Exclusive
20
min

Ołeksandra Matwijczuk: Musimy przywrócić ofiarom ich imiona

Laureatka Pokojowej Nagrody Nobla i szefowa Centrum Wolności Obywatelskich Ołeksandra Matwijczuk opowiada o świecie, w którym prawo nie działa, o współpracy z rosyjskimi obrońcami praw człowieka, więźniach Kremla i książce, którą podarowała papieżowi

Irena Tymotiewycz

Ołeksandra Matwijczuk. Zdjęcie: Right Livelihood

No items found.

Papież i niewidoczne cierpienie

Irena Tymotiewycz: W maju, podczas swojej ostatniej wizyty w Watykanie, wręczyła Pani papieżowi książkę Stanisława Asiejewa „Świetlana Droga. Obóz koncentracyjny w Doniecku”. Dlaczego właśnie tę książkę? Co Pani sądzi o stanowisku papieża w sprawie wojny Rosji przeciw Ukrainie, że „osiągnięty pokój jest lepszy niż niekończąca się wojna”?

Ołeksandra Matwijczuk: Książka Stanisława Asiejewa, dziennikarza, pisarza, byłego więźnia DRL [quasi-państwowego podmiotu, samozwańczo utworzonego przez prorosyjskich separatystów na terytorium niektórych obwodów regionu donieckiego w Ukrainie, tymczasowo okupowanym przez Federację Rosyjską – red.] robi ogromne wrażenie. Obozy koncentracyjne są wyraźnym znakiem rosyjskiej okupacji: aby utrzymać kontrolę nad terytorium, Rosja terroryzuje ludność cywilną. Do obozów często trafiają najbardziej aktywni społecznie ludzie: nauczyciele, księża, przedstawiciele zawodów twórczych.

Niektórzy ludzie mogą myśleć w paradygmacie „wojna jest tak straszna, że okupacja jest lepsza, bo przynajmniej ludzkie cierpienie jest mniejsze”.

Dokumentujemy zbrodnie wojenne od 10 lat i wiemy, że okupacja jest taką samą wojną, tylko w innej formie. Nie zmniejsza ludzkiego cierpienia, lecz czyni je niewidocznym

To nie tylko zmiana jednej flagi na inną. To zaginięcia, porwania, gwałty, masowe deportacje, wymazywanie tożsamości, przymusowa adopcja dzieci, obozy filtracyjne i masowe groby. Nikt nie twierdzi, że pokój jest lepszy od niekończącej się wojny. Ale pokój i rosyjska okupacja to zupełnie różne pojęcia. To był główny temat dyskusji w Watykanie i mojego spotkania z papieżem.

Jakie narracje o Ukrainie słyszy Pani podczas wizyt w Europie i USA? Czy wpływ rosyjskiej propagandy jest tam skuteczny?

Te narracje zawsze były obecne, ale przez jakiś czas nie mówiło się o nich głośno. Minęły jednak dwa lata i znów je słyszymy. Jednymi z głównych są: „Po co pomagać Ukrainie?”, „Ukraina to skorumpowany kraj”, „Cała pomoc dla Ukrainy jest rozkradana”. Te tezy opisują rzeczywiste problemy, tyle że są wyolbrzymieniem.

Z drugiej strony zmuszają nas one do zademonstrowania realnych kroków, które zmniejszają przestrzeń dla korupcji.

Możemy powtarzać, że walczymy nie tylko dla siebie. Ale kraj, który jest okradany podczas inwazji na pełną skalę, nie będzie budził sympatii – mimo wszystkich racjonalnych argumentów, które za nim przemawiają

Dlatego musimy rozwiązywać problemy, które mamy, by rosyjska propaganda nie rozdmuchiwała ich do monstrualnych rozmiarów.

Jednocześnie ważne jest budowanie horyzontalnych więzi międzyludzkich, przede wszystkim ze społeczeństwami obywatelskimi w różnych krajach. Czasami widzę u Ukraińców taką, napędzaną zmęczeniem, emocję: „Nie rozumiecie, że jeśli teraz nie powstrzymamy Putina, to on pójdzie dalej, a Europa będzie musiała zapłacić najwyższą cenę?”... Ta emocja jest zrozumiała, ale musimy być cierpliwi i wciąż na nowo wyjaśniać rzeczy, które dla nas są oczywiste od wielu lat, ale nie są oczywiste dla społeczności międzynarodowej.

Ołeksandra Matwijczuk w Hadze podczas dyskusji na temat rosyjskich zbrodni wojennych, Holandia, 23 lutego 2023 r. Fot: Peter Dejong/AP/East News

Jedną z kwestii omawianych na szczycie pokojowym w Szwajcarii w dniach 15 i 16 czerwca był powrót jeńców wojennych. Czy scenariusz wymiany jeńców według zasady”: „wszyscy za wszystkich” jest realistyczny?

Ukraińscy jeńcy w Rosji dzielą się na dwie kategorie: jeńców wojennych i cywilów. Międzynarodowe prawo humanitarne stanowi, że państwa mogą przetrzymywać jeńców wojennych do zakończenia działań wojennych. Są one jednak zobowiązane do zagwarantowania im szeregu praw określonych w Konwencji Genewskiej. Kiedy spojrzy się na to, co jest zapisane w tej konwencji, i porówna to z tym, co faktycznie się dzieje, te gwarancje brzmią jakby pochodziły z kosmosu. Tortury, przemoc seksualna, brak opieki medycznej, przetrzymywanie w nadludzkich warunkach... Pojawia się pytanie: Jak ochronić te istnienia do momentu uwolnienia? Właśnie dlatego nasz kraj, opinia publiczna, a zwłaszcza krewni tak intensywnie promują ideę wymiany już teraz, zamiast czekać na koniec wojny.

Drugą grupą są cywile. Tylko w naszych bazach danych znajduje się około 4000 wniosków od krewnych osób nielegalnie przetrzymywanych przez Federację Rosyjską. Zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym nie powinni oni w ogóle być więźniami, ale Rosja nie dba o międzynarodowe prawo humanitarne. Mechanizm ich powrotu jest jeszcze bardziej skomplikowany, ponieważ nie może być wymiany. Muszą zostać uwolnieni poza wymianą. W tej sytuacji ważne jest upublicznienie tego problemu w celu zorganizowania międzynarodowej presji na Rosję.

Prawa człowieka i bezprawie

Czy Ukraina powinna traktować rosyjskich jeńców wojennych w taki sam sposób, w jak Rosjanie traktują naszych?

Ukraina różni się od Rosji, ponieważ nasza cywilizacja walczy z barbarzyństwem. W związku z tym staramy się przestrzegać Trzeciej Konwencji Genewskiej. Międzynarodowy Komitet Czerwonego Krzyża i misje ONZ mają dostęp do rosyjskich jeńców wojennych.

Rosja może sobie pozwolić na brutalne łamanie praw człowieka, ponieważ jej sojusznicy i tak nie zmienią swojego stosunku do niej

Kto może się temu przeciwstawić? Korea Północna, kraj będący obozem koncentracyjnym, który tysiącami dostarcza Rosji pociski? A może Iran, gdzie kobiety są zabijane i gwałcone, jeśli nie chcą nosić hidżabu? Takie kraje nie przejmują się tym, co robi reżim Putina. Ale my, kraj walczący o demokrację, mamy odpowiednich partnerów. I nie możemy sobie pozwolić na rzeczy, których dopuszcza się Rosja, ani ze względu na wartości, ani ze względów czysto praktycznych.

Mariana Czeczeliuk, 24-letnia policjantka z Mariupola, zwolniona z rosyjskiej niewoli w ramach wymiany więźniów, 31 maja 2024 r. Zdjęcie: AP/East News

W rosyjskiej niewoli przebywa Maksym Butkewycz, Pani kolega, działacz na rzecz praw człowieka i dziennikarz [zaciągnął się do ukraińskich sił zbrojnych w pierwszych dniach inwazji na pełną skalę - red.]. Ma Pani z nim kontakt?

Przez długi czas nie było żadnych informacji od niego ani o nim. Teraz jesteśmy w kontakcie – przynajmniej wiemy już, gdzie jest i jaki jest jego stan. Jak Pani pewnie zauważyła, bardzo ostrożnie dobieram słowa, bo ten kontakt jest bardzo kruchy i istnieje obawa, by Maksymowi nie stała się jakaś krzywda.

Często można odnieść wrażenie, że na Zachodzie więcej uwagi poświęca się aresztowanym obrońcom praw człowieka z Rosji czy Białorusi niż ukraińskim więźniom. Jak sobie z tym radzić?

Wydaje mi się, że jest to raczej błędne postrzeganie rzeczywistości. Niedawno odbyłam kilka wyjazdów zagranicznych, podczas których mówiłam o stosunku Rosji do schwytanych i nielegalnie więzionych cywilów z Ukrainy. Wspominałam też o moim przyjacielu, rosyjskim obrońcy praw człowieka, który pracował z nami nad rozwiązaniem tego problemu –  71-letnim Olegu Orłowie, współprzewodniczącym Centrum Praw Człowieka Memoriał. Został uwięziony za artykuł, w którym nazwał reżim Putina faszystowskim. I nikt, na żadnej międzynarodowej platformie, o tym nie wiedział. Wydaje się, że świat wie tylko o kilku znanych więźniach: liderze rosyjskiej opozycji Aleksieju Nawalnym, białoruskiej aktywistce Marii Kolesnikowej czy białoruskim opozycjoniście Siarhieju Cichanouskim.

Ukraińskie, rosyjskie i białoruskie rodziny więźniów borykają się z tym samym problemem. I nie mamy mechanizmów prawnych, które gwarantowałyby jego rozwiązanie. Musimy zastanowić się, jak połączyć siły i pomóc sobie nawzajem

Walczymy wspólnie ze złem, które po raz kolejny próbuje zaznaczyć swoją obecność w naszej części świata.

Jeśli chodzi o współpracę, Centrum Swobód Obywatelskich jest jednym z kluczowych członków międzynarodowej platformy The Civic Society, która obejmuje również rosyjskie organizacje praw człowieka. Czy dialog z nimi przynosi jakieś korzyści?

Na co dzień współpracujemy z naszymi rosyjskimi kolegami zajmującymi się prawami człowieka. Dzięki nim, między innymi, otrzymujemy informacje o Maksymie Butkewyczu i tysiącach innych spraw w naszej bazie danych. Korzystamy z osobistych kontaktów, które nawiązaliśmy w Rosji, by się dowiedzieć, gdzie znajduje się więzień, wysyłać mu wiadomości, lekarstwa lub zapewnić prawnika. To nie wpłynie na „wyrok”, ale prawnik jest łącznikiem między więzioną osobą a światem zewnętrznym. Daje jej poczucie, że nie została zapomniana i inni nadal o nią walczą.

A wszystko to jest często możliwe tylko dzięki naszym rosyjskim kolegom zajmującym się prawami człowieka, którzy często trafiają za kratki za tę działalność. Ich liczba maleje.

Dlatego to nie jest kwestia dialogu – my pracujemy razem. W rzeczywistości kontynuujemy tradycję lat sześćdziesiątych w ZSRR: walczymy o wolność i godność ludzką w warunkach, w których prawo nie obowiązuje. I budujemy horyzontalne więzi, niewidoczne dla naszych własnych społeczeństw, które pomagają nam osiągnąć pewne rezultaty.

„Musimy pomyśleć o tym, jak połączyć siły i pomóc sobie nawzajem”. Zdjęcie: Centrum Swobód Obywatelskich

System, który nie działa

Jako przedstawicielka swojej organizacji jest Pani pierwszą laureatką Nagrody Nobla z Ukrainy i prawdopodobnie pierwszą laureatką Pokojowej Nagrody Nobla, która zaapelowała do społeczności międzynarodowej o dostarczenie broni dla obrony jej kraju. Jak ta społeczność reaguje na takie apele?

Jest to do pewnego stopnia oksymoron i najwyraźniej nie tego oczekuje się od kogoś, kto poświęcił swoje życie obronie praw człowieka. Prawami człowieka zajmuję się od ponad 20 lat i bardzo dobrze znam ich standardy. W ramach ONZ, OBWE, Rady Europy czy Unii Europejskiej itp. Istnieją narzędzia, które można by wykorzystać w sytuacjach takich jak obecna.

Tyle że teraz te narzędzia nie działają. Jeśli pomacham konwencją genewską przed rosyjskim czołgiem, to go nie zatrzymam. W chwili gdy rozmawiamy, nasi obywatele są torturowani, gwałceni i zabijani. Bez względu na to, ile dziesiątek raportów napiszemy, nie poprawi to ich sytuacji.

To, że ja, obrończyni praw człowieka, nie mogę polegać na mechanizmach prawnych i muszę mówić, że Ukraina potrzebuje broni, nie jest moim problemem. To problem świata, w którym cały międzynarodowy system pokoju i bezpieczeństwa nie jest w stanie powstrzymać rosyjskich okrucieństw

Jakie widzi Pan sposoby na wzmocnienie i zreformowanie tego systemu?

To ważne pytanie. Chociaż powiedziałam, że teraz prawo nie działa, wierzę, że to sytuacja tymczasowa. Jestem również przekonana, że jest to nasza historyczna misja: przywrócenie rządów prawa poprzez użycie legalnej siły. Jednocześnie musimy zmienić ten system, aby był skuteczny. Nie chodzi tylko o ochronę ludzi w Ukrainie, ale także w Iranie, Syrii, Nikaragui, Afganistanie czy innych krajach, w których łamane są prawa i wolności.

Ten system pokoju i bezpieczeństwa, który miał dać każdemu, niezależnie od miejsca zamieszkania, gwarancje bezpieczeństwa i ochrony, został stworzony po II wojnie światowej przez zwycięskie państwa. Ustanowiły one dla siebie nieuzasadnione przywileje. Na przykład prawo do weta w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, które sprawiło, że organ ten stał się dysfunkcyjny i w rzeczywistości został sparaliżowany. ONZ nie jest w stanie odpowiedzieć na wyzwania, które pojawiły się od początku inwazji Rosji na pełną skalę.

Teraz wszystko zależy od tego, czy dany kraj ma broń nuklearną, czy jest członkiem potężnego sojuszu wojskowego, czy ma duże rezerwy ropy i gazu. Jeśli tak, reszta będzie przymykać oko na łamanie przez niego praw człowieka.

Nowy system powinien dawać pierwszeństwo prawom człowieka i wolnościom przed PKB i wielkością kraju. Problem polega jednak na tym, że obecnie po prostu nie ma chęci reformowania obecnego systemu.

Kiedy rozmawiam z politykami z różnych krajów i przedstawicielami organizacji międzynarodowych, nie widzę energii ani chęci do szukania złożonych odpowiedzi na złożone pytania
„Nowy wymiar sprawiedliwości powinien nadać priorytet nie wielkości PKB i wielkości kraju, ale prawom człowieka i wolnościom”
Zdjęcie: Centrum Wolności Obywatelskich

Problem odwrotu od demokracji i popularności prawicowych poglądów wśród młodych ludzi jest dziś szeroko dyskutowany na świecie. Jak Pani ocenia ten trend?

To problem globalny. Nie chodzi tylko o to, że w krajach autorytarnych poziom wolności został zredukowany do poziomu celi więziennej. Chodzi również o to, że nawet w krajach demokratycznych coraz więcej ludzi zaczyna uważać wolność za coś oczywistego. Są to ludzie, którzy odziedziczyli system demokratyczny po swoich rodzicach. Ludzie, którzy nigdy o niego nie walczyli, którzy nie znają prawdziwej ceny demokracji i wolności. Wymieniają je więc na obietnice wyborcze populistów lub na własną wygodę. Widać to nawet w statystykach.

Około 80% ludzi na świecie żyje w zniewolonych lub tylko częściowo wolnych społeczeństwach. Ludzie, którzy mają przestrzeń wolności, są mniejszością na Ziemi. I jeśli nadal będziemy tracić kolejne wyspy wolności, ludzkość będzie zagrożona

Centrum Swobód Obywatelskich otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla między innymi za dokumentowanie rosyjskich zbrodni wojennych i gromadzenie zeznań ofiar agresji. Od nas dzisiaj zależy, czy świadectwa tych ludzi nie będą tylko statystykami, czy ich głosy zostaną usłyszane na całym świecie?

Musimy przywrócić tym ludziom ich imiona. W każdym kryzysie praw człowieka, który obejmuje ogromną liczbę ofiar, ludzkie życia zamieniają się w liczby. Dokumentowanie wszystkiego, co się dzieje, jest niezwykle ważne. Dla historii, dla zachowania pamięci narodowej, dla rozpowszechniania prawdy – zwłaszcza w obliczu potężnej rosyjskiej machiny dezinformacyjnej. Jednak równie ważne jest prowadzenie dochodzeń, ustalenie losu każdej osoby i postawienie winnych przed wymiarem sprawiedliwości.

Dochodzenia i w ogóle cały system sądowniczy są bardzo kosztowne. Zbadanie, co stało się na przykład z nieznanym rolnikiem, wymaga wielu zasobów. Ale to jest sposób na przywrócenie ludziom ich imion i podkreślenie, że życie każdego człowieka ma znaczenie.

No items found.

Dziennikarka, redaktorka, fotografka. Od 2022 roku zajmuje się sprawami społecznymi i kulturowymi związanymi z wojną w Ukrainie.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
run for light Kraków

Z powodu ostrzału, którym Rosjanie niszczą ukraiński sektor energetyczny, Ukraińcy od 2,5 roku żyją w realiach permanentnych niedoborów prądu.

47 osób przebiegło przez jeden z krakowskich parków – w ciemności, z latarniami. Według Marii Nowosielskiej, współorganizatorki biegu w Krakowie, krótki dystans wybrany do pokonania był odpowiedni dla początkujących, a neonowe świetlówki w ich rękach były jak symboliczna walka światła z ciemnością. W Krakowie zebrano ponad 700 euro. Rejestracja na bieg kosztowała 12 euro, ale możena było przekazać dowolną kwotę. Organizatorami były „Nowa Poszta” i Lotus Foundation.

Do biegu przyłączyli się Polacy i inni. Karol jest polskim studentem i mieszka w Krakowie. Uważa, że takie wydarzenia są bardzo ważne. Wspiera Ukrainę i regularnie włącza się w akcje charytatywne na jej rzecz. Jego przyjaciel Krzysztof mówi, że idea biegu Run For Light naprawdę do niego przemówiła. Chce wspierać Ukraińców, ponieważ uważa, że to, co dzieje się w ich kraju, jest nie do przyjęcia.

Karol i Krzysztof

Maria z obwodu rówieńskiego przeprowadziła się do Polski dwa lata temu. Przyjechała na bieg, by wesprzeć wojsko i medyków w Ukrainie.

– Takie wydarzenia łączą ludzi – mówi. – To także świetny sposób, aby pomóc tym, którzy zostali w Ukrainie. Zwłaszcza wojskowym i medykom, ponieważ ratują życie.

Tetiana z Zaporoża pobiegła z dużą ukraińską flagą. Uważa, że Ukraińcy za granicą powinni być aktywni i okazywać swoją solidarność. Opuściła Ukrainę w szóstym dniu wojny, a kiedy trochę się zaaklimatyzowała, zaczęła organizować biegi charytatywne w centrum Krakowa. Bierze też udział w innych biegach wspierających Ukrainę.

– Co roku biegniemy w Dzień Niepodległości – mówi. – W tym roku były z nami 73 osoby. Przebiegliśmy 3,3 km, co symbolizowało 33 lata niepodległości Ukrainy. W przyszłym roku to będzie 3,4 km. Takie wydarzenia wspierają ducha i jednoczą Ukraińców za granicą.

Bieg charytatywny odbył się już w 12 miastach. Na przykład w Berlinie zebrano 850 euro dla szpitala wojskowego w Czernihowie. Jeden z 59 uczestników tego biegu, Jarosław, pokonał trasę dwukrotnie: za siebie i za swoją dziewczynę, która nie zdążyła przyjechać z Portugalii. W Wilnie 101 uczestników zebrało 1291 euro. W Barcelonie 26. brygadzie artylerii udało się zebrać 659 euro na zakup systemów Starlink i generatorów. 24 października bieg odbędzie się w Londynie, po czym zostanie ogłoszona wysokość całkowitej zebranej kwoty.

Run For Light w Barcelonie. Zdjęcie: @ukrainianrunnersbcn

Szczególną cechą biegu charytatywnego Run For Light był integracyjny sygnał startowy, który zastąpił tradycyjny strzał z pistoletu – jego dźwięk może być traumatyczny dla osób z PTSD i innymi schorzeniami spowodowanymi wojną. Nowy sygnał to dźwięk trombity – i echo, które rozbrzmiewa do momentu rozpoczęcia biegu przez uczestników. Został opracowany przez „Nową Posztę” wraz z międzynarodowymi i ukraińskimi ekspertami: projektantami dźwięku z Los Angeles, psychologami, specjalistami psychoakustyki z Harvard Medical School, profesorami z największego uniwersytetu technicznego w Kijowie itp. A potem – przetestowany przez weteranów.

Zdjęcia Ksenia Minczuk

20
хв

Run for Light: jak Ukraińcy w Europie zbierają pieniądze na generatory dla szpitali

Ksenia Minczuk

10 października obrońcy praw człowieka opublikowali raport na temat przestępstw wobec ukraińskich dzieci popełnionych przez białoruskich urzędników, w tym Alaksandra Łukaszenkę. 13 września dokument ten został przekazany do Międzynarodowego Trybunału Karnego (MTK). Obrońcy praw człowieka wezwali Trybunał do postawienia sprawców przed sądem. Materiał dowodowy został opracowany wspólnie przez Centrum Praw Człowieka ZMINA, Regionalne Centrum Praw Człowieka, organizacje praw człowieka „Wiasna” i BelPol, przy wsparciu Freedom House.

Po raz pierwszy raport zawiera dane dotyczące ukraińskich dzieci, które zostały wywiezione – ich nazwiska, dane paszportowe itp. Ponadto obrońcom praw człowieka udało się zidentyfikować 18 obozów na Białorusi, w których ukraińskie dzieci z ukraińskich terytoriów okupowanych są poddawane reedukacji pod pozorem „rehabilitacji”.

O pracy nad zbieraniem dowodów i o tym, jak białoruski reżim wymazuje tożsamość ukraińskich dzieci, rozmawiamy z Onysią Syniuk, analityczką prawną, i Inną Ilczenko, kierowniczką projektu Centrum Praw Człowieka ZMINA.

Nowe dowody zbrodni reżimu Łukaszenki

Natalia Żukowska: MTK otrzymał nowe dowody zbrodni popełnionych przez Rosję i Białoruś na ukraińskich dzieciach. Co konkretnie mówi wasz raport? Czego możemy się spodziewać?

Onysia Syniuk: Nasz publiczny raport, ogłoszony 10 października, znacznie różni się od tego, co przekazaliśmy MTK. Trybunałowi dostarczyliśmy bowiem wiele poufnych materiałów, które będą ważne dla przyszłego śledztwa. Nie możemy ich upublicznić.

Ogólnie rzecz biorąc, staraliśmy się przenieść punkt ciężkości z wysiedlania dzieci jako zjawiska na to, co dzieje się z nimi po przybyciu [do nowego kraju], w szczególności na Białoruś. Nasze badania obejmują okres od 2021 roku. Wtedy to Łukaszenka osobiście podpisał dekret o „rehabilitacji grupy dzieci z obwodu donieckiego” w dziecięcym ośrodku edukacyjno-rekreacyjnym „Zubrania”. Pracę zakończyliśmy w czerwcu 2024 roku.

Niestety, proces przesiedlania ukraińskich dzieci wciąż trwa.

Do czerwca 2024 r. udało nam się zidentyfikować 2219 takich dzieci, z których co najmniej 27 zostało wywiezionych nie tylko na Białoruś, ale także do Rosji

Informacje te pokazują, w jaki sposób systemy rosyjski i białoruski są ze sobą powiązane.

Na przykład we wrześniu 2022 r. 12-letnia Leda Majorowa z Makiejewki w obwodzie donieckim była przetrzymywana w obozie „Dubrawa” na Białorusi. W styczniu 2023 r. zawieziono ją na oglądanie kremlowskiej choinki, a w sierpniu była już w Chanty-Mansyjskim Okręgu Autonomicznym [zachodnia Syberia – red.], ponad 3000 kilometrów od domu, na „leczeniu”.

Takich przypadków jest wiele. Jednak większość wywożonych dzieci pochodzi z terytoriów okupowanych i trudno uzyskać do nich dostęp – więc trudno zweryfikować każdy przypadek.

Pomagali nam białoruscy partnerzy, w tym byli funkcjonariusze organów ścigania, którzy w 2020 r., po sfałszowanych wyborach na Białorusi, opuścili kraj i przeszli na naszą stronę. Oni byli w stanie uzyskać poufne informacje. Mieliśmy ogromną listę z imionami dzieci, danymi kontaktowymi, w tym z numerami telefonów. W niektórych przypadkach mieliśmy nawet dane paszportowe i bilety kolejowe. Trasa wywózki tych dzieci wiodła zazwyczaj z Doniecka przez Rostów – do Mińska. Posiadamy nawet informacje o osobach towarzyszących tym dzieciom na Białorusi. Wiemy też, co stało się z nimi na terytorium Białorusi, i znamy tożsamość osób zaangażowanych w ten proceder. Przede wszystkim mówimy o Alaksandrze Łukaszence, paraolimpijczyku Aleksieju Tałaju i jego fundacji, o sekretarzu stanu Państwa Związkowego Dmitriju Miezencewie i premierze Federacji Rosyjskiej Michaile Miszustinie. Mamy zalecenie i prośbę do MTK o wszczęcie dochodzenia w sprawie tych osób – i o wydanie nakazów ich aresztowania.

Wcześniej Yale School of Public Health i zespół lidera białoruskiej opozycji Pawła Łatuszki złożyli już wnioski do MTK w sprawie Białorusi. Dotyczyły nielegalnego wywożenia ukraińskich dzieci. Co jest w nowym zgłoszeniu?

Oprócz nas, wniosek do MTK w sprawie Białorusi złożyła w tym roku Republika Litewska. Te wnioski są nieco inaczej ukierunkowane. Istotą naszego jest przesunięcie punktu ciężkości z wysiedlania dzieci na ich indoktrynację, militaryzację – i współudział Białorusi w tym procederze.

Podkreślamy bowiem, że to jest jeden system, stworzony przez Rosję, a Białoruś jest jej wspólniczką

Mówimy o tym jako o odrębnym naruszeniu, a nie elemencie deportacji. Twierdzimy, że należy to zakwalifikować jako zbrodnię przeciwko ludzkości, dyskryminujące prześladowanie. Dzieci są dyskryminowane przede wszystkim dlatego, że są narodowości ukraińskiej. Z miejsca są traktowane jak obywatele rosyjscy.

Ukraińskie dzieci, uczniowie korpusu kadetów, w towarzystwie żołnierzy z 345. Oddzielnego Pułku Piechoty Powietrznodesantowej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej. Zdjęcie: Konto Korpusu Kadetów na Telegramie

W swoim raporcie wzywacie MTK do wydania nakazów aresztowania Miezencewa, Miszustina i Tałaja. Jaka jest rola każdego z nich w uprowadzaniu ukraińskich dzieci?

Osobisty podpis Miszustina znajduje się na budżecie, tj. na przydziale pieniędzy na transfer i pobyt ukraińskich dzieci na Białorusi. Ostatnim razem było to prawie pół miliona dolarów. Najwięcej wiemy o udziale Aleksieja Tałaja. To on jest ideologiem tego procederu, który mocno wspiera Łukaszenkę i Putina. W maju tego roku Tałaj osobiście odebrał nagrodę od prezydenta Rosji za swą rolę w wysiedlaniu ukraińskich dzieci oraz ich indoktrynacji i militaryzacji na Białorusi. On konsekwentnie odnosi się do ukraińskich dzieci jako do Rosjan, ma też powiązania z szefami administracji okupacyjnych. Na przykład niedawno spotkał się z Denisem Puszylinem [tak zwanym szefem DRL – aut.]. Mają bezpośrednie umowy dotyczące tego, w jaki sposób będą sobie pomagać i wysyłać dzieci z Donbasu na „wakacje”. Tałaj ma też powiązania z tak zwanymi organizacjami pozarządowymi na terytoriach okupowanych, na przykład z organizacją „Delfiny” kierowaną przez Olgę Wołkową – osobą stale współpracują przy wywożeniu dzieci na Białoruś. Ponadto poprzez swoją fundację Tałaj finansuje wyjazdy dzieci i ideologicznie nadzoruje cały proces.

Władimir Putin nagradza Aleksieja Tałaja Orderem Przyjaźni na Kremlu. Zdjęcie: oficjalna strona Kremla

Jest doświadczonym mówcą motywacyjnym i kiedy rozmawia z dziećmi, stara się je przekonać, że są Rosjanami i że dobrze jest mieszkać na rosyjskich terytoriach.

Obozy dla dzieci: „zdrowie i wypoczynek”

W jaki sposób w miastach okupowanych przez Rosję organizowane są wyjazdy na białoruskie obozy dla dzieci?

Onysia Syniuk: Wszystko dzieje się przy wsparciu szefów administracji okupacyjnych. Puszylin i Wołodymyr Rogow [szef administracji okupacyjnej Melitopola – red.] sami o tym mówią. A Tałaj konsultuje decyzje tak zwanych ministerstw edukacji na terytoriach okupowanych. Prawdopodobnie to one wydają nakazy dla instytucji edukacyjnych, by tworzyły listy dzieci do „rehabilitacji”. Pomagają w tym również tzw. organizacje pozarządowe, które wykorzystują wrażliwe kategorie ludności, w tym dzieci niepełnosprawne. Co ciekawe, największe grupy dzieci są wywożone nie latem, ale jesienią i wiosną, w trakcie roku szkolnego. Podobnie jak w Rosji, są one zapisywane do lokalnych instytucji edukacyjnych.

Kadeci plutonu VI Korpusu Kadetów w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: Telegram Korpusu Kadetów

W jaki sposób uprowadzone dzieci są „kształtowane” na Rosjan? Jak wygląda rosyjski system edukacji i jakie narracje są im narzucane?

Dzieci wywożone na Białoruś mają bardzo jasno określony harmonogram pobytu. Edukacja w placówkach prowadzona jest w języku rosyjskim i obejmuje między innymi promocję narracji „rosyjskiego świata” na temat charakteru i przebiegu II wojny światowej. Uderzającym przykładem jest tu ustawa „O ludobójstwie narodu białoruskiego” i związany z nią kurs, który przypisuje Ukraińcom i innym narodom okrucieństwa, które w rzeczywistości popełnił nazistowski reżim niemiecki. Kurs ten jest częścią programu nauczania rozpoczynającego się w szkole podstawowej. Oto cytat z podręcznika do historii:

„Cały świat wie dziś o tragedii we wsi Chatyń, gdzie 22 maja 1943 roku spalono żywcem 149 osób, w tym 76 dzieci. W operacji karnej brał udział 118 batalion, który składał się głównie z Ukraińców i specjalnego batalionu SS”

Zebraliśmy sporo takich wycinków z nowych podręczników, na podstawie których uczono dzieci nasze i białoruskie. Według naszych partnerów z organizacji praw człowieka „Wiasna” przed 2022 rokiem takich narracji nie było.

Według waszego raportu białoruski reżim jest współwinny rosyjskiej militaryzacji ukraińskich dzieci. Świadczy o tym m.in. działalność tzw. Korpusu Kadetów Zacharczenki, pierwszego przywódcy tak zwanej Donieckiej Republiki Ludowej (DRL), który jest powiązany z Fundacją Aleksieja Tałaja. Jak to działa?

To powiązanie można prześledzić w kilku punktach. Tałaj jest w bardzo bliskich relacjach ze wszystkimi [uczestnikami procederu – red.]. Osobiście finansuje wyjazdy kadetów na Białoruś, żeby między innymi wpływali na swoich rówieśników i brali aktywny udział w propagandzie. Na ścianach w siedzibie Korpusu Kadetów widnieją symbole jego fundacji, a dyrektor Korpusu osobiście się z nim spotyka, by omawiać współpracę. Ponadto ludzie z Korpusu często promują pracę Tałaja w mediach społecznościowych, nazywając go swoim „współpracownikiem” i „bardzo bliskim przyjacielem”. On z kolei regularnie na swoich kontach pisze o tym, co robi Korpus Kadetów.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka podczas spotkania z żołnierzami białoruskich sił specjalnych. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

W 2024 r. Korpus liczył prawie 200 dzieci – chłopców i dziewcząt – z których niektóre były pierwszoklasistami. Podczas nauki i zajęć pozalekcyjnych kadetom mówi się, że są Rosjanami, a jednocześnie obywatelami tak zwanej DRL. Korpus świętuje „Dzień powrotu DRL do Rosji” i celebruje uroczyste wciągnięcia rosyjskiej flagi na maszt. Podczas inicjacji na kadetów dzieci proklamują: „Służę Federacji Rosyjskiej i Korpusowi Kadetów”. Innymi słowy, robi się wszystko, by te dzieci na koniec wstąpiły do rosyjskiej armii. Znamy już podobne przypadki.

Jeden z chłopców, którzy tam się uczyli, zginął na wojnie w Ukrainie. To dobitny przykład militaryzacji i prania dzieciom mózgów przez rosyjską propagandę

Co dzieje się z dziećmi po tych „obozach rehabilitacyjnych i reedukacyjnych”?

Celem nie jest pozostawienie ich na Białorusi. Celem jest przekształcenie ich w obywateli Rosji. Trudno sprawdzić, co dzieje się z nimi później, ponieważ do okupowanych terytoriów nie ma dostępu. Władze białoruskie co jakiś czas publikują informacje, że dzieci wróciły do domu, i pokazują ich zdjęcia na dworcu kolejowym w Mińsku. Sprawdzenie sytuacji ich wszystkich jest niemożliwe. 27 dzieci, o których mówiłam, udało  nam się zidentyfikować tylko dlatego, że pojawiły się w białoruskich i rosyjskich mediach.

Reżimy białoruski i rosyjski wykorzystują ukraińskie dzieci również do celów propagandowych. Do czego są zmuszane przed kamerami?

Ukraińskie dzieci są często wykorzystywane w propagandzie. Nie nazywa się ich inaczej, jak tylko „dziećmi z nowych terytoriów Rosji” lub po prostu „Rosjanami”. Są wykorzystywane w historiach pokazywanych na kanałach krajowych. Dziennikarze pytają je wprost: „Czy to straszne być pod ostrzałem na okupowanym terytorium?”, „Powiedz nam, co widziałeś?”, „Czy twoi krewni zostali ranni lub zabici?”.

Nikt nie myśli o powtórnej traumatyzacji tych dzieci. Pytania do nich są bezpośrednie, nie ma mowy o poufności. Dzieci są często nazywane po imieniu i nazwisku, podawany jest ich wiek, region czy miasto, z którego pochodzą – i tak dalej. Muszą powtarzać przed kamerą kłamstwa i frazesy rosyjskiej propagandy o „specjalnej operacji wojskowej”, o „Banderowcach”, o tym, jak „reżim w Kijowie” je ostrzeliwał i że Mariupol jest „odbudowywany”. Pytania, które są im zadawane, często prowadzą do łez, co oznacza, że Rosjanie grają na ich emocjach. W jednym z wywiadów ukraiński chłopiec został zapytany, czy jest gotowy walczyć za swoją „ojczyznę”, gdy dorośnie. Odpowiedział twierdząco. To są stałe narracje.

Dzieci są również zabierane na spotkania z białoruskimi wojskowymi i funkcjonariuszami organów ścigania. W szczególności z tymi, którzy zasłynęli z brutalności podczas tłumienia protestów w 2020 roku

Na tych spotkaniach mówi się im, jak dobrze służyć, pokazuje, jak obchodzić się z bronią i fotografuje je w mundurach z symbolem „Z”.

Ukraińskie dzieci z Korpusu Kadetów Zacharczenki na lekcji z okazji rocznicy utworzenia organów bezpieczeństwa tzw. Donieckiej Republice Ludowej w okupowanym Doniecku. Zdjęcie: konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Praca nad raportem

Jak długo zbierała Pani informacje do raportu? Co było najtrudniejsze?

Inna Ilczenko: Zaczęliśmy gromadzić dokumentację w styczniu tego roku, a skończyliśmy na początku sierpnia. Wcześniej mieliśmy trochę przygotowań. To było nasze pierwsze doświadczenie z białoruskimi kolegami z „Wiasny”. Najtrudniejsze było rozpoczęcie wspólnej pracy, bo musieliśmy osiągnąć pewien poziom zaufania. Później stworzyliśmy silny zespół dokumentalistów, którzy bardzo sobie pomagali. Nie było łatwo znaleźć informacje, których potrzebowaliśmy, bo one były czyszczone. Zauważyliśmy tendencję, że po wydaniu międzynarodowego nakazu aresztowania Putina i Lwowej-Biełowej [Marija Lwowa-Biełowa, Pełnomocnik przy Prezydencie Federacji Rosyjskiej do spraw Praw Dziecka – red.] władze białoruskie zaczęły w sposób kontrolować informacje trafiające do publicznej wiadomości. Odtąd trudniej było je znaleźć.

Zwykle zaglądaliśmy bezpośrednio do kont oskarżonych w mediach społecznościowych, także kont ich dzieci czy krewnych. Po opublikowaniu naszego raportu informacje zaczęły jednak z nich znikać. Na przykład profile oskarżonych na stronie Korpusu Kadetów Zacharczenki zostały wyczyszczone. Zniknęły też wszystkie informacje na temat doradcy dyrektora Departamentu Edukacji na terytoriach okupowanych, który często komunikował się z Tałajem. Ale i tak udało nam się wszystko udokumentować.

Ukraińskie dzieci z okupowanego Doniecka uroczystości noworocznych na Białorusi. Zdjęcie: konto Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Białorusi na Telegramie

Wszystkie listy dzieci, którymi dysponowaliśmy, przekazaliśmy do Biura Prokuratora Generalnego, do Komisarza Praw Człowieka Parlamentu Ukraińskiego i Służby Wywiadu Zagranicznego. Dzielimy się tymi informacjami z państwem ukraińskim.

Może Pani przywołać jakieś konkretne historie świadczące o niszczeniu ukraińskiej tożsamości?

Mieliśmy przypadek dziewczyny z Siewierodoniecka, która przed okupacją miasta była bardzo aktywna w swojej szkole i społeczności. Była nastawiona proukraińsko, brała m.in. udział w konkursie języka ukraińskiego im. Tarasa Szewczenki. Po okupacji dołączyła do „Junarmii”, jednego z rosyjskich paramilitarnych ruchów młodzieżowych. I zaczęła opowiadać, jak to wspaniale, że Siewierodonieck powrócił do swojego „macierzystego portu”, że to „rosyjskie miasto” i tak dalej. A minęło tylko trochę czasu.

Zauważyliśmy również na profilach dzieci w mediach społecznościowych zauważyliśmy też, że 5-6 lat temu zamieszczały różowe kucyki i pisały o tym, jak bardzo kochają króliczki. A teraz na zdjęciach noszą wojskowe mundurki z napisem „Kocham Rosję”, eksponują rosyjskie symbole

Wiemy, że program reedukacji, militaryzacji i indoktrynacji ukraińskich dzieci jest finansowany głównie z rosyjskich pieniędzy. Jednak na Białorusi zaangażowane są w to również przedsiębiorstwa państwowe, takie jak Białoruś Potaż i Bielnieft. Wiemy, że dzieci przebywały na Białorusi w hotelu prowadzonym przez jedno z tych przedsiębiorstw. Przedsiębiorstwa te prowadzą też sanatoria i obozy. To system sowiecki.

Sprawiedliwość zawsze czeka

Pod koniec stycznia 2024 roku Aleksiej Tałaj ogłosił rozszerzenie zakresu działalności swojej fundacji: deklaruje przywożenie na Białoruś dzieci z nowo zajętych przez Rosję rejonów Chersońszczyzny. Jak możemy to powstrzymać? I czy w ogóle możliwe jest powstrzymanie wywózek ukraińskich dzieci?

Onysia Syniuk: Trudno mówić o zatrzymaniu wywózek ukraińskich dzieci bez wyzwolenia okupowanych terytoriów. Możemy jednak mówić o pewnych próbach ograniczenia tego procesu. Mówimy tu w szczególności o wydawaniu nakazów aresztowania. Widzimy, że strona białoruska, w szczególności Łukaszenka, bardzo się tego boi. On naprawdę miał nadzieję, że ujdzie mu to na sucho i weźmie udział w rozmowach pokojowych.

Ważne są również sankcje. I powinna powstać międzynarodowa koalicja na rzecz odzyskania tych dzieci.

Jeśli chodzi o powrót ukraińskich dzieci na terytoria kontrolowane przez Ukrainę, każdy przypadek jest indywidualny. Za każdym razem Rosja wymyśla nowe sposoby, aby temu zapobiec. Obecnie nie ma jednego mechanizmu odzyskiwania dzieci. Musimy pomyśleć o stworzeniu w pełni międzynarodowego mechanizmu z konkretnymi działaniami, na które zgodzi się Federacja Rosyjska. Musimy potwierdzić tożsamość dzieci, które chcemy odzyskać, to kwestia liczb i identyfikacji. Zdarzały się przypadki, że strona ukraińska podawała listę 500 dzieci, strona rosyjska potwierdzała 30, a uwalniała jedno. To kwestia pracy na poziomie międzynarodowym. Musimy wywrzeć na nich presję, zwiększyć sankcje, sprawić, by przetrzymywanie dzieci kosztowało więcej niż ich oddanie.

Ukraińskie dzieci, członkowie Korpusu Kadetów Zacharczenki. Zdjęcie:konto Korpusu Kadetów na Telegramie

Dlaczego musimy czekać, aż tymi zbrodniarzami wojennymi zajmie się trybunał? Czy sprawiedliwość może czekać?

Sprawiedliwość, zwłaszcza międzynarodowa, zawsze czeka. To bardzo długi proces i lepiej się nie spieszyć.

Najgorsze jest to, że zbrodniarze są uniewinniani z powodu błędów formalnych lub niedociągnięć

Musisz mieć „żelazną” sprawę, by nikt z nich nie został uniewinniony. Ponadto ważne jest, by pozyskać wsparcie nie tylko naszych sojuszników, ale także tych krajów, które są neutralne lub skłaniają się ku Rosji. Musimy z nimi współpracować.

Wierzymy, że wszystko się ułoży i sprawiedliwości stanie się zadość. Pracujemy nad tym, by wszystkie dowody zostały zebrane, wszystkie przypadki udokumentowane i żeby nikt zamieszany w te zbrodnie nie uniknął kary. Dotyczy to zwłaszcza głównych sprawców tej krwawej wojny.

20
хв

Jak białoruski reżim pomaga Rosji wymazywać tożsamość ukraińskich dzieci

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress