Exclusive
20
min

Gruzja na rozdrożu: integracja z Unią zagrożona, protesty na ulicach

Od 28 listopada w Gruzji trwają masowe protesty. Rozpoczęły się po tym jak szef rządu, Irakli Kobachidze, ogłosił przerwę – na co najmniej 4 lata – w negocjacjach akcesyjnych z UE. Gruziński premier tłumaczył tę decyzję rzekomym szantażem ze strony niektórych europejskich polityków, co miało być dla Gruzji obraźliwe

Kateryna Tryfonenko

Gruzini protestują przeciw władzom. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Oświadczenie Kobachidze poprzedziła rezolucja Parlamentu Europejskiego o nieuznaniu wyników wyborów parlamentarnych w Gruzji z 26 października. Unia Europejska wezwała Tbilisi do przeprowadzenia nowych wyborów i nałożenia sankcji na liderów partii rządzącej, w tym na oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego, premiera Iraklego Kobachidze i burmistrza Tbilisi Kachę Kaładze.

Czy wydarzenia w Gruzji są podobne do ukraińskiego Majdanu z lat 2013-2014? Jak silny jest wpływ Rosji na gruzińskich przywódców? Czy Gruzini obawiają się rosyjskiej inwazji wojskowej? Jakie są perspektywy protestów i czy Gruzinom uda się wyrwać z orbity Rosji? O odpowiedzi na te pytania poprosiliśmy ekspertów.

Protesty w Tbilisi 29 listopada. Zdjęcie: Zurab Tsertsvadze/Associated Press/Eastern News

Tło protestów

Wszystko zaczęło się po inwazji Rosji na Ukrainę, ocenia gruziński politolog Giorgi Inaliszwili. Po tym wydarzeniu partia Gruzińskie Marzenie, która obecnie rządzi Gruzją, całkowicie zmieniła swoje nastawienie do Unii Europejskiej i Ameryki. Nie wspierała już jednoznacznie Ukrainy, mówiąc, że „ona jest gdzieś daleko, a my jesteśmy tutaj i musimy utrzymać pokój”:

– Następnie Gruzińskie Marzenie wykonało pierwszy antyzachodni krok, którym była ustawa o zagranicznych agentach. Z powodu masowych protestów początkowo odmówiono jej uchwalenia (choć ostatecznie do tego doszło). Protesty ustały, ponieważ wszyscy czekali na wybory parlamentarne.

A wybory stały się czerwoną linią: doszło do masowych naruszeń, co potwierdzają zarówno gruzińscy, jak międzynarodowi obserwatorzy

Za fakt wart wart odnotowania Giorgi Inaliszwili uznaje to, że podczas kampanii wyborczej Gruzińskie Marzenie wykorzystywało zdjęcia przedstawiające zniszczenia w Ukrainie spowodowane przez Rosję, opatrując je komentarzami w rodzaju: „Jeśli zagłosujecie na partie opozycyjne, to tutaj będzie jak w Ukrainie”.

– Ten czynnik miał duży wpływ na ludzi – ocenia Inaliszwili. – Wielu zagłosowało na Gruzińskie Marzenie, bo dla nich było ono gwarantem pokoju.

Według gruzińskiej Centralnej Komisji Wyborczej rządząca partia wygrała wybory, zdobywając 53,9% głosów. Taki wynik dawał jej prawo do samodzielnego utworzenia rządu. Pięcioprocentowy próg wyborczy przekroczyły jeszcze cztery partie opozycyjne: Koalicja na rzecz Zmian (10,92%), Jedność – Ruch Narodowy (10,12%), Silna Gruzja (8,78%) i Gacharia – Dla Gruzji (7,76%).

Przedstawiciele OBWE stwierdzili, że proces wyborczy w Gruzji naruszył międzynarodowe standardy demokratyczne: zdarzały się przypadki kupowania głosów, podwójnego głosowania i zastraszania, choć nie udało się zdobyć żadnych twardych dowodów bezpośredniego oszustwa.

Policja używa armatek wodnych, by rozproszyć tłum. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

Między Rosją a Zachodem

Większość Gruzinów nie uznała wyników tych wyborów. Nie chodziło już o to, kto umacnia swoją pozycję u władzy. Ludzie uważali wybory za rodzaj referendum, w którym wybierali między Europą a powrotem do Imperium Rosyjskiego, wyjaśnia gruziński politolog Gia Chuchaszwili. W społeczeństwie przeważało poczucie, że to siły prorosyjskie uzurpują sobie władzę za pomocą różnych specjalnych metod.

– Partie opozycyjne, a następnie pani prezydent Salome Zurabiszwili, nie uznali wyników, ale początkowo protesty miały wymiar polityczny – mówi Chuchaszwili. – Impulsem do eskalacji było oświadczenie premiera Gruzji o zawieszeniu negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską do 2028 roku. Od razu można było dostrzec podobieństwa do tego, co wydarzyło się w 2013 roku w Ukrainie. Od tego momentu zaczęły się spontaniczne protesty na dużą skalę, które z polityką nie mają już nic wspólnego.

Partie polityczne zeszły na dalszy plan i praktycznie nie są zaangażowane w organizację tych akcji. To spontaniczny protest większości obywateli we wszystkich miastach Gruzji
Trzy flagi - jeden kierunek. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

Należy również pamiętać, że protesty te są spowodowane faktem, że ta sama partia jest u władzy od 12 lat, rządzi już czwartą kadencję i wielu ludzi jest tym zmęczonych. Ogłoszenie przez władzę, że Gruzja nie będzie ubiegać się o rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z UE, wywołało spore oburzenie, ale w opinii gruzińskiego politologa Tornike Szaraszenidze powody buntu są znacznie głębsze:

– Rezolucja Parlamentu Europejskiego mówi, że Gruzja powinna nałożyć sankcje na Rosję, uwolnić Saakaszwilego [Micheila Saakaszwilego, byłego prezydenta Gruzji, który od października 2021 r. przebywa w gruzińskim więzieniu – red.], nałożyć sankcje na lidera partii rządzącej i przeprowadzić przedterminowe wybory. Myślę, że właśnie na to zareagowała partia rządząca, wydając swoje oświadczenie. Przesadzili i wywołali burzę niezadowolenia wśród wielu ludzi.

Jeśli chodzi o wpływy rosyjskie, to na tym etapie Szaraszenidze ma pewność:

Rosja jest zadowolona ze status quo na Południowym Kaukazie: jest zbyt zajęta Ukrainą, by być zainteresowaną jakimikolwiek niepokojami czy poważnymi zmianami

Źródła buntu

Wiele osób było zszokowanych obrazami przemocy na ulicach gruzińskich miast – a to stało się impulsem do kolejnych protestów, zaznacza Szaraszenidze. Podczas nich zatrzymano kilkaset osób, z czego 300 oskarżono o stawianie oporu i chuligaństwo. Policja rozpędzała protestujących armatkami wodnymi. Symboliczne jest to, że w protestach uczestniczy wiele kobiet.

W demonstracjach uczestniczy wiele kobiet. Zdjęcie: Zurab Tsertsvadze/Associated Press/Eastern News

Gruzińska młodzież jest główną siłą stojącą za protestami, podkreśla Gia Chuchaszwili:

– To głównie studenci, pokolenie millenialsów i późniejsze. Protestują, bo urodzili się w wolnym kraju i dla nich to, co się teraz dzieje, jest absolutnym nonsensem. Są gotowi walczyć o swoją europejską przyszłość. Nikt nie chce wracać do Rosji, to jasne. Tymczasem władze działają bardzo brutalnie: studenci są bici, a najgorsze dzieje się po ich zatrzymaniu.

Dzięki Bogu, jak dotąd nie było ofiar śmiertelnych, jednak wiadomo na przykład, że pewien 22-letni chłopak, który brał udział w manifestacjach, leży w śpiączce w szpitalu

2 grudnia trzy kraje bałtyckie zgodziły się nałożyć krajowe sankcje na urzędników odpowiedzialnych za tłumienie protestów w Gruzji. Litwa poszła jeszcze dalej i nałożyła zakazy wjazdu na swoje terytorium na 11 urzędników z Gruzji, w tym założyciela rządzącej partii Gruzińskie Marzenie – oligarchę Bidzinę Iwaniszwilego, gruzińskiego ministra spraw wewnętrznych Wachtanga Gomelauriego, jego zastępców oraz szefów sił bezpieczeństwa. 5 grudnia prezydent Wołodymyr Zełenski podpisał dekret nakładający sankcje na obecny gruziński rząd, w tym Bidzinę Iwaniszwilego. Na liście znalazło się 19 wysokich rangą urzędników, w tym premier Irakli Kobachidze i burmistrz Tbilisi Kacha Kaładze.

Scenariusze na przyszłość

– Jeśli sytuacja wyeskaluje tak, jak przed laty na Majdanie, Rosja mogłaby zaatakować Gruzję i rozwiązać kwestię gruzińską jeśli nie na stałe, to przynajmniej tymczasowo. Sądzę jednak, że do tego nie dojdzie – przewiduje Tornike Szaraszenidze. – Najprawdopodobniej dojdzie do jakiegoś kompromisu albo przedterminowych wyborów na wiosnę. Bo właśnie wtedy musimy przeprowadzić wybory lokalne, więc mogłyby się one odbyć równolegle z wyborami parlamentarnymi. A może rząd po prostu się utrzyma.

Zdaniem politologa wspieranie protestów przez prezydent Salome Zurabiszwili szkodzi partii rządzącej, jednak raczej w kontekście międzynarodowym, a nie krajowym:

– Zurabiszwili nie jest, powiedzmy, zbyt popularną przywódczynią. Do wyborów prezydenckich w 2018 r. została zgłoszona przez Gruzińskie Marzenie i z trudem przeszła do drugiej tury. Była wtedy krytykowana przez całą opozycję i jej zwolenników, a teraz jest krytykowana przez zwolenników partii rządzącej. Pozostanie na stanowisku do końca tego roku, więc prawdopodobnie zastanawia się teraz, jak zmusić rząd do dymisji – albo do kompromisu.

Myślę, że motywują ją nie tylko wartości europejskie, lecz być może także osobiste interesy. Zdecydowanie chce pozostać u władzy

Gia Chuchaszwili zauważa, że Rosjanie już oferują swoją pomoc i chwalą gruzińskie władze w każdy możliwy sposób. Jednak trudno przewidzieć, jak sytuacja się rozwinie:

– Z jednej strony mamy do czynienia z protestem na dużą skalę, który grozi upadkiem władzy. Protest przeniknął również do systemu, który jest konformistyczny – prorządowi politycy też mają pewne oczekiwania. Jest jednak też Ministerstwo Spraw Zagranicznych, w którym protestowało około 150 dyplomatów. Wielu naukowców zrobiło to samo – około pół tysiąca podpisało petycję protestacyjną. System stopniowo, powoli zaczyna się chwiać. Jednak zasoby rządu są nadal znaczne. Dlatego bardzo ważne jest, by Zachód zaczął działać, nie tylko ograniczając się do krytyki i oburzenia, ale demonstrując siłę.

Młodzi Gruzini już wybrali. Zdjęcie: GIORGI ARJEVANIDZE/AFP/East News

Politolog wyjaśnia, że gruziński system sam w sobie jest skorumpowany, a gdy tylko sankcje gospodarcze – w tym te przeciwko głównemu oligarsze Gruzji, Bidzinie Iwaniszwilemu – zostaną wzmocnione, będzie to najskuteczniejsza demonstracja siły:

– Mit potęgi Iwaniszwilego, który obiecuje, że rozwiąże wszystkie problemy, zostanie zniszczony. Ludzie zaczną myśleć, że ten człowiek nie jest w stanie im pomóc. To krytyczny moment: kiedy system zostanie jeszcze bardziej osłabiony, protest stanie się skuteczniejszy.

W opinii Giorgi Inaliszwilego polityczne rozwiązanie kryzysu wymaga politycznych metod. Gruzińska opozycja formułuje obecnie listę wspólnych żądań, wśród których kluczowym jest rozpisanie nowych wyborów:

– Głównym pytaniem jest jednak to, kto przeprowadzi te wybory. Jeśli obecna komisja wyborcza, to będzie ona pod pełną kontrolą Gruzińskiego Marzenia. Dlatego opozycja domaga się, by jej przedstawiciele weszli w skład komisji.

Jeśli Gruzińskie Marzenie stanie wobec ogromnej presji, także zewnętrznej, społeczeństwo może wygrać ten kryzys

Oczywiście Rosja będzie się wtrącać, tak jak robi to od wielu lat. Jej machina propagandowa i dezinformacyjna działa bardzo sprawnie, a Gruzińskie Marzenie aktywnie wykorzystuje ten styl rosyjskiej propagandy, dodaje Inaliszwili:

– W tej chwili możemy powiedzieć, że mamy prorosyjski rząd, który może otrzymywać pewne schematy działań od Rosji. Jeśli chodzi o bezpośrednią interwencję rosyjskiej armii, to jest ona mało prawdopodobna, ponieważ Federacja Rosyjska nie ma obecnie wystarczających możliwości – ma problemy gospodarcze i problemy z wojskiem. Trwa wojna z Ukrainą i nie ma możliwości redystrybucji dużych zasobów. No i Rosjanie mają jeszcze jeden problem: Syrię, w której tracą grunt pod nogami. Myślę więc, że w Gruzji nie będą interweniować siłowo.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– Stany Zjednoczone nie chcą rozwiązania NATO, ale wychodzą z założenia, że musi to być sojusz, w którym każdy z partnerów ponosi swoją część odpowiedzialności – stwierdził sekretarz stanu USA Marco Rubio.

Od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu różnice między partnerami po obu stronach Atlantyku tylko się pogłębiają. Kolejny klin w transatlantycką jedność, co może skutkować nawet odwołaniem czerwcowego szczytu NATO, może wbić „pokojowa” umowa Trumpa. W tym dokumencie, z którym zapoznali się dziennikarze Reutersa, jest m.in. mowa, że USA de iure uznają Krym za część Rosji, a de facto – kontrolę Federacji Rosyjskiej nad okupowanymi częściami obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. W innym punkcie proponuje się Ukrainie rezygnację z dążeń do przystąpienia do NATO.

Dla Europejczyków uznanie aneksji ukraińskiego półwyspu jest nie do przyjęcia. „Krym i dążenia Ukrainy do członkostwa w NATO to czerwone linie. Nie możemy z nich zrezygnować” – cytuje „Financial Times” wysokiego rangą europejskiego urzędnika. Ukraina i UE przekazały Amerykanom swoją wizję pokojowego rozwiązania, która według Reutersa zasadniczo różni się od propozycji amerykańskich. Według europejskich polityków i ekspertów przed UE stoi trudne zadanie: ponowne zjednoczenie Europy dla jej bezpieczeństwa i uruchomienie własnej produkcji wojskowej na dużą skalę.

Czy wszystkie kraje europejskie są na to gotowe i czy istnieje alternatywa dla NATO? Kto może stać się sojusznikiem Europy w nowej architekturze bezpieczeństwa i jaką rolę odegra w niej Ukraina? Czy Trump jest zdolny porzucić europejskich sojuszników? I czy groźby Moskwy zmierzające ku podważeniu trwałości Sojuszu są realne?

NATO i priorytety Trumpa

Jak ocenia Giuseppe Spatafora, analityk Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, polityka USA wobec Europy w kwestiach bezpieczeństwa może oscylować między dwoma scenariuszami. Pierwszy można warunkowo określić jako „oko za oko”. Jego istota polega na tym, że USA nie planują ostatecznego wycofania się z Europy, ale wykorzystują tę sprawę jako narzędzie nacisku, zmuszając sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę – z jednoczesnym naciskiem na zakup amerykańskiej broni. Posłusznych sojuszników USA wesprą, pozostałych ukarzą. Według Spatafory doprowadzi to ostatecznie do powstania dwustronnej struktury stosunków obronnych.

Drugi scenariusz analityk nazywa „Żegnaj, Europo”:

— W tym wariancie Stany Zjednoczone strategicznie odchodzą od Europy, koncentrując się na innych regionach. Siły zbrojne i infrastruktura są przenoszone w celu ochrony terytorium amerykańskiego lub w rejon Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone starają się jak najszybciej wycofać się z regionalnych konfliktów, w szczególności z wojny w Ukrainie, pozostawiając tę wojnę Europie. Pentagon dokonuje przeglądu zakupów, koncentrując się na wojnie morskiej na Pacyfiku. Sprzedaż broni zostaje przekierowana do sojuszników azjatyckich.

Realizacja tego wariantu może trwać latami, choć może ją przyspieszyć kryzys zewnętrzny lub chęć Trumpa, by szybko zdobyć punkty polityczne

Stany Zjednoczone już przenoszą akcenty na Daleki Wschód, o czym Trump mówi zupełnie otwarcie, zauważa Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007 – 2009. Kierunek azjatycki jest dla niego zasadniczo ważniejszy niż europejski, więc działa adekwatnie:

— Skoro Europa mnie nie interesuje, to po co mam w niej utrzymywać: a) wojska i wydawać na to kolosalne środki; b) chronić Europę, jeśli nie płaci za swoje bezpieczeństwo; c) poza tym uważam, że Europejczycy już od dawna wykorzystują Amerykę.

Z tego punktu widzenia zwrot na wschód jest całkowicie logiczny.

Jednak według Ohryzki największe zagrożenie zarówno dla Ukrainy, jak dla całej Europy, jest związane są z tym, że Trump nie widzi w Rosji zagrożenia:

— Rosja jest dla niego teoretycznie możliwym sojusznikiem w walce z Chinami. To głupota najwyższej próby, ale nie możemy wejść do jego głowy i powiedzieć mu, że jest inaczej. Dlatego oczywiste jest, że w jakiejś perspektywie należy spodziewać się odejścia USA od Europy.

Czy oznacza to, że Trump wyjdzie z NATO? Myślę, że nie, bo NATO to bardzo ważny instrument, by co najmniej koordynować jakieś działania i nie zepsuć stosunków ostatecznie
Francuskie siły powietrzne i kosmiczne podnoszą swą gotowość w bazie lotniczej BA116 w regionie Grand Est. Zdjęcie: Christine Biau/Sipa/Sipa/East News

Nie należy jednak mylić tego, co mówi administracja Trumpa, z tym, co administracja Trumpa faktycznie robi. Albowiem często pojawiają się oświadczenia, pretensje, ultimata, które nie przekładają się na rzeczywistość. Częściowo wynika to z niestabilności charakterystycznej dla wysoce spersonalizowanego reżimu, który w niektórych przypadkach składa się z dość niekompetentnych ludzi. Tak widzi sprawę Keir Giles, starszy konsultant brytyjskiego centrum analitycznego Chatham House.

Giles podaje przykład Kanady. Trump na kilka tygodni o niej zapomniał, ale ostatnio powrócił do swoich roszczeń wobec niej z nową energią. W związku z tym na razie wszyscy amerykańscy urzędnicy w strukturach NATO pozostają na swoich stanowiskach, a amerykańskie wojsko nadal stacjonuje w Europie. Nie sposób jednak przewidzieć, co się stanie, gdy administracja Trumpa o obu tych sprawach sobie przypomni. Podobnie jak kolejnych działań Trumpa.

– Kluczowe pytanie: „Czy Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?” – nie ma w rzeczywistości znaczenia, ponieważ żadne państwo nie musi wychodzić z Sojuszu, by ta organizacja przestała istnieć. Jeśli na przykład USA zablokują współpracę na podstawie artykułu 5, mogą wyrządzić znacznie większą szkodę niż poprzez bezpośrednie ich wyjście z Sojuszu.

Zagrożenie bezpieczeństwa czy gra pod publiczkę?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Siergiej Szojgu 24 kwietnia w wywiadzie dla rosyjskich mediów zadeklarował gotowość Rosji do użycia broni jądrowej. Swierdził, że Rosja uważnie obserwuje przygotowania wojskowe krajów europejskich. Przypomniał również o zmianach wprowadzonych w zeszłym roku do rosyjskiej doktryny jądrowej, które pozwalają na użycie broni jądrowej w przypadku jakiejkolwiek agresji wobec Rosji lub Białorusi.

Wcześniej, 15 kwietnia, dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin oskarżył NATO o nasilenie aktywności wojskowej w pobliżu granic Rosji.

Jednocześnie oskarżył Polskę i kraje bałtyckie o szczególną agresywność i powiedział, że to one pierwsze ucierpią w przypadku konfliktu Rosji z NATO

Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał groźby Naryszkina klasyczną dezinformacją, twierdząc, że wszystko, co robi NATO, jest jedynie odpowiedzią na rosyjską agresję.

Natomiast Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski, podczas wystąpienia w Sejmie 23 kwietnia stwierdził, że Rosja rozumie tylko pokój przez siłę, i poradził Moskwie, aby lepiej zarządzała własnym terytorium: „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj” [Władywostok - red.].

Radosław Sikorski podczas przemówienia w Sejmie. Warszawa, 23 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Oświadczenia rosyjskich urzędników to typowa rosyjska polityka szantażu, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Niestety – ona działa:

– Bo na Zachodzie jak diabły kadzidła boją się samego już tylko określenia „broń jądrowa”. A Rosja wymachuje nim na prawo i lewo, oficjalnie i nieoficjalnie. I właśnie na tym się opiera – nawiasem mówiąc, od wieków – rosyjska polityka wobec Zachodu: na zastraszaniu, kłamstwach i itp. Na razie to działa. Nasz ukraiński cel powinien polegać na wyjaśnieniu europejskim przyjaciołom, że Putin tak bardzo chce żyć, że tematu wojny z NATO w ogóle nie ma na agendzie.

Jeśli nie był w stanie przez trzy lata całkowicie zająć dwóch ukraińskich obwodów, to co tu mówić o zaatakowaniu NATO, jego połączonych sił, niezależnie od tego, jak bardzo by nie były teraz zdezorganizowane

Siedem krajów europejskich wezwało Trumpa i amerykański Kongres do nieulegania szantażowi i oszustwom Rosji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych parlamentów krajów bałtyckich, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii i Ukrainy 25 kwietnia opublikowali wspólne oświadczenie, w którym podkreślili konieczność bezkompromisowej ochrony suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Wezwali również do przyspieszenia procesu przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO oraz konfiskaty na rzecz Kijowa zamrożonych rosyjskich aktywów.

„Nie możemy powtórzyć błędów Monachium z 1938 roku. Negocjacje ze zbrodniarzem wojennym Putinem są bezsensowne: jego głównym celem jest osłabienie i upokorzenie naszego sojusznika, Stanów Zjednoczonych” – czytamy w ich oświadczeniu.

Ukraina oczekuje, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych będą tak silne, jak dla Izraela. Zdjęcie: OPU

Istnieje wiele spekulacji na temat tego, gdzie Rosja może zadać następny cios – czy to w celu przetestowania NATO, czy próby zniszczenia Sojuszu, czy też w celu bezpośredniej ekspansji terytorialnej. Wiele uwagi poświęca się oczywiście krajom bezpośrednio graniczącym z Rosją. Tyle że dla Rosji niekoniecznie muszą to być cele najbardziej atrakcyjne, uważa Keir Giles:

– Dla Rosji sensowne jest zaatakowanie tego systemu tam, gdzie są jego najsłabsze punkty. Jeśli więc macie kraj, który określił się jako współlider tak zwanej koalicji chętnych, jak Wielka Brytania, i jeśli wygląda na to, że może on wprowadzić wojska do Ukrainy, by spróbować wesprzeć ukraińską suwerenność, to kraj ten staje się celem dla Rosji.

Alternatywne sojusze i sojusznicy

W końcu Amerykanie wycofają się z Europy. Pytanie tylko o czas i algorytm działań – tzn. jak to zrobią, uważa dyrektor Centrum Strategii Obronnych Ołeksandr Chara. Na przykład nadal otwarta pozostaje kwestia strategiczna, czy Amerykanie zwiną swój parasol nuklearny nad Europą:

– Druga kwestia jest oczywista: NATO jest fundamentem obecnego systemu bezpieczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone ograniczą swoje zobowiązania, będzie to oznaczało, że trzeba przekształcić tę organizację, dostosowując ją do obecnych wyzwań – ale z zasobami znacznie bardziej ograniczonymi pod względem wojskowym i technologicznym.

Stany Zjednoczone są arsenałem demokracji, produkują duże ilości zaawansowanej broni, a poza tym częściowo zapewniają infrastrukturę, dowodzenie, wywiad i wsparcie technologiczne dla NATO. Zastąpienie tego wymaga czasu i inwestycji

Tak czy inaczej, Chara jest przekonany, Ukraina musi zintegrować swoje standardy ze standardami NATO, nie rezygnować z perspektywy członkostwa w Sojuszu, a w przypadku pojawienia się alternatywnych sojuszy bezpieczeństwa – zająć w nich miejsce.

Jednak obecnie Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. W swoich „pokojowych” propozycjach Stany Zjednoczone przerzucają własne zobowiązania wobec niej na kraje europejskie. Mimo to Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Ukraina oczekuje od USA silnych gwarancji bezpieczeństwa – takich jak w przypadku Izraela. Według prezydenta Ukrainy obecność kontyngentu amerykańskiego w Ukrainie nie jest warunkiem koniecznym, lecz niezbędne są dane wywiadowcze i systemy obrony przeciwlotniczej, w szczególności Patriot.

Keir Giles zauważa, że mimo głosów o malejącej roli NATO, nie było dotychczas mowy (przynajmniej publicznie) o pilnej potrzebie poszukiwania bardziej stabilnej i niezawodnej alternatywy dla Sojuszu:

– W rzeczywistości niektóre organizacje, które mogłyby służyć jako rdzeń lub prototyp takiej organizacji, zostały w znacznym stopniu odrzucone. Słyszymy wiele rozmów o tak zwanej koalicji chętnych, ale istnieją przecież Wielonarodowe Połączone Siły – kierowana przez Wielką Brytanię grupa krajów północnoeuropejskich, które miały takie samo podejście do bezpieczeństwa i chciały być gotowe do działania w czasach, w których NATO nie byłoby w stanie tego bezpieczeństwa zapewnić. Teraz właśnie nadszedł na to czas, tyle że o tej organizacji całkowicie zapomniano.

Największe coroczne manewry NATO - Dynamic Mariner/Flotex25. Zatoka Kadyksu, 28 marca 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Wśród Europejczyków dominuje jedna koncepcyjna luka, która według Gilesa bardzo hamuje europejskie myślenie o nowym środowisku bezpieczeństwa:

– Chodzi o to, w jaki sposób w tych okolicznościach Ukraina będzie dostawcą bezpieczeństwa, a nie jego konsumentem. Przecież Ukraina jest jednym z najważniejszych, najsilniejszych krajów i armii, jeśli chodzi o utrzymanie linii frontu przeciwko Rosji.

Dlatego alternatywy dla NATO w zakresie bezpieczeństwa są możliwe, lecz wymagają silniejszego wykazania się przywództwem ze strony krajów, które rozumieją, jak poważne i pilne jest to wyzwanie. Giles zauważa jednak, że europejscy przywódcy wciąż szukają rozwiązań, które nie dostrzegają tej rzeczywistości:

– Jak szybko Europa może być gotowa? Potrzeba dużo czasu, by zniwelować 30 lat niszczenia własnego potencjału militarnego. Widzimy znaczne inwestycje w obronność, na przykład w takich krajach jak Polska. Ale na zachód od Warszawy, w Europie Zachodniej, nadal jest sprzeciw, co oznacza, że te ważne inwestycje nie są nawet publicznie omawiane.

Tymczasem zwiększenie wydatków na obronność powinno być obecnie jednym z priorytetów Europy, uważa Giuseppe Spatafora. Bruksela powinna pomóc państwom członkowskim, na przykład poprzez specjalne instrumenty finansowe lub wspólne pożyczki

Pokazałoby to Stanom Zjednoczonym determinację Europy, a także pozwoliło jej samodzielnie wspierać Ukrainę:

– Po drugie, UE musi inwestować w strategiczne możliwości, kluczowe dla autonomicznego potencjału wojskowego: transport lotniczy, wywiad, obronę przeciwlotniczą i tak dalej. Muszą też być zasoby do prowadzenia wojny – od artylerii po duże armie. Bez tego powstrzymanie Rosji bez USA będzie niemożliwe.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Kateryna Tryfonenko
екран, мобільний телефон, гучномовець

<frame>Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.<frame>

Świadomość tego, czym jest bezpieczeństwo narodowe i z czego się składa, nie jest dziś przywilejem, ale koniecznością. Jeszcze ważniejsze jest jednak zrozumienie, że na wiele kluczowych obszarów bezpieczeństwa możemy wpływać sami – jako obywatele, mieszkańcy, a także migranci przebywający w Polsce. Bezpieczeństwo to nie tylko domena państwa, polityków i strategów. To nasza wspólna sprawa – codzienna praktyka oparta na wiedzy, współpracy i odpowiedzialności.

Główne obszary bezpieczeństwa narodowego to: bezpieczeństwo wojskowe, bezpieczeństwo sojusznicze, bezpieczeństwo energetyczne, bezpieczeństwo informacyjne, bezpieczeństwo gospodarcze, bezpieczeństwo społeczne, bezpieczeństwo ekologiczne.

Na niektóre z tych obszarów wpływają decyzje podejmowane na szczeblu państwowym lub międzynarodowym. Ale są też takie, na które możemy wpływać my – tu i teraz. I musimy to robić razem niezależnie od pochodzenia, języka czy historii. Bo tylko wtedy zbudujemy społeczeństwo naprawdę odporne na kryzysy. Jedną z takich kluczowych dziedzin jest dziś bezpieczeństwo informacyjne, które staje się pierwszą linią obrony we współczesnym świecie.

W XXI wieku wojna nie zawsze zaczyna się od wybuchów bomb. Czasami zaczyna się od posta na Facebooku, zmanipulowanego filmu na TikToku lub wyrwanej z kontekstu wypowiedzi, którą ktoś wrzuca do informacyjnego młyna

Zanim spadnie pierwsza rakieta, pojawiają się fake newsy, plotki i rosnące poczucie, że „coś jest nie tak”. W erze cyfrowej wiedza staje się naszym pierwszym schronieniem, a odporność informacyjna – nową formą obrony cywilnej.

Dezinformacja nie zna granic, a jej cel jest jeden: podzielić społeczeństwo, zasiać nieufność i podważyć zaufanie do państwa. Ukraina zbyt dobrze zna ten scenariusz. Rosyjską agresję poprzedziła zakrojona na szeroką skalę kampania dezinformacyjna, w której krok po kroku podważano podstawy jedności społecznej. Niestety te same metody próbuje się dziś stosować w Polsce.

Zdjęcie: Shutterstock

Czy Ukraińcy zamieniają się z bohaterów w kozły ofiarne? Fałszywe narracje uderzają w najsłabszych, a czasem w tych, którzy są po prostu „nowi” i bardziej widoczni. Od miesięcy słyszymy, że Ukraińcy „nie pracują”, „żyją za 800+”, „jeżdżą lepszymi samochodami niż Polacy” i „psują rynek pracy”.

Brzmi znajomo? Tak działa dezinformacja – prosto, emocjonalnie, bez faktów. A prawda? Prawda jest zupełnie inna.

78% Ukraińców w Polsce albo pracuje, albo aktywnie szuka pracy. To wyższy wskaźnik udziału w sile roboczej niż wśród wielu grup obywateli polskich. Pracują dużo – w logistyce, budownictwie, gastronomii, opiece. Wszędzie tam, gdzie Polacy często nie chcą już pracować. Co więcej, ich obecność pomaga utrzymać tempo wzrostu gospodarczego, które, gdyby ich nie było, uległoby spowolnieniu. Mówiąc wprost, Polska potrzebuje Ukraińców tak samo, jak Ukraińcy potrzebują bezpiecznego miejsca do życia.

Pieniądze? Tak, płyną, ale w jedną stronę – do budżetu. Według raportu BGK „Wpływ migrantów z Ukrainy na polską gospodarkę”, opublikowanego w marcu 2025 r., na każdą złotówkę wypłaconą Ukraińcom w ramach zasiłku 800+ do budżetu w postaci podatków i składek wraca 5,4 złotego. Nie, to nie oznacza, że Ukraińcy „oddają pięć razy więcej”. To oznacza, że oni oddają więcej, niż dostają. I to są twarde liczby, a nie opinie z Internetu.

A te luksusowe samochody? Tak, niektórzy Ukraińcy przyjeżdżali do Polski drogimi samochodami. Bo w Ukrainie, tak jak w Polsce, są ludzie, którzy takie samochody mają.

Warto zadać sobie pytanie: „Gdybyś miał 15 minut na to, by uciec z Kijowa lub Charkowa pod ostrzałem, to co byś wybrał: autobus czy własny samochód?” To nie jest luksus. To ratunek. Samochód to często jedyna rzecz, którą możesz zabrać ze swojego zbombardowanego domu

800+ dla Ukraińców? Polityczna straszak. W kampanii wyborczej ten temat powrócił jak bumerang – wraz z twierdzeniem, że „jeśli zabierzemy Ukraińcom przywileje, to Polakom zostanie więcej”. Problem polega na tym, że to nie tylko populizm, ale także mydlenie oczu. Po pierwsze, nie jest jasne, czy wtedy cokolwiek się zmieni. Po drugie, nawet jeśli się zmieni, to ta zmiana dotknie niewielkiej części społeczeństwa. Bo przeważająca większość ukraińskich rodzin radzi sobie samodzielnie i nie potrzebuje 800+.

A co z relacjami społecznymi? Obserwujemy ochłodzenie nastrojów. Według badania przeprowadzonego w listopadzie 2024 roku przez firmę Info Saliens oraz raportu opublikowanego przez Centrum Mieroszewskiego jednym z najbardziej zauważalnych zjawisk jest „znaczny spadek pozytywnych opinii o Polsce i Polakach. W 2022 roku 83% Ukraińców miało dobre zdanie o Polakach, podczas gdy w listopadzie 2024 roku odsetek ten spadł do 41%. Jednocześnie wzrosła liczba osób, które odnoszą się do nich neutralnie, co świadczy o coraz bardziej pragmatycznym charakterze tych stosunków”.

Są ku temu powody. To dezinformacja, wyczerpanie i brak jasnych narracji rządu. Tyle że nie mówimy o konflikcie – mówimy o nieporozumieniu, które można naprawić. Ale tylko poprzez dialog i fakty.

W przestrzeni publicznej nie można również pominąć tematu Wołynia – tragicznego i bolesnego rozdziału wspólnej historii, który do dziś budzi silne emocje. To właśnie ta rana jest najczęściej wykorzystywana jako narzędzie podziału. Pojawiają się głosy, że Ukraińcy „nie chcą oddać ciał”, że nie ma woli współpracy, że pamięć o zbrodni jest świadomie tłumiona.

Ale trzeba jasno powiedzieć: Wołyń to tragedia dla obu narodów. To dramatyczna karta historii, która zasługuje na prawdę, pamięć i godność, a nie na instrumentalizację i wykorzystywanie jej do podsycania wrogości

Upamiętnienie ofiar i szacunek dla historycznej prawdy są ważne. Jednak równie ważne jest to, by historia nie stała się bronią w rękach politycznych narratorów. Bo nie możemy cofnąć czasu. Możemy jedynie zdecydować, co zrobimy z tą pamięcią – i czy pozwolimy jej dzielić nas w czasie, w którym najbardziej potrzebujemy jedności.

Dzisiaj stoimy przed nowymi wyzwaniami: wojną, kryzysami, dezinformacją, podważaniem podstaw bezpieczeństwa. W takich czasach historia powinna być drogowskazem, a nie przeszkodą. Musimy patrzeć w przyszłość razem. Polacy i Ukraińcy.

Dezinformacja jest bronią masowego rażenia. Trzeba powiedzieć wprost: Polska nie będzie bezpieczna, jeśli nie zbuduje systemu oporu wobec manipulacji informacyjnych. Edukacja medialna, umiejętność krytycznego myślenia, rozpoznawania fałszywych źródeł i świadomego korzystania z mediów – wszystko to powinno być tak samo ważne jak wiedza o lokalizacji najbliższego schronu przeciwbombowego. Wystarczy jedna umiejętnie podana fałszywa wiadomość, by wywołać panikę, wzbudzić oburzenie lub zablokować system.

Poznań, 24.08.2024. Marsz z okazji Dnia Niepodleglosci Ukrainy. Zdjęcie: Fot. Lukasz Gdak/East News

I tu Ukraińcy mogą odegrać ogromną rolę. Bo mają doświadczenie w walce z dezinformacją, znają narzędzia, wiedzą, jak reagować. W Ukrainie lokalni liderzy – nauczyciele, bibliotekarze, obrona terytorialna, organizacje społeczne – stali się informacyjnymi „latarnikami”, budując sieci zaufania. W Polsce również możemy tworzyć takich liderów i ich wspierać. A to bardzo pilna sprawa.

Dzisiejsze bezpieczeństwo narodowe to coś więcej niż tylko schrony i przepisy. To relacje międzyludzkie, zaufanie społeczne i higiena informacyjna. Wszystko zaczyna się od świadomości.

Jeśli chcemy być gotowi na kryzysy, musimy mówić o faktach, a nie o mitach. O ludziach, a nie o stereotypach. O współpracy, a nie o podziałach

Jedyny front to bezpieczne społeczeństwo. Ukraińcy nie są „gośćmi” – są częścią naszego społeczeństwa. Jeśli razem z nimi zbudujemy system obrony cywilnej, razem będziemy w stanie chronić się przed atakami nie z nieba, lecz z internetu.

Kto sieje strach, ten zbiera kliki. Kto krzewi wiedzę, buduje schronienie. Wojna informacyjna trwa. Albo nauczymy się ją prowadzić, albo przegramy jeszcze zanim padnie pierwszy strzał.

20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Stefanie Babst: – USA mogą wyjść z NATO za 5 do 10 miesięcy

Ексклюзив
20
хв

Upadek Ameryki, jaką znamy

Ексклюзив
20
хв

Umowa Trumpa o ukraińskich złożach: szansa czy pułapka

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress