Mykoła Kniażycki
Dziennikarz, poseł do parlamentu Ukrainy. Zanim został wybrany do Rady Najwyższej Ukrainy, pracował jako dziennikarz, producent i menedżer mediów, awansując od korespondenta do szefa krajowej firmy telewizyjnej. Pracując w dziennikarstwie, stworzył demokratyczne proukraińskie media i walczył z atakami na wolność słowa. Stworzył kanały telewizyjne STB, Tonis i TVi. W 2013 r. założył Espresso, kanał telewizyjny Majdanu, który relacjonował wydarzenia Rewolucji Godności przez całą dobę od pierwszych dni. Po raz pierwszy został wybrany do parlamentu w 2012 roku. Jako poseł do parlamentu i członek komisji Rady Najwyższej ds. wolności słowa i informacji, koncentrował swoją pracę legislacyjną na kwestiach zawodowych, takich jak regulacja przestrzeni medialnej. Jest szefem ukraińskiej części Komisji Stowarzyszenia Parlamentarnego UE-Ukraina i współprzewodniczącym grupy parlamentarnej ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską.
Publikacje
Jeszcze miesiąc temu wydawało się, że stosunki między Polską a Ukrainą zostały beznadziejnie popsute. Jednak gdy jedni wygłaszali prowokacyjne oświadczenia i dzielili nasze kraje, by zadowolić Kreml, my razem z naszymi polskimi przyjaciółmi budowaliśmy mosty.
Polskiej delegacji na forum Via Carpatia, które odbyło się w Kijowie w połowie listopada, przewodził Marcin Bosacki, poseł na Sejm RP i szczery przyjaciel Ukrainy.
Podczas pierwszego ukraińsko-polskiego spotkania w ramach forum rozmawialiśmy nie o chimerach przeszłości, które przesłaniają obu narodom ogląd rzeczy, ale o naszej przyszłości – wspólnej przyszłości w Unii Europejskiej.
Polska ma wiele narzędzi, zasobów i inicjatyw, które powinny być teraz wykorzystane na rzecz zwycięstwa Ukrainy i jej powojennej odbudowy
To właśnie na tych konkretnych rzeczach musimy się skupić, by pokonać naszego wspólnego historycznego wroga. I właśnie o tych sprawach rozmawialiśmy podczas paneli dyskusyjnych. Wykorzystujemy je, aby przekazać nasze przesłanie naszym polskim gościom, a oni przekażą je swoim władzom. Tych spraw jest wiele, na przykład inwestycje w powojenną odbudowę Ukrainy. Rosyjska agresja spowodowała w naszym kraju szkody o wartości pół biliona dolarów. Unia Europejska jest gotowa zainwestować w odbudowę infrastruktury Ukrainy. A Polacy mają ogromne doświadczenie w przyciąganiu, efektywnym wykorzystywaniu i kontrolowaniu unijnych pieniędzy.
Ale nawet teraz, kiedy nie mamy jeszcze dostępu do europejskich pieniędzy, Polska i Ukraina mają kapitał bardzo dobrych doświadczeń we współpracy, szczególnie w sektorze energetycznym
Dla Ukrainy to bardzo delikatna kwestia. Od samego początku niszczenia przez Rosję naszej infrastruktury energetycznej Polska nam pomagała. Zapewniła doraźną pomoc naszemu systemowi energetycznemu natychmiast po pierwszych atakach lotniczych i pomogła odbudować zbombardowane obiekty, byśmy mogli uniknąć przerw w dostawie prądu.
Po zajęciu dużej części Donbasu Ukraina stanęła w obliczu niedoboru węgla. Polska już pomaga w dostarczaniu tego paliwa i jest gotowa zwiększyć dostawy. Po wojnie problem z wysokoenergetycznym węglem będzie równie dotkliwy, jak problem z energią elektryczną. Węgiel ma bowiem kluczowe znaczenie dla funkcjonowania naszego kompleksu wojskowo-przemysłowego. By zbudować wiele rakiet i odstraszyć nową rosyjską agresję, będziemy potrzebowali dużo węgla – tyle że kopalnie w Donbasie są albo zajęte, albo zniszczone. Dlatego polski węgiel, zachodnie technologie i pieniądze, do których uzyskamy dostęp dzięki współpracy z polskimi firmami, mogą być znaczącą pomocą dla naszej obrony. Zostało to omówione na specjalnym panelu obronnym podczas forum Via Carpatia.
Warto podkreślić, że takie wspólne projekty w sektorze obronnym już istnieją. Chcąc uniknąć zniszczenia zakładów produkcyjnych przez rosyjskie rakiety, ukraińskie firmy lokują je na terytorium Polski. Ich gotowe produkty będą wykorzystywane w walce o Ukrainę.
Dziś Ukraina i Polska chronią się przed rosyjską agresją w tym samym historycznym schronie
Atakują nas nie tylko rakiety z głowicami, ale także ideologiczne pociski z imperialną narracją i propagandą. Musimy wspólnie przetrwać te ataki. By tak się stało, musimy pozostać zjednoczeni, a nie marnować energii na kłótnie. Dlatego bardzo cieszy fakt, że w czasie gdy odbywało się forum Via Carpatia retoryka polskich władz się zmieniła.
Polityczni prowokatorzy z rządowymi tekami zostali uciszeni, a prezydent Andrzej Duda, premier Donald Tusk i minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski wydali szereg oświadczeń i ogłosili wiele inicjatyw, które powinny wzmocnić Ukrainę. To szczególnie ważne w obliczu zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach w USA i niepewności co do jego stanowiska w sprawie wojny ukraińsko-rosyjskiej.
Europa chce odzyskać swoją geopolityczną podmiotowość, a bez ścisłego sojuszu Kijowa z Warszawą jest to niemożliwe
Dlatego cieszę się, że nieprzyjemne momenty, które mieliśmy w naszych stosunkach jeszcze niedawno, zeszły na dalszy plan, a bezpieczeństwo i współpraca znów stają się kluczowe. Dziś ważniejsze niż kiedykolwiek jest przełamywanie mitów i stereotypów dzielących nasze narody.
Rosyjska agresja spowodowała już w Ukrainie szkody o wartości pół biliona dolarów. Unia Europejska jest gotowa zainwestować w odbudowę ukraińskiej infrastruktury. A Polacy mają ogromne doświadczenie w przyciąganiu, skutecznym wykorzystywaniu i kontrolowaniu unijnych pieniędzy
Kiedy mówimy, że musimy sprowadzić Ukraińców z Europy, w pierwszej kolejności myślimy o kobietach.
Oto nasza obecna sytuacja demograficzna: dwie trzecie przymusowych ukraińskich migrantów za granicą to kobiety w wieku produkcyjnym i w wieku rozrodczym. Są one złotym zasobem zarówno dla starzejących się narodów Europy, jak dla Ukrainy.
Ale teraz, w trzecim roku wielkiej wojny, która potrwa nie wiadomo, jak długo, nadszedł czas, by pomyśleć o dzieciach i nastolatkach, którzy wciąż opuszczają Ukrainę. Jak mogą zachować swoją tożsamość, aby, kiedy nadejdzie czas, wybrali Chersoń, Połtawę i Czernihów zamiast Wrocławia, Ostrawy czy Marienburga?
Na początku inwazji najbardziej emocjonalnie reagowały dzieci, które rodziny wywiozły za granicę. Często żądały od rodziców: chcemy wrócić.
Co się zmieniło? Ile mamy czasu, by powstrzymać ich asymilację? I dlaczego nasz rząd po raz kolejny zrzucił odpowiedzialność na barki tych, którym na tym zależy? Gdzie jest ukraińska edukacja za granicą?
Trzydziestoletnia Nadia Mirosznyczenko chętnie wróciłaby do Ukrainy, ale nie może jeszcze nawet odwiedzić swoich rodziców, bo boi się ataków rakietowych. Na razie zamieszkała na przedmieściach Wrocławia – ze swoją siedmioletnią córką, którą wysłała do polskiej szkoły.
Przestraszyła się, kiedy jej dziecko zaczęło zapominać język ukraiński. Dzieci znacznie łatwiej niż dorośli przystosowują się do obcych środowisk. Nadia postanowiła więc posłać córkę do ukraińskiej szkoły sobotniej. Chociaż jest to szkoła weekendowa i uczęszczanie do niej wymaga dalekich dojazdów, Nadia uważa, że warto. Jej dziecko przebywa w rodzimym, ukraińskojęzycznym, środowisku, więc nie grozi mu asymilacja. Nadia wierzy, że nadejdzie dzień, w którym będzie mogła bezpiecznie odwiedzić nie tylko swoich rodziców w Chmielnickim, ale także rodzinny Charków, który każdego dnia jest niszczony przez Rosjan.
Dlaczego charkowianka, podobnie jak miliony innych Ukraińców za granicą, ma pretensje do ukraińskiego rządu? Przyjrzyjmy się jednej sprawie: edukacji dzieci przymusowych migrantów.
Szkoła wieczorowa, do której Nadia wysłała swoją córkę, jest inicjatywą publiczną. Należy do Centrum Ukraińskiej Kultury i Rozwoju. Jego projekty są mocno wspierane przez władze Wrocławia. Już przed inwazją Ukraińcy stanowili 10% ludności tego miasta. Gdzie są wysiłki naszych władz w tej kwestii?
I kolejny ciekawy projekt: „Pierwsza ukraińska szkoła w Polsce”, która w 2022 r. rozpoczęła działalność w Krakowie [pod egidą fundacji „Niezłomna Ukraina” – red.]. Od tego czasu takie dzienne szkoły dla ukraińskich dzieci zostały otwarte w dwóch kolejnych dużych miastach Polski: Warszawie i Wrocławiu. Istnieje również 9 centrów edukacyjnych.
Liczba Ukraińców poza granicami Ukrainy jest obecnie tylko nieco niższa niż w Ukrainie. Według najbardziej ostrożnych szacunków jest ich ponad 25 milionów. W kraju pozostało 31 milionów. Ukraińska diaspora nigdy nie była tak liczna
Aby zachować naszą tożsamość, musimy trzymać się razem, nawet jeśli niektórzy z tych ludzi nie wrócą.
Kiedy Ukraińcy przybywali do nowych krajów, pierwszą rzeczą, którą budowali, były świątynia i szkoła. Cerkiew to nasz duch, a szkoła to nasz umysł. Razem tworzą kod kulturowy, który chroni nas przed asymilacją.
Nic więc dziwnego, że pierwszą rzeczą, jaką Ukraińcy zrobili w Polsce, było stworzenie sieci szkół, które obecnie prowadzą nie tylko zajęcia dzienne, ale także wieczorowe. Przydałoby im się trochę więcej wsparcia ze strony państwa, a następnie – skalowanie tego doświadczenia na inne kraje
I nie chodzi nawet o pieniądze, których tradycyjnie brakuje, ale o pomoc w komunikacji z urzędnikami z innych krajów.
Na przykład dyrektor „Pierwszej ukraińskiej szkoły w Polsce” spędził dziewięć miesięcy, pukając do drzwi polskiego Ministerstwa Edukacji, by uzyskać pozwolenie na nauczanie ukrainistyki. Myślicie, że ukraińskie Ministerstwo Edukacji w jakikolwiek sposób pomogło? A może nic nie wiedziało o istnieniu takiej inicjatywy? Nie, ta wymówka nie działa. Wiedziało, a nawet chwaliło tę inicjatywę.
I mamy niesamowity rezultat: właśnie w tych dniach wspomniana szkoła zdobyła nagrodę Worlds Best School Prizes, najbardziej prestiżową globalną nagrodę w dziedzinie edukacji szkolnej.
Jednak tylko założyciele tej szkoły wiedzą, przez co musieli przejść, pozbawieni wsparcia ukraińskich władz. Poważnie rozważali nawet zamknięcie projektu
Wydaje się, że ukraińskie Ministerstwo Edukacji nie musi nawet myśleć: wystarczy wziąć ten algorytm, który już działa, i otworzyć podobne szkoły w Pradze, Berlinie i Londynie. Wszędzie tam, gdzie jest nowa diaspora, która chce, by jej dzieci pozostały Ukraińcami.
Tymczasem co mamy w zamian? W trzecim roku inwazji na pełną skalę ukraińskie Ministerstwo Edukacji w końcu zdecydowało się opracować kursy ukrainoznawstwa dla szkół zagranicznych. I to wszystko. Na dodatek zrobiono to dopiero po fali krytyki dotyczącej ograniczenia edukacji na odległość dla Ukraińców za granicą. Przygotowałem na ten temat szczegółowy materiał.
Dobrze, że przynajmniej program, z którego korzystają setki naszych dzieci w „Pierwszej ukraińskiej szkole w Polsce”, został uznany przez nasze Ministerstwo Edukacji – nawiasem mówiąc, podobnie jak przez polskie. Uczniowie otrzymają więc certyfikaty dwóch krajów jednocześnie.
Latem zgłosiłem projekt ustawy o podstawach polityki demograficznej państwa. Wśród różnych narzędzi zaradzenia kryzysowej sytuacji jest w nim propozycja utworzenia odrębnej agencji.
W końcu sytuacja jest taka, jak przysłowiu: gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść
Władze odrzuciły jednak mój pomysł. Ogłosiły, że stworzą Ministerstwo ds. Powrotu Ukraińców. W mojej wersji powinno to być Ministerstwo Demografii i Diaspory.
Musimy zrozumieć, że nie wszyscy nasi rodacy wrócą do kraju. Ale ci ludzie, ci młodzi Ukraińcy, którzy teraz chodzą do polskich, czeskich czy niemieckich szkół, będą naszymi sojusznikami we wspólnym domu Unii Europejskiej. Albo nie będą – jeśli nie zachowamy ich tożsamości.
Pięć tysięcy książek dla naszych dzieci, które zostały zebrane w „Pierwszej ukraińskiej szkole w Polsce”, powinno być sfinansowane przez państwo. To drobnostka w porównaniu z przyszłym efektem. Jednak by tak się stało, ukraiński rząd musi w końcu zrozumieć, że demografia będzie naszym głównym powojennym wyzwaniem.
Niestety, takiego zrozumienia dziś nie ma.
Ukraińców za granicą jest tylko nieco mniej niż w Ukrainie. Musimy zrozumieć, że nie wszyscy wrócą. Ale ci ludzie, ci młodzi Ukraińcy, którzy teraz chodzą do polskich, czeskich czy niemieckich szkół, będą naszymi sojusznikami we wspólnym domu Unii Europejskiej. Albo nie będą – jeśli nie zachowamy ich tożsamości. Co może temu zapobiec?
Odnieśliśmy małe zwycięstwa w usprawnianiu systemu edukacji ukraińskich dzieci w Polsce i w obronie ich praw.
Zgodnie z nowym rozporządzeniem polskiego Ministerstwa Edukacji Narodowej z 26 sierpnia ukraińscy licealiści, którzy mieszkają w Polsce i uczą się online w ukraińskich szkołach, mogą nadal to robić. Ich rodzice nadal będą otrzymywać pomoc finansową. Głównym warunkiem jest rejestracja w polskich agencjach rządowych i zdanie zewnętrznych, niezależnych testów w przyszłym roku.
To ważny punkt, ponieważ po przyjęciu i podpisaniu latem polskiej ustawy kwestia ta pozostawała przez pewien czas nierozwiązana. Niestety, nie wszystkie punkty rozporządzenia polskiego ministerstwa są jasne, a pytania pojawiają się zarówno ze strony polskich urzędników, jak ukraińskich uchodźców.
Ukraińscy rodzice w Polsce są zdezorientowani. Media podają różne informacje o tym, kiedy wspomniane prawo do otrzymywania przez Ukraińców pomocy finansowej wygaśnie
Niektórzy uważają, że nastąpi to dopiero jesienią 2025 roku, podczas gdy inni są przekonani, że 800 złotych przestanie być wypłacane już teraz, jesienią 2024 roku. Uważnie śledzę ten temat, pozostając w kontakcie z polskimi urzędnikami i ukraińskim Ministerstwem Edukacji. Gdy tylko otrzymam dokładne i zweryfikowane informacje, na pewno poinformuję o tym na moim kanale na YouTube.
W tej historii chciałbym zwrócić uwagę na odpowiedzialne i przyjazne podejście polskiego ministerstwa, a także osobiście – wiceminister edukacji Joanny Muchy.
W każdym razie postęp, jaki już poczyniliśmy w tej trudnej sprawie, pokazuje, że obrona interesów i przedstawianie uzasadnionego stanowiska w obronie ukraińskich uchodźców ma sens.
Zaskakujące jest to, że wspomniane problemy wciąż pozostają nierozwiązane przez nasz rząd, który po prostu zrzucił odpowiedzialność na polskich urzędników i ukraińskich rodziców
Przed inwazją Polska była głównym celem ukraińskiej migracji zarobkowej. Migracja ta miała jednak głównie charakter sezonowy. Niewiele osób przyjeżdżało do Polski jako rodziny, więc polskie władze nie regulowały kwestii edukacji naszych dzieci.
Dziś w Polsce mieszka prawie 900 000 Ukraińców, a prawie 200 000 z nich to uczniowie i studenci. Przez długi czas polskie władze przymykały oko na to, że nie uczęszczają oni do miejscowych szkół, co szkodziło nie tylko ich edukacji, ale także socjalizacji. To nie mogło trwać wiecznie.
Polacy czują się odpowiedzialni nawet za cudze dzieci. Oto co na ten temat mówi wiceminister edukacji Joanna Mucha: „1 września zaprosiliśmy te dzieci do polskich szkół. Chcemy, żeby miały równe szanse edukacyjne, żeby były bezpieczne i pod właściwą opieką”.
Dlaczego Polacy tak długo zwlekali z tą decyzją? Być może nie chcieli stosować środków represyjnych, takich jak anulowanie płatności dla tych, którzy odmówią uczęszczania do polskiej szkoły. Ale musiała istnieć alternatywa ze strony ukraińskiego Ministerstwa Edukacji.
Niestety, ukraińskie władze po prostu zgodziły się z decyzją Polaków i zaczęły ich do tego aktywnie zachęcać. Bo chciały wreszcie pozbyć się problemu edukacji ukraińskich dzieci, który całkowicie zrzuciły na barki Polaków i rodziców. Jeśli przypomnimy sobie również o ograniczeniu edukacji online przez nasze ministerstwo w kontekście kryzysu demograficznego, w rzeczywistości mamy sabotaż przeciwko naszej przyszłości.
Już teraz mamy przypadki, że nasze dzieci po pójściu do polskiej szkoły odmawiają powrotu do Ukrainy w przyszłości. Rodzice obawiają się, że ich dzieci zasymilują się w polskiej szkole i zapomną o swojej ojczyźnie
Polskie Ministerstwo Edukacji Narodowej jest świadome tych obaw, dlatego polska wiceminister uspokoiła ukraińskich rodziców: „Dzieci z Ukrainy, które uczęszczają do polskich szkół, zachowają swoją tożsamość. Integracja, a nie polonizacja. W przyszłości te dzieci będą mogły zarówno budować nasz kraj, Polskę, jak wrócić do Ukrainy, by ją odbudować”.
To ważna deklaracja polityczna i dobrze, że polskie władze rozumieją, jak ważne jest zachowanie tożsamości ukraińskich dzieci.
Chciałbym jednak w końcu usłyszeć o planach ukraińskich władz, jak zamierzają się zaangażować. Czy będą jakieś programy, kursy, szkoły online? Kto będzie za to odpowiedzialny?
Nasz rząd na pokaz ogłosił utworzenie Ministerstwa Powrotu Ukraińców – a następnie natychmiast o tym pomyśle zapomniał; projekt budżetu na przyszły rok nie przewiduje dla nie żadnych środków. Sprawa musi zostać rozwiązana przez parlament. Jeszcze latem zarejestrowałem projekt ustawy o podstawach polityki demograficznej, który przewiduje strategię i narzędzia pozwalające uniknąć katastrofy demograficznej. Wzywam posłów do wykazania się odpowiedzialnością za przyszłość Ukrainy i ostateczne przyjęcie ustawy w parlamencie.
Edukacja ukraińskich dzieci w polskich szkołach w zamian za pomoc finansową? Ukraińskie rodziny stoją w obliczu wyzwań integracyjnych, ryzyka asymilacji i utraty więzi z krajem
Kryzys demograficzny będzie głównym powojennym wyzwaniem dla Ukrainy. Pieniądze na odbudowę znajdziemy, ale innych Ukraińców poza naszymi nie ma.
Naprawdę mam nadzieję, że nowy minister położy kres prowokacyjnym oświadczeniom i pomysłom na temat uchodźców, które tak aktywnie były generowane przez nasz rząd. Wszyscy pamiętamy, jak prezydent zasugerował, że kraje UE powinny przekazywać pomoc, której udzielają Ukraińcom, do ukraińskiego budżetu. Z kolei historia z ograniczeniem usług konsularnych dla naszych obywateli za granicą po raz kolejny podzieliła społeczeństwo, które tak bardzo potrzebuje teraz jedności.
Andrij Sybiha, nowy minister spraw zagranicznych Ukrainy, z okazji swojej nominacji złożył ważne oświadczenie w parlamencie. Obiecał zmienić politykę państwa wobec Ukraińców za granicą.
To jest dokładnie to, o czym mówiłem od dwóch lat: państwo musi w końcu zająć się problemami naszych uchodźców.
Nowy minister już ogłosił wprowadzenie usługi "e-konsul", która powinna uprościć procedury biurokratyczne dla Ukraińców. Wiemy, że przed wojną brakowało urzędów konsularnych, a teraz są one po prostu fizycznie niezdolne do zapewnienia Ukraińcom usług wysokiej jakości.
Jednak oczywiście nie powinniśmy ograniczać się do rozwiązań technicznych.
Musimy zmienić postrzeganie przez państwo Ukraińców przebywających za granicą, sformułować w końcu jasną politykę wobec nich i znaleźć środki, by tę politykę realizować
Zacznijmy więc od tego, że uchodźcy i migranci zarobkowi – i wszyscy obywatele, którzy wyjechali legalnie – nie powinni czuć się niechciani. Pozostają Ukraińcami, nawet jeśli po wojnie nie wszyscy z nich wrócą do domu. Zadaniem władz jest zachowanie ich tożsamości i uczynienie ich rzecznikami Ukrainy na Zachodzie.
Na świecie jest wiele diaspor, które bardzo silnie lobbują na rzecz interesów swoich ojczyzn. Wiemy, jak silne są diaspory włoska, żydowska, polska i ukraińska w Stanach Zjednoczonych. Politycy zwracają na nie uwagę, a ich przedstawiciele stają się wpływowymi politykami, biznesmenami i naukowcami.
Za granicą mamy już nowe pokolenie Ukraińców, którzy dzięki swoim talentom i determinacji wkrótce staną się ważni. Musimy teraz z tymi ludźmi pracować, utrzymywać z nimi kontakt i wspierać ich zasobami. Byłoby wspaniale, gdyby nowe kierownictwo Ministerstwa Spraw Zagranicznych miało takie podejście, ponieważ rządowi jako całości wciąż go brakuje.
Dlaczego tak uważam? Spójrzcie: nowe ministerstwo, które powstaje z inicjatywy prezydenta, ma nosić nazwę Ministerstwa Powrotu Ukraińców. Wybór takiej nazwy to błąd, ponieważ, jak wcześniej zaznaczyłem, nie wszyscy wrócą – i to jest ich prawo. Po co już na początku zawężać funkcjonalność nowej instytucji do powracających uchodźców, odrzucając jednocześnie kilka milionów innych ludzi z Ukrainy?
Obserwując sposób, w jaki władze informują o utworzeniu tego ministerstwa, jako były specjalista ds. mediów mogę powiedzieć, że to kompletna porażka komunikacyjna
Samo określenie: „powrót Ukraińców” zostało odebrane przez ludzi jako zamiar sprowadzania ich do domu siłą. To wrażenie, nawet jeśli jest fałszywe, natychmiast zwraca ludzi przeciwko tej inicjatywie. Powoduje agresję. Bo chociaż nie ma mowy o żadnych deportacjach, nikt tego nie wyjaśnił!
Z zadowoleniem przyjmuję sam pomysł utworzenia nowego ministerstwa, co zresztą przyznałem już w zeszłym roku. Nie możemy jednak ograniczać się do stworzenia nowej instytucji. Ministerstwo jest tylko narzędziem do przezwyciężenia kryzysu demograficznego – i to niejedynym.
Mamy nie tylko Ukraińców za granicą, których chcemy sprowadzić. Mamy również migrantów wewnętrznych, którzy są bezrobotni, nieprzekwalifikowani do nowych zawodów, którzy stracili domy, którym anulowano świadczenia socjalne.
Co robią ci ludzie? Wracają do strefy działań wojennych lub wyjeżdżają za granicę
Musimy również upewnić się, że po wojnie wskaźnik urodzeń wzrośnie. Społeczeństwo już teraz dyskutuje o przyciąganiu do kraju migrantów z innych krajów, o innym kodzie kulturowym niż nasz.
Wszystko to jest zarówno wyzwaniem, jak szansą dla państwa na skuteczne działanie. Potrzebujemy jasnej i przewidywalnej strategii demograficznej. Nie zbioru haseł, za które nikt nie będzie odpowiadał, ale fundamentów polityki państwa zapisanych w prawie.
Napisałem taki dokument i zarejestrowałem go w parlamencie. Jednak rząd idzie teraz w innym kierunku: szuka kandydata na ministra, a dopiero potem wymyśli, co ten minister będzie robił.
Kryzysowi demograficznemu poświęciłem dużo czasu. Zbierałem dane analityczne, studiowałem doświadczenia innych krajów, które znalazły się w podobnej sytuacji, nakręciłem kilka filmów dokumentalnych o problemach naszych uchodźców i sposobach ich rozwiązania.
Cieszę się, że w trzecim roku wielkiej wojny władze wreszcie wysłuchały polityka opozycji. Smutne jest jednak to, że ze wszystkich moich propozycji wyciągnięto tylko jeden element – utworzenie nowego ministerstwa
Dlatego na razie wygląda to bardziej na imitację, pogoń za głośnymi nazwiskami. Oczywiście, Ministerstwo Powrotu Ukraińców brzmi nie gorzej niż Wielka Odbudowa. Ale jeśli za fasadą nie kryje się żadna strategia, to nic z tego nie będzie. Ten krok tylko rozdrażni Ukraińców, tworząc kolejną biurokratyczną strukturę, zresztą czytam już takie spostrzeżenia. Notabene: proszę Was, nie atakujcie od samego początku. Poczekajmy, aż rząd przedstawi koncepcję, ponieważ takie ministerstwo jest bardzo potrzebne.
Jednocześnie nalegam jednak, by parlament przyjął mój projekt ustawy o zasadach polityki demograficznej państwa. Jeśli już przyjęliście mój pomysł dotyczący ministerstwa, to weźcie cały dokument. Nie wahajcie się, bo nie ma już czasu.
Tylko od początku 2024 roku z Ukrainy wyjechało dodatkowe 400 000 Ukraińców. Jeśli jacyś Ukraińcy do tej pory zostali w domu, to znaczy, że nie boją się rosyjskiej armii. Ale jeśli wyjechali, to może dlatego, że boją się bezradności ukraińskiego rządu?
Dla rozwiązania kryzysu demograficznego potrzebujemy polityki państwa. Ministerstwo Powrotu Ukraińców to tylko jedno z narzędzi
Druga rocznica inwazji na pełną skalę. Wojna trwa już 10 lat. Dwa lata temu sąsiedni kraj-agresor miał nadzieję, że Kijów "upadnie w trzy dni". Wielu na Ukrainie również tak myślało, ale tak się nie stało. Naród ukraiński i siły zbrojne zrobiły wszystko, co w ich mocy, aby nie tylko wyprzeć agresora z Kijowa, Charkowa i wielu innych ważnych miast, ale także pokazać światu, że Ukraińcy są w stanie się bronić i są w stanie bronić Europy. Ta wyjątkowa obrona trwa nadal. Jest rzeczywiście wyjątkowa, ponieważ nawet podczas II wojny światowej wiele narodów walczących z Hitlerem otrzymało pomoc i zjednoczyło się. Rosyjscy propagandyści próbowali przekonać cały świat, że tylko oni pokonali Hitlera, ale my pamiętamy przywódców Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, ruchy oporu w wielu krajach i to, jak walczyli z tym złem razem, jako wielka koalicja. Zło, które odrodziło się dzisiaj i w rzeczywistości robi to samo, co Hitler, używając tych samych haseł. I tylko naród ukraiński walczy dziś z tym złem.
Oczywiście jesteśmy wdzięczni naszym sojusznikom, którzy wspierają nas bronią i finansowo. Jesteśmy wdzięczni tym, którzy zapraszają nas dziś do Unii Europejskiej. To właśnie nasze dążenie do członkostwa w UE i NATO zapoczątkowało rosyjską agresję dziesięć lat temu, po Majdanie.
Poprzeczka europejskich polityków dla ukraińskich władz
W rocznicę inwazji na Kijów Ursula von der Leyen, fantastyczna kobieta, jedna z liderek nie tylko UE, ale współczesnego demokratycznego świata, z którym walczy agresor i świat totalitarny.
Ursula von der Leyen rozwiązuje najtrudniejsze konfrontacje w Unii Europejskiej. Jest kandydatką na kolejną kadencję Komisji Europejskiej. Oczywiście Ukraina powinna zrobić wszystko, aby wesprzeć tę kandydatkę: Ursula von der Leyen robi tak wiele dla naszego zwycięstwa i integracji europejskiej, demonstrując przykład świadomości politycznej, prawdziwej służby, przykład polityka, który myśli o przyszłości. Premier Kanady Justin Trudeau, premier Belgii Alexander de Kroo i premier Włoch Giorgia Meloni również przybyli do Kijowa 24 lutego. Wszyscy oni są wybitnymi postaciami politycznymi naszych czasów. Czy ukraiński rząd dorównuje poziomem i przykładem europejskim przywódcom? Niestety nie. Ukraiński rząd bardzo często nie dorównuje poziomowi ukraińskiego społeczeństwa, a przede wszystkim ukraińskiej armii, która nie tylko w sposób zorganizowany broni Ukrainy przed wrogiem, ale także chroni cały świat.
Ukraiński rząd twierdzi, że pokonał korupcję. Oczywiście tak nie jest. Pamiętamy drobne zwolnienia i nominacje ukraińskich urzędników. Pamiętamy ograniczenia wolności słowa. Pamiętamy ograniczanie demokracji, które jest usprawiedliwiane wojną. Wszystko to nie jest w żaden sposób wspierane ani przez społeczeństwo ukraińskie, ani europejskie. Będziemy mogli stać się członkami europejskiej rodziny, dołączyć do wspólnego pragnienia wybitnych przywódców naszych czasów, takich jak Ursula von der Leyen, aby uwolnić nie tylko Ukrainę, ale całą Europę od Putina, tylko wtedy, gdy ukraiński rząd spełni ten wysoki standard wyznaczony nam przez europejskich przywódców. Mamy nadzieję, że tak się stanie. Jednak jak dotąd tak się nie dzieje.
Przedstawienie na granicy
Widzieliśmy zdjęcia ukraińskiego rządu ustawionego w kolejce na polskiej granicy, rzekomo czekającego na rozmowy z polskim rządem. Oczywiście to tanie przedstawienie w żaden sposób nie pomogło stosunkom ukraińsko-polskim. Paradoks polega na tym, że żądania ukraińskiego rządu są uczciwe. Paradoks polega na tym, że tylko Rosja jest zainteresowana tym, aby Ukraińcy i Polacy kłócili się ze sobą. I widzimy, jak skutecznie Rosja to robi. Żądania polskich rolników wobec Ukrainy nie mają sprawiedliwych podstaw. Nie sprzedajemy niczego w Polsce: całe nasze zboże i inne produkty rolne są przewożone przez Polskę do innych krajów. Oskarżenia, że ukraińskie produkty są rzekomo złej jakości, są fałszywe: nie ma takiego faktu. Polskie służby sanitarne działają na granicy Ukrainy i Polski, a inspektorzy UE pracują na Ukrainie w celu monitorowania jakości ukraińskiego zboża i innych produktów rolnych. Ukraińskie produkty rolne spełniają najlepsze standardy w Europie. Dlatego oskarżenia polskich rolników, że zboże jest złej jakości, są nie tylko nieprawdziwe, ale wręcz kłamliwe. Podobnie jak twierdzenie, że ukraińskie zboże zalało Polskę. Rzepak, który wysypał się z ukraińskich wagonów, był przeznaczony do Niemiec i nie ma żadnych ograniczeń w UE, więc nie konkuruje z polskimi producentami.
Ale polscy rolnicy protestują i blokują granicę. Za wszystko obwiniają Ukrainę. Właśnie wróciłem z Polski, gdzie rozmawiałem z naukowcami, którzy badają próby Rosjan wpływania na opinię publiczną na Ukrainie i w Polsce za pośrednictwem mediów społecznościowych oraz ich aktywne próby podzielenia ukraińskiego i polskiego społeczeństwa. Niestety, udaje im się to. Niestety, ani polscy, ani ukraińscy politycy nie są wystarczająco mądrzy, aby powstrzymać tę histerię, która nie ma podstaw w faktach.
Polska rywalizacja: kto jest większym obrońcą chłopów
W Polsce temat ukraińskiego zboża i ukraińskich produktów rolnych jest wykorzystywany politycznie. Tak było przed wyborami parlamentarnymi. Teraz, w kwietniu, odbędą się wybory samorządowe. Polska struktura polityczna jest niezwykle złożona. Jedna z największych frakcji opozycyjnych, Prawo i Sprawiedliwość, prorosyjska partia Konfederacja oraz koalicja różnych partii, które są obecnie u władzy, walczą między sobą. Partie te będą również startować oddzielnie w wyborach samorządowych. Jest więc między nimi wewnętrzna rywalizacja. Istnieje konkurencja między polskim ministrem rolnictwa z jednej partii a jego zastępcą z innej: każdy z nich próbuje pokazać się jako większy obrońca chłopów. Chłopi wykorzystują to, aby uzyskać więcej dotacji dla siebie. W końcu otrzymują je teraz i będą nadal otrzymywać z UE. A Ukraina, niestety, staje się tutaj kartą przetargową z powodu rosyjskich prowokacji.
Co powinien zrobić ukraiński rząd? Poważnie o tym porozmawiać. Odbywają się poważne rozmowy: Ursula von der Leyen prowadziła rozmowy, a teraz będzie je prowadzić w Ukrainie. Widzimy, że UE daje dopłaty polskim rolnikom i wspiera Ukrainę, otwierając dla niej rynki zbytu. Bo jeśli w UE rynki dla naszych produktów rolnych są zamknięte, to jaki jest sens naszego bycia w UE? Żądania ukraińskiego rządu, które podpisał Szmyhal, są absolutnie uczciwe i sprawiedliwe. I tutaj mogliśmy pokazać naszą dojrzałość, nasze zaangażowanie w ukraińsko-polski dialog i współpracę... Bez tego będzie nam niezwykle trudno w Unii Europejskiej. Trudno nam będzie porozumiewać się z innymi krajami bez naszego największego sojusznika - Polski. Nasze członkostwo w UE leży w interesie zarówno Polski, jak i Ukrainy. Tylko Rosja jest zainteresowana zablokowaniem naszej zachodniej granicy i wschodniej granicy Polski. Tylko Rosja jest zainteresowana konfliktem między naszymi narodami. I żeby nie igrać z Rosją, nie powinniśmy robić z siebie widowiska na granicy, jak to zrobił rząd ukraiński, tylko w sposób przyzwoity w dialogu z Polakami głosić te uczciwe postulaty rządowe.
Polacy powinni zrobić to samo. Polacy, którzy twierdzą, że sprzedajemy złe ukraińskie zboże i zalewamy polski rynek, kłamią i wykorzystują to w swojej polityce wewnętrznej.
Naprawdę chcę, aby ten populizm w polityce wewnętrznej zarówno Ukrainy, jak i Polski zniknął tak szybko, jak to możliwe. Chcę, abyśmy stali się prawdziwymi strategicznymi sojusznikami i pokazali całemu światu przykład prawdziwej demokracji. I chcę, abyśmy wygrali tak szybko, jak to możliwe.
Nie sprzedajemy niczego w Polsce: całe nasze zboże i inne produkty rolne są przewożone przez Polskę do innych krajów.
Symboliczną ilustracją zamiaru zatrzymania tranzytu ukraińskich produktów przez terytorium Polski jest wysypywanie ukraińskiego zboża w drodze na Litwę.
Akcja ma pełne poparcie rządu, wszystkich sił politycznych i mediów. Oficjalnym celem protestów jest zatrzymanie eksportu ukraińskiego zboża do Polski i wszystkich produktów rolnych. W rzeczywistości jest to próba osłabienia naszej gospodarki, zdolności obronnych i morale. To wzmacnia Rosję i jej plany uszczuplenia naszych sił w obliczu brutalnej agresji.
Ukraińskie zboże nie było eksportowane do Polski od kwietnia ubiegłego roku, ponieważ jest ono przewożone przez ukraiński korytarz zbożowy. "Guardian" zauważył, że dzięki wznowieniu transportu eksport zboża powrócił do poziomu sprzed inwazji.
Eksportujemy wszystkie nasze produkty rolne, w wyniku czego dochody budżetowe wzrosną o 5-6%, a PKB o 10%.
Brytyjski minister spraw zagranicznych David Cameron przyjedzie do Polski za kilka dni, by rozmawiać o potrzebie zwiększenia wsparcia dla Ukrainy.
Dlatego proszę go, aby wyjaśnił swoim polskim kolegom, że blokowanie ukraińskiej granicy i tranzytu bezpośrednio wpływa na Ukrainę, osłabiając nasz opór wobec agresora. Najpierw musimy więc powstrzymać tych Polaków przed pracą dla wroga, a potem możemy zacząć robić wielkie plany.
Sytuacja za naszą zachodnią granicą wciąż się zaostrza. Polscy rolnicy ostrzegają przed eskalacją protestów 20 lutego. Będą blokować wszystkie punkty kontrolne na granicy z Ukrainą i stacje kolejowe, na których ukraińskie produkty rolne są przeładowywane. Zablokowane zostaną również porty. W ten sposób polscy rolnicy chcą zatrzymać tranzyt naszych produktów przez swoje terytorium
Granica z Polską może zostać ponownie zablokowana. Polscy rolnicy zrzeszeni w stowarzyszeniu rolników zapowiedzieli, że zablokują nie tylko granicę drogową, ale także kolejową. Wygląda to na kolejną katastrofę, która przynosi korzyści tylko jednemu krajowi - Rosji.
Paradoks polega na tym, że były premier Morawiecki niedawno złożył oświadczenie, że obecny premier Donald Tusk rzekomo uzgodnił w Brukseli decyzje, które pozwolą na zalanie wszystkich polskich rynków ukraińskim zbożem.
Tyle że Ukraina nie dostarcza zboża do Polski! Dostawy ukraińskiego zboża do Polski zostały zakazane po zeszłorocznym kryzysie granicznym. Z tego powodu wszystkie manipulacje, że Ukraina jest w jakiś sposób zaangażowana w ograniczanie polskich rolników, odbieranie im rynku, dostarczanie produktów niskiej jakości... Wszystkie te stwierdzenia są absolutnie prorosyjskimi insynuacjami. Ale dlaczego Polacy w to wierzą? Dlaczego Ukraińcy w to wierzą? Gdzie jest nasza skuteczna polityka informacyjna, która wyjaśniłaby, że to wszystko nieprawda?
W ten sposób Rosja próbuje pogorszyć nasze stosunki z wieloma sąsiadami. Przecież apele polskich rolników już zaczynają popierać rolnicy słowaccy. Nie ma ku temu żadnych powodów. A najgorsze jest to, że państwo ukraińskie nie robi nic, aby w jakiś sposób uspokoić polskie społeczeństwo, uświadomić mu, że to nieprawda. Widzimy miliony, miliardy hrywien wydawane na teleturniej, miliardy hrywien wydawane na niejasne potrzeby informacyjne i monitoring, podczas gdy nie robimy nic w krajach, od których zależy nasza przyszłość, przez które przebiega nasz "korytarz życia". Nie robimy nic, by zrozumieć, jak ich politycy manipulują własnymi społeczeństwami.
Ogólnie rzecz biorąc, działania polityków polskiej opozycji, którzy chcą wykorzystać kwestię ukraińską w swoich grach politycznych, są oczywiście niezwykle ważne i niepokoją nie tylko Ukrainę. Ukraina również nic z tym nie robi. Na przykład były premier Polski Morawiecki wprost stwierdza, że Donald Tusk obiecał Europejczykom zalanie Polski ukraińskim zbożem. Ukraińskiego zboża nie ma, jest zakazane w Polsce. Ale Morawiecki mówi o tym z przekonaniem. Kto może z nim polemizować? Gdzie jest praca z politykami? Gdzie jest dyplomacja parlamentarna? Tego nie ma, bo Ukraina tego zakazuje. Ukraina zabrania swoim posłom odwiedzać polskich kolegów i parlamentarzystów w obronie interesów Ukrainy, zabrania im wypowiadać się w polskich mediach. Ukraina nie robi nic, aby obnażać wszystkie prorosyjskie insynuacje, które są wykorzystywane do skłócania narodów ukraińskiego i polskiego.
Niedawno prezydent Polski Andrzej Duda powiedział w wywiadzie, że przyszłość Krymu jest nieznana, ponieważ Krym był dłużej pod panowaniem rosyjskim niż ukraińskim. Oczywiście Andrzej Duda nie zna zbyt dobrze historii, ponieważ Krym jest częścią Chanatu Krymskiego, jest ziemią Tatarów Krymskich, a zatem jest ziemią Ukrainy i terytorium ukraińskim. Później Duda poprawił się, mówiąc, że Ukraina zdecydowanie wygra, a Krym powinien być ukraiński. Jednak Krzysztof Bosak, wicemarszałek polskiego parlamentu z prorosyjskiej Konfederacji, natychmiast zgodził się z pierwszą wypowiedzią Dudy, twierdząc, że to, co tamten powiedział, było właściwe.
Dlaczego powinniśmy bronić Krymu? Dlaczego mamy wspierać Ukrainę, skoro Ukraina nie akceptuje naszych warunków w zakresie dostaw zboża, a nawet w polityce historycznej? Oczywiście Krzysztof Bosak jest politykiem prorosyjskim, marginalnym. Owszem, jest wicemarszałkiem, ale z partii, która zdobyła zaledwie 7% głosów. Ale takie opinie, jeśli nie spotkają się z reakcją ukraińskich polityków, ukraińskich mediów, polskich mediów, z którymi Ukraińcy będą współpracować, będą miały szansę stać się popularne w polskim społeczeństwie - i stać się przykładem dla społeczeństwa słowackiego, rumuńskiego i węgierskiego.
Dokładnie tak działa rosyjski wywiad. Wykorzystuje te zmarginalizowane jednostki, aby wrzucać absurdalne myśli do przestrzeni informacyjnej. A ponieważ nie reagujemy i całkowicie zaniedbaliśmy nasze bezpieczeństwo informacyjne, myśli te rozprzestrzeniają się w społeczeństwach i ostatecznie prowadzą do blokady Ukrainy.
Fakt, że rząd Donalda Tuska wygrał w Polsce, daje nam pewną nadzieję. Będziemy w stanie bronić naszych interesów w UE w taki czy inny sposób. Ale nie możemy polegać tylko na zagranicznych politykach. Nasz rząd musi być bardziej aktywny. Nasz prezydent powinien natychmiast poruszyć tę kwestię na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony. Nie powinien dyskutować o tym, kto powinien, a kto nie powinien zostać usunięty ze Sztabu Generalnego - ale działać. Działać niezależnie.
Nasz prezydent powinien zainicjować wspólne posiedzenie Rad Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy i Polski, aby omówić wszystkie trudne kwestie. Ponieważ nasza gospodarka, a zwłaszcza nasza obrona, może nie wytrzymać kolejnej blokady granicy, w tym kolei. Wszystko to dzieje się w czasie gdy strona rosyjska gromadzi wojska na granicy ukraińsko-rosyjskiej. W takim momencie Rosja chce skłócić nas z naszymi najlepszymi zachodnimi sojusznikami i skompromitować tych, którzy wspierają Ukrainę w tych krajach (takich jak obecny rząd Tuska). Aby temu zapobiec, współpraca między prezydentem a rządami Ukrainy i Polski musi być na bardzo wysokim poziomie - przynajmniej powinna mieć charakter ciągły. Tak samo jak musi być zapewnione bezpieczeństwo informacyjne.
Dostawy ukraińskiego zboża do Polski zostały zakazane po zeszłorocznym kryzysie granicznym. Dlatego manipulacje, że Ukraina jest w jakiś sposób zaangażowana w ograniczanie polskich rolników, odbieranie im rynku, dostarczanie produktów niskiej jakości... Wszystkie te stwierdzenia są czysto prorosyjskimi insynuacjami. Dlaczego Polacy w to wierzą? Dlaczego Ukraińcy w to wierzą? Gdzie jest nasza skuteczna polityka informacyjna, która wyjaśn
Mobilizacja. To słowo niepokoi teraz całe ukraińskie społeczeństwo. Generał Załużny mówi wprost, że w ukraińskiej armii brakuje ludzi. Skierował oświadczenie do przywódców politycznych i poprosił ich o przygotowanie projektu ustawy o poborze do wojska.
Rekrutacja do służby wojskowej jest bardzo trudna. Widzimy, że rekruterzy próbują wręczać wezwania na punktach kontrolnych, a straż graniczna ogranicza podróże mężczyzn. Społeczeństwo jest bardzo niezadowolone z tej sytuacji. Jednocześnie ukraińscy żołnierze, którzy zgłosili się na ochotnika lub zostali wcieleni do wojska, nie wiedzą, kiedy zostaną zluzowani. Niektórzy z nich są na froncie od początku inwazji na pełną skalę i oczywiście chcieliby wiedzieć, jak długo będą służyć: 24 czy 36 miesięcy, jak to brzmi w różnych projektach.
Jednak mobilizacja to nie tylko sprawa wojska. Generał Zabrodski, zastępca głównodowodzącego, wyjaśnił przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę: To nie tylko armia walczy - walczy całe społeczeństwo.
Kto początkowo wstąpił do Sił Zbrojnych Ukrainy? Ochotnicy, patrioci, którzy czuli, że bez nich ukraińska armia nie będzie w stanie oprzeć się rosyjskiej inwazji. Istniała również inna kategoria mężczyzn i kobiet, którzy nie chcieli być ochotnikami, ale byli praworządnymi obywatelami i rozumieli, że Ukraina potrzebuje ramienia, na którym mogłaby się wesprzeć. Zgłosili się do TCK [terytorialnych centrów rekrutacji - red.], a kiedy otrzymali zawiadomienia o poborze, nie uchylili się od mobilizacji, lecz wstąpili do sił zbrojnych. Wszyscy ci ludzie bronią teraz naszego kraju i zasługują na wielki szacunek. Tyel że jest ich za mało.
Widzimy, że Federacja Rosyjska oparła swoją gospodarkę na podstawach wojskowych. Dotyczy to również poboru do wojska. Rosyjskim żołnierzom płaci się ogromne sumy pieniędzy. Rosjanie wcielają do armii więźniów, przestępców, kogokolwiek: ich życie jest bezwartościowe i dlatego jest ich znacznie więcej niż ukraińskich żołnierzy.
Nasze siły zbrojne walczą jakością. Straty armii rosyjskiej na niektórych odcinkach frontu są pięciokrotnie wyższe niż armii ukraińskiej. I tylko jeśli utrzymamy tę proporcję, będziemy w stanie wygrać - w końcu Rosja ma pięciokrotnie większą populację, a jej potencjał mobilizacyjny jest znacznie większy niż nasz.
Sprawiedliwość w centrum mobilizacji. Doświadczenia izraelskie
Ale jak skłonić Ukraińców do pójścia na wojnę? I dlaczego nie idą? Jeśli spojrzymy na przykład Izraela, to po ogłoszeniu mobilizacji duża liczba Izraelczyków dobrowolnie wraca z różnych krajów lub samodzielnie gromadzi się w punktach zbiórki. Podczas dużej mobilizacji pojawia się problem z dużą liczbą ludzi, z tym, że każdy z nich jest potrzebny. My mamy inny problem. Ludzi jest za mało. Kto ma rozwiązać ten problem? Oczywiście w normalnym, zdrowym społeczeństwie rządy jedności narodowej są tworzone w tym celu, aby zjednoczyć społeczeństwo.
Podczas przeprowadzania mobilizacji bierze się pod uwagę ogromną liczbę czynników. Jednym z nich, co zaskakujące, jest sprawiedliwość. W Izraelu byli ministrowie, byli posłowie, osoby niezatrudnione w rządzie, dzieci i krewni obecnych ministrów i posłów są jednymi z pierwszych, którzy wstępują do wojska, podobnie jak sławni ludzie, np. aktorzy. Dobrze wiemy, że bohaterowie słynnego izraelskiego serialu telewizyjnego "Fauda" o izraelskich siłach specjalnych, który oglądało wielu Ukraińców, byli jednymi z pierwszych, którzy wstąpili do Sił Obronnych Izraela.
My też mamy wielu aktorów, reżyserów i znanych ludzi, którzy poszli na wojnę w pierwszych dniach. Wystarczy wspomnieć Ołeha Sencowa [znany reżyser filmowy, pisarz, aktywista - red.], są ukraińscy aktorzy, reżyserzy, pracownicy teatru, którzy zginęli na froncie. Ale oczywiste jest, że nie wszyscy tam są. Kolejka osób, które chcą wyjechać z kraju, jest długa. Wszystko dlatego, że w naszym kraju nie ma sprawiedliwości. Nie jest jasne, na jakiej zasadzie zostaniesz powołany do wojska.
Każda mobilizacja to duża strata dla gospodarki, ponieważ ludzie, którzy idą bronić kraju, opuszczają swoje miejsca pracy. Ukraińskie firmy przestają produkować, płaci się mniej podatków, a podatki są potrzebne na opłacenie armii. Dlatego mobilizacja to nie tylko sprawa wojska, to sprawa całego rządu i naczelnego dowódcy. Prezydent musi zwrócić się do ludzi. Musi zorganizować przygotowanie ustawy, która z jednej strony zaspokoi wszystkie interesy ukraińskiej gospodarki, a z drugiej - potrzeby armii.
Co więcej, ta ustawa nie powinna ograniczać praw człowieka. Ukraiński rzecznik praw obywatelskich Dmytro Łubinec, przemawiając podczas dyskusji nad pierwszym projektem ustawy o mobilizacji przedłożonym przez Gabinet Ministrów, ostro ją skrytykował, zauważając, że narusza prawa człowieka, ponieważ jeśli nie zostaniesz znaleziony przez TCK, twoje karty mogą zostać zablokowane, twoje mienie może zostać sprzedane lub zajęte, a twój paszport nie będzie odnowiony, gdy przebywasz za granicą...
W Izraelu nie ma czegoś takiego. Jeśli ludzie są za granicą i tam pracują, nikt nie zmusi ich do wstąpienia do armii. Mimo to wielu ochotników wraca z zagranicy, by walczyć.
Kto jest odpowiedzialny za mobilizację
Na mobilizację składa się więc szereg czynników. Po pierwsze, musi być przywódca, a w kraju ogarniętym wojną jest nim Naczelny Wódz, czyli prezydent Wołodymyr Zełenski. Po drugie, praca wszystkich ministerstw i agencji musi być skoordynowana. W naszym kraju, jak się okazuje, temat mobilizacji jest przerzucany z jednego ministerstwa do drugiego jak gorący kartofel. Mówi się, że wojsko powinno być za to odpowiedzialne, albo że tylko prezydent powinien być za to odpowiedzialny... Wszyscy powinni być za to odpowiedzialni! Zarówno prezydent, jak armia. A żeby wszyscy byli odpowiedzialni, musi istnieć zaufanie między wszystkimi uczestnikami procesu politycznego.
Co zrobić ze społeczeństwem, które nie chce się zmobilizować? Część oczywiście zgłasza się na ochotnika, by spełnić swój obowiązek wobec kraju, ale znaczna część ucieka. Bo nasze społeczeństwo zostało wychowane w nieufności wobec własnego kraju.
Jeśli chcemy naprawdę wygrać (a tak się stanie), musimy znaleźć siłę, by radykalnie zmienić wszystko. Musimy zmienić nasze podejście do rządzenia, co wymaga jedności. Potrzebujemy rządu narodowego zaufania lub, jeśli wolicie, rządu narodowego zbawienia (ponieważ teraz naprawdę musimy porozmawiać o narodowym zbawieniu).
Musimy tworzyć więcej wysokiej jakości patriotycznych filmów i seriali telewizyjnych. Musimy przestać pokazywać programy, które poniżają Ukraińców i język ukraiński. Musimy myśleć o naszej gospodarce, zjednoczyć rząd, który powinien obliczyć, ile kosztuje nas mobilizacja i jaka jest strategia naszego zwycięstwa.
Strategia zwycięstwa
Każdy z nas musi wiedzieć, o co walczy. A prezydent musi to wyartykułować. Bardzo trudno jest wygrać bez strategii zwycięstwa, w którą ludzie wierzą.
...Tak, urzędnicy państwowi często mówili, że Rosji skończyły się już rakiety, że nie ma czym nas bombardować, że wystarczy jej tylko na jedną salwę... Ale to nieprawda. Rosja produkuje rakiety, kupuje je od Korei Północnej i negocjuje umowy zbrojeniowe z Iranem. Czujemy to i widzimy na własne oczy podczas ostrzałów naszych miast i wiosek.
Społeczeństwu trzeba powiedzieć prawdę, a prawda leży w budowaniu właściwej strategii. Strategia ta polega na zjednoczeniu społeczeństwa i sił politycznych. Oczywiście wszystkie siły polityczne muszą być współodpowiedzialne za nasze zwycięstwo. Posłowie muszą zaangażować się w dyplomację parlamentarną i podróżować za granicę. Nie powinno być, jak jest teraz, kiedy de facto im się tego zabrania. Urzędnicy państwowi muszą pracować w sposób skoordynowany, by skutecznie mobilizować i chronić naszą gospodarkę, a nie, jak ma to miejsce obecnie, przenosić całą odpowiedzialność na wojsko. Wojsko musi ściśle współpracować z Naczelnym Dowódcą i rządem. A media i społeczeństwo muszą zrobić wszystko, co możliwe, aby sprawić, że wszystkie prorosyjskie nastroje, wszystkie filmy, seriale i programy, które poniżają Ukraińców, w końcu zniknęły z naszych ekranów na zawsze. Bo jesteśmy silnym narodem, narodem zwycięzców. Musimy tylko sami w to uwierzyć.
To nie tylko sprawa wojska, ale całego społeczeństwa. Ustawa o mobilizacji powinna odpowiadać potrzebom armii, uwzględniać interesy ukraińskiej gospodarki, a sam pobór powinien być przeprowadzony w sposób nienaruszający praw człowieka
We wtorek Centralna Komisja Wyborcza ogłosiła ostateczne wyniki wyborów parlamentarnych w Polsce. Prawo i Sprawiedliwość zajęło pierwsze miejsce, Koalicja Obywatelska - drugie, Trzecia Droga - trzecie, Lewica - czwarte, a Konfederacja - piąte. Jak ułożą się stosunki między ukraińskim i polskim rządem po wyborach w Polsce? Mykoła Kniażycki, członek ukraińskiego parlamentu i dziennikarz, podzielił się swoimi przemyśleniami w swoim felietonie na stronie Espresso - publikujemy go w ramach współpracy.
Polityczne przeciąganie liny
Liderzy opozycji Donald Tusk, Szymon Hołownia i Włodzimierz Czarzasty wezwali prezydenta Andrzeja Dudę do jak najszybszego zwołania pierwszej sesji nowo wybranego parlamentu i powierzenia misji utworzenia nowej Rady Ministrów kandydatowi z ich koalicji. Kandydatem tym będzie prawdopodobnie Tusk.
Rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA Adrienne Watson pogratulowała Polakom rekordowej frekwencji w wyborach, podkreślając, że USA "z niecierpliwością czekają na współpracę z kolejnym polskim rządem".
Europejska prasa napisała, że Bruksela "odetchnęła z ulgą" po informacji o wynikach wyborów w Polsce i perspektywie utworzenia przez Tuska nowego gabinetu. Tusk jest politykiem bardzo dobrze znanym i pamiętanym w Europie jako szef polskiego rządu, przewodniczący Rady Europejskiej i szef Europejskiej Partii Ludowej.
Wydaje się, że otoczenie Dudy nie chce dostrzec tych sygnałów, mówiąc w kuluarach, że prezydent nie będzie się spieszył. Sam prezydent podkreślił, że na premiera powoła polityka z partii, która wygrała wybory. Może to oznaczać, że kandydatem będzie przedstawiciel PiS, którego członkowie już zaczęli mówić, że "jeszcze nie wszystko stracone", bo w Sejmie będzie wystarczająco dużo posłów, by poprzeć ich kandydata.
Jaka będzie decyzja prezydenta Dudy? Na razie nie wiadomo, bo prezydentowi się nie spieszy. Konstytucja daje głowie państwa 30 dni od daty głosowania, czyli nie później niż 15 listopada, na zwołanie pierwszego posiedzenia nowego parlamentu. Jednocześnie kandydat na premiera wskazany przez prezydenta ma 14 dni na uzyskanie wotum zaufania w Sejmie. Tym samym opozycja może rozpocząć tworzenie rządu po 1 grudnia.
Smoleńsk był katastrofą, a nie atakiem terrorystycznym
Piszę o zawiłościach polskiego procesu politycznego i konstytucyjnego ze względu na ich bezpośrednie znaczenie dla polityki ukraińskiej i stosunków ukraińsko-polskich.
Przedstawiciele partii Sługa Narodu i niektórzy eksperci twierdzą, że w interesie Ukrainy jest utrzymanie PiS u władzy, ponieważ jest on proukraiński. W przeciwieństwie do partii Donalda Tuska, której stanowisko w sprawie Ukrainy jest nadal "kwestionowane", podobnie jak podejście innych partii koalicyjnych. Należy również zauważyć, że Tusk, kiedy był premierem, wdrożył politykę "resetu" w stosunkach z Rosją. Jest więc niemal wrogiem Ukrainy.
Uważam takie oskarżenia za nieodpowiedzialne i szkodliwe dla interesów Ukrainy i naszej polityki wobec Polski. Powielając je, władze udają niewinne dziecko, któremu jeszcze nie udało się nic zrobić - ani dobrego, ani złego.
Jednak ukraiński rząd zdecydowanie nie jest politycznym dzieckiem. Musi zdać sobie sprawę, że jego polska polityka była kompletnym fiaskiem. Zawiodła, ponieważ polegała na osobistych relacjach między Wołodymyrem Zełenskim a Andrzejem Dudą i próbowała za wszelką cenę przypodobać się Jarosławowi Kaczyńskiemu, całkowicie ignorując opozycję i Tuska osobiście. Aż do stwierdzenia Zełenskiego, że katastrofa smoleńska z 2010 roku, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych wysokich rangą urzędników, była wynikiem zamachu terrorystycznego.
Nie znaleziono ani jednego dowodu na poparcie wersji o zamachu terrorystycznym, choć PiS rządził przez 8 lat i wykorzystał cały aparat państwowy do udowodnienia tego założenia. Bez pozytywnego rezultatu. W tym samym czasie polska komisja rządowa przy premierze Tusku ustaliła, że tragedia smoleńska była katastrofą lotniczą, a nie zamachem terrorystycznym.
Pomoc rosyjskiemu aktorowi
Ukraiński rząd zdawał sobie z tego sprawę, a także wiedział, że jego oświadczenie opowiada się po jednej ze stron wewnętrznego konfliktu w Polsce. Innymi słowy, opowiedział się za Kaczyńskim i przeciwko Tuskowi, co również skutkowało embargiem na wszelkie kontakty z liderem opozycji i opozycyjnymi mediami.
Do pewnego stopnia można zrozumieć Zełenskiego i nasz rząd, ponieważ aby otrzymać krytyczną pomoc od Polski podczas wojny na pełną skalę (zwłaszcza w jej pierwszej fazie), można było jeszcze poświęcić prawdę i wymogi rozsądnej polityki, która nakazuje nie ingerować w wewnętrzne sprawy sąsiedniego kraju. Jednak kwestie historyczne, kryzys zbożowy i oświadczenia polskiego premiera o niedostarczaniu broni Ukrainie położyły kres tej polityce ukraińskich władz. A Zełenski zakończył, mówią toc (w przemówieniu na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ 23 września), że niektórzy europejscy partnerzy kręcą "thriller" swoimi działaniami w sprawie ukraińskiego zboża. Ponieważ działają razem z Rosją, grając w "teatrze politycznym" i "pomagając moskiewskiemu aktorowi wejść na scenę".
W Polsce słowa te zostały odebrane bardzo boleśnie. W rezultacie prezydenci już się nie spotykają, a polscy urzędnicy wielokrotnie grozili zablokowaniem integracji Ukrainy z UE.
Kto ponosi winę za gwałtowne ochłodzenie stosunków ukraińsko-polskich? W miarę rozwoju kryzysu wielokrotnie pisałem i mówiłem, że winni są politycy PiS, ponieważ poświęcili stosunki z Ukrainą, która desperacko walczy z rosyjską agresją, na rzecz dodatkowych punktów w wyborach.
Tusk powinien zostać zaproszony do Kijowa
Winę za ochłodzenie stosunków ukraińsko-polskich ponosi również ukraiński rząd, ponieważ jego bezwarunkowe poleganie na PiS i zaniedbywanie opozycji stworzyło wrażenie, że ukraińska polityka jest całkowicie zależna od PiS i wahań jego interesów politycznych. A kiedy takie podejście okazało się błędne i sprzeczne z interesami narodowymi naszego kraju, powstał głęboki kryzys.
Wyjściem z tej sytuacji nie może być zaklęcie "proukraińskiego" PiS i "antyukraińskiej" Koalicji Obywatelskiej, bo taki podział polskiej polityki jest kompletnym nonsensem. Relacje między państwami powinny być budowane jako relacje państwowe, a nie partyjne.
Wyniki wyborów parlamentarnych w Polsce pokazały, że kluczem do zakończenia kryzysu w relacjach między naszymi krajami jest powołanie nowego rządu w Polsce. Tylko on będzie w stanie zbudować dwustronne relacje od podstaw. W rzeczywistości od "strony 24 lutego 2022 roku", kiedy Polacy i Polska okazali niezwykłą solidarność z Ukrainą i ukraińskimi uchodźcami.
Jesteśmy im za to niezmiernie wdzięczni. Jest to fundament, na którym musimy rozwijać stosunki między naszymi narodami i państwami.
Jestem przekonany, że dzisiejsza polska opozycja utworzy rząd, a Donald Tusk stanie na jego czele. Prędzej czy później. Tusk bardzo dobrze zna Ukrainę, jest naszym przyjacielem, co udowodnił podczas Majdanu, na początku wojny rosyjsko-ukraińskiej i w procesie naszej integracji europejskiej, którą zapoczątkowała umowa stowarzyszeniowa, strefa wolnego handlu i ruch bezwizowy między Ukrainą a UE.
Polskie media i środowiska eksperckie dyskutują o pierwszych wizytach, które Tusk powinien odbyć jako premier lub nawet lider przyszłej koalicji rządowej. Wśród wymienianych stolic są Bruksela i Kijów. Bruksela, ponieważ Polska musi otrzymać 30 miliardów euro z Europejskiego Funduszu Odbudowy Gospodarczej po epidemii COVID-19. Kijów, ponieważ Polska musi przywrócić przyjazne stosunki z Ukrainą.
Ukraiński rząd powinien postąpić słusznie i zaprosić Donalda Tuska do Kijowa, bo ma takie zaproszenie od swoich przyjaciół z opozycji.
Pierwsze zdjęcie przedstawia prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego i przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska w obwodzie ługańskim, lipiec 2019 r. Fot: Biuro Prasowe Prezydenta Ukrainy via AP
7,5 miliona Polaków zagłosowało na PiS, podczas gdy ponad 11 milionów na trzy partie opozycyjne. Przy rekordowej frekwencji wynoszącej 74,4%, wynik opozycji dał jej silną legitymację do utworzenia nowego rządu
Skontaktuj się z redakcją
Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.