Exclusive
20
min

Mapa z barszczu, goryczy i czułości

Mogę tylko teoretycznie spróbować przekonać się, jak to jest być przesiedleńcem. A możliwość takiego doświadczenia zawsze przerażała mnie o wiele bardziej niż ataki wroga na Kijów. Nigdy jednak nie zapytałabym mojej przyjaciółki, czy rozważała powrót do Ukrainy w czasie wojny. Nie byłam na jej miejscu, nie znam wszystkich okoliczności

Iryna Cilyk

Iryna Cilyk. Zdjęcie: Anastasia Ticha

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Leżę na kanapie w małej kuchni gdzieś w Warszawie i rozkoszuję się zapachem cebuli, buraków, marchewki i pomidorów gotujących się spokojnie na patelni. Tak pachnie perspektywa bycia karmioną barszczem.

Moja przyjaciółka krząta się przy kuchence, podczas gdy ja wydycham zmęczenie po wczesnym przylocie z Paryża. Do mojego pociągu do Kijowa pozostało jeszcze pięć godzin, więc wpadłam z butelką wina i torbą słodyczy (w tym domu jest jeszcze dwóch małych fanów misiów Haribo & Co.) W zamian dostałam kawę i słodycze, dużo rozmów i nieoczekiwane uczucie domowej atmosfery, która zdarza się tylko w domu mojej matki lub innych moich bliskich, gdzie można wpaść bez ceremonii i bezwstydnie położyć się na kanapie podczas przygotowywania obiadu.  

Dlaczego wcześniej nie skorzystałem z tak wspaniałej oferty? – myślę sobie. W końcu często latam, a możliwość wpadnięcia do znajomej na kawę w obcym mieście jest bardzo pomocna. Dotyczy to jednak również nieznajomych.

Pamiętam, jak kiedyś napisałam post na Facebooku z pytaniem, czy mogłabym odwiedzić kogoś w Warszawie i wziąć prysznic. Otrzymałam dziesiątki ciepłych zaproszeń, a większość z nich pochodziła od Ukrainek, których nie znałem. Cóż, teraz w prawie każdym polskim czy innym europejskim mieście naprawdę mam gdzie napić się kawy i wziąć prysznic.

To jest również wyznacznik naszej nowej rzeczywistości: ukraińskie kobiety ostatnio osiedlają się na całym świecie, a większość z nich (przynajmniej te, które znam) tęskni za możliwością zobaczenia się, komunikowania się osobiście, wzięcia nawzajem w ramiona.  

Moje rozmyślania przerywa wesoła dziewczyna przeskakująca z pokoju do kuchni na jednej nodze. Drugą nogę ma w gipsie, ale nie wydaje się, by jej to przeszkadzało. „Mamo, obiecałaś lody!” Ponad dwa lata życia tej rodziny w Polsce można odczytać w sposobie, w jaki ta dziewczynka i jej brat komunikują się w surżyku złożonym z ukraińskich i polskich słów.

„Tak, tak, zaraz pójdziemy” – zgadza się moja przyjaciółka, której, niczym wielorękiej hinduskiej bogini, udaje się jednocześnie zająć barszczem, przygotować tymczasowo wypożyczony wózek inwalidzki i pomóc córce ubrać się na spacer. A wszystko to robi z taką łatwością, że autentycznie ją podziwiam.

– To przez antydepresanty – śmieje się. – Wiesz, ostatnio to do mnie dotarło. Przyłapałam się nawet na tym, że nie krzyczę już na dzieci. Wyobrażasz sobie?

Spędzę więc jeszcze kilka godzin w tym domu, obserwując życie rodziny. Moje wrażenia będą oczywiście powierzchowne i niekompletne, coś w rodzaju wierzchołka góry lodowej, ale i tak będę miała czas, by dużo poczuć.

– Wiesz, prawie nigdy nie pozwalam sobie tutaj choćby na kieliszek wina – mówi moja przyjaciółka, odkładając butelkę, którą przyniosłam, na górną półkę. – W dniu, w którym przydarzyło się nam to złamanie nogi na rowerze, zdałam sobie sprawę, że nie mam prawa zrelaksować się nawet na chwilę. Kontuzje i tego typu rzeczy zawsze zdarzają się niespodziewanie.

Jak mogłabym sobie pozwolić na słabość lub brak koncentracji, skoro jestem jedyną osobą odpowiedzialną za dzieci? Jestem tu jedynym dorosłym, rozumiesz?  

Nie wiem, czy rozumiem, bo nigdy nie byłam na jej miejscu. I choć na różnych etapach naszego rodzinnego życia to mój mąż był na froncie, a ja pozostawałam tą dorosłą, która sama musiała zajmować się naszym synem, to i tak zawsze miałam u boku najbliższych i przyjaciół. Co tu dużo mówić – dom i ściany pomagają.

„Co pozostaje”, Anna Reinert-Faleńczyk. Obraz z wystawy „Nie śpię, kiedy jest wojna”

Mogę tylko teoretycznie spróbować przekonać się, jak to jest być przesiedleńcem. Szczerze mówiąc, możliwość doświadczenia czegoś takiego zawsze przerażała mnie o wiele bardziej niż ataki wroga na Kijów. Ale nigdy nie zapytałbym mojej przyjaciółki, czy rozważała powrót do Ukrainy w czasie wojny. Nie byłam na jej miejscu, nie znam wszystkich okoliczności, pułapek. Nie rozmawiam na takie tematy z moimi przyjaciółmi, którzy wyjechali za granicę. Tymczasem oni sami inicjują takie rozmowy.

– Czuję się, jakbym była zawieszona między światami – mówi mi przyjaciółka. – Nie chcę zapuszczać korzeni w Polsce, budować tu swojego życia, chcę wrócić do domu bardziej niż kiedykolwiek. Ale...

Tak, w jej życiu jest wiele gorzkich „ale”. Jest rozwiedziona i samotnie wychowuje dwójkę dzieci, nie ma w Kijowie własnego domu, nie ma pieniędzy na czynsz, a teraz, z tym jej specyficznym zawodem, w kraju nie ma dla niej pracy. A w Polsce pracę znalazła. Nie taką, o jakiej marzyła – ale płacą. No i dzieci. Już od dwóch lat chodzą do szkoły, uczą się języka, nawiązują przyjaźnie.

Syn mojej przyjaciółki, u którego zdiagnozowano zespół Aspergera, miał szczęście w szkole – dobrze wpasował się w zespół, co jest bardzo ważne. Moja córka lubi chodzić do klubów, które są bezpłatne.

Lecz co najważniejsze, wojna w Ukrainie jeszcze się nie skończyła.

– Ale cały czas czuję się, jakbym była w szpagacie między dwiema rzeczywistościami

– I to poczucie wiecznej tymczasowości, a jednocześnie zakorzenienia w kraju, w którym nie planuję żyć, po prostu mnie niszczy – przyznaje, nalewając pachnący barszcz do talerza. – Tak bardzo chcę wrócić do domu, ale nie mogę jeszcze podjąć decyzji o rozpoczęciu procesu powrotu.

Zmienione tożsamości

Nagle doznaję déja vu, bo niedawno odbyłam podobną rozmowę, a w Wilnie również poczęstowano mnie pysznym barszczem. Tyle że moja znajoma jest tam w jeszcze bardziej dramatycznej sytuacji: jest samotną matką wielodzietnej rodziny, a ich dom na wschodzie Ukrainy jest w strefie działań wojennych. Nie ma możliwości powrotu. I czy w ogóle kiedykolwiek będzie?

Nie jest jej łatwo utrzymać się w obcym kraju: rodzina nie ma żadnego specjalnego wsparcia z Litwy, czynsz prawie całkowicie pochłania jej skromną pensję i stypendium studenckie jej córki na pierwszym roku. Młodsze dzieci uczą się w szkole, doganiając swoich lokalnych kolegów, a najmłodsza córka tak dobrze przystosowała się do środowiska przedszkolnego, że trudno powiedzieć, w którym języku mówi lepiej – litewskim czy ojczystym.

Moja przyjaciółka, matka pięciorga dzieci, zdobyła za granicą nowy zawód i jest kierowcą trolejbusu. Na początku bardzo bała się tej odpowiedzialności, w pierwszych miesiącach pracy schudła 10 kilogramów, ale już się uspokoiła.

– Jestem wdzięczna Litwinom między innymi za to, że dają uchodźcom wewnętrznym możliwość studiowania za darmo – wyznaje. – Owszem, muszę zwrócić zainwestowane we mnie pieniądze w ciągu pierwszych sześciu miesięcy pracy, ale to sprawiedliwe. Teraz myślę o nauce jazdy autobusem, bo nie wszystkie miasta w Ukrainie mają trolejbusy.

Ten bolesny temat wisi między nami.

Moja przyjaciółka uparcie planuje swoją przyszłość w Ukrainie, lecz w tej chwili wszystkie jej pytania bez odpowiedzi są jak otwarte rany

Czy, gdy wrócą, ich dom na Doniecczyźnie nadal będzie stał, skoro miasto jest teraz pod ciągłym ostrzałem? A jeśli nie, to które ukraińskie miasto przyjmie tę liczną rodzinę? I jak odbudują tam swoje życie, gdy wojna się skończy? No i kiedy ona się skończy?

Jest jeszcze jeden problem: przynajmniej jeden z jej synów i ona sama są wrażliwi na ostrzał, bo w swoim mieście przeżyli trudne pierwsze lata walk. W przeciwieństwie do wielu innych Ukraińców, nie przystosowali się i nie nauczyli się radzić sobie ze strachem.  

Jest zbyt wiele bolesnych pytań, a za mało wskazówek dotyczących możliwych odpowiedzi. Tak czy inaczej, moja przyjaciółka bardzo tęskni za domem i dużo o tym mówi. I to nie tylko za domem – miejscem zamieszkania...

– Tak bardzo martwię się o los naszego narodu – mówi mi z bólem. – Bo nasi najlepsi mężczyźni giną na wojnie, a tak wiele kobiet i dzieci wyjechało do innych krajów.  

Słucham i patrzę na tę kobietę ze zdumieniem. Bo kiedy ją poznałam, pytania o los narodu ukraińskiego były jej zupełnie obce, a język i kultura ukraińska – egzotyczne. Niektórzy uświadamiają sobie swoją ukraińskość dopiero wtedy, gdy tracą możliwość życia w Ukrainie.

Łatwych rozwiązań już nie będzie

Mam przywilej pozostania w domu w czasie wojny. To świadoma decyzja mojej rodziny, z wzięciem odpowiedzialności za jej możliwe konsekwencje, ale też pochodna sprzyjających czynników. W przeciwieństwie do wielu Ukraińców, mam własny dom w nienaruszonym stanie i mieszkam w Kijowie, który nadal jest najbezpieczniejszym ze wszystkich ukraińskich miast. I na szczęście nie straciłam możliwości zarabiania na życie.

Oczywiście można by długo rozmawiać o wadach tego wyboru, lecz ja i moi przyjaciele, którzy byli po drugiej stronie tego doświadczenia, jesteśmy dość ostrożni na tym cienkim lodzie. Mimo to jestem zaskoczona za każdym razem, ilekroć ich widzę – tych, którzy wyjechali do Polski, Litwy, Niemiec, Francji, USA itp. i jeszcze nie podjęli decyzji o pozostaniu tam – gdy zaczynają mi się tłumaczyć i usprawiedliwiać. Tak jakby fakt, że pozostałam w Ukrainie, dawał mi prawo do ich osądzania.

Daj spokój! Nikt z nas nie będzie już miał prostych rozwiązań!

I słucham cię, moja droga. Bardzo uważnie słucham o wszystkich twoich trudnych wyzwaniach i czasami zadaję sobie pytanie: Czy ja bym tak mogła?

I cieszę się, gdy dowiaduję się o sukcesach twoich dzieci lub twoich własnych sukcesach w obcym świecie. I oddycham z ulgą, gdy dowiaduję się, że wykryty u ciebie rak czy inna choroba jest w tym twoim nowym kraju leczony bezpłatnie i profesjonalnie. I wcale nie denerwują mnie twoje codzienne małe radości, którymi wstydzisz się otwarcie dzielić w mediach społecznościowych.

Często jestem z was szczerze dumny – wszystkie te inicjatywy wolontariackie, niesamowite projekty, które realizujecie w nowych miejscach, cała ta wspaniała wspólna praca na rzecz Ukrainy i jej armii, wizerunku, kultury – to bardzo, bardzo ważne. Ukraińska diaspora jest naszym supermocarstwem, zawsze to powtarzam.

Ale nie będę kłamać: często jestem rozgoryczona i zirytowana tym, że ta suka wojna rozrzuciła was po całym świecie, że przecież długi pobyt w innych światach nie może nie wpłynąć na zmiany w waszej mentalności i optyce.

Chcę jednak nadal wierzyć w naszą siłę i jedność, chcę byśmy byli wobec siebie mniej zgorzkniali i nauczyli się słuchać innych w tej nie czarno-białej rzeczywistości. Chcę czuć, że okoliczności i odległości nie odbierają mi ludzi, na których mi zależy. I poczuć się trochę jak w domu, gdy gdzieś zostanę poczęstowana prawdziwym ukraińskim barszczem.

Zdjęcie: Artem Czech

...Podziękowawszy za gościnę, ponownie opuszczam Warszawę, by złapać pociąg do Kijowa. Często tak podróżuję i mam całą kolekcję obserwacji. Te pociągi, które kursują między Ukrainą a Polską, są zawsze pełne naszych kobiet i dzieci, niosących ciężkie walizki, uczących się różnych języków w aplikacjach (och, wieczny dźwięk Duolingo!), posiadających specjalne dokumenty potwierdzające legalność ich długich pobytów w innych krajach, hojnie dzielących się okolicznościami ich nowego życia, narzekających lub chwalących się, smutnych lub śmiejących się, usprawiedliwiających się lub broniących swoich decyzji agresywnie, nawet jeśli nikt ich nie zaatakował. To wszystko łamie serce.

Przez jakiś czas obserwowałam na drodze żywiołową córeczkę innej pasażerki. Dziewczynka musi mieć około trzech lat, jest aktywna i ćwierka o wszystkim. Trudno mi ją zrozumieć. „Ona już lepiej mówi po niemiecku niż po ukraińsku” – mówi jej matka, zawstydzona i jakby przepraszając wszystkich.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska reżyserka filmowa i pisarka. Jest reżyserką filmu dokumentalnego "Ziemia jest niebieska jak pomarańcza", który zdobył nagrodę za najlepszą reżyserię na festiwalu Sundance w 2020 r. oraz Narodową Nagrodę Ukrainy im. Tarasa Szewczenki w 2023 r. Wyreżyserowała film "Ja i Felix", oparty na powieści "Kim jestem?" autorstwa Artema Czecha, ukraińskiego pisarza i męża Iryny. Jest autorką 8 książek (poezja, proza, książki dla dzieci), w tym Depth of Field i Red on Black Traces. Jej książki zostały przetłumaczone na angielski, niemiecki, francuski, polski, czeski, grecki, włoski, turecki i inne języki. Podczas rosyjskiej wojny w Ukrainie zaczęła pisać felietony i eseje dla międzynarodowych mediów, w tym Frankfurter Allgemeine Zeitung, Sonntags Zeitung (Niemcy), Weekendavisen (Dania), Dwutygodnik (Polska) i innych. Jej eseje znalazły się w zbiorze Ukraine 22, opublikowanym w Wielkiej Brytanii (Penguin Random House, 2023). Esej Iryny "Inne życie" stał się częścią projektu we współpracy z amerykańskim fotografem Jimem Goldbergiem (Stanley/Barker, 2022). Inny esej, "The Way of the Ouroboros", został włączony do książki o szwajcarskiej artystce Miriam Kahn, opublikowanej w Paryżu (2023).

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Ursula von der Leyen to polityczka pochodząca z Niemiec – kraju, którego politykę za czasów kanclerza Gerharda Schroedera Rosja zdołała od wewnątrz zmanipulować. Najsilniejszy przemysłowo kraj Europy popełnił katastrofalny błąd w polityce energetycznej, wpadając w objęcia Putina – kilka kolejnych niemieckich rządów oddawało krok po kroku bezpieczeństwo energetyczne Niemiec w ręce wielkich przemysłowców. Nie liczyło się nic poza szybkimi zyskami i obniżeniem kosztów produkcji, dlatego kraj uzależnił się od taniego gazu i znacznych rabatów udzielanych przez Kreml. Rosyjski gaz w Niemczech stał się tak tani, że zaczęto go wykorzystywać nie tylko do ogrzewania domów i produkcji chemicznej, ale także do wytwarzania energii elektrycznej. Spowodowało to jeszcze większą zależność, na którą niemieccy politycy patrzyli przychylnie. Gaz był przez nich uważany za tanią i bardziej ekologiczną alternatywę dla węgla i ropy.

Dlatego Kreml nabrał przekonania, że Niemcy, będąc w znacznym stopniu uzależnione od jego nośników energii, nie kiwną palcem, gdy najpierw upadnie Ukraina, a potem kraje bałtyckie i Polska
UE zagroziła zablokowaniem Nord Stream 2, jeśli Kreml nie zgodzi się na rozejm. Zdjęcie: ANDREW MEDICHINI/AFP/East News

Pewności Rosjanom dodawał ambitny projekt, nad którym Putin i jego niemieccy lobbyści pracowali przez dekady – gazociągiem Nord Stream 2, będącym inwestycją za ponad 9,5 mld dolarów i zacieśniającym niemiecko-rosyjskie partnerstwo energetyczne. O to, by ten gazociąg zaczął działać, Niemcy toczyły ciężkie boje z Trumpem podczas jego pierwszej kadencji i z Joe Bidenem.

Jednak wystąpienie Ursuli von der Leyen w Parlamencie Europejskim na początku maja daje do zrozumienia, że Niemcy i Europa w końcu odpokutują za wieloletnie angażowanie się w niebezpieczny projekt Putina.

– Era rosyjskich paliw kopalnych w Europie dobiega końca – oświadczyła polityczka

Właśnie rezygnację z rosyjskich paliw kopalnych von der Leyen uznała za jeden z trzech kluczowych warunków osiągnięcia trwałego pokoju w Ukrainie. Od połowy pierwszej dekady XXI wieku Rosja intensywnie promowała w Berlinie, Brukseli i Paryżu tezę, że Ukraina jest bardzo niepewnym tranzytowym dostawcą gazu dla Europy, a w kwestii technologii gazowych Ukraińcy są zacofani. W rzeczywistości było na odwrót: to właśnie w Kijowie zaprojektowano główne radzieckie gazociągi, które potem przyniosły Putinowi i jego otoczeniu miliardy dolarów.

Przywództwo Ursuli von der Leyen w Unii przypadło na trudne czasy – wojnę handlową ze Stanami Zjednoczonymi i pogorszenie się stosunków Europejczyków z prezydentem Donaldem Trumpem. Chcąc go skłonić do konstruktywnych rozmów z Europą, Niemka wezwała na pomoc premierkę Włoch Giorgię Meloni. Dziś razem szukają sposobów na ratowanie Europy.

Giorgia Meloni i Ursula von der Leyen. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/East News

Von der Leyen ma jasny plan, jak stopniowo uwalniać Europę od roli potencjalnego bezwolnego trofeum Chin, Rosji i Stanów Zjednoczonych. Liderka Unii Europejskiej proponuje rezygnację z nowych umów na dostawy rosyjskiego gazu, w tym gazu przesyłanego rurociągami i skroplonego gazu ziemnego (LNG). Ma go zastąpić gaz amerykański i to właśnie osobiste kontakty Meloni z Trumpem mają pomóc w ustaleniu, jaki będzie jego udział. Najlepiej, by to nie był monopol.

Plan von der Leyen przewiduje korzystanie przez Europę z alternatywnych źródeł energii. Zgodnie z nim UE zwiększa wykorzystywanie odnawialnych źródeł energii i import gazu z innych krajów. Proponuje się też nowe zasady monitorowania i przejrzystości dostaw gazu, by można było uniknąć ukrytych zakupów rosyjskiego paliwa.

Osobno pojawia się propozycja stopniowego ograniczenia roli rosyjskiego sektora jądrowego: UE planuje też stopniowe ograniczenie importu wzbogaconego uranu i innych materiałów jądrowych z Rosji.

To atut, który od lat pozwala Rosji straszyć atakiem nuklearnym i szantażem wymuszać na Europie ustępstwa

Przewodnicząca Komisji Europejskiej jest jednym z pierwszych polityków, którzy zaczęli mówić o dostosowaniu europejskiego przemysłu obronnego do wyzwań nowych czasów: „Czas iluzji minął. Teraz Europa musi wziąć na siebie większą odpowiedzialność za własną obronę. Nie w odległej przyszłości, ale już dziś, nie stopniowymi krokami, ale z odwagą, której wymaga sytuacja”.

Oczekuje się, że w czerwcu 2025 r. zostanie przedstawiony pakiet zmian dla europejskiego przemysłu obronnego, który uprości certyfikację, testowanie i systemy zakupów uzbrojenia. Wszystko to stanowi właściwą odpowiedź na kryzys, w który pogrążyła Europę bierność wobec manipulacji i szantażu ze strony Rosji. Według von der Leyen przed rozpoczęciem inwazji na Ukrainę kraje UE płaciły Rosji za nośniki energii 12 mld euro miesięcznie. Obecnie kwota ta spadła do 1,8 mld. Udział rosyjskiego gazu w unijnym imporcie zmniejszył się z 45% do 13%, a import ropy zmalał dziesięciokrotnie.

Chociaż Węgry i Słowacja, których rządy są lojalne wobec Kremla, bardzo chcą ponownie odkręcić kurek z rosyjską ropą i gazem, przywódczyni Unii Europejskiej dała do zrozumienia, że nic takiego się nie stanie. Viktor Orbán i Robert Fico będą więc musieli pogodzić się z rzeczywistością i zmienić kurs, na przykład poprzez rozwijanie alternatywnych sposobów produkcji energii elektrycznej, tak jak od kilku lat robi to Polska.

Ursula von der Leyen i Donald Tusk. Zdjęcie: JONAS ROOSENS/HOLLANDSE HOOGTE/East News

„Rosja wielokrotnie wykazała swoją niewiarygodność jako dostawca. Putin wstrzymywał dostawy gazu do Europy w 2006, 2009, 2014 i 2021 roku, a także podczas wojny. Ile jeszcze trzeba, żebyśmy to zrozumieli? Uzależnienie od Rosji szkodzi nie tylko naszemu bezpieczeństwu, ale także gospodarce. Nasze ceny energii nie mogą zależeć od wrogiego sąsiada” – stwierdziła niemiecka polityczka.

Ursula von der Leyen zmieniła zasady gry, których przestrzegali tolerancyjni wobec Rosji europejscy dżentelmeni

W epoce wielkich wstrząsów ta zdecydowana kobieta w Brukseli stała się zbawieniem dla wszystkich. Europa nie jest już bowiem rozdarta między wątpliwościami a kompromisami. Architektką tego procesu jest właśnie von der Leyen.

Latem 2024 r. gazeta ekonomiczna „Handelsblatt” opublikowała obszerny artykuł o tym, jak była kanclerz Niemiec i szefowa CDU/CSU Angela Merkel ukrywała informacje na temat taktyki szantażu Putina i skali uzależnienia niemieckiego biznesu od rosyjskich surowców energetycznych. Miało to potem wpływ na decyzje polityczne podejmowane w Brukseli i Waszyngtonie.

Ursula von der Leyen jest wieloletnią gwiazdą CDU – partii, która odniosła zwycięstwo w ostatnich wyborach w Niemczech. Prowadzona przez nią polityka zdaje się świadczyć o tym, że przywódczyni UE naprawia błędy historii i odpokutowuje za dawne grzechy swoich politycznych kolegów.

Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji”.

20
хв

Pierwsza w Europie. Jak Ursula von der Leyen ratuje Zachód spod gilotyny rosyjskiego gazu

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Kiedy wyjechał, odetchnęłam z ulgą – niech lepiej będzie daleko, ale bezpiecznie.

W pierwszych dniach marca 2022 roku zostawiłam mojego 15-letniego syna Daniła w samochodzie ledwo znanych mi ludzi, którzy jechali w kierunku polskiej granicy. 

Był mroźny, suchy i, jak mi się wydaje, nawet nieco słoneczny dzień w napiętym, prawie pustym Kijowie. Transport publiczny nie działał, taksówka kosztowała tyle co bilet lotniczy, a przejazd nią był nieprzewidywalny z powodu blokad. Z rodzinnej Obołoni [dzielnica Kijowa] do miejsca odjazdu Daniła przywiozła moja przyjaciółka. Kilka dni później wstąpiła do wojska i do dziś tam służy. 

Daniło miał ze sobą tylko plecak z kilkoma koszulkami i spodniami – każde miejsce w środkach transportu z Ukrainy było na wagę złota, więc nie było mowy o walizkach. Jak i ile czasu Daniło jechał z Kijowa do Lwowa przez ogromne korki – to osobna historia. Ale w końcu dotarł do Polski, a 11 marca wyleciał z Warszawy do Kanady. 

Daniło był już tam z drużyną hokejową, więc miał ważną wizę kanadyjską. Ja nigdy nie byłam w Kanadzie i wiedziałam o tym kraju tylko, że jest tam zimno, ale ludzie są przyjaźni. No i że pod Vancouver mieszkają nasi znajomi z drużyny, którzy wyjechali z Doniecka jeszcze w 2014 roku. Prawdopodobnie dlatego od razu zgodzili się przyjąć syna. Jak wtedy myśleliśmy, na kilka tygodni. 

Następnym razem zobaczyłam go dokładnie rok później – przyjechał do Ukrainy i spędził z nami lato. Szczerze mówiąc, nie było to szczęśliwe lato. Co innego, gdy ostrzeliwują ciebie, a co innego, gdy ostrzeliwują twoje dziecko. Nie zawsze zwracam uwagę na alarmy powietrzne i ani razu nie schroniłam się w schronie, ale kiedy Daniło był w pobliżu, nie mogłam znaleźć sobie miejsca podczas gdy wyły syreny.. 

Kiedy wyjechał, odetchnęłam z ulgą – niech lepiej będzie daleko, ale bezpiecznie. 

W zeszłym roku, w 2024 roku, również go zobaczyłam – na jego kanadyjskiej maturze. Z powodu wojny nie pożegnał się z ukraińską szkołą. Pierwszego lata po inwazji po prostu odebrałam jego świadectwo ze złotym medalem w sekretariacie szkoły, nie powstrzymując łez goryczy za niego i wszystkie nasze dzieci. Kiedy stało się jasne, że będzie kontynuował naukę w kanadyjskiej szkole, postanowiłam, że muszę być obecna na zakończeniu roku szkolnego, nawet jeśli droga z Kijowa do Vancouver będzie kosztować tyle, ile dwa miesiące życia w Ukrainie. 

Daniło Bereza na zakończeniu roku szkolnego w Kanadzie, 2024 r.

To nie jest historia o największym bólu. Ta historia jest o bólu, którego w ogóle nie powinno być.

W marcu tego roku minęły trzy lata, odkąd mieszkamy w odległości 8640 kilometrów od siebie. Jak minęły? Myślę, że łatwiej, niż gdyby Danio był młodszy lub starszy w momencie inwazji. Przyjechał do Kanady w wieku 15 lat, przez dwa i pół roku uczył się w lokalnej szkole, dostał się do drużyny hokejowej, uzyskał prawo jazdy, znalazł dodatkową pracę, poznał dziewczynę. Pierwszy rok w Kanadzie nie był łatwy, ale ogólnie integracja przebiegła pomyślnie.


Być może pomogło też to, że Kanada jest krajem imigrantów z silną diasporą ukraińską. 

Jeśli można tak powiedzieć w tej sytuacji, to ja miałam „szczęście”, że Putin i jego ołowiani żołnierze najechali Ukrainę, kiedy Daniło był już nastolatkiem. Dzięki temu mógł sam wyjechać do obcego kraju, a ja zostałam i kontynuowałam pracę w swoim zawodzie. Setki tysięcy naszych kobiet, których dzieci były młodsze w momencie inwazji, zostały zmuszone do wyjazdu wraz z nimi do obcych krajów, nie znając języka, nie mając możliwości znalezienia godziwej pracy i wsparcia rodziny. 
Jednocześnie matki takie jak ja mają swoje trudności. Jedną z nich jest systematyczne opuszczanie najważniejszych wydarzeń w życiu dziecka i często dowiadywanie się o nich po fakcie. Dla mamy, która zawsze była głęboko zaangażowana w życie syna, jest to bolesne doświadczenie. 

Tak, Daniło zapisał się do nowej szkoły nie ze mną, ale z mamą z rodziny, która go przyjęła.
Przygotowywał się i wstąpił na uniwersytet nie ze mną, ale z kuratorką szkolną.
Święta Bożego Narodzenia spędził nie z własną rodziną, ale z rodziną swojej dziewczyny.
Nowy Rok nie spędził ze mną i babcią, ale sam w samochodzie na parkingu, ponieważ w Kanadzie to święto nie ma takiego znaczenia jak u nas.
Nawet datę operacji po urazie barku wybrał bez mnie... 

Część tych trudności wynika z odległości i różnicy czasu. Ale wojna maksymalnie komplikuje sytuację. Na przykład wkrótce czeka go poważna operacja, która wymaga długiej rekonwalescencji. Normalnie przywieźlibyśmy go do domu, otoczyli troską. Ale syn ma już 18 lat i nie może swobodnie wyjechać z Ukrainy. Więc przejdzie przez to sam, a jego rodzina będzie w tym czasie na innym kontynencie. 

Oczywiście to zupełnie inne doświadczenie niż wtedy, gdy twój syn dorasta w kraju, który codziennie jest ostrzeliwany. Albo gdy przez trzy lata nie może zobaczyć ojca. Albo gdy poszedł walczyć. Albo... albo... albo...

Ale ta historia nie jest o największym bólu. Ta historia jest o bólu, którego w ogóle nie powinno być.

Tak jak nie powinno być państwa-terroysty, które dzieli rodziny na lata i kilometry, a niektóre nawet na zawsze. 

Data publikacji: 1.5.2025

20
хв

Niech już lepiej będzie daleko

Anastasija Bereza

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Wrzesień 2024 w Ukrainie na zdjęciach

Ексклюзив
20
хв

Szwecja chce ułatwić życie ukraińskim uchodźcom

Ексклюзив
20
хв

Republika Czeska nie wesprze Ukraińców, którzy unikają mobilizacji za granicą

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress