Exclusive
20
min

Anna Zorya: Uwielbiam Polskę, spotykają mnie tu tylko dobre rzeczy

Ukraińska prawniczka z Kjowa, która została partnerką w renomowanej warszawskiej kancelarii, pomaga ukraińskim biznesom rozwijać się w Polsce, a polskim – szukać pomysłów w Ukrainie

Joanna Mosiej

Ukraińska prawniczka Anna Zorya. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Anna Zorya: Kiedy zaczęła się wojna na pełną skalę, w ogóle nie chciałam nigdzie wyjeżdżać. Ale dla dobra moich dzieci musiałam, bo one się bardzo bały. Na szczęście wyjechaliśmy na czas, już po tygodniu od rozpoczęcia inwazji byłam z mamą i dwójką dzieci w Polsce.

Joanna Mosiej-Sitek: Dlaczego wybrałaś Polskę?

Jako dziecko i później nastolatka często bywałam w Polsce. Moi rodzice mieli bliskich przyjaciół w Świdniku, niedaleko Lublina. Często spędzaliśmy u nich wakacje. Już wtedy mówiłam całkiem dobrze po polsku. Więc Polska kojarzyła mi się z krajem dzieciństwa. Wiedziałam, że to kraj bliski mi pod względem temperamentu i ducha. I muszę przyznać, że się nie pomyliłam. Polska przyjęła nas z otwartymi ramionami. Dała nam wszelkie możliwości, by czuć się bezpiecznie. Mój wówczas siedmioletni syn pewnego dnia po przyjściu ze szkoły powiedział: „Jestem z Ukrainy, a mój najlepszy przyjaciel jest Polakiem. Ale skoro ja już tak dobrze mówię po polsku, to może ja też jestem już Polakiem?”

I co mu odpowiedziałaś?

Powiedziałam: Nie, nie, nie jesteś. Pewnie pomyślał tak też dlatego, że w międzynarodowej szkole, do której chodzi, pani na lekcji polskiego dzieliła dzieci na te, które są native speakerami, i te, dla których polski to język obcy. Mojego syna przydzieliła do pierwszej grupy, bo tak dobrze, bez akcentu mówi po polsku. Powiedziałam do nauczycielki: „Przepraszam. Mój syn nie jest Polakiem”. Była bardzo zaskoczona. To wszystko oznacza, że mój syn jak i moja rodzina bardzo się dobrze czuje w Polsce. Oczywiście w domu mówimy po ukraińsku, bo chciałabym, żeby syn nie zapomniał języka ojczystego i wiedział, gdzie są jego korzenie. Ale cieszę się, że tak dobrze się zaaklimatyzował.

W ogóle uważam, że relacje pomiędzy naszymi krajami są wyjątkowe. Nadal. Również te biznesowe

Co masz na myśli?

Do lutego 2022 byłam partnerem w dużej ukraińskiej kancelarii prawniczej, gdzie zajmowałam się inwestycjami korporacyjnymi w Ukrainie. Uwielbiałam swoją pracę. Po przyjeździe do Polski miałam dużo szczęścia. Spotkałam fantastycznych ludzi, którzy naprawdę mocno wspierali Ukrainę. Docenili mnie i moje doświadczenie i tak zostałam partnerem w kancelarii prawnej Rymarz Zdort Maruta. To jedna z najlepszych kancelarii prawniczych w Polsce i jestem bardzo szczęśliwa, pracując dla niej, bo mogę prowadzić sprawy prawne związane z Ukrainą. Kieruję tzw.  Ukrainian Desk, który zajmuje się ukraińskimi projektami. Staramy się pomagać ukraińskim biznesom rozwijać się w Polsce, a polskim biznesom szukać ciekawych inicjatyw w Ukrainie. I codziennie mam okazję obserwować jak ta współpraca się rozwija.

Panel Ukrainian PE & VC Summit 2024 moderuje Anna Zorya. Zdjęcie: archiwum prywatne

Stąd pomysł na konferencję?

Tak, byłam jedną z inicjatorek pierwszej konferencji private equity i venture capital, która odbyła się w marcu w Warszawie. Uwielbiam Polskę, spotykają mnie tu tylko dobre rzeczy i bardzo zależy mi na współpracy biznesowej między naszymi krajami. Marzyłam o tym od dawna, żeby zrobić polsko-ukraińskie wydarzenie, żeby pokazać, że na współpracy oba kraje mogą skorzystać i że więcej nas łączy niż dzieli. Bardzo się cieszę, że konferencja się odbyła. Nosiłam w sobie tę ideę od dawna. I wiem, że to nie było ostatnie takie wydarzenie, że będą kolejne.

Dlaczego?

Bo już teraz są polscy inwestorzy, którzy szukają ciekawych inicjatyw, okazji do wejścia do Ukrainy. Mamy na uwadze takie projekty, które polscy inwestorzy chcą realizować w naszym kraju. Z drugiej strony, ukraińscy inwestorzy i ukraiński biznes szukają miejsca dla siebie w Polsce. To ukraińskie firmy, które albo ucierpiały w wyniku wojny, są lub były zlokalizowane na obszarach dotkniętych działaniami wojennymi, albo chcą się rozwijać i wchodzą na rynek europejski. I bardzo często to wejście odbywa się właśnie przez Polskę.

Weźmy na przykład biznes związany ze szkołami w Ukrainie – Study UA. Przed wojną działali głównie w Ukrainie, obecnie mają szkoły zagranicą, w tym jedną w Polsce. Albo Bob Snail, firma produkująca naturalne cukierki, bardzo popularne wśród dzieci w Ukrainie. Obecnie otwierają swoje sklepy w centrach handlowych. Wiele ukraińskich biznesów przeniosło swoją działalność do Polski.

Kiedy idę ulicą w Warszawie i słyszę język ukraiński, widzę ukraińskie kawiarnie lub restauracje, które znam dobrze z Ukrainy, jestem zachwycona
No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, ekspertka mediowa. Była dyrektorka zarządzająca Gazety Wyborczej i dyrektorka wydawnicza Wysokich Obcasów. Twórczyni wielu autorskich projektów mediowych budujących zaangażowanie społeczne i wspierających kobiety

Zostań naszym Patronem

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Mimo wojny udało się jej nie tylko utrzymać zespół DOMIO PUBLISHING, ale nawet zwiększyć liczbę pracowników. W Polsce uruchomiła magazyn „Architectural Digest”, z siedzibą w Warszawie, który szybko znalazł swoich czytelników i zdobywa lokalny rynek.

Natalia Dunajska opowiada o branży wydawniczej w Polsce i o swoich przemyśleniach na temat wojny.

O czasopismach i luksusie

– „Architectural Digest” (AD) wszedł na polski rynek, gdy minął już pierwszy szok związany z inwazją na pełną skalę – mówi Natalia. – Negocjacje w sprawie licencji trwały 1,5-2 lata.

Polski AD to magazyn o projektowaniu architektonicznym i sztuce, wykwintnych wnętrzach i stylowych domach, innowacjach i trendach. Ma też segment lifestylowy, z modą i dobrami luksusowymi.

Okładka magazynu. Zdjęcie: materiały dla prasy

Wydawnictwa DOMIO PUBLISHING są w 90% tworzone lokalnie. Dobrze wiemy, że to, co działa w Polsce, nie działa w Ukrainie czy we Francji. Tak jak to, co sprawdza w Ukrainie, nie sprawdzi się w Polsce.

Jestem osobą zorientowaną bardzo komercyjnie i odpowiedzialną za biznes, który prowadzę. Dlatego mówię językiem liczb – wynik jest dla mnie zawsze ważny. I kocham swoją pracę

Dajemy ludziom marzenia, jesteśmy kupowani i czytani. Nie oznacza to oczywiście, że ktoś po przeczytaniu naszego magazynu od razu kupi kuchnię za 100 tysięcy euro. Ale przynajmniej może zanurzyć się w świecie luksusu, zajrzeć do gustownie urządzonego mieszkania lub domu. Dajemy czytelnikom możliwość zbliżenia się do swoich marzeń, spełnienia ich. W końcu tylko wtedy, gdy marzymy, odnosimy sukcesy.

O guście

Polacy mają gust, ale dość powściągliwy. Są mniej odważni w kolorach i odcieniach niż Hiszpanie. Preferują jednak niezawodność: drogi przedmiot musi być naprawdę wysokiej jakości.

Jeśli polski nabywca wydaje 100 dolarów, musi rozumieć, na co je wydaje.

Europejska mentalność polega m.in. na tym, że człowiek w wieku 20 lat nie ma w zwyczaju nosić futra z norek do szpilek czy jeździć bentleyem. Dla określonych atrybutów trzeba osiągnąć pewien wiek

W polskim segmencie luksusowym widzimy pięknych ludzi, którzy są dobrze ubrani. Ale są ubrani bardziej powściągliwie niż w Ukrainie, a ich samochody są bardziej powściągliwe niż nasze.

O różnicach

W Ukrainie istnieje zjawisko zwane show-off, życie na pokaz. Możesz żyć w dość prostych warunkach, a mimo to jeździć mercedesem. To takie azjatyckie pragnienie luksusu.

Uroczyste otwarcie magazynu AD. Zdjęcie: Materiały prasowe

Kiedy Ukrainka wychodzi z domu, wygląda tak, jakby wychodziła za mąż. Zawsze makijaż, często buty na obcasie.

W Polsce jest to mniej widoczne. Co więcej, ludzie tutaj ubierają się o wiele prościej, czasem nawet nudno. Modni ludzie są tutaj wielkimi konserwatystami. I nawet jeśli są dobrze sytuowani, to te ich pieniądze są „ciche”. W Ukrainie bogaci ludzie stopniowo zmieniają się w tym kierunku.

O rynku

W naszym segmencie biznesowym Polska to Ukraina sprzed 7-10 lat. Rynek dóbr luksusowych w Ukrainie jest znacznie większy. Nie ma tu wielu marek, które są u nas. Na przykład my mamy bezpośrednią monomarkę – przedstawicielstwa Cartiera, Chanela, Louisa Vuittona, Prady, Johna Richmonda. Kilka miesięcy temu otwarto tu kącik Dior. Louis Vuitton również ma tu swój kącik, a my mamy osobny sklep. Cartier działa tu przez agenta, a w Ukrainie bezpośrednio.

Myślę, że nawet mimo wojny Ukraina konkuruje z Polską pod względem wielkości rynku. Ale tu jest ogromny potencjał. W ciągu ostatnich dwóch lat otwarto wiele salonów w segmencie wyposażenia wnętrz, a wiele kolejnych zostanie otwartych.

Polacy kochają to, co mają, chronią to i nie wpuszczają ludzi z zewnątrz

Ale to zjawisko ma też swoją drugą stronę – gdy nie mogą zaoferować produktów takiej jakości, które zastąpiłby luksusowe zagraniczne marki wchodzące teraz na rynek.

Otwierają się luksusowe sklepy, a miejscowi przychodzą i je oglądają. By wydać 10 000 dolarów na sofę, musisz najpierw przyzwyczaić się do tego pomysłu. Jednak Polacy też lubią jeździć audi, BMW i porsche. Preferują szwajcarskie zegarki i biżuterię Bulgari, Cartier, Van Cleef itp. Oznacza to, że istnieje popyt na zachodnie marki – obok polskich projektantów i marek.

O początkach

W branży wydawniczej pracuję od lat, więc znam wszystkie procesy od podszewki, wiem jak je budować. Potrzebowałam odpowiedniego zespołu. Przede wszystkim musiałam znaleźć redaktora naczelnego, który wybrałby odpowiednich dziennikarzy. Nie mówię po polsku i nie mam wyczucia językowego, więc istniało duże ryzyko pomyłki przy wyborze naczelnego. Ale mieliśmy szczęście.

Z dystrybucją wszystko było proste. Zwróciłam się do sztucznej inteligencji. Napisałam: „Podaj największe firmy zajmujące się dystrybucją czasopism” – i dostałam je wraz z kontaktami. Mamy dwóch świetnych sprzedawców reklam, nasz zespół jest w całości polski. Oczywiście dokonaliśmy pewnych korekt i pożegnaliśmy się z niektórymi osobami, ale w ciągu półtora roku stworzyliśmy bardzo dobry team.

Jestem CEO firmy i oczywiście jestem rozdarta między dwoma rynkami – spędzam 50% czasu w Polsce i 50% w Ukrainie. Ale „long distance doesn't work” – zarówno w związkach, jak w biznesie, więc musisz to wszystko kontrolować.

Z Brigitte Macron. Zdjęcie: prywatne archiwum

O błędach i trudnościach

Kiedy rejestrowaliśmy firmę online, popełniliśmy mały błąd. Pojawiliśmy się w KRS, ale już nie na białej liście [wykaz podatników VAT – red.] i nie mogliśmy przejść dalej. Na zadane przez nas pytania nie otrzymaliśmy odpowiedzi.

Istnieje problem komunikacji we wszystkich strukturach, zwłaszcza jeśli jesteś obcokrajowcem. Dotyczy to również otwarcia konta bankowego. Byliśmy więc w próżni. Dopiero gdy błąd został naprawiony, wszystko zaczęło działać.

Popełnilibyśmy mniej błędów, gdyby ktoś wziął nas za rękę i poprowadził od początku. Później nasza koleżanka, Ukrainka od dawna mieszkająca w Polsce, ułatwiła i przyspieszyła wszystkie procesy.

Trudności pojawiły się wtedy, gdy otworzyliśmy firmowe konto bankowe. Z jakiegoś powodu nie zostało aktywowane. Wysłałam pismo z pytaniem, co się dzieje, dlaczego aktywacja trwa tak długo. Mija tydzień, dwa – i nikt mi nie odpowiada. W banku dowiaduję się, że to kierownik popełnił błąd podczas wypełniania dokumentów – ale nie mogą tego naprawić, bo kierownika nie ma. Nie mogą też otworzyć nowego konta, ponieważ już je mam.

Powiedziałam temu pracownikowi: „Słuchaj, tu jest twój bank, a tu obok jest inny bank. Nie obchodzi nas, gdzie otworzymy konto”. W dwie minuty wszystko było załatwione

Kiedy znaleźliśmy powierzchnię biurową w Warszawie, pośrednik oznajmił: „Podpiszemy umowę za kilka miesięcy”. To było dziwne, bo chodziło nie o zakup, tylko o wynajem. W Kijowie odbywa się to znacznie szybciej.

Zdaliśmy sobie również sprawę, że z częścią zespołu nie wystartujemy. Wymieniliśmy więc 20% zawodników – i wszystko ruszyło.

By wejść na polski rynek, potrzebujesz polskiego partnera, który będzie twoim asystentem i przewodnikiem. Z pomocą miejscowych wszystko jest szybsze i znacznie łatwiejsze do załatwienia – chociaż obecnie istnieje wiele organizacji i fundacji, które pomagają zakładać ukraińskie firmy i zapewniają dotacje na ich rozwój.

Teraz, gdy rozumiem lokalny rynek, zawsze dodaję kilka miesięcy w planowaniu transakcji, uwzględniając tę polską powolność. Polacy mają jednak mocniejsze nerwy. My pracujemy intensywnie, choć mamy u siebie wojnę.

O inwazji

Mieszkamy kilometr od Buczy. Kiedy zaczęła się inwazja, mój mąż wskoczył do samochodu i pojechał do Peczerska, by zabrać naszych rodziców w bezpieczne miejsce.

Przez pierwsze trzy dni siedzieliśmy w piwnicy, ponieważ niedaleko jest lotnisko w Hostomlu i nad naszymi głowami ciągle latały samoloty i rakiety.

Dzień po rozpoczęciu wojny odcięto nam prąd, a kilka dni później gaz. Spośród wszystkich naszych przyjaciół w okolicy tylko my mieliśmy kominek, więc przynajmniej było ciepło. Mój mąż jest fanem grillowania, więc gotowaliśmy na grillu. Miałam też mnóstwo świec, bo przed wojną ciągle je kupowałam.

Ulica Wokzalna [Dworcowa], na której został zniszczony rosyjski konwój, przecina się z ulicą Jabłońską [w czasie okupacji Rosjanie zabili tu co najmniej 60 cywilów – przyp. aut.] za naszym płotem. To tamtędy przejeżdżały czołgi.

Mój brat mieszka trochę dalej, w Bereziwce. 3 marca o 3 nad ranem przyszli do niego Buriaci i powiedzieli: „Luksusowa chałupa – precz!”

Jego dom został zniszczony – z powodu fali uderzeniowej ścianka działowa w kuchni przesunęła się o 20 centymetrów, szyby wyleciały. Teraz jest odbudowywany.

Pojechaliśmy tam 9 marca. Jechaliśmy z białymi szmatami, na których było napisane: „Dzieci”. Przejechaliśmy przez dwa rosyjskie punkty kontrolne, nasze samochody zostały przeszukane.

Później, kiedy przeczytałam o Buczy, pomyślałam: „Mój Boże, wygląda na to, że nad nami czuwała armia aniołów stróżów”.

Pojechaliśmy na zachód Ukrainy, ale gdy tylko w naszym Worzelu [podmiejskie osiedle w okolicy Buczy – red.] włączyli prąd, następnego dnia byliśmy w domu.

O Warszawie

Do Warszawy przyjeżdżam, jak do domu, wszystko tu znam. Uwielbiam to miasto, bo nie muszę po nim jeździć samochodem. Nawet jeśli ktoś oferuje mi podwiezienie, mówię: „Nie dzięki”. A po Kijowie podróżuję samochodem cały czas.

Mam w Warszawie swoje ulubione miejsca: Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Muzeum Wojska Polskiego, bardzo podoba mi się też architektura Teatru Wielkiego. Dla mnie to nie jest obce miasto.

Spędzam w Warszawie dużo czasu. Kiedy rozpoczynaliśmy nasz projekt, przebywałam tu dłużej niż w Kijowie. Dla moich dzieci to było nie do zniesienia. Teraz spędzam tyle samo czasu tu i tu.

Nie rozważam jednak Warszawy jako miejsca stałego zamieszkania. W Kijowie mam duży, piękny dom, który sobie wybudowaliśmy. Czy wyprowadzisz się z domu z dużą działką i grillem? Nie. Uwielbiam dobre ukraińskie supermarkety, uwielbiam naszą szybkość, cyfryzację i aplikacje: Diia, Monobank. Jesteśmy bardzo innowacyjni. Pod pewnymi względami prześcignęliśmy nawet Amerykę.

Takiego poziomu życia, jaki mam w Ukrainie, w Polsce nie osiągnę. Ale mam wielu przyjaciół, którzy przeprowadzili się do Warszawy

Uważam, że jeśli mieszkasz w tym kraju, musisz być w pełni zintegrowany z jego kulturą. Kiedy przeprowadzasz się do Polski, grasz według jej zasad, kotaktujesz się z Polakami, żyjesz w tej kulturze i wnosisz własną. Nie powinieneś zamykać się we własnym środowisku. Musisz być w pełni zaangażowany w życie tego kraju.

O Europie

Mam silne przeczucie, że granice, które kiedyś w Europie istniały, staną się jeszcze bardziej rozmyte. Będziemy bardziej zintegrowani z Unią Europejską i krajami europejskimi, a one będą nas lepiej rozumieć. Zaczynamy się do nich dostosowywać, tak jak one dostosowują się do nas.

Zmieni się nawet nasza mentalność. Tyle że my mamy pewną cechę szczególną: potrafimy obchodzić prawo.

Tutaj, w Polsce, pracujemy zgodnie z prawem i płacimy podatki. To pierwszy krok na drodze do normalnego, cywilizowanego społeczeństwa. Oznacza to również brak korupcji

W Polsce bardzo imponuje mi rozwój regionów – życie nie toczy się tylko w miastach i wokół nich. Dobrze byłoby zrobić tak i u nas.

20
хв

Natalia Dunajska: – Dajemy ludziom marzenia

Olga Gembik
ukraińcy żabka biznes

Siedem lat temu nie wyobrażała sobie życia za granicą – i tego, że będzie prowadzić własny biznes. Polska wydawała jej się tymczasowym miejscem zarobku, a w kieszeni miała zaledwie 300 złotych. Na początku pracowała w fabryce, potem jako pokojówka; dzieliła pokój z innymi kobietami. Ale każdy krok przybliżał ją do własnego biznesu. Dziś jest właścicielką sklepu sieci Żabka w Legnicy i przykładem na to, jak wiara w siebie, ciężka praca i wytrwałość mogą zmienić życie.

– Decyzja o przeprowadzce do Polski nie była łatwa, ale konieczna – mówi Maryna Budzińska. – Byłam samotną matką, która chce zapewnić godne życie swojemu dziecku. W Ukrainie pracowałam jako asystentka sprzedaży, później zostałam kierowniczką działu sprzedaży. Jednak moje dochody nie były duże, a ja chciałam więcej dla mojego dziecka. Początkowo planowałam zostać w Polsce tylko trzy miesiące, zarobić trochę pieniędzy i wrócić do domu.

Jednak po krótkim wyjeździe do Ukrainy zdałam sobie sprawę, że to dopiero początek długiej podróży. Od tamtej pory mieszkam w Polsce

Tetiana Wygowska: – Jakie trudności i wyzwania musiałaś pokonać?

Maryna Budzińska: – Moje pierwsze doświadczenia tutaj nie były łatwe. Przyjechałam, mając w kieszeni zaledwie 300 złotych. Zaczęłam pracować w fabryce w Kłodzku, gdzie produkowano węże do samochodów. Warunki życia były trudne: osiem osób mieszkało w dwupokojowym mieszkaniu. Pracowałam na 12-godzinnych zmianach, z krótkimi przerwami. Później próbowałam pracy pokojówki, ale wymagania były nierealne – na posprzątanie pokoju, w tym umycie łazienki, zmianę pościeli i odkurzenie, miałam 15 minut. Moje zarobki ledwo pokrywały czynsz.

Przełomem była praca w magazynie dużej sieci handlowej w Legnicy. Przepracowałam tam 4,5 roku. I tam poznałam mojego obecnego męża. Jednocześnie pracowałam jako rekruterka i sprzątałam mieszkania.

Przed otwarciem własnej firmy Maryna przez kilka lat pracowała w magazynie sklepowym

Kiedy zdecydowałaś się założyć własną firmę? I dlaczego Żabka?

O własnym biznesie marzyliśmy z mężem od 3 lat. Zastanawiałam się nad różnymi opcjami, początkowo chciałam otworzyć kebabownię, ale ostatecznie zdecydowałam się na Żabkę. Po obejrzeniu na YouTube inspirującej historii o Ukraince, która z powodzeniem uruchomiła taki projekt, zdecydowałam się zaryzykować. Przygotowania nie były łatwe: rozmowy kwalifikacyjne, szkolenia, kilka trudnych egzaminów. Ale mimo trudności językowych – nie poddałam się. Powiedziałam sobie, że jeśli postawię sobie cel, to na pewno go osiągnę. Otworzyliśmy sklep w sierpniu ubiegłego roku. To nauczyło mnie nie bać się nowych wyzwań i zawsze iść do przodu, nawet gdy wydaje mi się, że nie mam już siły.

Teraz wpajam to przekonanie mojemu dziecku: ważne, by się nie poddawać, dążyć do swoich celów bez względu na to, jak bardzo trudne mogą się wydawać

Ile pieniędzy musiałaś mieć, by otworzyć sklep?

20 000 zł, bowiem wysokość kaucji dla obcokrajowców zależy od formy wybranego zabezpieczenia. Ale nie tylko o pieniądze chodzi, bo otwarcie sklepu poprzedza rozmowa kwalifikacyjna, szkolenia, a nawet egzaminy.Pierwsza rozmowa kwalifikacyjna odbyła się w języku polskim za pośrednictwem aplikacji Teams. Po niej odbyła się kolejna. Następnie sprawdzono, czy mam jakieś długi lub zaległości kredytowe. Było to dla mnie bardzo ciekawe, na pewnych etapach nieco wymagające, ale też satysfakcjonujące doświadczenie.

Pomyślnie przeszłam przez ten etap, a następnie rozpoczęłam trzytygodniowy program szkoleniowy. Już wtedy zaznajomiono mnie z pracą w sklepie i pokazano, jak wszystko funkcjonuje. Początkowo czułam lęk ze względu na natłok informacji i dokumentacji – wszystkie programy były w języku polskim... Obawiałam się, że sobie nie poradzę. Raz nawet wróciłam do domu i powiedziałam do męża: „Nie wiem, czy dam radę”. Mimo to, zebrałam siły i postanowiłam kontynuować naukę.

Przede mną było kilka egzaminów: językowy, finansowy we Wrocławiu po intensywnym, dwudniowym szkoleniu, oraz praktyczny sprawdzian na miejscu – trzy godziny dogłębnych pytań i zadań, wymagających sprawnej obsługi czterech różnych programów. Każdy z nich zdałam na 100%, a potem pozostało już tylko czekać na przejęcie sklepu. Otrzymałam wybór: mogłam otworzyć nowy lokal od podstaw lub przejąć już działający. Zdecydowałam się na istniejący sklep.  

Pokutuje przekonanie, że w Żabce jest trudno: 12-godzinne zmiany, praca w weekendy...

To powszechny, ale krzywdzący stereotyp. Pracując w sieci dyskontów musiałam czasami w ciągu jednego dnia ręcznie rozładować 15 palet z ciężkim towarem. Tutaj tego nie ma – w ramach dostawy  przyjeżdża jedna paleta, którą razem z mężem bez problemu rozładowujemy. Oboje jesteśmy codziennie obecni w sklepie, zamawiamy towar, kontrolujemy transakcje, prowadzimy dokumentację. Klientów w tygodniu obsługują kasjerki. Zatrudniliśmy dwie Ukrainki, które pracują po 8,5 godziny oraz dwie dodatkowe ekspedientki, które przychodzą na zastępstwa. Największy ruch jest w piątki i w soboty wieczorem. W niedzielę mój mąż i ja pracujemy sami.

Jesteście z mężem razem przez cały czas. Jak udaje Ci się łączyć biznes z życiem rodzinnym?

Wiele osób zastanawia się, jak godzimy wspólną pracę. Dla nas kluczowe jest wzajemne zrozumienie, jasny podział obowiązków i umiejętność poszanowania przestrzeni drugiej osoby. Dla każdego z nas jest to drugie małżeństwo, więc dobrze rozumiemy, czego chcemy od naszego związku i od naszego wspólnego biznesu.

Nauczyliśmy się odpowiednio dzielić pracę, aby nie ingerować w obszary drugiej osoby.

On zajmuje się dostawą towarów, a ja zamówieniami, księgowością, raportami i inną dokumentacją. On nie wtrąca się w moją papierkową robotę, a ja nie wtrącam się w jego sprawy magazynowe.

Mój mąż świetnie radzi sobie ze wszystkim, co związane z zamówieniami i stanem towaru. Ja się tym nie musze interesować, bo to jego przestrzeń. Moja część pracy to „papierkowa robota”. Przebywamy ze sobą całą dobę, 7 dni w tygodniu, w pracy, w domu i jest naprawdę fajnie. Teraz rozważamy nawet sprzedaż naszych dwóch samochodów i zakup jednego większego, lepszego. W końcu cały czas jesteśmy razem...

Jakie masz rady dla Ukrainek, które szukają siebie albo marzą o założeniu własnego biznesu w Polsce?

Ważne jest, aby pozwolić sobie na podejmowanie ryzyka i próbowanie nowych rzeczy. Każda z moich poprzednich prac była wyzwaniem, ale zawsze myślałam: „To jest tymczasowe, znajdę coś lepszego”. I rzeczywiście, życie to potwierdziło. W dzisiejszych czasach istnieje wiele możliwości rozpoczęcia własnej działalności gospodarczej nawet przy minimalnych nakładach inwestycyjnych. Ukraińskie kobiety otwierają kawiarnie, salony piękności i kwiaciarnie. Najważniejsze to nie bać się i próbować.

Strach to tylko przeszkoda, którą można pokonać.

Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę mieszkać w Polsce i mieć własny biznes, uśmiechnęłabym się tylko. Ale dziś to rzeczywistość.

Zdjęcia: archiwum prywatne

Data publikacji:

19.2.2025

20
хв

Marina Brudzińska: – Najważniejsze to się nie bać

Tetiana Wygowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Natalia Dunajska: – Dajemy ludziom marzenia

Ексклюзив
20
хв

Ukrainki na emigracji: adaptacja, strategia przetrwania, czy szansa na emancypację

Ексклюзив
20
хв

Edukacja dla uchodźców: Czy Ukraina na tym straci?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress