Exclusive
20
min

Czerwone linie eskalacji. Czy groźby Kremla przerażają Ukrainę i Zachód?

Rosja wybiera cele dla „Oriesznika” na terytorium Ukrainy – powiedział Władimir Putin w odpowiedzi na zgodę USA na użycie przez Ukrainę amerykańskich rakiet przeciw celom na terytorium Rosji. Zdaniem Wołodymyra Zełenskiego tą agresywną retoryką przywódca Kremla chce zakłócić wysiłki administracji nowego prezydenta USA zmierzające do zakończenia wojny

Kateryna Tryfonenko

Czy Keith Kellogg, specjalny przedstawiciel Trumpa ds. Ukrainy i Rosji, może zakończyć wojnę? Zdjęcie: NICHOLAS KAMM/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Centra decyzyjne w Kijowie mogą stać się celem, powiedział Putin 28 listopada w Astanie, na spotkaniu CSTO [Organizacja Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, w skład której wchodzą Białoruś, Kazachstan, Kirgistan, Rosja i Tadżykistan – red.]. Z kolei Ukraińskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych porównało Rosję do Korei Północnej – do tej pory bowiem tylko KRLD była krajem, który regularnie groził innym krajom rakietami. Tydzień wcześniej, 21 listopada, Rosja po raz pierwszy użyła rakiety „Oresznik” przeciwko Ukrainie, wystrzeliwując ją na miasto Dniepr.

Jak daleko Rosja może posunąć się w tej eskalacji? Czy jest gotowa do użycia broni jądrowej? I jak Zachód może odpowiedzieć na groźby Kremla? Oto opinie ekspertów.

Kreml eskaluje

Groźby Putina obrócenia ukraińskiej stolicy w popiół wyglądają jak zastraszanie i próba zmuszenia Zachodu do przestrzegania własnych czerwonych linii. To, czy nuklearna eskalacja jest obecnie realna, jest pytaniem do ekspertów, ale politycznie taka retoryka działa, twierdzi Marta Prochwicz-Jazowska, zastępczyni szefa warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR):

– W przeciwieństwie do Ukraińców, którzy byli mniej przestraszeni groźbami Putina, posiadanie przez Rosję broni nuklearnej i deklaracja przywódcy tego kraju o jej użyciu były jednym z głównych czynników determinujących politykę zachodnich rządów wobec wojny w Ukrainie. Za zamkniętymi drzwiami przywódcy zachodnich rządów powiedzieli mi: „Zrobilibyście to samo, gdybyście byli na naszym miejscu”. Chociaż postawa nuklearna Putina nadal ma charakter tylko retoryczny, istnieje ryzyko błędnej kalkulacji.

Z pewnością zmierzamy w kierunku eskalacji nuklearnej na całym świecie, ponieważ inne państwa obserwują reakcje wpływowych krajów na szermierkę nuklearną Putina. Legalność NPT [Układu o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej – red.] jest kwestionowana

Mariana Budjeryn, starsza pracowniczka Harvard's Belfer Centre, zaznacza z kolei, że dopóki istnieje broń jądrowa, jej użycie jest możliwe, a w czasie wojny staje się bardziej prawdopodobne. Putin manipuluje ryzykiem nuklearnym i już używa go jako broni.

– Widzimy dużą asymetrię w tolerancji ryzyka między Rosją a Stanami Zjednoczonymi i ich sojusznikami z NATO – mówi Budjeryn. – Wygląda to tak, jakby Rosja była jedynym podmiotem w tym równaniu, który posiada broń nuklearną i przeciwko któremu odstraszanie nuklearne powinno działać. Nic więc dziwnego, że Putin nadal używa swojej retoryki nuklearnej. Zamiast próbować odgadnąć, czy traktuje serio swoje groźby nuklearne, czy też są one tylko szantażem i żartami, Zachód i cała społeczność międzynarodowa powinny raczej zrozumieć negatywne konsekwencji użycia broni jądrowej przez Rosję – i ją od tego odwieść.

Ukraiński żołnierz walczący w obwodzie donieckim. Zdjęcie: AA/ABACA/Abaca/East News

Za każdym razem gdy Ukraina otrzymywała nową broń od swoich partnerów, Rosja groziła i sugerowała apokaliptyczne scenariusze. Ostatnie oświadczenia rosyjskiego przywódcy wpisują się w tę logikę. W zależności od wybranych celów, zachodnia broń może stanowić poważne zagrożenie dla Rosjan, uważa Davis Ellison, analityk strategiczny w Hague Centre for Strategic Studies (HCSS):

– Pociski manewrujące ATACMS mogą latać bardzo daleko i czynić poważne szkody siłom rosyjskim. Jeśli zostaną wsparte przez niemieckie pociski Taurus, które mogą latać jeszcze dalej, ryzyko stanie się jeszcze większe. Nie oznacza to jednak, że byłyby one decydujące i prawdopodobnie nie złagodziłyby obecnej presji na liniach frontu na wschodzie.

Z punktu widzenia polityki Zachodu wobec Ukrainy zezwolenie na użycie ATACAMS jest kolejnym ważnym krokiem w obronie Ukrainy, ocenia Marta Prochwicz-Jazowska. W jej opinii pozwolenie na użycie broni o zwiększonym zasięgu i dokładności ma psychologiczny wpływ zarówno na sojuszników, jak na wrogów Ukrainy. Jest jednak zbyt wcześnie, by mówić o czysto militarnym wpływie na pole bitwy.

<span class="teaser"><img src="https://cdn.prod.website-files.com/64ae8bc0e4312cd55033950d/67406d9da131fd9391aa0817_EN_01637802_1015.jpg">Uderz „Rubezh”: jakie zagrożenie niesie nowy rosyjski pocisk</span>

Dwa dni po tym jak USA potwierdziły, że Ukraina może używać swoich rakiet przeciwko rosyjskim celom, Putin podpisał poprawki do rosyjskiej doktryny nuklearnej. Stanowi ona, że Rosja może użyć broni jądrowej w odpowiedzi na agresję na nią lub Białoruś przy użyciu broni konwencjonalnej, a agresja na Rosję ze strony państwa nienuklearnego przy udziale lub wsparciu państwa nuklearnego będzie uznawana za ich wspólny atak.

Andreas Umland, analityk ze Sztokholmskiego Centrum Studiów Wschodnioeuropejskich, uważa, że eskalacja nuklearna nie leży w interesie Rosji. Według niego Putin chce odnieść pewne zwycięstwa, lecz eskalacja nuklearna mu w tym nie pomoże. W nadchodzących tygodniach napięcia wciąż będą jednak poważne, ponieważ Rosjanie chcą jak najlepiej wykorzystać okres przed inauguracją prezydentury Trumpa:

– Rosja chce podbić jak najwięcej ukraińskiego terytorium i wyrządzić jak najwięcej szkód w Ukrainie, ponieważ prawdopodobnie później będzie jej trudniej.

Dopóki Trumpa nie ma w Białym Domu, wszystko jest dla Rosjan przewidywalne. Ale kiedy do niego wróci, wszystko stanie się niejasne, a Kreml nie lubi takich sytuacji

Wywiad wojskowy Ukrainy poinformował, że pocisk, który uderzył w Dniepr, został wystrzelony z rosyjskiego poligonu rakietowego „Kapustin Jar” w obwodzie astrachańskim i był wyposażony w sześć głowic konwencjonalnych, z których każda zawierała sześć pocisków. Ukraiński wywiad mówi o kompleksie „Kedr”. Pentagon sklasyfikował tę broń jako nowy eksperymentalny pocisk średniego zasięgu oparty na międzykontynentalnej rakiecie balistycznej RS-26 „Rubiż”.

Realne groźby czy szantaż

Jednak pomimo demonstracyjnego użycia tej broni i agresywnej retoryki Putina, amerykański wywiad uważa, że pozwolenie Waszyngtonu na wystrzelenie zachodnich rakiet w kierunku Rosji nie zwiększyło ryzyka użycia przez Moskwę broni jądrowej. Poinformował o tym Reuters, powołując się na źródła znające ustalenia wywiadu. Jednocześnie rozmówcy Reutersa zasugerowali, że Rosja rozpocznie kampanię sabotażu przeciwko europejskim celom, by w odwecie za wspieranie Kijowa zwiększyć presję na Zachód.

Polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski uważa, że użycie przez Rosję nowej rakiety balistycznej jest z jednej strony eskalacją, ale z drugiej przejawem desperacji, ponieważ Putin nie może wygrać.

Zdaniem Davisa Ellisona trudno jednak stwierdzić, czy agresywna retoryka kremlowskiego przywódcy to tylko groźby:

– Kusi mnie, by myśleć, że to tylko gadanie, jak zwykle. Ale to może też prowadzić do czegoś całkiem poważnego. Inauguracja prezydentury Trumpa mogłoby być idealnym momentem dla Rosji do użycia „bojowej” broni nuklearnej o niskiej wydajności, by spróbować wymusić zakończenie konfliktu na własnych warunkach. Choć oczywiście byłaby to bardzo ryzykowna kalkulacja.

Specjalny wysłannik Trumpa

Na stanowisko specjalnego wysłannika do Ukrainy i Rosji Donald Trump mianował 80-letniego emerytowanego generała Keitha Kellogga. Jego zadaniem jest znalezienie sposobu na zakończenie wojny. Kellogg oświadczył, że jest gotowy do niestrudzonej pracy, by zapewnić pokój siłą, a zarazem bronić interesów Ameryki. To główny ideolog planu rozwiązania wojny w Ukrainie, który sprowadza się do następującego założenia: jeśli Kijów będzie opierał się rozmowom pokojowym, USA zmniejszą swoje wsparcie; jeśli Rosja nie będzie współpracować, USA dostarczą Ukrainie maksymalną ilość broni. Plan zakłada również zamrożenie linii frontu w jej obecnej formie.

Według Davisa Ellisona Kellogg jest „ultrajastrzębiem” i skrajnym zwolennikiem Trumpa, nieszczególnie związanym ze sprawami europejskimi, a przy tym niemającym doświadczenia w dyplomacji. Na plany ekipy Trumpa dotyczące zakończenia wojny w Ukrainie Ellison patrzy ze sceptycyzmem:

– Nie wierzę, że zespół Trumpa będzie bardziej skuteczny. Jest za to prawdopodobne, że zamiast tego nagrodzi Rosję za jej agresję, zmuszając Ukrainę do oddania terytorium, a także zażąda od Ukrainy korzyści ekonomicznych.

Jeden z republikańskich liderów Senatu, Lindsey Graham, już zasugerował, że plan Trumpa będzie obejmował podpisanie przez Kijów umowy o umożliwieniu dostępu do ukraińskich surowców

Trudno przewidzieć, jak będzie pracował zespół Trumpa – ocenia z kolei Andreas Umland. Po pierwsze, nie wiadomo na pewno, kto ostatecznie pozostanie w tym zespole, a po drugie, wiele będzie zależało od tego, kto będzie miał większy dostęp do Trumpa. Niemniej Umland zgadza się co do tego, że niektóre kręgi w Partii Republikańskiej nie są obecnie zbyt przyjazne Ukrainie:

– Na przykład syn Trumpa [Donald Trump Jr. – red.] jest tak antyukraiński, że jeśli będzie miał duży wpływ na swojego ojca w tych sprawach, to będzie to złe dla Ukrainy. Jeśli chodzi o Keitha Kellogga, to jest on raczej dobrym wyborem dla Ukrainy, bo był w tym kraju, odwiedził nawet Charków i Izium. Był też w Kijowie, gdzie spotkał się z Witalijem Kliczką. W ciągu minionych trzech lat powiedział o Ukrainie wiele dobrego. Ale pytanie brzmi, jak duży wpływ będzie miał na politykę i decyzje Trumpa. Bo sam Trump jest nietypową postacią, a w jego skrzydle Partii Republikańskiej, MAGA [od sloganu wyborczego kampanii Trumpa: „Make America Great Again” – red.], jest oczywiście wiele antyukraińskich postaci.

Ukraińska armia stara się powstrzymać rosyjską ofensywę na wschodzie. Zdjęcie: AA/ABACA/Abaca/East News

Nowy prezydent USA będzie pod dużą presją, by zmienić status wojny w Ukrainie. Nowy specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji będzie próbował rozpocząć rozmowy między obu krajami. Jednak to, czy odniesie sukces, będzie zależeć od wielu czynników: sytuacji na polu bitwy, tego, czy Trump poczyni postępy w realizacji innych obietnic z kampanii, a także od roli europejskich sojuszników Ukrainy, mówi Marta Prochwicz-Jazowska:

– Wiara w to, że Trump może przynieść pokój w Ukrainie, jest głęboko błędna. Wymagałoby to zmiany przywództwa w Rosji i zapłaty za zbrodnie wojenne popełnione przeciwko Ukrainie. A to nie są cele Trumpa

Jeśli Europejczycy nie zintensyfikują działań, a Ukraińcy nie będą kontynuować walki, najprawdopodobniej będziemy świadkami rozejmu.

Oleg Szamszur, były ambasador Ukrainy w Stanach Zjednoczonych (2005-2010) i we Francji (2014-2020), uważa, że ten rozejm może być bardzo niekorzystny dla Ukrainy. Trudno powiedzieć, jak będzie wyglądał ostateczny kształt „planu pokojowego” prezydenta Trumpa, ponieważ unika on konkretów i pozostaje nam polegać na wypowiedziach osób z jego wewnętrznego kręgu:

– Co widzimy w planie Kelloga? Wszyscy zwracają uwagę na tezę: „nasycać Ukrainę bronią, by zmusić Rosję do stołu negocjacyjnego”. Ale po co siadać do realizacji tego absolutnie nieakceptowalnego dla nas planu? Rzekomo chodzi o to, by w jakiś sposób zmusić Rosję do zmiany zachowania. Jednak niewiele osób zwraca uwagę na fakt, że Kellogg zaproponował stopniowe łagodzenie sankcji wobec Rosji.

Ten plan nie wróży więc dla nas nic dobrego. A to, co wiemy o stanowisku nowej administracji, daje nam podstawy do głębokiego pesymizmu

Czynnik Macrona

Ukraina nie ma obecnie silnej pozycji do negocjacji z Putinem. Jednak Donald Trump i NATO mogą wpłynąć na rosyjskiego przywódcę, by rozpoczął z nią rozmowy. Sekretarzy generalny NATO Mark Rutte powiedział, że każde porozumienie między Rosją a Ukrainą powinno uniemożliwić Rosjanom uzyskanie tego, czego chcą.

Z pierwszą wizytą zagraniczną po wygraniu wyborów prezydenckich Donald Trump uda się 7 grudnia do Paryża, gdzie wraz z Emmanuelem Macronem weźmie udział w otwarciu odrestaurowanej po pożarze katedry Notre Dame. Oleg Szamszur zaznacza, że Macron próbował nawiązać szczególne relacje z Trumpem już podczas jego pierwszej prezydentury:

– Macron wierzy, że dzięki swej charyzmie może przekonać każdego do wszystkiego. Podczas pierwszej prezydentury Trumpa wydawało się, że jest w stanie nawiązać z nim kontakt, tyle że Trump nie zrobił nic z tego, o co prosił go Macron, w szczególności wycofał się z paryskiego porozumienia klimatycznego. Teraz będzie próba numer dwa. Jeśli opierać się na wypowiedziach Macrona, które od początku tego roku są dość zdecydowane, można by przypuszczać, że teraz będzie on rzecznikiem interesów Ukrainy. Musimy jednak pamiętać, że choć te oświadczenia są absolutnie właściwe, istnieje znaczne opóźnienie między rzeczywistymi krokami a oświadczeniami.

Szanse na negocjacje

Ukraina na pewno nie zrezygnuje ze swoich terytoriów, co podkreśla Wołodymyr Zełenski. Jednak w wywiadzie dla brytyjskiego kanału telewizyjnego Sky News powiedział, że porozumienie w sprawie zakończenia gorącej fazy wojny jest możliwe nawet bez zwrotu okupowanych terytoriów, o ile Ukraina otrzyma ofertę członkostwa w NATO. Bo Kijów może walczyć o zwrot tych terytoriów środkami dyplomatycznymi.

W ocenie Andreasa Umlanda wygląda na to, że Zełenski jest gotów rozważyć pewne propozycje dotyczące formatu rozmów, które były omawiane od czasu letniego szczytu pokojowego. Jeśli chodzi o gotowość Putina, jest więcej pytań niż odpowiedzi, chociaż ewentualna rosyjska odmowa może otworzyć dyplomatyczne okno dla Ukrainy:

– Jeśli Putin kategorycznie odmówi, to może to być z korzyścią dla Ukrainy. Bo wtedy jest szansa, że Trump dostarczy jej więcej broni. Nie sądzę jednak, by rozmowy doprowadziły teraz do czegokolwiek, a wiele będzie zależeć od tego, jak później zinterpretowany zostanie ewentualny (nie)sukces tych rozmów.

Ukraina musi działać bardzo ostrożnie, aby nie być postrzegana jako strona eskalująca, która nie chce pokoju. To będzie bardzo trudne zadanie dla dyplomatów

Administracja Trumpa będzie naciskać na Ukrainę, by oficjalnie przekazała wszystkie okupowane terytoria pod kontrolę Rosji, i prawdopodobnie zablokuje też jej członkostwo w NATO – sugeruje Davis Ellison:

– Żaden z tych dwóch projektów prawdopodobnie nie zostanie uzgodniony z sojusznikami, a być może nawet z samym Kijowem. Trump nie ma zbyt dużego wpływu na Putina, Białoruś, Iran czy Koreę Północną. W dużej mierze jego apel do własnych zwolenników świadczy o tym, że chce położyć kres amerykańskim zobowiązaniom za granicą.

Zdaniem ekspertów jedną z głównych dźwigni wpływu USA na Rosję i jej sojuszników jest odblokowanie amerykańskiej produkcji surowców energetycznych. Marta Prochwicz-Jazowska uważa jednak, że Stany Zjednoczone mają znacznie więcej możliwości wpływania na Ukrainę:

– Nowa administracja USA będzie chciała doprowadzić przywódców Ukrainy i Rosji do tego samego stołu negocjacyjnego. Chociaż w inwazji Rosji na Ukrainę chodzi o coś znacznie więcej niż terytorium, walutą w negocjacjach będzie terytorium.

Powinniśmy unikać używania słowa „ustępstwo” w odniesieniu do terytorium Ukrainy, ponieważ słowo „concede” w słowniku języka angielskiego oznacza „przyznać lub zgodzić się po początkowym zaprzeczeniu lub oporze, że coś jest prawdą ”. A terytorium Ukrainy nie należy do Rosji

Gwarancje bezpieczeństwa

3 grudnia odbyło się spotkanie ministrów spraw zagranicznych państw NATO. Szef ukraińskiego MSZ Andrij Sybiha przywiózł do Brukseli oryginał Memorandum budapesztańskiego, nazywając je dowodem na to, że wszelkie długoterminowe rozwiązania w zakresie bezpieczeństwa kosztem bezpieczeństwa Ukrainy są niedopuszczalne.

Przed spotkaniem ukraińskie MSZ oświadczyło, że Kijów z góry odrzuca wszelkie formaty alternatywne dla członkostwa w NATO, ponieważ tylko Sojusz może zagwarantować bezpieczeństwo Ukrainie. To absolutnie słuszna teza, mówi Oleg Szamszur:

– Gwarancją jest artykuł 5 Traktatu północnoatlantyckiego, wszystko inne jest nieistotne. Niestety pozytywną dla nas decyzję o zaproszeniu Ukrainy do NATO dodatkowo komplikują wszystkie plany tak zwanego pokoju dla Ukrainy, ponieważ wiążą się one z faktycznym odrzuceniem Ukrainy przez NATO.

Nie widać woli politycznej w USA, szczególnie że negatywne stanowisko Bidena w tej sprawie jest dobrze znane. A jest oczywiste, że tej kwestii nie da się rozwiązać bez silnego amerykańskiego wsparcia

Szamszur zauważa jednak, że temat ten powinien być nadal podnoszony, a Ukraina winna obstawać przy stanowisku, że nowy europejski system bezpieczeństwa jest niemożliwy bez Ukrainy w NATO:

– Należy też się skupić się na zjednoczeniu wszystkich wysiłków w celu powstrzymania Putina. Potrzebujemy nie tylko zaprzestania działań wojennych, ale też zakończenia wojny na warunkach akceptowalnych dla Ukrainy. W przeciwnym razie będzie to tylko przerwa przed nową agresją Rosji. Jednak takiej wizji u naszych partnerów, przynajmniej na poziomie konkretnych działań, na razie nie widać. Istnieje również złudzenie, że można jakoś zamrozić obecną sytuację, a potem coś wymyślić. To absolutna iluzja. Tutaj potrzeba środków chirurgicznych.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Mimo oporu Budapesztu, Komisja Europejska wraz z szeregiem państw członkowskich szuka sposobów na odblokowanie startu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. O 1 stycznia 2030 r. jako momencie akcesji niektórzy mówią jako o celu ambitnym, ale symbolicznym. Inni, w szczególności Litwa, uważają go za całkowicie osiągalny.

Wsparcie dla Ukrainy nie jest dla Wilna decyzją podjętą pod wpływem ostatnich wydarzeń. Wynika ono z głębokiego przekonania, które ukształtowało się jeszcze przed inwazją Rosji. O tym, a także o blokadach politycznych, wpływie Orbána, wyborze nowego prezydenta Polski i ryzyku dezinformacji rozmawiamy z Ingridą Šimonyte, która w latach 2020-2024 stała na czele litewskiego rządu.

Cierpliwość do Węgier się wyczerpuje

Maryna Stepanenko: – Litwa zaproponowała 1 stycznia 2030 roku jako orientacyjną datę przystąpienia Ukrainy do UE. To realistyczny cel polityczny czy raczej symboliczny gest wsparcia? W jaki sposób Litwa przyczynia się do osiągnięcia tego celu?

Ingrida Šimonyte:
– Litwa od dawna wierzy, że przyszłość Ukrainy jest w Unii Europejskiej. Było tak jeszcze na długo przed krwawymi wojnami Rosji przeciwko Ukrainie. Zawsze uważaliśmy Ukrainę za kraj europejski i wierzyliśmy, że jej integracja ze wspólnotą euroatlantycką będzie korzystna dla obu stron. Oczywiście, 20 lat temu pogląd ten nie był popularny i wielu podchodziło do niego sceptycznie. W Ukrainie zawsze byli ludzie, którzy zdecydowanie opowiadali się za integracją europejską, dlatego doszło do dwóch Majdanów. Ale byli też tacy, którzy uważali, że stosunki handlowe i biznesowe z Rosją mogą być korzystne. Inwazja zmieniła wszystko.

Biorąc pod uwagę to, jak szybko zmieniły się poglądy w ciągu ostatnich czterech lat, nie powiedziałabym, że dziś coś jest nierealne

Jeszcze kilka lat temu zaproszenie Ukrainy do UE w 2024 r. wydawało się czymś nie do pomyślenia – a jesteśmy już w tym miejscu. Rzecz jasna, przeszkody nadal istnieją. Niektórzy politycy lub kraje z powodów politycznych lub pod presją nieprzyjaznych reżimów blokują postęp, blokując otwarcie klastrów negocjacyjnych lub podjęcie decyzji. Ale to nic nowego.

Widzieliśmy już podobne niepowodzenia. Na przykład Macedonia Północna musiała zmienić nazwę, by zadowolić jedno z państw członkowskich, ale potem inne państwo UE ten proces zablokowało. Trudno powiedzieć, czy osiągniemy cel do 1 stycznia 2030 r. Nie widzę jednak w nim niczego nierealistycznego. Ukraina wykazała się niezwykłą zdolnością do szybkiego i profesjonalnego prowadzenia walki o przetrwanie oraz wdrażania głębokich reform w wielu sektorach. To rzadkość.

Wierzę więc, że to możliwe. Będziemy dokładać wszelkich starań, jestem tego pewna.

Premier Węgier Viktor Orbán często korzysta z prawa weta w Radzie UE. W jaki sposób Ukraina i jej sojusznicy mogą skutecznie pokonać takie blokady polityczne na drodze do członkostwa?

W niektórych przypadkach widzieliśmy już precedensy, kiedy decyzje były podejmowane z pominięciem węgierskiego weta. Nie jest to jednak dobra sytuacja – i nie jest to problem Ukrainy, lecz Unii Europejskiej. UE nie może za każdym razem napotykać te same przeszkody ze strony jednego państwa członkowskiego, kiedy trzeba osiągnąć konsensus.

Nawet jeśli Unii udaje się posunąć naprzód, uwzględniając niektóre interesy Węgier, wysyłamy w ten sposób niewłaściwy sygnał, że nagradzamy zachowanie sprzeczne z duchem Unii. Stanowisko Węgier staje się coraz poważniejszym problemem i wielu polityków zdaje sobie z tego sprawę.

Nie chcę, by UE była zmuszona do podjęcia radykalnych środków, takich jak pozbawienie kraju prawa głosu. Jednak musimy uznać, że taka opcja istnieje
Węgry wciąż nie wycofują weta wobec negocjacji o przystąpieniu Ukrainy do UE. Zdjęcie: LEON NEAL/AFP/East News

Widzieliśmy już, że w niektórych obszarach Unia może działać bez zgody Węgier. Jeśli jednak będzie to się zdarzało zbyt często, stanie się oczywiste, że problem należy rozwiązać w sposób bardziej radykalny. Nie potrafię powiedzieć, kiedy nadejdzie punkt zwrotny, ale oczywiste jest, że wielu polityków traci cierpliwość do Węgier.

Kilka lat temu pomysł pozbawienia prawa któregoś kraju UE głosu wydawał się czymś nie do pomyślenia jako zbyt „nieeuropejski”. Teraz już tak nie jest

Wiele zależy od tego, czy Węgry zdecydują się zmienić swoje zachowanie. Tak jak wojna jest w rękach Putina, tak Węgry mogą w każdej chwili zaprzestać mnożenia przeszkód, co będzie lepsze dla wszystkich.

Warszawa to nie Budapeszt

Nowym prezydentem Polski został Karol Nawrocki. Czy istnieje ryzyko, że stanie się on „drugim Orbanem”?

Nie do końca, ponieważ formalnie nowo wybrany prezydent nie jest członkiem partii, chociaż Nawrocki jest związany z Prawem i Sprawiedliwością. Kiedy PiS było u władzy, premier Mateusz Morawiecki był bardzo zaangażowany w pomoc dla Ukrainy. Często razem odwiedzaliśmy Ukrainę, spotykaliśmy się w ramach Trójkąta Lubelskiego. Polska ma silny instynkt rozpoznawania zagrożenia ze strony Rosji – w przeciwieństwie do Orbána.

Orbán działa na korzyść interesów Putina głównie po to, by pozostać u władzy. Jego retoryka często pokrywa się z mirażowymi narracjami Rosji i zawiera oskarżenia pod adresem Ukrainy.

Polska, podobnie jak kraje bałtyckie, ma bolesną historię z Rosją. Węgry również, tyle że reagują inaczej. Niezależnie od partii – czy to PiS, czy Platforma Obywatelska – polscy przywódcy ogólnie uważają Rosję za zagrożenie

Dlatego nie porównywałabym Polski z Węgrami. Nie wybrano pana Mentzena, którego można by porównać do Orbána. Ważne jest również to, że w procesie podejmowania decyzji w UE rząd reprezentują premier i ministrowie, a nie prezydent. Przewidziana jest koordynacja ich działań z prezydentem, ale władza wykonawcza należy do rządu.

W końcu [w 2026 r.] w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i rząd może się zmienić. Nie spodziewam się jednak znaczących zmian w ogólnym stanowisku: obie główne partie były pragmatyczne i ostrożne w stosunku do Rosji, obie popierały konieczność obrony Europy.

Tak, wszyscy słyszeliśmy podczas kampanii wypowiedzi, które budziły niepokój. Ale retoryka przedwyborcza to jedno, a ważne jest to, jak współpracują instytucje. Dlatego pozostaję optymistką. Oczywiście, politycy będą próbować dramatyzować problemy wewnętrzne. Weźmy na przykład rolników – zeszłoroczne protesty zostały wywołane oświadczeniami, że Ukraińcy zabierają im rynki, oraz obawami dotyczącymi skutków członkostwa Ukrainy w UE. Takie nastroje pojawią się jednak w wielu krajach.

Rosja będzie to wykorzystywać w propagandzie, by podsycać negatywne nastroje. Ale to nic nowego. Odpowiedzialni politycy powinni skupić się na długoterminowych celach i nie ulegać manipulacjom. Wiemy, jak działa Rosja. Musimy po prostu być gotowi.

Największe sankcje na Rosję wprowadził sam Putin

Obecnie w ścisłej koordynacji między UE a USA opracowywany jest 18. pakiet sankcji. Czy prace te odpowiadają oczekiwaniom Litwy? Co Pani kraj uważa za priorytet do uwzględnienia w tym pakiecie, by maksymalnie wzmocnić presję sankcyjną na Rosję?

Zawsze optowaliśmy za włączeniem do pakietu sankcji skroplonego gazu i materiałów jądrowych eksportowanych przez Rosję, ale oczywiście jest z tym problem. To dobra i zła strona procesu podejmowania decyzji w Unii Europejskiej: konieczny jest konsensus. Oznacza to, że w pewnym momencie otrzymujesz nie najlepszy wynik (przynajmniej z twojego punktu widzenia), ale tak właśnie wygląda koordynacja. Dlatego dobrze, że przyjęcie jednego pakietu ograniczeń jest zawsze początkiem kolejnego.

I tak, choć niestety powoli, zmierzamy do momentu, w którym te długotrwałe problemy również zostaną uwzględnione
Ingrida Šimonyte z Wołodymyrem Zełenskim. Zdjęcie: OPU

Litwa konsekwentnie opowiada się za najsurowszymi sankcjami wobec Rosji, zwłaszcza w kontekście nowych ataków na infrastrukturę cywilną Ukrainy. Dlaczego Pani zdaniem niektóre kraje UE nadal nie są gotowe do podjęcia tak zdecydowanych działań, jak Wilno? Jakie są główne obawy Zachodu?

Powiedziałabym, że największy wpływ na gospodarkę miały nie sankcje, ale odcięcie dostaw gazu przez samego Putina. Cios gospodarczy był ogromny. Gdyby [europejskie] kraje same miały zaprzestać kupowania rosyjskiego gazu, większość by na to nie poszła, obawiając się skoków cen, kosztów dla biznesu i problemów z dostawami. Nie zapominajmy też o całej całej tej propagandzie, że Europa zamarznie zimą.

Nic takiego się nie stało. Poradziliśmy sobie dobrze, choć to sporo kosztowało. Ale UE jest bogata i to nie pieniądze są jej największym problemem

Bardziej skomplikowane są inne obszary. Nalegaliśmy na podjęcie działań w sprawie gazu już na początku 2022 roku, ale nikt się na to nie zgodził. Wtedy Putin zrobił to sam – i zobaczyliśmy, że damy sobie radę. Strach bierze się stąd, że nie wiesz, czy dasz sobie radę. To sprawia, że przywódcy wahają się przed podjęciem trudnych decyzji.

Czasami chodzi również o wąskie interesy biznesowe. Ludzie powiązani z partiami rządzącymi twierdzą, że nie mogą żyć bez handlu z Rosją. To powoduje opór na szczeblu krajowym.

Ale, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o strach przed reakcją opinii publicznej. Niektórzy politycy twierdzą: „Rosja wciąż istnieje, nadal zabija Ukraińców, ale my zaczęliśmy żyć gorzej. Dlaczego mamy cierpieć?”. W krajach demokratycznych to trudna dyskusja. Potrzebne są mocne argumenty i silne przywództwo, by przekonać ludzi, że warto.

To NATO powinno prosić Ukrainę, by je przyjęła

Od początku inwazji Rosji strategia obronna NATO uległa istotnym zmianom. Jak Litwa je ocenia? Czy nowa strategia odpowiada realnym zagrożeniom na wschodniej flance?

Podjęto kroki we właściwym kierunku, ale nie są one jeszcze wystarczające. Przed nami jeszcze długa droga, zwłaszcza biorąc pod uwagę bieżącą dyskusję na temat tego, jak silne są nasze transatlantyckie więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Jaka część odpowiedzialności za bezpieczeństwo europejskie ostatecznie spadnie na Europę? Założenie, że Stany Zjednoczone zawsze będą zapewniać kluczowe wsparcie, na przykład w dziedzinie obrony przeciwlotniczej, może okazać się błędne.

Europa musi stać się bardziej samowystarczalna: skrócić łańcuchy dostaw, zwiększyć liczebność sił zbrojnych i podnieść wydatki na obronność

To niełatwe, zwłaszcza dla krajów, które nie traktowały obronności priorytetowo, jak my. Jesteśmy małym krajem, ale wydawanie nawet do 5% PKB na obronność – do czego dążymy od czasów Krymu – nigdy nie było przedmiotem sporu. W innych krajach, nawet po inwazji, realizacja zobowiązania dotyczącego wydatków rzędu 2,5% czy 3% PKB szła kiepsko.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, potwierdził zaproszenie Ukrainy na szczyt Sojuszu w Hadze. Zdjęcie: OPU

Jednak obecnie sytuacja się zmienia. Komisja Europejska przejmuje bardziej aktywną rolę w sferze obronności, ustanawiając stanowisko komisarza ds. obrony i proponując instrumenty finansowe wspierające państwa członkowskie. Ale przed nami jeszcze ważne decyzje polityczne, takie jak pobór do wojska. Wiele krajów polega wyłącznie na zawodowej armii, która jest kosztowna i ma ograniczone możliwości.

Ponowne wprowadzenie poboru do wojska jest kwestią delikatną politycznie. Po 35 latach pokoju trudno przekonać obywateli, w tym kobiety, że potrzebują podstawowego szkolenia

Ukraina znacznie wzmocniła swoje zdolności obronne. Jak widzi Pani perspektywy pogłębionej współpracy wojskowej między Litwą a Ukrainą – zarówno na szczeblu dwustronnym, jak w ramach NATO?

Jest taki dowcip, że to NATO powinno poprosić Ukrainę o przyjęcie go do swoich szeregów. W tym dowcipie jest wiele prawdy. Ukraina od dawna znana jest jako silny przemysłowo i technologicznie kraj o wysokim poziomie wiedzy technicznej, inżynierii i nauki. I na szczęście nic z tego nie zostało utracone.

Obecnie widzimy, że Ukraina nie tylko produkuje, ale też tworzy rzeczy, które zmieniają oblicze pola walki. Wielu z nas powinno zazdrościć jej tego, uczyć się od niej i z nią współpracować. Kiedy pracowałam w rządzie, podpisaliśmy umowy z ukraińskimi instytucjami o wspieraniu współpracy między naszymi przedsiębiorstwami. Nie tylko po to, by darować jej lub kupować dla niej broń na całym świecie. Także po to, aby inwestować w to, co Ukraina może opracować i wyprodukować. To ogromny potencjał.

Europejski przemysł obronny potrzebuje silnego impulsu, a Ukraina jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć pod presją, wykazując się innowacyjnością i skutecznością

Stanowi ona również wyzwanie dla tradycyjnego myślenia o obronności, które zakłada wydawanie przez lata ogromnych sum na systemy, które potem można unieruchomić za pomocą znacznie tańszych technologii.

To zmienia nasze wyobrażenie o gospodarce obronnej. Odnosząc się tego, co osiągają sektor obronny Ukrainy oraz jej talenty naukowe i inżynieryjne, mogę tylko powiedzieć: „Wow!”. Mamy się czego uczyć.

Ochrona zniknie, ludzie pozostaną

Bruksela rozważa możliwe wycofanie programu tymczasowej ochrony dla obywateli Ukrainy za granicą. Jakie działania podejmuje Litwa w tej sprawie? Na co mogą liczyć Ukraińcy?

W naszym kraju mieszka obecnie około 80 tysięcy obywateli Ukrainy – to mniej niż szczytowa liczba ponad 90 tysięcy. Niektórzy wrócili do Ukrainy lub przenieśli się gdzie indziej. U nas obowiązuje system tymczasowej ochrony, ale w praktyce większość Ukraińców przyjeżdża tu nie dla przywilejów. To głównie kobiety ze wschodniej Ukrainy, które uciekły z dziećmi lub starszymi krewnymi. Zdecydowana większość z nich pracuje, jest samowystarczalna i płaci podatki.

Ukraińcy nie otrzymują niczego z miłosierdzia. Są częścią naszego społeczeństwa i głęboko to szanuję

Tak, istnieją programy pomocy społecznej, takie jak opieka medyczna lub obiady w szkołach, ale to nic nadzwyczajnego. Jeśli status tymczasowej ochrony zostanie zniesiony, nie sądzę, by wiele się zmieniło. Po prostu przejdzie on w status pozwolenia na pobyt, a ludzie i tak zostaną.

Litwa nie jest krajem z dużym budżetem na opiekę społeczną. Oferujemy podstawowe wsparcie socjalne – zarówno litewskim obywatelom, jak Ukraińcom. Dzieci otrzymują posiłki w szkołach, ludzie mają dostęp do opieki medycznej lub otrzymują pomoc w opłacaniu mediów – bez jakichkolwiek różnic.

Jesteśmy już daleko od pierwszych dni inwazji, kiedy uchodźcy z Ukrainy potrzebowali pilnej pomocy: łóżek, jedzenia, artykułów pierwszej potrzeby. Obecnie wielu z nich osiedliło się i stało się pełnoprawnymi członkami naszego społeczeństwa.

Rusofile to na Litwie margines

Czy zauważa Pani nasilenie prorosyjskich, antyukraińskich lub izolacjonistycznych narracji w litewskim społeczeństwie lub polityce? Jeśli tak, to co jest źródłem tej zmiany?

To, co było chyba nieoczekiwane w 2022 roku, to fakt, że ludzie, którzy byli prorosyjscy lub przydatni dla Kremla, zniknęli z pola widzenia opinii publicznej. Zamilkli, ponieważ społeczeństwo tutaj jest silnie proukraińskie.

Stopniowo jednak zaczęli znów się pojawiać i mówić, że „Ukraina nie może wygrać” albo że „marnujemy [na nią] pieniądze”. To typowe prokremlowskie narracje. Ciekawe, że podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych niektórzy politycy otwarcie promowali tę linię, twierdząc, że pacyfikacja równa się pokój, że musimy dać agresorowi to, czego chce.

Na szczęście żaden z nich nie zdobył realnej władzy politycznej. Pozostali na marginesie, choć nadal cieszą się pewnym poparciem. To świadczy o tym, że część społeczeństwa jest prosowiecka lub prorosyjskie i podatna na propagandę Kremla. Wiemy, że tak jest, jak w każdym kraju.

Pozytywnym aspektem jest jednak to, że poparcie społeczne dla Ukrainy pozostaje silne. W rzeczywistości na Litwie trudniej jest być antyukraińskim niż, powiedzmy, anty-LGBT lub przeciwnym konwencji stambulskiej.

Jeśli chodzi o Ukrainę, większość ludzi na Litwie wstydziłaby się powiedzieć, że jej nie popiera

Nawet zwolennicy Rosji często formułują swoje poglądy w łagodniejszych słowach, mówiąc coś w stylu: „Popieramy Ukrainę, ale giną ludzie, więc potrzebujemy pokoju”. Następnie wzywają Ukrainę, by zrezygnowała z części swoich terytoriów lub do zaprzestania wsparcia wojskowego na jej rzecz. To nadal narracja Kremla, tyle że już nie otwarcie antyukraińska.

Zdjęcie główne: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Czy Nawrocki stanie się „drugim Orbanem” Europy? Była premierka Litwy o różnicy między Polską a Węgrami

Maryna Stepanenko

Kiedy my, Ukraińcy, mówimy o „zdradzie”, rzadko mamy na myśli Amerykę. Ale wygląda na to, że nadszedł czas, aby przyjrzeć się jej bliżej – nie jej dronom czy sprzętowi pancernemu, ale ideom, które się z tym wiążą.

Sylvie Kauffmann, była redaktor naczelna „Le Monde”, pisze w „Financial Times” o niepokojącej zmianie: Ameryka przestaje być obrończynią demokracji i próbuje zmienić jej definicję – w kraju i na świecie. Najbardziej niebezpieczne nie jest to, że Stany Zjednoczone mogą opuścić NATO, ale to, że chcą wciągnąć Europę w swoją ideologiczną transformację, w której demokracja nie oznacza już wolności, lecz posłuszeństwo.

„Prawdziwym szokiem [którego doświadczyliśmy] ze strony Trumpa nie jest odmowa. Jest nim zdrada” – uważa Natalie Tozzi, włoska politolożka.

Ta zdrada nie wymaga armii ani wybuchów. Ona dokonuje się poprzez język

Dzieje się to poprzez nowe „koalicje cywilizacyjne”, które promują wiceprezydent J. D. Vance lub Marco Rubio w swoim raporcie o potrzebie „zachowania cnót kultury zachodniej”. Ale jakiej kultury? Tej, która obraża sędziów, atakuje imigrantów, potępia wolność słowa i nazywa demokratycznie wybrane rządy „tyranami w masce”.

Stany Zjednoczone nie tylko się zmieniają. Wciągają też w ten proces Europę. Niedawno Trump osobiście przyjął w Gabinecie Owalnym skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Polski Karola Nawrockiego. A kilka dni przed wyborami sekretarz bezpieczeństwa USA Kristi Noem przyleciała do Warszawy, by publicznie go poprzeć. Podobne ingerencje miały miejsce w Rumunii.

To już nie jest dyplomacja. To eksport systemu.

Europa znalazła się w nowym geopolitycznym krajobrazie: z jednej strony Rosja, dyktatura, która prowadzi wojnę. Z drugiej – Ameryka, która proponuje „nowy porządek” w miękkiej, religijno-konserwatywnej otoczce.

„Lider tego ruchu jest teraz w Białym Domu. Dla nas to przełom” – mówi hiszpański urzędnik w rozmowie z Kauffmann.

Ukraina musi być czujna, bo ta wojna nie dotyczy tylko terytoriów. Dotyczy też wartości. Bo jeśli Zachód nie oznacza już wolności, uczciwości i pluralizmu, to o co tak naprawdę walczymy?

Pouczają nas: nie krytykujcie Ameryki, jeśli jesteście w jej obozie. Ale dzisiaj, jeśli naprawdę jesteśmy w obozie europejskim, musimy zadawać pytania. Bo to, co Trump robi z Ameryką, jego współpracownicy chcą zrobić z Polską, Rumunią – i być może z Ukrainą.

To nie jest koniec partnerstwa. To koniec iluzji

Kaufmann pisze: „Ameryka jest w tarapatach. Ale zanim Europa będzie mogła jej pomóc, musi uporządkować swoje sprawy”.

Ukraina jest częścią tej Europy. I być może to właśnie my – z doświadczeniem wojny, dyktatury, hybrydowej rzeczywistości – pierwsi dostrzeżemy, kiedy sojusz zamieni się w pułapkę.

Na podstawie artykułu pt. „Europe, the US and the question of values” autorstwa Sylvie Kauffmann, opublikowanego w „Financial Times” 4 czerwca 2025 r.

20
хв

Doktryna zdrady: Ameryka nie jest już sojusznikiem, a misjonarzem nowego porządku?

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Marcin Bosacki: – Na historię przyjdzie czas po wojnie

Ексклюзив
20
хв

Ataku nuklearnego nie będzie. Rosji to się nie opłaca

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress