Exclusive
20
min

Dominika Lasota: Wojna w Ukrainie jest krwawym skutkiem uzależnienia świata od paliw kopalnych

O tym, dlaczego zmiany klimatu i wojna rosyjsko-ukraińska mają wspólny mianownik, i jak przeciwdziałać inwazji Rosji na Ukrainę. Sestry prezentują sylwetkę Dominiki Lasoty, znanej polskiej aktywistki ekologicznej

Tetiana Bakocka

Dominika Lasota. Fot: Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Dominika Lasota to 22-letnia aktywistka ekologiczna, która zachęca młodych ludzi w różnych krajach do przeciwdziałania katastrofie klimatycznej. „The New York Times” nazywa ją jedną z liderek „nowego skrzydła ruchu antywojennego” – bo swoją walkę ze zmianami klimatycznymi łączy z oporem wobec rosyjskiej inwazji na Ukrainę.

Aktywistki Dominika Lasota, Wiktoria Jędroszkowiak, Wiktoria Pogrebniak i Natalia Panczenko podczas konferencji prasowej Euromajdanu, Warszawa 2023. Zdjęcie: archiwum prywatne

– Głównym źródłem finansowania wojny i budowania potęgi militarnej Rosji są wpływy ze sprzedaży ropy i gazu – mówi Dominika. – Dzięki importowi paliw kopalnych z Rosji Putin zdobywa najwięcej pieniędzy na swoje agresywne działania w Ukrainie. Dlatego zaczęliśmy walczyć o embargo na rosyjskie paliwa kopalne w Unii Europejskiej.

To właśnie wojna na pełną skalę dobitnie pokazała, że źródło katastrofy klimatycznej i rosyjskich zbrodni w Ukrainie jest wspólne. To uzależnienie od paliw kopalnych

Zdaniem ekoaktywistki, kraje UE zaczęły rozbrajać energetycznie Rosję i zmniejszać swą zależność od rosyjskich surowców energetycznych nie dlatego, że chcieli tego politycy.

Zrobiły to, ponieważ aktywiści ekologiczni uporczywie je do tego zmuszali

– Dzięki presji ukraińskich organizacji pozarządowych i ich współpracy z międzynarodową społecznością ekologiczną udało nam się osiągnąć częściowe embargo na ropę – zaznacza Lasota. – Wspólnie organizowaliśmy protesty i różne akcje, aby wywrzeć presję na europejskich polityków i zażądać, by jak najszybciej odcięli się od Putina. W końcu jak Ukraina może wygrać wojnę, jeśli kraje UE z jednej strony przekazują duże sumy pieniędzy na pomoc dla niej, a z drugiej nadal kupują rosyjskie surowce energetyczne, finansując przestępczy rosyjski reżim?

Protest młodzieży domagającej się embarga na import rosyjskiej ropy, 2022 r. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Jedna z takich akcji miała miejsce w maju 2022 roku. Dominika Lasota, Wiktoria Jędroszkowiak i inni aktywiści ekologiczni protestowali przed budynkiem Berlaymont, czyli siedzibą Komisji Europejskiej, podczas spotkania, na którym przywódcy UE omawiali sankcje przeciw Rosji. Ich decyzja o nałożeniu embarga na około 80% rosyjskiej ropy została uznana przez działaczy ekologicznych za „połowiczny sukces”.

W listopadzie 2022 r. w Szarm el-Szejk w Egipcie odbyła się konferencja ONZ w sprawie zmian klimatu COP27. W tym czasie Dominika Lasota wraz z ukraińskimi aktywistkami ekologicznymi Switłaną Romanko („Razom We Stand”), Walerią Bondariewą i Wiktorią Boll („Fridays for Future Ukraine”) protestowała podczas sesji Rosjan, w których 150-osobowej delegacji było 33 lobbystów paliwowych.

Lasota zapytała wtedy rosyjską delegację: „Jak śmiecie siedzieć na tej konferencji, skoro jesteście zbrodniarzami wojennymi i nie zasługujecie na żaden szacunek?”

Nazwała Rosjan „podłym”, trzymając w górze transparent z napisem „Paliwa kopalne zabijają!”, za co wraz z innymi aktywistami została wyrzucona z sali przez ochronę. Wtedy w proteście wielu uczestników konferencji, w tym przedstawiciele polskiej delegacji i niemieccy aktywiści klimatyczni, również opuściło salę.

Zachodnie media („New York Times”, „Financial Times”, „Politico” i inne) pisały o tym i innych protestach, podczas których aktywiści ekologiczni domagali się silnych i skutecznych sankcji wobec Rosji: itp.

– Dla międzynarodowych dziennikarzy ważne było poinformowanie światowej społeczności, że w Europie są młodzi ludzie, którzy angażują się w kampanię antywojenną. I że Ukraińcy nie są sami. Są ekoaktywiści z Polski, Węgier, Czech, Niemiec, Francji i innych krajów – mówi Dominika.

Po inwazji wojsk rosyjskich na pełną skalę badania zmian klimatu w Ukrainie stały się niemożliwe. Od 2022 roku prawie 30% stacji meteorologicznych nie prowadzi obserwacji. Wiele stacji pogodowych ma znaczne luki w obserwacjach z powodu tymczasowej okupacji i przerw w dostawach prądu.

Zmiana klimatu jest zagrożeniem takim samym jak broń nuklearna. I nawet bez wyników poważnych badań jasne jest, że wojna rosyjsko-ukraińska niszczy planetę – uważa Lasota

Największym horrorem jest zabijanie ludzi i niszczenie ich domów, ale ekobójstwo też jest katastrofą. Bo z powodu niszczenia przyrody ludzie nie mogą już żyć w bezpiecznym świecie.

– By temu zapobiec, sprzeciwiamy się również tym firmom i przedsiębiorstwom, które kradną zdrowie ludzi i prawo do życia w bezpiecznym środowisku, aby zarabiać pieniądze dla siebie –mówi aktywistka. – Oni szkodzą środowisku, bezlitośnie niszcząc je dla własnych korzyści. I jak ukraińscy aktywiści ekologiczni mogą w pełni przyłączyć się do walki o przyszłość planety, jeśli ich życie jest zagrożone z powodu wojny?

Protest w Nowym Jorku w 2022 roku. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Kiedy wybuchła wojna na pełną skalę, wielu ukraińskich działaczy na rzecz ochrony środowiska zadzwoniło do swoich kolegów z innych krajów i poprosiło o pomoc w ewakuacji.

Jednak większość z nich pozostała w Ukrainie i kontynuowała pracę w schronach przeciwbombowych, przy dźwiękach alarmów przeciwlotniczych

– Wiele się od was nauczyliśmy jako od narodu, który doświadcza okropności wojny w XXI wieku – przyznaje Dominika. – W najtrudniejszych czasach byliście w stanie zmobilizować się do obrony przed rosyjskimi okupantami. To dla mnie wielka inspiracja widzieć, jak moi koledzy kontynuują pracę, mimo że na ich domy spadają bomby i pociski. Podziwiamy odwagę, wytrwałość i motywację ukraińskich działaczy ekologicznych, którzy nadal robią z nami ważne rzeczy.

Jej zdaniem żywym przykładem solidarności globalnej społeczności ekologicznej z Ukraińcami była wizyta słynnej szwedzkiej aktywistki Grety Thunberg w Kijowie w czerwcu 2023 r., kiedy Rosjanie wysadzili tamę w Kachowce.

Greta Thunberg jest również przedstawicielką Międzynarodowej Grupy Roboczej ds. Środowiskowych Konsekwencji Wojny. Oprócz niej na spotkanie z prezydentem Zełenskim przybyli też inni przedstawiciele tej grupy: była wicepremier Szwecji Margot Wallström, wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Heidi Gautala i była prezydent Irlandii Mary Robinson.

Greta Thunberg (trzecia z prawej) i grupa robocza ds. środowiskowych skutków wojny na spotkaniu z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim w Kijowie. 29.06.2023. Zdjęcie: Kancelaria Prezydenta Ukrainy

Thunberg nazwała katastrofę w obwodzie chersońskim ekobójstwem i wezwała do pociągnięcia rosyjskich władz do odpowiedzialności. Podkreśliła, że zaangażuje przedstawicieli pozarządowych organizacji ekologicznych w dialog na temat głównych zadań Międzynarodowej Grupy Roboczej i zwróci uwagę na środowiskowe konsekwencje wojny.

– To był ważny moment, który pokazał, że na świecie jest wielu ludzi, którzy wspólnie walczą o przyszłość naszej planety. I że ta walka podczas wojny o Ukrainę i walka o środowisko idą w parze. Politycy, którzy chcą zarabiać coraz więcej pieniędzy, uważają, że ich własne korzyści są ważniejsze niż życie ludzi. Ale wojna przeciwko Ukrainie ujawniła problemy, na których zachodni przywódcy nie chcieli się skupiać przez wiele dziesięcioleci – więc milczeli. A teraz coraz więcej ludzi zdaje sobie sprawę z tego, jak mocno Rosja zacisnęła swoją energetyczną pętlę na UE i na co tak naprawdę Rosjanie wydają swoje dochody z ropy i gazu. Na niszczenie planety – mówi Dominika Lasota.

Dominika podczas wizyty prezydenta USA Joe Bidena w Warszawie. 21.02.2023. Fot: Wojciech Stróżyk/REPORTER

Według polskiej ekoaktywistki inwazja Rosji na Ukrainę jest potężnym sygnałem alarmowym: trzeba pilnie porzucić paliwa kopalne. A jeśli Europa chce uniezależnić się od Rosji, musi korzystać z alternatywnych źródeł ropy i gazu. Lasota uważa, że jedynym rozwiązaniem w tej problemu jest przyspieszenie przejścia na odnawialne źródła energii, takie jak wiatr i słońce. Dopóki tak się nie stanie, coraz więcej Ukraińców będzie umierać w wyniku rosyjskich działań wojennych.

Wojna w Ukrainie odwraca również uwagę UE od zmian klimatycznych, ze względów bezpieczeństwa prowadząc do zwiększenia produkcji broni. A większość sprzętu wojskowego działa przecież na benzynę i olej napędowy.

Oznacza to, że zależność od rosyjskich paliw kopalnych jest błędnym kołem, w którym nie ma miejsca na pokój na naszej planecie

Lasota uważa, że istnieje wiele organizacji, które już pracują nad przyjaznym dla środowiska podejściem do powojennej odbudowy Ukrainy na różnych platformach międzynarodowych. Aktywiści ekologiczni apelują do władz wielu krajów o zapewnienie międzynarodowego wsparcia finansowego na rzecz ekologicznej odbudowy Ukrainy. Wsparcie to powinno mieć formę dotacji.

Zdaniem aktywistki niektóre międzynarodowe firmy, wykorzystując osłabienie Ukrainy, mogą udawać, że pomagają w tym procesie. Jednak w rzeczywistości kierują się tylko egoistycznymi motywami, chcąc zarobić na odbudowie Ukrainy jak najwięcej pieniędzy. Dlatego musimy upewnić się, że ta odbudowa będzie dla Ukraińców sprawiedliwa.

– Nie każdy chce pomóc Ukrainie, bo ma dobre serce. Zdaję sobie sprawę, że wojna jest długa i że jest to bardzo męczący proces. Ale będziemy dalej budować solidarność środowiskową z Ukraińcami i razem walczyć – obiecuje Dominika.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarka, redaktor Mikołajowskiego Oddziału Narodowej Publicznej Nadawczej Ukrainy. Autor programów telewizyjnych i radiowych, opowiadań, artikułów na tematy wojskowe, ekologiczne, kulturalne, społeczne i europejskie. Opublikowano w gazecie ukraińskiej diaspory w Polsce „Nasze Słowo”, na ogólnoukraińskich stronach dotyczących „Portal Integracji Europejskiej” Biura Wicepremiera ds. Integracji Europejskiej i Euroatlantyckiej oraz Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych. Międzynarodowe programy szkoleniowe dla dziennikarzy: Deutsche Welle Akademie, Media Neighbourhood (BBC Media Action), Thomson Foundation i inni. Współorganizatorka wielu dziedzin i szkoleń: projekty edukacyjno-kulturalnych dla uchodźców w Polsce, realizowane przez Caritas, Federację Organizacji Pozarządowych FoSA; „Kultura Pomaga”, realizowanych przez Osvitę (UA) i Zusę (DE). Jest współautorką książki „Serce oddane ludziom” o historii południowej Ukrainy. Opublikowano artykuł na temat wojskowe w książkach „Wojna na Ukrainie. Kijów - Warszawa: Razem do zwycięstwa” (Polska, 2022), „Lektury iczne: Zachowajmy dla otomności” (Ukraina, 2022)

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.

Efekt trampoliny

W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.

Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.

To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.

Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.

Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.

Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.

Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.

Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%.
Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał.
To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.

Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.

„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką”komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.

Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.

Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.

Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków.
Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy.
W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.

Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał

Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują.
Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków.
Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych.
Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.

Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych.
Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.

Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.

Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji

Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.

Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.

Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030.
Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy.
To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów. 

20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Jerzy Wojcik

Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach? 

Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.

Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.

Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.

Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe

Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?

No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.

Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.

To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.

Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”

Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki. 

Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?

Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.

To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca

Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?

Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości. 

Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?

Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie. 

Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać? 

Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu. 

A „zetki”? 

Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym

Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.

A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?

Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.

Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe

Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości? 

Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.

A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.

Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie. 

Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?

Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.

Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.

Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości

Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.

20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress