Exclusive
20
min

Mykoła Kniażycki: "Nie mam wątpliwości, że blokada granicy to operacja specjalna Federacji Rosyjskiej"

Dlaczego obecny polski rząd Morawieckiego milczy w sprawie blokady? Ponieważ ma nadzieję przerzucić całą odpowiedzialność na rząd Donalda Tuska, który zamiast zacząć od pozytywnych rzeczy, będzie zaangażowany w odblokowanie granicy - wyjaśnia Mykola Kniazycki, parlamentarzysta i dziennikarz.

Maria Górska

Tak wyglądają kolejki na granicy polsko-ukraińskiej. Fot: Patryk Ogorzałek/Agencja Wyborcza.pl

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Maria Górska: Blokada granicy przez polskich przewoźników trwa od ponad trzech tygodni. Polskie media, powołując się na organizatorów protestu twierdzą.że przyczyną jest korupcja na granicy po stronie ukraińskiej, która de facto doprowadziła do dyskryminacji polskich kierowców w kolejkach na przejściach granicznych. Czy to prawda?

Mykoła Kniażycki: Wersja, że korupcja po stronie ukraińskiej jest powodem blokady granicy jest nieprawdziwa. Jeśli rzeczywiście korupcja istnieje, można sobie z nią poradzić - zarówno Ukraina, jak Polska mają instytucje, które się tym zajmują. Polska i ukraińska prokuratura skutecznie ze sobą współpracują. Gdyby pojawiły się zarzuty korupcji na granicy, organy śledcze oczywiście by się temu przyjrzały.

MG: Dlaczego więc polscy przewoźnicy blokują granicę?

MK: Przede wszystkim jest to kwestia polityczna. Kryzys na granicy został zainicjowany przez prorosyjski blok Konfederacja [w ostatnich wyborach parlamentarnych partia ta zdobyła 7,16% głosów i stała się piątą partią, która przekroczyła próg 5% i weszła do Sejmu - red]. Niestety, ta siła polityczna nie zwraca się do obecnego rządu, ale czeka na przyjście przyszłego rządu Donalda Tuska, który będzie mógł rozpocząć pracę nie wcześniej niż w połowie grudnia. Potrzeba dużo czasu na odblokowanie granicy: musi powstać rząd, miną święta. W tym czasie Ukraińcy pozostaną bez skroplonego gazu ziemnego, którego potrzebują, a Ukraina, nawiasem mówiąc, otrzymuje 25% skroplonego gazu ziemnego przez Polskę i jest jednym z pięciu krajów, które są jego największymi konsumentami. Wszystko to prowadzi do wzrostu cen paliw. Oczywiście sytuacja ta jest korzystna dla Rosjan, którzy przygotowują masowe ostrzały ukraińskiej struktury energetycznej. Tak zwani protestujący monitorują również ładunki wojskowe przybywające na Ukrainę z Polski. Część z nich przepuszczają. Inne, takie jak komponenty dla ukraińskich producentów broni, nadal stoją w kolejce.

MG: Pojawia się coraz więcej wypowiedzi o blokadzie jako operacji rosyjskich służb specjalnych. Co wskazuje na to, że Rosjanie są zaangażowani w działania przewoźników na granicy?

MK: Nie mam wątpliwości, że to operacja specjalna Federacji Rosyjskiej. Rosjanie po prostu zacierają ręce. Jest to absolutnie korzystne dla rosyjskiego wywiadu. Kreml jest zainteresowany utrzymaniem blokady.

Ukraińscy kierowcy ogrzewają się przy ognisku. Korczova, 27 listopada. Fot: Omar Marques / Anadolu/East News

‍MG: Kto stoi za blokadą?

MK: Za blokadą na granicy stoją niewielkie grupy ludzi - po 5-6 osób na każdym z punktów kontrolnych. W sumie w proteście bierze udział nie więcej niż sześćdziesięciu przewoźników. Polska policja mogłaby przywrócić porządek w ciągu zaledwie piętnastu minut. Gdyby chciała. Ukraińscy kierowcy twierdzą jednak, że gdy zbliżają się do granicy, to polska policja zatrzymuje ich i kieruje do protestujących. Oznacza to, że zamiast zapobiegać działaniom przewoźników, funkcjonariusze organów ścigania ułatwiają je.

MG: Do przewoźników dołączyli rolnicy, którzy zapowiadają pozostanie na granicy do początku stycznia. Dlaczego polskie władze z Morawieckim na czele milczą?

MK: Rolnicy, którzy dołączyli do przewoźników nie mają żadnego powodu do protestu. Po ostatnich działaniach otrzymali dotacje zarówno od rządu europejskiego, jak i polskiego. Ukraińskie zboże nie jest sprzedawane w Polsce, a produkty rolne stanowią nie więcej niż 10% całości - w zasadzie wszystko jest w tranzycie. To po raz kolejny wskazuje na polityczne implikacje tej blokady. Dlaczego obecny rząd milczy? Ponieważ polski rząd, kierowany przez Morawieckiego, ma nadzieję przerzucić całą odpowiedzialność na rząd Donalda Tuska, który zamiast zacząć od pozytywnych rzeczy, będzie zaangażowany w odblokowanie granicy.

MG: Kto najbardziej cierpi na tej blokadzie - Ukraina czy Polska? Kto zyskuje na działaniach protestujących?

MK: Przede wszystkim na tym, co dzieje się na granicy, cierpią stosunki polsko-ukraińskie. Polska była kiedyś najbliższym przyjacielem Ukrainy. Teraz ta przyjaźń bardzo mocno ucierpiała. Oczywiście cierpią na tym zwykli ludzie - kierowcy stojący na granicy, polscy eksporterzy, ukraińscy odbiorcy gazu, ukraiński sektor energetyczny, małe i średnie przedsiębiorstwa, które bankrutują, bo nie mogą dostać towarów.

Oczywiście Ukraina powinna była zrobić więcej, aby odblokować granicę. Osobiście napisałem list zarówno do ministra spraw zagranicznych Kuleby, jak i ministra infrastruktury Kubrakowa, próbując wyjaśnić następujące kwestie:

- Czego dokładnie żądają polscy przewoźnicy?

- Czy odbyły się negocjacje?

- Czy potrzeby protestujących zostały zaspokojone?

- Czy ukraińscy przewoźnicy w jakiś sposób naruszają unijną zasadę liberalizacji transportu drogowego (tzw. reżim bezwizowy w transporcie), aby eksportować produkty z Ukrainy i przywozić do Ukrainy?

- Czy Polska odwołała się od tej decyzji do Brukseli?  

Według moich informacji nic takiego nie ma miejsca.

Ukraińscy kierowcy stoją na granicy od ponad trzech tygodni. Fot: Patryk Ogorzałek/Agencja Wyborcza.pl

MH: Jak ocenia Pan działania polskich władz w celu przezwyciężenia kryzysu?

MK: Nie ma takich działań, więc nie można ich oceniać. Z mojego punktu widzenia jest to bardzo duży błąd w strategicznych stosunkach między Ukrainą a Polską. Niezależnie od tego, która partia jest u władzy w sąsiednim kraju. Mam wielką nadzieję, że polscy politycy, nowy rząd będą w stanie rozwiązać tę sytuację. Ale nadal oczekuję bardziej aktywnego stanowiska zarówno ze strony ukraińskiego rządu, jak i naszego prezydenta.

MG: Wśród Pana znajomych jest wielu polskich polityków. Co mówią o blokadzie?

MK: Rozmawiałem z Pawłem Kowalem, posłem na Sejm i przewodniczącym Komisji Spraw Zagranicznych, który przyjechał do Kijowa w rocznicę Hołodomoru. Podczas swojej wizyty miał wiele spotkań - z prezydentem Zełenskim, szefem PO Jermakiem, ministrem infrastruktury Kubrakowem i przewodniczącym Rady Najwyższej Stefańczukiem. Wierzę, że na takich spotkaniach zostanie opracowany plan odblokowania granicy. Po spotkaniu z Kowalem, Wołodymyr Zełenski powiedział, że powinniśmy trochę poczekać. Wydaje mi się, że nie ma na co czekać - ludzie cierpią każdego dnia. Ukraińskie władze powinny zainicjować szybsze rozwiązanie tej sytuacji.

Ukraińscy kierowcy żyją w takich warunkach od ponad 3 tygodni. fot: Omar Marques/Anadolu/East News

MG: W 2024 roku w Polsce odbędą się wybory samorządowe. Jaką rolę odgrywa blokada w kampanii wyborczej Konfederacji?

MK: Trudno dziś o tym mówić. Nie jestem polskim politykiem, ale widzę, że polskie społeczeństwo, które poparło Ukraińców po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę, wspiera nas dalej. Partie, które głosiły antyukraińskie hasła, takie jak Konfederacja, otrzymały znacznie mniej głosów, niż planowały.

MG: W listopadzie Komisja Europejska zaleciła Radzie Europejskiej rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą. Jaka jest rola Polski w tym procesie?

MK: Znam Donalda Tuska jako polityka, który myśli w kategoriach strategicznych. Obiecał, że zrobi wszystko dla naszej integracji z Unią Europejską i wierzę, że tak się stanie.

‍МГ: Co się stanie z odłączonymi opozycyjnymi Espresso, Kanałem 5 i Pryamyi [4 kwietnia 2022 r. przedstawiciele Koncernu ds. Radiofonii, Komunikacji Radiowej i Telewizji wyłączyli nadawanie kanałów telewizyjnych Espresso, Pryamyi i Kanału 5 w sieci cyfrowej T2]?

MK: Raport Komisji Europejskiej wyraźnie stwierdza, że są wykluczone z ukraińskiej przestrzeni medialnej. Fakt, że są one wymienione w tym dokumencie wskazuje, że wolność słowa na Ukrainie jest ograniczana. Wierzę, że kiedy dojdzie do poważnych negocjacji w sprawie członkostwa, Ukraina zrobi wszystko, aby zapewnić powrót tych trzech kanałów telewizyjnych, które zostały nielegalnie usunięte.

‍MG: W pierwszym czytaniu Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła ustawę zakazującą działalności w naszym kraju organizacji religijnych związanych z Federacją Rosyjską. Opozycja miała własną wersję tego dokumentu, której autorem był Pan. Jakie kroki są potrzebne, aby powstrzymać działalność rosyjskiej cerkwi w Ukrainie?

MK: Rosyjska Cerkiew to kościół kierowany przez patriarchę Cyryla - Gundiajewa, który jest objęty sankcjami na Ukrainie i w wielu krajach Europy, a także struktury z nim związane. Domagamy się zakazania ich działalności, ponieważ szkodzi ona bezpieczeństwu narodowemu. Komisja Europejska nie może sprzeciwić się tej ustawie, ponieważ jest ona w pełni zgodna z Konwencją Praw Człowieka i orzecznictwem Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Niestety, ukraiński parlament opóźnia przyjęcie tej ustawy w całości. Ukraina, podobnie jak każdy inny kraj europejski, musi dbać o ochronę swojego bezpieczeństwa narodowego bez ograniczania w jakikolwiek sposób praw religijnych wierzących. Rządowa ustawa proponuje bardzo skomplikowany mechanizm, w którym każda wspólnota (jest ich ponad dziesięć tysięcy) musi przejść kontrolę rady ekspertów, która nie jest zapisana w prawie. Jeśli znajdzie ona powiązania z rosyjską cerkwią, przygotowuje nakazy, które można zaskarżyć w sądzie. Proces delegalizacji rosyjskiego kościoła może potrwać wiele lat. To pozwoli jej krzyczeć o naruszaniu praw wierzących na Ukrainie. Pamiętamy, jak Partia Komunistyczna, zdelegalizowana w 2014 roku, działała do 2022 roku. Dopiero po tym, jak jej lider Symonenko uciekł do Rosji, partia ta została zdelegalizowana w sądzie. I to była jedna organizacja, ale tutaj będziemy mieli dziesięć tysięcy organizacji. Dlatego dokładam wszelkich starań, aby najskuteczniejsze zapisy mojego projektu ustawy zostały przeniesione do ustawy rządowej do drugiego czytania. I cieszę się, że uzyskały one już poparcie zarówno rządu, jak i opozycji. Wierzę, że dokument zostanie przyjęty. Jeśli nie, będziemy nalegać na głosowanie za naszą ustawą.

MG: Aby płynnie zmierzać w kierunku UE, Ukraina musi wdrożyć zalecenia Komisji Weneckiej dotyczące ustawodawstwa w zakresie praw mniejszości narodowych, w tym języka, edukacji i mediów. Przedstawiciele zespołu rządowego w komentarzach do naszego i innych mediów twierdzą, że Węgry mają problem z niedoskonałością ustawy językowej. Jako autor ustawy językowej, w czym widzi Pan problem?

MK: Rządowa inicjatywa nowelizacji ustawy o języku proponuje powrót do okresu, gdy istniała ona jako ustawa "O zasadach państwowej polityki językowej" została przyjęta 3 lipca 2012 roku. [Przewidywała ona możliwość oficjalnej dwujęzyczności w regionach, w których liczba mniejszości narodowych przekracza 10% - red]. Jest to de facto anulowanie przyjętej wcześniej ustawy o wsparciu legislacyjnym dla języka ukraińskiego. To absolutnie przestępcza inicjatywa. Niestety, Ukraina nie współpracowała skutecznie z Komisją Wenecką. W jej wnioskach jest wiele sprzeczności. Nie są one wiążące dla przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej. A Kijów przyjął bardzo bierną postawę, gdy Komisja Wenecka przygotowywała swoje wnioski pod wpływem różnych czynników, w tym antyukraińskich. Ustawa językowa i ustawa oświatowa zostały zatwierdzone przez Sąd Konstytucyjny Ukrainy. Oznacza to, że są one zrównane z Konstytucją. Nikt nie zobowiązuje Ukrainy do zmiany podstawowego prawa lub norm konstytucyjnych, aby zadowolić siły prorosyjskie. Dlatego zrobimy wszystko, aby z jednej strony Ukraina uwzględniła pewne życzenia związane z mniejszościami narodowymi, ale integralność i skuteczność ustawy językowej została absolutnie zachowana. UE zazwyczaj ma wpływ na Węgry i myślę, że tym razem ten wpływ będzie skuteczny.

‍MG: Już 4 grudnia Kongres USA może głosować nad miliardowym pakietem pomocowym dla Ukrainy i Izraela. Jak myśli Pan, czy odniesie on sukces? Co Ukraina może i powinna zrobić, aby przekonać swoich partnerów do udzielenia wsparcia?

MK: Wierzę, że będziemy mieli poparcie dwóch partii w Stanach Zjednoczonych Ameryki, pomimo, że pewna grupa Republikanów jest przeciwna udzielaniu pomocy. Ale fakt, że ustawa przedłożona Kongresowi, która mówi o chęci wspierania zarówno Izraela, jak i Ukrainy w tym samym czasie, jest dla nas bardzo ważny. Wierzę, że kompromis zostanie znaleziony, a Ukraina otrzyma wsparcie od Stanów Zjednoczonych Ameryki, ponieważ jest wspierana zarówno przez Demokratów, jak i znaczną liczbę Republikanów.

‍MG: Czego spodziewać się po grudniowym szczycie UE? Co może przeszkodzić w rozpoczęciu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE?

MK: Wierzę, że na grudniowym szczycie UE zostanie podjęta decyzja o rozpoczęciu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. Musimy dołożyć wszelkich starań, mówiąc jednym głosem, aby Ukraina została zaproszona do tych negocjacji. A potem, oczywiście, musimy wykonać wiele pracy, której wielu na Ukrainie nawet nie docenia. Ponieważ, aby dostosować nasze ustawodawstwo do ustawodawstwa Unii Europejskiej, aby chronić nasze rolnictwo, samorząd lokalny, naszą gospodarkę, będziemy musieli wykonać wiele pracy.

MG: Były sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen proponuje przyjęcie Ukrainy do Sojuszu na jubileuszowym szczycie, który odbędzie się w przyszłym roku w Waszyngtonie. Na ile realistyczny jest ten scenariusz?

MK: Chciałbym, ale bardzo trudno jest odpowiedzieć na to pytanie. Wierzę, że przystąpienie Ukrainy do NATO jest jedyną rzeczą, która może powstrzymać tę wojnę. Nie mam wątpliwości, że ten szczyt podejmie ważne kroki w kierunku tej decyzji.

‍MG: Czy Ukraina może otrzymać realne gwarancje bezpieczeństwa dla tych terytoriów, na których nie ma rosyjskich wojsk?

MK: Widzieliśmy, że wiele krajów, które przygotowywały się do przystąpienia do NATO, takich jak Szwecja czy Finlandia, otrzymało odpowiednie gwarancje. I logiczne byłoby udzielenie takich gwarancji Ukrainie.

MG: Jakie jest prawdopodobieństwo, że Ukraina przeprowadzi wybory w 2024 roku, zarówno parlamentarne, jak i prezydenckie?

MK: Nie możemy przeprowadzić wyborów w stanie wojennym, ponieważ jest to sprzeczne z konstytucją. Nie możemy zapewnić, że zagłosują żołnierze, którzy są na froncie, czy miliony tymczasowo przesiedlonych ludzi zarówno w Ukrainie, jak i za granicą. Chociaż, oczywiście, władze przygotowywały się do tych wyborów, ponieważ widzą, że poparcie dla Wołodymyra Zełenskiego spada. Dzieje się tak, bo ludzie mieli ogromne oczekiwania, bo obiecano im wyzwolenie wszystkich terenów w krótkim czasie.  Ale te obietnice były w dużej mierze polityczne. Ludzie są coraz bardziej sfrustrowani, zmęczeni wojną i mają mniej wiary w polityków. Zwłaszcza gdy widzą, że obecny rząd rozpoczyna konflikt z wojskiem, a niektórzy jego przedstawiciele obrażają przedstawicieli dowództwa wojskowego i sztabu generalnego. To wpływa na notowania Wołodymyra Zełenskiego. Niemożliwe jest zorganizowanie demokratycznych wyborów podczas wojny w sytuacji, w jakiej znajduje się obecnie Ukraina. Są różne etapy wojny i różne jej formy. Obecnie znajdujemy się w gorącej fazie. Pomimo tego, że nie ma szczególnych postępów na linii frontu, ani ze strony agresora, ani ze strony ukraińskiej, nie oznacza to, że nie ma bitew. Toczą się one cały czas. Wróg szuka słabych punktów w naszej obronie. Nie otrzymujemy na czas obiecanego przez Zachód sprzętu wojskowego. W takich warunkach, oczywiście, przeprowadzenie wyborów jest praktycznie niemożliwe i niekonstytucyjne.

‍MG: The Times piszedonosi, że Putin wzmacnia swoją sieć agentów, aby zdestabilizować Ukrainę i Europę. Rada Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony ostrzega przed scenariuszem destabilizacji przed Nowym Rokiem - jak wysokie jest ryzyko, jak powinniśmy działać?

MK:W Ukrainie o losie Majdanów zawsze decyduje naród ukraiński. Żaden inny kraj nie ma na to wpływu. Wszystkie Majdany odbywają się tylko wtedy, gdy istnieje zagrożenie dla ukraińskiej niepodległości. Teraz objawia się to destabilizacją w ukraińskim społeczeństwie. Dlatego społeczeństwo ukraińskie jest nastawione demokratycznie i sprzeciwia się zarówno wyborom, jak i wszelkiego rodzaju niepokojom, Majdanom czy rewolucjom. Ale to społeczeństwo z pewnością chce kontrolować rząd, pokonać korupcję i zrobić wszystko, co możliwe, aby zapewnić wspólne stanowisko dowódców wojskowych i politycznych, a nie kłótnie. Podobnie jak między przedstawicielami różnych sił politycznych.

Ukraińscy uchodźcy czekający na przekroczenie granicy. 26 lutego 2022 r. Fot: Shutterstock

MH: 6 milionów Ukraińców wyjechało po rozpoczęciu inwazji na pełną skalę. Jak to wpłynęło i nadal wpływa na gospodarkę kraju?

MK: To wstyd, że tak wiele osób opuściło Ukrainę. Ukraiński rząd powinien zrobić wszystko, co w jego mocy, aby jak najszybciej sprowadzić ich z powrotem. Wiele osób nie ma dokąd wracać, ponieważ ich domy znajdują się na okupowanym terytorium lub zostały zniszczone. Ale jeśli Ukraina zbuduje system demokratyczny, jeśli ludzie zobaczą, że nasz kraj ma przyszłość, jeśli prawdziwe wsparcie zostanie zapewnione wszystkim dotkniętym tą agresją, zwłaszcza tymczasowo przesiedlonym, to oczywiście ludzie będą chcieli wrócić. Pomimo faktu, że wiele osób chce pozostać poza Ukrainą, ogromna liczba ludzi marzy o powrocie do domu.

Referencje: Mykoła Kniażycki jest dziennikarzem i posłem do parlamentu Ukrainy. Zanim został wybrany do Rady Najwyższej, pracował jako dziennikarz, producent i menedżer mediów, awansując od korespondenta do szefa krajowej firmy telewizyjnej. Pracując w dziennikarstwie, stworzył demokratyczne proukraińskie media i walczył z atakami na wolność słowa. Stworzył kanały telewizyjne STB, Tonis i TVi. W 2013 r. założył Espresso, kanał telewizyjny Majdanu, który relacjonował wydarzenia Rewolucji Godności przez całą dobę od pierwszych dni. Po raz pierwszy został wybrany do parlamentu w 2012 roku. Jako poseł do parlamentu i członek komisji Rady Najwyższej ds. wolności słowa i informacji, koncentrował swoją pracę legislacyjną na kwestiach zawodowych, takich jak regulacja przestrzeni medialnej. Jest szefem ukraińskiej części Komisji Stowarzyszenia Parlamentarnego UE-Ukraina i współprzewodniczącym grupy parlamentarnej ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską.

Zdjęcie na okładce: Ruslan Kaniuka/Ukrinform/East News

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– Stany Zjednoczone nie chcą rozwiązania NATO, ale wychodzą z założenia, że musi to być sojusz, w którym każdy z partnerów ponosi swoją część odpowiedzialności – stwierdził sekretarz stanu USA Marco Rubio.

Od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu różnice między partnerami po obu stronach Atlantyku tylko się pogłębiają. Kolejny klin w transatlantycką jedność, co może skutkować nawet odwołaniem czerwcowego szczytu NATO, może wbić „pokojowa” umowa Trumpa. W tym dokumencie, z którym zapoznali się dziennikarze Reutersa, jest m.in. mowa, że USA de iure uznają Krym za część Rosji, a de facto – kontrolę Federacji Rosyjskiej nad okupowanymi częściami obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. W innym punkcie proponuje się Ukrainie rezygnację z dążeń do przystąpienia do NATO.

Dla Europejczyków uznanie aneksji ukraińskiego półwyspu jest nie do przyjęcia. „Krym i dążenia Ukrainy do członkostwa w NATO to czerwone linie. Nie możemy z nich zrezygnować” – cytuje „Financial Times” wysokiego rangą europejskiego urzędnika. Ukraina i UE przekazały Amerykanom swoją wizję pokojowego rozwiązania, która według Reutersa zasadniczo różni się od propozycji amerykańskich. Według europejskich polityków i ekspertów przed UE stoi trudne zadanie: ponowne zjednoczenie Europy dla jej bezpieczeństwa i uruchomienie własnej produkcji wojskowej na dużą skalę.

Czy wszystkie kraje europejskie są na to gotowe i czy istnieje alternatywa dla NATO? Kto może stać się sojusznikiem Europy w nowej architekturze bezpieczeństwa i jaką rolę odegra w niej Ukraina? Czy Trump jest zdolny porzucić europejskich sojuszników? I czy groźby Moskwy zmierzające ku podważeniu trwałości Sojuszu są realne?

NATO i priorytety Trumpa

Jak ocenia Giuseppe Spatafora, analityk Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, polityka USA wobec Europy w kwestiach bezpieczeństwa może oscylować między dwoma scenariuszami. Pierwszy można warunkowo określić jako „oko za oko”. Jego istota polega na tym, że USA nie planują ostatecznego wycofania się z Europy, ale wykorzystują tę sprawę jako narzędzie nacisku, zmuszając sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę – z jednoczesnym naciskiem na zakup amerykańskiej broni. Posłusznych sojuszników USA wesprą, pozostałych ukarzą. Według Spatafory doprowadzi to ostatecznie do powstania dwustronnej struktury stosunków obronnych.

Drugi scenariusz analityk nazywa „Żegnaj, Europo”:

— W tym wariancie Stany Zjednoczone strategicznie odchodzą od Europy, koncentrując się na innych regionach. Siły zbrojne i infrastruktura są przenoszone w celu ochrony terytorium amerykańskiego lub w rejon Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone starają się jak najszybciej wycofać się z regionalnych konfliktów, w szczególności z wojny w Ukrainie, pozostawiając tę wojnę Europie. Pentagon dokonuje przeglądu zakupów, koncentrując się na wojnie morskiej na Pacyfiku. Sprzedaż broni zostaje przekierowana do sojuszników azjatyckich.

Realizacja tego wariantu może trwać latami, choć może ją przyspieszyć kryzys zewnętrzny lub chęć Trumpa, by szybko zdobyć punkty polityczne

Stany Zjednoczone już przenoszą akcenty na Daleki Wschód, o czym Trump mówi zupełnie otwarcie, zauważa Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007 – 2009. Kierunek azjatycki jest dla niego zasadniczo ważniejszy niż europejski, więc działa adekwatnie:

— Skoro Europa mnie nie interesuje, to po co mam w niej utrzymywać: a) wojska i wydawać na to kolosalne środki; b) chronić Europę, jeśli nie płaci za swoje bezpieczeństwo; c) poza tym uważam, że Europejczycy już od dawna wykorzystują Amerykę.

Z tego punktu widzenia zwrot na wschód jest całkowicie logiczny.

Jednak według Ohryzki największe zagrożenie zarówno dla Ukrainy, jak dla całej Europy, jest związane są z tym, że Trump nie widzi w Rosji zagrożenia:

— Rosja jest dla niego teoretycznie możliwym sojusznikiem w walce z Chinami. To głupota najwyższej próby, ale nie możemy wejść do jego głowy i powiedzieć mu, że jest inaczej. Dlatego oczywiste jest, że w jakiejś perspektywie należy spodziewać się odejścia USA od Europy.

Czy oznacza to, że Trump wyjdzie z NATO? Myślę, że nie, bo NATO to bardzo ważny instrument, by co najmniej koordynować jakieś działania i nie zepsuć stosunków ostatecznie
Francuskie siły powietrzne i kosmiczne podnoszą swą gotowość w bazie lotniczej BA116 w regionie Grand Est. Zdjęcie: Christine Biau/Sipa/Sipa/East News

Nie należy jednak mylić tego, co mówi administracja Trumpa, z tym, co administracja Trumpa faktycznie robi. Albowiem często pojawiają się oświadczenia, pretensje, ultimata, które nie przekładają się na rzeczywistość. Częściowo wynika to z niestabilności charakterystycznej dla wysoce spersonalizowanego reżimu, który w niektórych przypadkach składa się z dość niekompetentnych ludzi. Tak widzi sprawę Keir Giles, starszy konsultant brytyjskiego centrum analitycznego Chatham House.

Giles podaje przykład Kanady. Trump na kilka tygodni o niej zapomniał, ale ostatnio powrócił do swoich roszczeń wobec niej z nową energią. W związku z tym na razie wszyscy amerykańscy urzędnicy w strukturach NATO pozostają na swoich stanowiskach, a amerykańskie wojsko nadal stacjonuje w Europie. Nie sposób jednak przewidzieć, co się stanie, gdy administracja Trumpa o obu tych sprawach sobie przypomni. Podobnie jak kolejnych działań Trumpa.

– Kluczowe pytanie: „Czy Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?” – nie ma w rzeczywistości znaczenia, ponieważ żadne państwo nie musi wychodzić z Sojuszu, by ta organizacja przestała istnieć. Jeśli na przykład USA zablokują współpracę na podstawie artykułu 5, mogą wyrządzić znacznie większą szkodę niż poprzez bezpośrednie ich wyjście z Sojuszu.

Zagrożenie bezpieczeństwa czy gra pod publiczkę?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Siergiej Szojgu 24 kwietnia w wywiadzie dla rosyjskich mediów zadeklarował gotowość Rosji do użycia broni jądrowej. Swierdził, że Rosja uważnie obserwuje przygotowania wojskowe krajów europejskich. Przypomniał również o zmianach wprowadzonych w zeszłym roku do rosyjskiej doktryny jądrowej, które pozwalają na użycie broni jądrowej w przypadku jakiejkolwiek agresji wobec Rosji lub Białorusi.

Wcześniej, 15 kwietnia, dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin oskarżył NATO o nasilenie aktywności wojskowej w pobliżu granic Rosji.

Jednocześnie oskarżył Polskę i kraje bałtyckie o szczególną agresywność i powiedział, że to one pierwsze ucierpią w przypadku konfliktu Rosji z NATO

Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał groźby Naryszkina klasyczną dezinformacją, twierdząc, że wszystko, co robi NATO, jest jedynie odpowiedzią na rosyjską agresję.

Natomiast Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski, podczas wystąpienia w Sejmie 23 kwietnia stwierdził, że Rosja rozumie tylko pokój przez siłę, i poradził Moskwie, aby lepiej zarządzała własnym terytorium: „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj” [Władywostok - red.].

Radosław Sikorski podczas przemówienia w Sejmie. Warszawa, 23 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Oświadczenia rosyjskich urzędników to typowa rosyjska polityka szantażu, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Niestety – ona działa:

– Bo na Zachodzie jak diabły kadzidła boją się samego już tylko określenia „broń jądrowa”. A Rosja wymachuje nim na prawo i lewo, oficjalnie i nieoficjalnie. I właśnie na tym się opiera – nawiasem mówiąc, od wieków – rosyjska polityka wobec Zachodu: na zastraszaniu, kłamstwach i itp. Na razie to działa. Nasz ukraiński cel powinien polegać na wyjaśnieniu europejskim przyjaciołom, że Putin tak bardzo chce żyć, że tematu wojny z NATO w ogóle nie ma na agendzie.

Jeśli nie był w stanie przez trzy lata całkowicie zająć dwóch ukraińskich obwodów, to co tu mówić o zaatakowaniu NATO, jego połączonych sił, niezależnie od tego, jak bardzo by nie były teraz zdezorganizowane

Siedem krajów europejskich wezwało Trumpa i amerykański Kongres do nieulegania szantażowi i oszustwom Rosji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych parlamentów krajów bałtyckich, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii i Ukrainy 25 kwietnia opublikowali wspólne oświadczenie, w którym podkreślili konieczność bezkompromisowej ochrony suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Wezwali również do przyspieszenia procesu przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO oraz konfiskaty na rzecz Kijowa zamrożonych rosyjskich aktywów.

„Nie możemy powtórzyć błędów Monachium z 1938 roku. Negocjacje ze zbrodniarzem wojennym Putinem są bezsensowne: jego głównym celem jest osłabienie i upokorzenie naszego sojusznika, Stanów Zjednoczonych” – czytamy w ich oświadczeniu.

Ukraina oczekuje, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych będą tak silne, jak dla Izraela. Zdjęcie: OPU

Istnieje wiele spekulacji na temat tego, gdzie Rosja może zadać następny cios – czy to w celu przetestowania NATO, czy próby zniszczenia Sojuszu, czy też w celu bezpośredniej ekspansji terytorialnej. Wiele uwagi poświęca się oczywiście krajom bezpośrednio graniczącym z Rosją. Tyle że dla Rosji niekoniecznie muszą to być cele najbardziej atrakcyjne, uważa Keir Giles:

– Dla Rosji sensowne jest zaatakowanie tego systemu tam, gdzie są jego najsłabsze punkty. Jeśli więc macie kraj, który określił się jako współlider tak zwanej koalicji chętnych, jak Wielka Brytania, i jeśli wygląda na to, że może on wprowadzić wojska do Ukrainy, by spróbować wesprzeć ukraińską suwerenność, to kraj ten staje się celem dla Rosji.

Alternatywne sojusze i sojusznicy

W końcu Amerykanie wycofają się z Europy. Pytanie tylko o czas i algorytm działań – tzn. jak to zrobią, uważa dyrektor Centrum Strategii Obronnych Ołeksandr Chara. Na przykład nadal otwarta pozostaje kwestia strategiczna, czy Amerykanie zwiną swój parasol nuklearny nad Europą:

– Druga kwestia jest oczywista: NATO jest fundamentem obecnego systemu bezpieczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone ograniczą swoje zobowiązania, będzie to oznaczało, że trzeba przekształcić tę organizację, dostosowując ją do obecnych wyzwań – ale z zasobami znacznie bardziej ograniczonymi pod względem wojskowym i technologicznym.

Stany Zjednoczone są arsenałem demokracji, produkują duże ilości zaawansowanej broni, a poza tym częściowo zapewniają infrastrukturę, dowodzenie, wywiad i wsparcie technologiczne dla NATO. Zastąpienie tego wymaga czasu i inwestycji

Tak czy inaczej, Chara jest przekonany, Ukraina musi zintegrować swoje standardy ze standardami NATO, nie rezygnować z perspektywy członkostwa w Sojuszu, a w przypadku pojawienia się alternatywnych sojuszy bezpieczeństwa – zająć w nich miejsce.

Jednak obecnie Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. W swoich „pokojowych” propozycjach Stany Zjednoczone przerzucają własne zobowiązania wobec niej na kraje europejskie. Mimo to Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Ukraina oczekuje od USA silnych gwarancji bezpieczeństwa – takich jak w przypadku Izraela. Według prezydenta Ukrainy obecność kontyngentu amerykańskiego w Ukrainie nie jest warunkiem koniecznym, lecz niezbędne są dane wywiadowcze i systemy obrony przeciwlotniczej, w szczególności Patriot.

Keir Giles zauważa, że mimo głosów o malejącej roli NATO, nie było dotychczas mowy (przynajmniej publicznie) o pilnej potrzebie poszukiwania bardziej stabilnej i niezawodnej alternatywy dla Sojuszu:

– W rzeczywistości niektóre organizacje, które mogłyby służyć jako rdzeń lub prototyp takiej organizacji, zostały w znacznym stopniu odrzucone. Słyszymy wiele rozmów o tak zwanej koalicji chętnych, ale istnieją przecież Wielonarodowe Połączone Siły – kierowana przez Wielką Brytanię grupa krajów północnoeuropejskich, które miały takie samo podejście do bezpieczeństwa i chciały być gotowe do działania w czasach, w których NATO nie byłoby w stanie tego bezpieczeństwa zapewnić. Teraz właśnie nadszedł na to czas, tyle że o tej organizacji całkowicie zapomniano.

Największe coroczne manewry NATO - Dynamic Mariner/Flotex25. Zatoka Kadyksu, 28 marca 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Wśród Europejczyków dominuje jedna koncepcyjna luka, która według Gilesa bardzo hamuje europejskie myślenie o nowym środowisku bezpieczeństwa:

– Chodzi o to, w jaki sposób w tych okolicznościach Ukraina będzie dostawcą bezpieczeństwa, a nie jego konsumentem. Przecież Ukraina jest jednym z najważniejszych, najsilniejszych krajów i armii, jeśli chodzi o utrzymanie linii frontu przeciwko Rosji.

Dlatego alternatywy dla NATO w zakresie bezpieczeństwa są możliwe, lecz wymagają silniejszego wykazania się przywództwem ze strony krajów, które rozumieją, jak poważne i pilne jest to wyzwanie. Giles zauważa jednak, że europejscy przywódcy wciąż szukają rozwiązań, które nie dostrzegają tej rzeczywistości:

– Jak szybko Europa może być gotowa? Potrzeba dużo czasu, by zniwelować 30 lat niszczenia własnego potencjału militarnego. Widzimy znaczne inwestycje w obronność, na przykład w takich krajach jak Polska. Ale na zachód od Warszawy, w Europie Zachodniej, nadal jest sprzeciw, co oznacza, że te ważne inwestycje nie są nawet publicznie omawiane.

Tymczasem zwiększenie wydatków na obronność powinno być obecnie jednym z priorytetów Europy, uważa Giuseppe Spatafora. Bruksela powinna pomóc państwom członkowskim, na przykład poprzez specjalne instrumenty finansowe lub wspólne pożyczki

Pokazałoby to Stanom Zjednoczonym determinację Europy, a także pozwoliło jej samodzielnie wspierać Ukrainę:

– Po drugie, UE musi inwestować w strategiczne możliwości, kluczowe dla autonomicznego potencjału wojskowego: transport lotniczy, wywiad, obronę przeciwlotniczą i tak dalej. Muszą też być zasoby do prowadzenia wojny – od artylerii po duże armie. Bez tego powstrzymanie Rosji bez USA będzie niemożliwe.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Kateryna Tryfonenko
екран, мобільний телефон, гучномовець

<frame>Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.<frame>

Świadomość tego, czym jest bezpieczeństwo narodowe i z czego się składa, nie jest dziś przywilejem, ale koniecznością. Jeszcze ważniejsze jest jednak zrozumienie, że na wiele kluczowych obszarów bezpieczeństwa możemy wpływać sami – jako obywatele, mieszkańcy, a także migranci przebywający w Polsce. Bezpieczeństwo to nie tylko domena państwa, polityków i strategów. To nasza wspólna sprawa – codzienna praktyka oparta na wiedzy, współpracy i odpowiedzialności.

Główne obszary bezpieczeństwa narodowego to: bezpieczeństwo wojskowe, bezpieczeństwo sojusznicze, bezpieczeństwo energetyczne, bezpieczeństwo informacyjne, bezpieczeństwo gospodarcze, bezpieczeństwo społeczne, bezpieczeństwo ekologiczne.

Na niektóre z tych obszarów wpływają decyzje podejmowane na szczeblu państwowym lub międzynarodowym. Ale są też takie, na które możemy wpływać my – tu i teraz. I musimy to robić razem niezależnie od pochodzenia, języka czy historii. Bo tylko wtedy zbudujemy społeczeństwo naprawdę odporne na kryzysy. Jedną z takich kluczowych dziedzin jest dziś bezpieczeństwo informacyjne, które staje się pierwszą linią obrony we współczesnym świecie.

W XXI wieku wojna nie zawsze zaczyna się od wybuchów bomb. Czasami zaczyna się od posta na Facebooku, zmanipulowanego filmu na TikToku lub wyrwanej z kontekstu wypowiedzi, którą ktoś wrzuca do informacyjnego młyna

Zanim spadnie pierwsza rakieta, pojawiają się fake newsy, plotki i rosnące poczucie, że „coś jest nie tak”. W erze cyfrowej wiedza staje się naszym pierwszym schronieniem, a odporność informacyjna – nową formą obrony cywilnej.

Dezinformacja nie zna granic, a jej cel jest jeden: podzielić społeczeństwo, zasiać nieufność i podważyć zaufanie do państwa. Ukraina zbyt dobrze zna ten scenariusz. Rosyjską agresję poprzedziła zakrojona na szeroką skalę kampania dezinformacyjna, w której krok po kroku podważano podstawy jedności społecznej. Niestety te same metody próbuje się dziś stosować w Polsce.

Zdjęcie: Shutterstock

Czy Ukraińcy zamieniają się z bohaterów w kozły ofiarne? Fałszywe narracje uderzają w najsłabszych, a czasem w tych, którzy są po prostu „nowi” i bardziej widoczni. Od miesięcy słyszymy, że Ukraińcy „nie pracują”, „żyją za 800+”, „jeżdżą lepszymi samochodami niż Polacy” i „psują rynek pracy”.

Brzmi znajomo? Tak działa dezinformacja – prosto, emocjonalnie, bez faktów. A prawda? Prawda jest zupełnie inna.

78% Ukraińców w Polsce albo pracuje, albo aktywnie szuka pracy. To wyższy wskaźnik udziału w sile roboczej niż wśród wielu grup obywateli polskich. Pracują dużo – w logistyce, budownictwie, gastronomii, opiece. Wszędzie tam, gdzie Polacy często nie chcą już pracować. Co więcej, ich obecność pomaga utrzymać tempo wzrostu gospodarczego, które, gdyby ich nie było, uległoby spowolnieniu. Mówiąc wprost, Polska potrzebuje Ukraińców tak samo, jak Ukraińcy potrzebują bezpiecznego miejsca do życia.

Pieniądze? Tak, płyną, ale w jedną stronę – do budżetu. Według raportu BGK „Wpływ migrantów z Ukrainy na polską gospodarkę”, opublikowanego w marcu 2025 r., na każdą złotówkę wypłaconą Ukraińcom w ramach zasiłku 800+ do budżetu w postaci podatków i składek wraca 5,4 złotego. Nie, to nie oznacza, że Ukraińcy „oddają pięć razy więcej”. To oznacza, że oni oddają więcej, niż dostają. I to są twarde liczby, a nie opinie z Internetu.

A te luksusowe samochody? Tak, niektórzy Ukraińcy przyjeżdżali do Polski drogimi samochodami. Bo w Ukrainie, tak jak w Polsce, są ludzie, którzy takie samochody mają.

Warto zadać sobie pytanie: „Gdybyś miał 15 minut na to, by uciec z Kijowa lub Charkowa pod ostrzałem, to co byś wybrał: autobus czy własny samochód?” To nie jest luksus. To ratunek. Samochód to często jedyna rzecz, którą możesz zabrać ze swojego zbombardowanego domu

800+ dla Ukraińców? Polityczna straszak. W kampanii wyborczej ten temat powrócił jak bumerang – wraz z twierdzeniem, że „jeśli zabierzemy Ukraińcom przywileje, to Polakom zostanie więcej”. Problem polega na tym, że to nie tylko populizm, ale także mydlenie oczu. Po pierwsze, nie jest jasne, czy wtedy cokolwiek się zmieni. Po drugie, nawet jeśli się zmieni, to ta zmiana dotknie niewielkiej części społeczeństwa. Bo przeważająca większość ukraińskich rodzin radzi sobie samodzielnie i nie potrzebuje 800+.

A co z relacjami społecznymi? Obserwujemy ochłodzenie nastrojów. Według badania przeprowadzonego w listopadzie 2024 roku przez firmę Info Saliens oraz raportu opublikowanego przez Centrum Mieroszewskiego jednym z najbardziej zauważalnych zjawisk jest „znaczny spadek pozytywnych opinii o Polsce i Polakach. W 2022 roku 83% Ukraińców miało dobre zdanie o Polakach, podczas gdy w listopadzie 2024 roku odsetek ten spadł do 41%. Jednocześnie wzrosła liczba osób, które odnoszą się do nich neutralnie, co świadczy o coraz bardziej pragmatycznym charakterze tych stosunków”.

Są ku temu powody. To dezinformacja, wyczerpanie i brak jasnych narracji rządu. Tyle że nie mówimy o konflikcie – mówimy o nieporozumieniu, które można naprawić. Ale tylko poprzez dialog i fakty.

W przestrzeni publicznej nie można również pominąć tematu Wołynia – tragicznego i bolesnego rozdziału wspólnej historii, który do dziś budzi silne emocje. To właśnie ta rana jest najczęściej wykorzystywana jako narzędzie podziału. Pojawiają się głosy, że Ukraińcy „nie chcą oddać ciał”, że nie ma woli współpracy, że pamięć o zbrodni jest świadomie tłumiona.

Ale trzeba jasno powiedzieć: Wołyń to tragedia dla obu narodów. To dramatyczna karta historii, która zasługuje na prawdę, pamięć i godność, a nie na instrumentalizację i wykorzystywanie jej do podsycania wrogości

Upamiętnienie ofiar i szacunek dla historycznej prawdy są ważne. Jednak równie ważne jest to, by historia nie stała się bronią w rękach politycznych narratorów. Bo nie możemy cofnąć czasu. Możemy jedynie zdecydować, co zrobimy z tą pamięcią – i czy pozwolimy jej dzielić nas w czasie, w którym najbardziej potrzebujemy jedności.

Dzisiaj stoimy przed nowymi wyzwaniami: wojną, kryzysami, dezinformacją, podważaniem podstaw bezpieczeństwa. W takich czasach historia powinna być drogowskazem, a nie przeszkodą. Musimy patrzeć w przyszłość razem. Polacy i Ukraińcy.

Dezinformacja jest bronią masowego rażenia. Trzeba powiedzieć wprost: Polska nie będzie bezpieczna, jeśli nie zbuduje systemu oporu wobec manipulacji informacyjnych. Edukacja medialna, umiejętność krytycznego myślenia, rozpoznawania fałszywych źródeł i świadomego korzystania z mediów – wszystko to powinno być tak samo ważne jak wiedza o lokalizacji najbliższego schronu przeciwbombowego. Wystarczy jedna umiejętnie podana fałszywa wiadomość, by wywołać panikę, wzbudzić oburzenie lub zablokować system.

Poznań, 24.08.2024. Marsz z okazji Dnia Niepodleglosci Ukrainy. Zdjęcie: Fot. Lukasz Gdak/East News

I tu Ukraińcy mogą odegrać ogromną rolę. Bo mają doświadczenie w walce z dezinformacją, znają narzędzia, wiedzą, jak reagować. W Ukrainie lokalni liderzy – nauczyciele, bibliotekarze, obrona terytorialna, organizacje społeczne – stali się informacyjnymi „latarnikami”, budując sieci zaufania. W Polsce również możemy tworzyć takich liderów i ich wspierać. A to bardzo pilna sprawa.

Dzisiejsze bezpieczeństwo narodowe to coś więcej niż tylko schrony i przepisy. To relacje międzyludzkie, zaufanie społeczne i higiena informacyjna. Wszystko zaczyna się od świadomości.

Jeśli chcemy być gotowi na kryzysy, musimy mówić o faktach, a nie o mitach. O ludziach, a nie o stereotypach. O współpracy, a nie o podziałach

Jedyny front to bezpieczne społeczeństwo. Ukraińcy nie są „gośćmi” – są częścią naszego społeczeństwa. Jeśli razem z nimi zbudujemy system obrony cywilnej, razem będziemy w stanie chronić się przed atakami nie z nieba, lecz z internetu.

Kto sieje strach, ten zbiera kliki. Kto krzewi wiedzę, buduje schronienie. Wojna informacyjna trwa. Albo nauczymy się ją prowadzić, albo przegramy jeszcze zanim padnie pierwszy strzał.

20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Ulubienica Trumpa. Jak Giorgia Meloni stała się arbitrem między Waszyngtonem, Brukselą i Kijowem

Ексклюзив
20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Ексклюзив
20
хв

Im więcej kobiet w armii, tym większe ich prawa

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress