Exclusive
20
min

Wołyń: rana pamięci

Kwestia tragedii wołyńskiej po raz kolejny znalazła się na pierwszym planie stosunków polsko-ukraińskich. Ze strony Polski padają zapowiedzi połączenia rozwiązania tej kwestii z przystąpieniem Ukrainy do UE, a w Ukrainie Instytut Pamięci Narodowej wyraził gotowość rozpoczęcia prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych na Wołyniu trzy miesiące po zakończeniu stanu wojennego

Jewhen Magda

Wieniec na terenie dawnej polskiej wsi Kolonia Pokucie. 75. rocznica tragedii wołyńskiej, Ukraina. Fot: Agnieszka Śnieżko/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

O zrozumieniu i pojednaniu

Zacznę od osobistego doświadczenia. Przyczyny, dla których tragedia wołyńska jest tak ważna dla polskiego społeczeństwa, uświadomiłem sobie kilka lat temu, 1 listopada, w dniu Wszystkich Świętych. Pierwszego dnia listopada prawie wszyscy Polacy oddają cześć swoim zmarłym, a fakt, że wielu z nich wciąż nie zostało pochowanych zgodnie z obrządkiem chrześcijańskim, jest dla polskiego społeczeństwa bardzo bolesny. Do niedawna było to wykorzystywane głównie przez prawicowych polityków i Kresowian – potomków ludności ze wschodnich regionów II Rzeczypospolitej.

Tego lata wszystko się jednak zmieniło – Donald Tusk zaczął grać kartą wołyńską. Ten krok polskiego premiera pokazuje, że w polskim społeczeństwie istnieje konsensus co do potrzeby uhonorowania ofiar tragedii wołyńskiej zgodnie z polskimi zasadami. A polscy politycy – i nie tylko oni – są gotowi przekonywać Ukrainę na różne sposoby.

Donald Tusk i Wołodymyr Zełenski podpisali 8 lipca umowę o bezpieczeństwie. fot: Fot: KPRM

Dlaczego ten temat nie dotyka Ukraińców tak bardzo jak Polaków? Po pierwsze, bo przez długi czas [my, Ukraińcy – red.] żyliśmy w kraju, w którym zbiorowa pamięć historyczna była podporządkowana interesom innych – najpierw Imperium Rosyjskiego, potem Związku Radzieckiego.

Po drugie, Ukraina ma obiektywne trudności ze spersonalizowanym pomiarem strat osobowych podczas największych tragedii XX wieku, Hołodomoru i II wojny światowej. Brak dokumentów i fakt, że duża część archiwów znajduje się w Rosji, uniemożliwiają ustalenie dokładnej liczby ofiar. W rzeczywistości wymienienie wszystkich ofiar z imienia i nazwiska jest niemożliwe.

Po trzecie, wojna rosyjsko-ukraińska, największa na świecie wojna od 1945 roku, wciąż trwa, codziennie pochłaniając życie Ukraińców. Na tym tle spory historyczne wydają się mieć co najmniej drugorzędne znaczenie.

Ekshumacja ofiar tragedii wołyńskiej jest jednak konieczna z wielu powodów.

Tylko w ten sposób – w oparciu o obiektywne dane – możemy poznać przybliżoną liczbę ofiar, precyzując, czy mówimy o tysiącach, czy o dziesiątkach tysięcy zabitych

Proces ekshumacji nie może być szybki. Jednocześnie procedura ta może napotkać obiektywne trudności, ponieważ polski Instytut Pamięci Narodowej faktycznie pełni funkcje organu ścigania, a jego praca na terytorium państwa będącego partnerem strategicznym powinna być określona przez specjalny dokument. Najlepiej – decyzją obu rządów, którą na poziomie politycznym mogłyby poprzeć polski Sejm i Senat oraz Rada Najwyższa Ukrainy. Ze względu na delikatny charakter sprawy lepiej byłoby, gdyby zespoły poszukiwawcze były międzynarodowe, z przedstawicielami nie tylko Polski i Ukrainy. Tyle że do czasu zakończenia działań wojennych to także wiąże się z obiektywnymi trudnościami. Nie każdy zagraniczny specjalista będzie chciał udać się do kraju, w którym trwają regularne naloty.

Promykiem nadziei na porozumienie wydaje się natomiast gotowość ukraińskiego IPN do wznowienia prac poszukiwawczych po zakończeniu stanu wojennego i – w drodze wyjątku – prowadzenie prac poszukiwawczych na prośbę obywatelki RP Karoliny Romanowskiej-Adamiec. Przydatne będzie określenie obszaru poszukiwań, to jest ustalenie, czy będą one prowadzone na terenie byłego województwa wołyńskiego (obecne obwody wołyński, rówieński i tarnopolski).

Wojna z pomnikami

Ukraińska opinia publiczna przypomina również o sprawie pomnika żołnierzy UPA na górze Monastyr w Polsce. To miejsce pamięci miało trudną historię, było wielokrotnie niszczone przez nieznanych wandali. Wspólna decyzja prezydentów Polski i Ukrainy, aby odpowiednio odrestaurować pomnik, z opatrzeniem go tablicą z nazwiskami ponad 60 poległych żołnierzy UPA (w bitwie z oddziałami NKWD), nie została zrealizowana. Takie wybiórcze działania polskich władz wywołują sprzeciw i opór ich ukraińskich odpowiedników. Oba kraje wpadają w spiralę konfrontacji, w której Polska czuje się pewniej, ponieważ jej narracja historyczna jest ukształtowana i ugruntowana w świadomości społecznej.

Z drugiej strony mamy przykład Huty Pieniackiej, zamieszkiwanej przez Polaków wsi w obwodzie lwowskim, która była bazą partyzantki sowieckiej i Armii Krajowej. Jej mieszkańcy zostali wymordowani przez niemieckich oprawców w lutym 1944 roku. Pomnik mieszkańców Huty Pieniackiej był wielokrotnie atakowany przez nieznanych wandali, ale strona ukraińska odrestaurowywała go tak szybko, jak to było możliwe.

Odrestaurowany pomnik w Hucie Pieniackiej. Fot: Wiki

Warto również zwrócić uwagę na wpływy Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej oraz partyzantki sowieckiej, których działania były koordynowane z Moskwy.

Nie należy też zapominać, że tragedia wołyńska wydarzyła się podczas niemieckiej okupacji tych terenów i to władze okupacyjne były odpowiedzialne za to, co się stało. Czystki etniczne (mało kto zaprzeczy, że miały miejsce) dokonywane były zarówno przez Polaków, jak Ukraińców, ale Ukraińcy nie mieli wówczas własnego, niepodległego państwa.

Pamięć z posmakiem politycznym

Jeszcze w lipcu 2024 roku polski wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz mówił, że bez rozwiązania problemu wołyńskiego Ukraina nie będzie mogła stać się członkiem UE. W październiku stanowczo podtrzymał swoje stanowisko, publicznie nie zgadzając się z opinią Andrzeja Dudy tej kwestii. Wydaje się, że to [wyrażanie podobnych opinii – red.] nie do końca leży w zakresie kompetencji ministra obrony. W polskiej polityce istnieją też jednak inne opinie i stanowiska. W otoczeniu Kosiniaka-Kamysza znajduje się poseł PSL Tadeusz Samborski, znany z organizowania akcji „Wołyń” na Dolnym Śląsku.

Główny powód jest jednak inny.

Wiosną przyszłego roku w Polsce odbędą się wybory prezydenckie, które można opisać tytułem starego polskiego serialu: „Stawka większa niż życie”. Jak dotąd tylko Konfederacja zdecydowała się na ogłoszenie swego kandydata na prezydenta – Sławomira Mentzena, który wygłosił szereg ostrych wypowiedzi zgodnych z linią jego partii. Konfederacja od dłuższego czasu bazuje na antyukraińskich oświadczeniach, okresowo wzmacniając je ksenofobicznymi manifestacjami. Inne siły polityczne reprezentowane w parlamencie kontynuują poszukiwania swoich kandydatów. Jeśli wygra Koalicja Obywatelska, premier Donald Tusk będzie mógł skupić w swoich rękach maksymalną władzę. Oczywiście nie wszystkim polskim politykom taka perspektywa się podoba.

Wykorzystanie kwestii Wołynia podczas castingu kandydatów jest logiczne

Dlatego Karol Nawrocki, dyrektor Instytutu Pamięci Narodowej, nazwał Galicję „wschodnią Małopolską”. Tego określenia nie można nazwać konstruktywnym, ale w walce o głosy musimy przygotować się też na takie wypowiedzi.

Przecież wiceminister spraw zagranicznych Władysław Teofil Bartoszewski zapowiedział, że Polska podniesie kwestię tragedii wołyńskiej podczas negocjacji w ramach pierwszego rozdziału negocjacyjnego między Ukrainą a UE. Radosław Sikorski, jego bezpośredni przełożony, którego wrześniowa wizyta w Kijowie wywołała poruszenie w mediach, nazywa proces integracji europejskiej złożonym i także mówi o potrzebie należytego uhonorowania ofiar tragedii wołyńskiej.

Paradoks sytuacji polega na tym, że wykorzystanie tragedii wołyńskiej w wyścigu prezydenckim jest mało prawdopodobne właśnie ze względu na istnienie konsensusu w tej sprawie w polskim społeczeństwie. Podczas wyborów technolodzy polityczni opierają się na tematach, które dzielą społeczeństwo, a upamiętnienie ofiar Wołynia nie może pretendować do takiego wpływu.

Jednak koalicja rządząca pod przywództwem Donalda Tuska może wykorzystać ten temat do odwrócenia uwagi opinii publicznej od niespełnienia własnej obietnicy złagodzenia przepisów aborcyjnych

Błędem byłoby również zakładanie, że w Polsce nie ma innych głosów w sprawie tragedii wołyńskiej. I nie chodzi tu nawet o stanowisko byłego ministra spraw zagranicznych Jacka Czaputowicza, który porównał obecną politykę polskich władz do działań hieny, co zresztą nie wszyscy w Ukrainie zrozumieli (przypomnę, że Winston Churchill mówił o „polityce hieny” Polski w przededniu II wojny światowej). W 80. rocznicę Powstania Warszawskiego prezydent Andrzej Duda porównał to wydarzenie do obrony Mariupola, choć zostało to zignorowane przez oficjalny Kijów. Polski prezydent zauważył również, że nadmierne nagłaśnianie tragedii wołyńskiej leży w interesie Putina, tyle że ten wątek jego wypowiedzi nie był przejawem współczucia dla Ukrainy, a raczej elementem wewnętrznej walki politycznej. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia, który również ma ambicje prezydenckie, wyraził natomiast gotowość odłożenia dyskusji o tragedii wołyńskiej na późniejszy termin.

Spotkanie prezydentów Wołodymyra Zełenskiego i Andrzeja Dudy w przeddzień szczytu NATO. Zdjęcie: Marek Borawski/KPRP

W ariergardzie zrozumienia

Czy ludzie w Kijowie rozumieją złożoność sytuacji? Jestem pewien, że tak, lecz niemożliwe jest wprowadzenie znaczących zmian tu i teraz. Dmytro Kułeba popełnił błąd w ostatnich tygodniach swojego urzędowania na stanowisku ministra spraw zagranicznych [wypowiadając się na temat Wołynia i Akcji „Wisła” – red.] podczas Campus Polska w Olsztynie. Jego dymisja nie była jednak rytualną ofiarą dla Warszawy, raczej innego rodzaju rezonansem.

Andrij Sybiha, następca Kułeby, wykonał pierwszy telefon jako minister spraw zagranicznych do Radosława Sikorskiego. Na początku października Sybiha odwiedził Warszawę i spotkał się z Andrzejem Dudą, przewodniczącymi obu izb parlamentu, Sikorskim i polskimi ekspertami. Wśród jego rozmówców nie było jednak Donalda Tuska, który jest dziś właścicielem największego kawałka tortu władzy w Polsce.

Co robić?

W obecnej sytuacji nie ma sensu działać w zwykłym formacie, ponieważ stanowisk Polski i Ukrainy nie da się szybko zmienić. Jedynym sposobem na uleczenie „rany pamięci” jest działanie asymetryczne. Ukraina bardzo by skorzystała, gdyby Wołodymyr Zełenski znalazł okazję, powiedzmy, w drodze do Ramstein, pokazać Andrzejowi Dudzie i Donaldowi Tuskowi swój plan zwycięstwa. Tak, tak, obu, bo w marcu politycy ci polecieli razem do Joe Bidena, by uzgodnić wzmocnienie zdolności obronnych Polski.

Przydałoby się też publiczne podpisanie umowy na zakup polskiej broni czy zintensyfikowanie działań polsko-litewsko-ukraińskiej brygady imienia Konstantego Ostrogskiego.

Nie potrzebujemy imitacji energicznych działań, ale kroków potwierdzających realną treścią tezę o strategicznym partnerstwie obu krajów
No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Jewhen Magda to ukraiński politolog, historyk, dziennikarz, dyrektor Instytutu Polityki Światowej. Autor książek „Wojna hybrydowa. Przetrwaj i wygraj” oraz „Agresja hybrydowa Rosji: lekcje dla Europy”. Znalazł się w pierwszej dziesiątce ekspertów politycznych i analityków Ukrainy w rankingu edycji „Komentari” w 2020 roku.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Jako kobiety musimy polegać na sobie i bliskich osobach, którym naprawdę możemy zaufać. Rozdzierająca serce historia 25-letniej Lizy, brutalnie zgwałconej i zamordowanej w Warszawie, przypomniała nam, kobietom, że nasze krzyki i zwykłe mówienie „nie” nigdy nie zostaną przez mężczyzn w pełni zrozumiane.
Czytanie newsów i doświadczanie świata jako kobieta skłoniło mnie więc do poszukiwania sposobów, w jakie mogę się chronić.

Zajęcia z samoobrony, gaz pieprzowy, taksówki – to wszystko jest skuteczne. Ale bardzo frustruje mnie to, że „bezpieczeństwo” oznacza, że muszę wydawać więcej pieniędzy, a przede wszystkim dawać te pieniądze firmom należącym do mężczyzn.
Postanowiłam więc sprawdzić, w jaki sposób mogłabym przynajmniej finansować pomysły kobiet.

I tak natknęłam się na aplikację Aplikacja SafeMe, stworzoną i monitorowaną przez młode kobiety, które, jak ja, szukały rozwiązań pomagających się chronić. Ku mojemu zaskoczeniu komentarze pod reklamą aplikacji były przerażające, a wielu mężczyzn wyśmiewało kobiety za to, że chcą czuć się bezpieczniej, albo szerzyło rasizm. To skłoniło mnie do bliższego zbadania aplikacji.

Aplikacja ma dwa tryby: „Zamów obserwację” i„Wezwij pomoc”. Jeśli wybierzesz: „Zamów obserwację”, „Asystent Bezpieczeństwa SafeMe będzie nadzorować Twój przejazd, sprawdzając, czy przemieszczasz się wyznaczoną trasą, a w razie zagrożenia powiadomi odpowiednie służby porządkowe. Wystarczy, że określisz środek transportu i wybierzesz punkt docelowy w aplikacji, a my będziemy czuwali nad Twoim bezpieczeństwem”.

Z kolei w trybie „Wezwij pomoc” czytamy: „W sytuacjach zagrożenia lub poczucia uzasadnionego niebezpieczeństwa skorzystaj z aplikacji i wezwij pomoc.
Za pomocą jednego przycisku zawiadomisz Asystenta Bezpieczeństwa SafeMe, który skieruje odpowiednie służby do Twojej lokalizacji.”

Dzięki temu nie musisz dzwonić na policję i podawać swojej lokalizacji czy wyjaśniać, w jakiej jesteś sytuacji – bo aplikacja już to śledzi. Zdecydowałam się na jej zainstalowanie i od tamtej pory z niej korzystam (miesięczny abonament wynosi 12,49 zł).
Na rynku dostępne są również inne aplikacje, takie jak HomeGirl, Uber Women czy Bolt Women, z których często korzystam, wracając do domu.

Wiem, że aplikacja nie jest rozwiązaniem w przypadku braku poczucia bezpieczeństwa, którego doświadczamy my, kobiety.

Krzepiąca jest jednak świadomość, że istnieje społeczność kobiet, które troszczą się o siebie nawzajem, by stworzyć przestrzenie (nawet w Internecie), gdzie możemy czuć się bezpiecznie.
20
хв

Jak się chronię w Polsce

Melania Krych

Można ją umownie nazwać „listą Nawrockiego”. Prawdą jest, że Polska to republika parlamentarno-prezydencka, w której formalne kompetencje głowy państwa nie są obszerne. Jednak wypowiedzi Karola Nawrockiego podczas wyścigu prezydenckiego wymagają od Ukrainy radykalnych zmian w podejściu do dialogu z Warszawą. Obecny prezydent-elekt jest katalizatorem potrzebnych zmian w stosunkach Polski i Ukrainy, dlatego „listę Nawrockiego” należy tworzyć już teraz.

  1. Nowy traktat o przyjaźni i współpracy. Warto przypomnieć, że Traktat o dobrym sąsiedztwie, przyjaznych stosunkach i współpracy między Ukrainą a Rzecząpospolitą Polską został podpisany i ratyfikowany jeszcze w 1992 roku. Jest to logiczne, biorąc pod uwagę pierwszeństwo Polski w kwestii uznania niepodległości Ukrainy, jednak dziś przyjęcie nowej wersji Traktatu jest krokiem aktualnym. Warszawa i Kijów rozpoczęły odpowiednie konsultacje u szczytu kadencji prezydenta Andrzeja Dudy, a zakończenie tego procesu pozwoliłoby przerzucić logiczny pomost między jedną a drugą prezydenturą.

  2. Decyzja o kontynuacji ekshumacji ofiar Wołynia. Decyzja o przeprowadzeniu ekshumacji w Pużnikach (obwód tarnopolski) pozwoliła zneutralizować negatywny efekt kolejnego aktu wandalizmu na mogile żołnierzy UPA na górze Monastyr. Jednak kontynuacja ekshumacji jest logiczna, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Nawrocki przed wyborem na prezydenta RP był prezesem Instytutu Pamięci Narodowej. Krok ten pozwoli zminimalizować negatywne skutki oczekiwanego udziału Karola Nawrockiego w lipcowych wydarzeniach związanych z agresywnym upamiętnianiem ofiar Zbrodni Wołyńskiej.

  3. Zaangażowanie Polski jako mediatora w proces negocjacyjny z FR. Warszawę charakteryzują niebezpodstawne ambicje dyplomatyczne. Choć prezydent Polski, w odróżnieniu od swojego ukraińskiego odpowiednika, nie nominuje ministrów obrony i spraw zagranicznych, będzie starał się wpływać na politykę zagraniczną i obronną. Dlatego aktywniejsze pośrednictwo Polski w dialogu rosyjsko-ukraińskim może być korzystne zarówno dla Kijowa, jak i dla Warszawy.

  4. Udział w obchodach piątej rocznicy utworzenia Trójkąta Lubelskiego. W tym roku ta geopolityczna konstrukcja w regionie bałtycko-czarnomorskim obchodzi swoje pięciolecie, jednak w ostatnich miesiącach w polskiej retoryce polityki zagranicznej bardziej widoczny jest Trójkąt Weimarski (Niemcy – Polska – Francja). Niemniej jednak zarówno Trójkąt Lubelski, jak i utworzona dziesięć lat temu w tym mieście Polsko-Litewsko-Ukraińska Brygada im. Księcia Konstantego Ostrogskiego, mogą służyć wzmocnieniu bezpieczeństwa regionalnego. Warto to „sprzedać” Karolowi Nawrockiemu i członkom jego zespołu.

  5. Aktywizacja udziału Ukrainy w projekcie Trójmorza. Zainicjowany przez prezydentów Polski i Chorwacji projekt rozwoju krajów między Adriatykiem, Bałtykiem a Morzem Czarnym powinien politycznie przetrwać swoich założycieli – Andrzeja Dudę i Kolindę Grabar-Kitarović. Dla Karola Nawrockiego może to być element własnej aktywności w polityce zagranicznej, a dla Ukrainy – szansa na zwiększenie podmiotowości na arenie międzynarodowej. Ponadto Ukraina posiada rozbudowany system przesyłu gazu, który należy wykorzystywać do tranzytu gazu ziemnego.

  6. Wznowienie dialogu na temat udziału Polski w procesie odbudowy Ukrainy. Przedstawiciele polskiego biznesu od ponad dwóch lat próbują uzyskać od Ukrainy odpowiedź na pytanie dotyczące ich udziału w procesie odbudowy Ukrainy. Słusznie przypuszczają, że przedstawiciele różnych korporacji transnarodowych mogą ich odsunąć dosłownie w ostatniej chwili. Warto tu przypomnieć obietnicę Nawrockiego z debaty telewizyjnej o „wysyłaniu na Ukrainę nie polskich żołnierzy, a polskich biznesmenów” i podchwycić ją.

  7. Promowanie „nowego prometeizmu”. Opierając się na publicznym wizerunku nowo wybranego prezydenta Polski, Ukraina mogłaby zaproponować mu „nowy prometeizm” – koncepcję przeciwdziałania Rosji i jej wpływom w regionie bałtycko-czarnomorskim. Twórczo reinterpretując dziedzictwo Józefa Piłsudskiego, ukraińskie kierownictwo mogłoby spróbować stworzyć atmosferę zaufania w stosunkach z Warszawą.

Zamiast posłowia. Ukraina ma dwa miesiące na sformułowanie polityki wobec Nawrockiego i Polski, na czele której stanie on w sierpniu. Piłka jest po stronie ukraińskiej, i szanse na porozumienie z politykiem będącym nową postacią w polityce są wysokie.

20
хв

Po wyborach w Polsce: "Lista Nawrockiego" jako szansa dla Kijowa 

Jewhen Magda

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Ексклюзив
20
хв

Po wyborach w Polsce: "Lista Nawrockiego" jako szansa dla Kijowa 

Ексклюзив
20
хв

Bez integracji przegramy nie tylko z traumą – przegramy ze sobą

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress