Exclusive
20
min

Nowy sojusz obronny: jak kraje nordyckie i Polska wspierają Ukrainę

Współpracę należy budować z tymi, którzy sami mogą stać się kolejnymi ofiarami imperialnych ambicji Rosji. Te kraje najlepiej rozumieją nasze potrzeby i zagrożenia

Mykoła Kniażycki

Na kogo Ukraina może liczyć najbardziej? Zdjęcie: AA/ABACA/Abaca/East News

No items found.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

Między Warszawą a Bernem doszło do poważnego nieporozumienia. Szwajcarzy odebrali licencję największej polskiej firmie handlującej bronią. To kara dla Polaków za wysłanie 645 tys. sztuk amunicji małokalibrowej do Ukrainy, bo Szwajcarzy nie znieśli zakazu sprzedawania nam ich broni. Jednocześnie Szwajcaria zajmuje pierwsze miejsce w Europie pod względem liczby komponentów, które znaleziono w rosyjskiej broni. W szczególności są one nadal wykorzystywane do produkcji rakiet „Kindżał”.

Ta historia może przejść do podręczników jako klasyczny przykład podwójnych standardów. Ale jest to również sygnał polityczny dla Ukrainy. Musimy budować współpracę z tymi, którzy sami mogą stać się kolejnymi ofiarami imperialnych ambicji Rosji. Takie kraje najlepiej rozumieją nasze potrzeby i zagrożenia.

Dlatego Polska dołączyła niedawno do sojuszu ośmiu państw nordyckich i bałtyckich. Koalicję Nordic-Baltic Eight (NB8) tworzą Dania, Estonia, Islandia, Łotwa, Litwa, Norwegia, Szwecja i Finlandia
Spotkanie NB8 w Szwecji. Zdjęcie: KPRM

Kraje te są liderami w udzielaniu pomocy Ukrainie od pierwszych dni inwazji:

* Od początku inwazji Estonia przekazała Ukrainie 1,4 proc. swojego PKB, a Łotwa 1 proc;

* Polska, która niedawno dołączyła do tej grupy, zapewniła Ukrainie pomoc na poziomie 4,9% PKB;

* Dania przekazała 7 miliardów euro pomocy, Norwegia 4,7 miliarda euro, Szwecja 4,1 miliarda euro, a Finlandia 2,3 miliarda euro.

Ta pomoc stale rośnie:

* Dania przeznaczy 180 milionów dolarów na produkcję broni dla Ukrainy;

* Litwa sfinansuje produkcję dronów dalekiego zasięgu „Palanyca”, a pierwsze 10 milionów dolarów zostało już przydzielone;

* Szwecja przekaże Ukrainie ponad 2 miliardy dolarów w latach 2025-2026 i sfinansuje produkcję pocisków dalekiego zasięgu;

* Norwegia podwoi swój budżet pomocowy dla Ukrainy z 1,5 mld USD do 3 mld USD.

Norwegia zasługuje na szczególną uwagę ze względu na swoje zasoby, które wykraczają daleko poza przychody finansowe z ropy naftowej. Norweskie władze obiecały już ochronę centrów logistycznych w Polsce, przez które dostarczana jest broń do Ukrainy. 28 listopada premier Norwegii Jonas Gahr Støre ogłosił to na wspólnej konferencji prasowej z Donaldem Tuskiem. A 2 grudnia norweski minister obrony Bjørn Arild Gram poinformował, że jego kraj wysyła do Polski myśliwce F-35, systemy rakietowe NASAMS i 100 żołnierzy. Będą oni bronić bazy i lotniska Rzeszów-Jasionka, przez które przechodzi 90% pomocy wojskowej dla Ukrainy.

To bardzo ważne, że Polska dołączyła do Nordic-Baltic Eight. Starsze formaty, takie jak Grupa Wyszehradzka, w których Warszawa odgrywała ważną rolę, okazały się obecnie nieskuteczne. To właśnie w formacie północnym wysiłki Polski na rzecz pomocy Ukrainie będą najbardziej efektywne

Na spotkaniu bałtyckiej ósemki, które odbyło się po rosyjskim uderzeniu rakiety „Oriesznik” w Dniepr, Donald Tusk powiedział, że taki szantaż nie zastraszy partnerów: „Gdyby Ukraina bała się gróźb, to rosyjskie wojska już dawno byłyby na granicy z Polską albo przy granicy z Finlandią czy Norwegią. Nie przestraszymy się takich gróźb, będziemy wspierać Ukrainę tak długo, jak będzie tego potrzebować, jak długo będzie potrzebować naszej pomocy w tej konfrontacji”.

Donald Tusk premierem Szwecji Ulfem Kristerssonem. Zdjęcie: KPRM

Nasze stosunki z Polską nie zawsze były łatwe, a obecnie jesteśmy świadkami historycznej eskalacji, wywołanej przez zaplanowane na maj wybory prezydenckie w Polsce.

Jednak strategiczne interesy obu krajów pozostają niezmienione i są zgodne z dobrze znanym imperatywem: „Bez wolnej Ukrainy nie ma wolnej Polski”

Dlatego od pierwszych dni inwazji Polska nie tylko przyjmowała miliony uchodźców, ale także przekazała Ukrainie całą swoją poradziecką broń, która pomogła odstraszyć najeźdźców.

– Polska przekazała nam do 300 czołgów. Biorąc pod uwagę, że wszyscy europejscy partnerzy dali nam w sumie 600 czołgów, te 300 czołgów z Polski – czołgi T72, „Twardy” i „Leopard” – to niezwykle znacząca liczba – komentuje Serhij Zgurec, jeden z najlepszych ekspertów wojskowych w Ukrainie, analityk Konsorcjum Informacji Obronnej, które zrzesza naukowców pracujących na rzecz naszego zwycięstwa. Jestem moderatorem tego projektu.

Naszym celem jest nie tylko podsumowanie sukcesów współpracy obronnej między Polską a Ukrainą w przeszłości, ale także zidentyfikowanie obiecujących obszarów na przyszłość. W tym celu na tegorocznym Forum Via Carpatia odbył się specjalny panel z udziałem polskich polityków i analityków.

– Jeśli mówimy o czołgach, to z jednej strony istnieje możliwość modernizacji, ponieważ Ukraina otrzymała od Polski 250 czołgów poradzieckich, które można zmodernizować. Możemy również zlecić naprawę dronów, na przykład w Polsce. Wiemy, że są one teraz bardzo ważne w wojnie, którą prowadzi Ukraina – powiedział Dariusz Materniak, szef Fundacji Centrum Badań Polska-Ukraina.

Polska dostarczała Ukrainie nie tylko czołgi, ale także bojowe wozy piechoty „Rosomak” i haubice samobieżne „Krab”. Jednak zapasy tej broni stopniowo się wyczerpują, a polska armia również przygotowuje się do ewentualnej wojny z Rosją. Czas więc zmienić format naszej współpracy.

Potrzebujemy wspólnych przedsięwzięć, wykorzystania funduszy NATO i przeniesienia ukraińskich fabryk w bezpieczne rejony Polski

– Mamy wspólne projekty, wspólne przedsięwzięcia na rzecz produkcji broni, która trafia na pole bitwy i jest modernizowana w oparciu o doświadczenia z operacji bojowych. Obejmuje to pojazdy opancerzone, w szczególności wozy bojowe „Scipio”, które są produkowane w Polsce. Również drony firmy Electroniks to imponująca amunicja, która niszczy wroga swoją siłą uderzeniową. Kupujemy też systemy rozpoznawcze z Polski – dodaje Serhij Zgurec.

Polska rozpoczęła zakrojoną na szeroką skalę modernizację swojej armii, dążąc do uczynienia jej jedną z najsilniejszych w Europie. W ciągu najbliższych dziesięciu lat planuje zainwestować w to ponad 100 miliardów dolarów.

To wyjątkowa szansa na współpracę między ukraińskim i polskim kompleksem wojskowo-przemysłowym, która otwiera perspektywy dla obu krajów

Niektóre ukraińskie projekty już z powodzeniem działają w Polsce. Polski rząd uprościł dostęp do gruntów i komunikacji dla strategicznych przedsiębiorstw z Ukrainy. Jeden z takich producentów wziął udział w Forum Via Carpatia.

– Spotkaliśmy się z absolutnie przyjaznym nastawieniem do nas i w rzeczywistości mamy nadzieję, że produkcja, którą już wdrażamy w Polsce, w najbliższej przyszłości stanie się potężna i da nam równowagę oraz pewność w przyszłości. Ponadto gramy w długą grę i myślimy o perspektywach na 10-20 lat naprzód. Rozumiemy, że ten konflikt nie zakończy się nawet po zakończeniu gorącej fazy wojny – powiedział Artem Wiunnik, szef przedsiębiorstwa badawczo-produkcyjnego „Atlon-Awia”.

Nasze firmy już produkują pojazdy opancerzone, systemy łączności i kontroli, amunicję kierowaną i drony we współpracy z Polakami. Polski sprzęt jest testowany w warunkach bojowych, co oznacza, że radykalnie zwiększa swoją konkurencyjność na rynkach światowych. W zamian Ukraina będzie miała dostęp do produktów polskich zakładów chemicznych, a także przedsiębiorstw chronionych przed atakami rakietowymi. Mowa o prochu strzelniczym i trotylu, których u nas brakuje.

– Polska armia posiada moździerz samobieżny „Rak”, który wystrzeliwuje miny kierowane. Twórcą tych min jest kijowskie biuro projektowe „Łucz”. Istnieją też systemy przeciwpancerne o nazwie „Pirat”, oparte na ukraińskim systemie przeciwpancernym „Korsarz”, w którym strona polska umieszcza własną głowicę naprowadzającą – mówi Zgurec.

Podobna współpraca obronna jest rozwijana z krajami nordyckimi.

Na przykład Dania stała się pierwszym krajem, który zapłacił za produkcję broni dla Ukrainy z własnego budżetu

Jak stwierdzono w Kopenhadze, dla tej broni nie będzie żadnych czerwonych linii – uderzy wszędzie tam, gdzie zdecyduje dowództwo ukraińskich sił zbrojnych. Inicjatywa ta była wspierana przez Unię Europejską. Oprócz 180 milionów euro, które przeznaczyła Dania, UE przekaże jej kolejne 400 milionów euro z zamrożonych rosyjskich aktywów.

Kiedy Donald Trump wygrał wybory, niektórzy w Ukrainie rozpaczali: bez pomocy USA przegramy wojnę. Wtedy zauważyłem: po pierwsze, nikt nie powiedział, że USA całkowicie przestaną nas wspierać. Po drugie, przewidywałem, że Europa stanie się bardziej aktywna w tej sprawie. Podtrzymuję swoją opinię, a ostatnie inicjatywy północnobałtyckiej ósemki tylko potwierdzają jej słuszność.

No items found.
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarz, poseł do parlamentu Ukrainy. Zanim został wybrany do Rady Najwyższej Ukrainy, pracował jako dziennikarz, producent i menedżer mediów, awansując od korespondenta do szefa krajowej firmy telewizyjnej. Pracując w dziennikarstwie, stworzył demokratyczne proukraińskie media i walczył z atakami na wolność słowa. Stworzył kanały telewizyjne STB, Tonis i TVi. W 2013 r. założył Espresso, kanał telewizyjny Majdanu, który relacjonował wydarzenia Rewolucji Godności przez całą dobę od pierwszych dni. Po raz pierwszy został wybrany do parlamentu w 2012 roku. Jako poseł do parlamentu i członek komisji Rady Najwyższej ds. wolności słowa i informacji, koncentrował swoją pracę legislacyjną na kwestiach zawodowych, takich jak regulacja przestrzeni medialnej. Jest szefem ukraińskiej części Komisji Stowarzyszenia Parlamentarnego UE-Ukraina i współprzewodniczącym grupy parlamentarnej ds. stosunków międzyparlamentarnych z Rzeczpospolitą Polską.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację
torebki georgescu rumunia usa

Kiedy pierwszą turę wyborów prezydenckich w Rumunii w listopadzie ubiegłego roku niespodziewanie wygrał antysystemowy kandydat Calin Georgescu, wchodząc do drugiej tury z liberałką Eleną Lasconi, zszokowana rumuńska elita polityczna przypisała jego sukces kampanii na TikToku i populistycznym obietnicom, które uwiodły dużą część elektoratu. Zamiast zjednoczyć siły demokratyczne przed drugą turą i wydać skrajnie prawicowemu kandydatowi ostatnią bitwę (Elena Lasconi miała realne szanse na wygraną), Bukareszt zdecydował się anulować wyniki pierwszej tury i przeprowadzić nowe głosowanie w 2025 roku.

Rumuńscy politycy mieli nadzieję, że do tego czasu efekt Georgescu po prostu wyparuje, a rządząca koalicja będzie w stanie znaleźć godnego kandydata z wszelkimi szansami na wygraną. Te kalkulacje okazały się daremne

Teraz, na kilka miesięcy przed ponownymi wyborami prezydenckimi, Georgescu, postrzegany przez wielu Rumunów jako ofiara niesprawiedliwości i znacznie bardziej zradykalizowany w swoich wypowiedziach, jest nie tylko najpopularniejszym kandydatem, ale także człowiekiem, który ma wszelkie szanse na wygraną już w pierwszej turze. Wszyscy kandydaci sił demokratycznych – w tym Crin Antonescu, który został wybrany przez rządzącą koalicję jako jedyny kandydat, były premier Victor Ponta, burmistrz stolicy Nicusor Dan i sama Elena Lasconi – są od niego znacznie słabsi. A jeśli nie dojdzie do drugiej tury, oznacza to, że siły demokratyczne nie będą miały nawet okazji, by wziąć rewanż.

Oczywiście istnieje pokusa, by ten wzrost popularności tłumaczyć przede wszystkim wewnętrznymi procesami politycznymi w Rumunii. Ja jednak odniósłbym się przede wszystkim do procesów polityki zagranicznej. W końcu przyszłość Europy, przynajmniej Europy Środkowej, zostanie w najbliższej przyszłości zdeterminowana przez dwa główne procesy: strach przed Putinem i strach przed Trumpem (lub popyt na niego). Nawiasem mówiąc, dotyczy to nie tylko wyborów prezydenckich w Rumunii.

Odnosi się to również do nadchodzących wyborów prezydenckich w Polsce. I właśnie dlatego zachowanie niedawno szanowanego Karola Nawrockiego zaczyna przypominać zachowanie „antysystemowego” Calina Georgescu.

Wojna w pobliżu granic Rumunii zmusza wielu wyborców do zwrócenia uwagi na polityków, którzy nie chcą wspierać Ukrainy (nic dziwnego, że Calin Georgescu nazwał ją „sztucznym państwem”). Zamiast tego chcą znaleźć sposoby na negocjacje z Rosją, by we własnym kraju uniknąć konfliktu

Oczywiście zwycięstwo Trumpa również wszystko zmieniło. W końcu Georgescu nie jest facetem z ulicy, ale przedstawicielem skrajnie prawicowego establishmentu politycznego z rozległymi powiązaniami w odpowiednim środowisku. Pracował dla ONZ, a nawet był dyrektorem wykonawczym Europejskiego Centrum Wsparcia prestiżowego Klubu Rzymskiego w Winterthur w Szwajcarii. Takie stanowiska stwarzają szczególne możliwości.

Przed drugą turą wyborów w Rumunii były kandydat na prezydenta USA Robert Kennedy Jr., teraz nominowany przez Trumpa na sekretarza zdrowia, miał odwiedzić Bukareszt, rzekomo w celu zaprezentowania swojej książki.

Jako autor przedmowy do tej książki Georgescu miał wziąć udział w dyskusji na żywo z Kennedym. Moderatorem wydarzenia miał być... no właśnie: Tucker Carlson, obrzydliwy sympatyk zarówno Trumpa, jak Putina.

Przyjazd Kennedy'ego został przełożony tylko z uwagi na to, że w Stanach Zjednoczonych trwa okres przejściowy. W rzeczywistości jeśli rumuńscy politycy chcieli powstrzymać Georgescu, powinni byli to zrobić przed inauguracją nowego amerykańskiego prezydenta, kiedy dla wielu nie było jeszcze jasne, jak radykalnie zmieni się sytuacja – a nie po niej.

Bo z każdym kolejnym dniem, w którym Donald Trump jest w Białym Domu, gospodarze mistrzowie Ameryki będą coraz bardziej otwarcie mówić o tym, na czyich zwolenników w Europie będą liczyć i na kogo Europejczycy powinni głosować, jeśli chcą znaleźć wspólny język z Ameryką.

Dlatego teraz Georgescu nie jest kandydatem marginesu, lecz kandydatem głównego nurtu.

A zmarginalizowani są ci, którzy próbują go powstrzymać.

20
хв

Strach przed Putinem i popyt na Trumpa

Witalij Portnikow

Estońska polityczka ma reputację „rusofobki”, bo potrafi wyjaśnić, dlaczego Rosji nie należy ufać ani na lądzie, ani na morzu, ani przy okrągłym stole. W Brukseli rzadko można znaleźć kogoś, kto nazywa rzeczy po imieniu. Kaja Kallas wprost mówi, że wojna przeciwko Ukrainie nie jest małą wojną regionalną, ale częścią wielkiej gry, w której główną stawką jest wepchnięcie Europy pod but Moskwy.

Pozycja estońskiej premier jest tak silna w świecie zachodnim, że jej nazwisko było wymieniane wśród finalistów na stanowisko nowego sekretarza generalnego NATO
Zdjęcie: JONATHAN NACKSTRAND/AFP/East News

W tym miejscu należy dodać pikantny szczegół: Kallas jest koszmarem rosyjskich władz. Nie tylko ma zakaz wjazdu do Rosji, czym może pochwalić się większość rozsądnych polityków UE, ale jest też pierwszym urzędnikiem państwowym, który został oficjalnie umieszczony na liście poszukiwanych przez Moskwę za „zbezczeszczenie pomnika historycznego”.

Chodzi o przeprowadzoną przez rząd Kallas dekomunizację i demontaż licznych pomników z okresu sowieckiej okupacji Estonii. Walka Rosji o radziecki czołg w przygranicznym mieście Narwa, gdzie etniczni Rosjanie mają przewagę liczebną nad miejscowymi, była szczególnie dotkliwa.

W przeszłości Estońscy politycy wielokrotnie podnosili kwestię przeniesienia tego czołgu, który był nie tyle symbolem walki z nazizmem, co symbolem rosyjskiego militaryzmu. Istniały jednak uzasadnione obawy, związane z tzw. brązowymi nocami w Tallinie w 2007 roku [wiosną tego roku doszło do zmasowanego cyberataku Rosji przeciw Estonii w odpowiedzi na przygotowania estońskiego rządu do przeniesienia z centrum Tallina tzw. Brązowego Żołnierza, pomnika upamiętniającego wojska sowieckie. Potem, nocą z 26 na 27 i z 27 na 28 kwietnia, estońską stolicą wstrząsały potężne zamieszki, prowokowane przez młodych Rosjan – red.]. Istniała obawa, że przeniesienie czołgu doprowadzi do powtórki z historii.

Jednak latem 2022 r., po wizycie w deokupowanej Buczy, Kallas podniosła tę kwestię na nowy poziom. I w końcu, pomimo marudzenia rosyjskojęzycznych, czołg trafił do magazynu.

Vladimir Zelensky i Kaya Kallas w Tallinie. Styczeń, 2024. Zdjęcie: Associated Press/Eastern News

W 2023 r. Kallas, wymieniana już wtedy wśród tych, którzy mogą stać się nową elitą Europy, udzieliła wywiadu znanemu brytyjskiemu dziennikarzowi Stephenowi Sackurowi. Zapytał, czy jej serce jest otwarte na 25% mieszkających w Estonii osób rosyjskojęzycznych, które skarżą się na straszne prześladowania – bo nie wolno im tam wjeżdżać autami z rosyjskimi tablicami rejestracyjnymi. Odpowiedź Kallas była stanowcza:

– Miesza  pan dwie rzeczy. Rosjan, którzy tu mieszkają, nazywamy rosyjskojęzycznymi Estończykami. A Rosja jest odrębna. W latach dwudziestych Rosjanie w Estonii stanowili 3%. Pod koniec okupacji było to 30%. Więc to nie jest tak, że oni tu mieszkali...

– Chce pani powiedzieć, że oni nie są prawdziwymi Estończykami?

– Nie, nie. Mówię, że ci, którzy chcą być z Estonią, którzy uważają Estonię za swój dom, złożyli już wniosek o obywatelstwo, nauczyli się języka i są częścią naszego społeczeństwa, stanowią większość naszej rosyjskojęzycznej populacji. Prosimy tylko o jedno: nauczcie się naszego języka, ponieważ to jest to, kim jesteśmy, my tu żyjemy – i to jest sposób na ich integrację. Ponadto chcę podkreślić, że nawet jeśli mamy różne historie, mamy wspólną przyszłość i na niej się skupiamy.

To było jak zimny prysznic, bo w BBC nigdy wcześniej nikt czegoś takiego nie powiedział.

Kallas ma bardzo trzeźwe spojrzenie na obecne zagrożenia, ze względu na historię swojej rodziny

W marcu 2022 roku napisała tekst dla „New York Timesa” o tym, dlaczego okupacja Ukrainy i represje są prawdziwym obliczem Rosji:

„Moja mama była zaledwie sześciomiesięcznym dzieckiem, kiedy w 1949 roku władze sowieckie deportowały ją wraz z matką i babcią na Syberię. Mój dziadek został uwięziony w syberyjskim obozie. Mieli szczęście, że przeżyli i wrócili do Estonii, ale wielu się to nie udało. Dziś Kreml powraca do metod jawnego barbarzyństwa”.

Mała Kaja Kallas z ojcem. Zdjęcie: IG Kallas

Jej ojciec, Sim Kallas, odegrał kluczową rolę w estońskim ruchu niepodległościowym i był prezesem banku centralnego. Kiedy młoda Kaja postanowiła spróbować swoich sił w polityce, wiele osób ją do tego zniechęcało. Niejeden wątpił, że kobieta o wyglądzie modelki może być inteligentna, inni nazywali ją nawet „córeczką tatusia”.

Jednak już w 2014 roku, jako członkini Parlamentu Europejskiego, Kallas udowodniła, że jest profesjonalnym ekspertem w dziedzinie cyfryzacji i stała się rzecznikiem Ukrainy podczas pierwszego etapu wojny z Rosją. A było to w czasie, gdy czołowi światowi przywódcy nie chcieli kłócić się z Moskwą i nie postrzegali okupacji Krymu jako poważnego problemu. Było referendum, ludzie wybrali Rosję, więc co w tym złego? – mówili.

Jako czołowa europejska dyplomatka Kallas bardzo trzeźwo ocenia zagrożenia dla Europy

Przede wszystkim chodzi różne zagrożenia hybrydowe w całej UE – sabotaż, cyberataki, floty cieni, zakłócenia GPS, niszczenie podmorskich kabli. Chce więcej funduszy na bezpieczeństwo i obronę, bo poleganie na parasolu nuklearnym Waszyngtonu w erze Trumpa wygląda jak samobójstwo.

Kallas jest przekonana, że Unia Europejska powinna uruchomić własny przemysł obronny. Powiedziała o tym w wywiadzie dla Suspilne w grudniu 2024 roku:

„Przemysł obronny jest ważny, ponieważ na europejskiej ziemi, w Ukrainie, toczy się wojna, a Putin nie wykazuje żadnych oznak rezygnacji ze swoich celów”.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i szefowa dyplomacji europejskiej Kaja Kallas. Zdjęcie: Geert Vanden Wijngaert/Associated Press/East News

Zasugerowała, że wyjaśni Stanom Zjednoczonym, dlaczego wspieranie Ukrainy leży w ich interesie:

„Jeśli Ameryka martwi się o Chiny, to przede wszystkim powinna martwić się o Rosję. Widzimy, że Rosja, Iran, Korea Północna i Chiny współpracują ze sobą. Widzimy też, co Putin robi w innych krajach, naprawdę zwiększając swoje wpływy. Tak więc jeśli Stany Zjednoczone chcą być najsilniejszym krajem na świecie, będą musiały w końcu poradzić sobie z Rosją. A najprostszym sposobem na poradzenie sobie z nią jest wsparcie Ukrainy w wygraniu wojny”.

Ukraińscy dyplomaci, którzy intensywnie kontaktują się z Brukselą, zauważają, że do europejskiej polityki weszło pokolenie profesjonalnych i silnych kobiet, które wiedzą, kim są i za czym się opowiadają. Nazwisko Kai Kallas jest w tym kontekście wymieniane najczęściej.

Matka zaszczepiła w niej zrozumienie, dlaczego Rosja jest wrogiem, którego ulubionym hobby jest zabijanie i grabież

Estonka o silnej woli stała się donośnym głosem Europy Wschodniej – regionu, który Moskwa uparcie uważa za swoją strefę wpływów – w Brukseli. Jak widać, małe państwa też mają głos i moc.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

„Rusofobka” na czele Europy

Marina Daniluk-Jarmolajewa

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress