Exclusive
20
min

Ataku nuklearnego nie będzie. Rosji to się nie opłaca

Philip Ingram, emerytowany pułkownik brytyjskiego wywiadu wojskowego: – Putin to mały człowieczek krzyczący: „Moja rakieta jest większa od twojej!”

Maryna Stepanenko

Pułkownik Philip Ingram. Zdjęcie: prywatne archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

W minionym tygodniu Ukraińcy kpili z gróźb nuklearnych Kremla, doświadczając jednak zarazem rekordowych nalotów z użyciem szahidów i pocisków manewrujących.

Listopad był miesiącem obfitującym w precedensy. Po raz pierwszy Siły Zbrojne Ukrainy wystrzeliły zachodnią rakietę dalekiego zasięgu w głąb terytorium Rosji. W odpowiedzi Rosja po raz pierwszy użyła w Ukrainie rakiety balistycznej. Po raz pierwszy od dawna powróciły też dyskusje o broni jądrowej.

Na ile realistyczne są groźby Kremla dotyczące użycia tej broni? Jak, kiedy i na czyich warunkach zakończy się wojna? O odpowiedź na te i wiele innych pytań poprosiliśmy Philipa Ingrama, emerytowanego pułkownika brytyjskiego wywiadu wojskowego.

Długo oczekiwane pozwolenie

Maryna Stepanenko: Niedawno ataków Siły Zbrojne Ukrainy zaatakowały pociskami Storm Shadow/Scalp i ATACMS terytorium Federacji Rosyjskiej. Długo czekaliśmy na to pozwolenie. Jak ta broń wpłynie na kolejną fazę wojny, zwłaszcza na logistykę Rosjan i ich morale?

Philip Ingram: To ma duży wpływ nie tylko na morale rosyjskich żołnierzy, ale także na samego Władimira Putina. Z jego reakcji jasno wynika, że jest bardzo zaniepokojony użyciem tych pocisków. Same w sobie nie będą miały decydującego wpływu na przebieg wojny, ale dają Ukrainie dodatkowe możliwości, które powinna mieć już dawno temu.

Zachodnie rakiety dalekiego zasięgu zepchną Rosjan jeszcze bardziej do tyłu. Będą musieli bardziej uważać na to, gdzie przechowują amunicję, zakładają kwatery główne i koncentrują swoje wojska. W rezultacie dostarczanie posiłków na linię frontu zajmie im więcej czasu, a to daje ukraińskiej armii więcej możliwości szybkiego radzenia sobie z oddziałami wroga, gdy zbliżają się one do linii frontu.

Na sytuację taktyczną użycie tych pocisków będzie więc miało niewielki wpływ – mówimy raczej o wpływie na poziomie operacyjnym. Sam Putin jest zaniepokojony implikacjami strategicznymi, ponieważ rozumie, że Zachód będzie nadal wspierał Ukrainę i się nie wycofa.

Pociski Storm Shadow okazały się skuteczne w uderzaniu w strategicznie ważne rosyjskie cele, w tym centra dowodzenia i węzły logistyczne. Jak Rosja może dostosować swoje strategie obronne w obliczu takich ataków?

Rosja próbuje wymyślić, jak dostosować swoje strategie obronne. Nie sądzę jednak, by wiedziała, jak to zrobić. Spróbuje więc przenieść swoje kwatery główne tak daleko, jak to możliwe. Prawdopodobnie Rosjanie spróbują umieścić je w pobliżu infrastruktury cywilnej, choć jest to sprzeczne z konwencjami genewskimi. A jeśli dojdzie do jakiegokolwiek ukraińskiego ataku, będą twierdzić, że był to atak na infrastrukturę cywilną.

Uważam, że Rosja jest teraz w dość rozpaczliwej sytuacji, ponieważ broń dalekiego zasięgu staje się coraz bardziej dostępna dla Ukrainy. Chodzi nie tylko o Storm Shadow/Scalp-EG czy ATACMS, ale także o rozwój ukraińskich bezzałogowych statków powietrznych dalekiego zasięgu. To między innymi dlatego widzimy Władimira Putina krzyczącego o zdolnościach nuklearnych Rosji i używającego w odpowiedzi rakiet balistycznych średniego zasięgu.

Wszystko, co Putin próbuje zrobić, to grożenie Zachodowi. Nie sądzę, by naprawdę wiedział, co dalej począć

Dlaczego Stany Zjednoczone tak długo zwlekały z udzieleniem pozwolenia na używanie pocisków ATACMS na terytorium Rosji? Dlaczego stało się to dopiero teraz, pod koniec trzeciego roku wojny? A może to ostatni akord Bidena?

Zachód zbyt długo wstrzymywał zgodę na użycie przez Ukrainę broni dalekiego zasięgu. Myślę, że było to częściowo spowodowane polityką wewnętrzną w różnych krajach zachodnich. Rok 2024 był szczególnie trudnym rokiem pod względem politycznym na całym świecie, odbyło się ponad 60 wyborów na różnych szczeblach.

W Stanach Zjednoczonych spiker Izby Reprezentantów wstrzymał pakiet pomocy dla Ukrainy w wysokości 60 miliardów dolarów, ponieważ chciał powiązać go z kwestią zwalczania nielegalnej imigracji. To była wewnętrzna rozgrywka polityczna.

Myślę też, że Joe Biden nie chciał dać Ukrainie pozwolenia na użycie broni dalekiego zasięgu w kontekście kampanii prezydenckiej. Nie chciał robić niczego, co mogłoby przekonać krajowych wyborców do głosowania na Trumpa, a nie na Harris. Po wyborach Biden mógł już podjąć tę decyzję.

Nie wykluczam również, że zespół Trumpa spotkał się z Bidenem i poprosił go o podjęcie tej decyzji teraz, by Trump nie musiał tego robić zaraz po zaprzysiężeniu w styczniu
Ukraiński żołnierz podczas ostrzału rosyjskich pozycji w pobliżu Bachmutu. Fot: Efrem Lukatsky/Associated Press/East News

Trump nie chce być tym przywódcą, który podjął decyzję o zezwoleniu na użycie amerykańskiej broni dalekiego zasięgu na terytorium Rosji. Zamiast tego chce mieć większe pole manewru, jeśli chodzi o negocjacje, które, jak mówi, zamierza rozpocząć, gdy tylko zostanie prezydentem.

Byłem też rozczarowany podejściem Brytyjczyków i Francuzów do autoryzowania użycia pocisków Storm Shadow i Scalp-EG. To pociski angielsko-francuskie z pewnymi komponentami amerykańskimi, które mają specjalne licencje eksportowe. Dlatego USA zablokowały ich użycie. Jest to jednak kwestia polityczna, którą można dość łatwo rozwiązać.

Na ile prawdopodobne jest, że po inauguracji Trump cofnie te pozwolenia?

Nie sądzę, by je cofnął. Jeśli spojrzeć na to, jak Trump rozwiązuje problemy, zdamy sobie sprawę, że działa jak biznesmen, a nie dyplomata. Dlatego język, którego używa, jest podżegający, grożący.

Myślę, że już pogroził Putinowi. Podobno [po wyborach – red.] odbyła się rozmowa telefoniczna między Trumpem a prezydentem Rosji (Kreml zaprzeczył, by do niej doszło). Zespół Donalda Trumpa powiedział, że prezydent elekt poprosił Putina, by niczego nie eskalował. Tymczasem Rosja przeprowadziła jeden z największych ataków dronów w ostatnich latach na Kijów i inne regiony, a potem w rosyjskiej telewizji pokazano nagie zdjęcia Melanii Trump.

<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/673653186b05ada596bed5bf_Tamar%20Jacoby.avif">Tamar Jacoby: To może być samotna bitwa o Ukrainę</span>

To skłania mnie do wniosku, że rozmowa telefoniczna między Trumpem a Putinem prawdopodobnie się odbyła, a Putinowi nie spodobały się groźby Trumpa. Rosyjski przywódca nie będzie negocjował, nie ugnie się.

Z drugiej strony mamy Wołodymyra Zełenskiego, który przedstawił Trumpowi i innym światowym przywódcom swój plan zakończenia wojny. Ukraiński prezydent publicznie oświadczył, że jest gotowy do negocjacji. To stawia Donalda Trumpa w bardzo trudnej sytuacji. Może powiedzieć Rosjanom, że jeśli będą współpracować, Ameryka wycofa wszystkie pozwolenia [na użycie amerykańskiej broni przez Ukrainę – red.]. Jeśli to nie zadziała, Trump będzie zmuszony udzielić Kijowowi dodatkowych zezwoleń, by mocno uderzyć we Władimira Putina. W tym celu wykorzysta ukraińskie wojsko.

Rosyjska „Wunderwaffe”

21 listopada Rosja po raz pierwszy przetestowała nowy typ pocisku balistycznego, uderzając w ukraińskie miasto Dniepr. Federacja Rosyjska ogłosiła, że był to jej najnowszy system „Oresznik”. Ukraiński wywiad wojskowy twierdzi natomiast, że był to prawdopodobnie pocisk z systemu rakietowego „Kedr”. Co jego wystrzelenie oznacza dla Ukrainy i świata?

Byliśmy świadkami pewnej eskalacji. Najpierw Amerykanie wydali zgodę na użycie ATACMS, czyli taktycznej rakiety balistycznej krótkiego zasięgu, a potem dowiedzieliśmy się o pozwoleniu na użycie Storm Shadow/Scalp-EG, który jest pociskiem manewrującym.

Między tymi pociskami jest różnica. Pocisk balistyczny wznosi się bardzo wysoko, a następnie opada po trajektorii balistycznej, lecąc z prędkością naddźwiękową. Pociski manewrujące, takie jak Scalp i Storm Shadow, lecą bardzo nisko, jak samolot.

Pociski balistyczne są klasyfikowane według ich zasięgu. Mamy pociski balistyczne krótkiego zasięgu, jak ATACMS, pociski balistyczne średniego zasięgu i międzykontynentalne pociski balistyczne. To, czym odpowiedziała Rosja, to rakieta balistyczna średniego zasięgu, która może przemieszczać się na odległość nie mniejszą niż 3000 i nie większą niż 5500 kilometrów.

Putin potrząsnął nuklearną szabelką, ponieważ takie rakiety mogą przenosić głowice nuklearne. W ten sposób grozi Europie, że może zaatakować każdą jej stolicę. Ale myślę, że była to również gra w stylu: „mój pocisk jest większy niż twój”

Putin jest rozdrażniony. Cierpi na syndrom małego człowieka, który chce udowodnić, że ma większą i potężniejszą broń. Powiedzenie, że to „nowa broń”, według mnie jest częścią tej jego groźnej retoryki.

W swoim arsenale Putin ma wiele pocisków balistycznych średniego zasięgu. Być może otrzymał też dodatkowe pociski od Korei Północnej lub Iranu. Korea Północna od dłuższego czasu rozwija pociski balistyczne średniego zasięgu, prawdopodobnie z pomocą Rosji. Nie zdziwiłbym się, gdyby Putin otrzymał kilka takich pocisków i po prostu je testował.

Eksperci wojskowi poinformowali, że do uderzenia w Dniepr Rosja mogła użyć międzykontynentalnej rakiety balistycznej RS-26 „Rubiż”. Wielu podkreślało, że był to test uderzenia nuklearnego. Jakie zagrożenie stanowi ta rakieta?

RS-26 (lub SS-31 w terminologii NATO) jest międzykontynentalnym pociskiem balistycznym. Ma większy zasięg niż pocisk balistyczny średniego zasięgu, więc może uderzyć nawet w terytorium USA. Powtórzę: Putin jest małym człowieczkiem krzyczącym: „Mój pocisk jest większy od twojego!”. Próbuje grozić.

Putin zawsze podkreśla, że Rosja jest potęgą nuklearną. Ale myślę, że w żadnym wypadku nie użyje broni jądrowej, nawet tej sklasyfikowanej jako taktyczna

Ta broń jest tak nazywana dlatego, że jest monitorowana zgodnie z międzynarodowymi zasadami kontroli zbrojeń. Takie rakiety mogą mieć taktyczny wpływ na pole bitwy, ale w rzeczywistości użycie jakiejkolwiek broni jądrowej będzie miało wpływ strategiczny.

Jeśli Putin zdecyduje się na atak nuklearny, straci milczące poparcie Chin i Indii. Rosja polega na Indiach w eksporcie dużej części swojej ropy naftowej, którą następnie rafinuje i sprzedaje na Zachód w postaci rafinowanej benzyny, oleju napędowego i innych produktów. Jeśli straci ten rynek, straci zdolność generowania kapitału potrzebnego do kontynuowania wojny.

Natomiast Chiny dają Putinowi dostęp do wielu technologii, w zamian za co Rosja tanio sprzedaje Chinom swoje zasoby naturalne. Xi Jinping będzie chciał chronić swoją inwestycję i wywierać presję na Putina, by ten nie użył broni nuklearnej, bo największy rynek Chin wciąż znajduje się na Zachodzie, podobnie zresztą jak największy rynek Indii.

Jeśli Pekin i New Delhi nie zerwałyby stosunków z Moskwą w przypadku przeprowadzenia przez nią ataku nuklearnego, zostałyby objęte tak surowymi sankcjami, że zniszczyłoby to ich gospodarki. A tego bardzo nie chcą.

Putin wie, że nie może kontynuować wojny bez wsparcia Chin, Indii i innych krajów, więc nie będzie ryzykował utraty tego wsparcia. Dlatego nie sądzę, by użył teraz broni nuklearnej.

Stany Zjednoczone zareagowały na atak na Dniepr w dość paniczny sposób, wydając oświadczenie o rozpoczęciu III wojny światowej. A jaka była reakcja w Wielkiej Brytanii? I jak zinterpretowałby Pan groźby Putina dotyczące kontynuowania testów „Oresznika”?

Panika, która powstała na Zachodzie, została wywołana głównie przez media. Ludzie mediów lubią wyolbrzymiać – im więcej „klików” otrzymują ich strony internetowe, tym większe są wpływy z reklam. Tak samo było w Wielkiej Brytanii, gdzie wiele mediów zrobiło z tego sensację.

Zajmowałem się bronią nuklearną w ramach moich studiów akademickich i pracowałem nad wieloma scenariuszami wojskowymi związanymi z jej użyciem lub ochroną przed opadem radioaktywnym. Taktyczna broń jądrowa, biorąc pod uwagę długość linii frontu w Ukrainie, miałaby pewien wpływ na sytuację na froncie. Ale jej użycie dotknęłoby w równym stopniu Rosjan, jak Ukraińców. Dlatego nie widzę w tym żadnej logiki wojskowej.

Droga do pokoju

Do inauguracji Donalda Trumpa pozostało kilka tygodni. Andrij Melnyk, ambasador Ukrainy w Brazylii, twierdzi, że kiedy Trump obejmie urząd, może zapaść decyzja o pokoju między Rosją a Ukrainą. Czy to możliwe? Na czyją korzyść działałby taki pokój?

Z międzynarodowego, geopolitycznego punktu widzenia najgorsza jest nieprzewidywalność Donalda Trumpa, która martwi wielu przywódców. Bo on mówi jedno, a robi coś zupełnie innego.

Trump przypadkiem wpada na jakiś pomysł i go promuje. Ta nieprzewidywalność sprawia, że bardzo trudno go zrozumieć. Myślę, że już negocjuje z obiema stronami

Trudno powiedzieć, jak bardzo Trump jest teraz lojalny wobec Rosji. Zełenski przyniósł mu spójny plan zakończenia wojny, więc inicjatywa jest teraz po stronie Ukrainy i nie zależy od tego, co dzieje się na froncie.

Bardzo niebezpieczne jest mierzenie sukcesu konfliktu tylko na podstawie tego, jak zmienia się linia frontu. W Wietnamie Amerykanie wygrali każdą bitwę, którą stoczyli, ale wojnę przegrali.

Dlatego myślę, że wojna w Ukrainie nie zakończy się za sprawą manewrów taktycznych. Co się konkretnie stanie? Nie wiem, ale nie sądzę, że będzie tak źle dla Ukrainy, jak sądzi wielu zachodnich komentatorów i wielu zwolenników Trumpa. Myślę, że to Putin będzie miał ciężko.

Republikański senator Lindsey Graham uważa, że USA powinny nadal wspierać Ukrainę ze względu na posiadane przez nią rzadkie minerały, które mają kluczowe znaczenie dla zaawansowanych technologii, w tym systemów obronnych. Czy powiązanie wsparcia wojskowego z dostępem do zasobów może stanowić precedens dla przyszłych konfliktów międzynarodowych? Jakie są potencjalne zagrożenia związane z takim transakcyjnym podejściem?

Podejście transakcyjne do konfliktów istnieje od wieków. Widzieliśmy to np. podczas II wojny światowej z Lend-Lease: spłata długu zajęła pożyczkobiorcom dziesięciolecia. Myślę, że nie ma znaczenia, czy pożyczki są spłacane pieniędzmi, dostępem do zasobów naturalnych czy czymś innym. Najważniejsze jest to, że kraj, któremu udzielono pomocy, powinien być w stanie spłacić swoje długi.

Kwestia wykorzystania zasobów naturalnych, zwłaszcza tych sklasyfikowanych jako metale ziem rzadkich, jest naprawdę bardzo interesująca, ponieważ wszystkie nasze urządzenia elektroniczne są od nich zależne. Na świecie istnieje bardzo niewiele ekonomicznie opłacalnych złóż, w których można je wydobywać. Zdecydowana większość tych złóż należy do Chin.

Pekin kontroluje również rynek metali ziem rzadkich. Propozycja amerykańskiego senatora jest więc związana z problemami samych Stanów Zjednoczonych. Są one tak bardzo zaniepokojone kontrolą Chin nad tym rynkiem, że Departament Obrony USA finansuje otwieranie nieopłacalnych ekonomicznie kopalń, by tylko uzyskać dostęp do minerałów potrzebnych amerykańskiej technologii obronnej. W przypadku konfliktu Waszyngton chce nadal produkować zaawansowane systemy uzbrojenia i nie być zależnym od nikogo.

Dlatego stanowisko Grahama mnie nie dziwi. To sposób na negocjacje.

Jak Pana zdaniem powinien wyglądać pokój sprawiedliwy dla Ukrainy?

Sprawiedliwy pokój dla Ukrainy powinien być sprawiedliwym pokojem dla całego świata. Precedens, w którym większy kraj – agresor może siłą przejąć terytorium innego kraju, podważa porządek świata, jaki znamy. Dlatego jedynym sprawiedliwym rozwiązaniem, które można znaleźć, jest przywrócenie uznanych na arenie międzynarodowej granic Ukrainy z gwarancjami bezpieczeństwa. Istnieje wiele rozwiązań, które można zaproponować, a które różne strony mogą uznać za akceptowalne.

Powrót Krymu do Ukrainy jest moim zdaniem obowiązkowy, to się musi stać. Mogłoby jednak dojść do porozumienia, zgodnie z którym Krym zostałby w pełni zdemilitaryzowany i potencjalnie objęty protektoratem ONZ
Budynek uszkodzony przez rosyjski pocisk rakietowy. Region Odessy. Fot: Ukrinform/East News

Istnieje wiele sposobów na przedstawienie Rosjanom kwestii zwrotu ukraińskiego terytorium w sposób. Myślę, że najważniejsze jest to, że Rosja musi wycofać się z uznawanych międzynarodowo terytoriów Ukrainy. To jedyna decyzja, którą moim zdaniem powinien podjąć świat.

<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/673105acf1b9b5d4d7ed87f7_67310383908def1436b4086f_EN_01563015_2687.avif">Kolejki górskie: czego można się spodziewać po zwycięstwie Trumpa</span>

Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski mówi, że pokój nadejdzie nie wtedy, gdy Ukraina przestanie walczyć, ale gdy zrobi to Rosja. Mówi, że Putin musi dojść do wniosku, że wojna była błędem i nie można jej wygrać za akceptowalną cenę. Kto lub co może sprawić, że rosyjski prezydent zda sobie z tego sprawę?

Myślę, że to jest pytanie za sześć bilionów dolarów. Putin żyje w bańce i myśli, że wszystko idzie dobrze – prawie jak Adolf Hitler w swoim bunkrze w Berlinie pod koniec II wojny światowej.

Hitler nie sądził, że Niemcy przegrają, dopóki nie zdał sobie sprawy, że przegrały – i wtedy popełnił samobójstwo. Myślę, że to samo czeka Putina. Nigdy nie przyzna, że Rosja przegrywa, więc robi wszystko, co w jego mocy, by przeciągnąć wojnę tak długo, jak to możliwe, i spowodować jak największe straty. Ma nadzieję, że Zachód zmęczy się Ukrainą.

Musimy zdać sobie sprawę z tego, czym jest wojna. To dyplomacja przy użyciu innych środków. A jedynym możliwym zakończeniem wojny jest zakończenie dyplomatyczne, kiedy obie strony siadają do stołu negocjacyjnego i uzgadniają ostateczne rozwiązanie

II wojna światowa zakończyła się bezwarunkową kapitulacją Niemiec. Nie zobaczymy całkowitej kapitulacji Rosji wobec Zachodu, ale będą negocjacje. Władimir Putin lub ktokolwiek, kto go zastąpi, będzie musiał przyznać, że to, co wydarzyło się w Ukrainie, było złe – i wycofać rosyjskie wojska, a następnie podpisać dodatkowe gwarancje bezpieczeństwa.

Wszystko, co dzieje się teraz na linii frontu, stwarza warunki do negocjacji w sprawie dyplomatycznego rozwiązania. Żadna ze stron nie jest na tyle zadowolona ze swoich osiągnięć, by usiąść teraz do stołu. W tym kontekście bardzo interesujące będzie obserwowanie nacisków Donalda Trumpa. Nie zdziwiłbym się, gdyby zniósł jeszcze więcej ograniczeń w korzystaniu z zachodniej broni przez Ukraińców, zapewnił Kijowowi jeszcze większe pakiety uzbrojenia lub podjął jakąś zasadniczo nową decyzję.

Inną motywacją Trumpa jest to, że na świecie istnieją trzy konflikty na różnych etapach rozwoju. Mamy Europę z Rosją i Ukrainą, mamy Bliski Wschód z Izraelem i Iranem – i mamy sytuację w Azji Południowo-Wschodniej, wokół Tajwanu. Ameryka chce, by Europa przejęła jeden z tych konfliktów i poświęciła mu więcej uwagi. Nie oznacza to, że Waszyngton zaprzestanie jej wspierania. Chce tylko, by kraje europejskie skupiły się na wspieraniu Ukrainy, podczas gdy Ameryka skupi się na Bliskim Wschodzie i Azji Południowo-Wschodniej. Myślę, że kiedy Donald Trump wróci do Białego Domu, powie, że to niesprawiedliwe, by świat oczekiwał, że USA będą odpowiedzialne za trzy konflikty jednocześnie. Dlatego w styczniu zobaczymy prawdziwą presję.

Co na tym tle oznaczają ostatnie apele wysokich rangą zachodnich polityków do Putina? Wspomniał już Pan o rozmowie Trumpa z rosyjskim prezydentem, ale co z rozmowami telefonicznymi kanclerza Scholza?

Te rozmowy mają wpływ i są ważne z różnych perspektyw. Widzieliśmy już, jak prezydent Francji Emmanuel Macron od czasu do czasu kontaktował się z Putinem, lecz nic to nie dało. Pozwoliło natomiast Putinowi myśleć, że wciąż jest globalnym graczem. I myślę, że właśnie to poczuł, gdy ostatnio zadzwonił do niego kanclerz Niemiec. Scholz próbował wpłynąć na Putina. Interesujące jest to, jak stara się on zrównoważyć swoje wsparcie dla Ukrainy z relacjami z Rosją, które odziedziczył po Angeli Merkel. Poprzednia kanclerz Niemiec miała znacznie bliższe relacje z Rosją i Putinem, niż ktokolwiek na Zachodzie był gotów przyznać.

Scholz i jego rząd koalicyjny są w bardzo trudnej sytuacji. Wydaje się być bardzo proukraiński, bo Niemcy mocno wspierają Kijów. Berlin jest jednym z największych dawców pomocy wojskowej, gospodarczej i humanitarnej. Jednocześnie Scholz nie pozwala na podejmowanie kluczowych decyzji na korzyść Ukrainy, szczególnie w kwestii dostarczenia Ukrainie rakiet TAURUS. Oczywiście mogą istnieć ku temu konkretne powody, które nie zostały jeszcze upublicznione.

Ale takie międzynarodowe apele tylko zachęcają Putina, który może podwoić swoje wysiłki w Ukrainie, myśląc, że ma rację. Na tym polega niebezpieczeństwo tych wszystkich telefonów od przywódców zachodnich krajów

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała w ukraińskim wydaniu Radio France international. Była starszą redaktorką anglojęzycznego projektu Multimedialnej Platformy Transmisji Zagranicznych Ukrainy. Pełniła funkcję felietonistki międzynarodowego działu wiadomości na kanale Inter TV. W przeszłości zajmowała się także filmowaniem dokumentalnym. Obecnie prowadzi ukraińskojęzyczny projekt YouTube jako scenarzystka.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

„Putin chce całego Donbasu” — oświadcza Trump w rozmowie z Zełenskim po zakończeniu szczytu w Anchorage. Jednocześnie gospodarz Białego Domu faktycznie ogłosił zmianę kursu dyplomatycznego — nie ma już mowy o zasadzie „najpierw zawieszenie broni, a potem negocjacje”. Zamiast tego Trump poparł koncepcję „porozumienia pokojowego", która pokrywa się ze stanowiskiem Kremla i pozwala Rosji narzucić format: negocjacje w warunkach trwających działań wojennych. Według słów Trumpa, Ukraina powinna zgodzić się na porozumienie pokojowe, ponieważ Rosja jest „bardzo dużym państwem, a Ukraina nie”.

Kto wygrał na szczycie na Alasce, jakie są możliwe dalsze scenariusze i zagrożenia rozwoju wydarzeń oraz jak Europa może obronić swoje interesy w świecie dyplomacji Trumpa i Putina — zebraliśmy opinie ekspertów.

Benefis Kremla

Spotkanie w Anchorage wygląda jak zwycięstwo Putina — ocenia ukraiński dyplomata, były ambasador Ukrainy w USA (2005–2010) i we Francji (2014–2020) Ołeh Szamszur. Jego zdaniem, rosyjski przywódca osiągnął na szczycie wiele: udało mu się sprzedać swoją nową „wygraną” rosyjskiej opinii publicznej i międzynarodowej scenie — zarówno przyjaciołom, jak i wrogom. Przede wszystkim wyszedł z dyplomatycznej izolacji i po raz kolejny uzyskał odroczenie wdrożenia ostrzejszych sankcji — bezpośrednich i wtórnych. Sama postawa Putina, podkreśla Szamszur, nie zmieniła się ani na jotę:

— W swoich wystąpieniach był cyniczny i obłudny, a zarazem pozostał wierny dotychczasowej narracji: usprawiedliwianiu wojny i deklaracjom o zamiarze kontynuowania agresji.

Szczyt nie przeszkodził mu też w przeprowadzeniu kolejnych ataków na ukraińskie obiekty cywilne i kontynuowania letniej ofensywy.

„Putin dostał czerwony dywan od Trumpa, Trump nie dostał nic” — napisał na X niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger, który do 2022 roku kierował Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa. — „Wynik 1:0 na korzyść Putina: brak nowych sankcji. Dla Ukraińców: nic. Dla Europy: całkowite rozczarowanie”.

Z wywiadu dla Fox News wynika, że podczas rozmowy z rosyjskim przywódcą poruszano kwestie ustępstw terytorialnych i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Publicznie Trump stwierdził, że razem z Putinem „ogólnie uzgodnili warunki zakończenia wojny”: — „Myślę, że jesteśmy blisko finału”.

O Ukrainie i Europie bez Ukrainy i Europy

Mimo że Putin nie spełnił żadnego z wcześniejszych warunków Trumpa dotyczących zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie, otrzymał spotkanie, podczas którego bezpieczeństwo Ukrainy i Europy omawiano bez udziału Ukraińców i Europejczyków — zauważa Jana Kobzova, współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych (ECFR).

To kolejny korzystny wynik dla Kremla, wpisujący się w putinowską wizję świata, w której wielkie mocarstwa decydują o losie mniejszych — i która jest całkowitym zaprzeczeniem europejskiego sposobu myślenia:

— „Większość Europejczyków, a zwłaszcza Ukraińców, ma pełne prawo być zaniepokojona takim rozwojem wydarzeń. Gorączkowa aktywność dyplomatyczna, telefony i spotkania online w ostatnich dniach pokazują, że w Europie w pełni zdają sobie sprawę z wysokiej stawki i ryzyka, jakie niósł ten szczyt”.

Ale mimo szybkich bonusów, które Putin otrzymał jeszcze przed rozpoczęciem szczytu, jest zbyt wcześnie, by porównywać sytuację z Monachium czy Jałtą.

Na Kremlu prawdopodobnie wychodzą z założenia, że mają przewagę na polu bitwy i jeśli nie uda się uzyskać ustępstw drogą dyplomatyczną, będą kontynuować ofensywę w Ukrainie — podkreśla ekspertka:

— „Ale Putin będzie musiał działać ostrożnie i w jakiś sposób reagować na ambicję Trumpa, żeby zostać rozjemcą między Ukrainą a Rosją. Jeśli nie okaże żadnej elastyczności, może to skłonić prezydenta USA do spełnienia jego gróźb w sprawie nowych sankcji wobec Moskwy i jej sojuszników”.

Gwarancje bezpieczeństwa i reakcja Europy

Źródła CNN twierdzą, że Amerykanie oferują gwarancje bezpieczeństwa w formule artykułu 5 NATO, ale bez udziału samego NATO. Tę propozycję Trump miał najpierw przedstawić Zełenskiemu, a następnie powtórzy w rozmowie z europejskimi przywódcami.

Prezydent Francji z zadowoleniem przyjął gotowość Stanów Zjednoczonych do wniesienia swojego wkładu w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy:
„Będziemy pracować z nimi oraz ze wszystkimi naszymi partnerami w »koalicji chętnych«, z którymi ponownie się spotkamy, aby osiągnąć konkretne postępy” — oświadczył Emmanuel Macron.

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapewnił, że Ukraina nadal może liczyć na pełne wsparcie Niemiec.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła, że silne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i Europy są nieodłącznym elementem każdej umowy pokojowej. Szefowa europejskiej dyplomacji Kaja Kallas jest przekonana, że Rosja nie zamierza w najbliższym czasie zakończyć wojny w Ukrainie, ale Stany Zjednoczone mają siłę, by zmusić Moskwę do poważnych negocjacji.

„Gra o przyszłość Ukrainy, bezpieczeństwo Polski i całej Europy weszła w decydującą fazę. Dziś jeszcze wyraźniej widać, że Rosja szanuje tylko silnych, a Putin po raz kolejny pokazał się jako przebiegły i bezwzględny gracz. Dlatego utrzymanie jedności całego Zachodu ma kluczowe znaczenie” — ocenił premier Polski Donald Tusk.

Według brytyjskiego premiera Keira Starmera, Trump jak nigdy wcześniej zbliżył wszystkich do zakończenia wojny. Kolejnym krokiem mają być dalsze rozmowy z udziałem Zełenskiego.

W Waszyngtonie rozważane są trójstronne negocjacje: Trump–Zełenski–Putin. Na Kremlu twierdzą, że taki format nie był bezpośrednio omawiany na Alasce — jednak na zakończenie spotkania w Anchorage Putin publicznie zaproponował Trumpowi kolejne spotkanie w Moskwie.

Wołodymyra Zełenskiego już dziś, 18 sierpnia, oczekują w Waszyngtonie i – jak podają źródła portalu Axios – już 22 sierpnia Trump chciałby spotkania we trójkę.

Delegacja europejskich polityków zdecydowała się również wyjechać do Stanów Zjednoczonych w dniu 18.08, aby wesprzeć Władimira Zełenskiego. Na zdjęciu: Emmanuel Macron, Ursula von der Leyen, Mark Rutte, Siger Isiba, Friedrich Mertz, Scott Bescent, Mark Carney i Vladimir Zelensky podczas szczytu Grupy Siedmiu (G7), Kanada, 17 czerwca 2025 r. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/Eastern News

Rosyjskie gry w przedłużające się negocjacje

Cele wojny Rosji nie zmieniły się od momentu jej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Na szczycie Putin jasno dał do zrozumienia, że chce najpierw omawiać tak zwane „pierwotne przyczyny” wojny, które Kreml definiuje jako rozszerzenie NATO oraz pojawienie się w Ukrainie władzy sprzeciwiającej się rosyjskiemu wpływowi — analizuje Neil Melvin, dyrektor ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w brytyjskim Królewskim Zjednoczonym Instytucie Studiów Obronnych (RUSI).

„Wielka umowa pokojowa” Putina w rzeczywistości oznaczałaby podporządkowanie Ukrainy.

Teraz uwaga przesuwa się na walkę o kolejne kroki. Wiele zależeć będzie od działań Trumpa. Putin wyraźnie dąży do wciągnięcia USA w długotrwałe negocjacje, a Trump bez wątpienia nadal jest zainteresowany pośrednictwem w „umowie pokojowej” –  nie tylko dlatego, że to najprostsza droga do Pokojowej Nagrody Nobla – kontynuuje Neil Melvin:

— Jednak pod koniec szczytu Trump zdawał się dawać do zrozumienia, że teraz to Ukraina i Europejczycy powinni prowadzić proces dalej.

Jeśli Putinowi nie uda się wciągnąć Trumpa w kolejny cykl dwustronnych strategicznych szczytów, zadowoli się już tym, że Trump po prostu się zmęczy i de facto wycofa.

Pojawia się pytanie: jaką rolę mogą w rzeczywistości odegrać Europejczycy? Współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) Jana Kobzova odwołuje się do niedawnej analityki ECFR, która wskazuje: niezależnie od tego, jak zakończy się wojna, UE ucierpi znacznie bardziej niż USA.

Dla Europy kluczowe znaczenie ma to, czy Ukraina za kilka lat stanie się państwem stabilnym i prosperującym — nawet jeśli nie będzie kontrolować całego swojego terytorium — czy też zła ugoda uczyni ją krajem słabym, niestabilnym i podatnym na hybrydowe lub bezpośrednie ataki Rosji:

— Sam fakt, że Trump i Putin mogą samodzielnie decydować o przyszłości Ukrainy, a w istocie także o bezpieczeństwie Europy, już zmobilizował przywódców UE do zwiększenia wydatków na obronność, wzmocnienia pomocy wojskowej dla Ukrainy i bardziej aktywnej współpracy z Trumpem i jego zespołem, aby przekazać swoje stanowisko i wyznaczyć czerwone linie. Ostatnie rozmowy telefoniczne z Trumpem pokazują, że zasadniczo im się to udało — przynajmniej w krótkiej perspektywie.

Zelensky w Waszyngtonie: kolejne kroki

Według doniesień Reutersa, wśród żądań Putina przedstawionych podczas szczytu z Trumpem znalazły się następujące: Ukraina miałaby całkowicie wycofać wojska z obwodów donieckiego i ługańskiego w zamian za zamrożenie linii frontu w obwodach chersońskim i zaporoskim. Rosja rzekomo gotowa byłaby zwrócić okupowane tereny na północy obwodu sumskiego i w północno-wschodniej części obwodu charkowskiego.

Moskwa domaga się również formalnego uznania rosyjskiego suwerenitetu nad Krymem. Reuters podkreśla jednak, że nie wiadomo, czy chodzi o uznanie przez sam rząd USA, czy też przez wszystkie państwa Zachodu wraz z Ukrainą.

Putin chce także zniesienia przynajmniej części sankcji wobec Rosji, a Ukraina miałaby zrezygnować z członkostwa w NATO — w zamian za gwarancje bezpieczeństwa poza strukturami Sojuszu. Wśród żądań znalazły się także: oficjalny status języka rosyjskiego w Ukrainie oraz swoboda działania Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Stanowisko Kijowa w sprawie Donbasu jest niezmienne: Siły Zbrojne Ukrainy nie opuszczą Donbasu — wielokrotnie podkreślał to Zełenski. Równie nie do przyjęcia są inne warunki przedstawione przez Putina.

Jednocześnie, zdaniem dyrektora ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Rusi Neila Melvina, z perspektywy Kijowa szczyt pozwolił uniknąć najgorszego scenariusza — umowy zawartej za plecami Ukrainy między Trumpem a Putinem. Teraz kluczowym wyzwaniem dla Zełenskiego jest nie dopuścić, by Putin wciągnął Trumpa w serię rozmów o szerokiej agendzie gospodarczo-politycznej, w której wojna w Ukrainie zostałaby stopniowo zdegradowana do kwestii drugorzędnej w relacjach amerykańsko-rosyjskich:

— Zełenski uda się do Waszyngtonu, by przeciwstawić się temu scenariuszowi. Jego główne zadania podczas poniedziałkowego spotkania w Gabinecie Owalnym to: wzmocnić determinację Trumpa do dalszego zaangażowania oraz przekonać go do zwiększenia presji na Putina — zarówno poprzez kolejne sankcje, jak i poprzez rozszerzenie wsparcia wojskowego dla Ukrainy.

20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Kateryna Tryfonenko

Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.

Według najnowszego raportu „Badanie opinii na tematy związane z wojną na Ukrainie”, przygotowanego dla Defence24 i Fundacji „Stand with Ukraine”, tylko co czwarty respondent uważa, że Rosja nie zaatakuje Polski, a aż 12% uważa taki atak za bardzo prawdopodobny. Ponad połowa respondentów (53%) podejrzewa obecność rosyjskich wpływów – w tym dezinformacji i propagandy – w polskich mediach. Z jednej strony 57% Polaków ufa, że USA pomogłyby Polsce w razie rosyjskiej agresji, z drugiej – 61% uważa, że polska armia nie jest wystarczająco liczna, a połowa obywateli deklaruje, że wydatki na obronność powinny zostać zwiększone.

42% Polaków popiera powrót obowiązkowej służby wojskowej, ale tylko 23% zadeklarowało gotowość do osobistego zgłoszenia się do obrony kraju; za to 69% popiera obowiązkowe szkolenia wojskowe w szkołach.

To dane, które każą zadać pytania nie tyle o nasze poglądy, co o naszą gotowość – praktyczną, emocjonalną i społeczną. I właśnie dlatego czas zacząć mówić o bezpieczeństwie militarnym nie jako o zadaniu wyłącznie dla wojska, ale jako o wyzwaniu dla całego państwa – od szczytów władzy po osiedlową świetlicę.

Polska strategia obronna – „nie czekamy, działamy” opiera się na czterech filarach: samodzielnej obronie w pierwszej fazie zagrożenia, odstraszaniu potencjalnego agresora, współpracy z NATO, ale bez roli biernego oczekującego, oraz budowie odporności społecznej – tzw. odporności totalnej.

W praktyce oznacza to, że nie będzie podziału na „naszych” i „waszych”. W momencie zagrożenia znikają różnice – kulturowe, językowe, historyczne. Wszyscy żyjący w Polsce – Polacy, Ukraińcy, migranci, rezydenci – staną do obrony kraju, w którym żyją, pracują i wychowują dzieci. I to właśnie Ukraińcy – ci, którzy przeszli przez piekło inwazji – mogą być tymi, którzy zareagują jako pierwsi. Szybciej rozpoznają niebezpieczeństwo, szybciej wiedzą, co trzeba zrobić, szybciej pomagają innym – bo mają doświadczenie, którego nikt nie chce zdobywać na własnej skórze. Ich obecność to nie ciężar dla Polski – to potencjał, który trzeba włączyć do wspólnej strategii.

Jak często zadajemy sobie pytanie: czym tak naprawdę jest bezpieczeństwo militarne Polski? I co o nim wiemy – poza świadomością, że „mamy armię”, „należymy do NATO” i „jesteśmy bezpieczni”?

Bezpieczeństwo militarne to znacznie więcej niż posiadanie sprzętu wojskowego. To zdolność państwa do ochrony swojego terytorium, obywateli i instytucji przed agresją zbrojną – zarówno samodzielnie, jak i we współpracy z sojusznikami

Polska, jako członek NATO, korzysta z tzw. gwarancji kolektywnej obrony (art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego). Ale gwarancja to nie automatyzm. To proces polityczny, wymagający decyzji, konsensusu, gotowości. Dlatego nasza narodowa strategia bezpieczeństwa zakłada, że w razie zagrożenia Polska broni się natychmiast – własnymi siłami, na własnym terytorium, bez czekania na sygnał z Brukseli czy Waszyngtonu. Mówiąc wprost: nie wystarczy mieć silne wojsko, jeśli społeczeństwo nie jest gotowe na sytuacje skrajne. A gotowość nie rodzi się z deklaracji – tylko z praktyki, edukacji, organizacji i wspólnego działania.

26.03.2025 Warszawa Spotkanie premiera Donalda Tuska z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Zdjęcie: Andrzej Iwanczuk/REPORTER N/z: Mark Rutte, Donald Tusk

Miękkie bezpieczeństwo militarne – czyli jak społeczeństwo powinno przygotować grunt pod realną obronę.

Nie wszyscy muszą służyć w armii, ale wszyscy jesteśmy częścią systemu bezpieczeństwa. W dobie zagrożeń hybrydowych, ataków dezinformacyjnych, sabotażu i prowokacji – pierwszymi, którzy reagują, są obywatele, nie generałowie. To od ludzi zależy, czy zachowają spokój, rozpoznają zagrożenie, pomogą sąsiadowi, zgłoszą incydent, czy po prostu – nie dadzą się zmanipulować.

Właśnie dlatego w Polsce powstała Ustawa o ochronie ludności, która w 2025 roku zacznie być realnie wdrażana na poziomie każdego województwa. W ramach specjalnych budżetów lokalnych prowadzone będą:

  • szkolenia z ewakuacji i pierwszej pomocy,
  • ćwiczenia sytuacyjne z udziałem służb i WOT,
  • warsztaty przeciwdziałania dezinformacji,
  • szkolenia z komunikacji kryzysowej i samoorganizacji społecznej.

To konkretne działania, które mają nauczyć społeczeństwo, jak działać, zanim przyjadą czołgi. I co ważne – te programy powinny być dostępne także dla migrantów, w tym dla uchodźców z Ukrainy. Ich doświadczenie w organizowaniu pomocy, komunikacji w warunkach wojny i radzeniu sobie z kryzysem – to wartość, z której Polska powinna świadomie korzystać.

Ukraińcy w Polsce – niewidzialna armia oporu

Jednym z najbardziej wymownych przykładów miękkiego bezpieczeństwa militarnego są działania ukraińskiej diaspory w Polsce. Od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji Rosji setki tysięcy osób uciekających przed wojną znalazły tu schronienie – ale także pole do działania. Uchodźcy wojenni stali się nie tylko beneficjentami pomocy, ale jej współorganizatorami.

Organizują zbiórki dla wojska, pakują apteczki, kupują drony, prowadzą kampanie informacyjne, walczą z rosyjską propagandą, edukują Polaków i zachodnią opinię publiczną. Ich działalność to realne wsparcie dla ukraińskiej armii i państwa. Bez karabinu, ale z ogromnym wpływem na morale, logistykę i świadomość społeczną.

W tym sensie działania ukraińskich uchodźców w Polsce to element wojennego wysiłku – nie mniej ważny niż działania na froncie. Można powiedzieć: bez munduru, ale na pierwszej linii.

Co to znaczy być bezpiecznym jako uchodźca wojenny?

Bezpieczeństwo to nie tylko brak fizycznego zagrożenia. Dla uchodźcy wojennego oznacza ono także dostęp do informacji, szansę na integrację, stabilność prawno-ekonomiczną i poczucie wspólnoty. Oznacza prawo do głosu – i możliwość działania.

Polska stanęła przed ogromnym wyzwaniem przyjęcia i wsparcia milionów obywateli Ukrainy. Od decyzji rządu, przez działania samorządów, po oddolne inicjatywy obywatelskie – udało się zbudować unikalny system pomocy, który dziś można uznać za część szerszej polityki bezpieczeństwa narodowego.

Państwo, które daje uchodźcom nie tylko dach nad głową, ale i narzędzia do działania, zwiększa swoją odporność. Społeczeństwo, które potrafi przyjąć i włączyć w życie publiczne osoby dotknięte wojną, staje się silniejsze.

Polska jest nowym motorem bezpieczeństwa NATO i każdy, kto w niej mieszka, powinien chociaż trochę orientować się, jaką pozycję zajmuje kraj w tym sojuszu.

Zgodnie z oficjalnymi danymi opublikowanymi w NATO Press Release „Defence Expenditure of NATO Countries (2014-2024)” (www.nato.int), w 2024 roku Polska osiągnęła coś, co jeszcze dekadę temu wydawało się nierealne: poziom wydatków obronnych sięgnął 4,12% PKB, czyniąc ją niekwestionowanym liderem NATO, jeśli chodzi o relatywne zaangażowanie w bezpieczeństwo. To ponad dwa razy więcej niż minimalny próg sojuszu (2%) i niemal dwa razy więcej niż wynosi średnia dla państw NATO w Europie i Kanadzie (2,02%).

Ale to nie tylko procenty w excelowych tabelach – to zasadnicza zmiana roli Polski w strukturze bezpieczeństwa zbiorowego. Z państwa „na dorobku”, często traktowanego z rezerwą, staliśmy się poważnym graczem, który nie tylko bierze, ale realnie daje bezpieczeństwo – i to nie tylko sobie, ale całemu regionowi.

Nie na kredyt, ale na twardo!

Wydatki obronne Polski w 2024 roku (według danych NATO w cenach stałych z 2015 roku) wyniosły 26,8 miliarda dolarów, co oznacza wzrost o ponad 213% względem 2014 roku – drugi najwyższy w całym sojuszu. Dla porównania: Niemcy zwiększyły swoje wydatki „tylko” o 95%, Francja o 25%, a Wielka Brytania o 22%.

Jeszcze ważniejsze niż wzrost kwoty jest to, jak te pieniądze są wydawane. Ponad 51% polskich wydatków obronnych to środki przeznaczone na sprzęt i badania nad nowym uzbrojeniem. To rekordowy wynik w NATO – wyższy nawet niż w Stanach Zjednoczonych (29,88%) czy w Turcji (34,18%). W praktyce oznacza to: Polska nie tylko „pompuje” armię, ale modernizuje ją w tempie, które budzi respekt nawet w Pentagonie.

Jednocześnie zmniejszył się udział wydatków osobowych – z 51% w 2014 roku do zaledwie 29,5% w 2024 roku. Oznacza to świadomą zmianę: mniej pieniędzy na emerytury i administrację, więcej na zdolności ofensywne, interoperacyjność i odstraszanie.

16.06.2024 Centralny Poligon Sil Powietrznych w Ustce. Miedzynarodowe manewry morskie Baltops 2024, ktore naleza do najwiekszych i najwazniejszych cwiczen NATO na Baltyku. W operacji desantowej na usteckim poligonie udzial wzielo kilkuset zolnierzy z USA, Hiszpanii, Bulgarii i Polski. N/z Desant morski US Marines na usteckiej plazy. Zdjęcie: Gerard/REPORTER

Wojsko jako polityka

Za tymi liczbami kryje się decyzja polityczna. Polska inwestuje w obronność nie dlatego, że „trzeba” – ale dlatego, że widzi zagrożenie, którego Zachód jeszcze do końca nie uznaje. Wojna Rosji z Ukrainą obudziła w Polsce instynkt przetrwania – i zdrowy pragmatyzm. Wiemy, że nie da się ochronić infrastruktury krytycznej, granic ani własnego stylu życia, jeśli nie ma się armii, która budzi respekt.

W 2022 roku Polska miała 176 tys. żołnierzy zawodowych i terytorialnych. W 2024 – już ponad 216 tys. To więcej niż armie Francji czy Wielkiej Brytanii. Przy czym nie chodzi o liczby same w sobie, ale o wojsko „gotowe”, a nie „na papierze”. Gotowość do działania, zdolność do szybkiego rozwinięcia sił i szeroka rezerwa są dziś walutą bezpieczeństwa.

Cena jest wysoka – ale alternatywa droższa

Nie można ignorować kosztów tej strategii. Polska wydaje dziś więcej na obronność niż na szkolnictwo wyższe i niemal tyle samo, co na cała służba zdrowia. Dla wielu obywateli – szczególnie w okresie inflacji i spowolnienia gospodarczego – może to być trudne do przełknięcia. W dyskursie publicznym pojawia się pytanie: czy nie przesadzamy?

Odpowiedź zależy od tego, jak zdefiniujemy bezpieczeństwo. Czy jako fizyczne przetrwanie i odporność w czasie wojny? Czy jako równowagę między bezpieczeństwem militarnym a społecznym? Dziś, w obliczu rosyjskiego imperializmu, nie mamy luksusu wyboru. Bezpieczeństwo społeczne nie przetrwa bez bezpieczeństwa militarnego.

Nowy ciężar, nowa odpowiedzialność

Rosnąca siła militarna Polski to nie tylko powód do dumy – to także nowe obowiązki. Sojusznicy będą oczekiwać, że Polska nie tylko zbroi się dla siebie, ale również dla wspólnej sprawy. To oznacza większy udział w misjach NATO, większe ryzyko polityczne i konieczność zachowania spójności strategicznej z resztą sojuszu – nawet wtedy, gdy interesy nie zawsze się pokrywają.

Ale może to właśnie Polska – nie Niemcy, nie Francja – stanie się nowym stabilizatorem flanki wschodniej. Nie z obowiązku, ale z wyboru. I może właśnie to zdecyduje o przyszłości bezpieczeństwa w Europie.

Bo w XXI wieku nie przetrwa ten, kto najwięcej obiecuje – ale ten, kto najwięcej inwestuje w gotowość. Polska już inwestuje. I robi to na poważnie

Dlatego teraz – to nasz moment.

W czasie względnego spokoju, ale narastającego zagrożenia, trzeba zbudować most między społeczeństwem a systemem obronnym. Wspólne szkolenia, edukacja, praca lokalna – to nie są działania drugiego rzędu. To przyszła pierwsza linia obrony. Niech uchodźcy i migranci będą częścią tego systemu. Bo NATO zareaguje – ale zanim to się stanie, Polska musi być gotowa bronić się sama. A gotowość zaczyna się od ludzi.

Dziś linia frontu nie przebiega na Wschodzie – przebiega przez naszą codzienność. Przez to, czy jesteśmy gotowi pomagać, rozumieć i działać razem. To właśnie jest nowoczesna obrona terytorialna społeczeństwa, która zaczyna się od wspólnoty. I nikt nie jest z niej wyłączony. Nie pytajmy, czy państwo nas obroni. Zapytajmy, czy my jesteśmy gotowi być jego obroną, gdy przyjdzie czas próby.

Bez munduru – ale z gotowością. Taki dziś jest nowoczesny patriotyzm. I takie powinno być codzienne bezpieczeństwo Polski.

20
хв

Bez munduru, ale na pierwszej linii

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Marcin Bosacki: – Na historię przyjdzie czas po wojnie

Ексклюзив
20
хв

Czerwone linie eskalacji. Czy groźby Kremla przerażają Ukrainę i Zachód?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress