Exclusive
Portrety siostrzeństwa
20
min

Jak pani Zosia stała się moją babcią

Kiedy w marcu 2022 roku zdecydowałam się opuścić Ukrainę, dotarcie do Polski zajęło mi i mojemu synowi trzy dni. Trzy trudne dni z punktami kontrolnymi, granicami i trudnościami. Zatrzymaliśmy się u mojej przyjaciółki, ale ona ma dwójkę dzieci, więc nie mogliśmy zostać u niej długo. I wtedy sąsiadka tej przyjaciółki, Zosia, powiedziała, że wszystko się ułoży...

Ksenia Minczuk

Pani Zosia, czyli Zofia Paśnik. Zdjęcie z prywatnego archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Pani Zosia jest po siedemdziesiątce, ale ma tyle energii, że wydaje się, że dla osiągnięcia swojego celu jest w stanie poruszyć pół świata. Jest aktywna, uśmiechnięta i pełna determinacji. Każdy problem traktuje jak wyzwanie i jest gotowa mu sprostać. Jeździ na rowerze do znajomych, by rozmawiać o nowinach. Ma poważnego, lecz ciekawskiego kota, który siedzi na parapecie i wszystkich obserwuje. A potem o wszystkim, co widział, opowiada swojej pani – żeby wiedziała, kiedy wróci sąsiad i kto rzucił na ziemię czerwony papierek po cukierku…

Pani Zosia powiedziała wszystkim na swoim osiedlu, że jesteśmy z Ukrainy i potrzebujemy pomocy. Ludzie zaczęli oferować różne rzeczy, pieniądze, jedzenie. Podziękowałam – i odmówiłam, chociaż w rzeczywistości potrzebowaliśmy wszystkiego. Tyle że nie miałam nawet jak to wziąć, poza tym nie chciałam czuć się bezradna. Chciałam tylko znaleźć jakieś miejsce do życia. I w ciągu dwóch dni pani Zosia znalazła nam tymczasowe mieszkanie – na czas poszukiwania stałego lokum.

Nasze tymczasowe lokum i kwiaty od pani Zosi

Byłyśmy sąsiadkami, nasze bloki stały obok siebie, a pani Zosia z uśmiechem machała do mnie każdego ranka przez okno. Lubiłam ten rytuał. To był mój ratunek w czasie strachu i niepokoju.

Prawie codziennie przynosiła nam coś ze swojej kuchni. „Zrobiłam ciasto. Mnie aż tak dużo nie potrzeba, to dla was”. „Wiem, że nastolatki lubią frytki. Zrobiłam trochę dla twojego syna”. „A to moja bułka. Spróbuj”. Od dawna nikt dla mnie nie gotował. Moja mama zmarła, gdy miałam 10 lat, a babcia pięć lat temu – wcześniej długo chorowała i nie mogła gotować. Dlatego jedzenie od pani Zosi, pachnące serdecznością i ciepłem, było dla mnie szczególnie smaczne.

Mój syn zapytał: „Dlaczego pomaga nam osoba, która nic o nas nie wie?”. Odpowiedziałam, że są na świecie ludzie, którym losy innych nie są obojętne

W mieszkaniu, które znalazła dla nas pani Zosia, mieszkaliśmy przez dwa miesiące. W tym czasie zaprzyjaźniliśmy się z naszą wspaniałą nową babcią. Piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy – ja po ukraińsku, ona po polsku.

Kiedy wyjeżdżaliśmy, dała mi pieniądze. Z początku odmówiłam ich przyjęcia, ale okazało się, że złożyła wniosek o pomoc w ramach programu 40+, zapewniającego dopłaty dla Polaków, którzy przyjęli Ukraińców. Oddała nam więc wszystko, co otrzymała. Powiedziała, że te pieniądze nam pomogą. Więc je wzięłam. Naprawdę bardzo nam pomogły.

Mieszkamy w Krakowie od ponad dwóch lat. W tym czasie, ze względu na mój zawód, poznałam wielu ludzi. Ale tylko Zosia stała się nam naprawdę bliska. Nadal się spotykamy, odwiedzamy, pijemy herbatę i rozmawiamy – ona po polsku, ja po ukraińsku. Tyle że teraz rozumiemy się już dużo lepiej. Jak w rodzinie.

Tak wojna połączyła ludzi różnych narodowości, wieku, religii i o odmiennych życiowych doświadczeniach. I pokazała, jak ludzie, których nie łączą więzy krwi, mogą stać się swymi krewnymi od serca.

Wielu ludzi w Europie jest zmęczonych naszą wojną, a nawet nami. W niektórych miejscach w Polsce stosunek do Ukraińców niestety się zmienił. Ale pani Zosia – zawsze miła, wrażliwa, otwarta i ucieszona, ilekroć nas widzi – jest naszą opoką. Jak moja babcia, za którą bardzo tęsknię.

Zdjęcia z prywatnego archiwum. Ilustracja tytułowa: @blancaindiart

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– Jebać Ukrainę, jebać uchodźców! – niosło się nie po jakimś ciemny zaułku, tylko po deptaku nad Brdą w centrum Bydgoszczy.

Było lipcowe popołudnie, a ja śpieszyłem się na festiwalowe spotkanie. Śpieszyłem się, ale przestałem się śpieszyć. Chciałem zobaczyć, o co chodzi.

Nadbrzeżem szły dzieciaki z opiekunami. Dzieciaki przebrane głównie w krakowskie ludowe stroje. Ponieważ to pod ich adresem leciały bluzgi, wywnioskowałem, że to była ukraińska młodzież. Szybko zlokalizowałem krzykaczy. Dwóch młodzieńców w wieku, nazwijmy to, wkrótce poborowym siedziało na ławce i darło ryje. Podszedłem do nich i niezbyt uprzejmie zapytałem:

– Czy wam się, kurwa, tak bardzo śpieszy, żeby gnić w okopach? Bo jak wujkowie, ojcowie i ciotki tych dzieciaków w krakowskich strojach przejebią, jak Ukraina się wyjebie, to właśnie wy, chłopcy, traficie do okopów i wasz los będzie raczej smutny.

Ja też do nich trafię, ale już mam kawał fajnego życia za sobą.

Coś tam zaczęli się sadzić, że „oni z ruskimi mają sztamę, a Ukraińcy się panoszą”. Nie było sensu gadać. Pożegnałem ich nieładnie i poszedłem do tych dzieci w krakowskich strojach.

– Trzymajcie się – powiedziałem.

Jakaś dziewczynka uśmiechnęła się trochę smuto, ale z wyraźną wdzięcznością cichutko rzuciła: – Dziękuję bardzo.

Poszedłem na spotkanie literackie, ale poszedłem w szoku, bo nie sądziłem, że takie akcje są możliwe w Polsce w biały dzień. Chciałem o tym napisać wcześniej, bo bardzo mi to leżało i leży na wątrobie. Bardzo. Coraz bardziej.

Młody człowiek drze gębę: „Jebać Ukrainę!”, kogoś wyzywa się od „banderówek”, teatr musi zdjąć ukraińskie flagi, bo dyrektor się boi jakichś „obrońców polskości”, a ja przecieram oczy ze zdumienia i przerażenia.

Jest w naszej wspólnej historii taki moment, przy którym zawsze mnie ściska w dołku. Nie tylko ze wzruszenia, ale też ze względu na dalsze konsekwencje. To jest ta chwila, kiedy Józef Piłsudski przemawia w maju 1921 r. do ukraińskich oficerów internowanych w Kaliszu. Dzieje się to po traktacie ryskim.

– Panowie, ja was bardzo przepraszam, nie tak miało być – mówi.

Mówi to do towarzyszy broni, którzy ramię w ramię z polskimi żołnierzami właśnie obronili Polskę przed najazdem bolszewików. Tylko że wtedy nie obroniliśmy wspólnie Ukrainy. Piłsudski mówi to po tym jak polska delegacja rządowa (głównie prawicowa, co za zbieg okoliczności ) zgodziła się w czasie negocjacji z bolszewikami na podział Ukrainy. Koncepcja Piłsudskiego, zakładająca istnienie oddzielających nas od mającej zawsze imperialne zapędy Rosji niepodległych Ukrainy i Białorusi, przestała mieć rację bytu.

Jak to się skończyło? Chyba wszyscy wiemy. I to nie jest pierwszy raz, gdy tak na lodzie zostawiamy Ukraińców. I Rzeczpospolita to ciągłe kozackie próby dołączenia do politycznego narodu, odrzucane, tłumione i… jak to się skończyło – też chyba wiemy. Zawsze gdzieś tam pojawia się Rosja, która natychmiast tę zawiedzioną miłość Ukrainy wykorzysta i obraca ją przeciwko nam. Nie ma nic bardziej napędzającego niż zdradzona miłość. Mit „zdradzieckiego Lacha” jest tak samo silny, jak mit „ukraińskiego rezuna”. Rosja potrafi, oj, potrafi wzmacniać te stereotypy. Przecież widzicie na co dzień, jak to robi. Widzicie to każdego dnia na monitorach waszych komputerów, w waszych telefonach.

Tak, to Rosja macza swoje macki w podsycaniu antyukraińskich nastrojów w Polsce. Ale nie tylko Rosja tworzy ten ściek. Polscy politycy płyną w nim bardzo sprawnie i bardzo go wzmacniają. Tak, wiem, kogo macie na myśli: Mentzen, Barun i cała ta banda. Ale ci głównego nurtu też. Tylko inaczej, bardziej elegancko. Nawrocki nie widzi Ukrainy w NATO (choć dziś to może NATO potrzebuje Ukrainy, z jej doświadczeniem). Tusk z Trzaskowskim zabiorą niepracującym Ukraińcom 800 plus. „Nie będziemy tolerować kombinowania!” – grzmi Tusk. Kombinatorzy, wiadomo! A może by tak premier powiedział, że 800 plus dla samotnej i niepracującej matki, której mąż właśnie walczy, to niewielka cena za „niegnicie w okopie”? Albo to ustanowienie jeszcze jednego święta „Polskich ofiar Rzezi Wołyńskiej” dokładnie w dniu, gdy takie święto już mamy zainicjowane przez jawnie prorosyjskiego posła.

Nikt nie wstaje i nie mówi: „Ej nie, nie, teraz! To nie jest moment, żeby od kraju prowadzącego wojnę żądać rachunku sumienia i skruchy”. Cały Sejm, łącznie z tą moją ukochaną lewicą, głosuje za. Jedna, słownie: jedna posłanka wstrzymuje się od głosu.

Tańczymy ten wołyński taniec na kościach pomordowanych, pławimy się w słowie „rzeź”, choć za rogiem czai się Bucza. Naprawdę trzeba nie mieć instynktu samozachowawczego, żeby tego nie widzieć

Co jakiś czas na profilu Tomasza Sikory czytam informacje: na froncie poległ poeta, aktor, działaczka pozarządowa, chłopak z baletu. Ukraina traci, również w naszej obronie, swoich najlepszych synów i córki. Czytam to i jeszcze bardziej nienawidzę polskich polityków, którzy dla dodatkowych dwóch procent w sondażach kręcą nosami na Ukrainę w NATO i UE. Nienawidzę ich, bo odbierają Ukrainie wiarę i nadzieję na ten wymarzony Zachód. Odbierają jej marzenia.

A wiara, nadzieja i właśnie marzenia w życiu, a na wojnie tym bardziej, potrzebne są tak samo jak nowoczesna broń, może bardziej.

Co mają zrobić politycy z Niemiec albo Hiszpanii, gdy Polacy, czyli niby ci co znają Wschód, tak się zachowują? Nienawidzę ich za to lepiej lub gorzej maskowane szczucie na żyjących u nas Ukraińców. Szczują na tych, którzy budują nasz dobrobyt i w przytłaczającej większości są miłymi, uczynnymi i bardzo pracowitymi ludźmi.

Nienawidzę ich, bo historia z zawiedzioną miłością i odebranymi marzeniami zaczyna się na naszych oczach powtarzać. Do tego na horyzoncie nie widać nikogo, kto mógłby powiedzieć: „Panowie, ja was bardzo przepraszam…”

Na tym zdjęciu na Grenlandii stoimy z ukraińską flagą. Wojtek Moskal, Jacek Jezierski i ja uznaliśmy to za ważny gest. Uprzedzając głupie pytania: tak, mieliśmy polską. Poza tym również unijną, grenlandzką oraz biało-czerwono-białą – białoruską.

Publikujemy z profilu FB autora za jego zgodą

20
хв

Adam Wajrak: Panowie, nie tak miało być

Adam Wajrak

I oto podczas wojny z „russkim mirem” młodzi Ukraińcy nie idą jako ochotnicy na front, ale uciekają do innego kraju, gdzie stają się częścią tego „ruskiego miru”. Chodzą na rosyjskie koncerty, komunikują się po rosyjsku, dla efektu lub prowokacji machają czerwono-czarną flagą z pseudohistoryczną symboliką (historycy zauważyli, że taka flaga w rzeczywistości nie istniała).

Tyle że Polacy wspierają tych Ukraińców, którzy walczą z „ruskim mirem”, a nie tych, którzy są jego częścią i przynoszą go do waszego domu

Skąd tam czerwono-czarna flaga? Tańczyć z nią na rosyjskojęzycznych koncertach to tak jakby nosić ją na paradzie na placu Czerwonym przed kolumną FSB. Przecież takie flagi są nie tylko symbolem antagonizmu polsko-ukraińskiego dla Polaków, ale także jednym z symboli oporu Ukraińców wobec rosyjskich najeźdźców. Oczywiste jest, że wywieszenie takiej flagi w Polsce urazi uczucia wielu Polaków, których wsparcie jest nam niezbędne w czasie wojny. Ale wywieszenie go na koncercie „ruskomirskim” w równym stopniu obraża uczucia tych Ukraińców, którzy walczą dziś pod tą flagą z rosyjskim okupantem.

„Ruski mir” w kulturze jest wykorzystywany przez wroga. Ukraińcy, którzy stają się jego częścią, sami są mentalnie okupowani przez Rosjan, a przy tym bez empatii i gustu przenoszą tę mentalność na Europejczyków. „Ruski mir” jest jak infekcja, którą chcą przenieść w świat. To rodzaj duchowo-kulturowego covidu, który zabija.

To właśnie nim podsycają antyukraińskie nastroje skrajnej prawicy w Polsce i innych krajach europejskich.

Źródło

20
хв

Zarazić świat „ruskim mirem”

Mykoła Kniażycki

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Trzy lata bez snu, dwa bez wieści

Ексклюзив
20
хв

Wolontariuszka Iryna Razin: „Niespokojni ludzie są zawsze nadaktywni. Czasami nawet pytają mnie: „Czy jest jakiś sposób, żeby cię wyłączyć?”

Ексклюзив
20
хв

Sprawa 800 plus dla Ukraińców, czyli o europejskich wartościach

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress