Exclusive
20
min

Rebecca Harms: "Nie widzę innej drogi do bezpieczeństwa poza jedną: Ukraina w NATO"

- Musimy całkowicie pokonać Rosję. Nie będzie pokojowej przyszłości na kontynencie, jeśli rosyjskie imperium zostanie wskrzeszone, nawet z innym przywódcą - mówi niemiecka polityczka, była posłanka do Parlamentu Europejskiego

Maria Górska

Rebecca Harms, niemiecka polityczka, była posłanka do Parlamentu Europejskiego. Fot: Michael Matthey/DPA/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Kim są prawdziwi przyjaciele Ukrainy? Czy UE jest zainteresowana szybką integracją Ukrainy, Mołdawii i Gruzji? Jaką odpowiedzialność poniosą rosyjscy przywódcy i elity za zbrodnie wojenne? Rozmawiamy z Rebeccą Harms, niemiecką polityczką (Sojusz 90/Zieloni), posłanką do Parlamentu Europejskiego (2004—2019) i wiceprzewodniczącą Rady Nadzorczej Europejskiego Centrum Wolności Prasy i Mediów.

Rebecca Harms w Awdijiwce, 20.02.2017. Zdjęcie: archiwum prywatne

Maria Górska: Światowe media mówią, że Europa jest zmęczona wojną i Ukrainą. Pani stale odwiedza nasz kraj, widzi na własne oczy, jak wygląda życie po ataku Rosji. Pani też jest zmęczona pomaganiem?

Rebecca Harms: Chyba Pani żartuje! Niedawno spotkałam się ze studentami jednej z winnickich uczelni rolniczych, którzy podarowali mi arbuza. Byli z siebie bardzo dumni, ponieważ wyhodowali go jako pierwsi w Winnicy. Po zajęciu części obwodu chersońskiego, po wysadzeniu przez Rosjan Elektrowni Wodnej w Kachowce, na południu nie można już było uprawiać arbuzów.  Ale ktoś musi to zrobić. I zrobili to - w regionie, w którym arbuzy w ogóle nie rosną. To fantastyczne! O jakim zmęczeniu możemy mówić? Ukraińcy to niesamowity naród: przez dwa lata stawiali opór znacznie silniejszemu agresorowi i udało im się przekonać Zachód do dostarczenia ukraińskiej armii broni oraz amunicji. To, jak wygląda życie w ukraińskich miastach, jest imponujące. Pośród syren i alarmów, nocując w schronach, ludzie radzą sobie z życiem — i każdego dnia odbudowują kraj. Będę ich wspierać tak długo, jak tylko będę mogła!

MG: Jak zaczęła się Pani ukraińska historia? Jak to się stało, że nasz kraj, te "skrwawione ziemie", jak Timothy Snyder nazwał Ukrainę, stały się Pani bliskie?

RH: Wszystko zaczęło się w 1988 roku, jeszcze przed odzyskaniem niepodległości przez Ukrainę, w Czarnobylskiej Strefie Wykluczenia. Przyjechałam tam na zaproszenie Klubu Pisarzy Związku Radzieckiego, ale tak naprawdę zaprosili mnie pisarze z Ukrainy. Z wieloma z nich później się zaprzyjaźniłam. Podczas mojej podróży do Czarnobyla spotkaliśmy się z jej likwidatorami, operatorami elektrowni i urzędnikami. To była moja pierwsza wizyta na Ukrainie, a wrażenia z miejsca katastrofy i sytuacji w całym kraju były przerażające. To było moje pierwsze prawdziwe spotkanie ze Związkiem Radzieckim.
Widziałam tysiące młodych żołnierzy, którzy dwa lata po wypadku nadal mieszkali w namiotach w strefie wykluczenia, bez regularnych dostaw wody. Pokryci radioaktywnym pyłem nie mogli się porządnie umyć wieczorem po całym dniu pracy.Podczas tej wizyty zdałam sobie sprawę, jak niewiele znaczy życie ludzkie w Związku Radzieckim. To samo dzieje się dziś w Rosji. Kiedy w lutym 2022 roku, w pierwszą noc inwazji na pełną skalę, zadzwonili do mnie moi przyjaciele z Kijowa i powiedzieli, że Rosjanie próbują zająć elektrownię jądrową w Czarnobylu, byłam głęboko zszokowana. Pomyślałam: "O mój Boże! Tak wielu ludzi oddało życie i zdrowie, aby odbudować ten region i elektrownię atomową, a teraz Rosjanie atakują to terytorium i wrzucają ludzi do radioaktywnego piekła". Moja pierwsza wizyta na Ukrainie w 1988 roku i początek wojny w 2022 roku nagle się połączyły. Tej nocy rosyjskich ataków rakietowych nie mogłam spać — rozmawiałam przez telefon z moimi przyjaciółmi w Kijowie, Charkowie i Mariupolu. I raz po raz docierały do mnie wiadomości o Czarnobylu — to był szok. Świat walił się na moich oczach.

Rebecca Harms w elektrowni jądrowej w Czarnobylu, 26 kwietnia 2016 r. Zdjęcie: archiwum prywatne

MG: Od końca lat 80. Pani działalność zawodowa jako polityczki zawsze była w taki czy inny sposób związana z Ukrainą. Co Pani sądzi o transformacji, jaka zaszła w tym kraju od początku niepodległości do dziś?<br>

RH: Wielu moich znajomych w europejskich stolicach było zszokowanych oporem ukraińskiego społeczeństwa. Wiecie, co im powiedziałam? Że po prostu nie widzieli Majdanu. Podziwiam rozwój ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego od czasu Rewolucji Godności w latach 2013–2014. W ciągu ostatnich dwóch lat rosyjskiej inwazji ogromna liczba osób, które wcześniej nie były aktywnymi obywatelami, włączyła się w obronę i rozwój kraju, nastąpiła dekomunizacja i dekolonizacja. Zbudowano silne więzi między ludźmi, a społeczeństwo stało się bardziej zjednoczone. Te ogromne osiągnięcia nie pójdą na marne. Ale wysiłki Rosji, by zniszczyć naród ukraiński, są zdumiewające. Hołodomor, Czarnobyl, II wojna światowa, ataki na niepodległość Ukrainy w 2014 roku i obecnie. Ukraińcy stawiali opór przez całą historię. Musimy pomóc wam pożegnać się z dziedzictwem imperium moskiewskiego, aby nigdy więcej nie panowało na tych ziemiach.

Rebecca Harms przemawia w Parlamencie Europejskim, 12 grudnia 2013 r. Fot: FREDERICK FLORIN/AFP/East News

MG: Co Pani zrobiła, gdy dotarły do Pani pierwsze informacje o inwazji wojsk rosyjskich na Ukrainę i ich próbach zajęcia Czarnobyla?

RH: Kiedy otrząsnęłam się z pierwszego szoku, przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące, nie robiłam nic innego, jak tylko pomagałam ludziom przetrwać, opuścić ich domy, które były pod ostrzałem. Siedziałam w swoim biurze, na farmie w wiosce, bardzo daleko od Berlina, i właściwie zorganizowałam własne mini-call center. Prawie nie spałam. Moi znajomi w Ukrainie od razu wciągnęli mnie w wir rozwiązywania problemów konkretnych ukraińskich rodzin, które potrzebowały pomocy. Ludzie dzwonili do mnie, opisywali problemy, a ja starałam się je rozwiązać. Wspomniałam o wszystkich swoich kontaktach, ponieważ mam kontakty z instytucjami europejskimi i międzynarodowymi, w tym i w Ukrainie. Okazało się, że jestem w stanie zorganizować ludzi z samochodami i wysłać ich po tych, którzy tego potrzebowali, a następnie zorganizować konwój ewakuacyjny, powiedzieć tym, którzy chcieli, jak się do niego zgłosić i dołączyć, i administrować trasą konwoju aż do spotkania z ochotnikami w Niemczech.

A potem spakowałam swoje rzeczy i pojechałam do Berlina. Zdałam sobie sprawę, że nie jestem wystarczająco skuteczna z mojej wioski, telefony nie rozwiązują wszystkiego, muszę być tam osobiście. Mój mąż mnie rozumiał, ale niektórzy znajomi mówili: "Rebecca zwariowała!".

Pojechałam do Berlina, bo na dworzec centralny przyjeżdżało coraz więcej ludzi, setki dziennie! Dworzec kolejowy był przepełniony. Musieliśmy pomóc przybyszom, zorganizować sieć szybkiego reagowania. Ludzie potrzebowali zakwaterowania, byli zdezorientowani i przestraszeni. Większość z nich przyjechała z dziećmi, niektórzy ze starszymi rodzicami, niektórzy stracili bliskich po drodze. Ci ludzie nie mieli dokąd pójść, nie znali języka i nie rozumieli, co będzie dalej. Pomogliśmy to wszystko rozwiązać. Moi przyjaciele przyjmowali ludzi we własnych mieszkaniach, a sami przenosili się do swoich wiejskich domów. To wszystko zmieniło moje życie.

MG: W imieniu całego mojego narodu dziękuję, bo wykonała Pani naprawdę wspaniałą robotę dla Ukrainy, dla ludzkości i dla naszej cywilizacji. Co robi Pani teraz, kiedy od początku wojny minęły już 2 lata?

RH: Dużo przemawiam na międzynarodowych konferencjach, aby przekazać znaczenie wspierania i odbudowy Ukrainy z różnych platform. Wspieram również inicjatywy sektora publicznego. Kiedy stało się jasne, że potrzebne jest silne lobby ukraińskie (w końcu, kto, jeśli nie Ukraińcy, jest najlepszym adwokatem własnych interesów), stworzyliśmy Sojusz Organizacji Ukraińskich, który dziś jest już bardzo znaczącą organizacją. Jako zastępczyni szefa Europejskiego Centrum Wolności Prasy i Mediów dbam o pomoc ukraińskim dziennikarzom w potrzebie. Zauważyłam, że rynek medialny się załamuje, wielu dziennikarzy pracuje bez wynagrodzenia. Ponieważ to oni są teraz oczami i uszami nie tylko dla Ukraińców, ale także dla nas, zorganizowaliśmy programy stypendialne, które obecnie pokrywają miesięczne wydatki ponad 200 dziennikarzy we wszystkich regionach Ukrainy (mowa o programie "Głosy Ukrainy", który jest finansowany przez rząd niemiecki i zapewnia stypendia dla ukraińskich dziennikarzy, aby pomóc w odbudowie ukraińskiego krajobrazu medialnego po wojnie. — red.). Wspieram też profesjonalną dokumentację dowodów zbrodni wojennych, jestem członkinią zarządu The Reckoning Project — inicjatywy Natalii Humeniuk i innych ukraińskich dziennikarzy.

MG: Robi Pani też teraz bardzo dużo, żeby odbudować Ukrainę. Na czym polegają te inicjatywy?

RH: W 2022 roku dołączyłam do inicjatywy UnitedForUkraine i już staram się inicjować projekty infrastrukturalne i rolnicze wspierające Ukrainę na przykład ukraińskich rolników. Niedawno spotkałam się z pracownikami ukraińskiego sektora rolnego w obwodzie winnickim - mam nadzieję, że z pomocą niemieckich i europejskich partnerów oraz funduszy będziemy w stanie zwiększyć produkcję, usprawnić procesy, i zwiększyć rynek produktów. Dbamy również o zapewnienie możliwości dla osób wewnętrznie przesiedlonych, tworzenie nowych miejsc pracy i rehabilitację weteranów. Należy ich wspierać nie tylko pomocą medyczną i terapią psychologiczną, ale także tworzeniem możliwości rozwoju w inkluzywnym społeczeństwie ukraińskim.

MG: Co było dla Pani najbardziej przerażające w tej wojnie?

RH: Były dwa momenty, które wstrząsnęły mną najbardziej, kiedy wydawało mi się, że nie mam siły kontynuować. Najpierw do rosyjskiej niewoli trafił dziennikarz Maksym Butkewycz. Znam go od czasu Majdanu i Rewolucji Godności. Jest moim dobrym przyjacielem, nadal przebywa w rosyjskim więzieniu. Bardzo trudno jest żyć ze świadomością, że nie możemy go uwolnić. Bardzo się martwię o niego i o wszystkich Ukraińców, którzy są w rosyjskiej niewoli. Drugim takim wyzwaniem była dla mnie śmierć ukraińskiej pisarki Wiktorii Ameliny, która zginęła podczas bombardowania w Kramatorsku. Byłyśmy dobrymi znajomymi, na moje zaproszenie przyjechała do Berlina razem z Jurkiem Prochaśko w 2016 roku. Zawsze uważałam, że jest najważniejszym młodym głosem Ukrainy. Niedawno odwiedziłam ją na cmentarzu. To moja osobista strata. Z powodu tego bólu doskonale rozumiem determinację Ukraińców, by za wszelką cenę bronić swojego kraju.

MG: Dlaczego Pani zdaniem, Rosja popełnia dziś te wszystkie przerażające zbrodnie przeciwko ludzkości w Ukrainie? Przeciwstawili się całemu światu, stracili ludzką twarz, ale nadal walczą. Jaki jest tego powód?

RH: Myślę, że to wynika z pragnienia odbudowy Imperium Rosyjskiego. Związek Radziecki był imperium socjalistycznym, potęgą kolonialną, a oni marzą o utraconej pozycji na arenie światowej. Rosjanie narzekają, że Zachód nie szanował Putina jako przywódcy najwspanialszego narodu i że Zachód nigdy nie będzie w stanie zrozumieć Rosji i Związku Radzieckiego. Należy zrozumieć jedną rzecz: bezkarność Rosji musi się skończyć. Putin już jest poszukiwany przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze za przymusową deportację dzieci z okupowanych terytoriów Ukrainy do Rosji. Skuteczny powinien być także specjalny międzynarodowy trybunał wojskowy przeciwko Federacji Rosyjskiej i jej kierownictwu, przedstawicielom biznesu i elit. Każdy z nich musi zostać ukarany.

MG: A teraz widzimy, jak Rosja atakuje wschód kraju, kontynuując ataki rakietowe na Ukrainę, zacieśniając współpracę z sojusznikami z tzw. "osi zła" i stale zwiększa liczebność swojej armii. Co będzie dalej?

RG:Bez zwiększenia ilości dostarczanego uzbrojenia Ukrainie trudno jest skutecznie kontynuować wojnę. Zachodni eksperci wojskowi krytycznie oceniają sytuację na froncie ukraińsko-rosyjskim, ale niewielu bierze pod uwagę, że ofensywa armii ukraińskiej, która rozpoczęła się latem, odbyła się w warunkach niewyobrażalnych dla UE i NATO. Armie zachodnie w takiej sytuacji ruszyłyby do przodu dopiero po zdobyciu całkowitej kontroli nad niebem. Czekałyby też, aż ich siły znacznie przewyższą siły wroga, i dopiero wtedy ruszyłyby do walki. To zdumiewające, jak Ukraińcy, bez przewagi zachodniego sprzętu wojskowego, próbują odzyskać swoje terytoria. Wierzę, że w końcu Ukraina otrzyma broń, a ich niebo będzie bezpieczne. Mam też nadzieję, że Ukrainie uda się wyzwolić Krym. Jest to kluczowy cel w długoterminowej wojnie i obronie. Jeśli Zachód wyśle wszystko, o czym teraz dyskutujemy, pozwoli to wygrać. A to w interesie bezpieczeństwa Zachodu — zwycięstwo Ukrainy, bezpieczeństwo na Morzu Czarnym i ukraiński Krym. W przeciwnym razie świat zawsze będzie o krok od wojny nuklearnej. To nie jest przyszłość, na którą liczymy. Musimy zobaczyć całkowitą klęskę Rosji.

Nie będzie pokojowej przyszłości na kontynencie, także w jego zachodniej części, jeśli imperium rosyjskie zostanie wskrzeszone, nawet z innym przywódcą. Imperium musi upaść, Rosja musi zostać zdemilitaryzowana. A Federacja Rosyjska musi zostać ukarana za tę straszną wojnę.

MG: 14 i 15 grudnia w Brukseli na szczycie przywódców UE podjęto decyzję o rozpoczęciu negocjacji z Ukrainą. Jak szybko nasz kraj może stać się członkiem wspólnoty europejskiej?

RH: Nie wiem, jak długo to potrwa, ale nie powinno to zająć dużo czasu. W czasie wojny Ukraińcy sumiennie podporządkowują się wymogom Brukseli. Ze strony UE dzieje się coś naprawdę nowego: coraz więcej ludzi rozumie, że przystąpienie do UE nie jest jakimś prezentem dla krajów Europy Wschodniej. Potrzebujemy Ukrainy! Podobnie jak Mołdawię i Gruzję. Razem z nimi musimy budować nasze bezpieczeństwo.

MG: A co Pani sądzi o możliwości udzielenia Ukrainie przez NATO gwarancji bezpieczeństwa?

RH: Nie widzę innych alternatyw dla gwarancji bezpieczeństwa, poza najważniejszą — Ukrainą w NATO. Błędy, które popełniono w lipcu w Wilnie (na szczycie NATO — przyp. aut.) muszą zostać naprawione. To nie Putin i jego banda decydują o losie Ukrainy.

MG: Co będzie największym wyzwaniem dla Ukrainy po wojnie?

RH: Wiele kobiet z dziećmi wyjechało do Francji, Belgii i Polski. Jak je sprowadzić z powrotem? Jestem bardzo zaniepokojona tą sprawą. Każdy, kto wyjechał, powinien chcieć wrócić. Kiedy wojna się skończy i samoloty znów będą latać, powinni stanąć w kolejce do domu - każda para rąk będzie potrzebna. Musicie wszyscy stanąć ramię w ramię. Największym wyzwaniem, poza włączaniem do społeczeństwa weteranów wojennych, jest powrót "mózgów" - zdolnych, wykształconych ludzi, którzy opuścili Ukrainę z powodu wojny.

MG: Jak widzi Pani przyszłą odbudowę Ukrainy?

RH: Mądrą. Jednym z największych wyzwań jest środowisko. Fundamentalne, dobrze ugruntowane procesy odbudowy są potrzebne w przypadku każdej konsekwencji wojny, zwłaszcza w regionach odwodnionych. Potrzebna jest lista, kataster obiektów, które ucierpiały w różnym stopniu i jakie skutki przyniosła wojna. Tak jak to było zrobiono w Niemczech po wojnie. Bo na zatrutych terenach nie da się niczego odbudować. Musimy przygotować się do odbudowy. W interesie Ukraińców jest również wykorzystanie tego momentu na odrobienie strat, wyciągnięcie wniosków z przeszłości.

Macie wybór, które technologie wybrać — energię jądrową lub odnawialną, rozwój rolnictwa lub przemysłu. Macie wybór, musicie z niego skorzystać.

MG: Dziękujemy za ten wywiad i za wsparcie Ukrainy!

RH: A ja gratuluję stworzenia tak wspaniałej platformy medialnej dla ukraińskich kobiet na całym świecie. Jest to ważne, aktualne i ma znaczenie dla przyszłości i dla dobra zwycięstwa – dla Ukraińców na całym świecie, aby pozostali razem, byli zjednoczeni i wiedzieli o sobie nawzajem. Od dawna zastanawiałam się, co można zrobić, aby zapewnić komunikację między Ukraińcami poza granicami kraju a tymi, którzy zostali w domu. Teraz wasz online magazyn właśnie to zrobi — to świetnie!

Rebecca Harms i Maria Górska. Zdjęcie: archiwum prywatne

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

„Putin chce całego Donbasu” — oświadcza Trump w rozmowie z Zełenskim po zakończeniu szczytu w Anchorage. Jednocześnie gospodarz Białego Domu faktycznie ogłosił zmianę kursu dyplomatycznego — nie ma już mowy o zasadzie „najpierw zawieszenie broni, a potem negocjacje”. Zamiast tego Trump poparł koncepcję „porozumienia pokojowego", która pokrywa się ze stanowiskiem Kremla i pozwala Rosji narzucić format: negocjacje w warunkach trwających działań wojennych. Według słów Trumpa, Ukraina powinna zgodzić się na porozumienie pokojowe, ponieważ Rosja jest „bardzo dużym państwem, a Ukraina nie”.

Kto wygrał na szczycie na Alasce, jakie są możliwe dalsze scenariusze i zagrożenia rozwoju wydarzeń oraz jak Europa może obronić swoje interesy w świecie dyplomacji Trumpa i Putina — zebraliśmy opinie ekspertów.

Benefis Kremla

Spotkanie w Anchorage wygląda jak zwycięstwo Putina — ocenia ukraiński dyplomata, były ambasador Ukrainy w USA (2005–2010) i we Francji (2014–2020) Ołeh Szamszur. Jego zdaniem, rosyjski przywódca osiągnął na szczycie wiele: udało mu się sprzedać swoją nową „wygraną” rosyjskiej opinii publicznej i międzynarodowej scenie — zarówno przyjaciołom, jak i wrogom. Przede wszystkim wyszedł z dyplomatycznej izolacji i po raz kolejny uzyskał odroczenie wdrożenia ostrzejszych sankcji — bezpośrednich i wtórnych. Sama postawa Putina, podkreśla Szamszur, nie zmieniła się ani na jotę:

— W swoich wystąpieniach był cyniczny i obłudny, a zarazem pozostał wierny dotychczasowej narracji: usprawiedliwianiu wojny i deklaracjom o zamiarze kontynuowania agresji.

Szczyt nie przeszkodził mu też w przeprowadzeniu kolejnych ataków na ukraińskie obiekty cywilne i kontynuowania letniej ofensywy.

„Putin dostał czerwony dywan od Trumpa, Trump nie dostał nic” — napisał na X niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger, który do 2022 roku kierował Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa. — „Wynik 1:0 na korzyść Putina: brak nowych sankcji. Dla Ukraińców: nic. Dla Europy: całkowite rozczarowanie”.

Z wywiadu dla Fox News wynika, że podczas rozmowy z rosyjskim przywódcą poruszano kwestie ustępstw terytorialnych i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Publicznie Trump stwierdził, że razem z Putinem „ogólnie uzgodnili warunki zakończenia wojny”: — „Myślę, że jesteśmy blisko finału”.

O Ukrainie i Europie bez Ukrainy i Europy

Mimo że Putin nie spełnił żadnego z wcześniejszych warunków Trumpa dotyczących zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie, otrzymał spotkanie, podczas którego bezpieczeństwo Ukrainy i Europy omawiano bez udziału Ukraińców i Europejczyków — zauważa Jana Kobzova, współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych (ECFR).

To kolejny korzystny wynik dla Kremla, wpisujący się w putinowską wizję świata, w której wielkie mocarstwa decydują o losie mniejszych — i która jest całkowitym zaprzeczeniem europejskiego sposobu myślenia:

— „Większość Europejczyków, a zwłaszcza Ukraińców, ma pełne prawo być zaniepokojona takim rozwojem wydarzeń. Gorączkowa aktywność dyplomatyczna, telefony i spotkania online w ostatnich dniach pokazują, że w Europie w pełni zdają sobie sprawę z wysokiej stawki i ryzyka, jakie niósł ten szczyt”.

Ale mimo szybkich bonusów, które Putin otrzymał jeszcze przed rozpoczęciem szczytu, jest zbyt wcześnie, by porównywać sytuację z Monachium czy Jałtą.

Na Kremlu prawdopodobnie wychodzą z założenia, że mają przewagę na polu bitwy i jeśli nie uda się uzyskać ustępstw drogą dyplomatyczną, będą kontynuować ofensywę w Ukrainie — podkreśla ekspertka:

— „Ale Putin będzie musiał działać ostrożnie i w jakiś sposób reagować na ambicję Trumpa, żeby zostać rozjemcą między Ukrainą a Rosją. Jeśli nie okaże żadnej elastyczności, może to skłonić prezydenta USA do spełnienia jego gróźb w sprawie nowych sankcji wobec Moskwy i jej sojuszników”.

Gwarancje bezpieczeństwa i reakcja Europy

Źródła CNN twierdzą, że Amerykanie oferują gwarancje bezpieczeństwa w formule artykułu 5 NATO, ale bez udziału samego NATO. Tę propozycję Trump miał najpierw przedstawić Zełenskiemu, a następnie powtórzy w rozmowie z europejskimi przywódcami.

Prezydent Francji z zadowoleniem przyjął gotowość Stanów Zjednoczonych do wniesienia swojego wkładu w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy:
„Będziemy pracować z nimi oraz ze wszystkimi naszymi partnerami w »koalicji chętnych«, z którymi ponownie się spotkamy, aby osiągnąć konkretne postępy” — oświadczył Emmanuel Macron.

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapewnił, że Ukraina nadal może liczyć na pełne wsparcie Niemiec.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła, że silne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i Europy są nieodłącznym elementem każdej umowy pokojowej. Szefowa europejskiej dyplomacji Kaja Kallas jest przekonana, że Rosja nie zamierza w najbliższym czasie zakończyć wojny w Ukrainie, ale Stany Zjednoczone mają siłę, by zmusić Moskwę do poważnych negocjacji.

„Gra o przyszłość Ukrainy, bezpieczeństwo Polski i całej Europy weszła w decydującą fazę. Dziś jeszcze wyraźniej widać, że Rosja szanuje tylko silnych, a Putin po raz kolejny pokazał się jako przebiegły i bezwzględny gracz. Dlatego utrzymanie jedności całego Zachodu ma kluczowe znaczenie” — ocenił premier Polski Donald Tusk.

Według brytyjskiego premiera Keira Starmera, Trump jak nigdy wcześniej zbliżył wszystkich do zakończenia wojny. Kolejnym krokiem mają być dalsze rozmowy z udziałem Zełenskiego.

W Waszyngtonie rozważane są trójstronne negocjacje: Trump–Zełenski–Putin. Na Kremlu twierdzą, że taki format nie był bezpośrednio omawiany na Alasce — jednak na zakończenie spotkania w Anchorage Putin publicznie zaproponował Trumpowi kolejne spotkanie w Moskwie.

Wołodymyra Zełenskiego już dziś, 18 sierpnia, oczekują w Waszyngtonie i – jak podają źródła portalu Axios – już 22 sierpnia Trump chciałby spotkania we trójkę.

Delegacja europejskich polityków zdecydowała się również wyjechać do Stanów Zjednoczonych w dniu 18.08, aby wesprzeć Władimira Zełenskiego. Na zdjęciu: Emmanuel Macron, Ursula von der Leyen, Mark Rutte, Siger Isiba, Friedrich Mertz, Scott Bescent, Mark Carney i Vladimir Zelensky podczas szczytu Grupy Siedmiu (G7), Kanada, 17 czerwca 2025 r. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/Eastern News

Rosyjskie gry w przedłużające się negocjacje

Cele wojny Rosji nie zmieniły się od momentu jej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Na szczycie Putin jasno dał do zrozumienia, że chce najpierw omawiać tak zwane „pierwotne przyczyny” wojny, które Kreml definiuje jako rozszerzenie NATO oraz pojawienie się w Ukrainie władzy sprzeciwiającej się rosyjskiemu wpływowi — analizuje Neil Melvin, dyrektor ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w brytyjskim Królewskim Zjednoczonym Instytucie Studiów Obronnych (RUSI).

„Wielka umowa pokojowa” Putina w rzeczywistości oznaczałaby podporządkowanie Ukrainy.

Teraz uwaga przesuwa się na walkę o kolejne kroki. Wiele zależeć będzie od działań Trumpa. Putin wyraźnie dąży do wciągnięcia USA w długotrwałe negocjacje, a Trump bez wątpienia nadal jest zainteresowany pośrednictwem w „umowie pokojowej” –  nie tylko dlatego, że to najprostsza droga do Pokojowej Nagrody Nobla – kontynuuje Neil Melvin:

— Jednak pod koniec szczytu Trump zdawał się dawać do zrozumienia, że teraz to Ukraina i Europejczycy powinni prowadzić proces dalej.

Jeśli Putinowi nie uda się wciągnąć Trumpa w kolejny cykl dwustronnych strategicznych szczytów, zadowoli się już tym, że Trump po prostu się zmęczy i de facto wycofa.

Pojawia się pytanie: jaką rolę mogą w rzeczywistości odegrać Europejczycy? Współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) Jana Kobzova odwołuje się do niedawnej analityki ECFR, która wskazuje: niezależnie od tego, jak zakończy się wojna, UE ucierpi znacznie bardziej niż USA.

Dla Europy kluczowe znaczenie ma to, czy Ukraina za kilka lat stanie się państwem stabilnym i prosperującym — nawet jeśli nie będzie kontrolować całego swojego terytorium — czy też zła ugoda uczyni ją krajem słabym, niestabilnym i podatnym na hybrydowe lub bezpośrednie ataki Rosji:

— Sam fakt, że Trump i Putin mogą samodzielnie decydować o przyszłości Ukrainy, a w istocie także o bezpieczeństwie Europy, już zmobilizował przywódców UE do zwiększenia wydatków na obronność, wzmocnienia pomocy wojskowej dla Ukrainy i bardziej aktywnej współpracy z Trumpem i jego zespołem, aby przekazać swoje stanowisko i wyznaczyć czerwone linie. Ostatnie rozmowy telefoniczne z Trumpem pokazują, że zasadniczo im się to udało — przynajmniej w krótkiej perspektywie.

Zelensky w Waszyngtonie: kolejne kroki

Według doniesień Reutersa, wśród żądań Putina przedstawionych podczas szczytu z Trumpem znalazły się następujące: Ukraina miałaby całkowicie wycofać wojska z obwodów donieckiego i ługańskiego w zamian za zamrożenie linii frontu w obwodach chersońskim i zaporoskim. Rosja rzekomo gotowa byłaby zwrócić okupowane tereny na północy obwodu sumskiego i w północno-wschodniej części obwodu charkowskiego.

Moskwa domaga się również formalnego uznania rosyjskiego suwerenitetu nad Krymem. Reuters podkreśla jednak, że nie wiadomo, czy chodzi o uznanie przez sam rząd USA, czy też przez wszystkie państwa Zachodu wraz z Ukrainą.

Putin chce także zniesienia przynajmniej części sankcji wobec Rosji, a Ukraina miałaby zrezygnować z członkostwa w NATO — w zamian za gwarancje bezpieczeństwa poza strukturami Sojuszu. Wśród żądań znalazły się także: oficjalny status języka rosyjskiego w Ukrainie oraz swoboda działania Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Stanowisko Kijowa w sprawie Donbasu jest niezmienne: Siły Zbrojne Ukrainy nie opuszczą Donbasu — wielokrotnie podkreślał to Zełenski. Równie nie do przyjęcia są inne warunki przedstawione przez Putina.

Jednocześnie, zdaniem dyrektora ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Rusi Neila Melvina, z perspektywy Kijowa szczyt pozwolił uniknąć najgorszego scenariusza — umowy zawartej za plecami Ukrainy między Trumpem a Putinem. Teraz kluczowym wyzwaniem dla Zełenskiego jest nie dopuścić, by Putin wciągnął Trumpa w serię rozmów o szerokiej agendzie gospodarczo-politycznej, w której wojna w Ukrainie zostałaby stopniowo zdegradowana do kwestii drugorzędnej w relacjach amerykańsko-rosyjskich:

— Zełenski uda się do Waszyngtonu, by przeciwstawić się temu scenariuszowi. Jego główne zadania podczas poniedziałkowego spotkania w Gabinecie Owalnym to: wzmocnić determinację Trumpa do dalszego zaangażowania oraz przekonać go do zwiększenia presji na Putina — zarówno poprzez kolejne sankcje, jak i poprzez rozszerzenie wsparcia wojskowego dla Ukrainy.

20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Kateryna Tryfonenko

Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.

Według najnowszego raportu „Badanie opinii na tematy związane z wojną na Ukrainie”, przygotowanego dla Defence24 i Fundacji „Stand with Ukraine”, tylko co czwarty respondent uważa, że Rosja nie zaatakuje Polski, a aż 12% uważa taki atak za bardzo prawdopodobny. Ponad połowa respondentów (53%) podejrzewa obecność rosyjskich wpływów – w tym dezinformacji i propagandy – w polskich mediach. Z jednej strony 57% Polaków ufa, że USA pomogłyby Polsce w razie rosyjskiej agresji, z drugiej – 61% uważa, że polska armia nie jest wystarczająco liczna, a połowa obywateli deklaruje, że wydatki na obronność powinny zostać zwiększone.

42% Polaków popiera powrót obowiązkowej służby wojskowej, ale tylko 23% zadeklarowało gotowość do osobistego zgłoszenia się do obrony kraju; za to 69% popiera obowiązkowe szkolenia wojskowe w szkołach.

To dane, które każą zadać pytania nie tyle o nasze poglądy, co o naszą gotowość – praktyczną, emocjonalną i społeczną. I właśnie dlatego czas zacząć mówić o bezpieczeństwie militarnym nie jako o zadaniu wyłącznie dla wojska, ale jako o wyzwaniu dla całego państwa – od szczytów władzy po osiedlową świetlicę.

Polska strategia obronna – „nie czekamy, działamy” opiera się na czterech filarach: samodzielnej obronie w pierwszej fazie zagrożenia, odstraszaniu potencjalnego agresora, współpracy z NATO, ale bez roli biernego oczekującego, oraz budowie odporności społecznej – tzw. odporności totalnej.

W praktyce oznacza to, że nie będzie podziału na „naszych” i „waszych”. W momencie zagrożenia znikają różnice – kulturowe, językowe, historyczne. Wszyscy żyjący w Polsce – Polacy, Ukraińcy, migranci, rezydenci – staną do obrony kraju, w którym żyją, pracują i wychowują dzieci. I to właśnie Ukraińcy – ci, którzy przeszli przez piekło inwazji – mogą być tymi, którzy zareagują jako pierwsi. Szybciej rozpoznają niebezpieczeństwo, szybciej wiedzą, co trzeba zrobić, szybciej pomagają innym – bo mają doświadczenie, którego nikt nie chce zdobywać na własnej skórze. Ich obecność to nie ciężar dla Polski – to potencjał, który trzeba włączyć do wspólnej strategii.

Jak często zadajemy sobie pytanie: czym tak naprawdę jest bezpieczeństwo militarne Polski? I co o nim wiemy – poza świadomością, że „mamy armię”, „należymy do NATO” i „jesteśmy bezpieczni”?

Bezpieczeństwo militarne to znacznie więcej niż posiadanie sprzętu wojskowego. To zdolność państwa do ochrony swojego terytorium, obywateli i instytucji przed agresją zbrojną – zarówno samodzielnie, jak i we współpracy z sojusznikami

Polska, jako członek NATO, korzysta z tzw. gwarancji kolektywnej obrony (art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego). Ale gwarancja to nie automatyzm. To proces polityczny, wymagający decyzji, konsensusu, gotowości. Dlatego nasza narodowa strategia bezpieczeństwa zakłada, że w razie zagrożenia Polska broni się natychmiast – własnymi siłami, na własnym terytorium, bez czekania na sygnał z Brukseli czy Waszyngtonu. Mówiąc wprost: nie wystarczy mieć silne wojsko, jeśli społeczeństwo nie jest gotowe na sytuacje skrajne. A gotowość nie rodzi się z deklaracji – tylko z praktyki, edukacji, organizacji i wspólnego działania.

26.03.2025 Warszawa Spotkanie premiera Donalda Tuska z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Zdjęcie: Andrzej Iwanczuk/REPORTER N/z: Mark Rutte, Donald Tusk

Miękkie bezpieczeństwo militarne – czyli jak społeczeństwo powinno przygotować grunt pod realną obronę.

Nie wszyscy muszą służyć w armii, ale wszyscy jesteśmy częścią systemu bezpieczeństwa. W dobie zagrożeń hybrydowych, ataków dezinformacyjnych, sabotażu i prowokacji – pierwszymi, którzy reagują, są obywatele, nie generałowie. To od ludzi zależy, czy zachowają spokój, rozpoznają zagrożenie, pomogą sąsiadowi, zgłoszą incydent, czy po prostu – nie dadzą się zmanipulować.

Właśnie dlatego w Polsce powstała Ustawa o ochronie ludności, która w 2025 roku zacznie być realnie wdrażana na poziomie każdego województwa. W ramach specjalnych budżetów lokalnych prowadzone będą:

  • szkolenia z ewakuacji i pierwszej pomocy,
  • ćwiczenia sytuacyjne z udziałem służb i WOT,
  • warsztaty przeciwdziałania dezinformacji,
  • szkolenia z komunikacji kryzysowej i samoorganizacji społecznej.

To konkretne działania, które mają nauczyć społeczeństwo, jak działać, zanim przyjadą czołgi. I co ważne – te programy powinny być dostępne także dla migrantów, w tym dla uchodźców z Ukrainy. Ich doświadczenie w organizowaniu pomocy, komunikacji w warunkach wojny i radzeniu sobie z kryzysem – to wartość, z której Polska powinna świadomie korzystać.

Ukraińcy w Polsce – niewidzialna armia oporu

Jednym z najbardziej wymownych przykładów miękkiego bezpieczeństwa militarnego są działania ukraińskiej diaspory w Polsce. Od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji Rosji setki tysięcy osób uciekających przed wojną znalazły tu schronienie – ale także pole do działania. Uchodźcy wojenni stali się nie tylko beneficjentami pomocy, ale jej współorganizatorami.

Organizują zbiórki dla wojska, pakują apteczki, kupują drony, prowadzą kampanie informacyjne, walczą z rosyjską propagandą, edukują Polaków i zachodnią opinię publiczną. Ich działalność to realne wsparcie dla ukraińskiej armii i państwa. Bez karabinu, ale z ogromnym wpływem na morale, logistykę i świadomość społeczną.

W tym sensie działania ukraińskich uchodźców w Polsce to element wojennego wysiłku – nie mniej ważny niż działania na froncie. Można powiedzieć: bez munduru, ale na pierwszej linii.

Co to znaczy być bezpiecznym jako uchodźca wojenny?

Bezpieczeństwo to nie tylko brak fizycznego zagrożenia. Dla uchodźcy wojennego oznacza ono także dostęp do informacji, szansę na integrację, stabilność prawno-ekonomiczną i poczucie wspólnoty. Oznacza prawo do głosu – i możliwość działania.

Polska stanęła przed ogromnym wyzwaniem przyjęcia i wsparcia milionów obywateli Ukrainy. Od decyzji rządu, przez działania samorządów, po oddolne inicjatywy obywatelskie – udało się zbudować unikalny system pomocy, który dziś można uznać za część szerszej polityki bezpieczeństwa narodowego.

Państwo, które daje uchodźcom nie tylko dach nad głową, ale i narzędzia do działania, zwiększa swoją odporność. Społeczeństwo, które potrafi przyjąć i włączyć w życie publiczne osoby dotknięte wojną, staje się silniejsze.

Polska jest nowym motorem bezpieczeństwa NATO i każdy, kto w niej mieszka, powinien chociaż trochę orientować się, jaką pozycję zajmuje kraj w tym sojuszu.

Zgodnie z oficjalnymi danymi opublikowanymi w NATO Press Release „Defence Expenditure of NATO Countries (2014-2024)” (www.nato.int), w 2024 roku Polska osiągnęła coś, co jeszcze dekadę temu wydawało się nierealne: poziom wydatków obronnych sięgnął 4,12% PKB, czyniąc ją niekwestionowanym liderem NATO, jeśli chodzi o relatywne zaangażowanie w bezpieczeństwo. To ponad dwa razy więcej niż minimalny próg sojuszu (2%) i niemal dwa razy więcej niż wynosi średnia dla państw NATO w Europie i Kanadzie (2,02%).

Ale to nie tylko procenty w excelowych tabelach – to zasadnicza zmiana roli Polski w strukturze bezpieczeństwa zbiorowego. Z państwa „na dorobku”, często traktowanego z rezerwą, staliśmy się poważnym graczem, który nie tylko bierze, ale realnie daje bezpieczeństwo – i to nie tylko sobie, ale całemu regionowi.

Nie na kredyt, ale na twardo!

Wydatki obronne Polski w 2024 roku (według danych NATO w cenach stałych z 2015 roku) wyniosły 26,8 miliarda dolarów, co oznacza wzrost o ponad 213% względem 2014 roku – drugi najwyższy w całym sojuszu. Dla porównania: Niemcy zwiększyły swoje wydatki „tylko” o 95%, Francja o 25%, a Wielka Brytania o 22%.

Jeszcze ważniejsze niż wzrost kwoty jest to, jak te pieniądze są wydawane. Ponad 51% polskich wydatków obronnych to środki przeznaczone na sprzęt i badania nad nowym uzbrojeniem. To rekordowy wynik w NATO – wyższy nawet niż w Stanach Zjednoczonych (29,88%) czy w Turcji (34,18%). W praktyce oznacza to: Polska nie tylko „pompuje” armię, ale modernizuje ją w tempie, które budzi respekt nawet w Pentagonie.

Jednocześnie zmniejszył się udział wydatków osobowych – z 51% w 2014 roku do zaledwie 29,5% w 2024 roku. Oznacza to świadomą zmianę: mniej pieniędzy na emerytury i administrację, więcej na zdolności ofensywne, interoperacyjność i odstraszanie.

16.06.2024 Centralny Poligon Sil Powietrznych w Ustce. Miedzynarodowe manewry morskie Baltops 2024, ktore naleza do najwiekszych i najwazniejszych cwiczen NATO na Baltyku. W operacji desantowej na usteckim poligonie udzial wzielo kilkuset zolnierzy z USA, Hiszpanii, Bulgarii i Polski. N/z Desant morski US Marines na usteckiej plazy. Zdjęcie: Gerard/REPORTER

Wojsko jako polityka

Za tymi liczbami kryje się decyzja polityczna. Polska inwestuje w obronność nie dlatego, że „trzeba” – ale dlatego, że widzi zagrożenie, którego Zachód jeszcze do końca nie uznaje. Wojna Rosji z Ukrainą obudziła w Polsce instynkt przetrwania – i zdrowy pragmatyzm. Wiemy, że nie da się ochronić infrastruktury krytycznej, granic ani własnego stylu życia, jeśli nie ma się armii, która budzi respekt.

W 2022 roku Polska miała 176 tys. żołnierzy zawodowych i terytorialnych. W 2024 – już ponad 216 tys. To więcej niż armie Francji czy Wielkiej Brytanii. Przy czym nie chodzi o liczby same w sobie, ale o wojsko „gotowe”, a nie „na papierze”. Gotowość do działania, zdolność do szybkiego rozwinięcia sił i szeroka rezerwa są dziś walutą bezpieczeństwa.

Cena jest wysoka – ale alternatywa droższa

Nie można ignorować kosztów tej strategii. Polska wydaje dziś więcej na obronność niż na szkolnictwo wyższe i niemal tyle samo, co na cała służba zdrowia. Dla wielu obywateli – szczególnie w okresie inflacji i spowolnienia gospodarczego – może to być trudne do przełknięcia. W dyskursie publicznym pojawia się pytanie: czy nie przesadzamy?

Odpowiedź zależy od tego, jak zdefiniujemy bezpieczeństwo. Czy jako fizyczne przetrwanie i odporność w czasie wojny? Czy jako równowagę między bezpieczeństwem militarnym a społecznym? Dziś, w obliczu rosyjskiego imperializmu, nie mamy luksusu wyboru. Bezpieczeństwo społeczne nie przetrwa bez bezpieczeństwa militarnego.

Nowy ciężar, nowa odpowiedzialność

Rosnąca siła militarna Polski to nie tylko powód do dumy – to także nowe obowiązki. Sojusznicy będą oczekiwać, że Polska nie tylko zbroi się dla siebie, ale również dla wspólnej sprawy. To oznacza większy udział w misjach NATO, większe ryzyko polityczne i konieczność zachowania spójności strategicznej z resztą sojuszu – nawet wtedy, gdy interesy nie zawsze się pokrywają.

Ale może to właśnie Polska – nie Niemcy, nie Francja – stanie się nowym stabilizatorem flanki wschodniej. Nie z obowiązku, ale z wyboru. I może właśnie to zdecyduje o przyszłości bezpieczeństwa w Europie.

Bo w XXI wieku nie przetrwa ten, kto najwięcej obiecuje – ale ten, kto najwięcej inwestuje w gotowość. Polska już inwestuje. I robi to na poważnie

Dlatego teraz – to nasz moment.

W czasie względnego spokoju, ale narastającego zagrożenia, trzeba zbudować most między społeczeństwem a systemem obronnym. Wspólne szkolenia, edukacja, praca lokalna – to nie są działania drugiego rzędu. To przyszła pierwsza linia obrony. Niech uchodźcy i migranci będą częścią tego systemu. Bo NATO zareaguje – ale zanim to się stanie, Polska musi być gotowa bronić się sama. A gotowość zaczyna się od ludzi.

Dziś linia frontu nie przebiega na Wschodzie – przebiega przez naszą codzienność. Przez to, czy jesteśmy gotowi pomagać, rozumieć i działać razem. To właśnie jest nowoczesna obrona terytorialna społeczeństwa, która zaczyna się od wspólnoty. I nikt nie jest z niej wyłączony. Nie pytajmy, czy państwo nas obroni. Zapytajmy, czy my jesteśmy gotowi być jego obroną, gdy przyjdzie czas próby.

Bez munduru – ale z gotowością. Taki dziś jest nowoczesny patriotyzm. I takie powinno być codzienne bezpieczeństwo Polski.

20
хв

Bez munduru, ale na pierwszej linii

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Myroslava Gongadze: Nadchodzi kolejny moment prawdy

Ексклюзив
20
хв

Gra w klastry Unii Europejskiej. Personalia

Ексклюзив
20
хв

Wstrzymanie dostaw amunicji przez Trumpa pozostawia Ukraińców bez ochrony. Jakie będą konsekwencje tej decyzji?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress