Exclusive
20
min

Nowy sojusz obronny: jak kraje nordyckie i Polska wspierają Ukrainę

Współpracę należy budować z tymi, którzy sami mogą stać się kolejnymi ofiarami imperialnych ambicji Rosji. Te kraje najlepiej rozumieją nasze potrzeby i zagrożenia

Mykoła Kniażycki

Na kogo Ukraina może liczyć najbardziej? Zdjęcie: AA/ABACA/Abaca/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Między Warszawą a Bernem doszło do poważnego nieporozumienia. Szwajcarzy odebrali licencję największej polskiej firmie handlującej bronią. To kara dla Polaków za wysłanie 645 tys. sztuk amunicji małokalibrowej do Ukrainy, bo Szwajcarzy nie znieśli zakazu sprzedawania nam ich broni. Jednocześnie Szwajcaria zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby komponentów, które znaleziono w rosyjskiej broni. W szczególności są one nadal wykorzystywane do produkcji rakiet „Kindżał”.

Ta historia może przejść do podręczników jako klasyczny przykład podwójnych standardów. Ale jest to również sygnał polityczny dla Ukrainy. Musimy budować współpracę z tymi, którzy sami mogą stać się kolejnymi ofiarami imperialnych ambicji Rosji. Takie kraje najlepiej rozumieją nasze potrzeby i zagrożenia.

Dlatego Polska dołączyła niedawno do sojuszu ośmiu państw nordyckich i bałtyckich. Koalicję Nordic-Baltic Eight (NB8) tworzą Dania, Estonia, Islandia, Łotwa, Litwa, Norwegia, Szwecja i Finlandia
Spotkanie NB8 w Szwecji. Zdjęcie: KPRM

Kraje te są liderami w udzielaniu pomocy Ukrainie od pierwszych dni inwazji:

* Od początku inwazji Estonia przekazała Ukrainie 1,4 proc. swojego PKB, a Łotwa 1 proc;

* Polska, która niedawno dołączyła do tej grupy, zapewniła Ukrainie pomoc na poziomie 4,9% PKB;

* Dania przekazała 7 miliardów euro pomocy, Norwegia 4,7 miliarda euro, Szwecja 4,1 miliarda euro, a Finlandia 2,3 miliarda euro.

Ta pomoc stale rośnie:

* Dania przeznaczy 180 milionów dolarów na produkcję broni dla Ukrainy;

* Litwa sfinansuje produkcję dronów dalekiego zasięgu „Palanyca”, a pierwsze 10 milionów dolarów zostało już przydzielone;

* Szwecja przekaże Ukrainie ponad 2 miliardy dolarów w latach 2025-2026 i sfinansuje produkcję pocisków dalekiego zasięgu;

* Norwegia podwoi swój budżet pomocowy dla Ukrainy z 1,5 mld USD do 3 mld USD.

Norwegia zasługuje na szczególną uwagę ze względu na swoje zasoby, które wykraczają daleko poza przychody finansowe z ropy naftowej. Norweskie władze obiecały już ochronę centrów logistycznych w Polsce, przez które dostarczana jest broń do Ukrainy. 28 listopada premier Norwegii Jonas Gahr Støre ogłosił to na wspólnej konferencji prasowej z Donaldem Tuskiem. A 2 grudnia norweski minister obrony Bjørn Arild Gram poinformował, że jego kraj wysyła do Polski myśliwce F-35, systemy rakietowe NASAMS i 100 żołnierzy. Będą oni bronić bazy i lotniska Rzeszów-Jasionka, przez które przechodzi 90% pomocy wojskowej dla Ukrainy.

To bardzo ważne, że Polska dołączyła do Nordic-Baltic Eight. Starsze formaty, takie jak Grupa Wyszehradzka, w których Warszawa odgrywała ważną rolę, okazały się obecnie nieskuteczne. To właśnie w formacie północnym wysiłki Polski na rzecz pomocy Ukrainie będą najbardziej efektywne

Na spotkaniu bałtyckiej ósemki, które odbyło się po rosyjskim uderzeniu rakiety „Oriesznik” w Dniepr, Donald Tusk powiedział, że taki szantaż nie zastraszy partnerów: „Gdyby Ukraina bała się gróźb, to rosyjskie wojska już dawno byłyby na granicy z Polską albo przy granicy z Finlandią czy Norwegią. Nie przestraszymy się takich gróźb, będziemy wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie tego potrzebować, jak długo będzie potrzebować naszej pomocy w tej konfrontacji”.

Donald Tusk premierem Szwecji Ulfem Kristerssonem. Zdjęcie: KPRM

Nasze stosunki z Polską nie zawsze były łatwe, a obecnie jesteśmy świadkami historycznej eskalacji, wywołanej przez zaplanowane na maj wybory prezydenckie w Polsce.

Jednak strategiczne interesy obu krajów pozostają niezmienione i są zgodne z dobrze znanym imperatywem: „Bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski”

Dlatego od pierwszych dni inwazji Polska nie tylko przyjmowała miliony uchodźców, ale także przekazała Ukrainie całą swoją poradziecką broń, która pomogła odstraszyć najeźdźców.

– Polska przekazała nam do 300 czołgów. Biorąc pod uwagę, że wszyscy europejscy partnerzy dali nam w sumie 600 czołgów, te 300 czołgów z Polski – czołgi T72, „Twardy” i „Leopard” – to niezwykle znacząca liczba – komentuje Serhij Zgurec, jeden z najlepszych ekspertów wojskowych w Ukrainie, analityk Konsorcjum Informacji Obronnej, które zrzesza naukowców pracujących na rzecz naszego zwycięstwa. Jestem moderatorem tego projektu.

Naszym celem jest nie tylko podsumowanie sukcesów współpracy obronnej między Polską a Ukrainą w przeszłości, ale także zidentyfikowanie obiecujących obszarów na przyszłość. W tym celu na tegorocznym Forum Via Carpatia odbył się specjalny panel z udziałem polskich polityków i analityków.

– Jeśli mówimy o czołgach, to z jednej strony istnieje możliwość modernizacji, ponieważ Ukraina otrzymała od Polski 250 czołgów poradzieckich, które można zmodernizować. Możemy również zlecić naprawę dronów, na przykład w Polsce. Wiemy, że są one teraz bardzo ważne w wojnie, którą prowadzi Ukraina – powiedział Dariusz Materniak, szef Fundacji Centrum Badań Polska-Ukraina.

Polska dostarczała Ukrainie nie tylko czołgi, ale także bojowe wozy piechoty „Rosomak” i haubice samobieżne „Krab”. Jednak zapasy tej broni stopniowo się wyczerpują, a polska armia również przygotowuje się do ewentualnej wojny z Rosją. Czas więc zmienić format naszej współpracy.

Potrzebujemy wspólnych przedsięwzięć, wykorzystania funduszy NATO i przeniesienia ukraińskich fabryk w bezpieczne rejony Polski

– Mamy wspólne projekty, wspólne przedsięwzięcia na rzecz produkcji broni, która trafia na pole bitwy i jest modernizowana w oparciu o doświadczenia z operacji bojowych. Obejmuje to pojazdy opancerzone, w szczególności wozy bojowe „Scipio”, które są produkowane w Polsce. Również drony firmy Electroniks to imponująca amunicja, która niszczy wroga swoją siłą uderzeniową. Kupujemy też systemy rozpoznawcze z Polski – dodaje Serhij Zgurec.

Polska rozpoczęła zakrojoną na szeroką skalę modernizację swojej armii, dążąc do uczynienia jej jedną z najsilniejszych w Europie. W ciągu najbliższych dziesięciu lat planuje zainwestować w to ponad 100 miliardów dolarów.

To wyjątkowa szansa na współpracę między ukraińskim i polskim kompleksem wojskowo-przemysłowym, która otwiera perspektywy dla obu krajów

Niektóre ukraińskie projekty już z powodzeniem działają w Polsce. Polski rząd uprościł dostęp do gruntów i komunikacji dla strategicznych przedsiębiorstw z Ukrainy. Jeden z takich producentów wziął udział w Forum Via Carpatia.

– Spotkaliśmy się z absolutnie przyjaznym nastawieniem do nas i w rzeczywistości mamy nadzieję, że produkcja, którą już wdrażamy w Polsce, w najbliższej przyszłości stanie się potężna i da nam równowagę oraz pewność w przyszłości. Ponadto gramy w długą grę i myślimy o perspektywach na 10-20 lat naprzód. Rozumiemy, że ten konflikt nie zakończy się nawet po zakończeniu gorącej fazy wojny – powiedział Artem Wiunnik, szef przedsiębiorstwa badawczo-produkcyjnego „Atlon-Awia”.

Nasze firmy już produkują pojazdy opancerzone, systemy łączności i kontroli, amunicję kierowaną i drony we współpracy z Polakami. Polski sprzęt jest testowany w warunkach bojowych, co oznacza, że radykalnie zwiększa swoją konkurencyjność na rynkach światowych. W zamian Ukraina będzie miała dostęp do produktów polskich zakładów chemicznych, a także przedsiębiorstw chronionych przed atakami rakietowymi. Mowa o prochu strzelniczym i trotylu, których u nas brakuje.

– Polska armia posiada moździerz samobieżny „Rak”, który wystrzeliwuje miny kierowane. Twórcą tych min jest kijowskie biuro projektowe „Łucz”. Istnieją też systemy przeciwpancerne o nazwie „Pirat”, oparte na ukraińskim systemie przeciwpancernym „Korsarz”, w którym strona polska umieszcza własną głowicę naprowadzającą – mówi Zgurec.

Podobna współpraca obronna jest rozwijana z krajami nordyckimi.

Na przykład Dania stała się pierwszym krajem, który zapłacił za produkcję broni dla Ukrainy z własnego budżetu

Jak stwierdzono w Kopenhadze, dla tej broni nie będzie żadnych czerwonych linii – uderzy wszędzie tam, gdzie zdecyduje dowództwo ukraińskich sił zbrojnych. Inicjatywa ta była wspierana przez Unię Europejską. Oprócz 180 milionów euro, które przeznaczyła Dania, UE przekaże jej kolejne 400 milionów euro z zamrożonych rosyjskich aktywów.

Kiedy Donald Trump wygrał wybory, niektórzy w Ukrainie rozpaczali: bez pomocy USA przegramy wojnę. Wtedy zauważyłem: po pierwsze, nikt nie powiedział, że USA całkowicie przestaną nas wspierać. Po drugie, przewidywałem, że Europa stanie się bardziej aktywna w tej sprawie. Podtrzymuję swoją opinię, a ostatnie inicjatywy północnobałtyckiej ósemki tylko potwierdzają jej słuszność.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarz, poseł do parlamentu Ukrainy. Zanim został wybrany do Rady Najwyższej Ukrainy, pracował jako dziennikarz, producent i menedżer mediów, awansując od korespondenta do szefa krajowej firmy telewizyjnej. Pracując w dziennikarstwie, stworzył demokratyczne proukraińskie media i walczył z atakami na wolność słowa. Stworzył kanały telewizyjne STB, Tonis i TVi. W 2013 r. założył Espresso, kanał telewizyjny Majdanu, który relacjonował wydarzenia Rewolucji Godności przez całą dobę od pierwszych dni. Po raz pierwszy został wybrany do parlamentu w 2012 roku. Jako poseł do parlamentu i członek komisji Rady Najwyższej ds. wolności słowa i informacji, koncentrował swoją pracę legislacyjną na kwestiach zawodowych, takich jak regulacja przestrzeni medialnej. Jest szefem ukraińskiej części Komisji Stowarzyszenia Parlamentarnego UE-Ukraina i współprzewodniczącym grupy parlamentarnej ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Bach, Bababach, BABACH, wiuwiuwiu, trach-trach-trach, Bach!

Tak teraz brzmią ukraińskie noce. Prawie wszystkie. W lepsze dni nie słychać „babach” – to znaczy, że nie ma nalotów, a dokładniej, że poleciało gdzieś indziej. W gorsze dni leżę na gołej podłodze w korytarzu na plecach i w myślach recytuję z pamięci „Intermezzo” Kociubyńskiego: „Kiedy leżysz na polu twarzą do nieba i wsłuchujesz się w wielogłosową ciszę pól, zauważasz, że jest w niej coś nieziemskiego, niebiańskiego”.

To nadaje mojemu nocnemu istnieniu w korytarzu choćby jakiś sens.

Zasypiam pod hukiem, trzaskiem i grzechotem karabinu maszynowego, bo rano muszę iść do pracy.

Dwie godziny później, o 6:30, budzę się, alarm nadal trwa, wciąż gdzieś coś zestrzeliwują. Ale muszę iść do pracy. Motywacja jest prosta – żadne wybuchy nie odwołują obowiązków, które na siebie wziąłeś. Odwołuje je tylko śmierć, ale tym razem żyję, miałam szczęście.

Wstaję więc, krzywiąc się od bólu w plecach. Idę pod zimny prysznic, bo ciepłą wodę odcięli. Zakładam ładną sukienkę, kręcę włosy, piję gorzką kawę, mając nadzieję, że obudzę się na tyle, by móc usiąść za kierownicą. Maluję usta na czerwono.

Podczas II wojny światowej brytyjskie ministerstwo obrony wprowadziło strategiczny środek ochrony Victory Red – tak nazywał się odcień czerwonej szminki, która miała podtrzymywać ducha walki. Malowały nią usta żołnierki sił zbrojnych Wielkiej Brytanii.

Nie jestem żołnierką. Jestem cywilką. Jestem mamą, wolontariuszką, menedżerką projektów. Kobietą. A mój Victory Red nie jest regulowany przez siły zbrojne Ukrainy. Jest regulowany osobiście przeze mnie – to mój sposób na powiedzenie sobie: „Żyję”

Wybuchy jakby ucichły. Ale telefon krzyczy: „Podwyższony poziom zagrożenia, przejdź do najbliższego schronu!”. To oznacza, że gdzieś na niebie coś jeszcze leci. Rakieta albo dron wypełniony materiałami wybuchowymi. Boję się oglądać wiadomości. Na pewno napiszą, że tej nocy w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego zniszczono czyjś dom, czyjeś mieszkanie, czyjeś życie. Boję się, ale oglądam, bo to nowa poranna rutyna: sprawdzić w wiadomościach, gdzie były naloty, i wytyczyć trasę, omijając te dzielnice, żeby nie wpaść w korek, nie przeszkadzać strażakom i ratownikom, nie widzieć czyjegoś nieszczęścia tak blisko, bo to bardzo boli.

Mieszkam w dzielnicy, w której naloty są, jak w zegarku. Dlatego ważne jest, by wiedzieć, którą ulicą w razie czego objechać. Na dworze taki piękny kijowski poranek. Sprzątaczka zaczęła zamiatać podwórko, kiedy jeszcze porządnie waliło. Witam się z nią, dziękuję za czystość i w jakimś dzikim przypływie wdzięczności obejmuję ją. Ona, zdezorientowana, mówi, że tylko wykonuje swoją pracę, i dziękuje mi za wdzięczność. Śpiewają ptaki – jakby w „Intermezzo”. Tylko że u mnie „ręka miasta” nie jest żelazna i bolesna, jak w tym eseju. Jest jakaś troskliwa i delikatna wobec tych, którzy również przeżyli tę noc...

– A co, tym razem nie u nas spadło?

– Nie u nas.

– Dziwne.

Miejscowi dziwią się, że tej nocy naszą dzielnicę ominęło.

Ludzie wychodzą i rozchodzą się w swoich sprawach. Z ich kieszeni i toreb chórem krzyczy „podwyższony poziom zagrożenia”. Nikt już nie zwraca na to uwagi. Wojna i wybuchy nie odwołują obowiązków, które na siebie wzięli.

W pobliskiej kawiarni ludzie równie senni jak ja piją kawę.

„Luda spóźni się 10 minut, coś spadło obok jej domu. Aha... Okna, drzwi – wszystko w gruzach. Ona żyje, jej pies też. Teraz zawiezie psa do kogoś – i do pracy”

Za godzinę telefon powie: „koniec alarmu”. Będę stała przy metrze i patrzyła na ludzi jak zwykle wchodzących i ze stacji i wchodzących do niej.

Jakby nic się nie stało. Jakby nie było żadnej wojny. No, może tylko czerwone oczy i zmęczenie na twarzach zdradzają, że znowu mało spali. Do kawy ustawia się cicha i senna kolejka. Ktoś kupuje kwiaty. Ktoś biegnie do trolejbusu. Mężczyzna w wojskowym mundurze wystawia twarz na słońce, uśmiecha się do siebie i delektuje się papierosem.

Jakby nic się nie stało.

Podczas jednego ze spotkań w Niemczech powiedziano mi z ledwo wyczuwalnym wyrzutem, że Ukraińcy są w większości obojętni na wojnę, że w Kijowie nie ma wojny, nawet w Charkowie nie ma jej jako takiej. Jak mnie to oburzyło, jak mnie wkurzyło!

Bo oto ona – suka-wojna w tej pieprzonej czerwonej szmince, w sąsiedzkich small talkach, w porannych ptaszkach po ostrzale, w tych nieziemsko pięknych kobietach, które otrząsnęły się z nocnych zmartwień i idą, jadą, żyją. Spieszą się pracować, tworzyć. Bo każdy z nas ma obowiązki, których nie może unieważnić nic poza śmiercią. Bo kortyzol i adrenalina dzieci nie nakarmią

Bo trzeba z czegoś dofinansować tę obronę przeciwlotniczą, drony i medycynę taktyczną. Bo trzeba żyć. Bo to tylko dzisiaj „nie u nas”, a co będzie jutro, wie tylko Rosjanin, który podaje współrzędne dla rakiet i szahidów, a potem już – jak się karty ułożą. Bo może celować w fabrykę, a trafi w pokój dziecięcy z różowymi firankami.

Teraz już się nie denerwuję. Pogodziłam się z tym, że nie się niczego wyjaśnić ludziom, którzy tego nie doświadczają. I nawet nie chcę, żeby znali takie życie.

Niech lepiej nas z góry potępiają, niż wiedzą, jak ciało drży podczas nalotu, jak od brzęczenia drona ściskają się wnętrzności, jak zakrywać dzieciom uszy, żeby nie przestraszyły się wybuchów. Miasta żyją tak, jakby nie było wojny.

Jakby nie było strasznej nocy z czterema czy pięcioma setkami zabójczych dronów. I to dobrze. Musimy żyć dalej. Przeżyliśmy. Przynajmniej tej nocy. A jutro będzie nowy alarm powietrzny, a ci, dla których jutro nadejdzie, staną w zmęczonej bezsennością kolejce po kawę. I tak samo pójdą do pracy i będą żyć dalej.

Chcę zapisać w pamięci jeden mały epizod:

piękna dziewczyna w lekkiej, zwiewnej sukience kupuje kwiaty od kobiety siedzącej przy ścianach targowiska zniszczonego przez poprzednie naloty. Nad kobietą z kwiatami widoczne są czarne, wypalone otwory okienne, a nieco wyżej, nad spalonymi resztkami dachu – niebo. Takie piękne, takie pełne i takie nieogarnione, jak w „Intermezzo” Kociubyńskiego.

„Alarm powietrzny, proszę udać się do najbliższego schronu”…

20
хв

Poranne intermezzo po nocy wybuchów

Tatusia Bo

Po porannych rozmowach z moimi europejskimi przyjaciółmi, którzy byli przerażeni kolejnym upiornym nagraniem naszych nocnych pożarów (nic nie wygląda tak apokaliptycznie, jak łuna nad miastem nocą!), myślę, że w końcu zrozumiałam istotę problemu z „przedstawianiem” naszej wojny.

Nie, nie chodzi o to, by publikować mniej makabrycznych zdjęć i klipów wideo przedstawiających ruiny, pożary i zakrwawione ciała na noszach (czy wszyscy pamiętają niedawne dyskusje o tym, czy „to konieczne, bo cały świat musi to zobaczyć”, czy „to nie jest konieczne, bo już nie jest skuteczne”, a fotografowie, niczym narkomani, zwiększają dawkę tak zwanych „wrażliwych treści”?). To prawda, że ​​my sami, grzechem jest to ukrywać, odczuwamy psychiczne zmęczenie takimi obrazami, a ja na przykład już dawno przestałam pisać po każdej nocnej tragedii, jak to „boli”. Po 20. razie, moim zdaniem, to już nieprzyzwoite: to, że cierpisz, nie jest powodem, by o tym wszystkim mówić i głupio mnożyć swoje smutki… Ale jestem równie wściekła (no, prawie tak samo!) – jak z jednej strony Amerykanin, który przyjeżdża fotografować drogie samochody i eleganckie witryny sklepowe na Chreszczatyku, ozdabiając to wszystko napisem: „Amerykanie, na to idą wasze podatki!” (a ponieważ dla Amerykanów w ogólności, jak słusznie zauważył Remarque, wojna jest „kategorią czysto literacką” i nie mają oni pojęcia, jak wygląda w rzeczywistości, nie ma wątpliwości, że przynajmniej część ich docelowej grupy odbiorców łyknie tę kremlowską propagandę i się nie skrzywi), - a z drugiej strony skupiony na sobie Izraelczyk, który pisze w swoim artykule – cóż, nie chcemy, żeby to samo, co stało się z Kijowem, przydarzyło się Tel Awiwowi! – najwyraźniej wyobraża sobie, opierając się na tych zwykłych „wiadomościach z treściami wrażliwymi”, że Kijów leży w ruinie jak Aleppo. Wszystkie „wiadomości z Ukrainy” razem wzięte tworzą dokładnie taki obraz w umysłach zachodnich laików.

Zazwyczaj nie jesteśmy dobrzy w przechwalaniu się, nawet jeśli mamy się czym chwalić

Już przed rokiem pisałam, dlaczego „ Ukraina to nie Syria”, a nawet zamieściłam ten tekst w „Naszej Europie”. I dziś w końcu zrozumiałam, czego chronicznie brakuje we wszystkich tych przekłamaniach, a co samo w sobie może naprawić ten wypaczony obraz – z jednej strony. A z drugiej, że brakuje nam ciebie i mnie. Ukraińców. Głównego aktora (tak!).

Piszemy o tym, jak bardzo oberwaliśmy w nocy i zapraszamy cały świat, by przyłączył się do nas w opłakiwaniu naszych zmarłych i naszych dzieci zmuszonych spędzić noc w metrze. Ale nie krzyczymy na cały świat - choć powinniśmy po każdej nocy, jak ta, która minęła: chwała i cześć ukraińskim elektrykom, którzy do godz. 21:00 przywrócili do ruchu niemal wszystkie linie trolejbusowe (wiele przewodów zostało tej nocy w mieście zerwanych); chwała ukraińskim pracownikom zakładów użyteczności publicznej, którzy w ciągu dwóch godzin naprawili zniszczoną przez szahida magistralę wodociągową i przywrócili wodę do naszych domów (w poniedziałek), chwała ukraińskim biznesmenom, którzy otwierają kawiarnie o 5 rano, żeby ludzie, którzy spędzili noc w metrze i wyczołgali się z niego do domu, by umyć się, mogli napić się kawy po drodze - i chwała pracownikom służb oczyszczania miasta, chwała kolejarzom, chwała służbom ratującym zwierzęta. I chwała wszystkim, daj im Boże zdrowie, skromnym pracownikom wielkiego i pięknego państwa ukraińskiego, którzy czwarty rok cicho i niepostrzeżenie, bez kamer dziennikarskich i wdzięcznych oklasków, dokonują wiecznego cudu: uparcie, niczym mrówka, przekształcająca się Ukraina, niszczona każdej nocy przez szaloną Rosję, jest znów normalnym, nadającym się do życia krajem europejskim: takim, gdzie spędziwszy kilka dni między ostrzałami można „nie zauważyć” wojny – chyba że znajdzie się w pobliżu linii frontu.

Generalnie nie jesteśmy dobrzy w chwaleniu się – nawet gdy jest się czym chwalić: traumą Hołodomoru i mnóstwem retraumatyzacji po nim. Niedawno Ołeksandra Matwijczuk napisała, że ​​Ukraina, jak mówią, nie pasuje do wizerunku idealnej ofiary Zachodu. Musimy zrobić jeszcze jeden krok i jeszcze jeden wysiłek nad sobą – i powiedzieć sobie na głos, że w ciągu 30 lat – nie wiadomo jakiej, Bóg wie, jak krzywej, kulawej – półniepodległości udało nam się zbudować zaskakująco skuteczne państwo. Wymieńcie mi sąsiada, który na naszym miejscu poradziłby sobie tak dobrze.

A relacje po naszym nocnym ostrzale, gdzie o 4 rano na niebie można filmować Objawienie Jana Teologa, a o 10 rano tego samego ranka, zgodnie z klasyką, „nie ma nic lepszego/w Bogu niż Dniepr/i nasza chwalebna Ukraina”, powinny za każdym razem ukazywać całemu światu nie tylko tych, którzy niszczą (czynią zło), ale także tych, którzy odbudowują (rozpraszają zło): naszych obywateli z dziesiątek najspokojniejszych zawodów na świecie, zbiorowe oblicze państwa ukraińskiego (Zachód widział je już w ciągu ostatnich 20 lat na dwóch Majdanach), dzięki któremu kraj wciąż broni się przed upadkiem w czwartym roku Wielkiej Wojny. Niech zachodni laik po „Wiadomościach z Ukrainy” za każdym razem pomyśli: „ale czy my, na ich miejscu, bylibyśmy w stanie to zrobić?”.

A jeśli ktoś chce zobaczyć upadłe państwo i najstraszniejszą korupcję na świecie, niech spojrzy na Moskwę i chaos na jej lotniskach: mimo tego, że, proszę zauważyć, nie uderzyło w nie nic poważnego – bo jak ktoś powiedział, „my jeszcze nie zaczęliśmy” ©...

Tekst opublikowany jest za zgodą autorki.

Oryginalny

20
хв

Powinniśmy to krzyczeć całemu światu

Oksana Zabużko

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Rasa Juknevičienė: - Zaczyna się nowa era Unii Europejskiej

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress