Exclusive
20
min

Nauka życia na nowo. Losy czterech Ukrainek dają nadzieję

"Dzieci płakały, pies chorował, spaliśmy na podłodze w pociągach. Zbierałam ostatnie siły"... Jak Anastazja, Anna, Olga i Oksana pokonały przeszkody na drodze do życia w innym kraju

Tetiana Wygowska

Wyczerpująca podróż i strach przed przyszłością często wywołują depresję. Można ją jednak wyleczyć dzięki nowym przyjaciołom i pracy. Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Pracować na dwa etaty - zdalnie na Ukrainie i w pełnym wymiarze godzin w Polsce, po pracy uczęszczać na kursy języka polskiego, a w weekendy - do szkoły policealnej (instytucja edukacyjna zapewniająca specjalistyczne wykształcenie zawodowe). Między pracą a nauką, pokonując totalne zmęczenie, nie zapominają o opiece nad dziećmi. Przez co jeszcze muszą przejść kobiety, aby rozpocząć swoje życie na nowo w nowym kraju?

Od HR do specjalisty IT

Anastazja Kravczenko, specjalistka ds. HR z 20-letnim doświadczeniem, była dobrze zorientowana w swojej dziedzinie i niezbyt chętna do zmian. Nigdy nawet nie wyjechała za granicę - jej życie w Odessie było stabilne i szczęśliwe. Ale wojna wywróciła wszystko do góry nogami.

- Bardzo martwiłam się o mojego ośmioletniego syn - mówi 42-letnia Anastazja - Nie daj Boże, żeby coś mu się stało i żeby mnie przy nim nie było. Wzięłam więc urlop i pojechałam do brata do Krakowa. Myślałam, że na dwa lub trzy tygodnie. Dopiero pod koniec lipca 2022 roku zorientowałam się, że zostaję.

Anastazja Kravczenko z synem. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Mówiąc o swojej pierwszej pracy w Polsce, Anastazja mówi, że to doświadczenie było bardziej związane z integracją niż zarobkiem. Kobieta pracowała jako asystentka międzykulturowa w krakowskiej szkole podstawowej. Jej zadaniem było wspieranie dzieci z Ukrainy. Jednocześnie zaczęła uczyć się angielskiego i zapisała się na kursy informatyki.

- Zdałam sobie sprawę, że muszę nauczyć się czegoś nowego, ponieważ moje dziecko musi dostać jeść. Zaczęłam szukać darmowych kursów, ponieważ nie miałam pieniędzy na płatne. Natknęłam się na ciekawy projekt o nazwie "Work in Tech Ukraine od Fundacji Mamo Pracuj online". Zostałam wybrana i zaczęłam studiować wsparcie IT.

Niestety, Anastazja nie była w stanie ukończyć pierwszego kursu. Jednak po pierwszym niepowodzeniu podjęła kolejną próbę - nowy projekt, kolejny kurs i profesjonalny angielski, ponieważ praca w IT wymaga komunikacji w języku angielskim i znajomości specjalistycznej terminologii. Następnie Fundacja Mama, Praca pomogła jej przygotować CV, z którym rozpoczęła poszukiwania pracy w nowej specjalizacji.

Swoją karierę rozpoczęła jako testerka w ukraińskiej firmie. Jedna z jej mam w szkole pomogła jej znaleźć pracę. - Niczego mi nie gwarantowała, dała mi tylko adres e-mail, na który miałam wysłać CV. Odbyłam rozmowę kwalifikacyjną i od sześciu miesięcy pracuję w nowej branży.

Anastazja mówi, że nie ma zamiaru zostać w Polsce na zawsze, a jej syn tęskni za ojcem, domem i swoim łóżkiem... Ale dopóki trwa wojna, warto walczyć o godne życie w nowym kraju. Dlatego po zdobyciu doświadczenia w ukraińskiej firmie planuje wkrótce znaleźć pracę w polskiej firmie.

Po tym, czego doświadczyłam na granicy, nie boję się już niczego

Annie Velyczko z Dniepru w wyborze zawodu informatyka pomogli jej dalecy polscy krewni z Wrocławia, którzy przygarnęli kobietę z dwójką dzieci na początku wojny na pełną skalę. W Ukrainie Anna pracowała jako tłumaczka języka angielskiego i to właśnie znajomość tego języka dała jej zielone światło do zmiany zawodu.

Anna Velyczko z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

- Nie widziałam moich krewnych od ponad dekady - wspomina Anna. - Ale byli chętni do pomocy. Nie tylko podzielili się z nami swoim domem, ale także działali jako poręczyciele, kiedy po raz pierwszy podpisaliśmy umowę najmu. Gdyby nie oni, nie wiem, czy by mi się udało, ponieważ gdy tylko właściciele dowiedzieliby się, że jestem bezrobotną matką z dwójką dzieci, natychmiast by mi odmówili.

Krewni pracowali w sektorze IT i zachęcali ją w każdy możliwy sposób, więc napisała CV i zaczęła wysyłać je do różnych firm. A kto szuka, ten znajdzie Jej pierwsza praca nazywała się ... "Pierwsza praca w IT" i nie tylko dała jej szansę na diametralną zmianę życia, ale też okazała się ratunkiem przed depresją, strachem o przyszłość i tęsknotą za domem.

Oczywiście depresja Anny miała swoje przyczyny - nie było łatwo dojść do siebie po trudnej "podróży" ewakuacyjnej z Dniepru do Wrocławia. - Mieszkaliśmy niedaleko lotniska. O piątej rano obudziły nas głośne wybuchy i wpadliśmy w panikę: Dzieci krzyczały, a my szybko zebraliśmy się i uciekliśmy: najpierw do domu naszych krewnych. Ukryliśmy się tam w piwnicy, próbując uspokoić dzieci najlepiej jak potrafiliśmy, ale ciągle płakały, budziły się po ledwie drzemce i bardzo bały się syren. Postanowiliśmy jechać dalej. Cudem złapaliśmy ostatni pociąg ewakuacyjny i jakoś dotarliśmy do Lwowa w ścisku i zaduchu. Tam znowu były ogromne tłumy, kolejki i rozpacz. Większość ludzi po prostu nie wiedziała, dokąd zmierza. Ludzie uciekali w panice przed niebezpieczeństwem, nie wiedząc, co ich czeka za granicą... Na mnie przynajmniej po drugiej stronie granicy czekała moja rodzina.

Jednak dotarcie do granicy okazało się nie lada wyzwaniem. Autobus zatrzymał się pięć kilometrów od urzędu celnego. Anna wspomina ze łzami w oczach, jak niosła swojego trzyletniego syna na rękach do granicy w nocy w śniegu z dużym plecakiem za plecami, ponieważ nie mógł iść tak długo o własnych siłach. Jej starsza dziesięcioletnia córka szła obok niej, również z plecakiem.

- Jak wiadomo, co cię nie zabije, to cię wzmocni. - podsumowuje Anna - Po tym, jak przetrwaliśmy tak trudną przeprawę przez granicę, wiedziałam, że mogę przetrwać wszystko w tym życiu.

Tak więc, po zdobyciu pierwszej pracy w IT, Anna nie zatrzymała się i rozpoczęła studia, aby osiągnąć wyższy poziom zawodowy. I tutaj pomogły fundacje i projekty humanitarne, oferując wiele kursów i możliwości. Na początku były to sześciomiesięczne kursy programowania o nazwie SheCodes: Coding Workshop for Women from Zero to Advanced, który został otwarty za darmo przez jego założyciela Matta Delaca dla uchodźczyń z Ukrainy. Celem filantropa było nauczenie 100 000 kobiet kodowania i zapewnienie im możliwości znalezienia przyzwoitej pracy. Anna nie przegapiła swojej szansy i dzięki tym kursom nauczyła się HTML, CSS, JavaScript i React.js. To dużo jak na sześć miesięcy, prawda?

Na tym jednak nie poprzestała. Po ukończeniu kursu programowania kontynuowała naukę na kierunku Google IT Support, a dzięki Fundacji Mama, Praca i INCO szkolenie było bezpłatne. Następnie Anna znalazła wymarzoną pracę w sektorze IT.

W Wielkiej Brytanii mojej córce przydzielono korepetytora z Rosji, po czym dziecko zaczęło mieć ataki paniki

Podróż ewakuacyjna Olgi Suchowej z okolic Irpina przypomina film. Zanim ona i jej córka w końcu odnalazły spokój w Krakowie, musiały cierpieć na Węgrzech i w Wielkiej Brytanii, wrócić do Ukrainy i zaryzykować wyjazd za granicę po raz drugi.

Olaa Suchowa z córką. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Kiedy wybuchła wojna, Olga wraz z przyjaciółką i dwójką dzieci udała się do Budapesztu, ale nie pozostała tam długo z powodu prorosyjskich nastrojów i postanowiła jechać dalej, do przyjaciół w Wielkiej Brytanii. Podróż ta okazała się wyzwaniem.

Dziewczyny nie miały samochodu ani pieniędzy, a na utrzymaniu - trójkę dzieci i psa. Wyruszyły jednak w wielodniową podróż pociągiem i promem.

- Przesiadki między pociągami trwały zarówno cztery godziny, jak i trzy minuty - wspomina Olga - Czasami biegaliśmy jak szaleni, ponieważ nie mogliśmy sobie pozwolić na pozostanie z naszymi dziećmi i psem w obcym kraju bez mieszkania i przyjaciół. Dzieci płakały, pies chorował, a my spaliśmy na podłodze w pociągach - bez pościeli, bez toalet. Zbierałam ostatnie siły, taszcząc dwie ogromne walizki, w których próbowałam ewakuować całe swoje dotychczasowe życie. Czułam się jak wielki wieszak.

Podczas podróży spotkało je wiele nieprzyjemnych incydentów: pociągi były odwoływane, stacje zaminowane, a one musiały dokonywać nieplanowanych przesiadek. Czasami kobiety traciły wiarę, że w ogóle dotrą do Holandii, ale w końcu udało im się odpocząć w Rotterdamie. Grupa spędziła noc u znajomej, a rano wsiadła na prom. Tak się złożyło, że tego samego dnia zmieniły się przepisy dotyczące przewozu zwierząt i uchodźcom nie wolno było zabierać swoich pupili bez odpowiednich szczepień. Kobiety nie zostały wpuszczone na pokład.

O Czerwonym Krzyżu dowiedziały się od przypadkowego przechodnia, który zatrzymał się na widok płaczących Ukrainek. Kobiety już myślały o powrocie do Ukrainy, ale brytyjscy przyjaciele pomogli w szczepieniach psa i zgodzili się przyjechać do Francji, do Calais, aby zabrać je wszystkie dużym samochodem.

W nocy Olga stworzyła nową trasę z darmowymi biletami na trasy Holandia - Belgia i Belgia - Francja, a tam, gdzie mogła, zamawiała bilety online. Jednak z Rotterdamu bezpłatny bilet można było kupić tylko w kasie biletowej. A kasjer powiedział, że nie ma już ani darmowych, ani tanich biletów, została tylko pierwsza klasa. Na co kobieta oczywiście nie miała pieniędzy.

- Usiedliśmy na ławce w pobliżu kas i znowu nas przepędzono - wspomina Olga - Powiedzieli, że przeszkadzamy w pracy. Wtedy mój poziom rozpaczy osiągnął maksimum.

Obie kobiety, wraz z trójką dzieci, psem i walizkami, próbowały dotrzeć do Wielkiej Brytanii, ale wciąż napotykały na przeszkody. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Po raz kolejny kobiety uratował przechodzień, który nie przeszedł obojętnie obok zdesperowanych Ukrainek. Poradził, żebyśmy z Olgą poszły do kasy biletowej, a tam... zmieniła się kasjerka. Była milsza od poprzedniego kasjera i dała im darmowe bilety.

- Mieszkaliśmy w Wielkiej Brytanii przez prawie pięć miesięcy, tak długo jak moja tymczasowa wiza była ważna - wspomina Olga swoje życie uchodźczyni - Trochę się uspokoiłam, ale moja córka zaczęła chodzić do szkoły i zaczęła mieć ataki paniki. Okazało się, że jej wychowawcą był... nauczyciel z Rosji.

Rodzina wróciła do Ukrainy, ale tam ataki rakietowe nasiliły się i zaczęły się przerwy w dostawie prądu. W domu nie było wody, ogrzewania ani prądu, a jej córka nie chodziła do szkoły, bała się i płakała. Olga po raz drugi podjęła ryzyko szukania spokoju za granicą, ale tym razem nie tak daleko - w Krakowie.

Lalka i rysunek z prywatnego archiwum Olgi Suchowej

- Polska przypomina nam nasz kraj - mówi Olga -  W końcu się uspokoiliśmy. Zaczęliśmy uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez różne fundacje, aby jakoś zintegrować się z nowym życiem. Malowaliśmy, lepiliśmy z gliny, lepiliśmy pierogi, uczestniczyliśmy w spotkaniach adaptacyjnych, szkoleniach i poznawaliśmy nowych ciekawych ludzi.

Olga ukończyła również kursy języka polskiego dla nauczycieli, a po Courserze udało jej się pracować jako mentorka ekspertek ds. marketingu cyfrowego w zespole Fundacji Mamo Pracuj. Jej zadaniem było pomaganie ukraińskim kobietom w nauce nowych zawodów i poszerzaniu wiedzy. Było to doświadczenie, które przywróciło Oldze pewność siebie i dało jej motywację oraz inspirację, by iść naprzód i nie poddawać się.

Z jednej strony praca fizyczna jest bardzo ciężka, ale z drugiej odwraca uwagę od ciężkich myśli

Oksana Tarnawska z Kowla spędziła kilka miesięcy Wielkiej Wojny na Ukrainie. Była wolontariuszką, wyplatała siatki maskujące i pomagała przesiedleńcom. Wtedy zdała sobie sprawę, że jej córka i syn potrzebują odpowiedniej edukacji, ponieważ nauka online nie zapewnia wiedzy. Postanowiła więc przeprowadzić się do Polski.

Oksana Tarnawska z dziećmi. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Jeszcze w Ukrainie zaczęła uczyć się języka polskiego, oglądając samouczki wideo na YouTube i szukając pracy w Polsce. W domu Oksana przez całe życie pracowała w biurze, ale teraz zapomniała o swoich ambicjach.

- "Moja pierwsza praca w Polsce była w magazynie Eurocash - wspomina Oksana. - To była ciężka fizyczna praca. Pudełko mięsa waży średnio 38-55 kg, a w jednym zamówieniu do wysyłki może być ponad 20 takich pudełek. Przy moim wzroście 158 cm i wadze 55 kg powiedziano mi, że po prostu nie wytrzymam takiego obciążenia. Ale w tamtym czasie była to jedyna praca, jaką miałem bez doświadczenia, więc się zgodziłem. Pomogli mi z papierkową robotą, zapewnili zakwaterowanie i wprowadziliśmy się.

Oksana pracowała przez trzy miesiące, a następnie znalazła inną w markowym sklepie odzieżowym. Ale kiedy sprzedaż spadła i firma zaczęła masowo zwalniać pracowników, Oksana również została zwolniona, a w tym momencie zachorowała na grypę. Było to bardzo nieprzyjemne, ale dla dobra swoich dzieci wzięła się w garść i szybko wróciła do poszukiwania pracy.

- Zaczęłam szukać, gdy byłam jeszcze chora - mówi Oksana - I wkrótce skontaktowała się ze mną agencja, która zaoferowała mi pracę w drukarni, gdzie pracuję od dziewięciu miesięcy.

Nie miała doświadczenia, ale wszystkiego ją nauczono. Od kilku miesięcy Oksana pracuje na umowie o pracę, która pozwala jej spokojnie patrzeć w przyszłość, ponieważ przewiduje płatny urlop i zwolnienie chorobowe, co jest bardzo ważne dla matki dwójki dzieci.

Praca fizyczna nie przeraża Oksany, wręcz odwraca jej uwagę od ciężkich myśli. A jednak, na wszelki wypadek, bierze udział we wszystkich możliwych kursach oferowanych bezpłatnie kobietom z Ukrainy przez fundacje i projekty humanitarne. Oksana ukończyła kursy Business Intelligence w ramach projektu Future Collars, pięć kursów marketingu cyfrowego i trzy kolejne kursy wsparcia IT od Google i Coursera. Następnie Fundacja Mamo Pracuj pomogła jej stworzyć nowe CV.

Kilka wskazówek dotyczących skutecznej integracji:

Mówi się, że aby zmienić swoje życie, trzeba wyjść ze swojej strefy komfortu. Nasze bohaterki, podobnie jak większość ukraińskich kobiet, musiały opuścić tę strefę nie z własnej woli. Zostały wypędzone przez wojnę. Jednocześnie trudności życiowe zmusiły te kobiety do znalezienia nowych możliwości w życiu i karierze.

Zdjęcie: Shutterstock

Bohaterki tego artykułu musiały podejmować próbę za próbą, aby osiągnąć swoje cele. Nawet w chwilach rozpaczy nie pozwoliły sobie na poddanie się. Ich doświadczenie pokazuje, że istnieją sposoby, które działają. Oto one:

1. Gdy dopadło Cię nieszczęście, szukaj przyjaciół i razem pokonujcie wszystkie trudności. Nie będziesz czuła się tak samotna, jeśli będziesz miała wokół siebie ludzi z podobnymi doświadczeniami. Zapiszcie się razem do szkoły policealnej, chodźcie razem na kursy języka polskiego, a potem "coachujcie" się nawzajem, takie wsparcie na pewno poprawi Twój stan emocjonalny, a sukcesy osób z Twojego otoczenia zainspirują Cię do działania i osiągnięć.

2. Przestań użalać się nad sobą i zacznij siebie kochać. Manicure, ulubione perfumy, czerwona szminka? Jeśli to wszystko sprawia, że jesteś szczęśliwa, to jest to konieczność, a nie kaprys. Nie pozbawiaj się małych przyjemności, nawet jeśli wydają się drogie. Przynajmniej od czasu do czasu sprawiaj sobie prezenty.

3. Stań się częścią "wspólnoty mam". Oferuje aktualne wiadomości, przydatne kontakty, komfort i wzajemne wsparcie. Wszystko to możesz uzyskać w kręgu matek takich jak Ty, a to również pomogło naszej bohaterce Anastazji znaleźć pracę. Jeśli jesteś introwertyczką, zacznij od odpowiednich grup na Facebooku: "Ukrainki w Krakowie", "Nasze we Wrocławiu".

4. Odwiedź centra integracyjne. Oferują one kursy zawodowe, wsparcie psychologiczne, pomoc prawną, terapię sztuką, grupy hobbystyczne itp. Nie tylko pomagają w trudnych sytuacjach życiowych, ale są też świetnym miejscem do znalezienia przyjaciół.  

5. Wolontariat. Oprócz centrów integracyjnych istnieje wiele społeczności wolontariuszy, w których ukraińskie kobiety wyplatają siatki maskujące, robią świece okopowe, lepią pierogi na festiwale charytatywne itp. Poczucie, że wnosisz ważny wkład lub służysz wspólnej sprawie, jest znaczące i motywujące.

6. Uprawiaj taniec, jogę, sport, sztukę. Nasza bohaterka Olga chodzi na siłownię od prawie roku i twierdzi, że aktywność fizyczna dodaje jej siły i energii.

7. Zmotywuj się. Opracuj konkretny plan, w jaki sposób zamierzasz osiągnąć swoje cele. Na przykład, nauczę się polskiego, jeśli będę ćwiczyć co najmniej 15 minut dziennie. Nasza bohaterka Anna radzi wyznaczyć sobie cel, który sprawi, że wyskoczysz z łóżka na samą myśl o nim.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Założycielka i redaktor naczelna wydawnictwa „Czas Zmian Inform”, współzałożycielka fundacji „Czas Zmian”, wolontariuszka frontowa, dziennikarka, publikująca w gazetach ukraińskich i polskich, w szczególności „Dzienniku Zachodnim”, „Gazecie Wyborczej”, "Culture.pl".  Członkini Ogólnoukraińskiego Towarzystwa „Proswita” im.  Tarasa Szewczenki, organizatorka wydarzeń kulturalnych, festiwali, "Parad Wyszywanki" w Białej Cerkwi.

W Katowicach stworzyła ukraińską bibliotekę, prowadzi odczyty literackie, organizuje spotkania z ukraińskimi pisarzami.  Laureatka Nagrody literackiej i artystycznej miasta Biała Cerkiew im  M. Wingranowskiego.  Otrzymała Medal „Za Pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy”, a także nagrodę Visa Everywhere Pioneer 20, która docenia osiągnięcia uchodźczyń, mieszkających w Europie i mających znaczący wpływ na swoje nowe społeczności.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Ukraińskie dzieci też wspierają swoją armię

Rozmawiamy z trzema dziewczynkami, które wykorzystały swoje talenty, by zebrać dziesiątki tysięcy hrywien na wsparcie ukraińskiego wojska.

Gdy wygram, pokonany przekazuje datek

– W 2022 roku wiele osób zaczęło pomagać armii – wspomina 13-letnia Waleria Jeżowa, mistrzyni świata w warcabach. – Ja też chciałam się przyłączyć. Zapytałam mamę, jak mogę to zrobić. „Co potrafisz robić najlepiej?” – zapytała. I tak doszłyśmy do wniosku, że mogę zbierać pieniądze dla armii, grając w warcaby.

Siedzę więc na ulicy i gram w warcaby z każdym, kto zechce. Jeśli ktoś mnie pokona, nie musi dawać datku – chociaż takich, którzy nie dali, jeszcze nie było. Jeśli wygrywam, pokonany musi wrzucić do puszki hrywnę.

Waleria Jeżowa gra przed supermarketem w Kijowie

Długo zastanawiałyśmy się, od czego zacząć. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie mogłabym grać, nie przeszkadzając innym. Wybrałyśmy miejsce przy supermarkecie w rejonie darnyckim pod Kijowem. Postawiłyśmy tam krzesełka, usiadłam, a mama poszła na zakupy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić, pytać, interesować się... Kiedy mama wyszła, przed moim stoliczkiem stała już kolejka. Tego dnia zebrałam jakieś 1200 hrywien.

Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy wygrywali. W swoim życiu grałam z mistrzami sportu, kandydatami na mistrzów i innymi. Ale w pobliżu supermarketu, gdzie prowadziłam swój wolontariat, przez cały jego czas wygrały ze mną 3, może 4 osoby.

Potem było wiele innych miejsc. Na przykład grałam w parku Szewczenki. Największa kwota, jaką udało mi się zebrać w ciągu jednego dnia, to około 15 tysięcy hrywien.

Przez cały czas mojego wolontariatu zebrałam ponad 220 tysięcy hrywien

Pierwsze 20 tysięcy, które zebrałam, przekazałam fundacji Serhija Prytuli. Bardzo się denerwowałam, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Od dawna podziwiam Prytulę, oglądałam jego programy w telewizji, dużo o nim wiem. Dlatego spotkanie z nim było dla mnie ważne. Kiedy zobaczył, jaką sumę przyniosłam, a miałam tylko dziesięć lat, rozpłakał się i mnie uściskał.

W fundacji Serhija Prytuli

Ksenia Minczuk: – Dlaczego zaczęłaś grać właśnie w warcaby? Jakie masz osiągnięcia?

Waleria Jeżowa: – Zaczęłam, gdy miałam 7 lat. Wtedy właśnie otwarto nowy klub warcabowy i chciałam spróbować. Wciągnęło mnie.

W 2021 roku zostałam mistrzynią świata dziewcząt do 10 lat. Mam też trzy puchary z mistrzostw Europy za pierwsze miejsce. Przez pięć lat z rzędu byłam mistrzynią Kijowa wśród dziewcząt w mojej kategorii wiekowej. Jestem również wielokrotną mistrzynią Ukrainy, mistrzynią Europy dziewcząt w mojej kategorii wiekowej oraz mistrzynią świata 2023-24 juniorek (do lat 19). Obecnie gram w kategorii „Dziewczęta od 13 do 16 lat”.

Opowiesz o swoim największym osiągnięciu?

Było wiele trudnych partii, ale jedna stała się dla mnie wyjątkowa. Arcymistrzyni Ołena Korotka jest najlepszą szachistką Ukrainy. Zagrałam z nią na mistrzostwach Ukrainy dorosłych w 2024 roku – i zremisowałam. Byłam bardzo szczęśliwa, remis z Ołeną to dla mnie wielki zaszczyt.

W jaki sposób szachy pomagają Ci w życiu?

Odciągają uwagę. Bo kiedy grasz, koncentrujesz się, rozważasz każdy ruch. Nie ma miejsca na złe myśli. Ale czasami jest odwrotnie – nerwy. Czasami po grze boli głowa, wzrasta ciśnienie, chociaż ogólnie gra mnie fascynuje.

Przyjaźń z polską szachistką uratowała nasze zwycięstwo

Waleria i Maja spotkały się po raz pierwszy na mistrzostwach świata w 2021 roku – mówi Liubow Jeżowa, mama Walerii. – W ostatniej rundzie Lera grała z Rosjanką, od tej partii zależało złoto mistrzostw świata. W warcabach rozgrywa się dwa mikromecze, a wynik jest łączny. Lera wygrywa pierwszy mikromecz, drugi kończy remisem, więc wzywa sędziego, żeby zapisał łączny wynik. I wtedy Rosjanka mówi sędziemu, że nie pamięta wyniku pierwszego mikromeczu... Sędzia jest zdezorientowany. Kto wygrał? Polka Maja Rydz grała wtedy swoją partię obok i obserwowała grę Walerii – i pomogła udowodnić, że to Lera wygrała. Z wdzięczności moja córka podarowała Mai swój medal z mistrzostw świata.

Kiedy wybuchła wojna, Maja wraz z mamą zwróciły się do polskiej federacji szachowej z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy z Lerą wszystko w porządku, czy jesteśmy bezpieczni. Przedstawiciel federacji odnalazł mnie na Facebooku. Mama Mai zaproponowała nam przyjazd do nich, ale zostaliśmy w Ukrainie. Teraz spotykamy się na międzynarodowych zawodach.

Waleria podczas symultany szachowej

Z kim grałaś, Walerio?

Z wieloma graczami. Jeśli chodzi o znane osoby, to z Hectorem Jimenezem Brave, Wołodymyrem Ostapczukiem, Wiktorią Bulitko, Jegorem Krutogołowem. Nie wszystkich jestem w stanie wymienić, ale ci mnie nie pokonali. Dużo grałam z żołnierzami. Często zdarza się, że przekazuję im swoją pomoc.

Jak żołnierze na to reagują?

Dziękują. Często ich żony pokazują filmy z podziękowaniami od mężów z frontu. I często płaczą. Pamiętam spotkanie z żołnierzem Ołeksijem Prytulą, weterynarzem z Odessy. We wrześniu 2022 roku, podczas natarcia na Łymań, został ciężko ranny i stracił obie nogi. Zbierałam pieniądze na protezy dla niego. Gdy mu je założyli, spotkaliśmy się. Podarował mi piękny bukiet kwiatów. Pomimo wszystkich przeżyć jest bardzo pogodnym człowiekiem. Zostałam również odznaczona medalem przez żołnierzy 28 OMB [oddzielna brygada zmechanizowana – red.]. Dowódca, który wręczył mi ten medal, później zginął, próbując ratować swojego towarzysza broni. Dlatego ta nagroda jest dla mnie szczególnie ważna.

Chciałabym wierzyć, że moje pieniądze, choć niewielkie, komuś pomogą

Jakie najjaśniejsze momenty związane z ich zbieraniem zapamiętałaś?

Gdy chłopcy na ulicy zbierali i przynosili drobniaki, żeby ze mną zagrać — po 50 kopiejek, po hrywnie. Każdego dnia przybiegali do tego supermarketu, gdzie grałam. Potem prosili, żebym ich uczyła.

Z Ołeksijem Prytulą, któremu pomogła zebrać pieniądze na protezy

Nadal grasz i zbierasz pieniądze?

Tak! Bardzo często gram w pobliżu supermarketu. Latem codziennie, w innych porach roku w weekendy. Tam już mnie znają – pracownicy, administrator. Przynosili mi nawet gorące obiady. Teraz częściej gram na imprezach charytatywnych. Zapraszają mnie, a ja się zgadzam. Tam jest znacznie więcej ludzi, a to oznacza, że można zebrać więcej pieniędzy dla armii. Moja metoda działa, więc będę grać dalej.

O czym marzysz?

Najważniejsze, żeby jak najszybciej skończyła się wojna. Myślę, że dziś to marzenie każdego Ukraińca. A jeśli chodzi o osobiste marzenia, to chcę się spotkać z Łesią Nikitiuk [ukraińska prezenterka telewizyjna – red.]. I oczywiście chcę zostać mistrzynią świata. Będę trenować, żeby to osiągnąć.

Kartki z kiełkującymi nasionami

Na Instagramie piszesz: „Szanuję przeszłość, nie stronię od teraźniejszości, tworzę przyszłość. Kontynuuję tradycje mojego rodu”. W jaki sposób pomagasz żołnierzom?

Mam 11 lat, pochodzę z miasta Sławuta na Wołyniu. Pomagam wojskowym od początku wojny – odpowiada 11-letnia Sołomia Debopre, etnoblogerka, która tworzy niezwykłe kartki i świeczki, by zbierać datki dla armii. – Na początku w naszym lokalnym Centrum dla Wolontariuszy cała moja rodzina wyplatała siatki maskujące, zbierała ubrania, przygotowywała jedzenie. Kiedy zabrakło tam dla mnie pracy, zaczęłam robić kartki i świeczki.

Sołomia Debopre zaczęła pomagać w wieku 8 lat

Kartki wykonuję własnoręcznie, od papieru po wykończenie. Do produkcji papieru mam specjalne narzędzia. Robię go z przetworzonych zeszytów, opakowań, papierowych śmieci. Formuję go w specjalnym sicie i dodaję nasiona, które potem mogą wykiełkować. Tej techniki nauczyłam się od ukraińskiego mistrza w Estonii, kiedy byłam w Tallinie na festiwalu wraz z zespołem folklorystycznym, w którym śpiewam. Raz w roku wyjeżdżamy za granicę, śpiewamy ukraińskie piosenki, opowiadamy o naszej kulturze, bierzemy udział w jarmarkach, na których sprzedajemy wyroby ukraińskich rzemieślników. Kiedy trafiłam do pracowni papieru, tak mnie wciągnęło, że też zapragnęłam robić coś takiego.

Swoje pierwsze kartki po prostu rozdawałam żołnierzom. Pisałam: „Siejcie na wyzwolonej ziemi”

Jaką największą kwotę udało Ci się zebrać?

18 tysięcy hrywien za jednym razem. Każdego miesiąca zarabiam 5-7 tysięcy hrywien i wszystko przekazuję żołnierzom. Czasami to są przyjaciele rodziców, czasami krewni, czasami moi obserwujący, których dobrze znam. Kiedyś zbierałam pieniądze dla mojego wujka Romana. Pomagałam też naszemu lokalnemu artyście, a on robił dla mnie formy do świec. Kiedy na wojnie zginął jego brat, potrzebny był samochód, by przewieźć ciało. Dołączyłam do zbiórki.

Kartki z nasionami i świeczki Sołomii

Jak żołnierze reagują na Twoją pomoc?

Często nagrywają mi filmy z podziękowaniami. Czasami przysyłają małe upominki: flagi oddziałów, naszywki itp. Kiedyś pewien żołnierz podarował mi duży pocisk. Przywieźli go nam prosto do domu i zostawili na podwórku, ale zapomnieli powiedzieć o tym tacie. Wyszedł na ulicę, zobaczył pocisk i się przestraszył. Pomyślał, że ten pocisk spadł obok naszego domu. Myślę, że go teraz pomaluję i oddam w zamian za datki.

Często organizuję na Instagramie różne konkursy, loterie, biorę udział w loteriach, gdzie za datki można coś wygrać. Mam już swoją publiczność, która wspiera wszystkie moje zbiórki.

O czym marzysz?

Żeby wojna skończyła się jak najszybciej. A kiedy dorosnę, chcę otworzyć kawiarnię i sprzedawać tam swoje świeczki i pocztówki.

Na jarmarku

Obrazy, które skłaniają do płaczu

Moja działalność wolontariacka rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku – mówi Alina Stebło, 16-letnia artystka. – Stało się tak dzięki mojemu wychowaniu. Zaszczepiono mi miłość do Ukrainy i nauczono, że zawsze walczyliśmy o wolność i będziemy walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Musimy też pomagać tym, którzy walczą o naszą wolność. Byłam na Majdanie w Chmielnickim, kiedy jeszcze chodziłam do przedszkola. A kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, zaczęłam rysować kartki dla rannych.

Najpierw pomagałam w organizacji społecznej „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”, zbieraliśmy paczki dla żołnierzy. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że mogę robić coś innego – rysować. To mi wychodzi znacznie lepiej. Od początku inwazji zajmuję się wyłącznie rysowaniem. To mój sposób na wyrażenie emocji i przeżyć.

Po piątym obrazie, który podarowałam znajomym żołnierzom, mama powiedziała: „A czemu my tak po prostu te twoje prace rozdajemy? Daj je na aukcje, niech przynoszą pieniądze”. I tak zrobiliśmy.

Alina Stebło maluje obrazy, które są sprzedawane na aukcjach

Razem z innymi dziećmi robiliśmy również malunki na łuskach po pociskach, które również przekazywaliśmy na aukcje. Namalowałam około 50 prac. Aukcje dla moich obrazów wyszukuje „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”.

Moja pierwsza wystawa nosi tytuł „Wojna, która nas zmieniła”. W Chmielnickim pokazałam ją już cztery razy. Za każdym razem zbieramy na tych wydarzeniach datki.

Ludzie widzą w moich pracach różne rzeczy: rozpacz, ból, nadzieję. Często mówili, że nie wierzą, że to prace nastolatki.

Zdarzało się, że patrząc na nie, dorośli mężczyźni stali i płakali

Teraz kończę 11 klasę, przygotowuję się do egzaminów, ale nadal maluję. Piszą do mnie wolontariusze z różnych krajów i proszą o prace na aukcje. Moje obrazy trafiły już do Niemiec, Szkocji, Austrii, Stanów Zjednoczonych. Na aukcjach za granicą zebrano już ponad 140 tysięcy hrywien.

Kiedy oddaję swoje prace, nie myślę o tym, ile pieniędzy uda się zebrać. Myślę o tym, co one przyniosą.

Jak wojskowi reagują na Twoją pomoc?

Najlepszym podziękowaniem dla mnie od żołnierzy jest to, że żyją. Nie potrzebuję od nich niczego więcej.

Wystawa obrazów Aliny Stebło

Jakie są Twoje marzenia?

Marzę o końcu wojny. Trochę egoistycznie, bo chcę studiować architekturę w Odessie, a nie mogę tam pojechać, bo jest niebezpiecznie. Ale i tak zostanę architektką, ponieważ po zakończeniu wojny chcę odbudowywać nasz kraj.

Co powiesz tym dzieciom i dorosłym, którzy również chcą pomagać, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Zawsze możecie przyjść do dowolnej fundacji lub organizacji społecznej i powiedzieć: „Chcę pomagać”. Tam szybko zdecydują, w czym możecie być przydatni.

Nie ma wieku, w którym można zacząć być użytecznym. Po prostu róbcie to, co potraficie najlepiej

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ksenia Minczuk

Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...

Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.

Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.

Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni

10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.

Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.

Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.

„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla

Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.

Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.

Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata

Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.

Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna

Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.

Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji

Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.

„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”

Czarnobyl po rosyjskiej okupacji

Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.

Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.

Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.

Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy

W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).

W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.

Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.

Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.

20
хв

Tragedia w Czarnobylu: 39. rocznica wybuchu

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Z biblioteki na scenę. Opowieść o Ukraince, która żyje, by śpiewać

Ексклюзив
20
хв

Przetrwałam Hitlera, przetrwałam Stalina, to i Putina przetrwam

Ексклюзив
20
хв

Piękna przyroda, obojętne państwo. Jak się żyje Ukraińcom w Turcji

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress