Exclusive
20
min

Paweł Kowal: Żołnierze KRLD w wojnie z Ukrainą to dowód na plan większej wojny

Nuklearne groźby Putina w odpowiedzi na nowe zdolności obronne Ukrainy, północnokoreańskie wojska w Kursku i rozmowa Trumpa z Putinem o zakończeniu wojny. Wywiad z Pawłem Kowalem, przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP

Maria Górska

Jakie są cele KRLD w Ukrainie? fot: STR/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Maria Górska: Ukraina otrzymała warunkowe zezwolenie na użycie rakiet dalekiego zasięgu ATACMS i Storm Shadow do rażenia celów na terytorium Rosji. Dlaczego dopiero teraz?

Paweł Kowal: Stracony czas z pewnością wpłynął na sytuację Ukrainy i osłabił pozycję Zachodu. Mówiłem i nadal mówię: jeśli Ukraina ma jakąkolwiek broń, musi móc jej używać zgodnie z prawem międzynarodowym i zasadami humanitarnymi. Nie powinno być żadnych dodatkowych ograniczeń politycznych. To niesprawiedliwe.

Ukraina ma prawo do adekwatnej odpowiedzi, ponieważ została zaatakowana przez Rosję. A adekwatna odpowiedź jest formą obrony

Eksperci z Instytutu Badań nad Wojną (ISW) twierdzą, że dla pełnego efektu potrzebna jest decyzja o użyciu systemów ATACMS i Storm Shadow w najszerszym zakresie – by uderzać tak daleko, jak tylko można. Czego możemy się spodziewać po częściowym rozwiązaniu, które ma być odpowiedzią na zaangażowanie wojsk Korei Północnej do walki z armią ukraińską w obwodzie kurskim?

Przybycie północnokoreańskich żołnierzy jest interesujące samo w sobie, ponieważ uświadamia, że Korea Północna wykorzystuje obszar wojny Rosji z Ukrainą jako swego rodzaju poligon. Nie ma wątpliwości, że przygotowuje się do przyszłych uderzeń na Dalekim Wschodzie.

Obecność żołnierzy KRLD na wojnie z Ukrainą to dowód na dalsze plany dużej wojny. I to jest bardzo poważny problem

Ci żołnierze przyjeżdżają sprawdzić się w warunkach bojowych. To już nie są tylko ćwiczenia, to szkolenie bojowe. Zarazem Korea Północna otrzymuje dodatkowe korzyści, dodatkowe możliwości. Nie chodzi więc tylko o przybycie północnokoreańskich żołnierzy na front. To zwiastun czegoś znacznie większego, prawdopodobnie przygotowań Rosji i jej sojuszników – czy to Korei Północnej, czy Iranu – do większej wojny.

Ale to ma jeszcze jeden wymiar. Kiedy żołnierze z Korei Północnej przybywają na pole bitwy, kiedy opuszczają państwo Kima, bariera, która oddzielała Koreę Północną od reszty świata zostaje nieco osłabiona. Bo nagle uzyskują dostęp do Internetu i zaczynają interesować się wydarzeniami na świecie, co może przynieść nieoczekiwane skutki dla samej KRLD.

Tak czy inaczej fakt, że koreańscy żołnierze są na linii frontu, ma wiele konsekwencji. Prawdopodobnie właśnie to skłoniło administrację Bidena do pozwolenia Ukraińcom na użycie ATACMS na terenie Rosji. Natomiast Trump wykorzystuje fakt, że to nie jego decyzja. To dla niego korzystne, ponieważ oznacza, że Ukraina będzie silniejsza w negocjacjach, chociaż nie on jest za to odpowiedzialny. Może śmiało powiedzieć: „Nie ja o tym zdecydowałem”.

Trump nie komentuje decyzji Bidena o zezwoleniu Ukrainie na rażenie rakietami ATACMS celów na terytorium Rosji. fot: SAUL LOEB/AFP/East News

Donald Trump nie skomentował jeszcze tej decyzji, ale Richard Grenell, jeden z najbliższych jego doradców ds. polityki zagranicznej, nazwał ją „eskalacją wojny”. Czego możemy się spodziewać po inauguracji Trumpa? Czy istnieje groźba anulowania decyzji dotyczącej ATACMS? A może będzie zezwolenie na użycie tych pocisków na większą skalę?

Trump z pewnością wykorzysta dwa miesiące okresu przejściowego na umożliwienie obecnej administracji podjęcia pewnych decyzji, które sam chciałby podjąć, ale są dla niego taktycznie niewygodne – choć konieczne. Prawdopodobnie zaproponuje więc, by decyzje te zostały podjęte przez administrację Bidena. Jeśli Grenell lub ktokolwiek inny krytykuje Bidena, to trzeba pamiętać, że w Stanach Zjednoczonych istnieje tradycja ciągłości władzy. Jak to wygląda? W każdej ważnej instytucji tworzone są przejściowe gabinety, w których zasiada ktoś z nowej ekipy, ktoś ze starej i wspólnie rozwiązują różne kwestie strukturalne i polityczne.

Nie myślmy więc, że są to decyzje, o których Trump nie wie. Trump jest ich świadomy i prawdopodobnie je akceptuje, a może nawet im sprzyja, ponieważ są mu na rękę

Jestem przekonany, że senator Marco Rubio, który został nominowany na stanowisko sekretarza stanu, rozumie, że teoretycznie możliwe jest przerwanie gorącej wojny na jakiś czas. Ale nie sądzę, by poważnie myślał o traktacie pokojowym, ponieważ nie ma sposobu, by go dziś zawrzeć. Zakładam, że myślą o pewnym rozejmie, który trzeba będzie zawrzeć w sposób korzystny dla Ukrainy i nie sprawiając wrażenia, że Trump skapitulował.

W odpowiedzi na decyzję Bidena o użyciu ATACMS Putin zmienił doktrynę nuklearną Rosji i otwarcie grozi bronią jądrową. Jak realne jest to zagrożenie i czy te kroki Kremla powinny powstrzymać świat przed symetryczną odpowiedzią na agresję?

To realne zagrożenie, ale niezbyt duże – choć większe niż, powiedzmy, 15 lat temu. Rosja jest nieprzewidywalna. Nie możemy jednak powiedzieć, że na przykład jeśli Ukraina lub Zachód prowadzą bardziej zdecydowaną politykę, zagrożenie wzrasta, a jeśli łagodniejszą, to maleje. To nie działa w ten sposób. To niespójność Zachodu zachęca Putina do bardziej zdecydowanych działań.

W tej chwili wydaje się, że jego głównym celem jest straszenie ludzi – nie tylko obywateli Ukrainy, ale także zachodnich polityków. A ci drudzy boją się tego putinowskiego stracha na wróble

Wyzwanie polega na tym, by przekazać im następującą wiadomość: „Hej! Putin gra na strachu, żebyście się poddali. Nie pozwólmy mu na to”.

Oczywiście: trwa wojna, prawdziwa wojna. Podczas tej wojny było wiele sytuacji, w których trzeba było wytrzymać napięcie. Istnieje pewien poziom ryzyka i jest on wysoki, to nie podlega dyskusji. Ale nie jest tak wysoki, byśmy mogli wyciągać zbyt daleko idące wnioski, oddać Ukrainę Putinowi lub coś w tym rodzaju – jak próbują to przedstawić niektórzy, zwłaszcza na Zachodzie. Naprawdę się o to martwię.

Tymczasem amerykański prezydent elekt ujawnił kluczowych kandydatów na prawie wszystkie stanowiska w swoim gabinecie. Na przykład Pete Hegseth, prezenter stacji Fox News, ma zostać nowym sekretarzem obrony, a antyszczepionkowy aktywista Robert Kennedy Jr. – nowym sekretarzem zdrowia. Pam Bondi, jedna z obrończyń Trumpa w procesie o impeachment, jest nominowana na stanowisko prokuratora generalnego. Co Pan sądzi o tym zespole? Czego możemy się spodziewać po polityce USA pod takim przywództwem?

Trump nominuje tych ludzi, ponieważ spłaca długi polityczne. To jego sposób na podziękowanie republikańskim politykom, którzy bezwarunkowo go popierali. Na tym etapie ważne jest, aby prezydent Trump otaczał się politykami, do których ma pełne zaufanie i którzy nie zmienią zdania w ciągu dwóch miesięcy. Nie nominuje Kennedy'ego z przekory. Mówiąc szczerze, Kennedy doszedł do władzy w Departamencie Zdrowia z hasłami o zdrowym odżywianiu i walce z chemikaliami w amerykańskich produktach. To był prawdziwy problem – i ten problem nadal istnieje. Jeśli Kennedy'emu uda się wyeliminować chemikalia z żywności, przejdzie do historii, a za miesiąc lub dwa nikt nie będzie pamiętał, że kiedykolwiek był przeciwko szczepieniom. Bardzo ważne jest również, by Mark Rubio, klasyczny Republikanin, został sekretarzem stanu.

Musimy kontaktować się z Amerykanami – i nie mam tu pesymistycznego podejścia. Musimy tylko pokazać dane, udowodnić, że wszystko jest naprawdę fifty-fifty, jeśli chodzi o europejskie i amerykańskie wsparcie dla Ukrainy

Pamiętam rozmowy z Marco Rubio czy innymi politykami, którzy dziś liczą się w Stanach Zjednoczonych, kiedy pokazywano im proste statystyki. Prowadziłem takie rozmowy jeszcze w kwietniu, a oni od razu mówili: „Och, nie wiedzieliśmy, że UE ma tak dużo do zaoferowania”.

Przyszłość NATO będzie zależeć od tego, czy UE pokaże, że może wnieść znaczący wkład we wspólne bezpieczeństwo. Jeśli damy więcej, jestem przekonany, że Amerykanie powiedzą: „OK, dogadaliśmy się, mamy deal”.

W przyszłym tygodniu Trump będzie rozmawiał z Władimirem Putinem. Kilka światowych mediów, w tym „The Economist”, donosi o prawdopodobnych szczegółach tych rozmów. Piszą o możliwym planie zamrożenia wojny, przekonania Ukrainy do oddania terytoriów Rosji i gwarancjach jej nieprzyjęcia do NATO w zamian za ustanie walk. Czego powinniśmy się spodziewać po rozmowach Trumpa z Putinem? I na ile akceptowalne są takie negocjacje?

Po pierwsze, to Ukraińcy powinni określić, na ile akceptowalne byłyby takie rozmowy. Nie chciałbym wywierać na nikogo presji ani w żaden sposób kogokolwiek przekonywać. To, o czym mogę i powinienem mówić, to rzeczy, które bezpośrednio dotyczą polskich interesów.

Po pierwsze, to jest rewizjonizm Putina. Nie możemy ustanowić precedensu, w którym świat zachodni, zwłaszcza politycy nowej administracji amerykańskiej, dopiero wchodzący na scenę, zaczną się zgadzać na te wymuszone zmiany. Bo oni nie rozumieją systemu Putina. Byłoby to katastrofalne w skutkach, ponieważ oznaczałoby nową wojnę w Europie. Gdy tylko świat zgodzi się na prawne zapisanie zmian terytorialnych, takich zmian będzie więcej. Kolejnym elementem jest sama zasada suwerenności. Oznacza ona, że albo Zachód uznaje, że Ukraina jest suwerenna i ma prawo do prowadzenia własnej polityki – albo nie. Ta wojna była spowodowana między innymi tym, że w 1991 roku świat jakoś szybko zgodził się, że Rosja ogranicza suwerenność innych krajów. Istnieją więc elementy, które bezpośrednio wpływają na interesy różnych krajów Europy Środkowej, zwłaszcza Polski.

Parametry możliwego porozumienia powinny być omawiane tylko w sposób, który pokaże, że na każdy precedens trzeba będzie odpowiedzieć

Jeśli chodzi o ewentualną rozmowę Trumpa z Putinem, to znamienna jest jedna rzecz: Donald Trump to człowiek, który nie lubi przegrywać. Joe Bidena zapamiętamy jako polityka, który organizował koalicję antyputinowską i duże dostawy broni do Ukrainy, wspierał Kijów – ale widzieliśmy też jego pospieszne wycofanie się z Afganistanu. Jestem pewien, że Trump nie przyjmie takiego podejścia, jeśli chodzi o wojnę rosyjsko-ukraińską. Prawdopodobnie najpierw coś Putinowi zaproponuje, ten najpewniej to odrzuci – i zobaczymy, co się stanie. Moim zdaniem wszystkie scenariusze są możliwe.

Dlaczego Putin miałby być zainteresowany zamrożeniem tej wojny, skoro ani jego gospodarka, ani rosyjska armia nie cierpią na brak zasobów i zdolności?

Gospodarka Rosji nie jest w tak dobrym stanie, jak wszyscy mówią. Sankcje częściowo działają. Muszą być stale wzmacniane, ale nie możemy powiedzieć, że nie zadziałały. Wojenna gospodarka Putina, która obecnie koncentruje się na produkcji broni, przebudowuje różne swoje sektory, by zwiększyć zbrojenia. To jest gospodarka na 3-4 lata. Tak mówią rosyjscy ekonomiści, zarówno były premier Michaił Kasjanow, jak Igor Jurgens, dyrektor Instytutu Rozwoju Współczesnego w Moskwie. Słucham ich, czytam ich i widzę, że żadna z osób, które są dogłębnie poinformowane na ten temat, nie uważa, że Rosja dobrze sobie radzi gospodarczo. Istnieje więc również presja na Putina, by się pospieszył i szybko coś zmienił. Tymczasem zadaniem Ukraińców jest po prostu wyrzucenie Rosjan ze swojego terytorium. I jest to absolutnie możliwe. Jeśli nie dziś, to za rok lub dwa.

Paweł Kowal: Gospodarka Rosji nie jest w tak dobrym stanie, jak wszyscy mówią. Sankcje częściowo działają. fot: AP/Associated Press/East News

Zwycięstwo Ukrainy oznacza również jej przystąpienie do UE i NATO...

Po wojnie Ukraina będzie w trudnej sytuacji. Nawet jeśli ona zakończy się dobrze, potrzebne będą leki na różne patologie z nią związane. Bo kiedy wojna się kończy, zawsze jest więcej korupcji i demoralizacji. To wszystko się wydarzy. Będzie też dużo broni. Nie chcę podawać liczb, bo mam dreszcze, gdy widzę, ile broni będzie w indywidualnym obiegu bez żadnej rejestracji. Rozwiązaniem dla Ukrainy będą szybkie negocjacje z Unią Europejską. A w interesie Polski jest jak najszybsze członkostwo Ukrainy w UE i NATO.

Co powiedziałby Pan byłemu przewodniczącemu Komisji Europejskiej Jean-Claude Junckerowi, który oświadczył w tym tygodniu, że Ukraina nie dołączy do UE w najbliższym czasie, bo nadal potrzebuje poważnych reform – i dlatego może być tylko częściowym członkiem?

Ukraina ma już częściowe członkostwo. Powiedziałbym Junckerowi, że to za jego czasów podpisano umowę stowarzyszeniową UE – Ukraina, umowę o pogłębionej i kompleksowej strefie wolnego handlu oraz umowę o reżimie bezwizowym.

To, czego dziś brakuje Ukrainie, to polityczna część członkostwa. To jest sedno sprawy i o to toczy się walka

Kiedy ktoś chce zmienić Ukrainę, wpłynąć na nią, to zachodni politycy myślą o uczynieniu jej bardziej kompatybilną z Zachodem. Ale najlepszym sposobem na zmianę Ukrainy, dostosowanie jej, są negocjacje akcesyjne. Nikt nie wymyślił lepszego sposobu niż członkostwo w UE.

Zaprzestaniu działań wojennych musi towarzyszyć wyraźne otwarcie drzwi do UE i NATO, tak aby jakiekolwiek rozwiązanie nie było spełnieniem marzeń Putina o dozbrojeniu się i adaptacji do sytuacji. Każdy amerykański polityk – czy to Demokrata, czy Republikanin – powinien zrozumieć, że ta wojna nie dotyczy tylko Ukrainy. Rosjanie mają plan jeszcze większej ekspansji. Będą kontynuować swoją agresję militarną, ponieważ dla nich naturalną konsekwencją wojny i istnienia gospodarki wojennej jest poszukiwanie nowych możliwości.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

„Putin chce całego Donbasu” — oświadcza Trump w rozmowie z Zełenskim po zakończeniu szczytu w Anchorage. Jednocześnie gospodarz Białego Domu faktycznie ogłosił zmianę kursu dyplomatycznego — nie ma już mowy o zasadzie „najpierw zawieszenie broni, a potem negocjacje”. Zamiast tego Trump poparł koncepcję „porozumienia pokojowego", która pokrywa się ze stanowiskiem Kremla i pozwala Rosji narzucić format: negocjacje w warunkach trwających działań wojennych. Według słów Trumpa, Ukraina powinna zgodzić się na porozumienie pokojowe, ponieważ Rosja jest „bardzo dużym państwem, a Ukraina nie”.

Kto wygrał na szczycie na Alasce, jakie są możliwe dalsze scenariusze i zagrożenia rozwoju wydarzeń oraz jak Europa może obronić swoje interesy w świecie dyplomacji Trumpa i Putina — zebraliśmy opinie ekspertów.

Benefis Kremla

Spotkanie w Anchorage wygląda jak zwycięstwo Putina — ocenia ukraiński dyplomata, były ambasador Ukrainy w USA (2005–2010) i we Francji (2014–2020) Ołeh Szamszur. Jego zdaniem, rosyjski przywódca osiągnął na szczycie wiele: udało mu się sprzedać swoją nową „wygraną” rosyjskiej opinii publicznej i międzynarodowej scenie — zarówno przyjaciołom, jak i wrogom. Przede wszystkim wyszedł z dyplomatycznej izolacji i po raz kolejny uzyskał odroczenie wdrożenia ostrzejszych sankcji — bezpośrednich i wtórnych. Sama postawa Putina, podkreśla Szamszur, nie zmieniła się ani na jotę:

— W swoich wystąpieniach był cyniczny i obłudny, a zarazem pozostał wierny dotychczasowej narracji: usprawiedliwianiu wojny i deklaracjom o zamiarze kontynuowania agresji.

Szczyt nie przeszkodził mu też w przeprowadzeniu kolejnych ataków na ukraińskie obiekty cywilne i kontynuowania letniej ofensywy.

„Putin dostał czerwony dywan od Trumpa, Trump nie dostał nic” — napisał na X niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger, który do 2022 roku kierował Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa. — „Wynik 1:0 na korzyść Putina: brak nowych sankcji. Dla Ukraińców: nic. Dla Europy: całkowite rozczarowanie”.

Z wywiadu dla Fox News wynika, że podczas rozmowy z rosyjskim przywódcą poruszano kwestie ustępstw terytorialnych i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Publicznie Trump stwierdził, że razem z Putinem „ogólnie uzgodnili warunki zakończenia wojny”: — „Myślę, że jesteśmy blisko finału”.

O Ukrainie i Europie bez Ukrainy i Europy

Mimo że Putin nie spełnił żadnego z wcześniejszych warunków Trumpa dotyczących zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie, otrzymał spotkanie, podczas którego bezpieczeństwo Ukrainy i Europy omawiano bez udziału Ukraińców i Europejczyków — zauważa Jana Kobzova, współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych (ECFR).

To kolejny korzystny wynik dla Kremla, wpisujący się w putinowską wizję świata, w której wielkie mocarstwa decydują o losie mniejszych — i która jest całkowitym zaprzeczeniem europejskiego sposobu myślenia:

— „Większość Europejczyków, a zwłaszcza Ukraińców, ma pełne prawo być zaniepokojona takim rozwojem wydarzeń. Gorączkowa aktywność dyplomatyczna, telefony i spotkania online w ostatnich dniach pokazują, że w Europie w pełni zdają sobie sprawę z wysokiej stawki i ryzyka, jakie niósł ten szczyt”.

Ale mimo szybkich bonusów, które Putin otrzymał jeszcze przed rozpoczęciem szczytu, jest zbyt wcześnie, by porównywać sytuację z Monachium czy Jałtą.

Na Kremlu prawdopodobnie wychodzą z założenia, że mają przewagę na polu bitwy i jeśli nie uda się uzyskać ustępstw drogą dyplomatyczną, będą kontynuować ofensywę w Ukrainie — podkreśla ekspertka:

— „Ale Putin będzie musiał działać ostrożnie i w jakiś sposób reagować na ambicję Trumpa, żeby zostać rozjemcą między Ukrainą a Rosją. Jeśli nie okaże żadnej elastyczności, może to skłonić prezydenta USA do spełnienia jego gróźb w sprawie nowych sankcji wobec Moskwy i jej sojuszników”.

Gwarancje bezpieczeństwa i reakcja Europy

Źródła CNN twierdzą, że Amerykanie oferują gwarancje bezpieczeństwa w formule artykułu 5 NATO, ale bez udziału samego NATO. Tę propozycję Trump miał najpierw przedstawić Zełenskiemu, a następnie powtórzy w rozmowie z europejskimi przywódcami.

Prezydent Francji z zadowoleniem przyjął gotowość Stanów Zjednoczonych do wniesienia swojego wkładu w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy:
„Będziemy pracować z nimi oraz ze wszystkimi naszymi partnerami w »koalicji chętnych«, z którymi ponownie się spotkamy, aby osiągnąć konkretne postępy” — oświadczył Emmanuel Macron.

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapewnił, że Ukraina nadal może liczyć na pełne wsparcie Niemiec.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła, że silne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i Europy są nieodłącznym elementem każdej umowy pokojowej. Szefowa europejskiej dyplomacji Kaja Kallas jest przekonana, że Rosja nie zamierza w najbliższym czasie zakończyć wojny w Ukrainie, ale Stany Zjednoczone mają siłę, by zmusić Moskwę do poważnych negocjacji.

„Gra o przyszłość Ukrainy, bezpieczeństwo Polski i całej Europy weszła w decydującą fazę. Dziś jeszcze wyraźniej widać, że Rosja szanuje tylko silnych, a Putin po raz kolejny pokazał się jako przebiegły i bezwzględny gracz. Dlatego utrzymanie jedności całego Zachodu ma kluczowe znaczenie” — ocenił premier Polski Donald Tusk.

Według brytyjskiego premiera Keira Starmera, Trump jak nigdy wcześniej zbliżył wszystkich do zakończenia wojny. Kolejnym krokiem mają być dalsze rozmowy z udziałem Zełenskiego.

W Waszyngtonie rozważane są trójstronne negocjacje: Trump–Zełenski–Putin. Na Kremlu twierdzą, że taki format nie był bezpośrednio omawiany na Alasce — jednak na zakończenie spotkania w Anchorage Putin publicznie zaproponował Trumpowi kolejne spotkanie w Moskwie.

Wołodymyra Zełenskiego już dziś, 18 sierpnia, oczekują w Waszyngtonie i – jak podają źródła portalu Axios – już 22 sierpnia Trump chciałby spotkania we trójkę.

Delegacja europejskich polityków zdecydowała się również wyjechać do Stanów Zjednoczonych w dniu 18.08, aby wesprzeć Władimira Zełenskiego. Na zdjęciu: Emmanuel Macron, Ursula von der Leyen, Mark Rutte, Siger Isiba, Friedrich Mertz, Scott Bescent, Mark Carney i Vladimir Zelensky podczas szczytu Grupy Siedmiu (G7), Kanada, 17 czerwca 2025 r. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/Eastern News

Rosyjskie gry w przedłużające się negocjacje

Cele wojny Rosji nie zmieniły się od momentu jej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Na szczycie Putin jasno dał do zrozumienia, że chce najpierw omawiać tak zwane „pierwotne przyczyny” wojny, które Kreml definiuje jako rozszerzenie NATO oraz pojawienie się w Ukrainie władzy sprzeciwiającej się rosyjskiemu wpływowi — analizuje Neil Melvin, dyrektor ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w brytyjskim Królewskim Zjednoczonym Instytucie Studiów Obronnych (RUSI).

„Wielka umowa pokojowa” Putina w rzeczywistości oznaczałaby podporządkowanie Ukrainy.

Teraz uwaga przesuwa się na walkę o kolejne kroki. Wiele zależeć będzie od działań Trumpa. Putin wyraźnie dąży do wciągnięcia USA w długotrwałe negocjacje, a Trump bez wątpienia nadal jest zainteresowany pośrednictwem w „umowie pokojowej” –  nie tylko dlatego, że to najprostsza droga do Pokojowej Nagrody Nobla – kontynuuje Neil Melvin:

— Jednak pod koniec szczytu Trump zdawał się dawać do zrozumienia, że teraz to Ukraina i Europejczycy powinni prowadzić proces dalej.

Jeśli Putinowi nie uda się wciągnąć Trumpa w kolejny cykl dwustronnych strategicznych szczytów, zadowoli się już tym, że Trump po prostu się zmęczy i de facto wycofa.

Pojawia się pytanie: jaką rolę mogą w rzeczywistości odegrać Europejczycy? Współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) Jana Kobzova odwołuje się do niedawnej analityki ECFR, która wskazuje: niezależnie od tego, jak zakończy się wojna, UE ucierpi znacznie bardziej niż USA.

Dla Europy kluczowe znaczenie ma to, czy Ukraina za kilka lat stanie się państwem stabilnym i prosperującym — nawet jeśli nie będzie kontrolować całego swojego terytorium — czy też zła ugoda uczyni ją krajem słabym, niestabilnym i podatnym na hybrydowe lub bezpośrednie ataki Rosji:

— Sam fakt, że Trump i Putin mogą samodzielnie decydować o przyszłości Ukrainy, a w istocie także o bezpieczeństwie Europy, już zmobilizował przywódców UE do zwiększenia wydatków na obronność, wzmocnienia pomocy wojskowej dla Ukrainy i bardziej aktywnej współpracy z Trumpem i jego zespołem, aby przekazać swoje stanowisko i wyznaczyć czerwone linie. Ostatnie rozmowy telefoniczne z Trumpem pokazują, że zasadniczo im się to udało — przynajmniej w krótkiej perspektywie.

Zelensky w Waszyngtonie: kolejne kroki

Według doniesień Reutersa, wśród żądań Putina przedstawionych podczas szczytu z Trumpem znalazły się następujące: Ukraina miałaby całkowicie wycofać wojska z obwodów donieckiego i ługańskiego w zamian za zamrożenie linii frontu w obwodach chersońskim i zaporoskim. Rosja rzekomo gotowa byłaby zwrócić okupowane tereny na północy obwodu sumskiego i w północno-wschodniej części obwodu charkowskiego.

Moskwa domaga się również formalnego uznania rosyjskiego suwerenitetu nad Krymem. Reuters podkreśla jednak, że nie wiadomo, czy chodzi o uznanie przez sam rząd USA, czy też przez wszystkie państwa Zachodu wraz z Ukrainą.

Putin chce także zniesienia przynajmniej części sankcji wobec Rosji, a Ukraina miałaby zrezygnować z członkostwa w NATO — w zamian za gwarancje bezpieczeństwa poza strukturami Sojuszu. Wśród żądań znalazły się także: oficjalny status języka rosyjskiego w Ukrainie oraz swoboda działania Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Stanowisko Kijowa w sprawie Donbasu jest niezmienne: Siły Zbrojne Ukrainy nie opuszczą Donbasu — wielokrotnie podkreślał to Zełenski. Równie nie do przyjęcia są inne warunki przedstawione przez Putina.

Jednocześnie, zdaniem dyrektora ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Rusi Neila Melvina, z perspektywy Kijowa szczyt pozwolił uniknąć najgorszego scenariusza — umowy zawartej za plecami Ukrainy między Trumpem a Putinem. Teraz kluczowym wyzwaniem dla Zełenskiego jest nie dopuścić, by Putin wciągnął Trumpa w serię rozmów o szerokiej agendzie gospodarczo-politycznej, w której wojna w Ukrainie zostałaby stopniowo zdegradowana do kwestii drugorzędnej w relacjach amerykańsko-rosyjskich:

— Zełenski uda się do Waszyngtonu, by przeciwstawić się temu scenariuszowi. Jego główne zadania podczas poniedziałkowego spotkania w Gabinecie Owalnym to: wzmocnić determinację Trumpa do dalszego zaangażowania oraz przekonać go do zwiększenia presji na Putina — zarówno poprzez kolejne sankcje, jak i poprzez rozszerzenie wsparcia wojskowego dla Ukrainy.

20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Kateryna Tryfonenko

Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.

Według najnowszego raportu „Badanie opinii na tematy związane z wojną na Ukrainie”, przygotowanego dla Defence24 i Fundacji „Stand with Ukraine”, tylko co czwarty respondent uważa, że Rosja nie zaatakuje Polski, a aż 12% uważa taki atak za bardzo prawdopodobny. Ponad połowa respondentów (53%) podejrzewa obecność rosyjskich wpływów – w tym dezinformacji i propagandy – w polskich mediach. Z jednej strony 57% Polaków ufa, że USA pomogłyby Polsce w razie rosyjskiej agresji, z drugiej – 61% uważa, że polska armia nie jest wystarczająco liczna, a połowa obywateli deklaruje, że wydatki na obronność powinny zostać zwiększone.

42% Polaków popiera powrót obowiązkowej służby wojskowej, ale tylko 23% zadeklarowało gotowość do osobistego zgłoszenia się do obrony kraju; za to 69% popiera obowiązkowe szkolenia wojskowe w szkołach.

To dane, które każą zadać pytania nie tyle o nasze poglądy, co o naszą gotowość – praktyczną, emocjonalną i społeczną. I właśnie dlatego czas zacząć mówić o bezpieczeństwie militarnym nie jako o zadaniu wyłącznie dla wojska, ale jako o wyzwaniu dla całego państwa – od szczytów władzy po osiedlową świetlicę.

Polska strategia obronna – „nie czekamy, działamy” opiera się na czterech filarach: samodzielnej obronie w pierwszej fazie zagrożenia, odstraszaniu potencjalnego agresora, współpracy z NATO, ale bez roli biernego oczekującego, oraz budowie odporności społecznej – tzw. odporności totalnej.

W praktyce oznacza to, że nie będzie podziału na „naszych” i „waszych”. W momencie zagrożenia znikają różnice – kulturowe, językowe, historyczne. Wszyscy żyjący w Polsce – Polacy, Ukraińcy, migranci, rezydenci – staną do obrony kraju, w którym żyją, pracują i wychowują dzieci. I to właśnie Ukraińcy – ci, którzy przeszli przez piekło inwazji – mogą być tymi, którzy zareagują jako pierwsi. Szybciej rozpoznają niebezpieczeństwo, szybciej wiedzą, co trzeba zrobić, szybciej pomagają innym – bo mają doświadczenie, którego nikt nie chce zdobywać na własnej skórze. Ich obecność to nie ciężar dla Polski – to potencjał, który trzeba włączyć do wspólnej strategii.

Jak często zadajemy sobie pytanie: czym tak naprawdę jest bezpieczeństwo militarne Polski? I co o nim wiemy – poza świadomością, że „mamy armię”, „należymy do NATO” i „jesteśmy bezpieczni”?

Bezpieczeństwo militarne to znacznie więcej niż posiadanie sprzętu wojskowego. To zdolność państwa do ochrony swojego terytorium, obywateli i instytucji przed agresją zbrojną – zarówno samodzielnie, jak i we współpracy z sojusznikami

Polska, jako członek NATO, korzysta z tzw. gwarancji kolektywnej obrony (art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego). Ale gwarancja to nie automatyzm. To proces polityczny, wymagający decyzji, konsensusu, gotowości. Dlatego nasza narodowa strategia bezpieczeństwa zakłada, że w razie zagrożenia Polska broni się natychmiast – własnymi siłami, na własnym terytorium, bez czekania na sygnał z Brukseli czy Waszyngtonu. Mówiąc wprost: nie wystarczy mieć silne wojsko, jeśli społeczeństwo nie jest gotowe na sytuacje skrajne. A gotowość nie rodzi się z deklaracji – tylko z praktyki, edukacji, organizacji i wspólnego działania.

26.03.2025 Warszawa Spotkanie premiera Donalda Tuska z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Zdjęcie: Andrzej Iwanczuk/REPORTER N/z: Mark Rutte, Donald Tusk

Miękkie bezpieczeństwo militarne – czyli jak społeczeństwo powinno przygotować grunt pod realną obronę.

Nie wszyscy muszą służyć w armii, ale wszyscy jesteśmy częścią systemu bezpieczeństwa. W dobie zagrożeń hybrydowych, ataków dezinformacyjnych, sabotażu i prowokacji – pierwszymi, którzy reagują, są obywatele, nie generałowie. To od ludzi zależy, czy zachowają spokój, rozpoznają zagrożenie, pomogą sąsiadowi, zgłoszą incydent, czy po prostu – nie dadzą się zmanipulować.

Właśnie dlatego w Polsce powstała Ustawa o ochronie ludności, która w 2025 roku zacznie być realnie wdrażana na poziomie każdego województwa. W ramach specjalnych budżetów lokalnych prowadzone będą:

  • szkolenia z ewakuacji i pierwszej pomocy,
  • ćwiczenia sytuacyjne z udziałem służb i WOT,
  • warsztaty przeciwdziałania dezinformacji,
  • szkolenia z komunikacji kryzysowej i samoorganizacji społecznej.

To konkretne działania, które mają nauczyć społeczeństwo, jak działać, zanim przyjadą czołgi. I co ważne – te programy powinny być dostępne także dla migrantów, w tym dla uchodźców z Ukrainy. Ich doświadczenie w organizowaniu pomocy, komunikacji w warunkach wojny i radzeniu sobie z kryzysem – to wartość, z której Polska powinna świadomie korzystać.

Ukraińcy w Polsce – niewidzialna armia oporu

Jednym z najbardziej wymownych przykładów miękkiego bezpieczeństwa militarnego są działania ukraińskiej diaspory w Polsce. Od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji Rosji setki tysięcy osób uciekających przed wojną znalazły tu schronienie – ale także pole do działania. Uchodźcy wojenni stali się nie tylko beneficjentami pomocy, ale jej współorganizatorami.

Organizują zbiórki dla wojska, pakują apteczki, kupują drony, prowadzą kampanie informacyjne, walczą z rosyjską propagandą, edukują Polaków i zachodnią opinię publiczną. Ich działalność to realne wsparcie dla ukraińskiej armii i państwa. Bez karabinu, ale z ogromnym wpływem na morale, logistykę i świadomość społeczną.

W tym sensie działania ukraińskich uchodźców w Polsce to element wojennego wysiłku – nie mniej ważny niż działania na froncie. Można powiedzieć: bez munduru, ale na pierwszej linii.

Co to znaczy być bezpiecznym jako uchodźca wojenny?

Bezpieczeństwo to nie tylko brak fizycznego zagrożenia. Dla uchodźcy wojennego oznacza ono także dostęp do informacji, szansę na integrację, stabilność prawno-ekonomiczną i poczucie wspólnoty. Oznacza prawo do głosu – i możliwość działania.

Polska stanęła przed ogromnym wyzwaniem przyjęcia i wsparcia milionów obywateli Ukrainy. Od decyzji rządu, przez działania samorządów, po oddolne inicjatywy obywatelskie – udało się zbudować unikalny system pomocy, który dziś można uznać za część szerszej polityki bezpieczeństwa narodowego.

Państwo, które daje uchodźcom nie tylko dach nad głową, ale i narzędzia do działania, zwiększa swoją odporność. Społeczeństwo, które potrafi przyjąć i włączyć w życie publiczne osoby dotknięte wojną, staje się silniejsze.

Polska jest nowym motorem bezpieczeństwa NATO i każdy, kto w niej mieszka, powinien chociaż trochę orientować się, jaką pozycję zajmuje kraj w tym sojuszu.

Zgodnie z oficjalnymi danymi opublikowanymi w NATO Press Release „Defence Expenditure of NATO Countries (2014-2024)” (www.nato.int), w 2024 roku Polska osiągnęła coś, co jeszcze dekadę temu wydawało się nierealne: poziom wydatków obronnych sięgnął 4,12% PKB, czyniąc ją niekwestionowanym liderem NATO, jeśli chodzi o relatywne zaangażowanie w bezpieczeństwo. To ponad dwa razy więcej niż minimalny próg sojuszu (2%) i niemal dwa razy więcej niż wynosi średnia dla państw NATO w Europie i Kanadzie (2,02%).

Ale to nie tylko procenty w excelowych tabelach – to zasadnicza zmiana roli Polski w strukturze bezpieczeństwa zbiorowego. Z państwa „na dorobku”, często traktowanego z rezerwą, staliśmy się poważnym graczem, który nie tylko bierze, ale realnie daje bezpieczeństwo – i to nie tylko sobie, ale całemu regionowi.

Nie na kredyt, ale na twardo!

Wydatki obronne Polski w 2024 roku (według danych NATO w cenach stałych z 2015 roku) wyniosły 26,8 miliarda dolarów, co oznacza wzrost o ponad 213% względem 2014 roku – drugi najwyższy w całym sojuszu. Dla porównania: Niemcy zwiększyły swoje wydatki „tylko” o 95%, Francja o 25%, a Wielka Brytania o 22%.

Jeszcze ważniejsze niż wzrost kwoty jest to, jak te pieniądze są wydawane. Ponad 51% polskich wydatków obronnych to środki przeznaczone na sprzęt i badania nad nowym uzbrojeniem. To rekordowy wynik w NATO – wyższy nawet niż w Stanach Zjednoczonych (29,88%) czy w Turcji (34,18%). W praktyce oznacza to: Polska nie tylko „pompuje” armię, ale modernizuje ją w tempie, które budzi respekt nawet w Pentagonie.

Jednocześnie zmniejszył się udział wydatków osobowych – z 51% w 2014 roku do zaledwie 29,5% w 2024 roku. Oznacza to świadomą zmianę: mniej pieniędzy na emerytury i administrację, więcej na zdolności ofensywne, interoperacyjność i odstraszanie.

16.06.2024 Centralny Poligon Sil Powietrznych w Ustce. Miedzynarodowe manewry morskie Baltops 2024, ktore naleza do najwiekszych i najwazniejszych cwiczen NATO na Baltyku. W operacji desantowej na usteckim poligonie udzial wzielo kilkuset zolnierzy z USA, Hiszpanii, Bulgarii i Polski. N/z Desant morski US Marines na usteckiej plazy. Zdjęcie: Gerard/REPORTER

Wojsko jako polityka

Za tymi liczbami kryje się decyzja polityczna. Polska inwestuje w obronność nie dlatego, że „trzeba” – ale dlatego, że widzi zagrożenie, którego Zachód jeszcze do końca nie uznaje. Wojna Rosji z Ukrainą obudziła w Polsce instynkt przetrwania – i zdrowy pragmatyzm. Wiemy, że nie da się ochronić infrastruktury krytycznej, granic ani własnego stylu życia, jeśli nie ma się armii, która budzi respekt.

W 2022 roku Polska miała 176 tys. żołnierzy zawodowych i terytorialnych. W 2024 – już ponad 216 tys. To więcej niż armie Francji czy Wielkiej Brytanii. Przy czym nie chodzi o liczby same w sobie, ale o wojsko „gotowe”, a nie „na papierze”. Gotowość do działania, zdolność do szybkiego rozwinięcia sił i szeroka rezerwa są dziś walutą bezpieczeństwa.

Cena jest wysoka – ale alternatywa droższa

Nie można ignorować kosztów tej strategii. Polska wydaje dziś więcej na obronność niż na szkolnictwo wyższe i niemal tyle samo, co na cała służba zdrowia. Dla wielu obywateli – szczególnie w okresie inflacji i spowolnienia gospodarczego – może to być trudne do przełknięcia. W dyskursie publicznym pojawia się pytanie: czy nie przesadzamy?

Odpowiedź zależy od tego, jak zdefiniujemy bezpieczeństwo. Czy jako fizyczne przetrwanie i odporność w czasie wojny? Czy jako równowagę między bezpieczeństwem militarnym a społecznym? Dziś, w obliczu rosyjskiego imperializmu, nie mamy luksusu wyboru. Bezpieczeństwo społeczne nie przetrwa bez bezpieczeństwa militarnego.

Nowy ciężar, nowa odpowiedzialność

Rosnąca siła militarna Polski to nie tylko powód do dumy – to także nowe obowiązki. Sojusznicy będą oczekiwać, że Polska nie tylko zbroi się dla siebie, ale również dla wspólnej sprawy. To oznacza większy udział w misjach NATO, większe ryzyko polityczne i konieczność zachowania spójności strategicznej z resztą sojuszu – nawet wtedy, gdy interesy nie zawsze się pokrywają.

Ale może to właśnie Polska – nie Niemcy, nie Francja – stanie się nowym stabilizatorem flanki wschodniej. Nie z obowiązku, ale z wyboru. I może właśnie to zdecyduje o przyszłości bezpieczeństwa w Europie.

Bo w XXI wieku nie przetrwa ten, kto najwięcej obiecuje – ale ten, kto najwięcej inwestuje w gotowość. Polska już inwestuje. I robi to na poważnie

Dlatego teraz – to nasz moment.

W czasie względnego spokoju, ale narastającego zagrożenia, trzeba zbudować most między społeczeństwem a systemem obronnym. Wspólne szkolenia, edukacja, praca lokalna – to nie są działania drugiego rzędu. To przyszła pierwsza linia obrony. Niech uchodźcy i migranci będą częścią tego systemu. Bo NATO zareaguje – ale zanim to się stanie, Polska musi być gotowa bronić się sama. A gotowość zaczyna się od ludzi.

Dziś linia frontu nie przebiega na Wschodzie – przebiega przez naszą codzienność. Przez to, czy jesteśmy gotowi pomagać, rozumieć i działać razem. To właśnie jest nowoczesna obrona terytorialna społeczeństwa, która zaczyna się od wspólnoty. I nikt nie jest z niej wyłączony. Nie pytajmy, czy państwo nas obroni. Zapytajmy, czy my jesteśmy gotowi być jego obroną, gdy przyjdzie czas próby.

Bez munduru – ale z gotowością. Taki dziś jest nowoczesny patriotyzm. I takie powinno być codzienne bezpieczeństwo Polski.

20
хв

Bez munduru, ale na pierwszej linii

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Wstrzymanie dostaw amunicji przez Trumpa pozostawia Ukraińców bez ochrony. Jakie będą konsekwencje tej decyzji?

Ексклюзив
20
хв

Marci Shore: – Obawiam się, że Ameryka zmierza ku wojnie domowej

Ексклюзив
20
хв

Keir Giles: – Trump jest gotów dać Rosji wszystko, czego ona chce

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress