Exclusive
20
min

Kwitne Queer, czyli Inni w Berlinie

„W Niemczech Ukraińcy mają zapewnionych darmowych tłumaczy, tyle że większość z nich to homofobiczni Rosjanie. Postanowiliśmy więc chronić przed tym naszą społeczność queer”

Ksenia Minczuk

Loki von Dorn i Maryna Usmanowa – założycielki jedynej organizacji queerowej dla Ukraińców w Europie Zachodniej. Zdjęcie: Ołena Kwasza

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

„Tęczowe symbole” – dla Rosjan sygnał do poniżania, znęcania się, gwałtów i mordowania

– Przed inwazją byłam współzałożycielką i dyrektorką organizacji „Insza” [Inna – red.] w Chersoniu – mówi Maryna Usmanova. – Od 2014 roku chroni ona prawa kobiet i członków społeczności LGBT+. Organizowaliśmy akcje informacyjne, szkolenia dla policji i władz lokalnych, działaliśmy na rzecz otwarcia schroniska dla ofiar przemocy domowej.

Maryna Usmanowa. Zdjęcie: FB
Podczas okupacji przewoziliśmy ludzi z regionu Chersoń. Udało się usunąć ponad 300 osób: przedstawicieli społeczności LGBT, aktywistów, dziennikarzy, żony wojska. Dla tych, do których śmierć była podobna

Organizacja charytatywna „Insza” i zespół organizacji pozarządowej „Prożektor” [Reflektor – red.] wspólnie udokumentowali zbrodnie wojenne przeciwko osobom LGBT+ na okupowanym, a potem wyzwolonym terenie obwodu chersońskiego. Zdarzały się przypadki brutalnych nadużyć ze strony rosyjskich wojskowych. Dla nich „tęczowe symbole” (w telefonach czy na tatuażach) to sygnał do poniżania, znęcania się, gwałtów i mordowania.

Według raportu „Prożektora” rosyjscy żołnierze nagminnie atakują osoby należące do społeczności LGBT+. Istnieją dowody, że zmuszali mężczyzn do rozbierania się, sprawdzali ich smartfony pod kątem aplikacji randkowych dla osób tej samej płci i dotkliwie ich bili.

Ołeksij został zatrzymany w punkcie kontrolnym, wepchnięty do furgonetki i przewieziony do tymczasowego aresztu tylko za to, że był osobą LGBT+. W areszcie najpierw go pobili pobity. Potem przynieśli mu czerwoną sukienkę i zmusili do jej założenia. W tej sukience został zabrany na przesłuchanie przez oficera FSB. Rosjanom nie spodobały się odpowiedzi Ołeksija, więc wpisali go na specjalną listę i pozostawili w areszcie. Wpisanie na tę listę „pozwalało” strażnikom go bić, torturować elektrowstrząsami, zmuszać do jedzenia ukraińskiej flagi itp.

W areszcie często dochodziło do przemocy seksualnej. Nie było żadnej opieki medycznej, więźniowie byli karmieni raz dziennie i tylko ci, którzy „zasłużyli” na prysznic, mogli z niego skorzystać. Strażnicy zmuszali zatrzymanych do aktów seksualnych – to był warunek zgody na prysznic. Ołeksij był przetrzymywany przez 64 dni. Zanim go zwolnili, każdego ranka przez 10 dni z rzędu musiał śpiewać rosyjski hymn. Strażnicy obserwowali go przez lornetkę z innego budynku, by mieć pewność, że to robi.

Takich przykładów jest wiele.

–  Część społeczności LGBT+ nadal mieszka w Chersoniu, ale działa tam już „Insza” – kontynuuje Marina Usmanowa. – Otrzymaliśmy na przykład dotację na dostarczenie do miasta rowerów: Chersoń ma problem z transportem publicznym, a poruszanie się po mieście pieszo jest niebezpieczne. Kupiliśmy więc rowery, przywieźliśmy je do miasta i rozdaliśmy tym, którzy ich potrzebowali. Inną naszą inicjatywą jest ocalanie dzieł sztuki. Udało nam się uratować wiele cennych eksponatów.

Jednak pobyt w Chersoniu był dla mnie zbyt niebezpieczny i musiałam wyjechać. W mieście działałam jako aktywista, zapraszano mnie do telewizji i radia, a adres naszej organizacji był adresem domu, w którym mieszkałam. Nie było trudno więc namierzyć mnie jako działaczkę LGBT+. Poza tym przed inwazją centrum kryzysowe prowadziło kampanię, którą reklamowały billboardy z moją twarzą. A jeśli wpiszesz w Google: „Chersoń LGBT”, dostaniesz wiele informacji na mój temat.

Jak się później dowiedziałam, szukali mnie. Gdybym więc nie wyjechała, nie rozmawiałabym teraz z tobą

Każdy potrzebuje swojej społeczności, zwłaszcza Ukraińcy

– Do Berlina dostaliśmy się „przez Australię”. Nasz przyjaciel aktywista z Chersonia, który przeprowadził się do Australii dawno temu, pomógł nam znaleźć ludzi w Berlinie, którzy zgodzili się nam pomóc.

Zostaliśmy zakwaterowani w komunie anarchistycznej. Było nas siedmioro, plus kot i pies. Wszyscy mieszkaliśmy w jednym pokoju przez 8 miesięcy, ale to nie była najgorsza opcja. Jesteśmy bardzo wdzięczni, anarchiści to święci ludzie (śmiech).

Zaczęliśmy spotykać innych aktywistów i pewnego dnia razem z Lokim von Dornem zdecydowaliśmy, że stworzymy własną organizację.

Teraz społeczność Kwitne Queer liczy ponad 100 członków. Jesteśmy jedyną organizacją queerowych Ukraińców w Europie Zachodniej. Spotykamy się mniej więcej raz w tygodniu, omawiamy plany, organizujemy dyskusje, wykłady, grupy wzajemnego wsparcia, gramy w „Mafię” i wspólnie obchodzimy święta. Dziś każdy potrzebuje własnej społeczności, zwłaszcza Ukraińcy.

W zespole Kwitne Queer jest pięć osób: Kiryło Kozakow, Maryna Usmanowa, Loki von Dorn, Gala Kornienko i Mariana Polewikowa. Wszyscy przyjechali do Berlina z powodu wojny. Zdjęcie: archiwum prywatne

Zdarza się, że przyjeżdżasz do miejsca, które wydaje się przyjazne dla ludzi takich jak ty, a potem słyszysz nieprzyjazne pytania o politykę: „Dlaczego wasz Zełenski jest w stanie wojny z Rosją?”. I często zadają je nie Rosjanie, ale ludzie z Kazachstanu czy Azerbejdżanu. Po podobnych pytaniach trudno uznać taką społeczność za własną.

Jednym z naszych ważnych projektów jest „Twój friendli tłumacz”. Każdy z nas musi od czasu do czasu kontaktować się z lekarzami, agencjami rządowymi, urzędami pracy itp., lecz większość Ukraińców nadal nie mówi po niemiecku. Jak więc wytłumaczyć np. ginekologowi, że choć ktoś ma brodę, ma też pochwę? Jest wiele spraw, w których nie da się być skutecznym bez tłumacza.

Ogólnie rzecz biorąc, w Niemczech istnieją fundacje charytatywne, które zapewniają bezpłatnych tłumaczy, na przykład Caritas. Tyle że, po pierwsze, to organizacja religijna. A po drugie, zapewniają Ukraińcom tłumaczy, którzy w większości są Rosjanami, bo w Niemczech Rosjan jest wielu. No i nie możesz sam wybrać tłumacza, bo to usługa bezpłatna.

Wyobraź więc sobie, że osoba transpłciowa idzie do ginekologa w towarzystwie homofobicznej, ukrainofobicznej babci, która jest tłumaczką. Byłam kiedyś u terapeuty w towarzystwie właśnie takiej osoby. Powiedziała mi, że „wszyscy Ukraińcy to banderowcy” – i tak dalej, zgodnie z listą znanych rosyjskich narracji

Dlatego wymyśliliśmy rozwiązanie: osoba idzie do lekarza, dzwoni do naszego ukraińskiego tłumacza przez Telegram, a on tłumaczy przez zestaw głośnomówiący. Mamy już pięcioro takich specjalistów, a doświadczenie pokazuje, że ta opcja jest znacznie wygodniejsza niż to, co oferują lokalne organizacje charytatywne. Ta usługa jest wśród nas bardzo popularna.

Jednym z moich marzeń i celów jest posiadanie własnego schroniska lub mieszkania socjalnego, queerowego hostelu. W Berlinie jest ogromny problem z mieszkaniami, od czasu do czasu ludzie lądują na ulicy. Potrzebują bezpiecznego miejsca, by przetrwać ciężkie chwile lub okresy przerwy między zakwaterowaniem.

Burmistrz Berlina Kai Wegner (w środku, w białej koszuli i dżinsach) z Ukraińcami na CSD Pride. Zdjęcie: genderstream.org

Każdego roku bierzemy udział w Berlin Pride, jednej z największych parad równości w Europie. Ołeksij Makiejew, ambasador Ukrainy w Niemczech, dołącza wtedy do ukraińskiej grupy i wygłasza przemówienie. W zeszłym roku Kai Wegner, burmistrz Berlina, przemawiał z naszej ciężarówki.

Czy w Berlinie są jakieś problemy z homofobią? Na poziomie prawa wszystko jest w porządku, ale na poziomie osobistej komunikacji – nie zawsze. Niemcy rozumieją, że homofobia jest zła, że pokazuje cię jako osobę co najmniej niewykształconą. Tyle że w Berlinie Niemcy nie stanowią już nawet połowy populacji. Jest wielu ludzi z innych krajów, którzy przywieźli ze sobą swoją homofobię.

Wybrałem Berlin, bo czułem się tu bezpiecznie

Loki von Dorn, osoba niebinarna, obrońca praw człowieka, aktywista i aktor, mówi:

– Jeszcze przed inwazją złamałem nogę. To było dość poważne złamanie, z odłamkami kości. Kiedy więc zaczęła się wojna, z powodu tej mojej nogi nie mogłem dołączyć do obrony terytorialnej ani nawet do sztabu wolontariuszy – nie zostałem przyjęty. W marcu w końcu przeszedłem operację i wszczepiono mi implant, by można było poskładać kość. W tym czasie nad Dnieprem latały rosyjskie samoloty. Leżałem tam, myśląc, że nie zdążę się nawet ukryć, jeśli Rosjanie zaczną bombardować.

Pod koniec maja zdecydowałem się wyjechać. Do Niemiec, bo miałem tam wielu przyjaciół – chociaż ostatecznie to nie oni mi pomogli, ale nowi znajomi. Wybrałem Berlin, ponieważ jest najbardziej przyjazny dla osób queer. Czuję się tu bezpiecznie. Berlin przypomina mi moje ulubione miasta w Ukrainie: trochę Dniepru, trochę Odessy, trochę Kijowa.

Loki von Dorn: „W Niemczech jest głos dla każdego. Niestety także dla Rosjan. Dlatego ważne jest, byśmy mieli własną, ukraińską społeczność”. Archiwum prywatne

Nie miałem pieniędzy, nie znałem języka, przygotowanie dokumentów zajęło dużo czasu, a mieszkanie miałem tylko na miesiąc. W ciągu pół roku osiem razy zmieniałem dach nad głową, czasami spałem na podłodze. Ale mimo to szybko się przystosowałem i od razu zacząłem szukać jakiegoś zajęcia.

Kreatywnym profesjonalistom trudno znaleźć pracę w Berlinie, bo każdy tutaj jest artystą. Nie jesteś tu konkurencyjny, bo bardzo wielu ludzi wygląda, jak ty

Jako profesjonalny aktywista szukałem czegoś dla siebie przede wszystkim w tym kierunku. Marynę Usmanową znałem jeszcze z Ukrainy, a w Berlinie chodziłem na wydarzenia, które organizowała dla ukraińskiej społeczności queer. Pewnego dnia, to było pod koniec 2022 roku, postanowiliśmy stworzyć organizację dla Ukraińców, którzy znaleźli się tutaj z powodu wojny.

W lutym 2023 roku rozpoczęliśmy proces rejestracji Kwitne Queer. Napisaliśmy statut, złożyliśmy dokumenty, lecz dopiero w sierpniu 2024 roku przyznano nam oficjalny status organizacji non-profit; wcześniej działaliśmy jako wolontariusze. Bardzo trudno zarejestrować organizację non-profit w Niemczech. Wciąż czekamy na zgodę na założenie naszego konta, bez którego nie możemy otrzymywać dotacji i wydawać z nich pieniędzy.

Naszą główną misją jest wspieranie równych szans i integracji queerowych Ukraińców w Niemczech, ułatwianie im interakcji. Wszyscy potrzebujemy wsparcia. Bo czasami nie możesz zgadnąć, na jakiej podstawie jesteś dyskryminowany: czy dlatego, że jesteś queer, czy dlatego, jesteś uchodźcą – a może dlatego, że jesteś Ukraińcem.

Niedawno zostaliśmy uroczyście przyjęci do Sojuszu Organizacji Ukraińskich. Co ciekawe, obejmuje on między innymi Ukraiński Kościół Prawosławny. Nie zgłosili sprzeciwu. Wraz z innymi organizacjami Sojuszu dzielimy pomieszczenie, w którym możemy organizować nasze wydarzenia.

Do momentu publikacji tego artykułu Kwitne Queer oficjalnie otrzymało niemieckie konto bankowe, dotację od jednego z berlińskich centrów dzielnicowych i uruchomiło oficjalną stronę internetową.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.

Efekt trampoliny

W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.

Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.

To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.

Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.

Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.

Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.

Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.

Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%.
Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał.
To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.

Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.

„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką”komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.

Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.

Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.

Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków.
Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy.
W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.

Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał

Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują.
Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków.
Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych.
Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.

Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych.
Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.

Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.

Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji

Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.

Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.

Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030.
Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy.
To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów. 

20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Jerzy Wojcik

Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach? 

Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.

Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.

Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.

Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe

Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?

No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.

Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.

To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.

Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”

Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki. 

Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?

Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.

To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca

Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?

Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości. 

Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?

Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie. 

Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać? 

Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu. 

A „zetki”? 

Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym

Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.

A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?

Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.

Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe

Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości? 

Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.

A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.

Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie. 

Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?

Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.

Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.

Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości

Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.

20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Krymski precedens: legalizacja okupacji a bezpieczeństwo i prawo międzynarodowe

Ексклюзив
20
хв

"Będę o niej mówił <<Liza>>". Przełomowe uzasadnienie wyroku w sprawie śmierci Elizawiety

Ексклюзив
20
хв

Ołeksandra Matwijczuk: Musimy przywrócić ofiarom ich imiona

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress