Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
„Za waszą wolność i naszą”: wiec poparcia dla Gruzji w Krakowie
Na Rynku Głównym w Krakowie odbył się pokojowy wiec poparcia dla gruzińskiej demokracji i integracji tego kraju z Europą. Przyszli Gruzini, Polacy, Ukraińcy i Białorusini
Alaksandr przyjechał z Białorusi do Polski w 2021 roku, jest studentem. Na wiecu trzyma trzy flagi: polską, gruzińską i europejską. To prawdziwy Europejczyk – mówi w 5 językach: białoruskim, polskim, ukraińskim, rumuńskim i angielskim. A do mnie zwraca się po ukraińsku:
– Nie mógłbym żyć na Białorusi, gdzie nie ma wolności słowa i panuje dyktatura. Chcę być wolny, więc wyjechałem na studia do Polski. Tutaj poczułem, czym jest wolność.
Jako Białorusin rozumiem ludzi, którzy walczą o wolność swojego kraju. Kiedy zaczęła się wojna w Ukrainie, pomagałem Ukraińcom. Teraz, gdy widzę walkę Gruzinów, nie mogę ich nie wspierać.
Świat może nie do końca rozumieć, co dzieje się w Gruzji. Ale kiedy Gruzini na całym świecie wychodzą na ulice i mówią, co się naprawdę dzieje, dzielą się swoimi historiami – to działa. Jeśli nie możesz tego robić we własnym kraju, musisz to robić tam, gdzie możesz.
Alaksandr z Białorusi
Krzysztof z Krakowa trzyma dużą gruzińską flagę, a do plecaka przywiązał niebieskie i żółte wstążki. Przyjechał, by wesprzeć Gruzinów w ich dążeniu do przyłączenia się do Europy:
– Takie protesty są ważne. Nie zebrało się tyle osób, ile bym chciał, ale i tak musimy pokazać światu naszą solidarność. I to, że Gruzini mogą liczyć na naszą pomoc.
Krzysztof z Polski
W spotkaniu wzięli udział przedstawiciele społeczności gruzińskiej w Krakowie, organizacji pozarządowych, a także społeczności białoruskiej i słowackiej.
Iwona Reichardt reprezentowała na spotkaniu Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego oraz magazyn „Nowa Europa Wschodnia”. Zdecydowali się dołączyć do organizacji tego wydarzenia, ponieważ protesty, które trwają w Gruzji od ponad 50 dni, są bardzo ważne dla jej przyszłości.
– Gruzja nie jest naszym sąsiadem, ale ze względu na historyczne relacje między nami wspieramy Gruzinów w ich dążeniu do bycia demokratycznym europejskim krajem. Oni nie chcą u siebie rosyjskiego autorytaryzmu, mówią to od wiosny 2024 roku. Mam wielu przyjaciół w Gruzji i martwię się o nich. Drodzy przyjaciele z Gruzji: nie jesteście sami, możecie na nas liczyć.
Giorgi Beroszwili, prezes Stowarzyszenia Gruzińskiego w Krakowie, mieszka w Polsce od ponad dwóch lat. Na wiecu ogłosił powstanie organizacji, której celem jest promowanie gruzińskiej kultury wśród mieszkańców miasta:
– Moja rodzina wciąż jest w Gruzji, jest tam też wielu moich przyjaciół. Patrząc na działania rządu nie zdziwiłbym się, gdyby wiele osób z Gruzji wkrótce wyjechało. Przebywanie w tym kraju będzie zdecydowanie niebezpieczne dla aktywistów. Gruziński rząd już używa wobec nich siły.
Stworzyliśmy Stowarzyszenie Gruzińskie w Krakowie. To przestrzeń dla Gruzinów, którzy tu mieszkają. Będziemy promować naszą kulturę. Chcemy też pokazać naszą solidarność z tymi, którzy protestują na głównych ulicach Tbilisi od prawie dwóch miesięcy.
Łeonid z Kijowa, ubrany w haftowaną koszulę, stoi z europejską flagą. Przyjechał tu, by wesprzeć Gruzję:
– Protesty w Gruzji bardzo przypominają mi Majdan i początek Rewolucji Godności w Ukrainie. Ludzie, którzy walczą o wolność swego kraju, zasługują na maksymalne wsparcie, gdziekolwiek mieszkają.
Grzegorz Artur Górski, przedstawiciel KOD Małopolska, uważa, że nie można stać z boku tego, co dzieje się w Gruzji. Od pierwszego dnia wojny w Ukrainie zbiera pomoc, nosi ukraińskie symbole i ma wielu przyjaciół wśród Ukraińców:
– Minęły prawie dwa miesiące, odkąd premier Gruzji ogłosił, że jego kraj zawiesza proces integracji z Unią Europejską. Od tego czasu gruzińskie kobiety i mężczyźni codziennie wychodzą na ulice, by protestować. Każdy z nas widział nagrania z ludźmi stojącymi przed armatkami wodnymi i brutalnie oblewanymi zimną wodą. Widzieliśmy protestujących, którzy próbowali chronić się przed petardami, słyszeliśmy o masowych aresztowaniach i brutalności policji. Ale widzieliśmy też wzruszające momenty, jak wspólne świętowanie Nowego Roku. Mieszkańcy Tbilisi, nie chcąc przerywać protestów, ale także chcąc uczcić te ważne święta, ustawili wspólny stół i przynieśli jedzenie, by się nim ze sobą podzielić. Widzieliśmy też gigantyczny łańcuch ludzi na ulicach Tbilisi. Obejrzałem w Internecie nagranie z drona, które pokazało ten łańcuch w całej okazałości. Sznur ludzi nie miał końca, ciągnął się kilometrami. To robiło wrażenie.
Jesteśmy tutaj, by wyrazić nasze wielkie wsparcie dla Gruzinów. Jesteśmy tutaj, by powiedzieć: „Przyjaciele, czekamy na was w Unii Europejskiej”.
Dziennikarka, pisarka, podcasterka. Uczestniczka projektów społecznych mających na celu rozpowszechnianie informacji na temat przemocy domowej. Prowadziła własne projekty społeczne różnego rodzaju: od rozrywki po film dokumentalny. W Hromadske Radio tworzyła podcasty, fotoreportaże i filmy. Podczas inwazji na pełną skalę rozpoczęła współpracę z zagranicznymi mediami, uczestnicząc w konferencjach i spotkaniach w Europie, aby rozmawiać o wojnie na Ukrainie i dziennikarstwie.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Rozmawiamy z trzema dziewczynkami, które wykorzystały swoje talenty, by zebrać dziesiątki tysięcy hrywien na wsparcie ukraińskiego wojska.
Gdy wygram, pokonany przekazuje datek
– W 2022 roku wiele osób zaczęło pomagać armii – wspomina 13-letnia Waleria Jeżowa, mistrzyni świata w warcabach. – Ja też chciałam się przyłączyć. Zapytałam mamę, jak mogę to zrobić. „Co potrafisz robić najlepiej?” – zapytała. I tak doszłyśmy do wniosku, że mogę zbierać pieniądze dla armii, grając w warcaby.
Siedzę więc na ulicy i gram w warcaby z każdym, kto zechce. Jeśli ktoś mnie pokona, nie musi dawać datku – chociaż takich, którzy nie dali, jeszcze nie było. Jeśli wygrywam, pokonany musi wrzucić do puszki hrywnę.
Waleria Jeżowa gra przed supermarketem w Kijowie
Długo zastanawiałyśmy się, od czego zacząć. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie mogłabym grać, nie przeszkadzając innym. Wybrałyśmy miejsce przy supermarkecie w rejonie darnyckim pod Kijowem. Postawiłyśmy tam krzesełka, usiadłam, a mama poszła na zakupy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić, pytać, interesować się... Kiedy mama wyszła, przed moim stoliczkiem stała już kolejka. Tego dnia zebrałam jakieś 1200 hrywien.
Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy wygrywali. W swoim życiu grałam z mistrzami sportu, kandydatami na mistrzów i innymi. Ale w pobliżu supermarketu, gdzie prowadziłam swój wolontariat, przez cały jego czas wygrały ze mną 3, może 4 osoby.
Potem było wiele innych miejsc. Na przykład grałam w parku Szewczenki. Największa kwota, jaką udało mi się zebrać w ciągu jednego dnia, to około 15 tysięcy hrywien.
Przez cały czas mojego wolontariatu zebrałam ponad 220 tysięcy hrywien
Pierwsze 20 tysięcy, które zebrałam, przekazałam fundacji Serhija Prytuli. Bardzo się denerwowałam, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Od dawna podziwiam Prytulę, oglądałam jego programy w telewizji, dużo o nim wiem. Dlatego spotkanie z nim było dla mnie ważne. Kiedy zobaczył, jaką sumę przyniosłam, a miałam tylko dziesięć lat, rozpłakał się i mnie uściskał.
W fundacji Serhija Prytuli
Ksenia Minczuk: – Dlaczego zaczęłaś grać właśnie w warcaby? Jakie masz osiągnięcia?
Waleria Jeżowa: – Zaczęłam, gdy miałam 7 lat. Wtedy właśnie otwarto nowy klub warcabowy i chciałam spróbować. Wciągnęło mnie.
W 2021 roku zostałam mistrzynią świata dziewcząt do 10 lat. Mam też trzy puchary z mistrzostw Europy za pierwsze miejsce. Przez pięć lat z rzędu byłam mistrzynią Kijowa wśród dziewcząt w mojej kategorii wiekowej. Jestem również wielokrotną mistrzynią Ukrainy, mistrzynią Europy dziewcząt w mojej kategorii wiekowej oraz mistrzynią świata 2023-24 juniorek (do lat 19). Obecnie gram w kategorii „Dziewczęta od 13 do 16 lat”.
Opowiesz o swoim największym osiągnięciu?
Było wiele trudnych partii, ale jedna stała się dla mnie wyjątkowa. Arcymistrzyni Ołena Korotka jest najlepszą szachistką Ukrainy. Zagrałam z nią na mistrzostwach Ukrainy dorosłych w 2024 roku – i zremisowałam. Byłam bardzo szczęśliwa, remis z Ołeną to dla mnie wielki zaszczyt.
W jaki sposób szachy pomagają Ci w życiu?
Odciągają uwagę. Bo kiedy grasz, koncentrujesz się, rozważasz każdy ruch. Nie ma miejsca na złe myśli. Ale czasami jest odwrotnie – nerwy. Czasami po grze boli głowa, wzrasta ciśnienie, chociaż ogólnie gra mnie fascynuje.
Przyjaźń z polską szachistką uratowała nasze zwycięstwo
Waleria i Maja spotkały się po raz pierwszy na mistrzostwach świata w 2021 roku – mówi Liubow Jeżowa, mama Walerii. – W ostatniej rundzie Lera grała z Rosjanką, od tej partii zależało złoto mistrzostw świata. W warcabach rozgrywa się dwa mikromecze, a wynik jest łączny. Lera wygrywa pierwszy mikromecz, drugi kończy remisem, więc wzywa sędziego, żeby zapisał łączny wynik. I wtedy Rosjanka mówi sędziemu, że nie pamięta wyniku pierwszego mikromeczu... Sędzia jest zdezorientowany. Kto wygrał? Polka Maja Rydz grała wtedy swoją partię obok i obserwowała grę Walerii – i pomogła udowodnić, że to Lera wygrała. Z wdzięczności moja córka podarowała Mai swój medal z mistrzostw świata.
Kiedy wybuchła wojna, Maja wraz z mamą zwróciły się do polskiej federacji szachowej z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy z Lerą wszystko w porządku, czy jesteśmy bezpieczni. Przedstawiciel federacji odnalazł mnie na Facebooku. Mama Mai zaproponowała nam przyjazd do nich, ale zostaliśmy w Ukrainie. Teraz spotykamy się na międzynarodowych zawodach.
Waleria podczas symultany szachowej
Z kim grałaś, Walerio?
Z wieloma graczami. Jeśli chodzi o znane osoby, to z Hectorem Jimenezem Brave, Wołodymyrem Ostapczukiem, Wiktorią Bulitko, Jegorem Krutogołowem. Nie wszystkich jestem w stanie wymienić, ale ci mnie nie pokonali. Dużo grałam z żołnierzami. Często zdarza się, że przekazuję im swoją pomoc.
Jak żołnierze na to reagują?
Dziękują. Często ich żony pokazują filmy z podziękowaniami od mężów z frontu. I często płaczą. Pamiętam spotkanie z żołnierzem Ołeksijem Prytulą, weterynarzem z Odessy. We wrześniu 2022 roku, podczas natarcia na Łymań, został ciężko ranny i stracił obie nogi. Zbierałam pieniądze na protezy dla niego. Gdy mu je założyli, spotkaliśmy się. Podarował mi piękny bukiet kwiatów. Pomimo wszystkich przeżyć jest bardzo pogodnym człowiekiem. Zostałam również odznaczona medalem przez żołnierzy 28 OMB [oddzielna brygada zmechanizowana – red.]. Dowódca, który wręczył mi ten medal, później zginął, próbując ratować swojego towarzysza broni. Dlatego ta nagroda jest dla mnie szczególnie ważna.
Chciałabym wierzyć, że moje pieniądze, choć niewielkie, komuś pomogą
Jakie najjaśniejsze momenty związane z ich zbieraniem zapamiętałaś?
Gdy chłopcy na ulicy zbierali i przynosili drobniaki, żeby ze mną zagrać — po 50 kopiejek, po hrywnie. Każdego dnia przybiegali do tego supermarketu, gdzie grałam. Potem prosili, żebym ich uczyła.
Z Ołeksijem Prytulą, któremu pomogła zebrać pieniądze na protezy
Nadal grasz i zbierasz pieniądze?
Tak! Bardzo często gram w pobliżu supermarketu. Latem codziennie, w innych porach roku w weekendy. Tam już mnie znają – pracownicy, administrator. Przynosili mi nawet gorące obiady. Teraz częściej gram na imprezach charytatywnych. Zapraszają mnie, a ja się zgadzam. Tam jest znacznie więcej ludzi, a to oznacza, że można zebrać więcej pieniędzy dla armii. Moja metoda działa, więc będę grać dalej.
O czym marzysz?
Najważniejsze, żeby jak najszybciej skończyła się wojna. Myślę, że dziś to marzenie każdego Ukraińca. A jeśli chodzi o osobiste marzenia, to chcę się spotkać z Łesią Nikitiuk [ukraińska prezenterka telewizyjna – red.]. I oczywiście chcę zostać mistrzynią świata. Będę trenować, żeby to osiągnąć.
Kartki z kiełkującymi nasionami
Na Instagramie piszesz: „Szanuję przeszłość, nie stronię od teraźniejszości, tworzę przyszłość. Kontynuuję tradycje mojego rodu”. W jaki sposób pomagasz żołnierzom?
Mam 11 lat, pochodzę z miasta Sławuta na Wołyniu. Pomagam wojskowym od początku wojny – odpowiada 11-letnia Sołomia Debopre, etnoblogerka, która tworzy niezwykłe kartki i świeczki, by zbierać datki dla armii. – Na początku w naszym lokalnym Centrum dla Wolontariuszy cała moja rodzina wyplatała siatki maskujące, zbierała ubrania, przygotowywała jedzenie. Kiedy zabrakło tam dla mnie pracy, zaczęłam robić kartki i świeczki.
Sołomia Debopre zaczęła pomagać w wieku 8 lat
Kartki wykonuję własnoręcznie, od papieru po wykończenie. Do produkcji papieru mam specjalne narzędzia. Robię go z przetworzonych zeszytów, opakowań, papierowych śmieci. Formuję go w specjalnym sicie i dodaję nasiona, które potem mogą wykiełkować. Tej techniki nauczyłam się od ukraińskiego mistrza w Estonii, kiedy byłam w Tallinie na festiwalu wraz z zespołem folklorystycznym, w którym śpiewam. Raz w roku wyjeżdżamy za granicę, śpiewamy ukraińskie piosenki, opowiadamy o naszej kulturze, bierzemy udział w jarmarkach, na których sprzedajemy wyroby ukraińskich rzemieślników. Kiedy trafiłam do pracowni papieru, tak mnie wciągnęło, że też zapragnęłam robić coś takiego.
Swoje pierwsze kartki po prostu rozdawałam żołnierzom. Pisałam: „Siejcie na wyzwolonej ziemi”
Jaką największą kwotę udało Ci się zebrać?
18 tysięcy hrywien za jednym razem. Każdego miesiąca zarabiam 5-7 tysięcy hrywien i wszystko przekazuję żołnierzom. Czasami to są przyjaciele rodziców, czasami krewni, czasami moi obserwujący, których dobrze znam. Kiedyś zbierałam pieniądze dla mojego wujka Romana. Pomagałam też naszemu lokalnemu artyście, a on robił dla mnie formy do świec. Kiedy na wojnie zginął jego brat, potrzebny był samochód, by przewieźć ciało. Dołączyłam do zbiórki.
Kartki z nasionami i świeczki Sołomii
Jak żołnierze reagują na Twoją pomoc?
Często nagrywają mi filmy z podziękowaniami. Czasami przysyłają małe upominki: flagi oddziałów, naszywki itp. Kiedyś pewien żołnierz podarował mi duży pocisk. Przywieźli go nam prosto do domu i zostawili na podwórku, ale zapomnieli powiedzieć o tym tacie. Wyszedł na ulicę, zobaczył pocisk i się przestraszył. Pomyślał, że ten pocisk spadł obok naszego domu. Myślę, że go teraz pomaluję i oddam w zamian za datki.
Często organizuję na Instagramie różne konkursy, loterie, biorę udział w loteriach, gdzie za datki można coś wygrać. Mam już swoją publiczność, która wspiera wszystkie moje zbiórki.
O czym marzysz?
Żeby wojna skończyła się jak najszybciej. A kiedy dorosnę, chcę otworzyć kawiarnię i sprzedawać tam swoje świeczki i pocztówki.
Na jarmarku
Obrazy, które skłaniają do płaczu
Moja działalność wolontariacka rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku – mówi Alina Stebło, 16-letnia artystka. – Stało się tak dzięki mojemu wychowaniu. Zaszczepiono mi miłość do Ukrainy i nauczono, że zawsze walczyliśmy o wolność i będziemy walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Musimy też pomagać tym, którzy walczą o naszą wolność. Byłam na Majdanie w Chmielnickim, kiedy jeszcze chodziłam do przedszkola. A kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, zaczęłam rysować kartki dla rannych.
Najpierw pomagałam w organizacji społecznej „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”, zbieraliśmy paczki dla żołnierzy. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że mogę robić coś innego – rysować. To mi wychodzi znacznie lepiej. Od początku inwazji zajmuję się wyłącznie rysowaniem. To mój sposób na wyrażenie emocji i przeżyć.
Po piątym obrazie, który podarowałam znajomym żołnierzom, mama powiedziała: „A czemu my tak po prostu te twoje prace rozdajemy? Daj je na aukcje, niech przynoszą pieniądze”. I tak zrobiliśmy.
Alina Stebło maluje obrazy, które są sprzedawane na aukcjach
Razem z innymi dziećmi robiliśmy również malunki na łuskach po pociskach, które również przekazywaliśmy na aukcje. Namalowałam około 50 prac. Aukcje dla moich obrazów wyszukuje „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”.
Moja pierwsza wystawa nosi tytuł „Wojna, która nas zmieniła”. W Chmielnickim pokazałam ją już cztery razy. Za każdym razem zbieramy na tych wydarzeniach datki.
Ludzie widzą w moich pracach różne rzeczy: rozpacz, ból, nadzieję. Często mówili, że nie wierzą, że to prace nastolatki.
Zdarzało się, że patrząc na nie, dorośli mężczyźni stali i płakali
Teraz kończę 11 klasę, przygotowuję się do egzaminów, ale nadal maluję. Piszą do mnie wolontariusze z różnych krajów i proszą o prace na aukcje. Moje obrazy trafiły już do Niemiec, Szkocji, Austrii, Stanów Zjednoczonych. Na aukcjach za granicą zebrano już ponad 140 tysięcy hrywien.
Kiedy oddaję swoje prace, nie myślę o tym, ile pieniędzy uda się zebrać. Myślę o tym, co one przyniosą.
Jak wojskowi reagują na Twoją pomoc?
Najlepszym podziękowaniem dla mnie od żołnierzy jest to, że żyją. Nie potrzebuję od nich niczego więcej.
Wystawa obrazów Aliny Stebło
Jakie są Twoje marzenia?
Marzę o końcu wojny. Trochę egoistycznie, bo chcę studiować architekturę w Odessie, a nie mogę tam pojechać, bo jest niebezpiecznie. Ale i tak zostanę architektką, ponieważ po zakończeniu wojny chcę odbudowywać nasz kraj.
Co powiesz tym dzieciom i dorosłym, którzy również chcą pomagać, ale nie wiedzą, od czego zacząć?
Zawsze możecie przyjść do dowolnej fundacji lub organizacji społecznej i powiedzieć: „Chcę pomagać”. Tam szybko zdecydują, w czym możecie być przydatni.
Nie ma wieku, w którym można zacząć być użytecznym. Po prostu róbcie to, co potraficie najlepiej
Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...
Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat
26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.
Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.
Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni
10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.
Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.
Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.
„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla
Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.
Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.
Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata
Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.
Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna
Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.
Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji
Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.
„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”
Czarnobyl po rosyjskiej okupacji
Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.
Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.
Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.
Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy
W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).
W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.
Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.
Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.
5 stycznia 2025 r. ukraińskie osoby publiczne opublikowały otwarty apel do światowych przywódców i społeczności międzynarodowej, poświęcony kwestiom sprawiedliwego zakończenia wojny i ustanowienia trwałego pokoju. Dokument został podpisany przez ponad 160 osób, w tym działaczy na rzecz praw człowieka, parlamentarzystów, dyplomatów, naukowców, znanych artystów, liderów największych stowarzyszeń biznesowych i różnych wspólnot religijnych (chrześcijańskich, muzułmańskich i żydowskich). Apel, zatytułowany „Nie przyzwalaj na zło”, nakreśla ukraińską wizję dalekosiężnych wywrotowych celów Rosji i przedstawia pozytywne oraz negatywne scenariusze zakończenia wojny, które zależą od stanowiska światowych przywódców i społeczności międzynarodowej.
Nowy rok 2025 przynosi Ukrainie i Europie wiele niewiadomych, a jednocześnie dużo nadziei, ponieważ staramy się znaleźć proste rozwiązanie złożonego problemu: jak zakończyć wielką wojnę. Jako ukraińskie osoby publiczne i intelektualiści zwracamy się do światowych przywódców i społeczności międzynarodowej, by podzielić się naszym spojrzeniem na nadchodzące wyzwania i oczekiwania.
Przede wszystkim chcielibyśmy podkreślić, że zdobycie dodatkowych terytoriów nie jest głównym celem Rosji w tej wojnie. Rosja posiada już ogromne niezagospodarowane terytoria, a kiedy przejmuje nowe, są one systematycznie zaniedbywane. Podobnie jest teraz – jej celem nie jest jedynie przywrócenie kontroli nad Ukrainą. To tylko jeden z celów pośrednich.
Ostatecznym celem Rosji jest złamanie obecnego porządku światowego
Dąży ona do odzyskania statusu supermocarstwa, które działa arbitralnie i na mocy prawa silniejszego atakuje sąsiadów, ingeruje w sprawy innych krajów, popełnia akty terrorystyczne, wspiera autorytarne reżimy i nielegalnie uzbrojone grupy na całym świecie. Nic z tego nie jest odosobnionym incydentem, kaprysem Putina czy tymczasowym „odchyleniem od normy”. To część strategicznego planu. To dlatego trzy lata temu Putin wystosował ultimatum do Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników w Europie, domagając się powrotu do stanu z 1997 roku. Ukraina, ze względu na swoją historię i geografię, stała się kolejnym celem na drodze do realizacji tych rewanżystowskich zamiarów.
Dla samej Ukrainy wojna ta ma charakter egzystencjalny: to wojna o przetrwanie ukraińskiego narodu, społeczeństwa i państwa
Ukraińskie, demokratyczne, i rosyjskie, autorytarno-imperialne, wizje polityczne zasadniczo się wykluczają. Oznacza to, że jakiekolwiek „zamrożenie” konfliktu na tej czy innej linii demarkacyjnej nie doprowadzi ani do złagodzenia napięć, ani do ustanowienia trwałego pokoju. Dla Rosji takie zamrożenie byłoby przede wszystkim sygnałem słabości Zachodu i zachętą do dalszej agresji i wojen, w których przelewana byłaby krew Europejczyków i Amerykanów. Trwały pokój nadejdzie tylko wtedy, gdy pod połączoną presją Ukrainy i jej sojuszników Rosja stanie w obliczu kryzysu systemowego i porażki reżimu Putina. Jak dowiodła historia, tyranie są kruche.
Ta wojna nie ogranicza się do Ukrainy, a „kwestia ukraińska” nie może być rozwiązana wyłącznie w ramach stosunków rosyjsko-ukraińskich. Jeśli światowi przywódcy zażądają od Ukrainy ustępstw w zakresie terytoriów i suwerenności bez zapewnienia jej skutecznych gwarancji bezpieczeństwa, doprowadzą w istocie do klęski Ukrainy, co będzie sygnałem dla Chin i innych rewizjonistów, że mogą zagarnąć to, czego chcą. Wojska północnokoreańskie pojawią się w różnych punktach zapalnych. Piractwo, blokowanie szlaków handlowych, ataki na systemy informatyczne i globalną komunikację będą sabotować globalny handel. Wieloletnie wysiłki mające na celu ograniczenie rozprzestrzeniania się broni jądrowej zostaną zniweczone. Rosyjskie wpływy medialne, cyberataki, tajne operacje i ingerencja w wybory w krajach demokratycznych podważą światowy porządek. Ewentualny upadek Ukrainy spowodowałby dużą falę uchodźców i otworzyłby Putinowi drogę do dalszego marszu na zachód.
Z drugiej strony, skuteczne zakończenie rosyjskiej agresji na Ukrainę może być rozwiązaniem wielu problemów demokratycznego świata
Porażka Rosji w wojnie agresji przeciwko Ukrainie przywróciłaby porządek oparty na zasadach i współzależności odpowiedzialnych graczy. Wzmocnione zostałoby bezpieczeństwo globalnego handlu, globalnej energii jądrowej i żywności. Reżimy i organizacje terrorystyczne na całym świecie straciłyby rosyjskie wsparcie i osłabły.
Dziś Ukraina daje demokratycznemu światu czas na zjednoczenie i wzmocnienie. Ale ten czas nie jest nieograniczony. Siły broniące pokoju, wolności i ludzkiej godności muszą przejść do ofensywy. Ukraina i cały demokratyczny świat mogą wygrać tylko razem – lub poddać się i przegrać razem. Iluzja pokoju za cenę wstydu wielokrotnie wywoływała nową wojnę.
Siłą demokracji jest umiejętność uczenia się na błędach z przeszłości. Ukraina również walczyła – i nadal walczy – o swoją drogę do demokracji metodą prób i błędów. Po drodze płaci za to wygórowaną cenę. Każdy z nas ma krewnych i przyjaciół, którzy stracili majątek, zdrowie, a nawet życie. Rozumiemy jednak, że cena wojny będzie jeszcze wyższa, jeśli nasi sojusznicy dadzą się uwieść iluzji powstrzymania wojny bez zajęcia się jej przyczynami. Dotyczy to nie tylko Ukrainy, ale całego świata. Dlatego wzywamy naszych partnerów, aby szukali sposobu nie na uspokojenie agresora, lecz na wspólne zwycięstwo.
Zła nie można uspokoić. Musi zostać pokonane i ukarane w imię bezpiecznej przyszłości Ukrainy, Europy i całego świata.
Oświadczenie Kobachidze poprzedziła rezolucja Parlamentu Europejskiego o nieuznaniu wyników wyborów parlamentarnych w Gruzji z 26 października. Unia Europejska wezwała Tbilisi do przeprowadzenia nowych wyborów i nałożenia sankcji na liderów partii rządzącej, w tym na oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego, premiera Iraklego Kobachidze i burmistrza Tbilisi Kachę Kaładze.
Czy wydarzenia w Gruzji są podobne do ukraińskiego Majdanu z lat 2013-2014? Jak silny jest wpływ Rosji na gruzińskich przywódców? Czy Gruzini obawiają się rosyjskiej inwazji wojskowej? Jakie są perspektywy protestów i czy Gruzinom uda się wyrwać z orbity Rosji? O odpowiedzi na te pytania poprosiliśmy ekspertów.
Protesty w Tbilisi 29 listopada. Zdjęcie: Zurab Tsertsvadze/Associated Press/Eastern News
Tło protestów
Wszystko zaczęło się po inwazji Rosji na Ukrainę, ocenia gruziński politolog Giorgi Inaliszwili. Po tym wydarzeniu partia Gruzińskie Marzenie, która obecnie rządzi Gruzją, całkowicie zmieniła swoje nastawienie do Unii Europejskiej i Ameryki. Nie wspierała już jednoznacznie Ukrainy, mówiąc, że „ona jest gdzieś daleko, a my jesteśmy tutaj i musimy utrzymać pokój”:
– Następnie Gruzińskie Marzenie wykonało pierwszy antyzachodni krok, którym była ustawa o zagranicznych agentach. Z powodu masowych protestów początkowo odmówiono jej uchwalenia (choć ostatecznie do tego doszło). Protesty ustały, ponieważ wszyscy czekali na wybory parlamentarne.
A wybory stały się czerwoną linią: doszło do masowych naruszeń, co potwierdzają zarówno gruzińscy, jak międzynarodowi obserwatorzy
Za fakt wart wart odnotowania Giorgi Inaliszwili uznaje to, że podczas kampanii wyborczej Gruzińskie Marzenie wykorzystywało zdjęcia przedstawiające zniszczenia w Ukrainie spowodowane przez Rosję, opatrując je komentarzami w rodzaju: „Jeśli zagłosujecie na partie opozycyjne, to tutaj będzie jak w Ukrainie”.
– Ten czynnik miał duży wpływ na ludzi – ocenia Inaliszwili. – Wielu zagłosowało na Gruzińskie Marzenie, bo dla nich było ono gwarantem pokoju.
Według gruzińskiej Centralnej Komisji Wyborczej rządząca partia wygrała wybory, zdobywając 53,9% głosów. Taki wynik dawał jej prawo do samodzielnego utworzenia rządu. Pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczyły jeszcze cztery partie opozycyjne: Koalicja na rzecz Zmian (10,92%), Jedność – Ruch Narodowy (10,12%), Silna Gruzja (8,78%) i Gacharia – Dla Gruzji (7,76%).
Przedstawiciele OBWE stwierdzili, że proces wyborczy w Gruzji naruszył międzynarodowe standardy demokratyczne: zdarzały się przypadki kupowania głosów, podwójnego głosowania i zastraszania, choć nie udało się zdobyć żadnych twardych dowodów bezpośredniego oszustwa.
Policja używa armatek wodnych, by rozproszyć tłum. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News
Między Rosją a Zachodem
Większość Gruzinów nie uznała wyników tych wyborów. Nie chodziło już o to, kto umacnia swoją pozycję u władzy. Ludzie uważali wybory za rodzaj referendum, w którym wybierali między Europą a powrotem do Imperium Rosyjskiego, wyjaśnia gruziński politolog Gia Chuchaszwili. W społeczeństwie przeważało poczucie, że to siły prorosyjskie uzurpują sobie władzę za pomocą różnych specjalnych metod.
– Partie opozycyjne, a następnie pani prezydent Salome Zurabiszwili, nie uznali wyników, ale początkowo protesty miały wymiar polityczny – mówi Chuchaszwili. – Impulsem do eskalacji było oświadczenie premiera Gruzji o zawieszeniu negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską do 2028 roku. Od razu można było dostrzec podobieństwa do tego, co wydarzyło się w 2013 roku w Ukrainie. Od tego momentu zaczęły się spontaniczne protesty na dużą skalę, które z polityką nie mają już nic wspólnego.
Partie polityczne zeszły na dalszy plan i praktycznie nie są zaangażowane w organizację tych akcji. To spontaniczny protest większości obywateli we wszystkich miastach Gruzji
Trzy flagi - jeden kierunek. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News
Należy również pamiętać, że protesty te są spowodowane faktem, że ta sama partia jest u władzy od 12 lat, rządzi już czwartą kadencję i wielu ludzi jest tym zmęczonych. Ogłoszenie przez władzę, że Gruzja nie będzie ubiegać się o rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z UE, wywołało spore oburzenie, ale w opinii gruzińskiego politologa Tornike Szaraszenidze powody buntu są znacznie głębsze:
– Rezolucja Parlamentu Europejskiego mówi, że Gruzja powinna nałożyć sankcje na Rosję, uwolnić Saakaszwilego [Micheila Saakaszwilego, byłego prezydenta Gruzji, który od października 2021 r. przebywa w gruzińskim więzieniu – red.], nałożyć sankcje na lidera partii rządzącej i przeprowadzić przedterminowe wybory. Myślę, że właśnie na to zareagowała partia rządząca, wydając swoje oświadczenie. Przesadzili i wywołali burzę niezadowolenia wśród wielu ludzi.
Jeśli chodzi o wpływy rosyjskie, to na tym etapie Szaraszenidze ma pewność:
Rosja jest zadowolona ze status quo na Południowym Kaukazie: jest zbyt zajęta Ukrainą, by być zainteresowaną jakimikolwiek niepokojami czy poważnymi zmianami
Źródła buntu
Wiele osób było zszokowanych obrazami przemocy na ulicach gruzińskich miast – a to stało się impulsem do kolejnych protestów, zaznacza Szaraszenidze. Podczas nich zatrzymano kilkaset osób, z czego 300 oskarżono o stawianie oporu i chuligaństwo. Policja rozpędzała protestujących armatkami wodnymi. Symboliczne jest to, że w protestach uczestniczy wiele kobiet.
W demonstracjach uczestniczy wiele kobiet. Zdjęcie: Zurab Tsertsvadze/Associated Press/Eastern News
Gruzińska młodzież jest główną siłą stojącą za protestami, podkreśla Gia Chuchaszwili:
– To głównie studenci, pokolenie millenialsów i późniejsze. Protestują, bo urodzili się w wolnym kraju i dla nich to, co się teraz dzieje, jest absolutnym nonsensem. Są gotowi walczyć o swoją europejską przyszłość. Nikt nie chce wracać do Rosji, to jasne. Tymczasem władze działają bardzo brutalnie: studenci są bici, a najgorsze dzieje się po ich zatrzymaniu.
Dzięki Bogu, jak dotąd nie było ofiar śmiertelnych, jednak wiadomo na przykład, że pewien 22-letni chłopak, który brał udział w manifestacjach, leży w śpiączce w szpitalu
2 grudnia trzy kraje bałtyckie zgodziły się nałożyć krajowe sankcje na urzędników odpowiedzialnych za tłumienie protestów w Gruzji. Litwa poszła jeszcze dalej i nałożyła zakazy wjazdu na swoje terytorium na 11 urzędników z Gruzji, w tym założyciela rządzącej partii Gruzińskie Marzenie – oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego, gruzińskiego ministra spraw wewnętrznych Wachtanga Gomelauriego, jego zastępców oraz szefów sił bezpieczeństwa. 5 grudnia prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał dekret nakładający sankcje na obecny gruziński rząd, w tym Bidzinę Iwaniszwilego. Na liście znalazło się 19 wysokich rangą urzędników, w tym premier Irakli Kobachidze i burmistrz Tbilisi Kacha Kaładze.
Scenariusze na przyszłość
– Jeśli sytuacja wyeskaluje tak, jak przed laty na Majdanie, Rosja mogłaby zaatakować Gruzję i rozwiązać kwestię gruzińską jeśli nie na stałe, to przynajmniej tymczasowo. Sądzę jednak, że do tego nie dojdzie – przewiduje Tornike Szaraszenidze. – Najprawdopodobniej dojdzie do jakiegoś kompromisu albo przedterminowych wyborów na wiosnę. Bo właśnie wtedy musimy przeprowadzić wybory lokalne, więc mogłyby się one odbyć równolegle z wyborami parlamentarnymi. A może rząd po prostu się utrzyma.
Zdaniem politologa wspieranie protestów przez prezydent Salome Zurabiszwili szkodzi partii rządzącej, jednak raczej w kontekście międzynarodowym, a nie krajowym:
– Zurabiszwili nie jest, powiedzmy, zbyt popularną przywódczynią. Do wyborów prezydenckich w 2018 r. została zgłoszona przez Gruzińskie Marzenie i z trudem przeszła do drugiej tury. Była wtedy krytykowana przez całą opozycję i jej zwolenników, a teraz jest krytykowana przez zwolenników partii rządzącej. Pozostanie na stanowisku do końca tego roku, więc prawdopodobnie zastanawia się teraz, jak zmusić rząd do dymisji – albo do kompromisu.
Myślę, że motywują ją nie tylko wartości europejskie, lecz być może także osobiste interesy. Zdecydowanie chce pozostać u władzy
Gia Chuchaszwili zauważa, że Rosjanie już oferują swoją pomoc i chwalą gruzińskie władze w każdy możliwy sposób. Jednak trudno przewidzieć, jak sytuacja się rozwinie:
– Z jednej strony mamy do czynienia z protestem na dużą skalę, który grozi upadkiem władzy. Protest przeniknął również do systemu, który jest konformistyczny – prorządowi politycy też mają pewne oczekiwania. Jest jednak też Ministerstwo Spraw Zagranicznych, w którym protestowało około 150 dyplomatów. Wielu naukowców zrobiło to samo – około pół tysiąca podpisało petycję protestacyjną. System stopniowo, powoli zaczyna się chwiać. Jednak zasoby rządu są nadal znaczne. Dlatego bardzo ważne jest, by Zachód zaczął działać, nie tylko ograniczając się do krytyki i oburzenia, ale demonstrując siłę.
Młodzi Gruzini już wybrali. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News
Politolog wyjaśnia, że gruziński system sam w sobie jest skorumpowany, a gdy tylko sankcje gospodarcze – w tym te przeciwko głównemu oligarsze Gruzji, Bidzinie Iwaniszwilemu – zostaną wzmocnione, będzie to najskuteczniejsza demonstracja siły:
– Mit potęgi Iwaniszwilego, który obiecuje, że rozwiąże wszystkie problemy, zostanie zniszczony. Ludzie zaczną myśleć, że ten człowiek nie jest w stanie im pomóc. To krytyczny moment: kiedy system zostanie jeszcze bardziej osłabiony, protest stanie się skuteczniejszy.
W opinii Giorgi Inaliszwilego polityczne rozwiązanie kryzysu wymaga politycznych metod. Gruzińska opozycja formułuje obecnie listę wspólnych żądań, wśród których kluczowym jest rozpisanie nowych wyborów:
– Głównym pytaniem jest jednak to, kto przeprowadzi te wybory. Jeśli obecna komisja wyborcza, to będzie ona pod pełną kontrolą Gruzińskiego Marzenia. Dlatego opozycja domaga się, by jej przedstawiciele weszli w skład komisji.
Jeśli Gruzińskie Marzenie stanie wobec ogromnej presji, także zewnętrznej, społeczeństwo może wygrać ten kryzys
Oczywiście Rosja będzie się wtrącać, tak jak robi to od wielu lat. Jej machina propagandowa i dezinformacyjna działa bardzo sprawnie, a Gruzińskie Marzenie aktywnie wykorzystuje ten styl rosyjskiej propagandy, dodaje Inaliszwili:
– W tej chwili możemy powiedzieć, że mamy prorosyjski rząd, który może otrzymywać pewne schematy działań od Rosji. Jeśli chodzi o bezpośrednią interwencję rosyjskiej armii, to jest ona mało prawdopodobna, ponieważ Federacja Rosyjska nie ma obecnie wystarczających możliwości – ma problemy gospodarcze i problemy z wojskiem. Trwa wojna z Ukrainą i nie ma możliwości redystrybucji dużych zasobów. No i Rosjanie mają jeszcze jeden problem: Syrię, w której tracą grunt pod nogami. Myślę więc, że w Gruzji nie będą interweniować siłowo.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Iwona Reichardt: Była Pani w Stanach Zjednoczonych podczas ostatnich etapów kampanii prezydenckiej, a ich finał obserwowała już w Ukrainie. Zaskoczenie?
Tamar Jacoby: Tak, to był niespodziewany i bolesny cios. Teraz, gdy patrzę na wyniki, myślę, że wszyscy powinniśmy byli to przewidzieć. Mówiliśmy sobie, że będzie 50 na 50, ale tak nie było. Trump wygrał ze znaczną przewagą. Nie obwiniam sondaży, nie sądzę, żeby to był główny problem. Myślę, że ludzie po prostu nie chcieli zwycięstwa Trumpa, ja na pewno tego nie chciałam. Teraz musimy jednak uznać, że Amerykanie zaakceptowali Donalda Trumpa – trudno zrozumieć, dlaczego. Czy wyborcy nie wierzą, że on zrobi te wszystkie szalone rzeczy, o których mówi? A może po prostu nie podoba im się kierunek, w którym Demokraci prowadzili kraj? Wciąż staram się to zrozumieć. Będziemy musieli żyć z tym wyborem Amerykanów przez cztery lata.
Jedną z obietnic Trumpa jest zakończenie wojny w Ukrainie w jeden dzień. To się wydaje nie do pomyślenia...
Ukraińskie media społecznościowe wyśmiewały to w pierwszych dniach po wyborach: „Czas ucieka. Don, gdzie jest pokój?” Ale poważnie: nie sądzę, by mógł zakończyć wojnę w jeden dzień. Myślę, że zda sobie sprawę, że to będzie trudniejsze, niż mu się wydawało.
Głównym pytaniem jest, jaki rodzaj umowy zaoferuje. Jestem bardzo zaniepokojona niektórymi opcjami zaproponowanymi przez jego doradców. Drugie pytanie brzmi: jak zareaguje Putin? W ostatnich dniach reakcja Rosji na jego zwycięstwo nie była szczególnie pozytywna. Trzecie pytanie dotyczy tego, jak mocno Trump będzie trzymał się swojej oferty. Przypomnijmy sobie jego negocjacje z Koreą Północną podczas pierwszej kadencji: zrezygnował po kilku dniach rozmów.
Jest więc wiele pytań dotyczących jego obietnicy zakończenia wojny w ciągu 24 godzin. Ponadto kiedy powiedział, że zamierza opuścić Ukrainę, to tak naprawdę nie powiedział tego wprost – to ludzie tak to zrozumieli. Nie wiemy, jakie są jego intencje. Ma na myśli brak nowej broni od USA – czy koniec jakiegokolwiek wsparcia? A może myśli, że USA będą nadal dostarczać dane wywiadowcze i pozwolą Europejczykom na udzielanie pomocy wojskowej, w tym poprzez zakup amerykańskiej broni?
Najważniejsze, że istnieje wiele wersji tego, co może się teraz wydarzyć. Myślę, że trzeba się skupić na przedstawianiu argumentów, które mogłyby przekonać Trumpa do zrobienia właściwej rzeczy, zamiast od razu zakładać, że zrobi najgorszą
Co oznaczałby sukces Trumpa w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie?
Tego jeszcze nie wiemy. Trump jest bardzo reaktywną i emocjonalną osobą, więc wiele zależy od rozwoju sytuacji. Nie spodoba mu się, jeśli Putin go zignoruje, a to może być dobre dla Ukrainy. Nie spodoba mu się też, jeśli wyjdzie na to, że Ameryka w jakiś sposób zawiodła i zdradziła swojego sojusznika. Musimy więc poczekać. Jest wiele niewiadomych i wiele rzeczy, które mogą mieć wpływ. Teraz ważne jest, aby pomóc Trumpowi postrzegać Ukrainę w pozytywny sposób.
Czy Trump zakończy wojnę? A jeśli tak, to na jakich warunkach? fot: JIM WATSON/AFP/East News
To prowadzi nas do relacji Trump – Putin. Putin jest dla Trumpa przyjacielem czy wrogiem?
To nie jest jasne, ale Putin nadal jest wrogiem Ukrainy i Zachodu. I nie ma dowodów na zmianę nastawienia [do Ukrainy, Zachodu i wojny – red.] wśród zwykłych Rosjan. Ukraińskie media społecznościowe bardzo uważnie śledzą rosyjskie media społecznościowe, w których w ostatnich dniach wiele mówiło się o tym, że Ameryka nadal jest i zawsze będzie wrogiem Rosji. Dla Kremla Trump nie różni się niczym od Bidena i pod wieloma względami to nastawienie jest wspierane przez Putina oraz jego sojuszników.
Głównym pytaniem dotyczącym rozmów jest to, co Trump położy na stole
Jeśli Putin od tego stołu odejdzie, mogę sobie wyobrazić, że będą konsekwencje – widziałam już, jak Trump wywierał na niego presję. Pytanie brzmi: dlaczego miałby odejść? Jeśli Trump zaproponuje zamrożenie linii frontu i obieca, że Ukraina nie dołączy do NATO, to dlaczego Putin miałby odejść? To mnie martwi najbardziej.
Nie zapominajmy o czwartym głównym graczu: Europie. Mamy Ukrainę, mamy USA, mamy Rosję – ale mamy też Europę. Europa musi się zjednoczyć i stać się bardziej aktywna. Możemy zobaczyć scenariusz, w którym Trump się wycofuje i mówi: „Europo, to twoja odpowiedzialność”. Wtedy Europa musi znaleźć pieniądze, broń – i interweniować. Europejczycy mówią o tym zobowiązaniu od początku wojny, ale w rzeczywistości nie zrobili wiele, by zwiększyć swoje zdolności wojskowe. Polska wydaje więcej, ale Niemcy nadal nie wydają prawie nic, a niemiecki rząd właśnie upadł. Dlatego jestem tak samo zaniepokojona tym, co dzieje się w Europie, jak tym, co dzieje się w USA.
Czy uważa Pani, że Europa, a zwłaszcza kraje takie jak Polska czy kraje bałtyckie, powinny się teraz martwić? Czy zwycięstwo Trumpa oznacza ryzyko wojny na naszych granicach?
Najważniejsze jest to, że Europa musi zintensyfikować działania. Nie ma znaczenia, kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nawet gdyby wygrała Kamala Harris, Europa musiałaby działać. Nie wystarczy powiedzieć, że musimy wydawać więcej. Europejczycy muszą alokować pieniądze i współpracować ze sobą, by każdy dolar trafiał tam, gdzie powinien. I muszą to robić efektywnie. Dużo się o tym mówi, ale ten pociąg jeszcze nie ruszył. Rozumiem, że wszystko w Brukseli wymaga czasu i jest trudne, ale przyspieszmy sprawy. Na wschodzie Ukrainy giną ludzie i ta wojna dotrze do drzwi Europy. Zagrożenia są już na wyciągnięcie ręki. Z tego względu myślę, że wybór Trumpa może naprawdę pomóc. Może popchnąć Europejczyków do działania w sposób, w jaki nie popchnęła ich nawet sytuacja na linii frontu.
Jeśli mówimy o linii frontu i ogólnie o sytuacji w Ukrainie, to prognozy nie są optymistyczne.
Nie są dobre. Rosjanie coraz bardziej polegają na brutalnej taktyce. Niszczą miejsca, które próbują zdobyć, a następnie wysyłają tam ludzi. I nikt jak dotąd nie wymyślił, jak przeciwdziałać tym atakom. Używają starych, ogromnych bomb szybujących, a jedna taka bomba zniszczyć cały budynek. I to właśnie robili Rosjanie: niszczyli miasto po mieście.
Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News
Tymczasem w Ukrainie jest coraz mniej amunicji, a ludzie są wyczerpani. Z tego, co wiem, latem mobilizacja stanęła w miejscu, a liczba dezercji wzrosła. Jednak Ukraińcy wciąż się trzymają. Badania opinii publicznej nie wykazują większych zmian w ich nastawieniu do wojny w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.
Życie w Kijowie jest zaskakująco normalne. Ale ludzie są zmęczeni i myślę, że czekają na to, jak wybór Trumpa zmieni dynamikę zdarzeń
Ukraińcy są zmęczeni walką z jedną ręką za plecami, otrzymywaniem amerykańskiej i europejskiej broni bez możliwości wykorzystania jej zgodnie z potrzebami. Wiele osób liczy na coś odważniejszego – i to może być Trump. Wiele osób martwi się z jego powodu, ale niektórzy mają nadzieję, że może popchnie sprawy do przodu.
Czy Ukraińcy czują się porzuceni przez Zachód, Polskę, USA?
Nie wszędzie jest tak samo. Myślę, że większość Polaków rozumie, co dzieje się w Ukrainie, rozumieją egzystencjalne zagrożenie ze strony Rosji. I większość Europejczyków to rozumie. Jednak większość Amerykanów – nie. Nie rozumieją stawki ani skali zagrożenia. Dla większości Amerykanów ta wojna jest bardzo odległa, a ich spojrzenie na stawkę jest bardziej biznesowe niż egzystencjalne. Jednak nawet w Europie, bądźmy szczerzy, więcej się mówi niż działa. „Porzucenie” to duże słowo, ale być może nie jest ono dalekie od prawdy. Dla Ukrainy ta walka staje się samotną walką.
Ostrzelane domy w Odessie. Zdjęcie: OLEKSANDR GIMANOV/AFP/East News
Co Ameryka zrobi teraz, gdy Joe Biden stał się „kulawą kaczką”, a Donald Trump jest prezydentem elektem?
Nie sądzę, by Kongres przyznał Ukrainie kolejny pakiet pomocowy. Zarówno Izba Reprezentantów, jak Senat są teraz republikańskie i pod kontrolą Trumpa. Jednak do stycznia pewne rzeczy mogą się jeszcze wydarzyć.
Nie wydaliśmy wszystkich pieniędzy z ostatniego pakietu pomocowego, więc musimy się pospieszyć i to zrobić
Senator Lindsey Graham ma ciekawy pomysł: nadać Ukrainie taki sam status jak Izraelowi, otwierając dla niej drogę do znacznie większego dostępu do amerykańskiej broni. To nie do końca członkostwo w NATO, ale to coś znacznie lepszego niż to, co Ukraina ma teraz. Musimy również rozważyć zasady regulujące sposób, w jaki amerykańscy wykonawcy z branży obronnej mogą współpracować z wykonawcami z innych krajów.
Wiele z tych rzeczy to drobiazgi, ale chodzi o to, że jest zbyt wcześnie, by się poddawać. Są rzeczy, które można zrobić w USA, i rzeczy, które można zrobić w Europie. Być może najważniejszą jest to, co robi Zełenski i inni – myślenie o tym, jakie argumenty będą najbardziej przekonujące dla zespołu Trumpa. Wszystkie te kroki mogą coś zmienić i musimy je kontynuować. Wojna się nie skończyła. Ukraińcy wciąż walczą, a Rosja wydaje się zagrażać Ukrainie i reszcie Europy bardziej niż kiedykolwiek.
Zdjęcie na okładce: 24 Brygada Zmechanizowana im. Króla Danyła Ukraińskich Sił Zbrojnych/AFP/East News