Exclusive
20
min

Dziesięć najlepszych ukraińskich filmów na Netfliksie

Współpracę z ukraińskimi producentami filmowymi Netflix rozpoczął dopiero niedawno. Jednak liczba ukraińskich filmów na tej platformie szybko rośnie

Jarosław Pidhora-Gwiazdowski

Coraz więcej ukraińskich filmów jest w serwisie Netflix

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Do 2022 r. o Ukrainie na Netfliksie jedynie wspominano. Tak było na przykład w amerykańskim filmie „W strefie wojny” oraz w serialach dokumentalnych „Arsenał szpiega” i „Iwan Groźny z Treblinki”. Po raz pierwszy serwis streamingowy zainwestował w stworzenie profesjonalnego dźwięku do ukraińskiego filmu dokumentalnego „Winter on Fire:Ukraine’s Fight for Freedom”, a następnie sfinansował nakręcenie francuskiego filmu „Ostatni najemnik” w Kijowie. W 2021 r. Netflix przeznaczył 820 tys. dolarów na konkurs dla ukraińskich filmowców.

Wszystko zmieniło się po rozpoczęciu przez Rosję inwazji na pełną skalę — i nieoczekiwanej reakcji Ukrainy na tę napaść. W ciągu ostatnich dwóch lat Netflix kupił dziesiątki ukraińskich filmów i seriali telewizyjnych, które wygenerowały 4 miliony godzin oglądania w pierwszej połowie 2023 roku, wchodząc tym samym na szczyt światowych rankingów.   

1.  Pamfir  
2. Luksemburg, Luksemburg
3. Zima w ogniu
4. Klondike
5. Seks, insta i ZNO
6. Snajper. Biały kruk
7. Moje myśli są ciche
8. Nosorożec
9. Pracuję na cmentarzu
10. Swingersi

Pamfir (2022). Reżyser: Dmytro Sukholitkyi-Sobchuk

Gdybym miał wybrać film, który powinien reprezentować Ukrainę, prawdopodobnie byłby to ten film. To rzadki przykład kina gatunkowego w Ukrainie i godny przykład kina gatunkowego dla świata: rewizjonistyczny dramat kryminalny o naszej teraźniejszości, który ujawnia korupcję w urzędzie celnym, tuszowanie przez rząd przemytu papierosów i powiązania policji z gangami. Jednocześnie film łączy wątki społeczne z artystycznymi — i to właśnie czyni „Pamfir” tak wyjątkowym. Biedne i pełne napięć życie przygranicznych wiosek, w których ludzie zmuszeni są łamać prawo, by przeżyć, nie przeszkadza im namiętnie kochać, być szaleńczo odważnymi i celebrować swoje święta z mistycznym pięknem i uniwersalnym rozmachem. Aby widz mógł w pełni skonsumować to danie, delektować się nim, reżyser wymyślił oryginalny sposób jego podania. Kamera nieustannie podąża za głównym bohaterem, Pamfirem, zatrzymując go w kadrze, obracając się wokół niego, biegnąc za nim przez las. Ten ruch jest swego rodzaju obrazem egzystencji bohatera. Tylko bieg, dokończenie tego, co zacząłeś, może cię uratować. I w końcu tak się dzieje.

Luksemburg, Luksemburg (2022). Reżyser: Antonio Lukić

Komedia inteligentna. A gdy jest inteligentna, to koniecznie musi być czarna, ponieważ nie da się śmiać inteligentnie bez sarkazmu czy ironii. W "Luksemburgu...” Lukić wykorzystuje cały arsenał śmiechu do stworzenia dramatycznej komedii i bardzo potrzebnej samokrytyki, którą Polacy, już dawno opanowali. Ukraiński dramat jest unikalny we wszystkim. W dowcipie, który bawi się surżykami głównych bohaterów, ich niechlujstwem i niezdarnością. I w wyjątkowości głównych aktorów, braci bliźniaków Ramila i Amila Nasirowych, którzy nigdy nie byli aktorami, lecz muzykami, a mimo to reżyser był w stanie sprawić, że na ekranie wypadają bardzo naturalnie. I w samej historii, która jest głęboka w czasie i rozległa w przestrzeni, poczynając od lat 90., przeskakując do  2010 roku, a następnie przenosząc się z Ukrainy do kraju ogłoszonego w napisach. Pomysłowy, homerycznie zabawny, bardzo słodki i chwytający za serce, "Luksemburg, Luksemburg" jest jednym z najlepszych ukraińskich filmów ery po uzyskaniu niepodległości.

Zima w ogniu (2015). Reżyser: Jewgienij Afineevsky

Pierwszy ukraiński film dokumentalny nominowany do Oscara — i jeden z pierwszych, który wziął udział w wyścigu na Netfliksie o Oscara. Netflix pomógł Ukrainie opowiedzieć lepszym i donośniejszym głosem historię Majdanu i oporu narodu ukraińskiego wobec samowoli autokratycznego prezydenta na usługach Rosji. Materiał filmowy, nakręcony przez wielu kamerzystów, gdy zaangażowanie Netflixa stało się możliwe, został zmontowany zgodnie ze wszystkimi standardami profesjonalnego kina. Właśnie dlatego "Zima w ogniu" jest tak potężna. W imponujący sposób pokazuje prawdę, siłę i dumę, z jaką zorganizowano Majdan, wyjątkową i przełomową rewolucję w historii świata, wymownie nazywaną Rewolucją Godności. Wyczuwając, że Ukraina wymyka mu się z rąk, Putin natychmiast po zwycięstwie Ukraińców na Majdanie rozpoczął wojnę przeciwko Ukrainie, anektując Krym i okupując część wschodniej Ukrainy. "Zima w ogniu" opowiada o pierwszym etapie tej wojny, o pokonaniu zła, które potem, w 2014 roku, znów zaczęło podnosić głowę.

Klondike (2022). Reżyser: Marina Er-Gorbach

Nic dziwnego, że ten film również opowiada o wojnie. A raczej jest o wojnie. Fabuła, sprowokowana zbrodniczym i tragicznym zestrzeleniem Boeinga 737 malezyjskich linii lotniczych, opowiada historię małej wioski w Donbasie, przez którą przechodzi broń, której użyto do tego zestrzelenia — rosyjski przeciwlotniczy system rakietowy Buk. W wiosce mężczyzna stara się uniknąć wstąpienia do armii separatystów. Jego bratu się to nie udało, a jego żona wkrótce urodzi. Ten koszmar udziela się także widzowi, który wiedziony sprawną ręką reżysera ogląda wszystko "tu i teraz". Cały dramat rozgrywa się niemal w teatralnej scenerii: kamera nie porusza się zbyt często, a każda scena dzieje się w jednym kadrze. Przygnębienie i groza są odczuwalne od początku do końca.

Seks, Instagram i ZNO (2020). Reżyser: Antonio Lukic

Jeden z niewielu ukraińskich seriali, który w ogóle da się oglądać. A głównie dlatego, że zaproponowano go Lukiciowi, autorowi jeszcze wtedy nienakręconego "Luksemburga…", ale już nakręconego filmu "Moje myśli są ciche". Specyficzny humor, odwaga pracy w pustej niszy kina i dobry efekt. 12-odcinkowy serial zawdzięcza swoją jakość Pawłowi Ostrikowi, znanemu z dwóch wyjątkowych filmów krótkometrażowych: "Problem'97" i "Mia Donna". Napisał on scenariusz serialu w języku ukraińskim, co było rewolucyjną rzeczą w zrusyfikowanym świecie seriali telewizyjnych w Ukrainie. A sam scenariusz Ostrikowa daje "efekt wow". Opowiadając historię współczesnej szkoły, serial nie unika zakazanego wcześniej na ekranie obscenicznego słownictwa. Starsi uczniowie używają slangowych słów z lekkimi przekleństwami w języku ukraińskim — czyli mówią tak, jak mówią ich odpowiednicy w rzeczywistości. Pierwotnie serial był emitowany na platformie "1+1 Video".

Snajper. Biały kruk (2022). Reżyser: Marian Bushan

Pomimo dość druzgocącej i czasami słusznej krytyki, film ten jest nadal dobrym świadectwem zarówno rozwoju kina ukraińskiego, jak trwającej wojny. Nakręcony przed inwazją, a pokazany sześć miesięcy po jej rozpoczęciu "Snajper. Biały kruk”, znalazł się w trudnej sytuacji, gdy uchodźcy masowo uciekali z Ukrainy. Publiczność i ci, którzy pozostali, nie byli zbytnio gotowi na oglądanie filmu o wojnie, która działa się w rzeczywistości, więc nie było jeszcze czasu na refleksję. Twórcy postawili jednak na swoim, dzieląc swój film na część dramatyczną i heroiczną, minimalnie wzbogacając obie o patos, co jest uzasadnione, biorąc pod uwagę temat, czas i miejsce projekcji. Bo w czasie wojny Ukraińcy, jak każdy naród w sytuacji ataku agresora, potrzebują wsparcia, zastrzyku pozytywnych emocji, zapewnień o zwycięstwie i odwecie na wrogu. O tym właśnie jest "Snajper. Biały kruk", w którym bohater, zwykły nauczyciel, zmuszony jest chwycić za broń, by pomścić zabitą przez separatystów żonę i rozpocząć walkę o odzyskanie ojczyzny. Film zasługuje na określenie "jeden z najlepszych ukraińskich filmów na Netfliksie".

Moje myśli są ciche (2019). Reżyser: Antonio Lukić

"Ukraińska inteligentna komedia" zaczęła się od filmu "Moje myśli są ciche". Jeszcze przed "Luksemburg, Luksemburg” Lukić nakręcił spokojną komedię arthouse'ową, która zyskała duży rozgłos, stając się jednym z najbardziej dochodowych filmów roku (zarabił 10 milionów hrywien). Dramatyczno-komediowy film o facecie, który nagrywa śpiew ptaków, jego matce, która rozmawia z nim jak z dzieckiem, i ich podróży do zachodniej Ukrainy jest przełomem społecznym i gatunkowym. I chodzi tu nie tyle o dramaturgię relację mężczyzny z matką, ile o sposób ich komunikowania się, dzięki któremu komedia zyskuje posmak absurdu. Duet Andrija Ligadowskiego i Irmy Witowskiej-Wanc jest zabawny i smutny zarazem. Stworzył nowy typ postaci ekranowych, rozwinięty przez "Luksemburg...”. Humor bez śmiechu, mistrzostwo aktorskie, świetna ścieżka dźwiękowa, zdjęcia i fantastyczna praca kolorysty-scenografa — wszystko to sprawiło, że film stał się topowym w ukraińskim kinie, przykładem do naśladowania i źródłem profesjonalnej dumy, co zostało dowiedzione pokazami w wielu krajach i zakupem filmu przez HBO Europe.

Nosorożec (2022). Reżyser: Oleg Sentsov

Przełomowy film dla wszystkich Ukraińców i dla samego reżysera-amatora, który wcześniej nakręcił tylko jeden film, "Hamer" — dość zauważalny i interesujący, pomimo braku profesjonalizmu. Drugi film, "Nosorożec", który powstał na początku 2010 roku, został odłożony na jakiś czas, aż w 2014 roku wybuchła wojna rosyjsko-ukraińska. Potem został odłożony na jeszcze dłuższy czas, bo Oleg Sencow został zatrzymany na Krymie przez FSB, skazany w Rosji i uwięziony w kolonii o zaostrzonym rygorze. Zwolniono go dopiero po 5 latach, po wymianie na rosyjskich przestępców. Sencowowi udało się „Nosorożca” — twardy i szczery film o burzliwych latach 80. i 90. XX wieku, o rozkwicie przestępczości, wśród której bohater rodzi się, rośnie i staje się bossem. Jednym z głównych sukcesów filmu jest szczegółowe odtworzenie materialnego świata tamtych czasów. Kolejnym sukcesem jest odtwórca głównej roli, Serhij Filimonow, który podobnie jak Sencow jest amatorem. Jego osobiste doświadczenie bojowe jako aktywisty i weterana ATO pomogło mu wejść w rolę. Film miał premierę 17 lutego 2022 r. 24 lutego, kiedy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, zarówno Sencow, jak Filimonov poszli na wojnę — i nadal walczą.

Pracuję na cmentarzu (2022). Reżyser: Alexey Taranenko

Kolejny dramat kryminalny, ale oparty na częściowo autobiograficznej i niezwykle popularnej książce Pawła Belianskiego, ma kilka przyjemnych gatunkowych inkluzji — mistycznych i komediowych. Główny bohater, pracownik cmentarza Ołeksandr (Witalij Salij), zaczyna widzieć zmarłych. A jego praca, polegająca na zarabianiu pieniędzy przez zawyżanie cen nagrobków i działek cmentarnych, stopniowo staje się czymś raczej przerażającym niż dochodowym. Do tego dochodzi problem z jego owładniętej obsesjami córką i… duchem syna. Niezbyt nowatorski fabularnie — filmy o duchach kręci się na świecie od stu lat — „Pracuję na cmentarzu” okazał się aktualny i oryginalny, z mnóstwem dowcipów.

Swingersi (2018). Reżyser: Anreise Ekis

Bezpretensjonalna fabuła tego niezwykłego filmu opowiada o tym, jak dwie rodziny decydują się na wymianę partnerów. Ukraińcy, być może najwięksi hipokryci w Europie, pokazują wszystkie swoje kompleksy, ujawniając to, co boli, czyli to, czego chcą, ale czego nie mają. "Swingers", film zabawny do łez, stał się ważnym projektem kreatywnym i biznesowym. Połączenie fabuły, przetestowanej już na Litwie, z dobrymi aktorami (Ołeksij Wertyński, Mychajło Kukujuk, Wiaczesław Dowżenko) i gwiazdami show-biznesu (Dasza Astafjewa, Olga Poliakowa), przy minimalnym budżecie i prostym filmowaniu dało oszałamiający wynik.

Film nie tylko zarobił w tamtym czasie dużo pieniędzy, ale także zasłużył na sequel.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarz, krytyk filmowy, scenarzysta. Został opublikowany w ponad 60 czasopismach, gazetach i stronach internetowych. Opublikował ponad 3 tysiące materiałów. Był redaktorem działu „kina” w magazynie „SHO”, w magazynie „Cinema Digest” był redaktorem naczelnym, a także w ukraińskim przedstawicielstwie międzynarodowego magazynu Total Film. W 2015 roku rozpoczął festiwal „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu festiwalu „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu Związków Krytyków Filmowych Ukrainy, festiwalu „Tydzień Krytyków Filmowych”, a później — w tworzeniu nagrody Związku Krytyków Filmowych „Kinokolo”. W 2021 roku był współtwórcą Korosten Street Film Festival. W 2020 roku napisał scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego wojskowego filmu akcji „Prawo do zemsty” (we współpracy z Julią Czerniawską), aw 2021 roku scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego kryminalnego thrillera erotycznego „Klucze do piekła i raju”. Członek Związku Krytyków Filmowych Ukrainy, Ukraińskiej Akademii Filmowej, Związku Dziennikarzy Ukrainy.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

To właśnie od tego – od piękna, które trwa, od kobiecości, która nie znika nawet pod ostrzałem, i od wewnętrznej siły, która pachnie perfumami – rozpoczęła się nasza rozmowa.

Rymma Ziubina w Warszawie. Zdjęcie: Sestry

Teraz wszyscy jesteśmy tacy prawdziwi

Diana Balynska: – Co dzisiaj oznacza dla Pani być piękną?

Rymma Ziubina: – Być prawdziwą. Cieszę się, że standardy typu: „90-60-90” nie dominują już tak bardzo. Na początku wojny często mówiono mi: „Wszyscy jesteście teraz tacy prawdziwi”. I to prawda. Łzy w kadrze, kiedy są prawdziwe, widać od razu. Nie da się ich pomylić ze sztucznymi. I właśnie w tej szczerości tkwi prawdziwe piękno.

Czy dbanie o siebie, ta „czerwona szminka”, pomaga nam, kobietom, w sytuacjach kryzysowych?

Oczywiście! Dbanie o siebie, higiena – to pierwsze, o czym mówili psychologowie od początku inwazji. Jeśli nie brałaś prysznica od trzech dni, to jest to niepokojący sygnał. I to nie dlatego, że nie masz dostępu do wody, ale dlatego, że leżysz i nie możesz nic zrobić – a to objaw depresji. Dbanie o siebie to forma samoorganizacji. Oznacza, że przynajmniej coś kontrolujesz. To działanie, a działanie to życie.

Poza tym w każdej sytuacji pozostajesz kobietą. Pamiętam, jak byłam już w szlafroku, gdy rozległ się alarm. Zamierzałam założyć piżamę, ale zdecydowałam: nie, potrzebuję czegoś, w czym w razie czego będę mogła wybiegnąć. I najładniejszej bielizny – tak na wszelki wypadek... Zajrzałam do koszyka i zaczęłam przeglądać: „To? Nie. O! To już lepiej”.

Na Majdanie, gdy było strasznie, miałam tę samą zasadę: tylko najlepsza bielizna, żeby nikt nie śmiał powiedzieć, że na Majdanie są same bezdomne i „ubogie” kobiety – jak pisały rosyjskie media. To taka cienka granica między śmiesznym a strasznym

Jest jakaś rzecz czy rytuał, bez których nie wychodzi Pani z domu?

Perfumy. Bardzo kocham perfumy. Nawet w walizce ewakuacyjnej miałam dokumenty, maski z czasów pandemii, szminkę nie zawsze – ale i perfumy, które były tam obowiązkowo. Wciąż je zmieniam. Kocham nowe zapachy, eksperymenty.

Skoro mówimy o pięknie w czasach wojny: co dla Pani oznacza wygląd zewnętrzny i wewnętrzna siła?

Piękno to działanie. Nie wygląd zewnętrzny, nie piękne słowa, ale czyny. Tak jak miłość – nie jest rzeczownikiem, ale czasownikiem. Działanie i słowo. Kochać to działać. Tak samo jest z pięknem – to autentyczność i siła ducha.

Wspieram ukraińskich producentów, którzy dbają o naszą zewnętrzną urodę, ponieważ to, jak obecnie działa produkcja w warunkach wojny, również świadczy o niezłomności. Na przykład bardzo lubię i wspieram firmę Wiosna, która produkuje kosmetyki na bazie naszych ukraińskich ziół. Wszystko jest wytwarzane w Ukrainie, w warunkach zatrzymania produkcji podczas przerw w dostawach prądu i alarmów powietrznych. Po nieprzespanych nocach, po ostrzałach i bombardowaniach dziewczyny przychodzą rano do pracy i pracują. Właścicielka Wiosny, Inna Skarżyńska, jest mamą czworga dzieci; podczas wojny adoptowała jeszcze jednego chłopca. Jej sklepik i zakład w Buczy zostały doszczętnie zniszczone przez rosyjskich żołnierzy. A ona wszystko odbudowała, tyle że już we Lwowie.

To jest właśnie piękno.

Piękno ludzi, którzy szyją, pieką chleb, robią najsmaczniejszą pizzę we Lwowie – kiedy mężczyźni są na froncie lub właśnie z niego wrócili

Ostatnie wzruszające pokazy Ukrainian Fashion Week w Kijowie, kiedy na wybieg wyszli chłopcy po amputacjach i z protezami, były o tym samym. To nasi bohaterowie, którzy za cenę własnego zdrowia dają nam spokojne życie. Musimy brać pod uwagę wasze potrzeby – w modzie, architekturze, życiu codziennym.

Niedawno do naszego Lwowa, do Teatru Narodowego im. Marii Zańkowieckiej, przyjechali chłopcy, którzy przechodzą rehabilitację w centrum SuperHumans. Przygotowywaliśmy się do ich wizyty, przegadaliśmy szczegóły – czy jest podjazd, gdzie będzie im wygodniej siedzieć, gdzie ustawić wózki inwalidzkie.

Z weteranami z SuperHumans. Zdjęcie: archiwum prywatne

Już w 1995 roku, na festiwalu teatralnym w Edynburgu, widziałam, jak pierwsi w sali pojawili się ludzie na wózkach inwalidzkich. Przygotowano dla nich specjalne miejsca, i to nie z boku, skąd kiepsko widać, ale w środku pierwszego rzędu. Na świecie to działa od dawna, nie trzeba niczego wymyślać. Tyle że trzeba to zrobić pilnie.

Twarz bez zbędnych manipulacji

Czy rozumienie piękna się zmieniło? Obecnie często kojarzy się piękno z ingerencją – botoksem, wypełniaczami, plastyką...

Mamy tu dobre światło, możesz mnie sobie obejrzeć [śmiech]! Jest nawet anegdota wśród filmowców: „Słyszałem, że się ożeniłeś. Żona jest ładna?” – „To zależy, jak ustawić światło”.

Sama nie uciekam się do manipulacji estetycznych – trzymam się do ostatniej kropli krwi. Nie obiecuję, że tak będzie przez całe życie, ale na razie nie czuję takiej potrzeby.

Nawiasem mówiąc, na stronach castingowych, gdzie poszukuje się aktorek, coraz częściej pojawia się fraza: „Twarz bez zbędnych manipulacji”. To oczywiście kwestia indywidualnego wyboru kobiety. Ale jest też strona finansowa. Jeśli kobieta dokonuje darowizn, to mimowolnie sobie przelicza [koszty takich zabiegów]: jeden „zastrzyk” to trzy-pięć tysięcy hrywien. A potem znowu. Teraz jest to więc również kwestia priorytetów.

Jak postrzega Pani swój wiek? Czy Pani nastawienie do siebie zmienia się z upływem lat? Spotkała się Pani z przejawami ageizmu w swojej profesji?

W wieku 36 lat miałam już na koncie trzy role babci [śmiech]. Potrzebne do nich były twarze medialne, a wtedy takich twarzy nie było zbyt wiele. Ale ogólnie podchodzę do swojego wieku zupełnie spokojnie. Nie próbuję wskoczyć do ostatniego wagonu i sztucznie zatrzymać czas. Moje podejście do życia zmienia się, podobnie jak moje pragnienia.

Kiedy miałam 25 lat, wydawało mi się, że można zmienić świat – nawet poprzez zawód aktora. Dzisiaj już wiem, że nie

Chociaż... Dzisiaj podeszła do mnie kobieta i powiedziała: „Dwa lata temu, po rozwodzie, byłam całkowicie załamana. Spotkanie z panią tak mnie zainspirowało, że ponownie wyszłam za mąż”. Takie chwile są bardzo wzruszające.

Jeśli chodzi o ageizm – oczywiście, że istnieje. Obecnie mam niewiele ról filmowych, ponieważ nie gram młodych kobiet, a ról dla kobiet w moim wieku w kinie jest niewiele – nie tylko w Ukrainie, ale i na całym świecie. Jeśli Sharon Stone mówi, że w Hollywood po 45. roku życia nie piszą już dla ciebie scenariuszy i nie kręcą cię, to co ja mogę powiedzieć? Na szczęście jest teatr, w którym jestem potrzebna.

W garderobie. Zdjęcie: Disy Garby

Wiele starszych Ukrainek, które wyjechały do Polski, również spotyka się z ageizmem. Co by Pani poradziła takim kobietom, które po przeprowadzce, utracie kariery, części swojej tożsamości nie mogą odnaleźć siebie?

Nie mam już zbyt wielu rad. Trudno doradzać, kiedy się nie doświadczyło czegoś samemu. Ale widzę, że nawet w Ukrainie niektóre firmy zaczynają doceniać pracowników w starszym wieku. Tłumaczą swój wybór na korzyść pań po pięćdziesiątce tym, że oprócz doświadczenia zawodowego w tym wieku kobieta koncentruje się już na pracy, podczas gdy młodą dziewczynę czeka jeszcze małżeństwo, narodziny dzieci – co dla pracodawcy oznacza urlopy macierzyńskie, zwolnienia lekarskie, nieobecności w pracy.

Pamiętam siebie jako młodą pracującą mamę: dziecko ma gorączkę, a ja całuję je, ale biegnę do teatru. Biegnę i płaczę, bo rozumiem, że żadne przedstawienie nie jest tego warte. Ale idę, bo czuję się zobowiązana. Bo nie mogę jeszcze stawiać warunków i odwoływać przedstawień.

Jestem przekonana, że 50 lat to wspaniały czas, by przypomnieć sobie o sobie, o swoich niespełnionych marzeniach. Jeśli twój zawód pokrywa się z hobby, tak jak u mnie, to jest to dar

Jednak wiele kobiet całe życie poświęca tylko pracy i dlatego zapomniały, czego kiedyś chciały. A warto sobie przypomnieć: „Marzyłam, by nauczyć się włoskiego” albo: „Kiedyś chciałam tańczyć”. I warto to zrobić. Nawiasem mówiąc, serial „Lusia stażystka”, w którym zagrałam, jest hymnem kobiet po 50. Pod koniec 2021 roku otrzymałam nawet nagrodę za ten projekt, która nosi nazwę „Precz ze stereotypami roku”.

Wojna to nie tylko czołgi i zgliszcza

Często bywa Pani za granicą. Czy można tam jakoś rozpoznać Ukrainkę na ulicy wśród innych kobiet?

Wie pani, podczas podróży ze mną jest jak ze sportowcami, którzy widzą tylko lotniska, hotele i halę sportową. Ja mam tak samo, tylko zamiast hali sportowej jest sala kinowa albo teatralna [śmiech]. Ale przypomniało mi się, jak nasz ukraiński kierowca we Włoszech, gdzie kręciliśmy „Gniazdo gołębicy”, a w kadrze było może z dziesięć ukraińskich dziewczyn, podszedł pod koniec zdjęć: „Pani Rymmo, ja pani nie rozpoznałem! Jest pani dokładnie taka, jak te dziewczyny, które co tydzień tu wożę – tak samo ubrana, z taką samą torebką”. To był komplement – że jestem prawdziwa, jak ta emigrantka zarobkowa, którą gram w filmie. I nie chodzi nawet o ubranie. W filmie, w tych scenach z pierwszego okresu bohaterki we Włoszech, mam nawet inne oczy.

Oczy nas zdradzają. Spojrzenie. Smutek. Przerażenie. Niepewność. Nie chcę nikogo obrazić. Chcę tylko, żeby oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia.

Podczas wystąpienia publicznego. Zdjęcie: Ołeksandr Senko

A gdyby dzisiaj musiała Pani zagrać migrantkę zarobkową, to jak wyglądałaby ta postać?

Bardzo podobnie. Już wtedy pytano mnie: „Przeżyła pani coś takiego?”. A ja odpowiadałam: „Tak, częściowo”. Samotność, zwątpienie, nieporozumienia w rodzinie, poczucie, że nikt nie potrzebuje twojego zawodu... To wszystko było w moim życiu. Teraz ten obraz stał się tylko bardziej bolesny.

Po „Gnieździe gołębicy” były propozycje, by grać emigrantki zarobkowe, ale odmawiałam, bo to powielanie roli. A dla mnie ważne jest odkrywanie czegoś nowego w sobie i dla widza.

Zaproponowano mi też zagranie współczesnej historii: kobiety, która na własne oczy widziała rozstrzelanie dziecka, przeżyła traumę psychiczną... Odmówiłam, ponieważ moim zdaniem przed taką rolą trzeba przejść pewne przygotowania – porozmawiać z psychologami, pobyć w klinice, wczuć się. A zdjęcia miały rozpocząć się tydzień po przeczytaniu przeze mnie scenariusza.

Czy filmy o emigracji są teraz na czasie?

Absolutnie. Ale trzeba zrozumieć, że są różne takie filmy, tak jak filmy o wojnie. Wojna to nie tylko czołgi, lotnictwo, ruiny. To także kobieta w obcym kraju – bez języka i pracy. I dziecko, które widziało wojnę. Najgłębsze dzieła sztuki zawsze opowiadają o małym człowieku na tle wielkiej tragedii.

Jakiego kina potrzebują dziś widzowie?

Ukraińskiego. Widz naprawdę chce oglądać nasze historie, naszych aktorów, słyszeć nasz język. Jako członkini akademii filmowej obejrzałam wszystkie filmy, które powstały w ostatnich latach, by móc wybrać laureatów nagrody „Złoty Bączek”. Obecnie jest bardzo mało pełnometrażowych filmów fabularnych. Ale nawet te, które są, różnią się gatunkowo – są i dramaty, i komedie.

Mamy potężne kino dokumentalne, które prezentujemy na światowych festiwalach filmowych. Jednak współczesnych ukraińskich filmów fabularnych, które warto byłoby pokazać światu, jest na razie tylko kilka

A jak zmienił się teatr w czasie inwazji?

Teraz działa już zupełnie inaczej. Wpływa na to wszystko: odległość od linii frontu, alarmy powietrzne, godziny policyjne. Na przykład w Użhorodzie, gdzie ani przez jeden dzień nie było godziny policyjnej, spektakle zaczynają się o 19:00, jak wcześniej. Natomiast w Kijowie Teatr im. Iwana Franki gra już o 15:00 lub 17:00.

W Charkowie, Sumach i Chersoniu sytuacja jest krytyczna: przedstawienia odbywają się tylko w schronach. W Charkowie teatry dosłownie walczą o przetrwanie. Same opłacają wynajem pomieszczeń w schronach, a ludzie otrzymują 25% stawki, czyli mniej niż 100 dolarów miesięcznie.

Nie zawsze możemy zaplanować repertuar. Jeśli aktor jest w rezerwie, to gra. Jeśli przychodzi wezwanie, to dziś jest jeszcze na scenie, a jutro już nie.

Zdjęcie: Jurij Mechitow

Podczas alarmów powietrznych przerywamy przedstawienie, czekamy w schronie, a potem zaczynamy grać od tej minuty, w której przerwaliśmy. Nie zawsze jednak jest możliwość, by po zakończeniu alarmu dokończyć przedstawienie tego samego wieczoru. W końcu przez ostatnie dwa tygodnie w Ukrainie alarmy powietrzne trwały po 8 godzin. I to jest to, czego można się spodziewać po Rosjanach nie tylko w nocy.

Jeśli widzimy, że ludzie nie zdążą wrócić do domu przed godziną policyjną, przenosimy przedstawienia na inny dzień. A wyjazdy na tournee to w tej chwili dla teatru ogromne ryzyko finansowe.

We Lwowie, w naszym Teatrze im. Marii Zańkowieckiej, przed rozpoczęciem spektaklu puszczaliśmy komunikat z prośbą o wyłączenie telefonów komórkowych. Teraz taki komunikat zaczyna się słowami: „Chwała Ukrainie!”, a sala odpowiada: „Chwała bohaterom!” A potem informujemy: „W przypadku alarmu powietrznego zatrzymamy przedstawienie, a administratorzy pomogą wam zejść do schronu”. Dopiero wtedy zaczyna się przedstawienie. I niezależnie od tego, o czym ono jest, po spektaklu wychodzimy, by się ukłonić, i mówimy: „Nasze ciepłe spotkania są możliwe tylko dzięki Siłom Zbrojnym Ukrainy”. Bo w sali i na scenie znajdują się ludzie, których bliscy są na froncie: synowie, córki, mężowie, bracia, siostry, rodzice. Po każdym spektaklu w Teatrze imienia Zańkowieckiej ogłaszamy ze sceny zbiórkę datków.

W czym dziś odnajduje Pani wewnętrzne oparcie?

– W ludziach, i to nie tylko w znajomych. Mogę spotkać kogoś na ulicy, a ta osoba powie mi, że ją wsparłam – filmem, występem, słowem. Takie spotkania zdarzają mi się w chwilach zwątpienia. I to właśnie one dodają mi otuchy.

20
хв

Chcę, by oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia

Diana Balynska

Grzegorz Janikowski (PAP): – Próby do „Kaluguli” Camusa rozpoczęli Państwo w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie przed inwazją Rosji na Ukrainę. Przerwaliście na prawie trzy miesiące. Ostatecznie premiera przedstawienia odbyła się w lipcu 2022 r. Jak teraz ten spektakl jest odbierany w Kijowie? W zeszłym roku prezentowali Państwo „Kaligulę” na festiwalu w Awinionie. Jak tam został przyjęty?

Iwan Urywskij: – Pokazaliśmy „Kaligulę” nie tylko w Awinionie, ale i na kilku innych festiwalach, np. w Sarajewie. Rzecz jasna, gramy – jednak przede wszystkim w Kijowie, gdzie publiczność pokochała ten spektakl. Pokazaliśmy go już ponad sto razy.

Długo zastanawiałem się, na czym polega fenomen recepcji tego przedstawienia. Po wizytach na festiwalach i rozmowach z wieloma ludźmi doszedłem do wniosku, że temat tyranii, despotyzmu dotyczy całego świata. Oczywiście, ten problem najbardziej porusza Ukraińców, bo sytuacja wojny czyni go namacalnym. Nasze przedstawienie spotkało się również z gorącym odbiorem i zrozumieniem we Francji, mimo że Francuzów sytuacja konfliktu zbrojnego bezpośrednio nie dotyczy. Bardzo ciekawe były ich komentarze i rozmowy w Awinionie. Bo temat „Kaliguli” jest uniwersalny i nie może być obojętny dla całego świata. Widzimy, co dzieje się w różnych zakątkach globu. Konflikty zbrojne, junty, armie najemników, terroryzm. Dlatego temat dyktatury jest gorący w rożnych państwach świata. Jedni znajdują się w oku cyklonu, inni pozornie są bezpieczni i daleko im do tej problematyki. Myślę, że nie znamy dnia ani minuty, bo Kaligula może pojawić się nagle w każdej części świata.

Co oznacza dla Pana robienie teatru w kraju objętym wojną? W 2024 r. wystawił pan „Marię Stuart” Schillera, w tym roku wyreżyserował „Makbeta”. Jak to się udaje?

Przyznam, że wystawiam teraz więcej sztuk, niż robiłem to przed inwazją Rosjan. Gdy wybuchła wojna, prawie trzy miesiące nie pracowaliśmy. Przygotowywaliśmy różne koncerty i wieczory poetyckie dla naszych żołnierzy.

Czuliśmy się, jak we mgle, i nie wiedzieliśmy, czy jeszcze kiedykolwiek będziemy robić teatr

Czy on jest potrzebny? gdy wreszcie wystawiliśmy „Kaligulę”, okazało się, że widzowie bardzo potrzebują teatru. Chcą żyć w miarę normalnie, oderwać się od koszmaru wojny. Dlatego zacząłem eksperymentować z rozmaitymi gatunkami teatralnymi. Zacząłem np. reżyserować komedie, których nigdy wcześniej nie robiłem. Prawda jest taka, że przede wszystkim musieliśmy jako zespół zrozumieć siebie i swoją sytuację. Potem zaczęliśmy pytać widzów, jakiego teatru potrzebują i czym dziś ma być teatr w Ukrainie.

Wystawia Pan głównie klasykę ukraińską i światową, jak „Tramwaj zwany pożądaniem” Williamsa, „Peer Gynta” Ibsena, wspomnianą „Marię Stuart”. Na swoim koncie ma Pan także realizacje m.in. Strindberga, Gozziego i Gogola. Krąży opinia, że biorąc na warsztat sztuki klasyczne, za każdym razem Pan je dekonstruuje lub redefiniuje. Na czym polega Pańska strategia reżyserska?

Za każdym razem gdy wybieram tekst sztuki, staram się ją wystawić tak, jak ja ją rozumiem. Doskonale wiem, że obcuję z klasyką, dlatego nie dokonuję dużych zmian. Po prostu wnikliwie czytam utwór, by zrozumieć go dla siebie. Następnie oglądam lub przypominam sobie realizacje danego tytułu w innych teatrach Europy. Wreszcie przychodzi moment, że zaczynam rozumieć, dlaczego inni reżyserzy wystawili go tak, a ja mam inną wizję. Myślę, że stąd są te opinie o tym, że dekonstruuję klasyków.

„Kaligula” Urywskiego na festiwalu w Polsce. Zdjęcie: Julia Weber

Często skraca Pan tekst, dokonuje przesunięć scen?

Przedstawienie „Kaliguli” trwa godzinę i piętnaście minut. To jest bardzo skrócona wersja. Po prostu nie mogliśmy przeprowadzić tylu prób, ile chcieliśmy. Cały czas wyły syreny przeciwlotnicze, a my nie mieliśmy prawa robić prób, gdy zbliżał się nalot. Dlatego tę wersję spektaklu dopasowaliśmy do realiów wojennych. Przypomnę tylko, że zdarzało się, że musieliśmy przerywać przedstawienie i z widzami schodzić do schronu.

W 2024 r. otrzymał Pan prestiżową Nagrodę Państwową im. Tarasa Szewczenki za spektakl „Czarownice z Konotopu” według Hrihorija Kwitki-Osnowjanenko. Wiem, że w czerwcu jadą Państwo z tym przedstawieniem na tournée do Stanów Zjednoczonych i Kanady. O czym opowiada ten spektakl?

W maju pokazaliśmy to przedstawienie w Polsce, a w czerwcu rzeczywiście wyruszamy za ocean. „Czarownica z Konotopu” to obowiązkowa lektura szkolna. Hrihorij Kwitko-Osnowjanenko pierwszy pisał prozą po ukraińsku. To rodzaj burleskowej satyry. Spektakl opowiada o tym, jak zaczyna się wojna Polski z Rosją, a Kozacy chcą uniknąć poboru, bo nie chcą iść na tę wojnę. Zapraszają wójta Konotopu na tzw. sotnik, czyli spotkanie, i przekonują go, że w mieście są wiedźmy. Żeby je odnaleźć, trzeba przeprowadzić tradycyjną próbę wody, czyli topić kolejne kobiety. Kto nie utonie, ten jest wiedźmą.

To straszna historia, rodzaj horroru, ale napisana jako komedia. Nasz spektakl odwołuje się do ukraińskiego folkloru i ludowości. To rodzaj wyobrażenia, jak to mogło wyglądać. Publiczność pokochała to przedstawienie. Zagraliśmy je już ponad dwieście razy.

Co zamierza Pan wystawić w najbliższym czasie?

W sobotę, 31 maja, w Narodowym Lwowskim Teatrze Opery i Baletu miała miejsce premiera opery „Złoty pierścień” Zachara Berkuta w mojej reżyserii. W kijowskiej Operze Narodowej Ukrainy im. T. Szewczenki przygotuję kolejną operę. Będą to „Bajki” E. T. A. Hoffmana.

Iwan Urywskij (ur. 9 marca 1990 r. w Krzywym Rogu) jest ukraińskim reżyserem teatralnym i operowym. Zrealizował ponad 20 spektakli w większości opartych na ukraińskiej klasyce. Był głównym reżyserem Ukraińskiego Teatru Muzyczno-Dramatycznego im. Wasyla Wasylki w Odessie. Od 2020 r. jest zatrudniony jako reżyser w Narodowym Akademickim Teatrze Dramatycznym im. Iwana Franki w Kijowie. Współpracował również z teatrami w Iwano-Frankowsku, we Lwowie, w Kownie i Pradze.

20
хв

Kaligula może pojawić się wszędzie

Polska Agencja Prasowa

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Chcę, by oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia

Ексклюзив
20
хв

Gabrielius Landsbergis: – Tylko Ukraina może powstrzymać Rosję

Ексклюзив
20
хв

Ondřej Kolář: – Europejscy przywódcy zdali już sobie sprawę, że za partnera mają klauna. Trump nie wie, co mówi i co robi

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress