Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Jedne nosze to jedno uratowane życie. Ranny żołnierz nie jest w stanie samodzielnie wydostać się z niebezpiecznego miejsca. Żeglarka Olga Bogdanova tworzy unikalne nosze z żagli.
Olha Bohdanova szyje nosze z żagli. Zdjęcie z prywatnego archiwum
No items found.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Kyiv City Cruising Yacht Club zazwyczaj szyje i naprawia żagle. Ale wraz z wybuchem wojny na pełną skalę zaczęli szyć nosze dla rannych żołnierzy dla jednostek Sztabu Generalnego Sił Zbrojnych Ukrainy.
Żeglarka Olga Bogdanova spędziła pierwszą zimę wojny na produkcji świec okopowych wraz ze swoimi asystentami. Podgrzewała prawie trzy tony parafiny na grillu w klubie jachtowym i wlewała ją do 90-gramowych puszek z konserwami (kilogram parafiny wystarcza na trzy puszki po kukurydzy). W ziemiance potrzebujesz co najmniej 4 takich świec dziennie.
Kiedy zrobiło się cieplej i popyt na świece chwilowo spadł, Olha zaczęła tkać również siatki maskujące. Wtedy znajomi wojskowi powiedzieli jej, że na froncie jest duże zapotrzebowanie na nosze dla rannych. Okazało się, że materiał używany do produkcji noszy musi być tak lekki i wytrzymały jak żagle. Marynarze zmienili więc swoje umiejętności i zaczęli robić nosze z żagli.
- Jedne nosze to jedno uratowane życie. Ranny żołnierz nie jest w stanie samodzielnie wydostać się z niebezpiecznego miejsca. Nosze są zawsze potrzebne na froncie - mówi Olga Bogdanova.
Olga Bogdanova i złożone nosze wykonane z żagli. Zdjęcie: Mykhailo Markiv
Olha przeanalizowała gamę produktów i ulepszyła technologię produkcji noszy: okazało się, że są one prostsze niż te używane przez ratowników medycznych: - Im większe nosze, tym są cięższe. Uprościłam je, aby były wygodniejsze, lżejsze i mocniejsze jednocześnie. Nie ma metalowych wstawek. W miejscach, gdzie żagle są cieńsze, zrobiliśmy więcej łat. Te nosze można ciągnąć po ziemi - wyjaśnia Olga Bogdanova.
Początkowo wolontariuszce pomagali członkowie klubu jachtowego. Gdy przestali zabrała swoje maszyny do szycia i przeniosła się do budynku, w którym mieści się Fundusz Pomocy Społecznej.
Tak wyglądają nosze wykonane przez zespół Olgi. Zdjęcie z prywatnego archiwum
W ciągu dwóch lat Olha wykonała ponad 500 noszy. Na wykonanie jednych potrzeba 5 godzin i 18 metrów żagla. Trzeba je pociąć, złożyć prostokąt ze skrawków i przyszyć elementy, na których można je przymocować. Z jednego dużego żagla można wykonać kilka noszy (od 2 do 7, w zależności od rozmiaru).
- Żagle to świetny materiał. Jest lekki i jednocześnie wytrzymały. Cały czas szyją ze mną dwie osoby. Kilka innych osób pomaga. Najważniejsze nie są równe szwy, ale wytrzymałość nici i jakość narożników. Ktoś szyje pasy wzmacniające. Niektórzy szyją tyle, ile mogą. Ale ja zawsze kończę. Wojna nauczyła mnie, że bardziej opłaca się pracować w zespole - mówi Olga.
Fundacja Pomocy Publicznej produkuje świece okopowe, siatki maskujące i nosze dla ukraińskich żołnierzy. Zdjęcie z prywatnego archiwum
Wojsko zawsze zgłasza zapotrzebowanie na nosze ręczne.
Fabrycznie wykonane są drogie i zazwyczaj mogą być użyte tylko raz, bo medycy nie mogą kontrolować stanu produktu podczas ewakuacji rannych
- Bardzo się martwiłam, że zabraknie nam żagli i nie będziemy mieli z czego ich uszyć. Materiał to największy wydatek.
W Kijowie są wolontariusze, bracia Voloshenyuk, którzy zaczęli robić nosze przed nami. Nie robią ich tyle co my, ale są lepsze i cięższe. Żeglarze z ukraińskich klubów jachtowych już podzielili się z nimi swoimi żaglami. Kilka naszych klubów jachtowych zostało poważnie dotkniętych przez wojnę. Na przykład w Chersoniu i Zaporożu.
Przyjaciel Olhy, nauczyciel Roman Martin, który również pociął żagle na nosze, poprosił o pomoc polskiego wolontariusza, nauczyciela i miejskiego radnego Bielska-Białej Szczepana Wojtasika. Przywiózł on z Polski pomoc humanitarną do szkół i fundacji opiekującej się rannymi żołnierzami.
- Na początku pan Szczepan przywiózł nam 650 metrów żagli. Potem przywiózł jeszcze raz tyle samo. Następnym razem ponad kilometr - cieszy się Olga Bogdanova.
Teraz żagle się kończą. Zdjęcie z prywatnego archiwum
Ukraińska żeglarka Anna Kalinina, medalistka olimpijska, która zdobyła srebrny medal w żeglarstwie na Igrzyskach Olimpijskich w Atenach w 2004 roku, również przekazała żagle z dużego jachtu z Polski. Kolejne 500 kg żagli przywieźli wolontariusze z Litwy.
Gennadiy Starikov, komandor Kyiv Cruising Yacht Club i pierwszy ukraiński kapitan, który przywiózł żaglówkę do Stacji Badawczej Vernadsky, pomaga w montażu żagli.
- Nasz dowódca, Gennadiy Starikov, był na Antarktydzie, gdy rozpoczęła się wojna na pełną skalę. Kiedy napisał o naszym warsztacie na Facebooku, ludzie z całego świata zaczęli wysyłać nam żagle. Nikt nie prosił o dokumenty ani o potwierdzenie, że nie sprzedamy tych żagli na boku - mówi wolontariusz.
Jest zapotrzebowanie na 150 blejtramów. Można je zrobić w trzy miesiące. Materiału wystarczy do wiosny. Ale co będzie dalej, wciąż nie wiadomo. Oto kontakty wolontariuszy do tych, którzy mogą i chcą pomóc Ukraińcom:
Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)
R E K L A M A
Zostań naszym Patronem
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
Lokalizacja kliniki AboTak nie jest przypadkowa. To właśnie przy ulicy Wiejskiej znajduje się nie tylko Sejm, ale także siedziba Platformy Obywatelskiej i Kancelaria Prezydenta RP, czyli te miejsca na politycznej mapie Polski, w których zapadają najważniejsze dla kraju decyzje. Dlatego bojowniczki o prawo kobiet do aborcji, jak oświadczyły na konferencji prasowej podczas otwarcia kliniki, postanowili „zagarnąć kawałek tej ulicy dla siebie”.
Od teraz każdy, kto potrzebuje aborcji, informacji lub po prostu wsparcia, może tu przyjść.
– To centrum siostrzeństwa – mówią aktywistki. – Siostrzeństwo jest potrzebne i cenne zawsze, ale szczególnie dziś, gdy politycy nadal blokują zmiany w prawie aborcyjnym
Odłożona została nie tylko ustawa liberalizująca aborcję, ale także zmiany, które podczas kampanii wyborczej nazywano „minimalnymi”. Mowa o dekryminalizacji aborcji, czyli zmianach w kodeksie karnym, zgodnie z którymi osobie pomagającej w aborcji nie groziłoby już więzienie. W Polsce kobiety nie są ścigane za nielegalną aborcję, ale już pomoc w aborcji jest przestępstwem. Za przeprowadzenie nielegalnej aborcji lekarzom grozi do 3 lat więzienia. To prawo ich paraliżuje.
W Polsce aborcja jest legalna w dwóch przypadkach: gdy jest wynikiem czynu zabronionego, jak gwałt czy kazirodztwo, oraz gdy stanowi zagrożenie dla zdrowia i/lub życia kobiety. W tym drugim przypadku aborcja jest trudna do przeprowadzenia właśnie dlatego, że pomocnictwo podlega karze. Lekarze często odmawiają przerwania ciąży, nawet jeśli jest konieczna ze względu na zagrożenie dla płodu czy matki, powołując się na tzw. klauzulę sumienia. W minionych latach kilka kobiet zmarło dlatego, że lekarze odmówili przerwania ciąży na późnym etapie, mimo że stanowiła ona bezpośrednie zagrożenie dla ich życia.
Do października 2020 r., w ramach tak zwanego kompromisu aborcyjnego z 1993 r., aborcje z powodu wad płodu, w tym zagrażających jego życiu (poronienie), były uznawane za legalne. Jednak w 2020 r. Trybunał Konstytucyjny także je uznał za nielegalne.
Od tego czasu według Ministerstwa Zdrowia RP liczba legalnych aborcji w Polsce spadła dziesięciokrotnie. W 2021 roku odnotowano 107 aborcji, gdy w 2020 roku – 1076. Tyle że oficjalne statystyki nie mają nic wspólnego z rzeczywistością.
ADT szacuje, że co roku Polki dokonują ponad 100 000 aborcji
W ubiegłym roku Aborcyjny Dream Team pomógł około 50 tysiącom kobiet uzyskać dostęp do aborcji farmakologicznej, która jest najczęstszą metodą przerywania niechcianej ciąży.
Działaczki ADT podkreślają, że klinika AboTak będzie miejscem, w którym nie tylko będą domagać się dostępu do aborcji, ale także przeprowadzać ten zabieg. Obecnie ośrodek oferuje aborcję medyczną (przy użyciu pigułek), a kobietom, które potrzebują aborcji chirurgicznej, pomaga znaleźć odpowiednią placówkę za granicą, zorganizować transport, a w szczególnych przypadkach także wsparcie finansowe. Ośrodek oferuje również bezpłatne testy ciążowe i porady medyczne.
Natalia Broniarczyk podkreśla, że ADT pomaga każdemu, kto potrzebuje pomocy w dostępie do aborcji.
– Codziennie zgłaszają się do nas nie tylko Polki, ale także kobiety z Ukrainy. Od początku wojny na pełną skalę ponad 3000 kobiet z Ukrainy dokonało aborcji z naszą pomocą – mówi. I dodaje, że ADT nie jest jedyną organizacją, w której ludzie mogą uzyskać pomoc. Wiele osób zwraca się też do Martynki, organizacji założonej przez ukraińskie kobiety.
Martynka została założona 19 dni po rozpoczęciu wielkiej wojny w Ukrainie. W ciągu trzech lat działalności otrzymała około 4000 próśb o pomoc, a liczba ta podwoiła się w ciągu ostatniego roku. To sprawy związane z przemocą i handlem ludźmi.
–
Jeśli potrzebujesz rozmowy lub porady, przyjdź na Wiejską 9. Jesteśmy tu dla każdej z was. Nie jesteś sama – zapewniają założycielki ośrodka.
Kancelaria Prezydenta RP podała, że Polska przeznaczyła na pomoc Ukrainie równowartość 4,91% PKB, z czego 0,71% PKB wydano na wsparcie Ukrainy, a 4,2% PKB na pomoc ukraińskim uchodźcom. Informacja ta została natychmiast podchwycona przez krytyków polskiej polityki wobec Ukrainy.
W komunikacie nie sprecyzowano, co składa się na te wskaźniki. Kwota pomocy wojskowej (15 mld zł) została szczegółowo opisana. Same koszty dotyczące ukraińskich uchodźców od 2022 r. szacowane są na 88,73 mld zł, ale liczba ta nie jest potwierdzona przez żadne inne źródło. Miarodajny niemiecki instytut IfW Kiel, który od początku wojny prowadzi szczegółowe wyliczenia międzynarodowej pomocy dla Ukrainy, oszacował całkowity koszt polskiej pomocy (zarówno zbrojnej, humanitarnej, jak finansowej) na 5 mld euro (nieco ponad 20 mld zł).
Polski Instytut Ekonomiczny wyliczył również osobno pomoc dla uchodźców z Ukrainy: w 2022 r. było to 15 mld zł, a w 2023 r. 5 mld zł. Nie ma jeszcze danych za 2024 r., ale już wiadomo, że kwoty będą niższe. Weźmy na przykład taką pozycję wydatków jak płatności na dzieci „800+”: w 2024 r. skorzystało z niej 209 tys. z 400 tys. ukraińskich dzieci. Wydatki na opiekę medyczną również spadają: w 2024 roku z opieki medycznej w Polsce skorzystało 525 000 Ukraińców, podczas gdy w 2023 roku – 802 000.
Liczby mówią same za siebie. Ukraińcy to nie tylko odbiorcy pomocy, ale także aktywni uczestnicy rynku pracy, konsumenci i podatnicy, którzy znacząco wzmacniają polską gospodarkę.
Handel: równowaga gospodarcza na korzyść Polski
Od 2021 roku, zgodnie z raportem Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW), Polska zwiększa eksport towarów do Ukrainy. Już w 2023 r. wolumeny wzrosły o 80%, a nadwyżka handlowa wzrosła z 2,1 mld euro do 7,1 mld euro
Wojna była ważnym czynnikiem wzrostu polskiego eksportu. W 2024 r. Polska wyeksportowała do Ukrainy towary o wartości 56 mld zł (ok. 12,7 mld euro), czyli o 5 mld zł więcej niż w roku poprzednim. Kluczowymi sektorami napędzającymi ten wzrost są paliwa, sprzęt wojskowy, maszyny i produkty motoryzacyjne.
Jeśli chodzi o dobra konsumpcyjne i artykuły spożywcze, to również widać ożywienie. O ile wcześniej nie było wątpliwości, co Ukraińcy powinni przywieźć z Polski w prezencie: ubrania, buty, sery, alkohol, rękodzieło – teraz sytuacja się zmieniła. Bo większość znanych polskich produktów można już łatwo znaleźć w ukraińskich supermarketach.
Wojna uczyniła z Polski kluczowego partnera logistycznego Ukrainy. Przychody z samych tylko dostaw sprzętu wojskowego do Ukrainy osiągnęły w 2024 roku prawie 10 mld zł, czyli dwukrotnie więcej niż w 2023 roku.
Ten wzrost podkreśla znaczenie Ukrainy jako partnera handlowego, który jest siódmym co do wielkości rynkiem zbytu dla polskiego eksportu, wyprzedzając Stany Zjednoczone i Hiszpanię. Według analityków Banku Gospodarstwa Krajowego ukraińska migracja miała największy wpływ na wzmocnienie więzi handlowych między obu krajami.
Ukraina otworzyła swoje drzwi dla polskich producentów pomimo blokady granic, embarga na zboże i prób rozgrywania wątków pamięci historycznej przez niektórych polityków. Zarazem osłabiona wojną Ukraina otrzymuje znacznie mniej.
Blokada granicy polsko-ukraińskiej, 2022 r. Zdjęcie: Filip Naumienko/Reporter/East News
Według p.o. dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE), Pawła Słowskiego, „integracja Ukrainy z Unią Europejską i rozwój infrastruktury pozwolą Polsce uzyskać większe korzyści ekonomiczne z handlu z Ukrainą”.
Wpływ uchodźców na polską gospodarkę
Tutaj liczby są jeszcze bardziej imponujące. 78% dorosłych Ukraińców w Polsce jest zatrudnionych. Stanowią oni 5% (zarówno migranci zarobkowi, jak osoby posiadające status ochrony czasowej) wszystkich osób pracujących w Polsce.
Według raportu Banku Gospodarstwa Krajowego (BGK) w 2024 r. ukraińscy migranci przymusowi zasilili Narodowy Fundusz Zdrowia i Fundusz Ubezpieczeń Społecznych kwotą 15,21 mld zł. Kwota ta znacznie przewyższa koszty ponoszone przez państwo polskie na wsparcie socjalne dla dzieci i opiekę medyczną dla Ukraińców posiadających status ochrony czasowej.
BGK podaje, że za każdą złotówkę otrzymaną na dziecko w ramach polskiego programu 800+ Ukraińcy wpłacili do polskiego budżetu 5,4 zł
Ukraińcy stali się częścią polskiego rynku pracy, zwłaszcza w branży budowlanej, transporcie, usługach, logistyce itp. Wypełniają krytyczne luki. Ukraińskie kobiety, które stanowią większość uchodźców, często podejmują prace, których sami Polacy nie chcą wykonywać, i pracują w sektorach, w których tradycyjnie pracowali mężczyźni, jak magazyny czy przetwórstwo mięsa.
Ukraińska migracja przyczynia się do wzrostu polskiego PKB. Według badań BGK mówimy o rocznym wzroście PKB Polski o 0,5-2,4 proc.
Leszek Balcerowicz, były wicepremier, minister finansów i wieloletni prezes Narodowego Banku Polskiego, jest przekonany, że „gdyby nie uchodźcy, produkt krajowy brutto Polski byłby o 7 proc. niższy”.
Jest też faktem, że w 2023 r., po serii ataków niektórych polskich polityków na ukraińskich uchodźców i zablokowaniu ukraińsko-polskiej granicy, nastąpił masowy exodus Ukraińców z Polski, głównie do sąsiednich Niemiec.
Polski Instytut Ekonomiczny przypisuje spadek wzrostu gospodarczego w drugim kwartale 2023 r. o 0,2-0,3 punktu procentowego właśnie wyjazdom Ukraińców
I nie chodzi tu już tylko o pracowników fizycznych. Od lat na polskim rynku brakuje nauczycieli, lekarzy, inżynierów, pielęgniarek i opiekunów osób starszych. Według tegorocznego Barometru Zawodów, który określa zapotrzebowanie na określone profesje, 29 ze 168 zawodów można uznać za deficytowe, z czego 13 to zawody wymagające wysokich kwalifikacji. Ukraińcy posiadają te kwalifikacje.
Przedsiębiorczość i inwestycje: Ukraińcy tworzą miejsca pracy
Według PIE w 2024 r. co ósmy nowy przedsiębiorca w Polsce był pochodzenia ukraińskiego. Od stycznia 2022 r. do czerwca 2024 r. w Polsce powstało około 59 800 firm założonych przez Ukraińców.
Ukraińcy transportują produkty, otwierają salony kosmetyczne, restauracje i firmy IT. Według PIE ukraińskie firmy działają głównie w następujących sektorach: budownictwo (23% ukraińskich firm), informacja i komunikacja (19%) oraz inne usługi (12%). Ukraińcy podejmują ryzyko, pracują w nowym środowisku, rozumieją polskie przepisy, systemy księgowe i podatkowe, by uniezależnić się od pomocy społecznej i móc utrzymać swoje rodziny.
Pomimo wojny polski biznes również inwestuje w Ukrainie. Od jej początku inwestorzy ze 100 krajów założyli w Ukrainie ponad 3 tys. firm. Według publicznego portalu Opendatabot Polacy zajmują wśród nich trzecie miejsce (7,3%), wyprzedzając Niemców, Amerykanów i Brytyjczyków. Ponad połowa polskich firm jest zarejestrowana we Lwowie.
Otwarcie sklepu „Ukrainoczka” z ukraińskimi towarami w Lublinie, 2025 r. Zdjęcie: Jan Rutkowski/Reporter
Konsumpcja i turystyka: Ukraińcy wydają pieniądze w Polsce
Podczas gdy przedwojenni migranci koncentrowali się na wysyłaniu swoich zarobków do domu, migranci wojenni wydają to, co zarobili, w Polsce. Badanie przeprowadzone przez Grupę Progress pokazuje, że realne zarobki ukraińskich uchodźców wahają się od 3 300 do 5 500 PLN netto, choć większość Ukraińców oczekuje wyższych stawek.
Głównym powodem jest to, że Ukraińcy wydają około 66% swoich zarobków na czynsz, media, internet, telefon i paliwo. Na czym oszczędzać.
Około 80% respondentów twierdzi, że na żywność wydają 1,5-2 tys. zł miesięcznie. Często ze względu na niskie zarobki Ukraińców w Polsce rodziny uchodźców są zmuszone wydawać pieniądze przysłane przez mężów i rodziców z domu
– Zdecydowałam się na powrót do Ukrainy, kiedy po raz kolejny podniesiono nam czynsz – mówi moja przyjaciółka Zoja. – Ciężko było znaleźć pracę z dwójką małych dzieci, moje wydatki na nie wynosiły 1600 złotych, a sprzątając zarabiałam 2300. Czynsz został podniesiony do 2850 zł, plus media. I co, głodować?
Kolejnym elementem wpływu Ukraińców na polską gospodarkę jest turystyka z Ukrainy i podróżowanie do różnych krajów UE przez Polskę. Ukraińcy podróżują do Unii głównie przez trzy punkty: Kiszyniów (Mołdawia), Budapeszt (Węgry), ale ponad połowa ruchu pasażerskiego przypada na granicę ukraińsko-polską. W Polsce ukraińscy turyści kupują żywność, nocują w hotelach i kupują bilety na lotniskach w Krakowie, Katowicach i Warszawie.
Tylko w trzecim kwartale 2024 r. przyniosło to Polsce 2,2 mld zł, stając się stabilnym bodźcem dla lokalnych gospodarek, zwłaszcza w regionach przygranicznych.
Wniosek: razem jesteśmy silniejsi
Polska udzieliła znaczącego wsparcia Ukrainie i jej uchodźcom, ale odnotowała zwrot z tej inwestycji we własną gospodarkę. Ukraińscy migranci nie tylko wypełnili luki na rynku pracy, ale także przyczynili się do wzrostu polskiego PKB, zapłacili więcej podatków, niż otrzymali w ramach świadczeń socjalnych i opieki zdrowotnej, rozwinęli przedsiębiorczość i wydali pieniądze w Polsce jako konsumenci i turyści, tym samym przynosząc korzyści polskim firmom i całej gospodarce.
Polska i Ukraina mogą stworzyć partnerstwo, które przyniesie korzyści nie tylko ich gospodarkom, ale także społeczeństwom. Dalsza integracja Ukrainy z UE może jeszcze bardziej wzmocnić tę więź, zapewniając zrównoważony wzrost obu krajom.
W małej sali w podziemiach charkowskiego centrum teatralno-koncertowego gromadzi się kolejka widzów. Wszystkie bilety na występ Serhija Żadana zostały wyprzedane. Mimo wojny ludzie chcą obcować z kulturą i sztuką – a Żadan znalazł sposób, by pogodzić wojenną rzeczywistość z życiem cywilnym.
Aldona Hartwińska: – Wkrótce minie rok, odkąd dołączył Pan do Gwardii Narodowej Ukrainy. W tym czasie zorganizował Pan wiele różnych wydarzeń, by pomóc swojej 13 brygadzie. Jednym z nich było spotkanie poświęcone Pana książce „Arabeski”. Proszę nam o tym opowiedzieć.
Serhij Żadan: – Choć „Arabeski” zostały opublikowane w zeszłym roku, zdecydowaliśmy się zaprezentować je ponownie. Ta książka składa się z dwunastu opowiadań, które powstały po 2022 roku. Dotyczą Charkowa i wschodniej Ukrainy w czasie inwazji, obecnie są tłumaczone na inne języki. Jestem ciekaw, jak zareagują na nie czytelnicy za granicą.
Obecnie odbywamy „Chartia Tour” [od „Chartii”, nazwy brygady, w której służy Żadan – red.]. To edukacyjna i informacyjna inicjatywa naszej brygady. Podróżujemy od miasta do miasta, spotykamy się z ich społecznościami, liderami, władzami lokalnymi, studentami i młodzieżą. Zbieramy datki. Opowiadamy o brygadzie, o jej historii, wartościach i filozofii. Wcześniej mieliśmy kilka spotkań muzycznych, a teraz postanowiliśmy zorganizować kilka czysto literackich.
Bardzo ważne jest dla nas utrzymywanie kontaktu ze wszystkimi, którzy wspierają siły zbrojne, ze wszystkimi, którzy przekazują darowizny na rzecz ukraińskiej armii, którzy wierzą w naszą „Chartię”
Jesteśmy bardzo szczęśliwi, gdy widzimy pełną salę. Wszystko, co zbieramy, przekazujemy na potrzeby naszej brygady. To małe, ale znaczące wsparcie – ważne jest, by poczuć je też emocjonalnie. To wsparcie ludzi, których bronią nasi żołnierze.
Spotkanie z Żadanem, Charków 10.03.2025. Zdjęcie: Maciek Zygmunt
„Arabeski” to książka o ludziach, którzy z czasem się zmieniają. Jak Pan się zmienił jako artysta przez te trzy lata?
Od początku inwazji opublikowałem dwie książki, wcześniej wydałem zbiór wierszy „Skrypnykiwka”. Oczywiście stałem się mniej produktywny, bo jestem teraz w służbie, zmobilizowany. I chociaż nie jestem na pozycji bojowej, pracy jest dużo. Ale to jest służba, która przynosi korzyści naszej brygadzie, a dla mnie to jest teraz najważniejsze.
100 procent dochodu ze wszystkich wydarzeń, które Pan organizuje, idzie na potrzeby brygady. Na co konkretnie?
Zawsze przychodzi wielu ludzi, policzymy ich kiedyś... Myślę, że podczas tej trasy zebraliśmy już około dwóch milionów hrywien. Te pieniądze przekazujemy głównie do służby patronackiej brygady, która wspiera naszych rannych żołnierzy i ich rodziny. Pomagamy też jednak batalionowi wsparcia. Myślę, że „Chartia” jest jedną z najlepiej zaopatrzonych i zorganizowanych brygad, chociaż są pewne rzeczy, które trzeba jeszcze domknąć – coś trzeba kupić, coś przywieźć, coś naprawić. Dobrze jest więc mieć tę poduszkę finansową, na którą zbieramy.
Każdy robi jakąś zbiórkę pieniędzy, każdy zbiera datki. Bo ta wojna dotyczy teraz wszystkich. To jasne, że wszyscy jesteśmy teraz po tej samej stronie
Jak to wyglądało trzy lata temu? Jak zmienił się Pana oddział?
„Chartija” powstała jako jednostka ochotnicza, DFTG [ochotnicza formacja wspólnoty terytorialnej – red.]. Kilkudziesięciu ochotników, zarówno zawodowych wojskowych, jak cywilów, którzy wstąpili do armii, chwyciło za broń. Oczywiście ta nowo utworzona jednostka nie miała na początku nic. Zapewniliśmy jej więc wszystko: kupiliśmy buty, sprzęt, kamizelki kuloodporne, hełmy, pierwsze samochody, pierwszego drona... Od tego czasu minęły trzy lata, oddział rozrósł się do rozmiarów batalionu, a potem przekształcił się w pełnoprawną brygadę. I choć sama nazwa [„Chartia”] została wymyślona tak, by kojarzyła się z Charkowem jako miastem, w którym powstała ta jednostka, to teraz jest to już kilka tysięcy bojowników, chłopców i dziewcząt, z różnych miast. Nie tylko z Charkowa, ale także z Dniepru, Krzywego Rogu, Zaporoża, Połtawy, Sum, miast zachodniej Ukrainy, obwodów ługańskiego i donieckiego. Ale te charkowskie korzenie są dla nas bardzo ważne, a fakt, że dziś „Chartija” jest w okopach pod Charkowem i broni miasta, jest wielką motywacją do jeszcze większego jej wspierania.
Oczywiste jest, że to już zupełnie inna skala, zupełnie inne zadania, inny poziom komunikacji wewnątrz brygady – i z brygadą z zewnątrz.
Dlatego ciekawe jest to, że dowództwo, założyciele oddziału, którzy stworzyli „Chartię” jako nowy rodzaj jednostki, model nowej armii ukraińskiej, nie odchodzą od tej idei. Nadal opieramy się na standardach NATO, które polegają na ochronie żołnierza
Profesjonalnie i precyzyjnie planujemy każdą operację, dbamy o żołnierza, jego szkolenie i motywację.
Jednak czasami stajemy w obliczu wyczerpania psychicznego. Żołnierze często mówią o istnieniu dwóch równoległych rzeczywistości: tej cywilnej i tej w okopach. Często przyznają, że czują się bardziej komfortowo w okopach niż w hałaśliwych miastach Ukrainy. Czy da się to pogodzić? Czy możemy jakoś sprawić, by żołnierze poczuli się u nas komfortowo?
Rzeczywistość okopów i rzeczywistość hali targowej to naprawdę różne rzeczywistości. Nie zamierzam potępiać cywilnych kobiet, dzieci i osób starszych, które pozostają za liniami frontu, nie dołączają do sił obronnych i żyją w spokojnych miastach. Wręcz przeciwnie: uważam za bardzo ważne, by nie popadli w strach, rozpacz i niepokój, ale żyli normalnie – pamiętając, że trwa wojna, a ich krewni i przyjaciele są teraz w siłach obronnych, pamiętając o nich i ich wspierając. To zrozumiałe z psychologicznego punktu widzenia, że żołnierze, którzy opuszczają swoje pozycje, na tyłach czują się dość nieswojo.
Sierhij Żadan i dziennikarka serwisu Sestry Aldona Hartwińska. Archiwum prywatne
Ale kraj musi żyć, żyć uczciwie, zgodnie ze swym sumieniem. Sklepy, biura i usługi muszą działać, by było z czego płacić podatki i utrzymywać gospodarkę. Wojsko organizuje obozy szkoleniowe i myślę, że większość Ukraińców wie, jak mu pomóc.
Jasne jest też jednak, że to trudny moment dla żołnierzy powracających z frontu. To również trudne dla tych, którzy są na tyłach i nigdy nie byli w polu. To jest wojna – przerażająca, dramatyczna, krwawa, bardzo zła, nie ma w niej nic dobrego. I jasne jest, że już zmierzyliśmy się z tym problemem, że on będzie przed nami i będziemy musieli go rozwiązać.
Bardzo ważne jest, by nie dzielić naszego świata na świat wojny i świat na tyłach, ale zrozumieć, że kluczem do naszego możliwego zwycięstwa, możliwego sukcesu, jest tylko połączenie tych dwóch rzeczywistości – krwawej rzeczywistości wojny i rzeczywistości tyłów, gdzie ludzie są zmotywowani, świadomi, gotowi do dalszej pracy i pomagania naszej armii
Mam przyjaciela, który w cywilu pracował jako reżyser filmowy. Powiedział mi, że gdyby nie wstąpił do sił zbrojnych, straciłby głos jako artysta. Zgadza się Pan z nim?
Być może. Ja i moi przyjaciele, którzy są artystami ze świata muzyki, kiedy dowiedzieliśmy się, że ma zostać przyjęta ustawa o mobilizacji, od razu zaczęliśmy myśleć o tym, co możemy zrobić, by być jak najbardziej skuteczni i przydatni dla naszego kraju. Jesteśmy w „Chartii” od prawie roku i nigdy nie żałowałem, że do niej dołączyłem. Z drugiej strony – jak można było nie dołączyć? Jeśli jesteś mężczyzną w wieku poborowym, musisz się zmobilizować. Jeśli jesteś świadomym, uczciwym obywatelem, to jedyna słuszna droga.
Melania Krych: Kim ty jesteś i skąd się wziąłeś w Stanach?
Daniel Chervoniuk: Jestem studentem New York University oraz aspirującym powieściopisarzem i scenarzystą. Urodziłem się i wychowałem w Sioux Falls w Południowej Dakocie, w rodzinie imigrantów z Europy Wschodniej. Mieszkam w Nowym Jorku, ale mama i siostra nadal mieszkają w Południowej Dakocie, a reszta mojej rodziny jest w Ukrainie lub Łotwie.
Dlaczego twoi rodzice ze wszystkich miejsc wybrali Amerykę?
Mój tata jest z Ukrainy, mama pochodzi z Łotwy. Tata wyemigrował po odbyciu obowiązkowej, dwuletniej służby wojskowej w radzieckich siłach zbrojnych oraz kilku latach w Chersoniu jako gitarzysta basowy, grając na weselach i w restauracjach. Wyjechał, by zarobić, ale zakochał się w tym kraju i został. Myślę, że mama wyemigrowała z podobnego powodu, ale bardziej po to, aby spotkać się z innymi przyjaciółmi, którzy przeprowadzili się do Ameryki. Kiedy poznała mojego tatę w Key West, zdecydowała, że spróbuje być z nim na stałe.
Jakie były Twoje relacje z Ukrainą w okresie dorastania?
Mój związek z Ukrainą był bardzo subtelny i nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo odsuwało mnie to od rówieśników. W domu jedliśmy pierogi i sało, a mój tata wycinał mięso z okoni, i szczupaków, kładł je na żytnim chlebie, i popijał kwasem chlebowym. Bardzo miło wspominam mojego tatę, który uczył mnie, jak czyścić balichok – suszoną rybę, którą kupowaliśmy w markecie Beryozka, oraz jak zębami oddzielać ości od mięsa. Często jedliśmy balichok, kiedy tata był w domu.
Nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo ludzie z tego powodu patrzyli na mnie jak na innego. W Południowej Dakocie każdy jest białym Amerykaninem – jest bardzo mało różnorodności. Zrozumienie, że ludzie nie chcieli być moimi przyjaciółmi lub uważali, że jestem dziwny ze względu na mój akcent w dzieciństwie, jedzenie, które przynosiłem do szkoły, lub akcent moich rodziców, sprawiło, że poczułem się bliżej mojej kultury – jakbym przeżywał wyjątkowe doświadczenie, które niewielu ludzi w tym kraju mogło zrozumieć. Podczas wakacji rozbrzmiewała Verka Serduchka. W domu, w samochodzie – rano, wieczorem i w nocy – słyszałem dużo „Chita Drita”, „Gop Gop” oraz „Vse budet horosho”. To były hymny mojego dzieciństwa. Mój tata tańczył do nich w najzabawniejszy sposób i zawsze starał się sprawić, żebym czuł się z tymi pieśniami związany. Tak wyglądało moje wychowanie w Ameryce. To był zawsze świadomy wysiłek, aby poczuć się bliżej swojego kraju, mimo że był on tak daleko.
Czułem się Ukraińcem, jasne – ale zawsze wiedziałem, że muszę to pielęgnować, wkładać wysiłek w utrzymanie tej tożsamości, bo inaczej wymknie mi się z rąk i zniknie na zawsze. Bycie Ukraińcem było jak dar, choć czasem trudny dar
Daniel Chervoniuk. Zdjęcie z archiwum prywatnego
Ta część Ukrainy w Tobie dorastała razem z Tobą?
Było to bardzo skomplikowane na przestrzeni lat. Na przykład od dzieciństwa postrzegałem to jako święto i sposób na bycie bliżejtaty. Wszystko, co łączyło się z moją ukraińskością, miało na celu bycie bliżej rodziny i celebrowanie chwil, kiedy wszyscy byliśmy razem (mój tata pracował jako kierowca ciężarówki, więc nie było go zbyt często w domu). Gdy dorastałem i odkryłem swoją miłość do pisania oraz opowiadania historii, w głowie pojawiło się poczucie obowiązku – jakbym nagle stał się świadomy mojego przywileju bycia Ukraińcem-Amerykaninem. Że mam szansę i możliwość oddania się mojej kulturze i społeczności, odnosząc sukces finansowy i pomagając Ukrainie – czy to budując tam szpitale, biblioteki, czy rozpoczynając programy artystyczne, aby pomócwspierać kolejne pokolenie ukraińskich twórców. Kiedy zacząłem odkrywać, co chciałem zrobić ze swoim życiem, robiłem to dla Ukrainy.
Nie wiem, dlaczego mój umysł poszedł w tym kierunku. Może po to, by tata był ze mnie dumny. Rozważałbym taką możliwość, w każdym razie. Stałem się świadomy swojego usposobienia. Nie chodziło już o świętowanie swojej ukraińskości, ale o to, jak zamierzam się do tego przyczynić. Jak miałem powiedzieć: „Hej, Ukraino. Oto, co zrobiłem, abyście byli ze mnie dumni. Oto, jak zamierzam sprawić, by małe dzieci w mojej sytuacji – czy to Ukraińcy w Ameryce, czy w Ukrainie – zrozumiały, że nie ma nic złego w byciu Ukraińcem i że jest to część ciebie, która powinna być celebrowana i postrzegana jako inspirująca oraz niesamowita, a nie tylko ciężka i traumatyczna”.
Jak to się zmieniło, gdy wybuchła wojna?
To uczucie się we mnie wzmocniło. Wiem, że niektórzy Ukraińcy odwrócili się od swojej kultury i częściowo ich rozumiem. To absurdalnie trudne budzić się codziennie i czytać te straszne wiadomości, wiedząc, że rodzina, którą kochasz i którą pamiętasz, żyje w piekle wywołanym przez Rosję. Pomyśleć o małych dziewczynkach, które są gwałcone i palone żywcem, jak np. w Buczy czy Iziumiu, o mężczyznach i kobietach, którzy idą walczyć i wracają bez kończyn oraz z traumą, jeśli nie w czarnych workachna zwłoki. Bezlitosne zabijanie Ukraińców i ludobójstwa, którym jesteśmy poddawani od setek lat. Jesteśmy zagrożeni tylko dlatego,że wierzymy we własną suwerenność.
Po wybuchu wojny zacząłem się więcej uczyć o ukraińskiej historii i kulturze. Dowiedziałem się o ukraińskiej awangardzie inowoczesności w kinie oraz sztuce
Dowiedziałem się także o ukraińskich dysydentach, renesansie ukraińskości oraz więcej oBabim Jarze i Hołodomorze. Dowiedziałem się, jak to, co czuję, zostałoby ukarane, gdybym urodził się zaledwie 60 lub 70 lat temu w moim rodzinnym kraju.
Najsilniejszym uczuciem było jednak poczucie winy. Winy za to, że byłem bezpieczny, że byłem w Ameryce i byłem Amerykaninem; winy za to, że nie walczyłem o swój kraj, nie pojechałem i nie próbowałem ratować mojej rodziny; winy za relacje z Rosjanami w mojej szkole, usprawiedliwianie ich ignorancji oraz ukrytej nienawiści do Ukraińców, a także za pozwalanie Amerykanom na nazywanie Ukraińcow „niezrozumiałymi”. To naprawdę mnie złościło bardziej niż cokolwiek innego. Poczucie winy zmieniło mój stosunek do bycia Ukraińcem.
Dlaczego mogę spełniać swoje marzenia, podążać za tym, co chcę robić w życiu, spotykać się z przyjaciółmi i zakochiwać, podczasgdy mężczyźni w moim wieku umierają, kobiety w moim wieku umierają? Ja też mógłbym umrzeć gdyby mój tata został w Ukrainie.
Cytując Oksanę Zabużko: „Ukraiński wybór to wybór między nieistnieniem a istnieniem, które cię zabija. Ucieknij od siebie i przestań istnieć, albo zaakceptuj fakt, że jesteś Ukraińcem i cierp z tego powodu każdego dnia.”
Ja wybrałem to drugie. Myślę, że to ważne. Świętowałem bycie Ukraińcem, kiedy byłem dzieckiem, a teraz doprowadza mnie to do płaczu. Nie czyni mnie to jednak mniej Ukraińcem i zamierzam nadal świętować swoją ukraińskość.
Daniel z tatą i siostrą. Zdjęcie z archiwum prywatnego
Jesteś pisarzem i scenarzystą, chciałbyś pewnego dnia wrócić do Ukrainy i zmienić tamtejszy przemysł filmowy?
Nie wiem. Chciałbym odnaleźć część siebie, którą straciłem jeszcze przed urodzeniem. Nie oczekuję pięknych przeżyć, ani nawet tego, że znów zobaczę rodzinę. Czuję, że jest we mnie tak wiele, czego nie dowiem się, dopóki nie wrócę do Ukrainy, a także tak wiele o ludzkimdoświadczeniu. Zastanawiam się, czy kiedy zobaczę, skąd pochodzi moja rodzina, zrozumiem trochę więcej o tym, co to znaczy być Ukraińcem i co to znaczy być rabinem, a także co to znaczy być okradzionym z doświadczenia bycia wychowanym w kraju – a to stanowi część mojej tożsamości. Produkcje filmowe z Ukrainy są fenomenalne i niesamowicie dobrze zrobione. Myślę, że problem jaki ma świat z nami polega na tym, że jesteśmy narodem, który myśli tylko o wojnie i przetrwaniu. Jakbyśmy byli karaluchami. Nie sądzę, że musimy przestać kręcić filmy wojenne, ale myślę, że świat musi dać Ukraińcom możliwość wyrażenia siebie jako naród, który nie jest definiowany tylko przez nasze przetrwanie, odporność, siłę i traumę. Zachód nie musi postrzegać nas jako narodu ofiar i bohaterów wojennych. Możemy być sportowcami, detektywami, duchami, licealistami, złodziejami, tancerzami, muzykami itp. Nie musimy być tylko żołnierzami, zdruzgotanymi wdowami czy sierotami. I czuję, że ukraińscy
Amerykanie są idealnym głosem dla tych historii i mogą być reprezentantami, którzy pokażą światu, co oznacza bycie Ukraińcem poza wojną i przemocą, kim jesteśmy poza naciskiem Rosji
Jesteśmy ludźmi i zasługujemy na opowiadanie wszystkich rodzajów historii, nie tylko tych o wojnie.
Jak opisałbyś obecnie współczesny ukraiński film?
Jestem sfrustrowany tym, że potrzeba krwi tysięcy Ukraińców, aby film został zaakceptowany przez zachodnią publiczność. Jestem sfrustrowany, że zachodnia publiczność może patrzeć na film taki jak „Anora”, nad którym pracowali Rosjanie, którzy popierają wojnę i który został dobrze przyjęty przez rosyjską publiczność w Ameryce nagradzając Oscarem. Rosjanie mają pozwolenie na kręcenie filmów niewojennych, a Ukraińcy - nie.
Płakat filmu „107 matek”. Zdjęcie: materiały prasowe
Mieliśmy tak świetne współczesne filmy, jak „Luksemburg Luksemburg”, „Moje myśli milczą” i „107 matek”, które zostały całkowicie przemilczane, bo nie są o wojnie w Ukrainie. Widzę przestrzeń dla filmów o ukraińskim doświadczeniu poza wojną, realizowanych przez ukraińskich Amerykanów. Widzę duży potencjał dla opowieści o tym, co to znaczy być Ukraińcem, które mogą oddzielić nas kulturowo od Rosji w oczach Zachodu. Musimy nadal kultywować historie, które pokażą odbiorcom, że nadal chcemy przyjaźni, miłości, bliskości, tożsamości, awansów, pieniędzy – wszystkich tych rzeczy, których inni ludzie pragną. Istniejemy jako całość, nie tylko jako naród bojowników. Potrzebujemy ukraińskich historii, które uczłowieczają nas poza wojną – nie tylko dla zachodniej publiczności, ale także dla Ukraińców, abyśmy pamiętali, kim tak naprawdę jesteśmy.
Brytyjski premier Keir Starmer wzywa, by nie pozwolić Putinowi na „gierki” z zawieszeniem broni w Ukrainie. Według niego Moskwa próbuje zyskać na czasie, więc Zachód nie powinien ograniczać presji, a raczej zwiększyć wsparcie dla Kijowa.
15 marca Starmer zorganizował internetowe spotkanie „koalicji chętnych”, a 20 marca europejscy dowódcy wojskowi omówią w Wielkiej Brytanii możliwość zorganizowania misji pokojowej w Ukrainie. Mocarstwa zachodnie przechodzą do „fazy operacyjnej” zapewnienia Ukrainie bezpieczeństwa, która obejmuje zarówno pomoc wojskową, jak nałożenie na Rosję surowszych sankcji.
Co oznacza ta nowa faza wsparcia dla Ukrainy? Czy misja pokojowa jest możliwa – a jeśli tak, to na jakich warunkach? Rozmawiamy z emerytowanym brytyjskim generałem Richardem Shirreffem, byłym zastępcą Naczelnego Dowódcy Sił Sojuszniczych w Europie.
Jedyny sposób: pokonać Rosjan
Maryna Stepanenko: Panie generale, jaką rolę mogą odegrać międzynarodowe siły bezpieczeństwa, które przystąpiłyby do „koalicji chętnych”? Jakich konkretnych kroków można oczekiwać od krajów europejskich, zwłaszcza od Wielkiej Brytanii?
Richard Shirreff: Jedyną rolą wartą omówienia jest powstrzymanie przyszłej rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Wyzwanie jest oczywiste: za pośrednictwem ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa Rosja już powiedziała, że nie zaakceptuje europejskich sił pokojowych w Ukrainie po zawieszeniu broni. Oznacza to, że Rosja powinna zostać zmuszona do ich zaakceptowania, a jedynym sposobem na to jest pokonanie Rosjan.
Rosja musi zrozumieć, że nigdy nie będzie w stanie osiągnąć swoich celów w Ukrainie, lecz tego przesłania brakuje w obecnych dyskusjach. Każda siła [którą zorganizuje Europa – red.] musi być w stanie przewyższyć siłę Rosji.
Siły liczące 30 000 żołnierzy, bez ciężkiego uzbrojenia, nie mają sensu
Potrzeba znacznej liczby żołnierzy, obrony powietrznej, precyzyjnych pocisków dalekiego zasięgu i wszystkich zdolności niezbędnych do walki z Rosją. To ogromne zadanie. Siły pokojowe muszą pokryć do 1200 kilometrów linii frontu, prowadząc rozpoznanie i nadzór. Cokolwiek mniejszego będzie nieskuteczne.
Dlaczego Wielka Brytania nie zaprosiła przedstawicieli państw bałtyckich na pierwsze spotkanie przywódców na początku marca? Doprowadziło to do incydentu dyplomatycznego. Czy te państwa powinny być zaangażowane w dyskusje, biorąc pod uwagę ich bezpośrednie zagrożenie ze strony Rosji?
Oczywiście, że należało je zaprosić. To był głupi błąd i prawdziwa zniewaga dla naszych przyjaciół w krajach bałtyckich.
Co jest potrzebne, by stworzyć i obsługiwać międzynarodowy kontyngent pokojowy bez udziału USA? Na ile skuteczne mogą być takie siły?
Potrzeba wiele. Przede wszystkim muszą to być siły zdolne do przewyższenia Rosjan. Potrzeba sił powietrznych i zasobów. Potrzeba precyzyjnych pocisków dalekiego zasięgu. Potrzeba dział szturmowych. Potrzeba HIMARS-ów. Potrzeba dowodzenia, kontroli i koordynacji. Potrzeba nadzoru satelitarnego, informacji, wywiadu. Potrzeba wielu rzeczy.
Operator dronów 3. Powietrznodesantowej Brygady Szturmowej na pozycjach w pobliżu linii frontu. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News
By te siły były naprawdę zdolne do walki, potrzeba wszystkich zdolności, które może zapewnić Ameryka, a także, oczywiście, obrony powietrznej. Europa ma niektóre z tych możliwości, lecz nie wszystkie. A to oznacza, że Europa musi wziąć się w garść i znaleźć sposoby na ich zabezpieczenie, jeśli chce być skuteczna.
Europa musi wziąć się w garść
Jakie są realne dźwignie nacisku na Moskwę, jeśli wziąć pod uwagę jej oświadczenia kategorycznie odrzucające możliwość stacjonowania w Ukrainie międzynarodowego kontyngentu?
Potrzebna jest europejsko-kanadyjska strategia mająca na celu zapewnienie Ukrainie środków do pokonania Rosji: sprzętu wojskowego, logistyki, amunicji i wsparcia dla reformy jej sił zbrojnych, by zmaksymalizować ich zdolności. Pierwszym krokiem jest zapewnienie Ukrainie zdolności do utrzymania linii frontu i powstrzymania postępów Rosji, która pomimo ogromnych strat postępuje centymetr po centymetrze.
Stany Zjednoczone przywróciły wcześniej wycofaną pomoc, w tym wywiadowczą, ale Europa musi pomóc Ukrainie w budowaniu własnej siły
Kluczowym krokiem są inwestycje. Ukraina wykazała się niezwykłą szybkością i sprawnością w opracowywaniu i pozyskiwaniu nowej broni. Finansowanie tych wysiłków będzie kluczowe. Ostatecznie jedyną drogą do pokoju jest pokonanie Rosji.
Jakich dźwigni wpływu można użyć, by to osiągnąć?
Jestem pewien, że może istnieć tak zwana dźwignia finansowa. Chciałbym również zauważyć, że Ukraina przedstawiła pomysł zawieszenia broni – zarówno w powietrzu, jak na morzu – jako potencjalny punkt wyjścia. Jednak zasadniczo nie wierzę, że Putin kiedykolwiek zrezygnuje ze swojego celu, jakim jest likwidacja Ukrainy jako państwa.
To pozostaje jego ostatecznym celem – to jest to, co go napędza. Rosja jest reżimem, który rozwija się dzięki wojnie, który utrzymuje się dzięki konfliktom. Jeśli Trump zaoferuje Putinowi korzystną dla niego umowę, która pozwoli mu ogłosić zwycięstwo i da mu czas na odbudowę armii, ten nieuchronnie podejmie kolejną próbę rozczłonkowania Ukrainy.
I to prowadzi nas z powrotem do krytycznej potrzeby stworzenia potężnych sił, by uspokoić i odstraszyć Moskwę.
Pożyteczny idiota Putina
Prezydent Trump wierzy, że porozumienie z Rosją może zapewnić Ukrainie trwały pokój. Czy istnieją jakieś historyczne lub wojskowe precedensy, sugerujące, że takie porozumienia mogą zostać wykorzystane przez Rosję do przegrupowania sił przed nową ofensywą?
Tak, istnieją. Trump oszukuje sam siebie, jeśli myśli, że bez porażki Rosji może osiągnąć zawieszenie broni, które doprowadzi do trwałego pokoju.
Był brutalny wobec waszego prezydenta. Wszyscy widzieliśmy ten pokaz nienawiści, chamstwa, niegrzeczności w Białym Domu kilka tygodni temu
Do tej pory domagał się od Ukrainy wszelkich możliwych ustępstw. A czego zażądał od Putina? Niczego. Wszystko na ten temat. Trump faktycznie „jest w łóżku” z Putinem i musimy się do tego przyzwyczaić.
Graham Stewart, członek brytyjskiego parlamentu, zasugerował, że Trump był przez dziesięciolecia przygotowywany przez służby wywiadowcze Kremla. Senat USA zastanawia się, czy obecny prezydent nie jest przypadkiem częścią kremlowskiej agentury. Jak Pan ocenia te rozważania?
Istnieje wiele solidnych dowodów, które sugerują, że jeśli Trump nie był faktycznym agentem Rosji, to przynajmniej był przez nią finansowany w latach 90. Co więcej, jego kampania wyborcza w 2016 roku była finansowana przez Rosję. Zarówno Putin, jak Trump o tym wiedzieli.
Wszystko to sprawia, że Trump ma zobowiązania wobec Rosji. Myślę, że sposób, w jaki się zachowuje, pokazuje, że jest przede wszystkim pożytecznym idiotą Putina.
Jak podejście Trumpa, który chce szybkich rozwiązań i stawia ultimatum, może wpłynąć na ogólny format negocjacji z Rosją?
Trump oszukuje sam siebie, jeśli myśli, że może osiągnąć trwały pokój. Bo Rosja nie jest gotowa na żadne ustępstwa, nie wycofała się ani na jotę ze swoich żądań „rozczłonkowania” Ukrainy.
Prawie miesiąc temu Donald Trump nagle zwolnił generała Charlesa Browna Jr. ze stanowiska przewodniczącego Połączonych Szefów Sztabów. Zwolnił także pięciu innych wysokich rangą urzędników Pentagonu, w tym admirał Lisę Franchetti, pierwszą kobietę na stanowisku Szefa Operacji Marynarki Wojennej. Jak takie decyzje wpływają na skuteczność operacyjną armii amerykańskiej i zaufanie wojska do cywilnego przywództwa?
Zdecydowanie nie pomagają prezydentowi. Starsi oficerowie sił zbrojnych USA zostali wybrani nie ze względu na ich preferencje polityczne, ale ze względu na zdolności wojskowe i osąd, zdolność do doradzania wyższym przywódcom politycznym. Tak właśnie działają demokracje.
Wyższe kierownictwo sił zbrojnych istnieje po to, by udzielać apolitycznych porad, a podejmowanie decyzji należy już do polityków. To nie politycy wyznaczają w armii ludzi, którzy wykonywaliby ich polityczne rozkazy. Nie jest to więc dobre dla morale amerykańskich sił zbrojnych i ich potencjału.
Potrzebny alternatywny system
Widzimy, że Europa i Stany Zjednoczone podążają przeciwnymi ścieżkami: Trump nalega na kompromisy, podczas gdy europejscy przywódcy rozumieją, że porażka Ukrainy oznaczałaby zagrożenie dla bezpieczeństwa UE. Czy możliwe jest stworzenie nowego formatu współpracy w zakresie bezpieczeństwa między Europą a Ukrainą, jeśli Stany Zjednoczone zdecydują się trwale ograniczyć swoje zaangażowanie w bezpieczeństwo tej drugiej?
Europa i Kanada muszą uznać, że Ameryka de facto zrezygnowała z przywództwa w wolnym świecie
Pod rządami Trumpa Stany Zjednoczone stały się bliższe Rosji niż Europie – praktycznie są towarzyszami podróży Putina.
Widzieliśmy to, gdy USA głosowały z Rosją i Koreą Północną przeciwko europejskiej rezolucji potępiającej rosyjską agresję w Ukrainie. Sygnały były jasne – nie tylko z Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, ale także od Putina, Trumpa, Vance'a i Hegsetha. Hegseth [Pete Hegseth, sekretarz obrony Stanów Zjednoczonych – red.] wyraził się jasno: Ameryka nie będzie już gwarantem bezpieczeństwa Europy.
Rodzi to poważne pytania dotyczące istniejących struktur, w tym NATO. Europa i Kanada muszą teraz opracować alternatywny system bezpieczeństwa – być może oparty na NATO, ale z Ukrainą włączoną do równania. Potrzebne jest strategiczne i kreatywne myślenie.
Żadnych prokremlowskich kompromisów
Podczas negocjacji w Arabii Saudyjskiej Stany Zjednoczone zaproponowały całkowite zawieszenie broni, a następnie negocjacje w sprawie długoterminowego porozumienia pokojowego. Z kolei Ukraina chciała zawieszenia broni tylko w powietrzu i na morzu, a na lądzie – kontynuowania walk do czasu otrzymania gwarancji bezpieczeństwa. Jak Pan ocenia te dwa scenariusze? Co one dają – lub czym grożą?
Ukraina nigdy nie powinna zgadzać się na kompromisy wymagane przez Amerykę. Rubio [Marco Rubio, sekretarz stanu USA – red.] mówi, że Ukraina powinna oddać terytorium w zamian za pokój, ale w rzeczywistości oferuje oddanie Ukraińców w zamian za tymczasową przerwę w walkach.
Rubio oczekuje, że prezydent Zełenski odda pod rosyjską kontrolę wolnych obywateli Ukrainy mieszkających na terytoriach, które nie są obecnie okupowane przez Rosję. To jest nie do przyjęcia
Dlatego pozostaję przy swoim zdaniu: po prostu nie widzę, by to dokądkolwiek zmierzało.
Jakie powinny być realne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy ze strony USA, Europy i NATO, aby nie powtórzyła się historia z memorandum budapesztańskim?
Gdyby Ameryka nadal stała po stronie Europy i wspierała Ukrainę, jedyną gwarancją bezpieczeństwa, która naprawdę miałaby znaczenie, byłoby członkostwo Ukrainy w NATO. Ale biorąc pod uwagę zmianę kursu Ameryki, musimy rozważyć nowe ramy: europejsko-kanadyjsko-atlantycką organizację traktatową, zakotwiczoną w NATO. Sojusz ten powinien nie tylko zostać wzmocniony poprzez skuteczne funkcjonowanie bez Stanów Zjednoczonych, ale także zintegrować Ukrainę.
Osiągnięcie tego celu jest jednak ogromnym wyzwaniem. Wymaga najpierw pokonania Rosji, a następnie stworzenia wiarygodnego środka odstraszającego w Ukrainie. To najważniejsze kwestie do rozwiązania w ciągu najbliższych trzech do pięciu lat.
Europa musi znaleźć alternatywę dla Stanów Zjednoczonych. Zdjęcie: OPU
Większość będzie stać razem
Podkreśla Pan wagę współpracy w zakresie bezpieczeństwa między Europą a Kanadą. Jednak biorąc pod uwagę podziały w Europie, czy widzi Pan szansę na powstanie mniejszych, regionalnych sojuszy bezpieczeństwa, jeśli USA opuszczą NATO? Czy państwa bałtyckie mogłyby np. utworzyć własny pakt obronny albo czy Czwórka Wyszehradzka mogłaby utworzyć odrębny sojusz bezpieczeństwa? Czy fragmentacja NATO doprowadzi do powstania mozaiki mniejszych koalicji – czy też jest to mało prawdopodobne?
Jest bardzo prawdopodobne, że przyszły europejsko-kanadyjski system bezpieczeństwa będzie obracał się wokół „koalicji chętnych” – krajów, które są autentycznie zaangażowane w kolektywną obronę.
Kraje takie jak Węgry pod przywództwem Orbana, który pozycjonuje się jako kolejny pożyteczny idiota Putina, powinny zostać po prostu wykluczone. Jeśli odmawiają wniesienia wkładu w europejskie bezpieczeństwo, to niech sobie uschną
Jednak zdecydowana większość będzie stać razem. Można to już było zobaczyć na konferencji w Paryżu, w której wzięło udział około 20 krajów – nie tylko europejscy sojusznicy, ale także ich partnerzy, tacy jak Australia, Japonia, Korea Południowa, a nawet Irlandia. Kraje te uznają, że bezpieczeństwo europejskie jest ich wspólnym interesem. I że najlepszym sposobem na jego zapewnienie jest współpraca z krajami o podobnych poglądach.
Zdjęcie na okładce: AA/Abaca/Abaca/East News
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji