Wojna w Ukrainie
Фоторепортажі, новини з місця подій та розмови з тими, хто щодня бореться за нашу перемогу

Rosja ponownie zaatakowała Ukrainę. Są ofiary śmiertelne. Polski minister mówi, że czas wyciągnąć wnioski
O 5.54 rano w Ukrainie ogłoszono alarm przeciwlotniczy, godzinę później nastąpiła pierwsza seria eksplozji. Siły obrony powietrznej nad Kijowem i w jego okolicach zniszczyły około dwóch tuzinów pocisków, lecz spadające odłamki i tak spowodowały tragedię.

W wyniku rosyjskiego ataku wybuchł pożar w 18-piętrowym bloku w Kijowie. Zapaliło się pięć pięter, od dziesiątego do piętnastego. Spod gruzów wydobyto cztery ciała. Uratowano kilka osób, ewakuowano 60.

Uszkodzony został również budynek w dzielnicy Dnieprowskiej w stolicy, zapaliła się też stacja paliw. Ponadto fragmenty zestrzelonej rakiety uszkodziły dwie linie wysokiego napięcia. Spowodowało to przerwę w dostawie energii elektrycznej. Zasilanie zostało przywrócone tego samego dnia.
W Mikołajowie w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego zostały uszkodzone 74 domy prywatne, a trzy zostały doszczętnie. Sześć osób odniosło rany, jedna zmarła. Psychologowie udzielili pomocy ponad 60 osobom.

Rankiem 7 lutego Rosja zastosowała dobrze znaną taktykę łączenia różnych rodzajów broni. Pierwszą falę stanowiły drony Shahed-131/136 (zestrzelono 15 z 20), a następną pociski manewrujące X-101/555/55 (zestrzelono 26 z 29), a także Kalibr SLCM (trzy z trzech zostały zestrzelone). Zostały też wystrzelone rakiety X-22/32, Iskander i S-300. Żadnej nie udało się zestrzelić z powodu braku odpowiedniej obrony przeciwlotniczej w terenie.
- Odpowiemy Rosji zdecydowanie, terroryści zawsze będą odczuwać konsekwencje swoich działań - zapowiedział prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.
Polska, która aktywowała protokół ochrony własnej przestrzeni powietrznej i w związku z rosyjskim atakiem poderwała w powietrze swoje samoloty, również skomentowano atak rakietowy z 7 lutego. Minister koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak zauważył, że zmasowany atak rakietowy na Ukrainę pokazuje, że nie ma tendencji do zmiany polityki Rosji i jej sposobu prowadzenia wojny.
- Jeśli ktoś myślał, że nastąpi jakieś złagodzenie kursu, to nic z tego nie wyszło. Trwa wojna i nic się nie zmienia - powiedział Tomasz Siemoniak. - Zachód powinien wyciągnąć z tego wnioski: wspieramy Ukrainę, głosujemy w USA za pakietami pomocowymi, bo nie ma końca tej wojny i Ukraina potrzebuje tego wsparcia w interesie wolnego świata. A Rosja nam o tym okrutnie przypomina.


Tata Kepler, wolontariuszka: Jeśli możemy uratować jedną osobę, już uratowaliśmy świat
Przed inwazją na pełną skalę Tata zarządzała popularnym barem w kraju, dużo podróżowała, interesowała się muzyką i sztuką. Wolontariuszką była od 2014 roku, zajmowała się medycyną taktyczną. 24 lutego 2022 roku jej życie zmieniło się radykalnie - całkowicie poświęciła się wolontariatowi. Przez prawie dwa lata wraz ze swoim zespołem odwiedziła ponad 700 opuszczonych osad. Dostarczyła tony pomocy zarówno wojskowym, jak cywilom. 21 sierpnia 2022 r. Wołodymyr Zełenskij przyznał jej odznaczenie "Narodowa Legenda Ukrainy", a w grudniu 2023 r. otrzymała nagrodę Złote Serce. Tata Kepler jest również jedną z nominowanych do pierwszej nagrody "Portrety Siostrzeństwa", ufundowanej przez redakcję międzynarodowego magazynu Sestry. Tą nagrodą chcemy wyróżnić kobiety, które od początku wielkiej wojny wniosły nieoceniony wkład we wspieranie Ukrainy w walce z rosyjską agresją.
Natalia Żukowska: Przed wojną była Pani menadżerką popularnego baru w Kijowie, producentką telewizyjną, artystką i muzyczką. A teraz, od prawie 2 lat, nie robi Pani nic poza wolontariatem. Dlaczego?
Tata Kepler: Właściwie to jestem wolontariuszką od 2014 roku, ale t było nie na taką skalę jak teraz. Od 24 lutego 2022 r. moja działalność rozwinęła się tak bardzo, że porzucenie tego wszystkiego byłoby zdradą. W ciągu tych prawie 2 lat zebrałam ponad 8,5 miliona dolarów. Dla osoby, która nie działa w międzynarodowej fundacji i nie otrzymuje grantów, to bardzo duża suma. Jeśli policzyć kołowroty i apteczki, które dostarczyliśmy, to pomogliśmy prawie 100 tysiącom żołnierzy. Oficjalnie dostarczamy medycynę taktyczną na przykład do Azowa, 3 Brygady Szturmowej, "Wilków da Vinci" i wielu innych brygad i jednostek. Mamy ogromne zapotrzebowanie. Dla sześcioosobowego zespołu to dużo pracy. Podróżowaliśmy do ponad 700 deokupowanych terytoriów. Pracujemy 25/8. Poziom wyczerpania jest taki, że czasami nie rozumiesz nawet samej siebie. Nieustannie staram się pozyskiwać nowe fundusze. Mam wielu prywatnych darczyńców. Na przykład niedawno byłam w Wiedniu i poszłam zobaczyć się z jednym z nich. To znajomy mojego przyjaciela, który cały czas mi pomaga, przekazuje pieniądze na antybiotyki, ale nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy. W pewnym momencie zadzwonił do mnie i powiedział: "Jestem bardzo chory, ale chcę zrobić coś dobrego - zapewnić chłopcom protezy". Zapłacił 53 000 euro za bardzo fajną bioniczną protezę dla 23-letniego żołnierza. Wiesz, naprawdę tęsknię za swoim dawnym życiem. Tęsknię za wieloma rzeczami z mojego życia przed wojną na pełną skalę, ale teraz nadal tak jest.
NŻ: Czy wojna na pełną skalę była dla Pani zaskoczeniem? Co było dla Pani największym szokiem w pierwszych miesiącach wielkiej wojny?
TK: Myślałam, że to będzie tylko eskalacja w Donbasie. Nie sądziłam, że miasta zostaną zbombardowane. To był szok. Po Buczy nie mogłam mówić. Wtedy wydawało mi się, że nigdy w życiu nie widziałem nic gorszego. Ale potem przyszedł Irpień, Hostomel, Borodianka - i kolejne miejscowości.
NŻ: Odwiedza Pani najbardziej odległe wioski na froncie i spotyka ludzi, którzy dopiero co zostali wyzwoleni. Przeżyli piekło i dzielą się z Panią swoimi historiami. O czym opowiadają?
TK: Jestem zdumiona każdą historią, którą słyszę. Ci ludzie naprawdę przeszli przez piekło. Słyszałam o gwałtach i torturach. Widziałam ludzi czołgających się na łokciach po trupach, do swoich rodzin.
Spotkałam takich, którzy przenosili swoje 10-letnie dzieci z podwórka na cmentarz. Słyszałam historie o tym, jak Rosjanie zabierali majątek, a rodzice ukrywali swoje córki w lesie, by uniknęły gwałtu
Spotkałam dziadków, którzy przenosili naszych rannych żołnierzy przez punkty kontrolne na rękach i cudem udało im się ich uratować. Widziałam ludzi ukrywających flagi i haftowane koszule, bo nie chcieli być rozstrzelani. Pamiętam też, jak ludzie podchodzili i krzyczeli: "Miał na imię Maksym. Powiedz jego imię światu. Był torturowany w Iziumie, powieszony na rurach". Świat powinien wiedzieć o tych wszystkich historiach.
NŻ: Czego się Pani nauczyła przez te dwa lata wojny?
TK: Zdałam sobie sprawę, że mam bardzo plastyczną psychikę. Przetrwanie dwóch lat bez antydepresantów i środków uspokajających jest wewnętrznym osiągnięciem. Najważniejszą zmianą u mnie było to, że przestałam się śmiać. A mój śmiech był kiedyś tak głośny, że przyjaciele nagrywali go na swoje telefony. Naprawdę za nim tęsknię. Myślę też, że stałam się bardziej cicha w środku. Komunikacja z ludźmi bardzo mnie wyczerpuje.
NŻ: Założyła Pani organizację "Ptaki", która dostarcza leki i organizuje usługi medyczne dla wojska i cywilów. Czy udaje wam się zaspokoić istniejące potrzeby?
TK: Oczywiście to nie zawsze jest możliwe. W tej chwili mam prośbę od jednej brygady o prawie 300 plecaków medycznych, ca to kosztuje około pół miliona dolarów. Staramy się stopniowo, w miarę możliwości wypełniać lukę w zaopatrzeniu. Niestety są rzeczy, które na wojnie kończą się bardzo szybko.
NŻ: Wielokrotnie podnosiła Pani kwestię zawartości apteczek pierwszej pomocy i słabej jakości kołowrotów na froncie. Jak to wygląda obecnie?
TK: Dziś mamy nowe dowództwo sił medycznych, oni starają się oni komunikować z ochotnikami, za co jesteśmy wdzięczni. W drugim roku wojny na pełną skalę zaczęli nas słuchać. To straszne, że zajęło nam to tyle czasu, że trzeba było skandali, oburzenia i ofiar śmiertelnych. Obiecują zmiany, ale na razie nie będę ich ani chwalić, ani ganić. Na razie widzę dialog. Zobaczymy. Ale dobrze, że ta rozmowa w ogóle ma miejsce. Na szczęście nasi medycy bojowi w końcu otrzymali pozwolenie na przeprowadzanie transfuzji krwi na froncie. To ważne, ponieważ ratuje życie. Musimy się na tym skupić.
Bo ci najlepsi nam się kończą. I tak długo, jak nie walczymy środkami, ale walczymy ludźmi, musimy skupić się na ratowaniu życia, ewakuacji i udzielaniu pomocy tak skutecznie, jak to możliwe
Od dawna było jasne dla wszystkich, że nie ma tak zwanej "złotej godziny" na uratowanie żołnierza. Chłopaki często czekają 6-12 godzin na ewakuację. Medycyna jest bardzo ważna. Jeśli możemy uratować jedną osobę, uratowaliśmy już cały świat.
NŻ: Jak widzi Pani przyszłość wolontariatu? Czy będziecie mieli wystarczająco dużo środków, aby pracować przez dłuższy czas?
TK: Moim kierunkiem studiów jest medycyna. Nie wiem więc, co będzie dalej. Coraz trudniej jest zebrać pieniądze. Nie mogę powiedzieć, że państwo nic nie robi. Jest pomoc, ale niewystarczająca. Ważne jest wsparcie wolontariuszy. Jesteśmy bardzo wdzięczni tym, którzy przekazują nawet 5 hrywien. Nie ma małych datków. Wszyscy powinni pamiętać, że nie mamy żadnych frontów ekonomicznych ani kulturalnych. Jest tylko jeden - wojskowy. I jakiekolwiek zmęczenie moje lub społeczeństwa nigdy nie będzie porównywalne ze zmęczeniem, które odczuwają żołnierze w ziemiankach, pod ostrzałem, w błocie lub śniegu.
My, wolontariusze, jesteśmy wspaniali, ale to, co nasi chłopcy i dziewczęta robią na linii frontu, jest nierealne. Wyobraź sobie, że na linii frontu jest człowiek, który jest gotów za mnie i za ciebie umrzeć
Jednocześnie ani ty, ani ja o tym nie wiemy. Dlatego muszę walczyć o nich tak mocno, jak oni walczą o mnie. Takie jest moje stanowisko i chcę, aby każdy cywil to zrozumiał.
NŻ: Kolejny obszar, w który jest Pani zaangażowana, to pomoc ofiarom gwałtów. To tak zwany "cichy" projekt ukierunkowanej pomocy rodzinom dotkniętym przemocą seksualną. Prawie nigdy Pani o tym nie mówi. Dlaczego?
TK: Nie mówię o tym zbyt wiele, ponieważ jest to bardzo małe i sytuacyjne. Pomogliśmy tym rodzinom, których kontakty zostały nam przekazane. Teraz mamy 1 czy 2 rodziny pod stałą opieką. Tak naprawdę nie chcę o tym mówić, żeby nikogo nie prowokować.
NŻ: Jak rozmawiać o przemocy seksualnej?
TK: Niestety w naszym kraju wciąż nie ma zwyczaju mówienia o tym, ponieważ to jest "wstydliwe". Ale musimy o tym mówić. Najważniejsze to powiedzieć ludziom, że jakakolwiek przemoc jest zła. Wyjaśnić im, gdzie mogą szukać pomocy. Na szczęście mamy wiele infolinii i programów, które pomagają nie tylko kobietom. Ważne jest, aby mieć kogoś, kto po prostu cię wysłucha.
NŻ: Jeśli chodzi o powroty poległych żołnierzy do domu: z Pani inicjatywy na ciężarówkach-chłodniach przewożących ciała bohaterów widnieje teraz napis "Na tarczy" zamiast radzieckiego "Ładunek 200". Proszę nam o tym opowiedzieć.
TK: Kiedyś kupowaliśmy taką chłodnię dla 30 Brygady i było na niej napisane "Ładunek 200". Staliśmy z kolegami i jeden z nich powiedział: "Ile razy można pisać te sowieckie bzdury? Nasi nie są ładunkiem. Wracają albo z tarczą, albo na tarczy". Obok była moja mama, która jest artystką, więc ją zapytałam: "Możesz mi tu namalować 'Na tarczy'?". Mama się zgodziła. Wymyśliła czcionkę, zrobiła szablon i następnego dnia wszystko było gotowe. Opublikowaliśmy zdjęcie na portalu społecznościowym i ktoś wysłał je do generała Załużnego. Spojrzał na nie i powiedział: "Świetny pomysł. Teraz wszystkie jednostki zaangażowane w ewakuację zmarłych będą oficjalnie nazywane "na tarczy"". Otrzymałam wiele wiadomości takich jak: "Tata, dziękuję. Dzięki Pani mój brat wrócił nie jako ładunek, ale na tarczy". Musimy kultywować postawę szacunku wobec żołnierzy, bo żyjemy dzięki nim.
NŻ: W styczniu tego roku wróciła Pani ze Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, gdzie przez 3 dni światowi przywódcy polityczni, myśliciele i aktywiści omawiali kluczowe aspekty ochrony życia i wolności Ukraińców. Jakie wnioski wyciągnęła Pani z tego wydarzenia?
TK: W zeszłym roku uczestniczyłam w Europejskim Szczycie Bezpieczeństwa w Monachium. Odbyło się tam wiele spotkań, w tym kilka za zamkniętymi drzwiami. Pamiętam, że wróciłam stamtąd bardzo zła, ponieważ ciągle słyszałam od znanych polityków i aktywistów, jak bardzo są zaniepokojeni wojną w Ukrainie. A w Davos miałam wrażenie, że nie są już tylko zaniepokojeni, ale naprawdę rozumieją, że to bardzo poważna sprawa i że walczymy dla nich i w ich imieniu. I nie były to tylko słowa. Ogólnie rzecz biorąc mogę powiedzieć, że jestem zadowolona z podróży do Davos i spotkań, które się tam odbyły. Wydaje mi się, że każdy członek naszej delegacji był w stanie przekazać coś osobistego i ważnego. Przemawiałam podczas panelu dyskusyjnego na temat "Życia z wojną". Mówiłam, że sposób, w jaki żyją teraz Ukraińcy, to dla mnie imitacja życia. Starałam się przekazać ideę, że ludzie obecni na forum raczej nie byliby w stanie nas zrozumieć. Bo trudno jest zrozumieć, jeśli nie żyje się pod ostrzałem, jeśli nie jest się ciągłym świadkiem tych tragedii. Powiedziałam, że wydaje mi się, że cały świat patrzy na nas jak na program telewizyjny.

NŻ: Usłyszeli Panią?
TK: Jestem bardzo emocjonalna, trudno mnie nie usłyszeć. Swoje przemówienie zakończyłam słowami: "Jeśli nie zatrzymamy wojny w Ukrainie, to ona przyjdzie do waszych domów". To nie zło zabija, ale bezczynność
NŻ: Jakie wyzwania stoją dziś przed Ukrainą i jej międzynarodowymi partnerami?
TK: Trudno powiedzieć. Nie jestem polityczką, nie mam ambicji politycznych. Mam serce i uczucia. A także, jak każdy, wyczerpanie, w którym po prostu dalej funkcjonuję.
Myślę, że jedynym wyzwaniem dla całego świata jest Rosja. Musimy wygrać i nie ma innych opcji
Ona chce pożreć nie tylko nas, ale połowę świata. To okrutna imperialna ambicja. I problemem nie jest tylko Putin. Nie wierzę w historię o dobrych Rosjanach. Oni zabijają ludzi na mojej ziemi.
NŻ: Korupcja w czasie wojny: czy to kwestia na czasie? Jak możemy walczyć z tym wewnętrznym wrogiem?
TK: Nie wiem, jak to przezwyciężyć. Wydaje mi się, że musimy skończyć z paniką. Nie wiem, co jeszcze musi się wydarzyć, by ludzie zdali sobie sprawę, że trumna nie ma kieszeni. Czasami myślę, że powinniśmy ogłosić: 10% można ukraść i ani grosza więcej. Oczywiście, nie można kraść niczego w ogóle, ale... Ale to też nikogo nie powstrzyma.
Nie rozumiem: bomba leci na twój dom, a ty w tym czasie kradniesz miliardy hrywien. Co z tobą nie tak?
Nie rozumiem kładzenia nowego chodnika w centrum miasta podczas wojny. Nie rozumiem, dlaczego wszyscy mówimy o wojskowych szynach, ale wciąż ich nie mamy. To jest kwestia naszego przetrwania. Nie wiem, co z tym zrobić.
NŻ: Niedawno napisała Pani w mediach społecznościowych, że ma oficjalną diagnozę wypalenia zawodowego i zespołu lękowo-depresyjnego. Jak Pani sobie z tym radzi? Jaka jest Pani osobista recepta?
TK: Zdecydowanie należy szukać pomocy u lekarzy i psychiatrów, nie leczyć się na własną rękę. Mam psycholożkę, z którą pracuję. Zaleciła mi między innymi przywrócenie rzeczy, które kiedyś uwielbiałam. Na przykład uwielbiałam czytać, przed inwazją czytałam 7 książek miesięcznie. Kazała mi ustawić alarm i czytać przez 15 minut każdego dnia. I robić to przez 2 miesiące, aż znowu stanie się to stałym nawykiem. Trzeba też dbać o siebie. Bóg dał mi niesamowitych przyjaciół i rodzinę, którzy ciągle wysyłają mnie na masaż albo po prostu spać. Jestem im za to bardzo wdzięczna.
NJ: Czego chce wolontariuszka Tata Kepler?
TK: Zwycięstwa, zemsty i pokoju.
NŻ: Czym jest dla Pani wolność i zwycięstwo?
TK: Kiedyś uczyłam hebrajskiego w szkółce niedzielnej. Była Pascha i zapytałam słuchaczy, czym jest wolność. Odpowiedział mi 5-letni chłopiec: "Wolność to zabawa w pokoju z zamkniętymi oknami. Ponieważ kiedy je otwierasz, połówki twoich okien przechodzą do innego pokoju i tam jest wolność kogoś innego". To bardzo głęboka myśl. Wolność oznacza swobodę wyrażania siebie. Pamiętaj, że wszystko jest dozwolone, ale nie wszystko jest słuszne. Nauczyła mnie tego moja matka. Ludziom trzeba mówić prawdę, inaczej umrą jako idioci. Trzeba mówić dobrze o ludziach, nawet jeśli jeszcze żyją. Co do zwycięstwa, to niestety jest wielu ludzi, bez których nie będzie ono zwycięskie, bo oni już nie żyją. Oczywiście, podobnie jak wielu ludzi, wyobrażałam sobie, że w dniu zwycięstwa zostanie odegrany hymn narodowy, a na Majdanie odbędą się publiczne uroczystości. A także ogłoszenie zawieszenia broni i podpisanie przez Rosję kapitulacji. Ale wszyscy rozumiemy, że takie utopijne, filmowe zwycięstwo niestety nie nastąpi. Ale ja chcę, żeby oni po prostu zniknęli. Żeby opuścili wszystkie nasze terytoria.
Myślę, że odniesiemy całkowite zwycięstwo, gdy każdy Ukrainiec będzie miał pokój w swoim sercu
I to się już nigdy nie powtórzy. To jak Hołodomor. Ta wojna jest wieczna. Powtarzam, że z wojny można wyjść, ale nie można wrócić.
NŻ: Jak Pani widzi Ukrainę po wojnie?
TK: Chciałbym zobaczyć, jak o siebie dba. Kraj, który dba o siebie. Musimy zrozumieć, że bez względu na to, jak jest nam ciężko, każdy przeżywa swoją własną tragedię wewnątrz kraju. Niestety poziom agresji tylko rośnie. Dlatego musimy nauczyć się cierpliwości, tolerancji i delikatności wobec siebie nawzajem. Pokój też można utracić. Potrzebujemy pokoju wysokiej jakości i tylko my możemy go stworzyć. Nikt inny. Wszyscy musimy zrozumieć, że potrzebujemy tylko siebie. Nikt poza nami nie może zdobyć naszej wolności i zwycięstwa. Błędem jest wierzyć, że chłopaki coś tam gdzieś zrobią, podczas gdy ja będę siedziała w ciepełku.
Nikt nie może siedzieć z założonymi rękami. Każdy musi coś robić. Albo jesteś na froncie, albo dla frontu. Nie ma trzeciej opcji.


Julia Pajewska "Tajra": Nie wybrałam tej drogi. Po prostu robiłam swoje
Julia Pajewska „Tajra” ucieleśnienia prawdziwego ducha Ukrainy. Zapewniała opiekę medyczną uczestnikom Rewolucji Godności, a jako szefowa ochotniczej jednostki paramedycznej „Anioły Tajry” w latach 2014-2018 prowadziła taktyczne szkolenia medyczne na linii frontu. 16 marca 2022 r., podczas obrony Mariupola, została wzięta do niewoli przez Rosjan. Zwolnili ją 17 czerwca 2022 r.
Rozmawiamy o życiu po niewoli, jej stosunku do Rosjan, miłości do sportu i pomaganiu i bohaterstwie.
Oksana Szczyrba: Co jest najtrudniejsze w życiu ratownika medycznego podczas wojny?
Julia Pajewska: Nie mam wykształcenia medycznego, bycia ratownikiem nauczyła mnie wojna. Najważniejszą i najtrudniejszą rzeczą jest zrozumienie tego, co się dzieje, tj. gdzie ktoś ma obrażenia, jakiego rodzaju, jak poważne, co trzeba zrobić, by pomóc rannemu. Wciąż się tego uczysz.
Jest Pani bardzo odważną kobietą, jednak strach jest taki sam dla każdego. Co jest najgorsze w niewoli?
Fakt, że nie można kontrolować sytuacji, że jest się zależnym od innych ludzi. Chociaż nie jestem pewna, czy Rosjan można nazwać ludźmi. Nie jest jasne, co dzieje się w ich głowach.
Jakie przemiany zaszły w Pani w ciągu trzech miesięcy niewoli? Pewnie już wszystko sobie Pani przeanalizowała.
Wciąż jestem w trakcie tego procesu. Dużo teraz czytam i próbuję dokonać analizy. O więźniach będę na razie milczała. O oprawcach mogę powiedzieć to, że niewiele się zmienili. Mają ustaloną formę działania i cały czas się jej trzymają.

Jak to możliwe, że mimo okrutnego traktowania przez Rosjan nie czuje Pani do Rosjan nienawiści?
Myślę, że jest we mnie nienawiść. Nie mogę na przykład powiedzieć, że traktuję ich jak normalnych ludzi. Traktuję ich raczej jak bardzo poważnie psychicznie chorych. Z profesjonalnego punktu widzenia nie można się na nich obrażać. Albo się to leczy, albo pacjent potrzebuje izolacji, albo jakiejś terapii.
Skąd w nich tyle okrucieństwa i nienawiści do Ukraińców?
Jestem absolutnie pewna, że to konsekwencja pracy rosyjskiej machiny propagandowej, na którą wydaje się mnóstwo pieniędzy – może nawet więcej niż na operacje wojskowe. Bo oni wierzą, że zwycięstwo osiąga się przede wszystkim w umyśle i sercu. I tu się z nimi zgadzam.
Jak osoba, która ma własne lęki, która chce żyć, może wytrzymać wszystkie te tortury, to znęcanie się podczas niewoli?
Nie chcę mówić o innych ludziach. Jeśli chodzi o mnie, to nie wiem, jak to wszystko przeżyłam. W rzeczywistości byłam na skraju załamania. Całkowita izolacja... to było bardzo trudne. Nie potrafię nawet powiedzieć, co jest gorsze: tortury fizyczne czy psychiczne. Jedno i drugie jest poza dobrem i złem.
Oprawcy wciąż wam wmawiali, że Ukraina nie istnieje, że armia ukraińska wycofała się już do Frankiwska, że Zełenski uciekł, że Kijów został zdobyty...Ktoś w to wierzył?
Ja nie wierzyłam w ani jedno ich słowo, poza tym słyszałam odgłosy walk. Znałam kierunek, bo wiedziałam, jak przesuwa się słońce – mogłam powiedzieć, gdzie jest wschód, a gdzie zachód. Było oczywiste, że kłamią, bo mówili, że cała nasza armia została już rozbita pod Iwano-Frankiwskiem.
Została Pani zwolniona 17 czerwca 2022 roku. Kiedy się Pani dowiedziała o tym, że wyjdzie na wolność? Jak to się odbyło?
Dowiedziałam się w dniu, w którym zostałam zabrana z miejsca zatrzymania, coś mi tam powiedzieli. Jakiś miesiąc później usłyszałam o uwolnieniu, ale nie uwierzyłam w to od razu, bo w ogóle nie ufam Rosjanom.
Miała Pani nadzieję na uwolnienie?
Nadzieja w tej kwestii to nie nadzieja. Z jakiegoś powodu w głębi duszy byłam pewna, że jeszcze wyjdę na ulice Kijowa i uściskam wszystkich, których tak bardzo kochałam. Nie udało mi się tego zrobić, ponieważ wielu zginęło, a wielu wciąż jest w niewoli. To nie jest wiara, to coś innego...
Czy niewola zmieniła Pani wartości życiowe? Co jest teraz najważniejsze?
Moje podstawowe wartości się nie zmieniły. A moje wartości to przede wszystkim pozostać człowiekiem, dotrzymywać słowa, nie oszukiwać samej siebie, nie zdradzać obietnic i przysiąg. A także wytrwać do końca i iść do końca.
Jak należy zachowywać się podczas niewoli?
Są różne instrukcje – dla cywilów i wojskowych. Jeśli zostaniesz zapytany o coś, o czym nie chcesz mówić, nie zmyślaj. Możesz o czymś zapomnieć, ale jeśli zostaniesz przyłapany na kłamstwie, to będziesz torturowany, aż ich przekonasz, kiedy skłamałeś – wtedy czy teraz. Unikaj więc tematów, które mogą ci zaszkodzić.
Rosyjskie tortury i niewola mocno odbiły się na Pani zdrowiu, mimo to nadal uprawia Pani sport. Jest Pani jedną z głównych twarzy Invictus Games 2023[Igrzyska Niezwyciężonych – red.]. Miała Pani zadebiutować na tych zawodach już w 2022 r. w Hadze, ale miesiąc przed tym trafiła Pani do niewoli. Co Panią motywuje?
Uprawiam sport od 6. roku życia. Dla mnie to nie tylko część życia – nie wiem, jak bez tego oddychać. Jeśli moje ciało może coś zrobić, robi to. Podczas pływania, gdy zdobywałam srebro, mój kręgosłup był w okropnym stanie, a nogi praktycznie już nie działały. Nie z powodu bólu, po prostu nie chciały pracować. Ale i tak popłynęłam. Tydzień po zawodach przeszłam operację w Niemczech, wszystko poszło dobrze. Wkrótce miną trzy miesiące, odkąd mniej się ruszam. Jednak wkrótce znów zacznę trenować.

Jest Pani laureatką nagrody International Women of Courage, którą odebrałaPani w Białym Domu 8 marca 2023 r. z rąk sekretarza stanu USA Anthony'eg oBlinkena i Pierwszej Damy USA Jill Biden. W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że nagrody nie przynoszą jej szczególnej radości, bo wielu Pani przyjaciół zginęło.
To był czas, kiedy zginął „Da Vinci” [Dmytro Kociubajło, dowódca oddziału specjalnego „Wilki Da Vinci” – red.]. Boli mnie każda śmierć na froncie. Nie chciałam tej nagrody dla siebie. Myślałam, że to po prostu uznanie wkładu wszystkich ukraińskich kobiet w tę wojnę. Chociaż nie lubię dzielenia ludzi na kobiety i mężczyzn – bo śmierć nie pyta, kim jesteś, ile masz lat, co zrobiłeś. Dla mnie wszyscy ludzie są tacy sami.

We wrześniu 2022 r. zeznawała Pani przed amerykańską Komisją Helsińską wsprawie zbrodni wojennych armii rosyjskiej. Jak ludzie za granicą reagują nato, co Pani mówi? Czy czuje Pani, że Europa jest już zmęczona wojną?
Ja nie dostrzegam tego zmęczenia. Obserwuję natomiast jakościową zmianę wpostrzeganiu wojny w Ukrainie i tego, co dzieje się na świecie w ogóle. Bo wszystko się zmienia. I oczywiście ani my, w Ukrainie, ani ci, którzy obserwują lub aktywnie wspierają Ukrainę, nie mogą postrzegać świata jako stabilnego.
Życie toczy się w czasie i przestrzeni, wszystko podlega zmianom. Nie widzę żadnych jakościowych zmian na gorsze. Widzę, że na przykład w Europie poparcie rośnie. W Australii dziennikarze pytali mnie: „Ukraina znika z pierwszych stron gazet. Jak się z tym czujesz?”. To wy jesteście dziennikarzami! Kto umieszcza wiadomości na pierwszych stronach?
Jeśli chodzi o społeczeństwo ukraińskie, to ludzie już zdali sobie sprawę, że zwycięstwo nie nastąpi w ciągu dwóch czy trzech tygodni. Rozumieją, że wojna może trwać bardzo długo. Musimy więc się zjednoczyć, odrzucić rosyjską propagandę. I po prostu robić swoje, bo to jest sprawiedliwe.
Jak walczyć z rosyjską propagandą?
Potrzebujemy krytycznego myślenia o tym, co się dzieje i co słyszymy. Każda informacja, która do nas dociera, musi zostać przeanalizowana. Trzeba rozważyć wszystkie zagrożenia. Jeśli sam nie potrafisz czegoś wymyślić, poproś kogoś, kto potrafi.
Co rozumie Pani przez słowo „zwycięstwo”?
Dla mnie to bardzo bolesny temat. Zwycięstwo to uwolnienie wszystkich więźniów – zarówno wojskowych, jak cywilnych. To nadejście sprawiedliwości i sprawiedliwych granic. I oczywiście ukaranie przestępców.
Co robi Pani dzisiaj?
Większość czasu poświęcam na orędowanie na rzecz zwycięstwa Ukrainy, informowanie społeczności światowej o tym, co się tutaj dzieje, i koordynację wolontariatu. Pomagam rannym – ciągle jestem w szpitalach, odwiedzam rannych. Wspieram każdego, do kogo mogę dotrzeć. Nie chodzi nawet o pieniądze, ale o wsparcie moralne. Jestem też ambasadorką dobrej woli. Czasami udaje mi się koordynować pomoc ludzi dla pierwszej linii frontu.
Kiedy ludzie Panią podziwiają, piszą o Pani, nazywają Panią bohaterką, co to dla Pani znaczy?
Jaką ja jestem bohaterką? Są przecież ludzie, którzy zrobili więcej ode mnie. Na początku bardzo mnie to irytowało, teraz już trochę odpuściłam. Nie uważam tego, co zrobiłam, za bohaterstwo. To raczej przeznaczenie. Nie wybrałam tej ścieżki. Nigdy nie chciałam być bohaterką ani sławną osobą. Po prostu wykonywałam swoją pracę.

Żałuje Pani czegoś w swoim życiu?
Jedyną rzeczą, której żałuję, jest to, że nie byłam wystarczająco ciepła dla tych, którzy zginęli. Kilku moich przyjaciół zmarło, a moje ostatnie rozmowy z nimi nie były wystarczająco serdeczne. Bardzo tego żałuję. Zanim kogoś urazisz, pomyśl, że to może być wasza ostatnia rozmowa.
Jak wygląda Pani idealny sposób na regenerację?
Moim marzeniem jest po prostu się wyspać, wciąż mam problemy ze snem. Po niewoli i kontuzji mam zespół stresu pourazowego, ale jest on taki bardzo domowy, spokojny, kontrolowalny. Oczywiście mam problemy, jak większość osób zaangażowanych w walkę – czy to na froncie, czy ogólnie w wojnę. Bo do tego nie trzeba być w okopach. Znam ludzi, którzy mieli PTSD siedząc w Kijowie podostrzałem. Wszystko zależy od tego, na co jesteś gotowy w życiu.
Ja marzę o tym, żeby się po prostu wyspać.


Jak będzie wyglądać prawo dotyczące mobilizacji?
Po dyskusjach w odpowiednich komisjach ukraiński parlament postanowił nie poddawać pod głosowanie projektu ustawy o mobilizacji. Rząd, jako inicjator projektu ustawy, wycofał go i musi teraz zrewidować najbardziej kontrowersyjne zapisy w oparciu o propozycje deputowanych. Następnie dokument zostanie ponownie przedłożony Radzie Najwyższej. Parlament będzie mógł powrócić do jego rozpatrywania nie wcześniej niż na początku lutego, kiedy planowany jest kolejny tydzień sesji. Projekt ustawy o mobilizacji wywołał wiele dyskusji w ukraińskim społeczeństwie, głównie ze względu na surowość niektórych jej przepisów, które zdaniem ekspertów doprowadziłyby do poważnych naruszeń praw obywateli. Jak ostatecznie powinna wyglądać ustawa o mobilizacji? Sestry zebrał opinie wojskowych, ekspertów i prawników.
Armia potrzebuje ludzi
19 grudnia Wołodymyr Zełenski powiedział, że Sztab Generalny zaproponował mobilizację dodatkowego pół miliona ludzi. Jednak głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy Walerij Załużnyj zaprzeczył, że dowództwo zażądało konkretnej liczby zmobilizowanych osób. Stwierdził, że armia potrzebuje ludzi zdolnych do wykonywania określonych zadań.
- System mobilizacji jest dość złożony. Jak każdy system, który opiera się na przymusie, nazywając rzeczy po imieniu - mówi emerytowany młodszy sierżant sił zbrojnych Jurij Hudymenko. Jego zdaniem ustawa o mobilizacji powinna nie tylko zawierać obowiązki, ale także gwarantować prawa żołnierzy:
- Na przykład to, że państwo zobowiązuje się do szkolenia obywatela przez określony czas. A także zapis, że jako żołnierz Sił Zbrojnych Ukrainy po przeszkoleniu będzie stopniowo zbliżał się do linii frontu. To bardzo ważne. Znam wiele historii, kiedy brakowało ludzi i całe bataliony były wysyłane prosto na linię frontu, chociaż nigdy wcześniej nie były nawet sto kilometrów od frontu. To prowadziło do bardzo ciężkich strat. Rekrut nie powinien zbliżać się do linii kontaktu bliżej niż na pięćdziesiąt kilometrów przez dwa tygodnie, potem na dziesięć kilometrów, potem na pięć kilometrów. I dopiero wtedy, gdy zrozumie, co lata, co nie lata, co wybucha, jak się zachować, gdy przyzwyczai się do odgłosów wojny, gdy przyzwyczai się do tego, co go otacza, może udać się na pierwszą linię. To znacznie zwiększa przeżywalność żołnierzy. Oczywiście ta ustawa musi spełnić swoje główne zadanie: sprawić, że ponad milion ludzi zostanie zmobilizowanych do armii. I spowodować, że ludzie, którzy walczyli przez dwa lub więcej (jeśli walczyli podczas ATO) lat, mogą zrobić sobie przerwę. To jest główne zadanie.
25 grudnia 2023 r. Gabinet Ministrów przedłożył Radzie Najwyższej 200-stronicowy projekt ustawy o mobilizacji. Wywołało to lawinę krytyki zarówno ze strony rządu, jak opozycji, a także ogromne oburzenie w społeczeństwie. Potem w parlamencie zostały zgłoszone cztery kolejne, alternatywne projekty ustaw.

- Opór społeczny pojawia się, gdy ludzie odczuwają brak przejrzystości i sprawiedliwości - mówi generał-major Wiktor Jahun, zastępca szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy w latach 2014-2015. Wszystko zaczyna się od braku przejrzystości, kiedy zaczynają pokazywać jakieś filmy, na których ktoś został gdzieś złapany. Jahun podkreśla, że nie ma potrzeby łapać ludzi. Trzeba tylko podchodzić do tej pracy systematycznie:
- Wydaje mi się, że wszystkie te ustawy są, wiesz, bardzo złą polityką, ponieważ każdy chce być dobry. A kiedy chcesz być dobry i kiedy nie chcesz, jak to mówią, podburzać społeczeństwa, to co pozostaje? To wszystko jest bardzo złe, bo albo musimy ściśle wypełniać wymogi stawiane przez wojsko i zapewniać mu rezerwę mobilizacyjną, albo będziemy się bawić w bycie dobrymi politykami, którzy dbają o pewną kategorię ludzi. Myślę, że jeśli będą kompromisy, to tylko ze szkodą dla tego projektu ustawy.
4 stycznia specjalna komisja ds. bezpieczeństwa i obrony rozpoczęła rozpatrywanie propozycji rządu na zamkniętym posiedzeniu. W posiedzeniu komisji uczestniczyli minister obrony, szef sztabu generalnego i dowódca armii. Powołując się na własne źródła w komisji serwis The New Voice of Ukraine poinformował, że Walerij Załużny sprzeciwił się przepisowi o mobilizacji więźniów i skazanych i wezwał deputowanych do jak najszybszego zapewnienia armii nowych ludzi. A jeśli nie, to do pójścia na wojnę samemu.
Mobilizacja, loteria i "rezerwacja" dla bogatych
Podczas gdy projekt ustawy o mobilizacji był omawiany w parlamencie, w mediach regularnie krążyły różne plotki na temat przepisów, które mogą pojawić się w tym dokumencie. Na przykład "rezerwacja" mobilizacji dla mężczyzn, którzy płacą podatki w wysokości 6000 hrywien lub więcej. Takie rozwiązanie zostało rzekomo zaproponowane przez Kancelarię Prezydenta. Później zdementowane poseł Jarosław Żelezniak powiedział, że Kancelaria zrezygnowała z tego pomysłu.
Inny egzotyczny pomysł wyszedł od byłego ministra gospodarki, a obecnie niezależnego doradcy administracji prezydenckiej Tymofija Miłowanowa, który zaproponował mobilizację poprzez loterię: mobilizowano by osoby urodzone w wylosowanym dniu. Miłowanow stwierdził, że metoda ta była z powodzeniem stosowana w armii Stanów Zjednoczonych.
Mobilizacja za granicą
W przyszłym roku Ukraina chce powołać do służby wojskowej mężczyzn mieszkających za granicą. Oświadczył o tym minister obrony Rustem Umerov w wywiadzie dla Welt TV, Bild i Politico. Według niego wszyscy mężczyźni w wieku poborowym muszą zgłosić się do centrów rekrutacyjnych Sił Zbrojnych po otrzymaniu wezwania. Tym, którzy odmówią, grożą sankcje. Nie sprecyzował jednak, jakiego rodzaju będą to sankcje. Później służba prasowa Ministerstwa Obrony musiała wyjaśnić, że minister mówił ogólnie o rekrutacji i potrzebie przekazania Ukraińcom za granicą znaczenia wstąpienia do Sił Zbrojnych, bo mechanizmy rekrutacji z zagranicy nie zostały jeszcze opracowane.

Zdjęcie: Facebook Rustem Umerow
Pomysł ten nie zniknął jednak z przestrzeni informacyjnej. W wywiadzie dla ukraińskiego kanału telewizyjnego Mychajło Podolak, doradca szefa Kancelarii Prezydenta, skrytykował mężczyzn, którzy ukrywają się przed mobilizacją za granicą. Jego zdaniem należy przeprowadzić konsultacje z innymi krajami, aby przebywający w nich Ukraińcy zostali pozbawieni zezwoleń na pobyt i preferencji dla uchodźców.
Problem z mobilizacją rzeczywiście częściowo wynika z tego, że wiele osób wyjechało z Ukrainy, mówi Paweł Kowal, poseł na Sejm RP:
- Według niektórych źródeł w waszym kraju jest teraz mniej niż 30 milionów ludzi. Trzeba zastosować takie mechanizmy, by młodzi Ukraińcy, którzy mogą walczyć, którzy chcą walczyć, wracali na Ukrainę. I moim zdaniem na tym powinny skupić się działania krajów, w których przebywa wielu Ukraińców. Innymi słowy, musimy upewnić się, że kiedy ludzie otrzymują pozwolenia na pracę, przedłużają swój pobyt i na zasadzie partnerstwa są sprawdzani, czy mogą zostać zmobilizowani na Ukrainie. W ten sposób można by również dać odpór tym, którzy twierdzą, że Ukraińcy wyjechali, zamiast bronić swojego kraju.
Czytaj także: "Konieczne jest wykorzystanie mechanizmów, aby młodzi Ukraińcy, którzy mogą walczyć, wrócili na Ukrainę" - Paweł Kowal
- Jeśli jesteś za granicą, jesteś w wieku mobilizacyjnym, nie jesteś na froncie, nie płacisz podatków i wyjechałeś nielegalnie, to są pytania - odpowiedział Wołodymyr Zełenski na pytanie o możliwość powrotu ukraińskich mężczyzn z zagranicy na konferencji prasowej podczas wizyty w Estonii.
Prawnik Andrij Trembicz podkreśla, że niemożliwe jest mobilizowanie mężczyzn za granicą, jeśli tego nie zechcą:
- Gdyby to było realne, to już dawno by się stało. W rzeczywistości nie istnieje żaden mechanizm prawny. Nie można pójść do konsula i zapytać, którędy do komisji. Nie mamy warszawskiego czy praskiego TCC (Terytorialnego Centrum Rekrutacji). Jeśli człowiek pójdzie do sądu i powie, że powrót na Ukrainę zagraża jego życiu, żaden europejski sąd nie weźmie na siebie takiej odpowiedzialności. Być może będą jakieś grzywny, ale to maksimum - i jest to odpowiedzialność administracyjna, a nie karna.
Co ukraiński rząd zaproponował w projekcie ustawy o mobilizacji
Oto najważniejsze punkty:
- Obniżenie wieku mobilizacji z 27 do 25 lat.
- Zniesienie pojęcia "ograniczonej sprawności" i umożliwienie mobilizacji osobom niepełnosprawnym z grupy 3.
- Wprowadzenie koncepcji "elektronicznego biura poborowego". Zaproponowano, aby wszyscy potencjalni poborowi, zarówno w Ukrainie, jak za granicą, aktualizowali swoje dane osobiście lub online w ciągu 30 dni w TCK.
- Doręczanie wezwań za pośrednictwem urzędu elektronicznego lub poczty elektronicznej. Wezwania mogą być doręczane osobiście zarówno przez przedstawicieli TCC, jak funkcjonariuszy policji, także w dowolnym miejscu publicznym. Wszyscy obywatele w wieku od 18 do 60 lat muszą zawsze mieć przy sobie wojskowy dokument rejestracyjny i dokument tożsamości. Muszą okazać te dokumenty na żądanie pracownika wojskowego biura rejestracji i poboru lub funkcjonariusza policji. Osoby naruszające przepisy mogą zostać zatrzymane w celu sporządzenia raportu i identyfikacji.
- Ograniczenie prawa do odroczenia mobilizacji dla studentów, urzędników służby cywilnej oraz osób opiekujących się osobami niezdolnymi do pracy i osobami niepełnosprawnymi.
- Zakazać Ukraińcom przebywającym za granicą korzystania z niektórych usług konsularnych (np. starania się o nowy paszport) bez wojskowych dokumentów rejestracyjnych.
- Wprowadzenie sankcji dla osób uchylających się od płacenia podatków i umożliwienie TCK wpisywania ich do Jednolitego Rejestru Dłużników, co obejmowałoby zakaz podróżowania za granicę, transakcji z ruchomościami i nieruchomościami oraz ograniczenia w prowadzeniu pojazdów.
- Zniesienie poboru do wojska i wprowadzenie podstawowej służby wojskowej dla obywateli w wieku od 18 do 25 lat.
- Prawo do demobilizacji dla osób zwolnionych z niewoli i personelu wojskowego z grupami niepełnosprawności 1 i 2.
- Prawo do demobilizacji dla osób, które służyły nieprzerwanie w wojsku podczas stanu wojennego przez ostatnie 36 miesięcy.
Wezwania za pośrednictwem poczty elektronicznej i anulowanie odroczenia niepełnosprawności znalazły się wśród propozycji, które zostały odrzucone na etapie dyskusji w Komisji Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Zostało to ogłoszone przez wiceprzewodniczącego Komitetu, Jehora Czernewa:
- Uporządkowaliśmy projekt ustawy. Na przykład wezwania do sądu nie powinny być wysyłane pocztą elektroniczną, bo w takim przypadku nie można skontrolować, czy dana osoba wezwanie otrzymała. Zdecydowanie nie powinno być takiego przepisu. Albo kwestia usunięcia z odroczenia niepełnosprawności. Nalegamy, aby osoby niepełnosprawne z grup 1-3 otrzymały odroczenie lub w ogóle nie podlegały mobilizacji.
Niekonstytucyjne ograniczenia
Przepisy dotyczące ograniczeń i sankcji dla osób uchylających się od płacenia podatków wywołały najwięcej skarg w tym projekcie ustawy.
- To podobne do eksperymentów w Chinach związanych z tzw. ratingiem społecznym. Oni uważają, że uchylanie się od mobilizacji i poboru do wojska obniża ocenę społeczną - mówi prawnik Andrij Trembicz. Według niego większość z tych środków jest niezgodna z prawem:
- Te nakazy są w rzeczywistości ograniczeniem zdolności prawnej danej osoby. Oznaczają zakaz rozporządzania własnym majątkiem, a nawet korzystania z niego. I zakaz swobodnego przemieszczania się. Na przykład zakaz wyjazdów mężczyzn za granicę jest czymś, do czego jesteśmy przyzwyczajeni i jest już akceptowany przez społeczeństwo, choć jest również wątpliwy z punktu widzenia konstytucji. Ale w czasie wojny wszyscy milczeli i akceptowali to. Kolejna sprawa to ograniczenia w prawie do prowadzenia pojazdów i uzyskania prawa jazdy. Wydaje mi się to nieadekwatne, ponieważ oznacza, że policja drogowa może po prostu zatrzymać mężczyznę za kierownicą i powiedzieć: "Sprawdzamy, czy masz prawo do prowadzenia pojazdu. A jeśli tak, to nasza działka". Ograniczenie prawa do korzystania i dysponowania środkami finansowymi i innymi cennymi przedmiotami jest wskazówką do blokowania kont. To niezgodne z konstytucją.
Po przeanalizowaniu rządowego projektu ustawy Komitet Antykorupcyjny Rady Najwyższej stwierdził, że dokument zawiera ryzyko korupcji. Ponadto zalecił rezygnację z przepisu, zgodnie z którym władze lokalne powinny zapewnić przybycie osób podlegających obowiązkowi służby wojskowej do TCK. Takie funkcje leżą poza ich kompetencjami i mogą prowadzić do arbitralności.
Nowa wersja ustawy
11 stycznia Rada Najwyższa odmówiła poddania projektu ustawy pod głosowanie. Tego samego dnia Ministerstwo Obrony poinformowało, że nowa wersja ustawy o mobilizacji jest gotowa. "Jesteśmy gotowi przedstawić ją rządowi do zatwierdzenia w najbliższej przyszłości. Poprzednia wersja projektu ustawy została wycofana. Ta ustawa jest niezbędna dla obrony naszego kraju i dla każdego żołnierza, który jest teraz na froncie. Potrzebujemy jej jak najszybciej" - napisał na Facebooku minister obrony Rustem Umerow.
Ustawa jest potrzebna, ale jak dotąd za dużo czasu poświęcono na omawianie niepotrzebnych szczegółów, mówi emerytowany młodszy sierżant sił zbrojnych Jurij Gudymenko:
- Przede wszystkim mobilizacja powinna być dla wszystkich. Żadna kwota pieniędzy, bez względu na to, ile zarabiasz, nie powinna odgrywać istotnej roli, ponieważ prowadzi to do napięć społecznych. Może, ale nie musi dojść do losowania - wszystko zależy od tego, jak wszystko zostanie wdrożone. Musimy zmobilizować milion osób. Nie możemy jednak tego zrobić przy obecnym systemie mobilizacji. Dlatego zaproponujemy również system losowania oparty na amerykańskiej zasadzie, w myśl której tylko osoby urodzone na przykład 13 kwietnia są dziś mobilizowane, co dodatkowo zmniejsza bazę mobilizacji. Jest kilka absolutnie dziwnych rzeczy i wszystkie one doprowadzają mnie i moich przyjaciół, którzy są teraz na wojnie, do absolutnego katharsis. Zamiast rozmawiać o całym samochodzie, będziemy rozmawiać o jednej części, nie wiedząc nawet, jak ona się ma do wszystkich innych. Ale prędzej czy później ustawa o mobilizacji i tak zostanie uchwalona. To kwestia przetrwania państwa. Mam nadzieję, że będzie całościowa. Teraz niestety widzimy tylko, że ta ustawa jest niepopularna. Politycy i instytucje próbują przekazywać ją sobie jak gorący kartofel z rąk do rąk. I w pewnym momencie wygląda to, szczerze mówiąc, obrzydliwie.


Ann Applebaum. Wskazówki dla Ukrainy i ostrzeżenia dla Zachodu
Ostatnie zmasowane ataki rakietowe Rosji na ukraińskie szpitale, osiedla i szkoły są według Anne Applebaum, znanej amerykańskiej pisarki i publicystki, dowodem na to, że Putin wcale nie myśli o negocjacjach ani tym bardziej o pokoju. Gospodarz Kremla doskonale zdaje sobie sprawę, że w polu Ukrainy nie pokona. Liczy jednak na zmęczenie jej sojuszników i zwrócenie się wyczerpanych wojną Ukraińców przeciw swej władzy.
Komunikat Kremla do świata – głównie Zachodu i Ukrainy, ale też własnej opinii publicznej – jest prosty: jesteśmy gotowi na każde straty w ludziach i sprzęcie, zniszczymy ukraińską infrastrukturę, sami wytrzymamy, a pieniądze na dalszą wojnę znajdziemy.
Systemy, instytucje, zasady
Według Applebaum ta narracja jest jedynie czystą propagandą, bo w rzeczywistości Rosjanie są militarnie dużo słabsi, niż utrzymują, sankcje działają, zaś rosyjskie społeczeństwo, ubożejące z każdym dniem, też jest już wojną bardzo zmęczone. Tyle że moskiewska propaganda okazuje się skuteczna. W USA Republikanie odwołują się do niej, opisując Ukrainę jako kraj skorumpowany, politycznie skłócony i wątpiący w zwycięstwo – i blokują amerykańskie wsparcie dla broniącego się kraju. W Europie swoistym odpowiednikiem Republikanów w tej materii jest Viktor Orban, który, stosując podobną retorykę, paraliżuje wsparcie unijne.
Applebaum uważa, że to, co wystarczyło do odrzucenia rosyjskiej inwazji i zaskarbienia sobie sympatii wolnego świata: oddolna mobilizacja do obrony kraju, masowy wolontariat, dzielność i ofiarność zwykłych ludzi, entuzjastyczny patriotyzm i energia – teraz już nie wystarczy. Czas pospolitego ruszenia i improwizacji minął.

Fot: Ozge Elif Kizil/Anadolu/East News
Dziś trzeba „systemów, instytucji i zasad”. Pora wesprzeć entuzjazm żołnierzy superprofesjonalnym dowodzeniem, pomysłowość inżynierów konstruujących drony – stworzeniem „najnowocześniejszego przemysłu obronnego w Europie, o ile nie na świecie”. No i zadanie dla rządu: wyplenić „wszelką pozostałą korupcję i gospodarność”. Applebaum zastrzega, że to nie ona wymyśliła ten ostatni postulat, a jedynie cytuje go za Rustemem Umerowem, nowym ukraińskim ministrem obrony
Gra w otwarte karty
Umerow, z pochodzenia krymski Tatar, cieszy się reputacją polityka jednoznacznie proeuropejskiego, kompetentnego, skromnego i o szerokich horyzontach. A przy tym – choćby już z racji pochodzenia i osobistych doświadczeń – jak mało kto świadomego potencjalnych tragicznych konsekwencji pozostania Ukrainy w rosyjskiej strefie wpływów.
Minister ma też pełne rozeznanie w skali wyzwań, przed którymi stoi dziś armia walczącej Ukrainy. To już nie tylko walka z marnotrawstwem – spotykanym dziś zresztą w każdym, choćby amerykańskim wojsku – ale też konieczność zapewnienia regularnych, mądrze pomyślanych dostaw amunicji i nowoczesnego sprzętu, długoterminowe planowanie oraz stała współpraca z zachodnimi firmami zbrojeniowymi.
I co może jeszcze ważniejsze – potrzeba lepszego gospodarowania zasobami ludzkimi, których Rosjanie mają znacznie więcej. Ukraina musi szkolić więcej żołnierzy, a ci, którzy już walczą, powinni mieć szansę na odpoczynek i regenerację. Według Applebaum Umerow nie zaklina rzeczywistości i dobrze wie, że problemy z rekrutacją, przypadki przymusowego wcielania żołnierzy do armii czy ucieczki mężczyzn za granicę to realny problem. Jak go rozwiązać? Grą w otwarte karty, stworzeniem przejrzystych reguł. Jak mówi sam minister: "Ludzie powinni rozumieć, jak będą szkoleni, jak będą karmieni, jak będą się nimi opiekować podczas operacji".

Fot: Ozge Elif Kizil e adolu/East News
Trudna „dekompresja”
Pozostaje jeszcze kwestia wewnętrznych sporów politycznych w Ukrainie. Prezydent Wołodymyr Zełenski i dowodzący armią gen. Walerij Załużny nie we wszystkim się zgadzają – przyznaje Umerow. Tyle że pompowanie tych sporów – także przez ukraińskie media – do rozmiarów rywalizacji toksyczne i przeciwskuteczne. Ukraińska debata potrzebuje – jak określa to sam minister – „dekompresji”, czyli skupienia się na strategicznych (wojskowych i politycznych) celach, które są przecież wspólne dla wszystkich.
Taka „dekompresja” nie będzie zadaniem łatwym. W amerykańskiej dyspucie politycznej toczącej się wokół kwestii ukraińskiej nie ma na nią miejsca – zaznacza Applebaum. Zamiast apolitycznych i „skoncentrowanych na celach” debat – są debaty par excellence polityczne, w których sprawa ukraińska jest dla Republikanów zakładniczką rozgrywki z Demokratami: jeśli pomoc Ukrainie wzmocniłaby Joe Bidena, tym gorzej dla Ukrainy.
„Tyle że nie mamy do czynienia z taką samą stawką – pisze laureatka Pulitzera. – Walka Ukrainy z Rosją zawsze była starciem cywilizacyjnym, starciem między społeczeństwem otwartym a zamkniętym, społeczeństwem praworządnym a dyktaturą. Ukraińcy nadal zakładają, że ich wersja demokracji jest nie tylko bardziej atrakcyjna niż rosyjska autokracja, ale także bardziej skuteczna”.
Dlatego trzeba w nich wierzyć i im pomagać.
Przeczytaj oryginalny artykuł Anne Applebaum dla The Atlantic , "Jak Ukraina musi się zmienić, jeśli ma wygrać?".


Zraniony Dniepr: przetrwać wbrew wszystkiemu
Siedmiu zabitych, trzydziestu rannych - to bilans rosyjskiego ataku, do którego doszło 29 grudnia w Dnieprze. Rosjanie uderzyli w centrum handlowe i szpital położniczy. Uszkodzonych zostało też 14 wieżowców, 7 domów prywatnych, 35 samochodów i 12 budynków administracyjnych. Więcej informacji na temat odbudowy miasta po ataku można znaleźć na stronie Sestry.
Mojemiasto i moi ludzie przy dźwiękach eksplozji
Rano 29 grudnia Ukraińcy przeczytali alarmującą wiadomość na czatach: "Zarejestrowano start bombowców strategicznych 11 samolotów TU-95MS z Ołenki". Na kolejną wiadomość nie trzeba było długo czekać: "Pociski weszły w ukraińską przestrzeń powietrzną o 6:00".
Na zegarze jest 6:35. Dniepr. Eksplozje. Ciężkie, tępe uderzenia. Wydaje się, że rozlegają się wszędzie. Kanonada. 3-5-7. Nie da się policzyć. Jest przerażająco. Popadasz w odrętwienie, grudka strachu dławi cię gdzieś w okolicy przepony. To już wszystko czy będzie coś więcej? Zestrzelili samolot czy dopiero przyleciał? Co z rodziną? Pytania pulsują w mojej głowie.
Na czatach pojawiają się pierwsze informacje:
- Na ulicy Titowa wyleciały okna.
Piszę do mojej rodziny, jest w pobliżu.
- U nas normalnie.
Dziś tyle wystarczy, by odetchnąć.
.jpg)
Jednak kilka sekund później jej przyjaciółka wysyła film i zdjęcie. Natalia znalazła się w samym środku eksplozji, biegła do pracy w aptece. Centrum handlowe już płonęło, kilka osób leżało na chodniku, krwawiąc, w aptece nie było szyb. Powiedziała, że siedziała na podłodze apteki, czekając na policję. Głos jej się trząsł, płakała. W słuchawce słyszę syreny karetek.
Około 7:35 stało się jasne, że główne uderzenie poszło na centrum handlowe, są zabici i ranni. Ale około 8:00 nowa informacja: uderzyli w szpital położniczy... I pierwsze ujęcia płonącego szpitala. Krew uderza mi do skroni. Moja wyobraźnia kreśli straszne obrazy...
Cały blok mieszkalny wygląda jak scenografia filmu wojennego, chociaż chrzęst szkła pod stopami przypomina, że to rzeczywistość. Budynki pozbawione okien. Ludzie jak mrówki usuwają góry śmieci i szkła. Okna zakryte płytami wiórowymi. Domy bez oczu.
W czepkach urodzeni
Pawło i Olja Szczur sprzątają swoje mieszkanie ze szkła i kurzu. Olja czyści miotłą ulubioną zabawkę swojego syna Makarczyka - klocki do sortowania. Ich mieszkanie znajduje się na czwartym piętrze budynku naprzeciwko szpitala położniczego.
- Poszłam do pracy wcześnie rano. Zostawiłam chłopców, żeby spali - mówi młoda matka.

Pawło i jego syn siedzieli na kanapie. Półtoraroczny Makar nie lubi spać w łóżeczku przy oknie. Zawyła syrena, Pawło przeglądał czaty:
- To był prawdopodobnie instynkt. Kilka sekund przed eksplozją chwyciłem syna i wybiegłem na korytarz.
Fala uderzeniowa wyważyła frontowe drzwi, poleciało szkło. Pawło osłonił syna własnym ciałem, coś uderzyło go w czoło. Przerażony Makarczyk płakał, głowa Pawło krwawiła. Torbą na zakupy starł krew z czoła.
W mieszkaniu unosił się kurz, wszystko było jak we mgle. Przybiegli sąsiedzi, pomogli im wyjść na zewnątrz. Wtedy Pawło zauważył, że Makarczyk też ma rozciętą głowę, więc z dzieckiem na rękach pognał do pobliskiego szpitala. Tam obu zabandażowali głowy. Chłopczyk nie odniósł poważnych obrażeń, ale rana wymagała założenia szwów.
- Moi chłopcy urodzili się w czepkach - mówi Olja.

Palenie naprawdę może zabić
Tak twierdzi teraz 25-letni Oleksandr Didenko. 29 grudnia szedł na poranną zmianę. Po drodze kupił chleb i chciał jeszcze skoczyć po papierosy. Matka przez telefon poprosiła go, by zadzwonił do niej, gdy dotrze do pracy, bo trwał alarm i zewsząd leciały pociski. Gdy się rozłączył, nad głową usłyszał gwizd, a potem huk. Raz, dwa, trzy... Gdy pocisk eksplodował, był w pobliżu oddziału położniczego:
- Poczułem ból w nodze, potem zacząłem się dusić. Zobaczyłem jakiegoś faceta, zacząłem czołgać się w jego kierunku. Krzyczałem: "Pomóż mi, bracie, chcę żyć!".

To był żołnierz. Miał cztery opaski uciskowe i założył je Saszy, by zatamować krwawienie. Potem przyjechała karetka. Już na noszach Sasza odebrał kolejny telefon od matki:
- Podjąłem tytaniczny wysiłek, by się opanować. Powiedziałem mamie, że nic mi nie jest, że jestem już w pracy. Kiedy nacisnąłem przycisk "rozłącz się", straciłem przytomność.
Obrażenie były poważne, Saszę operowały trzy zespoły lekarzy: neurochirurgów, chirurgów i traumatologów.
- Rozbita głowa, krwiak czaszkowo-mózgowy, wyrwane części ciała, ogromny przedmiot w żołądku, który rozerwał jelita, złamana kość piszczelowa i wiele innych obrażeń - podsumowuje Ołeksandr Tołubajew, zastępca dyrektora ds. ratownictwa medycznego w regionalnym szpitalu im. Miecznikowa w Dnieprze.
Saszę czeka jeszcze kilka operacji i rehabilitacja. Jego dziewczyna poznała już przypadkowego wybawcę - żołnierza Bohdana.
A Sasza zarzeka się, że rzuci palenie. Ten nawyk kosztował go już zbyt wiele.
Szczęśliwy dom: kiedy znów ktoś się tu urodzi?
Iryna Kulbacz, ordynatorka oddziału położniczego, spotyka się ze mną przed swym oddziałem. Jest bohaterką: uratowała 12 rodzących kobiet, 4 dzieci i cały personel.
- Mamy instrukcję: gdy tylko rozlegnie się ostrzeżenie o nalocie, wszyscy muszą udać się do schronu. Ale wiesz, jak reagowaliśmy na ostrzeżenia o nalotach w drugim roku wojny... Ja jednak czytałam czaty i rozumiałam, jaki jest poziom zagrożenia, więc z uporem maniaczki tłumaczyłam kobietom, że gdy jest alarm, muszą iść do schronu. Dzięki Bogu, na kilka minut przed pierwszym uderzeniem wszystkie nasze matki i dzieci były w schronie.

Iryna chce pokazać spalony budynek, ale dzwoni Katia Łysenko. Trzy dni przed atakiem rakietowym miała cesarskie cięcie.
- Jak twoje piersi, Katia? Jak szew?
Katia i Wiaczesław wysiadają z samochodu. Nie mogą zbadać dziecka na oddziale położniczym, szczepienia zostały wykonane w pobliskim szpitalu. Zatrzymali się w szpitalu, by jeszcze raz podziękować: za przyjęcie na świat ich syna Wiktora - i za uratowanie życia im wszystkim.
- Na początku naprawdę nie chcieliśmy iść do schronu. To był trzeci dzień po cesarskim cięciu, wciąż miałam trudności z chodzeniem. Ale personel medyczny nalegał. Gdy tylko zeszliśmy do schronu, nastąpiła pierwsza eksplozja - mówi Katia Łysenko.

To był poród rodzinny, przez trzy dni mąż był z Katią na oddziale. Do schronu poszli we trójkę: on, ona i dziecko.
- Zasłoniłem sobą żonę i syna. Druga i trzecia eksplozja były bardzo silne, słychać było pękające szkło, coś się rozbijało i spadało. Straciłem słuch w jednym uchu - wspomina Wiaczesław.
Po serii wybuchów w schronie wybuchła panika. Wtedy Iryna Kulbach wzięła sprawy w swoje ręce.
Oddział położniczy już płonął, więc zorganizowała ewakuację: personel zaczął wyprowadzać pacjentki ze schronu. Na jej polecenie lekarze, pielęgniarki i ratownicy wybiegli na drogę i zatrzymywali wszystkie przejeżdżające obok szpitala samochody. Przekonywali kierowców, by ewakuowali ciężarne i matki z nowo narodzonymi dziećmi spod ostrzału.
- Jestem bardzo wdzięczna tym ludziom za to, że choć byli zupełnie obcy, wywieźli nasze kobiety i dzieci z płonącego oddziału - mówi Iryna.

Wchodzimy do budynku położniczego. Okna bez szyb, szyby wind puste: kable pękły, kabiny spadły na dół. Podążamy za Iryną, oświetlając drogę telefonami, pod nogami mamy czarne śmieci i kawałki płytek, nad głowami zwisają nam zwęglone panele sufitu. Docieramy do sterty metalu: kawałki rakiety. Tu był oddział dziecięcy. Zniszczony inkubator. Uderzenie było tak silne, że zawaliła się podłoga - pod naszymi nogami zieje czeluść. Iryna zaprasza mnie do swojego gabinetu. Zręcznie balansuje przy drzwiach - bo w tej części budynku też nie ma podłogi.
Dalej są oddziały. Kiedyś były wygodne, z dużymi łóżkami, telewizorami i szwedzkimi ściankami. Teraz - wybite okna, popękane ściany, wszędzie popiół i kurz. W kącie stoi bukiet czerwonych róż - podziękowanie dla syna lub córki. Płatki kwiatów poczerniały.
- Ból, odczuwam wiele bólu, bo te okropności wydarzyły się w naszym szpitalu. Ale mam też nadzieję w sercu. Nasz zespół jest zjednoczony. Od kilku dni usuwamy gruzy. I każdy zadaje sobie pytanie: Kiedy tu będzie kolejny poród? Nasi żołnierze są teraz w okopach, potrzebują broni i dronów, ale wiem, że każdy z nich marzy o tym, by po zwycięstwie przyjść na taki oddział i urodzić syna lub córkę ze swoją ukochaną. Bo nie ma większego szczęścia. Dlatego proszę wszystkich o pomoc - rękami lub groszem - byśmy mogli ożywić nasz szpital - mówi Iryna Kulbacz.
Pod koniec "wycieczki" Iryna dzieli się ze mną sekretem. Podnosi sweter - na plecach ma duże, fioletowe siniaki.
- Nie wiem, kiedy i co mnie uderzyło. Kiedy biegłam, coś na mnie poleciało. Wtedy nie czułam bólu ani strachu, ale teraz bolą mnie całe plecy.
Chcę ją przytulić:
- Dziękuję za moją siostrzenicę. Moja siostra urodziła ją u was w 2021 roku - mówię. - Ma taki oryginalny tatuaż pod piersią: imię babci, która wychowywała ją samotnie.
- Aniczka?
- Tak, Ania!
Doktor Iryna przytula mnie. Boję się dotknąć jej zranionych pleców. Zastanawiam się, jak dobrze pamięta kobiety, które rodziły w jej szpitalu.
W sali wypisów stoi choinka, niektóre bańki są nienaruszone. Matka Boska spogląda w dół z ikony...



Jak Charków przetrwał tydzień ataków rakietowych
Ozdobiona choinka stoi na podwórku w centrum Charkowa. Wokół niej zniszczone domy. Okna zabite deskami. W mieszkaniach pusto. 30 grudnia nadleciał tu jeden z rosyjskich pocisków.
Obok pustego pięciopiętrowego budynku 84-letni Jurij i jego przyjaciel usuwają gruz w pobliżu swojego garażu. To jedyny budynek, który przetrwał uderzenie. Mężczyzna wspomina, że w noc ataku nie było go w domu. Kiedy nastąpiła eksplozja, rozmawiał przez telefon z żoną:
Moja żona była na balkonie. Weszła do pokoju, żeby odebrać mój telefon. Nagle usłyszałem, jak krzyczy, że ściany się walą. Ze pęka jej głowa, krew. Potem tylko jęk.

Żona pana Jurija trafiła do szpitala z urazem głowy. Żyje. Mieszkanie jest kompletnie zniszczone, nie ma okien, ani drzwi. - Zaproponowano nam akademik, ale jak mogę umieścić żonę w akademiku po operacji? Teraz odzyskała przytomność, mówi i chodzi, ale musi jeszcze przejść operację czaszki. Pan Jurij wynajął więc mieszkanie i je urządza.
Każdego dnia pan Jurij przychodzi do swojego garażu i wyjmuje kilka rzeczy, które ocalały. Czeka na ukochaną żonę i przeklina Putina: - Niech szlag trafi jego i wszystkich jego popleczników, którzy niszczą moje miasto takimi barbarzyńskimi bombardowaniami.
Dzielnice mieszkaniowe Charkowa są atakowane rakietami od 29 grudnia. Rosjanie wystrzelili rakiety 30 i 31 grudnia, a następnie 2 i 6 stycznia. Budynki mieszkalne, hotel, budynki uniwersyteckie, szpital, sklepy i kawiarnie to tylko część infrastruktury, która została trafiona pociskami. Około stu osób zostało rannych.

Charkowska wolontariuszka Natalia Popowa opublikowała to zdjęcie na swojej stronie na Facebooku 2 stycznia. Na zdjęciu widać jej syna ukrywającego się w łazience. Jedna z rakiet spadła na podwórko w pobliżu domu Natalii. "Usłyszałam odgłos eksplozji, udało mi się złapać syna i wrzucić go do wanny. A kiedy nadleciała druga rakieta, miałam po prostu szczęście: wpadłam do łazienki z falą uderzeniową, razem z drzwiami, a mój syn był przykryty prześcieradłami. Dzięki temu na szczęście nie odniósł obrażeń fizycznych. Chociaż przeżywa dużo stresu. Szkło weszło mi pod skórę, wyjęli mi już wszystko, co mogli z nogi, trudno mi chodzić, ale dostałam dużo tabletek przeciwbólowych, więc teraz czuję się dobrze - mówi Natalia.
2 stycznia 91-letnia kobieta zmarła w domu sąsiadującym z domem Natalii, według pracowników pogotowia jej serce zatrzymało się podczas eksplozji. Dwa dni po jednym z ataków zmarła aktorka Charkowskiego Teatru Dramatycznego, Wiktoria Tymoszenko. Miała 84 lata. Rany okazały się śmiertelne.


Kilka dni po ataku rakietowym na tym dziedzińcu nadal słychać odgłosy pracy: pracownicy służb komunalnych zabijają okna, zamiatają gruz i śmieci z dachu. Gdzieniegdzie lokatorzy wyjmują szyby i usuwają ocalałe przedmioty - w jednym z domów nie można mieszkać, ponieważ eksplozja uszkodziła systemy elektryczne, gazowe i grzewcze. Ludzie wyjeżdżają do krewnych i przyjaciół. Miasto oferuje schroniska tym, którzy nie mają dokąd pójść. Na podwórku ludzie rozpytują, czy udało się odnaleźć zwierzęta - po eksplozji psy i koty uciekały z bloków.
Budynek dawnego kompleksu sportowego ucierpiał najbardziej. Volodymyr podchodzi do leju po rosyjskim pocisku, Ukrywa twarz w dłoniach. Nie może powstrzymać łez: to tutaj spędził swoje studenckie lata
- Naprzeciwko był nasz akademik, tutaj jest kompleks sportowy, budynki mieszkalne - wspomina. - Dlaczego strzelają? Nie ma tu żadnych obiektów wojskowych. Nie chcę już znać Rosjan. To martwy naród.

Według Charkowskiej Rady Miejskiej, w ciągu tygodnia ostrzału Rosjanie uszkodzili ponad 130 budynków, z których jeden musiał zostać zamknięty - nie udało się go przywrócić do użyteczności.
21 osób rannych w wyniku ataków rakietowych ciągle leży w szpitalach. Szef charkowskiej policji obwodowej nazwał ataki zastraszaniem ludności cywilnej miasta. - Eksperci wciąż ustalają, jakiego rodzaju rakiety zostały użyte 2 stycznia, ale z pewnością nie są one produkcji rosyjskiej - mówi Oleg Sinegubov, szef regionalnej administracji wojskowej. Dodaje: - Hotel "Charków Palace" nie jest bazą dla naszego wojska, nie jest punktem, którego zniszczenie osłabia naszą zdolność obronną. To nic innego jak kolejny akt terrorystyczny
Według danych wywiadu, w Charkowie i regionie utrzymuje się zagrożenie nowymi atakami. Niewykluczone, że Rosjanie wezmą na cel infrastrukturę energetyczną i krytyczną, ponieważ w najbliższych dniach w regionie spodziewane są mrozy.
Wolontariuszka Natalia Popova zabrała już syna do innego miasta. A sama wróciła do rodzinnego Charkowa, aby pomóc wojsku. Mówi, że teraz będzie musiała odbudować swój dom (prawie nic z niego nie zostało) i kupić nowy bus. Ten, którego używała do dostarczania pomocy na front, został zniszczony przez rakietę. A oto nowa informacja: minęło zaledwie kilka dni, a Ukraińcy już zebrali pieniądze na nowy bus.


Kobiety Azowa. Alina. Wersja polska
W październiku 2022 r. mały Jehor zaapelował do Putina o uwolnienie matki z niewoli. Ale przywódca Kremla długo nie słyszał próśb dziecka.

10 kwietnia 2023 r. 100 ukraińskich obrońców zostało zwolnionych z niewoli. Wśród nich była Alina Meleszko-Gaburycz. W niewoli spędziła 11 długich miesięcy. Mały Jehor mieszkał z dziadkami i każdego dnia czekał na powrót matki.

Alina i jej mąż byli w Azowstali. 23 kwietnia 2022 r. Wadim został trafiony odłamkami bomby. Zmarł trzy dni po operacji. Alina, która pozostała w Azowstali, trafiła do niewoli.
Podziel się historią Aliny Meleszko-Gaburycz z polskimi przyjaciółmi i tymi, którzy znają język polski. Każda historia z serii Kobiety Azowa jest dostępna w dwóch językach - ukraińskim i polskim.


Świadek zbrodni wojennych: Już żegnałam się z życiem, gdy przypomniałam sobie o zwierzętach. I uciekłam
"Nazywam się Nastia, mam 25 lat. Do 24 lutego mieszkałam w Charkowie. Wybuchy zaskoczyły mnie w Kijowie, gdzie przyjechałam ze swoją kotką, aby zaopiekować się kotem swoich przyjaciół. Na początku nie myślałam o ewakuacji. Tę noc spędziłam w łazience, trzęsąc się ze strachu przed wybuchami. 25 lutego zaproponowano mi opuszczenie miasta, ale znalazłam się pod ostrzałem artyleryjskim. To było przerażające. Stałam na skrzyżowaniu i usłyszałam straszny ryk po mojej lewej stronie i nad głową. W tym momencie pożegnałam się z życiem. Ale potem przypomniałam sobie o zwierzętach, które trzymałam w ramionach i pobiegłam z powrotem do domu. Po drodze mijałam otwarte schronisko. Weszłam tam, przykryłam transportery dla kotów swoim paltem, aby trochę ogrzać i uspokoić zwierzęta, i spałam na podłodze przez 5 godzin, podczas gdy w górze grzmiały eksplozje, a obok przejeżdżały czołgi z raszystowskimi symbolami Z". To tylko jedno świadectwo z platformy internetowej Svidok, dziennika wojennego Ukraińców. Dokumentuje on prawdę o zbrodniach wojennych popełnionych przez rosyjskie wojsko. Zeznania te służą jako podstawa do dalszych dochodzeń prowadzonych przez organy ścigania. "Svidok"/"Świadek" został stworzony przez obywateli i przyjaciół Ukrainy we współpracy z Fundacją AI for Good. Jak działa platforma i w jaki sposób dane są przekazywane organom ścigania opowiedziała Olena Kuk, dyrektorka ds. treści i komunikacji na "Svidok".

Świat musi zrozumieć, co dzieje się w Ukrainie
Platforma została stworzona przede wszystkim w celu zachowania wszystkich dowodów przerażających wydarzeń, które mają obecnie miejsce w Ukrainie. Po II wojnie światowej było to bardzo trudne, ludzie z czasem zapomnieli o wielu rzeczach, a wiele z nich zostało wymazanych z ich pamięci. Wpadliśmy więc na pomysł platformy, na której zeznania byłyby przechowywane w czasie rzeczywistym - tu i teraz - w formacie dziennika wojennego, tak aby za 50-100 lat ktoś mógł wejść i zobaczyć dokładnie, co działo się danego dnia w różnych miastach Ukrainy. Świadek ma również pomóc organom ścigania w ukaraniu sprawców. Wiele zeznań jest klasyfikowanych jako zbrodnie wojenne, w związku z czym przekazujemy je Międzynarodowemu Trybunałowi Karnemu i Prokuraturze Generalnej. Następnie śledczy kontaktują się z tymi osobami. W tej chwili złożono dziesiątki zeznań i włączono je do dochodzeń przedprocesowych. Innym równie ważnym celem jest rozpowszechnianie prawdy o wojnie w Ukrainie za granicą, aby świat zrozumiał, co się dzieje i nadal nas wspierał, ponieważ Rosja manipuluje i głosi propagandę, żeby zniekształcić fakty. Ponadto na świecie dzieje się wiele, co odwraca uwagę ludzi od Ukrainy. Dlatego ważne jest dla nas, aby utrzymać wojnę na pierwszych stronach gazet - za pośrednictwem zagranicznych dziennikarzy, poprzez różne wystawy, które organizujemy za granicą. Chociaż platforma została zainicjowana przez amerykańską fundację, została stworzona i jest rozwijana przez ukraińskich specjalistów. Mamy dość mały zespół - staramy się zrobić jak najwięcej.
Cyfrowe muzeum wspomnień wojennych
Planujemy stworzyć duże cyfrowe muzeum wspomnień o wojnie Rosji w Ukrainie. Ważne, aby historie były zapisywane w formacie dziennika wojennego od pierwszej osoby. Kiedy zeznania są przechowywane w autentycznej wersji, jest to bardziej zrozumiałe dla czytelnika i osoby, która faktycznie zobaczy te zeznania później. Upewniamy się, że nie ma tam rosyjskiej propagandy. To bardzo ważne. Ale na przykład nie poprawiamy relacji w surzhyk, aby zachować autentyczność i przekazać emocje, których doświadczyła dana osoba. Myślimy również o stworzeniu nagrania audio niektórych wspomnień. Mamy wiele pomysłów, ale naszym głównym celem jest zebranie świadectw od każdego Ukraińca. Bardzo ważne jest, aby wiedzieć, jak czuli się ludzie w Kijowie, Charkowie, Zaporożu, Lwowie. Wojna dotknęła wszystkie regiony. Bardzo ważne, aby każdy Ukrainiec zachował swoje świadectwo. W ten sposób w przyszłości będziemy mieli najlepiej udokumentowaną wojnę w historii, aby nigdy więcej się nie powtórzyła. A co najważniejsze, aby uniemożliwić Rosji manipulowanie i zniekształcanie faktów.
Ludzie zostawiają swoje zeznania anonimowo. Jeśli chcą, mogą podać swoje dane osobowe
Bezpieczeństwo użytkowników, świadków i osób powierzających nam swoje zeznania jest dla nas ważne. Wszystkie zeznania są anonimowe. Podczas składania zeznań organom ścigania i przedstawicielom Międzynarodowego Trybunału Karnego możemy udostępniać dane osobowe do wykorzystania w dochodzeniach i sprawach przedprocesowych. Dane te nie są jednak ujawniane publicznie, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa. W końcu wiele osób pochodzi z terytoriów okupowanych i z miejsc, w których trwają działania wojenne, i ci ludzie boją się. Jeśli dana osoba chce upublicznić swoje nazwisko, może wskazać w tekście, kim jest i skąd pochodzi. I są takie świadectwa.

Ze świadkami mogą kontaktować się funkcjonariusze organów ścigania i dziennikarze
Śledczy, dziennikarze i badacze mogą tworzyć konta na platformie. Są to możliwości dla tych, którzy będą głębiej pracować ze świadectwami lub rozpowszechniać je na całym świecie. Zwykłym użytkownikom ułatwiliśmy rejestrację, aby mogli bez przeszkód zostawiać zeznania. A dla tych, którzy rejestrują specjalne konto, istnieją dodatkowe wymagania: dla nas, jako administratorów platformy, ważne jest, aby zrozumieć, kim jest dana osoba i w jakim celu chce wykorzystać informacje. Dlatego wskazane jest miejsce pracy, załączone jest zdjęcie dowodu osobistego i zdjęcie osoby z dowodem osobistym. Jest to jedyny sposób przekazania identyfikacji. Bardzo szczegółowo sprawdzamy, czy to naprawdę ta osoba. Mając dostęp do specjalnego konta, dziennikarz lub badacz może skontaktować się bezpośrednio ze świadkiem, wysyłając zapytanie. Oczywiście można się z nim skontaktować tylko wtedy, gdy świadek wyrazi na to zgodę.
Wszystkie informacje na platformie są dokładnie sprawdzane
Ponownie czytamy wszystkie historie, które są sprawdzane przez moderatora przed publikacją. Robimy to, aby upewnić się, że nie przedostanie się rosyjska propaganda, abyśmy nie stali się platformą do jej rozpowszechniania. Ktoś może celowo zniekształcić informacje, napisać, że władze wydają wszystkich, że ukraińscy obrońcy robią coś złego. Staramy się weryfikować wszystkie przedstawione fakty, aby uniknąć manipulacji lub niepotwierdzonych informacji. Oczywiście jest to trudne, jeśli chodzi o terytoria znajdujące się w strefie działań wojennych lub pod okupacją. Po prostu nie jesteśmy fizycznie w stanie tego sprawdzić. Ale jeśli widzimy coś podejrzanego, nie publikujemy tego. W przypadku przestępstwa przekazujemy te informacje organom ścigania w celu dalszego dochodzenia. Chcemy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby pomóc, ale bardzo ważne jest również, aby nie zaszkodzić. Jako dziennikarz sprawdzam, porównuję fakty i ciągle czytam od nowa. Wielu zeznaniom towarzyszą zdjęcia lub filmy. I to już jest dowód.

Wszystkie historie są ważne, one pokazują skalę wojny
Platforma ma obecnie około trzech tysięcy użytkowników, z ponad tysiącem zapisanych historii. Ludzie dzielą się wszystkim, na przykład tym, jak po raz pierwszy usłyszeli eksplozje 24 lutego, o zniszczeniach, rakietach uderzających w sąsiednie domy i życiu bez prądu. Jest wiele historii o ewakuacji, jak musieli opuścić swoje domy. Są historie o tych, którzy są teraz pod okupacją, o okropnościach, które się tam dzieją, o życiu w niewoli, o zalaniu południowych regionów z powodu ataku terrorystycznego na Kachowską Elektrownię Wodną, o wolontariacie, o tym, jak żony wysłały swoich mężów na wojnę. To są zupełnie różne tematy. Zachęcamy ludzi do pisania o tym, co czują, o tym, jak zmieniło się ich życie z powodu rosyjskiej wojny w Ukrainie. To jest format dziennika wojennego. Wiele osób nie wie, od czego zacząć. Radzimy zacząć od tego, co najbardziej boli, od najbardziej żywych wspomnień, które przychodzą na myśl. Każda z tych historii jest bardzo ważna, aby pokazać skalę i dynamikę wojny; aby pokazać wszystkie aspekty tego, jak rosyjska agresja zmieniła każdego z nas.
Większość świadectw pochodzi z obwodów charkowskiego i kijowskiego. Jest wiele historii z południowych regionów — obwodów zaporożskiego, chersońskiego, mikołajowskiego, dniepropietrowskiego. Chcemy, aby było ich coraz więcej. Niestety, zetknęliśmy się z tym, że ludziom trudno jest dzielić się własnymi historiami. Bardzo chcemy również zaangażować Ukraińców, którzy są przymusowo przesiedleni i przebywają za granicą, aby zachować pamięć o tym, w jaki zostali ewakuowani i powód ich wyjazdu.
Читайте також: Очима свідків воєнних злочинів
Zeznania dzieci są przejmujące
Mamy wiele porażających historii nieletnich. Większość z nich to nastolatki. Na przykład, było świadectwo dziewczyny, która wciąż jest pod okupacją w regionie Chersonia. Za każdym razem, gdy czytam jej wspomnienia, pęka mi serce. Miałam moment, kiedy nie wiedziałam, jak przekazać dane dziecka organom ścigania, bardzo martwiłam się o jej bezpieczeństwo. Konsultowałam się nawet z Prokuraturą Generalną, jak najlepiej to zrobić, aby nie wyrządzić żadnej szkody. Niestety, takich historii jest wiele. Historii dzieci, które doświadczyły prawdziwych horrorów.

Nie wszystkie historie są zgłaszane organom ścigania. Wymagana jest zgoda świadka
Ludzie nie zawsze wskazują, że ich historia jest zbrodnią wojenną. Jest to prawdopodobnie psychologiczna reakcja obrony. W rzeczywistości gdy słyszymy eksplozje lub widzimy zniszczone domy — to też są zbrodnie wojenne. Ale jesteśmy już do tego tak przyzwyczajeni, że staramy się zdystansować i nie uważamy tego za akt bezprawia. Dlatego ludzie często nie oznaczają tego jako zbrodni wojennej. Kiedy ponownie je czytamy, dodajemy ten tę informację i przekazujemy zeznania organom ścigania. Kontaktujemy się również bezpośrednio z Międzynarodowym Trybunałem Karnym. Nie wiemy, co dzieje się z zeznaniami, które przekazujemy, ponieważ nie mamy prawa tego wiedzieć. Nie mamy też prawa mówić, jak to robimy. Ze względów bezpieczeństwa cały proces musi być maksymalnie anonimowy.
Organy ścigania natychmiast uzyskują dostęp do kontaktów osób, które zeznawały, ale potem muszą to zrobić ponownie. Jeśli dana osoba wskaże podczas pisania swojej historii, że nie chce, aby jej zeznania zostały wykorzystane przez organy ścigania w przyszłości, tak się nie stanie. I odwrotnie, zaznaczają, że nie mają nic przeciwko. Kiedy ludzie nie zaznaczają pola zezwalającego na przekazanie materiału organom ścigania, ale rozumiemy, że jest to bardzo ważne zeznanie, kontaktujemy się z tymi ludźmi, pytamy ich ponownie i wyjaśniamy. I większość z nich, jak się okazuje, po prostu nie zauważyła tego zaznaczenia — i nadal zezwala na przekazywanie swoich danych do dalszego przetwarzania. Nie udostępniamy nikomu ich danych bez ich zgody.
Platforma chroniona przed cyberatakami
Mamy kilka poziomów ochrony przed cyberatakami. Same serwery znajdują się w różnych krajach, na przykład w Niemczech i Stanach Zjednoczonych. Każdego dnia tworzone są kopie zapasowe danych, aby mieć pewność, że żadne materiały nie zostaną utracone lub uszkodzone. Bardzo ważne jest dla nas, aby wszystko to zostało zachowane przez wieki. Aby uzyskać pewne informacje, często zwracamy się do mediów społecznościowych. Ale te ostatnie nie są niezawodnymi platformami do przechowywania dowodów. Na przykład, moi koledzy dziennikarze i ja szukaliśmy pewnych materiałów od 24 lutego (potrzebowaliśmy wideo do artykułu), ale ich nie znaleźliśmy. Mówiąc o 2014 roku, wiele dowodów z tamtego okresu zostało utraconych. Dlatego wzywamy ludzi do opisywania nie tylko tego, co dzieje się podczas wojny na pełną skalę. Prosimy ich, aby powiedzieli nam, co wydarzyło się w 2014 roku, w szczególności na Krymie. Jeśli ktoś zapisuje materiały w mediach społecznościowych lub na innych platformach, to wszystko może przepaść. Dlatego stworzyliśmy niezawodne poziomy bezpieczeństwa na platformie "Svidok" — ważne jest dla nas, aby zachować wszystko przez wieki, aby mogło być przydatne dla naukowców i badaczy w przyszłości.
Oferujemy świadkom wsparcie psychologiczne
Jednym z celów platformy jest pomóc człowiekowi w przetrwaniu tego, czego był świadkiem. Dlatego potrzebujemy wsparcia specjalistów. Po tym, jak dana osoba zostawi swoje zeznanie, wyskakuje okienko z pytaniem, czy potrzebna jest pomoc psychologiczna. A jeśli dana osoba chce porozmawiać ze specjalistą, klika przycisk i zostaje przeniesiona bezpośrednio na stronę z zasobami, z których może korzystać bezpłatnie
Jak zostawić świadectwo na platformie?
Musicie zarejestrować się na stronie "Svidok" i uzyskać dostęp do osobistego konta, na którym możecie zostawić swoje świadectwo. Istnieje również bot w Telegramie (@SvidokNoteBot). Tam jest jeszcze łatwiej — nie jest wymagana dodatkowa rejestracja, można zeznawać bezpośrednio tam.
Najczęściej rozmawiamy o działaniach platformy w mediach społecznościowych, ponieważ jest tam wielu aktywnych użytkowników. Stamtąd można przejść do strony internetowej platformy Svidok. Aby przyciągnąć starszą publiczność, mówimy o projekcie w telewizji. Staramy się angażować organizacje pozarządowe. Kontaktujemy się z różnymi publikacjami, aby powiedzieć Ukraińcom za granicą o platformie. Osobiście dbam o tę platformę i staram się wykorzystać cały swój czas, aby zachować jak najwięcej świadectw.


"Czy boimy się własnej odwagi?" Reakcja świata na zmasowane ataki Rosji na Ukrainę
«Системи протиповітряної оборони негайно!»
Wielu światowych polityków i urzędników nie pozostało obojętnych na zmasowane ataki na Ukrainę i wyraziło swoje opinie w sieci społecznościowej X:
Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski stwierdził, że Ukraińcy zniszczyli już około połowy rosyjskiej armii kosztem pięciu procent rocznego budżetu obronnego USA i wezwał: "Musimy odpowiedzieć na ostatni atak na Ukrainę w języku zrozumiałym dla Putina: poprzez wzmocnienie sankcji, aby nie mógł produkować nowej broni z przemycanych elementów, a także poprzez dostarczenie Ukrainie rakiet dalekiego zasięgu, które pozwolą zniszczyć miejsca startu i centra dowodzenia".

Prezydent Łotwy Edgars Rinkēvičs zdecydowanie zaapelował do zachodnich polityków o zakończenie świętowania Nowego Roku i "natychmiastowe działanie" w reakcji na rosyjski atak. Poprosił również o zwiększenie pomocy dla Ukrainy: "Kolejna seria brutalnych rosyjskich nalotów na Kijów dziś rano, niewinni cywile po raz kolejny padają ofiarą rosyjskiego terroryzmu. Ukraińska obrona powietrzna działa dobrze, ale Ukraina potrzebuje więcej pomocy. Obchody Nowego Roku dobiegły końca i Zachód musi zacząć działać na poważnie".
Prezydent Mołdawii Maia Sandu podkreśliła znaczenie dalszego międzynarodowego wsparcia dla Ukrainy: "Wraz z początkiem 2024 r. brutalne ataki Rosji na ukraińskie miasta są kontynuowane, powodując śmierć i zniszczenie. Mołdawia zdecydowanie potępia tę agresję i stoi zdecydowanie po stronie Ukrainy. Stałe wsparcie międzynarodowe jest niezbędne, aby umożliwić Ukraińcom obronę ich suwerenności i narodu".
Prezydent Litwy Gitanas Nausėda zauważył, że śmierć ukraińskich cywilów, a także zniszczenia i terroryzm Kremla są kontynuowane. Zaapelował: "Ukraińcy dokonują cudów z obroną powietrzną zapewnioną przez Zachód, ale potrzebują więcej. Systemy obrony powietrznej dla Ukrainy teraz!"

Prezydent Słowacji Zuzana Czaputowa napisała: "Kolejny nowy rok, kolejna zbrodnia. Rosja wystrzeliła rekordową liczbę pocisków rakietowych i dronów na miasta i wsie Ukrainy, aby terroryzować ludność cywilną. Najlepszą gwarancją tego, że agresja Moskwy nie będzie kontynuowana w przyszłym roku, jest zapewnienie Ukrainie środków niezbędnych do obrony". Szkoda, że prorosyjski premier Słowacji Robert Fico jest przeciwnego zdania.
Sekretarz generalna Rady Europy Marija Pejčinović-Burić wprost nazwała rosyjskie ataki rakietowe na ludność cywilną "zbrodniami wojennymi" i "poważnymi naruszeniami prawa międzynarodowego".

"Niemcy powinny w końcu dać nam Taurusa"
Marie-Agnes Strack-Zimmermann, przewodnicząca Komisji Obrony niemieckiego Bundestagu i posłanka Wolnej Partii Demokratycznej, skrytykowała powolność dostarczania broni na Ukrainę w obliczu kolejnego zmasowanego ataku rakietowego Federacji Rosyjskiej. Wezwała niemiecki rząd do natychmiastowego dostarczenia Ukrainie pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Taurus.
Oto cytaty z jej przemówienia w Bundestagu: "Istnieje ryzyko, że fraza 'tak długo, jak będzie trzeba' pozostanie tylko słowami, jeśli nie będziemy nadal wspierać Ukrainy wraz z naszymi europejskimi partnerami w znacznie potężniejszy sposób.... Ukraina potrzebuje więcej amunicji, więcej części zamiennych i musimy natychmiast zmobilizować Taurusa, aby utrudnić Rosji uzupełnianie zapasów...". Szeroko reklamowana europejska koalicja F-16 musi zacząć działać znacznie szybciej, jeśli chcemy przeciwstawić się rosyjskiej przewadze w powietrzu. Putin liczy na to, że przestraszymy się własnej odwagi. I oczywiście ma rację. To wahanie jest bardzo gorzkie..."
Co więcej, nawet przedstawiciele niemieckiej opozycji wypowiedzieli się na temat potrzeby działania. Norbert Rettgen, członek Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej, powiedział: "Rosja po raz kolejny zalewa Ukrainę falą terroru i celowo kieruje swoje ataki przeciwko ludności cywilnej. Niemcy muszą wreszcie dostarczyć broń, która pozwoli Ukrainie zniszczyć składy broni i linie zaopatrzenia za linią frontu - czyli Taurusa". Znamienne jest to, że nawet Lewicowa Partia Niemiec, która zazwyczaj sympatyzuje z Rosją, tym razem nie milczała. Jej liderka Janine Wiesler mówiła o "nieludzkim ataku na cywilów" i zauważyła, że "te lekkomyślne ataki muszą zostać natychmiast powstrzymane". Zobaczymy, jak kanclerz Niemiec Olaf Scholz zareaguje na żądania posłów.
"Kiedy zdadzą sobie sprawę, że to tylko wzmacnia determinację Ukraińców do obrony swojej ziemi i wolności?".
Brytyjski premier Rishi Sunak jako jeden z pierwszych zareagował na zmasowane ataki Rosji. W rozmowie telefonicznej omówił z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim kontynuację współpracy obronnej, z naciskiem na dalsze wzmacnianie obrony powietrznej i zdolności dalekiego zasięgu sił zbrojnych. A w mediach społecznościowych X napisał: "Te zakrojone na szeroką skalę ataki na ukraińskie miasta pokazują, że Putin nie zatrzyma się przed niczym, aby osiągnąć swój cel wykorzenienia wolności i demokracji. Nie pozwolimy mu wygrać. Musimy nadal wspierać Ukrainę - tak długo, jak będzie to konieczne".

Brytyjski ambasador na Ukrainie Martin Harris wyraził oburzenie i zapewnił Ukrainę i świat o wsparciu Wielkiej Brytanii. Nie krył też swojego zaskoczenia: "W okresie świąt Rosjanie przynieśli na Ukrainę jeszcze więcej śmierci i zniszczenia swym kolejnym zmasowanym atakiem rakietowym na cywilów. Kiedy w końcu do nich dotrze, że to tylko wzmacnia determinację Ukraińców do obrony swojej ziemi i wolności?".
Ambasador USA Bridget Brink również skomentowała rosyjski atak: "Putin wita 2024 rok, wystrzeliwując pociski rakietowe na Kijów i cały kraj, podczas gdy miliony Ukraińców chowają się przed zimnem. Dziś rano w Kijowie słychać było głośne eksplozje".
Poseł do Parlamentu Europejskiego z Belgii i były premier Belgii Guy Verhofstadt wezwał Europę do przebudzenia: "Kijów jest brutalnie atakowany. 99 rakiet wystrzelonych przez Rosję w kierunku cywilów. UE nie ma innego wyjścia, jak tylko zwiększyć swoje wsparcie dla Ukrainy. Militarnie i finansowo. Putin toczy wojnę z europejskim stylem życia, którego broni Ukraina. Obudź się, Europo!"
.jpg)
Ambasador Unii Europejskiej w Ukrainie Katarina Maternowa wyraziła przekonanie, że Rosja zostanie pociągnięta do odpowiedzialności: "Dziś Ukraina padła ofiarą kolejnego brutalnego ataku ze strony Federacji Rosyjskiej. Stolica Kijów i miasto Charków zostały ostrzelane przez rosyjskie rakiety i drony. Cywile zostali ranni i zabici, a infrastruktura zniszczona. Ukraina potrzebuje teraz dodatkowego wsparcia, aby ratować życie. Rosja zostanie pociągnięta do odpowiedzialności".
Czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipawski oskarżył Rosję o "hipokryzję": "Obłudna Rosja. Oskarża innych o ludobójstwo, podczas gdy sama ponownie bombarduje cele cywilne w Ukrainie i zabija niewinnych ludzi".
I napisał słowa, na których potwierdzenie czeka Ukraina: "Rosja chce, abyśmy zmęczyli się wojną i zrezygnowali z Ukraińców. Ale tak się nie stanie. Ani w tym roku, ani nigdy"...
Читайте також «Росія повторила масову атаку з повітря по території України»
Читайте також «Найбільша атака Росії на Україну: випущено 158 ракет і дронів»


Rosja ponawia zmasowane ataki powietrzne na Ukrainę
Dziś wróg faktycznie powtórzył atak z 29 grudnia, zarówno pod względem typów pocisków, jak liczby zasobów powietrznych - napisał w serwisie Telegram Mykoła Oleszczuk, dowódca ukraińskich sił powietrznych.
Najwięcej pocisków spadło na Kijów, obwód kijowski i Charków.
Внаслідок атаки загинуло 5 людей, мінімум 130 осіб постраждало, повідомив президент Володимир Зеленський. Було атаковано об’єкти критичної інфраструктури, промислові, цивільні та військові об’єкти.

Jedna kobieta zginęła, a 33 osoby zostały ranne w Kijowie. Fragmenty rakiet spadły w pięciu dzielnicach stolicy. Siedem pożarów wybuchło w dzielnicach: Obolońskiej, Sołomiańskiej, Desniańskiej, Peczerskiej, Podylskiej i Swiatoszyńskiej.
W Charkowie zginęła jedna osoba, a co najmniej 45 zostało rannych. Wśród rannych jest pięcioro dzieci.
Ponad 250 000 odbiorców w Kijowie i regionie nie ma prądu. Jeśli chodzi o przerwy w dostawie wody, burmistrz Witalij Kliczko obiecał, że uszkodzenia wodociągów zostaną usunięte w jeden dzień.

Głównodowodzący ukraińskich sił zbrojnych Walerij Załużnyj powiedział, że siły obrony powietrznej zestrzeliły 72 cele, w tym wszystkie dziesięć wystrzelonych przez Rosjan rakiet balistycznych "Kindżał". Zniszczono też:
59 z 70 pocisków manewrujących X-101, X-555 i X-55,
3 z 3 wystrzelonych pocisków manewrujących "Kalibr",
35 z 35 dronów "Shahed".

"Wektory lotu pocisków zmieniały się tak szybko, że eksperci ledwo zdążyli uprzedzić ludność o celach ataku" - powiedział portalowi NV.ua Ivan Stupak, ekspert wojskowy i były oficer Służby Bezpieczeństwa Ukrainy. - Takie ataki będą kontynuowane, wiemy to już od zeszłego roku.
To terror, próba złamania cywilów. Oczekuje się, że niektórzy ludzie uciekną z kraju, inni zaczną domagać się pokoju - wszystkie te scenariusze są korzystne dla wroga.
Sądząc po tym, że na anglojęzycznych profilach pojawiły się prorosyjskie komentarze w rodzaju: "No i co, warto było się cieszyć ze zniszczenia rosyjskiego okrętu desantowego Nowoczerkask?" można wnioskować, że jest to wielka zemsta za okręt i zestrzelone "suszki" (myśliwce SU).
Członkini Rady Najwyższej Kira Rudyk została ranna w ataku rakietowym. "Mam lekkie obrażenia, ale żyję", napisała na swoim profilu w serwisie X.

"Putin wita rok 2024 wystrzeliwując pociski rakietowe na Kijów i cały kraj, podczas gdy miliony Ukraińców znowu marzną. Dziś rano w Kijowie słychać było głośne eksplozje. Bardzo ważne jest, abyśmy teraz wsparli Ukrainę, aby powstrzymać Putina" - oświadczyła z kolei ambasador USA Bridget Brink.

Pocisk trafił również w warsztat Ihora Łucenki, dziennikarza i byłego posła. W warsztacie tym pracowali specjaliści zajmujący się opracowywaniem nowych rozwiązań dla bezzałogowych statków powietrznych. "Potrzebujemy własnej broni. Do odwetu i obrony, jakkolwiek by to nazwać" - powiedział Łucenko.
Nawiasem mówiąc, jeden z rosyjskich pocisków lecących w kierunku Ukrainy spadł na rosyjską wieś Petropawliwka w obwodzie woroneskim. Lokalne władze nazwały to "przypadkowym upadkiem amunicji".
Maksym Majorow, historyk, politolog, ekspert Centrum Komunikacji Strategicznej i Bezpieczeństwa Informacji, napisał dziś na swoim Telegramie:
"Rosja narzuca nam teraz format 'wojny miast', która miała miejsce między Irakiem a Iranem w latach 1984-1988.... Niewątpliwie Rosja dysponuje teraz znacznie liczniejszymi i potężniejszymi środkami rażenia. Jednocześnie obrona przeciwrakietowa naszego wroga jest mniej zaawansowana technicznie, a jej zdolność do pokrycia tak rozległego terytorium jest jeszcze skromniejsza. Poza tym Rosjanie zapomnieli o mądrości ze Starego Testamentu: "Kto sieje wiatr, zbiera burzę".


2023 oczami ukraińskich fotoreporterów: trudny, imponujący, pełen nadziei
Kiedy emocje znikają wraz ze starym rokiem, pozostaje zimny rozsądek, rozwaga i trzeźwość - wszystko, czego potrzebujemy, aby wygrać.
Świętujemy Nowy Rok w pełni uzbrojeni: z miłością do naszej ziemi i rodziny, z pamięcią o naszych poległych bohaterach oraz przyjaciołach na całym świecie, którzy w nas wierzą i nam pomagają. Powstaniemy, zwyciężymy - podobnie jak Europa i cały cywilizowany świat.

Podczas nalotu uczniowie uczą się w kijowskim metrze. We wrześniu 2023 roku w Kijowie w ławkach szkolnych zasiadło 240 000 dzieci. To o 60 000 mniej niż przed Wielką Wojną. Łącznie na Ukrainie funkcjonuje 12 975 szkół, do których uczęszcza 3 951 000 uczniów. Z powodu wojny instytucje edukacyjne działają w różnych formatach: na miejscu, zdalnie i w formacie hybrydowym.

13 i 14 marca 2023 r. wojska rosyjskie zaatakowały region Chersonia 93 razy, używając różnych rodzajów broni. Podczas ostrzału rosyjska armia uderzyła w budynki prywatne i mieszkalne. Zdjęcie przedstawia małżeństwo podróżujące samochodem uszkodzonym w wyniku rosyjskiego ostrzału.

"Jesteśmy na innej planecie. Piwnica jest zaminowana na wypadek ataku. Schron przeciwbombowy zniknął. Musimy wytrzymać 24 godziny. Ostatnie dni kwietnia. Za miesiąc Bachmut upadnie. Mogę się przyzwyczaić do wybuchów, ale nie mogę się przyzwyczaić do głośnego śpiewu ptaków. W mieście, w którym ginie tak wiele osób, życie, wbrew wszelkim przeciwnościom, ciągle trwa. Musimy wytrzymać 24 godziny. Żartujemy, że jeśli się stąd wydostaniemy, nikt nie powinien mówić mojej matce, jak było. Bachmut stał się synonimem nekrologów, ale przyjechaliśmy tu dobrowolnie. Patrzę na ogień. Ile metrów do wroga? 70? 50? 30? Lepiej mi nie mów" - tak fotografka Julia Kochetowa opisuje moment, który uchwyciła na linii frontu.

6 czerwca rosyjskie siły okupacyjne wysadziły w powietrze elektrownię wodną w Kachowce, całkowicie ją niszcząc. Woda zaczęła gwałtownie zalewać osiedla w obwodzie chersońskim. Ukraińskie władze rozpoczęły ewakuację ludnośc. Śledczy z Associated Press stwierdzili, że setki ludzi zginęło w wyniku eksplozji elektrowni wodnej Kachowka i powodzi. Zdjęcie przedstawia Chersoń z lotu ptaka na drugi dzień po zbrodni wojennej dokonanej przez rosyjskie wojsko.

1 czerwca 2023 roku, w Dzień Dziecka, rosyjska armia zaatakowała stolicę Ukrainy. W ataku zginęły dwie kobiety i 9-letnia dziewczynka. Mężczyzna na zdjęciu stracił jednego dnia dwie najbliższe mu osoby - córkę i wnuczkę. Przez wiele godzin siedział nad ich ciałami, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. Od początku pełnowymiarowej wojny Federacji Rosyjskiej na Ukrainie zginęło 513 dzieci, a ponad 1680 zostało rannych - dane te zostały opublikowane przez Biuro Prokuratora Generalnego 30 grudnia.

To zdjęcie stało się kultowe - pies przytulający się do nogi swojego ratownika. Owczarek Bagira spędził półtora dnia w zimnej wodzie. Wolontariusze ewakuowali psa z Chersonia do regionu Odessy, gdzie przeszedł rehabilitację w schronisku dla psów. Według Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska Ukrainy, w wyniku eksplozji w elektrowni wodnej w Kachowce mogło zginąć ponad 883 miliony dzikich zwierząt.

Prawie 2600 Ukraińców, zarówno wojskowych, jak i cywilów, zostało uwolnionych z rosyjskiej niewoli od początku inwazji na pełną skalę. W sumie odbyło się 48 wymian, ostatnia z nich miała miejsce 7 sierpnia. "Federacja Rosyjska wybrała teraz nową taktykę - nie zwracać jeńców wojennych i cywilów oraz rozpowszechniać informacje wśród krewnych jeńców wojennych, że to wina Ukrainy" - powiedział rzecznik praw obywatelskich Dmytro Lubinets. Zdjęcie przedstawia obrońcę Azowstali. Został on zwolniony z rosyjskiej niewoli podczas wymiany 11 czerwca 2023 roku.

4 lipca 2023 r. rosyjskie wojska wystrzeliły pocisk Iskander w kierunku Pierwomajska w obwodzie charkowskim. W wyniku ostrzału ranne zostały 43 osoby, w tym 12 dzieci. Rosyjski atak uszkodził 18 budynków mieszkalnych. Na zdjęciu matka ucieka z dziećmi przed ostrzałem.

"Ci ludzie w zapoconych rękawicach medycznych są wyjątkowi. Ci ludzie są strażnikami światła. Patrzę na światło słoneczne odbijające się od koca termicznego - takie piękne żółte plamy. Na łóżku, na spalonej skórze, na rękach medyków. Jakie to dziwne: takie piękne, delikatne światło w takiej ciemności. Wszystko ze sobą kontrastuje. Kierowca nie zatrzymuje się na punktach kontrolnych, syrena głośno krzyczy.
Serhij ledwo się rusza. Mówi, że zdjęcia, które robię, są bardzo ważne: "To jest historia. A ty ją tworzysz". Pokazuje mi zabawkę, którą dostał od córki. Nosił ją na szczęście w kieszeni swoich brudnych, spodni. Śmiejemy się: "Talizman zadziałał". Przyłapuję się na myśli, że nie interesują mnie ludzie, którzy mają czyste spodnie podczas wojny.
Greta pozuje dla mnie wewnątrz minibusu reanimacyjnego. To jej pierwsza podróż. Oczy Grety są tak głębokie, jakby widziała już wiele bólu. To znaczy, prawdziwe życie. Ludzie z takimi oczami są wyjątkowi.
Roxy mówi, że podczas dyżuru w mobilnym szpitalu "Austrijka" jest w stanie zwrócić uwagę na każdego rannego. Ewakuacja z pola bitwy to pełna napięcia walka, w której liczą się minuty. Czasami żołnierze muszą czekać do zmroku i nieść rannych na rękach. A droga do szpitala to wydech i okazja do rozmowy.
Całą twarz ma pokrytą plastrami. Ale widzę krew pod nimi, zapieczoną na policzkach i pod oczami. Tak wygląda wolność. On pije łapczywie, ona trzyma go za głowę. Śmieją się. A światło jest takie piękne. Człowiek potrzebuje człowieka. I trochę czasu, aby zadbać o siebie nawzajem" - opisuje swoją wojnę fotografka i reżyserka Julia Kochetova.

Andrij Smolenski poszedł na front jako ochotnik. Jako członek 47 Brygady, ukraiński żołnierz (pseudonim "Apostoł") został poważnie ranny podczas misji bojowej. Mężczyzna stracił wzrok, częściowo obie kończyny górne i 30 proc. słuchu. "Podczas jednej z misji zwiadowczych pocisk spadł bardzo blisko. Dzięki Bogu, jego towarzysze byli na miejscu, aby udzielić mu pierwszej pomocy i zabrać go do szpitala" - napisała w mediach społecznościowych żona Andrija Smoleńskiego, Alina. Kobieta jest zawsze przy swoim ukochanym. Ukraiński żołnierz jest obecnie leczony w Iwano-Frankiwsku. Pod koniec października 2023 roku kanadyjscy chirurdzy rekonstrukcyjni operowali Andrija w ramach międzynarodowej misji "Face the Future".

Ukraińskie kadetki w nowych mundurach wojskowych zaprojektowanych specjalnie dla kobiet zaplatają włosy podczas wydarzenia "Uniform Matters". Kobiety mają na sobie letnie wojskowe mundury, które zostały już przetestowane w terenie. Nie różnią się one zbytnio od munduru męskiego, ale są dostosowane do kobiecej budowy ciała. Zdjęcie przedstawia członkinie stowarzyszenia Patriot - 48-letnią Olenę z córką, 24-letnią Vladę i Marię. Kobiety twierdzą, że chociaż nie są w wojsku, są gotowe bronić swojego rodzinnego Kijowa, jeśli wróg zaatakuje. W sumie 42 000 kobiet służy obecnie w ukraińskich siłach zbrojnych, z czego 5 000 na linii frontu.

Życie toczy się pomimo wojny. Udowadniają to każdego dnia Ukraińcy, którzy znajdują siłę, by cieszyć się każdym dniem pomimo rosyjskiego ostrzału. Pomimo śmierci bliskich i przyjaciół. To tylko jeden z przykładów: na Wzgórzu Wołodymirskim w Kijowie ludzie tańczyli przy dźwiękach skrzypiec.

6 sierpnia 2023 r. na pomniku Ojczyzny w Kijowie zainstalowano ukraińskie godło, które zastąpiło zdemontowane godło radzieckie. Mężczyźni machają 62-metrową ukraińską flagą. Sowieckie godło wisiało na pomniku ponad 40 lat. Pomnik został ostatecznie zdemontowany 1 sierpnia 2023 roku.

1 września 2023 r. we wsi Horbanivka niedaleko Połtawy pożegnano poległych ukraińskich pilotów i techników lotniczych dwóch śmigłowców wojskowych Mi-8 z 18. brygady wydzielonej lotnictwa armii Igora Sikorskiego. Sześciu ludzi zginęło podczas misji bojowej 29 sierpnia w obwodzie donieckim.

Na kijowskim Wzgórzu Wołodymyrskim odbywają się zajęcia obok pomnika wielkiego włoskiego poety Dantego Alighieri. Sam pomnik, podobnie jak inne w stolicy Ukrainy, został przykryty workami z piaskiem, aby zapobiec uszkodzeniu przez rosyjski ostrzał.

6 września rosyjskie wojsko przeprowadziło atak rakietowy na Kostiantynówkę w obwodzie donieckim. Pociski S-300 zostały wystrzelone na rynek w centralnej części miasta. Atak miał miejsce w porze lunchu, kiedy było tam wielu kupujących. Zginęło 17 osób, z których najmłodsza miała zaledwie 18 lat. Szczątki niektórych ofiar były tak okaleczone, że udało się je zidentyfikować dzięki badaniom DNA. Zdjęcie przedstawia ratowników i okolicznych mieszkańców wynoszących ranną kobietę z miejsca ostrzału.

Rodzina i przyjaciele gratulują kadetce pierwszego roku Instytutu Wojskowego Uniwersytetu Narodowego im. Tarasa Szewczenki w Kijowie. Wraz z 300 innymi studentami złożyła przysięgę wojskową na wierność narodowi ukraińskiemu. Ceremonia odbyła się w Narodowym Muzeum Historii Ukrainy w czasie II wojny światowej.

15-letnia Ksenia Muchowata przegląda album ze zdjęciami swojej rodziny. Jej rodzice zginęli w rosyjskim ataku terrorystycznym. Wołodymyr i Switłana Muchowata byli jednymi z 53 innych osób, które zginęły w wyniku ataku rosyjskiej armii na wieś Groza, położoną w obwodzie kupiańskim, 35 kilometrów od linii frontu. Rosyjskie wojsko uderzyło w sklep-kawiarnię rakietą Iskander podczas uroczystej kolacji.

Tak wygląda sala teatralna zniszczonego Domu Kultury we wsi Posad Pokrovske, która znajdowała się na linii frontu. Przed rosyjską inwazją na pełną skalę mieszkało tu 2240 osób; po deokupacji do wioski powróciło nieco ponad sto pięćdziesiąt osób. W Posad Pokrowske 99 proc. budynków zostało uszkodzonych, z czego połowa całkowicie zniszczona.

Volodymyr Zełenski i Ursula von der Leyen stoją na peronie dworca kolejowego w Kijowie, gdzie świętowano pociąg-symbol z Ukrainy do Unii Europejskiej. Przewodnicząca Komisji Europejskiej przybyła do Kijowa w przeddzień publikacji raportu na temat postępów Ukrainy na drodze do członkostwa w UE. Już 8 listopada Ursula von der Leyen powiedziała, że "Komisja Europejska zaleca Radzie Europejskiej rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią. Ukraina spełniła ponad 90 proc. warunków". Podczas grudniowego szczytu przywódcy UE poparli rekomendację Komisji Europejskiej dotyczącą rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią. Zostało to ogłoszone przez przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela w sieci X.

Tak wygląda pole w pobliżu Bachmutu z lotu ptaka. Jest pokryte kraterami po rosyjskim ostrzale.

Dzieci i dorośli uczcili pamięć tych, którzy zginęli podczas Wielkiego Głodu. Przybyli do Narodowego Muzeum Ludobójstwa Hołodomoru i zapalili znicze. 25 listopada 2023 r. minęła 90. rocznica Hołodomoru z lat 1932-1933. Według różnych szacunków głód pochłonął życie od 3,9 do 7 milionów ludzi. Do tej pory 28 krajów uznało Hołodomor z lat 1932-1933 za ludobójstwo narodu ukraińskiego dokonane decyzją państwa. Parlament Europejski przyjął rezolucję w 2022 r., a Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy w październiku 2023 r.

Fotografka Julia Kochetova odwiedziła żołnierzy na linii frontu w obwodzie donieckim w dzień Świętego Mikołaja. Oto jak opisuje ten dzień: "Zmarznięte ręce trzymają pudełko owinięte w świąteczny papier. Na tle wojny te prezenty od św. Mikołaja wyglądają jak protest, zupełnie inny wymiar. Nieznany nadawca napisał list, który żołnierz czyta na głos: "Dobra wiadomość jest taka, że we Lwowie spadł śnieg". "Zła wiadomość jest taka, że śnieg spadł również w obwodzie donieckim" - dodaje jego towarzysz i zaczyna się głośno śmiać. W dalszej części listu czytamy: "Opuściliśmy zajęcia i poszliśmy tkać siatki maskujące. Zamierzamy zorganizować imprezę studencką i zebrać pieniądze na drony. A także, w filmie "Kevin sam w domu", Kevin daje gołębia jako znak przyjaźni, która nigdy nie zniknie. Chcę podarować ci takiego gołębia".
Te prezenty dla wojska ludzie wysyłali z całej Ukrainy, nie wiedząc, do kogo trafią. Nie mogę zapomnieć tego białego ptaka w środku wojny - wygląda jak protest przeciwko samej śmierci. Maryna gra na swojej bandurze pieśń - "Szczedryk". Jej kompozytor został zabity przez Sowietów, ale piosenka ta jest nadal grana na całym świecie. Żołnierze wrócili z misji żywi, z oczami czarnymi i zmęczonymi. Bycie żywym nie jest stałe i jest bardzo męczące. Ale muzyka zmienia wszystko w ciągu sekundy. Dzień wcześniej byłam 1450 kilometrów od tych oczu i tej melodii. Ale moje serce chciało tu być. Tylko my wypełniamy te dni życiem. Tylko my nadajemy imiona wyzwolonym ziemiom. To my jesteśmy tymi, którzy brzmią. To my tworzymy ten świat - chwiejny i niepewny, ale nasz. W tym mieście połamanych drzew żołnierze dają nam pędy drzew. Nie ma nic bardziej żywego niż te trzy małe doniczki z ziemią i kiełkami. Trzymam łapę Efki - ten pies też jest z wojny, jak my wszyscy. Jej łapa jest ciepła. Marina ma malutki tatuaż na szyi: "Stay happy". Ira wymyśliła to święto z prezentami dla żołnierzy, zostawiamy wojnę na "jutro", gdzie będziemy mieli zupełnie inny dźwięk. Otrzymała telefon z prośbą o znalezienie ciała. Ira obiecuje sprawdzić w ośrodkach stabilizacji i kostnicach. Pada śnieg, powietrze jest rześkie i słyszę pierwsze dźwięki "Szczedryka".

Odważni i dzielni również płaczą. Trzech żołnierzy nie może powstrzymać łez, żegnając na Majdanie Niepodległości swojego towarzysza, który zginął 9 grudnia.

Mykyta Shandyba, szef służby prasowej 10 Brygady Szturmowej Edelweiss, pokazał imponujący projekt fotograficzny z wojskiem na Boże Narodzenie. Za pomocą tych zdjęć chciał przypomnieć Ukraińcom, że tysiące obrońców nie będzie mogło świętować zimowych świąt z najbliższymi. Spędzą te dni w zimnych okopach i na polu bitwy.
Співавтори — Марія Гурська та Наталія Ряба

Wesprzyj Sestry
Zmiana nie zaczyna się kiedyś. Zaczyna się teraz – od Ciebie. Wspierając Sestry,
jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.