Exclusive
20
min

Piękny kraj, ale nie do zarabiania. Jak się żyje Ukraińcom w Chorwacji

Paradoks Chorwacji polega na tym, że mimo deficytu siły roboczej, pozostaje on miejscem, w którym ciężko zarabiać pieniądze. Życie tutaj, gdy pracujesz na lokalnym rynku i płacisz za wynajem mieszkania, jest bardzo trudne. Jak radzą więc sobie ci, którym się to udało?

Kateryna Kopanieva

‍ Zdjęcie: Ksenia Noryk

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Chociaż Chorwacji nie można nazwać popularnym kierunkiem wśród ukraińskich uchodźców, od początku wojny na pełną skalę przybyło tu ponad 27 tysięcy Ukraińców, co dla kraju o populacji poniżej 4 milionów ludzi stanowi znaczącą liczbę. Co ciekawe, mniej więcej tyle samo osób (28-30 tysięcy) opuszcza Chorwację każdego roku, migrując do innych krajów UE, co już wywołało kryzys demograficzny. Władze i media w Chorwacji wciąż mówią o braku siły roboczej i o tym, że już teraz co piętnasty pracownik jest obcokrajowcem. Oczekuje się, że do 2030 r. w Chorwacji będzie około pół miliona migrantów zarobkowych.

Biorąc pod uwagę oczywisty kryzys na rynku pracy, przybycie ukraińskich uchodźców mogłoby być korzystne dla chorwackiej gospodarki. Zarazem jednak Ukrainki, które przeniosły się tu przed wojną, twierdzą, że Chorwacja to nie kraj do zarabiania pieniędzy. „Tu jest ciepło i pięknie, ale realne minimum egzystencji jest wyższe niż minimalna płaca” – twierdzi Ołeksandra z Kijowa. – Jeśli więc nie masz tu mieszkania i pracujesz na lokalnym rynku pracy, bardzo trudno jest przeżyć”.

Cudowne miejsca, ale życia tu sobie raczej nie urządzisz

Ołeksandra przyjechała z dwoma synami do Chorwacji jesienią 2022 roku. Najpierw ewakuowała się do Niemiec, potem wróciła do Ukrainy. Ale wraz z rozpoczęciem rosyjskich ataków dronowych wyjechała ponownie.

– Tym razem do Chorwacji, i to nie tylko z dziećmi, ale także z rodzicami – mówi. – W Chorwacji nie ma comiesięcznych zasiłków socjalnych; można tu otrzymać co najwyżej 300 euro na osobę rocznie. Nie ma też mieszkań socjalnych, jak w Niemczech. Ale są programy pomocy dla Ukraińców w zakresie tymczasowego zakwaterowania, które, o ile mi wiadomo, organizuje przez Czerwony Krzyż. To bezpłatne zakwaterowanie w domkach, w których można mieszkać do czasu znalezienia stałego miejsca zamieszkania. Mieszkaliśmy w takim hotelu przez rok, aż przeprowadziliśmy się do Zadaru, gdzie wynajmujemy mieszkanie.

Te domki znajdują się w górach – w pięknych miejscach, ale z dala od cywilizacji, większych miast i morza. Nie ma tam kuchni, ale jest bezpłatne wyżywienie. Oznacza to, że dostajesz dach nad głową, jedzenie, ale znalezienie stałej pracy, która pozwoliłaby wynająć własne mieszkanie i urządzić sobie życie, jest praktycznie niemożliwe. Znam ludzi, którzy mieszkają w takich domkach już od trzech lat. Dopóki trwa wojna, nie są eksmitowani.

Ważne, by zrozumieć, że jeśli prosisz o takie mieszkanie, nie możesz wybrać, gdzie zostaniesz zakwaterowany – mogą cię umieścić nawet w hotelu przy autostradzie, gdzie w zasięgu spaceru nie ma nic

Z poszukiwaniem mieszkania do wynajęcia bywa różnie: ktoś znajduje je szybko, ktoś szuka miesiącami. W Chorwacji nie ma tak surowych wymagań wobec najemców, jak w innych krajach europejskich, gdzie sprawdzają oficjalne dochody i historię kredytową. Ale tutaj trudno znaleźć odpowiednie warunki, na przykład pozwalające przez rok płacić stałą kwotę. Jako że większość miejscowych żyje z turystyki, latem najemcy mogą zostać poproszeni o płacenie dwa razy więcej, a nawet o wyprowadzenie się – z możliwością powrotu po zakończeniu sezonu. Nam udało się znaleźć mieszkanie ze stałym czynszem. Ceny ostatnio znacznie wzrosły. Kiedy przyjechaliśmy, jednopokojowe mieszkanie można było wynająć za 450 euro. Obecnie kosztuje ono co najmniej 650 euro.

Hotel Wooden Houses Macola, w którym mieszkają ukraińscy uchodźcy. Zdjęcie: wooden-houses-macola-korenica.hotelmix.com.ua

Kto się odnalazł się w Chorwacji

Są jednak Ukraińcy, którzy mieszkają w drogich nadmorskich strefach. To głównie informatycy pracujący na rynki innych krajów. W Chorwacji po prostu mieszkają i cieszą się morzem.

Jednak niewielu Ukraińców znalazło zatrudnienie na lokalnym rynku pracy. Znam dziewczynę, która zarabia w Chorwacji jako manikiurzystka, jej klientki to głównie Ukrainki. Znam też mężczyznę, który sprzedaje panele słoneczne. Jest doświadczonym biznesmenem, ale mówi, że na początku było ciężko. Chorwaci są przyzwyczajeni do kupowania od osób, które znają osobiście – nawet jeśli to oznacza, że muszą zapłacić więcej. Ten mój znajomy włożył sporo wysiłku w nawiązywanie kontaktów. Niektórzy Ukraińcy zarabiają na wynajmowaniu hoteli i podnajmowaniu w nich pokoi.

Minimalna pensja wynosi tu około 800 euro. Jeśli płacisz 650 za wynajem mieszkania, to po prostu nie masz za co żyć

Ceny produktów są wyższe niż w Niemczech. Aby kupić na przykład kawałek mięsa, kaszę i warzywa, trzeba wydać powyżej 30 euro. Chociaż mieszkamy nad morzem, ryby i owoce morza są tu tak drogie, że nie pozwalamy sobie na nie zbyt często. Niedawno pojechałam do Ukrainy i mąż kupił mi pięć kilogramów krewetek. Jadłam je na śniadanie, obiad i kolację.

W Chorwacji pracuję na własny rachunek, zajmuję się fotografią. Głównie to sesje zdjęciowe w sezonie turystycznym. Ale finansowo pomaga mi mąż, który wysyła nam pieniądze z Ukrainy.

Ołeksandrze podoba się wolność, którą czuje się w Chorwacji

Według Ołeksandry Ukraińcy w Chorwacji mogą uzyskać zniżkę na wynajem mieszkania w ramach programu rekompensat. Ale w praktyce nie zawsze tak się dzieje:

– Nie wszyscy właściciele mieszkań chcą się w to bawić. Istota programu polega na tym, że to wynajmujący musi złożyć wniosek i dokumenty potwierdzające, że mieszkają u niego Ukraińcy. I jeśli na przykład wynajmuje mieszkanie za 600 euro, to część tych pieniędzy nie zostanie mu wypłacona przez najemcę, ale przez państwo. Wielu nie chce brać w tym udziału m.in. dlatego, że wraz z wnioskiem o udział w programie rozpoczyna się weryfikacja dokumentów, a nie każdy wynajmujący Chorwat ma papiery w porządku.

W tym sensie chorwacka rzeczywistość bardziej przypomina ukraińską niż niemiecką czy szwajcarską

Chorwacki mentalność, czyli „jak się umówisz”

Tutaj, podobnie jak w Ukrainie, coś może być nielegalne, a coś działa na zasadzie „jak się umówisz”. Jednak rozwiązanie sprawy za pośrednictwem kogoś trzeciego jest mało prawdopodobne – Chorwaci ustalają sprawy tylko osobiście, zwracając się bezpośrednio do drugiej strony. Znajoma poradziła mi kiedyś, żebym poszła do lekarza z czekoladą. W pewnym sensie panuje tu znany nam chaos. Zapomniałeś zabrać jakiś dokument? Nie ma sprawy, przyniesiesz później. Ludzie wierzą sobie na słowo.

Kolejną rzeczą, która bardzo różni Chorwację od Niemiec, jest brak kontroli. Tu nie ma surowych systemów kar ani urzędów pracy, które zmuszają cię do szukania zatrudnienia. Nikogo nie interesuje, gdzie i jak mieszkasz, czy pracujesz, czy nie, czy jeździłeś do Ukrainy, czy nie.

Nie ma świadczeń socjalnych, a co za tym idzie – nie ma kontroli. Czujesz się swobodnie i to mi się podoba

Nawiasem mówiąc, pomimo braku surowego systemu kar i policji na każdym kroku, w Chorwacji czujesz się bezpiecznie. W małych miasteczkach wszyscy się znają, a kradzieże zdarzają się głównie w sezonie turystycznym. Ogólnie Chorwaci są przyjaźni i dobrze traktują obcokrajowców. W rozmowach z Ukraińcami często wspominają, że trzydzieści lat temu sami przeżyli wojnę – i bardzo nam współczują.

Większość Chorwatów to ludzie religijni. To kraj katolicki, nawet w szkole jest nauczanie religii.

Festiwal dziecięcy w Szybeniku, 2024 r.

Nie nazwałabym jednak Chorwatów pracoholikami. Na pewno nie będą się nadmiernie wysilać. Jeśli ktoś ma domek nad morzem, to przez dziesiątki lat wynajmuje go turystom. Pół roku zarabia na tym pieniądze, a przez kolejne pół roku z tych pieniędzy żyje. I nic więcej nie potrzebuje.

A serwisu nawet nie ma co porównywać z ukraińskim.

Moje zepsute auto trafiło do trzech chorwackich warsztatów i tygodniami stało w krzakach, nikt nawet nie zaczął naprawy

Tymczasem w Ukrainie naprawiono je od razu. Za naprawę laptopa lub smartfona wezmą co najmniej 50 euro, choć to nie znaczy, że praca zostanie wykonana. Nie zdziw się, jeśli w restauracji podadzą ci brudny talerz albo szklankę. Jeśli poprosisz, wymienią, ale najprawdopodobniej będą zdziwieni, o co ci chodzi. Miejscowi są pod tym względem wyluzowani. W zasadzie w żadnej dziedzinie nie ma konkurencji, nikt nie stara się zadowolić innych ani zarobić więcej. Ludzie mają inne podejście do pracy, pieniędzy i w ogóle życia.

Jako że zarobki są tutaj niewielkie, w rodzinach zazwyczaj pracują oboje partnerzy. Rodzice często pracują na zmiany, dzieci również chodzą do szkoły na zmiany: przez tydzień rano, przez drugi po południu. Program nauczania jest tu nieco łatwiejszy niż w Polsce, ale podejście bardziej przypomina nasze niż niemieckie: nauczyciel może dziecko zbesztać, a nawet podnieść głos. W Niemczech niezależnie od tego, jak się dziecko zachowuje, coś takiego nie ma miejsca.

W nadmorskich regionach Chorwacji można zobaczyć wille, których właścicieli miejscowi sarkastycznie nazywają „niemieckimi Chorwatami”. To ludzie, którzy trzydzieści lat temu z powodu wojny wyjechali do Niemiec i tam zostali. Zarabiając znacznie więcej, niż mogliby w ojczyźnie, pozostają w Niemczech, ale nieruchomości kupują w Chorwacji. Ci, którzy nie wyjechali podczas wojny, nazywają tych ludzi zdrajcami. Jak już wspomniałam, Ukraińcy i Chorwaci są w pewnym sensie do siebie podobni.

W martwym sezonie życie się zatrzymuje

– W pracy naprawdę nie ma napięcia – potwierdza Ksenia Norik z Kijowa, także mieszkająca w Chorwacji.

– Dla Chorwatów czymś zupełnie normalnym jest po prostu siedzieć przez godzinę czy dwie, pić kawę i gapić się na morze

Niedawno odwiedziła mnie przyjaciółka, która powiedziała: „Bardzo ładnie, ale nie mogłabym mieszkać cały czas w takiej wakacyjnej atmosferze”.

Chorwaci sami się dziwią, gdy słyszą, że ktoś przyjechał do nich nie na wakacje, ale na stałe. Bo miejscowa młodzież – wręcz przeciwnie: wyjeżdża do krajów, w których można więcej zarobić. Ksenia jest profesjonalną artystką. W Ukrainie zajmowała się malarstwem, uczyła rysunku w kilku pracowniach w Kijowie i miała własny internetowy sklep z obrazami.

Wraz z wybuchem wojny ewakuowała się z trzyletnią córką najpierw do Polski, a następnie do chorwackiego miasteczka Vodice, gdzie w zeszłym roku otworzyła własną pracownię.

Ksenia: "Inspiruje mnie tutejsza przyroda, to niesamowite piękno"

– To właśnie w Chorwacji zaczęłam malować pejzaże. Inspiruje mnie tutejsza przyroda, to niesamowite piękno – mówi. – Wyjeżdżając w pośpiechu z Kijowa zabrałam tylko pięć małych obrazów, które zmieściły się do torby. Trzy z nich sprzedałam na aukcji w Polsce. Później, po pół roku życia w Chorwacji, pojechałam do Ukrainy i wywiozłam wiele swoich obrazów i narzędzi pracy.

W Chorwacji udało mi się znaleźć lokum, którego właściciel zgodził się wziąć udział w programie rekompensaty za mieszkanie – w ten sposób zamiast 600 euro miesięcznie płacę na razie 300.

Jeśli chcesz samodzielnie wynająć mieszkanie, musisz zarabiać co najmniej 1300-1400 euro miesięcznie

W niektórych branżach, takich jak moja, są możliwości. Ja otworzyłam własną pracownię dzięki dotacji na rozwój działalności gospodarczej, którą otrzymałam z funduszy europejskich. To był długi i niełatwy proces, wiele niuansów i dokumentów, ale wszystko się udało. Od lata ubiegłego roku mam własną pracownię, która jest jednocześnie moim małym sklepikiem. Sprzedaję tam swoje obrazy, pamiątki, a także maluję na zamówienie.

Miejscowi już dobrze mnie znają – po przyjeździe do miasteczka sama zaczęłam poznawać ludzi. Nawiązałam znajomości w przedszkolu córki, w lokalnej bibliotece, potem zorganizowałam kilka indywidualnych wystaw – i napisała o mnie lokalna gazeta. Teraz mam już klientów zarówno wśród mieszkańców, jak turystów. Moja galerio-pracownia znajduje się w centrum miasta, wieczorami ludzie spacerujący promenadą wchodzą do środka i często coś kupują lub zamawiają. W sezonie pracownia jest otwarta do 23.

Pracownia - sklepik Kseni

Zimą wszystko wygląda inaczej. To martwy sezon, więc w tym okresie dużo maluję, prowadzę też lekcje malarstwa i warsztaty. Lekcje są w języku chorwackim, który przez te trzy lata dobrze opanowałam. Nawiasem mówiąc, gramatyka chorwacka jest bardzo podobna do polskiej, niektóre słowa też. Chodziłam na kursy, miałam korepetycje, ale przez większość czasu uczyłam się sama. Prawdziwy postęp nastąpił wtedy, gdy przestałam bać się popełniać błędy. Poza tym większość Chorwatów dobrze zna angielski.

Jeśli bardzo chcesz, możesz nauczyć się języka i znaleźć tu możliwości rozwoju. Na przykład stypendium, które otrzymałam, nie jest przeznaczone tylko dla artystów – biznesy mogą być różne. W zależności od dziedziny działalności, można otrzymać od 7 do 20 tysięcy euro. Następnie, w razie potrzeby, można ubiegać się o inne stypendia, na przykład jeśli trzeba dokupić sprzęt.

Życie w Chorwacji ma swoje plusy i minusy. Dla mnie jako artystki plusy to oczywiście niesamowita przyroda i architektura. Tutaj na pewno jest skąd czerpać inspiracje. W Chorwacji jest dużo słonecznych dni, nawet zimą. Jest tu dość wietrznie, więc nawet w upale nie ma duchoty.

Kuchnia jest ciekawa, miejscowi bardzo lubią mięso. Często można zobaczyć na rożnie jagnię, dzika, a nawet krowę

Chorwaci świetnie przyrządzają raki, a do tego jest tu bardzo smaczna oliwa. Lubię też blitwę – to warzywo, podgatunek buraka.

Minusy to wysokie ceny. Teraz przyjechała do nas moja mama i na produkty spożywcze dla całej rodziny co kilka dni wydajemy 100 euro. No i ten martwy sezon, kiedy życie w mieście na kilka miesięcy po prostu zamiera. W Chorwacji jest też bardzo wysoka wilgotność, nie ma centralnego ogrzewania, więc zimą w mieszkaniach może pojawić się pleśń. Miejscowi są do tego przyzwyczajeni, ale Ukraińców często to szokuje.

To, że nie ma tu zasiłków socjalnych, jest jednocześnie i minusem, i plusem. Jesteś sam za siebie odpowiedzialny i nikomu nic nie jesteś winien.

„Niedawno odwiedziła mnie przyjaciółka, która powiedziała: - Bardzo ładnie, ale nie mogłabym mieszkać cały czas w takiej wakacyjnej atmosferze”.

Według chorwackich mediów najwięcej Ukraińców mieszka obecnie w Zagrzebiu, nadmorskiej żupanii [odpowiednik województwa – red.] splicko-dalmackiej oraz w północnym regionie Primorje-Gorski Kotar, wokół portu Rijeka. Jeśli chodzi o zatrudnienie, jednym z najbardziej poszukiwanych kierunków była i pozostaje branża hotelarska i restauracyjna – sezonowa praca jest tam zawsze. Ponadto, jak podaje lokalna prasa, obecnie w Chorwacji jest duże zapotrzebowanie na sprzedawców w sklepach i centrach handlowych, a także na budowlańców i specjalistów ds. rozwoju biznesu, którzy znają języki obce.

Niektórym Ukraińcom w Chorwacji udaje się nostryfikować dyplomy i znaleźć pracę zgodnie z wykształceniem. Wśród nich są lekarze. Jak informuje serwis jutarnji.hr, Chorwacka Izba Lekarska rozpatruje obecnie 16 wniosków o uznanie dyplomów medycznych z Ukrainy. Na chorwackim rynku pracy rzeczywiście brakuje lekarzy, ale dyplomy medyczne wydane w innych krajach trudno tu nostryfikować. Na przykład epidemiolożka Olga z obwodu ługańskiego powiedziała, że z powodu różnic w programach nauczania i biurokratycznych niuansów z 27 lat stażu pracy udało jej się potwierdzić tylko 12 i uzyskała prawo do pracy nie jako epidemiolog, a jako lekarz ogólny. By zostać wąskim specjalistą, musisz jeszcze przez pięć lat studiować na lokalnej uczelni.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nie pomogły ani zaświadczenia ze szkoły, ani ubezpieczenie zdrowotne

W rzeczywistości problem z dokumentami istnieje od początku pełnoskalowej inwazji Rosji. Kiedy tysiące Ukrainek z dziećmi przeniosły się do Francji, ustawowo przyznano im status tymczasowej ochrony. Dotyczyło to jednak wyłącznie osób dorosłych. Dzieci poniżej 18 roku życia we Francji nie mają żadnego oficjalnego dokumentu potwierdzającego, że przebywają w kraju pod tymczasową ochroną. Jedyny ślad znajduje się w polisie ubezpieczeniowej rodziców.

Do lipca tego roku polscy pogranicznicy przymykali na to oko, mimo że okres pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego był już przekroczony.

Jednak w lipcu 2025 Polska niespodziewanie zaostrzyła procedury przy przekraczaniu granicy z Ukrainą. Ukraińcy zaczęli dzielić się negatywnymi doświadczeniami.

Alona Kutas napisała na stronie facebookowej „Pomoc w sprawach administracyjnych Ukraińców we Francji”:

— 17 lipca ja, moje dwie córki (30 i 16 lat), wnuczka (3,8 roku) oraz nasz pies dotarliśmy do przejścia granicznego Szeginie–Medyka. Szybko przeszliśmy ukraińską kontrolę… Ja i starsza córka mamy APS (tymczasową ochronę), nasze dzieci w wieku 16 i 3,8 lat — nie. W związku z tym mnie, starszą córkę i wnuczkę Polacy przepuścili, ale mojej 16-letniej córki już nie.

Wyjaśnię od razu, czemu wnuczka została wpuszczona — nie przekroczyła okresu bezwizowego. Moja 16-latka, oczywiście, tak — od ponad roku nie była w Ukrainie: uczyła się we francuskim liceum, w szkołach ukraińskich online, mieszkała w Paryżu. Została poproszona o przejście do pomieszczenia w celu wyjaśnienia sprawy.

Pokazaliśmy kierownikom służby celnej wszystkie dokumenty, jakie miała córka (ze szkoły, ubezpieczenie zdrowotne), a nawet pismo wydane przez ambasadę Francji z pełnymi informacjami o pobycie i nauce w Paryżu.

Po zapoznaniu się z tym dokumentem polski kierownik punktu powiedział: „Dokument jest w porządku, ale złamaliście prawo (przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w strefie Schengen), więc proszę wracać do Ukrainy”. Ani łzy, ani prośby nie pomogły.

Najbardziej wstrząsnęła mną jednak sytuacja innej matki z dzieckiem z niepełnosprawnością. Chłopiec leżał na specjalnym łóżku, obok stała walizka pełna leków. Matka przez dziesięć minut podawała mu lekarstwa. Nie wiedziałam, jak im pomóc. Oni również wracali do Niemiec.

Nas i ich odesłano z powrotem na Ukrainę. W paszporcie córki umieszczono stempel „F” (oznacza przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w ramach ruchu bezwizowego — red.). Córka ze łzami w oczach wróciła na Ukrainę.
Wyrobiliśmy nowy paszport, znaleźliśmy przewoźnika jadącego przez granicę rumuńską i bez problemów dotarliśmy do Paryża.

Inna matka, Liza Buryk z Lyonu, obrała inną drogę. Po własnych negatywne doświadczeniach na granicy zaczęła zbierać świadectwa od rodziców i wysyłać pisma do odpowiednich instytucji we Francji i na Ukrainie:

— To, co dzieje się teraz na polsko-ukraińskiej granicy latem 2025 roku, to stres, bezsilność i upokorzenie.

Te kobiety nie jechały do Ukrainy na wakacje, ale na pogrzeby, leczenie chorych rodziców, odnowienie dokumentów lub po prostu zobaczyć się z rodziną po ponad trzech latach wojny. Wiele z nich podróżowało z dziećmi, bo nie miały z kim ich zostawić. Bo dziadkowie zostali w Ukrainie, mężczyźni walczą a nawet jęli nie, to i tak nie mogą opuści Ukrainy.

I teraz, wracając do Francji, nie są przepuszczane przez polską granicę, bo dziecko nie ma oddzielnego dokumentu o ochronie tymczasowej.

Co ma zrobić kobieta z dzieckiem na rękach, bez niezbędnych dokumentów, bez noclegu, bez wsparcia?

Lisa wysłała ponad 30 listów do różnych instytucji. Około 6 z nich odpowiedziało, przekazując przydatne informacje lub zalecenia, 3 listy wróciły z przyczyn technicznych, a pozostałe – jak dotąd bez odpowiedzi.

Modlitwa ukraińskich uchodźców we francuskim Lourdes z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy 24 sierpnia 2024 roku. Zdjęcie: ED JONES/AFP/East News


Wyrabiajcie wizę powrotną lub jedźcie przez inne kraje

W ambasadach Ukrainy we Francji oraz Francji na Ukrainie skomentowano sytuację w ten sposób: dzieciom zaleca się wyrobienie wizy powrotnej (którą można uzyskać w konsulacie w Kijowie). Albo po prostu przekraczanie granicy z pominięciem Polski, wracając innymi drogami.

W szczególności ambasada Ukrainy we Francji oświadczyła:

„Ambasada Ukrainy we Francji w ostatnich dniach otrzymała dziesiątki zgłoszeń od ukraińskich stowarzyszeń i obywateli, którzy przebywają pod tymczasową ochroną w różnych regionach Francji, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu sytuacji, która ma trwały, nieprzypadkowy charakter na przejściach granicznych przy wjeździe z Ukrainy do Polski.”

Podaje się, że wszystkim niepełnoletnim obywatelom Ukrainy poniżej 18 roku życia, którzy podróżują z ważnymi PGUWK w towarzystwie swoich rodziców lub opiekunów prawnych, polscy strażnicy graniczni odmawiają wjazdu do Polski i dalszego przejazdu do Francji. Uzasadniają to niedawnymi wewnętrznymi decyzjami i instrukcjami, a także brakiem francuskich zezwoleń na pobyt, powołując się na przekroczenie dozwolonego pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego do 90 dni.

W związku z tym Ambasada zwróciła się do MSZ Francji z prośbą o poinformowanie MSW Polski lub podjęcie innych działań oraz udzielenie wyjaśnień w sprawie rozwiązania tej sytuacji. Ponadto Ambasada Ukrainy w Polsce podejmuje działania w celu uzyskania oficjalnych wyjaśnień od strony polskiej.

Do czasu uzyskania wyjaśnień od władz francuskich i polskich Ambasada Ukrainy zaleca, aby podczas podróży z Francji wybierać inne przejścia graniczne niż polskie — zarówno przy wjeździe do Ukrainy, jak i w drodze powrotnej.

Ze swojej strony Ambasada Francji w Ukrainie zaznaczyła:

„Nieletni, których rodziny korzystają z tymczasowej ochrony we Francji, nie mają prawa do uzyskania DCEM w prefekturze właściwej dla miejsca zamieszkania. W związku z niedawnymi trudnościami podczas przekraczania granic, zaleca się powrót do Francji z krajów posiadających bezpośrednie połączenia lotnicze, zwłaszcza spoza strefy Schengen.

Przypominamy, że wjazd do kraju jest wyłączną kompetencją danego państwa, a przyjęcie pasażerów — wyłączną odpowiedzialnością wybranej linii lotniczej.”

W przypadku zakazu przekroczenia granicy przy wjeździe do krajów strefy Schengen należy złożyć wniosek o wizę powrotu — visa retour — w dziale wizowym Ambasady Francji w Kijowie, zgodnie z procedurą opisaną na naszej stronie internetowej.

Wydanie tego rodzaju wizy podlega zgodzie terytorialnie właściwej prefektury, co może spowodować dodatkowy czas rozpatrywania wniosku wizowego. Zwracamy uwagę, że dział wizowy nie udziela konsultacji telefonicznych i prosimy o zapoznanie się z procedurą składania wniosku wizowego na stronie ambasady”.

Tym, kto najszybciej zareagował na sytuację, byli przewoźnicy autobusowi — zwiększając liczbę kursów przez granicę rumuńską i węgierską, gdzie obecnie wobec nieletnich obywateli Ukrainy nie ma zastrzeżeń. Jakie kolejne trasy obejściowe trzeba będzie znaleźć w przyszłości, pozostaje niejasne. Jest to problem systemowy, który należy rozwiązać na poziomie międzyrządowym. Jednocześnie w ambasadach obu krajów uznaje się to za „przejściowe trudności”.

Mamy nadzieję, że rzeczywiście będą one tymczasowe, a francuscy i polscy urzędnicy zareagują szybko — regulując procedurę powrotu ukraińskich rodzin, które znajdują się pod tymczasową ochroną państw europejskich, z Ukrainy do krajów UE.

20
хв

Ukraińskie dzieci przebywające pod tymczasową ochroną we Francji nie są przepuszczane przez polską granicę

Julia Szipunowa

Przyjechały do Polski z dyplomami wyższych uczelni, cennym doświadczeniem i nadziejami. Każda z nich miała za sobą lata nauki, karierę, umiejętności i sporo nawiązanych kontaktów. A mimo to po przeprowadzce wszystko musiały zaczynać od zera.

Dla wielu Ukrainek pierwszym etapem była praca sprzątaczki. Dla innych – kuchnia lub nocne zmiany w magazynie. Niektóre nie zdołały wyjść poza pracę fizyczną, inne nauczyły się żyć inaczej: opanowały język polski, przekwalifikowały się i wróciły do swoich zawodów.

Według danych UNHCR i Deloitte w 2024 roku ukraińscy uchodźcy zapewnili 2,7% PKB Polski. Około 69% zdolnych do pracy Ukraińców znalazło zatrudnienie, niemal nie ustępując pod tym względem obywatelom Polski (72%). To głównie kobiety. Jednak według szacunków ekspertów ds. rynku pracy tylko 30% Ukraińców pracuje zgodnie ze swoimi kwalifikacjami. Reszta zmuszona jest godzić się na stanowiska, które nie odpowiadają ani ich doświadczeniu, ani wykształceniu.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nawet doświadczonym specjalistkom z dyplomami czasami przez całe lata nie udaje się wrócić do zawodu? Dlaczego część z nich pozostaje w pracy wymagającej niskich kwalifikacji? I czy zawsze jest to sytuacja bez wyjścia?

Porozmawiałyśmy z Ukrainkami pracującymi w Polsce. Zapytałyśmy o ich ścieżki zawodowe, o to, co działa najlepiej: dobre CV, networking – czy po prostu upór. Poprosiłyśmy też ekspertkę ds. rozwoju kariery o wyjaśnienie, co przeszkadza ukraińskim kobietom w budowaniu kariery za granicą i jak to zmienić.

Oto historie trzech kobiet, trzy bardzo różne doświadczenia. Każda z tych historii opowiada jednak o poszukiwaniu siebie w nowym świecie, wierze w siebie i rzeczywistości, która nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami.

Najgorsze to utknąć w miejscu

Kateryna (imię zmienione na prośbę bohaterki) przyznaje, że nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak długo potrwa poszukiwanie przez nią pracy. I dlatego czuje wstyd. Jednak w rzeczywistości jej wytrwałość i opanowanie zasługują na większy szacunek niż jakikolwiek wpis w CV.

Przyjechała z córką do Polski z Krzywego Rogu już na początku wojny. W Ukrainie miała stabilną karierę. Z wykształcenia jest ekonomistką, pracowała jako menedżerka projektów w prywatnej firmie. Jej dzień był zaplanowany co do minuty: spotkania, projekty, obowiązki. Wszystko zmieniło się w ciągu jednej nocy, kiedy musiała uciekać. W pierwszych miesiącach nie szukała pracy zgodnej z wykształceniem – trzeba było znaleźć jakiekolwiek źródło dochodu, aby przeżyć. Zajęła się sprzątaniem.

„To półtora roku sprzątania było trudne nie fizycznie, ale wewnętrznie. Jakbym wyszła z siebie. Ale wtedy uznałam, że w tej pracy nie ma nic wstydliwego. Po prostu musiałam wyżywić swoje dziecko. I jestem z tego dumna” – wyznaje.

Jednak wypalenie nadeszło szybciej, niż się spodziewała. Zrozumiała, że nie wytrzyma tak długo:

„Bardzo bałam się utknąć w miejscu. Wszyscy mówili: ‘Dopóki jest praca – trzymaj się jej’. A ja czułam, że potrzebuję czegoś innego. Że zniknę, jeśli szybko czegoś nie zmienię”

Poszła do szkoły policealnej, by zostać higienistką stomatologiczną. Gdy ją ukończyła, okazało się, że bez doświadczenia nikt jej nie weźmie:

„Wysłałam mnóstwo CV. W odpowiedzi – cisza. Szukali osób z doświadczeniem. Ale skąd mam mieć doświadczenie, skoro nikt mnie nie zatrudnia?”

W końcu znalazła pracę jako asystentka dentysty. Jednak godzin było niewiele, a szefowa jej zbytnio nie wspierała.

„Kiedy wszystko spoczywa na tobie, od mieszkania po szkołę dla dziecka, bardzo ważne jest, by praca była stabilna. Kiedy tego nie ma, wyczerpujesz się dwa razy szybciej”.

Opanowanie nowego zawodu to za mało. Na rynku wymagane jest doświadczenie, nawet od obcokrajowców. Zdjęcie: Shutterstock

Znów zaczęła poszukiwania, tym razem w branży obsługi klienta. Polski zna już dobrze i uważa, że to główne narzędzie integracji:

„Język jest wszystkim. Bez niego nawet nie wezmą twojego CV do ręki. Znam dobrze polski, to moja podpora, ale sama znajomość języka to za mało”

Dziś Kateryna wysyła CV codziennie, dostosowując każde do konkretnej oferty. Nie korzysta z networkingu, bo nie ma w Polsce wielu znajomych.

„Uważam, że CV musi się czymś wyróżniać, przyciągać uwagę. Tylko wtedy jest szansa, że zostanie zauważone. Według moich obliczeń na 30 wysłanych CV może nadejść jedna odpowiedź. W branży obsługi klienta jest duża konkurencja, o jedno miejsce może ubiegać się nawet 100 kandydatów. Ale staram się nie traktować odmowy lub milczenia jako oceny mojej osoby. To, że mnie nie przyjęli, nie znaczy, że jestem zła. Po prostu to nie jest stanowisko dla mnie”.

Kateryna nie pozwala sobie na zwątpienie. Pamięta, jak długo pracowała jako sprzątaczka – i nie chce do tej roboty wracać. Jej główna zasada brzmi: nie odgrywać ofiary i wierzyć w siebie.

„Trzeba się zachowywać, jak gwiazda. Jeśli sama w siebie nie uwierzysz, nikt inny w ciebie nie uwierzy. Nie udaję. Po prostu pamiętam, że przetrwałam już więcej, niż mogłoby się wydawać. I myślę, że zasługuję na jeszcze więcej”

Nie trafiłam do apteki przez przypadek

Julia Astaszeniuk, farmaceutka z Odesy, ma dyplom uniwersytetu medycznego i ponad dziesięć lat doświadczenia pracy w aptece. Rozmawiała z pacjentami, wydawała leki. Ta praca wymagała fachowości, uwagi i empatii. Julia ją kochała.

„To nie tylko sprzedawanie tabletek. Musisz zrozumieć człowieka, wesprzeć go, wyjaśnić możliwości, pomóc. I oczywiście dobrze znać leki. Dla mnie to zawsze było coś więcej niż praca. To moje powołanie”.

Julia: „Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”

Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, Julia przez pewien czas pozostawała w Odesie. Jednak ciągłe ostrzały i poczucie zagrożenia skłoniły ją w końcu do opuszczenia miasta. Rok temu przeniosła się do Polski. Tutaj wszystko zaczęło się, jak u większości, od czystej karty: bez języka, bez znajomych, bez zrozumienia, jak działa lokalny rynek pracy. Ale miała mocne postanowienie: pozostać w zawodzie.

„Wiedziałam, że chcę wrócić do apteki. Nie mogłam sobie pozwolić na poddanie się. To byłaby zdrada samej siebie”.

Samodzielnie napisała CV po polsku i z teczką w ręku wyruszyła na pielgrzymkę po warszawskich aptekach:

„Wchodziłam i mówiłam: ‘Dzień dobry, jestem z Ukrainy, szukam pracy’. Ze strachem, łamaną polszczyzną, bez oficjalnego pozwolenia na pracę w zawodzie farmaceutki. Ale wierzyłam, że ktoś da mi szansę”.

Mijały tygodnie – i nic. Ktoś grzecznie odmawiał, ktoś inny nie miał czasu nawet porozmawiać, niektórzy w ogóle nie przeglądali jej CV. Wracała do domu rozczarowana, ale już następnego ranka wyruszała na kolejną wyprawę.

„Za każdym razem mówiłam sobie, że każda próba to krok do ‘tak’. Po prostu trzeba iść, dopóki nie otworzą się właściwe drzwi”

I w końcu się otworzyły. W jednej z aptek właścicielka zaproponowała rozmowę. Przyjęła Julię na stanowisko asystentki farmaceuty (pomoc apteczna). To dalekie od tego, co robiła w Ukrainie, ale była wdzięczna za szansę.

„Moja praca polega na przyjmowaniu towaru, układaniu go na półkach, sprzątaniu. Nie jestem farmaceutką ani nawet technikiem, jednak cieszę się, że znów jestem w aptece. Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”.

Oczywiście, nie obyło się bez wpadek. System, do którego przyzwyczaiła się w Ukrainie, tutaj nie działa: tam leki sortuje się według substancji czynnych, w Polsce – alfabetycznie. Łatwo się pomylić, więc trzeba być uważną.

„Było kilka sytuacji, kiedy coś źle ułożyłam i zwrócono mi uwagę. Tak, to bolało. Całe życie byłaś specjalistką, a teraz uczysz się od podstaw. Umiem doradzić, wziąć odpowiedzialność za poważne decyzje, a tutaj jestem „wynieś – przynieś ”. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu tak dużo nie sprzątałam. Czasami to wyczerpuje psychicznie, a czasami jest naprawdę ciężko fizycznie. Ale nie pozwalam sobie na załamanie”.

Zespół ją szanuje, zwracają się do niej nawet: „pani magister”, chociaż zgodnie z przepisami nie ma prawa wydawać leków. Czasami koledzy dzwonią po godzinach, by dowiedzieć się, gdzie co leży, albo ustalić coś innego. Wiedzą, że jest doświadczona i rozumie, jak wszystko działa

„To trochę stresujące, ale też miłe. Bo to znaczy, że mi ufają, doceniają mnie, nawet jeśli formalnie jestem tylko asystentką”.

Mówi, że kultura apteczna w Polsce jest inna. Tutaj farmaceuci nie naciskają na sprzedaż, jak w Ukrainie. Wszystkie leki na receptę są wydawane wyłącznie na receptę. I zdaniem Julii tak powinno być.

„W Ukrainie trzeba było mieć plan sprzedaży i wykręcać go, jak się tylko dało. Nie wiem, jak to wygląda w polskich aptekach sieciowych, ale w mojej małej aptece wynagrodzenie nie zależy od tego, ile czego i za jaką kwotę sprzedałaś. Tutaj jesteś specjalistą, a nie sprzedawcą. Koleżanki czytają branżowe wiadomości, dzielą się informacjami, omawiają zmiany w przepisach. To inspirujące”.

Obecnie Julia poważnie rozważa nostryfikację dyplomu w Polsce. Wie, że nie będzie łatwo. Egzaminy, procedury biurokratyczne, dodatkowe kursy – wielu rezygnuje. Ale ona chce iść dalej.

„Przeszłam już tak wiele, że odwrót nie wchodzi w grę. Tak, to długie, męczące i wymaga pieniędzy, ale wiem, po co mi to. Chcę znowu pracować jako farmaceutka. Nie trafiłam do apteki przez przypadek. I zostanę w niej bez względu na to, jak będzie trudno”.

IT nie tylko dla programistów

Wiktoria Ławryk przyjechała do Polski wraz z mężem jeszcze w 2017 roku. Wyższe wykształcenie zdobyła w Kijowie, na Narodowym Uniwersytecie Technologii Żywności, gdzie studiowała hotelarstwo i gastronomię. Jej pierwsze kroki w nowym kraju były jakby logiczną kontynuacją specjalności. Tyle że w zupełnie innych realiach.

„Zaczęłam pracować jako kelnerka w hotelowej restauracji. Nie było w tym nic ekscytującego. Ciężka fizyczna praca, ciągłe stanie na nogach, ciężkie tace, naczynia, zmęczenie. I było to trudne również emocjonalnie. Masz wyższe wykształcenie, pragniesz rozwoju, a zaczynasz od najniższego szczebla. I bardzo chcesz jak najszybciej go pokonać”.

Wiktoria: „Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam ”

Potem przeniesiono ją do recepcji. Wydawałoby się – awans…

„To był ogromny stres. Praca na nocnych zmianach, czasami byłam kompletnie sama. Zmęczenie, odpowiedzialność, sytuacje awaryjne z klientami, którzy mogli wybuchnąć bez powodu. A do tego ciągłe poczucie, że jesteś obca. Jesteś ‘Ukrainka’ – a więc musisz udowodnić, że jesteś godna zaufania. Było sporo uprzedzeń. Nawet jeśli wszystko robisz dobrze, to może nie wystarczyć”.

Po roku pracy w branży hotelarskiej uznała, że ma dość. Polski znała już dosyć dobrze, zaczęła szukać innych możliwości

Znajomi polecili ją polskiej firmie zajmującej się sprzedażą wody pitnej. Dostała posadę kierownika ds. sprzedaży.

„To doświadczenie wiele mi dało: nauczyłam się komunikować z klientami, budować relacje, lepiej rozumieć procesy biznesowe, poprawiłam polszczyznę w piśmie. Ale z czasem zaczęło mi być „ciasno” — zapragnęłam większej dynamiki, rozwoju, środowiska, w którym ludzie mają ambicje”.

Zwróciła oczy w stronę IT. Nie miała wykształcenia technicznego, więc zapisała się na indywidualne kursy online – po pracy. Zaczęła od podstaw: czym jest e-commerce, jak działa strona internetowa, jak zarządzać projektami cyfrowymi.

„Wielu uważa, że IT to coś dla programistów i „matematycznych maniaków”. Tymczasem jest wiele stanowisk, na których najważniejsze są analityczne myślenie, umiejętność komunikowania się i organizowania procesów. Jeśli umiesz obsługiwać komputer, możesz się tego nauczyć”.

I znów dzięki znajomym trafiła na rozmowę kwalifikacyjną – tym razem do międzynarodowej firmy. Obecnie pracuje jako E-commerce Project Manager: odpowiada za działanie strony internetowej, koordynuje produkty online, pracę programistów i projektantów, kontaktuje się z klientami i kontrahentami.

Nie ukrywa, że na początku wstydziła się mówić znajomym, że szuka pracy. Wydawało się jej, że to oznaka słabości. Teraz uważa, że to właśnie networking stał się dla niej punktem zwrotnym.

„Kiedyś bałam się prosić o coś, mówić o sobie. Ale trzeba nauczyć się „sprzedawać” siebie, opowiadać o swoich mocnych stronach. Inaczej nikt o tobie się nie dowie”.

Najbardziej Wiktoria ceni sobie zmianę nastawienia do niej. W nowym środowisku nie oceniają jej już przez pryzmat narodowości czy akcentu

„Im bardziej wykształceni i otwarci są ludzie wokół, tym mniej dyskryminacji. W moim otoczeniu nie liczy się, skąd jesteś, ale co potrafisz i jak pracujesz. To bardzo dodaje otuchy”.

Wie, że miała łatwiej niż wielu innych – przyjechała jeszcze przed wybuchem wojny, była młoda, bez dzieci, rozumiała, na co się decyduje. Jest jednak przekonana, że w każdych warunkach ważne jest to, by nie tracić wiary w siebie.

„Trzeba mówić, pytać, uczyć się, szukać. Nikt nie przyniesie ci wymarzonej pracy na tacy. Ale jeśli uwierzysz, że jesteś w stanie – to szansa się pojawi. Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam”.

Opowiedziała swoją historię, bo chce dodać otuchy innym Ukrainkom – zwłaszcza tym, które przyjechały do Polski po 2022 roku.

„Tak, one mają trudniej, ale nawet z najniższego punktu można się podnieść. Najważniejsze to iść naprzód i się nie zatrzymywać”.

Główna trudność to język – choć nie tylko

Anna Czernysz, doradczyni ds. kariery z ponad 15-letnim doświadczeniem w HR i rekrutacji, mieszka w Polsce od dziesięciu lat. Ma wyższe wykształcenie pedagogiczne i ekonomiczne. Po przeprowadzce ukończyła szkolenie z coachingu i doradztwa zawodowego. Pracuje w organizacjach charytatywnych. Ukrainkom doradza w zakresie poszukiwania pracy, sporządzania CV, przygotowania do rozmów kwalifikacyjnych. Oto jej spostrzeżenia na temat typowych trudności, z którymi borykają się Ukrainki szukające pracy w Polsce.

Anna Czernysz: „Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują ci, którzy szukają aktywnie i celowo”

O głównych barierach na polskim rynku pracy

„Główna trudność to język. Bez znajomości polskiego znalezienie pracy wymagającej wyższych kwalifikacji jest prawie niemożliwe – tym bardziej jeśli kandydatka ubiega się o stanowisko wymagające komunikatywności (kadry, marketing, nauczycielka, sekretarka). W tym przypadku wymagania językowe są na pierwszym miejscu. A na wielu stanowiskach, zwłaszcza w firmach międzynarodowych, wymagana jest również znajomość angielskiego na poziomie nie niższym niż B2. Często Ukrainkom brakuje podstawowych umiejętności „biurowych”, na przykład pracy z programem Excel.

Oprócz języka poważną barierą jest konieczność przekwalifikowania się, nostryfikacji dyplomu, budowania kariery praktycznie od zera. Ludzie boją się konkurencji z lokalnymi specjalistami, boją się rozmów kwalifikacyjnych. Często po prostu nie wierzą, że dadzą radę. To powszechne, więc właśnie tu ważne jest wsparcie, planowanie i profesjonalna pomoc.

Dlaczego Ukrainki „utknęły” w pracy wymagającej niskich kwalifikacji

Często dzieje się tak nie dlatego, że tego chcą, ale dlatego, że po prostu nie mają zasobów na coś innego: brakuje czasu, siły i wsparcia, by uczyć się języka, przekwalifikować się lub szukać czegoś lepszego.

Ale czasami jest odwrotnie: uzyskawszy stabilny dochód, ludzie boją się ryzykować. Przyzwyczajają się i pozostają tam, gdzie im wygodniej, nawet jeśli ta praca nie pozwala w pełni wykorzystać swojego potencjału.

O dostosowaniu CV i przygotowaniu do rozmowy kwalifikacyjnej

Nie ma czegoś takiego jak „ukraiński” czy „polski” format CV. Istnieją za to różne style i ważne jest, by wybrać ten, który najlepiej pasuje do danego stanowiska. Często nawet specjaliści nie orientują się w tym wystarczająco dobrze, dlatego radzę przynajmniej raz skonsultować się z profesjonalistą. To pomoże uniknąć typowych błędów.

Jeśli chodzi o rozmowę kwalifikacyjną, typowym błędem numer jeden jest brak przygotowania. A trzeba – na podstawie własnego CV, pod konkretne stanowisko. Prowadzę szkolenia-rozmowy kwalifikacyjne właśnie z tego zakresu.

Kolejnym częstym błędem jest nadmierna trema. Jeśli zbyt mocno chcesz tej pracy, tworzy się wewnętrzna presja. Tu pomagają ćwiczenia oddechowe, aktywność fizyczna.

Często ludzie nie rozumieją specyfiki polskiej kultury komunikacji: trzeba być uprzejmym, powściągliwym i znać typowe pytania z rozmowy kwalifikacyjnej, na przykład: „Opowiedz o swoim sukcesie” lub: „Dlaczego właśnie ty?”.

Jak skutecznie szukać pracy

Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują osoby, które szukają jej aktywnie i celowo. Ważne jest tutaj kompleksowe podejście. Warto wykorzystać wszystkie kanały: profesjonalne strony internetowe, specjalistyczne grupy na Facebooku, LinkedIn (w przypadku ofert pracy biurowej), znajomości, rekruterów, targi pracy.

Ważne jest jednak, by szukać tam, gdzie to ma sens. Na przykład sprzątaczek nie szuka się przez LinkedIn, ale księgowych czy menedżerów – już tak.

Od czego ma zacząć kobieta z dyplomem, ale niepracująca w swoim zawodzie

Zacznij od języka. Polski – koniecznie, angielski – bardzo pożądany. Poziomy B2 to już dobry start. Następnie musisz zdecydować: wrócić do swojego zawodu czy zmienić kierunek. Rozważ plusy i minusy, czas, koszty. Jeśli trudno ci samodzielnie podjąć decyzję, skontaktuj się z doradcą zawodowym. Czasami jedna konsultacja może zaoszczędzić miesiące niepewności.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji

20
хв

Dopóki jest praca – trzymaj się jej

Diana Balynska

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress