Exclusive
20
min

Paweł Kowal, poseł na Sejm RP: - Złudzenia co do Orbana nie mają sensu. To po prostu rewizjonista

Paradoks węgierskiej sytuacji polega na tym, że po I wojnie światowej Węgry straciły swoje terytorium, a po II wojnie światowej straciły swój honor, bo zawsze były po złej stronie - mówi Kowal

Maria Górska

Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP. Fot: Piotr Kamionka/REPORTER

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Kongres USA powinien zatwierdzić dodatkowe fundusze dla Ukrainy. Joe Biden powiedział to na wspólnej konferencji w Waszyngtonie z Wołodymyrem Zełenskim 12 grudnia. Podkreślił, że jego zespół współpracuje z Demokratami i Republikanami w Senacie w celu znalezienia dwupartyjnego kompromisu. Jakie znaczenie miała wizyta Zełenskiego w Stanach Zjednoczonych? Jakie są szanse Ukrainy na rozpoczęcie negocjacji w sprawie przystąpienia do UE? Dlaczego Orban jest niebezpieczny? Odpowiedzi na te pytania udzielił Sestrom prof. Paweł Kowal, historyk i przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP.

MariaGórska: W tym tygodniu Wołodymyr Zełenski złożył nieplanowaną wizytę w Stanach Zjednoczonych. Jego celem jest wystąpienie przed Kongresem i Senatem oraz spotkanie się z prezydentem USA Joe Bidenem. Przypomnijmy, że Stany Zjednoczone omawiają obecnie pakiet pomocowy dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu. Co Pan sądzi o tej wizycie? Będzie owocna? Czy jest szansa na odwrócenie biegu zdarzeń?

Paweł Kowal: W ostatnim czasie odbyło się kilka wizyt ukraińskich polityków w Stanach Zjednoczonych i wizyt Amerykanów z najwyższego szczebla polityki w Kijowie. Żadna z nich nie odniosła wystarczającego skutku. Teraz Zełenski używa dyplomatycznej broni nuklearnej i sam zamierza rozmawiać z amerykańskimi politykami. To pokazuje, że Ukraina potrzebuje nowego lobbingu w Stanach Zjednoczonych. Trzeba współpracować z Kongresem, Izbą Reprezentantów i Senatem, a nie tylko z administracją prezydencką. I to jest zadanie dla ukraińskiej dyplomacji.

‍MG: Zarówno rząd, jak opozycja.

PK: To też jest problem. Nie wiem, czy wszyscy w Ukrainie rozumieją, że najlepsze dla kraju jest zachowanie proporcji, tak by ci u władzy i ci w opozycji byli tam w komplecie.

‍MG: Ukraina ma problem z blokowaniem politykom opozycji wyjazdów zagranicznych. Było to szczególnie widoczne podczas ostatniej nieudanej międzynarodowej wizyty lidera opozycji Petro Poroszenki, który zamierzał przekonać swoich partnerów do dalszego wspierania Ukrainy, lecz jego wyjazd został zablokowany.

PC: Nie chcę mówić nikomu w Ukrainie, jak ma urządzać swoje pokoje, ale oczywiście gdyby ktoś mnie zapytał o efektywność, to w krajach anglosaskich lubią kompleksową wizję. Wielka Brytania i Stany Zjednoczone chcą usłyszeć głos obozu większościowego, który jest też wspierany przez opozycję.

MG:Czego Ukraina powinna się spodziewać po kolejnych decyzjach, które mogą zapaść w USA?

‍PK: To największa amerykańska pomoc w historii naszego regionu - mówię o Europie Środkowo-Wschodniej. Do tej pory nie było precedensów. Jednocześnie, biorąc pod uwagę budżet USA, nie jest to aż tak dużo. Większość tych pieniędzy zostaje oczywiście w Ameryce, ponieważ to tam produkowane są główne części do broni, którą kupujemy. Jest więc kilka różnych aspektów. Niemniej ta pomoc jest dla Ukrainy niezwykle ważna. A kolejny pakiet pomocy wojskowej powinien zostać przegłosowany przed kampanią wyborczą w Stanach Zjednoczonych, zanim te kilka procent budżetu obronnego zostanie przez kogoś w kampanii wykorzystane i stanie się głównym tematem dyskusji. To bardzo dobrze dla Ukrainy, że kwestia wojny nie jest czymś, o co Amerykanie spierają się przy indyku w Święto Dziękczynienia. Niektórzy mogą powiedzieć, że szkoda, że nie rozmawiają o wojnie więcej. Ale ja powiem, że wręcz przeciwnie: to dobrze. Bo gdyby zaczęli się kłócić - Demokraci mówiliby jedno, a Republikanie drugie - to dopiero by się zaczęło... Aby tego uniknąć, musimy działać szybko. Z tego punktu widzenia wizyta Zełenskiego jest dobrym krokiem.

Wołodymyr Zełenski i Joe Biden podczas spotkania w Białym Domu. Waszyngton, 12 grudnia 2023 r. Fot: Mandel NGAN/AFP/East News

‍MG: Czekamy na pozytywne głosy w USA, aby pomóc Ukrainie, Izraelowi i Tajwanowi. W międzyczasie, cytując polskiego premiera Donalda Tuska, chcielibyśmy powiedzieć, że atak Rosji na Ukra inęjest atakiem na nas wszystkich, na świat zachodni. I tutaj sojusznicy muszą mówić zgodnie i zjednoczyć się na rzecz demokracji. 14 grudnia rozpocznie się szczyt przywódców UE w Brukseli. Jaki jest jego główny punkt?

‍PC: Na szczycie będziemy rozmawiać w kontekście trzech krajów: Ukrainy i Mołdawii, jako krajów, które muszą rozpocząć negocjacje z UE (a Ukraina jest tu kluczowa), oraz Gruzji, w przypadku której przywódcy UE będą rozważać przyznanie statusu kraju kandydującego. Szczyt dotyczy tych trzech krajów. Chodzi o rozszerzenie Unii i wysłanie sygnału ukraińskiemu społeczeństwu, że warto walczyć, bo nie tylko wojna nas czeka, ale też perspektywa poważnych zmian wewnątrz Ukrainy. To przyciągnie Kijów do zachodniego kręgu. Podobnie jest z Mołdawią. Jeśli chodzi o Gruzję, to jest to przede wszystkim sygnał polityczny dla społeczeństwa, w którym poparcie dla integracji europejskiej jest niezwykle wysokie. Ludzie tego chcą. A Unia chce wysyłać sygnały i składać obietnice polityczne, by budować swoje bezpieczeństwo.

MG: Ale mamy Viktora Orbána i jego blokowanie inicjatyw UE w sprawie Ukrainy... Czy zapadnie wiele ważnych decyzji?

‍PK: Zapadnie albo nie zapadnie, bo mamy problem z wetem Orbána. Premier Węgier próbuje zablokować wszystko, co się da. I w pewnym sensie reprezentuje rosyjską politykę w Europie.

MG: Prezydent Litwy Gitanas Nausėda twierdzi, że Węgry podważają zasady jedności Unii Europejskiej. Wołodymyr Zełenski miał okazję rozmawiać z węgierskim premierem podczas inauguracji prezydenta Argentyny Javiera Mileia. Widzieliśmy zdjęcia i filmy z tej rozmowy, bez dźwięku, i widzieliśmy napięte twarze. Podczas wspólnej konferencji prasowej z uczestnikami szczytu nordyckiego Zełenski powiedział, że poprosiłOrbána o podanie przynajmniej jednego powodu blokowania członkostwa Ukrainy w UE. A teraz czeka na odpowiedź węgierskiego premiera...

‍PK: Zełenski sprawnie wykorzystuje wszystkie międzynarodowe okazje do różnych spotkań i komunikowania swojego stanowiska. Najlepsza godzina czy miesiąc miodowy Zełenskiego już minęły. Rok temu był politykiem, któremu niczego nie odmawiano. Obecnie wkracza w fazę, w której, jak każdy polityk na świecie walczący o swój kraj, musi stawić czoło przeciwnikom. Nie boi się jednak tych starć. A starcie z Orbanem jest walką o wszystko. Przecież premier Węgier formalnie ma możliwość zablokowania decyzji o rozpoczęciu negocjacji z Ukrainą. Mam nadzieję, że mu się to nie uda. Jeśli chce Pani znać moje zdanie, to uważam, że nie ma sensu mieć złudzeń co do Orbána, bo to po prostu rewizjonista. Obserwując jego politykę jestem pewien, że myśli o zmianie granic w Europie i tylko czeka na jakąś okazję, która prędzej czy później może się nadarzyć. To skutek obsesji na punkcie końca I wojny światowej i warunków traktatu z Trianon [traktat podpisany 4 czerwca 1920 r., w wyniku którego dawne Węgry utraciły dwie trzecie swoich terytoriów, w tym Zakarpacie - red.].

MG: A Putin gra na tych emocjach, podsycając je rosyjskimi pieniędzmi.

PK: Ponadto Putin posiada wpływy w węgierskich partiach, więc ma wiele możliwości. Do pewnego stopnia kontroluje Orbána. A ten ma obsesję, tak zwany ból fantomowy: nie może pogodzić się z faktem, że Węgry straciły znaczną część swojego terytorium, i nieustannie podejmuje złe decyzje. Paradoks węgierskiej sytuacji polega na tym, że po I wojnie światowej Węgry straciły swoje terytorium, a po II wojnie światowej straciły również swój honor, ponieważ zawsze były po złej stronie. Teraz Orbán ponownie dokonuje złego wyboru, ponieważ stawia na Putina.

‍MG: W przypadku niektórych krajów w XXI wieku dają się we znaki nieodrobione lekcje z XX wieku.

PK: Osobiście jestem pod wielkim wrażeniem Orbána. Znam go dość dobrze, spotkałem się z nim, choć to tylko polityczna znajomość.

MG: Jaki to człowiek?

‍PK: Przedstawiłbym trzy oblicza węgierskiego premiera. Pierwsza to Orbán u schyłku epoki komunizmu, który dał Węgrom nową nadzieję. I znam ludzi z jego otoczenia - tych, którzy tworzyli partię Fidesz i którzy byli legendami. Na przykład Imre Nagy, bohater rewolucji 1956 roku, który powiedział: "nie" systemowi sowieckiemu. Mam też w głowie drugi obraz - podczas jego pierwszej premierostwa [Orbán po raz pierwszy stanął na czele węgierskiego rządu w 1998 r. - red.]. Jako kolega Jerzego Buzka widziałem go z bliska. Wydawało mi się, że promieniował takim światłem walki z postkomunizmem. Stworzył ten fajny format nowoczesności dobrze wymieszanej z konserwatyzmem - może czegoś takiego szukałem w polityce? Spotykaliśmy się w różnych okolicznościach, także na długich, nieformalnych letnich konferencjach. Pamiętam, że Orbán był inspiracją dla wszystkich w Polsce w tamtym czasie, zarówno prawicy, jak centrolewicy. Był przykładem tego, jak być nowoczesnym konserwatystą i antykomunistą w XXI wieku. Jednak jest też trzecia twarz Orbána, z którą mamy do czynienia dzisiaj. To polityk, który mobilizuje społeczeństwo na Węgrzech poprzez pewnego rodzaju niewypowiedzianą obietnicę, że jego kraj będzie terytorialnie większy. To jest dzisiaj strasznie trudne do zrozumienia dla Polaków czy Ukraińców, bo kiedy ktoś mówi, że chciałby widzieć dużą, silną Polskę, to nigdy nie przyjdzie mu do głowy, że mówi o powiększeniu terytorium. Interes węgierski jest przedstawiany tak samo jak interes rosyjski, co w XXI wieku jest zupełnie niezrozumiałe. Orbán często wizualizuje to za pomocą map. Kiedyś spotkał się z Mateuszem Morawieckim przy mapie Wielkich Węgier, które istniały przed I wojną światową. Polski premier na to nie zareagował, a powinien był zapytać, gdzie na tej mapie jest Polska - ponieważ pokazywała ona tylko Wielkie Węgry. Orbán nosił też taki ciekawy szalik [21 listopada polityk przyszedł na towarzyski mecz piłki nożnej pomiędzy reprezentacjami Węgier i Grecji z szalikiem przedstawiającym mapę Wielkich Węgier z częściami sąsiednich państw - red.]. On wysyła wiele rewizjonistycznych sygnałów, co dezorientuje wszystkich wokół niego.

MG: Przede wszystkim Ukrainę

‍PK: Nie tylko. Przygląda się też Rumunii i Słowacji...

MG: Niestety nasz kraj ucierpiał jako pierwszy.

‍PK: Bo Orbán wyczuwa chwilową słabość Ukrainy. Gorbaczow lubił słowo "odnodumcy", czyli podobnie myślący ludzie. Myślę, że Orban jest "odnodumcem" Putina, oni myślą podobnie. Szef Kremla bardzo dobrze rozumie, co się stanie, gdy uruchomi taki łańcuch zmian w Europie Środkowej. Wydaje się, że Putin w jakiś sposób podświadomie pokazuje Orbanowi tę perspektywę: spójrz, jeśli gdzieś zmienią się granice, to twoje też mogą się zmienić.

MG: Czego więc Ukraina powinna spodziewać się po szczycie przywódców UE?

‍PK: Wszyscy szykują się na przekonanie Orbána, co oznacza, że decyzja zostanie podjęta.

MG: W tym miejscu chciałbym zacytować unijnego komisarza ds. budżetu Johannesa Hahna, który powiedział, że w przypadku węgierskiej blokady Bruksela przejdzie do planu B. Odnosi się to do możliwości uruchomienia procedury 27 minus jeden. I to może być precedens na przyszłość.

‍PK: Chciałbym, żeby do tego nie doszło. Ale tak naprawdę węgierski szantaż w UE dotyczy nie tylko rozszerzenia wspólnoty, lecz także bezpieczeństwa Polski. Jestem tak surowy w swojej ocenie, ponieważ dla mnie to jest po prostu atak na bezpieczeństwo mojego kraju. Bliskie relacje z Węgrami są dla mnie ważne, mam tam wielu przyjaciół, nawet w środowisku Orbána. Ale teraz nie komunikuję się z nimi. Co miałbym im powiedzieć, skoro każda ich decyzja jest atakiem na bezpieczeństwo mojego kraju?

MG: Kiedyś zagrałam w filmie wybitnej węgierskiej reżyserki Marty Meszaros, znanej i lubianej w Polsce. Ona często narzeka, że węgierskie elity intelektualne bardzo cierpią z powodu polityki Viktora Orbána.

PK: Orbán uwiódł Węgrów swoją polityką. Wymyślili tam szatańską ordynację wyborczą, która praktycznie uniemożliwia opozycji zwycięstwo. Kiedy myślę o Węgrzech, zastanawiam się, czy cokolwiek może się tam zmienić bez rewolucji.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Mimo oporu Budapesztu, Komisja Europejska wraz z szeregiem państw członkowskich szuka sposobów na odblokowanie startu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. O 1 stycznia 2030 r. jako momencie akcesji niektórzy mówią jako o celu ambitnym, ale symbolicznym. Inni, w szczególności Litwa, uważają go za całkowicie osiągalny.

Wsparcie dla Ukrainy nie jest dla Wilna decyzją podjętą pod wpływem ostatnich wydarzeń. Wynika ono z głębokiego przekonania, które ukształtowało się jeszcze przed inwazją Rosji. O tym, a także o blokadach politycznych, wpływie Orbána, wyborze nowego prezydenta Polski i ryzyku dezinformacji rozmawiamy z Ingridą Šimonyte, która w latach 2020-2024 stała na czele litewskiego rządu.

Cierpliwość do Węgier się wyczerpuje

Maryna Stepanenko: – Litwa zaproponowała 1 stycznia 2030 roku jako orientacyjną datę przystąpienia Ukrainy do UE. To realistyczny cel polityczny czy raczej symboliczny gest wsparcia? W jaki sposób Litwa przyczynia się do osiągnięcia tego celu?

Ingrida Šimonyte:
– Litwa od dawna wierzy, że przyszłość Ukrainy jest w Unii Europejskiej. Było tak jeszcze na długo przed krwawymi wojnami Rosji przeciwko Ukrainie. Zawsze uważaliśmy Ukrainę za kraj europejski i wierzyliśmy, że jej integracja ze wspólnotą euroatlantycką będzie korzystna dla obu stron. Oczywiście, 20 lat temu pogląd ten nie był popularny i wielu podchodziło do niego sceptycznie. W Ukrainie zawsze byli ludzie, którzy zdecydowanie opowiadali się za integracją europejską, dlatego doszło do dwóch Majdanów. Ale byli też tacy, którzy uważali, że stosunki handlowe i biznesowe z Rosją mogą być korzystne. Inwazja zmieniła wszystko.

Biorąc pod uwagę to, jak szybko zmieniły się poglądy w ciągu ostatnich czterech lat, nie powiedziałabym, że dziś coś jest nierealne

Jeszcze kilka lat temu zaproszenie Ukrainy do UE w 2024 r. wydawało się czymś nie do pomyślenia – a jesteśmy już w tym miejscu. Rzecz jasna, przeszkody nadal istnieją. Niektórzy politycy lub kraje z powodów politycznych lub pod presją nieprzyjaznych reżimów blokują postęp, blokując otwarcie klastrów negocjacyjnych lub podjęcie decyzji. Ale to nic nowego.

Widzieliśmy już podobne niepowodzenia. Na przykład Macedonia Północna musiała zmienić nazwę, by zadowolić jedno z państw członkowskich, ale potem inne państwo UE ten proces zablokowało. Trudno powiedzieć, czy osiągniemy cel do 1 stycznia 2030 r. Nie widzę jednak w nim niczego nierealistycznego. Ukraina wykazała się niezwykłą zdolnością do szybkiego i profesjonalnego prowadzenia walki o przetrwanie oraz wdrażania głębokich reform w wielu sektorach. To rzadkość.

Wierzę więc, że to możliwe. Będziemy dokładać wszelkich starań, jestem tego pewna.

Premier Węgier Viktor Orbán często korzysta z prawa weta w Radzie UE. W jaki sposób Ukraina i jej sojusznicy mogą skutecznie pokonać takie blokady polityczne na drodze do członkostwa?

W niektórych przypadkach widzieliśmy już precedensy, kiedy decyzje były podejmowane z pominięciem węgierskiego weta. Nie jest to jednak dobra sytuacja – i nie jest to problem Ukrainy, lecz Unii Europejskiej. UE nie może za każdym razem napotykać te same przeszkody ze strony jednego państwa członkowskiego, kiedy trzeba osiągnąć konsensus.

Nawet jeśli Unii udaje się posunąć naprzód, uwzględniając niektóre interesy Węgier, wysyłamy w ten sposób niewłaściwy sygnał, że nagradzamy zachowanie sprzeczne z duchem Unii. Stanowisko Węgier staje się coraz poważniejszym problemem i wielu polityków zdaje sobie z tego sprawę.

Nie chcę, by UE była zmuszona do podjęcia radykalnych środków, takich jak pozbawienie kraju prawa głosu. Jednak musimy uznać, że taka opcja istnieje
Węgry wciąż nie wycofują weta wobec negocjacji o przystąpieniu Ukrainy do UE. Zdjęcie: LEON NEAL/AFP/East News

Widzieliśmy już, że w niektórych obszarach Unia może działać bez zgody Węgier. Jeśli jednak będzie to się zdarzało zbyt często, stanie się oczywiste, że problem należy rozwiązać w sposób bardziej radykalny. Nie potrafię powiedzieć, kiedy nadejdzie punkt zwrotny, ale oczywiste jest, że wielu polityków traci cierpliwość do Węgier.

Kilka lat temu pomysł pozbawienia prawa któregoś kraju UE głosu wydawał się czymś nie do pomyślenia jako zbyt „nieeuropejski”. Teraz już tak nie jest

Wiele zależy od tego, czy Węgry zdecydują się zmienić swoje zachowanie. Tak jak wojna jest w rękach Putina, tak Węgry mogą w każdej chwili zaprzestać mnożenia przeszkód, co będzie lepsze dla wszystkich.

Warszawa to nie Budapeszt

Nowym prezydentem Polski został Karol Nawrocki. Czy istnieje ryzyko, że stanie się on „drugim Orbanem”?

Nie do końca, ponieważ formalnie nowo wybrany prezydent nie jest członkiem partii, chociaż Nawrocki jest związany z Prawem i Sprawiedliwością. Kiedy PiS było u władzy, premier Mateusz Morawiecki był bardzo zaangażowany w pomoc dla Ukrainy. Często razem odwiedzaliśmy Ukrainę, spotykaliśmy się w ramach Trójkąta Lubelskiego. Polska ma silny instynkt rozpoznawania zagrożenia ze strony Rosji – w przeciwieństwie do Orbána.

Orbán działa na korzyść interesów Putina głównie po to, by pozostać u władzy. Jego retoryka często pokrywa się z mirażowymi narracjami Rosji i zawiera oskarżenia pod adresem Ukrainy.

Polska, podobnie jak kraje bałtyckie, ma bolesną historię z Rosją. Węgry również, tyle że reagują inaczej. Niezależnie od partii – czy to PiS, czy Platforma Obywatelska – polscy przywódcy ogólnie uważają Rosję za zagrożenie

Dlatego nie porównywałabym Polski z Węgrami. Nie wybrano pana Mentzena, którego można by porównać do Orbána. Ważne jest również to, że w procesie podejmowania decyzji w UE rząd reprezentują premier i ministrowie, a nie prezydent. Przewidziana jest koordynacja ich działań z prezydentem, ale władza wykonawcza należy do rządu.

W końcu [w 2026 r.] w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i rząd może się zmienić. Nie spodziewam się jednak znaczących zmian w ogólnym stanowisku: obie główne partie były pragmatyczne i ostrożne w stosunku do Rosji, obie popierały konieczność obrony Europy.

Tak, wszyscy słyszeliśmy podczas kampanii wypowiedzi, które budziły niepokój. Ale retoryka przedwyborcza to jedno, a ważne jest to, jak współpracują instytucje. Dlatego pozostaję optymistką. Oczywiście, politycy będą próbować dramatyzować problemy wewnętrzne. Weźmy na przykład rolników – zeszłoroczne protesty zostały wywołane oświadczeniami, że Ukraińcy zabierają im rynki, oraz obawami dotyczącymi skutków członkostwa Ukrainy w UE. Takie nastroje pojawią się jednak w wielu krajach.

Rosja będzie to wykorzystywać w propagandzie, by podsycać negatywne nastroje. Ale to nic nowego. Odpowiedzialni politycy powinni skupić się na długoterminowych celach i nie ulegać manipulacjom. Wiemy, jak działa Rosja. Musimy po prostu być gotowi.

Największe sankcje na Rosję wprowadził sam Putin

Obecnie w ścisłej koordynacji między UE a USA opracowywany jest 18. pakiet sankcji. Czy prace te odpowiadają oczekiwaniom Litwy? Co Pani kraj uważa za priorytet do uwzględnienia w tym pakiecie, by maksymalnie wzmocnić presję sankcyjną na Rosję?

Zawsze optowaliśmy za włączeniem do pakietu sankcji skroplonego gazu i materiałów jądrowych eksportowanych przez Rosję, ale oczywiście jest z tym problem. To dobra i zła strona procesu podejmowania decyzji w Unii Europejskiej: konieczny jest konsensus. Oznacza to, że w pewnym momencie otrzymujesz nie najlepszy wynik (przynajmniej z twojego punktu widzenia), ale tak właśnie wygląda koordynacja. Dlatego dobrze, że przyjęcie jednego pakietu ograniczeń jest zawsze początkiem kolejnego.

I tak, choć niestety powoli, zmierzamy do momentu, w którym te długotrwałe problemy również zostaną uwzględnione
Ingrida Šimonyte z Wołodymyrem Zełenskim. Zdjęcie: OPU

Litwa konsekwentnie opowiada się za najsurowszymi sankcjami wobec Rosji, zwłaszcza w kontekście nowych ataków na infrastrukturę cywilną Ukrainy. Dlaczego Pani zdaniem niektóre kraje UE nadal nie są gotowe do podjęcia tak zdecydowanych działań, jak Wilno? Jakie są główne obawy Zachodu?

Powiedziałabym, że największy wpływ na gospodarkę miały nie sankcje, ale odcięcie dostaw gazu przez samego Putina. Cios gospodarczy był ogromny. Gdyby [europejskie] kraje same miały zaprzestać kupowania rosyjskiego gazu, większość by na to nie poszła, obawiając się skoków cen, kosztów dla biznesu i problemów z dostawami. Nie zapominajmy też o całej całej tej propagandzie, że Europa zamarznie zimą.

Nic takiego się nie stało. Poradziliśmy sobie dobrze, choć to sporo kosztowało. Ale UE jest bogata i to nie pieniądze są jej największym problemem

Bardziej skomplikowane są inne obszary. Nalegaliśmy na podjęcie działań w sprawie gazu już na początku 2022 roku, ale nikt się na to nie zgodził. Wtedy Putin zrobił to sam – i zobaczyliśmy, że damy sobie radę. Strach bierze się stąd, że nie wiesz, czy dasz sobie radę. To sprawia, że przywódcy wahają się przed podjęciem trudnych decyzji.

Czasami chodzi również o wąskie interesy biznesowe. Ludzie powiązani z partiami rządzącymi twierdzą, że nie mogą żyć bez handlu z Rosją. To powoduje opór na szczeblu krajowym.

Ale, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o strach przed reakcją opinii publicznej. Niektórzy politycy twierdzą: „Rosja wciąż istnieje, nadal zabija Ukraińców, ale my zaczęliśmy żyć gorzej. Dlaczego mamy cierpieć?”. W krajach demokratycznych to trudna dyskusja. Potrzebne są mocne argumenty i silne przywództwo, by przekonać ludzi, że warto.

To NATO powinno prosić Ukrainę, by je przyjęła

Od początku inwazji Rosji strategia obronna NATO uległa istotnym zmianom. Jak Litwa je ocenia? Czy nowa strategia odpowiada realnym zagrożeniom na wschodniej flance?

Podjęto kroki we właściwym kierunku, ale nie są one jeszcze wystarczające. Przed nami jeszcze długa droga, zwłaszcza biorąc pod uwagę bieżącą dyskusję na temat tego, jak silne są nasze transatlantyckie więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Jaka część odpowiedzialności za bezpieczeństwo europejskie ostatecznie spadnie na Europę? Założenie, że Stany Zjednoczone zawsze będą zapewniać kluczowe wsparcie, na przykład w dziedzinie obrony przeciwlotniczej, może okazać się błędne.

Europa musi stać się bardziej samowystarczalna: skrócić łańcuchy dostaw, zwiększyć liczebność sił zbrojnych i podnieść wydatki na obronność

To niełatwe, zwłaszcza dla krajów, które nie traktowały obronności priorytetowo, jak my. Jesteśmy małym krajem, ale wydawanie nawet do 5% PKB na obronność – do czego dążymy od czasów Krymu – nigdy nie było przedmiotem sporu. W innych krajach, nawet po inwazji, realizacja zobowiązania dotyczącego wydatków rzędu 2,5% czy 3% PKB szła kiepsko.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, potwierdził zaproszenie Ukrainy na szczyt Sojuszu w Hadze. Zdjęcie: OPU

Jednak obecnie sytuacja się zmienia. Komisja Europejska przejmuje bardziej aktywną rolę w sferze obronności, ustanawiając stanowisko komisarza ds. obrony i proponując instrumenty finansowe wspierające państwa członkowskie. Ale przed nami jeszcze ważne decyzje polityczne, takie jak pobór do wojska. Wiele krajów polega wyłącznie na zawodowej armii, która jest kosztowna i ma ograniczone możliwości.

Ponowne wprowadzenie poboru do wojska jest kwestią delikatną politycznie. Po 35 latach pokoju trudno przekonać obywateli, w tym kobiety, że potrzebują podstawowego szkolenia

Ukraina znacznie wzmocniła swoje zdolności obronne. Jak widzi Pani perspektywy pogłębionej współpracy wojskowej między Litwą a Ukrainą – zarówno na szczeblu dwustronnym, jak w ramach NATO?

Jest taki dowcip, że to NATO powinno poprosić Ukrainę o przyjęcie go do swoich szeregów. W tym dowcipie jest wiele prawdy. Ukraina od dawna znana jest jako silny przemysłowo i technologicznie kraj o wysokim poziomie wiedzy technicznej, inżynierii i nauki. I na szczęście nic z tego nie zostało utracone.

Obecnie widzimy, że Ukraina nie tylko produkuje, ale też tworzy rzeczy, które zmieniają oblicze pola walki. Wielu z nas powinno zazdrościć jej tego, uczyć się od niej i z nią współpracować. Kiedy pracowałam w rządzie, podpisaliśmy umowy z ukraińskimi instytucjami o wspieraniu współpracy między naszymi przedsiębiorstwami. Nie tylko po to, by darować jej lub kupować dla niej broń na całym świecie. Także po to, aby inwestować w to, co Ukraina może opracować i wyprodukować. To ogromny potencjał.

Europejski przemysł obronny potrzebuje silnego impulsu, a Ukraina jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć pod presją, wykazując się innowacyjnością i skutecznością

Stanowi ona również wyzwanie dla tradycyjnego myślenia o obronności, które zakłada wydawanie przez lata ogromnych sum na systemy, które potem można unieruchomić za pomocą znacznie tańszych technologii.

To zmienia nasze wyobrażenie o gospodarce obronnej. Odnosząc się tego, co osiągają sektor obronny Ukrainy oraz jej talenty naukowe i inżynieryjne, mogę tylko powiedzieć: „Wow!”. Mamy się czego uczyć.

Ochrona zniknie, ludzie pozostaną

Bruksela rozważa możliwe wycofanie programu tymczasowej ochrony dla obywateli Ukrainy za granicą. Jakie działania podejmuje Litwa w tej sprawie? Na co mogą liczyć Ukraińcy?

W naszym kraju mieszka obecnie około 80 tysięcy obywateli Ukrainy – to mniej niż szczytowa liczba ponad 90 tysięcy. Niektórzy wrócili do Ukrainy lub przenieśli się gdzie indziej. U nas obowiązuje system tymczasowej ochrony, ale w praktyce większość Ukraińców przyjeżdża tu nie dla przywilejów. To głównie kobiety ze wschodniej Ukrainy, które uciekły z dziećmi lub starszymi krewnymi. Zdecydowana większość z nich pracuje, jest samowystarczalna i płaci podatki.

Ukraińcy nie otrzymują niczego z miłosierdzia. Są częścią naszego społeczeństwa i głęboko to szanuję

Tak, istnieją programy pomocy społecznej, takie jak opieka medyczna lub obiady w szkołach, ale to nic nadzwyczajnego. Jeśli status tymczasowej ochrony zostanie zniesiony, nie sądzę, by wiele się zmieniło. Po prostu przejdzie on w status pozwolenia na pobyt, a ludzie i tak zostaną.

Litwa nie jest krajem z dużym budżetem na opiekę społeczną. Oferujemy podstawowe wsparcie socjalne – zarówno litewskim obywatelom, jak Ukraińcom. Dzieci otrzymują posiłki w szkołach, ludzie mają dostęp do opieki medycznej lub otrzymują pomoc w opłacaniu mediów – bez jakichkolwiek różnic.

Jesteśmy już daleko od pierwszych dni inwazji, kiedy uchodźcy z Ukrainy potrzebowali pilnej pomocy: łóżek, jedzenia, artykułów pierwszej potrzeby. Obecnie wielu z nich osiedliło się i stało się pełnoprawnymi członkami naszego społeczeństwa.

Rusofile to na Litwie margines

Czy zauważa Pani nasilenie prorosyjskich, antyukraińskich lub izolacjonistycznych narracji w litewskim społeczeństwie lub polityce? Jeśli tak, to co jest źródłem tej zmiany?

To, co było chyba nieoczekiwane w 2022 roku, to fakt, że ludzie, którzy byli prorosyjscy lub przydatni dla Kremla, zniknęli z pola widzenia opinii publicznej. Zamilkli, ponieważ społeczeństwo tutaj jest silnie proukraińskie.

Stopniowo jednak zaczęli znów się pojawiać i mówić, że „Ukraina nie może wygrać” albo że „marnujemy [na nią] pieniądze”. To typowe prokremlowskie narracje. Ciekawe, że podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych niektórzy politycy otwarcie promowali tę linię, twierdząc, że pacyfikacja równa się pokój, że musimy dać agresorowi to, czego chce.

Na szczęście żaden z nich nie zdobył realnej władzy politycznej. Pozostali na marginesie, choć nadal cieszą się pewnym poparciem. To świadczy o tym, że część społeczeństwa jest prosowiecka lub prorosyjskie i podatna na propagandę Kremla. Wiemy, że tak jest, jak w każdym kraju.

Pozytywnym aspektem jest jednak to, że poparcie społeczne dla Ukrainy pozostaje silne. W rzeczywistości na Litwie trudniej jest być antyukraińskim niż, powiedzmy, anty-LGBT lub przeciwnym konwencji stambulskiej.

Jeśli chodzi o Ukrainę, większość ludzi na Litwie wstydziłaby się powiedzieć, że jej nie popiera

Nawet zwolennicy Rosji często formułują swoje poglądy w łagodniejszych słowach, mówiąc coś w stylu: „Popieramy Ukrainę, ale giną ludzie, więc potrzebujemy pokoju”. Następnie wzywają Ukrainę, by zrezygnowała z części swoich terytoriów lub do zaprzestania wsparcia wojskowego na jej rzecz. To nadal narracja Kremla, tyle że już nie otwarcie antyukraińska.

Zdjęcie główne: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Czy Nawrocki stanie się „drugim Orbanem” Europy? Była premierka Litwy o różnicy między Polską a Węgrami

Maryna Stepanenko

Kiedy my, Ukraińcy, mówimy o „zdradzie”, rzadko mamy na myśli Amerykę. Ale wygląda na to, że nadszedł czas, aby przyjrzeć się jej bliżej – nie jej dronom czy sprzętowi pancernemu, ale ideom, które się z tym wiążą.

Sylvie Kauffmann, była redaktor naczelna „Le Monde”, pisze w „Financial Times” o niepokojącej zmianie: Ameryka przestaje być obrończynią demokracji i próbuje zmienić jej definicję – w kraju i na świecie. Najbardziej niebezpieczne nie jest to, że Stany Zjednoczone mogą opuścić NATO, ale to, że chcą wciągnąć Europę w swoją ideologiczną transformację, w której demokracja nie oznacza już wolności, lecz posłuszeństwo.

„Prawdziwym szokiem [którego doświadczyliśmy] ze strony Trumpa nie jest odmowa. Jest nim zdrada” – uważa Natalie Tozzi, włoska politolożka.

Ta zdrada nie wymaga armii ani wybuchów. Ona dokonuje się poprzez język

Dzieje się to poprzez nowe „koalicje cywilizacyjne”, które promują wiceprezydent J. D. Vance lub Marco Rubio w swoim raporcie o potrzebie „zachowania cnót kultury zachodniej”. Ale jakiej kultury? Tej, która obraża sędziów, atakuje imigrantów, potępia wolność słowa i nazywa demokratycznie wybrane rządy „tyranami w masce”.

Stany Zjednoczone nie tylko się zmieniają. Wciągają też w ten proces Europę. Niedawno Trump osobiście przyjął w Gabinecie Owalnym skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Polski Karola Nawrockiego. A kilka dni przed wyborami sekretarz bezpieczeństwa USA Kristi Noem przyleciała do Warszawy, by publicznie go poprzeć. Podobne ingerencje miały miejsce w Rumunii.

To już nie jest dyplomacja. To eksport systemu.

Europa znalazła się w nowym geopolitycznym krajobrazie: z jednej strony Rosja, dyktatura, która prowadzi wojnę. Z drugiej – Ameryka, która proponuje „nowy porządek” w miękkiej, religijno-konserwatywnej otoczce.

„Lider tego ruchu jest teraz w Białym Domu. Dla nas to przełom” – mówi hiszpański urzędnik w rozmowie z Kauffmann.

Ukraina musi być czujna, bo ta wojna nie dotyczy tylko terytoriów. Dotyczy też wartości. Bo jeśli Zachód nie oznacza już wolności, uczciwości i pluralizmu, to o co tak naprawdę walczymy?

Pouczają nas: nie krytykujcie Ameryki, jeśli jesteście w jej obozie. Ale dzisiaj, jeśli naprawdę jesteśmy w obozie europejskim, musimy zadawać pytania. Bo to, co Trump robi z Ameryką, jego współpracownicy chcą zrobić z Polską, Rumunią – i być może z Ukrainą.

To nie jest koniec partnerstwa. To koniec iluzji

Kaufmann pisze: „Ameryka jest w tarapatach. Ale zanim Europa będzie mogła jej pomóc, musi uporządkować swoje sprawy”.

Ukraina jest częścią tej Europy. I być może to właśnie my – z doświadczeniem wojny, dyktatury, hybrydowej rzeczywistości – pierwsi dostrzeżemy, kiedy sojusz zamieni się w pułapkę.

Na podstawie artykułu pt. „Europe, the US and the question of values” autorstwa Sylvie Kauffmann, opublikowanego w „Financial Times” 4 czerwca 2025 r.

20
хв

Doktryna zdrady: Ameryka nie jest już sojusznikiem, a misjonarzem nowego porządku?

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie w nas wciąż będzie wojna

Ексклюзив
20
хв

Dziś wojna to nie tylko czołgi i artyleria. To także drony i AI

Ексклюзив
20
хв

Po wyborach w Polsce: "Lista Nawrockiego" jako szansa dla Kijowa 

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress