Exclusive
20
min

Protezy na wybiegu to nie trend w modzie. To nasza nowa rzeczywistość

Naszyjnik w kształcie wieńca ze spalonych kłosów to symboliczne przypomnienie ukraińskiej pszenicy, która karmi wiele krajów na świecie. „Projektanci wiedzą, jak mówić o wojnie, by trafić do serc – mówi Iryna Danylewska, współzałożycielka i szefowa Ukraińskiego Tygodnia Mody, który właśnie odbył się w Kijowie

Oksana Gonczaruk

Iryna Danylewska

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Kapelusze Rusłana Baginskiego na głowie Madonny, biżuteria Guzema w serialu telewizyjnym „Emily w Paryżu”, Beyonce i Jennifer Lopez w sukienkach Iwana Frołowa, Heidi Klum na czerwonym dywanie w Cannes w sukience Łesi Werling... Rośnie zainteresowanie Zachodu ukraińskimi markami, Ukraińcy są zapraszani do udziału w światowych tygodniach mody. A teraz, po raz pierwszy podczas wojny, w Kijowie odbył się Ukrainian Fashion Week (UFW).

Impreza powróciła po dwóch i pół roku przerwy – by wesprzeć ukraiński przemysł modowy i wzmocnić głos Ukrainy na świecie. W ciągu czterech dni 61 marek, w tym 10 nowych, zaprezentowało swoje pomysły na sezon wiosna-lato 2025. Tyle że tym razem kolekcje odnosiły się nie tyle do mody, ile nawiązywały do odporności i odrodzenia. Już dziś możemy powiedzieć, że tegoroczny Ukrainian Fashion Week stał się dla Ukrainy wydarzeniem historycznym.

– Ludzie chcą żyć, pracować i być skuteczni – wyjaśnia Iryna Danylewska, współzałożycielka i przewodnicząca komitetu organizacyjnego UFW. Rozmawiamy z nią o społecznym wymiarze mody, o propozycjach projektantów na UFW 2025 i minionych dwóch latach ukraińskiej mody za granicą.

Projektantka Aliona Prodan i jej nowa kolekcja

Jeśli wszyscy utalentowani Ukraińcy zostaną zabici, świat stanie się uboższy

Oksana Honczaruk: Powrót do Ukrainy po dwóch i pół roku pracy za granicą nie jest chyba łatwą decyzją?

Iryna Danylewska: W ciągu tych 2,5 roku zorganizowaliśmy 29 wydarzeń na wybiegach w Londynie, Berlinie, Budapeszcie, Lizbonie, Wiedniu, Kopenhadze – wspierając w ten sposób ukraiński przemysł modowy. Ale marki modowe to nie cała branża, więc ostatecznie, mimo ryzyka, wróciliśmy do domu.

Postawiliśmy sobie trzy cele: wesprzeć branżę i Ukraińców; pokazać, że musimy być skuteczni dla kraju w czasie wojny – i upewnić się, że Ukraina jest nadal słyszana przez świat.

Chcemy, by na świecie były słyszane nie tylko apele naszych polityków, nie tylko raporty o zniszczonych domach i zabitych cywilach. Chcemy pokazać Ukrainę jako kraj nie tylko odważnych, ale i utalentowanych ludzi. Aby osoby, które za granicą oglądają zdjęcia z UFW, zrozumiały, że gdyby wszyscy ci utalentowani ludzie zginęli, świat byłby uboższy.

Ile krajów widziało naszą modę podczas wojny?

Od jej wybuchu pokazaliśmy się w 12 krajach. Były to wyłącznie oficjalne wydarzenia, takie jak tygodnie mody czy wystawy międzynarodowe.

Prawdziwym objawieniem było dla nas to, że świat mody, który jest znany z silnej rywalizacji, był gotowy na solidarność

Nie tylko udostępniali nam swoje wybiegi, ale tworzyli też dla nas specjalne warunki – rozumiejąc, jak trudno ukraińskim markom przetrwać podczas wojny. Londyn, Budapeszt, Berlin, Lizbona, Los Angeles – wszędzie mieliśmy komfortowe warunki do pokazów. W niektórych z tych miast zapewniono nam darmowe wybiegi, w innych opłacono modelki. A na Berlin Fashion Week dzięki pomocy gospodarzy mogliśmy sobie pozwolić na zaproszenie naszych młodych projektantów i zapewnienie im zakwaterowania. To było potężne wsparcie, za które jesteśmy szczerze wdzięczni.

Ukraińskie projektantki Ksenia Schnaider, Nadia Dziak, Elena Rewa na London Fashion Week w 2023 roku. Zdjęcie: Scott Garfitt/Invision/Wiadomości wschodnie

Gdzie się odbył pierwszy ukraiński pokaz podczas wojny?

Na Malcie, latem 2022 roku. Projektantka Nadia Dziak wzięła udział w Malta Fashion Week. Modelki chodziły z żółtymi i niebieskimi szalikami, a nasza flaga powiewała w tle wybiegu. Organizatorzy poprosili nas o nagranie wiadomości wideo, wyjaśniającej wydarzenia w Ukrainie – i nadawanie jej bez przerwy.

Czy jakieś instytucje państwowe zaoferowały wam pomoc?

Wszystko robiliśmy z własnej inicjatywy i dzięki własnym kontaktom. Chociaż, oczywiście, kiedy chcieliśmy, by nasi projektanci polecieli do Londynu lub Kopenhagi, prosiliśmy o pomoc Ministerstwo Kultury i Polityki Informacyjnej. Jesteśmy też bardzo wdzięczni USAID [Agencja Stanów Zjednoczonych ds. Rozwoju Międzynarodowego – red.], która realizuje program Konkurencyjna Gospodarka Ukrainy. Dzięki grantom zorganizowaliśmy pięć wydarzeń.

Moda w schronach przeciwlotniczych

Ile czasu upłynęło od wybuchu wojny, zanim zdała sobie Pani sprawę, że musi działać?

Otrząsnęłam się od razu. Minął zaledwie tydzień od rozpoczęcia inwazji, a my już pisaliśmy listy do wszystkich światowych organizacji modowych, oferując sześć skutecznych kroków, które pozwoliłyby wesprzeć Ukrainę.

Poprosiliśmy o zatrudnienie Ukraińców z branży modowej, którzy zostali zmuszeni do wyjazdu za granicę, i o niepodejmowanie współpracy z rosyjskimi modelkami i markami

Pracowników dużych korporacji modowych poprosiliśmy natomiast o pisanie listów do swoich szefów, by pomogli Ukrainie. Podsunęliśmy też tym organizacjom namiary na kilka zaufanych organizacji charytatywnych, do których można by wysłać pomoc.

W marcu narodziła się inicjatywa Support Ukrainian Fashion (SUF). Wysłaliśmy 16 e-maili do naszych kolegów, informując ich, że ukraińskie marki modowe są na granicy przetrwania. Natychmiast otrzymaliśmy 12 odpowiedzi z obietnicą pomocy. Pierwsze odpowiedziały Kopenhaga, Berlin, Budapeszt, Bukareszt i Wiedeń.

Czy Pani i Pani rodzina rozważaliście opuszczenie kraju?

Nie, bo wiedzieliśmy, że przydamy się w domu. Cała nasza rodzina podjęła taką decyzję. Zaczęłam pracować z markami modowymi, moja córka Dana kontynuowała praktykę jako psychoterapeutka. Mój mąż, Wołodymyr Neczyporuk [generalny producent UFW – aut.], jest wolontariuszem i od 2014 roku pomaga rannym żołnierzom.

Na początku wojny wysłaliśmy nasze wnuki do obwodu tarnopolskiego, do krewnych. Ale wróciły dwa miesiące później. Od tego czasu mieszkamy wszyscy razem w domu pod Kijowem. Kiedy jest ostrzał, chowamy się w garażu, który jest wkopany w ziemię z trzech stron i służy nam jako schron.

Iryna Danylewska z mężem Władimirem Neczyporukiem, córką i wnukami

Jak zespół Ukrainian Fashion Week pracuje nad przekazem do świata? Jak powinniśmy przemawiać, by nas lepiej słyszano?

To bardzo dobre pytanie, ponieważ musimy cały czas myśleć o tym, co chcemy powiedzieć. W ciągu dwóch i pół roku wojny i czterech sezonów modowych wielokrotnie zmienialiśmy te przesłania.

Na przykład na początku 2023 roku potrzebowaliśmy wsparcia i darowizn ze świata. Na London Fashion Week zorganizowaliśmy więc wspólny pokaz kolekcji stworzonych podczas wojny przez trzy ukraińskie marki: KSENIASCHNAIDER, PASKAL i FROLOV. Pod koniec pokazu projektanci wyszli z ukraińską flagą, na której widniało logo UNITED24 [platforma fundraisingowa, która zbiera pieniądze dla Ukrainy na całym świecie – red.].

W 2023 roku przed każdym pokazem pisaliśmy listy do naszych gości. Nie komunikaty, ale listy, wyjaśniające, że kolekcje, które przyszli zobaczyć, zostały stworzone przy wyciu syren, podczas bombardowań i przerw w dostawach prądu

By wszyscy zrozumieli, że kolekcje zostały stworzone przez odważnych i odpornych ludzi.

Później, kiedy tu i ówdzie zaczęto mówić, że „trzeba się dogadać”, dodaliśmy do naszych komunikatów słowa, że jesteśmy zabijani, bo chcemy być Ukraińcami w niepodległym państwie.

Ważne jest, by nadal rozciągać ten pomost „od emocjonalnego do oficjalnego”, żeby wszyscy zrozumieli, musimy wygrać tę wojnę. W przeciwnym razie wojna się powtórzy, bo Rosja nie pozwoli nam być wolnymi.

W tym sezonie zorganizowaliśmy pokazy w Budapeszcie, Berlinie i Kopenhadze. Kopenhaski Tydzień Mody jest poświęcony zrównoważonemu rozwojowi i świadomości ekologicznej. Duńczycy są bardzo wrażliwi na kwestie środowiskowe i ochronę przyrody. Kiedy wraz z projektantami zastanawialiśmy się, z jakim przesłaniem zwrócić się do gości, wpadliśmy na pomysł, by opowiedzieć o naszym Rezerwacie Biosfery Askania-Nowa.

Dbasz o przyrodę? To spójrz, jak umiera największy rezerwat stepowy w Europie, niszczony przez Rosjan

Jako formę opowieści o Askanii-Nowej wybraliśmy ukraińską wycinankę, jeden z najbardziej kolorowych rodzajów naszego tradycyjnego rzemiosła. Proszę sobie wyobrazić: cała przestrzeń drugiego piętra Ukraińskiego Domu w Danii była wypełniona wycinankami przedstawiającymi zebry, czaple, inne zwierzęta i ptaki, a także rośliny z rezerwatu. Na tym tle odbyła się prezentacja nowych kolekcji.

I te wasze komunikaty działają?

Nie złamaliśmy systemu, ale zrobiliśmy, co w naszej mocy, by Europejczycy i Amerykanie zrozumieli, co się naprawdę dzieje. Siła kultury polega na tym, że musi być słyszana stale, emocjonalnie i szczerze. Ludziom trzeba wszędzie przypominać: Ukraińcy walczą o wolność, o prawo do bycia Ukraińcami. Niektórzy urodzili się z prawem do wolności, ale Ukraińcy muszą to prawo sobie wywalczyć.

Wojna popycha cię do spełniania dawnych marzeń

Powiedziała Pani, że na początku wojny branża modowa zamarła. A jak jest dzisiaj?

To rynek zamarł, nie branża. W 2022 roku ukraińscy projektanci po prostu przestawili swoją produkcję na tory wojskowe i zaczęli szyć dla armii, która nagle stała się duża dzięki ochotnikom. Podczas wojny każda branża cierpi, lecz większość ukraińskich marek projektowych przetrwała – dzięki naszej pomocy, przestawieniu się na eksport i zwiększonej sprzedaży online.

Istnieją też zjawiska, które narodziły się już podczas wojny. Antonina Belinska, utalentowana projektantka kostiumów filmowych, przez całe życie marzyła o posiadaniu własnej marki odzieżowej. Przetrwawszy pierwszy szok wojny, postanowiła w końcu zrealizować to marzenie – i stworzyła markę TONiA. Dla mnie jest to krzepiąca historia o tym, jak niepewność tego, czy będziemy mieli jakieś jutro, popycha nas do spełniania naszych marzeń już dziś.

Czy ukraińscy projektanci projektują mundury dla wojska, szczególnie dla kobiet?

Zakład krawiecki Veteranka tworzy zimowe, sezonowe i letnie mundury wojskowe. W ciągu 2 lat sklep uszył już 1291 sztuk damskiej odzieży taktycznej.

Od początku wielkiej wojny Veteranka odebrała setki próśb od żołnierek, które prosiły o przerobienie męskich mundurów, które im wydano. Dlatego zakład skupił się na szyciu wysokiej jakości damskich mundurów wojskowych, które dostarcza bezpłatnie na życzenie.

Kolekcja: Victora Anisimova

Czy kiedy zdecydowaliście, że UFW się odbędzie, projektanci byli gotowi podjąć to wyzwanie?

Zaczęliśmy rozmawiać o Ukraińskim Tygodniu Mody w listopadzie 2023 roku. Już wtedy projektanci zaczęli do mnie pisać i dzwonić w tej sprawie. Pierwszego dnia, kiedy ogłosiliśmy nabór, otrzymaliśmy 25 zgłoszeń. To tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że takie wydarzenie jest teraz potrzebne.

Dużo czasu zajęło nam wymyślenie tego, jak sprawić, by podczas ewentualnego alarmu wszyscy zeszli do schronu, a po jego mogli bez zakłóceń wrócić na dalszy ciąg prezentacji. Rozważaliśmy zorganizowanie wydarzenia nie w Mystećkim Arsenale [Arsenał Sztuki – jeden z najważniejszych ośrodków kultury w Ukrainie, znajduje się w Kijowie – red.], ale w schronie. Ale Mystećki Arsenał wygrał, bo to solidny budynek ze schronem dla 800 osób.

Oczywiście martwiliśmy się też, że może nie być prądu, więc zabezpieczyliśmy się dwoma generatorami.

I był alarm?

To cud, ale w tym czasie nie było. Były między pierwszym a drugim dniem imprezy, a dziennikarz brytyjskiego „Vogue'a”, który nie bał się przyjechać do Ukrainy na to wydarzenie, napisał w swoim artykule, że zamiast imprezy otwarcia na UFW były alarmy i wybuchy.

Szeroki odzew wywołała instalacja artystyczna pokazująca reakcje naszych projektantów na wojnę.

To 18 obiektów, które projektanci stworzyli jako swego rodzaju refleksje na temat wojny. Na przykład naszyjnik marki Bevza, który wygląda jak obręcz ze spalonych kłosów, jest symbolicznym przypomnieniem ukraińskiej pszenicy, która karmi wiele krajów na świecie. Albo kurtka Kseni Schneider wykonana z krawatów, których ukraińscy mężczyźni już nie potrzebują, bo są na froncie.

Albo inna kurtka, którą projektantka Maria Starczak uszyła zaraz po tragedii w Mariupolu – z wyhaftowanym obrazem teatru zbombardowanego przez Rosjan i rosyjskim napisem „Dzieci” na chodniku

Albo koszula w kwiaty marki OMELIA. Można by pomyśleć: co to ma wspólnego z wojną? A projektant Konstantin Omelia powiedział, że kiedy w 2022 roku, po przymusowej ewakuacji, wrócił do swojego studia, zobaczył suszone kwiaty w wazonach – i one zrobiły na nim wielkie wrażenie.

Instalacja artystyczna z refleksjami projektantów na temat wojny

Jak wojna przemówiła w nowych kolekcjach?

Projektanci potrafią mówić o wojnie w sposób, który przyprawia o dreszcze. Na przykład to, że weterani mający protezy wyszli na wybieg podczas pokazów marek Andreas Moskin, Gasanova i Nadya Dzyak, powiedziało więcej o naszej rzeczywistości i wojnie niż ubrania w stylu wojskowym.

Goście pokazu zgotowali weteranom owację na stojąco. Sama byłam pod wielkim wrażeniem Kariny Staszczyszczak, ukraińskiej rekordzistki w tańcu towarzyskim, która straciła nogę. Jak trudno jest takim ludziom na wybiegu?

Zrobili to, by pokazać nasze ukraińskie życie. To kwestia odwagi. Inkluzywność nie jest trendem, to nasza nowa rzeczywistość i jesteśmy gotowi tak żyć. Kłaniamy się tym ludziom, szanujemy ich. Nie powinni siedzieć w domu sami ze swoim bólem.

Rekordzistka Ukrainy w tańcu towarzyskim Kateryna Staszczyszczak na pokazie Nadia Dziak
Kolekcja FROLOV „Ivasyk-Telesyk”
Za kulisami Ukrainian Fashion Week 2025. Zdjęcie Serhiy Khandusenko
Nadya Dzyak, kolekcja Chromatic, inspirowana Różowymi Jeziorami na południu Ukrainy i zapierającymi dech w piersiach widokami Mierzei Kinburn
Kolekcja Wozianov zatytułowana "W apokalipsie o współczesnym Kijowie" - połączenie wojny i kreatywności
Za kulisami pokazu Andreas Moskin

Zdjęcia: UFW

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, piosenkarka i kompozytorka (pierwotnie była muzyka, która do tej pory nigdzie nie zniknęła). Swoją pracę w dziennikarstwie rozpoczęła od artykułów w magazynie muzycznym „Galas”. Przez wiele lat pracowała jako felietonistka kulturalna gazety „KP w Ukrainie”, była również redaktorką naczelną magazynu „Atelier”. Przez ostatnie kilka lat była krytykiem muzycznym w Vesti.ua, a wraz z wybuchem wielkiej wojny odnalazła się jako dziennikarka w reportażu społecznym.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.

Efekt trampoliny

W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.

Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.

To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.

Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.

Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.

Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.

Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.

Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%.
Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał.
To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.

Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.

„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką”komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.

Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.

Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.

Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków.
Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy.
W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.

Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał

Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują.
Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków.
Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych.
Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.

Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych.
Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.

Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.

Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji

Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.

Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.

Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030.
Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy.
To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów. 

20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Jerzy Wojcik

Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach? 

Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.

Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.

Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.

Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe

Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?

No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.

Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.

To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.

Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”

Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki. 

Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?

Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.

To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca

Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?

Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości. 

Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?

Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie. 

Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać? 

Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu. 

A „zetki”? 

Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym

Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.

A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?

Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.

Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe

Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości? 

Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.

A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.

Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie. 

Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?

Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.

Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.

Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości

Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.

20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Żanna Kadyrowa: „Rośliny, które znalazłam na terenach przyfrontowych, podobnie jak ukraińscy uchodźcy, podróżują teraz po świecie i dzielą się doświadczeniem”

Ексклюзив
20
хв

Jurij Andruchowycz: Dziś polityczni liderzy nie prowadzą — oni gonią społeczne trendy. I zamieniają się w klaunów

Ексклюзив
20
хв

Skąd się wzięła wędzona gruszka, czyli Jewhen w krainie przysmaków

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress