Exclusive
20
min

Marcin Bosacki: – Na historię przyjdzie czas po wojnie

Ani Zachód, ani Ukraina nie mogą zgodzić się na żaden rozejm, który zawierałby warunek niewchodzenia Ukrainy do UE i NATO. Oznaczałoby to bowiem, że Putin osiągnął cel, dla którego rozpoczął tę wojnę – mówi przewodniczący polsko-ukraińskiej grupy parlamentarnej, członek Komisji Obrony Narodowej Sejmu RP

Maria Górska

Przewodniczący polsko-ukraińskiej grupy parlamentarnej i członek Komisji Obrony Narodowej Sejmu RP Marcin Bosacki. Zdjęcie: Anita Walczewska/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Maria Górska: Wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz powiedział, że zachodnie systemy obrony powietrznej, które otrzyma Polska, będą chronić wyłącznie przestrzeń powietrzną państw NATO. Mowa tu o samolotach wielozadaniowych F-35, systemach przeciwlotniczych NASAMS oraz dodatkowych systemach obrony powietrznej Patriot. Jak należy interpretować tę wypowiedź? Czy to element retoryki wyborczej przed wyborami prezydenckimi w 2025 roku? Czy ze strony Polski możliwy jest konsensus w sprawie zamknięcia nieba przynajmniej nad zachodnią Ukrainą?

Marcin Bosacki: Nie sądzę, żeby akurat ta wypowiedź była elementem kampanii w wyborach prezydenckich w Polsce, które odbędą się w maju. Ale cała sprawa oczywiście jest, zwłaszcza przez skrajną prawicę, przez Konfederację, w tych wyborach wykorzystywana. Bo Konfederacja w sposób nieuprawniony twierdzi, że gdyby, jak proponują Francuzi, podjęto decyzję o wysłaniu wojsk do Ukrainy albo gdyby pociski NATO strącały rakiety rosyjskie nad terytorium Ukrainy – to byłoby to automatycznie wypowiedzenie przez NATO czy przez Polskę wojny Rosji. To nieprawda. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że jakiekolwiek decyzje o zaangażowaniu sił NATO, w tym Polski, albo sił NATO z terytorium Polski nad Ukrainą musi być decyzją całego NATO. 

Dlatego Ukraina musi wykonać pracę, by przekonać wszystkich członków NATO. Bo to jest element obrony wspólnej, sojuszniczej, sprawa całego NATO 

Oczywiście nie mówimy tutaj o rosyjskich rakietach, które rażą cele w zachodniej Ukrainie, ale tych, które przelatują nad terytorium Polski. W Rumunii doszło już do strącenie takiej rakiety. W Polsce to też byłoby możliwe, tylko że te rakiety zazwyczaj są nad terytorium Polski dosłownie przez kilkadziesiąt sekund. Gdyby były dłużej, to prawdopodobnie byśmy je strącali.

Natomiast co do strącania rosyjskich rakiet nad terytorium Ukrainy, to ja osobiście byłbym za takim rozwiązaniem. Jednak to musi być decyzja całego NATO, w tym oczywiście także Stanów Zjednoczonych.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz po raz pierwszy od dawna odwiedził Ukrainę. Oczekiwano, że przywiezie decyzję o dostarczeniu Ukrainie niemieckich pocisków manewrujących dalekiego zasięgu Taurus. Ale cud się nie wydarzył. Czy Ukraina powinna spodziewać się wzmocnienia swoich zdolności obronnych po wyborach w Niemczech, zaplanowanych na luty 2025 roku?

Przede wszystkim nowe deklaracje niemieckie i nową, być może bardziej asertywną, strategię Niemiec wobec Rosji będziemy mogli poznać dopiero po wyborach, o ile w Niemczech zwyciężą siły, które będą mniej – nazwę to dyplomatycznie – ostrożne niż niż kanclerz Scholz i jego koalicja.

Na początku grudnia Olaf Scholz przybył do Kijowa z niezapowiedzianą wizytą. Zdjęcie: OPU

Po drugie, kluczowy będzie oczywiście zwrot w polityce amerykańskiej po 20 stycznia, kiedy ponownie urząd prezydenta obejmie Donald Trump. Do takiego zwrotu na pewno dojdzie. Nie wiadomo tylko, w którym kierunku i jak głęboki on będzie.

Jak wygląda sytuacja z pomocą dla Ukrainy między wyborami a inauguracją nowego prezydenta w Stanach Zjednoczonych?

Sojusznicy – Skandynawowie, Holendrzy, Brytyjczycy i oczywiście administracja Joe Bidena – wysyłają Ukrainie ważne systemy. Trzeba pamiętać o tym przełomowym, choć w mojej ocenie spóźnionym o dwa lata, kroku prezydenta Bidena. W zasadzie zniósł on ograniczenia dotyczące amerykańskich rakiet dalekiego zasięgu, które Ukraina może już używać do rażenia celów na terytorium Rosji.

Niestety na razie nie dotyczy to całego terytorium Rosji, a jedynie w obwodu kurskiego. Tymczasem eksperci z Instytutu Studiów nad Wojną oceniają, że aby odwrócić bieg wydarzeń, pociski powinny móc latać tak daleko, jak pozwalają na to ich zdolności.

Z tego co wiem, przynajmniej w odniesieniu do rakiet brytyjskich i francuskich, nie ma ograniczeń, że mogą być używane tylko w obwodzie kurskim, prawda? Miejmy nadzieję, że tak będzie ze wszystkimi rodzajami broni, bo absolutnie zgadzam się z opinią publiczną i politykami Ukrainy, że trudno się bronić, gdy się ma związane ręce. Musimy Ukrainie dać wszystkie dostępne nam systemy i środki. Bo jeśli wojna sprowadzi do tego, kto zabije więcej żołnierzy wroga, to niestety Rosja wygra, bo mimo że poniosła kilkukrotnie większe straty osobowe niż Ukraina, zawsze będzie miała więcej żołnierzy.

Mimo to Mike Johnson, spiker Izby Reprezentantów, odrzucił wniosek administracji prezydenta Joe Bidena o włączenie 24 miliardów dolarów pomocy dla Ukrainy do krótkoterminowej ustawy o wydatkach, którą Kongres ma uchwalić do 20 grudnia. Czy Ukraina otrzyma pieniądze na obronę. Czego powinniśmy się spodziewać?

Mam nadzieję, że Ukraina otrzyma te dziesiątki miliardów dolarów pomocy jeszcze w czasie rządów prezydenta Bidena. Jednak wśród Republikanów istnieje też znacząca grupa, być może nawet dominująca, która nie chce, by Ukraina i Zachód przegrały w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Wręcz przeciwnie: chcą, aby Ukraina i Zachód wygrały tę wojnę. Oczywiście środowisko Trumpa jest zróżnicowane. Są w nim ludzie, którzy chcieliby rozejmu czy zawieszenia broni za wszelką cenę. Myślę jednak, że większość stanowią ci, którzy nie chcą dać Putinowi zbyt wiele, bo to wyglądałoby na kapitulację nie tylko Ukrainy i Europejczyków, ale także nowego amerykańskiego rządu. Nominacja Marco Rubio na szefa Departamentu Stanu jest świadectwem tego trendu.

Trump nie może sobie pozwolić na wizerunek słabeusza, bo sam oskarżał o to Joe Bidena – głównie w kwestii Afganistanu, ale nie tylko

Na Zachodzie rosną obawy, że Władimir Putin może w najbliższych latach zdecydować się na inwazję na Europę Wschodnią. Według „The Times” przywódcy wojskowi NATO uważają, że Wielka Brytania powinna być gotowa na konflikt do 2027 roku. Czy w przypadku izolacjonizmu USA pod rządami Trumpa Europa weźmie odpowiedzialność za własne bezpieczeństwo? I co na to Polska?

Gdyby Putin, nie daj Boże, wygrał, a jego ewentualne zwycięstwo definiuję przede wszystkim w kategoriach pozbawienia Ukrainy możliwości wejścia do UE i NATO, to dla całej Europy, a zwłaszcza dla naszego regionu, jest oczywiste, że pójdzie dalej, nie wycofa się. Gdy odzyska siły, będzie chciał osiągnąć jeszcze więcej korzyści geopolitycznych.

Cele Rosji, jasno określone przez rosyjskie MSZ w grudniu 2021 r., nie zmieniły się. Rosja nie tylko chce podporządkować sobie Ukrainę, ale także domaga się wycofania wojsk NATO z Europy Wschodniej, na co oczywiście nie zgodzi się ani Polska, ani inne kraje Europy Środkowej, ani cały Sojusz Północnoatlantycki, w tym Stany Zjednoczone

Polska należy do krajów, które w największym stopniu zwiększają wydatki na obronność. W tym roku będzie to ponad 4% PKB, a w przyszłym, mam nadzieję, jeszcze więcej. Jako członek Komisji Obrony Narodowej mogę powiedzieć, że zwiększenie armii dwu-, dwuipółkrotnie w ciągu kilku lat wraz ze zmianą większości systemów uzbrojenia lub ich znaczącą rozbudową jest bardzo trudnym procesem. Jednak robimy to, bo to konieczne.

Zarazem nie wierzę, że prezydent Trump wycofa Stany Zjednoczone z NATO i odmówi pomocy Ukrainie. To część wielkiej, globalnej gry politycznej, która toczy się głównie między Waszyngtonem a Pekinem. W tej grze najważniejszym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych jest Europa, a najważniejszym sojusznikiem Chin jest Rosja. Odmowa pomocy Ukrainie i Europie byłaby niekorzystna dla Trumpa.

Dlatego nie należę do tych, którzy uważają, że w pierwszych tygodniach czy miesiącach będziemy mieli do czynienia z tragicznie negatywnymi decyzjami administracji nowego amerykańskiego prezydenta

Nie oznacza to jednak, że możemy zapomnieć o budowaniu europejskich zdolności obronnych i strategicznych. To absolutny priorytet.

Wołodymyr Zełenski zadeklarował gotowość do negocjacji w sprawie zakończenia wojny pod warunkiem przystąpienia Ukrainy do NATO – tj. tej części jej terytorium, która nie jest tymczasowo okupowana przez Rosję. Taka możliwość była wcześniej omawiana w biurze sekretarza generalnego NATO, wypowiadali się na ten temat także inni europejscy politycy. Na ile realistyczne jest to dzisiaj?

Mam nadzieję, że tak będzie wyglądał koniec tej wojny. Bardzo podobają mi się zdecydowane wypowiedzi na ten temat na przykład Marka Rutte, nowego sekretarza generalnego NATO. Ja ująłbym rzecz inaczej. Uważam, że nie możemy zgodzić się na żadne zawieszenie broni pod warunkiem, że Ukraina nie dołączy do UE i NATO. Oznaczałoby to, że Putin osiągnął cel, dla którego rozpoczął tę wojnę: geopolityczną wasalizację Ukrainy. Ani Zachód, ani Ukraina nie mogą się na to zgodzić i mam nadzieję, że Stany Zjednoczone pod przywództwem nowego prezydenta również się na to nie zgodzą i tego nie zaproponują.

W jakiej perspektywie czasowej mogłoby dojść do wstąpienia Ukrainy do NATO?

Po pierwsze, uważam, że Ukraina może wejść do NATO i do Unii Europejskiej, nawet jeśli część jej terytorium będzie okupowana. Przypomnę kazus Cypru, który wszedł do Unii Europejskiej, chociaż część jego terytorium była wtedy (i nadal jest) okupowana przez Turków. Nie widzę powodu, by z Ukrainą nie miało być podobnie.

Sekretarz generalny NATO Mark Rutte i minister spraw zagranicznych Ukrainy Andrij Sybiha. Zdjęcie: MSZ Ukrainy

Chciałbym, żeby to stało się jak najszybciej, ale wszystko zależy od woli politycznej. Trzeba do tego przekonać wszystkich członków NATO. Przystąpienie do UE jest czymś innym, ponieważ to nie tylko proces polityczny, ale też bardzo złożony proces prawny. Myśmy negocjowali wejście do Unii Europejskiej prawie przez dekadę. Kluczowa jest tu też wola polityczna Ukrainy, parlamentu ukraińskiego i administracji ukraińskiej do sprawnego prowadzenia negocjacji i dostosowywania prawa ukraińskiego do prawa europejskiego w różnych aspektach — od rolnictwa po przemysł, od praworządności po walkę z korupcją. Dużo więcej będzie tu zależało od szybkości działań samej Ukrainy i jej władz, choć podkreślam bardzo mocno: Polska chce w tym pomóc.

Wiem, że przygotowywane są misje ekspertów, które będą pomagać Ukrainie w negocjacjach z Unią Europejską. Także tych, którzy negocjowali akcesję Polski ponad 20 lat temu

Gdy mówimy o UE, akcesja to perspektywa około 5 lat. Ale jeśli mówimy o NATO, to może to nastąpić szybciej. Jak szybko?

Jestem politykiem i byłym dyplomatą, nie będę się bawił we wróżkę. Podkreślę tylko, że to są powiązane ze sobą, ale jednak różne procesy. Wstępowanie do Unii Europejskiej jest procesem prawno-politycznym i wymaga reform. Decyzja o wejściu do NATO wymaga głównie woli politycznej. Przypominam, że Finlandia i Szwecja znalazły się Sojuszu w ciągu roku – tyle czasu upłynęło od wyrażenia przez nie woli w tej sprawie do zakończenia procesu ratyfikacji.

Rosyjska propaganda rozpowszechnia obecnie przekaz, że „Tarcza Wschód” jest próbą odgrodzenia się przez Polskę od wojny w Ukrainie. Jaka jest rola tego projektu w obronności Polski i jakie jest jego znaczenie dla Ukrainy?

To jest absurdalna i głupia gra propagandowa Rosji. Plan „Tarcza Wschód” jest raczej uzupełnieniem naszej polityki ukraińskiej niż z elementem wobec niej konkurencyjnym. Chodzi o zabezpieczenie przed ewentualnym atakiem Rosji z obwodu Królewieckiego, z którym mamy prawie 300 km granicy, czy sił rosyjsko-białoruskich przez granicę z Białorusią, która ma ponad 400 kilometrów długości. 

W niczym nie zmienia to jednak naszego bardzo twardego stanowiska, że trzeba pomagać Ukrainie tym, w czym możemy, i że pomoc zachodnia nadal będzie szła do Ukrainy przez korytarze transportowe na naszej południowo-wschodniej granicy

Po długiej przerwie rolnicy wznowili protesty na granicy polsko-ukraińskiej, grożąc ich nasileniem po 10 grudnia. Jaki jest udział polityki wewnętrznej w tych protestach? Czy są tam elementy wpływów rosyjskich? I co począć z tym, że każdy taki protest to cios w gospodarkę kraju ogarniętego wojną?

Powody protestów rolników są różne i część z nich jest uzasadniona. Umowa UE z krajami Mercosur [unia gospodarcza państw Ameryki Południowej, która obejmuje Argentynę, Brazylię, Paragwaj, Urugwaj i Boliwię, a także członków stowarzyszonych Chile, Boliwię, Peru, Kolumbię i Ekwador – red.] rzeczywiście może w nich uderzyć, ale sposób protestowania jest całkowicie niewłaściwy – bo jaki związek z krajami Ameryki Południowej ma nasza granica z Ukrainą? To jest absurdalne. Myślę, że rząd polski nie dopuści do zablokowania granicy. Fakt, że część rolników decyduje się protestować w taki sposób, świadczy o tym, że niestety w tamtych środowiskach istnieje agentura rosyjska.

Gdy tylko ministrowie spraw zagranicznych Polski i Ukrainy osiągnęli porozumienie w sprawie ekshumacji ofiar tragedii wołyńskiej, przedstawiciele PiS zarejestrowali w parlamencie projekt ustawy, który proponuje ukaranie OUN-B i Ukraińskiej Powstańczej Armii za „propagowanie ideologii”, która, zgodnie z zapisami ustawy, doprowadziła do „ludobójstwa Polaków na Wołyniu i przyległych terytoriach w latach 1943-1945”. Mykoła Kniażycki, przewodniczący Międzyparlamentarnej Grupy ds. Współpracy z Rzeczpospolitą Polską w Radzie Najwyższej Ukrainy, powiedział: „Emocjonalność Ukraińców nie powinna dziwić, ponieważ jest to kolejna fala politycznych spekulacji na temat tragedii wołyńskiej podczas ludobójczej wojny Rosji przeciwko Ukrainie”. Pomimo deklaracji premiera Donalda Tuska o wsparciu dla Ukrainy ryzyko upolitycznienia tematu wspólnej przeszłości przed wyborami prezydenckimi rośnie. Czego się spodziewać?

Niestety, to już nie ryzyko, ale rzeczywistość. Uważam, że zarówno Konfederacja, czyli siły skrajnej prawicy, jak niestety dużo większa i poważniejsza siła, jaką jest Prawo i Sprawiedliwość, już grają tą kartą w wewnętrznej polityce. Tymczasem Prawo i Sprawiedliwość rządziło osiem lat i nie było w stanie nic zrobić, jeśli chodzi o uruchomienie procesu ekshumacji ofiar rzezi wołyńskiej. Dlatego teraz, kiedy po niecałym roku rządów naszej koalicji do tego doszło, oni będą licytować się na nacjonalizm, by uwiarygodnić się w swoim elektoracie. Tak odczytuję tę uchwałę.

Uważam, że w tej chwili to, co można było osiągnąć, co było słuszne i realne – osiągnęliśmy. I mam nadzieję na realizację zapowiedzi, że ekshumacje ruszą
Wołyń jest jednym z czynników, które nadal wpływają na stosunki polsko-ukraińskie. Zdjęcie: Kacper Loch/East News

Natomiast osobną sprawą jest poważny polsko-ukraiński dialog na temat UPA, na temat takich postaci, jak Bandera czy przede wszystkim Szuchewycz, które z powodu Wołynia my oceniamy jednoznacznie negatywnie. U was to są postacie z panteonu narodowego, dlatego że walczyły z Sowietami o niezależność Ukrainy.

Ale na to będzie czas po wojnie, kiedy Ukraina nie będzie już pod tym śmiertelnym zagrożeniem ze strony Rosji. To jest coś, o czym niestety przedstawiciele naszej prawicy – zarówno z Konfederacji, jak z Prawa i Sprawiedliwości – z powodu swojego wyborczego cynizmu zapominają.

Ukraina nadal jest w śmiertelnym zagrożeniu i my powinniśmy, nie zapominając o trudnej historii, w jak największym stopniu jej pomagać. Kropka

Czy ta ustawa zostanie uchwalona? Czy przedwyborcze rozpalanie namiętności doprowadzi do spadku poparcia dla Ukrainy i wpłynie na nastawienie do ukraińskich uchodźców w Polsce?

Tym projektem Sejm zajmie się dopiero w nowym roku. Czy będzie przyjęty? Nie wiem. Problem w tym, że to nie będzie realna dyskusja o historii, tylko propagandowe narzędzie PiS-u i jego kandydata w wyborach prezydenckich. W takich warunkach trudno uczciwie rozmawiać o trudnej historii.

Jednocześnie chcę otwarcie powiedzieć waszym ukraińskim czytelnikom, że za Wołyń odpowiada UPA i dla nas ta organizacja nigdy nie będzie tym, czym jest dla Ukraińców. Bo dla nas będzie głównie siłą, która dokonała rzezi wołyńskiej. Tyle że o tym, co pisze się o UPA w podręcznikach w Polsce i w Ukrainie, powinni decydować historycy, a nie uchwały sejmowe. I teraz nie czas na to.

Kluczowe siły polityczne ogłosiły swoich kandydatów na prezydenta Polski. Jaka będzie różnica dla Ukrainy, jeśli wygra ten czy inny kandydat?

Gdyby wygrał Karol Nawrocki, który był przez ostatnie lata szefem IPN-u i nie potrafił w sposób skuteczny i konstruktywny współpracować ze swoimi odpowiednikami w Ukrainie, ryzyko zaognienia stosunków polsko-ukraińskich z powodów historycznych byłoby większe. Ale Polsce politykę zagraniczną i obronną realizuje rząd, a nie prezydent. Prezydent ma oczywiście duże znaczenie symboliczne, jest głową państwa.

Jednak tak długo, jak Donald Tusk jest premierem Polski, a ministrem spraw zagranicznych Radosław Sikorski, znaczącej zmiany polityki Polski wobec Ukrainy nie będzie

Jak sformułowałby Pan główną kwestię dzisiejszego dialogu polsko-ukraińskiego. Jakie jest główne wspólne wyzwanie dla Polski i Ukrainy?

Przede wszystkim Polska, zarówno samodzielnie, jak w ramach zachodniej koalicji, powinna w jak największym stopniu pomóc Ukrainie wygrać tę wojnę. Drugą sprawą jest oczywiście proces akcesji Ukrainy do UE. Polska, jako największy kraj, który tego dokonał w ostatnim ćwierćwieczu, może bardzo pomóc, bo mamy doświadczenie, profesjonalizm, wiedzę i chcemy się tym z wami podzielić.

Trzecia kwestia to usuwanie tzw. min. Obiektywnie nie ma zgody w kwestii naszej trudnej historii czy w sprawach dotyczących rolnictwa. Takich destrukcyjnych elementów nie brakuje. Jednak geostrategicznym celem Polski i Ukrainy jest przesunięcie linii bezpiecznej, zintegrowanej ze strukturami zachodnimi Europy na wschodnią granicę Ukrainy oraz budowa silnego ośrodka w ramach struktur zachodnich, czyli UE i NATO, Europy Środkowo-Wschodniej, którego głównymi filarami powinny być Polska i Ukraina. Tak oceniam cele strategiczne Polski. Są one niezmienne od 1991 roku, kiedy Ukraina odzyskała niepodległość, a na pewno od 2014 roku, kiedy Ukraina jasno zadeklarowała, że chce być członkiem UE i NATO.

Zdjęcie główne: AA/Abaca/Abaca/East News

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Mimo oporu Budapesztu, Komisja Europejska wraz z szeregiem państw członkowskich szuka sposobów na odblokowanie startu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. O 1 stycznia 2030 r. jako momencie akcesji niektórzy mówią jako o celu ambitnym, ale symbolicznym. Inni, w szczególności Litwa, uważają go za całkowicie osiągalny.

Wsparcie dla Ukrainy nie jest dla Wilna decyzją podjętą pod wpływem ostatnich wydarzeń. Wynika ono z głębokiego przekonania, które ukształtowało się jeszcze przed inwazją Rosji. O tym, a także o blokadach politycznych, wpływie Orbána, wyborze nowego prezydenta Polski i ryzyku dezinformacji rozmawiamy z Ingridą Šimonyte, która w latach 2020-2024 stała na czele litewskiego rządu.

Cierpliwość do Węgier się wyczerpuje

Maryna Stepanenko: – Litwa zaproponowała 1 stycznia 2030 roku jako orientacyjną datę przystąpienia Ukrainy do UE. To realistyczny cel polityczny czy raczej symboliczny gest wsparcia? W jaki sposób Litwa przyczynia się do osiągnięcia tego celu?

Ingrida Šimonyte:
– Litwa od dawna wierzy, że przyszłość Ukrainy jest w Unii Europejskiej. Było tak jeszcze na długo przed krwawymi wojnami Rosji przeciwko Ukrainie. Zawsze uważaliśmy Ukrainę za kraj europejski i wierzyliśmy, że jej integracja ze wspólnotą euroatlantycką będzie korzystna dla obu stron. Oczywiście, 20 lat temu pogląd ten nie był popularny i wielu podchodziło do niego sceptycznie. W Ukrainie zawsze byli ludzie, którzy zdecydowanie opowiadali się za integracją europejską, dlatego doszło do dwóch Majdanów. Ale byli też tacy, którzy uważali, że stosunki handlowe i biznesowe z Rosją mogą być korzystne. Inwazja zmieniła wszystko.

Biorąc pod uwagę to, jak szybko zmieniły się poglądy w ciągu ostatnich czterech lat, nie powiedziałabym, że dziś coś jest nierealne

Jeszcze kilka lat temu zaproszenie Ukrainy do UE w 2024 r. wydawało się czymś nie do pomyślenia – a jesteśmy już w tym miejscu. Rzecz jasna, przeszkody nadal istnieją. Niektórzy politycy lub kraje z powodów politycznych lub pod presją nieprzyjaznych reżimów blokują postęp, blokując otwarcie klastrów negocjacyjnych lub podjęcie decyzji. Ale to nic nowego.

Widzieliśmy już podobne niepowodzenia. Na przykład Macedonia Północna musiała zmienić nazwę, by zadowolić jedno z państw członkowskich, ale potem inne państwo UE ten proces zablokowało. Trudno powiedzieć, czy osiągniemy cel do 1 stycznia 2030 r. Nie widzę jednak w nim niczego nierealistycznego. Ukraina wykazała się niezwykłą zdolnością do szybkiego i profesjonalnego prowadzenia walki o przetrwanie oraz wdrażania głębokich reform w wielu sektorach. To rzadkość.

Wierzę więc, że to możliwe. Będziemy dokładać wszelkich starań, jestem tego pewna.

Premier Węgier Viktor Orbán często korzysta z prawa weta w Radzie UE. W jaki sposób Ukraina i jej sojusznicy mogą skutecznie pokonać takie blokady polityczne na drodze do członkostwa?

W niektórych przypadkach widzieliśmy już precedensy, kiedy decyzje były podejmowane z pominięciem węgierskiego weta. Nie jest to jednak dobra sytuacja – i nie jest to problem Ukrainy, lecz Unii Europejskiej. UE nie może za każdym razem napotykać te same przeszkody ze strony jednego państwa członkowskiego, kiedy trzeba osiągnąć konsensus.

Nawet jeśli Unii udaje się posunąć naprzód, uwzględniając niektóre interesy Węgier, wysyłamy w ten sposób niewłaściwy sygnał, że nagradzamy zachowanie sprzeczne z duchem Unii. Stanowisko Węgier staje się coraz poważniejszym problemem i wielu polityków zdaje sobie z tego sprawę.

Nie chcę, by UE była zmuszona do podjęcia radykalnych środków, takich jak pozbawienie kraju prawa głosu. Jednak musimy uznać, że taka opcja istnieje
Węgry wciąż nie wycofują weta wobec negocjacji o przystąpieniu Ukrainy do UE. Zdjęcie: LEON NEAL/AFP/East News

Widzieliśmy już, że w niektórych obszarach Unia może działać bez zgody Węgier. Jeśli jednak będzie to się zdarzało zbyt często, stanie się oczywiste, że problem należy rozwiązać w sposób bardziej radykalny. Nie potrafię powiedzieć, kiedy nadejdzie punkt zwrotny, ale oczywiste jest, że wielu polityków traci cierpliwość do Węgier.

Kilka lat temu pomysł pozbawienia prawa któregoś kraju UE głosu wydawał się czymś nie do pomyślenia jako zbyt „nieeuropejski”. Teraz już tak nie jest

Wiele zależy od tego, czy Węgry zdecydują się zmienić swoje zachowanie. Tak jak wojna jest w rękach Putina, tak Węgry mogą w każdej chwili zaprzestać mnożenia przeszkód, co będzie lepsze dla wszystkich.

Warszawa to nie Budapeszt

Nowym prezydentem Polski został Karol Nawrocki. Czy istnieje ryzyko, że stanie się on „drugim Orbanem”?

Nie do końca, ponieważ formalnie nowo wybrany prezydent nie jest członkiem partii, chociaż Nawrocki jest związany z Prawem i Sprawiedliwością. Kiedy PiS było u władzy, premier Mateusz Morawiecki był bardzo zaangażowany w pomoc dla Ukrainy. Często razem odwiedzaliśmy Ukrainę, spotykaliśmy się w ramach Trójkąta Lubelskiego. Polska ma silny instynkt rozpoznawania zagrożenia ze strony Rosji – w przeciwieństwie do Orbána.

Orbán działa na korzyść interesów Putina głównie po to, by pozostać u władzy. Jego retoryka często pokrywa się z mirażowymi narracjami Rosji i zawiera oskarżenia pod adresem Ukrainy.

Polska, podobnie jak kraje bałtyckie, ma bolesną historię z Rosją. Węgry również, tyle że reagują inaczej. Niezależnie od partii – czy to PiS, czy Platforma Obywatelska – polscy przywódcy ogólnie uważają Rosję za zagrożenie

Dlatego nie porównywałabym Polski z Węgrami. Nie wybrano pana Mentzena, którego można by porównać do Orbána. Ważne jest również to, że w procesie podejmowania decyzji w UE rząd reprezentują premier i ministrowie, a nie prezydent. Przewidziana jest koordynacja ich działań z prezydentem, ale władza wykonawcza należy do rządu.

W końcu [w 2026 r.] w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i rząd może się zmienić. Nie spodziewam się jednak znaczących zmian w ogólnym stanowisku: obie główne partie były pragmatyczne i ostrożne w stosunku do Rosji, obie popierały konieczność obrony Europy.

Tak, wszyscy słyszeliśmy podczas kampanii wypowiedzi, które budziły niepokój. Ale retoryka przedwyborcza to jedno, a ważne jest to, jak współpracują instytucje. Dlatego pozostaję optymistką. Oczywiście, politycy będą próbować dramatyzować problemy wewnętrzne. Weźmy na przykład rolników – zeszłoroczne protesty zostały wywołane oświadczeniami, że Ukraińcy zabierają im rynki, oraz obawami dotyczącymi skutków członkostwa Ukrainy w UE. Takie nastroje pojawią się jednak w wielu krajach.

Rosja będzie to wykorzystywać w propagandzie, by podsycać negatywne nastroje. Ale to nic nowego. Odpowiedzialni politycy powinni skupić się na długoterminowych celach i nie ulegać manipulacjom. Wiemy, jak działa Rosja. Musimy po prostu być gotowi.

Największe sankcje na Rosję wprowadził sam Putin

Obecnie w ścisłej koordynacji między UE a USA opracowywany jest 18. pakiet sankcji. Czy prace te odpowiadają oczekiwaniom Litwy? Co Pani kraj uważa za priorytet do uwzględnienia w tym pakiecie, by maksymalnie wzmocnić presję sankcyjną na Rosję?

Zawsze optowaliśmy za włączeniem do pakietu sankcji skroplonego gazu i materiałów jądrowych eksportowanych przez Rosję, ale oczywiście jest z tym problem. To dobra i zła strona procesu podejmowania decyzji w Unii Europejskiej: konieczny jest konsensus. Oznacza to, że w pewnym momencie otrzymujesz nie najlepszy wynik (przynajmniej z twojego punktu widzenia), ale tak właśnie wygląda koordynacja. Dlatego dobrze, że przyjęcie jednego pakietu ograniczeń jest zawsze początkiem kolejnego.

I tak, choć niestety powoli, zmierzamy do momentu, w którym te długotrwałe problemy również zostaną uwzględnione
Ingrida Šimonyte z Wołodymyrem Zełenskim. Zdjęcie: OPU

Litwa konsekwentnie opowiada się za najsurowszymi sankcjami wobec Rosji, zwłaszcza w kontekście nowych ataków na infrastrukturę cywilną Ukrainy. Dlaczego Pani zdaniem niektóre kraje UE nadal nie są gotowe do podjęcia tak zdecydowanych działań, jak Wilno? Jakie są główne obawy Zachodu?

Powiedziałabym, że największy wpływ na gospodarkę miały nie sankcje, ale odcięcie dostaw gazu przez samego Putina. Cios gospodarczy był ogromny. Gdyby [europejskie] kraje same miały zaprzestać kupowania rosyjskiego gazu, większość by na to nie poszła, obawiając się skoków cen, kosztów dla biznesu i problemów z dostawami. Nie zapominajmy też o całej całej tej propagandzie, że Europa zamarznie zimą.

Nic takiego się nie stało. Poradziliśmy sobie dobrze, choć to sporo kosztowało. Ale UE jest bogata i to nie pieniądze są jej największym problemem

Bardziej skomplikowane są inne obszary. Nalegaliśmy na podjęcie działań w sprawie gazu już na początku 2022 roku, ale nikt się na to nie zgodził. Wtedy Putin zrobił to sam – i zobaczyliśmy, że damy sobie radę. Strach bierze się stąd, że nie wiesz, czy dasz sobie radę. To sprawia, że przywódcy wahają się przed podjęciem trudnych decyzji.

Czasami chodzi również o wąskie interesy biznesowe. Ludzie powiązani z partiami rządzącymi twierdzą, że nie mogą żyć bez handlu z Rosją. To powoduje opór na szczeblu krajowym.

Ale, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o strach przed reakcją opinii publicznej. Niektórzy politycy twierdzą: „Rosja wciąż istnieje, nadal zabija Ukraińców, ale my zaczęliśmy żyć gorzej. Dlaczego mamy cierpieć?”. W krajach demokratycznych to trudna dyskusja. Potrzebne są mocne argumenty i silne przywództwo, by przekonać ludzi, że warto.

To NATO powinno prosić Ukrainę, by je przyjęła

Od początku inwazji Rosji strategia obronna NATO uległa istotnym zmianom. Jak Litwa je ocenia? Czy nowa strategia odpowiada realnym zagrożeniom na wschodniej flance?

Podjęto kroki we właściwym kierunku, ale nie są one jeszcze wystarczające. Przed nami jeszcze długa droga, zwłaszcza biorąc pod uwagę bieżącą dyskusję na temat tego, jak silne są nasze transatlantyckie więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Jaka część odpowiedzialności za bezpieczeństwo europejskie ostatecznie spadnie na Europę? Założenie, że Stany Zjednoczone zawsze będą zapewniać kluczowe wsparcie, na przykład w dziedzinie obrony przeciwlotniczej, może okazać się błędne.

Europa musi stać się bardziej samowystarczalna: skrócić łańcuchy dostaw, zwiększyć liczebność sił zbrojnych i podnieść wydatki na obronność

To niełatwe, zwłaszcza dla krajów, które nie traktowały obronności priorytetowo, jak my. Jesteśmy małym krajem, ale wydawanie nawet do 5% PKB na obronność – do czego dążymy od czasów Krymu – nigdy nie było przedmiotem sporu. W innych krajach, nawet po inwazji, realizacja zobowiązania dotyczącego wydatków rzędu 2,5% czy 3% PKB szła kiepsko.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, potwierdził zaproszenie Ukrainy na szczyt Sojuszu w Hadze. Zdjęcie: OPU

Jednak obecnie sytuacja się zmienia. Komisja Europejska przejmuje bardziej aktywną rolę w sferze obronności, ustanawiając stanowisko komisarza ds. obrony i proponując instrumenty finansowe wspierające państwa członkowskie. Ale przed nami jeszcze ważne decyzje polityczne, takie jak pobór do wojska. Wiele krajów polega wyłącznie na zawodowej armii, która jest kosztowna i ma ograniczone możliwości.

Ponowne wprowadzenie poboru do wojska jest kwestią delikatną politycznie. Po 35 latach pokoju trudno przekonać obywateli, w tym kobiety, że potrzebują podstawowego szkolenia

Ukraina znacznie wzmocniła swoje zdolności obronne. Jak widzi Pani perspektywy pogłębionej współpracy wojskowej między Litwą a Ukrainą – zarówno na szczeblu dwustronnym, jak w ramach NATO?

Jest taki dowcip, że to NATO powinno poprosić Ukrainę o przyjęcie go do swoich szeregów. W tym dowcipie jest wiele prawdy. Ukraina od dawna znana jest jako silny przemysłowo i technologicznie kraj o wysokim poziomie wiedzy technicznej, inżynierii i nauki. I na szczęście nic z tego nie zostało utracone.

Obecnie widzimy, że Ukraina nie tylko produkuje, ale też tworzy rzeczy, które zmieniają oblicze pola walki. Wielu z nas powinno zazdrościć jej tego, uczyć się od niej i z nią współpracować. Kiedy pracowałam w rządzie, podpisaliśmy umowy z ukraińskimi instytucjami o wspieraniu współpracy między naszymi przedsiębiorstwami. Nie tylko po to, by darować jej lub kupować dla niej broń na całym świecie. Także po to, aby inwestować w to, co Ukraina może opracować i wyprodukować. To ogromny potencjał.

Europejski przemysł obronny potrzebuje silnego impulsu, a Ukraina jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć pod presją, wykazując się innowacyjnością i skutecznością

Stanowi ona również wyzwanie dla tradycyjnego myślenia o obronności, które zakłada wydawanie przez lata ogromnych sum na systemy, które potem można unieruchomić za pomocą znacznie tańszych technologii.

To zmienia nasze wyobrażenie o gospodarce obronnej. Odnosząc się tego, co osiągają sektor obronny Ukrainy oraz jej talenty naukowe i inżynieryjne, mogę tylko powiedzieć: „Wow!”. Mamy się czego uczyć.

Ochrona zniknie, ludzie pozostaną

Bruksela rozważa możliwe wycofanie programu tymczasowej ochrony dla obywateli Ukrainy za granicą. Jakie działania podejmuje Litwa w tej sprawie? Na co mogą liczyć Ukraińcy?

W naszym kraju mieszka obecnie około 80 tysięcy obywateli Ukrainy – to mniej niż szczytowa liczba ponad 90 tysięcy. Niektórzy wrócili do Ukrainy lub przenieśli się gdzie indziej. U nas obowiązuje system tymczasowej ochrony, ale w praktyce większość Ukraińców przyjeżdża tu nie dla przywilejów. To głównie kobiety ze wschodniej Ukrainy, które uciekły z dziećmi lub starszymi krewnymi. Zdecydowana większość z nich pracuje, jest samowystarczalna i płaci podatki.

Ukraińcy nie otrzymują niczego z miłosierdzia. Są częścią naszego społeczeństwa i głęboko to szanuję

Tak, istnieją programy pomocy społecznej, takie jak opieka medyczna lub obiady w szkołach, ale to nic nadzwyczajnego. Jeśli status tymczasowej ochrony zostanie zniesiony, nie sądzę, by wiele się zmieniło. Po prostu przejdzie on w status pozwolenia na pobyt, a ludzie i tak zostaną.

Litwa nie jest krajem z dużym budżetem na opiekę społeczną. Oferujemy podstawowe wsparcie socjalne – zarówno litewskim obywatelom, jak Ukraińcom. Dzieci otrzymują posiłki w szkołach, ludzie mają dostęp do opieki medycznej lub otrzymują pomoc w opłacaniu mediów – bez jakichkolwiek różnic.

Jesteśmy już daleko od pierwszych dni inwazji, kiedy uchodźcy z Ukrainy potrzebowali pilnej pomocy: łóżek, jedzenia, artykułów pierwszej potrzeby. Obecnie wielu z nich osiedliło się i stało się pełnoprawnymi członkami naszego społeczeństwa.

Rusofile to na Litwie margines

Czy zauważa Pani nasilenie prorosyjskich, antyukraińskich lub izolacjonistycznych narracji w litewskim społeczeństwie lub polityce? Jeśli tak, to co jest źródłem tej zmiany?

To, co było chyba nieoczekiwane w 2022 roku, to fakt, że ludzie, którzy byli prorosyjscy lub przydatni dla Kremla, zniknęli z pola widzenia opinii publicznej. Zamilkli, ponieważ społeczeństwo tutaj jest silnie proukraińskie.

Stopniowo jednak zaczęli znów się pojawiać i mówić, że „Ukraina nie może wygrać” albo że „marnujemy [na nią] pieniądze”. To typowe prokremlowskie narracje. Ciekawe, że podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych niektórzy politycy otwarcie promowali tę linię, twierdząc, że pacyfikacja równa się pokój, że musimy dać agresorowi to, czego chce.

Na szczęście żaden z nich nie zdobył realnej władzy politycznej. Pozostali na marginesie, choć nadal cieszą się pewnym poparciem. To świadczy o tym, że część społeczeństwa jest prosowiecka lub prorosyjskie i podatna na propagandę Kremla. Wiemy, że tak jest, jak w każdym kraju.

Pozytywnym aspektem jest jednak to, że poparcie społeczne dla Ukrainy pozostaje silne. W rzeczywistości na Litwie trudniej jest być antyukraińskim niż, powiedzmy, anty-LGBT lub przeciwnym konwencji stambulskiej.

Jeśli chodzi o Ukrainę, większość ludzi na Litwie wstydziłaby się powiedzieć, że jej nie popiera

Nawet zwolennicy Rosji często formułują swoje poglądy w łagodniejszych słowach, mówiąc coś w stylu: „Popieramy Ukrainę, ale giną ludzie, więc potrzebujemy pokoju”. Następnie wzywają Ukrainę, by zrezygnowała z części swoich terytoriów lub do zaprzestania wsparcia wojskowego na jej rzecz. To nadal narracja Kremla, tyle że już nie otwarcie antyukraińska.

Zdjęcie główne: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Czy Nawrocki stanie się „drugim Orbanem” Europy? Była premierka Litwy o różnicy między Polską a Węgrami

Maryna Stepanenko

Kiedy my, Ukraińcy, mówimy o „zdradzie”, rzadko mamy na myśli Amerykę. Ale wygląda na to, że nadszedł czas, aby przyjrzeć się jej bliżej – nie jej dronom czy sprzętowi pancernemu, ale ideom, które się z tym wiążą.

Sylvie Kauffmann, była redaktor naczelna „Le Monde”, pisze w „Financial Times” o niepokojącej zmianie: Ameryka przestaje być obrończynią demokracji i próbuje zmienić jej definicję – w kraju i na świecie. Najbardziej niebezpieczne nie jest to, że Stany Zjednoczone mogą opuścić NATO, ale to, że chcą wciągnąć Europę w swoją ideologiczną transformację, w której demokracja nie oznacza już wolności, lecz posłuszeństwo.

„Prawdziwym szokiem [którego doświadczyliśmy] ze strony Trumpa nie jest odmowa. Jest nim zdrada” – uważa Natalie Tozzi, włoska politolożka.

Ta zdrada nie wymaga armii ani wybuchów. Ona dokonuje się poprzez język

Dzieje się to poprzez nowe „koalicje cywilizacyjne”, które promują wiceprezydent J. D. Vance lub Marco Rubio w swoim raporcie o potrzebie „zachowania cnót kultury zachodniej”. Ale jakiej kultury? Tej, która obraża sędziów, atakuje imigrantów, potępia wolność słowa i nazywa demokratycznie wybrane rządy „tyranami w masce”.

Stany Zjednoczone nie tylko się zmieniają. Wciągają też w ten proces Europę. Niedawno Trump osobiście przyjął w Gabinecie Owalnym skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Polski Karola Nawrockiego. A kilka dni przed wyborami sekretarz bezpieczeństwa USA Kristi Noem przyleciała do Warszawy, by publicznie go poprzeć. Podobne ingerencje miały miejsce w Rumunii.

To już nie jest dyplomacja. To eksport systemu.

Europa znalazła się w nowym geopolitycznym krajobrazie: z jednej strony Rosja, dyktatura, która prowadzi wojnę. Z drugiej – Ameryka, która proponuje „nowy porządek” w miękkiej, religijno-konserwatywnej otoczce.

„Lider tego ruchu jest teraz w Białym Domu. Dla nas to przełom” – mówi hiszpański urzędnik w rozmowie z Kauffmann.

Ukraina musi być czujna, bo ta wojna nie dotyczy tylko terytoriów. Dotyczy też wartości. Bo jeśli Zachód nie oznacza już wolności, uczciwości i pluralizmu, to o co tak naprawdę walczymy?

Pouczają nas: nie krytykujcie Ameryki, jeśli jesteście w jej obozie. Ale dzisiaj, jeśli naprawdę jesteśmy w obozie europejskim, musimy zadawać pytania. Bo to, co Trump robi z Ameryką, jego współpracownicy chcą zrobić z Polską, Rumunią – i być może z Ukrainą.

To nie jest koniec partnerstwa. To koniec iluzji

Kaufmann pisze: „Ameryka jest w tarapatach. Ale zanim Europa będzie mogła jej pomóc, musi uporządkować swoje sprawy”.

Ukraina jest częścią tej Europy. I być może to właśnie my – z doświadczeniem wojny, dyktatury, hybrydowej rzeczywistości – pierwsi dostrzeżemy, kiedy sojusz zamieni się w pułapkę.

Na podstawie artykułu pt. „Europe, the US and the question of values” autorstwa Sylvie Kauffmann, opublikowanego w „Financial Times” 4 czerwca 2025 r.

20
хв

Doktryna zdrady: Ameryka nie jest już sojusznikiem, a misjonarzem nowego porządku?

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Czerwone linie eskalacji. Czy groźby Kremla przerażają Ukrainę i Zachód?

Ексклюзив
20
хв

Ataku nuklearnego nie będzie. Rosji to się nie opłaca

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress