Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
PreferencjeOdrzućAkceptuj
Centrum preferencji prywatności
Pliki cookie pomagają witrynie internetowej zapamiętać informacje o wizytach użytkownika, dzięki czemu przy każdej wizycie witryna staje się wygodniejsza i bardziej użyteczna. Podczas odwiedzania witryn internetowych pliki cookie mogą przechowywać lub pobierać dane z przeglądarki. Jest to często konieczne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności witryny. Przechowywanie może być wykorzystywane do celów reklamowych, analitycznych i personalizacji witryny, na przykład do przechowywania preferencji użytkownika. Twoja prywatność jest dla nas ważna, dlatego masz możliwość wyłączenia niektórych rodzajów plików cookie, które nie są niezbędne do podstawowego funkcjonowania witryny. Zablokowanie kategorii może mieć wpływ na korzystanie z witryny.
Odrzuć wszystkie pliki cookieZezwalaj na wszystkie pliki cookie
Zarządzanie zgodami według kategorii
Niezbędne
Zawsze aktywne
Te pliki cookie są niezbędne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności strony internetowej. Zawierają one pliki cookie, które między innymi umożliwiają przełączanie się z jednej wersji językowej witryny na inną.
Marketing
Te pliki cookie służą do dostosowywania nośników reklamowych witryny do obszarów zainteresowań użytkownika oraz do pomiaru ich skuteczności. Reklamodawcy zazwyczaj umieszczają je za zgodą administratora witryny.
Analityka
Narzędzia te pomagają administratorowi witryny zrozumieć, jak działa jego witryna, jak odwiedzający wchodzą w interakcję z witryną i czy mogą występować problemy techniczne. Ten rodzaj plików cookie zazwyczaj nie gromadzi informacji umożliwiających identyfikację użytkownika.
Potwierdź moje preferencje i zamknij
Skip to main content
  • YouTube icon
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
UA
PL
EN
Strona główna
Society
Historie
Wojna w Ukrainie
Przyszłość
Biznes
Opinie
O nas
Porady
Psychologia
Zdrowie
Świat
Edukacja
Kultura
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
  • YouTube icon
UA
PL
EN
UA
PL
EN

Społeczeństwo

Репортажі з акцій протестів та мітингів, найважливіші події у фокусі уваги наших журналістів, явища та феномени, які не повинні залишитись непоміченими

Filtruj według
Wyszukiwanie w artykułach
Wyszukiwanie:
Autor:
Exclusive
Wybór redakcji
Tagi:
Wyczyść filtry
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Society

Materiały ogółem
0
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Jarosław Hrycak: - Ukraińcy muszą przeprosić za Wołyń. A Polacy powinni przeprosić za politykę, która doprowadziła do tak tragicznych skutków

Istnienie Ukrainy to warunek istnienia Polski

Olga Pakosz: Ostatni miesiąc w relacjach polsko-ukraińskich był wyjątkowo napięty. Kiedy pojawiają się takie momenty, zwłaszcza w czasie wojny, gdy Ukraina potrzebuje sojuszników, oczywiste jest, że na poziomach dyplomatycznym i politycznym podejmuje się próby załagodzenia sytuacji. Ale co w tej sytuacji mogą zrobić historycy?

Jarosław Hrycak: Niestety, bardzo niewiele. Właśnie wróciłem z konferencji „Historia Ukrainy: inicjatywa globalna”, na której obecni byli również polscy historycy. Rozmawialiśmy o tym, co możemy zrobić. Szczerze mówiąc, jesteśmy zmęczeni, ponieważ nikt nas nie słucha. Wydaje się, że nikt nawet nie chce nas słuchać. Zrobiliśmy już wiele i choć nie zawsze się zgadzamy, potrafimy się ze sobą komunikować. Moim zdaniem historykom brakuje obecnie politycznego wsparcia. Z obu stron brakuje woli politycznej, aby rozpocząć merytoryczny dialog na temat historii.

Jak według Pana powinien wyglądać taki dialog? Jakie kroki należy podjąć?

Uważam, że Wołodymyr Zełenski i Andrzej Duda, albo Donald Tusk, powinni zainicjować powołanie specjalnej komisji z odpowiednimi uprawnieniami, która opracowałaby wspólne stanowisko dotyczące Wołynia. Powinno to być krótkie oświadczenie, które wyrazi wspólne podejście do tego problemu.

Może ono zawierać różne warianty: od uznania przez Ukrainę tragicznych wydarzeń na Wołyniu, po decyzję o odłożeniu tej kwestii na późniejszy czas, z uwagi na trwającą wojnę. Najważniejsze, aby było to wspólne oświadczenie, które odzwierciedla stanowiska obu stron i świadczy o dobrej woli współpracy. To niezwykle istotne.

Rozumiem, że prezydent Zełeński nie ma teraz na to czasu, a Ukraińcy nie chcą zajmować się historycznymi sporami, gdy trwa wojna i stawką jest przetrwanie Ukrainy jako państwa. Mimo wszystko, to jest właśnie ten moment, kiedy niezałatwione sprawy z przeszłości mogą wyrządzić krzywdę, bo nie można ich po prostu odsunąć na bok i zignorować.

Niedawno na antenie radia RMF FM zapytano Krzysztofa Gawkowskiego, wicepremiera i ministra cyfryzacji, Krzysztofa Gawkowskiego, czy to odpowiedni moment, by asertywnie rozmawiać z walczącą z Rosją Ukrainą o tragedii wołyńskiej. Minister odpowiedział, że dla Polski zawsze jest właściwy czas, aby mówić o pamięci historycznej.

I w tym tkwi problem. W rzeczywistości przypadek polsko-ukraiński nie jest wyjątkowy, ponieważ historia jest skomplikowana wszędzie. W przypadku prawie każdego kraju istnieją podobne spory. Kluczowe jest tutaj sięganie po istniejące doświadczenia, ich analiza i wyciąganie odpowiednich wniosków.

W innej sytuacji znajdą się ci, którzy chcą „walczyć” o przeszłość, oraz ci, którzy dążą do pojednania wokół historii. Pytanie brzmi: kto z nich ma władzę?

Są też tacy, którym jest to obojętne. I nie wiadomo, co w tej sytuacji jest gorsze, bo jeśli tym, którzy mają władzę, jest obojętne, to ci, którzy chcą „walczyć”, zyskują większy rozgłos. W rezultacie głos tych, którzy pragną pojednania, jest bardzo słaby.

To ogólny schemat.

Bardzo istotne jest to, że zarówno w polskim, jak ukraińskim kontekście pod koniec lat osiemdziesiątych XX w., w momencie rozpadu Związku Radzieckiego, przewagę mieli ci, którzy dążyli do pojednania. Była to elita, która jeszcze pamiętała, czym jest wojna. Wśród niej znajdowali się również byli członkowie ukraińskiego podziemia. Rozumieli cenę wojny i zagrożenie ze strony Rosji, dlatego byli gotowi mówić o historii inaczej, niż robimy to teraz.

Jak rozmawiali?

Mówili o tym, że polsko-ukraińskie porozumienie jest kwestią życia i śmierci zarówno dla Polaków, jak dla Ukraińców. Ukraina nie może walczyć na dwóch frontach, dlatego front polsko-ukraiński trzeba zamknąć. Polacy także rozumieli, że istnienie Ukrainy jest warunkiem istnienia Polski

Na przykład w 1988 roku, czego prawie nikt już nie pamięta, w Rawennie odbyły się pierwsze spotkania historyków z Ukrainy oraz innych krajów. Było to pierwsze takie spotkanie, doszło do niego tuż przed rozpadem Związku Radzieckiego. Dlaczego właśnie Rawenna? Ponieważ była jednem z miast, które niegdyś pełniły funkcję stolicy Cesarstwa Rzymskiego, a wówczas [w 1988 r. – red.] obchodzono tam tysiąclecie Chrztu Rusi. W spotkaniu uczestniczyli polscy historycy zarówno z komunistycznej Polski, jak wywodzący się z Polonii. Właśnie tam pojawiła się myśl, że trzeba coś zrobić z naszą wspólną historią. Tak powstał pomysł projektu, który trwał cztery lata: celem było stworzenie wspólnych podręczników dla Ukrainy, Polski, Litwy i Białorusi.

W projekcie uczestniczyli młodzi historycy, co było bardzo istotne, ponieważ wnosili oni do niego świeże spojrzenie. W wyniku tego przedsięwzięcia powstało osiem podręczników. Jednym z nich była moja książka o historii Ukrainy, innym – praca Natalii Jakowenko. Odegrały swoją rolę.

Co mogą zrobić historycy? To moje dawne marzenie: wielokrotnie wyrażałem ideę stworzenia wspólnych podręczników, ale kiedyś dyplomaci podchodzili do tego z dużym sceptycyzmem – zwłaszcza polscy, uważający to za nierealne. Jednak teraz ci polscy dyplomaci, z którymi rozmawiam, przyznają, że to był dobry pomysł – napisać wspólne polsko-ukraińskie podręczniki.

Czy chodzi o polsko-ukraińską komisję ekspertów do poprawienia treści podręczników szkolnych do historii i geografii? Czy to ona miała zajmować się tym zagadnieniem?

Komisja istniała, ale się tym nie zajmowała. Jej zadaniem było przeglądanie podręczników i wprowadzanie korekt. Muszę przyznać, że pracowała całkiem dobrze, a ogólny dialog między polskimi a ukraińskimi historykami był bardzo owocny.

Oczywiście czasem pojawiały się ostre dyskusje, ale ogólny standard był dobrze uzgodniony. Mimo to komisja nie doprowadziła do jakichś znaczących rezultatów.

Wracając do Pana pomysłu napisania wspólnego podręcznika: z kim chciałby Pan nad nim pracować? Kto powinien brać udział w takim projekcie? Jak miałoby to wyglądać?

Uważam, że powinna to być grupa polskich i ukraińskich historyków. Dobrze byłoby również zaangażować historyków niemieckich. Napisanie wspólnego podręcznika jest bardzo ważne. Na przykład istnieje podręcznik do historii Ukrainy napisany przez polskich historyków – zresztą bardzo dobry.

Podręcznik do historii Ukrainy napisany przez polskich historyków?

To nie do końca podręcznik. To historia Polski dla Ukrainy. Został pięknie wydany w języku ukraińskim, ale mało kto o nim wie, ponieważ nakład był bardzo ograniczony. Został stworzony specjalnie dla Ukrainy. Jest naprawdę dobrze opracowany i bardzo wartościowy.

Jednak takie projekty mają niestety minimalny wpływ, ponieważ nie są promowane. Musi być duży nakład, a podręczniki powinny być szeroko dystrybuowane. Wymaga to politycznej woli po obu stronach – aby uczynić z tego nie tylko jednorazowe wydarzenie, ale faktyczny proces edukacyjny. Niestety na razie brakuje politycznej woli zarówno z jednej, jak z drugiej strony, by poważnie podejść do tej kwestii. Tak samo jak brakuje woli, by poważnie rozmawiać o Wołyniu.

Z czyjej strony brakuje chęci, by rozmawiać o Wołyniu?

Z obu.

Po stronie polskiej była zmiana rządu. Poprzednia władza, reprezentowana przez Prawo i Sprawiedliwość, poświęcała wiele uwagi kwestiom historycznym. PiS uczyniło pamięć historyczną jednym z kluczowych elementów swojej polityki, ponieważ jest ona dla tej partii bardzo ważna. Rząd Zełeńskiego natomiast nie ma czasu, by zajmować się przeszłością, a poza tym składa się z ludzi, którzy nie czują znaczenia historii. W składzie rządu znajdują się osoby, które wiedzą bardzo mało, a czasem prawie nic nie tylko o historii Polski, ale również o historii Ukrainy.

Przebaczamy i prosimy o przebaczenie

Jednak próby pojednania między Ukrainą a Polską w kontekście tragedii wołyńskiej miały miejsce wielokrotnie. Co według Pana należy zrobić, aby ten dialog był owocny?

Na początku lat 2000 prezydent Ukrainy Leonid Kuczma spotkał się z prezydentem Polski Aleksandrem Kwaśniewskim na Wołyniu i uścisnęli sobie dłonie. Ale czy można to nazwać prawdziwym pojednaniem?

Prezydenci Aleksander Kwaśniewski i Leonid Kuczma wielokrotnie stwierdzali, że wzajemne przebaczenie jest drogą do pełnego pojednania obecnych i przyszłych pokoleń. Zdjęcie: Maciej Macierzyński/Reporter

To było raczej pojednanie na szczeblu państwowym, któremu towarzyszyła znacząca ochrona policyjna. Wokół zgromadzili się ludzie z dużymi transparentami, wielu mieszkańców było przeciwnych temu gestowi, nie akceptowali tej inicjatywy. Na Wołyniu wielu, a może nawet większość ludzi nie uważała, że władze powinny wspierać tę akcję.

Był to jedynie jeden z kilku symbolicznych aktów. Na przykład w 2013 roku ponownie próbowano osiągnąć pojednanie.

Za każdym razem gdy zbliża się rocznica wydarzeń wołyńskich, obie strony — zarówno polska, jak ukraińska — „dmuchają” na tę sprawę, obawiając się, że dyskusje mogą przybrać taki wymiar, który doprowadzi do kolejnych nieporozumień między Polakami a Ukraińcami

W 2013 roku grupa Polaków i Ukraińców zorganizowała spotkanie ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego z głową Ukraińskiego Kościoła greckokatolickiego, błogosławionym Światosławem Szewczukiem. Spotkali się w ukraińskim kościele przy ulicy Miodowej w Warszawie i podczas nabożeństwa padły słowa o pojednaniu. Było to bardzo ważne wydarzenie, ale niestety niewielu o nim słyszało. Nawet prasa nie poświęciła mu wystarczającej uwagi.

W 2015 roku, po Rewolucji Godności, ówczesny prezydent Ukrainy Petro Poroszenko przyjechał do Warszawy i uklęknął przed pomnikiem ofiar Wołynia. Ten gest był niezwykle symboliczny, ponieważ nawiązywał do historycznego aktu kanclerza RFN Willy’ego Brandta, który w 1970 roku ukląkł przed pomnikiem ofiar getta warszawskiego. W języku niemieckim ten gest nosi nazwę „Kniefall” – ukłon na kolanach. Poroszenko odtworzył ten gest niemal wiernie.

Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko przed pomnikiem ofiar tragedii wołyńskiej w Warszawie. 7 sierpnia 2016 r. Zdjęcie: Laski Diffusion/East News

Jednak tamte wydarzenia nie zostały odpowiednio docenione i mało kto o nich wie. Moim zdaniem brakuje kluczowego elementu: oświadczenia parlamentu Ukrainy, podobnego do tego, które polski Sejm przyjął w sprawie Wołynia. Potrzebny jest oficjalny dokument, który legitymizowałby stanowisko Ukraińców wobec tragedii wołyńskiej.

Rozumiem, że mój pogląd jest kontrowersyjny i prawdopodobnie nie spodoba się wielu osobom, w tym może także Pani. Ale przyjmuję to spokojnie: Ukraińcy muszą przeprosić za Wołyń.

Nie podoba się...

Rozumiem, że to stanowisko wielu osobom się nie podoba. Ale prawda rzadko bywa przyjemna, bo jest skomplikowana i często bolesna. Ukraińcy, a ściślej mówiąc: Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), ponoszą odpowiedzialność za te tragiczne wydarzenia. To nie oznacza, że wszyscy członkowie OUN czy UPA brali w tym udział, ale to Ukraińcy dopuścili do tego, by do tej tragedii doszło. Uznanie tego faktu nie powinno być postrzegane jako upokorzenie narodowe. Powinno to być aktem godności, odwagi i dojrzałości oraz dowodem gotowości strony ukraińskiej do przyjęcia swojej odpowiedzialności.

Tak samo po stronie polskiej powinna być gotowość do odpowiedniego kroku. W takim samym stopniu, w jakim Ukraińcy muszą uznać odpowiedzialność za wydarzenia z 1943 roku na Wołyniu, Polacy powinni przeprosić za politykę, która doprowadziła do tych tragicznych skutków.

Uważam, że pojednanie powinno nastąpić na wzór dialogu polsko-niemieckiego z 1965 roku, kiedy to biskupi obu stron napisali do siebie: „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”

Zajmuję się polsko-ukraińskim pojednaniem od dłuższego czasu i uważam to za największe osiągnięcie mojego życia. Jednym z najważniejszych aktów pojednania było spotkanie przedstawicieli dwóch Kościołów: błogosławionego Lubomyra Huzara jako głowy Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego oraz kardynała Mariana Jaworskiego jako arcybiskupa metropolity Kościoła katolickiego w Ukrainie. Pracowała nad tym cała grupa ludzi. W jej skład wchodzili weterani, którzy naprawdę wiedzieli, czym jest wojna: uczestnicy polskiej Solidarności, ukraińscy dysydenci, członkowie Helsińskiej Grupy. To byli ludzie o dużym formacie intelektualnym, prawdziwi liderzy. Byli to ludzie, którzy rozumieli wartość pokoju – jak Lubomyr Huzar i Marian Jaworski, którzy mieli wówczas ponad 70 lat i ogromne doświadczenie życiowe. Szczególnie dobrze pamiętam przyjazd Jacka Kuronia. Chociaż był już wtedy ciężko chory, specjalnie przybył na to wydarzenie, by wesprzeć pojednanie.

Dziś z tamtego grona nie ma już niemal nikogo. Straciliśmy nie tylko ich fizyczną obecność, ale też ich moralne wsparcie oraz zrozumienie wagi tej sprawy. Poczucie wartości pojednania zniknęło, a zamiast tego zagłębiliśmy się w małe polityczne konflikty.

Lubomyr Huzar i Marian Jaworski dobrze rozumieli znaczenie pokoju między Polakami a Ukraińcami. Zdjęcie: credo.pro

Chciałam tylko powiedzieć, że w kontekście Wołynia ten temat jest jeszcze bardziej niewygodny, ponieważ jest bardzo często wykorzystywany przez rosyjską propagandę.

Właśnie o to chodzi. Trzeba rozwiązać ten problem i go zneutralizować. Ukraińcy często nie zdają sobie sprawy z tego, że problem Wołynia nie zniknie. Niezależnie od tego, czy będzie wojna, czy jej nie będzie, czy odbędą się wybory prezydenckie, czy nie – ta kwestia pozostanie aktualna. Dla Polaków problem Wołynia jest tak samo istotny, jak dla nas Hołodomor: to głęboka trauma, którą trzeba zrozumieć i właściwie ocenić.

W przypadku Hołodomoru mamy wyraźnie określonego wroga, który zadał nam tę straszliwą ranę – Rosję, Kreml. Natomiast tutaj sytuacja jest zupełnie inna i niezwykle trudna, ponieważ wrogiem staje się ktoś z bliskiego otoczenia – Ukraińcy, z którymi Polacy mają obecnie strategiczne, partnerskie relacje. To bardzo skomplikowana sytuacja, ale moim zdaniem można ją obrócić na korzyść, jeśli podejść do niej w odpowiedni sposób, podjąć rozmowę i jasno wyrazić swoje stanowiska.

Jestem zwolennikiem pojednania i konsekwentnie się za nim opowiadam, ponieważ uważam, że przyniesie korzyści zarówno Polakom, jak Ukraińcom.

Każdy ma własne symbole

Czy w naszej wspólnej historii są pozytywne momenty, które mogłyby stać się podstawą do pokazania, że mieliśmy dobre wspólne doświadczenia i możemy do nich powrócić?

Oczywiście. Przede wszystkim trzeba zaznaczyć, że choć Ukraińcy żyli w Rzeczypospolitej, która nie była dla nich dobrą matką, raczej macochą, to jednak to doświadczenie odegrało ważną rolę w kształtowaniu nas jako narodu, który zasadniczo różni się od Rosjan.

Nawet ukraińscy Kozacy, którzy buntowali się przeciw Rzeczypospolitej, przejęli od niej pewne tradycje, w tym demokrację szlachecką. W Rzeczypospolitej władza królewska była ograniczona, istniała pewna forma demokracji, choć często bliższa anarchii, a główną zasadą było „nic o nas bez nas”. Warto zauważyć, że państwo kozackie było w istocie kopią Rzeczypospolitej. Hetmana wybierano, jego władza była ograniczona, ważną rolę odgrywała kozacka starszyzna. Przykładem tego jest Konstytucja Orlika, która opierała się na podobnych do wymienionych zasadach.

To właśnie nasze polityczne tradycje, w których władza jest ograniczona, odróżniają nas od Rosjan. W Kijowie nie byłby możliwy ani Putin, ani Stalin. Tak jak w Polsce nie może pojawić się polski Putin czy polski Stalin. Dlaczego? Bo mamy wspólne europejskie tradycje

Powiedziałbym nawet, że to nie są tylko polskie, ale ogólnoeuropejskie zasady, które wywodzą się z przekonania, że władza królewska powinna być ograniczona. To jest zachodnie podejście, z którego później rozwinęła się koncepcja państwa prawa.

Idea istnienia społeczeństwa obywatelskiego, które posiada prawa i może wpływać na procesy państwowe, również jest bardzo zachodnia. Dotarła do nas przez Rzeczpospolitą i wyraźnie odróżnia nas od Rosji. To pierwszy ważny aspekt.

Drugi aspekt: mimo konfliktów i krwawych wojen, zawsze staraliśmy się szukać porozumienia. Począwszy od Unii Hadziackiej, przez XIX wiek – przypomnijmy choćby Kulisza i Szewczenkę – aż po XX wiek, kiedy Piłsudski próbował znaleźć wspólny język z Ukraińcami. Nawet po tragedii wołyńskiej były próby pojednania między Ukraińcami a Polakami.

Najważniejszą rolę w tym procesie odegrała „Kultura” Jerzego Giedroycia w latach 50. Warto także podkreślić, że Polska była pierwszym państwem, które uznało niepodległość Ukrainy. To nie był przypadek – to była świadoma polityka. Znam tę historię od Adama Michnika. Opowiadał, jak w noc po referendum razem z Lechem Wałęsą i Jackiem Kuroniem siedział przy radiu, czekając na ogłoszenie wyników. Chcieli jako pierwsi złożyć Ukrainie gratulacje z okazji uzyskania niepodległości, obawiając się, że uprzedzi ich Kanada. Polska wyprzedziła Kanadę dosłownie o 5-10 minut. Ale to było bardzo ważne: Polska stała się pierwszym krajem, który uznał niepodległość Ukrainy. To był symboliczny gest: „Kończymy wojnę, nie walczymy już z wami”.

Moim zdaniem jedynym nierozwiązanym problemem w polsko-ukraińskim pojednaniu pozostaje kwestia Wołynia
Pomnik pojednania we wsi Pawlówka na Ukrainie. Zdjęcie: Swietłana Osławska
Naprawdę jedynym?

Tak, tylko Wołyń. Innych problemów nie widzę. Oczywiście nie będę wspominał o obecnych sporach, jak choćby kwestia związana ze zbożem – to problem tymczasowy. Już nie spieramy się o postać Bohdana Chmielnickiego, choć swego czasu dla Polaków 11-letnia wojna prowadzona przez Chmielnickiego miała taki sam symboliczny wydźwięk, jak później Bandera.

Dziękuję, że wspomniał Pan o Banderze. Kiedy w rozmowie pojawia się temat Bandery, nawet moi umiarkowani polscy przyjaciele mówią: „Jak możecie czynić z niego bohatera? Przecież to morderca!”. Odpowiadam, że Ukraińcy mają prawo sami decydować, kto jest ich bohaterem, a oni na to: „Ukraińcy to dziwny naród, skoro robią bohaterów z morderców”.

Na to trzeba odpowiedzieć, że Bandera nie jest jedynym ani najważniejszym bohaterem ukraińskiej historii. Głównymi bohaterami ukraińskiej historii są Kozacy i Szewczenko (śmiech). Polacy często myślą, że portret Bandery wisi w każdym ukraińskim domu czy mieszkaniu, ale przecież tak nie jest.

Trzeba to wyjaśniać. Trzeba też tłumaczyć, że Bandera pełni w historii Ukrainy rolę symbolu, swoistej „bandery”, jak na statku, wskazującej kierunek.

Bandera jest symbolem walki z Rosją, nie z Polakami

Kto dzisiaj w Ukrainie myśli o Banderze jako o wzywającym do walki z Polakami? To już przeszłość. Bandera w Ukrainie funkcjonuje w bardzo liberalnym kontekście. Już kiedyś mówiłem, że te frazy, które przypisuje się Banderze, to tak naprawdę słowa Benjamina Franklina i Victora Hugo. To jeszcze raz pokazuje, że Bandera w ukraińskim kontekście brzmi zupełnie inaczej niż w polskim.

Bardzo często w relacjach między dwoma narodami będą pojawiały się postaci, które dzielą. Brytyjczycy mają Olivera Cromwella, który dzieli Anglików i Irlandczyków. Dla Anglików jest bohaterem, dla Irlandczyków – katem. Ale jest ogólna zgoda, że go akceptują. Potrafią się z tym pogodzić. Pamięć historyczna działa w ten sposób, że żaden bohater nie funkcjonuje tak samo w dwóch sąsiadujących narodach. Rozumie Pani? Pamięć historyczna to nie historia, to pamięć. To coś zupełnie innego, to kwestia tego, jak myślimy o historii. I bardzo ważne jest to, że Ukraińcy nie myślą o Banderze jako o anty-Polaku, lecz jako o symbolu walki z Rosją. Głównym promotorem Bandery w Ukrainie jest Putin. Gdyby nie było Putina, pojawiliby się inni bohaterowie.

Kiedyś rozmawiałem z moim szwedzkim kolegą i zapytałem go, kim obecnie są bohaterowie Szwedów. Pomyślał przez chwilę i odpowiedział: „Może ABBA”.

A ja myślałam, że bohaterem jest król.

No właśnie, pomyśleliśmy: dlaczego? My myślimy tak, bo żyjemy w społeczeństwie, które toczy wojnę. Zakładamy więc, że wszyscy tak myślą. A Szwedzi już od dawna tak nie myślą. Oni wybierają symbole pokoju, ponieważ mają ten luksus – nie są w stanie wojny. W czasach wojny społeczeństwo sięga po inne symbole niż w czasach pokoju.

Postawienie sprawy w ten sposób: „albo Wołyń, albo zamykamy Ukraińcom drogę do Europy” jest kontrproduktywne. Ukraińcy mogą łatwiej pogodzić się z Polakami w kwestii Bandery, będąc częścią Europy, a nie pozostając poza nią

Przypomnę, że na początku lat 2000. odbyła się szeroka debata na temat Jedwabnego. W 2001 roku, podczas 60. rocznicy pogromu w Jedwabnem, prezydent Polski Aleksander Kwaśniewski i prymas Józef Glemp przeprosili za tę tragedię. Ale czy takie przeprosiny byłyby możliwe w komunistycznej Polsce albo gdyby Polska była poza Unią Europejską? Przynależność do Unii Europejskiej i przyjęcie europejskich wartości pomagają zmierzyć się z trudnymi momentami historii, ponieważ wiąże się to z inną kulturą polityczną i historyczną. Dlatego uważam, że stawianie warunku: „albo Wołyń, albo Unia Europejska” jest w obecnej sytuacji niewłaściwe. Potrzebujemy jednego i drugiego. O Wołyniu łatwiej będzie rozmawiać, kiedy Ukraina znajdzie się w Unii Europejskiej.

20
min
Olga Pakosz
Polska-Ukraina
Historia
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Prof. Michał Bilewicz: Ukraińcy to społeczeństwo podobne do Izraelczyków – żyjąc w stanie ciągłego zagrożenia, przyzwyczajają się do wojny

Trauma zrodzona przez niepewność

Olga Pakosz: Czy Ukraińcy żyjący dziś w Ukrainie są społeczeństwem straumatyzowanym?

Michał Bilewicz: Nie możemy powiedzieć, że całe społeczeństwo cierpi na PTSD [zespół stresu pourazowego – red.]. Gdyby tak było, ludzie prawdopodobnie nie byliby w stanie normalnie funkcjonować. Przypomnę, że objawy PTSD obejmują m.in. ciągłe flashbacki, obsesyjne myśli o wojnie i nieumiejętność skupienia się na czymkolwiek innym. Tymczasem wiemy, że państwo ukraińskie funkcjonuje, gospodarka działa, codzienne życie toczy się dalej.  

Coraz częściej zaczynam postrzegać Ukraińców jako społeczeństwo podobne do Izraelczyków – żyjące w stanie ciągłego zagrożenia. Izraelski psycholog Daniel Bar-Tal opisywał to zjawisko jako „konflikt nierozwiązywalny” (intractable conflict), w którym społeczeństwo przystosowuje się do permanentnego konfliktu, traktując go jak naturalny stan rzeczy. Bar-Tal pisał również o „etosie konfliktu”, czyli o tym, jak społeczeństwa przyzwyczajają się do życia w stanie wojny.

Jak to wygląda w Izraelu? Kiedy tam bywałem, zawsze uderzało mnie, że w każdym domu znajduje się pokój bezpieczeństwa, który jest jednocześnie schronem. Mieszkańcy wchodzą do tego pokoju, gdy tylko rozlegnie się alarm. Izrael posiada zaawansowany system obrony przeciwrakietowej „Iron Dome”, ale nie jest on w stu procentach skuteczny – od czasu do czasu jakaś rakieta trafia w dom.

Ukraińscy żołnierze podczas odpoczynku, Siewiersk, 2024. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Społeczeństwo izraelskie zdaje się być przystosowane do życia w stanie wojny. Funkcjonuje normalnie, ale konflikt jest tam stale obecny. Nie mówimy tu tylko o wojnie w Gazie, lecz o zjawisku trwającym przez całą współczesną historię Izraela, choć z przerwami. Jak zauważa Bar-Tal, ma to niszczące skutki dla psychiki ludzi.

Taki stan niszczy zaufanie społeczne i wpływa na nastawienie do polityki międzynarodowej – ludzie niechętnie szukają aliansów i porozumień z innymi narodami, bo czują, że świat jest im nieprzychylny i nie można mu ufać

Dla Ukrainy kluczowe jest, by jak najszybciej dołączyć do struktur euroatlantyckich – Unii Europejskiej i NATO. To może zagwarantować przyszłe bezpieczeństwo Ukrainy, a także jej stabilne funkcjonowanie na poziomie gospodarczym. Jednak by to zadziałało, trzeba uważać, by nie osunąć się w mentalność typową dla społeczeństw oswojonych z wojną. Ukraina od 2014 roku znajduje się w stanie ciągłej wojny o różnym nasileniu, co jest bardzo niebezpieczne. Dlatego scharakteryzowałbym jej społeczeństwo jako takie, które w pewnym stopniu adaptuje się do życia w warunkach wojennych.

Wojna w Ukrainie otworzyła ogromne pole dla badań z zakresu psychologii społecznej i klinicznej. Jest Pan na bieżąco z tymi badaniami. Czy coś Pana zaskoczyło? Czy prowadziliście wspólne badania z instytucjami ukraińskimi?  

Przeprowadziliśmy dwa badania. Wspólnie z dr Anną Gromową z Instytutu Psychologii Społecznej i Politycznej Narodowej Akademii Pedagogicznych Nauk Ukrainy przeprowadziliśmy badanie z udziałem niemal pięciu tysięcy ukraińskich uchodźców mieszkających w Polsce. Chcieliśmy określić skalę występowania wśród nich zespołu stresu pourazowego i stopień traumatyzacji. Badaliśmy również, w jakim stopniu warunki życia w Polsce wpływają na pojawianie się objawów PTSD. Zastanawialiśmy się, czy i jak doświadczenia po migracji mogą wpływać na nasilenie traumy.

Zapewne pamięta pani z książki, że byłem zdumiony wynikami wcześniejszych badań, w których poziom PTSD w Polsce wynosił od 20 do 30%. Na przykład w badaniach prowadzonych po powodzi na Śląsku okazało się, że 30% populacji miało objawy PTSD, a wśród uczniów odwiedzających muzeum w Auschwitz – 15%.

We wspomnianym badaniu ukraińskich uchodźców w Polsce stwierdziliśmy PTSD u 47% osób. Nigdy w swoim naukowym życiu nie widziałem takiego wyniku

To bardzo wysoki poziom traumatyzacji. Wynika on nie tylko z traumatycznych doświadczeń wojennych, ale także z warunków, w jakich uchodźcy znaleźli się po migracji.

Dlaczego poziom traumatyzacji był tak wysoki?

Zwykle badania PTSD prowadzi się po zakończeniu konfliktu, kiedy nastaje pokój. W tym przypadku mamy do czynienia z sytuacją, w której wojna trwa, a osoby badane wciąż żyją w niepewności. Mężowie czy bracia badanych kobiet często są na froncie lub mogą zostać powołani do wojska, co dodatkowo potęguje stres.

Ukraińscy uchodźcy są mile widziani w Polsce, 2 marca 2022 r. Zdjęcie: Beata Zawrzel/Reporter

Zdecydowana większość tych kobiet musi mierzyć się z problemami akulturacji [proces wymiany międzykulturowej, postrzegania przez jednego narodu innej kultury — red.] w nowym społeczeństwie. Okazało się, że stres związany z akulturacją, w tym doświadczenie dyskryminacji w Polsce lub lęk przed nią, przekłada się na silniejsze objawy PTSD. Ludziom trudniej wyjść z traumy wojennej, gdy doświadczają dyskryminacji w kraju, do którego trafili. Dlatego tak ważne jest, aby Polska tworzyła jak najbardziej przyjazne warunki dla ukraińskich uchodźców. To bezpośrednio wpływa na ich zdrowie psychiczne i na to, czy ukraińska populacja będzie mogła funkcjonować w Polsce w zdrowy sposób.

Oczywiście na nasilenie PTSD wpływają także indywidualne cechy osobowości. W naszych badaniach zauważyliśmy, że najgorzej radziły sobie osoby z wysoką nietolerancją niepewności – czyli te, które nie znoszą sytuacji niejasnych i nieokreślonych. A pamiętamy, jak wyglądała sytuacja na wiosnę 2022 roku: była pełna niepewności i chaosu. Osoby o wysokiej nietolerancji niepewności były bardziej narażone na PTSD, podczas gdy ci, którzy lepiej radzą sobie w takich sytuacjach, rzadziej doświadczali podobnych objawów.

W czasie wojny zaufanie do rządu jest kluczowe

Mówił Pan o dwóch badaniach. Na czym polegało drugie?  

Dotyczyło Ukrainy i skupiało się na tym, jak złożone doświadczenia PTSD mogą wpływać na różnego rodzaju nieufność i teorie spiskowe. Od pewnego czasu interesuje mnie, w jakim stopniu traumy mogą kształtować takie postawy.

Widzę to w Polsce, gdzie nawet po wielu pokoleniach historyczne traumy powodują, że ludzie zaczynają traktować otoczenie jako niegodne zaufania i doszukują się różnych spisków

Mam wrażenie, że w Ukrainie jest podobnie. Kiedy rozmawiam z Ukraińcami, często słyszę teorie spiskowe dotyczące prezydenta Zełenskiego, na przykład, że w jego otoczeniu są rosyjscy agenci. To pokazuje pewien poziom bazowej nieufności wobec polityków, co w obecnej sytuacji wojennej jest bardzo niebezpieczne. Im większa spójność społeczna i zaufanie do władzy, tym lepiej dla kraju. Nawet jeśli władza nie zawsze działa idealnie — co w naszej części Europy, z problemami korupcji i innymi wyzwaniami, się zdarza — to w sytuacji wojny zaufanie do rządu jest kluczowe.

Podobny problem dotyczy zaufania do nauki. Badaliśmy to w Ukrainie, skupiając się na ustaleniu, na ile ludzie ufają służbom sanitarnym czy naukowcom, na przykład w kontekście szczepień. Zauważyliśmy, że osoby z silniejszym PTSD mają mniejsze zaufanie do nauki. Na razie nie wiemy, jaki jest kierunek tej zależności — to badanie jest wstępne. Ale interesuje nas, czy wojenne doświadczenia i traumatyzacja wpływają na ogólną nieufność, czy ludzie po prostu tracą zaufanie w różnych sferach życia. To zjawisko jest dość niebezpieczne i często pojawia się w kontekstach wojennych, w których ludzie częściej skłaniają się ku takim teoriom.

Jak można to zaufanie odzyskać? Co mogłoby teraz pomóc Ukraińcom w zachowaniu stabilności psychicznej aż do momentu zwycięstwa?

Na pewno odbudowa poczucia sprawczości w codziennym życiu – świadomość, że to, co robię, ma sens, że mogę coś zaplanować i zrealizować. Im więcej ludzi będzie miało poczucie sprawczości, tym lepiej będą funkcjonować. Dlatego tak ważna jest walka z korupcją, bo to właśnie ona odbiera ludziom poczucie, że mają wpływ na swoje życie. Wiedzą, że wszystko jest ustawione i od nich nic nie zależy. Skuteczna walka z korupcją może znacząco poprawić funkcjonowanie psychiczne społeczeństwa.

Wojna stanowi ogromne zagrożenie dla tego poczucia, nieprawdaż?

Wojna bardzo utrudnia sprawę, dlatego ważne jest, by ludzie mogli sobie powiedzieć: „Nawet jeśli wojna przeszkodzi mi w realizacji pewnych planów, to przynajmniej w innych obszarach życia nic mi nie stanie na drodze”. Ważne, by mogli odbudować to poczucie, bo wojna w fundamentalny sposób je niszczy, odbierając poczucie kontroli. Dlatego tak istotne jest, aby w codziennym funkcjonowaniu ludzie mogli zachować kontrolę i sprawczość.

Kijowianie chronią się w metrze przed bombardowaniem, 2023 r. Zdjęcie: SIERGIEJ SUPINSKY/AFP/Eastern News

Polacy nie odwrócili się od Ukraińców

Czy nastawienie Polaków do Ukraińców zmieniło się od początku wojny? Czy Polacy postrzegają teraz Ukraińców inaczej?

W swojej książce staram się zaprzeczyć takiemu fatalistycznemu podejściu, bo przecież Polacy często mają tendencję do narzekania na samych siebie. Myślę, że Ukraińcy też to robią. Nie robimy tego w rozmowach z Niemcami czy Francuzami, ale gdy rozmawiamy między sobą, często krytykujemy siebie nawzajem. Polacy  uważają samych siebie za uprzedzonych, niegościnnych, pełnych stereotypów. Tymczasem to, co widzieliśmy wiosną 2022 roku, było czymś zupełnie innym – ogromna mobilizacja społeczna, by pomóc Ukrainie. Ludzie wysyłali pieniądze na zakup broni, kupowali jedzenie, przywozili uchodźców z granicy. Co dwudziesty Polak przyjął Ukraińców do swojego domu. To były bezprecedensowe działania.

Nie znam innego społeczeństwa europejskiego, które przeprowadziłoby tak wielką oddolną akcję pomocy, zorganizowaną nie przez państwo, ale przez zwykłych obywateli

Oczywiście opierało się to również na ogromnych sieciach wsparcia ze strony samych Ukraińców mieszkających w Polsce. Warto pamiętać, że w tamtym czasie w Polsce mieszkał już milion Ukraińców, którzy stanowili ważne wsparcie. Oni również przyjmowali do swoich domów rodziny, krewnych i bliskich, co było jednym z kluczowych elementów umożliwiających przeprowadzenie tej ogromnej operacji pomocy.

W tamtym czasie, gdy przeprowadzaliśmy badania, widzieliśmy nie tylko dużą sympatię, ale także zdecydowane poparcie dla pomagania Ukrainie, w tym dla przyjmowania uchodźców. To było interesujące, ponieważ Polacy generalnie nie są przychylni przyjmowaniu uchodźców. Myślę jednak, że tym, co zadziałało na korzyść Ukraińców, był fakt, że Polacy mieli już wcześniej spore doświadczenie w kontaktach z Ukraińcami. Kiedy pytamy Polaków, czy znają osobiście jakiegoś Araba, 80-90% odpowiada, że nigdy żadnego nie spotkali. Podobnie jest w przypadku pytania o Cyganów (Romów): około 80% Polaków mówi, że nigdy nie miało z nimi styczności. Gdy pytamy o Żydów, 90% Polaków stwierdza, że nie zna żadnego osobiście.

Natomiast pytania o Ukraińców przynoszą zupełnie inne wyniki. Już przed wojną około połowa Polaków znała Ukraińców osobiście.

Wielu Ukraińców, szczególnie z zachodniej Ukrainy, przez lata przyjeżdżało do Polski do pracy. Po 2014 roku do Polski zaczęli przyjeżdżać również Ukraińcy ze wschodnich regionów, w tym ci rosyjskojęzyczni. Polacy zaczęli ich poznawać i odkrywać, że są do nas bardzo podobni. Te relacje były nie tylko powierzchowne – nie chodziło tylko o to, że w sklepie pracowała Ukrainka, ale o kolegów z pracy, rodziców dzieci, które uczęszczają do tych samych szkół, co dzieci Polaków. To przygotowało Polaków na rok 2022, bo ci uchodźcy nie byli już obcy. To byli ludzie, których Polacy znali i z którymi nawiązali relacje.

Podejrzewam, że gdyby sytuacja była odwrotna i wojna wybuchła w Polsce, Ukraińcy przyjęliby Polaków w podobny sposób

Relacje polsko-ukraińskie są bardzo silne i obustronne. Warto też zauważyć, że przed wojną w Internecie było sporo hejtu wobec Ukraińców, zwłaszcza wokół tematu Wołynia i zbrodni wojennych. Jednak po 2022 roku ten temat w zasadzie zniknął. Niestety, teraz zaczyna stopniowo wracać. Mimo to przez dwa lata udało się ten problem wyciszyć.

Odpowiadając na pytanie o zmianę postaw Polaków wobec Ukraińców: rzeczywiście entuzjazm związany z pomocą trochę osłabł, ale wciąż ponad połowa Polaków uważa, że należy pomagać ukraińskim uchodźcom, a Polska powinna wspierać walczącą Ukrainę. Zdecydowanie ponad połowa Polaków podziela ten pogląd, więc nie można mówić o tym, że polskie społeczeństwo odwróciło się od Ukrainy i Ukraińców. Jesteśmy od tego bardzo daleko.

To dobra wiadomość. Ale temat Wołynia powrócił, i to za sprawą premiera. Donald Tusk stwierdził, że dopóki nie wyjaśnimy wszystkich szczegółów zbrodni wołyńskiej i nie przeprowadzimy ekshumacji, Polska nie będzie wspierać Ukrainy w drodze do Unii Europejskiej.

Myślę, że to była reakcja na pewne wydarzenia, ale cała sytuacja była bardzo niefortunna. Teraz, po tym jak Dmytro Kułeba przestał być ministrem [spraw zagranicznych Ukrainy – red.], sprawa trochę się załagodziła. To była naprawdę niefortunna wypowiedź. Z jednej strony uważam, że minister Kułeba powiedział prawdę, ale jako dyplomata nie powinien był tego mówić w tym momencie. Prawda jest taka, że Polacy będą musieli kiedyś podjąć temat akcji „Wisła” i poważnie się z nim rozliczyć. Oczywiście można argumentować, że to była decyzja komunistów, a nie Polaków, że to była władza komunistyczna państwa, które już nie istnieje – ale to nie takie proste. Trzeba też pamiętać o historii trudnej polityki międzywojennej Polski, która dyskryminowała Ukraińców. Znam to dobrze, bo sam pochodzę z Ukrainy. Moja babcia pochodzi z Kołomyi, a dziadek z Iwano-Frankiwska, i wiem, co tam się działo przed wojną, jak dyskryminująca była polityka Polski wobec Ukraińców.

Książka Michała Bilewicza „Traumaland. „Polacy w cieniu przeszłości”

Jak można uzdrowić temat Wołynia – zarówno na poziomie historycznym, jak politycznym – by nie stanowił już obciążenia w relacjach polsko-ukraińskich? Bardzo ładnie napisał Pan w swojej książce: „mówić o historii, ale nie żyć historią”.

Bardzo interesujące są badania Wadima Wasiutyńskiego z Instytutu Psychologii Społecznej i Politycznej Narodowej Akademii Pedagogicznych Nauk Ukrainy, które prowadził przed wojną (rozpoczął je przed 2022 rokiem, a potem kontynuował). Z tego, co pamiętam, zadawał pytanie Ukraińcom (pracował na dosyć dużej próbie), czy patrząc na historię relacji między Ukraińcami a Polakami można powiedzieć, że Ukraińcy wyrządzili Polakom więcej złego, czy dobrego. Co ciekawe, zauważył, że po 2022 roku wzrosła liczba osób, które przyznają, że w tych relacjach były także złe wydarzenia, w tym zbrodnie.

To pokazuje, że Ukraińcy stają się bardziej otwarci na rozmowę z Polakami o trudnych momentach wspólnej historii

Było to dla mnie niezwykle interesujące. Zastanawiałem się, jak to wytłumaczyć. Czy to wynika z tego, że po 2022 roku Ukraińcy zrozumieli, jak ważne są dobre relacje z Polską i Zachodem? Może uważają, że warto nawet otworzyć te historyczne sprawy?

Z perspektywy polityki widać, że na przykład jeszcze prezydent Wiktor Juszczenko potrafił mocno odwoływać się do tradycji UPA, eksponując nawet te bardziej kontrowersyjne aspekty historii, a także siły, które kolaborowały z Niemcami podczas wojny. Z kolei Wołodymyr Zełenski raczej tego unika. Wydaje mi się, że od czasów Juszczenki do czasów Zełenskiego nastąpiła widoczna zmiana. Zmieniono podejście do tego, jakie elementy historii można i trzeba eksponować. Na przykład Sicz Karpacką…

Jak rozumiem, proponuje Pan gloryfikować inne etapy historii Ukrainy, a nie te, które mogą być bolesne dla Polski.

Właśnie tak. Kiedy myślimy o naszej historii, zawsze możemy wybierać różne elementy, które warto promować i na których warto budować swoją tożsamość. Są takie, które niszczą nasze relacje. Gdyby Polacy budowali swoją tożsamość na historii Jaremy Wiśniowieckiego, który mordował Kozaków, nie byłoby to dobre dla relacji z Ukrainą, prawda? Uważam, że mamy wspaniałe etapy naszej historii, które można eksponować. Na przykład Iwan Franko czy też postacie takie jak Petlura, mimo że Ukraińcy mają do niego zróżnicowany stosunek, są postaciami bliskimi Polakom.

Oczywiście Polska nie ma prawa pisać historii Ukrainy; proszę mnie o to nie pytać, bo to jest pytanie do Ukraińców. Tak samo jak Ukraińcy nie mają prawa pisać historii Polski. Mogę jednak wyrazić swoje niezadowolenie, gdy Polacy nie rozliczają się z akcji „Wisła” i nie potrafią powiedzieć: „Tak, wyrządzono straszne zło, przesiedlono masę ludzi, zabrano im ziemie, które były ich rdzennymi terenami, na których żyli od zawsze”. To było zło, podobnie jak pacyfikacje wsi ukraińskich przed wojną, niszczenie Masłosojuzu i ukraińskiej spółdzielczości, a także zamykanie ukraińskich polityków do więzień i torturowanie ich przez władze II Rzeczpospolitej. Polska musi się z tym rozliczyć, nauczyć się o tym mówić i prowadzić dialog z Ukraińcami.

Jeśli chodzi o Ukrainę, to jest pytanie do ukraińskich historyków, jakie nauczanie swojej historii by zaproponowali. Moim wymarzonym scenariuszem byłoby to, co po wielu latach Polska osiągnęła wspólnie z Niemcami: stworzenie komisji podręcznikowej.

Historycy i nauczyciele – zarówno polscy, jak ukraińscy – mogliby opracować wspólny podręcznik do nauczania historii polsko-ukraińskiej

Byłoby to niezwykle cenne, nawet jeśli ten podręcznik nie stałby się głównym we wszystkich szkołach. Ważne, by stworzyć takie punkty, w których wspólnie zastanowimy się nad tym, jak opowiadać tę historię.

Nie chodzi o idealizowanie wszystkiego, ale o mówienie także o trudnych momentach. Jednak trzeba pamiętać, że sytuacja była asymetryczna: Polska była krajem kolonizującym, a Ukraina krajem kolonizowanym. To nie jest kwestia równej odpowiedzialności po obu stronach. Zrozumienie tego kontekstu pozwala lepiej pojąć, jak doszło do wydarzeń na Wołyniu. Konieczne jest też przeprowadzenie ekshumacji i otwarte przyznanie, że to, co się tam wydarzyło, było straszne i nie powinno było mieć miejsca.

Jak widzę, mamy jeszcze wiele do zrobienia, jeśli chodzi o porozumienie między Polakami a Ukraińcami. Ale z Rosjanami... Czy jest w ogóle możliwe, żebyśmy kiedykolwiek się z nimi dogadali? Jak Pan to ocenia z perspektywy psychologii społecznej? Czy da się kiedyś wybaczyć?

Kiedy próbujemy doprowadzić do pojednania między narodami, które były w stanie bardzo brutalnej wojny, zwykle zaczynamy od przykładów moralnego zachowania. Próbujemy pokazać, że w trudnych czasach ludzie potrafią zachować się moralnie. Na przykład przedstawiamy historię uczennicy z Rosji, która miała odwagę sprzeciwić się wojnie. Nie mówimy o dorosłym człowieku, tylko o młodej osobie, która za swój sprzeciw nie tylko sama podlega represjom, ale cierpi też cała jej rodzina. Takie indywidualne przykłady nieposłuszeństwa pokazują, że nawet w Rosji można znaleźć ludzi o moralnej postawie.

To przypomina sytuację z Niemcami po II wojnie światowej. Pojednanie z Niemcami było możliwe również dlatego, że byliśmy w stanie dostrzec, że mimo iż ogromna część społeczeństwa popierała Hitlera, byli też Niemcy, którzy byli prześladowani, siedzieli w obozach koncentracyjnych, na przykład w Buchenwaldzie. To są Niemcy, którzy chcieli odwołać się do innej historii. Myślę, że w Rosji również można znaleźć takich ludzi.

Problem polega jednak na tym, że obecnie Rosja to państwo, w którym z jednej strony wojna cieszy się dużym poparciem, a z drugiej – żadnym badaniom sondażowym czy ankietowym nie można ufać.

Ludzie są zastraszeni. To przypomina życie w państwie rządzonym przez gang

Ile czasu musi upłynąć, aby można było podjąć ten temat?

O tym porozmawiamy, kiedy skończy się wojna. Wyobrażam sobie, że w tej chwili w Ukrainie nikt nie chce o tym słyszeć, nie chce słyszeć języka rosyjskiego – to jest w pełni zrozumiałe i Ukraińcy mają do tego absolutne prawo. Sprawa zależy od sytuacji i tego, jak będzie wyglądała Rosja po wojnie. Kluczowe będzie to, czy Rosjanie będą w stanie zbudować swoje państwo na innych fundamentach i zasadach.

20
min
Olga Pakosz
Соціологія
false
true
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Wrzesień 2024 w Ukrainie na zdjęciach

Pierwszy dzień szkoły dla ukraińskich uczniów — 2 września — rozpoczął się przy akompaniamencie rosyjskich rakiet. Zamiast słodko spać w swoich łóżkach, dzieci zmuszone były uciekać do schronów przeciwbombowych, gdzie próbowały przespać się choć trochę dłużej. Jednak wróg nie zaprzestał ataku, wystrzeliwując w sam Kijów kilkanaście rakiet manewrujących i kilkanaście rakiet balistycznych. Również we Lwowie doszło do tragicznych wydarzeń – podczas ataku zginęła cała rodzina – matka i trzy córki. Ale mimo to Ukraina nadal żyje. Niezłomni Ukraińcy demonstrują swoją siłę i moc w tańcach, na wystawach, na wybiegach. Bo wróg rosyjski nie jest w stanie jednego zrobić – złamać ducha Ukraińców.

Tekst: Natalya Ryaba

‍

Foto: Michal Cizek / AFP/ East News

7 września demonstranci zorganizowali protest w Pradze, trzymając w rękach niebiesko-żółte parasole. Uczestnicy wiecu wzywali do skutecznej obrony powietrznej Ukrainy i zapewnienia jej możliwości kontrataku. Demonstranci stworzyli „mapę” Ukrainy przy użyciu niebiesko-żółtych parasolek.

‍

Fotо: Anatolii STEPANOV / AFP/ East News

Studenci Międzynarodowej Akademii Zarządzania Personelem obserwują, jak ratownicy gaszą pożar w jednym z budynków uczelni po ataku rakietowym na Kijów 2 września 2024 r. Ukrywając się w schronie, uczniowie słyszeli świst rakiet i eksplozje.

‍

Fotо: Diego Herrera Carcedo / Anadolu/ AFP/East News

Ukraińscy medycy wojskowi udzielają pomocy rannemu ukraińskiemu żołnierzowi w punkcie stabilizacyjnym w obwodzie Czasiw Jar, 6 września 2024 r.

‍

Foto: Anatolija Stepanowa / AFP/East News

Zwolniona z niewoli ukraińska żołnierka rozmawia przez telefon ze swoimi dziećmi. 13 września Rosja i Ukraina przeprowadziły kolejną wymianę więźniów. Do domu wróciło 49 Ukraińców — 23 kobiety i 26 mężczyzn. Po raz pierwszy od dłuższego czasu udało się zwrócić „Azowów” Ukrainie. W organizacji wymiany pomogły Zjednoczone Emiraty Arabskie.

‍

Foto: Yuriy Dyachyshyn / AFP/East News

Ukraińscy uczniowie śpiewają hymn narodowy podczas uroczystości rozpoczęcia nowego roku szkolnego we Lwowie, 2 września 2024 r.

‍

Foto: Yuriy Dyachyshyn / AFP/East News

4 września stał się dla Lwowa najtragiczniejszym w czasie całej wojny. W ataku zginęła matka i jej trzy córki. Przy życiu pozostał tylko ojciec. Całe miasto przybyło na pogrzeb zmarłych. W wyniku ostrzału we Lwowie zginęło 7 osób, 66 zostało rannych. Uszkodzonych zostało także 188 budynków, w tym 19 zabytków architektury.

‍

Foto: Siergiej SUPINSKY / AFP/East News

Para ogląda plakaty przedstawiające poległych ukraińskich żołnierzy Brygady Azowskiej na wystawie plenerowej w Kijowie, 23 września 2024 r.

‍

Foto: Joe Giddens / PA Images / Forum

Freya Brown, treserka psów armii brytyjskiej, ze swoim psem służbowym Zakiem podczas sesji szkoleniowej z ukraińskimi żołnierzami w koszarach w East Midlands w Wielkiej Brytanii, 10 września 2024 r.

‍

Foto: матеріали для преси

Prezentacja kolekcji Veroniki Danilovej w ramach Ukraińskiego Tygodnia Mody, 1 września 2024. Projektantka zadedykowała ojczyźnie swoją kolekcję „Ogród Chmur”, inspirowaną wspomnieniami ukraińskiego ogrodu i kwitnących jabłoni.

‍

20
min
Beata Łyżwa-Sokół
zdjęcia
Ukraina
Rosyjska agresja
Rosyjski atak na Ukrainę
Ukraińcy za granicą
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Ukraińcy w Niemczech: najlepsze świadczenia, ale niewielu zatrudnionych

Niemcy zajmują pierwsze miejsce na świecie pod względem liczby przyjętych ukraińskich uchodźców. Według Eurostatu, ponad 1 110 600 Ukraińców mieszka obecnie w tym kraju, będąc objętymi tymczasową ochroną. W pierwszym roku wojny na pełną skalę to Polska przyjęła najwięcej Ukraińców, ale rok później rozpoczął się ich odpływ do Niemiec. Zdecydowały o tym względy socjalne i finansowe. Niemczech ukraińscy uchodźcy otrzymują pomoc socjalną i mają możliwość bezpłatnego uczestnictwa w kursach integracyjnych, co teoretycznie zwiększa ich szanse na znalezienie pracy.

Jednak statystyki zatrudnienia nie są imponujące: według niemieckiego Ministerstwa Pracy i Spraw Socjalnych oficjalnie zatrudnionych jest 192 tysięcy Ukraińców, a kolejne 48 tysięcy pracuje w niepełnym wymiarze godzin. Oznacza to, że w Niemczech pracuje nieco ponad 20 procent uchodźców z Ukrainy.

Wszechwidzące oko pośredniaka

Rufina z Charkowa przyjechała do Niemiec ze swoim synem w wieku szkolnym w kwietniu 2022 roku. Zaraz po tym jak wyjechała, jej teść, teściowa i ich córka zginęli w podczas rosyjskiego ostrzału miasta.

– Pojechaliśmy do Magdeburga, gdzie krewni mojej przyjaciółki zatrzymali się w pierwszych dniach wojny – mówi Rufina. – Jako że to była rodzina z niemowlęciem, wolontariusze zapewnili jej tymczasowe mieszkanie, a my mogliśmy się w nim zatrzymać. Ci, którzy nie mieli gdzie się zatrzymać, zostali umieszczeni w obozie dla uchodźców. Znajdował się w parku miejskim i składał się z trzech sal gimnastycznych – ludzie spali tam na łóżkach polowych. Znam Ukraińców, którzy mieszkali w tym obozie przez ponad trzy miesiące, bo nie mogli znaleźć zakwaterowania.

‍

Rufina z Charkowa: – Nauka niemieckiego mnie cieszy, bo chcę być użyteczna dla społeczeństwa i państwa, które wspierają mnie od dwóch lat

Niektórym ukraińskim uchodźcom w Niemczech pomagały rodziny niemieckie: ze znalezieniem mieszkania, adaptacją, umieszczeniem w przedszkolach i szkołach, z dokumentacją. Zwróciliśmy się do agencji wyszukiwania mieszkań - i osiedliliśmy się w pierwszym apartamencie, które nam zaoferowano. Płatność za wynajem mieszkania została przejęta przez centrum pracy (centrum zatrudnienia).

Według Rufiny stereotyp, że Niemcy są krajem biurokracji, jest pod wieloma względami prawdziwy.

— Proces formalności wydaje się bardzo trudny i długi w przeciwieństwie do Ukrainy. Jeśli nie pracujesz, co sześć miesięcy musisz aktualizować swoje dane w centrum pracy i przesłać dokumenty potwierdzające, że nie masz dochodów, nie otrzymywać przelewów z Ukrainy.

Wydanie karty bankowej w Niemczech następuje wtedy, gdy otrzymujesz kartę pocztą w ciągu miesiąca, po czym czekasz kolejne dwa tygodnie na kod PIN i kolejne dwa tygodnie na inne niezbędne dane

Kursy integracyjne, jeśli idziesz od poniedziałku do piątku, trwają dziewięć miesięcy. Kurs kończy się zdaniem egzaminu z języka niemieckiego na poziom B1 (średniozaawansowany) oraz egzaminu z przedmiotu „Polityka i historia”. Ostatni zdobyłem, ale dla B1 nie wystarczyło jednego punktu. Jeśli nie zdałeś B1, otrzymujesz kolejne 300 godzin treningu powtarzalnego, aby zacisnąć język.

Po otrzymaniu certyfikatu B1 już aktywnie szukasz pracy i oferujesz różne oferty pracy. Poziom B1 nie otwiera wielu możliwości — na pewno nie zostaniesz prawnikiem ani lekarzem z takim poziomem mowy. Możesz poprosić centrum pracy o możliwość dalszej nauki języka, aż do poziomu B2 lub C1. Wcześniej było to dozwolone częściej, teraz - tylko w niektórych przypadkach. Na przykład, jeśli byłeś lekarzem na Ukrainie i powiesz, że chciałbyś pracować tutaj w swojej specjalności, najprawdopodobniej będziesz mógł się uczyć, ponieważ potrzebni są lekarze w Niemczech. Ale nie mam pojęcia, jak uzyskać taką możliwość, jeśli jesteś na przykład krawcową lub mistrzem manicure.

Inne centrum pracy może oferować kursy przekwalifikowania. Warunkowo nie można pracować jako prawnik, jak na Ukrainie — idź na studia, aby zostać kucharzem lub fryzjerem. Takie kursy natychmiast wymagają praktyki zawodowej: na przykład trzy dni w tygodniu osoba uczy się, a dwa dni - praca i zdobywanie doświadczenia.

Podczas studiowania na kursie integracyjnym centrum pracy jest zasadniczo Twoim pracodawcą, któremu musisz zgłaszać każdy krok na swojej drodze

Jeśli przegapisz kursy niemieckiego lub wyjedziesz za granicę na wakacje bez ostrzeżenia beratora (inspektora centrum), spodziewaj się kłopotów. Jeśli nie dojdziesz do „terminu” (wizyty) bez uzasadnionego powodu i ostrzeżenia, centrum pracy zmniejsza wysokość świadczeń o 10-30%. Jeśli berator oferuje pracę kilka razy, ale odmawiasz bez konstruktywnego powodu, pomoc społeczna może zostać całkowicie anulowana.

„Im wyższy poziom języka niemieckiego, tym więcej możliwości dla obcokrajowców w Niemczech”

Obecnie świadczenia socjalne dla jednego dorosłego uchodźcy z Ukrainy wynoszą ponad 500 euro miesięcznie (od 506 do 563, w zależności od sytuacji). Państwo zapewnia również pomoc w wynajmie. Taka pomoc jest dostępna nawet dla osób już zatrudnionych, jeśli pensja nie wystarcza im na opłacenie mieszkania.

– Dlatego nawet ci, którzy nie mają własnego domu i pracują za płacę minimalną (12,41 euro za godzinę przed opodatkowaniem), mogą w Niemczech całkiem dobrze żyć, choć ceny mieszkań są tu dość wysokie – mówi Rufina. – Na przykład wynajęcie mieszkania o powierzchni 60 metrów kwadratowych kosztuje 500 euro, do czego trzeba jeszcze doliczyć około 120 euro za media i Internet. Nawet jeśli dana osoba otrzymuje 1600 euro miesięcznie, pieniądze te wystarczą jej na zakup dobrej żywności, opłacenie ubezpieczenia i mediów, zakup niezbędnego sprzętu, ubrań, odpoczynek i wakacje. Pracując np. jako sprzątaczka możesz nie być w stanie oszczędzać pieniędzy, ale na pewno będziesz żyć normalnie.

System opodatkowania i świadczeń socjalnych został zaprojektowany tak, by w jak największym stopniu chronić osoby o różnych dochodach

Na przykład jeśli w jednej trzyosobowej rodzinie (tata, mama, dziecko) ojciec zarabia 1700 euro, a w innej 3000 euro, to biorąc pod uwagę pomoc dla pierwszej i wyższy podatek płacony przez drugą – rodziny te będą miały prawie taki sam standard życia.

Kiedyś zastanawiałam się, dlaczego dentysta, który otworzył prywatną praktykę, zamyka swój gabinet o godzinie 13. Okazuje się, że praca np. do 17 jest dla niego nieopłacalna, bo podatek „zje” prawie wszystko, co zarobiłby przez dodatkowe cztery godziny. Dlatego większość ludzi tutaj nie zapracowuje się dla wyższych zarobków czy kariery – przez co poziom stresu u nich jest niższy. Niemcy są spokojni i wierzą w przyszłość.

Niedawno Rufina znalazła pracę w Czerwonym Krzyżu.

– To wolontariat w kuchni. Ucząc się języka cieszę się, że mogę być przydatna dla społeczeństwa i państwa, które wspierają mnie od dwóch lat – podkreśla. – Jestem naprawdę wdzięczna Niemcom za ich pomoc. Poza tym praca wśród nich jest okazją do poprawienia moich umiejętności językowych i zapoznania się z „ulicznym” niemieckim zamiast literackiej niemczyzny, której uczę się na kursach. W Ukrainie pracowałam jako kierowniczka sprzedaży. Wątpię, czy kiedykolwiek będę w stanie nauczyć się niemieckiego do poziomu wymaganego w tym zawodzie. Tak czy inaczej, im lepszym niemieckim posługuje się obcokrajowiec w Niemczech, tym więcej w tym kraju ma możliwości.

Mniej niepokoju, bo jesteś chroniona

Istnieją jednak zawody, które nie wymagają doskonałej znajomości języka niemieckiego i pozwalają dość szybko znaleźć pracę. Jelizawieta Tołczejewa z Kijowa jest fryzjerką. Kiedy przyjechała do Kolonii wiosną 2022 roku, szybko znalazła pracę w salonie kosmetycznym w centrum miasta.

Jelizawieta Tołczejewa: – Wszyscy tu są mile zaskoczeni ukraińską obsługą

– Po prostu napisałam do salonu, który mi się spodobał – mówi Jelizawieta. – Napisałam po angielsku. Odpowiedzieli, że mogę przyjść, a po sprawdzeniu moich umiejętności natychmiast zaproponowali mi pracę.

Większość Niemców mówi po angielsku, więc kwestia języka nie była dużym problemem dla tego salonu piękności

Teraz mój niemiecki jest znacznie lepszy (odbyłam sześciomiesięczny kurs językowy), dobrze znam fachową terminologię i potrafię rozmawiać z klientami (Niemcy uwielbiają tzw. small talk, ale nie otworzą przed tobą serca na fotelu fryzjerskim). W Niemczech brakuje fachowców, którzy żyją z pracy własnych rąk, i branża kosmetyczna nie jest tu wyjątkiem. Wszyscy tu są mile zaskoczeni ukraińską obsługą.

Dobrych salonów kosmetycznych i fryzjerskich jest w Niemczech niewiele – jeśli zawczasu takiego nie sprawdzisz, istnieje duże prawdopodobieństwo, że wyjdziesz z niego z kiepską fryzurą lub okropnym manicure. Jelizawieta chodzi do ukraińskich mistrzów, ale jej klientami są głównie Niemcy.

Większości Ukrainek w Niemczech nie stać na wizyty w lokalnych salonach piękności

– Ich usługi są około trzy razy droższe niż w Ukrainie – mówi Jelizawieta. – Moja ostatnia praca, z kompleksową koloryzacją włosów i strzyżeniem, kosztowała 320 euro. W Kijowie taka usługa kosztuje około 100 euro. Jedną z najbardziej przystępnych cenowo usług jest strzyżenie na krótko. Kosztuje 55 euro (45, jeśli strzyżesz się co miesiąc).

Ceny i standard życia różnią w zależności od landu. Na przykład w Kolonii (Nadrenia Północna-Westfalia) ceny wynajmu są wyższe niż w Magdeburgu (Saksonia-Anhalt).

– Płacę niecałe 600 euro (wliczając media) za wynajem pokoju w centrum Kolonii – mówi Jelizawieta. – Ale dalej od centrum można znaleźć pokój za 500 euro. Miejsce, w którym mieszkam, przypomina mieszkanie komunalne: mam własny pokój i dzielę kuchnię z sąsiadem. Takie zakwaterowanie jest tutaj bardzo popularne. Krótkoterminowy wynajem również jest czymś powszechnym: kiedy wynajmujący mieszkanie wyjeżdżają na wakacje, wynajmują je komuś innemu. Sama tak pomieszkiwałam, dopóki nie znalazłam mieszkania na stałe.

Mieszkanie, która Jelizawieta wynajmuje w Kolonii, ma własny taras

– Ogólnie mówiąc, poziom lęku w Niemczech spada, ponieważ ludzie są chronieni społecznie. Nie jest tajemnicą, że w branży kosmetycznej w Ukrainie większość profesjonalistów pracuje na czarno – ciągle się martwisz, że jeśli zachorujesz lub zechcesz wyjechać na wakacje, stracisz pieniądze. A tutaj otrzymam wynagrodzenie niezależnie od tego, czy byłam na zwolnieniu lekarskim, czy na wakacjach.

Jednak to, że państwo kontroluje całe twoje życie, ma także swoje minusy. Owszem, jeśli zostaniesz zwolniona z pracy, zachorujesz lub nie będziesz miała pieniędzy na czynsz, państwo cię wesprze. Ale jeśli oczekujesz pomocy, nie możesz zrezygnować z tego, co państwo ci zaoferuje. Znam przypadek, że Ukrainka zrezygnowała z pracy z powodu konfliktu, więc urząd pracy odmówił jej wypłaty zasiłku. Powiedziano jej, że zanim zrezygnowała, powinna była skonsultować się z coachem, który spróbowałby rozwiązać konflikt. Pozostawiona bez pomocy kobieta wróciła do Ukrainy. Tutaj nie możesz też ot tak po prostu wziąć psa ze schroniska. Musisz wypełnić mnóstwo dokumentów i do końca nie jest pewne, czy dostaniesz pozwolenie na adopcję zwierzaka.

Mojej klientce odmówiono adopcji psa, ponieważ nie miała partnera. „Kto będzie wyprowadzał psa, jeśli zachorujesz?” – usłyszała
Europejczycy mogą być pod wrażeniem nie tylko ukraińskiej obsługi, ale także barszczu. Właścicielce mieszkania wynajmowanego przez Jelizawietę bardzo zasmakował

Uderzające jest również to, że przy tak wysokim poziomie opieki społecznej w Niemczech jest wielu bezdomnych i narkomanów – na ulicach, ale jeszcze więcej w metrze.

– Dlatego staram się nie korzystać z metra (lepiej chodzić lub jeździć na rowerze – wszędzie są ścieżki rowerowe) – mówi Jelizawieta. – W metrze nie ma bramek, każdy może wejść. Niemcy są tolerancyjni nawet wobec narkomanów – traktują ich jak ludzi, którzy są chorzy i potrzebują pomocy. Niemcy mają służbę socjalną, w której uzależnieni od narkotyków mogą otrzymać dawkę za darmo. Wychodzą z założenia, że lepiej dać narkomanowi taką dawkę, niż dopuścić do tego, że okradnie kogoś z pieniędzy, za które będzie chciał ją kupić. Znajomy, który pracował w takim serwisie, powiedział, że osoby przychodzące po dawkę są przekonywane do obrania właściwej drogi. Oferuje się im terapię, pomoc w znalezieniu mieszkania, a nawet zatrudnienia. Jednak to, czy przyjąć taką pomoc, jest wyborem danej osoby.

Podobnie jak we wszystkich krajach europejskich, większość ukraińskich uchodźców w Niemczech jest objęta tymczasową ochroną, a ta nie daje im prawa do ubiegania się o obywatelstwo

Obecnie tymczasowa ochrona Ukraińców w Niemczech została przedłużona do 4 marca 2025 roku. Jednak pomimo niejasnych perspektyw, coraz więcej Ukraińców wyraża zamiar pozostania w tym kraju. Badanie przeprowadzone przez platformę migracyjną EWL we współpracy z Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich Uniwersytetu Warszawskiego w marcu 2024 r. wykazało, że co trzeci Ukrainiec w Niemczech (32%) zamierza tam pozostać przez co najmniej kilka lat. 8% stwierdziło, że chciałoby zostać w tym kraju na stałe. Wśród powodów wymieniono obecność tam przyjaciół i krewnych, uproszczony proces uzyskiwania dokumentów i pozwoleń na pracę oraz pomoc w pokryciu kosztów mieszkaniowych.

Badanie wykazało również, że 57% Ukraińców przebywających w Niemczech widzi przyszłość swoich dzieci w tym kraju, a 39% – w Ukrainie, do której zamierzają po wojnie wrócić.

‍

Zdjęcia z prywatnych archiwów bohaterek

20
min
Kateryna Kopanieva
Ukraińskie kobiety w świecie
Niemcy
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

„I'm Ukrainian”: aplikacja, która jednoczy Ukraińców

Podobnie jak miliony innych Ukraińców, Julia Tokar została zmuszona do szukania schronienia za granicą. Z roczną córeczką wyjechała do Austrii. Nie potrafiła jednak siedzieć bezczynnie. Wraz ze swoim zespołem stworzyła dla Ukraińców żyjących za granicą aplikację o nazwie „I'm Ukrainian”.

Oto jej opowieść.

Walizka do ewakuacji

Mieszkaliśmy z rodziną niedaleko Kijowa, we wsi Hatne, w nowo kupionym domu. Rok przed wybuchem wojny na pełną skalę urodziła się nasza córeczka. Po raz pierwszy poczułam, że to życie, o którym marzyłam, wreszcie się pojawiło.

Julia Tokar z rodziną w domu pod Kijowem. Zdjęcie: prywatne archiwum

Ale słuchając wiadomości zdaliśmy sobie sprawę, że Rosja może rozpocząć wielką wojnę przeciwko Ukrainie. Zawczasu przygotowaliśmy więc walizkę ewakuacyjną.

24 lutego, kiedy usłyszeliśmy pierwsze eksplozje, z dzieckiem i trzema kotami opuściliśmy dom w pół godziny. Pojechaliśmy do naszych przyjaciół w obwodzie lwowskim. Z marszu zaczęliśmy pracować jako wolontariusze, co pomogło nam zachować równowagę psychiczną. Mój mąż i inni wolontariusze spotykali się z ludźmi na dworcu kolejowym we Lwowie, kwaterowywali ich i karmili. Ja zdalnie koordynowałam zbiórkę rzeczy dla obrony terytorialnej w Hatne.

Gdzieś w okolicach grudnia 2022 r. nasze zasoby się wyczerpały. Dziecko często chorowało z powodu ciągłego przebywania w piwnicy podczas nalotów

Decyzja o wyjeździe za granicę była trudna. Wyjechaliśmy do Austrii, bo mieliśmy tam przyjaciół. Zamieszkaliśmy w miasteczku Weitz – i znowu zaangażowałam się w wolontariat. W grudniu 2022 r. zorganizowaliśmy program pomagający żołnierzom odzyskiwać zdrowie psychiczne. Czterech mężczyzn przez trzy miesiące trzy razy w tygodniu chodziło na fizjoterapię, pracował z nimi psycholog.

Ukraińscy żołnierze przebywający w Austrii i uczestniczący programie regeneracji psychicznej. Zdjęcie: prywatne archiwum

Niestety, po pewnym czasie musieliśmy ten projekt zawiesić. Czekamy, aż austriacki program państwowy zacznie pomagać ukraińskim wojskowym.

Traktowana jak równa

Austria potraktowała Ukraińców bardzo dobrze. Mieszkaliśmy w dużym domu, każda ukraińska rodzina miała przydzielonego opiekuna-wolontariusza. Zazwyczaj byli to emeryci. Austriacy robili wszystko, by Ukraińcy czuli się u nich komfortowo i bezpiecznie. To gościnne nastawienie naprawdę pomaga. Jednak nigdy nie marzyłam o życiu poza Ukrainą. Dużo podróżowałam, lecz zawsze dobrze było mieć bilet do domu. Dlatego wciąż jest mi tu ciężko. Tak, tu jest pięknie i dobrze, ale chcę wrócić do domu. Tam jest mój sens, moje wartości, przyjaciele, rodzice.

Bywam w domu raz w roku.

Po każdej takiej podróży zeskrobuję siebie ze ścian mojego mieszkania. Za każdym razem to łamie mi serce

Dzieje się tak nawet mimo tego, że w Austrii czuję się traktowana jak równa. Stosunek do Ukraińców jest tu bardzo tolerancyjny, mamy prawie takie same prawa jak Austriacy. W prawie do pracy czy zasiłków na dzieci jesteśmy im równi, choć w porównaniu z innymi krajami pomoc społeczna jest tu bardzo ograniczona – wystarcza tylko na jedzenie.

Julia Tokar z córeczką w Austrii. Zdjęcie: prywatne archiwum

Na dorosłą osobę państwo wypłaca około 215 euro miesięcznie. Na dziecko – oddzielnie: kwota zależy od wieku, a świadczenie jest wypłacane niemal aż do osiągnięcia przez nie pełnoletności. Na moją trzyletnią córkę otrzymuję miesięcznie 208 euro. Niedawno przeprowadziliśmy się do Grazu, drugiego co do wielkości miasta w Austrii. Mieszka tutaj duża i silna społeczność ukraińska. To bardzo ważne dla pracy nad naszym projektem „I’m Ukrainian”.

Zawsze będziemy rodakami

Pomysł stworzenia projektu pojawił się w październiku 2022 r. w rozmowie z Pawłem Ostapenko i Pawłem Liberem [pierwszy to szef Stowarzyszenia Ukraińskich Naukowców, drugi jest czołowym białoruskim specjalistą IT prześladowanym przez reżim Łukaszenki – aut]. Zaproponowali mi, bym stanęła na czele tego przedsięwzięcia.

Nasz zespół stworzyło grono przyjaciół z całego świata. Każdy w swoim kraju musiał wypełnić aplikację, w której podał informacje dotyczące różnych wydarzeń, które się tam odbywają. Przez rok pracowało nad tym 20 wolontariuszy. Obecnie zespół składa się z 10 osób, które mieszkają zarówno za granicą, jak w Ukrainie. Aplikacja obejmuje swym zasięgiem 32 kraje.

Chcemy dzięki niej podtrzymywać kontakt naszych ludzi z Ukrainą. Aplikacja ma być pomostem, który pozwoli im się komunikować.

Chcielibyśmy też, by nasze dzieci czytały ukraińskie książki przynajmniej kilka razy w tygodniu i wiedziały, gdzie znajdują się ukraińskie biblioteki

Te informacje również znajdą się w aplikacji.

Aplikacja „Jestem Ukraińcem” działa już w 32 krajach na całym świecie. Zdjęcie: Prezentacja aplikacji

W małym austriackim miasteczku, w którym wcześniej mieszkałam, bardzo trudno było mi żyć wśród obcych. Wciąż szukałam kontaktu z Ukraińcami, podróżowałam do innych miast. Dlatego cieszę się, że nasz projekt łączy Ukraińców za granicą.

Nawet jeśli wielu z nich nie wróci do kraju, pozostaną naszymi rodakami, z którymi musimy współpracować.

Poprosiliśmy Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy, by zwróciło uwagę na „I’m Ukrainian”, bo przecież jego zadaniem jest jednoczenie naszego narodu i podtrzymywanie kontaktów między Ukraińcami

Trudno powiedzieć, ilu aktywnych użytkowników korzysta już z naszej aplikacji. Wiemy, że było ponad 40 000 pobrań. Najbardziej aktywna i największa diaspora jest w Polsce. Na drugim miejscu są Niemcy, potem Czechy, Hiszpania i Wielka Brytania.

Biznes, kultura, pomoc, darowizny

To bezpłatna aplikacja mobilna dla systemów Android i Apple. Jest łatwa w użyciu: wybierasz kraj i miasto, w których mieszkasz, a niezbędne informacje o wszystkim, co dzieje się wokół Ciebie, są pobierane natychmiast.

Jeśli podróżujesz do innego kraju, też możesz się dowiedzieć, co ciekawego się tam dzieje. Najpopularniejszą zakładką w aplikacji jest „Mapa biznesu”. Ukraińcy, którzy zdecydowali się założyć własną firmę lub świadczyć jakieś usługi w innym kraju, mogą dodać do tej mapy informacje o sobie.

Ludzie mieszkający w pobliżu zobaczą je i będą mogli skorzystać z intersujących ich usług

Bardzo dużym zainteresowaniem cieszą się też informacje o wydarzeniach kulturalnych. Mamy również sekcję „Pomoc”. Możesz tam uzyskać porady dotyczące zakwaterowania, ośrodków edukacyjnych dla dzieci lub informacje medyczne.

Oczywiście jest też sekcja „Darowizny”, ponieważ diaspora, lub „tymczasowa diaspora”, jak sama ją nazywam, wciąż musi pracować na zwycięstwo.

By korzystać z aplikacji, wystarczy ją pobrać – nie musisz się nawet logować. Ale jeśli chcesz zostawić swój komentarz, brać udział w funkcjonowaniu aplikacji, zostawić informacje na swój temat lub kontaktować się z kimś, musisz uwierzytelnić się za pośrednictwem Diia [elektroniczny dokument tożsamości – red.]. Chronimy w ten sposób nasze treści.

Problem w tym, że ludzie są ostrożni, jeśli chodzi o korzystanie z Diia. Z jakiegoś powodu uważają, że system będzie wtedy przesyłał ich dane i śledził ich lokalizację. Mężczyźni piszą na przykład: „Niedługo przez waszą aplikację otrzymamy wezwanie”.

To nieprawda. Takie rzeczy piszą ludzie niewykształceni, którzy nie rozumieją funkcjonalności „I’m Ukrainian”

Diia nie zbiera żadnych danych. Identyfikuje Cię tylko jako Ukraińca. Nic więcej.

Każdy chce wrócić do domu

Państwo powinno już teraz pracować nad sprowadzeniem ukraińskich emigrantów do domu. Powinny być dostępne informacje o programach odbudowy mieszkań, projektach edukacyjnych i możliwościach zatrudnienia. Ludzie muszą widzieć przyszłość, bo mentalnie i emocjonalnie każdego przecież ciągnie do domu. Tymczasem boją się, że wrócą – i zostaną z niczym. Wielu nie wróci tylko dlatego, że ich dzieci poszły do szkoły za granicą.

Julia Tokar: „Musimy więc robić jeszcze więcej, by Ukraińcy nie zapomnieli o swojej kulturze”. Zdjęcie: prywatne archiwum

Po zakończeniu wojny planuję powrót do domu. Gdyby nie dziecko, już bym to zrobiła. Wojna bardzo mnie zmieniła, jak każdego Ukraińca. Kiedy wrócę, będę spędzać więcej czasu z rodzicami. Już teraz organizuję z nimi sesje zdjęciowe, żeby moje dziecko miało pamiątkę. Rzeczy materialne stały się drugorzędne. Po wojnie długo nie będę podróżować. Będę cieszyła się domem.

Więź, którą tworzymy

Mamy wiele planów związanych z naszą aplikacją. Chcemy wziąć udział w Światowym Kongresie Ukraińców. Funkcja „Społeczności” otwiera wiele możliwości – chcę, by za jej pośrednictwem kontaktowały się ze sobą wszystkie ukraińskie organizacje. Dla nas, Ukraińców za granicą, taka więź jest bardzo ważna. Przyznam, że kiedy pojawiają się ogłoszenia dotyczące ukraińskich wydarzeń za granicą, na przykład w naszym Grazu, trzeba reagować niemal natychmiast, bo później nie będzie już miejsc. Ludzie szybko chwytają wszystko, co ukraińskie.

Ukraińcy żyjący za granicą intensywnie uczą się języków krajów, w których przebywają. Musimy więc robić jeszcze więcej, by nie zapomnieli o swojej kulturze. Więź, którą tworzymy, w przyszłości sprowadzi ich z powrotem do Ukrainy.

20
min
Natalia Żukowska
Діаспора
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Polsko-ukraińska integracja nie zwalnia tempa

Przeciwdziałanie dyskryminacji i tworzenie relacji

– Patrzenie, jak dziewczyny z Polski i Ukrainy się integrują, przełamują bariery kulturowe i językowe, było czymś wspaniałym – mówi Beata Szeliga, koordynatorka projektu „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo”.

 – Zobaczyły przede wszystkim, jak wiele je łączy, ile mają podobnych doświadczeń. A do tego mogły wspólnie coś zrobić – dodaje Jan Marković, który również pracował przy projekcie.

 Było to możliwe właśnie dzięki projektowi „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” Podkarpackiego Stowarzyszenia dla Aktywnych Rodzin. Wcześniej organizacja podejmowała różnego rodzaju działania antydyskryminacyjne dla nastolatek.

 Kiedy 24 lutego 2022 roku rozpoczęła się pełnoskalowa inwazja Rosji na Ukrainę, osoby ze stowarzyszenia szybko zrozumiały, że wkrótce będą potrzebne działania integrujące dwie narodowości i zaproponowały kolejny projekt.

 Wzięły w nim udział 24 dziewczyny w wieku od 15 do 18 lat z Polski i Ukrainy, a także 16 edukatorek (nauczycielki, pracownice bibliotek, domów kultury, NGO itp.). Głównym celem było to, żeby wszystkie uczestniczki poczuły się pewniej i bezpieczniej, wiedziały też, jak reagować na codziennie przejawy dyskryminacji.

 Odbyły się jednak nie tylko – skierowane do polskich i ukraińskich nastolatek – warsztaty antydyskryminacyjne, ale też tygodniowy obóz edukacyjny, zrealizowany przy wsparciu norweskiego partnera Norsensus Mediaforum. W trakcie obozu uczestniczki wzięły udział w dodatkowych warsztatach: z komunikacji, kooperacji, wendo oraz tworzenia kampanii społecznych. Realizacja tych ostatnich była jednym z zadań, za które wspólnie odpowiadały dziewczyny z obu krajów. Z kolei edukatorki przygotowały inicjatywy antydyskryminacyjne w swoich szkołach. A przy tym wszystkim tworzyły się coraz bliższe relacje.

‍

Warsztaty projektu Polsko-Ukraińskie Siostrzeństwo. Zdjęcie: materiały prasowe

– Dziewczyny z Polski i Ukrainy były wzajemnie bardzo zaciekawione swoją kulturą. Mimo że nie wszystkie Ukrainki mówiły dobrze po polsku, z kolei Polki w ogóle nie znały ukraińskiego, udało im się porozumieć bez większych przeszkód. Uczestniczki z Ukrainy uczyły polskie koleżanki swojego alfabetu i zapisywania imion. Wszystko to sprawiło, że zżyły się ze sobą – mówi Beata Szeliga.

 – Wiele z nich do dziś utrzymuje ze sobą kontakt, co bardzo nas cieszy, bo pokazuje to trwałe efekty projektu, także po jego zakończeniu – dodaje Jan Marković. – Świetne jest to, że dziewczyny uświadomiły sobie, jak reagować w różnych sytuacjach, rozpoznawać dyskryminację, Dodatkowo uczestniczki z Ukrainy zobaczyły, że w ich kulturze jest znacznie większa presja chociażby na wygląd oraz że można inaczej.

 Jak zgodnie przyznają, po ponad dwóch latach widać, że o ile Polska wykonała dużą pracę na rzecz wsparcia osób z Ukrainy, o tyle integracja na poziomie społecznym wciąż wymaga uwagi. Dlatego cieszą się, że „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” przyczyniło się chociaż trochę do tego, że dziewczyny z Polski i Ukrainy są sobie bliższe.

Swoistą kontynuacją projektu jest integracyjny Klub Młodzieży w Rzeszowie, prowadzony przez Podkarpackie Stowarzyszenie dla Aktywnych Rodzin od kilku miesięcy. Może tu przyjść każda osoba i wziąć udział w różnych wydarzeniach, ale też po prostu posiedzieć, wspólnie spędzić czas, pograć na gitarze czy w planszówki.

 – Myślimy też nad tym, by zrealizować projekt podobny do „Polsko-ukraińskiego siostrzeństwa”, tylko skierowany tym razem do chłopaków. Kiedy robiliśmy rekrutację w szkołach, sami pytali, czy dla nich też coś zrobimy – wspomina Beata Szeliga.

 – Nie wolno zapominać o chłopakach, bo od znajomych z innych organizacji słyszę, że zaczynają się oni radykalizować. Potrzebne są działania, które pokażą, że warto się integrować i że nie ma się czego bać, bo znacznie więcej nas łączy niż różni – podsumowuje Jan Marković.

Szkolna integracja teatralna

– Już na dwa lata przed wybuchem pełnoskalowej wojny w Ukrainie czuliśmy, że warto głośno mówić o osobach z Ukrainy w Polsce i stawiać na integrację. Tak się złożyło, że na kilka dni przed 24 lutego 2022 roku kończyliśmy planować zupełnie inne działania, ale kiedy dotarła do nas informacja o tym, co się dzieje, uznaliśmy, że to, co szykowaliśmy nie ma w tym momencie znaczenia i szybko przekształciliśmy wszystko w projekt pomocowy dla Ukrainek i Ukraińców – wspomina Łukasz Ignasiński z Fundacji You Plan Culture.

 Tak powstał projekt „PoznajMY się”, skierowany głównie do dzieci i młodzieży w województwie pomorskim. Jego głównym elementem były międzykulturowe warsztaty integracyjne z użyciem języka technik teatralnych. Podobne podejście sprawdzało się już we wcześniejszych działaniach, uznano więc, że i tym razem będzie to dobry pomysł. Tym bardziej, że chociaż obecnie jest już znacznie lepiej, to ponad dwa lata temu był o wiele większy problem z obecnością i funkcjonowaniem asystentek i asystentów międzykulturowych w szkołach.

Zajęcia odbywały się w placówkach edukacyjnych, które swoim zasięgiem obejmuje archidiecezja gdańska, ponieważ jednym z partnerów był tamtejszy Caritas. Powstały scenariusze lekcyjne, z których nauczycielki i nauczyciele mogli korzystać przy organizacji zajęć dla czterech grup docelowych. Wszystkie dotyczyły kwestii integracji, tolerancji, wzajemnego zrozumienia i dostosowane były do różnych grup wiekowych. Początkowo planowano, że w projekcie weźmie udział około 350 dzieci, ale szybko okazało się, że zapotrzebowanie jest o wiele większe, w związku z czym – po lekkich modyfikacjach – udało się dotrzeć do ponad ośmiuset. A, jak przyznaje Łukasz Ignasiński, i tak niekiedy trzeba było odmawiać dzwoniącym szkołom, bo zwyczajnie brakowało już sił, ludzi do pracy i budżetu.

Drugim ważnym elementem „PoznajMY się” były rozmowy i wsparcie dla kadry pracującej w szkołach. Na seminarium, zorganizowane wspólnie z innym partnerem, Muzeum Emigracji w Gdyni, zaproszone zostały osoby nie tylko z Polski i Ukrainy, ale też z Białorusi. Chodziło o to, by nie skupiać się wyłącznie na dzieciach, które przyjechały z Ukrainy, ale widzieć także te z innych stron świata, by nikt nie został sam.

 – Okazało się, że potrzeby są ogromne, a rozwiązań systemowych brak. Przynajmniej wtedy ich nie było, teraz jest już nieco lepiej. Podczas spotkania przygotowaliśmy zresztą rekomendacje, które następnie wysłaliśmy do włodarzy Gdyni.

 Co ciekawe, różne rozwiązania, które miały pomagać we włączaniu dzieci różnych narodowości w lokalne społeczności często lepiej działały w mniejszych miejscowościach, niż w dużych miastach, gdzie w niektórych szkołach niemal nikt nikogo nie zna, ponieważ uczy się tam tyle osób.

Poza tym zauważyliśmy, że placówki niestety nie zawsze korzystają z dobrych rozwiązań i nie utrzymują ze sobą kontaktów. Próbowaliśmy sprostać tym wyzwaniom i wyposażyć szkoły w województwie pomorskim w narzędzia, które miały im pomóc w tej sytuacji i w zadbaniu o integrację dzieci i młodzieży – tłumaczy Łukasz Ignasiński.

Zorganizowany został także Dzień Kultury Ukraińskiej. W jego trakcie odbyły się koncerty muzyków ukraińskich, warsztaty haftowania, a także pokazy filmów dokumentalnych.

Istotne było pokazanie nie tylko sytuacji wojennej, ale też tego, że mimo wszystko w Ukrainie toczy się normalne życie. Po to, by pokazać, jak wiele nas łączy

Z tego samego powodu w projekcie unikano słowa „uchodźca”, ponieważ uznano, że automatycznie wiąże się ono ze stereotypami i sprawia, że ludzie szufladkują tych, którzy do nas przyjechali z Ukrainy. A wtedy trudniej o integrację.

 Podczas Dnia Kultury Ukraińskiej podsumowano także konkurs na zdjęcia przedstawiające codzienne życie, robione przez dzieci i młodzież z Ukrainy. Wszystkie prace, które spełniały warunki regulaminu zostały wyróżnione, a potem wisiały w Muzeum Emigracji. Ale ponieważ po jakimś czasie trzeba było je zdjąć, udało się porozumieć z lotniskiem im. Lecha Wałęsy w Gdańsku i tam również pojawiła się wystawa, którą mogło obejrzeć nawet 50 tys. osób.

 W czasie realizacji projektu nie brakowało trudnych momentów. Na przykład wtedy, gdy w niektórych miejscach kilkoro głośniejszych uczennic lub uczniów „przejmowało” spotkanie, głosząc hasła – usłyszane w mediach lub od dorosłych – które dałoby się określić jako ksenofobiczne i rasistowskie. Były też oczywiście szkoły, w których wszystko odbywało się bez zakłóceń, a młodzi ludzie wykazywali się niezwykłą empatią i zrozumieniem trudnych spraw.

 – Kiedy ktoś krzyczał nieprzyjemne rzeczy, bardzo przydawały się techniki teatralne.

Robiliśmy różne ćwiczenia, w których dzieciaki na przykład stawały naprzeciwko siebie i musiały się do siebie uśmiechnąć oraz powiedzieć „lubię cię”

Zwykle w końcu się udawało i w większości przypadków osiągaliśmy zamierzone efekty. Dostaliśmy zresztą sporo podziękowań od rodziców. Nasz projekt na pewno pomógł wielu młodym ludziom – podsumowuje Łukasz Ignasiński.

‍

Warsztaty projektu „Poznaj-MY się”. Zdjęcie: materiały prasowe

Miejsce spotkań oraz przedsiębiorczość

– Sama mieszkam w Polsce już dwadzieścia lat, więc było dla mnie naturalne, że trzeba iść w kierunku integracji obu społeczeństw – mówi Tatiana Dembska, prezeska Fundacji Dobra dla Dobra.

Już 25 lutego 2022 roku założyła grupę „Pomagam Ukraińcom w Toruniu”. W ciągu doby dołączyło do niej 1300 osób, po kolejnych sześciu dniach było ich aż 6500. Wszyscy chcieli jakoś pomagać, reagowało się na największe i najbardziej palące potrzeby.

Później przyszedł jednak czas na dostosowanie się do nowych warunków: rok temu fundacja założyła Dom Polsko-Ukraiński w Toruniu. Odbywa się w nim wiele spotkań dla osób poszukujących wsparcia w różnych sytuacjach (np. w uzyskaniu pozwolenia na pobyt w Polsce), ale przede wszystkim dających okazję do poznania się i spędzenia wspólnie czasu.

Program nie jest narzucany odgórnie, bowiem każdy może przyjść i zaproponować swoje pomysły na to, co mogłoby się odbyć w Domu. W ramach projektów dostępne jest wsparcie prawnika, konsultacje psychologiczne, pedagogiczne, wydawanie pomocy humanitarnej, etc. Ale zgłosiła się też np. pani, która chciała robić zajęcia z rękodzieła, zawiązało się więc cotygodniowe kółko robienia na drutach. W Domu powstał też dom seniora: jest dużo starszych osób, które chcą się spotykać z innymi.

 – Dużo jest warsztatów plastycznych, związanych z arteterapią, ale też zajęcia fotograficzne, z dekorowania pierniczków, nauka serwisowania i obsługi telefonów komórkowych czy komputerów. Dzieje się dużo – opowiada Tatiana Dembska.

Dom Polsko-Ukraiński w Toruniu zorganizował już kilka pikników zapoznawczych dla rodzin z Polski i z Ukrainy. Na pierwszym spodziewali się około tysiąca osób, a pojawiło się ich cztery razy więcej. Rodzinny piknik „Poznajmy się” był skierowany do lokalnej społeczności niezależnie od narodowości.

Ważne jest podkreślanie, że oferta wydarzeń integracyjnych Domu Polsko-Ukraińskiego jest tworzona również dla Polaków, a nie – jak na początku, tylko do osób, które uciekały z Ukrainy.

Duże wydarzenia organizowane są przy wsparciu zarówno Urzędu Miasta, jak i innych lokalnych organizacji pozarządowych.

 Fundacja Dobra dla Dobra współpracowała też z Uniwersytetem im. Mikołaja Kopernika przy opracowaniu ankiety, która miała sprawdzić, jakie są nastroje względem Ukrainek i Ukraińców. Okazało się, że na szczęście w przytłaczającej większości są oni odbierani bardzo pozytywnie. Możliwe, że to także dzięki temu, iż Tatiana Dembska stara się walczyć z różnymi stereotypami. Ponad rok temu stworzyła projekt „Przedsiębiorcze Ukrainki w Polsce”: kobiety z Ukrainy spotykają się z różnymi ekspertkami, które opowiadają o tym, jak działa w Polsce rynek pracy, w jaki sposób funkcjonują poszczególne branże. Wiele Ukrainek pozakładało swoje biznesy, mają więc stały kontakt z osobami z Polski, co również pomaga w integracji.

 – Bardzo zależy mi na tym, by pokazywać, że wszyscy możemy się od siebie nawzajem uczyć, wymieniać doświadczeniami oraz rozwijać. Kiedy ludzie widzą przedsiębiorczą Ukrainkę, która zakłada dobrze prosperującą firmę, rozumieją, że zupełnie nie ma się czego bać i że ludzie, którzy przyjechali do Polski z Ukrainy chcą też przyczyniać się do dobrego funkcjonowania polskiej gospodarki – podsumowuje Tatiana Dembska.

Projekty „Polsko-ukraińskie siostrzeństwo” oraz „PoznajMY się” były finansowane przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię z Funduszy EOG i Funduszy Norweskich w ramach Programu Aktywni Obywatele – Fundusz Regionalny.

Źródło: https://publicystyka.ngo.pl/polsko-ukrainska-integracja-nie-zwalnia-tempa

20
min
Jędrzej Dudkiewicz
Ukraińcy w Polsce
Ukrainki w Polsce
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Pamiętamy, jak Polacy nam pomogli. Teraz, kiedy są w potrzebie, my pomagamy im

– Gdy tylko ogłosiliśmy zbiórkę pomocy dla Polaków, zareagowało wielu Ukraińców – mówi Hałyna Andruszkiw, szefowa Fundacji Uniters. – Odbieraliśmy telefony z pytaniami, jak można pomóc. Bo Ukraińcy jak nikt inny wiedzą, jak to jest stracić dom.

Nasza fundacja współpracuje z różnymi służbami ratowniczymi i to od nich dowiadujemy się o wszystkich potrzebach.

Obecnie zbieramy koce termiczne, latarki, gumowce, pompy do osuszania budynków, wodę pitną, spraye na komary, tabletki i filtry do oczyszczania wody. Apelujemy też do wszystkich, którzy mogą zgłosić się na ochotnika, aby pomogli w walce ze skutkami katastrofy w terenie

Właśnie wpisujemy te osoby na listę. Będą mogły pojechać dopiero po tym, jak na miejscu skończą swą pracę ratownicy i służby sanitarno-epidemiologiczne. Możemy potrzebować pomocy w usuwaniu gruzów i odbudowie miasta. Nie chcemy jednak wprowadzać chaosu i przeszkadzać, dlatego czekamy na zespół polskich koordynatorów.

Od początku wojny dzięki pracy Fundacji Uniters, założonej przez Hałynę Andruszkiw i Wiktorię Batryn, od początku wojny setki Ukraińców codziennie otrzymują pomoc. Teraz ci ludzie dzwonią, przychodzą i pytają, jak mogą pomóc Polakom w walce z kataklizmem i jego skutkami.

Zniszczony dom w Lądku-Zdroju. Fot: Tomasz Pietrzyk/ Agencja Wyborcza.pl

Irynę Charczenko z Chersonia i jej córkę Janę spotkałyśmy na warszawskiej Ochocie. Niosły dwie duże torby ze środkami higieny osobistej, gumowcami i karmą dla zwierząt.

– Kiedy zobaczyłyśmy te straszne zdjęcia z powodzi, wszystko w nas zamarło, bo przypomniałyśmy sobie nasz dom – mówi pani Hałyna. – Bardzo dobrze rozumiem uczucia Polaków – to tragedia stracić dom i normalne życie. Pracuję w ukraińskim salonie pedicure. Wraz z koleżankami zebrałyśmy najpotrzebniejsze rzeczy. Wiem, że wielu poszkodowanych mieszka teraz w hotelach i u obcych ludzi, więc ucieszą się, jeśli otrzymają choćby drobną pomoc. Przygarniemy też psa rodziny poszkodowanej w powodzi, którego właściciele przeprowadzają się do Łodzi. Zajmiemy się nim na czas, gdy oni będą zajęci pilniejszymi sprawami – mówi Iryna.

W Szprotawie wylała rzeka Bóbr. Fot: Łukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.pl

W Krakowie trzy organizacje pozarządowe, które zjednoczyły się we wspólnym celu, ogłosiły zbiórkę pomocy dla poszkodowanych.

Jak mówi wolontariusz Hennadij, ukraińska społeczność w Krakowie zareagowała natychmiast – ludzie zaczęli przynosić potrzebne rzeczy.

– Za najbardziej potrzebne rzeczy uznaliśmy wodę, suchy prowiant, fast food i produkty higieniczne. To była wyłącznie nasza inicjatywa. Co ciekawe, przychodzili do nas głównie ludzie młodzi [starsi przelewali pieniądze na konta poszkodowanych – red.].

Jesteśmy tu od początku inwazji. Pamiętamy, jak Polacy nam pomagali. Teraz, kiedy są w potrzebie, my pomagamy im. Współpracujemy z polską Fundacją Freedom Space. Wszystko, co zebraliśmy, trafi do województwa dolnośląskiego.

Daria Siczkar, przedstawicielka organizacji wolontariackiej Sun for Ukraine, uważa, że włączenie się w pomoc Polsce jest teraz obowiązkiem:

– Z naszą organizacją skontaktowała się chrześcijańska organizacja Słowiańska misja w Europie i zaproponowała zorganizowanie pomocy dla Polaków. Nasz udział w tej inicjatywie jest nieoficjalny. Mamy dużą i aktywną publiczność w mediach społecznościowych. Nasz post o zbiórce był szeroko udostępniany w sieci i zbiórka zakończyła się sukcesem. Chciałabym podziękować Ukraińcom za granicą za ich postawę i pomoc.

Artur Bagliuk, współzałożyciel Słowiańskiej misji w Europie, wyjaśnił, dlaczego skontaktował się z przedstawicielem Fundacji Freedom Space: – Wiedziałem, że oni dostarczą potrzebującym to, co zebraliśmy. Cieszę się, że wszystko się udało. Będziemy kontynuować nasze działania. Zbiórka trwa.

Pomoc zebrana przez Ukraińców w Krakowie. Zdjęcie: Ksenia Minczuk

Gdzie w Warszawie i Krakowie można przynosić rzeczy dla powodzian

W Warszawie:

1. Pomoc dla poszkodowanych możesz pozostawić w Punkcie Pomocy Uniters w Warszawie przy Al. Jerozolimskich 30 od poniedziałku do soboty w godzinach od 12:00 do 19:00.

Jeśli chcesz zostać wolontariuszem, wypełnij formularz.

2. W Warszawie pomoc dla powodzian zbierana jest we wszystkich dzielnicach. Dary można przynosić do urzędu właściwego dla miejsca zamieszkania danej osoby.

W Krakowie:

1. Organizacja charytatywna Save Ukraine Now

2. Organizacja non-profit Chimera Kultur

3. Organizacja non-profit Fundacja Zustricz

4. Organizacja pozarządowa Internationaler Bund Polska

5. Slavic Mission in Europe

6. Fundacja iB

Materiał przygotowały Julia Ładnowa i Ksenia Minczuk

20
min
Sestry
Стихійне лихо
Pomoc
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Protezy na wybiegu to nie trend w modzie. To nasza nowa rzeczywistość

Kapelusze Rusłana Baginskiego na głowie Madonny, biżuteria Guzema w serialu telewizyjnym „Emily w Paryżu”, Beyonce i Jennifer Lopez w sukienkach Iwana Frołowa, Heidi Klum na czerwonym dywanie w Cannes w sukience Łesi Werling... Rośnie zainteresowanie Zachodu ukraińskimi markami, Ukraińcy są zapraszani do udziału w światowych tygodniach mody. A teraz, po raz pierwszy podczas wojny, w Kijowie odbył się Ukrainian Fashion Week (UFW).

Impreza powróciła po dwóch i pół roku przerwy – by wesprzeć ukraiński przemysł modowy i wzmocnić głos Ukrainy na świecie. W ciągu czterech dni 61 marek, w tym 10 nowych, zaprezentowało swoje pomysły na sezon wiosna-lato 2025. Tyle że tym razem kolekcje odnosiły się nie tyle do mody, ile nawiązywały do odporności i odrodzenia. Już dziś możemy powiedzieć, że tegoroczny Ukrainian Fashion Week stał się dla Ukrainy wydarzeniem historycznym.

– Ludzie chcą żyć, pracować i być skuteczni – wyjaśnia Iryna Danylewska, współzałożycielka i przewodnicząca komitetu organizacyjnego UFW. Rozmawiamy z nią o społecznym wymiarze mody, o propozycjach projektantów na UFW 2025 i minionych dwóch latach ukraińskiej mody za granicą.

Projektantka Aliona Prodan i jej nowa kolekcja

Jeśli wszyscy utalentowani Ukraińcy zostaną zabici, świat stanie się uboższy

Oksana Honczaruk: Powrót do Ukrainy po dwóch i pół roku pracy za granicą nie jest chyba łatwą decyzją?

Iryna Danylewska: W ciągu tych 2,5 roku zorganizowaliśmy 29 wydarzeń na wybiegach w Londynie, Berlinie, Budapeszcie, Lizbonie, Wiedniu, Kopenhadze – wspierając w ten sposób ukraiński przemysł modowy. Ale marki modowe to nie cała branża, więc ostatecznie, mimo ryzyka, wróciliśmy do domu.

Postawiliśmy sobie trzy cele: wesprzeć branżę i Ukraińców; pokazać, że musimy być skuteczni dla kraju w czasie wojny – i upewnić się, że Ukraina jest nadal słyszana przez świat.

Chcemy, by na świecie były słyszane nie tylko apele naszych polityków, nie tylko raporty o zniszczonych domach i zabitych cywilach. Chcemy pokazać Ukrainę jako kraj nie tylko odważnych, ale i utalentowanych ludzi. Aby osoby, które za granicą oglądają zdjęcia z UFW, zrozumiały, że gdyby wszyscy ci utalentowani ludzie zginęli, świat byłby uboższy.

Ile krajów widziało naszą modę podczas wojny?

Od jej wybuchu pokazaliśmy się w 12 krajach. Były to wyłącznie oficjalne wydarzenia, takie jak tygodnie mody czy wystawy międzynarodowe.

Prawdziwym objawieniem było dla nas to, że świat mody, który jest znany z silnej rywalizacji, był gotowy na solidarność

Nie tylko udostępniali nam swoje wybiegi, ale tworzyli też dla nas specjalne warunki – rozumiejąc, jak trudno ukraińskim markom przetrwać podczas wojny. Londyn, Budapeszt, Berlin, Lizbona, Los Angeles – wszędzie mieliśmy komfortowe warunki do pokazów. W niektórych z tych miast zapewniono nam darmowe wybiegi, w innych opłacono modelki. A na Berlin Fashion Week dzięki pomocy gospodarzy mogliśmy sobie pozwolić na zaproszenie naszych młodych projektantów i zapewnienie im zakwaterowania. To było potężne wsparcie, za które jesteśmy szczerze wdzięczni.

Ukraińskie projektantki Ksenia Schnaider, Nadia Dziak, Elena Rewa na London Fashion Week w 2023 roku. Zdjęcie: Scott Garfitt/Invision/Wiadomości wschodnie

Gdzie się odbył pierwszy ukraiński pokaz podczas wojny?

Na Malcie, latem 2022 roku. Projektantka Nadia Dziak wzięła udział w Malta Fashion Week. Modelki chodziły z żółtymi i niebieskimi szalikami, a nasza flaga powiewała w tle wybiegu. Organizatorzy poprosili nas o nagranie wiadomości wideo, wyjaśniającej wydarzenia w Ukrainie – i nadawanie jej bez przerwy.

Czy jakieś instytucje państwowe zaoferowały wam pomoc?

Wszystko robiliśmy z własnej inicjatywy i dzięki własnym kontaktom. Chociaż, oczywiście, kiedy chcieliśmy, by nasi projektanci polecieli do Londynu lub Kopenhagi, prosiliśmy o pomoc Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej. Jesteśmy też bardzo wdzięczni USAID [Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego – red.], która realizuje program Konkurencyjna Gospodarka Ukrainy. Dzięki grantom zorganizowaliśmy pięć wydarzeń.

Moda w schronach przeciwlotniczych

Ile czasu upłynęło od wybuchu wojny, zanim zdała sobie Pani sprawę, że musi działać?

Otrząsnęłam się od razu. Minął zaledwie tydzień od rozpoczęcia inwazji, a my już pisaliśmy listy do wszystkich światowych organizacji modowych, oferując sześć skutecznych kroków, które pozwoliłyby wesprzeć Ukrainę.

Poprosiliśmy o zatrudnienie Ukraińców z branży modowej, którzy zostali zmuszeni do wyjazdu za granicę, i o niepodejmowanie współpracy z rosyjskimi modelkami i markami

Pracowników dużych korporacji modowych poprosiliśmy natomiast o pisanie listów do swoich szefów, by pomogli Ukrainie. Podsunęliśmy też tym organizacjom namiary na kilka zaufanych organizacji charytatywnych, do których można by wysłać pomoc.

W marcu narodziła się inicjatywa Support Ukrainian Fashion (SUF). Wysłaliśmy 16 e-maili do naszych kolegów, informując ich, że ukraińskie marki modowe są na granicy przetrwania. Natychmiast otrzymaliśmy 12 odpowiedzi z obietnicą pomocy. Pierwsze odpowiedziały Kopenhaga, Berlin, Budapeszt, Bukareszt i Wiedeń.

Czy Pani i Pani rodzina rozważaliście opuszczenie kraju?

Nie, bo wiedzieliśmy, że przydamy się w domu. Cała nasza rodzina podjęła taką decyzję. Zaczęłam pracować z markami modowymi, moja córka Dana kontynuowała praktykę jako psychoterapeutka. Mój mąż, Wołodymyr Neczyporuk [generalny producent UFW – aut.], jest wolontariuszem i od 2014 roku pomaga rannym żołnierzom.

Na początku wojny wysłaliśmy nasze wnuki do obwodu tarnopolskiego, do krewnych. Ale wróciły dwa miesiące później. Od tego czasu mieszkamy wszyscy razem w domu pod Kijowem. Kiedy jest ostrzał, chowamy się w garażu, który jest wkopany w ziemię z trzech stron i służy nam jako schron.

Iryna Danylewska z mężem Władimirem Neczyporukiem, córką i wnukami

Jak zespół Ukrainian Fashion Week pracuje nad przekazem do świata? Jak powinniśmy przemawiać, by nas lepiej słyszano?

To bardzo dobre pytanie, ponieważ musimy cały czas myśleć o tym, co chcemy powiedzieć. W ciągu dwóch i pół roku wojny i czterech sezonów modowych wielokrotnie zmienialiśmy te przesłania.

Na przykład na początku 2023 roku potrzebowaliśmy wsparcia i darowizn ze świata. Na London Fashion Week zorganizowaliśmy więc wspólny pokaz kolekcji stworzonych podczas wojny przez trzy ukraińskie marki: KSENIASCHNAIDER, PASKAL i FROLOV. Pod koniec pokazu projektanci wyszli z ukraińską flagą, na której widniało logo UNITED24 [platforma fundraisingowa, która zbiera pieniądze dla Ukrainy na całym świecie – red.].

W 2023 roku przed każdym pokazem pisaliśmy listy do naszych gości. Nie komunikaty, ale listy, wyjaśniające, że kolekcje, które przyszli zobaczyć, zostały stworzone przy wyciu syren, podczas bombardowań i przerw w dostawach prądu

By wszyscy zrozumieli, że kolekcje zostały stworzone przez odważnych i odpornych ludzi.

Później, kiedy tu i ówdzie zaczęto mówić, że „trzeba się dogadać”, dodaliśmy do naszych komunikatów słowa, że jesteśmy zabijani, bo chcemy być Ukraińcami w niepodległym państwie.

Ważne jest, by nadal rozciągać ten pomost „od emocjonalnego do oficjalnego”, żeby wszyscy zrozumieli, musimy wygrać tę wojnę. W przeciwnym razie wojna się powtórzy, bo Rosja nie pozwoli nam być wolnymi.

W tym sezonie zorganizowaliśmy pokazy w Budapeszcie, Berlinie i Kopenhadze. Kopenhaski Tydzień Mody jest poświęcony zrównoważonemu rozwojowi i świadomości ekologicznej. Duńczycy są bardzo wrażliwi na kwestie środowiskowe i ochronę przyrody. Kiedy wraz z projektantami zastanawialiśmy się, z jakim przesłaniem zwrócić się do gości, wpadliśmy na pomysł, by opowiedzieć o naszym Rezerwacie Biosfery Askania-Nowa.

Dbasz o przyrodę? To spójrz, jak umiera największy rezerwat stepowy w Europie, niszczony przez Rosjan

Jako formę opowieści o Askanii-Nowej wybraliśmy ukraińską wycinankę, jeden z najbardziej kolorowych rodzajów naszego tradycyjnego rzemiosła. Proszę sobie wyobrazić: cała przestrzeń drugiego piętra Ukraińskiego Domu w Danii była wypełniona wycinankami przedstawiającymi zebry, czaple, inne zwierzęta i ptaki, a także rośliny z rezerwatu. Na tym tle odbyła się prezentacja nowych kolekcji.

I te wasze komunikaty działają?

Nie złamaliśmy systemu, ale zrobiliśmy, co w naszej mocy, by Europejczycy i Amerykanie zrozumieli, co się naprawdę dzieje. Siła kultury polega na tym, że musi być słyszana stale, emocjonalnie i szczerze. Ludziom trzeba wszędzie przypominać: Ukraińcy walczą o wolność, o prawo do bycia Ukraińcami. Niektórzy urodzili się z prawem do wolności, ale Ukraińcy muszą to prawo sobie wywalczyć.

Wojna popycha cię do spełniania dawnych marzeń

Powiedziała Pani, że na początku wojny branża modowa zamarła. A jak jest dzisiaj?

To rynek zamarł, nie branża. W 2022 roku ukraińscy projektanci po prostu przestawili swoją produkcję na tory wojskowe i zaczęli szyć dla armii, która nagle stała się duża dzięki ochotnikom. Podczas wojny każda branża cierpi, lecz większość ukraińskich marek projektowych przetrwała – dzięki naszej pomocy, przestawieniu się na eksport i zwiększonej sprzedaży online.

Istnieją też zjawiska, które narodziły się już podczas wojny. Antonina Belinska, utalentowana projektantka kostiumów filmowych, przez całe życie marzyła o posiadaniu własnej marki odzieżowej. Przetrwawszy pierwszy szok wojny, postanowiła w końcu zrealizować to marzenie – i stworzyła markę TONiA. Dla mnie jest to krzepiąca historia o tym, jak niepewność tego, czy będziemy mieli jakieś jutro, popycha nas do spełniania naszych marzeń już dziś.

Czy ukraińscy projektanci projektują mundury dla wojska, szczególnie dla kobiet?

Zakład krawiecki Veteranka tworzy zimowe, sezonowe i letnie mundury wojskowe. W ciągu 2 lat sklep uszył już 1291 sztuk damskiej odzieży taktycznej.

Od początku wielkiej wojny Veteranka odebrała setki próśb od żołnierek, które prosiły o przerobienie męskich mundurów, które im wydano. Dlatego zakład skupił się na szyciu wysokiej jakości damskich mundurów wojskowych, które dostarcza bezpłatnie na życzenie.

Kolekcja: Victora Anisimova

Czy kiedy zdecydowaliście, że UFW się odbędzie, projektanci byli gotowi podjąć to wyzwanie?

Zaczęliśmy rozmawiać o Ukraińskim Tygodniu Mody w listopadzie 2023 roku. Już wtedy projektanci zaczęli do mnie pisać i dzwonić w tej sprawie. Pierwszego dnia, kiedy ogłosiliśmy nabór, otrzymaliśmy 25 zgłoszeń. To tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że takie wydarzenie jest teraz potrzebne.

Dużo czasu zajęło nam wymyślenie tego, jak sprawić, by podczas ewentualnego alarmu wszyscy zeszli do schronu, a po jego mogli bez zakłóceń wrócić na dalszy ciąg prezentacji. Rozważaliśmy zorganizowanie wydarzenia nie w Mystećkim Arsenale [Arsenał Sztuki – jeden z najważniejszych ośrodków kultury w Ukrainie, znajduje się w Kijowie – red.], ale w schronie. Ale Mystećki Arsenał wygrał, bo to solidny budynek ze schronem dla 800 osób.

Oczywiście martwiliśmy się też, że może nie być prądu, więc zabezpieczyliśmy się dwoma generatorami.

I był alarm?

To cud, ale w tym czasie nie było. Były między pierwszym a drugim dniem imprezy, a dziennikarz brytyjskiego „Vogue'a”, który nie bał się przyjechać do Ukrainy na to wydarzenie, napisał w swoim artykule, że zamiast imprezy otwarcia na UFW były alarmy i wybuchy.

Szeroki odzew wywołała instalacja artystyczna pokazująca reakcje naszych projektantów na wojnę.

To 18 obiektów, które projektanci stworzyli jako swego rodzaju refleksje na temat wojny. Na przykład naszyjnik marki Bevza, który wygląda jak obręcz ze spalonych kłosów, jest symbolicznym przypomnieniem ukraińskiej pszenicy, która karmi wiele krajów na świecie. Albo kurtka Kseni Schneider wykonana z krawatów, których ukraińscy mężczyźni już nie potrzebują, bo są na froncie.

Albo inna kurtka, którą projektantka Maria Starczak uszyła zaraz po tragedii w Mariupolu – z wyhaftowanym obrazem teatru zbombardowanego przez Rosjan i rosyjskim napisem „Dzieci” na chodniku

Albo koszula w kwiaty marki OMELIA. Można by pomyśleć: co to ma wspólnego z wojną? A projektant Konstantin Omelia powiedział, że kiedy w 2022 roku, po przymusowej ewakuacji, wrócił do swojego studia, zobaczył suszone kwiaty w wazonach – i one zrobiły na nim wielkie wrażenie.

Instalacja artystyczna z refleksjami projektantów na temat wojny

Jak wojna przemówiła w nowych kolekcjach?

Projektanci potrafią mówić o wojnie w sposób, który przyprawia o dreszcze. Na przykład to, że weterani mający protezy wyszli na wybieg podczas pokazów marek Andreas Moskin, Gasanova i Nadya Dzyak, powiedziało więcej o naszej rzeczywistości i wojnie niż ubrania w stylu wojskowym.

Goście pokazu zgotowali weteranom owację na stojąco. Sama byłam pod wielkim wrażeniem Kariny Staszczyszczak, ukraińskiej rekordzistki w tańcu towarzyskim, która straciła nogę. Jak trudno jest takim ludziom na wybiegu?

Zrobili to, by pokazać nasze ukraińskie życie. To kwestia odwagi. Inkluzywność nie jest trendem, to nasza nowa rzeczywistość i jesteśmy gotowi tak żyć. Kłaniamy się tym ludziom, szanujemy ich. Nie powinni siedzieć w domu sami ze swoim bólem.

Rekordzistka Ukrainy w tańcu towarzyskim Kateryna Staszczyszczak na pokazie Nadia Dziak
Kolekcja FROLOV „Ivasyk-Telesyk”
Za kulisami Ukrainian Fashion Week 2025. Zdjęcie Serhiy Khandusenko
Nadya Dzyak, kolekcja Chromatic, inspirowana Różowymi Jeziorami na południu Ukrainy i zapierającymi dech w piersiach widokami Mierzei Kinburn
Kolekcja Wozianov zatytułowana "W apokalipsie o współczesnym Kijowie" - połączenie wojny i kreatywności
Za kulisami pokazu Andreas Moskin

Zdjęcia: UFW

20
min
Oksana Gonczaruk
Dyplomacja kulturalna
Sztuka podczas wojny
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Ukraiński humor to forma oporu wobec grozy

Maria Górska: Rosja codziennie atakuje ludzi, infrastrukturę i sieci energetyczne w Ukrainie. Jak Ukraińcy radzą sobie z tą grozą?

Jewhen Hołowacha: Socjologowie widzą, że ludzie doświadczają coraz większego smutku, uczucia towarzyszącego stracie i niepokoju związanego z ciągłym oczekiwaniem ataku. To negatywne emocje stale obecne podczas wojny. Na początku inwazji odczuwało je 20% Ukraińców, teraz to około 30%.

Ale powiem też coś nieoczywistego. Ta socjologia identyfikuje wskaźniki wysokiego potencjału odporności emocjonalnej Ukraińców. Mimo wszystkich trudności i strat, nadal przeważają wśród nich opinie pozytywne.

W ciągu minionych trzech lat Ukraińcy zademonstrowali zdolność zachowania wiary w zwycięstwo – pomimo wszystkich problemów i trudności, utraty osiedli i ostrzału miast

Kiedy pytamy ludzi, jakie emocje odczuwają, gdy myślą o przyszłości Ukrainy, na pierwszym miejscu jest nadzieja, a potem optymizm. Niepokój jest dopiero na trzecim miejscu

Wiara w zwycięstwo to cecha, która towarzyszyła opinii publicznej w ostatnich latach. A to wskazuje na bardzo duży potencjał do kontynuowania walki o wolność i niepodległość Ukrainy.

Czy odporność Ukraińców, która tak imponuje dziś światu, jest ich cechą narodową – czy raczej uniwersalną zdolnością do przetrwania i mobilizacji w czasie wojen i kryzysów?

Z jednej strony opór w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa jest cechą uniwersalną. Ale są też cechy czysto ukraińskie, które mają podłoże historyczne. Dlaczego Ukraińcy przetrwali pierwsze tygodnie inwazji? Wyłącznie dzięki samoorganizacji. Pamięta Pani, jak kilkudziesięciu rolników i nauczycieli – mieszkańców wsi Basztanka – zatrzymało ogromną rosyjską kolumnę zmierzającą w kierunku Zaporoża i Dniepru? Nie czekając na wojsko, ludzie powstrzymali rosyjską inwazję. To samo można było zaobserwować na północy Ukrainy.

Choć to może wydawać się dziwne, tę jedność i siłę ludzi można wytłumaczyć faktem, że Ukraińcy historycznie mieli duże problemy z utworzeniem własnego państwa. Wiele naszych prób budowania państwa zakończyło się niepowodzeniem. Mechanizmem kompensacyjnym była zdolność do samoorganizacji. Dziś ci Ukraińcy, którzy nie walczą na froncie, są wolontariuszami i aktywnie się udzielają. Zarówno ci w kraju, jak i ci, którzy wyjechali do Unii Europejskiej.

W przeciwieństwie do Rosjan, Ukraińcy nie potrzebują silnego rządu, by byli zorganizowani. Sami wykazują wysoką zdolność do oporu, tak podziwianą przez świat

Jest takie przekonanie, że Ukraińcy są inni, ponieważ mają gen wolności. Jak Pan, jako socjolog, rozumie ten gen wolności?

Oczywiście – to metafora, nie ma czegoś takiego jak gen wolności. Przez długi czas ziemie Ukrainy były terytorium, które nie miało własnej państwowości. Zawsze należały do kogoś innego, mimo że zamieszkiwała je dobrze zdefiniowana grupa etniczna z własną kulturą, językiem, wyobrażeniami o świecie i przekonaniami. Metaforyczny gen wolności jest w istocie genem organizowania sobie życia poza silnym państwem lub w ramach tych państw, które były postrzegane jako obce. A ponieważ dla Ukraińców państwa, których byli częścią, były zazwyczaj obce, byli oni generalnie sceptyczni wobec jakiegokolwiek rządu.

Czy Ukraińcy mają gen wolności? Zdjęcie: Ukrinform/East News

Doskonałym przykładem jest Sicz Zaporoska. Ukraińcy samoorganizowali się, opracowali własne zasady postępowania i ustanowili system rządów, który można nazwać demokracją wojskową. Wybierali koszowego, przywódcę, który im przewodził. I obalali go, jeśli nie spełniał ich oczekiwań.

W Rosji wszystko zawsze opierało się na wyższej władzy. Najpierw było księstwo, które podporządkowało się Ordzie. By rządzić, trzeba było otrzymać od niej nadanie. Ten, kto otrzymał nadanie, stawał się twardym władcą. Podczas gdy Ukraina była pod władztwem Wielkiego Księstwa Litewskiego, Rosja, zdobywszy Kazań, stała się nieodrodną następczynią Ordy. Współczesne działania wojenne są pod wieloma względami powtórzeniem inwazji, której Ruś Kijowska sama doświadczyła w XIII wieku.

Podczas wojny Ukraińcy często wykazują się niezwykłym poczuciem humoru. Skąd się ono bierze?

Humor jest formą oporu wobec grozy. Ludzie nie mogą żyć w ciągłym smutku i żałobie. Dziś [szpital dziecięcy – red.] Ochmatdyt w Kijowie, jutro Połtawa, potem Lwów – kolejne ataki rakietowe, pogrzeby i horror. Jeśli będziemy żyć w tym horrorze przez cały czas, doprowadzi to do szybkiego zniszczenia naszej psychiki – depresji, apatii i niezdolności do angażowania się w konstruktywną działalność.

Humor jest historycznie ukształtowanym mechanizmem, absolutnie niezbędnym elementem utrzymania równowagi psychicznej ludzi i ich zdolności do stawiania oporu. Nasz humor pochodzi z epoki kozackiej

Humor kozacki był specyficzny. Wiemy, jakie listy Kozacy pisali do swoich wrogów, jak z nich szydzili. Nasi polscy przyjaciele pamiętają to ze wspaniałego filmu Jerzego Hoffmana „Ogniem i mieczem”. Nie twierdzę, że to humor wysokich lotów, ale jakie czasy, taki humor. (śmiech)

W kraju w czasie wojny widzimy coraz więcej kobiet w wojsku, w tradycyjnie męskich zawodach czy samotnie wychowujących dzieci. Jak to wpłynie na przyszłość społeczeństwa?

To nie jest nowość w naszej kulturze. Kobiety w Ukrainie zawsze były bardzo wpływowe. Wynika to ze wspomnianych już tradycji samoorganizacji i także to można prześledzić w naszej historii. W rodzinie kozackiej to kobieta była głową. Zajmowała się wszystkim, od prowadzenia domu po przygotowanie dzieci do dorosłości. Mężczyźni pojawiali się tylko na pewien czas, bo przeważnie byli na wojnie.

To podstawa ukraińskiego folkloru i humorystycznych piosenek: mężczyzna boi się kobiety, a nie kobieta mężczyzny, czego, nawiasem mówiąc, nie ma w kulturze wielu innych krajów. Dlatego nie jest zaskakujące, że kobiety przejmują obecnie wiele tradycyjnie męskich ról. To tradycyjne zjawisko kulturowe, dla którego warunki wstępne pojawiły się ponownie w czasach współczesnych. Przerwą była era sowiecka, z jej dziwnymi, obcymi tradycjami i mężczyznami odgrywającymi kluczowe role w społeczeństwie. Te tradycje przetrwały do pierwszych dekad niepodległej Ukrainy.

Teraz to się zmienia – zarówno ze względu na nasze tradycje przywództwa kobiet, jak dlatego, że jest to zgodne ze współczesnymi trendami na Zachodzie

Mamy coraz więcej kobiet u władzy – premierek, wicepremierek, ministr, liderek frakcji i grup parlamentarnych. Jestem przekonany, że po wojnie kobiety zajmą bardzo znaczące miejsce w życiu społecznym i politycznym Ukrainy.

Po wojnie kraj będzie potrzebował nowych elit i liderów. Z jakich środowisk będą pochodzili ci ludzie?

Od lat 90. mój instytut prowadzi badania, w których kluczowe jest pytanie: „Które grupy społeczne odgrywają czołową rolę w społeczeństwie?” Do 2014 r. najbardziej wpływowymi grupami były mafia (półświatek) oraz przywódcy polityczni i menedżerowie. W tym roku nieoczekiwanie okazało się, że na dwóch pierwszych miejscach są wojsko i przedsiębiorcy. Pracownicy znaleźli się na trzecim miejscu, ale z niewielką stratą. Oto liderzy dzisiejszej Ukrainy: przedsiębiorcy, wojskowi i robotnicy – ci, którzy bronią kraju, i ci, którzy wspierają podstawy, na których opór może się wesprzeć.

Jaką rolę w ukraińskim oporze odgrywają media społecznościowe?

Myślę, że dziś współczesny ukraiński naród polityczny jest w dużej mierze kształtowany przez media społecznościowe. To warte poważnego zbadania.

Ci, którzy są w kraju, pomagają ludziom tutaj. A ci, którzy są za granicą, integrują się z ukraińskim życiem z miejsca, w którym się znajdują, właśnie dzięki mediom społecznościowym. Ludzie mogą nie tylko otrzymywać informacje, ale także angażować się w życie społeczne niezależnie od miejsca swego pobytu. To nie jest abstrakcja, to prawdziwa integracja na poziomie wsparcia, uczestnictwa w poważnych projektach itd.

Czy socjologowie mają jakieś dane na temat tego, jak głęboka jest przepaść między tymi Ukraińcami, którzy pozostali w kraju, a tymi, którzy w czasie wojny wyjechali za granicę? Jak to wpłynie na nasze społeczeństwo po zwycięstwie?

W czerwcu przeprowadziliśmy ankietę, w której zapytaliśmy: „Czy masz kogoś bliskiego, kto wyjechał za granicę w wyniku inwazji Rosji?”. 31% odpowiedziało twierdząco. Wyobraźmy to sobie: wśród Ukraińców, którzy są teraz w kraju, prawie jedna trzecia ma bliskich, którzy wyjechali. Następnie zapytaliśmy: „Jaki jest Twoim zdaniem poziom konfliktu i napięcia między tymi, którzy wyjechali za granicę w czasie wojny, a tymi, którzy pozostali w Ukrainie?”. według 54% populacji nie ma konfliktu lub nie jest on szczególnie ostry. Tylko 23% dostrzegło ostry i bardzo ostry konflikt.

Czy istnieje przepaść między tymi, którzy zostali, a tymi, którzy wyjechali? Zdjęcie: ODD Andersen/AFP/East News

Mieliśmy też pytanie: „Z jakimi grupami ludzi jesteś gotowy/a współpracować i wchodzić w interakcje?”. 30,5% jest gotowych do współpracy z Ukraińcami, którzy wyjechali za granicę w czasie wojny. Odsetek tych, którzy nie są gotowi, wynosi 29%.

I kolejne interesujące pytanie: „Co Twoim zdaniem jest obecnie najpilniejszym wyzwaniem dla ukraińskiego społeczeństwa?”. Na pierwszym miejscu znalazło się zachowanie państwowości (36%), na drugim walka z korupcją (29%), a na trzecim – wysokie koszty życia i niskie dochody.

Tylko dwa procent obywateli uważa, że kwestia Ukraińców powracających z zagranicy jest istotnym problemem. Ukraińcy nie uważają, że należy coś zrobić, by sprowadzić z powrotem tych, którzy przebywają za granicą

Z ich punktu widzenia istnieją teraz bardziej palące kwestie. Uchodźcy – w tym znaczna liczba naszych krewnych, kobiet z dziećmi – znajdują miejsce dla siebie tam, gdzie są. I stamtąd wspierają Ukrainę.

Socjologowie obawiają się kryzysu demograficznego spowodowanego wojną. Co Pan przewiduje w tej sprawie? Czy Ukraińcy wrócą z zagranicy do domu?

Rzeczywiście, migracja jest głównym czynnikiem powodującym spadek populacji Ukrainy. Wyjechała prawie jedna czwarta Ukraińców. Około dwóch milionów wyjechało lub zostało wywiezionych do Rosji z Donbasu, Krymu i regionów, w których toczyły się walki (dokładna liczba nie jest znana). Według różnych szacunków około sześciu milionów wyjechało z kolei na Zachód.

Jeśli ci Ukraińcy wrócą, będziemy w stanie zrekompensować straty. Doświadczenia historyczne pokazują, że ludzie wracają. Na przykład doświadczenie krajów bałkańskich dowodzi, że po wojnie, która trwała tam 5-6 lat, w zależności od regionu, wróciła jedna trzecia tych, którzy wcześniej wyjechali jako uchodźcy.

W przypadku Ukraińców sytuacja jest inna. Przewiduję, że do kraju wróci nawet połowa tych, którzy wyjechali. To nasza narodowa specyfika. Mamy nie tylko patriotyzm polityczny i państwowy, ale także patriotyzm lokalny, czyli przywiązanie do miejsca, w którym się urodziłeś i mieszkasz. W porównaniu z innymi Europejczykami Ukraińcy są najbardziej przywiązani do swoich rodzinnych miejsc. Proszę zobaczyć, jak trudno przenieść Ukraińców z rejonów, w których toczą się działania wojenne. Ludzie nie chcą wyjeżdżać. 68% z nich odrzuca taką możliwość.

Jeśli wrócą cztery miliony, a Ukraina będzie miała ponad 30 milionów mieszkańców w okresie odbudowy, nie uznam tego za katastrofę

A co z przyrostem naturalnym?

Demografowie nie przewidują gwałtownego wzrostu liczby urodzeń w Ukrainie. Natomiast ja wierzę, że nie będzie tak katastrofalnych wskaźników, jakie oni przewidują – na poziomie mniejszym niż jedno dziecko na rodzinę. Naturalny czynnik odbudowy populacji w miejscu jej zamieszkania powinien zadziałać. To da 28- 30 milionów ludzi w Ukrainie. Z taką populacją nasz kraj będzie w stanie poradzić sobie z odbudową – i to jest najważniejsze.

Jakie szanse otwiera przed nami jako społeczeństwem powrót z zagranicy milionów Ukraińców z kilkuletnim doświadczeniem życia i pracy na Zachodzie?

Jeśli ci ludzie wrócą, staną się potężnym czynnikiem przyspieszającym rozwój gospodarczy Ukrainy. Dzięki doświadczeniu życia i pracy w UE i w innych miejscach na świecie przyniosą ze sobą nowe umiejętności zawodowe i komunikacyjne, kulturę dialogu, zrozumienie, jak budować normalne życie, obiecującą gospodarkę i silną politykę społeczną. Wszystko to jest potrzebne do skutecznej odbudowy.

Społeczeństwo wejdzie w okres odbudowy z głębokimi wojennymi traumami. Jakie są główne wyzwania związane z odbudową?

Już teraz wiele osób przeżywa traumy wojenne – fizycznie i psychicznie. Tracą bliskich, odnoszą poważne obrażenia. Nie będziemy w stanie szybko rozwiązać wszystkich związanych z tym problemów – to znaczy pozbyć się wszystkich traum i sprawić, że ludzie, którzy ucierpieli podczas wojny, szybko wejdą w nowe życie. To będzie długi i złożony proces. Potrzeba programów rządowych. Spójrzmy na doświadczenia Izraela: opracowano tam specjalne programy rehabilitacyjne dla osób z niepełnosprawnościami związanymi z wojną, zbudowano ośrodki z silnym wsparciem medycznym i fizjoterapeutycznym.

Ponadto po wojnie będziemy potrzebować wielu wykwalifikowanych psychologów, aby wspierać osoby z zaburzeniami traumatycznymi, zespołami lękowymi i objawami depresyjnymi

I tu mam dobrą wiadomość: rekordowa liczba ukraińskich absolwentów wybrała w tym roku psychologię. Na socjologię aplikowało dwa tysiące osób, a na psychologię 50 tysięcy. To nawet więcej niż liczba kandydatów na informatykę, która oferuje przecież perspektywę wysokich zarobków. Społeczeństwo potrzebuje psychologów, by się podnieść.

Ukraina rozpoczęła negocjacje w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej. Ale według polskiego premiera Donalda Tuska problemy w dialogu z Polską mogą spowolnić naszą drogę do Europy. Co Pan sądzi o tej debacie i o tym, jak nasze społeczeństwa mogą zachować zdrowy rozsądek w mrocznych czasach?

Zdecydowana większość Ukraińców pozytywnie ocenia rolę Polski i wsparcie, jakiego udzieliła Ukrainie. Chciałbym jednak porozmawiać o czymś innym. Jaki jest problem z tą częścią ludzkości, którą uważamy za cywilizowaną i demokratyczną – i na którą Ukraińcy teraz patrzą? Widzimy, że nie ma żadnych problemów między krajami drugiego obozu, gdzie rządzą dyktatorzy. Ściskają się i wymieniają rakietami. Rosjanie poszli, poprosili i dostali wszystko. Dyktatorskie reżimy we własnym interesie rozwiązują problemy szybko i łatwo.

W krajach demokratycznych wszystko jest skomplikowane.

Zachęcałbym więc te kraje jeśli już nie do pójścia za przykładem dyktatorów – to przynajmniej do odłożenia „problematycznych” kwestii na okres powojenny

Bo problemy, które istnieją między cywilizowanymi ludźmi, są niczym w porównaniu z zagrożeniem, które jest równie niebezpieczne dla nas wszystkich. W tej chwili to Ukraina obrywa. Ale jeśli Ukraina przegra i stanie się częścią tego strasznego potwora – imperialnej Rosji, to będzie prawdziwy horror! Wtedy wszelkie inne problemy przestaną mieć znaczenie dla kogokolwiek.

A co się stanie z Rosją i jej społeczeństwem?

Czym jest zwycięstwo Ukrainy? Uważam, że z jednej strony to ostateczne potwierdzenie jej europejskiego wyboru, a z drugiej – zniszczenie głębokiego imperialnego kompleksu Rosji, który prowadzi do niewiarygodnych problemów dla tego kraju. Jego ludność jest absolutnie infantylna, nieodpowiedzialna, bierna i całkowicie uzależniona od propagandy. I to się nie zmieni. Widać, jak to wygląda w obwodzie kurskim: przyjechali Ukraińcy – i jest dobrze.

Jeśli postputinowska elita polityczna podejmie się budowy Rosji bez tego strasznego imperialnego kompleksu i skieruje na to nowe środki propagandy, ludność pójdzie za nią i nie będzie już potrzebowała Ukrainy. Na świecie pozostało jeszcze jedno niezniszczone imperium, które należy ostatecznie pogrzebać.

Jakie Pan widzi główne oznaki transformacji ukraińskiego społeczeństwa w trzecim roku wojny? Co się zmieniło?

Ukraina była świadkiem przyspieszonego formowania się nowoczesnego narodu politycznego. Kiedy zobaczyliśmy, że możemy oprzeć się tak strasznej, agresywnej machinie, jaką jest rosyjskie imperium, wzbudzając przy tym podziw najbardziej rozwiniętych krajów demokratycznych na świecie, sami poczuliśmy dumę i szacunek dla naszego kraju. Ukraińcy postrzegają go teraz jako wartość, na której warto skupić swoje życie. I wierzą w jego perspektywy. Ukraińskie społeczeństwo jest bardziej skonsolidowane niż kiedykolwiek.

Zdecydowana większość ludzi we wszystkich regionach Ukrainy obrała drogę do UE i NATO jako swój cywilizacyjny wektor

Nie mamy innej drogi. Tylko zwycięstwo może dać nam możliwość normalnego życia. Wybieramy między wolnością a niewolą, między niepodległością a podporządkowaniem Rosji. I walczymy o jedno: o wolną, niepodległą Ukrainę mającą prawo do własnego wyboru. Wszystko inne byłyby tylko nową niewolą. Zrozumienie tego daje nam siłę, podobnie jak fakt, że nasz opór jest wspierany przez najlepszą, najbardziej rozwiniętą część ludzkości.

20
min
Maria Górska
Rosyjska agresja
Pomoc dla wysiedleńców
Wychowywanie dzieci
Przyszłość
false
true
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Pierwsza rocznica Sestr: rok odkryć

W tym szczególnym dniu twórczynie Sestr napisały kilka słów o swojej pracy, o swoich bohaterach, emocjach i wszystkim, co stało się tak ważne pierwszego roku pracy w nowym medium.

Joanna Mosiej-Sitek, CEO

Nasz rok na froncie walki o prawdę. Jesteśmy wspólnotą kobiet. Dziennikarek. Redaktorek. Naszą siłą jest nasz głos. Stoimy na straży wspólnych europejskich wartości, demokracji i pokoju. Jesteśmy głosem wszystkich, którzy tak jak my wierzą, że przyszłość to dialog, tolerancja i poszanowanie praw człowieka. Wierzą w świat, w którym potrafimy wybaczyć sobie stare krzywdy i koncentrować energię na budowie lepszej przyszłości. Nie dać się podzielić słowami polityków.

Każdego dnia robimy wszystko, żeby wzajemnie się usłyszeć i zrozumieć, bo wiemy, że to jedyna droga do walki z dezinformacją i fake newsami. Nasz głos, nasza walka, jest tak samo ważna dla naszego bezpieczeństwa, jak nowe czołgi i drony. W ciągu tego roku dałyśmy dom tysiącom opowieści na drodze do budowy lepszego świata. Rozumiemy, że budowa silnej, wieloetnicznej, solidarnej wspólnoty to długa droga, a my jesteśmy dopiero na jej początku.

Sestry w Dniu Niepodległości Ukrainy. Warszawa, 24 sierpnia 2024

Maria Górska, redaktorka naczelna

Kiedy razem z przyjaciółmi z Gazety Wyborczej postanowiliśmy stworzyć Sestry.eu, była druga wojenna zima. Moja nowo narodzona córeczka leżała w wózku, w czerwonym kombinezonie z piernikowymi ludzikami, i jedyne, co potrafiła, to uśmiechać się i wyciągać ręce do mamy. Dziś moja Amelia jest silnym dzieckiem, które biega po parku niedaleko naszego warszawskiego domu, głośno krzyczy: „Mamo, łap piłkę!”, śmieje się, gdy biorę ją na ręce. I któremu żal lalki, gdy ta płacze.

Amelia jeszcze nie wie, co to Ukraina. I właśnie dlatego pracuję w tym medium. Nie po to, żeby kiedyś opowiadać dziecku o mojej ojczyźnie. Chcę, żeby dorastała w niezależnej, bezpiecznej, odnoszącej sukcesy Ukrainie – jako wolna obywatelka Europy.

Joanna Mosiej-Sitek i Maria Górska podczas gali "Portrety Siostrzeństwa" w Warszawie, 13.02.2024, Fot.Materiały prasowe

Tatiana Bakocka, dziennikarka

Teksty publikowane w Sestrach inspirują czytelników do pomocy. Po moim artykule o olsztyńskim schronisku dla uchodźców, które zostało zamknięte, co postawiło część Ukraińców w bardzo trudnej sytuacji, pięć ukraińskich rodzin zgłosiło, że otrzymały pomoc. Samotne matki wychowujące małoletnie dzieci otrzymały żywność i odzież, a także pełne plecaki do szkoły.

Dzięki artykułowi „Żagle ratują życie” i Piotrowi Palińskiemu udało się zgromadzić w Polsce setki metrów żagli, z których zostaną wykonane nosze dla rannych żołnierzy. 24 sierpnia 2024 roku Dorota Limontas, harcerka z Olsztyna, zawiozła te żagle do Kijowa w konwoju humanitarnym. Dostarczyła też sprzęt medyczny do kilku kijowskich szpitali, przekazany przez Wojewódzki Szpital dla Dorosłych i Wojewódzki Szpital Dziecięcy w Olsztynie.

Po opublikowaniu historii skromnego mechanika samochodowego, pana Piotra, który w 2022 roku przekazał ukraińskim dzieciom ponad 500 rowerów, ta piękna inicjatywa zyskała nowe życie. Po raz kolejny setki dzieci – nie tylko w Olsztynie, ale także w innych miejscach Polski – dostały w prezencie rowery. Rowery trafiły też do ukraińskich sierot, którymi opiekuje się Tetiana Palijczuk. O niej również pisaliśmy.

Natalia Żukowska, dziennikarka

Dla mnie Sestry stały się kołem ratunkowym, które wsparło mnie w trudnych chwilach. Wojna na pełną skalę, przeprowadzka do innego kraju, adaptacja... Miliony ukraińskich kobiet stanęły w obliczu tego, uciekając przed wojną i opuszczając swoje domy. Miałam szczęście zająć się w Polsce tym, co kocham – dziennikarstwem. A jeszcze więcej szczęścia miałam w kontaktach z tymi, którzy swoją pracą w każdej minucie piszą współczesną historię Ukrainy: wolontariuszami, żołnierzami, medykami bojowymi i aktywistami społeczeństwa obywatelskiego.

Pamiętam każdego z bohaterów moich materiałów. Mogłabym o nich opowiadać bez końca. Wydawałoby się, że dziennikarz po nagraniu rozmowy i opublikowaniu materiału, który powstał na jej podstawie, może o swoim bohaterze zapomnieć. Tak było ze mną przez 20 lat pracy w telewizji. Postacie filmowane dla wiadomości zostały szybko zapomniane. Ale tutaj jest inaczej. Po rozmowach z bohaterami nadal śledzę ich w mediach społecznościowych. I choć poznaliśmy się tylko w przestrzeni online, wielu z nich stało się moimi przyjaciółmi. Podsumowując ten rok, mogę tylko podziękować losowi za możliwość opowiedzenia światu o niesamowitych i silnych Ukraińcach.

Dziennikarki Sestr

Aleksandra Klich, redaktorka

Gdy rok temu zaczęłyśmy budować zespół redakcyjny sestry.eu, czułam, że to wyjątkowy moment. Taki, w którym media są naprawdę potrzebne. W brutalnym świecie wojny, świecie nowych technologii i kryzysów, świecie, w którym ze wszystkich stron atakują nas informacje, zdjęcia, emocje – szukamy porządku i sensu. Szukamy niszy, która zapewni poczucie bezpieczeństwa, warunki do mądrego namysłu – ale też miejsca, w którym można po prostu się wypłakać.

I takie właśnie są sestry.eu. Media nowych czasów, most Ukrainy do Unii Europejskiej. 

Praca z ukraińskimi koleżankami odrodziła moją wiarę w dziennikarstwo. Przywróciła we mnie poczucie, że media nie muszą być fabryką klików czy areną konfliktów, lecz źródłem wiedzy i prawdy, także tej bolesnej. I prawdziwych emocji, na które można sobie pozwolić w najtrudniejszych chwilach.

Dzięki pracy w Sestrach, dzięki codziennemu spoglądaniu w stronę Ukrainy ożyły też we mnie najważniejsze pytania: Czym jest dziś patriotyzm? Co to znaczy być obywatelką Europy? Co oznacza odpowiedzialność? Co ja sama mogę robić – codziennie, konsekwentnie – by ocalać świat? I wreszcie: Skąd jestem? Po co? Dokąd idę?

To pytania, które nawiedzają człowieka, gdy jest na krawędzi. Bo robimy media w świecie na krawędzi. Dziewczyny z Ukrainy, ich doświadczenie i przeżycia, codziennie mi to uświadamiają.

Maria Syrczyna, redaktorka

Od pierwszego dnia liczba naszych czytelników stale się zwiększa – dane pokazują, że tylko w tym roku nasza publiczność wzrosła 8-10 razy w porównaniu z rokiem ubiegłym. A to dlatego, że Sestry są medium nietypowym. Większość z nas, dziennikarek, z powodu wojny mieszka w obcych krajach – ale ze wszystkich tych krajów piszemy o tym, co nas boli. O Ukrainie i jej silnych ludziach. O tym, co powstrzymuje nas w pokonaniu wroga – by dotrzeć do tych, którzy mogą nam pomóc. O trudnościach w nowym miejscu i tym, jak je pokonujemy. O naszych dzieciach.

Staramy się rozmawiać z ludźmi, którzy inspirują i niosą światło w tych mrocznych czasach. To wolontariusze, artyści, lekarze, sportowcy, psychologowie, aktywiści, nauczyciele, dziennikarze. A co najważniejsze – to wojownicy. Kiedyś marzyłam, że w Ukrainie zmienią się elity, a o losach kraju będą decydować przyzwoici ludzie. I moje marzenie się spełniło, choć w przewrotny sposób. Nowymi bohaterami są wojskowi, którzy dzielnie dźwigają na swoich barkach ciężar walki z wrogiem i obojętnością świata. Tutaj, w Sestrach, opowiadamy o nich wciąż na nowo każdemu, kto ma połączenie z Internetem – i serce. Mamy nadzieję, że te historie nie pozwolą zapomnieć ich imion ani zniekształcić ich czynów.

Siostra to ktoś, kto może być wszędzie, ale wciąż jest blisko. Denerwuje cię, ale jeśli jest zraniona, stajesz po jej stronie i podajesz jej rękę. Właśnie takim medium chcemy być. Wiarygodnym i bliskim. Aż do zwycięstwa – i po nim też.

Podczas gali nagrody „Portrety siostrzeństwa”, Warszawa, 13.02.2024, Fot.Materiały prasowe

Marina Stepanenko, dziennikarka

Z Sestrami jestem od dziewięciu miesięcy. W tym czasie przeprowadziłam 22 duże wywiady z ludźmi, o porozmawianiu z którymi kiedyś mogłam tylko pomarzyć. Posłowie, generałowie, dowódcy – i as amerykańskiego lotnictwa. Do tego ostatniego bardzo trudno było dotrzeć – nie miał żadnych kontaktów w sieci, dojście do niego mieli tylko w wydawnictwie publikującym jego książki. Na Facebooku istniał również fanpage Dana Hamptona. Okazało się, że jest jego administratorem i odpowiada na wiadomości.

Do Kurta Walkera pisałam przez dwa miesiące – i w końcu udało nam się dojść do porozumienia. Jednak moim szczególnym przedmiotem dumy jest rozmowa z generałem Benem Hodgesem, do którego kontakt dawno temu uzyskałam pod klauzulą „ściśle tajne”.

W ciągu tych dziewięciu miesięcy nauczyłam się jednego: nie bój się prosić o wywiad swoich marzeń, a jeśli masz wybór między rozmową z ukraińską gwiazdą i zagranicznym generałem, zawsze wybieraj tego drugiego. Cieszę się, że mogę być pomostem między nimi a naszymi czytelnikami.

Kateryna Tryfonenko, dziennikarka

„Dlaczego mnie o to zapytałaś?” To jeden z tych zabawnych incydentów, które pozostają w mojej pamięci. Pracowałam nad artykułem o rekrutacji do wojska, a część analizy miała być poświęcona doświadczeniom międzynarodowym. Jednym z moich rozmówców był amerykański specjalista z wojskowego centrum rekrutacyjnego. Od razu go poprosiłam, żeby pytania były jak najprostsze, bo czytają nas ludzie, którzy nie znają niuansów funkcjonowania amerykańskiej armii. Nie miał zastrzeżeń, nagraliśmy wywiad.

Minęło kilka dni – i nagle dostałam od niego wiadomość, która zaczynała się od słów: „Wciąż jestem bardzo zdezorientowany naszą rozmową. Ciągle myślę o pytaniach, które mi zadałaś. A właściwie to dlaczego mi je zadawałaś?”. To była dość długa wiadomość, w której każda linijka mówiła do nie: „Czy jesteś szpiegiem?”.

To było pierwsze moje takie doświadczenie. By eksperta nie traumatyzować jeszcze bardziej, zasugerowałam usunięcie jego komentarzy z artykułu, skoro był tak przerażony naszą rozmową. Ale nie sprzeciwił się publikacji, chociaż do dziś nie jestem pewna, czy nadal wierzy, że to wszystko to nie był przypadek.

Natalia Ryaba, redaktorka

Jestem wolna. Te dwa słowa najlepiej opisują moją pracę w Sestrach. Mogę robić to, co lubię i na czym znam się najlepiej. Jestem wolna od wszelkich ograniczeń: nasza redakcja to zespół podobnie myślących ludzi, gdzie wszyscy sobie ufają, więc nikt nie zabrania mi eksperymentować, próbować czegoś nowego, uczyć się i wcielać swoje pomysły w czyn. Jestem wolna od stereotypów. Nasz wielonarodowy zespół pokazał, że bez względu na to, jakiej jesteś narodowości i jakie historyczne spory są między naszymi narodami, jesteśmy jednością, pracujemy na rzecz wspólnej sprawy – dla zwycięstwa Ukrainy, dla zwycięstwa demokratycznego świata.

W naszej redakcji mogę być, kim chcę. Pracuję jako redaktorka, ale jednocześnie biorę kamerę i biegam jako reporterka na protesty, do lokali wyborczych – gdzie tylko mam ochotę. Nikt mi nie zabrania robić tego, co chcę. Jestem wdzięczna za tę wolność. To inspirujące.

Dziennikarka Sestr w lokalu wyborczym z przyszłym premierem Donaldem Tuskiem

Anastazja Kanarska, dziennikarka

Jak wiele dziewczyn, zawsze myślałam, że chcę mieć syna. No dobrze: dwoje dzieci, ale jednym z nich musiał być syn. W czasach gdy prawdopodobieństwo nieposiadania dzieci w ogóle rosło wprost proporcjonalnie do lepszego zrozumienia siebie i świata, umiejętność bycia dobrą matką dla szczęśliwej, samowystarczalnej kobiety wydawała się czymś niesamowicie ekscytującym. Nie konkurowanie, ale uczenie się od siebie nawzajem, dbanie o własne granice i szanowanie innych – to sprawia, że praca w kobiecym kręgu jest zasobem.

Początek współpracy z Sestrami prawdopodobnie zbiegł się dla mnie z głębszą analizą mojego kobiecego rodowodu, tak silnego, jak moje koleżanki redaktorki, z których każda w różnych momentach przypomina Demeter, Persefonę, Herę, Afrodytę, Artemidę czy Hestię. A tematy moich własnych tekstów lub tych, które zredagowałam i przetłumaczyłam, czasami niesamowicie rezonują z bieżącymi zdarzeniami z życia życiowymi lub refleksjami. Być może na tym polega magia siostrzanej wspólnoty.

Olena Klepa, dziennikarka

„Czuję się tu potrzebna”. Na pierwszą rozmowę kwalifikacyjną w Sestrach przyszłam trzy miesiące przed oficjalnym rozpoczęciem projektu: ubrana w stare, domowe szorty, koszulkę, którą wzięłam z centrum pomocy humanitarnej, z fryzurą na mniszku lekarskim, która wyglądała tak, jakbym zdjęła kask budowlany tuż przed biurem. I z siedmioma latami doświadczenia w telewizji.

Nie szukałam pracy. Byłam spokojna i czułam się komfortowo, pracując jako ochroniarz na budowie. Nie marnowałam czasu. Ciągle się uczyłam, brałam udział w darmowych szkoleniach online. Ale z jakiegoś powodu wszyscy przełożeni pytali mnie od czasu do czasu: „Czy znalazłaś już coś dla siebie?”, „Są jakieś interesujące oferty pracy?”. Mówili, że nie pasuję do tego miejsca, że zasługuję na coś więcej, że jestem stworzona do innych rzeczy.

Sestry same mnie znalazły, więc kiedy poszłam na pierwsze spotkanie, powiedziałam sobie: „Albo wygrasz, albo przegrasz”. To nie była typowa rozmowa kwalifikacyjna. To było spotkanie ludzi o podobnych wartościach i wspólnym celu. Mówiliśmy różnymi językami, ale rozumieliśmy się w lot. Plany były ambitne i na pierwszy rzut oka nierealne: potrzebowali menedżera mediów społecznościowych. Bardzo się bałam tej odpowiedzialności, ale nigdy nie mówię: „Nie wiem jak” – dopóki nie spróbuję. Doświadczenie pokazało mi, że wszystkiego można się nauczyć.

W Sestrach czuję się potrzebna. Czuję, że mam przestrzeń do rozwoju. Podoba mi się, że mogę tu połączyć wszystkie moje doświadczenia, że mogę eksperymentować. Ale najważniejsze jest to, że nie dręczą mnie już wyrzuty sumienia. W moim kraju trwa wojna, wróg jest nie tylko na froncie. Rosyjska propaganda zapuściła swoje macki daleko poza granice Rosji. A ja, tworząc materiały do mediów społecznościowych, opowiadając Ukraińcom tu, w Polsce, o Ukraińcach na froncie – i Ukraińcom o Polakach, którzy „nie są zmęczeni wojną”, pomagam Ukrainie przetrwać.

Nasze dziennikarki są wszędzie

Beata Łyżwa-Sokół, fotoedytorka

Wiele lat temu koleżanka fotoedytorka wpadła na pomysł zmiany pracy i spróbowania sił za granicą. Ale jeden z redaktorów kategorycznie jej to odradził: „Nigdy nie będziesz tak uznana w redakcji w Nowym Jorku czy Londynie, jak u siebie. Nie osiągniesz tego poziomu znajomości języka co anglojęzyczni koledzy, co najwyżej będziesz asystentką głównej fotoedytorki. W zagranicznej redakcji zawsze będziesz obcokrajowcem”.

Posłuchała i została w kraju, choć ukończyła anglistykę na uniwersytecie i język nie byłby żadną barierą. Kilka lat później odeszła z zawodu. Uznała, że dziennikarstwo przestaje być potrzebne i właśnie się kończy.

Od tamtej pory w mediach sporo się zmieniło, a wielu ludzi uważa, że w dobie social mediów w ogóle nie są już potrzebne. Zmienia się świat, więc media też. Sama jednak nie przestałam wierzyć w ich rolę. Nie uciekłam z nich, raczej szukałam dla siebie nowego miejsca. Tak trafiłam do Sestry, gdzie spotkałam redaktorki i dziennikarki, które przyjechały do Polski z ogarniętej wojną Ukrainy. Po roku wspólnej pracy wiem, że jesteśmy do siebie bardzo podobne, w wielu sprawach zachowując jednak odmienność. Słuchamy siebie, spieramy się, chodzimy razem na wystawy i na wino.

Gdy zaczynałam pracę w Sestrach i z redaktorką naczelną serwisu Marią Górską rozmawiałyśmy o tym, jakie zdjęcia powinny ilustrować ten serwis, usłyszałam: „To twój ogród”. To było jedno z wielu fantastycznych stwierdzeń, jakie miałam usłyszeć w następnych miesiącach wspólnej pracy – słów, które zbudowały naszą relację zawodową i prywatną. W dobie fake newsów, botów i kryzysu mediów informacyjnych dla mnie jako fotoedytorki w Sestrach od początku szczególnie ważne było to, jak za pomocą zdjęć opowiadamy, co się dzieje w Ukrainie. Obserwuję media na świecie i dzięki redaktorkom naszego serwisu dostrzegam, że często są w nich obrazy powierzchowne, nie oparte na bezpośrednich relacjach czy doświadczeniach, stereotypowe.

Bezpośredni kontakt z dziennikarkami i redaktorkami z Ukrainy jest dla mnie w codziennej pracy bezcenny. Jestem przekonana, że projekty dziennikarskie oparte o takie współdziałanie to szansa dla mediów przyszłości. To gwarancja rzetelności i sprawczości tam, gdzie ważą się losy pojedynczych ludzi w najdalszych zakątkach świata.

Jest taka scena w filmie „Wróg numer jeden” Kathryn Bigelow, kiedy główna bohaterka, agentka CIA odpowiadająca za schwytanie Osamy Bin Ladena, staje przed grupą marines, uczestników akcji. Jeden z nich, wątpiący w przedsięwzięcie (szczególnie dlatego, że ma nim dowodzić kobieta), pyta kolegów: „Dlaczego miałbym jej zaufać?”

Na to inny mówi: „Bo ona wie, co robi”.

Tak właśnie się czuję w redakcji Sestr. Pracuję z redaktorkami i dziennikarkami z Ukrainy, które wiedzą, co robią i dlaczego. I bardzo mi z tym dobrze.

Moc Sestry w jedności
20
min
Sestry
Rosyjska agresja
Ukraińskie kobiety w świecie
Ukrainki w Polsce
Ukraińcy za granicą
Portrety siostrzeństwa
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Jak Wrocław przygotowuje się na falę powodziową

Rano woda wdarła się do jednego z podwrocławskich gospodarstw. Okoliczni mieszkańcy na razie odmówili ewakuacji, ale dla wrocławian to alarmujący sygnał. Przewidywania hydrologów co do tego, czy we Wrocławiu wystąpi powódź są różne, więc miasto na wszelki wypadek przygotowuje się na najgorszy scenariusz.

Jak podaje portal hydro.imgw.pl, poziom lokalnych rzek w regionie przedstawia się następująco:

Odra: 399 cm, przy normalnym poziomie 380 cm (prognozowany wzrost do 640 cm do 20 września); Oława: 310 cm, przy normalnym poziomie 250 cm; Bystrzyca: 317 cm, przy normalnym poziomie 230 cm; Ślęża: 342 cm, przy normalnym poziomie 300 cm.

W 1997 r., kiedy Odra wystąpiła z brzegów, doszło do Powodzi Tysiąclecia. Woda podniosła się o 4 metry w ciągu pół dnia, zabijając 56 mieszkańców Wrocławia. Ludzie do dziś pamiętają ten straszny kataklizm, który zalał około 40% miasta. Siedem tysięcy osób zostało bez dachu nad głową, a czterdzieści tysięcy straciło dobytek. Wtedy też wzmacniano wały workami z piaskiem, ale siła żywiołu była tak wielka, że umocnienia nie pomogły.

Dziś można tylko podziwiać to, jak lokalni mieszkańcy, wolontariusze i wojsko przygotowują się na ewentualną powódź we Wrocławiu

Napełniają piaskiem tysiące worków, wykorzystując je do budowy pasów ochronnych. Przygotowują się też do ewentualnej ewakuacji, pakując plecaki ewakuacyjne.

Półki w sklepach spożywczych są już puste: ludzie wykupili wodę (podczas powodzi dostępna jest tylko woda butelkowana) i żywność. Wszystkie górne piętra parkingów wielopoziomowych zajęte są przez samochody, a osoby mieszkające w pobliżu Odry i Oławy przenoszą swoje cenne rzeczy na wyższe piętra budynków.

Pamięta się też o zwierzętach w schroniskach, przed którymi ustawiają się kolejki samochodów z ludźmi chcącymi przygarnąć psa lub kota.

Zdjęcie: Tomasz Pietrzyk/Agencja Wyborcza.pl
Zdjęcie: Grzegorz Celejewski/Agencja Wyborcza.pl
Zdjęcie: FB Hydropolis
Zdjęcie: @Wiktoria_Szydlo
Zdjęcie: FB wroclaw.pl
Zdjęcie: FB Prezydent Wrocławia Jacek Sutryk
Ludzie przychodzą do schroniska, by ratować zwierzęta. Zdjęcie: @OloCzarny
Mieszkańcy Wrocławia na wałach. Zdjęcie: FB Wrocław
20
min
Sestry
Стихійне лихо
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

„Powódź niszczy nasze domy i wspomnienia”. Europa cierpi z powodu żywiołów

„Z wielkim bólem patrzę, jak powódź niszczy nasze domy i wspomnienia” – pisze na Facebooku mieszkanka Kłodzka. Wielka woda wyrządziła w Kłodzku tak wielkie szkody, że burmistrz miasta Michał Piszko ze smutkiem stwierdził: „Przegraliśmy tę bitwę”.

Zalany kościół w Kłodzku. Zdjęcie: FB Franciszkanie, prowincja sw. Jadwigi

Wśród śmiertelnych w Polsce jest trzech mężczyzn i dwie kobiety. Jedną z ofiar powodzi jest lekarz Krzysztof Kamiński, dyrektor szpitala w Nysie. Wracał z pracy, ale nie dotarł do domu, ponieważ jego samochód został zalany przez wodę.

Walka z powodzią trwa. Najtrudniejsza sytuacja panuje w województwach dolnośląskim i opolskim. Z powodu przerwania tamy niektóre miejscowości zostały zalane do wysokości 6-7 metrów, a większość znajdujących się tam budynków została zniszczona. Wrocław pozostaje zagrożony powodzią. Premier Donald Tusk ogłosił wprowadzenie stanu klęski żywiołowej w południowo-zachodniej części kraju.

Na dotkniętych terenach pracuje 4500 ratowników – wojskowych, inżynierów i lekarzy. Ewakuują ludzi za pomocą helikopterów, łodzi i ciężarówek. Wzmacniają obronę przeciwpowodziową, opiekują się rannymi i ewakuują ludzi z lokalnych szpitali.

Zdjęcie: Ministerstwo Obrony Narodowej

Ukraina zaproponowała Polsce pomoc 100 ratownikom. Powiedział to minister spraw zagranicznych Andrei Sibiga na swoim X.

Jak pomóc powodzianom w Polsce

1. Wyślij SMS ze słowem SERCE na numer 75 265. Twoje konto zostanie obciążone kwotą 6,15 zł.

2. Przenieś dowolną kwotę na konto Fundacji Caritas.

3. Przyjedź do urzędu w miejscu zamieszkania lub w Warszawie w godzinach od 8.00 do 16.00 i przynieś żywność, detergenty, środki higieniczne, wodę butelkowaną.

Kłodzko po powodzi. Zdjęcie: @D_Daszkowski
Zdjęcie: @D_Daszkowski
Zdjęcie: Sztab Generalny Wojska Polskiego
Zdjęcie: Sztab Generalny Wojska Polskiego

‍

20
min
Sestry
Стихійне лихо
false
false
Poprzednie
1
Następne
9 / 23
Diana Balynska
Anastasija Bereza
Julia Boguslavska
Oksana Zabużko
Timothy Snyder
Sofia Czeliak
New Eastern Europe
Darka Gorowa
Ілонна Немцева
Олександр Гресь
Tereza Sajczuk
Iryna Desiatnikowa
Wachtang Kebuładze
Iwona Reichardt
Melania Krych
Tetiana Stakhiwska
Emma Poper
Aldona Hartwińska
Artem Czech
Hanna Hnatenko-Szabaldina
Maria Bruni
Natalia Buszkowska
Tim Mak
Lilia Kuzniecowa
Jędrzej Dudkiewicz
Jaryna Matwijiw
Wiktor Szlinczak
Dwutygodnik
Aleksandra Szyłło
Chrystyna Parubij
Natalia Karapata
Jędrzej Pawlicki
Roland Freudenstein
Project Syndicate
Marcin Terlik
Polska Agencja Prasowa
Zaborona
Sławomir Sierakowski
Oleg Katkow
Lesia Litwinowa
Iwan Kyryczewski
Irena Tymotiewycz
Odile Renaud-Basso
Kristalina Georgiewa
Nadia Calvino
Kaja Puto
Anna J. Dudek
Ołeksandr Hołubow
Jarosław Pidhora-Gwiazdowski
Hanna Malar
Paweł Bobolowicz
Nina Kuriata
Anna Ciomyk
Irena Grudzińska-Gross
Maria Cipciura
Tetiana Pastuszenko
Marina Daniluk-Jarmolajewa
Karolina Baca-Pogorzelska
Oksana Gonczaruk
Larysa Poprocka
Julia Szipunowa
Robert Siewiorek
Anastasija Nowicka
Śniżana Czerniuk
Maryna Stepanenko
Oleksandra Novosel
Tatusia Bo
Anastasija Żuk
Olena Bondarenko
Julia Malejewa
Tetiana Wygowska
Iryna Skosar
Larysa Krupina
Irena De Lusto
Anastazja Bobkowa
Paweł Klimkin
Iryna Kasjanowa
Anastazja Kanarska
Jewhen Magda
Kateryna Tryfonenko
Wira Biczuja
Joanna Mosiej
Natalia Delieva
Daria Górska
Iryna Rybińska
Anna Lisko
Anna Stachowiak
Maria Burmaka
Jerzy Wojcik
Oksana Bieliakowa
Ivanna Klympush-Tsintsadze
Anna Łodygina
Sofia Vorobei
Kateryna Kopanieva
Jewheniia Semeniuk
Maria Syrczyna
Mykoła Kniażycki
Oksana Litwinenko
Aleksandra Klich
Bianka Zalewska

Wesprzyj Sestry

Zmiana nie zaczyna się kiedyś. Zaczyna się teraz – od Ciebie. Wspierając Sestry,
jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Wpłać dotację
  • YouTube icon
Napisz do redakcji

[email protected]

Dołącz do newslettera

Otrzymuj najważniejsze informacje, czytaj inspirujące historie i bądź zawsze na bieżąco!

Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.
Ⓒ Media Liberation Fund 2022
Strona wykonana przez
Polityka prywatności• Polityka plików cookie • Preferencje dotyczące plików cookie