Exclusive
20
min

Wachtang Kebuładze: Panteon już mamy – potrzebny nam własny bestiariusz

Powieść „Mistrz i Małgorzata” może i jest dobra, ale nie jest oryginalna ani tematycznie, ani pod względem formy. Kiedy czytaliśmy ją po raz pierwszy, byliśmy zbyt wyrwani ze światowego kontekstu i zbyt słabo wykształceni, by zauważyć, że motywy zawarte w tym dziele były poruszane niejednokrotnie – mówi w rozmowie z PAP.PL ukraiński filozof, tłumacz i działacz społeczny

Polska Agencja Prasowa

Grafika: IndigenousX

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ihor Usatenko (PAP): Nie tak dawno w wywiadzie dla Simona Shustera Julia Nawalna powiedziała, że „dobrzy Rosjanie” to bardzo złe określenie i że ukraiński rząd błędnie obwinia za wojnę rosyjskich obywateli, a nie dyktatora. Pan w wywiadach i komentarzach podkreślał, że Putin jest wrogiem ukraińskiej teraźniejszości, zaś rosyjscy liberałowie są wrogami przyszłości. Co Pan przez to rozumie?

Wachtang Kebuładze: Nawalna straciła najbliższą osobę, przeżyła osobistą tragedię, jej mąż został zamordowany w sposób haniebny. Ma prawo do własnego zdania, którego ja jednak nie podzielam. Mówiąc o Rosjanach, nie mam na myśli przynależności etnicznej, lecz raczej tożsamość kulturową i polityczną, której posiadaczami mogą być nie tylko przedstawiciele narodu tytularnego. Moja teza więc jest taka, że we współczesnym świecie Rosjanie nie stworzyli własnego politycznego narodu nieimperialnego. W świecie, w którym najwyższymi kolektywnymi organami decyzyjnymi są struktury Organizacji Narodów Zjednoczonych, nadal brane są pod uwagę opinie narodów politycznych, charakteryzujących się określoną tożsamością.

Rosjanom udało się zbudować imperia (carskie, bolszewickie, putinowskie), ale nie udało się stworzyć własnego narodu politycznego, którego głównym dobrem społecznym byłoby coś poza chęcią dominowania nad innymi

Fakt, że Putin i cały kremlowski gang wokół niego to wrogowie ludzkości, którzy zainteresowani są tylko chaosem i destabilizacją, zaczyna być rozumiany na całym świecie. To dlatego Stany Zjednoczone w końcu zgodziły się dostarczyć nam broń. Putin nie niesie pozytywnego wizerunku Rosji. Zamiast tego rosyjscy liberałowie tworzą iluzoryczny obraz, zgodnie z którym powodem agresywnej polityki ich kraju jest wola wyłącznie jednej osoby, a nie zbiorowe żądanie milionów. Liberałowie, którzy chcą utrzymać Rosję w jej dotychczasowych granicach, tworzą fałszywy obraz przyszłości tego kraju i skazują nas wszystkich na ciągłe niebezpieczeństwo. Nie oferują innych, nieimperialnych modeli tego kraju, których tak dotkliwie brakuje zarówno w sensie historycznym, jak czysto koncepcyjnym. Jeśli spojrzymy na wizje rozwoju Rosji – od Bierdiajewa do Sołżenicyna, to zobaczymy, że rosyjska wyobraźnia społeczna nie buduje innej Rosji niż imperialna. A wyobraźnia społeczna jest bardzo potężnym narzędziem kształtowania rzeczywistości. Zgadzam się tu z Benedictem Andersonem, który mawiał, że „nations are narrations”.

Przemiana w kogoś innego jest zawsze niepokojąca. Aby to zrobić, trzeba się przeobrazić, stać się bardziej nowoczesnym.

Dopóki tak się nie stanie, dopóki Rosjanie będą pielęgnowali swoją „dziką naturę”, ludziom takim jak Putin łatwo będzie gromadzić destrukcyjną energię entropii społecznej i kierować ją na wojnę

Nie tylko przeciwko Ukrainie. Nie zapominajmy, że przed obecną wojną, w erze postsowieckiej, miała miejsce agresja przeciwko Mołdawii, Czeczenii (Iczkerii), Gruzji i Syrii.

W jednym ze swoich esejów pisze Pan, że dojrzałe społeczeństwa powinny mieć nie tylko własny panteon, ale i bestiariusz. Na czym polega trudność? Na pierwszy rzut oka wydaje się, że tworzenie bestiariusza przestępców nie jest trudne.

Wymyśliłem taką metaforę wspólnie z Jurijem Andruchowyczem. Łatwiej stworzyć poczet „obcych” zbrodniarzy, jak Stalin czy Hitler, w przypadku tych złoczyńców wszystko jest jasne. Ale co robić z naszymi przestępcami? Jeśli nie spojrzymy obiektywnie na naszą przeszłość, nie powiemy sobie, że ta postać jest naszym bohaterem, a tamta zbrodniarzem, lub – choć czasem może okazać to jeszcze większą przykrością – że ktoś miał kontrowersyjną biografię i ma na kocie zarówno konstruktywne, jak destruktywne rzeczy, to wtedy zamiast naszej opowieści, zapanuje inna narracja o nas samych, snuta przez naszego wroga. Będzie ona użyteczna dla niego, a nie dla nas.

W studiach postkolonialnych istnieje artykuł programowy o tytule „Can the Subaltern Speak?” Gayatri Chakravorty Spivak, w którym badaczka stwierdza, że pierwszą rzeczą, jaką kolonizator czyni osobie podporządkowanej, jest odebranie jej języka i zdolności do autoprezentacji. Przykładem może być ukraińskie podziemie nacjonalistyczne, które walczyło o utworzenie niepodległego, zjednoczonego państwa metodami zbrojnymi i ideologicznymi. Niemożność przedstawienia konkretnych ludzkich historii jego członków przez długi czas doprowadziła do czarno-białych interpretacji działalności ruchu. Podczas II wojny światowej jego oddziały walczyły na dwa fronty: przeciwko nazistom i przeciwko Armii Czerwonej. Jednak, jak zresztą wszędzie, byli wśród nich kolaboranci i zbrodniarze wojenni.

Jeśli jednak nie opowiemy teraz własnej historii, nie znajdziemy odwagi, by przyznać się do błędów, potępić zbrodnie i odpokutować za nie, broniąc jednocześnie prawdziwych bohaterów, ludzie nadal będą wierzyć, że na przykład członkowie OUN strzelali do ludzi w wąwozie Babi Jar, a nie byli wśród jego ofiar

Należy pamiętać, że Rosjanie nie przerabiają drażliwych epizodów ze swojej historii. Miesiąc temu przemawiałem w Düsseldorfie i zadano mi pytanie o możliwość wybaczenia Rosjanom w przyszłości. Usłyszałem, że przecież Niemcom wybaczono. Przepraszam, ale nigdy od Rosjanina czy Rosjanki nie słyszałem błagań o przebaczenie! Wręcz przeciwnie, oni wolą publicznie twierdzić, że to tylko Putin ponosi odpowiedzialność za wojnę, i nie przyznawać się do winy. A przecież to ich kraj! Mieszkali tam, kiedy rozpoczęła się agresja przeciwko suwerennym krajom, nie widzieli nic złego w tym, żeby tam pracować, płacić podatki i inwestować swoje pieniądze. Pytam: czy Rosja kiedykolwiek miała swojego Willy'ego Brandta? Przypomnę, że ten niemiecki kanclerz, który w żaden sposób nie był kojarzony z nazistami, sprzeciwiał się im i był przez nich prześladowany, uklęknął przed pomnikiem ofiar warszawskiego getta w 1970 roku. Później powiedział, że „zrobił to, co ludzie robią, gdy zwykle brakuje im słów”. Wstydził się za Niemców. Rosjanie nie wstydzą się swoich czynów.

Musimy więc różnić się od nich i musimy prowadzić dialog z naszymi sąsiadami na temat wzajemnych historycznych krzywd. Zwłaszcza z Polakami

Albo z Węgrami. Wszyscy jesteśmy oburzeni stanowiskiem Węgier, ale zadajmy sobie pytanie, czy w 1956 roku, kiedy wojska radzieckie stłumiły powstanie węgierskie w Budapeszcie, nie było wśród nich Ukraińców? Oczywiście, to byli homo sovieticus, ale jednak. Wśród tych ludzi byli przodkowie dzisiejszych obywateli Ukrainy. Tak samo było w Czechosłowacji w 1968 roku. Stało się tak, ponieważ żyliśmy w strasznym imperium sowieckim, gdzie byliśmy niewolnikami, a w pewnym sensie nawet gorzej – byliśmy niewolnikami niewolników, ponieważ Rosjanie w swojej większości byli niewolnikami w swoim domu.

Tak, ale Węgry, a raczej ich władze, kierują się innymi motywami niż historyczne pretensje do Ukraińców i Ukrainy, gdy działają przeciwko jej suwerenności. Ale to wyjątek. Kraje Europy Środkowej (i nie tylko one) jej pomagają, przede wszystkim ze względu na własne interesy bezpieczeństwa i poprzez zmianę optyki postrzegania Ukrainy. Sami Ukraińcy odgrywają ważną rolę w zmianie tej optyki. Na przykład Finlandia udziela obecnie znacznej pomocy, a swego czasu cała dywizja Ukraińców z Polesia zginęła w krwawej bitwie pod Suomussalmi, co zostało opisane przez jej bezpośredniego uczestnika. Jego książka zostanie wkrótce wydana w języku ukraińskim przez kijowskie wydawnictwo. Wszystko to prowadzi mnie do następującego pytania: czy Ukraina powinna liczyć na ruchy emancypacyjne narodów w Rosji?

O ile takie ruchy istnieją. Nie jestem ekspertem w tej kwestii, ale obawiam się, że imperialne czyszczenie kulturowych, intelektualnych i duchowych sił tych narodów mogłoby być skuteczne. W żaden sposób nie obwiniam tutaj ofiary. Nasz kraj również uzyskał niepodległość dopiero w 1991 roku, ale Ukraińcy mieli szczęście odnalezienia zasobów we własnej pamięci historycznej i rodzimym słowie. To właśnie w nim odnaleźliśmy część naszej politycznej, a nie nawet etnicznej tożsamości. Ponadto mieliśmy inne doświadczenie historyczne i nie byliśmy pozbawieni kontaktów z cywilizowanymi narodami.

A poza tym czas spędzony w imperium też ma ogromne znaczenie...

Jak najbardziej. Dlaczego narodom bałtyckim udało się stosunkowo łatwo uciec z sowieckiej niewoli i skutecznie przetransformować? Ponieważ mieli szczęście być w niej krócej. My tkwiliśmy w imperium dłużej, podczas gdy niektóre nieszczęsne narody przebywają w nim od stuleci. Być może ludy w środku Rosji zdołają wciąć przykład od Tatarów krymskich. Pomimo ludobójstwa i deportacji przetrwali i zachowali odrębność kulturową i etnograficzną, a co ważniejsze, przyjęli nowe wartości i stali się integralną częścią ukraińskiej przestrzeni politycznej i mentalnej.

Na tym polega siła narodu politycznego. Można być ukraińskim Żydem, ukraińskim Polakiem, ukraińskim Tatarem krymskim albo gruzińskim patriotą Ukrainy

Wśród zachodnich i ukraińskich polityków toczy się debata o tym, co można uważać za zwycięstwo Ukrainy w wymiarze politycznym i militarnym. A jak to zwycięstwo powinno wyglądać w wymiarze kulturowym?

Nie powinniśmy zakładać, że zakazanie wytworów rosyjskiej kultury automatycznie stworzy miłość do wszystkiego, co ukraińskie, że dzięki temu będzie to nowatorskie i wysokiej jakości. Jednak ważnym krokiem powinno być umysłowe przekształcenie Rosji z przedmiotu propagandy i szerzenia antyukraińskich wpływów w obiekt krytycznych badań. Musimy przezwyciężyć nasze kompleksy i znaleźć elementy naszego pokrewieństwa z Europą, regionem, z którym jesteśmy organicznie związani nie tyle geograficznie, co kulturowo, mentalnie i pod względem wspólnych wartości. Musimy kontynuować naszą dekolonizację, nie wstydząc się tego, że w przeszłości mogło nam brakować pewnych warstw kultury. Prawie wszyscy nasi sąsiedzi nie mieli własnej ciągłej filozoficznej tradycji narodowej. Nie osobnej szkoły, ale właśnie tradycji.

Wybitni filozofowie z Europy Środkowej i Wschodniej w większości reagowali na to, co powstawało na Zachodzie. Czy to jednak przeszkadza im się czuć częścią Europy?

Dotyczy to również niektórych naszych rodaków, którzy może nie czują sentymentu do współczesnej Rosji, ale uważają, że nie możemy wejść do współczesnego świata bez klasycznej literatury rosyjskiej

No dobrze, ale polscy czytelnicy mogą zapytać: dlaczego rosyjska literatura jest tak niebezpieczna dla Ukraińców? Albo: co jest nie tak z tym przysłowiowym "Tołstojewskim” (jak pisał Pierre Bayard), tak lubianym na Zachodzie?

Motywem przewodnim Dostojewskiego jest coś, co nazywam „zadowoleniem z własnej degradacji”. To nie jest Charles Dickens z jego krytyką społeczną. To jest jak narkotyk, którym można się delektować, dopóki on cię nie zniszczy.

Sytuacja z Tołstojem jest bardziej skomplikowana, ponieważ nie był on klasycznym imperialistą, potępiał wojny kolonialne i głosił pacyfizm. Jego zgubny wpływ polegał na wierze w boskość i wyjątkowość narodu rosyjskiego oraz w to, że cywilizacja, a tym samym i Zachód, jest trucizną. To fikcyjny obraz głębokiej i tajemniczej Rosji, która nigdy tak naprawdę nie istniała i którą można łatwo manipulować.

Nie ma wątpliwości, że Dostojewski, Tołstoj i Bułhakow, który urodził się w Kijowie, byli utalentowanymi pisarzami. Jednak, po pierwsze, ich twórczość została nam narzucona, wszystko inne spychając na margines. Przykładem może być rosyjskojęzyczna powieść „W moim rodzinnym mieście” Wiktora Niekrasowa, kijowianina, który kochał swoje miasto i nie był imperialistą, czy dzieła pisarzy żydowskich. Jestem gotów wyobrazić sobie Kijów bez rosyjskiego szowinisty Bułhakowa, ale nie wyobrażam go sobie bez humanisty Szolema Alejchema.

Po drugie, często pomijamy wtórny charakter niektórych dzieł. Powieść „Mistrz i Małgorzata” może i jest dobra, ale nie jest oryginalna ani tematycznie, ani pod względem formy. Kiedy czytaliśmy ją po raz pierwszy, byliśmy zbyt wyrwani ze światowego kontekstu i zbyt słabo wykształceni, by zauważyć, że Hoffmann poruszał podobne wątki w „Diablich eliksirach”, Meyrink w „Golemie” czy „Aniele w zachodnim oknie”. Inna powieść o Kijowie, „Miasto” Waleriana Pidmohylnego, która dopiero co została przetłumaczona na język polski, jest znacznie bardziej modernistyczna i innowacyjna.

Po trzecie, bardzo mało wiemy o naszym własnym dziedzictwie. Na przykład Charków i Odessa w dziewiętnastowiecznej klasycznej literaturze rosyjskiej to albo prowincja, albo zakurzone wygnanie, podczas gdy Odessa Dowżenki czy Janowskiego – to modernizm nad Morzem Czarnym, a Charków Jurija Szewelowa i „rozstrzelane odrodzenie” [termin ten został upowszechniony po wydaniu przez Instytut Literacki z inicjatywy Jerzego Giedroycia i „Kultury” almanachu ukraińskiej prozy i poezji z lat 1917–1933 – PAP] to niezwykły fenomen kulturowy.

Może więc nadszedł czas poznania swojej własnej kultury, by dokonać bardziej świadomego wyboru?

Wachtang Kebuładze jest ukraińskim filozofem, publicystą i tłumaczem. Doktor nauk filozoficznych, profesor Narodowego Uniwersytetu Kijowskiego im. Tarasa Szewczenki. Autor książek z zakresu fenomenologii, współprzewodniczący Ukraińskiego Towarzystwa Fenomenologicznego. Członek ukraińskiego PEN Clubu. Laureat nagrody imienia Jurija Szewelowa (2016). Wokalista zespołu „Dżinn”.

Tekst ten jest dostępny w wersjach ukraińskiej i polskiej także na stronie PAP.PL

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Polska Agencja Prasowa jest jedyną państwową agencją informacyjną w Polsce. Istnieje od 1918 r.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy..

Dołącz
Pochód opiekunek, Warszawa, pracownice i pracownicy domowe

Ulicami Warszawy, współorganizowane wspólnie przez Stowarzyszenie Pedagogów Teatru oraz Komisję Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej, przeszły – 13 i 14 kwietnia – dwa Pochody Opiekunek z Ukrainy.

– Chcemy lepszych warunków – od umów o pracę, po czas wolny od obowiązków. Kiedy czytałam postulaty, założonego 200 lat temu, pierwszego związku zawodowego pomocy domowej w Polsce, to w zasadzie są one takie same, jak nasze. To pokazuje, jak niewiele się zmieniło. Obecnie pracujemy albo na umowach śmieciowych, albo w ogóle bez nich. Nie zawsze jest to wina tego, że ktoś nie chce dać nam umowy o pracę – osoby starsze często nie mają rodziny i przez niską emeryturę nie są w stanie tego zrobić. Chciałybyśmy, żeby powstał program socjalny, który wspomoże biedniejsze osoby poprzez np. odprowadzanie przynajmniej części składek. Ulży im to finansowo i da możliwość zatrudnienia opiekunki, a nam da ubezpieczenie i pozwoli na skorzystanie z ochrony zdrowia na NFZ. Są też oczywiście nieuczciwi pracodawcy i z nimi też walczymy. Mamy sukcesy, bo gdy nasz związek zawodowy interweniuje, zwykle robią oni krok w tył i wypłacają wynagrodzenie. To jeden z wielu powodów, dla których warto do nas dołączyć – mówiła Rusłana Pobereżnyk, przewodnicząca Komisji Pracownic i Pracowników Domowych Inicjatywy Pracowniczej.

„Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia,ubezpieczeń, prawa do odpoczynku”

W trakcie przemarszu z głośników było słychać nie tylko utwory skomponowane przez opiekunki we współpracy z artystką Magdaleną Sowul, ale też uczestniczki niosły megafony – stworzone przez Martę Romankiw – dzięki którym zgromadzeni mogli usłyszeć wypowiedzi także tych opiekunek, które nie mogły dotrzeć na pochód.

– Jesteśmy opiekunkami i troszczymy się o dzieci, osoby starsze, chore, zależne. Nasza praca jest niezbędna, ale wciąż niewidoczna i nieuregulowana. Domagamy się legalnych warunków zatrudnienia, ubezpieczeń, prawa do odpoczynku. Chcemy też szacunku do siebie i tego, co robimy. Pomagamy waszym bliskim, a wy nas niekiedy traktujecie, jak niewolnice. Żądamy godnego traktowania i odpowiednich wynagrodzeń, bo obecnie nie wystarczają one często nawet na miesiąc – mówiła jedna z nich.

– Osoba starsza, która mieszka sama, bez nas nie byłaby w stanie funkcjonować. Często potrzebuje pomocy przy wstaniu z łóżka, z jedzeniem, ubraniem się, nie mówiąc już o sprzątaniu, zrobieniu zakupów czy innych obowiązkach. Dzięki nam nie tylko może zostać w swoim domu, ale też dostaje od nas dużo ciepła, wsparcia, podniesienia na duchu. Za to jej dzieci mogą normalnie pracować. To odpowiedzialna i momentami stresująca praca, a bywa, że trudna psychicznie, gdy osoba, którą się opiekujemy umiera. Tym bardziej powinno się nas docenić – podkreślała uczestniczka pochodu. – Gdybyśmy nie przyszły do pracy nawet przez kilka dni z rzędu, to może nie byłby to koniec świata, ale stworzyłoby to ogromne problemy dla rodziny, która sama musiałaby się zająć bliską osobą – dodała inna.

– Bardzo denerwuje mnie, że są tak duże różnice w pensjach opiekunek polskich i ukraińskich. Pracodawcy bardzo chętnie szukają tych drugich, bo płacą im o wiele mniej

Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy. To niesprawiedliwe. Chcemy mieć zapewnione podstawowe prawa, naprawdę nie domagamy się nie wiadomo czego…  – słychać było z głośników.

– Nasza praca naprawdę jest ciężka, często wymaga wstawania w nocy, bycia czujnym niemal 24 godziny na dobę. Oddajemy swój czas innym ludziom i brakuje nam wolnego. A musimy odpoczywać, bo nie jesteśmy maszynami. Tymczasem wiele opiekunek z Ukrainy pracuje bez dnia wolnego. Nawet na spotkania naszej komisji związkowej przychodzą na dwie godziny, a potem muszą od razu wracać do pracy. Tak dłużej być nie może – tłumaczyła uczestniczka pochodu.

„Większość Polek za takie stawki, jakie dostajemy, w ogóle nie zgłosi się do pracy”

Na zakończenie drugiego Pochodu Opiekunek z Ukrainy, członkinie związku zawodowego wręczyły petycję przedstawicielkom Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej:

„Szanowna Pani Ministro,

zwracamy się do Pani jako Komisja Pracownic i Pracowników Domowych, działająca w ramach Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza. Od kilku lat zrzeszamy osoby pracujące w sektorze opieki domowej. Nasza praca jest niepewna, a mimo to często niewidzialna, bardzo ciężka i nieuregulowana. Dlatego założyliśmy związek i dlatego upominamy się o działania rządu na rzecz poprawy naszej sytuacji.

Wnosimy o podjęcie prac nad systemowymi zmianami w obszarze zatrudnienia opiekunek. Obecnie większość z nas pracuje bez umów, poza systemem prawnym i zabezpieczeń socjalnych. W sektorze opieki nad dziećmi państwo już wdrożyło rozwiązania umożliwiające formalizację zatrudnienia, z dopłatami do składek i ułatwieniami w legalnym zawieraniu kontraktów. Dzieci postrzegane są jako nadzieja społeczeństwa, jego przyszłość, dlatego państwo chce im zapewnić to, co najlepsze. Ale starość to również przyszłość, nasza wspólna przyszłość. Apelujemy o

- stworzenie jasnych ram prawnych dla zatrudnienia opiekunek w prywatnych gospodarstwach domowych;

- wprowadzenie zachęt i ułatwień dla pracodawców zawierających legalne umowy;

- umożliwienie osobom wykonującym prace opiekuńcze dostępu do systemu ubezpieczeń, świadczeń i ochrony prawnej;

- instytucjonalne wsparcie w zakresie kontroli warunków pracy oraz przeciwdziałanie przemocy i wyzyskowi.

Nie chcemy już funkcjonować w szarej strefie, niewidoczne, pozbawione ochrony, zmuszone do pracy w warunkach niepewności i przemocy, przemęczenia i strachu, bez możliwości zabezpieczenia podstawowych potrzeb.

Z poważaniem,

Komisja Pracownic i Pracowników Domowych Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza”.

Zdjęcia: Jędrzej Dudkiewicz

20
хв

„Bez nas wasze domy nie funkcjonują”: pochód ukraińskich opiekunek w Warszawie

Jędrzej Dudkiewicz
Olena Vaidalovych Romowie

Po rosyjskiej inwazji na Ukrainę społeczność romska w Polsce powiększyła się z 20 000 do 80 000 osób. Zarówno w Ukrainie, jak w Europie Romowie wciąż spotykają się z dyskryminacją i uprzedzeniami.Olena Vaidalovych, Ukrainka romskiego pochodzenia, jest jedną z działaczek na rzecz praw człowieka, które od lat bronią praw Romów.

Stereotypy na temat Romów dotykały Ołenę już od dzieciństwa. To zmotywowało ją do walki o prawa mniejszości i pracy nad zmianą nastawienia społeczeństwa do Romów. Po wybuchu wojny na pełną skalę przeniosła się do Warszawy, gdzie kontynuowała swoją działalność. Dziś wraz z polską fundacją W Stronę Dialogu pomaga Romom z Polski i Ukrainy.

Ołena wśród ludzi, o któych prawa walczy

Kiedy coś ginęło, patrzyli na mnie

– Rodzice są Romami – mówi Ołena. – Moje dzieciństwo nie należało do najłatwiejszych, zwłaszcza w czasach szkolnych. Poza domem często spotykałam się z dyskryminacją i zastraszaniem. Do dziś pamiętam żarty, które mnie nie śmieszyły. ?

Często mówili do mnie: „Przepowiedz nam przyszłość”, „Powróż z ręki”. Kiedy coś gdzieś zniknęło, zawsze obwiniali mnie. Bo jestem Romką. To wszystko było bardzo przykre. Próbowali też wykluczać mnie z zajęć szkolnych. Byłam zdana na siebie. Mimo tego wszystkiego uczyłam się bardzo dobrze, chciałam być prymuską. Myślę, że niektórzy nawet mi tego zazdrościli.

Mówił taki na przykład: „Jak Romka może mieć lepsze stopnie ode mnie? Przecież Romowie nie potrafią czytać ani pisać”

Każde dziecko mniej zdeterminowane niż ja poddałoby się. Jestem dumna, że się nie poddałam. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że mnie wspierała i zawsze powtarzała: „Jesteś mądra, nie jesteś gorsza od innych. Możesz robić wszystko, co chcesz”. To dawało mi siłę i motywowało do działania.

Natalia Żukowska: Co dla Ciebie oznacza bycie Romką?

Ołena Wajdałowycz: To moja rodzina, język, kultura i tradycje, które mamy.

W kulturze romskiej najważniejszą rzeczą jest szacunek dla starszych. Nie ma czegoś takiego jak niesłuchanie ich. Oni zawsze mają ostatnie słowo

Na przykładzie mojej rodziny mogę powiedzieć, że nasze dziewczyny bardzo poważnie podchodzą do małżeństwa i zakładania rodziny. Wychowano mnie w przekonaniu, że musisz świadomie wybierać partnera. I budować związek tylko po upewnieniu się, że to jest osoba, z którą chcesz spędzić życie.

Jakie stereotypy na temat Romów pokutują w Ukrainie i w Polsce?

Inni ludzie są wobec Romów stronniczy. Istnieją różne stereotypy: pozytywne, negatywne i neutralne. Na przykład wiele osób uważa, że Romowie nie chcą pracować i kradną. To negatywne stereotypy. Do pozytywnych zaliczyłabym pogląd, że wszyscy Romowie tańczą i śpiewają, chociaż to nieprawda. Innym jest to, że wszyscy Romowie mają dar przewidywania przyszłości, co też nie jest prawdą. Nie można uogólniać i wyciągać wniosków na podstawie tych kilku osób, które znasz. W rzeczywistości inni wiedzą bardzo mało o Romach.

Przed wybuchem wojny na pełną skalę w Ukrainie istniało 16 romskich grup dialektalnych. Różnią się tradycjami i poziomem integracji ze społeczeństwem. Romowie różnią się także wyglądem. Czasami mówią mi, że nie wyglądam jak Romka. Niektórzy uważają, że Romowie muszą mieć ciemniejszą skórę, oczy i włosy. Ale to też nie jest prawdą.

Nie tylko Ukraińcy, ale także Polacy niewiele wiedzą o społeczności romskiej. Niedawne badania przeprowadzone w Polsce wykazały, że 72% Polek i Polaków nie zna ani jednej osoby ze społeczności romskiej

Niewiedza rodzi szkodliwe stereotypy. Znalazło to odzwierciedlenie w kampanii społecznej „Poznajmy się”, zainicjowanej przez fundację W Stronę Dialogu. Staramy się obalać stereotypy, bo mają one negatywny wpływ na naszą liczną społeczność. Rada Europy podaje, że w Europie żyje od 10 do 12 milionów Romów – a może nawet więcej. Nie można mierzyć tych wszystkich ludzi tą samą miarą.

Kampania społeczna zainicjowana przez fundację W Stronę Dialogu

Skąd wzięły się stereotypy na temat Romów? Dlaczego inni ludzie w nie wierzą?

Te stereotypy mają głębokie podłoże historyczne. Romowie pojawili się w Europie w XI-XII wieku i niemal natychmiast stali się obiektem podejrzeń, ponieważ mówili nieznanym językiem (romani), mieli własne tradycje, muzykę, wyróżniali się wyglądem, często podróżowali. A to budziło strach. Już w średniowiecznej Europie byli prześladowani i mieli zakaz osiedlania się w miastach.

W niektórych krajach Romowie byli nawet fizycznie piętnowani – naznaczano ich ciała. Na terytorium współczesnej Rumunii byli zniewoleni przez 500 lat, aż do XIX wieku

Podczas II wojny światowej nazistowski reżim zamordował ponad pół miliona Romów. Ten akt ludobójstwa nie został jeszcze odpowiednio uznany w przestrzeni publicznej.

Historyczne traumy odcisnęły głębokie piętno na pamięci społeczności romskiej i publicznym postrzeganiu Romów. Należy jednak pamiętać, że stereotyp to uproszczenie, mechanizm samoobrony przed skomplikowaną rzeczywistością. Spójrzmy głębiej i zapytajmy siebie: „Co tak naprawdę wiem o tej osobie? Czego konkretnie się boję?”. Nie idealizuję społeczności romskiej. Wszyscy jesteśmy różni i nikt nie może mówić za wszystkich. Tak, są sytuacje, gdy ktoś robi coś złego. Ale ważne jest, aby nie zastępować indywidualnej odpowiedzialności odpowiedzialnością zbiorową.

Dla większości ludzi Romowie są jak kosmici

Kiedy wpadłaś na pomysł, by zająć się przełamaniem stereotypów otaczających społeczność romską?

Jeszcze w szkole. Widziałam, że moi romscy rówieśnicy przechodzą przez to samo co ja. Pamiętam, jak pewna dziewczynka bawiła się z nami na placu zabaw, a jej matka podeszła do niej, zabrała ją od nas i zabroniła jej się z nami bawić. Zapamiętam ten bolesny moment do końca życia. Zdałam sobie sprawę, że nie chcę, by romskie dzieci przechodziły przez coś takiego. Z jakiegoś powodu dla większości ludzi Romowie są jak kosmici. A my jesteśmy Ukraińcami romskiego pochodzenia, naszą ojczyzną jest Ukraina. Tysiące Romów na ochotnika broni Ukrainy na froncie. To, że mamy ciemniejsze włosy i inne zwyczaje, nie czyni nas gorszymi.

Z koleżanką Noemi Łakatosz

Jesteś najmłodszą Romką, która (w wieku 20 lat) przemawiała na Forum ONZ ds. Mniejszości. Co chciałaś powiedzieć światu?

Nie chciałam przemawiać jak działaczka na rzecz praw człowieka, która wydaje jakieś zalecenia. Chciałam, by moje przesłanie dotknęło ludzkich serc. Był rok 2018, a właśnie wtedy 24-letni Rom zginął z rąk prawicowych radykałów w Ukrainie. Powiedziałam, że świat powinien na to zareagować, a osoby zaangażowane w zbrodnię powinny zostać ukarane zgodnie z prawem Ukrainy.

Jak się postrzega społeczności romskie w Europie?

Dziś możemy mówić o ewolucji i zmianie opinii w społeczeństwie. I to jest dokładnie to, o co nam chodzi w fundacji W Stronę Dialogu. Staramy się zmieniać negatywne opinie o społeczności romskiej w Polsce. A to, co robimy tutaj, rozszerzamy na inne kraje.

Prowadzimy kampanie informacyjne, współpracujemy ze znanymi czasopismami. To, że jestem pierwszą Romką, która pojawiła się na okładce znanego polskiego magazynu „Wysokie Obcasy”, jest krokiem naprzód. Inne media również opowiedziały historie romskich kobiet, które odniosły sukces. W ten sposób stopniowo zmieniamy niesprawiedliwe opinie na temat Romów.

Działamy też na polu edukacji, dając romskim dzieciom możliwość uczenia się bez barier. Pomagamy w znalezieniu zatrudnienia, współpracujemy z przedsiębiorstwami. Staramy się, aby Romowie w Polsce byli niezależni ekonomicznie, potrafili się integrować i osiągnąć stabilizację. Bardzo ważne jest dla nas, by czuli się tu bezpiecznie.

Kim są członkowie waszego zespołu?

Jedną ze współzałożycielek naszej fundacji jest dr Joanna Talewicz, Polka romskiego pochodzenia. Drugą jest dr Małgorzata Kołaczek, która ma duże doświadczenie w pracy ze społecznością romską. Od 2012 roku Joanna i Małgorzata prowadzą szkolenia edukacyjne dla policji, dziennikarzy i nauczycieli.

Po wybuchu wojny na pełną skalę w Ukrainie wielu Romów przyjechało do Polski. W 2022 roku Komisja Europejska podała, że około 100 000 Romów opuściło Ukrainę i wyjechało do innych krajów. Spotkaliśmy się z dyskryminacją uchodźców pochodzenia romskiego. Na przykład kiedy udaliśmy się do schronisk, do których trafiali uchodźcy, zobaczyliśmy, że Ukraińcy pochodzenia romskiego zostali oddzieleni od innych. Koordynatorzy w tych schroniskach powiedzieli, że w ten sposób starają się uniknąć napięć. Ponadto zauważyliśmy, że ci „lepsi” Ukraińcy mieli bardziej komfortowe warunki – łóżka, fotele. Natomiast tam, gdzie byli Ukraińcy pochodzenia romskiego, mogło nie być nic. Widziałam dzieci śpiące na kartonach, choć była zima. Z tym właśnie walczymy.

Ołena podczas wystąpienia na warszawskiej konferencji zorganizowanej przez OBWE

Kto pomaga finansowo Twojej fundacji?

Duża część naszych projektów została sfinansowana przez rząd USA. W związku z decyzją administracji Trumpa o zamrożeniu funduszy na programy pomocowe przechodzimy teraz przez bardzo trudny okres. Bo co się stanie, jeśli nas zabraknie? Dzieci, które wspieramy, zostaną bez dodatkowej pomocy. Młodzi ludzie, którymi się opiekujemy, nie będą mieli możliwości rozwijania swoich zainteresowań. Kobiety, które inspirujemy, stracą szansę na lepszą przyszłość. Nie będzie kolejnych kampanii na temat społeczności romskiej, nasze postulaty nie dotrą do ministerstw i polityków. Mamy jednak nadzieję, że dzięki dobrym ludziom i sponsorom będziemy kontynuować nasze działania na rzecz praw człowieka, które prowadzimy od 13 lat.

Wierzę w dobrą przyszłości Romów

Jakiej pomocy potrzebują teraz romscy uchodźcy w Polsce? Z jakimi problemami się do was zgłaszają?

Teraz koncentrujemy się na integracji społecznej romskich uchodźców z Ukrainy, którzy pozostali w Polsce. Skupiamy się także na pomocy polskim i rumuńskim społecznościom romskim w Polsce przede wszystkim w zakresie edukacji, zatrudnienia, kwestii prawnych, pomocy psychologicznej itp. Współpracujemy również z władzami lokalnymi i rządem oraz lobbujemy na poziomie międzynarodowym. Chcemy, aby politycy i dyplomaci brali pod uwagę potrzeby społeczności romskiej.

Romowie z Ukrainy są takimi samymi ludźmi, jak inni Ukraińcy. Chcą dla siebie jak najlepiej

Rozumieją, że aby odnieść sukces w życiu, potrzebują edukacji i pracy. Jedynym problemem jest, że nie zawsze to wykształcenie mogą zdobyć. Na przykład zdarzało się, że odmawiano nam zapisania romskich dzieci do szkoły. Słyszeliśmy, że nie ma miejsc. Oczywiście nie możemy stwierdzić, czy to prawda, czy nie. Ale jeśli romskie dziecko nie zostanie przyjęte do szkoły, nie pozostawiamy tego jako prywatnego problemu rodziny.

Kontaktujemy się z administracją szkoły, wyjaśniamy normy prawne, szukamy zrozumienia, a w razie potrzeby angażujemy prawników i władze oświatowe.

Jeśli chodzi o zatrudnienie, to i tu pojawiają się problemy. Romowie są zatrudniani, lecz z przeszkodami. Bardzo trudno im też wynająć mieszkanie. Raz pomogliśmy pewnej rodzinie, w której Romka pracowała dla międzynarodowej organizacji.

Kiedy negocjowaliśmy czynsz przez telefon, wszystko było w porządku. Gdy przyszliśmy na spotkanie, odmówiono nam. I tak przez cztery miesiące. Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są, ponieważ boją się dyskryminacji

Jeśli jakiejś rodzinie nie wynajęto domu tylko ze względu na jej pochodzenie etniczne, pomagamy jej prawnie, rozmawiamy z właścicielem domu, czasami zwracamy uwagę opinii publicznej za pośrednictwem mediów. Ale zawsze staramy się to robić poprzez dialog, a nie konfrontację. To jedyny sposób, by zmienić coś na głębokim poziomie i na długi czas.

Romowie, którzy znaleźli w Polsce schronienie przed Rosjanami

Kim są ludzie, którym pomagacie?

Na początku rosyjskiej inwazji nastąpił bardzo duży napływ uchodźców. Opowiem pewną historię. Była kobieta, której córka zmarła w Ukrainie. Ta kobieta została z ośmiorgiem wnucząt, z których jedno było niepełnosprawne. Widzieliśmy, że bardzo dobrze dogadywała się z innymi Romami, którym pomagaliśmy w schronisku, więc zaproponowaliśmy jej pracę. Pracuje z nami już prawie trzy lata. Takie przypadki, gdy nasi podopieczni stają się naszymi współpracownikami, nie są odosobnione.

Często ludzie trafiali do nas bez dokumentów. Tracili je podczas ucieczki przed bombardowaniem albo gubili gdzieś w pośpiechu. Nie było łatwo zalegalizować ich statusu. Bali się, nie wiedzieli, czy jutro będą mieli co jeść i gdzie spędzić noc. Pomagaliśmy im.

Patrząc tych ludzi trzy lata temu i teraz, widzę ogromną różnicę. Dziś są zintegrowani ze społeczeństwem, mówią po polsku, większość jest zatrudniona. Bardzo się z tego cieszę.

Wiem, że otrzymujesz wiele wiadomości od romskich dziewczyn. O czym piszą?

O swoich pragnieniach i marzeniach. Chcą budować karierę, dostać się na uniwersytety, próbują się odnaleźć. Ale piszą do mnie także młodzi chłopcy. Mój siostrzeniec powiedział kiedyś, że bardzo ważne jest dla niego, by mieć jakiegoś mentora.

Przez wieki społeczność romska była odizolowana, bała się dyskryminacji i prześladowań – ale to nas nie złamało. Młodzi ludzie są teraz bardziej otwarci. Wielu Romów odnosi sukcesy zawodowe. Pracują w Komisji Europejskiej, Radzie Europy, OBWE, ONZ, współpracują z rządem, są doskonałymi specjalistami, naukowcami, nauczycielami i lekarzami. Są wykształceni, znają języki obce. Patrząc na nich, wierzę w dobrą przyszłość Romów.

Zdjęcia: archiwum prywatne Oleny Vaidalovych

20
хв

Olena Vaidalovych: – Niektórzy Romowie nie przyznają się, kim są. Boją się dyskryminacji

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress