie z innej perspektywy. Film Stepne opowiada o sensie istnienia i celu człowieka, mówi reżyserka:

- Chciałam opowiedzieć o tym w taki refleksyjny sposób, jakby to był dokument. Nasi rodzice są postsowieccy i wielu z nich jest załamanych. Nie pozwolono im zrobić kariery. Tak jak artysta Anatolij, który tak naprawdę nigdy nie był artystą choć o tym marzył. Ale miał pewien związek ze sztuką, więc nie mogę go nazwać nieszczęśliwym.

Oprócz tematów twórczego spełnienia i międzypokoleniowej interakcji, reżyser pokazuje wady porządku społecznego. "Stepne" to także obraz transformacji ukraińskiego społeczeństwa z postsowieckiego w europejskie. W swoim filmie reżyserka zastanawia się nad przyszłością i przeszłością nie tylko konkretnej osoby, ale także całego naszego kraju.

- Ten film opowiada o dziedzictwie, zarówno dosłownie, jak i w przenośni. O ludzkim dziedzictwie - co ja, jako człowiek, po sobie zostawiam? O dziedzictwie kulturowym. O dziedzictwie kraju - jakie społeczeństwo budujemy?

Vroda wierzy, że studiowanie własnej historii pomoże pozbyć się sowieckiej spuścizny:

- Wszystkie archiwa powinny zostać otwarte, musimy wiedzieć, co stało się z nami w czasach sowieckich, ponieważ jesteśmy z nimi bardzo związani.

Marina Vroda podczas Majdanu. Zdjęcie: archiwum prywatne

Urodzona buntowniczka

Pragnienie wyjścia poza schematy i niepodążania za nurtem jest dla reżyserki rodzajem stylu życia. Buntowała się od dzieciństwa, które przypadło na przełom lat 80. i 90. W tamtych czasach wszystko, co kreatywne i niezwykłe, prowadziło do społecznego odrzucenia:

- W szkole w Kijowie w latach 90. nie wolno mi było nosić rozpuszczonych włosów. Zawsze musiałam nosić warkocze. A ja się buntowałam - nosiłam legginsy i malowałam usta na brązowo. Musiałam znosić ten system, nie dało się go przezwyciężyć. Nie chciałam się dostosowywać. Musiałam z tym żyć. Porównuję to do chodzenia w ciasnych butach - palce się wyginają, boli, ale jakoś się chodzi.

Od dzieciństwa Vroda była buntowniczką. Zdjęcie: archiwum osobiste

Marina marzyła o robieniu filmów, ale poszła na studia prawnicze. Rodzice przyszłej reżyserki uważali bowiem kino za coś nieosiągalnego:

- Ludzie, którzy dorastali w systemie sowieckim, nie wiedzą, jak cię wspierać. Wszyscy byli więc bardzo sceptyczni. Mój sąsiad mawiał: "Twój tata nie jest Michałkowem (słynny radziecki i rosyjski reżyser filmowy - red.), gdzie możesz pójść, jesteśmy biedni". I ten nawyk biedy jest prawdziwym nawykiem. Marzenie o sztuce i robienie jej jest luksusem... Więc kino przyszło jako odpowiedź. Mogłem zostać przyjęty na wydział aktorski, ale nie podobało mi się to. Nie byłam gotowa poświęcić temu życia. Nie byłam też gotowa podporządkować się reżyserowi, którego nie lubiłam - to nie mój charakter. Teraz zdaję sobie sprawę, że tak samo jest w reżyserii - wszędzie są kompromisy.

"Mój Boże, dlaczego przyznali jej nagrodę?".

Marina Vroda stała się znana w 2011 roku, kiedy wygrała Festiwal Filmowy w Cannes. Jej film Cross zdobył Złotą Palmę. Był to jej pierwszy poważny projekt po ukończeniu Uniwersytetu w Kijowie zrealizowany z pasji, bez żadnego wsparcia ze strony państwa. Ten krótkometrażowy film, podobnie jak "Stepne", opowiada o sensie życia i transformacji postsowieckiego społeczeństwa. Na pierwszy rzut oka wygląda jak 15 minut lekcji wychowania fizycznego, ale to tylko forma, nie treść.

Film "Cross" zdobył Złotą Palmę. Cannes w 2011 roku

- "Film metaforycznie pyta, dokąd uciekamy od tej postsowieckiej przeszłości" - mówi Marina. "Podczas gdy wszyscy biegną, bo wszyscy to robią, tylko jedna osoba zatrzymuje się, by pomyśleć: "Dokąd biegniemy?".

Reżyser nazywa ten film wyzwaniem i przygodą:

- Kiedy miałem 28-29 lat, chciałem coś udowodnić tym filmem. Myślałem, że zrobię go za trzy i pół tysiąca euro, i pokażę wszystkim. W rzeczywistości istniały wtedy możliwości i pieniądze, ale po prostu dla mnie nie były dostępne. Gdy ja w czasach studenckich kręciłam na własny koszt, pieniądze z budżetów na filmy rozkradano na potęgę. Irytowała mnie ta kompletna bierność - nikt nie chciał niczego zmieniać. Pomyślałem, że może nie uda mi się zmienić systemu, ale zrobię film artystyczny, a potem pójdę w komercję. Żeby zarobić pieniądze, a nie pozostać artystką kina artystycznego.

Niespodziewany sukces filmu krótkometrażowego nie pozwolił jednak reżyserce zrealizować swoich planów. "Złota Palma" przyniosła jej nie tylko uznanie na arenie międzynarodowej, ale także ostrą krytykę w kraju:

- Chciałam zrobić produkt wysokiej jakości, jakiś przyzwoity serial telewizyjny, zarobić dobre pieniądze i poczuć się pewnie w swoim zawodzie, ale potem odniosłam zwycięstwo na Festiwalu Filmowym w Cannes. Z jednej strony krytykowano mnie, ponieważ niektórzy koledzy uważali, że film nie zasługuje na nagrodę: "Mój Boże, dlaczego dali jej nagrodę?". A kiedy chciałam dostać pracę, słyszałam: "Musisz teraz robić własne filmy". Powiedziałam: "Dobrze, ale czy dacie mi na to pieniądze?". Obiecali mi połowę, ale zasugerowali, żebym poszukała reszty w Europie. Wyjaśnili, że mam trudny charakter, że jestem bardzo skomplikowana i inwestowanie w moją sztukę wiąże się z ryzykiem.

Być sobą

W 2014 roku Marina Vroda przeprowadziła się do Niemiec. Tam otrzymała stypendium naukowe i częściowe finansowanie na film "Stepne". Zdjęcia rozpoczęły się w 2017 roku - z przerwami i zmianami w ekipie - i trwały kilka lat. Przyznaje, że był to trudny okres w jej życiu. W szczególności z powodu ostrej krytyki:

- Mówią, że to ty podjąłeś decyzję o wyjeździe za granicę. Jaki miałem wybór? To był bardzo trudny wybór - albo zniknąć, albo zacząć pić. Wyjazd to była bardzo dobra ucieczka od upokorzenia, jakim było stanie się sławnym, ale bez pieniędzy i pracy. I gdy nikt ci niczego nie oferuje.

Marina Vroda uczestniczy w wiecu poparcia dla Olega Sencowa. Berlin, 2015. Zdjęcie: archiwum prywatne

Właśnie wtedy ostatni raz wyjechała do Rosji. Było to w 2015 roku. Wówczas Vroda odmówiła przyjęcia nagrody na festiwalu Кіношок, protestując przeciwko bezprawnemu skazaniu ukraińskiego filmowca Olega Sentsova. Na ceremonię zamknięcia przyniosła plakat wspierający kolegę, ale został on zabrany przez ochronę:

- Pojechałam do Rosji, ponieważ myślałem o pewnego rodzaju solidarności z moimi tamtejszymi kolegami. Wciąż wierzyłam, że jest to możliwe.

Myślałam, że moi koledzy czegoś nie rozumieją. Potem zdałam sobie sprawę, że rozumieją wszystko. W tamtym czasie myślałam, i teraz brzmi to bardzo naiwnie, że moim gestem mogę zachęcić rosyjskich kolegów do protestu.

Filmowczyni wspomina, jak kiedyś Rosja przyciągała utalentowanych Ukraińców z różnych dziedzin, w tym ją samą. Jednak Marina Vroda inaczej widziała swoją przyszłość:

- 12 lat temu zaproponowano mi nakręcenie filmu w Rosji. Mogłam się zgodzić, ale zostałabym rosyjską reżyserką. Ale uważałam, że Ukraina to Europa. Jestem jej częścią i buduję ją własnymi rękami.

Film nie pozwala się poddać

Postprodukcja "Stepne" przypadłą na czas rosyjskiej inwazji na pełną skalę. I podobnie jak w 2014 roku, Marina Vroda musiała ponownie opuścić swój rodzinny kraj.

- Kiedy pojechałam po raz pierwszy, w 2014 roku, miałam w kieszeni 500 euro i nic więcej. To szaleństwo, nie radzę nikomu tego robić. Za drugim razem nie chciałam nigdzie jechać, ale słyszałam te eksplozje w Kijowie, widziałam, że mój pies po prostu nie wychodzi spod łóżka, moja mama ma cukrzycę - i myślałam, że apteki zostaną zamknięte.

Ojciec reżyserki nie dał się przekonać do opuszczenia Kijowa. Powiedział, że wszystko skończy się za kilka dni.

- Pozostawienie ojca było dla mnie bardzo nieprzyjemne i bolesne. Najgorsza była myśl, że go nie zobaczę, że coś się stanie. Czułam się, jakbym go porzuciła. Miałam straszne poczucie winy - mówi reżyserka.

Jedyną rzeczą, która powstrzymywała mnie przed poddaniem się, był film - trzeba go było skończyć.

- Powiedziałam sobie, pomyśl o zespole, musimy spłacić nasze długi, musimy skończyć film. To mnie w pewnym stopniu uratowało.

Marina Vroda nie tylko stworzyła "Stepne", ale także zdobyła zawód producentki filmowej. Ostatecznie film został finansowo wsparty przez cztery kraje: Ukrainę, Niemcy, Polskę i Słowację.

Być częścią społeczeństwa w transformacji

Dziś Marina Vroda ma wiele planów. Życie za granicą, międzynarodowe kontakty, znajomość języków i doświadczenie w produkcji pomoże rozwinąć ukraińskie kino - reżyserka jest tego pewna:

Potrafię łączyć ludzi, produkować i wspierać inicjatywy filmowe

Jej własne życie za granicą, doświadczenia ukraińskich kobiet, które zostały zmuszone do wyjazdu za granicę z powodu wojny, opuszczenia kraju, wzięcia odpowiedzialności za swoje dzieci i rodziców oraz nauczenia się życia w nowy sposób, mają stanowić temat kolejnego filmu:

- Mamy pomysł. Roboczy tytuł brzmi teraz tak: "Czy mogę spędzić noc u ciebie?". To jest projekt o tym doświadczeniu naszych kobiet i Europejczyków, którzy nas wszystkich spotkali. Nie mogę jeszcze wiele powiedzieć. Tylko kilka szczegółów: to historia kobiety, która pewnego dnia opuszcza dom tylko z walizką i wraca tam wiele lat później. To film o utracie domu i powrocie do niego, o walce pokolenia, które przyszło na Majdan w 2014 roku, i poszło na wojnę.

Dla Mariny Vrody ważne jest, aby być częścią transformacji naszego społeczeństwa z postsowieckiego na europejskie. Podkreśla, że dziś teraz budowane są filary, które będą wspierać "most" naszej europejskiej przyszłości - i ważne jest, aby mieć czas na ich solidne i prawidłowe ułożenie. Z tymi europejskimi wartościami wolności jednostki, szacunku dla kreatywności i różnorodności oraz zachowania różnorodności kulturowej.

20
min
Tetiana Litwinowa-Michałonok
Wojna w Ukrainie
Kultura
Pomoc dla wysiedleńców
Bezpieczeństwo
Depresja
false
false
Poprzednie
1
Następne
8 / 9
Diana Balynska
Anastasija Bereza
Julia Boguslavska
Oksana Zabużko
Timothy Snyder
Sofia Czeliak
New Eastern Europe
Darka Gorowa
Ілонна Немцева
Олександр Гресь
Tereza Sajczuk
Iryna Desiatnikowa
Wachtang Kebuładze
Iwona Reichardt
Melania Krych
Tetiana Stakhiwska
Emma Poper
Aldona Hartwińska
Artem Czech
Hanna Hnatenko-Szabaldina
Maria Bruni
Natalia Buszkowska
Tim Mak
Lilia Kuzniecowa
Jędrzej Dudkiewicz
Jaryna Matwijiw
Wiktor Szlinczak
Dwutygodnik
Aleksandra Szyłło
Chrystyna Parubij
Natalia Karapata
Jędrzej Pawlicki
Roland Freudenstein
Project Syndicate
Marcin Terlik
Polska Agencja Prasowa
Zaborona
Sławomir Sierakowski
Oleg Katkow
Lesia Litwinowa
Iwan Kyryczewski
Irena Tymotiewycz
Odile Renaud-Basso
Kristalina Georgiewa
Nadia Calvino
Kaja Puto
Anna J. Dudek
Ołeksandr Hołubow
Jarosław Pidhora-Gwiazdowski
Hanna Malar
Paweł Bobolowicz
Nina Kuriata
Anna Ciomyk
Irena Grudzińska-Gross
Maria Cipciura
Tetiana Pastuszenko
Marina Daniluk-Jarmolajewa
Karolina Baca-Pogorzelska
Oksana Gonczaruk
Larysa Poprocka
Julia Szipunowa
Robert Siewiorek
Anastasija Nowicka
Śniżana Czerniuk
Maryna Stepanenko
Oleksandra Novosel
Tatusia Bo
Anastasija Żuk
Olena Bondarenko
Julia Malejewa
Tetiana Wygowska
Iryna Skosar
Larysa Krupina
Irena De Lusto
Anastazja Bobkowa
Paweł Klimkin
Iryna Kasjanowa
Anastazja Kanarska
Jewhen Magda
Kateryna Tryfonenko
Wira Biczuja
Joanna Mosiej
Natalia Delieva
Daria Górska
Iryna Rybińska
Anna Lisko
Anna Stachowiak
Maria Burmaka
Jerzy Wojcik
Oksana Bieliakowa
Ivanna Klympush-Tsintsadze
Anna Łodygina
Sofia Vorobei
Kateryna Kopanieva
Jewheniia Semeniuk
Maria Syrczyna
Mykoła Kniażycki
Oksana Litwinenko
Aleksandra Klich
Bianka Zalewska

Wesprzyj Sestry

Zmiana nie zaczyna się kiedyś. Zaczyna się teraz – od Ciebie. Wspierając Sestry,
jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Wpłać dotację
  • YouTube icon
Napisz do redakcji

[email protected]

Dołącz do newslettera

Otrzymuj najważniejsze informacje, czytaj inspirujące historie i bądź zawsze na bieżąco!

Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.
Ⓒ Media Liberation Fund 2022
Strona wykonana przez
Polityka prywatności• Polityka plików cookie • Preferencje dotyczące plików cookie