Exclusive
Oblicza wojny
20
min

Stereotypy na temat kobiet na wojnie kiedyś mnie raniły. Teraz śmieszą

O trzeciej nad ranem 24 lutego słuchałam przechwyconej rozmowy Rosjan – wymienili cele, które planowali zbombardować. Wśród nich było nasze stanowisko dowodzenia. Już o szóstej rano działało lotnictwo i artyleria, płonęły samochody, a jedna z naszych grup weszła do walki i poniosła straty. Zobaczyłam, jak wygląda prawdziwa wojna. To było straszne

Kateryna Kopanieva

Kapitanka Gwardii Narodowej Chrystyna „Kudriawa” w specjalnym projekcie serwisu Sestry „Oblicza wojny. Młodzież”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

No items found.

Mówią na nią Kudriawa - Kędzierzawa z powodu burzy kręconych włosów. 30-letnia żołnierka używa tego pseudonimu na portalach społecznościowych i w mediach. Jest jeszcze jeden, roboczy, tajny, używany podczas misji bojowych. Jego nie zdradzimy.

I jest Chrystyna Iwaniwna – to uznana dowódczyni grupy wsparcia bojowego i zastępczyni dowódcy baterii moździerzy.

Z perfumerii na front

Moja droga do wojska zaczęła się od... targów pracy: zaproponowano mi pracę kierowniczki klubu w jednostce wojskowej – mówi Chrystyna. – W 2013 roku miałam 18 lat, pracowałam już jako sommelierka i konsultantka w luksusowej perfumerii.

Postanowiłam spróbować. Klub w jednostce wojskowej jest instytucją kulturalną. Miałam być odpowiedzialna za zajęcia rekreacyjne personelu wojskowego służącego w Iwano-Frankiwsku.

Chrystyna brała udział w obronie Rubiżnego, Siewierodoniecka, Łysyczańska, Zajcewa, walczyła na kierunku Bachmut. Teraz też jest na froncie. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Wkrótce potem wybuchł Majdan, podczas którego niektórzy oficerowie zostali wysłani na protesty w celu „ochrony porządku publicznego”. Żony stanęły przed jednostką, by to uniemożliwić.

Pamiętam to dziwne uczucie, kiedy rano idziesz do pracy, a wieczorem przygotowujesz kanapki dla tych, którzy stoją na barykadach w budynku rady miejskiej

Potem była aneksja Krymu i wydarzenia na Wschodzie, gdzie nasza jednostka pojechała jako jedna z pierwszych. A mnie tam nie zabrali.

Chciałaś iść na front?

Wydawało mi się to logiczne: jeśli złożyłam przysięgę narodowi ukraińskiemu, musiałam go bronić. Ale ponieważ moją specjalizacją było „kulturowe, moralne i psychologiczne wsparcie personelu”, dowódca kompanii tylko się roześmiał: „Co zamierzasz tam robić, rozdawać ulotki?”

Słyszałam też gorsze rzeczy: że kobieta na wojnie to tak zwana „kobieta polowa”, której zadaniem jest zadowalanie żołnierzy. Niestety stereotyp „wojna to nie babska sprawa” pokutuje do dziś

W 2014 roku mnie to bolało, ale teraz mnie śmieszy.

Dla mężczyzn, którzy wypowiadają takie stwierdzenia, jest to reakcja obronna, coś w rodzaju próby ochrony swojego prawa do władzy. Chociaż stereotypy stają się coraz mniej powszechne, nadal istnieją. Nawet teraz kobieta w wojsku musi być trzy razy lepsza od mężczyzny, żeby się liczyć.

Szukałam miejsca, w którym trudno byłoby mnie zastąpić. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Często musisz wręcz poprosić o misję, chociaż w wojsku uważa się, że to przynosi pecha. Ale kobiety nie przejmują się przesądami: wiemy, że jeśli nie poprosisz, prawdopodobnie nie zostaniesz uwzględniona. Na linii frontu nie ma czasu na seksizm – zadaniem jest przetrwanie. Ale nieco dalej od niej jest już inaczej.

Spójrz w gwiaździste niebo, aby wygrać

Fakt, że nie zostałam powołana na front w 2014 roku, był głównym powodem, dla którego poszłam na studia do Akademii Gwardii Narodowej. Chciałam podejmować własne decyzje. Po pięciu i pół roku studiów ukończyłam je z wyróżnieniem i zostałam oficerką w brygadzie szybkiego reagowania.

Cały 2021 rok upłynął pod znakiem szkoleń – nasza brygada została sformowana zgodnie ze standardami NATO, pracowali z nami międzynarodowi instruktorzy. W grudniu było już napięcie, ludzie rozumieli, że dojdzie do eskalacji. Ale myślałam, że główny rosyjski atak nastąpi na wschodzie.

Na wojnie dotkliwie odczuwasz piękno świata. Zdjęcie z prywatnego archiwum

24 lutego byłaś na linii frontu?

— Byłam w Stanicy Ługańskiej na dyżurze bojowym. Moim zadaniem było zbieranie i analizowanie informacji o wrogach. O 3 nad ranem wysłuchałam przechwyconej rozmowy Rosjan – wymieniali konkretne cele, które planowali zbombardować. Wśród nich było nasze stanowisko dowodzenia. Już o 6 rano na rozkaz dowódcy opuszczaliśmy Stanicę Ługańską, aby połączyć się z naszym oddziałem w innym miejscu. Lotnictwo i artyleria walczyły, samochody płonęły, a jedna z naszych grup weszła do walki i poniosła straty. Zobaczyłam, jak wygląda prawdziwa wojna. W głowie miałam milion myśli: co dalej, czy napisać pożegnalną wiadomość do rodziców (cieszę się, że tego nie zrobiłam). A może powinnam spróbować zamknąć oczy i pozwolić temu wszystkiemu być snem? Bałam się.

Boisz się teraz?

— Tak, ale raczej nie o siebie, a o moich towarzyszy broni, z którymi wyjeżdżam na misje. Kiedy ponieśliśmy pierwsze straty, pomyślałam, że łatwiej byłoby umrzeć, niż patrzeć na to wszystko. Strach pozostał do dziś, choć może już nie tak silny jak kiedyś. Na wojnie strach pomaga przetrwać.

Przeszliśmy przez wiele punktów zapalnych. Miasta, które na zawsze pozostaną w naszej pamięci, niestety zostały już zniszczone przez okupantów. Mimo tego, że moja znajomość z Donbasem miała miejsce podczas wojny, zakochałam się w Rubiżnem, Siewierodoniecku... Dowódca jednostki nauczył mnie dostrzegać piękno wokół.

W dni kiedy nie mogłam jeść, ani spać (myślałam, że nie mam do tego prawa), dowódca poprosił mnie, abym po prostu podniosła głowę, spojrzała w niebo i oddychała. Podziwiała gwiazdy, kwitnące drzewa

"eśli nie zauważymy, że świat się nie zatrzymał, nie będziemy w stanie wygrać" – powiedział.

Dlatego Rubiżne i Siewierodonieck są dla mnie piękne i wyjątkowe. Podziwiałam ich ulice, murale i pola słoneczników. Jednak teraz boję się tych pól, ponieważ podczas działań wojennych to niebezpieczne miejsca. Nie możesz dojrzeć wroga w słonecznikach.

Pole słoneczników na froncie to niebezpieczne miejsce. Zdjęcie z FB autorstwa Wołodymyra Zełenskiego

Każdy z nas ma kogoś, kogo prosi o poinformowanie rodziców, jeśli zginie

Walka uliczna to inna historia. W mieście nie ma linii demarkacyjnej. Ty i wróg jesteście na sąsiednich ulicach, a czasem w sąsiednich drzwiach.

Rosjanie nie mają zasad prowadzenia wojny. Są gotowi poświęcić setki swoich żołnierzy i zrobić straszne rzeczy, by zająć jedną wioskę. Na przykład bombardują zbiorniki z azotem, których eksplozje sprawiają, że dzielnice składają się jak domki z kart


Kwas azotowy pali drogi oddechowe, powodując wymioty i okropny kaszel. Wielu z naszych chłopaków to miało, gdy byliśmy w zakładach „Azot” w Siewierodoniecku.

W jednym z wywiadów powiedziałaś, że prosisz swoich towarzyszy, by nie płakali, jeśli umrzesz. Czy udaje Ci się nie płakać, gdy tracisz swoich ludzi?

— Na linii frontu – tak. Zwykle ponosimy straty podczas operacji bojowych i w takich momentach bez względu na to, co się dzieje, musimy się pozbierać i kontynuować pracę. W przeciwnym razie będzie więcej ofiar. Łzy przychodzą później...

Po bitwie, kiedy chłopaki niosą poległego zwiadowcę i nie mogą powstrzymać się od płaczu. Albo na pogrzebie. Kiedy zginęli moi koledzy – dwa wielkie „niedźwiedzie”, które gotowały nam obiady i rozśmieszały nas swoimi żartami – zabrałam ich amunicję z samochodu. Moje ręce były pokryte ich krwią, a mój mózg nie chciał uwierzyć, że to mogło się stać.

Mój dowódca poprosił mnie, bym poinformowała jego rodzinę, gdyby zginął. Każdy z nas ma kogoś, kogo o to prosi.

Lampa do manicure i poezja Izdryka jako środek uspokajający na froncie

Słyszałam stwierdzenie, że na wojnie ludzie nie mają płci, każdy jest jednostką bojową. Kim jesteś na wojnie: jednostką bojową czy kobietą?

— Profesjonalistką. Oczywiście różnimy się od mężczyzn, ale na linii frontu liczy się tylko to, jak skutecznie wykonujesz swoje zadanie. W spokojnym środowisku istnieją niuanse, ale zależą one głównie od osoby, a nie płci.

Znam dziewczyny, które na wojnę zabierają ze sobą lakier żelowy i lampę do manicure, a z frontu zaglądają do miast, by przedłużyć sobie rzęsy. To je uspokaja. Ja w wolnym czasie wolę spać


Niektórzy chłopcy na froncie często wyglądają schludniej ode mnie – to też kwestia osobistego wyboru i priorytetów.
Są też sprawy czysto praktyczne, np. mundury. Wciąż nie mamy kobiecych mundurów. Przy mojej budowie ciała jako żołnierza (jestem wysoka i szczupła) męski mundur mi odpowiada. Ale jeśli kobieta ma duży biust, potrzebuje specjalnej kamizelki kuloodpornej z ceramiczną płytą, której zdobycie jest nie lada problemem.
Kobietom w wojsku nie wydaje się bielizny, co dodatkowo utrudnia sprawę. Pamiętam, jak na początku Wielkiej Wojny suszyłam bieliznę pod ręcznikiem, żeby nie zwracać na siebie uwagi mężczyzn. Z czasem przestałam ją ukrywać.  
Jestem dziewczyną z Galicji i przyszłam do wojska z całym zestawem stereotypów. Ale z czasem przeświadczenie, że „dziewczyna powinna pozostać dziewczyną”, wpojone mi w dzieciństwie, zmieniło się przekonanie, że „człowiek powinien pozostać człowiekiem”.

„Włączyłam tryb odroczonego życia”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

W mediach społecznościowych jest film, na którym składasz karabin maszynowy, czytając poezję Jurija Izdryka. To twoja medytacja?

— Tak. Inspiruję się kreatywnością i rozwijam umiejętności motoryczne (śmiech). Naprawdę kocham poezję i kiedy w pośpiechu opuszczaliśmy Stanicę Ługańską, pierwszą rzeczą, którą włożyłam do plecaka, był zbiór wierszy Izdryka. Czytałam je chłopakom w ziemiankach podczas ostrzału:

Kiedy dojdziesz do krawędzi i
przekraczasz krawędź
a ciemność cię pochłonie
pomyśl tylko jedno życzenie –
żeby powiedziała:
„Nie bój się.
Jestem z tobą”...


Teraz mam przy sobie zbiór współczesnych poetów „Nikt tak nie kochał”. Kiedy tylko mam okazję, czytam go i znajduję odpowiedzi na wiele pytań. Zawsze mam też przy sobie haftowaną koszulę mojej mamy i zdjęcie mojej rodziny, zrobione, gdy byłam dzieckiem.

Zasypianie w ciszy to prawdziwe wyzwanie

Jak wojna cię zmieniła?

Stałam się bardziej kategoryczna, ale nie sądzę, bym się zatraciła. Czasami czuję, że brakuje mi zasobów.

Sam fakt, że istnieją miasta takie jak Iwano-Frankiwsk, gdzie ludzie mogą wieść względnie spokojne życie, sprawia, że jestem szczęśliwa. Chcę przyjeżdżać do spokojnych miast i cieszę się, gdy widzę żołnierzy przechodzących rehabilitację.

Kiedy widzę cywilów cieszących się życiem, staram się myśleć, że przekażą datki na armię i pomogą, ponieważ w Ukrainie nie ma rodzin, które nie zostały dotknięte wojną.

To nie „wszyscy nieznajomi mężczyźni w wieku wojskowym” mnie wkurzają, ale raczej pojedyncze przypadki uderzającej hipokryzji – kiedy na przykład jakiś bloger mówi mi, jak bardzo kocha Ukrainę, a następnie wykorzystuje swoje dokumenty wolontariusza, by podróżować na Malediwy.

„Mamy wyjątkową szansę zniszczyć wielkie zło, które przez tyle lat uniemożliwiało nam bycie sobą”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Miałam swego rodzaju depresję, kiedy wróciłam do domu i zdałam sobie sprawę, że nie chcę nic robić. Leżałam całymi dniami i zmuszałam się do snu, ponieważ sen pomagał mi zapomnieć i nie obwiniać się za to, że nie byłam w strefie walk.
Zasypianie w ciszy to osobne wyzwanie. Leżysz i podświadomie czekasz, aż coś się wydarzy, bo cisza w nocy nie jest już dla ciebie normalna. A dźwięk pracującej windy, jak się okazuje, jest bardzo podobny do dźwięku artylerii...

Gdy widzę tłum, moim pierwszym odruchem jest natychmiastowe rozdzielenie ludzi, bo jeśli uderzy pocisk, zginą. Potem uświadamiam sobie: „Chrystyna, to jest Iwano-Frankiwsk, a ty nie jesteś na linii frontu”


Praca z psychologiem pomaga mi radzić sobie z takimi rzeczami. Dopóki sytuacja w mojej okolicy jest pod kontrolą, potrafię znaleźć godzinę na sesję ze specjalistą. To konieczne, by walczyć i nie zwariować.

Co jeszcze pomaga Ci wytrwać?

Zrozumienie, jak cenna jest dla mnie Ukraina. To moja ziemia, na której chcę żyć, rozwijać się i pozostać sobą. Rosja celowo niszczy naszą tożsamość. Okupanci chcą, aby Ukraińcy zasymilowali się z nimi, abyśmy nie mieli myśli o samoidentyfikacji. Walczę o to, byśmy już nigdy nie czuli się gorsi.
Rosja chce na arenie światowej zademonstrować, że stoi wobec nas na uprzywilejowanej pozycji. Wcześniej to samo zrobiła w Gruzji, Mołdawii, Iczkerii i Czeczenii.

Teraz Federacja Rosyjska ostrzy sobie zęby na Ukrainę, która jest częścią demokratycznego świata i jednocześnie jego przyczółkiem


Chciałabym, aby nasi zachodni partnerzy zrozumieli, że jeśli Rosja zdobędzie Ukrainę, pójdzie dalej. Sytuacja na froncie jest bardzo trudna, każde opóźnienie w amunicji jest krytyczne, a życie tysięcy ludzi jest zagrożone. Ale naszym zadaniem jest utrzymać się, walczyć i ostatecznie zmusić Rosję do wycofania swoich wojsk. A stanie się to tylko wtedy, gdy okupanci zdadzą sobie sprawę, że nie są w stanie zrealizować swoich planów.

No items found.
Twarze wojny

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Wesprzyj Sestry

Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!

Wpłać dotację

<frame>Irena Karpa jest znaną ukraińską pisarką, piosenkarką, działaczką społeczną i ambasadorką kultury. Od 2015 roku przez cztery lata pełniła funkcję pierwszej sekretarz ds. kultury w Ambasadzie Ukrainy we Francji. Wraz ze swoim francuskim mężem i dziećmi mieszka w Paryżu, lecz nieustannie podróżuje po świecie, by zbierać fundusze na potrzeby ukraińskiej armii. <frame>

Zawsze była energetyczna, emocjonalna i pełna pasji. Wojna wydobyła z niej jeszcze jedną silną cechę – empatię. Spotkałyśmy się w hotelu między dwiema prezentacjami książek, by porozmawiać o jej poczuciu bezsilności i bezwartościowości podczas wojny, o specjalnym sposobie, który wymyśliła, by pomagać sobie i innym, oraz o tym, jak dyskutuje z agentami Kremla we francuskiej telewizji.

Irena Karpa na Chreszczatyku w Kijowie

Myślałam, że nic nie mogę zrobić

– Napije się pani kawy? – proponuje Irena Karpa.

– Dziękuję, ale wypiłam już rano na stacji benzynowej. Z jakiegoś powodu uwielbiam kawę ze stacji benzynowych.

– Ja też. To taki przydrożny romans. Lubię też herbatę z rokitnika, kiedy przyjeżdżam do Ukrainy. Nie ma nic podobnego nigdzie indziej na świecie.

Zatrzymała się Pani w Warszawie w drodze z Paryża do Kijowa, by zaprezentować nowy zbiór wierszy napisanych przez ukraińskie kobiety, w tym uchodźczynie, które nie miały wcześniej doświadczeń z pisaniem. Jak to się stało, że one zaczęły pisać?

Mówimy o zbiorze „Nie wiem, jak o tym napisać”. 33 ukraińskie kobiety opisują w nim swoje wczesne doświadczenia wojenne.

Wszystko zaczęło się w lipcu 2022 roku. Emocje ludzi były wtedy bardzo niestabilne. Moje też. Nie wiedziałam, gdzie się podziać. Widziałam wokół siebie świetnych ludzi, którzy angażowali się w wolontariat, i chciałam coś zrobić. Ale nie potrafiłam. Inni oddawali tysiące opasek uciskowych dla żołnierzy, a ja nie potrafiłam wynegocjować z farmaceutą antybiotyków bez recepty. Czułam się bezsilna. Chustoczka [Jurij Chustoczka – muzyk, były członek zespołu Okean Elzy – red.] mówi: „Będziesz moją zmienniczką za kierownicą?” Jestem podekscytowana: „Tak, hura!”. A on: „Ale skrzynia jest manualna”. O, cholera, ja jeżdżę tylko automatem! I tak na każdym kroku. Jak wielu z nas, byłam przytłoczona poczuciem winy: skala katastrofy była ogromna, ludzie umierali, a ja byłam bezpieczny tutaj, za granicą.

„Wyłącz się, zrób sobie przerwę” – nie zadziałało. Jaką przerwę, kiedy wszystkie twoje myśli są w Ukrainie? To rodzaj gry z wyczerpaniem i deprecjonowaniem samej siebie jednocześnie. Pamięta pani ten stan niekończącego się niepokoju i marnowania energii na nic? Zajęło mi trochę czasu, zanim zdałam sobie sprawę, że przeglądając równolegle dziesięć kanałów ze złymi wiadomościami na Telegramie i podając je dalej, tylko pogarszam sytuację swoją i innych. Niby rozumiałam, że muszę skupić się na jednej rzeczy, ale przez cały czas wydawało mi się, że nic nie mogę zrobić, że te moje darowizny są kroplą w morzu, że wszystko to jest bezużyteczne.

W końcu normalni ludzie zbierają milion w pół dnia, a co ja tu robię?

W pewnym momencie usiadłam i spisałam wszystko, co czułam. Cały strumień myśli. A kiedy zobaczyłam słowa, które napisałem, to było tak, jakbym zobaczyła wroga wychodzącego z ciemności. Oto jest – mój strach, mój niepokój, rozdzierający mnie na strzępy, na papierze przede mną. I wszystko stało się jakoś... jaśniejsze, a nawet łatwiejsze!

Lekarstwo na amnezję

Następnie zwróciłam się do mojej psycholog Łarysy Wołoszyny, aby dowiedzieć się, na czym polega ten efekt. Okazało się, że istnieje cała praktyka zwana „pisaniem automatycznym”. Opracowałyśmy więc zajęcia dla szerokiego grona odbiorców, z teorią i praktyką pisania online – „Pisanie terapeutyczne w czasie wojny”. Zapisało się prawie 600 ukraińskich kobiet z całego świata.

Prezentacja zbioru „Nie wiem, jak o tym napisać” w Warszawie

Za pieniądze zarobione na tym kursie kupiliśmy specjalny sprzęt dla żołnierzy, który później bardzo im pomógł. Terapia wyszła symbolicznie: obie ukraińskie dusze zostały uzdrowione i przyczyniły się do wyzwolenia swoich ojczystych terytoriów.

Uczestnicy mogli pozostać anonimowi, najważniejsze było szczere pisanie przez 5-7 minut o swoich obecnych uczuciach: samotności za granicą, niechęci do siebie, poczuciu bezradności, strachu, a nawet o niechęci do męża, który jest na wojnie, a ona wysyła mu buty, plecaki, kamizelkę kuloodporną, lecz on nie pochwali jej choćby jeden raz. Wszystko bez ogródek. I bez osądzania.

I tak ludzie piszą, jakby to była terapia, a ja nagle widzę diamenty w ich tekstach! Zaproponowałam im dodatkowy kurs pisania. Pisać o doświadczeniach i czasach, które już nigdy się nie powtórzą..

Przeżyte przez nas historie powinny zostać zachowane, ponieważ są naszą własną prawdą historyczną. Podręczniki historii mogą zostać przepisane, media mogą kłamać, ale nasze własne doświadczenia pozostaną

To jak opowieści naszych babć o wojnie lub głodzie – coś, co później staje się naszym wewnętrznym rdzeniem, naszym lekarstwem na amnezję. One są ważne dla rodziny, społeczeństwa i ludzkości w ogóle.

Pamiętam swój stan, kiedy zaczęła się wojna... Miałam przemawiać na Forum Kobiet. Był marzec, początek wojny, a ja nie wyobrażałam sobie wyjścia na scenę: trzęsły mi się ręce, płynęły łzy. Zadzwoniłam do psycholożki. Powiedziała, że to naturalne. Istnienie gatunku jest ważniejsze niż istnienie jednostki. Kiedy mój gatunek – Ukraińcy – jest zagrożony, czuję to na własnej skórze.

Samo zrozumienie tych procesów pomaga mi ustabilizować swój stan. Ale kiedy dodamy do tego pisanie, jest jeszcze lepiej.

Bądź silna i wygraj – radzi Irena Karpa

Na początku wszyscy byli naprawdę zdezorientowani, ale aktywni. A teraz widzę dużo zmęczenia, depresji, utraty wiary w przyszłość...

To prawda. Ale ja jestem zwolenniczką małych kroków. Trzeba robić, co się da, i dziękować sobie za to. Jeśli byłaś w stanie utkać siatkę maskującą, podziękuj sobie, ponieważ wiele osób nie zrobiło nic. Jeśli byłaś w stanie przyjść na wydarzenie i przekazać darowiznę – świetnie. Jeśli udało ci się porozmawiać z wojskowymi i ich wesprzeć – dobra robota.

Wojna trwa znacznie dłużej, niż się spodziewaliśmy. Musimy więc robić swoje małe rzeczy dzień po dniu.

Czasami wydaje się, jakby wszystko, co robisz, było podnoszeniem jakiejś sztangi. Dzień w dzień występujesz we francuskiej telewizji, mówisz i mówisz, ale czy to ma wpływ na cokolwiek?

Ministra kultury opowiada dowcip

Pamiętam, jak na początku wojny we Francji przedstawiciel snobistycznego stowarzyszenia biznesowego namówił mnie na zorganizowanie wieczoru ukraińskiego. Zaprosiłam pięknych ukraińskich artystów i biznesmenki, a on tak mi dziękował, że aż mi było wstyd. A pół roku później, gdy szukałam pieniędzy na wsparcie festiwalu kultury ukraińskiej, ten sam wujek mnie zbył: „Nawet się nie fatyguj! Na początku wojny wszyscy daliśmy pieniądze Ukrainie i nikt nie wie, gdzie one poszły, więc...”.

Ostatnio przysłał mi swój artykuł w znanym francuskim piśmie: „Jaka mucha ugryzła Macrona? Może to mucha tsetse? Nie pozwala naszym starym ludziom umierać z własnej woli (czyli eutanazja - red.), ale chce wysyłać młodych ludzi na śmierć w Ukrainie?”. Po tym po prostu go zablokowałem.

Widzę też plakaty rozwieszone tu i ówdzie w Paryżu: „Macron, nie będziemy umierać w Ukrainie!”. Z podpisem: „Patrioci”. Najwyraźniej jakaś populistyczna partia finansowana przez Rosję. To obrzydliwe. Jednocześnie są dowody na to, że połowa młodych Francuzów jest gotowa iść na wojnę w Ukrainie, jeśli zagrożone byłoby bezpieczeństwo Francji. A zawodowi francuscy wojskowi byli naszymi sojusznikami od samego początku, poszukując dla nas broni i mówiąc o swojej gotowości do wyjazdu do Ukrainy..

Jak trafiła Pani do francuskiej telewizji i co dokładnie Pani tam robi?

Zadzwoniła do mnie znajoma ukraińska dziennikarka i powiedziała, że dostała zaproszenie do programu telewizyjnego, ale po kilku wizytach tam już się wypaliła. Mam doświadczenie telewizyjne, więc poszłam. Zbaraniałam: w tych pierwszych programach Francuzi mieszali wszystko ze wszystkim. Modelka, która nawet nie mówi po ukraińsku, bo przeprowadziła się do Francji, gdy była uczennicą, mówi o geopolityce! Nauczycielka, która płacze na antenie i wyciera nos w ukraińską flagę. Gospodynie domowe oglądające rosyjskie kanały i mrużące oczy: „Trzeba bić ludzi, to wszystko polityka!”. I wszystko to zapycha mózg widza.

To jasne, że zaczęłam tam chodzić: za każdym razem, gdy się pojawiam, zmniejszam szansę zaproszenia kolejnego takiego „eksperta”.

Irena Karpa od ponad dwóch lat mówi we francuskiej telewizji o znaczeniu pomocy dla Ukrainy

Już trzeci rok poświęcam swój czas tej sprawie – bez honorarium, to mój wolontariat. Jedna transmisja to co najmniej 5 godzin pracy dziennie: godzina na przygotowanie, dwie godziny na dojazd, dwie godziny na transmisję. Czasami mówią, że będzie jeden temat, ale w rzeczywistości jest inny i trzeba się szybko odnaleźć. Nie można milczeć. Trzeba dyskutować, zaprzeczać bzdurom, które często wypowiadają francuscy eksperci w swoim ojczystym języku. W porządku, stres jest ciebie dobry – śmieję się.

Moim zadaniem jest dotrzeć do serc publiczności. Eksperci przychodzą pokazać swoje ego. Jest wielu wojskowych o proukraińskich poglądach, świetnych reporterów, którzy byli w Ukrainie. Są też, jak ja to nazywam, agenci Kremla, jak była ambasador Rosji, która między kolejnymi wejściami na wizję opowiada nam, jak jadła kawior z Patruszewem [Nikołaj Patruszew, były dyrektor FSB, obecnie doradca Putina – red.] i jakim to on jest intelektualistą.

Jest w tym wiele jawnego cynizmu. Ta sama francuska minister kultury [Roselyne Bachelot, była francuska minister kultury – red.], która ściskała mnie na Forum Kobiet w Angers po moim wystąpieniu na temat ukraińskich kobiet w czasie wojny, niedawno między audycjami opowiedziała wulgarny żart o rosyjskich żołnierzach gwałcących Ukrainkę. Uznała to za stosowne i zabawne. Nawet były oficer KGB poczuł się nieswojo. Nie powstrzymało jej nawet to, że naprzeciwko niej siedziała Ukrainka, której mężczyzna walczył i mógł zginąć na froncie...

Nawiasem mówiąc, po tym forum, które odbyło się 8 marca 2022 r., postanowiono przekazać 1 600 000 euro na pomoc dla ukraińskich artystów i... rosyjskich dysydentów.

Francuzi uparcie szukają „dobrych Rosjan”. Ale ja, podobnie jak inni członkowie ukraińskiego PEN Clubu, nie organizuję z nimi żadnych wspólnych wydarzeń

Zdarzyło się to już raz: zaprosili mnie na wydarzenie, mówiąc, że oprócz mnie będą tylko Ukraińcy – pisarz Andrij Kurkow i jeszcze jakiś kompozytor. Zgodziłam się. A w studiu okazało się, że Kurkow jest na Skype, kompozytor napisał „Odę do pokoju” (to nie jest mój dyskurs, bo dla mnie pokój jest możliwy dopiero po zwróceniu naszych terytoriów i reparacjach), a dwóch innych pozostałych gości to Rosjanie, dysydenci. Ale patrząc na moją wściekłą minę, sami zaczęli obrzucać Rosję błotem tak bardzo, że nie miałam już tam nic do roboty. Sami powiedzieli, że Rosji już nic nie pomoże.

Z Frankiem Wilde, niemieckim projektantem i blogerem, który od początku wielkiej wojny codziennie robi zdjęcia w windzie, wspierając Ukrainę

Wbrew temu wszystkiemu, Macron wygląda ostatnio na odważnego przystojniaka. W końcu wyraził wszystko, o czym mówiłam przez dwa lata, co my, Ukraińcy, czuliśmy i co chcieliśmy przekazać Zachodowi, całemu światu. To było tak, jakby oglądał moje francuskie programy telewizyjne.

Czasami Francuzi nadal ekscytują się wielką kulturą rosyjską, wszystkimi tymi „tołstojowcami”. Mówią: „Jak będziemy bez nich żyć?” „Dlaczego musimy ich kancelować?” Kiedyś się złościłam i wyjaśniałam. Teraz po prostu mówię: „Wiesz, nie mam nic przeciwko martwym Rosjanom”.

Jaka jest misja pisarza podczas wojny?

Dokumentować historię. Zapisywać własne doświadczenia i doświadczenia innych. Wspierać i dodawać otuchy. Dlatego literatura humorystyczna jest bardzo potrzebna. Może po wojnie, kiedy ostry ból ustąpi, ktoś napisze ukraińskiego „Szwejka”.

Kiedy odwiedzam szpitale, słyszę od wojskowych sporo czarnego humoru. Facet, któremu amputowano stopę, powiedział mi: „Wysyłam bratu zdjęcie i piszę, że japonki to już nie moja sprawa”. To właśnie rozumiem siłę ducha ludzi, którzy są zwycięzcami.

Teraz chcę zorganizować zajęcia terapeutyczne z pisania dla weteranów z dziewczynami z Iwano-Frankiwska. Dla tych, którzy są na froncie, nie ma sensu tego robić. Ale dla tych, którzy są na rehabilitacji – jest sens.

Jest jeszcze jedna grupa: żony i narzeczone poległych żołnierzy.

Nie wiemy, przez co przeszły, jak sobie radzą... Potrzebujemy profesjonalizmu i dużo siły, aby pomóc im poradzić sobie z żałobą. Kiedyś podczas przemówienia we Frankiwsku podeszła do mnie kobieta w czerni. Powiedziała, że zmarł jej mąż. Wszystko, co mogłam powiedzieć, to: „Niech pani pisze do niego listy”. Takie terapeutyczne, żeby powiedzieć wszystko, czego nie zdążyła powiedzieć na pożegnanie... Ale ona nie miała czasu na teorię: „Napisałam już tyle tych listów i wszystkie zostały mi zwrócone z jego rzeczami. Dziwne: jego kubek, który zabrał ze sobą z domu, nie stłukł się!”.

Już go nie ma, a jego kubek jest

Nawet teraz, kiedy o tym opowiadam, mam gęsią skórkę. Nie wiedziałam, co mogę powiedzieć osobie w głębokiej żałobie. Więc po prostu ją przytuliłam...

Jest dużo bólu, który wydaje się być niemożliwy do pokonania. Potrzebujesz czasu, żałoby. A na wojnie nie ma żałoby

Jaka jest Pani najbardziej bolesna strata w tej wojnie?

Wika Amelina [Wiktoria Amelina, ukraińska pisarka, która zginęła od rosyjskiego ostrzału w Kramatorsku – red.]. Planowaliśmy jej przyjazd do Paryża, by mogła tu napisać książkę, szukaliśmy dla niej mieszkania i szkoły dla jej dziecka. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, co się stało...

Mam przyjaciół, których bliscy zginęli. Jest wiele bólu, w którym nie da się pomóc. Potrzebujemy czasu, żałoby. Ale na wojnie nie ma żałoby.

Za każdym razem gdy widzę rozrastające się cmentarze na Ukrainie, bardzo mnie to boli. Widzę flagi narodowe powiewające nad grobami, co oznacza, że to groby żołnierzy. We Lwowie usunięto nawet płyty z Pola Marsowego, by zrobić miejsce na pochówek ludzi.

Ci, którzy mówią, że nie należy dawać Ukrainie broni, powinni spojrzeć na to wszystko jak na bardzo możliwy scenariusz dla ich przyszłości.

Cudzoziemiec nie zrozumie, jak nam teraz jest

Niedawno byłam w Japonii. Kiedy ludzie dowiadywali się, skąd jestem, mówili: Walcz, Ukraino! Potomkowie samurajów postrzegają potomków Kozaków jako prawdziwych wojowników.

Wiele naszej sztuki wiąże się z żałobą. Kobiety haftowały, aby przetrwać straty. Mężczyźni komponowali pieśni podczas kampanii wojskowych. Cała ta kombinacja tragedii, miłości i elegii tworzy nas. Może tego nie rozumiemy, myślimy: co ja, mały człowiek, mogę zrobić? Ale mamy bardzo ważną misję.

Jak teraz wspierają Panią dzieci i mąż? Dają Pani siłę?

To ja muszę dawać wszystkim siłę (uśmiech). Mój pies mnie wspiera - to jest bezwarunkowa miłość.

Irena Karpa w Paryżu ze swoim psem

Mam nastoletnie dzieci. Oczywiście chciałabym, żeby mnie wspierały. Żeby przynajmniej czasem mnie przytuliły. Starsze może zrobić herbatę. Ukrywają swoje prawdziwe uczucia. Ale wiem, że one też bardzo martwią się wojną. Ojciec chrzestny mojej najstarszej córki jest teraz niedaleko Bachmutu, a ona napisała do niego list po ukraińsku, drukowanymi literami: „Jesteś bardzo fajny! Kiedy wojna się skończy, wróć”. A on mówi, że zabiera ten list ze sobą, ilekroć wychodzi na akcję.

Mój mąż dał mi nawet pieniądze na datki. I już nie narzeka, że ciągle jeżdżę do Ukrainy. Bo kiedyś narzekał, że jest jak żona kapitana statku: cały czas mnie nie ma.

Rozumie mój styl życia i jestem mu za to wdzięczna. Ale dziś nikt nie rozumie Ukraińca lepiej niż inni Ukraińcy. Łączy nas wspólny ból. Cudzoziemiec, bez względu na to, jak bardzo jest współczujący, nigdy nie zrozumie, przez co przechodzimy.

Czyż cierpliwość nie jest jedną z oznak miłości?

Zgoda. Jeśli wierzyć jego słowom, bardzo mnie kocha. Ale są uczucia i jest wojna. A na wojnie emocje są zawsze silniejsze.

Wyjaśniłem mu to: „Stary, nie mogę poświęcać ci tyle uwagi, co kiedyś. Nie mogę iść na targ i kupić ci bażanta, jak kiedyś. Nie mam zasobów, wszystkie idą gdzie indziej”. I zrozumiał. Teraz, kiedy nie mamy ochoty na gotowanie, po prostu zamawiamy jedzenie, na przykład z restauracji prowadzonej przez syryjskich uchodźców.

Niedawno pojechaliśmy z dziećmi na wakacje i najlepiej mi było o 5 rano, kiedy spacerowałam sama. Bardzo ważne jest, aby mieć czas dla siebie. To może być masaż, czytanie na trawie w parku albo samotny spacer o świcie.

— Albo kawa na stacji benzynowej...

— Albo kawa na stacji benzynowej! To także bardzo pożyteczna rzecz.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

20
хв

Irena Karpa: Macron wreszcie powiedział całemu światu to, co ja mówię od dwóch lat

Mariia Syrchyna

Anastazja Kuźmińska, pseudonim „Orzech”, na wojnie jest od 2022 roku. Była sanitariuszką, teraz uczy się obsługi dronów.

Śmierć taty nie może pójść na marne

– Romantyzowałam wojnę – mówi Nastia Sestrom. – Wcześniej próbowałam dołączyć do ATO [operacja antyterrorystyczna przeciw seperatystom z obwodów donieckiego i ługańskiego, rozpoczęta w 2014 r. – red.], ale dziewczyna z dyplomem z prawa nie była wtedy potrzebna. Patrzyli na mnie i kręcili palcem na mojej skroni. Ale kiedy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, zdałam sobie sprawę, że teraz po prostu muszę iść na wojnę.

Mój tata zginął na froncie w marcu 2022 roku, na kierunku mikołajowskim. Rosjanie przylecieli helikopterami i zaczęli strzelać. Miał 60 lat, walczył od 2014 roku. Nie myślałam o zemście. Ale pomyślałem, że jeśli na tym się skończy, to wszystko na nic. Śmierć mojego taty nie może pójść na marne.

Nie przygotowywałam się do wojska, bo nie wiedziałam, na co się przygotować. Nie wiedziałam, gdzie mnie zabiorą. Na początku zaproponowali mi pracę kucharza. Zgodziłam się, ale nic z tego nie wyszło. Potem była kolejna próba: strzelec. Też się nie udało. Ale udało mi się zostać medykiem pola walki. Kiedy powiedzieli mi, że zostanę zrekrutowana, zacząłam się przygotowywać. Oglądałam dużo filmów, czytałam literaturę, chociaż nigdy nie wiadomo, na co konkretnie się przygotować.

"W wojsku oficjalnie wszyscy są równi, ale w rzeczywistości tak nie jest. Walczyłam z tym, próbowałam to zmienić".

Na wojnie przetrwanie to kwestia przypadku, ale nie można być idiotą. Na przykład: „Nie zejdę do okopu podczas ostrzału, bo tam jest woda”. Albo: „Nie będę padał na ziemię za każdym razem, gdy leci pocisk”. Tak się nie robi. Między komfortem a bezpieczeństwem musi być równowaga.

– Co jest najgorsze w wojnie? Chaos. Wszystko może ci się przydarzyć w każdej chwili. Nigdy nie zdarzyło się, by wszystko szło zgodnie z planem.

To straszne, gdy giniesz nie podczas wykonywania rozkazu, jak bohater, ale trafiwszy pod ostrzał w drodze do latryny. Albo gdy nieostrożny dowódca pomyli kierunki. Taki chaos jest przerażający

Byłam pod ostrzałem. Jechaliśmy samochodem i wleciał w nas dron. To było nie tyle przerażające, co niespodziewane.

Ale najstraszniej jest wtedy, kiedy wydaje się, że to się nigdy nie skończy. Siedzisz w piwnicy, codziennie ostrzeliwana, i nic się nie zmienia. Oni walą raz za razem, a ty siedzisz. W pewnym momencie wydawało się, że ktoś z nas tego nie wytrzyma. Nie ty, ale ktoś obok ciebie. Kiedyś byłam w jednym miejscu przez 17 dni. Jedzenie było złe, woda jeszcze gorsza.

Cały ikonostas nagród

— Ides — Buzz, coś w pobliżu przeleciało obok. Wsiadasz do samochodu - bas, znowu poleciał. Boisz się, ale strach szybko ustępuje. Przetrwał i dobrze.

– Idziesz, a tu coś obok ciebie przelatuje. Jedziesz samochodem – znowu coś leci. Boisz się, ale strach szybko mija. Przeżyłaś i masz się dobrze.

Nie zawsze są warunki. A raczej prawie zawsze nie ma warunków. Wzięcie kąpieli to duży problem. Zdarzało się, że przez miesiąc musieliśmy myć się wyłącznie wodą z czajnika podgrzewaną na kuchence. No i żeby się umyć, trzeba się gdzieś schować przed mężczyznami. Mój rekord to 17 dni bez mycia, ale zazwyczaj kąpanie jest raz w tygodniu. Gdybym nie miała sumienia, mogłabym prosić dowódcę o zgodę na częściej, ale wtedy ktoś inny by się nie wykąpał.

Większość moich ran jest po małych odłamkach. Kilka małych plamek, które krwawią. Patrzysz na i wydaje ci się, że w przedszkolu bardziej krwawiłaś, gdy rozbijałaś sobie kolana. Ale takie obrażenia są bardzo niebezpieczne

Wyciągałam ludzi, którzy później umierali w szpitalu. Wyciągałam zwłoki. Ale nikt nie umarł w moich ramionach.

Nagród to ja mam cały ikonostas (śmiech). Żelazny Krzyż, dyplom od Rady Najwyższej, odznakę trzeciego stopnia za zasługi dla miasta. Nie wiem, dlaczego je dostałam.

Któregoś dnia dostałam rozkaz: Kuźmińska jutro wyjeżdżasz. Myślałam, że zabierają mnie na jakąś ważną rozmowę. Okazało się jednak, że to była ceremonia wręczenia medalu. Żyliśmy wtedy w okopach, ostrzeliwani z moździerzy, czołgów i helikopterów. Pomogłam jednemu rannemu, przeżył. Może dlatego dali mi ten medal.

Dlaczego idę jeszcze raz

– Medyczka to oczywiście ładnie brzmi, ale w wojsku nie ma kobiecych określeń – to jedna wielka bajka dla telewizji. W wojsku niby wszyscy są równi, ale kobiety zazwyczaj dostają papierkową robotę. Walczyłam z tym, próbowałam to zmienić.

Armia zawsze potrzebuje pieniędzy, dronów, jedzenia, ubrań, broni, samochodów, leków. I ludzi.

Wstąpiłam do armii, żeby walczyć. Na tym samym poziomie co mężczyźni. Moje życie nie jest cenniejsze niż życie moich kolegów. Dlatego nie rozumiem, dlaczego miałoby być jakieś specjalne traktowanie. Jako medyk bojowy muszę wykonywać swoje obowiązki także na polu bitwy. Początkowo nie wolno mi było tego robić, ale w końcu się udało.

Podczas służby miałam do czynienia z całym batalionem różnych żołnierzy. I traktowali mnie różnie. Niektórzy życzliwie, inni jak sposób na uniknięcie służby. Bo medyk pola walki może wysłać żołnierza na leczenie, czyli na odpoczynek. Byli tacy, którzy mnie chronili. Byli też dżentelmeni, którzy pierwszą wpuszczali mnie do okopu, gdy zaczynał się ostrzał.

Bycie medykiem bojowym to ważna i potrzebna praca, ale ja chcę robić coś bardziej wymagającego i satysfakcjonującego. Dlatego uczę się na operatora dronów

Teraz możliwości nauki latania dronami są ograniczone. Dzięki wolontariuszom mamy pewne programy, ale one nie wystarczą, jest sporo wymagań. Latania dronami jest bardzo trudne, to dużo teorii i praktyki. Jak jazda samochodem, tyle że w trzech wymiarach.

Wszyscy instruktorzy to mężczyźni – cywile. Ponieważ mam doświadczenie wojskowe, nie wiedzą, jak ze mną postępować. Jak skończę szkolenie, wrócę na front.

„Wstąpiłam do armii, żeby walczyć. Na tym samym poziomie co mężczyźni”.

Wierzę, że zwycięstwo nadejdzie, gdy Rosja zniknie. Na wojnie co chwilę ktoś ginie. Nie mogę przez to spać, nie mogę cieszyć się życiem. Dlatego idę na wojnę. Jeszcze raz.

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

20
хв

Nastia, medyk pola walki: Na wojnie nie ma feminatywów

Ksenia Minczuk

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Nastia, medyk pola walki: Na wojnie nie ma feminatywów

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Jarosław Mowczun, żołnierz: - Jestem rolnikiem. Jak mógłbym nie bronić ojczystej ziemi?

Ексклюзив
Oblicza wojny
20
хв

Pawło powiedział mi: „Możesz iść na wojnę tylko wtedy, gdy ja zginę”. Więc teraz mam jego pozwolenie

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress