Przyszłość
Rozmawiamy z politykami i liderami opinii o europejskiej Ukrainie, wolnej Europie i bezpiecznej, demokratycznej Polsce

Timothy Snyder: Jeśli Trump wygra, Ameryka po prostu zniknie
Natalia Ryaba: Dlaczego tak bardzo lubi Pan Ukrainę?
Timothy Snyder: Ukraina to miejsce, w którym wielu ludzi dzieli wiele nieporozumień. Wierzę, że mogę pomóc w przypadku niektórych z nich. Nie oznacza to, że Ukraińcy kochają mnie za wszystko, co mówię. Oczywiście były momenty, kiedy mówiłem rzeczy, które niektórym Ukraińcom naprawdę się nie podobały. Ale jeśli chodzi o wojnę, mam pewną wizję historyczną, która obejmuje rozumienie historii wojskowości.
Wojny się wygrywa albo przegrywa – i są pewne obiektywne czynniki, które należy wziąć pod uwagę
My, na Zachodzie, często żyjemy w mentalnym świecie, w którym wszystko zależy od naszych uczuć lub uczuć Putina. Ale to nie jest sposób na wygranie wojny. Wojny wygrywa się poprzez zrozumienie obiektywnych warunków.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego interesuję się Ukrainą: to najciekawszy kraj w Europie. Zaczynałem jako współczesny historyk badający Europę Wschodnią i zdałem sobie sprawę, że wszystkie interesujące mnie kwestie prowadziły mnie do Ukrainy. Im więcej studiuję historię, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jak kluczowa jest Ukraina. Wasz kraj dał mi dużo wiedzy i wspaniałych kolegów.
Donald Tusk powiedział, że Europa znajduje się w erze przedwojennej. Na ile prawdopodobna jest konfrontacja militarna między krajami NATO a Rosją?
Wyobraźmy sobie, że w 1938 r. Czechosłowacja toczyłaby wojnę [zgodnie z układem monachijskim Niemcy zaanektowały Sudety, a terytorium Czechosłowacji zostało zmniejszone o 38% - red.], a francuscy i brytyjscy sojusznicy, widząc jej zmagania tego kraju, zaczęliby mu pomagać. W takim świecie żyjemy. Dla mnie to właściwa analogia historyczna, bo Czesi mogli walczyć z Niemcami, ale nie wierzyli, że mogą. Różnica polega na tym, że Ukraina walczy z Rosjanami, a niektórzy sojusznicy zaczęli pomagać, choć bardzo powoli.
To, czy dojdzie do jeszcze większej wojny, zależy od tego, czy Ukraina wygra. Jeśli tak, to nie sądzę, by było więcej wojen tego typu
To zniechęci nie tylko Rosję, ale i Chiny. Ale jeśli Ukraina przegra, będzie to wyglądało na udany sposób prowadzenia polityki zagranicznej. Co jednak najtrudniejsze dla Ukraińców, jeśli Rosja wygra, będzie wykorzystywać ukraińskie zasoby, ziemię, ludzi – zmieniając to, co Rosja może zrobić z resztą Europy Wschodniej.
W połowie czerwca w Szwajcarii odbędzie się Światowy Szczyt Pokojowy. Czego możemy się spodziewać po planie pokojowym?

Plan pokojowy jest inicjatywą ukraińską. Ważna jest nie tyle część dotycząca pokoju, co warunki dla pokoju. Głównym celem planu pokojowego jest przypomnienie wszystkim, że Ukraina jest suwerennym państwem, że ma swoje granice i że istnieją pewne elementarne warunki prawa międzynarodowego. Taka jest idea planu pokojowego. Inną kwestią jest to, że kiedy Rosja przegra, będzie precedens, łańcuch wydarzeń i konferencji, które mogą być kontynuowane. Ale oczywiście plan pokojowy nie zastąpi wygranej wojny.
Czy uważa Pan, że możliwe jest zwrócenie wszystkich naszych terytoriów? Prezydent Zełenski mówi, że musimy powrócić do granic z 1991 roku. Czy to możliwe w obecnych warunkach?
Obecnie to niemożliwe. I to jest oczywiste. Ale jest możliwy taki wynik wojny. Byłoby dziwne, gdyby Ukraińcy walczyli o coś innego. Jest też kwestia strategiczna: aby wygrać tę wojnę, Ukraińcy muszą kontrolować pewne terytoria, w tym Morze Azowskie i Krym. Niezależnie od tego, czy jest to legalne, czy nie, Ukraina musi mieć większą kontrolę na południu, jeśli chce wygrać.
Zełenski mówi, że potrzebujemy coraz więcej broni. Mamy teraz bardzo trudną sytuację w rejonie Charkowa. Jak możemy skłonić kraje zachodnie do jeszcze większej pomocy w obronie Ukrainy?
Wszyscy powinni zrozumieć, że to jest proces długoterminowy. Na początku Zachód myślał, że Ukraina szybko przegra, więc nie ma sensu dostarczać jej ciężkiej broni. Potem, na kolejnym etapie, zdecydowaliśmy się dostarczyć broń, by pokazać, że jesteśmy po właściwej stronie. Trzeba jednak myśleć o tym, jak wygrać długą wojnę, i nie tylko dostarczać, ale także produkować broń.
W 2022 r. popełniliśmy poważny błąd, nie myśląc o tym, że to będzie długa wojna. Już wtedy powinniśmy byli zacząć produkować takie rzeczy, jak pociski artyleryjskie
Ukraińcy muszą mówić Zachodowi, że ta wojna jest punktem zwrotnym w historii i że w końcu wygramy, lecz to będzie długi proces. Musimy zorganizować linie produkcyjne, fabryki, aby dać Ukrainie wszystko, czego potrzebuje. Niedorzeczne jest prowadzenie wojny według harmonogramu. Wrócę do analogii: gdyby Czechosłowacja stawiła opór w 1938 r. i walczyła z nazistami w 1940 r. na własną rękę, to czy powiedzielibyśmy jej: „Dlaczego jeszcze nie wygraliście?”. Nie, powiedzielibyśmy, że zapewnimy jej niezbędne rzeczy. Mamy bardzo krótki horyzont czasowy i nierealistyczne wyobrażenia o tym, jak działają wojny. Musimy wywierać presję na drugą stronę, dopóki coś nie pójdzie nie tak w ich polityce. Tak właśnie powinniśmy myśleć.
Z niecierpliwością czekamy na kolejny szczyt w tym roku, szczyt NATO w Waszyngtonie. Grupa Jermak – Rasmussen wyraziła nadzieję, że Ukraina może otrzymać zaproszenie do przystąpienia do Sojuszu w najbliższej przyszłości*. Na ile realistyczny jest ten scenariusz?
Moja osobista wizja jest taka, że Ukraina powinna być w NATO. Moglibyśmy po prostu aktywować artykuł 5, aby jej pomóc. Byłoby to najprostsze rozwiązanie, ponieważ artykuł 5 nie wymaga, by wojska amerykańskie udały się na Ukrainę. Oznacza on, że wszyscy pomagają. Tak było po atakach terrorystycznych z 11 września 2001 r. na USA. Artykuł 5 został wtedy uruchomiony, choć nie oznaczało to, że każdy kraj NATO dokonał inwazji na Afganistan. To jest moja osobista opinia. Nie jestem amerykańskim prezydentem.
Bardzo ważne jest, by posłuchać tego, co powiedział w Kijowie Anthony Blinken: że droga Ukrainy prowadzi do NATO. Nie powiedział on jednak, że zostaniecie przyjęci w ciągu dwóch miesięcy
Błędem byłoby oczekiwanie przez Ukraińców czegoś, co się nie wydarzy. Skupiłbym się na tym, co jest możliwe. Stosunki Ukraina – USA są już dość skomplikowane. Gdybym był ukraińskim rządem, nie mówiłbym, że Ukraina przystąpi do NATO w lipcu 2024 roku. To byłby błąd, ponieważ następnym krokiem jest powiedzenie, że Ameryka was zdradziła – a ona was nie zdradzi. Tak, są błędy, Stany Zjednoczone są bardzo powolne, ale was nie zdradzą. Ameryka robi wszystko, co możliwe, na swój własny sposób.
Podczas tegorocznych wyborów w USA rozegra się zacięta walka między Joe Bidenem a Donaldem Trumpem. Co się stanie z demokratycznym światem, jeśli wygra ten drugi? Czego powinna spodziewać się Ukraina?

Najprostsza rzecz: jeśli wygra Trump, Ameryka po prostu zniknie. Zobaczycie nas robiących takie rzeczy jak Tbilisi w Kansas City, Majdan w Austin w Teksasie. Nie będziemy mieli żadnej polityki zagranicznej, przez długi czas będziemy mieli chaos. Aspiracje Trumpa są czymś, czego duża część amerykańskiego społeczeństwa nie będzie tolerować. Jeśli wygra, będzie próbował robić dziwne rzeczy. I w tym przypadku prawie nie ma znaczenia, co myśli o Ukrainie. Znikniemy z ekranów. Europa będzie musiała przejąć inicjatywę. Mówimy o niemieckiej produkcji broni, francuskich żołnierzach – musi istnieć europejski scenariusz. Jeśli nie dla zwycięstwa, to przynajmniej dla wytrzymania przez kolejny rok.
W tym roku spodziewamy się kolejnych wyborów – do Parlamentu Europejskiego. Widzimy, że partie lewicowe nabierają rozpędu. Co stanie się z Europą i Ukrainą, jeśli wygrają? Czy możemy mówić o ograniczeniu pomocy?
Nie sądzę, by Europa przestała pomagać Ukrainie. Od początku wojny minęły ponad 2 lata, a w Europie odbyło się wiele wyborów. Niektóre poszły po myśli Ukrainy, inne nie. Myślę, że opinia elit w Europie staje się coraz bardziej przychylna Ukrainie. I myślę, że opinia publiczna jest dość stała. Nie sądzę, że nadejdzie czas, kiedy cała pomoc zostanie wstrzymana.
Jak widzi Pan scenariusz zwycięstwa Ukrainy? Jakie są obecnie możliwości zakończenia wojny?
Przede wszystkim musimy być cierpliwi. Ukraina nie wygra w tym roku i Rosja nie wygra w tym roku. Nikt nie wygra w tym roku. Po drugie, logistyka. To jest to, w czym Ukraińcy mieli rację: że wojny wygrywa się zasadniczo dzięki logistyce. Dlatego nie może być mostu w Cieśninie Kerczeńskiej. Ukraińcy powinni być w stanie zniszczyć rosyjską logistykę w promieniu 100, 200 kilometrów od własnych granic. I po trzecie, musimy mieć nadzieję, że rosyjski system polityczny się zmieni, że zostanie pokonany – co nie oznacza, że Ukraińcy fizycznie wypędzą każdego rosyjskiego żołnierza.
Chodzi o to, by nie pozwolić Rosji wygrać. To kwestia uniemożliwienia jej zwycięstwa, a następnie zmian wewnątrz niej
Bo kiedy Rosjanie się zmienią, zapomną o tej wojnie. Ta wojna jest egzystencjalna, ale nie jest dla nich konieczna. Jest jak święto. To im się podoba, rozumie Pani? Ale kiedy w Moskwie pojawi się poważny problem polityczny, zapomną o tej wojnie, bo ona nie jest konieczna. Zaczną się martwić o Kreml, a wtedy nie będzie sensu trzymać wojsk w Ukrainie, bo będą potrzebne gdzie indziej, staną się częścią czyjejś walki o władzę. Trzeba trzymać się mocno, nie marnować zbyt wielu ukraińskich istnień na sprawy, które nie mają sensu. Trzeba niszczyć rosyjską logistykę, być cierpliwymi i dotrwać do przyszłego roku.
*Międzynarodowa grupa robocza, na czele której stoją Andrij Jermak, szef Kancelarii Prezydenta Ukrainy, i Anders Fogh Rasmussen, sekretarz generalny NATO.



Paweł Kowal: „Moment charkowski”: sytuacja w obwodzie charkowskim przesądzi o losach tej wojny
Maria Górska: W Rosji powołano nowy rząd, w którym wszyscy ministrowie pozostali na swoich stanowiskach – z wyjątkiem szefa rosyjskiego ministerstwa obrony. W polskim rządzie również doszło do rotacji. Czy te zmiany będą miały wpływ na bezpieczeństwo kraju i relacje z Ukrainą?
Paweł Kowal: Zmiany w Polsce są związane z wyborami europejskimi. Polska prowadzi długi, długi maraton wyborczy. Zaczęło się jesienią od wyborów parlamentarnych, potem dwie tury wyborów lokalnych, a teraz Parlament Europejski. Niektórzy politycy, którzy byli w rządzie, rozpoczęli kampanię w tych wyborach. Premier poprosił ich o rezygnację i skupienie się na kampanii wyborczej. To jest istota zmian.
10 maja w Warszawie odbył się kolejny protest rolników. Ponownie – przeciwko ukraińskim produktom rolnym na rynku europejskim, i to po tak trudnym odblokowaniu granicy. Jak duże jest zagrożenie ponownymi protestami na granicy?
To nie był protest na dużą skalę. Nie widzę powodu, by postrzegać relacje polsko-ukraińskie przez pryzmat tych wydarzeń. Nie wiem, dlaczego, ale modne stało się nagłaśnianie protestów rolników. Polska jest jedynym dużym krajem w UE, który tak wyraźnie i stanowczo mówi o swoim zainteresowaniu przystąpieniem Ukrainy do Unii Europejskiej. W krajach UE protesty rolników odbywają się niemal co miesiąc, to europejska norma. 25 czerwca rozpoczynają się negocjacje w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. I to jest najważniejszy fakt.
Ukraina jest już na bezpośredniej drodze do Unii Europejskiej. Stanie się to podczas prezydencji belgijskiej
To ważne, ponieważ za chwilę przyjdzie kolej na prezydencję Węgier, a nigdy nie wiadomo, co będzie. Później prezydencję obejmie Polska. I mam nadzieję, że wtedy negocjacje z Ukrainą będą się dobrze rozwijać. Krótko mówiąc, za 5-7 lat będziecie w Unii, a wtedy, szczerze mówiąc, w Ukrainie też będą protesty rolników, bo tak się dzieje w całej Wspólnocie. Rynek wewnętrzny jest tutaj mocno regulowany, istnieje wiele różnych zobowiązań, więc rolnicy w UE wytwarzają produkty rolne za wysoką cenę. W Ukrainie również będą produkować towary po wyższej cenie niż za granicą. Dlatego gdy tylko pojawi się jakikolwiek produkt rolny z zewnątrz, natychmiast rozpoczną się protesty. To paradoks, ale jako że chciałbym, aby Ukraina jak najszybciej dołączyła do Unii Europejskiej, w pewnym sensie chciałbym też, aby jak najszybciej doszło do protestów rolników, które są po prostu częścią krajobrazu politycznego UE.
16 maja Wołodymyr Zełenskij rozmawiał o zaostrzającej się sytuacji w obwodzie charkowskim z premierem Donaldem Tuskiem. Prezydent Ukrainy odwołał wszystkie wizyty międzynarodowe z powodu prób przełamania frontu przez rosyjską armię. Czego powinniśmy się spodziewać i co powinny teraz zrobić świat i Polska?
Mamy do czynienia z czymś, co nazwałbym „momentem charkowskim” tej wojny. To sytuacja, która może przesądzić o losach tej wojny i rozstrzygnąć sprawę na długi czas. Albo, nie daj Boże, Putinowi uda się przełamać front bądź de facto otworzyć nowy front gdzieś między Charkowem a Sumami – albo Ukraińcy pokażą, na co ich stać, i obronią ten kolejny kawałek swojej ziemi. To właśnie zobaczymy w najbliższych tygodniach. I to jest istota tego „charkowskiego momentu”. Jeśli Rosjanie przełamią front, wykorzystają to propagandowo przeciwko ukraińskiemu rządowi i społeczeństwu, podkreślając ich słabość. Nadchodzące tygodnie będą oznaczać niepokoje na linii frontu w Charkowie, a także zakrojone na szeroką skalę operacje informacyjne przeciwko Ukrainie i Zachodowi, w których Rosjanie będą próbowali pokazać, że Ukraina nie jest w stanie poradzić sobie z tą wojną.
Rosjanie widzą, że Ukraińcy wykonują świetną robotę, że są linie obrony, że wszystko jest zbudowane – okopy i tak dalej. Ale propaganda nadal będzie próbowała osłabić pozycję Ukrainy
Co możemy i co powinniśmy teraz zrobić?
Najważniejszą rzeczą jest dostarczenie broni. W tej chwili trudno jest oszacować, jak kosztowne było opóźnienie w podjęciu decyzji przez spikera Izby Reprezentantów USA Mike’a Johnsona. Jeśli amunicja zostanie dostarczona na czas, podstawowe rzeczy zostaną zrobione. Ale moim zdaniem ważne jest to, że ludzie nadal wierzą, że sfera informacyjna jest odłączona od sfery wojskowej. Tymczasem Rosja rozpoczyna wielką kanonadę przeciwko Ukrainie, Polsce i Zachodowi.
Rosjanie będą próbowali przykryć dezinformacją swój plan zdobycia Charkowa. Także z tego powodu nadchodzące tygodnie są kluczowym momentem
Podczas swej wizyty w Kijowie sekretarz stanu USA Anthony Blinken podkreślił, że amerykańska broń jest w drodze.
Mam nadzieję, że dotrze na czas.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66433572b9467d0d5363981e_14_05_2024_01_09687.jpg">Pomoc wojskowa USA wkrótce dotrze na Ukrainę - Blinken w Kijowie</span>
14 maja prezydent Andrzej Duda powiedział, że Polska nie przekaże Ukrainie swojego systemu Patriot. Mimo to ukraińscy eksperci polityczni dyskutują o możliwości zamknięcia nieba nad zachodnią Ukrainą polskim systemem obrony powietrznej. Czy to możliwe? Czy takie negocjacje są w toku?
Nie mogę zdradzić szczegółów negocjacji dyplomatycznych, ponieważ nie są one przeznaczone do publicznej dyskusji. Jednak na Zachodzie dużo mówi się o znalezieniu sposobu na przynajmniej częściową ochronę polskiej przestrzeni powietrznej. Lepsza ochrona polskiej przestrzeni powietrznej na wschodzie będzie też oznaczała ochronę pasa kilkudziesięciu kilometrów ukraińskiego nieba. Są to jednak rozwiązania techniczne. Zachód zastanawia się, jak poprawić sytuację.
13 maja pojawiła się informacja, że Estonia rzekomo rozważa wysłanie swoich wojsk do Ukrainy. Po podobnej inicjatywie prezydenta Francji Emmanuela Macrona wygląda to na scenariusz pewnego planu. Co Pan o tym sądzi?
To nie zostało jeszcze sformułowane w konkretny plan. Najważniejsze jest teraz podpisanie kolejnych umów obronnych dla Ukrainy. Umowa z Polską będzie prawdopodobnie następną, ponieważ jest już intensywnie przygotowywana. Kluczowe są również przygotowania do szczytu NATO. Trzeba ocenić, co jeszcze można zrobić w okresie poprzedzającym szczyt, bo obecnie wygląda na to, że oferta dla Ukrainy będzie słaba, mimo starań Polski.
Ważne jest skupienie się na negocjacjach z UE. One będą też czynnikiem bezpieczeństwa dla Ukrainy
Myślę, że to są te obszary, na których należy się teraz skupić. A także to, że amunicja powinna być dostarczona na front natychmiast.

15 maja na Słowacji doszło do zamachu na premiera Roberta Ficę. Co to wydarzenie oznacza dla bezpieczeństwa Europy?
Przede wszystkim potępiamy terror – terror polityczny, próby zamachów politycznych, które prowadzą do śmierci i eskalacji nienawiści. Obowiązkiem każdego polityka, niezależnie od tego, kto jest ofiarą, jest potępienie ataku i wyraźne zaznaczenie, że nie akceptujemy takich metod działalności politycznej. Po drugie, próba zamachu na Roberta Ficę jest sygnałem tego, co dzieje się dziś z Europą i Zachodem. Słowacja jest papierkiem lakmusowym tego, co dzieje się w większości zachodnich krajów, począwszy od Stanów Zjednoczonych. To taka polityczna przepaść, że nie można sobie nawet wyobrazić, że ktoś może przejść z jednej strony na drugą. Fico jest politykiem radykalnym, ale chciałbym powiedzieć wprost: musimy się za niego modlić, trzymać kciuki. A terror trzeba potępić.
W Rosji nastąpiły ostatnio zmiany w sektorze obronnym i najbliższym otoczeniu Władimira Putina. Analitycy z amerykańskiego Instytutu Badań nad Wojną podkreślili, że powołanie nowego ministra obrony jest przygotowaniem do długiej wojny, z możliwym starciem z krajami NATO. Jak Pan to widzi?
Zmiany na Kremlu oznaczają moim zdaniem przygotowania do dłuższej wojny. Siergiej Szojgu wyraźnie traci wpływy, na jego miejsce przychodzą inni ludzie. To, co jest w tym dobre, to zasada: im więcej na szczytach władzy w Rosji Wielkorusów, nacjonalistów i szowinistów, tym Rosja jest słabsza. Interesujące jest to, że Szojgu, który nie jest etnicznym Rosjaninem, lecz Tuwańczykiem, został zastąpiony przez Rosjanina. Oznacza to, że w Federacji Rosyjskiej umacnia się rosyjski nacjonalizm, po raz kolejny wysyłając sygnał, że wszystkie inne narody są narodami drugiej kategorii.
W podobnej sytuacji jest były wicepremier Rosji Wiaczesław Surkow, który jest pochodzenia czeczeńskiego.
Ta zasada od dawna obowiązuje w rosyjskim imperium.
Im więcej rosyjskiego szowinizmu wśród przywódców, tym Rosja słabsza. Szowinizm to zawsze była oznaka słabości
Oczywiste jest, że Rosjanie są w tej wojnie chronieni, ponieważ nawet struktura poboru ma na celu ochronę etnicznego elementu rosyjskiego i wciśnięcie [do armii – red.] jak największej liczby przedstawicieli innych narodów Federacji Rosyjskiej. Ale to zawsze osłabia Rosję, która ze swej natury jest imperium. Nie wystarczy, że te narody są już w złej sytuacji i na peryferiach – są biedniejsze, nie mają możliwości rozwoju. W przypadku wojny wszyscy ich członkowie są rekrutowani i wysyłani na front. Bez żadnego przeszkolenia, często na pewną śmierć. Oni to widzą i to bardzo osłabia Rosję.
Ale chyba w dłuższej perspektywie, ponieważ nie widzimy jeszcze niczego, co wskazywałoby na możliwość wewnętrznego buntu w najbliższej przyszłości.
Sankcje jednak zadziałały. Putin musi dokonać zmian na szczytach władzy. A przecież jest on coraz słabszy. Słabnie też pozycja tych, którzy byli architektami tej wojny, dotyczy to zwłaszcza Szojgu. Gospodarka wojenna będzie działać jeszcze przez dwa lub trzy lata, nie dłużej. Żadna gospodarka wojenna nigdy nie działała dłużej. Kto wie, może jest więcej negatywnych sygnałów dla Putina, niż się wydaje?
Ten kawałek ciasta może okazać się dla niego za duży.
Może się okazać, że Putin się tym zadławi.
11 maja Donald Tusk ogłosił na Podlasiu, że rozpoczęły się prace nad budową nowoczesnych fortyfikacji wartych około 375 milionów dolarów. Dlaczego to ważne i jak wygląda obecnie sytuacja na granicy polsko-białoruskiej?
Jest coraz więcej prowokacji. Ta granica jest dziś znacznie mniej bezpieczna. Nie jest tajemnicą, że Łukaszenka jest bardzo blisko Putina. Dla mnie dziś on wygląda jak minister w rządzie Putina, a nie prezydent osobnego kraju. Będzie z nim jeszcze wiele problemów – wystarczy wspomnieć ostatni skandal z byłym sędzią Tomaszem Szmydtem, który okazał się agentem samozwańczego prezydenta Białorusi. Ale głównym narzędziem, którego Łukaszenka używa przeciwko Polsce, jest wojna hybrydowa. Przekazując im fałszywe informacje, próbuje sprowadzać migrantów z różnych części świata i wpychać ich do Polski. Może to stworzyć szereg niebezpieczeństw. Ci ludzie mają wprowadzać zamęt, organizować prowokacje. Mogą też być infiltrowani przez agentów, którzy będą działać przeciwko Warszawie. To wszystko tworzy scenariusz ostrej walki hybrydowej. Ale będziemy się bronić i damy sobie radę.
Przemawiając niedawno w Sejmie Donald Tusk powiedział, że Rosja będzie ingerować w wybory do Parlamentu Europejskiego. Europa ogłosiła utworzenie agencji do walki z dezinformacją, a Polska w tym tygodniu powołała nowego pełnomocnika ds. międzynarodowej dezinformacji. Na co przygotowują się Europa i Polska?
Rozmawialiśmy o tak zwanym momencie charkowskim. W oczekiwaniu na to, co się wydarzy, jak uderzy Putin, czy Ukraińcy dostaną broń na czas, buduje się takie szkodliwe zaplecze informacyjne. Widzę to na konkretnych przykładach. Znam wiele publicznych osób, które są metodycznie atakowane w sieci, co wiąże się z prowokowaniem innych ataków na nie, bo potem to przechodzi do realnego życia. Najpierw jest konsekwentne dyskredytowanie kogoś w sieci, potem przechodzi to do klasycznych mediów, a na końcu często prowadzi do prawdziwej tragedii, kończącej się przemocą. Taki jest plan Putina, który w ten sposób chce przykryć swoją ofensywę.

Dziennikarka i pisarka Anne Applebaum powiedziała w tym tygodniu na konferencji Impact: „Problem ze współczesnym światem polega na tym, że ludzie wyciągają wnioski nie z rzeczywistości, ale z tego, co widzą na ekranach swoich telefonów komórkowych”. Jak z tym walczyć?
To jest właśnie problem: masowa dezinformacja w Internecie, która potem staje się realna i często jest źródłem dodatkowej emocji, agresji itp. W naszej Radzie ds. Współpracy z Ukrainą właśnie tworzymy mały zespół, który będzie monitorował, jak Rosja próbuje wpływać na relacje polsko-ukraińskie poprzez wojnę informacyjną. Nie zawsze są to tylko fabryki trolli. Często są to bardziej złożone projekty, w które paradoksalnie zaangażowanych jest mniej osób.
Ale jest już jasne, że Rosjanie celują w ludzi, środowiska i grupy, które są zaangażowane w budowanie relacji polsko-ukraińskich, obronę tych relacji i przekazywanie prawdy o tych relacjach
To prawda, ale musimy też więcej pracować z naszą młodzieżą – zarówno polską, jak ukraińską – by czerpała informacje z wiarygodnych, rzetelnych źródeł, a nie tylko z mediów społecznościowych.
I uczyć krytycznego myślenia! To jest kluczowe. Gdybym został dziś zapytany, czego ludzie powinni się nauczyć, powiedziałbym, że krytycznego myślenia. By nie wierzyli we wszystko, co widzą na ekranach swoich smartfonów.
Timothy Snyder w swojej książce „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku” pisze o najkrótszej drodze do rozwinięcia krytycznego myślenia: czytaniu książek.
Czytanie jest ważne. Zachęcajmy do czytania, a przede wszystkim do krytycznej analizy każdego tekstu, każdego programu, każdego spotkania. Edukacja ma dziś ogromne znaczenie, wpływa na całe społeczeństwa. Świat nigdy nie będzie idealny, bo to bardzo duża grupa ludzi, ale każdego można nauczyć krytycznego myślenia i samodzielnego poszukiwania prawdy.

W Gruzji jesteśmy świadkami przejścia od demokracji do uścisku Kremla. Czy dyktatorska ustawa „o zagranicznych agentach” może zniszczyć europejską przyszłość Gruzji?
Widzimy rewolucję w Gruzji i to jest wielka rzecz. Zobaczymy, w jakim kierunku to pójdzie. Śledzę to bardzo uważnie. Eiększość czasu poświęcam teraz Ukrainie i relacjom polsko-ukraińskim, ale w Gruzji stawka też jest ogromna, bo chodzi o bezpieczeństwo całej Europy. Gruzja jest zawsze trochę niedoceniana, ponieważ ludzie na Zachodzie myślą, że jest daleko. Ale Gruzja nie jest tak daleko. Mam więc nadzieję, że, po pierwsze, dojdzie do pokojowego rozwiązania, a po drugie, że rząd się wycofa. Na szczęście jest jeszcze prezydent, która prawdopodobnie zawetuje dokument, a ustawa wróci do parlamentu. Radzę gruzińskim władzom, żeby się opamiętały i nie szły za daleko, bo historia Ukrainy wyraźnie pokazuje, co się dzieje, gdy rząd nie może się zatrzymać, gdy idzie wbrew wszelkim ostrzeżeniom. Wtedy zaczyna mieć poważne problemy.
Gruzja, Ukraina i Mołdawia w drodze do Europy!
Ukraina i Mołdawia jako pierwsze rozpoczną negocjacje w czerwcu. Ale Gruzja również ma status kandydata, więc także czeka na moment, w którym zostanie naciśnięty przycisk „start”.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6644a2495d56f4379222d0d8_%D0%97%D0%BE%D0%B1%D1%80%D0%B0%D0%B6%D0%B5%D0%BD%D0%BD%D1%8F%20WhatsApp%2C%20%D0%B4%D0%B0%D1%82%D0%B0_%202024-05-15%20%D0%BE%2013.47.46_f2dd80bf.jpg">„Ustawa o „zagranicznych agentach” to dopiero początek” - gruziński niezależny dziennikarz Temur Kiguradze o uzurpacji władzy w Gruzji</span>
%20(1).avif)

Co dla Ukrainy oznacza dymisja Siergieja Szojgu?
Poniedziałkowa dymisja Siergieja Szojgu ze stanowiska ministra obrony Rosji i zastąpienie go ekonomistą i pierwszym premierem (od 2020 r.) Andriejem Biełousowemodsłania obecne nastawienie Putina do wojny z Ukrainą. Rosyjski dyktator chce ją bowiem wygrać, stosując strategięna wyczerpanie i prowadząc długotrwały wyścig zbrojeń – wnioskuje na łamach Politico.eu Eva Hartog, powołując się na zdanie ekspertów.
Maraton na wyniszczenie
Na poparcie tej tezy publicystka przywołuje m.in. opinię Aleksandy Prokopienko, byłej doradczyni rosyjskiego banku centralnego: „Priorytetem Putina jest wojna; wojnę na wyniszczenie wygrywa ekonomia”.
Konstantin Sonin, profesor na Uniwersytecie Chicago, zauważa z kolei: „Putin uważa, że może wygrać wojnę, dostosowując pewne drobne rzeczy, takie jak broń, gospodarka, dyscyplina, a może kolejna kampania mobilizacyjna”.
Eva Hartog pisze, było kilka powodów dymisji Szojgu (stanął na czele Rady Bezpieczeństwa Narodowego Rosji, w miejsce zdymisjonowanego w tym samym czasie Nikołaja Patruszewa). Po pierwsze, fiasko Blitzkriegu z 2022 r. Drugim powodem był zeszłoroczny bunt Jewgienija Prigożyna, przy okazji którego szef Grupy Wagnera nie tylko ośmieszył Szojgu jako dowódcę armii, ale też głośno mówił o korupcji ministra i jego odpowiedzialności za złe zarządzanie wojskiem. Zarzuty korupcyjne zdaje się zresztą potwierdzać aresztowanie w ubiegłym miesiącu za łapówkarstwo Timura Iwanowa, zastępcy Szojgu, nazywanego także jego „portfelem”.
Wierny człowiek, który rozumie dane
Decydujące dla losu ministra obrony były jednak poglądy Biełousowa.
Po pierwsze, polityczne: Biełousow, tak jak Putin, uważa, że Rosję otaczają wrogowie, a aneksja Krymu w 2014 r. była słuszna
Jest przy tym bezwzględnie wobec Putina lojalny i bez dyskusji robi to, co każe mu szef.
Po drugie – i ważniejsze: istotne są jego poglądy na gospodarkę, które zbiegają się z nowym pomysłem samego Putina na prowadzenie wojny. Biełousow jest bowiem już od lat 90. zwolennikiem kontroli państwa w gospodarce. Choć tostara, keynesowska szkoła myślenia o makroekonomii, Biełousow jest w swojej dziedzinie kompetentny i „rozumie dane”. Taka jest przynajmniej opinia Konstantina Sonina.
W przypadku kraju, który zamierza w coraz większym stopniu przestawiać swoją gospodarkę na tory wojenne, zwiększając wytwarzanie czołgów i rakiet kosztem lodówek i pralek, takie podejście do ekonomii ma kluczowe znaczenie.

Wódz jest jeden
Putin nie zamierza przy tym powierzyć Biełousowowi kontroli nad wojną. Sam ją sprawuje, wspierany mniej czy bardziej udanie przez gen. Walerija Gierasimowa (którego los na stołku szefa sztabu generalnego też jest zresztą niepewny). Wojnę prowadzi Putin, a Biełousow ma tylko sprawić, by gospodarcza machina państwa odpowiednio ją zasilała. Dziś Rosja wydaje na swoją inwazję 6,7 proc. swego PKB. Biełousow najpewniej zadba o to, by ten wskaźnik systematycznie rósł, co ma owocować większą niż zachodnia i ukraińska produkcją sprzętu wojennego. Resztę ma zrobić czas. Putin „przygotowuje się na wiele kolejnych lat wojny” – pisze w serwisie X Jimmy Rushton, analityk ds. bezpieczeństwa z Kijowa.
Czy rachuby kremlowskiego dyktatora są celne? Czy ekonomista zdolny do wyciśnięcia z gospodarki wszystkiego, co się da, na potrzeby wojny pomoże mu ją wygrać?
Złudne rachuby
Wątpi w to nie tylko Konstantin Sonin, ale także Oleg Itskhoki, profesor ekonomii na Uniwersytecie Kalifornijskim. Według niego tym, co będzie miało znacznie większy wpływ na los wojny niż ekwilibrystyka ekonomiczna Biełousowa czy dowodzenie rosyjską armią przez tego czy tamtego – będą ceny ropy na światowych giełdach, bo to od nich zależy rosyjski budżet. No i militarna pomoc Zachodu dla Ukrainy.
A wpływ na jedno i drugie mają Stany Zjednoczone.


Ustawa o „zagranicznych agentach” to dopiero początek – Temur Kiguradze o uzurpacji władzy w Gruzji
Po awanturze w gruzińskim parlamencie posłowie przyjęli kontrowersyjny projekt ustawy o „zagranicznych agentach” w trzecim i ostatnim czytaniu. Prawo, które zobowiązuje organizacje w ponad 20% finansowanych z zagranicznych źródeł do zarejestrowania się jako „agenci obcych wpływów”, zostało poparte przez 84 deputowanych. Tylko 30 głosowało przeciwko temu skandalicznemu dokumentowi.
Rządząca prorosyjska partia Gruzińskie Marzenie twierdzi, że ustawa ma na celu zapewnienie maksymalnej przejrzystości w życiu publicznym. Opozycja uważa, że władze wykorzystają ją do tłumienia krytyki ze strony mediów i organizacji pozarządowych, zgodnie ze scenariuszem zrealizowanym przez władze rosyjskie w odniesieniu do podobnej ustawy. Czy przyjęcie nowego prawa zagrozi integracji europejskiej Gruzji? Na te i inne pytania w ekskluzywnym wywiadzie dla magazynu Sestry odpowiedział Temur Kiguradze, niezależny dziennikarz gruziński.

Maryna Stepanenko: W związku z przyjęciem przez parlament projektu ustawy o „zagranicznych agentach” do Gruzji przybywają zachodni politycy, w tym asystent sekretarza stanu USA ds. europejskich i euroazjatyckich James O'Brien. Co to oznacza?
Temur Kiguradze: Cały zachodni świat uważnie śledzi procesy zachodzące obecnie w Gruzji. Wszyscy nasi sojusznicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, dokąd zmierza nasz kraj: w kierunku dyktatury w rosyjskim stylu. A to oczywiście niepokoi naszych sojuszników.
Pan O'Brien spotkał się z przedstawicielami rządu. Rozmowa trwała bardzo długo, ponad dwie godziny. Spotkał się również z opozycją, ale nic z tego nie wyszło. Ustawa została przyjęta w trzecim czytaniu i oczywiście będą bardzo poważne konsekwencje zarówno dla gruzińskiego rządu, jak całego kraju.
Zachód grozi gruzińskim władzom zerwaniem procesu integracji Gruzji w Unią Europejską, jeśli ustawa zostanie przyjęta. Jakie dalsze kroki przewidujesz?
Zerwanie integracji europejskiej to miecz obosieczny. Z jednej strony wydaje się, że karze się Gruzińskie Marzenie, naszą partię rządzącą, ale przecież jednocześnie karze się cały kraj. Spójrzmy na to, co dzieje się teraz w Gruzji: setki tysięcy ludzi w różnym wieku i różnych zawodów, biorąc udział w wiecach, pokazują swoją obywatelską postawę, że Gruzja chce i zasługuje na to, by być częścią Europy.
Dlatego też odmawianie mojemu krajowi członkostwa i postępu integracji ze strukturami euroatlantyckich oznacza również karanie jego ludności
To, czego eksperci oczekują teraz od Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii, to osobiste sankcje wymierzone przede wszystkim w oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego. Nosi on śmieszny tytuł honorowego przewodniczącego partii Gruzińskie Marzenie, ale dla wszystkich jest jasne, że to pan Iwaniszwili kieruje wszystkimi procesami, które mają miejsce w Gruzji od końca 2013 roku.
Osobiste sankcje mogą również zostać nałożone na członków rządu, którzy przeforsowali tę ustawę, i na posłów, którzy za nią głosowali, nie bacząc na utratę reputacji przez Gruzję czy przepadnięcie jej kandydatury na członka Unii Europejskiej. Sankcje personalne mogą być teraz krokiem, który podejmą zachodni sojusznicy Gruzji.
Pojawiły się również oświadczenia, że europejscy politycy mogą dyskutować o anulowaniu liberalizacji przepisów wizowych dla Gruzji – mowa o anulowaniu możliwości bezwizowego wjazdu Gruzinów do strefy Schengen. Ale to też jest miecz obosieczny. Gruzja ma ogromną liczbę imigrantów mieszkających w krajach UE, w tym w Hiszpanii, Niemczech, Włoszech i wielu innych krajach europejskich. To zakłóci więzi rodzinne i niektóre więzi gospodarcze, ponieważ nasi migranci wysyłają pieniądze do domu.
Nasi sojusznicy są więc w bardzo trudnej sytuacji. Muszą w jakiś sposób wpłynąć na Gruzińskie Marzenie, a jednocześnie nie zaszkodzić gruzińskiemu społeczeństwu
Myślę więc, że zaczną od sankcji indywidualnych, choć, szczerze mówiąc, nie wiem, na ile będą one skuteczne. Myślę, że pan Iwaniszwili uwzględnił już, że takie sankcje zostaną nałożone. To nie przypadek, że wraz z rosyjską ustawą o „zagranicznych agentach” promowana jest tak zwana ustawa o spółkach offshore, która pozwoli na pompowanie miliardów dolarów ze stref offshore na gruzińskie konta bez weryfikacji legalności tych funduszy i bez płacenia podatków gruzińskiemu fiskusowi. Niezależni eksperci ekonomiczni wskazują, że ustawa ta zostanie najprawdopodobniej przyjęta osobiście przez Iwaniszwilego, aby mógł chronić swoje miliardy. Przygotowuje się więc na te sankcje, to oczywiste..
Czy są jakieś precedensy lub przykłady z innych krajów kandydujących do UE, które dają wyobrażenie o tym, jak takie ustawodawstwo wpłynęło na ich procesy akcesyjne?
Nie znam krajów kandydujących, ale znam przykład Węgier, które są głównym i prawdopodobnie jedynym sojusznikiem Rosji w UE. Wydaje się, że Słowacja również próbuje coś zrobić w tym kierunku, ale nie jest to tak skuteczne.
Budapeszt przyjął podobną ustawę, lecz została ona zakwestionowana przez Europejski Trybunał Sprawiedliwości.
Jest też przykład Turcji, który przeciwnicy przystąpienia Gruzji do Unii Europejskiej często wykorzystują, mówiąc: „Patrzcie na Turcję. Od 30 lat próbuje stać się członkiem Unii Europejskiej, ale jej się nie udaje. Europejczycy jej nie chcą”.
Tyle że to nieprawda. Turcja sama sabotowała swoje przystąpienie do Unii Europejskiej, uchwalając prawa sprzeczne z europejskimi standardami zachowania.
Nie trzeba dodawać, że nikt w Unii Europejskiej nie chce nowego członka, który będzie spełniał życzenia agresora, jakim jest Rosja. Albo takiego, który będzie ogromną dziurą finansową powodującą zarówno zagrożenia gospodarcze, jak geopolityczne
Biorąc pod uwagę nowe prawa forsowane przez Gruzińskie Marzenie, Gruzja może stać się właśnie takim krajem. Byłoby to oczywiście straszne dla naszej europejskiej perspektywy i dla Unii Europejskiej – jeśli postrzegać nas jako kandydata.
„Nasza ścieżka leży tylko w Unii Europejskiej, a naszym głównym priorytetem polityki zagranicznej jest członkostwo w Unii Europejskiej” – powiedział gruziński premier Irakli Kobachidze 9 maja, w Dniu Europy. Jak takie oświadczenia mają się do przyjęcia ostatniej ustawy?
Trudno mi powstrzymać śmiech, gdy słyszę takie cytaty. Być może pan Kobachidze popełnił drobny błąd i zamiast Unii Europejskiej miał na myśli Unię Euroazjatycką [Euroazjatycką Unię Gospodarczą (EAEU), która obejmuje Rosję, Białoruś, Armenię, Kazachstan i Kirgistan – red.]. Mówiąc poważnie, oczywiście na papierze zarówno partia rządząca, jak ludzie z nią związani nadal twierdzą, że Gruzja jest w drodze do Europy. Tyle że w ich rozumieniu droga do Europy to droga Gruzińskiego Snu czy droga Orbana.
Tymczasem według wszystkich badań opinii publicznej zdecydowana większość ludności Gruzji – od 70 do 80 proc. – popiera przystąpienie do Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego.
Ponadto mamy konstytucję, której artykuł 78. stanowi, że Gruzja aspiruje do członkostwa w Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckim. Każdy gruziński urzędnik, każdy gruziński polityk jest zobowiązany zrobić wszystko, co w jego mocy, by dołączyć do tych organizacji.
Gdyby prorządowi politycy powiedzieli, że nie chcemy przystąpić do Unii Europejskiej, naruszyliby konstytucję i postąpili wbrew woli społeczeństwa. Dlatego wybierają ten absolutnie niedorzeczny znaczek propagandowy, że dołączymy do UE, ale niby po swojemu.

Gruziński projekt ustawy o ”agenci zagraniczni”Często porównuje się go do tego samego w Rosji. Jakie są główne podobieństwa i różnice między tymi dwiema inicjatywami legislacyjnymi?
Istnieje wiele podobieństw. Bardzo interesujące jest to, w jaki sposób forsowana jest ta ustawa. Uzasadnia się ją tymi samymi frazesami, których używała rosyjska propaganda, gdy analogiczną ustawę przyjęto w Rosji.
Wtedy mówiono, że inne kraje, w szczególności Stany Zjednoczone, mają ustawę FARA [ustawa o rejestracji zagranicznych agentów, przyjęta w 1938 r., która kontroluje działalność polityczną cudzoziemców w Stanach Zjednoczonych – red.] I że inne kraje europejskie też mają podobne prawa.
Rzecz w tym, że Stanach Zjednoczonych konieczne jest udowodnienie, że organizacja rzeczywiście reprezentuje interesy obcego państwa. Jednocześnie takie prawo nie obowiązuje w państwach sojuszniczych – mam na myśli UE, Kanadę i członków NATO. A nasze prawo, a także prawo rosyjskie, jest inne niż amerykańskie. Każda organizacja, która otrzymuje ponad 20% swojego finansowania z zagranicznych źródeł, automatycznie staje się „zagranicznym agentem”.
Ale nie to jest najgorsze. Nie chodzi tylko o to, że organizacje pozarządowe są określane jako agenci i szpiedzy.
Rzecz w tym, że zgodnie z prawem rosyjskim i naszym organizacja może stać się podejrzana nie tylko z powodu pewnych dochodzeń lub odkrycia pewnych dokumentów. Wystarczy anonimowe doniesienie, że ktoś podejrzewa tę organizację o bycie zagranicznym agentem
To daje gruzińskim organom ścigania i bezpieczeństwa prawo do kontrolowania i inwigilowania takich organizacji. I stwarza ogromną liczbę problemów, na przykład dla organizacji wspierających dziennikarstwo śledcze. Jak można pisać o korupcji w rządzie, jak można pisać o nadużyciach, jeśli jest się legalnie podsłuchiwanym?
I tak wiemy, że dziennikarze są regularnie podsłuchiwani, ale odtąd można to robić bez zgody sądu i prokuratury. Nasze prawo jest pod tym względem podobne do rosyjskiego. Bo nie ma znaczenia to, jakie prawo zostanie uchwalone. Najważniejsze jest to, jak to prawo jest stosowane.
Nasza władza twierdzi, że ustawa została przyjęta dla jakiejś mitycznej przejrzystości, chociaż wszystkie organizacje pozarządowe muszą składać deklaracje i publikować informacje o tym, jak wydają swoje fundusze. Jeszcze przed oficjalnym przyjęciem ustawa ta była wykorzystywana do celów propagandowych, bo każda organizacja lub stowarzyszenie, które krytykowało działania władz, było wprost uznawane za zagranicznych agentów lub szpiegów.
Dlaczego to teraz ważne? Ponieważ w październiku w Gruzji odbędą się wybory parlamentarne. To najważniejsze wybory w kraju. Jesteśmy republiką parlamentarną, więc one zadecydują o wszystkim. Gruzińskie Marzenie szybko traci poparcie przez uchwalenie tej ustawy i z wielu innych powodów. Jedynym sposobem na uzyskanie większości w nowym parlamencie będą nieuczciwe wybory.
Oznacza to, że organizacje, które mogłyby obserwować wybory, zostaną zneutralizowane albo poprzez uznanie ich za „zagranicznych agentów", albo poprzez zablokowanie ich kont i uniemożliwienie im pracy w Gruzji.
W rezultacie Gruzińskie Marzenie pozostanie u władzy przez kolejne 4 lata i uchwali w tym czasie inne ustawy, które jeszcze bardziej utrudnią nam życie. Dlatego chcę podkreślić: ustawa o „zagranicznych agentach” to dopiero początek
Bo po niej pojawi się szereg innych ustaw, które będą powtarzać rosyjskie ustawy słowo w słowo. Projekt tak zwanej ustawy o propagandzie LGBT został już zarejestrowany i będzie rozpatrywany. Dyskutowana jest też ustawa o obrażaniu uczuć osób wierzących. Nie ma jeszcze wiarygodnych danych, ale nie mam wątpliwości, że ustawa o organizowaniu imprez masowych zostanie zaostrzona.
To wszystko jest rosyjski scenariusz. Rosjanie przechodzili przez to wszystko rok po roku, kiedy Putin dokręcał śrubę, aż zmienił swoje społeczeństwo w całkowicie bezwładną, infantylną masę, która boi się odezwać, boi się zrobić cokolwiek przeciwko niemu. A z taką masą można zrobić, co się chce
Więc Putin wybrał inwazję na Ukrainę na pełną skalę i masakrę. Nie wiem, co wybiorą Gruzini. Boję się nawet myśleć, w co to się może przerodzić.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/66436db85c9f9878d5051675_GNivi5DWwAA6KvT.jpeg">Gruzja zatwierdziła ustawę o „agentach zagranicznych”</span>
Jakie potencjalne ryzyko, oprócz opóźnień w integracji europejskiej, może rodzić przyjęcie ustawy o „zagranicznych agentach”, biorąc pod uwagę nacisk UE na wartości demokratyczne i prawa człowieka?
Potencjalne ryzyko jest ogromne. Zwykłym Gruzinom mieszkającym za granicą będzie trudniej komunikować się z Gruzinami mieszkającymi w kraju. Trudniej będzie podróżować do Europy, zdobywać wykształcenie i pracować w niej, przesyłać stamtąd pieniądze.
To z pewnością pobudzi nowy strumień emigracji. Gruzja już teraz doświadcza rekordowej emigracji. Według oficjalnych danych gruzińskiego urzędu statystycznego w ubiegłym roku kraj opuściło 245 000 osób. To głównie zdolni do pracy mężczyźni i kobiety, ludzie, których potrzebuje nasza gospodarka. Nasz kraj ma tylko 3,5 miliona mieszkańców. Przypomnę, że w 2022 r. wyjechało ponad 120 000 osób.
Gospodarka ulegnie osłabieniu, ponieważ sankcje – zarówno indywidualne, jak sektorowe, a także próby Iwaniszwilego lub kogoś innego z gruzińskich władz wyprania brudnych pieniędzy – z pewnością doprowadzą do zakłócenia systemu finansowego.
Oznacza to, że nasi partnerzy przestaną z nami handlować. Gruzja ma obecnie umowę handlową z Unią Europejską, która ułatwia sprzedaż naszych towarów na Zachód. Ta umowa może zostać zmieniona, co utrudni eksport naszych towarów. A wtedy pozostanie nam tylko jeden sposób sprzedaży.
Jest tylko jeden rynek, na który będzie nam wygodnie dostarczać wszystko i który to wszystko kupi, ponieważ sam jest objęty sankcjami. To rynek rosyjski. Jeszcze bardziej zwiążemy nasz kraj z rosyjską gospodarką
To będzie jedyne wyjście. Tak więc przyjęcie projektu ustawy o zagranicznych agentach wpłynie na gospodarkę, populację i demografię, nie wspominając już o procesach demokratycznych, które po prostu się zatrzymają.
Jak przyjęcie projektu ustawy o „zagranicznych agentach” może wpłynąć na stosunki Gruzji ze Stanami Zjednoczonymi?
Będzie tak samo jak z Europą, tyle że Europa jest po prostu bliżej, integrujemy się z nią bardziej intensywnie. Ale Stany Zjednoczone finansują u nas ogromną liczbę projektów. Niekoniecznie są to projekty mające na celu wzmocnienie społeczeństwa obywatelskiego czy coś w tym rodzaju. To projekty dotyczące rozwoju rolnictwa, edukacyjne, wymiany studenckie i bezpośrednia pomoc zainwestowana w niektóre przedsięwzięcia infrastrukturalne.
Jeśli mówimy o integracji z NATO, która jest zapisana w naszej konstytucji, to ta integracja również ulegnie spowolnieniu. A to wpłynie na nasze bezpieczeństwo, bo nasza armia jest uzbrojona m.in. przez Stany Zjednoczone. To wpłynie na nasze zdolności obronne. Nie mówiąc już o tym, że w oczach normalnych zachodnich polityków będziemy po prostu wyglądać jak głupcy.
Jest tu jednak jeden niuans, na który, jak twierdzi wielu naszych analityków i obserwatorów politycznych, Gruzińskie Marzenie może postawić. To zwycięstwo Trumpa w wyborach prezydenckich w USA..
Nasza partia rządząca chyba ma nadzieję, że jeśli Trump wygra, będzie w stanie znaleźć z nim wspólny język. Na to samo liczy na przykład Orban na Węgrzech
Trudno przewidzieć, co będzie dalej. Mam tylko nadzieję, że do tego wszystkiego nie dojdzie. Mam nadzieję, że w październiku Gruzini wybiorą inny rząd. Na tym etapie prawdopodobnie nie ma znaczenia, który. Najważniejsze, że nie ten.
Even though the Parliament's Russian Dream party adopted Russian law in the third hearing, there is a veto ahead - and this image of people pushing police back is truly a masterpiece: light vs dark, democracy vs autocracy, the FREE people of Georgia against Russian law. pic.twitter.com/Vdl1LcyCyV
— George Melashvili 🇺🇦🇬🇪 (@geomel_ge) May 14, 2024
Ustawa została przyjęta, ale nie podpisana. Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili, obiecała ją zawetować, tyle że rządząca większość ma wystarczającą liczbę głosów, by obejść weto prezydenta. Istnieją jeszcze jakieś inne mechanizmy, które można w tym przypadku wykorzystać?
Ustawa została też przesłana do Komisji Weneckiej [organ doradczy ds. prawa konstytucyjnego, ustanowiony w ramach Rady Europy - red.]. Kiedy Gruzja zaczęła aktywnie integrować się ze strukturami europejskimi, dobrowolnie zgodziliśmy się na przesyłanie naszych ustaw do tej komisji, by oceniała ich zgodność z normami europejskimi.
Niestety Komisja Wenecka nie ma prawa nakładać żadnych sankcji. Może jedynie wydać zalecenie, czy prawo jest zgodne z europejskimi standardami, czy nie. Najprawdopodobniej KW stwierdzi, że nie jest zgodne, ale to nie zobowiązuje władz Gruzji do niczego
Prezydent ma dwa tygodnie na podpisanie ustawy. Interesujące jest to, że teraz premier Kobachidze i niektórzy politycy zaczęli głosić tezę, że w tym okresie ustawa może zostać zmieniona przez głowę państwa. Czyli obecny rząd chce nieco złagodzić tę ustawę, najprawdopodobniej w celu złagodzenia, anulowania lub całkowitego uniknięcia sankcji wobec Iwaniszwilego. Inną opcją jest to, że po prostu starają się zachować cywilizowaną twarz przed Zachodem.
Władza posunęła się już za daleko. Niestety nie sądzę, by do projektu ustawy wprowadzono jakiekolwiek znaczące poprawki. Owszem, prezydent ma dwa tygodnie i już zapowiedziała, że ją zawetuje, tyle że parlament bez problemu to weto uchyli.
Protesty na ulicach Tbilisi nadal trwają. Jakie są nastroje?
To największe akcje w historii niepodległej Gruzji. Tak wielu ludzi nigdy nie wyszło na ulice w Gruzji, aby zaprotestować przeciwko czemukolwiek. Dlatego ważne jest, by zrozumieć nastroje, które teraz panują. I to nie tylko w Tbilisi, ale także w innych dużych miastach.
Niestety dochodzi już do represji, i to wobec wszystkich, od studentów po polityków. Władze wynajmują bandytów, by bili krytyków ustawy i atakowali protestujących przy wejściach na teren uczelni.
Niedawno 73-letni ojciec znanej działaczki społeczeństwa obywatelskiego został pobity, bo chciano ją zastraszyć. Dziekan wydziału ekonomicznego Soso Berikaszwili został zwolniony z jednego z głównych uniwersytetów, ponieważ wypowiedział się przeciwko ustawie o „zagranicznych agentach” i skrytykował Iwaniszwilego. Rektor uniwersytetu powiedział mu wprost, że odebrał w tej sprawie telefon od służb bezpieczeństwa.
Profesorowie, rektorzy i dziekani są naciskani, by wpływali na studentów podczas protestów. Bardzo wielu młodych ludzi przestało chodzić na wykłady, a wielu profesorów dołącza do nich w protestach.
Studenci są teraz siłą napędową wszystkich naszych wieców. Władze się tego boją. Pan Ivaniszwili jest znany z tego, że nie lubi masowych demonstracji. Spodziewamy się kontynuacji protestów i ostrej reakcji policji

Gruzini są straszeni tak zwanym „ukraińskim scenariuszem”, choć jednocześnie zapominają, że „ukraiński scenariusz” wydarzył się w latach 2013-2014 – z powodu działań rządu Janukowycza. On również postanowił zwrócić się w stronę Rosji i użył siły przeciwko demonstrantom. To sprawiło, że protest na Majdanie, który już słabł, przekształcił się w wielotysięczny ruch, a potem na ulice wyszły setki tysięcy ludzi i zmieniły rząd.
Czy więc nasz rząd może uczyć się na przykładach sąsiednich krajów? Myślę, że oni nie są w stanie wyciągnąć z historii żadnych wniosków.
Jak zastraszanie, groźby, zatrzymania i przemoc fizyczna wpływają na gruziński protest?
Przybywa coraz więcej ludzi – tak jak w innych krajach. Kiedy używa się siły, zwłaszcza wobec młodych ludzi, zwłaszcza wobec kobiet, na wiece przychodzi jeszcze więcej osób.
Tak, oczywiście, ktoś się boi, ale ktoś inny się nie boi. Jednocześnie Gruzja jest małym krajem z 3,5 milionami mieszkańców, a Tbilisi to małe miasto z półtora milionem mieszkańców. Policjanci wracają do domu, znają ich sąsiedzi. I bardzo często zdarza się, że dziecko idzie na protesty, choć mama i tata starają się trzymać je od nich z daleka, bo pracują w służbie cywilnej, w szpitalu albo innej państwowej instytucji. Wszystko to powoduje napięcia w gruzińskich rodzinach.
W rzeczywistości to przerażający proces, kiedy część populacji jest zastraszona, a druga część, młodsi – wręcz przeciwnie, są motywowani faktem, że w kraju panuje przemoc, i chcą ją powstrzymać.
To błędne koło. Nie widzę jednak, żeby wiece słabły. Wręcz przeciwnie, przychodzi na nie coraz więcej ludzi
Ale jeśli ktoś z Gruzji mówi ci, że będziemy wygramy w ciągu tygodnia, wiedz, że cię okłamuje. Nie możemy w żaden sposób przewidzieć rozwoju tej sytuacji. Możemy ją tylko monitorować i robić wszystko, co w naszej mocy, by osiągnąć jakiś pozytywny rezultat.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji


Amerykańska pomoc wojskowa wkrótce w Ukrainie - Blinken już w Kijowie
Pakiet amerykańskiej pomocy wojskowej wkrótce dotrze do Ukrainy. Poinformował o tym sekretarz stanu USA Anthony Blinken podczas spotkania z prezydentem Ukrainy w Kijowie:
– Podziwiamy twoją siłę, przywództwo i odporność. Wiemy, że to trudne czasy. Wiemy też, że pomoc została już uzgodniona i jest w drodze. Wkrótce dotrze do Ukrainy.
I pomoże wam w realny sposób walczyć z agresją Rosji na polu bitwy

Anthony Blinken podkreślił, że Stany Zjednoczone, podobnie jak inni partnerzy, są przekonane, że Ukraina osiągnie zwycięstwo na polu bitwy. Sekretarz stanu podkreślił, że Waszyngton nie ma wątpliwości, że Ukraina będzie się rozwijać:
– Ważne jest również to, że z czasem Ukraina stanie na nogi, zarówno pod względem demokracji, jak gospodarki, i będzie wolna i zamożna. To będzie najlepsza odpowiedź dla Putina. To będzie najlepsza rzecz dla waszej przyszłości. My, w Stanach Zjednoczonych, naprawdę w to wierzymy.
Widzimy waszą odwagę i wierzymy, że ona przetrwa. Jesteśmy zobowiązani do zapewnienia wam sukcesu

Z kolei Wołodymyr Zełenskij stwierdził, że konieczne jest jak najszybsze dostarczenie Ukrainie uzgodnionej wcześniej amerykańskiej pomocy wojskowej, przede wszystkim systemów obrony powietrznej:
– To, co moim zdaniem jest ważne dla obu stron, to przede wszystkim decyzja w sprawie pakietu pomocy wojskowej – musimy jak najszybciej dostarczyć tę pomoc wojskową. Mówimy przede wszystkim o obronie powietrznej. To dla nas największy problem.
Naprawdę potrzebujemy dziś dwóch Patriotów dla Charkowa i obwodu charkowskiego, ponieważ ludzie nieustannie cierpią z powodu ostrzału rosyjskimi rakietami

Zełenski podkreślił również znaczenie udziału Joe Bidena w zbliżającym się szczycie pokojowym:
– Szczyt pokojowy jest dla nas niezwykle ważny. Potrzebujemy nie tylko udziału Stanów Zjednoczonych, ale także samego prezydenta Bidena. Potrzebujemy również waszej pomocy, by jak najwięcej krajów przyłączyło się do tej inicjatywy.
Anthony Blinken przybył do Kijowa rankiem 14 maja. Na serwisie X zamieścił zdjęcie z dworca kolejowego w Polsce w drodze do Ukrainy.



Przyjaciele Pekinu i koniak dla Xi, czyli co chiński władca osiągnął w Europie
We Francji Xi spotkał się z prezydentem Emmanuelem Macronem i przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Na porządku dziennym były dwie kluczowe kwestie: nieuczciwa konkurencja handlowa ze strony chińskich producentów oraz wsparcie Pekinu dla Rosjan w wojnie przeciwko Ukrainie.
W obu przypadkach otrzymaliśmy niezwykle lakoniczne odpowiedzi, które jednak wyraźnie pokazały, że Chiny trzymają się swojego kursu i jest on niezmienny. Jednocześnie, według ekspertów, z którymi rozmawiał Sestry, Xi zademonstrował zainteresowanie partnerstwem europejskimi krajami, choć na własnych warunkach.
Czy osiągnął swoje cele? I dlaczego Pekin nie pomoże Zachodowi powstrzymać Rosji?
Starannie przemyślana trasa
Trasa i czas europejskiego tournée Xi zostały starannie przez Pekin przemyślane. Serbia, Węgry i Francja są jednymi z niewielu krajów na kontynencie gotowymi do większego otwarcia w stosunkach z Chinami, zwłaszcza w zakresie współpracy gospodarczej, wyjaśnia Raigirdas Boruta, analityk polityczny w litewskim rządowym Centrum Analiz Strategicznych (STRATA):
– Dwa z krajów, które odwiedził Xi Jinping, są członkami UE i kontynuowanie współpracy z nimi jest bardzo logicznym wyborem. Z Węgrami – ze względu na ich gotowość do działania w charakterze rzecznika Chin w Unii Europejskiej. Z Francją – ponieważ jest główną potęgą w UE, która aktywnie promuje swoją wizję strategicznej autonomii Unii Europejskiej. Serbia nie jest członkiem UE, ale ma znaczne wpływy w swoim regionie i z całej trójki jest najbardziej gotowa do znacznego promowania bliskich więzi w różnych obszarach, nie ograniczając się do gospodarki.
Musimy również wziąć pod uwagę znaczenie wizyty Xi dla krajowej publiczności w Chinach. Ciepłe powitanie na wysokim szczeblu w Europie pomaga partii komunistycznej wzmocnić swój wizerunek jako wielkiej potęgi, która nie jest odizolowana, ale ma ogromne znaczenie we współczesnym świecie politycznym.
Dyplomacja o smaku koniaku
Emmanuel Macron zorganizował przyjęcie dla chińskiego przywódcy w górskim kurorcie w Pirenejach. Wydawało się, że wykorzystał cały swój dyplomatyczny urok, mówi Natalia Butyrska, ekspertka ds. Azji i Pacyfiku w Radzie Polityki Zagranicznej „Ukraiński Pryzmat”. Jej zdaniem siłą napędową wizyty były podejmowane przez obie strony próby rozwiązania problemów gospodarczych:
– Obecnie stosunki między Unią Europejską a Chinami są napięte, a napięcie to jest związane przede wszystkim z gospodarką: dochodzenie antydumpingowe, które Chiny prowadzą przeciwko europejskim napojom alkoholowym, jest skierowane głównie przeciwko francuskim producentom koniaku. To swego rodzaju odpowiedź na decyzję Unii Europejskiej o wszczęciu kilku dochodzeń przeciwko Pekinowi, ponieważ Europejczycy uważają, że zbytnio subsydiuje on swoich producentów. A to już jest przejaw nieuczciwej konkurencji, szczególnie w przypadku produkcji samochodów elektrycznych.
Francuski prezydent wręczył Xi dwie butelki koniaku: Hennessy XO i Louis XIII od Remy Martin, każda o wartości około 3000 euro. Xi obiecał znieść cła importowe na francuską markę. Tymczasowo. W wyniku wizyty Francja i Chiny podpisały 18 umów dwustronnych. Jednocześnie Xi dał jasno do zrozumienia, że jeśli UE nadal będzie wysuwać nadmierne według niego roszczenia, wszystkie osiągnięte porozumienia zostaną spalone w wirze wojny handlowej.

To nie my wznieciliśmy ten kryzys
– Oczekujemy, że Chiny wykorzystają wszystkie swoje wpływy na Rosję, by zakończyć wojnę przeciwko Ukrainie – powiedziała przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen po spotkaniu z chińskim przywódcą.
– Prezydent Xi odegrał ważną rolę w deeskalacji nieodpowiedzialnego zagrożenia nuklearnego Moskwy i jestem przekonana, że chiński przywódca będzie nadal to robił w obliczu ciągłych gróźb nuklearnych Rosji – dodała.
.jpeg)
Jednak Xi Jinping nadal nazywa wojnę na Ukrainie „kryzysem”. Po rozmowach w Paryżu wezwał przywódców UE, by nie kłócili się z Chinami o Ukrainę:
– Jesteśmy przeciwni wykorzystywaniu kryzysu w Ukrainie do obwiniania lub dyskredytowania kraju trzeciego i wzniecania nowej zimnej wojny. Chiny nie rozpoczęły tego kryzysu i nie są w niego zaangażowane.
– Przekonywanie Chin, by nie współpracowały z Rosją, jest daremne – ocenia Marcin Przychodniak, analityk ds. Chin w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM).
– Macron wspomniał, że Xi zapewnił go, że Chiny nie będą sprzedawać broni do Rosji i będą ściśle kontrolować eksport towarów podwójnego zastosowania. Ale to były francuskie deklaracje. Nie słyszeliśmy niczego podobnego od Chińczyków, a to podważa wiarygodność tych oświadczeń – dodaje Przychodniak.
Nie widzę żadnych znaczących zmian w stanowisku Chin w sprawie wojny w Ukrainie ani w stanowisku Pekinu w kwestii współpracy z Rosją
Pokaz chińskich możliwości
Podczas gdy rozmowy we Francji dotyczyły nieporozumień, spotkania Xi z przywódcami Serbii i Węgier koncentrowały się na inwestycjach, wspólnych projektach i głębszej współpracy. Węgry są interesujące dla Chin zarówno jako kluczowy hub dla chińskich towarów na rynku europejskim, jak jako kraj, który wkrótce będzie sprawował prezydencję w UE, uważa Natalia Butyrska.
– Chiny liczą na to, że Węgry będą promować ich interesy, w szczególności w zakresie złagodzenia stanowiska instytucji europejskich wobec Pekinu. Natomiast Serbia to kraj w sercu Bałkanów, który jest bardzo lojalny wobec Chin.
Tym razem Pekin starał się, aby te dwa kraje stały się wizytówką jego możliwości wobec innych. Chciał pokazać, że państwa współdziałające z Chinami dostają inwestycje i dostęp do chińskiego rynku

Ragirdas Boruta uważa, że wyborze dat wizyty, która trwała od 5 do 10 maja, kryje się też ważna symbolika:
– Xi odwiedził Serbię, aby uczcić 25. rocznicę bombardowania Belgradu przez NATO, co jest wysoce symboliczną decyzją, która pokazuje rosnące zaniepokojenie i nieufność Chin wobec NATO. Jest to szczególnie istotne w kontekście wewnętrznych dyskusji między państwami członkowskimi na temat obecności Sojuszu w regionie Indo-Pacyfiku, np. otwarcia biura łącznikowego w Japonii – choć temat ten został na razie zamrożony.
„25 lat temu NATO złośliwie zbombardowało chińską ambasadę w Jugosławii. Nigdy o tym nie zapomnimy. Chińczycy cenią pokój, ale nigdy nie pozwolimy, by ta tragiczna historia się powtórzyła” – napisał Xi w artykule dla serbskiej gazety jeszcze przed swoją wizytą.

Już chwilę po przyjeździe chiński przywódca obsypał serbskiego prezydenta Aleksandara Vucicia uprzejmościami, nazywając Serbię „pięknym i przyjaznym krajem, którego integralność terytorialna w kwestii Kosowa jest wspierana przez Chiny”. W rewanżu Vucić powiedział, że „Tajwan to Chiny”.
Ostatnim celem europejskiej podróży Xi były Węgry. Chiny obiecały Budapesztowi inwestycje w odbudowę linii kolejowej, budowę szybkiego przejścia granicznego oraz dalszą współpracę w dziedzinie energetyki jądrowej. A polityka węgierskiego premiera Viktora Orbana jest według Xi Jinpinga przykładem tego, jak mogłyby wyglądać relacje całej Unii z Chinami.
Chiny będą grały we własną grę
Dla Xi była to bardzo udana wizyta z różnych względów, uważa Ragirdas Boruta:
– Pod względem gospodarczym możemy mówić o dwustronnych korzyściach. Ale te same umowy podpisane z Chinami mogą w przyszłości prowadzić do większych nieporozumień w UE, co znacznie utrudni wywieranie presji na Pekin. W końcu Europa musi mówić jednomyślnie w tej sprawie.
Francuski prezydent bardzo lubi przekonywać Xi i Putina do zrobienia czegoś nierealnego. Uważam, że takie negocjacje nie mają sensu, i jestem bardzo sceptyczny wobec stwierdzeń w rodzaju: „musimy wywrzeć presję na Chiny, aby przestały dostarczać broń do Rosji”. Myślę, że to idzie za daleko – czy mówimy, że UE zgadza się z prorosyjskim stanowiskiem Chin, jeśli nie jest ono związane ze sprzedażą broni? Rosja znajdzie sposoby, by się zbroić. Dlatego wsparcie gospodarcze dla Chin i eksport technologii to moim zdaniem kwestia, która powinna być czerwoną linią dla UE. Nie powinny nas zadowalać niejasne deklaracje Chin, że nie będą wysyłać broni do Rosji.
To nie wystarczy — musimy zerwać więzi gospodarcze z Kremlem
Według Natalii Butyrskiej intrygującym pozostaje pytanie, czy Chiny wezmą udział w szczycie pokojowym, który odbędzie się w Szwajcarii w połowie czerwca z inicjatywy Ukrainy. W końcu to bardzo ważne wydarzenie zarówno dla Kijowa, jak jego partnerów – a wszyscy są zainteresowani na nim obecnością Chin.
– Do tej pory słyszeliśmy, że Chiny opowiadają się za organizacją międzynarodowych konferencji z udziałem Rosji i Ukrainy, z ich równą obecnością i rozmowami pokojowymi – zaznacza ekspertka. – To nic nowego. Nie ma absolutnie żadnych prognoz dotyczących udziału lub braku udziału Chin w tym szczycie. Poza tym w dniach 16-17 maja odbędzie się wizyta Putina w Pekinie, która w również zostanie omówiona w Szwajcarii. W każdym razie Chiny rozegrają własną grę, na której skorzystają, także wizerunkowo.
I najważniejsze: nie powinniśmy oczekiwać, że Chiny staną po naszej stronie i będą bronić naszych interesów
Putin w Pekinie
Moskwa i Pekin mają długotrwałe kontakty, a Xi regularnie spotykał się z Rosjanami jeszcze przed inwazją na Ukrainę na pełną skalę. Dla obu stron kolejna wizyta Putina w Pekinie stanie się oczywiście okazją do wymiany poglądów, ale będzie to również publiczna demonstracja, uważa Marcin Przychodniak:
– To spotkanie na wysokim szczeblu, więc będzie bardzo ważne pod względem narracyjnym i wizerunkowym. To będzie kolejny przykład tego, „jak dobre są nasze relacje”, „jak jasne są perspektywy przyszłej współpracy”, „jak dwaj przywódcy budują coś razem dla wspólnej sprawy”.
A „Financial Times pisze, że jednym z głównych celów Putina „będzie znalezienie sposobów na zminimalizowanie wszelkich zakłóceń w ekonomicznej linii życia, którą Chiny zapewniły jego reżimowi od czasu pełnej inwazji na Ukrainę”.


Gruziński parlament idzie śladem Putina
Ustawę poparło 84 deputowanych, 30 głosowało przeciw. Według opozycji, dokument ten powtarza rosyjskie przepisy dotyczące tzw. zagranicznych agentów.
Ustawa przewiduje utworzenie rejestru „zagranicznych agentów”. Będzie on zawierał listę wszystkich podmiotów prawnych non-profit i mediów, które otrzymują ponad 20% swoich funduszy z zagranicy. Organizacje te będą musiały co roku wypełniać deklarację finansową. Ministerstwo Sprawiedliwości, zgodnie z nowym prawem, jest uprawnione do identyfikowania „organizacji, które służą interesom obcego mocarstwa”.
Jeśli tak zwani zagraniczni agenci nie zostaną wpisani do rejestru lub nie wypełnią deklaracji, zostaną ukarani grzywną. Prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili zapowiedziała, że zawetuje ustawę.
Tymczasem w Tbilisi rozpoczęły się masowe protesty przeciwko wprowadzeniu nowego prawa.

Według ukraińskiej telewizji publicznej Suspilne w stolicy Gruzji funkcjonariusze organów ścigania odepchnęli protestujących od budynku parlamentu. Dziesiątki osób zostało zatrzymanych.
Chitadze str., near the Parliament entrance
— Tata Chemia 🇬🇪🇪🇺🇺🇦 (@tchemia) May 14, 2024
pic.twitter.com/DkkeJTGlQS
„Echo Kaukazu” opublikowało materiał filmowy pokazujący zatrzymanie demonstrantów.
🔘 Задержания на акции у здания парламента Грузии – депутаты «Грузинской мечты» утвердили в третьем чтении закон об «иноагентах». #georgia #tbilisi pic.twitter.com/7TBQOcLbpe
— Эхо Кавказа (@ekhokavkaza) May 14, 2024
Asystent sekretarza stanu USA ds. europejskich i euroazjatyckich Jim O'Brien powiedział, że Gruzji mogą grozić sankcje, jeśli prawo dotyczące „zagranicznych agentów” nie zostanie dostosowane do standardów UE. Dodał, że Waszyngton przekazał Gruzji pomoc w wysokości 390 milionów dolarów na obronę wojskową, rozwój gospodarczy i budowanie instytucji, w tym wzmacnianie społeczeństwa obywatelskiego:
– Pomoc ta może zostać zakwestionowana, jeśli strategiczne partnerstwo ulegnie zmianie, a USA będą postrzegane jako przeciwnik, a nie sojusznik.
W kwietniu gruziński parlament przyjął w pierwszym czytaniu projekt ustawy „O przejrzystości wpływów zagranicznych”. Była to druga próba zatwierdzenia tego dokumentu przez gruzińskich deputowanych. W ubiegłym roku partia rządząca wycofała dokument z powodu masowych protestów.
Dzień wcześniej ministrowie spraw zagranicznych 12 państw członkowskich UE zwrócili się do Komisji Europejskiej o komentarz w sprawie tego, jak przyjęcie przez Gruzję skandalicznego projektu ustawy o wpłynie na drogę tego kraju do UE.


Burzliwy maj: rosyjskie plany destabilizacji – na co Kijów powinien się przygotować?
Według zastępcy szefa wywiadu obronnego Ukrainy Wadyma Skibickiego koniec maja będzie napięty zarówno na froncie, jak na arenie międzynarodowej. Za pomocą kampanii dezinformacyjnych Rosjanie będą próbowali siać panikę i kwestionować legalność ukraińskiego rządu.
Mącić, ile się da
Głos Skibickiego brzmi niepokojąco, gdy ocenia on perspektywy Ukrainy na polu bitwy – tak dziennikarz „The Economist” opisuje swoje wrażenia z wywiadu z zastępcą szefa Głównego Zarządu Wywiadu ukraińskiego Ministerstwa Obrony. Przedstawiciel wywiadu obronnego Ukrainy podkreśla, że to najtrudniejsza sytuacja od początku inwazji na pełną skalę. A może być jeszcze gorzej.
Według ukraińskiego wywiadu maj będzie kluczowym miesiącem, w którym Rosja zastosuje trójwarstwowy plan destabilizacji. Głównym czynnikiem jest aspekt militarny. Chociaż Kongres USA zatwierdził w końcu zwiększenie pomocy wojskowej, miną tygodnie, zanim dotrze ona na linię frontu. Jest mało prawdopodobne, by była w stanie dorównać rosyjskim zapasom pocisków lub zapewnić skuteczną ochronę przed kierowanymi bombami lotniczymi.
Drugim czynnikiem jest rosyjska kampania dezinformacyjna w Ukrainie, mająca na celu podważenie ukraińskiej mobilizacji i politycznej legitymacji Wołodymyra Zełenskiego, którego kadencja prezydencka wygasa 20 maja. Chociaż konstytucja wyraźnie zezwala na jej przedłużenie na czas nieokreślony w czasie wojny, przeciwnicy już teraz podkreślają słabość prezydenta.
Trzecim elementem jest według Skibickiego kampania Rosji mająca na celu doprowadzenie do izolacji Ukrainy na arenie międzynarodowej: „Będą mącić tak bardzo, jak to tylko możliwe”.
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6634e13d18564317b1779430_dscf8864_id96059_1300x867_a1797d6010093eda7651965e4ba11c81_650x410.jpg">W maju Rosja zastosuje „trójwarstwowy” plan destabilizacji kraju — GUR</span>
Rosyjskie okno możliwości
To, czy Rosjanom uda się zrealizować swoje plany, zależy w dużej mierze od tego, czy Ukraina będzie w stanie zmobilizować swoje zdolności – mówi Wiktor Jahun, generał major Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, były zastępca szefa SBU.
– Jeśli otrzymamy pomoc, ale się nie zmobilizujemy, to ta pomoc będzie bezwartościowa. Po prostu nikt z niej nie skorzysta – wyjaśnia oficer. – W niektórych obszarach mamy teraz od jednego do siedmiu pracowników. Dlatego mamy pytania zarówno do nas, jak i do naszych partnerów. Do nich: dlaczego tak późno i wolno dostarczają pomoc (chociaż teraz starają się dostarczać ją właściwie)? I do nas: czy przeprowadzimy mobilizację wysokiej jakości? Przez „jakość” rozumiemy nie rekrutowanie wszystkich, ale robienie tego rozsądnie. Tak jak na przykład Trzecia Brygada Szturmowa działa poprzez centra rekrutacyjne, aby ludzie rozumieli, dokąd i jak idą.
Jeśli ten kompleks wysiłków zostanie odpowiednio połączony, będziemy mieli pewne wyniki
Jak mówi Marek Kohv, szef programu bezpieczeństwa w Międzynarodowym Centrum Obrony i Bezpieczeństwa w Tallinie (ICDS), jako że pomoc dla Ukrainy zmniejszyła się w ostatnich miesiącach, Rosja była w stanie poczynić pewne postępy na linii frontu, choć okupione dużymi stratami. Według niego nowy pakiet pomocowy USA nie zmienia równowagi sił i choć pomaga zmniejszyć przewagę Rosji, nie zapewnia równych szans. Kohv podkreśla, że Ukraina musi się zmobilizować i nie tylko rotować swoje obecne siły zbrojne, ale także rozpocząć tworzenie nowych jednostek, by być gotową na przyszły rok.
– W tym roku główne wysiłki Ukrainy mają na celu utrzymanie linii frontu i jej konsolidację. Rosja prawdopodobnie zdobędzie roku więcej terytorium – mówi ekspert. – Zasadniczo można powiedzieć, że ten rok jest dla Rosji szansą, której wykorzystaniu Ukraina musi za wszelką cenę zapobiec. Rosja będzie próbowała rozpocząć jakąś ofensywę latem, ale jej jednostki również znacznie ucierpiały. Rosjanie mają problem z jakością rekrutów i znaczną utratą doświadczonych oficerów i podoficerów na poziomie taktycznym. Od przyszłego roku możemy również być świadkami problemów Rosji ze sprzętem wojskowym, ponieważ wszystko zostało wyjęte z magazynów, a w tempie, w jakim jest niszczone, niemożliwe jest wyprodukowanie wystarczającej liczby nowych maszyn.
Jednocześnie w przyszłym roku powinny pojawić się pierwsze efekty odnowy europejskiego przemysłu wojskowego
Podjęcie decyzji w sprawie pakietu pomocowego dla Ukrainy zajęło Stanom Zjednoczonym dużo czasu, ale dużą zaletą jest to, że do 2025 roku pomoc będzie napływać regularnie i w wymaganych kwotach, mówi Mathieu Boul?gue, konsultant ds. badań w Chatham House. Pomoc ta nie wpłynie jego zdaniem na równowagę sił na polu bitwy, ale główną kwestią jest teraz zapewnienie ukraińskiemu wojsku broni potrzebnej do kontynuowania wojny:
– Ale jeśli chcemy, aby Ukraina wyparła rosyjskich okupantów ze swojego suwerennego terytorium, potrzeba znacznie więcej. I tu dochodzimy do pewnej granicy tej pomocy, ponieważ wszyscy rozumiemy, że aby pozbyć się Rosji, potrzebny jest znacznie większy pakiet, potrzeba znacznie więcej systemów uzbrojenia. A w idealnym przypadku potrzeba wojska, ponieważ nie chodzi tylko o broń, ale o ludzi, którzy z niej strzelają. W pewnym momencie pojawi się problem, jeśli chodzi o zasoby ludzkie w Ukrainie – ze względu na liczbę ofiar, ze względu na szkolenia, ponieważ Rosja regularnie wysyła więcej żołnierzy na front. Ostatecznie pytanie będzie dotyczyło wysłania wojsk europejskich lub NATO, by pomóc Ukrainie. Nie doszliśmy jednak jeszcze do dyskusji na ten temat.
Rosyjska propaganda w Ukrainie i na świecie
Rosyjska kampania propagandowa przeciw prezydentowi Ukrainy rozpoczęła się w zeszłym roku. Jej głównym założeniem jest to, że Zełenski rzekomo straci swoją legitymację 20 maja 2024 r., więc w miarę zbliżania się tej daty propaganda staje się coraz bardziej agresywna. Główne przesłania i ścieżki narracyjne pozostają niezmienione od miesięcy, zmienia się tylko ich intensywność. Podczas gdy w listopadzie 2023 r. było stosunkowo niewiele fejków na ten temat, teraz rosyjskie farmy botów, gadające głowy i media propagandowe generują bardzo gęsty szum informacyjny, wyjaśnia Maksym Wichrow, ekspert w Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji:
– Rosyjska propaganda atakuje nas z różnych kierunków. Po pierwsze, manipuluje naszym przywiązaniem do demokracji: „Zełenski jest uzurpatorem, który wykorzystał stan wojenny, aby zakazać wyborów i ustanowić autorytarny reżim; zmienił Ukrainę w Koreę Północną” itp. Po drugie, wróg manipuluje zmęczeniem wojną: „Zełenski będzie walczył do ostatniego Ukraińca, aby dłużej pozostać u władzy”. Alternatywnie, Rosja będzie twierdzić, że ukraiński prezydent jest tak niekompetentny, że wojna nie może być wygrana pod jego przywództwem, że zbliża się katastrofa itp. Po trzecie, propaganda odwołuje się do emocji, przedstawiając Zełenskiego jako paskudną osobowość, zdrajcę Ukrainy, skorumpowanego urzędnika, którego należy natychmiast odsunąć od władzy, niezależnie od wymogów prawnych lub okoliczności wojennych.

Istnieje wiele odmian narracji propagandowych, kontynuuje Wichrow, a wróg stara się przyciągnąć jak najwięcej odbiorców, podzielonych według cech politycznych, kulturowych i społecznych. Ale wszystkie nici propagandowe prowadzą się do jednego hasła: „Zełenski precz!”:
– Zadaniem maksimum propagandy jest podżeganie Ukraińców do buntu przeciwko rządowi i wywołanie wewnętrznego chaosu w naszym kraju – mówi Wichrow. – Planem minimum – pogłębienie niezadowolenia Ukraińców i skupienie go na prezydencie i całym rządzie w nadziei na zamieszki, które byłyby wspaniałym prezentem dla rosyjskich generałów.
Nawiasem mówiąc, ci ostatni są również pośrednio zaangażowani w operację informacyjną: presja wywierana przez Rosję froncie tworzy odpowiednie tło dla propagandy
Nie powinniśmy oczekiwać, że intensywność ataków informacyjnych zmniejszy się po 20 maja. Przekazy i narracje zmienią się nieznacznie, ale przywództwo Ukrainy będzie na celowniku wrogiej propagandy tak długo, jak wojna będzie trwać, a być może nawet po jej zakończeniu.
Rosja próbuje dyskredytować Ukrainę za pomocą swoich kampanii dezinformacyjnych od ponad dekady, mówi Marek Kohv z ICDS. I trzeba przyznać, że odniosła pewien sukces w regionach oddalonych od Europy, gdzie zagrała kartą kolonializmu, co jest zrozumiałą taktyką w tych regionach. Z drugiej strony o tym, że Rosja była kolonizatorem w samej Europie, w krajach tzw. Globalnego Południa wie mało kto.
– Na Zachodzie wysiłki Rosji były mniej skuteczne, choć w ciągu ostatnich dwóch lat udało jej się zaszczepić strach przed eskalacją w niektórych stolicach – zaznacza Kohv. – Musimy jednak zrozumieć, że z każdym kolejnym stwierdzeniem o strachu przed eskalacją oddajemy kawałek swojego terytorium mentalnego i zbliżamy się do utraty terytorium fizycznego. Ogólnie możemy jednak powiedzieć, że rosyjskie narracje przeznaczone dla społeczności zachodniej wyglądają absolutnie śmiesznie. Na przykład „denazyfikacja” jest całkowicie niezrozumiała w sytuacji, gdy prezydent Ukrainy jest pochodzenia żydowskiego, a część ludności Ukrainy jest również Żydami.
Rosyjskie narracje o przestępczym ukraińskim rządzie i administracji prezydenckiej nie są też szczególnie przekonujące w sytuacji, gdy Rosja zabija Ukraińców i niszczy ich miasta i wsie. Zachodni przywódcy regularnie odwiedzają Kijów, by wyrazić swoje poparcie

Europa uczy się na błędach
Rosja chciałaby izolować Ukrainę tak bardzo, jak to tylko możliwe, ale zobaczmy, co stanie się w Szwajcarii, mówi generał Wiktor Jahun. Przypomina, że szczyt pokojowy, który odbywa się tym kraju z inicjatywy Ukrainy, może zgromadzić połowę krajów świata, więc mówienie o izolacji Kijowa jest śmieszne. Jahun uważa również, że rosyjskie próby wpływania na ukraińskie społeczeństwo nie mają szans powodzenia:
– Ale Rosjanie bardzo starają się wpływać na ludzi – poprzez promowanie narracji o zakłóceniach w mobilizacji, o wspieraniu ruchu osób uchylających się od płacenia podatków. Terroryzują również ludność. Ma to pewien wpływ na poszczególnych obywateli, choć z pewnością nie wywoła fali, na którą liczyli. Myślicie, że ostrzeliwują Odessę i Charków bez powodu? Ostrzeliwują je, aby wywołać tam falę: zatrzymajmy się, negocjujmy. Mają nadzieję, że to są prorosyjskie regiony, w których w głowach ludzi może pojawić się wątpliwość: z kim my prowadzimy wojnę?
W rzeczywistości jednak sprawa okazuje się dla nich znacznie trudniejsza. Bo ludzie, którzy tam mieszkają, widzą, czym jest Rosja, czego naprawdę chce i jak to osiąga
Od początku inwazji Rosji na pełną skalę Europa przeszła transformację poglądów i podejścia. Dwa lata temu liderami wspierającymi Kijów były przede wszystkim kraje graniczące z Ukrainą. Dziś Francja i Niemcy wnoszą znaczący wkład, mówi Marek Kohv:
– Europa zdała sobie sprawę ze swoich niedociągnięć wojskowych i podjęła kroki w celu ich naprawienia. Zajmie to trochę czasu, ale to już się dzieje – i jest to proces nieodwracalny. Poczyniono bardzo dobre inwestycje w przemysł obronny. Dla Europy to, co dzieje się w Ukrainie, ma znaczenie egzystencjalne, choć być może w niektórych stolicach nie jest to jeszcze tak jasno zdefiniowane. Jednak zmierzamy w tym kierunku.
Parlament Europejski uznał wybory prezydenckie w Rosji za nielegalne, a Putina za nielegalnego prezydenta – przypomina Kohv. A dwustronne umowy o bezpieczeństwie, które kraje europejskie podpisują z Ukrainą, świadczą o wsparciu Europy. I to się nie zmienia, nawet jeśli niektóre kraje nie wykazują zbytniej sympatii dla Kijowa:
– Rosja również przyczyniła się do tego swoimi różnymi hybrydowymi atakami na kraje europejskie. Pomogły one Europie zrozumieć, że Rosja naprawdę chce zniszczyć istniejącą architekturę bezpieczeństwa w Europie i jest gotowa atakować ważną infrastrukturę, zabijać ludzi, ingerować w wybory i organizować inne okrucieństwa. W rosyjskich mediach, które nie są wolne, ale w pełni kontrolowane przez Kreml, Zachód jest codziennie straszony użyciem broni jądrowej. Prezenterzy telewizyjni i eksperci, którzy czerpią argumenty prosto z Kremla, miotają wulgarnymi obelgami bezpośrednio w zachodnich przywódców.
To pokazuje Zachodowi, jaki jest prawdziwy stosunek Rosji do Europy
Wysiłki Rosji zmierzające do zniszczenia Ukrainy są daremne, mówi Mathieu Bullegh z Chatham House. Przede wszystkim z powodu desperackiego oporu samych Ukraińców. Jednak Zachód również jest zjednoczony:
– Widzimy rosyjskie wysiłki zarówno na poziomie dyplomatycznym, jak jeśli chodzi o propagandę i zastraszanie. Te ostatnie obejmują ogłoszenie ćwiczeń nuklearnych. Ale z drugiej strony NATO ma teraz dwóch dodatkowych członków: Finlandię i Szwecję. Stany Zjednoczone właśnie zatwierdziły nowy pakiet pomocowy, by pomóc Ukrainie w dostawach broni. Macron i Cameron ogłosili nowe ćwiczenia dla ukraińskiego wojska wraz z Litwą. Tak więc niezależnie od tego, co robi Putin, powinniśmy bardziej skupić się na pomocy Ukrainie w walce z okupantami niż na rosyjskich wysiłkach zmierzających do wywołania niezgody
<span class="teaser"><img src="https://assets-global.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/6638ff9d4e75ee79abb6e94a_%D0%B4%D0%B5%D1%89%D0%B8%D1%86%D1%8F_%D1%84%D0%BE%D1%82%D0%BE.jpeg">Ukraiński dyplomata Andrij Deszczyca: „Teraz nie ma lepszej gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy niż członkostwo w NATO”</span>


Serhij Rudenko: Dziś Zełenski i Putin są dwiema głównymi postaciami, od których zależy los świata
„Anatomia nienawiści” to tytuł nowej książki dziennikarza i publicysty Serhija Rudenki. Opisuje ona kolejne kroki Putina w kierunku wojny rosyjsko-ukraińskiej. I o tym, jak to się stało, że te kroki nie zostały zauważone. Książka będzie dostępna w Ukrainie pod koniec maja lub na początku czerwca.
– To nie jest moja fikcja ani wersja zdarzeń; praca opiera się na informacjach od osób zaangażowanych w kształtowanie ukraińskiej polityki przez lata niepodległości – mówi pisarz. – Na przykład od byłego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Walentyna Naływajczenki i byłego ministra spraw zagranicznych Wołodymyr Ohryzki. Sam byłem świadkiem niektórych z tych wydarzeń.
Rok przed wybuchem wojny na pełną skalę w Ukrainie ukazała się książka Serhija Rudenki „Zełenski bez makijażu”. Nie jest to klasyczna biografia – osobowość Zełenskiego została pokazana przez pryzmat różnych wydarzeń i jego otoczenia. Kiedy wybuchła wielka wojna, Serhij dodał nowe rozdziały do swojej książki, po czym została ona opublikowana w 24 kolejnych krajach. W Niemczech, Wielkiej Brytanii i Szwajcarii znalazła się na liście najlepszych dzieł non-fiction, a w blisko stu czołowych światowych mediach napisano jej recenzje. Była to pierwsza poważna praca o Zełenskim w Ukrainie i na świecie.
W 2022 roku Serhij Rudenko napisał także książkę „Bitwa o Kijów” – o obronie Kijowa w lutym-marcu 2022 roku. To historie dwunastu osób, które znalazły się w środku wojny – niektóre z nich już zginęły. Książka została wydana w Finlandii, a prawa do niej nabyły już Rumunia, Gruzja i Macedonia.
Oto nasza rozmowa z publicystą, który ma głęboką wiedzę na temat ukraińskiej i rosyjskiej polityki.

Ukraina na drodze do wojny
Maria Syrczyna: Opisując kroki podjęte przez ukraińskich i rosyjskich urzędników, przeanalizował Pan wydarzenia od pierwszych lat niepodległości do dnia dzisiejszego. Czy mieliśmy szansę uniknąć wojny rosyjsko-ukraińskiej?
Serhij Rudenko: Tak, mieliśmy: gdyby od momentu uzyskania przez Ukrainę niepodległości w 1991 roku Ukraińcy zrozumieli, że taka wojna nastąpi, i przygotowali się do niej. Ostrożnie, każdego dnia, zwiększając liczbę broni i militaryzując społeczeństwo. Silna Ukraina byłaby zbyt dużym wyzwaniem dla Putina.
Stało się jednak inaczej: Putin zrobił wszystko, by Ukraina została osłabiona, zdemilitaryzowana, zrusyfikowana, skorumpowana, a następnie zaatakowana
Głównym problemem było to, że w 1991 r., kiedy odzyskaliśmy niepodległość, nie udało nam się wymienić ukraińskich elit politycznych. Ukrainą nadal rządzili komuniści. I ta polityczna i ekonomiczna nomenklatura nie dała nam szansy na stworzenie silnego, solidnego, niezależnego państwa.
Mentalnie ci ludzie nie mogli oderwać się od Rosji i nie wierzyli, że państwo ukraińskie naprawdę może być od niej niezależne politycznie, finansowo i gospodarczo.
Bogaty w surowce kraj pozwolił sowieckiej nomenklaturze zarabiać pieniądze na terytorium Ukrainy poprzez ropę, gaz, wspólne przedsięwzięcia i sprzedaż broni do Rosji. Banalne powiązania, które istniały przed upadkiem ZSRR, zostały przekształcone w relacje biznesowe między elitami obu krajów. To w rzeczywistości nie pozwoliło nam zrobić tego, co zrobiły kraje bałtyckie. A kraje te, które również były częścią ZSRR, przeprowadziły lustrację, usunęły byłych przywódców partyjnych i oficerów KGB z kierownictwa swoich republik, zmieniły swoje systemy bezpieczeństwa i złożyły wniosek o przystąpienie do NATO.
Krótko mówiąc, partyjna nomenklatura, pomnożona przez korupcję stosowaną przez Federację Rosyjską, doprowadziła do tego, że nie mieliśmy szans na uniknięcie przejęcia władzy lub wojny.
Który z ukraińskich prezydentów najbardziej przyczynił się do wojny?
Wszyscy prezydenci, bez wyjątku, mieli okazję uczynić Ukrainę silniejszą. I każdy z nich miał okresy, kiedy próbował flirtować z Rosją, robić w jej stronę ukłony
Albo, jak Leonid Kuczma, oddać jej nasze bombowce strategiczne, które teraz bombardują ukraińskie miasta. Janukowycz był najbardziej skorumpowany. Juszczenko mógł zmniejszyć zależność energetyczną, ale tego nie zrobił. Tymoszenko była premierką dwukrotnie, ale jest osobą, która całą swoją karierę zbudowała na umowach gazowych z Rosją. To są ludzie, którzy w taki czy inny sposób dorastali dzięki pieniądzom z Rosji.
Nawet Zełenski, produkt rosyjskiego KVN [KVN to rosyjski, choć powstał jeszcze w czasach ZSRR, telewizyjny program komediowy – red.], przez długi czas postrzegał siebie jako osobę z przestrzeni postsowieckiej. Początkowo nie rozumiał sytuacji i wierzył, że wojnę można po prostu zatrzymać. Poroszenko również prowadził interesy w Rosji. Wszyscy próbowali zaangażować się w dialog z Rosją – i nie można tego nazwać błędem – ale wszyscy musieli zrozumieć, że Rosja nigdy nie będzie zadowolona ze statusu Ukrainy jako niezależnego państwa, które aspiruje do członkostwa w UE i NATO.
.avif)
Byli ludzie, którzy rozumieli, jak to się skończy, ale oni nie byli u steru państwa. I to jest największy problem: za każdym razem wybieraliśmy przywódcę kraju, mając nadzieję, że staniemy się silniejsi – i za każdym razem byliśmy rozczarowani, ponieważ widzieliśmy dryf w kierunku Rosji.
Mam nadzieję, że przynajmniej nasz następny prezydent nie będzie miał tych wszystkich złudzeń i chęci „spojrzenia Putinowi w oczy”. Zawsze musimy być gotowi do obrony przed Rosją. Antyukraińskie nastroje są obecnie podzielane przez większość Rosjan, a cała ta nienawiść pozostanie z nimi przez długi czas.
Ukraińcy zawsze byli dla Rosjan ratunkiem
Elita polityczna Federacji Rosyjskiej ma obsesję na punkcie idei, że Ukraina powinna należeć do nich. Dlaczego Ukraina jest tak ważna dla Rosji?
Rosja, którą widzimy dzisiaj, jest wynikiem pracy wielu pokoleń Ukraińców. Bez Ukraińców – pracowitych, kreatywnych, pełnych pasji – Rosja nie może istnieć. Potrzebują inteligentnej bazy ludzkiej, którą będą wykorzystywać. Tak jak za czasów Piotra Wielkiego wykorzystywali inżynierów z Europy Zachodniej. W końcu Rosjanie to naród niezdolny do kierowania własnym krajem i budowania go. To naród niszczycieli.
Widziała pani, co się stało podczas powodzi w Orsku i Orenburgu? Miasta zostały zalane, a państwo, które zarabia mnóstwo pieniędzy na energii i mogłoby zamienić wszystko w Dubaj, nie robi nic!
Dla swojej ludności przenoszą punkt ciężkości z biedy i dewastacji na podbój nowych ziem i przywrócenie tak zwanej „sprawiedliwości historycznej”.
To są historyczne chupa-chups, które Putin daje Rosjanom do ssania
Byłem w wielu miastach i wsiach w Rosji – rozpadające się chaty, ludzie pijani już rano, kraj żyjący w XIX wieku.
A Ukraińcy zawsze byli zbawieniem dla Rosjan. Pracowici, utalentowani, przywódcy, wynalazcy. Ukraińcy mają coś, czego Rosjanie nie mają: wiemy, jak zarządzać, tworzyć, uprawiać ziemię i rozwijać przestrzeń wokół nas. Oczywiście Rosjanie chcieliby mieć ten potencjał zasobów, bo byłby dla nich korzystny.
Czy zachodni politycy nie powtarzają teraz czasem naszych błędów, flirtując z Putinem?
Konflikt Putina ze światem jest nieunikniony, tak jak nieunikniony był jego konflikt z Ukrainą. Być może przywódcy państw zachodnich, świadomi tej nieuchronności, próbują przygotować się do wojny. Bez eskalacji, gromadząc broń. Podczas gdy świat się przygotowuje, Ukraina jest niszczona.
Dają nam wystarczającą ilość broni, byśmy nie upadli jako państwo. Ale ta broń nie wystarczy, by pokonać Rosję
Na świecie jest wystarczająco dużo sił, by powstrzymać Putina. I gdyby świat nie flirtował z nim na początku XXI wieku, podczas wojny w Czeczenii, nie byłoby wojny w Gruzji w 2008 roku, a potem nie byłoby wojny w Ukrainie. Ale prawie wszyscy zachodni przywódcy, w tym była kanclerz Niemiec Angela Merkel, robili przed Putinem ukłony. Wierzyli, że lepiej oswoić rosyjskiego niedźwiedzia, niż z nim walczyć. A to pozwoliło zaistnieć rosyjskiemu potworowi – i teraz ten potwór ma swoje macki na całym świecie.
.avif)
Putin wychował się w zaułkach Petersburga i wyznaje zasadę, że „jeśli walka jest nieunikniona, musisz uderzyć pierwszy”. To logika gopnika [slangowe rosyjskie określenie chuligana – red.]. Rozumie tylko język siły i broni. I gardzi każdym, kto traktuje go z inteligencją i tolerancją.
Nasi zachodni partnerzy mówią, że nie chcą porażki Ukrainy, że do tego nie dopuszczą. Ale w tym przesłaniu brakuje jeszcze jednej części: „Zrobimy wszystko, by Rosja poniosła porażkę”. A tylko w takiej kombinacji ten świat ma przyszłość.
Mamy szansę wygrać?
Nie mamy wyboru. Sytuacja jest jasna: albo wygramy, albo nas nie będzie.
Co powinno się zmienić na świecie po śmierci Putina?
W Rosji muszą koniecznie zajść cztery procesy: demilitaryzacja, deputinizacja, denuklearyzacja i deraszyzacja. Teraz te rzeczy wydają się nierealne, ale muszą się wydarzyć
W przeciwnym razie wszyscy będziemy bez końca chodzić w kręgu wojen światowych inicjowanych przez Rosję. Rozszyfruję to.
Demilitaryzacja: Rosja musi przejść proces rozbrojenia. Denuklearyzacja: musimy stworzyć warunki, w których Rosja zostanie pozbawiona broni jądrowej. Deraszyzacja: Rosjanie muszą zdać sobie sprawę, że rasizm jest ideologią Putina i znakiem równości z nazizmem.
I główny punkt: deputinizacja Rosji. Cały kraj musi zdać sobie sprawę, że Putin jest dyktatorem. Morderca, uznany międzynarodowy przestępca, którego nazwisko widnieje obok Hitlera. Rosjanie powinni chodzić do kina i oglądać filmy na ten temat. I nie tylko oglądać, ale także zrozumieć, w jaką otchłań wprowadził ich Putin.
Jakiej reakcji zachodniej publiczności na swoją nową książkę by Pan oczekiwał?
Zrozumienia tego, co dzieje się na Ukrainie od dziesięcioleci, a nawet stuleci. Tego, jak Rosja nieustannie próbowała przywłaszczyć sobie to, co jest w Ukrainie i co należy do Ukraińców. I zrozumienia, na czym polega nienawistna polityki Putina wobec Ukrainy. W końcu cała jego kariera prezydencka miała na celu ujarzmienie Ukrainy lub jej zniszczenie. Postawił wszystko na tę kartę. Przegrana oznaczałaby dla niego uznanie siebie za politycznego przegranego.
Rozwój Zełenskiego
Jak dziś ocenia Pan postać Wołodymyra Zełenskiego? W tym roku na okładce magazynu „Time” pojawił się Andrij Jermak...
Zełenski był na okładce w poprzednich latach. Tegoroczna okładka pokazuje miejsce, jakie Jermak zajmuje przy prezydencie. Krajem rządzi polityczny duet Jermak – Zełenski. Kogo jeszcze można nazwać wpływowym? Generała Walerija Załużnego, ale on jest już w podróży służbowej do Wielkiej Brytanii.
Odkąd napisałem książkę „Zełenski bez makijażu”, a było to 5 lat temu, mogę powiedzieć, że widzieliśmy różne modyfikacje Zełenskiego. Polityczny nowicjusz, który przyszedł do polityki z innej dziedziny. Zełenski w okresie opanowywania zasobów: ludzkich, informacyjnych i finansowych. Spory z oligarchami o własność telewizji. W końcu ten, kto ją posiada, posiada wszystko.
Potem widzieliśmy Zełenskiego przed wojną, kiedy byliśmy uśpieni wiarą, że nic się nie wydarzy.
A potem zobaczyliśmy Zełenskiego, który pozostał w Kijowie od pierwszych dni wojny, mimo ostrzeżeń i ofert ewakuacji ze strony zachodnich partnerów.
.avif)
W pierwszych dniach wojny przebywał w bunkrze na ulicy Bankowej w Kijowie. I jako postać historyczna odegrał dzięki temu bardzo ważną rolę. Rosji nie udało się zmiażdżyć Ukrainy w pierwszych dniach wojny. Ucieczka prezydenta bardzo zdemoralizowałaby Ukraińców.
Przez pierwsze dwa lata wojny Zełenski był oklaskiwany we wszystkich parlamentach i stał się popularną postacią na Zachodzie. Mało który przywódca na świecie może powiedzieć, że ma doświadczenie w obronie państwa podczas tak agresywnej wojny. Zełenski jest jak żaden inny prezydent na świecie. Stoi na czele kraju, którego obywatele bohatersko bronią się przed agresorem, a to również wymaga pewnych cech: odwagi, umiejętności współpracy z zachodnimi partnerami i przekonywania ich.
Zmienił coś w międzynarodowej praktyce dyplomatycznej. Widzieliśmy, jak rozmawiał z zagranicznymi politykami w ciągu ostatnich dwóch lat – bez dyplomatycznych subtelności, w najbardziej bezpośredni sposób. A to, jak ukraiński prezydent pojawił się w khaki na przyjęciach u prezydenta USA i króla Wielkiej Brytanii, oczywiście przejdzie do historii dyplomacji.

Zełenski jest teraz jednym z przywódców świata, to oczywiste. Od poprawności jego działań i decyzji zależy nie tylko los Ukrainy.
Postać szekspirowska...
Tak! Teraz, mimo wszystkich moich skarg na niego, Zełenski jest po jasnej stronie, a Putin jest po ciemnej. To dwie główne postacie, od których zależy przyszłość Ukrainy i świata.


Dlaczego Niemcy wciąż nie chcą jednoznacznie odciąć się od Rosji
Zeitenwende [„punkt zwrotny] to po Blitzkrieg [„wojna błyskawiczna] czy Weltschmerz [„ból istnienia] jedno z niewielu niemieckich słów, które naprawdę weszły do międzynarodowego żargonu. Kanclerz Olaf Scholz użył go w swoim (imponującym) przemówieniu 27 lutego 2022 r. – trzy dni po rozpoczęciu pełnej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Miał na myśli to, że Niemcy zasadniczo przemyślą swoje podejście do wszystkich kwestii wojskowych, odrzucą swój zwyczajowy pacyfizm i wreszcie zaczną poważnie przygotowywać się do obrony siebie i swoich sojuszników oraz do pomocy Ukrainie w walce z rosyjską napaścią. Ponad dwa lata później, gdy wojna wciąż trwa, a Ukraina jest w trudnej sytuacji, nadszedł czas, aby zapytać, co wynikło z deklaracji kanclerza Scholza.
Plus ça change...
Oczywiście, istnieją dowody na rzeczywistej zmiany: dzięki specjalnemu funduszowi rządowemu (opartemu na pożyczkach) niemieckie wydatki na obronność dziś i przez następne 2 lata przekroczą obiecane w 2022 roku 2% PKB – od dawna żądane przez sojuszników z NATO.

Niemieckie dostawy wojskowe na Ukrainę zajmują obecnie drugie miejsce po amerykańskich i znacznie wyprzedzają brytyjskie, francuskie i polskie. Ministerstwo Obrony RFN przygotowuje się do wysłania do Litwy na stałe całej brygady w celu wzmocnienia wschodniej flanki NATO. Niemiecki minister obrony Boris Pistorius (według sondaży najpopularniejszy polityk w kraju) mówi o potrzebie przygotowania Bundeswehry do wojny, przełamując tabu w niemieckiej terminologii politycznej.
Co najważniejsze, z politycznego punktu widzenia zniknęły wszelkie złudzenia, że możliwe będzie nawiązanie dialogu z Putinem i przekonanie go do zakończenia wojny, które istniały jeszcze w pierwszych miesiącach inwazji na pełną skalę. Ulotniła się także cała wcześniejsza optymistyczna retoryka o budowaniu bezpieczeństwa europejskiego z Rosją, a nie przeciwko niej.
Ale jest też wiele dowodów na coś przeciwnego: chociaż pod względem ilości i jakości niemiecka broń dostarczana Ukrainie przez Niemcy przeszła długą drogę od niesławnych 5000 hełmów dostarczonych na początku lutego 2022 r. – w oczach większości ekspertów wojskowych ogólny obraz pozostaje taki sam: za mało i za późno.
Od systemów obrony powietrznej po artylerię, od bojowych wozów piechoty po główne czołgi – niemiecki rząd początkowo odmówił dostaw, a następnie niechętnie, po stracie cennego czasu, ostatecznie godził się na dostawy, ale często w dawkach homeopatycznych
Jeśli chodzi o niemieckie pociski manewrujące Taurus, które byłyby wielką pomocą dla Ukrainy w obecnej krytycznej sytuacji, kanclerz Scholz złożył kategoryczne oświadczenie: nie zgodziłby się na ich dostawę na Ukrainę, ponieważ jego zdaniem nie można zagwarantować, że broń ta nie zostanie użyta przeciwko celom w samej Rosji (tylko na tymczasowo okupowanych terytoriach). Ponadto dostarczenie tych pocisków wymagałoby obecności niemieckich żołnierzy w Ukrainie, co Scholz zawsze odrzucał. Z politycznego punktu widzenia jego odmowa wezwania do doprowadzenie do zwycięstwa Ukrainy i porażki Rosji jest bardzo wymowna.
Źródło problemu
Powód tej niechęci do poparcia słów czynami jest tak złożony, jak wszystko inne w Niemczech. Znaczna część gospodarczego, społecznego i politycznego sukcesu Niemiec od czasu zjednoczenia w 1990 r. została zbudowana na szczególnym „modelu biznesowym”: tanie bezpieczeństwo z USA, tania energia z Rosji i nieograniczone rynki eksportowe, głównie w Chinach. Oznaczało to, że Niemcy mogły skupić się na wzroście gospodarczym i nie martwić się o geopolitykę i bezpieczeństwo międzynarodowe. Ale wszystkie trzy gałęzie tego modelu obecnie albo nie istnieją, albo przynajmniej są poważnie kwestionowane.
Niemieckiej elicie politycznej i biznesowej, która tak dobrze funkcjonowała przez trzy dekady, dostosowanie się do nowej rzeczywistości zajmie trochę czasu
Jest jeszcze Socjaldemokratyczna Partia Niemiec kanclerza Scholza, najsilniejszy partner w obecnej koalicji w Berlinie. Jedynym wkładem tej siły politycznej w politykę światową była „Ostpolitik” kanclerza Willy'ego Brandta sprzed prawie 60 lat (wszystkie inne ważne decyzje w historii Republiki Federalnej podejmowali kanclerze z Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej – od Konrada Adenauera po Helmuta Kohla i Angelę Merkel).
Tak więc nawet dziś Partia Socjaldemokratyczna odczuwa „fantomowy ból Ostpolitik” i z nostalgią wspomina czasy, gdy była orędowniczką budowania mostów z Rosją. Obecna kampania wyborcza socjaldemokratów do Parlamentu Europejskiego opiera się na idei „partii pokoju”. Odmowa dostarczenia rakiet Taurus i wojsk NATO do Ukrainy, a także odmowa mówienia o koniecznej klęsce Rosji, są w dużej mierze częścią tej kampanii..
Na bardziej ogólnym poziomie Niemcy wyciągnęli błędne lekcje z agresji swoich dziadków podczas II wojny światowej: że siła militarna jest z natury zła
Tak jak idea, że siła militarna może być niezbędna do walki ze złem, była tylko częściowo obecna w niemieckim społeczeństwie podczas zimnej wojny i całkowicie zniknęła w ciągu 30 lat od jej zakończenia. Ponownie: potrzeba czasu, by to zmienić na szerokim poziomie społecznym.
Co powinno się stać
Co można zrobić, aby przyspieszyć zmiany w Niemczech? Wzmocnienie woli politycznej i przywództwa jest łatwiejsze do zapostulowania niż do zrobienia – ale sprawa sprowadza się do tego. Trzy rzeczy mogą pomóc w tym procesie.
Po pierwsze, niemieckie społeczeństwo obywatelskie musi stać się bardziej odważne. Partie polityczne, organizacje pozarządowe, ośrodki analityczne i sieci wolontariuszy powinny nieustannie przekazywać komunikat, że Niemcy muszą w pełni, a nie połowicznie, przyjąć zmianę swojego strategicznego podejścia – i że łatwe czasy się skończyły. Oznacza to znacznie bardziej krytyczną ocenę grzechów ostatnich trzech dekad.
Po drugie, przyjaciele i sojusznicy Niemiec muszą wysunąć się na pierwszy plan w mądrzejszy sposób. Słynne stwierdzenie Radka Sikorskiego z 2011 roku („Niemieckiej siły obawiam się mniej niż niemieckiej bezczynności”) było tego radykalnym przykładem. Publiczne wyrażanie obrzydzenia i podejrzeń, że Niemcy wciąż są w zmowie z Rosją, to zła droga. Znacznie lepszym podejściem jest budowanie oczekiwań opartych na sympatii.

Po trzecie, tylko nowy kanclerz może zakończyć Zeitenwende. Według sondaży, może nim być Friedrich Merz z chrześcijańskich demokratów – ale miejmy nadzieję, że na czele koalicji, która będzie miała większy konsensus w sprawie bezpieczeństwa niż obecnie.
Z niewielką pomocą niemieckich przyjaciół i społeczeństwa obywatelskiego niemiecka polityka w końcu dokona właściwego wyboru. A wtedy szklanka wreszcie będzie pełna po brzegi


Andrij Deszczyca: Nie ma lepszej gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy niż członkostwo w NATO
Negocjacje w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej mają rozpocząć się w czerwcu tego roku. I Ukraina ma wszystko gotowe – powiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Nasz kraj wiąże swoją przyszłość także z członkostwem w NATO, ale nie wszystkie państwa członkowskie są gotowe nas zaprosić. Co mogłoby obecnie zastąpić przystąpienie Ukrainy do Sojuszu? Jak Polska może przyczynić się do obrony ukraińskich terytoriów? Odpowiedzi na te i wiele innych ważnych pytań udzielił nam w ekskluzywnym wywiadzie Andrij Deszczyca, Ambasador Nadzwyczajny i Pełnomocny Ukrainy w Polsce (2014-2022).
Maryna Stepanenko: W czerwcu tego roku Unia Europejska ma oficjalnie rozpocząć negocjacje w sprawie przystąpienia do niej Ukrainy. O jakich ramach czasowych rzeczywistej akcesji mówimy i od czego one zależą?
Andrij Deszczyca: Trudno przewidzieć, ile czasu zajmie Ukrainie przejście przez wszystkie etapy negocjacji z Unią Europejską. Jednak biorąc pod uwagę nadzwyczajne warunki, w jakich te negocjacje się odbywają, mam nadzieję, że będzie to kilka lat.
Oczywiście możemy podążać za przykładem innych krajów, które przystąpiły do UE, w tym Polski, w których przypadku negocjacje trwały prawie dekadę. Ale widzimy, że Ukraina przechodzi przez wszystkie te etapy znacznie szybciej, decyzje są podejmowane znacznie szybciej, zwłaszcza biorąc pod uwagę rosyjską agresję, w obliczu której stoi Ukraina i Europa.
Dlatego uważam, że proces ten zajmie mniej czasu niż było to w przypadku innych krajów
W jaki sposób przystąpienie Ukrainy do UE przyczyni się do wzmocnienia stabilności i bezpieczeństwa w Europie Wschodniej?
Po pierwsze, Ukraina jest gwarancją bezpieczeństwa dla Unii Europejskiej. Oczywiście mówimy o kraju, który zakończy wojnę, który będzie państwem pokojowym. Po drugie, Ukraina jest dużym rynkiem dla Unii Europejskiej. Po trzecie, istnieje ważny czynnik geopolityczny, który przyczyni się do stabilności Unii Europejskiej. Ukraina jest również krajem, który zjednoczy i wzmocni wschodnią flankę UE.
Jeśli Ukraina stanie się członkiem Unii Europejskiej, będzie to zachęta dla innych krajów, które graniczą lub znajdują się w sąsiedztwie, do podążania naszą drogą, zmieniania swoich gospodarek i społeczeństw zgodnie z europejskimi wartościami i europejskimi standardami – a w dłuższej perspektywie także wejścia do Unii Europejskiej. Mam na myśli takie kraje jak Mołdawia, Białoruś i w pewnym stopniu kraje Kaukazu, w szczególności Gruzję.
W lipcu czeka nas rocznicowy szczyt NATO w Waszyngtonie. Jakie szanse i wyzwania wiążą się z aspiracjami Ukrainy do członkostwa w Sojuszu?
Przede wszystkim Ukraina dość jasno określa swój cel członkostwa w Sojuszu Północnoatlantyckim, ponieważ nie ma lepszej gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa niż członkostwo w NATO. Potwierdzają to wydarzenia związane z rosyjską agresją. Tylko te kraje, które są członkami NATO, czują się znacznie bezpieczniej. Ukraina, która nie była członkiem Sojuszu, stała się ofiarą agresji. Dlatego lepiej być członkiem NATO.

Jakie wyzwania stoją przed członkostwem Ukrainy w Sojuszu w przededniu szczytu w Waszyngtonie? NATO raczej nie zaakceptuje Kijowa, gdy trwa wojna. Dlatego głównym wyzwaniem jest zakończenie działań wojennych. Jednak niewłaściwe byłoby zakończenie działań wojennych bez gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, ponieważ Rosja po prostu wykorzysta to do wznowienia agresji później i kontynuowania agresywnej polityki.
Nasze zadanie jest następujące: maksimum to uzyskanie zaproszenia do członkostwa Ukrainy w NATO. Jeśli to się nie uda, musimy uzyskać maksymalne gwarancje bezpieczeństwa – nawet podczas działań wojennych
Ukraina i Polska rozważają scenariusz ochrony zachodnich regionów Ukrainy za pomocą polskich systemów Patriot. Jak ocenia Pan tę możliwość i jakie potencjalne wyzwania lub przeszkody trzeba byłoby pokonać, aby wdrożyć tę inicjatywę?
Zbliżamy się do punktu, w którym warto rozważyć każdy scenariusz zdolny wpłynąć na obronę Ukrainy i odwrócić losy wojny. Nie wykluczam, że systemy Patriot rozmieszczone na terytorium Polski będą kiedyś w stanie chronić również terytorium Ukrainy. W końcu jest to również obrona Polski i krajów NATO, jako że rakiety wystrzeliwane z Rosji stanowią zagrożenie również dla bezpieczeństwa Polski. I oczywiście bardzo trudno jest przewidzieć, czy ta bądź inna rosyjska rakieta tylko czasowo znajdzie się na polskim niebie, a potem odleci – czy może spadnie na terytorium Polski.
Musimy być przygotowani na każdy scenariusz, w tym scenariusz obrony zarówno terytorium Polski, jak Ukrainy – na tyle, na ile technicznie pozwala na to system Patriot. Taka decyzja może być trudniejsza do podjęcia niż wcześniejsze decyzje o wsparciu Ukrainy, ale wcale jej nie wykluczam.
Trudno było sobie kiedyś wyobrazić, że Ukraina otrzyma czołgi. Trudno było sobie wyobrazić, że Ukraina otrzyma systemy artyleryjskie dalekiego zasięgu, że otrzymamy systemy Patriot czy pociski ATACMS. Trudno było sobie wyobrazić, że Ukraina otrzyma samoloty F-16. Ale to wszystko się wydarzyło. Tak, podjęcie tych decyzji zajęło sporo czasu, ale tak się stało. Dlatego nie wykluczam, że może zostać podjęta decyzja o wykorzystaniu systemów Patriot rozmieszczonych w Polsce do ochrony terytorium Ukrainy i Polski.
Jakiej reakcji ze strony Rosji powinniśmy się spodziewać, jeśli polskie Patrioty zestrzelą rakiety na przykład nad obwodem lwowskim?
Trudno mi powiedzieć, jaka reakcja Rosji mogłaby być gorsza niż to, co robi to państwo teraz. Rosyjska armia zabija cywilów, niszczy ukraińską infrastrukturę i osiedla, a na koniec prowokuje Polskę, wystrzeliwując w jej kierunku swoje rakiety. Trudno powiedzieć, jaka będzie reakcja Rosji, ale każdy kraj ma prawo się bronić. Dlatego absolutnie logiczne jest dążenie do ochrony przed rosyjskimi atakami. Zestrzelenie tych rakiet nie jest zniszczeniem ani rosyjskiego wojska, ani rosyjskiej własności.
Logiczne będzie, że Polska będzie się bronić wszystkim, czym dysponuje, w tym systemem Patriot
Prezydent Duda zadeklarował gotowość do przyjęcia amerykańskiej broni jądrowej na terytorium Polski. Co to przyniesie zarówno Polsce i Ukrainie?
Po pierwsze, poczekajmy na skonsolidowane stanowisko prezydenta i rządu, bo to ten ten drugi jest w głównej mierze odpowiedzialny za kwestie bezpieczeństwa. O ile wiem, Donald Tusk chce przeprowadzić konsultacje z Andrzejem Dudą, aby zrozumieć, o jakiej koncepcji rozmieszczenia broni jądrowej w Polsce jest mowa. Jest więc trochę za wcześnie o tym mówić. Myślę, że musimy usłyszeć skonsolidowane stanowisko Polski, które obejmuje stanowisko prezydenta i rządu, a następnie zrozumieć, jaka broń zostanie rozmieszczona, na jaki okres i na jakich warunkach.
Co to da? Przede wszystkim pokaże, że jeśli Rosja ma broń jądrową, to inne kraje też mogą ją mieć. Jeśli Moskwa przekroczy granicę i zechce takiej broni użyć, Polska lub inne kraje NATO również będą miały się czym bronić
Ale tu nikt nie wygrywa. Rozumiem, że była kiedyś umowa, że broń jądrowa nie będzie rozmieszczana na terytorium nowych państw członkowskich NATO, w tym Polski. Ale było też kiedyś porozumienie, że granice w Europie nie zostaną zmienione. Rosja była jedną ze stron, które popierały niezmienność granic powojennej Europy. Mimo to zaatakowała Ukrainę, zmienia granice i prowadzi wojnę na terytorium Europy, naruszając wszystkie wcześniejsze porozumienia.
Rozmieszczenie broni jądrowej będzie sygnałem dla Rosji, że Zachód się jej nie boi

Co piąty ukraiński uchodźca w Polsce to mężczyzna. Jak Ukraina może ich sprowadzić z powrotem?
Nikt nie będzie tego robił na siłę. Oczywiście Ukraina wdroży swoje ustawodawstwo, które stanowi, że każdy mężczyzna w wieku od 18 do 60 lat musi być zarejestrowany w odpowiednim terytorialnym centrum rekrutacyjnym i musi aktualizować swoje dane w rejestrach wojskowych. Będzie to również dotyczyć tych mężczyzn, którzy przebywają za granicą, ponieważ generalnie dotyczy to wszystkich obywateli Ukrainy. Wreszcie – w dużej mierze to od samych mężczyzn będzie zależeć, czy będą chcieli wrócić na Ukrainę, by zaktualizować swoje dane i być gotowymi do mobilizacji.
Od 23 kwietnia wszystkie ukraińskie konsulaty za granicą zaprzestały świadczenia jakichkolwiek usług dla mężczyzn w wieku poborowym. Jedynym wyjątkiem są dokumenty dotyczące powrotu na Ukrainę. Jakiego efektu spodziewa się Pan po wydaniu tego zarządzenia?
To po prostu wdrożenie nowych warunków ustawy o mobilizacji, przyjętej niedawno przez Radę Najwyższą. Wchodzi ona w życie 18 maja, ale aby przygotować się do realizowania wymogów tego prawa, tymczasowo zawiesiliśmy świadczenie usług konsularnych. Głównym motywem jest przygotowanie urzędów konsularnych do wdrożenia nowej ustawy. Przewiduje ona, że wszyscy obywatele przebywający w Ukrainie lub za granicą muszą mieć zaktualizowane dane w ewidencji wojskowej i być zarejestrowani w centrach rekrutacji. Tylko wtedy będą mieli zapewnione odpowiednie usługi.
Jak ocenia Pan wpływ ukraińskich tymczasowych uchodźców w Polsce na jej gospodarkę?
Z tego co wiem ponad 80% Ukraińców zmuszonych do pozostania w Polsce znalazło pracę. Płacą podatki i pomagają polskiej gospodarce się rozwijać. Według znanych mi danych, kwota podatków płaconych przez Ukraińców do polskiego budżetu jest wyższa niż kwota przeznaczana przez państwo polskie na pomoc uchodźcom. To dość poważne wsparcie dla polskiej gospodarki.
Istnieją również dane dotyczące firm z ukraińskim kapitałem zarejestrowanych w Polsce –jest ich już ponad 20 tysięcy. To także nowe miejsca pracy i nowe wpływy do polskiego budżetu. Ukraina i Ukraińcy są bardzo wdzięczni Polakom za przyjęcie ich w czasie największej potrzeby, za udzielenie pomocy w warunkach nadzwyczajnych na początku inwazji. Za to jesteśmy bardzo wdzięczni. Ale mogę też powiedzieć, że Ukraińcy też się sprawdzili.
80% Ukraińców, którzy zostali zmuszeni do przyjazdu do Polski, poszło do pracy i pomogło nie tylko sobie, ale także polskiej gospodarce

Według danych ONZ w Polsce przebywa obecnie około miliona Ukraińców. Jak wpływa to na gospodarkę Ukrainy?
W rzeczywistości w Polsce przebywa około trzech milionów Ukraińców: tych, którzy są oficjalnie zarejestrowani, tych, którzy nie są oficjalnie zarejestrowani i tych, którzy byli w Polsce przed rozpoczęciem agresji na dużą skalę. Oczywiście to poważny cios dla ukraińskiej gospodarki. W sumie około 7 milionów Ukraińców opuściło Ukrainę od początku agresji na pełną skalę. To ludzie, których Ukraina potrzebuje.
Blokada granicy ukraińsko-polskiej dobiegła końca. Jakie były straty polskiej i ukraińskiej gospodarki. Kto na tym wszystkim najbardziej skorzystał?
Przede wszystkim chciałbym powiedzieć, że te blokady i protesty zadały poważny cios relacjom między Ukraińcami i Polakami. Polscy rolnicy mogą mieć swoje żądania, mogą bronić swoich interesów, mogą wyrażać te żądania w protestach. Ale te protesty przeciągały się, a potem stały się chaotyczne. Po pewnym czasie przestało być jasne, kto je organizował, kto je wspierał, kto je wykorzystywał. Przestały być formą protestu, a stały się narzędziem do zadania dość poważnego ciosu stosunkom i gospodarkom Ukrainy i Polski.
Nie mówię już o uderzeniu w bezpieczeństwo kraju, który jest w stanie wojny z Rosją
Myślę, że te działania trwały tak długo, ponieważ protestujący nie byli w pełni świadomi rzeczywistego stanu rzeczy w ukraińsko-polskiej współpracy handlowej i gospodarczej, w tym współpracy związanej z eksportem produktów rolnych. Jak mogą protestować przeciwko importowi, powiedzmy, pszenicy lub rzepaku, jeśli nie są one importowane od ponad roku? I potwierdzają to polscy urzędnicy. A jednak rolnicy przeciwko temu protestowali. Czyli zabrakło im informacji albo ktoś celowo zniekształcił te informacje.
I po trzecie, to Rosja jest zainteresowana destabilizacją stosunków ukraińsko-polskich, a tym samym osłabieniem zarówno Polski, jak Ukrainy..
Te protesty zostały wykorzystane przez stronę rosyjską do rozbicia solidarności i jedności Ukrainy i Polski, a także do skłócania polskiego społeczeństwa
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji.


Ursula von der Leyen: – Mamy nadzieję, że Chiny wykorzystają swój wpływ na Rosję, aby zakończyć wojnę
hiny i Unia Europejska mają wspólny interes w pokoju i bezpieczeństwie. 6 maja w Paryżu dyskutowano o tym podczas trójstronnego spotkania przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen z prezydentem Francji Emmanuelem Macronem i prezydentem Chin Xi Jinpingiem..

– Unia Europejska ma nadzieję, że Chiny wykorzystają swój wpływ na Kreml, aby zakończyć wojnę Rosji w Ukrainie – powiedziała Ursula von der Leyen na briefingu po trójstronnym spotkaniu:
– Pierwszym tematem, na który wymieniliśmy poglądy, była sytuacja geopolityczna – dodała. – W szczególności rozmawialiśmy o Ukrainie i konfliktach na Bliskim Wschodzie. Zgadzamy się, że Europa i Chiny mają wspólne interesy w zakresie pokoju i bezpieczeństwa. Oczekujemy, że Pekin wykorzysta cały swój wpływ na Rosję, aby położyć kres jej agresywnej wojnie przeciwko Ukrainie.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej zwróciła również uwagę na ważną rolę Xi Jinpinga w deeskalacji nieodpowiedzialnych gróźb nuklearnych Rosji.
– Jestem przekonana, że prezydent Xi będzie nadal to robił w kontekście ciągłych gróźb nuklearnych Rosji – stwierdziła.
Omówiono również zobowiązanie Chin do nieudzielania Moskwie żadnej pomocy w postaci śmiercionośnej broni.
Von der Leyen zaznaczyła, że konieczne są „dodatkowe wysiłki w celu ograniczenia dostaw towarów podwójnego zastosowania do Rosji, które trafiają na pole bitwy. Biorąc pod uwagę egzystencjalny charakter zagrożenia, jakie ta wojna stanowi zarówno dla Ukrainy, jak Europy, ma to wpływ na stosunki UE – Chiny”.

Przed spotkaniem Emmanuel Macron powiedział, że Europa i Chiny znajdują się w punkcie zwrotnym historii:
– Przyszłość naszego kontynentu będzie w oczywisty sposób zależeć również od naszej zdolności do rozwijania zrównoważonych relacji z Chinami.
Xi Jinping przybył do Paryża 5 maja. To jego pierwsza wizyta w Europie od 2019 roku. Chiński przywódca odwiedzi trzy kraje – oprócz Francji także Serbię i Węgry. Do Paryża przybył na zaproszenie Emmanuela Macrona.
– Mam wielką przyjemność odbyć moją trzecią wizytę państwową we Francji na zaproszenie prezydenta Emmanuela Macrona. Dla Chińczyków Francja ma wyjątkowy urok. To miejsce narodzin wielu wielkich filozofów, pisarzy i artystów, którzy zainspirowali ludzkość – stwierdził z kurtuazją chiński lider.

W artykule dla „Le Figaro” chiński prezydent wyraził nadzieję, że pokój i stabilność powrócą do Europy:
– Zamierzamy współpracować z Francją i całą społecznością międzynarodową, aby znaleźć właściwe rozwiązania kryzysu.
Xi podkreślił, że jest przywiązany do szeregu norm regulujących stosunki międzynarodowe. Obejmują one w szczególności wzajemne poszanowanie suwerenności i integralności terytorialnej, wzajemną nieagresję, wzajemną nieingerencję w sprawy wewnętrzne, równość i wzajemne korzyści oraz pokojowe współistnienie.

Wesprzyj Sestry
Zmiana nie zaczyna się kiedyś. Zaczyna się teraz – od Ciebie. Wspierając Sestry,
jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.