Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
PreferencjeOdrzućAkceptuj
Centrum preferencji prywatności
Pliki cookie pomagają witrynie internetowej zapamiętać informacje o wizytach użytkownika, dzięki czemu przy każdej wizycie witryna staje się wygodniejsza i bardziej użyteczna. Podczas odwiedzania witryn internetowych pliki cookie mogą przechowywać lub pobierać dane z przeglądarki. Jest to często konieczne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności witryny. Przechowywanie może być wykorzystywane do celów reklamowych, analitycznych i personalizacji witryny, na przykład do przechowywania preferencji użytkownika. Twoja prywatność jest dla nas ważna, dlatego masz możliwość wyłączenia niektórych rodzajów plików cookie, które nie są niezbędne do podstawowego funkcjonowania witryny. Zablokowanie kategorii może mieć wpływ na korzystanie z witryny.
Odrzuć wszystkie pliki cookieZezwalaj na wszystkie pliki cookie
Zarządzanie zgodami według kategorii
Niezbędne
Zawsze aktywne
Te pliki cookie są niezbędne do zapewnienia podstawowej funkcjonalności strony internetowej. Zawierają one pliki cookie, które między innymi umożliwiają przełączanie się z jednej wersji językowej witryny na inną.
Marketing
Te pliki cookie służą do dostosowywania nośników reklamowych witryny do obszarów zainteresowań użytkownika oraz do pomiaru ich skuteczności. Reklamodawcy zazwyczaj umieszczają je za zgodą administratora witryny.
Analityka
Narzędzia te pomagają administratorowi witryny zrozumieć, jak działa jego witryna, jak odwiedzający wchodzą w interakcję z witryną i czy mogą występować problemy techniczne. Ten rodzaj plików cookie zazwyczaj nie gromadzi informacji umożliwiających identyfikację użytkownika.
Potwierdź moje preferencje i zamknij
Skip to main content
  • YouTube icon
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
UA
PL
EN
Strona główna
Society
Historie
Wojna w Ukrainie
Przyszłość
Biznes
Opinie
O nas
Porady
Psychologia
Zdrowie
Świat
Edukacja
Kultura
Wesprzyj Sestry
Dołącz do newslettera
  • YouTube icon
UA
PL
EN
UA
PL
EN

Wojna w Ukrainie

Фоторепортажі, новини з місця подій та розмови з тими, хто щодня бореться за нашу перемогу

Filtruj według
Wyszukiwanie w artykułach
Wyszukiwanie:
Autor:
Exclusive
Wybór redakcji
Tagi:
Wyczyść filtry
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Wojna w Ukrainie

Materiały ogółem
0
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Atak na największą ukraińską elektrownię wodną i system energetyczny

Atak poważnie uszkodził elektrownię: - Sprawdzamy, czy będzie w stanie działać przynajmniej w ograniczonym trybi" - powiedział Igor Sirota, dyrektor generalny Ukrhydroenergo.

Pożar w elektrowni został już opanowany. Służby ratunkowe i energetycy pracują, by naprawić co się da. Ruch samochodowy na zaporze jest zablokowany, ale sytuacja pod kontrolą. Jest jednak jasne, że po wysadzeniu elektrowni wodnej w Kachowce Rosjanie nie odpuszczają i próbują spowodować nową katastrofę ekologiczną.

Według Państwowej Inspekcji Ochrony Środowiska, wyciek produktów ropopochodnych do rzeki Dniepr nastąpił po ataku na elektrownię wodną Dniepr. Eksperci ustalają skalę katastrofy.

Wyciek ropy naftowej do rzeki w elektrowni wodnej w Dnieprze. Zdjęcie: Państwowa Inspekcja Ochrony Środowiska

Według ministra energetyki Ukrainy Hermana Gałuszczenki, miniona noc była największym atakiem na ukraiński sektor energetyczny w ostatnim czasie. Charków pozostał bez prądu. Celem ataku jest nie tylko uszkodzenie, ale także ponowna próba, podobnie jak w ubiegłym roku, spowodowania poważnych zakłóceń w systemie energetycznym kraju.

- Niestety, doszło do uszkodzeń obiektów energetycznych, systemów przesyłowych i dystrybucyjnych w różnych regionach. Jedna z linii energetycznych zasilających elektrownię jądrową Zaporoże została odcięta - powiedział minister.

Ukrzaliznytsia poinformowała o kilku odcinkach pozbawionych zasilania oraz o wykorzystaniu systemów zasilania awaryjnego i lokomotyw spalinowych w celu utrzymania ruchu wszystkich pociągów.

Rosja przeprowadziła ataki rakietowe w Odessie, Dnieprze i jego regionie, Charkowie, obwodzie winnickim, Zaporożu, Krzywym Rogu, Chmielnickim, obwodzie lwowskim, Sumach, Iwano-Frankowsku i Połtawie. Dziesiątki osób i budynków zostało uszkodzonych. W Chmielnickim zginęły dwie osoby, a co najmniej osiem zostało rannych, natomiast w Zaporożu zginęły trzy osoby, a 15 zostało rannych. Rosyjski pocisk trafił również w trolejbus z ludźmi podróżującymi przez zaporę wodną w Dnieprze.

Rosjanie spalili trolejbus z ludźmi na zaporze wodnej w Dnieprze. Zdjęcie: Petro Andriushchenko, doradca mera Mariupola

W kontekście ostrzałów na dużą skalę, "Financial Times", powołując się na trzy źródła informacji, donosi, że Stany Zjednoczone wezwały Ukrainę do zaprzestania ataków na rosyjską infrastrukturę energetyczną, czyli rafinerie, ponieważ ataki dronów mogą doprowadzić do wzrostu światowych cen ropy i sprowokować odwet. Jednocześnie amerykańskie media nie informują o bardzo potrzebnej pomocy USA w ochronie Ukraińców, naszych miast i strategicznych obiektów.

20
min
Sestry
Rosyjski atak na Ukrainę
Wojna w Ukrainie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Widziałam pięcioletniego chłopca, który osiwiał. Na jego oczach chciano rozstrzelać jego dziadka

Olga Wołyńska podczas prezentacji książki w Wiedniu. Zdjęcie: archiwum prywatne

Natalia Żukowska: Olga, o czym jest Twoja książka "Jak zmienia nas wojna"?

Olga Wołyńska: W przedmowie napisałam, że my, Ukraińcy, żyjemy w wojnie od 2014 roku, ale inwazja na pełną skalę w jednej chwili zresetowała nasze życie i zniszczyła wszystkie nasze plany, nasze poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Wpadłam na pomysł, aby zebrać doświadczenia zwykłych Ukraińców, którzy nie mają szans publicznie się wypowiadać jak posłowie, prezydenci czy nawet aktywiści. Jednak ich doświadczenie jest bardzo cenne i będzie zrozumiałe dla każdego czytelnika. Postawiliśmy na wywiad, bo dzięki tej formule mogliśmy zachować tożsamość i prawdziwość relacji ludzi, którzy opowiadają, jak wojna wpłynęła na nich, co w nich zmieniła,  co przemyśleli lub stracili.

Książka zawiera 12 wywiadów z Ukraińcami o zupełnie różnych zawodach. Jest na przykład ksiądz, wnuczka pisarki z Mariupola, która jako pierwsza kobieta wstąpiła do Związku Pisarzy Ukraińskich i zginęła w piwnicy w Mariupolu w kontekście katastrofy humanitarnej. Jest też pogłębiony wywiad z zamordowanym fotografem-dokumentalistą Maxem Levinem. Są też historie lekarzy, którzy pracowali w Buczy pod ostrzałem i przeprowadzali operacje na rannych dzieciach i dorosłych.

Rosjanie ostrzeliwali samochody z dziećmi i karetki pogotowia. fot: Shutterstock

Rozmawialiśmy również z kobietą, której 13-letni syn został zabity przez rosyjskich żołnierzy z czołgu. Rozmowy z ukraińskimi intelektualistami dodały do książki kontekst historyczny, kulturowy i dotyczący praw człowieka. W szczególności z nagrodzoną Nagrodą Nobla działaczką na rzecz praw człowieka Ołeksandrą Matwijczuk, reżyserką filmową Alisą Kowalenko oraz dziennikarzem i blogerem Aiderem Muzhdabaevem. Wyjaśniają oni zagranicznym czytelnikom głęboki kontekst wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Co było impulsem do napisania tej książki?

Moje własne doświadczenie. Drugiego dnia wojny na pełną skalę wyjechałam z moim sześcioletnim synem. Początkowo szukaliśmy tymczasowego schronienia w Polsce, a później trafiliśmy do Austrii, gdzie obecnie mieszkamy. Pewnego dnia pomyślałam, że skoro umiem pisać, to przydam się na tak zwanym "froncie informacyjnym". Wtedy zdałam sobie sprawę, że niemieckojęzyczna publiczność sympatyzuje z Ukraińcami, ale ma raczej powierzchowne pojęcie o tym, co dzieje się w Ukrainie. Książka została opublikowana w języku niemieckim przy wsparciu austriackiego wydawnictwa Verlag Klingenberg.

Książka Olgi Wołyńskiej została wydana w języku niemieckim. Zdjęcie: archiwum prywatne

"Chciałam, aby zwykli Austriacy i Niemcy zrozumieli, przez co przechodzą Ukraińcy w swojej walce o wartości demokracji i wolności. Aby zrozumieli, że to nie tylko nasza sprawa. To sprawa każdego Europejczyka. Ukraiński oryginał nie został jeszcze opublikowany, ale mam nadzieję, że stanie się to w odpowiednim czasie. Chcę również opublikować wersję anglojęzyczną.

To nasza próba zwrócenia uwagi na Ukrainę i przypomnienia, że wojna wciąż trwa

Która historia zrobiła na Tobie największe wrażenie jako na autorze?

Wszystkie historie zrobiły na mnie wrażenie, ponieważ dotyczą utraty. Ale przede wszystkim historia 13-letniego Rostyslava Pichkura. On i jego rodzina próbowali ewakuować się z regionu Kijowa i natknęli się na konwój rosyjskich pojazdów. Rostysław był jedynym długo oczekiwanym synem. W tym czasie jego matka była w ciąży. Ona i jej rodzina wyjeżdżali samochodem. Gdy tylko zorientowali się, że są ostrzeliwani, wyskoczyli z samochodu i zaczęli uciekać. Strzelano do nich, jakby byli żywymi celami. W pewnym momencie chłopiec wstał z ziemi, aby zobaczyć, gdzie są jego rodzice. Rosjanie natychmiast otworzyli do niego ogień. Zginął na miejscu. Przez długi czas rodzicom nie wolno było nawet zabrać ciała dziecka. Ich samochód z psem i wszystkimi dokumentami spłonął. To było piekło.

Irpin po rosyjskim ostrzale. Zdjęcie: Shutterstock

Przy tej historii płakali i wydawca Paul Klingenberg, i tłumacz Harald Fleischmanna, Austriak. Teraz Maryna Pichkur, matka zastrzelonego nastolatka, próbuje zeznawać w sprawie tej zbrodni wojennej, tak, by sprawcy zostali ukarani. Ma jeszcze jednego chłopca, ale mówi, że z czasem coraz trudniej jest jej pogodzić się ze stratą najstarszego syna.

Byłam również pod wrażeniem historii Olgi Zaitsevej, wolontariuszki z Dniepru, która wraz ze swoim zespołem ewakuowała tysiące ludzi z punktów zapalnych. Opowiedziała mi, że w jednej z wiosek w obwodzie ługańskim, kiedy pojechała po ludzi po deokupacji, zobaczyła pięcioletniego chłopca, który był zupełnie siwy. Okazało się, że osiwiał, gdy rosyjscy żołnierze próbowali zabrać jego dziadka na rozstrzelanie. Przez jakiś czas nawet nie mówił. Chłopiec i jego rodzina zostali ewakuowani do Dniepru. Otrzymuje pomoc psychologiczną i poszedł do szkoły. Uważam, że o takich rzeczach trzeba mówić. Świat musi o tym wiedzieć.

Olga, jaki jest cel tej książki? Co chciałaś przekazać czytelnikom?

Z jednej strony jest to dokumentalny zapis zbrodni wojennych Rosji, a z drugiej strony - deklaracja wsparcia dla Ukrainy. Chcę, aby Europejczycy byli bardziej świadomi tego, przez co przechodzą Ukraińcy, aby nie dali się zwieść rosyjskiej propagandzie i otrzymali informacje z pierwszej ręki o tym, co się dzieje. Niemiecki dziennikarz Thomas Lierz zrecenzował naszą książkę i napisał na Twitterze, że płakał kilka razy podczas jej czytania. Jego post został obejrzany przez 70 000 osób. Oczywiście rosyjskie boty natychmiast zaczęły komentować. Pisały, że to nazistowska propaganda.

W naszej obronie niemiecki redaktor napisał: "Zalecam, aby wydawca przetłumaczył książkę na język rosyjski, opublikował 100 000 egzemplarzy i poleciał nimi z Riazania do Władywostoku"

Jeśli chodzi o rosyjską propagandę, to czy jest ona nadal bardzo zauważalna w Austrii?

Wielu Rosjan przeniosło się z Rosji do Austrii właśnie z powodu wojny na Ukrainie. Tak więc rosyjska propaganda również tutaj nie śpi. Od czasu do czasu dochodzi do publicznych skandali. Nieznani ludzie zamalowują ukraińskie symbole i piszą na nich literę "Z". Dlatego bardzo ważne jest, aby trzymać rękę na pulsie, szczególnie w dziedzinie informacji.

Wszystkie wywiady w Twojej książce są dowodem na rosyjskie zbrodnie wojenne na Ukrainie. Czy jako działaczka na rzecz praw człowieka przekazałaś je prokuratorom lub organom ścigania?

Nie przekazałem jeszcze tych wywiadów, ponieważ zazwyczaj krewni kontaktują się bezpośrednio z organami ścigania. Ale Grupa Praw Człowieka SICH, w której pracuję, dokumentuje rosyjskie zbrodnie i zapewnia ofiarom bezpłatną pomoc prawną. Niektórzy z bohaterów książki zwrócili się do nas o pomoc prawną, a my udokumentowaliśmy ich zeznania. Na przykład Karina Dyachuk udzieliła wywiadu na temat swojego ojca w rosyjskiej niewoli. Tak się złożyło, że przed publikacją książki jej ojciec został zwolniony, a my zawarliśmy tę informację w książce, podczas gdy nasz prawnik udokumentował jego zeznania. Te dane są potrzebne, aby postawić zbrodniarzy wojennych przed wymiarem sprawiedliwości.

Każdy wywiad w książce jest świadectwem zbrodni wojennych popełnionych przez Federację Rosyjską. Zdjęcie: Shutterstock

Od ponad 15 lat zajmujesz się korupcją i łamaniem praw człowieka w ukraińskich i międzynarodowych mediach. Czy Twoim zdaniem obecnie nastąpiły jakieś zmiany w tych kwestiach?

Moim zdaniem, oczywiście, jest postęp. Rozumiem, że jest to długa i trudna droga. Jeśli chodzi o korupcję, to zawsze była ona integralną częścią procesów zamówień publicznych. I nadal tak jest.  Jednak teraz, jeśli Ukraina nie będzie z nią walczyć, po prostu nie otrzyma pomocy od zachodnich partnerów. Wszyscy już to zrozumieli, więc coraz bardziej angażują sektor publiczny. Jeśli chodzi o prawa człowieka, od 2014 roku na Ukrainie powstało wiele organizacji praw człowieka i innych organizacji społeczeństwa obywatelskiego, co ma pozytywny wpływ na poziom świadomości Ukraińców. Czy znasz różnicę między Rosjanami a Ukraińcami? Rosjanie uważają, że są absolutnie bezsilni, że ich opinia niczego nie rozwiązuje. My mamy zupełnie inny sposób myślenia.

Wiemy, że jeśli dzieje się niesprawiedliwość, człowiek może bronić swoich praw, może chodzić na wiece i demonstracje - to właśnie robią Ukraińcy. I to jest wspaniałe

Olga, podziel się historią swojego zaangażowania w ruch praw człowieka na Ukrainie, w Grupie Praw Człowieka SICH. Dlaczego zdecydowałaś się na taką pracę?

Pracuję w mediach od 17 roku życia. Głównie w telewizji. Udało mi się wiele osiągnąć. Ale w 2017 roku poczułem, że dryfuję. Zdałam sobie sprawę, że muszę zmienić pracę, a nawet dziedzinę. W tym czasie otrzymałem ofertę pracy od SICH Human Rights Group, gdzie miałem kierować działem mediów. Wiedziałam, że zespół SICH robi bardzo ważne rzeczy od 2014 roku, więc się zgodziłam. To nie tylko pomoc prawna, ale także dokumentacja, monitoring i prace analityczne.

Wkrótce zaczęliśmy tworzyć filmy dokumentalne, wideo i kampanie wspierające ofiary, a tym samym osiągnęliśmy pozytywne zmiany, w tym w ustawodawstwie. W 2018 roku zaczęliśmy szukać dotacji na pokazy filmów nie tylko w Ukrainie. Na przykład w ośmiu krajach zaprezentowaliśmy film dokumentalny NeZlamni o kobietach, które zostały porwane jeszcze przed pandemią COVID-19. Spotkał się on z bardzo dobrym odzewem, a ja zdałam sobie sprawę, że treści wizualne oparte na opowiadaniu historii dobrze się sprawdzają. I musimy to robić dalej. W grudniu 2021 r. stworzyłam HRProduction, która jest partnerem SICH Human Rights Group.

W 2020 r. nakręciłaś film dokumentalny "Druga strona izolacji". Ocaleni z tortur złożyli swoje zeznania. Szef Izolacji, pseudonim Palicz, został skazany na 15 lat więzienia. Czy wierzysz w prawdziwy wyrok dla kata? I czy wierzysz, że inni nie-ludzie zostaną ukarani?

Palicz był człowiekiem, który sam wydawał rozkazy i torturował ludzi. Kiedy kręciliśmy film, nie byliśmy pewni, czy zostanie ukarany. W tamtym czasie mówiliśmy, że żył spokojnie na terytorium kontrolowanym przez Ukrainę, nie ukrywał się przed nikim i niczego się nie bał. Ale wykonano ogromną pracę - przede wszystkim dzięki ludziom, którzy zeznawali o zbrodniach popełnionych przez Palycha. Dlatego tak się stało.

Chciałabym wierzyć, że każdy zbrodniarz wojenny zostanie ukarany. Naprawdę chcę w to wierzyć
Były przywódca Izolacji Denis Kulikowski ("Palicz") został skazany na 15 lat więzienia i konfiskatę mienia. Fot: Daryna Kolomiets / Suspilne

Masz również film dokumentalny "Niewidzialni", który zwraca uwagę na tysiące cywilnych zakładników, którzy wciąż pozostają w rosyjskiej niewoli i potrzebują międzynarodowego wsparcia.  Jaki jest główny cel tego filmu?

Stworzyliśmy go pod koniec sierpnia 2023 r. i do tej pory pokazaliśmy go w Warszawie, Wilnie i Rzymie. Naszym celem było zwrócenie uwagi, że dziś tysiące cywilnych więźniów pozostaje w rosyjskich izbach tortur na terytoriach okupowanych i w więzieniach Federacji Rosyjskiej. Pozostają oni całkowicie niewidoczni. Dlaczego? Ponieważ Rosja ukrywa tę zbrodnię, nie uznaje cywilów, nie potwierdza faktu zatrzymania nawet ich krewnym i nie zezwala organizacjom międzynarodowym na wizyty. Organizuje zamknięte fałszywe procesy i nie zapewnia dostępu do niezależnych prawników.

Na przykład ludzie, którzy chodzili na wiece w Chersoniu i wspierali Ukrainę, są skazywani na 20-30 lat za tak zwany "terroryzm" i "szpiegostwo". Dlatego pomysł polegał na pokazaniu problemu i tych ludzi, aby pobudzić dyskusję w środowisku międzynarodowym na temat potrzeby wywarcia presji na Rosję i zażądania od niej wypełnienia jej międzynarodowych zobowiązań. Musimy również pracować nad mechanizmem uwalniania cywilów, który niestety obecnie nie istnieje. Co więcej, wiele osób jest przetrzymywanych bez żadnych zarzutów lub wyroków w warunkach nie do zniesienia. Odnotowujemy następujące przestępstwa przeciwko nim: tortury z użyciem elektrowstrząsów, ciężkie pobicia, odmowa opieki medycznej i pozbawienie żywności.

Być może nie ma takiego rodzaju tortur, których Rosja nie stosowałaby wobec ukraińskich więźniów. Dlatego bardzo ważne jest, aby o tym mówić

Jak reaguje społeczność międzynarodowa? Jakie emocje odczuwają podczas oglądania takich filmów?

Zazwyczaj zaraz po projekcji ludzie dzielą się swoimi wrażeniami. Są to silne emocje, ponieważ film przedstawia prawdziwe historie cywilów, którzy zostali już uwolnieni. Wśród nich są aktywiści z Chersonia i wolontariusz z Mariupola, a także 14-letni nastolatek, który został schwytany wraz ze swoim wujkiem, niepełnosprawnym mężczyzną. Wszystkich dotknęła przemoc fizyczna i psychiczna, w tym porażenia prądem i pobicia. Wolontariusz z Mariupola stracił w więzieniu 25 kilogramów. Opowiadają o tym wszystkim. Bohaterów łączy aktywna postawa. Jednym z głównych przesłań filmu jest to, że jeśli ofiary zbrodni wojennych będą milczeć, zbrodniarze wojenni pozostaną bezkarni.

SICH, wraz z innymi działaczami na rzecz praw człowieka, badało tortury w aresztach śledczych i więzieniach na tymczasowo okupowanych terytoriach. Co możesz nam dziś powiedzieć?

Niestety, obrońcy praw człowieka nie mają dostępu do więźniów na terytoriach okupowanych. Mamy jedynie informacje od krewnych. Mówią oni o złych warunkach przetrzymywania, braku dostępu do opieki medycznej, złym odżywianiu i złym traktowaniu. Ponadto Rosjanie wywożą więźniów na terytorium Rosji. Jest to naruszenie prawa międzynarodowego.

Olga, co lub kto najbardziej inspiruje Cię w pracy na rzecz praw człowieka?

Wyniki. Kiedy kwestia prawna zostaje rozwiązana na korzyść ofiar. Albo kiedy ktoś dzwoni i mówi: "Wiesz, dzięki tobie prokuratura się 'ruszyła'. Zostałem wezwany na przesłuchanie i proces się rozpoczął". Rezultat jest zawsze inspirujący, gdy zdajesz sobie sprawę, że wszystko nie poszło na marne. Prawnicy SICH pracują obecnie nad ogromną liczbą złożonych wniosków, w tym związanych z utratą mieszkania. Najgorszą rzeczą jest śmierć krewnych, poważne obrażenia, nielegalne uprowadzenia i tortury. Dlatego wynik w takich sprawach zawsze daje nam siłę, by iść dalej.

Jak wojna zmieniła Cię osobiście?

W przededniu wojny rozwiodłam się i zostałam sama z dzieckiem w obcym kraju, którego języka nie znałam. Straciłam swoje kreatywne projekty. Przed inwazją na pełną skalę ciężko pracowaliśmy przez rok, aby rozwinąć produkcję wideo HR Production. Poprzez treści wizualne - filmy dokumentalne, społecznościowe i animowane - mówiliśmy o prawach człowieka, zbrodniach Rosji i przyciągaliśmy uwagę międzynarodowej publiczności. Tworzyliśmy również bardzo wysokiej jakości treści dla ukraińskich kanałów telewizyjnych. W '22 otrzymaliśmy dotacje na kilka nowych projektów. I straciłem je. Dlatego dla mnie ta wojna jest o tym, jak straciwszy wszystko lub prawie wszystko, nie stracić siebie.

Dlaczego wybrałaś Austrię jako tymczasowe schronienie?

Stało się to przez przypadek. Kiedy przyjechaliśmy do Polski, nie miałem pojęcia, co dalej robić. Pewnego dnia zadzwonił do mnie znajomy reżyser, który od dziewięciu lat mieszka z rodziną w Austrii. Zapytał mnie, gdzie jesteśmy, co u nas słychać i czy nie chcielibyśmy przyjechać. Początkowo odmówiłem, ponieważ bardzo trudno byłoby nauczyć się języka od podstaw. Mój angielski jest dobry, ale nie znałam ani słowa po niemiecku! Ale potem, po namyśle, zgodziłem się. Dla mnie najważniejsze jest to, że dziecko jest bezpieczne. Nawiasem mówiąc, zadedykowałem tę książkę mojemu synowi.

Naprawdę chcę, żeby całe pokolenie dzieci już nigdy nie musiało dorastać na wojnie
20
min
Natalia Żukowska
Rosyjska agresja
Zbrodnie wojenne
Bezpieczeństwo
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Patent na polityczną poprawność, czyli co ma biurokracja do odwagi

„Tu rosyjski okręt wojenny, poddajcie się i złóżcie broń. W przeciwnym razie rozpoczniemy atak” – brzmiało ultimatum, które z pokładu rosyjskiego krążownika rakietowego „Moskwa” dobiegło do ukraińskich żołnierzy broniących czarnomorskiej Wyspy Węży.

"Rosyjski okręcie wojenny, idź w ch…" – usłyszeli w odpowiedzi Rosjanie. Na wyspę spadł grad pocisków. Był 24 lutego 2022 r., pierwszy dzień rosyjskiej inwazji na Ukrainę

Słowa wypowiedziane przez ukraińskiego pogranicznika, którym po uwolnieniu z trzymiesięcznej niewoli okazał się Roman Grybow, błyskawicznie obiegły świat, stając się symbolem ukraińskiego bohaterstwa i oporu. Dodatkowej, na swój sposób proroczej mocy nabrały w połowie kwietnia 2022 r., gdy po trafieniu ukraińskimi rakietami krążownik „Moskwa” poszedł na dno.‍

Chronić "skrzydlate słowa"

Po dwóch latach, jak donosi "Politico", "skrzydlate słowa" dzielnego Ukraińca są przedmiotem zaciętej walki między Państwową Strażą Graniczną Ukrainy a Urzędem Unii Europejskiej ds. Własności Intelektualnej (EUIPO).

Wychodząc z założenia, że przesłanie na temat rosyjskiego okrętu urosło do rangi emblematu niezłomności całego ukraińskiego narodu, a przy tym mogą zechcieć na nim zarabiać ludzie o "nieszczerych intencjach", z ukraińską sprawą niemający nic wspólnego, Andrej Bukownik i Taras Kulbaba, prawnicy z Brukseli, już w marcu 2022 r. pod nazwiskiem Romana Grybowa złożyli w EUIPO wniosek o znak towarowy. Obawiali się też, że jeśli sami tego nie zrobią, wkroczy ktoś inny i zastrzeże znak towarowy dla siebie.

Punkt widzenia obu prawników wydaje się tym bardziej zrozumiały, że gadżety z hasłem i wizerunkiem ukraińskiego żołnierza na tle rosyjskiego okrętu można kupić w internecie w setkach odmian, tyle że ani żołnierz, ani ukraińskie państwo czy jego straż graniczna nic z tego nie mają.

Warszawa: antyputinowski i antywojenny plakat autorstwa: Stanisław Gajewski. Fot: Zofia i Marek Bazak/East News

Stróże przyzwoitości z Brukseli

Odpowiedź EUIPO była jak zimny prysznic. Unijny urząd odrzucił wniosek, uzasadniając, że hasło Grybowa mogłoby być postrzegane jako "sprzeczne z przyjętymi zasadami moralności, skoro miałoby służyć  uzyskaniu korzyści finansowych z wydarzenia powszechnie uznawanego za tragiczne". Czyli z wojny Rosji z Ukrainą.

Bukownik i Kulbaba poczuli się spoliczkowani: brukselscy urzędnicy uznali, że ukraiński żołnierz chce zarabiać na swojej odwadze. Szukając jednak skuteczniejszego rozwiązania, złożyli kolejny wniosek – tym razem jednak w imieniu ukraińskiej straży granicznej.

Ponowna odmowa, która dotarła do nich w grudniu 2022 r., była uzasadniona w sposób jeszcze bardziej absurdalny: znaku towarowego nie będzie, bo język ukraińskiego żołnierza był "wulgarny" i miał „obraźliwe zabarwienie seksualne”. Co gorsza, cytuje dalej „Politico”, „nawet jeśli znak miał być postrzegany jako wyraz brawury i odwagi, banalizuje on rosyjską inwazję i wykorzystuje go jedynie jako narzędzie do sprzedaży towarów handlowych, takich jak biżuteria, zabawki, odzież, portfele itp".

Tak oto urzędnicy z Brukseli zostali stróżami moralnej czystości walki Ukraińców Rosjanami.

Cytowany przez „Politico” Bukownik nie kryje irytacji i zdumienia. No, bo jak można cenzurować żołnierza stojącego twarzą w twarz ze śmiercią?

Trzecie podejście prawników nastąpiło w lutym 2023 r. Tym razem, oddalając wniosek, EUIPO stwierdziło, że słowom Hockiego brakuje "charakteru odróżniającego", a tylko takie zasługiwałyby na znak towarowy – bo tylko takie można odróżnić od innych. Inaczej mówiąc, brukselscy biurokraci obawiali się, że ludzie mogliby nie kojarzyć, do jakiej konkretnej sytuacji i miejsca odnosiło się stwierdzenie obrońcy Wyspy Węży.‍

Sprawa honoru

Mimo to Kulbaba i Bukownik nie mają zamiaru odpuścić. Dla nich to sprawa honoru.

Jakie mają szanse? Cytowana przez "Politico" prof. Eleonora Rosati, specjalistka od prawa własności intelektualnej na Uniwersytecie Sztokholmskim, uważa, że zerowe.

"Nie wierzę, że ten wniosek kiedykolwiek odniesie sukces. Już na początku to była przegrana sprawa" – mówi Rosati. Taki był bowiem los "Je suis Charlie", "Black Lives Matter" czy innych powszechnie znanych haseł zawierających polityczną opinię. Bez względu bowiem na to, jak słuszne moralnie by one nie były, jako potencjalny znak towarowy za mało się odróżniają.

W lutym Kulbaba i Bukownik złożyli kolejny wniosek. Jeśli i tym razem się nie uda, zapowiadają następny i kolejny.

20
min
Sestry
Wojna w Ukrainie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Jim Himes: Trump w sprawie Ukrainy zachowuje się jak jednokomórkowiec

"Przywożę wam pokój!" – ogłosił na londyńskim lotnisku premier Wielkiej Brytanii Neville Chamberlain, radośnie wymachując przed dziennikarzami tekstem umowy monachijskiej, która oddawała Hitlerowi część Czechosłowacji. Dwa lata później, jesienią 1940 r., Niemcy okupowali większość Europy, a Brytyjczycy odgruzowywali swoje miasta po bombami Luftwaffe.

Współczesny globalny "uspokajacz" Donald Trump zadeklarował na początku lutego, że jeśli ponownie wygra wybory prezydenckie, przywróci pokój w Ukrainie w ciągu doby. W miniony poniedziałek po spotkaniu z Trumpem na Florydzie Viktor Orban wyjaśnił, co były prezydent USA miał na myśli: "Nie da grosza na wojnę Ukrainy z Rosją. Dlatego wojna się skończy".

Premier Węgier Viktor Orban i kandydat Republikanów na prezydenta USA Donald Trump podczas spotkania w Mar-a-Lago na Florydzie. Fot: Zoltan Fischer/AFP/East News

Sęk w tym, że ta analogia, sama w sobie już bardzo niepokojąca, staje się niepokojąca jeszcze bardziej, jeśli uwzględnić pewne istotne niuanse. Na światło dzienne wydobył je parę dni temu Jim Himes, członek Partii Demokratycznej i członek stałej komisji specjalnej ds. wywiadu [House Intelligence Committee] Izby Reprezentantów, podczas rozmowy w podcaście One Decision.

Owszem, zaznacza Himes, stwierdzenia Chamberlaine’a i Trumpa miały służyć uspokojeniu nastrojów, a zarazem podkreśleniu własnej siły sprawczej.  

Tyle że były brytyjski premier "niezależnie od tego, czy go kochamy, czy nienawidzimy, swoją słynną wypowiedź prawdopodobnie przemyślał"

Z Trumpem jest inaczej, a porównywanie go do Chamberlaine’a Himes uważa za niezasłużenie dla Trumpa nobilitujące. Albowiem, rzecze kongresmen, "Donald Trump jest trochę organizmem jednokomórkowym: reaguje na jeden i tylko jeden bodziec, czyli: "Czy czuję się przez to dobrze, czy źle?". A Ukraina sprawia, że ​​czuje się źle, ponieważ w związku z Ukrainą postawiono go w stan oskarżenia”.

Jim Himes. Zdjęcie: Wikiwand

Przypomnijmy: w 2019 r. Izba Reprezentantów postawiła Trumpa w stan oskarżenia, przez co groził mu impeachment, ponieważ miał uzależniać pomoc wojskową dla Ukrainy od rozpoczęcia przez Wołodymyra Zełenskiego śledztwa dotyczącego związków Huntera Bidena, syna Joe Bidena, z ukraińskimi oligarchami (swego czasu młody Biden pracował dla ukraińskiej firmy energetycznej). Zełenski się jednak nie ugiął i brudów na Bidena juniora dla Trumpa nie szukał.

Teraz, już jako pewny rywal Joe Bidena w kolejnych wyborach prezydenckich (mimo 91 ciążących na nim zarzutów), rękami posłusznych sobie Republikanów – na czele ze spikerem Izby Reprezentantów Mike’em Johnsonem – Trump robi to, czym się kiedyś odgrażał: blokuje pomoc dla Ukrainy, i to w krytycznym momencie jej wojny z Rosją. Poza tym według Himesa stosunek Trumpa do Putina i Rosji jest dużo bardziej uległy niż Chamberlaine’a do Hitlera i nazistowskich Niemiec z lat 30. XX w.

„Mamy Donalda Trumpa jako jednokomórkowy organizm, mówiącego: "Ukraina zła" i jego akolitów… mówiących: "Szef uważa, że ​​jest źle".

Wielu moich kolegów [Republikanów – red.] po prostu zdaje sobie sprawę, że jeśli wstaną i powiedzą rzeczy sprzeczne z tym, co mówi przywódca sekty, narażą na ryzyko własne kariery, – mówi Himes

Sir Richard Darlove, były szef brytyjskiego wywiadu MI6, który był jednym ze współgospodarzy podcastu, stwierdził, że Himesa należy słuchać, "zwłaszcza [gdy mówi] o Ukrainie", i że to „jeden z najrozsądniejszych głosów politycznych, jakie słyszał ostatnio w Stanach Zjednoczonych".

W Kongresie istnieje mechanizm, który pozwoliłby pominąć opór Mike’a Johnsona i przyznać Ukrainie pomoc. By tak się jednak stało, Republikanie musieliby podpisać petycję o udzielenie absolutorium, przez co naraziliby się nie tylko Johnsonowi, ale przede wszystkim Trumpowi.

Czy Republikanów, z których wielu po cichu przyznaje, że Ukrainie trzeba pomóc, stać na taką odwagę?

„Nie – twierdzi Himes. – Nie zamierzają podejmować ryzyka w imieniu Ukrainy”.

20
min
Sestry
Wojna w Ukrainie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie broń o wartości 300 milionów dolarów

Stany Zjednoczone przekazały Ukrainie nowy pakiet pomocy w wysokości 300 milionów dolarów w postaci broni i sprzętu, aby zaspokoić niektóre z najpilniejszych potrzeb Ukrainy, powiedział doradca prezydenta Joe Bidena ds. bezpieczeństwa narodowego, Jake Sullivan.

Pakiet obejmuje pociski artyleryjskie, pociski do obrony powietrznej i pociski GMLRS do HIMARS.

Sullivan podkreślił, że nowy pakiet pozwoli "ukraińskiej broni strzelać jeszcze przez jakiś czas". Wezwał Kongres do odblokowania pakietu pomocy dla Ukrainy w wysokości 61 miliardów dolarów.

Jest to pierwszy pakiet pomocy wojskowej od USA w tym roku - ostatni raz Amerykanie wsparli Ukrainę pod koniec grudnia. Aby przydzielić pakiet, Biały Dom wykorzystał pozostałe fundusze zatwierdzone wcześniej przez Kongres.

12 marca "Politico" poinformowało, że nowy pakiet pomocy wojskowej USA dla Ukrainy obejmie ATACMS, ale Pentagon nie wspomniał o tych pociskach w swoim komunikacie.

Projekt budżetu USA na 2025 r. przewiduje również 482 mln USD na wsparcie Ukrainy. Jednak większość z tych środków - 250 milionów dolarów - zostanie przeznaczona na pomoc gospodarczą i wsparcie reform.

20
min
Sestry
USA
Pomoc dla Ukrainy
Wojna w Ukrainie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Ranni żołnierze miesiącami czekają na rehabilitację. Trzeba to szybko zmienić

Olena Tołkaczowa, z wykształcenia matematyczka w maju 2014 roku wstąpiła do batalionu Azow, w ramach której stworzyła jednostkę medyczną i ochotniczą – Służbę Patronacką Pułku Azow. Nie ma ona odpowiednika ani w agencjach rządowych, ani w innych formacjach wolontariackich. Pod kierownictwem Oleny Tołkaczowej zajmuje się leczeniem i rehabilitacją chorych żołnierzy, pochówkiem i wspieraniem rodzin zmarłych.

W 2022 roku służba otrzymała oficjalny status Fundacji Charytatywnej Patronacka Służba „Azowski Anioł”. Szpitale Fundacji znajdują się m.in. w Kijowie, Lwowie, Iwano-Frankiwsku.

Natalia Żukowska: Tylko w zeszłym roku, wraz ze swoim zespołem, postawiliście na nogi 4500 rannych żołnierzy. Jak wygląda sytuacja z państwową rehabilitacją żołnierzy?

Olena Tołkaczowa: Nie ma problemów z leczeniem, ale jest problem z rehabilitacją. Są ośrodki rehabilitacyjne, które się otwierają i rozwijają, ale nie są to instytucje państwowe. Niestety, nadal nie ma systematycznego podejścia państwa do rehabilitacji. Dlatego jesteśmy zmuszeni do korzystania z zasobów i potencjału dostępnego w prywatnym sektorze opieki zdrowotnej. A to dużo kosztuje.

NŻ: Dlaczego tak jest?

OT: Państwo reformując Ministerstwo Zdrowia przygotowało je pod ochronę zdrowia cywilów, mniej żołnierzy. Biorąc pod uwagę, że jesteśmy w stanie wojny od 10 lat, mogli też pomyśleć o wojsku. Nie zrobili tego.

Nie ma procedur, a w efekcie mamy rannych żołnierzy czekających miesiącami na rehabilitację, - zauważyła Olena Tołkaczowa

NŻ: Co w pierwszej kolejności należałoby zmienić w państwowym systemie rehabilitacji wojskowych?

OT: Przynajmniej tymczasowo musimy wprowadzić specjalne pakiety rehabilitacyjne dla wojskowych i weteranów w Narodowej Służbie Zdrowia Ukrainy (NHSU). Są to płatne usługi opłacane przez państwo. Obecnie mamy tylko dwa rodzaje pakietów objętych przez NHSU. Są to płatności za leczenie lub rehabilitację dorosłych i dzieci. Narodowa Służba Zdrowia kategorycznie sprzeciwia się przyznawaniu oddzielnych pakietów dla wojska.

Faktem jest, że rehabilitacja personelu wojskowego trwa znacznie dłużej niż w przypadku osób cywilnych. Mówimy o 14-21 dniach. To za mało. Rehabilitacja w wojsku powinna trwać 48-90 dni. Dlatego zwykle pojawia się pytanie, skąd wziąć pieniądze na dalszą rehabilitację? Tak, to prawda - od wolontariuszy, zwykłych ludzi, zagranicznych darczyńców. Ale to państwo powinno zbudować ten system.

Ukraiński żołnierz przechodzący rehabilitację. Fot.: Służba Patronacką Pułku Azow.

NŻ: Jakie są mechanizmy dwustronnej współpracy między Służbą Patronacką Azow a państwem? Na przykład przy zapewnianiu opieki medycznej w szpitalach państwowych?

OT: Łatwiej jest nam współpracować ze szpitalami, zwłaszcza wojskowymi. Zawsze mają niezbędne leki, wózki inwalidzkie, kule, pieluchy i dobre jedzenie. Gorzej jest z cywilnymi placówkami medycznymi np. gdy w szpitalach wojskowych przeznacza się 150 hrywien na dzień jedzenia dla pacjenta, w cywilnych – 50.

Szkoda, że kierownictwo tych cywilnych placówek medycznych nie robi nic, aby to zmienić.

NŻ: A co z socjalizacją i wsparciem psychologicznym dla wojskowych, w tym tych, którzy wrócili z niewoli? Z jakimi problemami się borykacie? Czy brakuje specjalistów?

OT: Mamy problem z brakiem systemu leczenia i resocjalizacji osób, które powróciły z niewoli. Mimo że Centrala Koordynacji Leczenia Jeńców Wojennych opracowała go dawno temu i przedłożyła Ministerstwu Zdrowia oraz Gabinetowi Ministrów.

Problemem jest też katastrofalny niedobór psychologów i psychiatrów. Specjaliści ci są potrzebni nie tylko tym, którzy wrócili z niewoli. Potrzebują ich także ranni żołnierze, a nawet ci przebywający na przepustkach. W końcu prowadzimy bardzo trudną i straszną wojnę.

Nie spotkałem nikogo z sił szturmowych, kto nie przeszedłby wstrząsu mózgu. Na dłuższą metę będzie to miało ogromny wpływ na zdrowie psychiczne, - mówi Olena Tołkaczowa

Być może widzieliście w Internecie film, na którym żołnierz z powikłaniami po wstrząsie mózgu leży na podłodze w kijowskim metrze. W pobliżu stali ratownicy medyczni, którzy nie wiedzieli, co z nim zrobić.  Wezwali zespół psychiatryczny i tylko przyglądali się z boku. Przez te dwa lata wojny na pełną skalę powinni byli nauczyć się, jak pomagać takim ludziom. Czy w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, co nas czeka? Co się stanie, gdy przyjedzie cały pociąg zdemobilizowanych żołnierzy? A będą ich dziesiątki tysięcy. I kto im pomoże? Ta historia o żołnierzu w metrze opisuje dzisiejszy stan naszej służby zdrowia. Musimy tworzyć grupy pomocy wśród ludności i stale wysyłać lekarzy na zaawansowane szkolenia.

NŻ: Jaka jest kondycja fizyczna i psychiczna chłopaków i dziewczyn, którzy wracają z niewoli?

OT: Oprócz ciężkiej depresji, istnieje wiele specyficznych chorób i urazów. Na przykład nieprawidłowo zrośnięte złamania lub konsekwencje obrażeń odniesionych podczas działań wojennych lub tortur. Wielu ma problemy z nerkami. Istnieje wiele chorób zakaźnych i problemów z układem rozrodczym, zwłaszcza wśród dziewcząt. Z powodu stresu, niedożywienia i tortur niektóre kobiety nie będą już mogły mieć dzieci. Mieliśmy jednego faceta, który wrócił z 4-letniej niewoli z prawie całkowicie utraconymi zębami. Był torturowany, zęby wyrwano mu kleszczami. Ale tortury bywają znacznie bardziej przerażające. Są rzeczy, których świat nie widział.

Pracownicy służby patronackiej zajmują się leczeniem i rehabilitacją chorych żołnierzy, pogrzebami żołnierzy i wspieraniem rodzin zmarłych. Fot.: Służba Patronacką Pułku Azow.

NŻ: Jak długo trwa powrót do zdrowia i jaki procent tych, którym udzielono pomocy, wraca do służby?

OT: Około 80% wraca do służby. Opieka i dobra rehabilitacja nie zniechęcają wojskowych do ponownej walki. To ich bardzo motywuje. Zdarzają się oczywiście skomplikowane przypadki, w których wojsko może być leczone dłużej niż rok - szczególnie w przypadkach podwójnej lub nawet potrójnej amputacji. Mamy chłopaków, którzy są leczeni od czasu obrony Kijowa. Ale generalnie od momentu urazu do pełnej rehabilitacji mija kilka miesięcy.

NŻ: Leczenie, rehabilitacja, pochówek i wspieranie twoich towarzyszy i ich rodzin jest kosztowne. Jaki jest miesięczny budżet służby patronackiej? Kto pomaga Wam finansowo?‍

OT: Na początku inwazji na pełną skalę i do lata 2023 roku naszym głównym dochodem były darowizny od zwykłych Ukraińców. Potem kilku biznesmenów zaczęło nam regularnie pomagać. Jeden z nich mógł co miesiąc przekazywać od 5 do 10 milionów hrywien. Teraz już nie może. Darowizny nieco spadły i zaczęliśmy zwracać się do agencji rządowych.

Ukrnafta pomaga nam teraz, podobnie jak Ministerstwo Energetyki. Wszystko to odbywa się w ramach subwencji rządowych. Jeśli chodzi o koszt rehabilitacji, jest on indywidualny. Może to być 10 000 hrywien, ale zdarzały się przypadki, gdy koszt rehabilitacji jednej rannej osoby przekraczał milion. Udało mu się pomóc. Jeśli chodzi o leczenie, lekko ranny żołnierz kosztuje średnio od 30 do 60 tysięcy hrywien za 21 dni pobytu w szpitalu.

Ukraiński żołnierz przechodzący rehabilitację. Fot.: Służba Patronacką Pułku Azow.

NŻ: Masz wystarczająco dużo pieniędzy na dziś?

OT: W tym miesiącu wystarczy, ale nie wiemy co będzie w przyszłym. Szukamy sponsorów i dotacji. Ponadto chcielibyśmy się rozwijać. Chcemy pomóc nie tylko 3 Oddzielnej Brygadzie Szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy i 12 Brygadzie Sił Specjalnych Azow Gwardii Narodowej Ukrainy. Chcielibyśmy zająć się kolejną brygadą na linii frontu. Wiem, że są tacy, którzy od dwóch lat nie opuszczają linii frontu. I, oczywiście, dobrze byłoby, gdyby mogli odzyskać siły.

Rozmawiamy ze Sztabem Generalnym i Ministerstwem Obrony o wprowadzeniu służby patronackiej we wszystkich Siłach Zbrojnych, która zajęłaby się kwestią opieki i rozwiązała problemy z rehabilitacją, - zaznaczyła Olena Tołkaczowa

NŻ: Służba Patronacka Azow jest organizacją działającą na bardzo dużą skalę, która pomaga żołnierzom w powrocie do zdrowia i wspiera rodziny poległych. Olena, a co z oficjalnym uznaniem waszej organizacji jako struktury wojskowej, która służy w Siłach Zbrojnych Ukrainy? Czy są jakieś postępy w tym kierunku?

OT: Jest postęp, ale nie ma jeszcze konkretów. Wiem jednak, że Ministerstwo rozpoczęło prace w tym kierunku. My z kolei opracowaliśmy już listę pracowników i regulamin służby. Takie uznanie pozwoliłoby nam przyciągnąć zagranicznych darczyńców. Zrozumieliby lepiej, na co i komu przekazują pieniądze. Kiedy widzą, że nie jest to jednostka strukturalna armii, mogą mieć wątpliwości. Tak więc, gdybyśmy zostali uznani za strukturę wojskową Sił Zbrojnych Ukrainy, byłoby nam znacznie łatwiej pracować i rozwiązywać wewnętrzne problemy w armii.

NŻ: Co zrobić, żeby osoby niepełnosprawne szybko zyskały status i prawo do świadczeń? Teraz przechodzą przez komisje jak przez kręgi piekła.‍

OT: Kiedy jesteś w szpitalu wojskowym, wszystko jest jasne. Na pewnym etapie leczenia przyjdzie do ciebie wojskowa komisja lekarska. I tak powinno być. A ci, którzy muszą przejść przez wojskową komisję lekarską po leczeniu, powinni przyjść, wziąć kupon lub umówić się z wyprzedzeniem i przejść przez nią bez kolejek. To powinna być idealna sytuacja. Ale w rzeczywistości wojskowi muszą biegać po różnych placówkach medycznych w mieście. Zdarzają się przypadki, kiedy przychodzisz do neurologa, on chce wykonać dodatkowe badanie, ale niezbędny sprzęt nie jest dostępny, na przykład rezonans magnetyczny. I człowiek musi go gdzieś szukać. Tak nie powinno być w wojsku.

Ukraińscy żołnierze w trakcie leczenia. Fot.: Służba Patronacką Pułku Azow.

NŻ: Jak zmieniła się Twoja praca od początku wojny na pełną skalę? Z jakimi nowymi wyzwaniami musieliście się zmierzyć?

OT: Skala stała się ogromna. Nigdy nie mieliśmy tylu zabitych i rannych w tym samym czasie.

Na przykład, nigdy nie spotkaliśmy się z repatriowanymi ciałami. Gdy przyjechały duże ciężarówki z ciałami z Mariupola, z kierunku Doniecka, razem z kostnicą musieliśmy zorganizować przyjęcie tych ofiar. Trzeba było to zrobić szybko. Wyobraź sobie, że przyjechała ciężarówka ze 152 ciałami, które musieliśmy rozładować i zbadać. Aby uniknąć badań genetycznych, musieliśmy spróbować zidentyfikować przynajmniej część z nich. Szukaliśmy rzeczy osobistych, tatuaży. Nawiasem mówiąc, stworzyliśmy własną bazę danych tatuaży. Doszło do tego, że kostnice po prostu nie miały miejsca na przechowywanie ciał. Znaleźliśmy dwie duże ciężarówki-chłodnie. Były one napędzane olejem napędowym i stale chłodzone. Z czasem pojazdy te zaczęły się psuć. Szukaliśmy wagonów kolejowych do przechowywania. To wszystko było bardzo trudne.

NŻ: Twoim zadaniem jest informowanie rodzin o śmierci żołnierza. Jak w ogóle zaczyna się taka rozmowa? Czy są jakieś zasady jej prowadzenia?

OT: Opowiem o naszych doświadczeniach. Systematycznie zgłaszaliśmy zgony od 2014 r. i tak długo, jak trwały działania wojenne w Azowstalu. Następnie zaangażowaliśmy wojskowe biura rekrutacyjne ponieważ jest to wymagane przez prawo. Oficer wojskowy musi osobiście powiadomić rodzinę o śmierci żołnierza. Musi mu towarzyszyć zespół lekarzy i kapelan. Ponieważ, oczywiście, wszystko może się zdarzyć człowiekowi, a pierwsza pomoc powinna być udzielona natychmiast.

Jak rozpocząć rozmowę? Nie ma od czego zacząć. Niemożliwe jest przekazanie tej informacji tak, aby osoba nie wpadła w rozpacz. Nie ma takiego zestawu słów. Efekt będzie taki sam: straszny smutek. Najważniejsze jest to, aby jasno powiedzieć, że będziesz w kontakcie, że można na Ciebie liczyć, - mówi Olena Tołkaczowa

Oczywiście, gdy ogłaszam tak przykrą wiadomość telefonicznie, pierwszą rzeczą, o którą zawsze pytam, jest imię, nazwisko i patronimik zmarłego. Od razu też mówię, co się stało. Bo to kpina, gdy zaczynasz szukać słów, gdy zwlekasz.  Wydaje mi się, że pamiętam wszystkich, do których dzwoniłem lub z którymi się spotkałem, aby powiedzieć im o śmierci bliskiej osoby. To trudne, gdy spotykasz się z rodzicami poległego żołnierza w kostnicy i idziesz na identyfikację. Nie da się być obojętnym.

NŻ: Komunikowanie się z krewnymi zmarłych i poszukiwanie ciał jest bardzo stresujące. Jak osobiście radzisz sobie z tym obciążeniem psychicznym?

OT:  Oczywiście ta praca jest bardzo stresująca, ale z czasem się do niej przyzwyczajasz. Gdybym zaczęłą to robić w 2022 roku, moja psychika by tego nie przetrwała. Ale najpierw była Rewolucja Godności, a potem wojna w 2014 roku, więc miałam czas na przystosowanie się. Oczywiście jestem człowiekiem, to może być dla mnie bardzo trudne, ale doskonale wiem, dla kogo i dlaczego to wszystko robię. W naszej służbie pracują dziewczyny, których mężowie zginęli, których bracia dostali się do niewoli, których synowie są już weteranami - nie mam prawa być słaba ani poddawać się emocjom, gdy w pobliżu są tak nieustępliwi ludzie.

Mój zięć również pracuje w naszej służbie patronackiej. Jest na pierwszej linii frontu, w punkcie ewakuacji ciał. Zawsze stara się zrobić wszystko, żeby rodziny tych, którzy zginęli dowiedzieli się o ich śmierci. Wie, jak długi jest ten proces - od przekazania materiałów DNA krewnych do oczekiwania na wyniki. Czy to dla niego trudne? Bardzo trudne. Ale teraz jest to bardzo trudne dla nas wszystkich na Ukrainie, ponieważ jesteśmy w stanie wojny. I to jest cena naszej przyszłości i pokoju.

Olena Tołkaczowa na pogrzebie żołnierza. Fot.: Służba Patronacką Pułku Azow.

NŻ: Ile osób pracuje w służbie patronackiej? Kim oni są?

OT: Obecnie zatrudniamy prawie 60 osób. Oprócz żon poległych żołnierzy w zespole są także ranni żołnierze, którzy nie mogli wrócić do swojej jednostki bojowej. Pracują tu rodzice poszkodowanych i studenci. Wszyscy tutaj są zaangażowani i wiedzą, dlaczego tu są.

NŻ: Jak to się stało, że zaangażowałaś się w Azov?

OT: Do Azowa trafiłam z Majdanu. Było to wiosną 2014 roku. Razem z przyjaciółmi, których poznaliśmy podczas Rewolucji Godności, przyszliśmy do siedziby Azowa i zaoferowaliśmy swoje usługi. Mieliśmy samochód i zgłosiliśmy się na ochotnika.  Chłopaki, którzy byli ze mną, poszli do jednostek bojowych. A ja zaczęłam od ustalenia, gdzie są ranni, dokąd zostali ewakuowani i czego potrzebują. Znalazłem wolontariuszy, którzy odwiedzali szpitale w Charkowie i Dnieprze.

Potem mieliśmy pierwsze ofiary i stało się jasne, że naszym obowiązkiem jest powiadamianie, transportowanie i organizowanie pochówków. Nadal jesteśmy w kontakcie ze wszystkimi rodzicami, których synowie i córki zginęli od 2014 roku. Pomagamy im w każdy możliwy sposób. Leczymy rodziców, zapisujemy dzieci do przedszkoli, pomagamy znaleźć pracę. Nie zostawiamy ich samych.

NŻ: Co uznasz za zwycięstwo?

OT: Gdy po wygranej społeczeństwo się zjednoczy i wszyscy zaczną pracować nad odbudową kraju. Zbudujemy, jakkolwiek banalnie by to nie brzmiało, nową i świetlaną przyszłość dla naszych dzieci.

Naprawdę mam nadzieję, że ludzie zrozumieją cenę wolności i że nie oblejemy tego egzaminu, - powiedziała Olena Tołkaczowa

NŻ: O jakiej Ukrainie marzysz?

OT: Widzę Ukrainę jako spichlerz całej Europy. Myślę, że będziemy mieli dość zaawansowany technologicznie kraj. Mam nadzieję, że nie przegapimy tego momentu i przyciągniemy inwestycje. Będziemy budować innowacyjne przedsiębiorstwa i fabryki z nowoczesnymi technologiami. Jestem przekonany, że przezwyciężymy wszystko. Ukraińcy mogą zrobić wszystko.

20
min
Natalia Żukowska
Rosyjska agresja
Zbrodnie wojenne
Rehabilitacja
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Rosyjski atak dronów na Odessę: nie żyje troje dzieci, ratownicy nadal wydobywają ludzi spod gruzów

Do tej pory jest dziewięć osób rannych i dziesięcioro zabitych, w tym troje dzieci. Marko przygotowywał się do świętowania swoich trzecich urodzin. Pod gruzami znaleziono również ciała dwóch matek i ich dwójki dzieci. Obie kobiety próbowały chronić swoje dzieci. Anna Gaidarzhy przytula swojego synka Timothy'ego, który właśnie skończył cztery miesiące.

Zdjęcie: Państwowa Służba Nadzwyczajna Odessa

Anna Gaidarzhy była córką Mykoły Sidaka, pastora kościoła Peresypska w Odessie. Prowadziła stronę na Instagramie, gdzie dzieliła się z ludźmi chwilami rodzinnego szczęścia i uczyła ich doceniać każdy dzień życia.

Rodzina Gaidarzha. Zdjęcie: Instagram

Psy pomagają ratownikom szukać ludzi. Jedna z nich, Tara, znalazła ciało martwego dziecka, a następnie położyła się i płakała.

Tara, suka, która znalazł dziecko wśród ruin. Zdjęcie: Elena Balaba

Gruzy wciąż są usuwane, a pod nimi może znajdować się więcej osób. Z co najmniej siedmioma osobami, które mieszkały w tym dziewięciopiętrowym budynku, nie ma kontaktu. W szczególności nie potwierdzono miejsca pobytu dwójki dzieci w wieku ośmiu i dziesięciu lat.

Zdjęcie: Państwowa Służba Ratownicza Odessy

- W tej części miasta budynki mieszkalne są bardzo zaludnione - powiedział Serhiy Bratchuk, rzecznik Ukraińskiej Armii Ochotniczej "Południe". "Okupanci z wyprzedzeniem wytyczyli trasy dla dronów, które krążyły między domami, szukając celu. Rosyjscy najeźdźcy wystrzeliwują swoje drony kamikadze od strony morza. Dzięki temu " tłumią" punktualne pojawianie się celów powietrznych w naszych systemach. Wróg stara się skrócić czas przygotowania sił obrony powietrznej do zestrzelenia dronów.

Zabijanie cywilów, zwłaszcza dzieci, to nie tylko straszna tragedia dla rodzin, ale przygnębia również ukraińskie społeczeństwo.

Jasne wspomnienie niewinnie zamordowanych. Kolaż zdjęć Sestry
20
min
Sestry
Rosyjski atak na Ukrainę
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Dla nich moja matka jest tylko numerem na liście. Historie jeńców cywilnych

Krewni muszą krok po kroku zbierać informacje o swoich bliskich przetrzymywanych w areszcie. Ani przedstawiciele Ukrainy, ani międzynarodowe organizacje praw człowieka nie mają dostępu do rosyjskich więzień. Państwo nie ma również jednej metody ich uwalniania. Rosja z kolei zaprzecza, że przetrzymuje cywilów w niewoli. Rozmawiamy z krewnymi więźniów o walce o ich uwolnienie.

Krewni więźniów cywilnych trzymają ich portrety ofiar. Są wśród nich Olena Pekh i Valeriya Matyushenko. Zdjęcie: Pavlo Gonchar / SOPA Images/Sipa USA/East News

Isabella Pech: "Moja matka ma 52 lata, a przez prawie sześć z tych lat była zakładniczką Rosjan"

Moja matka, Olena Piekh, pracowała jako starsza pracowniczka naukowa w muzeum sztuki w Horlivce w obwodzie donieckim. Oprowadzała wycieczki, otwierała wystawy, uczestniczyła w konferencjach i pisała artykuły naukowe. Żyliśmy dobrze, dopóki Rosja nie najechała naszej ziemi 10 lat temu. Podczas okupacji moja mama i ja natychmiast podjęłyśmy decyzję o przeprowadzce na terytorium kontrolowane przez Ukrainę. W czerwcu 2014 roku osiedliliśmy się w Odessie.

Isabella i Olena Pekh. Zdjęcie: archiwum prywatne

Jednak inni nasi krewni, w tym moja babcia, pozostali na okupowanym terytorium. W 2016 roku babcia doznała udaru mózgu. Moja mama wzięła pełną odpowiedzialność za jej leczenie i rehabilitację. Od czasu do czasu jeździła do okupowanej części obwodu donieckiego, aby pomóc matce. Po drodze mijała punkty kontrolne okupantów.

Podróż w sierpniu 2018 r. zakończyła się fatalnie. Moja matka została zatrzymana w Horlivce. Podczas rewizji w jej mieszkaniu znaleziono antyrosyjską literaturę, w tym książki o Banderze. Powiedzieli: "Koniec, masz kłopoty". Założyli jej worek na głowę, wepchnęli do samochodu i zawieźli do Doniecka — na teren jednej z jednostek wojskowych.

Przesłuchania trwały co trzy dni przez dwa i pół miesiąca. Torturowano ją przez co najmniej 5-7 godzin

Natychmiast została umieszczona w izolatce, gdzie była przetrzymywana przez ponad dwa i pół miesiąca. Życie mojej matki zamieniło się w piekło. Zmuszano ją do przyznania się do winy i składania zeznań.

Tak wyglądała Olena Pekh przed schwytaniem przez Rosjan. Zdjęcie: archiwum prywatne

Czasami w pokoju przesłuchań było do 15 krzepkich mężczyzn. Nosili kominiarki i broń. Niektórzy z nich byli miejscowymi. Procesem kierował Rosjanin. Ci ludzie byli sadystami, którzy lubili tortury. Dokładnie wiedzieli, kiedy przestać. Wielokrotnie mówili temu, który bił za mocno: "Przestań, bo on umrze".

Za każdym razem tortury wyglądały inaczej. Dusili moją matkę, bili ją, ciągnęli po podłodze i spychali ze schodów. Wkładali jej śruby w kolana. W rezultacie ledwo chodzi.  Opieka medyczna nie wchodziła w grę. Moja matka była wielokrotnie gwałcona. W rezultacie często miała obfite krwawienia. Nie podała żadnych szczegółów, ale wielokrotnie podkreślała, że potrzebuje ginekologa.

Kobiety, które zostały uwolnione z niewoli, opowiadały o sadystycznych metodach gwałtu. Bojownicy często używali między innymi pałek

Długo znęcali się nad moją matką, zmuszając ją do podpisania przyznania się do szpiegostwa na rzecz Ukrainy. Grozili, że ją zabiją. Doprowadzili ją do próby samobójczej. Aby po prostu zakończyć swoje męki, znalazła w celi zardzewiały, tępy przedmiot i dosłownie rozerwała nim żyły nadgarstka. Znaleziono ją w kałuży krwi. Wezwano karetkę, ale medykom nie pozwolono wejść na teren jednostki wojskowej. Cudem udało jej się przeżyć.

Po próbie samobójczej dali jej przez jakiś czas spokój. Ale pewnego dnia ponownie zmuszono do podpisania zeznań. Zagrozili, że ją zabiją. Pod presją moja matka to zrobiła.

Tak zwane czynności śledcze trwały 8 miesięcy. Nie było żadnych dowodów. Oskarżono ją o zdradę. Mama została skazana na 13 lat więzienia, które ma odbyć w kolonii karnej dla kobiet nr 127 w Sniżnym w obwodzie donieckim. Nadal tam przebywa. Odsiedziała już prawie 6 lat. Nie mamy z nią kontaktu.

Isabella namalowała obraz przedstawiający powrót matki i ponowne spotkanie z nią. Zdjęcie: archiwum prywatne

"Ludzie, którzy byli w tej samej kolonii, opowiadali mi o niej. Wszyscy mówili: "Jaką masz silną mamę. Marzy o tym, by cię zobaczyć i połączyć się z tobą. Trzyma się tylko ze względu na ciebie". Jej stan zdrowia jest straszny. Ma padaczkę i nie dostaje żadnych leków.

Z powodu nieznośnego bólu moja matka śpi 2-3 godziny na dobę

"Żebyście zrozumieli, jestem jedyną osobą w naszej rodzinie, która się od niej nie odwróciła. Wszyscy wspierają Rosję. Walczę o uwolnienie mojej matki od ponad 5 lat. Niestety, różne akcje publiczne, spotkania z urzędnikami państwowymi, publikacje w mediach i rozmowy z dyplomatami nie przyniosły żadnych rezultatów. Jestem zdesperowana. Widzisz, dla mnie matka jest moim wszechświatem, ale dla kogoś innego jest tylko numerem na liście. Gdzie jeszcze mogę się udać, by ją uratować? Nie wiem. Bardzo się boję, że ją stracę.

Tatiana Matyushenko: "Mój mąż został skazany na 10 lat więzienia"

Pochodzimy z małego miasteczka Kalmiuske w obwodzie donieckim (dawniej Komsomolsk — przyp. autora). Było ono jednym z pierwszych zajętych przez Rosjan. Następnie, w 2014 roku, utworzyli oni zamknięte osiedle wojskowe. Ani Czerwony Krzyż, ani żadna inna międzynarodowa organizacja praw człowieka nie miała do niego dostępu. Od tego czasu sytuacja się nie zmieniła. Od początku rosyjskiej okupacji nie ukrywaliśmy naszego poparcia dla Ukrainy. Nie wstydziliśmy się i nie baliśmy mówić o tym głośno. Dlatego cierpieliśmy.

Valeriy Matyushenko przed schwytaniem. Zdjęcie: archiwum prywatne

15 lipca 2017 r. mój mąż, Valeriy Matyushenko, został złapany w biały dzień przez funkcjonariuszy tak zwanego Ministerstwa Bezpieczeństwa Państwowego DRL. Założyli mu worek na głowę i wepchnęli do samochodu. Trzy dni po jego aresztowaniu nasz dom został przeszukany. Pokazali mi rezolucję stwierdzającą, że został zatrzymany i rzekomo przyznał się do współpracy z SBU. Oznacza to, że został oskarżony o szpiegostwo na rzecz Ukrainy.

Zaledwie kilka dni później dowiedziałem się, że przebywał w "Izolacji" (rosyjska izba tortur założona w 2014 r. w Doniecku, znana z torturowania więźniów — red.). Valeriy przebywał tam przez 10 miesięcy.

W tym czasie był nieustannie torturowany. Przeszedł przez wszystkie możliwe formy znęcania się Ci, których wypuszczono, mówili, że nawet wsadzono go do "kieliszka". I nie mówię tu o naczyniach

To jest rodzaj tortury. To pokój o wymiarach metr na metr, w którym wszystko jest przesiąknięte krwią. Jest tam butelka z trującym płynem. Są przetrzymywani w takich warunkach przez kilka dni. Nie masz pojęcia, gdzie jesteś i ile czasu minęło.

Był bity, miał połamane żebra. Torturowali go prądem, "wypalili" mu wszystkie wnętrzności. Ledwo mógł oddychać

Tortury są identyczne dla wszystkich. Jedyna różnica polega na tym, że niektórzy byli również gwałceni. Mój mąż cudem przeżył. Był cały połamany, prawie nie oddychał. Po 10 miesiącach został skazany na 10 lat więzienia. Sześć z nich odsiedział w 32. kolonii w Makijiwce. Po jego aresztowaniu ostrzegano mnie: "No, teraz twoja kolej. Przygotuj się".

Wiedziałam, że jestem śledzona, bałam się wychodzić z domu. Pewnego dnia założyłam męskie ubranie i dzięki moim przyjaciołom wyjechałam na terytorium kontrolowane przez Ukrainę. Od tamtej pory nie wróciłam do Kałmucji. Nadal walczę o mojego męża, ale już na odległość.

Syn Walerija Matiuszenki (po prawej) czeka na powrót ojca. Zdjęcie: archiwum prywatne

"Mieliśmy nadzieję, że zostanie uwolniony jeszcze w grudniu 2017 r. (kiedy Ukraina przekazała 233 zatrzymanych tzw. ŁRL/DRL w zamian za uwolnienie 73 osób — red.). W tym czasie otrzymaliśmy nawet telefon z SBU z pytaniem, kto spotka się z mężczyzną i gdzie będzie mieszkał. A w przeddzień wymiany powiedzieli, że nie zostanie zabrany, ale zostanie włączony do drugiego etapu, który jest planowany na 2018 rok.

Ale mój mąż nie został uwolniony. Nie było go na liście. Należy do kategorii zakładników cywilnych. Od wielu lat mówi się nam, że kwestia jego uwolnienia jest poruszana, ale wciąż bez rezultatu. GUR, SBU i Rzecznik Praw Obywatelskich zajmują się naszą sprawą. Apelowaliśmy nawet do prezydenta. Ciągle jesteśmy uspokajani i mówi się nam: "Po prostu poczekajcie".

Wiem, że mój mąż jest już w poważnym stanie. W wieku 59 lat waży 50 kg, ma problemy z tarczycą, przepuklinę i podejrzewa się u niego raka. Ma również zespół Tourette'a, genetycznie uwarunkowane zaburzenie układu nerwowego.

Nie wiemy, co robić dalej. Będziemy uczestniczyć w wiecach, aby upewnić się, że państwo nie zapomni o cywilnych zakładnikach

Tatiana Katrychenko, dyrektor wykonawczy Media Initiative for Human Rights: "Nadal nie ma wypracowanego mechanizmu uwolnienia cywilnych więźniów"

Jeśli mówimy o osobach, które my, Inicjatywa Medialna na rzecz Praw Człowieka, śledzimy od 24 lutego 2022 r., to obecnie mamy 1332 cywilnych więźniów. Nie jest to jednak dokładna liczba. Są to ci, o których wiemy lub mamy zeznania od tych, którzy zostali zwolnieni. Według naszych szacunków liczba ta może być 3-4 razy wyższa.

Niestety, państwo nie posiada nawet przybliżonej listy tych osób. Ponieważ nadal nie ma informacji o wielu z nich, gdzie się znajdują, co się z nimi stało? Jeśli mówimy o regionie Kijowa, gdzie okupacja trwała miesiąc, zaginionych podzielono na następujące kategorie: zakładnicy; wywiezieni na terytorium Federacji Rosyjskiej; zaginieni i martwi.

A co z obszarami, które nadal znajdują się pod okupacją? W dodatku Rosja ciągle zatrzymuje ludzi.

W momencie inwazji na pełną skalę było jeszcze 300 zatrzymanych po 2014 roku. Są to obywatele Ukrainy z terytorium obwodów donieckiego i ługańskiego. Niewielu zwolniono w ciągu tych dwóch lat wojny na pełną skalę, niektórych pod warunkiem, że nie wyjadą, podczas gdy innym po prostu zmieniono środek zapobiegawczy.

Ale cywile stanowią problem. Nie ma jednego organu, który by się nimi zajął

Do 24 lutego 2022 r. podejmowano próby wymiany cywilów, w szczególności w 2017 i 2019 roku. W przypadku jeńców wojennych wszystko jest jasne. Istnieje konwencja genewska, centrala koordynacyjna i księgowość.

W 2017 r. Ukraina doprowadziła do uwolnienia 73 jeńców, w tym religioznawcę Igora Kozłowskiego — zmarł w zeszłym roku. Zdjęcie: Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy

Państwo nadal nie ma jednego mechanizmu uwalniania więźniów cywilnych. Konwencja genewska stanowi, że podczas konfliktu zbrojnego strony mają prawo brać do niewoli tylko personel wojskowy. Zarówno Rosja, jak i Ukraina mogą przetrzymywać jeńców wojennych do końca wojny, a następnie wymieniać ich między sobą. Ale Międzynarodowy Czerwony Krzyż musi mieć możliwość widzenia się z jeńcami. Przede wszystkim, aby zapewnić, że cały personel wojskowy przetrzymywany w niewoli jest rozliczony.

Co robi Federacja Rosyjska? Nadal przetrzymuje cywilów. W ten sposób popełnia zbrodnię wojenną

Ale kompetencje tych struktur nie obejmują cywilów. Żadna ze stron nie może ich przetrzymywać. Chyba że popełnili jakieś przestępstwa np. kradzież lub morderstwo.

Podczas wymiany w 2019 r. Ukraina zwróciła 64 cywilnych więźniów. Zdjęcie: SBU

Myślę, że na początku inwazji na pełną skalę Rosja obawiała się, że nie będzie miała wystarczających środków na wymianę i dlatego przetrzymywała zarówno wojskowych, jak i cywilów. Ale za kogo i w jaki sposób powinni oni zostać wymienieni? Nie mamy rosyjskich cywilów w niewoli. Bierzemy tylko wojskowych. Nie mamy mechanizmu ich zwrotu. Dopiero teraz zaczynają pracować nad uporządkowaniem informacji i stworzeniem przynajmniej kilku list.

Często jestem pytana, co mogą zrobić ludzie, których krewni są w niewoli. Radziłbym im natychmiast skontaktować się z organami ścigania. Przekażcie dowody, uzyskajcie status ofiary. Wtedy łatwiej będzie udowodnić fakt niewoli.

W końcu rejestr ofiar zostanie wkrótce utworzony, a zatem w przyszłości nie będzie potrzeby udowadniania faktu niewoli twojej ukochanej osoby

I oczywiście nie powinniśmy milczeć. Musimy jednak działać konstruktywnie, bez obelg i histerii. Ponieważ czasami może to być nawet szkodliwe.  Nie powinniśmy też dzielić tych, którzy zostali zatrzymani wcześniej i tych, którzy zostali zatrzymani później. Mierzenie czasu jest błędem. Musimy sprowadzić wszystkich do domu.

20
min
Natalia Żukowska
Uwolnienie z niewoli
Niewola
Wojna w Ukrainie
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Szpital już nie woła o pomoc, bo wołanie zagłusza huk wystrzałów

Marcin Banasiak jest wolontariuszem polskiej fundacji Be a Hero. O charkowskim Instytucie Chirurgii Ogólnej i Naglącej wie z pierwszej ręki. Mieszka w tym mieście od prawie roku. Filmuje rosyjskie zbrodnie jako operator i reżyser, zbiera też informacje o potrzebach wojskowych i cywilów, by dostarczyć to, co niezbędne.

— Tym razem chcemy pomóc szpitalowi, który działał i działa nieprzerwanie. Miałem okazję porozmawiać z Ołeksijem Tkaczukiem, głównym anestezjologiem Instytutu. To nie tylko lekarz w białym kitlu, ale prawdziwy bohater. Człowiek, który znalazłszy się w bardzo trudnej sytuacji, poradził sobie zadziwiająco dobrze — mówi Marchin.

Marcin Banasiak dokumentuje dowody rosyjskich zbrodni wojennych w Ukrainie. Fot: Piotr Sobik

Wszyscy wrócili

Ołeksij Tkaczuk wspomina, że już przed wojną obciążenie pracą w placówce medycznej było znaczne. Zespoły chirurgiczne były w pełni obsadzone, a leków i sprzętu było pod dostatkiem. A potem nadszedł 24 lutego 2022 roku.

— Przyjechaliśmy do Instytutu rano — i zostaliśmy w nim na trzy miesiące. Niestety nie wszyscy członkowie naszego zespołu byli w stanie dotrzeć tego dnia do pracy. W chwili wybuchu wielkiej wojny niektórzy znaleźli się pod okupacją i musieli znaleźć sposób na wyjazd. Odbyli trudną podróż przez Rosję, Białoruś, kraje bałtyckie czy Polskę. Jednak nie pozostali za granicą. Wrócili do Charkowa, by ratować pacjentów. To bardzo motywujące. Jesteśmy dumni, że mamy takich pracowników — mówi Tkaczuk.

Zespół Oleksiya Tkachuka mieszkał w placówce medycznej przez trzy miesiące po rozpoczęciu wojny. Fot: Marcin Banasiak

Mimo ciągłego ostrzału, szpital pracował przez całą dobę. Trafiali do niego i cywile, i żołnierze.

— Pewnego razu bomba lotnicza uderzyła w pobliską szkołę. Krater miał 15 metrów szerokości. Wyleciały nasze drzwi i okna. W sumie z powodu ostrzału zniszczonych zostało prawie 40% naszych okien. Zakryliśmy je deskami i folią. Był luty-marzec, dość zimno. Teraz pracujemy na poziomie 90% tego, co było przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę — mówi anestezjolog.

By znów w pełni funkcjonować, laboratorium oddziału mikrobiologii potrzebuje pieniędzy. Przede wszystkim trzeba kupić automatyczny analizator mikrobiologiczny. Analizy, które można wykonać za jego pomocą, pozwalają uniknąć zakaźnych powikłań pooperacyjnych. Konieczne jest również odtworzenie całego bloku żywieniowego, który został zniszczony w wyniku ostrzału.

Wolontariusze z fundacji Be a Hero pomagają Ukrainie od pierwszych dni rosyjskiej inwazji. Tylko w ubiegłym roku wysłali 108 konwojów z pomocą

W 2024 roku odbyli już 9 podróży do Ukrainy i przekazali karetkę pogotowia, przyczepę, quada, pojazdy wojskowe i drony. Oprócz pomagania żołnierzom fundacja aktywnie wspiera też cywilów i szpitale.

Teraz Be a Hero chce pomóc szpitalowi w Charkowie.

40% okien w szpitalu zostało wybitych. Zdjęcie: archiwum prywatne

Oni bronią także Polski

– Druga rocznica inwazji jest momentem, w którym musimy jeszcze raz przypomnieć sobie, że ta straszna i krwawa wojna jeszcze się nie skończyła. Przypomnieć, że w Ukrainie są ludzie, którzy zdecydowali się zostać i bronić nie tylko swojej ziemi, ale także bezpieczeństwa Polski. A my musimy pomóc Ukrainie. Kiedy zastanawialiśmy się, który szpital wesprzeć i dlaczego, w 100% polegaliśmy na rekomendacjach naszego wolontariusza Marcina. Dlatego od 22 lutego ruszamy z wielką zbiórką, która potrwa miesiąc. Mamy zadanie do wykonania — mówi Marta Małecka, założycielka fundacji.  

Zespół Fundacji "Be a Hero". Zdjęcie: archiwum prywatne

Celem minimum jest zebranie 100 tysięcy złotych. Wolontariusze wierzą jednak, że będzie to kwota nie mniejsza niż w ubiegłym roku, kiedy zbierali pieniądze na agregaty prądotwórcze i stacje ładowania dla domów dziecka i osób wewnętrznie przesiedlonych. Wówczas udało im się zebrać 350 tysięcy złotych.

— Wojna trwa i niestety będzie trwać jeszcze długo. Zawsze powtarzam, że każdy może zostać bohaterem. Nawet jeśli wpłacisz 5 złotych, to też jest pomoc. Dołączysz do drużyny, a za półtora miesiąca ten szpital otrzyma niezbędny sprzęt. To realne — podkreśla Małecka.

Marta Małecka, polska wolontariuszka: Nie każdy jest bohaterem, ale każdy może nim zostać
‍‍

Ołeksij Tkaczuk już dziękuje wszystkim za pomoc i wsparcie. Jest przekonany, że tylko jednocząc się możemy pokonać tak potężnego wroga jak Rosja.  

— To, co robią Rosjanie, to faszyzm — ocenia. — Giną całe rodziny, z małymi dziećmi. Mogę tylko podziękować Polsce i wszystkim tym, którzy pomagają nam od początku wojny i pozostają optymistami. Nie ma wystarczających słów, by wyrazić, jak bardzo jesteśmy Wam wdzięczni. Razem do zwycięstwa!

20
min
Natalia Żukowska
Rosyjska agresja
Zbrodnie Rosjan
Bezpieczeństwo
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Zdjęcia wojny, która rozpoczęła się dziesięć lat temu

Krym stał się pierwszym celem rosyjskiej agresji przeciwko Ukrainie. 20 lutego 2014 r. na półwyspie po raz pierwszy zauważono  "zielonych ludzików", a także rosyjskich żołnierzy przekraczających ukraińską granicę państwową przez Cieśninę Kerczeńską. Miesiąc później, w marcu, Rosja przeprowadziła na Krymie referendum, które nie zostało uznane przez demokratyczny świat. A w kwietniu 2014 r. rozpoczęła się inwazja na obwody doniecki i ługański. "Sestry" zebrały zdjęcia ilustrujące 10 lat rosyjskich działań wojennych.

fot: Andrew Lubimov / East News

26 lutego 2014 r. Medżlis, czyli organizacja reprezentująca naród krymskotatarski wezwał mieszkańców półwyspu, by przybyli do krymskiego parlamentu na wiec przeciwko separatyzmowi. W tym czasie tysiące Tatarów krymskich zebrało się w pobliżu Rady Najwyższej Autonomicznej Republiki Krymu. W tym samym czasie przybyli sympatycy "ruskiego miru". Obie strony trzymały flagi, różne plakaty i transparenty. Obok niebiesko-żółtych i krymskotatarskich flag powiewały rosyjskie trójkolorowe flagi. Na zdjęciu starcie policjanta z Tatarami krymskimi. Symferopol, 26 lutego 2014 r.

fot: Louisa Gouliamaki/AFP/East News

20 lutego 2014 roku był najkrwawszym dniem Rewolucji Godności — na Majdanie zginęło 47 osób, a 157 zostało rannych. Według Prokuratury Generalnej podczas Rewolucji Godności rannych zostało łącznie 2500 osób, z czego 104 zginęły. Później zabitych protestujących nazwano Niebiańską Setką.

Foto: Darko Vojinovic / East News

Zdjęcie przedstawia ciało zmarłej Tatyany Medvedevej, przykryte kurtką. Autobus, w którym podróżowała kobieta, został ostrzelany przez Rosjan 16 września 2014 r. w Doniecku.

fot: Wolfgang Schwan/Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM/East News

Kobieta nazywa się Olena Kuryło. Zdjęcie jej zakrwawionej twarzy pojawiło się na okładkach światowych mediów. Kobieta została ranna pierwszego dnia inwazji na pełną skalę, kiedy Rosjanie wystrzelili pocisk rakietowy 30 metrów od jej domu w Czuhuwie. Zdjęcie zostało zrobione przez amerykańskiego fotografa dokumentalnego Wolfganga Schwana, który zdobył nagrodę dla Fotografa Prasowego Roku w konkursie The International Photography Awards. Olena Kuryło, która wyjechała za granicę po rozpoczęciu Wielkiej Wojny, wróciła do Ukrainy. Kobieta przeszła kilka operacji oczu. Po leczeniu na prawe oko widzi 30%, a lewe — 80%.

fot: Evgeniy Maloletka/ AP/East News

9 marca 2022 r. rosyjska armia po raz kolejny ostrzelała Mariupol. Rosjanie przeprowadzili nalot na szpitale położniczy i dziecięcy. Tego dnia rannych zostało 17 osób, w tym dzieci, a trzech mieszkańców Mariupola zginęło. Fotoreporter Jewhen Małolietka, autor tego zdjęcia, zdobył nagrodę Georgija Gongadze w 2022 roku, otrzymał główną nagrodę na World Press Photo i został uznany za najlepszego fotografa 2022 roku przez The Guardian. W maju 2023 r. amerykańska agencja prasowa Associated Press zdobyła nagrodę Pulitzera za pracę ukraińskich fotoreporterów Mścisława Czernowa, Jewhena Małolotki i Wasylisy Stepanenko w Mariupolu.

Fot: Daniel Berehulak/The New York Times/East News

Zdjęcie przedstawia ukraińskiego żołnierza i jego psa w Irpiniu, 29 marca 2022 roku. Dzień wcześniej, 28 marca, ukraińscy obrońcy wyzwolili Irpień w obwodzie kijowskim. Rosyjscy najeźdźcy przebywali w mieście przez 23 dni. W wyniku zaciętych walk zniszczeniu uległo 70% infrastruktury społecznej i mieszkalnej miasta.

fot Vadim Ghirda/AP/East News

2 kwietnia 2022 r. Ministerstwo Obrony Ukrainy ogłosiło wyzwolenie całego obwodu kijowskiego od wojsk rosyjskich. Po wycofaniu się okupantów pojawiły się liczne doniesienia o masowych ofiarach wśród ludności cywilnej, zwłaszcza w Buczy. Na tym zdjęciu mężczyzna i jego dziecko jadą rowerem przez miasto, podczas gdy ciało martwego mieszkańca Buczy leży na poboczu drogi.

Fot: Richard Wright/NurPhoto/AFP/East News

We Lwowie wzniesiono ścianę upamiętniającą tych, którzy zginęli w wyniku inwazji na pełną skalę. Od początku wielkiej wojny zginęło 10 233 cywilów, a 19 289 zostało rannych. Zostało to ogłoszone 10 stycznia przez podsekretarz generalną Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ) Rosemary DiCarlo.‍

Фото: Evgeniy Maloletka/ AP/ East News

Funkcjonariusze organów ścigania znaleźli 10 izb tortur na wyzwolonych terytoriach obwodu charkowskiego, sześć z nich w mieście Izium. Zdjęcie przedstawia dwa materace leżące na podłodze, w posterunku policji, gdzie Rosjanie przetrzymywali mieszkańców. Urządzili tam więzienie i salę tortur. Funkcjonariusze organów ścigania znaleźli magazyny z listą zatrzymanych przez Rosjan, a także narzędzia tortur. Po zajęciu Iziumu w lesie znaleziono masowe groby. Znaleziono tam ponad 450 ciał. Wśród zabitych było wiele kobiet i dzieci.

fot: Evgeniy Maloletka/ AP/ East News

Veronika Tkachenko, lat 7, trzyma fragment rakiety Grad, która uderzyła w dom jej rodziny w Iziumie, w obwodzie charkowskim, 22 września 2022 roku.

Fot: Libkos/AP/ East News

Widok z lotu ptaka na zniszczony Bachmut. Przed inwazją na pełną skalę Bachmut był małym, malowniczym miastem z pięknymi ulicami i zabytkową architekturą. Mieszkało w nim ponad 70 tys. osób.

Fot: Efrem Lukatsky/AP/East News

2 stycznia 2024 r. Rosja przeprowadziła zmasowany atak na Ukrainę, wystrzeliwując 99 pocisków rakietowych różnych typów i 35 bezzałogowych statków powietrznych Shahed na ukraińskie miasta. Tego dnia 49 osób zostało rannych w Kijowie, a trzy kolejne zginęły w wyniku ataku rakietowego. Uszkodzona została infrastruktura cywilna w dzielnicach Obolon, Pechersk, Podil, Solomianskyi, Sviatoshynskyi i Desnianskyi, ukraińskiej stolicy.

Tekst Natalia Ryaba, zdjęcia Beata Łyżwa-Sokół

Zdjęcie główne: Evgeniy Maloletka/AP/East News

20
min
Beata Łyżwa-Sokół
Rosyjska agresja
Rosyjski atak na Ukrainę
Przyszłość
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Tetiana Hrubeniuk: "Dla mnie ludzie, którzy świadomie poszli na wojnę, są nadludźmi (albo superludźmi). Oni bardzo motywują i inspirują"

Od 2014 roku Tetiana Hrubeniuk pomaga ukraińskiej armii, rodzinom wojskowym, weteranom i ofiarom wojny. Od pierwszego dnia rosyjskiej inwazji wraz z innymi wolontariuszami zbiera i wysyła na linię frontu wszystko, czego potrzebują, od ubrań po drony. Jako dyrektorka fundacji charytatywnej Revived Soldiers Ukraine robi wszystko, by jak najwięcej okaleczonych ukraińskich żołnierzy dostało wysokiej jakości bezpłatne protezy z USA lub trafiło do centrum rehabilitacji NextStep Ukraine. Tetiana została nominowana do pierwszej nagrody Portrety Siostrzeństwa, ustanowionej przez redakcję międzynarodowego magazynu Sestry. Poprzez tę nagrodę chcemy wyróżnić kobiety, które najbardziej wspierają Ukrainę w walce z rosyjską agresją.  

Oksana Szczyrba: Czym zajmuje się fundacja Revived Soldiers Ukraine?

Tetiana Hrubeniuk: Głównie pomocą żołnierzom z ciężkimi obrażeniami i po amputacjach. Szefowa fundacji Iryna Waszczuk zaczęła zabierać żołnierzy do Ameryki na rehabilitację i dopasowanie protez. Jednak z biegiem czasu potrzeby rosły, a takie wyjazdy są bardzo kosztowne. Dlatego w 2018 roku otworzyliśmy centrum rehabilitacji medycznej w Irpieniu dla ciężko rannych żołnierzy. Wybraliśmy sprzęt w Stanach Zjednoczonych, przywieźliśmy go do Ukrainy i rozpoczęliśmy pracę. W naszym centrum rehabilitujemy chłopaków i dziewczyny całkowicie bezpłatnie. Zapewniamy im pełen zakres usług: zakwaterowanie, wyżywienie i odzież. Od naszych obrońców wymagamy jedynie chęci rehabilitacji. Całkowicie odeszliśmy od biurokracji, wystarczy nam zaświadczenie lekarskie, że dana osoba została ranna, broniąc ojczyzny, i książeczka wojskowa.

Nie jesteśmy tylko ośrodkiem rehabilitacyjnym. Jesteśmy otwartą przestrzenią dla naszych obrońców

Jednak nadal zawozimy do Stanów Zjednoczonych chłopaków po bardzo ciężkich amputacjach. Państwowy program protetyki w Ukrainie działa, są jednak szczególnie ciężkie przypadki, z którymi nie spotykałam się do 2022 roku. Dlatego każdy z nich rozpatrujemy osobno, konsultując się najpierw z ukraińskimi lekarzami.

‍OSz: Ilu żołnierzy przeszło już rehabilitację w ośrodku?

TH: W 2023 r. pełną rehabilitację przeszło 151 żołnierzy.

Ukraińscy żołnierze, którzy przeszli rehabilitację w Stanach Zjednoczonych. Zdjęcie: Facebook / Revived Soldiers Ukraine

OSz: To tylko chłopcy, czy są też dziewczyny?

TH: Głównie chłopcy, choć mieliśmy też dziewczyny. Jednak 99% to mężczyźni o różnym statusie i w różnym wieku.

OSz: Czy planujecie rozszerzyć swoją działalność?

TH: Pod koniec roku pilotażowo uruchomiliśmy ośrodek we Lwowie. Kupiliśmy dla niego najnowszy sprzęt, rehabilitację przechodzi już 10 żołnierzy. Jednak wciąż jest kilka drobiazgów, które muszą zostać sfinalizowane. Oficjalne otwarcie planujemy nieco później.

OSz: Jest Pani wolontariuszką od 2014 roku, kiedy Rosja rozpoczęła wojnę z Ukrainą. Czy była Pani przygotowana na rosyjski atak na pełną skalę?

TH: Pod koniec 2021 roku odwiedziła mnie mama.
W styczniu 2022 r. spakowałyśmy plecak ewakuacyjny i zabrałam ją na kurs pierwszej pomocy. Ciągle mnie pytała: "Naprawdę jest aż tak źle?". Nie mieliśmy wątpliwości, że coś się wydarzy. Powiedziałam jej: "Nieważne na jaką skalę będzie ta wojna. Powinnaś umieć pomóc komuś innemu i sobie".  

Od stycznia miałyśmy na korytarzu walizkę, w której były tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Zabrałam swoje odeznaczenia, dokumenty i apteczkę pierwszej pomocy. Kiedy zaczęła się wojna na pełną skalę, bardzo chciałam wysłać mamę do domu, do zachodniej Ukrainy, ale odmówiła. Mój 21-letni brat był już wtedy na wojnie, a kiedy zaczęła się inwazja na pełną skalę, wiedziałyśmy już, że w okolicy, w której walczył, nastąpił przełom i oni wycofują się do Mariupola. Mama powiedziała: "Będę z wami i pomogę wam, jak tylko będę mogła. Będę miała przynajmniej jakieś informacje o tym, co się tam dzieje". Przeprowadziłyśmy się z lewego brzegu Dniepru na prawy. Wraz z trzema innymi rodzinami zamieszkałyśmy w domu, w którym wcześniej mieszkała pani konsul z ambasady kanadyjskiej - wyjechała z Ukrainy wraz z rodziną. Za dnia przynosiliśmy całą pomoc do tego naszego domu, a w nocy wszystko pakowaliśmy i wysyłaliśmy do brygad na froncie. Osiem lat wolontariatu pozwoliło nam zdobyć wszystkie potrzebne kontakty.
 

Dobrze wiedzieliśmy, gdzie możemy uzyskać pomoc. Fakt, że jestem bikerką bardzo mi pomógł - my, bikerzy, mamy wiele zamkniętych grup. Pierwsi zareagowali bikerzy z Kuwejtu. Prezes tamtejszego klubu napisał do mnie: "Wyjeżdżajcie, jesteśmy gotowi wspierać was w każdym kraju, do którego możecie się udać". Odpisałam, że nie mogę wyjechać, bo muszę pomóc naszym obrońcom. Później skontaktowali się ze mną bikerzy z Polski i Ameryki.  

Ludzie, którzy mogli wyjechać, wspierali wszystkie zbiórki. Na przykład zrzutkę na pickupa wartego piętnaście tysięcy dolarów udało się zamknąć w cztery godziny. Pewien mężczyzna zadeklarował, że przywiezie sto pięćdziesiąt kompletów izraelskich hełmów i kamizelek kuloodpornych - choć nie wiedział, kim jestem. Spotkaliśmy się dopiero wtedy, gdy przyjechała ciężarówka z zestawami wartymi dziesiątki tysięcy dolarów. To było niesamowite, że zupełnie obcy ludzie pomagali naszym chłopcom i dziewczętom. Później ten mężczyzna przysłał również bardzo drogie noktowizory. Jedno takie urządzenie kosztowało 3,5-4 tysiące dolarów.<br>

Z zagranicy nadeszło dużo pomocy. Myślę, że świat nigdy wcześniej nie widział czegoś podobnego.

Zagraniczny dziennikarz powiedział mi w zeszłym roku: "Czy zdajecie sobie w ogóle sprawę z tego, że jesteście wyjątkowi? Nigdy nie było na świecie czegoś takiego"
Tetiana Hrubeniuk: Naprawdę chciałabym, aby każdy świadomy Ukrainiec zadał sobie pytanie: "Co mogę zrobić?" - i zaczął działać. Zdjęcie: Facebook / Revived Soldiers Ukraine

OSz: Jest Pani wolontariuszką od wielu lat. Co to oznacza dla Pani osobiście?

TH: To nie jest ani praca, ani hobby. To normalne pragnienie każdego świadomego Ukraińca, by zrobić wszystko, aby wywalczyć naszą niepodległość. Doskonale zdajemy sobie sprawę, że ta wojna nie zaczęła się w 2014 roku. Oni próbują nas zniszczyć od wieków. A mimo wszystko żyjemy, stajemy na nogi, wszystko się odradza. Jest mi bardzo przykro, że wciąż są ludzie obojętni na wszystko. Tacy, którzy mówią, że jeśli nie padło na moje miasto, to jest w porządku.

Kiedy po raz pierwszy wchodzisz do szpitala wojskowego lub trafiasz na front, wszystko się w tobie zmienia. Dobrze pamiętam pierwszy raz, kiedy trafiłam do szpitala. Razem z moimi bikerami postanowiliśmy zorganizować piknik. Zwróciliśmy się do dyrekcji szpitala o pozwolenie. Kiedy zaczęli przywozić chłopaków na wózkach inwalidzkich z obrażeniami, zrobiło mi się nieswojo. Chłopaki mieli po 19-20 lat. Wstydziłam się tak bardzo, że przez cały piknik stałam przy stole, krojąc ogórki, pomidory i chleb. Wstydziłam się spojrzeć im w oczy. Po pikniku siedziałam w domu mojej przyjaciółki i płakałam, bo to było straszne. Od tego momentu wszystko się zmieniło. Wielu moich znajomych przestało mnie wtedy obserwować. "Po co ci wolontariat?" - pytali.<br>

Zaniosłam pomoc do szpitala. Jednak tam nie weszłam - przekazałam ją dziewczynom. Aż pewnego dnia wojownik, który był na pikniku, rozpoznał mnie i zapytał, dlaczego nie poszłam na oddział, żeby zobaczyć się z chłopakami.

OSz: Dlaczego nie poszła Pani na oddział?

TH: Nie wiedziałam, o czym rozmawiać z chłopakami... Ale po tej rozmowie poszłam do nich. To była traumatologia, pierwsze piętro, piąty oddział. Kiedy weszłam, jedli obiad. Po cichu wstałam i zaczęłam zmywać naczynia na oddziale. Potem poprosili mnie o zrobienie kanapek i herbaty, a później zaczęliśmy rozmawiać.

OSz: O czym chłopaki rozmawiają?

TH: Niektórzy w ogóle nie chcą rozmawiać, inni ciągle opowiadają o swoich wspaniałych rodzinach. Jeden np. mówi, że ma nieobsadzone dwa hektary ogrodu, a on leży tutaj, bo odcięli mu nogę. Z czasem, gdy przychodzisz regularnie, chłopaki otwierają się i traktują cię jak jednego ze swoich. Czasami opowiadają przerażające rzeczy: o własnych doświadczeniach, męczarniach czy torturach podczas niewoli. Jeden z żołnierzy powiedział: "Nie mogę opowiedzieć o tym mojej żonie i synom, bo nie chcę ich traumatyzować. Ty nie wydajesz się mi kolegą z wojska, ale jesteś mi bliską osobą, mimo że nie łączą nas więzy krwi". Wydaje mi się, że bojownicy najbardziej otwierają się na siebie nawzajem i na wolontariuszy, ponieważ my, wolontariusze, jesteśmy według nich wyjątkowi.

Żołnierz przechodzący rehabilitację w Stanach Zjednoczonych. Zdjęcie: Facebook / Revived Soldiers Ukraine

Wiele osób, które nie zauważają tej wojny, zachowuje się tak, jakby było u nas wszystko dobrze. Jedna kobieta powiedziała mi kiedyś: "Jak długo można zbierać pieniądze na drony?". Odpowiedziałam: "Potrzebujemy ich, ponieważ to są materiały eksploatacyjne". Potrzebujemy setek dronów, zwłaszcza w czasach wojny. Kiedy ludzie zaczynają narzekać, że nie mają nic do przekazania, wierzę w to. Nie mówię, że nie powinieneś świętować. Ale nie zapomnij pomóc tym, którzy chronią nasze niebo.

Kiedyś podczas wywiadu zapytano mnie o to, jak przygotować naszych chłopaków do powrotu do społeczeństwa po wojnie. Najpierw musimy przygotować cywilów do rozmowy z wojskowymi, gdy wrócą. Ogólnie jestem zaskoczona zachowaniem niektórych Ukraińców.

Jestem bardzo emocjonalną osobą, zawsze stoję po stronie sprawiedliwości. Cywile nadal żyją tak, jakby wszystko było normalnie. Ale po zwycięstwie wojsko wróci i nastąpi fala przemocy

Mamy wiele osób niepełnosprawnych. Wszędzie, gdzie jeżdżę po Kijowie, widzę, że wszystkie miejsca dla osób niepełnosprawnych są zajęte. Kiedy zgłaszam uwagi, ludzie często są wobec mnie nieuprzejmi. "Co, miejsca ci brakuje?" - mówią.

OSz: Co możemy zrobić dzisiaj, aby zmienić świadomość ludzi?

TH: Mój brat był w niewoli czternaście miesięcy. Kiedy wrócił, nastąpiła fala euforii, a potem wszystko zaczęło go denerwować. Czasami dzwonił i prosił o podwiezienie samochodem, bo nie mógł korzystać z transportu publicznego, nie mógł patrzeć na ludzi. Pewnego dnia on i jego dziewczyna spacerowali z psem i podeszło do nich kilku pijanych mężczyzn. Zaczęli dosiadać tego psa, to duży owczarek. Mój brat spokojnie poprosił ich, by nie dotykali zwierzęcia, na co oni agresywnie odpowiedzieli:  "Hej, ty, ważniaku, dlaczego siedzisz tutaj, a nie w Bachmucie?". Potem brat powiedział mi: "Zacisnąłem pięści tak mocno, że gdybym miał paznokcie, przebiłbym sobie skórę". Rozumie, że musi nauczyć się nad tym panować, ponieważ jest wielu takich ludzi. Ale ludność cywilna powinna być przygotowana na to, że chłopakom trudno będzie się kontrolować. Bo na wojnie wszystko jest jasne: tu są twoi, a tam obcy. A kiedy żołnierze wracają do cywilnego życia, są zszokowani tym, co się dzieje. Naprawdę chcę, aby każdy świadomy Ukrainiec zadał sobie pytanie: "Co mogę zrobić?" - i zaczął działać.

Pewnego dnia spotkałam żołnierza. Podeszłam do niego i powiedziałam, że chciałabym pomóc - może jego oddział zbiera na coś? Odpowiedział, nie podnosząc wzroku: "Niczego od was nie potrzebuję". Zaczęłam wyjaśniać, że jestem wolontariuszką pomagającą wojsku. Powiedział: "W takim razie wiecie, gdzie to wysłać. Niczego od was, cywilów, nie potrzebujemy". Poczułam się bardzo urażona. Ale rozumiem, dlaczego tak powiedział.

Wyobrażam sobie, jak bardzo ich to boli, kiedy wracają z frontu i spotykają się z niesprawiedliwością. Kiedy widzą bogacących się urzędników, kiedy patrzą, jak cywile głośno świętują. Rozumiem to wszystko...

OSz: Jak bardzo zmęczeni są wolontariusze i ludzie, którzy przekazują datki?

TH: Wielu ludzi jest zmęczonych, wielu straciło wszystko. Z drugiej strony, po masowym ostrzale widzę, jak ludzie znów się jednoczą. Szkoda jednak, że musi wydarzyć się wielka katastrofa, aby ludzie znów zaczęli trzymać się razem. Bo tak powinno być cały czas. W mojej bańce wolontariatu wszystkie dziewczyny i chłopcy nadal pracują i jednoczą się. Jedynym problemem jest to, że trudniej zbierać fundusze.

OSz: Jest Pani często nazywana Rudą lub siostrą. Dlaczego?  

TH: W wojsku każdy ma swój pseudonim. Pamiętam sierpień 2014 roku, kiedy przyjechałam do szpitala. Moje włosy miały wtedy kolor jasno-rudy. Na początku ludzie zaczęli nazywać mnie Ryża, a potem Ruda. Mam listy z podziękowaniami i zaświadczenia o zasługach, gdzie wpisywali Tetiana Rudenka, bo myśleli, że to moje nazwisko.  

Od 2014 roku Tetiana Hrubeniuk - "Rudenka". Zdjęcie: archiwum prywatne

OSz: Skąd wzięła się Pani miłość do motocykli?

TH: Wychowywałam się bez ojca i spędzałam dużo czasu z dziadkiem, który miał motocykl. W Kijowie jeździłam na wyścigi na tor motocyklowy Czajka. Spotkałam facetów, którzy na motocyklach robili różne sztuczki. Byłam zafascynowana. Przyjaciele mówili do mnie: "Boże, nie bądź głupia. Kup sobie samochód, a nie motocykl". Kupiłam motocykl, ale w zeszłym roku go sprzedałam. Był bardzo głośny, wstydziłam się nim jeździć. Zdaję sobie sprawę, że wokół mnie może być wielu ludzi z terenów okupowanych, którzy byli pod ciągłym ostrzałem, siedzieli w piwnicach. Oni są bardzo wrażliwi na głośne dźwięki.

‍OSz: Co dla Pani oznacza zwycięstwo?

TH: Chciałbym, aby każdy, kogo znam, wrócił po zwycięstwie do domu. Niestety w mojej książce telefonicznej jest wiele numerów, które już nigdy nie zadzwonią. Ale nigdy ich nie skasuję. Dla mnie będą to łzy i ból, bo zbyt wielu moich bliskich zginęło, a wielu z nich nie zostało nawet pochowanych. Chciałabym, aby wszyscy, którzy polegli, zostali odnalezieni, a ich szczątki pochowane z honorami. Po zwycięstwie nie będę miała ochoty na huczną imprezę. Ale wiem, gdzie pójdę na cmentarz w Kijowie i komu przyniosę kwiaty.

OSz: Skąd Pani czerpie siłę i motywację?

TH: To jest moja praca, codziennie komunikuję się z chłopakami. Mam wspaniały zespół. Wspieramy się jak rodzina i dokładnie wiemy, co robimy i dla kogo to robimy. Gdy widzisz efekty swojej pracy, inspiruje cię to do tego, by pracować jeszcze ciężej i iść naprzód. Nasi obrońcy są bardzo wyjątkowi.

Dla mnie ludzie, którzy świadomie poszli na wojnę, są nadludźmi. Oni bardzo motywują i inspirują

‍

20
min
Oksana Szczyrba
Rosyjska agresja
Wolontariat
Pomoc
false
false
Exclusive
Video
Foto
Podcast

Ukraina ma nowego głównodowodzącego sił zbrojnych. Prezydent odwołuje Walerija Załużnego

Walerij Załużny ma niekwestionowany autorytet w kręgach wojskowych, jest też szanowany przez Ukraińców i przedstawicieli innych krajów. Amerykańskie Politico nazwało go "żelaznym generałem" i określiło jako legendarną postać w historii Ukrainy. Po mianowaniu na stanowisko głównodowodzącego Załużny oświadczył, że jego celem jest przekształcenie sił zbrojnych zgodnie ze standardami NATO. Udało mu się osiągnąć pewną decentralizację wojska: dowódcy w terenie mogą podejmować decyzje w oparciu o sytuację bojową, nie czekając na rozkazy z góry. To wzmocniło obronność Ukrainy.

Podczas swojej kadencji na stanowisku głównodowodzącego był odpowiedzialny za plan odparcia rosyjskiej inwazji na pełną skalę i bezpośrednio dowodził siłami zbrojnymi w najtrudniejszych momentach. To pod jego dowództwem żołnierze obronili Kijów, Czernihów, Sumy i wiele innych miast, które zostały zaatakowane przez Rosjan. Decyzje Załużnego pomogły wyprzeć wroga z północnej Ukrainy, rozpocząć kontrofensywę w Charkowie i odbić Chersoń. Dowodził ukraińską armią od pierwszych dni największej wojny w Europie od czasów II wojny światowej - do 8 lutego 2024 roku.

Walerij Załużny i Ołeksandr Syrski podczas bitwy o Kijów, 16 marca 2022 r. Zdjęcie: Wikipedia

Walerij Załużny nie mieszał się do polityki i wielokrotnie podkreślał, że interesuje go tylko służba wojskowa. Nie uchroniło go to jednak przed politycznymi intrygami - nawet podczas wojny. Dziś media społecznościowe pełne są smutnych wpisów Ukraińców i obcokrajowców, ludzi dziękujących głównodowodzącemu i żałujących jego dymisji. Cytują słowa Załużnego, które stały się popularne: "Bez względu na to, jak będzie ciężko, na pewno nie będziemy się wstydzić".

Ołeksandr Syrski został nowym głównodowodzącym ukraińskich sił zbrojnych. Podczas wojny na pełną skalę stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy ukraińskiego dowództwa wojskowego. Urodził się we wsi Nowiki w obwodzie włodzimierskim w Rosji i w 1986 roku ukończył Wyższą Szkołę Dowodzenia Bronią Połączoną w Moskwie, co "Der Spiegel" określił jako "jedną z gorzkich ironii obecnej wojny".

Po ogłoszeniu przez Ukrainę niepodległości Syrski wstąpił do Gwardii Narodowej, a następnie do Sił Zbrojnych Ukrainy. Od 2014 r. brał aktywny udział w walce z okupantami w Donbasie i kierował sztabem sił ATO. Dowodził obroną Debalcewa w 2015 roku. Stał na czele Wojsk Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy. Został odznaczony Orderem Bohdana Chmielnickiego II klasy. Brał udział w bezpośredniej obronie Kijowa i 5 kwietnia 2022 r. otrzymał tytuł Bohatera Ukrainy. Dowodził Operacyjno-Strategiczną Grupą Wojsk "Chortyca", odpowiedzialną za wschodni odcinek linii bojowej. Był jednym z dowódców kontrofensywy Sił Zbrojnych w obwodzie charkowskim. Jesienią 2022 r. i wiosną 2023 r. dowodził obroną Sołedaru i Bachmutu. "The Economist" twierdzi, że Ołeksandr Syrski "ma reputację gotowego do walki z wrogiem nawet kosztem ciężkich strat ludzkich i w sprzęcie".

Ołeksandr Syrski. Fot: AFP/East News

Stany Zjednoczone już zareagowały na dymisję Załużnego, zapewniając, że będą kontynuować współpracę z Ukrainą pomimo wszelkich zmian w kierownictwie wojskowym kraju.

"Prezydent Zełenski jest głównodowodzącym sił zbrojnych, to on decyduje o tym, jak będzie wyglądało dowodzenie armią. To jest cywilna kontrola. Wiemy o tym. I będziemy współpracować z każdym, kto stoi na czele sił zbrojnych" - powiedział John Kirby, koordynator ds. komunikacji strategicznej w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego USA.

Генеральний секретар НАТО Єнс Столтенберг на спільній пресконференції з радником президента США з нацбезпеки Джейкобом Салліваном також запевнив, що відставка Залужного не вплине на відносини між парнерами. «Ми продовжимо підтримку — ось що має значення — і ми продовжимо це робити», — сказав Столтенберг. Втім, це офіційна позиція, а що західні партнери України думають насправді, покаже час.

‍

20
min
Sestry
Rezygnacja Zaluzhny
Wojna w Ukrainie
false
false
Poprzednie
1
Następne
7 / 11
Diana Balynska
Anastasija Bereza
Julia Boguslavska
Oksana Zabużko
Timothy Snyder
Sofia Czeliak
New Eastern Europe
Darka Gorowa
Ілонна Немцева
Олександр Гресь
Tereza Sajczuk
Iryna Desiatnikowa
Wachtang Kebuładze
Iwona Reichardt
Melania Krych
Tetiana Stakhiwska
Emma Poper
Aldona Hartwińska
Artem Czech
Hanna Hnatenko-Szabaldina
Maria Bruni
Natalia Buszkowska
Tim Mak
Lilia Kuzniecowa
Jędrzej Dudkiewicz
Jaryna Matwijiw
Wiktor Szlinczak
Dwutygodnik
Aleksandra Szyłło
Chrystyna Parubij
Natalia Karapata
Jędrzej Pawlicki
Roland Freudenstein
Project Syndicate
Marcin Terlik
Polska Agencja Prasowa
Zaborona
Sławomir Sierakowski
Oleg Katkow
Lesia Litwinowa
Iwan Kyryczewski
Irena Tymotiewycz
Odile Renaud-Basso
Kristalina Georgiewa
Nadia Calvino
Kaja Puto
Anna J. Dudek
Ołeksandr Hołubow
Jarosław Pidhora-Gwiazdowski
Hanna Malar
Paweł Bobolowicz
Nina Kuriata
Anna Ciomyk
Irena Grudzińska-Gross
Maria Cipciura
Tetiana Pastuszenko
Marina Daniluk-Jarmolajewa
Karolina Baca-Pogorzelska
Oksana Gonczaruk
Larysa Poprocka
Julia Szipunowa
Robert Siewiorek
Anastasija Nowicka
Śniżana Czerniuk
Maryna Stepanenko
Oleksandra Novosel
Tatusia Bo
Anastasija Żuk
Olena Bondarenko
Julia Malejewa
Tetiana Wygowska
Iryna Skosar
Larysa Krupina
Irena De Lusto
Anastazja Bobkowa
Paweł Klimkin
Iryna Kasjanowa
Anastazja Kanarska
Jewhen Magda
Kateryna Tryfonenko
Wira Biczuja
Joanna Mosiej
Natalia Delieva
Daria Górska
Iryna Rybińska
Anna Lisko
Anna Stachowiak
Maria Burmaka
Jerzy Wojcik
Oksana Bieliakowa
Ivanna Klympush-Tsintsadze
Anna Łodygina
Sofia Vorobei
Kateryna Kopanieva
Jewheniia Semeniuk
Maria Syrczyna
Mykoła Kniażycki
Oksana Litwinenko
Aleksandra Klich
Bianka Zalewska

Wesprzyj Sestry

Zmiana nie zaczyna się kiedyś. Zaczyna się teraz – od Ciebie. Wspierając Sestry,
jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Wpłać dotację
  • YouTube icon
Napisz do redakcji

[email protected]

Dołącz do newslettera

Otrzymuj najważniejsze informacje, czytaj inspirujące historie i bądź zawsze na bieżąco!

Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.
Ⓒ Media Liberation Fund 2022
Strona wykonana przez
Polityka prywatności• Polityka plików cookie • Preferencje dotyczące plików cookie