Exclusive
Miłość w Tinderze
20
min

Przygody Ukrainek na Tinderze. Randki z włoskimi synkami mocnych matek

Włosi lubią wchodzić w relacje z Ukrainkami, ale w ich ojczyźnie są mocne tradycje rusofilskie. To czasem prowadzi do nieprzyjemnych niespodzianek

Halyna Halymonyk

Życie słodkie jak lody? Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami potrzebujesz towarzystwa.

Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.

Sestry.eu poprosiło kilka Ukrainek o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi randek online i budowania relacji z obcokrajowcami. Będziemy o tym pisać w serii artykułów dotyczących różnych krajów.

Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.

Dolce Vita, czyli "słodkie życie" Włochów

Włosi doskonale zdają sobie sprawę ze stereotypów, jakie krążą na ich temat. Ekspresyjni, ruchliwi, gestykulujący, ciemnoskórzy i ciemnowłosi wrażliwi mężczyźni. Oto ich filozofia życia: dolce vita, czyli słodkie życie wypełnione słońcem, morzem i winem. Nazywani są również "maminsynkami", którzy dorastają bardzo późno, a czasem nigdy.

Ile jest w tym prawdy?

Foto: Shutterstock

Większość ukraińskich kobiet opowiada o randkach z Włochach podobnie: każdy włoski mężczyzna ma już w domu najlepszą kobietę na świecie i jest nią … jego matka. Będzie gotować, prać i prasować jego ubrania, litować się nad nim i pieścić go.

W sercu Włocha nie ma miejsca na inne kobiety.

- Wielu Włochów uwielbia romanse bez zobowiązań - mówi Marina. - Chętnie idą na randkę, zjedzą kolację, spędzą razem noc i wracają do swojego życia, w którym mają wiele zainteresowań i hobby. Nie mają nic przeciwko związkom, ale nie zamieszkają razem. Dla wielu Włochów mama jest najważniejszą osobą w życiu. Znam wiele par, które rozpadły się, ponieważ matki nie lubiły dziewczyny. Młodzi Włosi chcą obalić ten stereotyp. Sami jednak przyznają, że "słynna włoska matka jest bojaźliwa, opiekuńcza i nieco opresyjna wobec swoich synów". I że nie ma innego narodu na świecie, który od wieków nie gloryfikowałby tak bardzo postaci matek w swojej literaturze, kinie i piosenkach.

Włoch nigdy nie będzie szukał partnerki z tego powodu, że czuje się samotny, ponieważ większość z nich żyje w dużych rodzinach, w których utrzymują relacje nawet z bardzo odległymi krewnymi. Wchodząc w relacje w Włochem będziesz musiała poznać nie tylko jego, ale również wielu ludzi, którzy są wokół niego.

Jeśli wejdziesz w poważny związek z Włochem, musisz zrozumieć, że jego rodzina wejdzie w Twoje życie. Pomyśl, czy jesteś gotowa to znieść?

Włosi dorastają bardzo późno. Może dlatego, że często wychowują się w bogatych rodzinach, a może dlatego, że jest w nich wrodzona skłonność do słodkiego życia. Nie wszyscy Włosi są zamożni. Wynagrodzenia we Włoszech są zazwyczaj niskie - większość zarabia od 1400 do 2000 euro miesięcznie. Tylko profesjonaliści wysokiego szczebla, których raczej nie spotkasz na portalach randkowych, mają wysokie pensje.

Rozwód może być bardzo kosztowny. Dlatego Włosi często preferują tzw. związki gościnne, w których mogą widywać partnerkę od czasu do czasu lub po prostu mieszkać razem bez ślubu. Z drugiej strony włoscy mężczyźni potrafią być bardzo hojni i szarmanccy. Kilka Ukrainek mówiło mi, że ich włoscy partnerzy woleli im podarować mieszkanie, niż zawrzeć małżeństwo.

Foto: Shutterstock

Święta kuchnia

Włoski konserwatyzm i katolicyzm wpływają na stosunek do seksu. Jest mało prawdopodobne, by na pierwszej randce Włoch zaproponował zakończenie wieczoru w łóżku.

- Włosi są bardzo szarmanccy w porównaniu do innych Europejczyków - mówi Daria. - Są bardzo hojni w komplementach i zwracają mniejszą uwagę na wygląd. Są inteligentni, zabawni, interesujący, nie całują się na pierwszej randce i nie pozwalają na seksualne komplementy oraz żarty. Potrzebują czasu, aby przejść do bliższego kontaktu cielesnego. I to właśnie czyni ich wspaniałymi.

Pamiętaj, aby zapytać, z jakiego regionu pochodzi Twój partner. W końcu nie chodzi tylko o regionalne cechy charakteru, ale także o "świętość" dla każdego Włocha - kuchnię. W każdym regionie jest inna.

-  95 proc. czasu we Włoszech ludzie rozmawiają o jedzeniu - mówi Julia. - Trochę żartuję, ale jedzenie jest naprawdę bardzo ważne. Połowę randki spędzisz na rozmowach o tym, co lubią gotować lub jeść, o różnych rodzajach wina, sera i ich podróżach kulinarnych. Będą pytać, co lubisz, co gotujesz i jesz w domu. Nie ma presji, że kobiety powinny umieć gotować, ale rozmowa o jedzeniu jest święta.

Fото: Shutterstock

Darowizna na randkę

Olena (imię zmienione na prośbę bohaterki - red.) jest po czterdziestce. Nie ma dzieci. Mówi, że na Tinderze we Włoszech została niemal natychmiast zbanowana, ponieważ zamiast flirtować, zamieszczała linki do zbiórek dla ukraińskiego wojska. - Jeśli chcesz iść na randkę, pokaż swoją lojalność wobec Ukraińców, przekazując darowiznę na fundusz – pisała.

Później zainstalowała aplikację Bumble.

-Zdecydowałam, że nie ma lepszego sposobu na nawiązanie kontaktów towarzyskich niż chodzenie na randki – mówi Olena, która jest w związku z Włochem młodszym od niej o kilka lat.

Kiedyś chodziła na randki co tydzień. Na początku trudno było znaleźć kogoś, kto mówiłby po angielsku. Większość z nich to obcokrajowcy mieszkający we Włoszech lub Włosi, którzy pracowali za granicą. Ci Włosi są lepiej wykształceni i ciekawiej się z nimi rozmawia.

- Mieszkam w małym mieście, które wymaga wielu podróży. Ja jednak nigdy nie podróżowałem sama. Uznałem, że jest to dodatkowe sprawdzam: jeśli ktoś jest gotów podróżować z innego miasta, aby pójść ze mną na randkę, to ok. Jeśli nie, to znaczy, że taki ktoś nie jest zainteresowany mną jako partnerką lub w ogóle związkiem. Spotykaliśmy się, szliśmy na spacer, do restauracji lub kawiarni. Przeważnie to oni płacili, ale ja zawsze proponowałam podział rachunku. Prawie zawsze żartowali, że w porządku, w porządku, zapłacisz następnym razem. Następnym razem - jeśli był następny raz - płacili po raz kolejny. Nie są skąpi, są szarmanccy i hojni.

Foto: Shutterstock

Olena dzieli się również swoim doświadczeniem: ma kilka sposobów na sprawdzenie potencjalnego partnera. Czy mężczyzna pisze do niej w sposób zaangażowany, czy też rzuca "ciao" i czeka. Jeśli ktoś nie jest w stanie zadać kilku pytań, które nie powielają tego, co jest napisane w profilu, to o czym z nim rozmawiać? Olena od razu żegnała się z takimi osobami.

- Ludzie potrafią zaskoczyć- mówi Olena. – Żeby pospacerować ze mną dwie godziny, pewien mężczyzn podróżował 5 godzin tam i z powrotem. Szczerze mówiąc, nigdy nie spotkałam się z takimi zachowaniami w Ukrainie. Nigdy też nikt nie powiedział mi we Włoszech, że mam wyglądać tak, a nie inaczej. Nikt też nie komentował mojej wagi. Mam nadwagę, a w Ukrainie zawsze słyszałam jakieś komentarze na randkach, nieważne czy były złe, czy dobre: "Lubię grubych ludzi", "Myślę, że powinnaś mniej jeść" lub cokolwiek innego. We Włoszech nigdy tego nie słyszałam. I czułam się bardzo komfortowo rozmawiając na każdy temat, po prostu normalna ludzka rozmowa o życiu.

Olena potwierdza, że pomimo swojej emocjonalności, pasji i charyzmy, Włosi są bardzo ostrożni w sprawach seksu. Jak wyjaśnił jej chłopak: - Nadal jesteśmy krajem, w którym mieszka papież, więc temat seksu jest tutaj tabu.

- Mają przekonanie, że jeśli kobieta chce seksu, to coś jest z nią nie tak. Oczywiście mężczyźni chcieliby uprawiać seks na pierwszej, drugiej randce, ale bardzo się powstrzymują. Jeśli dochodziło do seksu, to tylko z mojej inicjatywy. Byli zadowoleni, ale zaskoczeni.

Sygnały ostrzegawcze

Olena wybrała chłopaka, który przeszedł wszystkie próby: pisał do niej codziennie, interesował się jej życiem i dobrze mówił po angielsku. Komunikacja z nim była łatwa i szybko się dogadali. Jest dość zamożny, żyje na garnuszku rodziny, ale bardzo martwi się, że w przypadku rozwodu wiele straci.

Kolejną ważną próbą jest jego stosunek do wyglądu. - Staram się unikać metroseksualistów, którzy przywiązują zbyt dużą wagę do swojego wyglądu. Uważam, że jeśli ktoś poświęca dużo czasu na dbanie o siebie, może mieć narcystyczne cechy, których nie lubię. Staram się spotykać z ludźmi, którzy są po prostu naturalnie atrakcyjni, bez wysiłku i uprawiają sport. Wielu Włochów lubi aktywne sporty, takie jak turystyka piesza, jazda na rowerze czy piłka nożna. Rzadko chodzą na siłownie i do klubów fitness; ważniejszy jest dla nich aktywny tryb życia, który pomaga im utrzymać formę bez zbytniego wysiłku.

Fото: Shutterstock

- We Włoszech ludzie są całkowicie zrelaksowani, jeśli chodzi o różnice wieku między partnerami - mówi Olena. - Wydaje się, że Włosi, być może z powodu przywiązania do swoich matek, wolą dojrzałe, samodzielne, stabilne kobiety, które nie potrzebują już dużego wsparcia. Dlatego tak dobrze czują się tutaj starsze kobiety.

We Włoszech kobiety zazwyczaj nie farbują włosów. Nie ma presji, by walczyć z wiekiem - botoks, wypełniacze czy przedłużanie rzęs nie są w modzie. Kobiety uwielbiają jasne ubrania i akcesoria. Mężczyźni to zauważają i doceniają, ale nie ma tu nacisku na młodość i szczupłość, co często można spotkać w innych kulturach.

Kolejną próbą jest sama rozmowa.

Olena chlusnęła winem w twarz mężczyźnie, który przekonywał ją, że Ukraina "zawładnęła połową Donbasu, a Putin był zmuszony interweniować w wojnie"

- Jeśli ktoś zaczyna mówić o Rosji lub mówi tylko o sobie, a nie o mnie, są to dla mnie znaki ostrzegawcze. Cenię szczerość i prostotę. Na randce zwracam uwagę na to, jak otwarty i zrelaksowany jest człowiek, czy okazuje mi zainteresowanie i czy jest taktowny.

Fото: Shutterstock

Olena wybrała partnera, który nie był zbyt mocno związany z matką. Tylko raz w tygodniu dzwoniła do niego i czasem wysyłała prezenty.

- Ogólnie rzecz biorąc, mój włoski chłopak imponuje mi, bo traktuje mnie poważnie i dzielimy się domowymi porządkami. Jesteśmy razem od dwóch lat i mówi, że nauczyłam go spędzać więcej czasu aktywnie, podróżować i uczyć się czegoś nowego – mówi Olena.

* Ostatni artykuł z serii będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Ukraińskie dzieci też wspierają swoją armię

Rozmawiamy z trzema dziewczynkami, które wykorzystały swoje talenty, by zebrać dziesiątki tysięcy hrywien na wsparcie ukraińskiego wojska.

Gdy wygram, pokonany przekazuje datek

– W 2022 roku wiele osób zaczęło pomagać armii – wspomina 13-letnia Waleria Jeżowa, mistrzyni świata w warcabach. – Ja też chciałam się przyłączyć. Zapytałam mamę, jak mogę to zrobić. „Co potrafisz robić najlepiej?” – zapytała. I tak doszłyśmy do wniosku, że mogę zbierać pieniądze dla armii, grając w warcaby.

Siedzę więc na ulicy i gram w warcaby z każdym, kto zechce. Jeśli ktoś mnie pokona, nie musi dawać datku – chociaż takich, którzy nie dali, jeszcze nie było. Jeśli wygrywam, pokonany musi wrzucić do puszki hrywnę.

Waleria Jeżowa gra przed supermarketem w Kijowie

Długo zastanawiałyśmy się, od czego zacząć. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie mogłabym grać, nie przeszkadzając innym. Wybrałyśmy miejsce przy supermarkecie w rejonie darnyckim pod Kijowem. Postawiłyśmy tam krzesełka, usiadłam, a mama poszła na zakupy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić, pytać, interesować się... Kiedy mama wyszła, przed moim stoliczkiem stała już kolejka. Tego dnia zebrałam jakieś 1200 hrywien.

Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy wygrywali. W swoim życiu grałam z mistrzami sportu, kandydatami na mistrzów i innymi. Ale w pobliżu supermarketu, gdzie prowadziłam swój wolontariat, przez cały jego czas wygrały ze mną 3, może 4 osoby.

Potem było wiele innych miejsc. Na przykład grałam w parku Szewczenki. Największa kwota, jaką udało mi się zebrać w ciągu jednego dnia, to około 15 tysięcy hrywien.

Przez cały czas mojego wolontariatu zebrałam ponad 220 tysięcy hrywien

Pierwsze 20 tysięcy, które zebrałam, przekazałam fundacji Serhija Prytuli. Bardzo się denerwowałam, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Od dawna podziwiam Prytulę, oglądałam jego programy w telewizji, dużo o nim wiem. Dlatego spotkanie z nim było dla mnie ważne. Kiedy zobaczył, jaką sumę przyniosłam, a miałam tylko dziesięć lat, rozpłakał się i mnie uściskał.

W fundacji Serhija Prytuli

Ksenia Minczuk: – Dlaczego zaczęłaś grać właśnie w warcaby? Jakie masz osiągnięcia?

Waleria Jeżowa: – Zaczęłam, gdy miałam 7 lat. Wtedy właśnie otwarto nowy klub warcabowy i chciałam spróbować. Wciągnęło mnie.

W 2021 roku zostałam mistrzynią świata dziewcząt do 10 lat. Mam też trzy puchary z mistrzostw Europy za pierwsze miejsce. Przez pięć lat z rzędu byłam mistrzynią Kijowa wśród dziewcząt w mojej kategorii wiekowej. Jestem również wielokrotną mistrzynią Ukrainy, mistrzynią Europy dziewcząt w mojej kategorii wiekowej oraz mistrzynią świata 2023-24 juniorek (do lat 19). Obecnie gram w kategorii „Dziewczęta od 13 do 16 lat”.

Opowiesz o swoim największym osiągnięciu?

Było wiele trudnych partii, ale jedna stała się dla mnie wyjątkowa. Arcymistrzyni Ołena Korotka jest najlepszą szachistką Ukrainy. Zagrałam z nią na mistrzostwach Ukrainy dorosłych w 2024 roku – i zremisowałam. Byłam bardzo szczęśliwa, remis z Ołeną to dla mnie wielki zaszczyt.

W jaki sposób szachy pomagają Ci w życiu?

Odciągają uwagę. Bo kiedy grasz, koncentrujesz się, rozważasz każdy ruch. Nie ma miejsca na złe myśli. Ale czasami jest odwrotnie – nerwy. Czasami po grze boli głowa, wzrasta ciśnienie, chociaż ogólnie gra mnie fascynuje.

Przyjaźń z polską szachistką uratowała nasze zwycięstwo

Waleria i Maja spotkały się po raz pierwszy na mistrzostwach świata w 2021 roku – mówi Liubow Jeżowa, mama Walerii. – W ostatniej rundzie Lera grała z Rosjanką, od tej partii zależało złoto mistrzostw świata. W warcabach rozgrywa się dwa mikromecze, a wynik jest łączny. Lera wygrywa pierwszy mikromecz, drugi kończy remisem, więc wzywa sędziego, żeby zapisał łączny wynik. I wtedy Rosjanka mówi sędziemu, że nie pamięta wyniku pierwszego mikromeczu... Sędzia jest zdezorientowany. Kto wygrał? Polka Maja Rydz grała wtedy swoją partię obok i obserwowała grę Walerii – i pomogła udowodnić, że to Lera wygrała. Z wdzięczności moja córka podarowała Mai swój medal z mistrzostw świata.

Kiedy wybuchła wojna, Maja wraz z mamą zwróciły się do polskiej federacji szachowej z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy z Lerą wszystko w porządku, czy jesteśmy bezpieczni. Przedstawiciel federacji odnalazł mnie na Facebooku. Mama Mai zaproponowała nam przyjazd do nich, ale zostaliśmy w Ukrainie. Teraz spotykamy się na międzynarodowych zawodach.

Waleria podczas symultany szachowej

Z kim grałaś, Walerio?

Z wieloma graczami. Jeśli chodzi o znane osoby, to z Hectorem Jimenezem Brave, Wołodymyrem Ostapczukiem, Wiktorią Bulitko, Jegorem Krutogołowem. Nie wszystkich jestem w stanie wymienić, ale ci mnie nie pokonali. Dużo grałam z żołnierzami. Często zdarza się, że przekazuję im swoją pomoc.

Jak żołnierze na to reagują?

Dziękują. Często ich żony pokazują filmy z podziękowaniami od mężów z frontu. I często płaczą. Pamiętam spotkanie z żołnierzem Ołeksijem Prytulą, weterynarzem z Odessy. We wrześniu 2022 roku, podczas natarcia na Łymań, został ciężko ranny i stracił obie nogi. Zbierałam pieniądze na protezy dla niego. Gdy mu je założyli, spotkaliśmy się. Podarował mi piękny bukiet kwiatów. Pomimo wszystkich przeżyć jest bardzo pogodnym człowiekiem. Zostałam również odznaczona medalem przez żołnierzy 28 OMB [oddzielna brygada zmechanizowana – red.]. Dowódca, który wręczył mi ten medal, później zginął, próbując ratować swojego towarzysza broni. Dlatego ta nagroda jest dla mnie szczególnie ważna.

Chciałabym wierzyć, że moje pieniądze, choć niewielkie, komuś pomogą

Jakie najjaśniejsze momenty związane z ich zbieraniem zapamiętałaś?

Gdy chłopcy na ulicy zbierali i przynosili drobniaki, żeby ze mną zagrać — po 50 kopiejek, po hrywnie. Każdego dnia przybiegali do tego supermarketu, gdzie grałam. Potem prosili, żebym ich uczyła.

Z Ołeksijem Prytulą, któremu pomogła zebrać pieniądze na protezy

Nadal grasz i zbierasz pieniądze?

Tak! Bardzo często gram w pobliżu supermarketu. Latem codziennie, w innych porach roku w weekendy. Tam już mnie znają – pracownicy, administrator. Przynosili mi nawet gorące obiady. Teraz częściej gram na imprezach charytatywnych. Zapraszają mnie, a ja się zgadzam. Tam jest znacznie więcej ludzi, a to oznacza, że można zebrać więcej pieniędzy dla armii. Moja metoda działa, więc będę grać dalej.

O czym marzysz?

Najważniejsze, żeby jak najszybciej skończyła się wojna. Myślę, że dziś to marzenie każdego Ukraińca. A jeśli chodzi o osobiste marzenia, to chcę się spotkać z Łesią Nikitiuk [ukraińska prezenterka telewizyjna – red.]. I oczywiście chcę zostać mistrzynią świata. Będę trenować, żeby to osiągnąć.

Kartki z kiełkującymi nasionami

Na Instagramie piszesz: „Szanuję przeszłość, nie stronię od teraźniejszości, tworzę przyszłość. Kontynuuję tradycje mojego rodu”. W jaki sposób pomagasz żołnierzom?

Mam 11 lat, pochodzę z miasta Sławuta na Wołyniu. Pomagam wojskowym od początku wojny – odpowiada 11-letnia Sołomia Debopre, etnoblogerka, która tworzy niezwykłe kartki i świeczki, by zbierać datki dla armii. – Na początku w naszym lokalnym Centrum dla Wolontariuszy cała moja rodzina wyplatała siatki maskujące, zbierała ubrania, przygotowywała jedzenie. Kiedy zabrakło tam dla mnie pracy, zaczęłam robić kartki i świeczki.

Sołomia Debopre zaczęła pomagać w wieku 8 lat

Kartki wykonuję własnoręcznie, od papieru po wykończenie. Do produkcji papieru mam specjalne narzędzia. Robię go z przetworzonych zeszytów, opakowań, papierowych śmieci. Formuję go w specjalnym sicie i dodaję nasiona, które potem mogą wykiełkować. Tej techniki nauczyłam się od ukraińskiego mistrza w Estonii, kiedy byłam w Tallinie na festiwalu wraz z zespołem folklorystycznym, w którym śpiewam. Raz w roku wyjeżdżamy za granicę, śpiewamy ukraińskie piosenki, opowiadamy o naszej kulturze, bierzemy udział w jarmarkach, na których sprzedajemy wyroby ukraińskich rzemieślników. Kiedy trafiłam do pracowni papieru, tak mnie wciągnęło, że też zapragnęłam robić coś takiego.

Swoje pierwsze kartki po prostu rozdawałam żołnierzom. Pisałam: „Siejcie na wyzwolonej ziemi”

Jaką największą kwotę udało Ci się zebrać?

18 tysięcy hrywien za jednym razem. Każdego miesiąca zarabiam 5-7 tysięcy hrywien i wszystko przekazuję żołnierzom. Czasami to są przyjaciele rodziców, czasami krewni, czasami moi obserwujący, których dobrze znam. Kiedyś zbierałam pieniądze dla mojego wujka Romana. Pomagałam też naszemu lokalnemu artyście, a on robił dla mnie formy do świec. Kiedy na wojnie zginął jego brat, potrzebny był samochód, by przewieźć ciało. Dołączyłam do zbiórki.

Kartki z nasionami i świeczki Sołomii

Jak żołnierze reagują na Twoją pomoc?

Często nagrywają mi filmy z podziękowaniami. Czasami przysyłają małe upominki: flagi oddziałów, naszywki itp. Kiedyś pewien żołnierz podarował mi duży pocisk. Przywieźli go nam prosto do domu i zostawili na podwórku, ale zapomnieli powiedzieć o tym tacie. Wyszedł na ulicę, zobaczył pocisk i się przestraszył. Pomyślał, że ten pocisk spadł obok naszego domu. Myślę, że go teraz pomaluję i oddam w zamian za datki.

Często organizuję na Instagramie różne konkursy, loterie, biorę udział w loteriach, gdzie za datki można coś wygrać. Mam już swoją publiczność, która wspiera wszystkie moje zbiórki.

O czym marzysz?

Żeby wojna skończyła się jak najszybciej. A kiedy dorosnę, chcę otworzyć kawiarnię i sprzedawać tam swoje świeczki i pocztówki.

Na jarmarku

Obrazy, które skłaniają do płaczu

Moja działalność wolontariacka rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku – mówi Alina Stebło, 16-letnia artystka. – Stało się tak dzięki mojemu wychowaniu. Zaszczepiono mi miłość do Ukrainy i nauczono, że zawsze walczyliśmy o wolność i będziemy walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Musimy też pomagać tym, którzy walczą o naszą wolność. Byłam na Majdanie w Chmielnickim, kiedy jeszcze chodziłam do przedszkola. A kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, zaczęłam rysować kartki dla rannych.

Najpierw pomagałam w organizacji społecznej „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”, zbieraliśmy paczki dla żołnierzy. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że mogę robić coś innego – rysować. To mi wychodzi znacznie lepiej. Od początku inwazji zajmuję się wyłącznie rysowaniem. To mój sposób na wyrażenie emocji i przeżyć.

Po piątym obrazie, który podarowałam znajomym żołnierzom, mama powiedziała: „A czemu my tak po prostu te twoje prace rozdajemy? Daj je na aukcje, niech przynoszą pieniądze”. I tak zrobiliśmy.

Alina Stebło maluje obrazy, które są sprzedawane na aukcjach

Razem z innymi dziećmi robiliśmy również malunki na łuskach po pociskach, które również przekazywaliśmy na aukcje. Namalowałam około 50 prac. Aukcje dla moich obrazów wyszukuje „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”.

Moja pierwsza wystawa nosi tytuł „Wojna, która nas zmieniła”. W Chmielnickim pokazałam ją już cztery razy. Za każdym razem zbieramy na tych wydarzeniach datki.

Ludzie widzą w moich pracach różne rzeczy: rozpacz, ból, nadzieję. Często mówili, że nie wierzą, że to prace nastolatki.

Zdarzało się, że patrząc na nie, dorośli mężczyźni stali i płakali

Teraz kończę 11 klasę, przygotowuję się do egzaminów, ale nadal maluję. Piszą do mnie wolontariusze z różnych krajów i proszą o prace na aukcje. Moje obrazy trafiły już do Niemiec, Szkocji, Austrii, Stanów Zjednoczonych. Na aukcjach za granicą zebrano już ponad 140 tysięcy hrywien.

Kiedy oddaję swoje prace, nie myślę o tym, ile pieniędzy uda się zebrać. Myślę o tym, co one przyniosą.

Jak wojskowi reagują na Twoją pomoc?

Najlepszym podziękowaniem dla mnie od żołnierzy jest to, że żyją. Nie potrzebuję od nich niczego więcej.

Wystawa obrazów Aliny Stebło

Jakie są Twoje marzenia?

Marzę o końcu wojny. Trochę egoistycznie, bo chcę studiować architekturę w Odessie, a nie mogę tam pojechać, bo jest niebezpiecznie. Ale i tak zostanę architektką, ponieważ po zakończeniu wojny chcę odbudowywać nasz kraj.

Co powiesz tym dzieciom i dorosłym, którzy również chcą pomagać, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Zawsze możecie przyjść do dowolnej fundacji lub organizacji społecznej i powiedzieć: „Chcę pomagać”. Tam szybko zdecydują, w czym możecie być przydatni.

Nie ma wieku, w którym można zacząć być użytecznym. Po prostu róbcie to, co potraficie najlepiej

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ksenia Minczuk

Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...

Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.

Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.

Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni

10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.

Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.

Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.

„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla

Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.

Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.

Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata

Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.

Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna

Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.

Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji

Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.

„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”

Czarnobyl po rosyjskiej okupacji

Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.

Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.

Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.

Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy

W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).

W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.

Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.

Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.

20
хв

Tragedia w Czarnobylu: 39. rocznica wybuchu

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie Ukrainę czeka boom gospodarczy

Ексклюзив
20
хв

Przekazać Francuzom prawdę o wojnie

Ексклюзив
Miłość w Tinderze
20
хв

Przygody Ukrainek na Tinderze: Stany Zjednoczone

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress