Zostań naszym Patronem
Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.
Kaja Puto: – Historia pokazuje, że wojna to okazja do emancypacji kobiet. Podczas drugiej wojny światowej europejskie kobiety zaczęły pracować w branżach zdominowanych wcześniej przez mężczyzn, np. na kolei czy w przemyśle zbrojeniowym. Czy coś podobnego obserwujemy teraz również w Ukrainie?
Lilia Faschutdinowa: – Zdecydowanie. W branżach zdominowanych dotychczas przez mężczyzn brakuje rąk do pracy, zatrudnia się w nich więcej kobiet. Wynika to z tego, że wielu mężczyzn walczy na froncie, a tysiące straciły już na nim życie. No i niektórzy rezygnują z pracy, bo ukrywają się przed mobilizacją.
Coraz więcej kobiet można spotkać za kierownicą autobusu czy ciężarówki, w kopalni czy na budowie. Nie nazwałabym tego jednak emancypacją. Kobiety w Ukrainie są aktywne zawodowo już od czasów ZSRR, bo wtedy praca była obowiązkowa. Po jego rozpadzie płace okazały się zbyt niskie, by przeżyć z jednej pensji. Widzę to więc inaczej: wojna sprawiła, że społeczeństwo stało się bardziej otwarte na to, by kobiety odgrywały na rynku pracy bardziej zróżnicowane role.
Działa to również w drugą stronę, bo niektórzy mężczyźni podjęli pracę w branżach zdominowanych przez kobiety, na przykład w szkolnictwie. To ich chroni przed wojskiem, ponieważ nauczyciele zaliczani są do profesji o znaczeniu krytycznym dla państwa i nie są mobilizowani. Nie jest to może najszlachetniejsza motywacja, ale pewnie po wojnie część tych nauczycieli zostanie w zawodzie. A zatem może to pozytywnie wpłynąć na równowagę płci w kadrach ukraińskich szkół.
A jak to wygląda w polityce? Kobiety odgrywają ogromną rolę w ukraińskim środowisku wolontariuszy, którzy wspierają wojsko oraz instytucje państwowe. To środowisko cieszy się zaufaniem społeczeństwa, co po wojnie może przekuć się na sukcesy polityczne. Czy na horyzoncie widać już jakieś nowe liderki?
Z pewnością po zakończeniu wojny pojawią się w polityce nowe twarze i będą wśród nich wolontariusze. Nie jestem jednak przekonana, że będą to przede wszystkim kobiety. Społeczeństwo jest świadome, jak ogromny jest ich wkład w wolontariat – że pomagają w zbieraniu pieniędzy na sprzęt wojskowy, medyczny i tak dalej. W zbiorowej wyobraźni utrwalił się pewien obraz wolontariuszki: starszej kobiety, która wyplata siatki maskujące dla żołnierzy. Jednak zazwyczaj ona pozostaje bezimienna. W mojej opinii najbardziej rozpoznawalni wolontariusze to mężczyźni. To oni najczęściej otrzymują nagrody, udzielają wywiadów, to ich twarze są znane.
Spytałam ostatnio moich znajomych, czy potrafią wymienić nazwiska wolontariuszek. Mało kto był w stanie. A Serhija Prytułę czy Wasyla Bajdaka kojarzy każdy. Wojna, nie wojna – kobietom jest trudniej o rozpoznawalność
Jednak tendencja dotycząca aktywizacji kobiet w ukraińskiej polityce jest wzrostowa. W latach 2000. kobiety stanowiły mniej niż 10 proc. członków parlamentu, obecnie jest ich tam już ponad 20 proc. Być może wzmocnią to wprowadzone w 2019 roku parytety na listach wyborczych. Nie mieliśmy okazji tego sprawdzić, bo z powodu rosyjskiej inwazji od tamtego czasu nie było wyborów, nie licząc samorządowych.

Parytety wprowadzono, by zbliżyć ukraińskie prawo do unijnych standardów w kwestii praw kobiet. To argument, który wciąż jest przekonujący dla ukraińskiego społeczeństwa?
Tak. Ukraińcy mają zazwyczaj idealistyczne wyobrażenie o Zachodzie i chcą zostać jego częścią. To ułatwia promocję progresywnych wartości. Tolerancja wobec osób LGBTQI+ rośnie – jak się zdaje, w przypadku wielu Ukraińców właśnie z tego powodu, że chcą być Europejczykami. I nie chcą być tacy jak Rosjanie, którzy prześladują osoby homoseksualne, a jednocześnie dekryminalizują przemoc domową.
Omówiłyśmy pozytywne tendencje, które dają nadzieję na postęp w kwestii praw ukraińskich kobiet. Niestety wojna niesie w tej sprawie również zagrożenia.
Co masz na myśli?
Istnieje ryzyko, że gdy mężczyźni wrócą z wojny, będą tak czczeni, że od kobiet będzie się wymagało, by im wszystko wybaczać, okazywać wdzięczność, rodzić im dzieci – i to w jeszcze większym stopniu niż dotąd. W tradycyjnym wyobrażeniu kobieta to berehynia, opiekuńcza bogini, męczennica, która cierpliwie znosi wszystkie trudy życia rodzinnego.
W pokoleniu moich rodziców wiele kobiet trwało przy swoich mężach, choć nadużywali alkoholu. Swoje decyzje nazywały troską i odpowiedzialnością
W Polsce to „matka Polka”, która „niesie swój krzyż”. Na szczęście ten model odchodzi w przeszłość.
W Ukrainie też już zaczął odchodzić. Ale potem przyszła wojna i sprawy się pokomplikowały. Mężczyznom, którzy wracają z wojny, trudno wrócić do rzeczywistości. Doświadczyli śmierci i okrucieństwa, wielu z nich cierpi na zespół stresu pourazowego, niektórzy stosują przemoc.
Do tego dochodzą zerwane więzi. Długie miesiące na froncie sprawiają, że nierzadko czujesz silniejszą więź z kolegami z okopu niż ze swoją rodziną. Po powrocie to może namieszać w relacji z żoną. Pojawia się nieufność i zazdrość, podejrzenia w stylu: „Zdradzałaś, gdy mnie nie było”. Znam przypadki mężczyzn, którzy na początku wojny chcieli, by ich kobiety wyjechały za granicę, a teraz traktują je z tego powodu jak zdrajczynie.
Trudno mi o tym mówić. Jestem dozgonnie wdzięczna wszystkim żołnierzom, którzy bronią mojego kraju. Jeśli w wyniku tego doświadczenia zachowują się niewłaściwie – wiem, że to nie ich wina. Pęka mi serce, gdy myślę o tym, co wycierpieli.
To wina Rosji, która napadła na wasz kraj.
Tak, to wina agresora. Ale my, Ukraina, nie możemy pozwolić, by ich cierpienie wywoływało dodatkowe cierpienie kobiet i dzieci. Wszyscy cierpimy, mężczyźni i kobiety, wielu z nas będzie miało problemy psychiczne do końca życia.
Wojna odciśnie swoje piętno również na kolejnych pokoleniach. Zadaniem ukraińskiego państwa, a także ukraińskiego społeczeństwa, jest łagodzić te fatalne skutki
Jak państwo może pomóc weteranom?
Pomoc weteranom to jedno – im potrzebne jest wsparcie psychologiczne, a także kompleksowe programy wsparcia powrotu do cywilnego życia. Dla jednych świetnym rozwiązaniem będzie dotacja na otwarcie biznesu (takie programy już funkcjonują), inni potrzebują pomocy w znalezieniu pracy. Nie można dopuścić do tego, by weterani wojenni siedzieli w domu bezczynnie. Dotyczy to również tych, którzy na froncie stali się niepełnosprawni.
Jednak wsparcie potrzebne jest również rodzinom. Po powrocie żołnierza z wojny spada na nie ogromny ciężar. Nie wiadomo, czego się spodziewać, jak na to reagować. Uważam ponadto, że do kobiet powinna zostać skierowana kampania w rodzaju: „Masz prawo odejść, nawet jeśli twój mąż jest bohaterem”. Nic nie uzasadnia życia ze sprawcą przemocy.
Nie boisz się, że taka kampania mogłaby być odebrana negatywnie? Już w czasie wojny Ukrzalyznica, ukraińska kolej, wprowadziła w nocnych pociągach przedziały tylko dla kobiet. To wywołało złość wielu mężczyzn: „To my narażamy dla was życie, a wy robicie z nas drapieżców?”
Oczywiście, że to się spotka ze sprzeciwem. Nie tylko mężczyzn, ale również kobiet, w tym tych, których mężowie walczą lub wrócili już z frontu. Już dziś bardzo trudno rozmawiać o wielu problemach w armii – wdzięczność dla żołnierzy sprawia, że stają się one tematami tabu. Jednak jeśli chcemy faktycznie być europejskim państwem prawa, musimy nauczyć się znajdować rozwiązania również tych niewygodnych problemów.

Jakie problemy masz na myśli?
Na przykład molestowanie seksualne w armii. Nie mówię, że to powszechny problem, ale takie przypadki się zdarzają i należy je potępiać. Gdy na początku rosyjskiej inwazji ofiara takiej przemocy powiedziała o swoich doświadczeniach publicznie, niektórzy reagowali bardzo krytycznie. Zarzucali jej dyskredytowanie ukraińskich sił zbrojnych, insynuowali, że przecież kobiety po to idą do wojska, by znaleźć faceta. Na szczęście po trzech latach pełnoskalowej wojny jest już nieco łatwiej mówić o problemach. Nie cenzurujemy samych siebie, jak na początku.
Jednak ogólnie sytuacja ukraińskich żołnierek od 2014 roku się poprawiła.
Tak, zdecydowanie. Wcześniej prawie w ogóle nie mogły zajmować stanowisk bojowych. Walczyły na froncie, ale oficjalnie były np. kucharkami. Dziś takie przypadki to wyjątki. Ukraińskie żołnierki doceniane są również na poziomie symbolicznym – obchodzony 1 października Dzień Obrońców Ukrainy został przemianowany na Dzień Obrońców i Obrończyń Ukrainy. Ministerstwo Obrony docenia wkład żołnierek w obronę kraju, a medialne opowieści o tym, że „piękne panie umilają nam służbę”, słychać już na szczęście bardzo rzadko. Jednak kobietom w armii wciąż ciężko awansować na wysokie stanowiska.
Poważny problem mają też żołnierki w związkach homoseksualnych. Bo one nie są uznawane przez ukraińskie państwo. Kiedy twoja partnerka zostanie ranna lub trafi do niewoli, nie dowiesz o tym. Kiedy zginie, nie możesz zobaczyć jej ciała.
Gdy umrze biologiczna matka , jej partnerka nie ma do dziecka żadnych praw. To dotyczy również homoseksualnych żołnierzy, tyle że w związkach lesbijskich wychowuje się więcej dzieci
No dobrze, ale koniec końców to mężczyźni w armii są bardziej dyskryminowani – w przeciwieństwie do kobiet są wcielani do niej przymusowo. A zatem odbiera się prawo do życia i zdrowia, podstawowe prawo człowieka…
To narracja, którą często słyszę od obcokrajowców. Irytuje mnie to, tak samo jak mówienie naszym obrońcom, że „zabijanie ludzi jest złe”. Oczywiście, że jest złe, ale co powinniśmy zrobić? Tym, którzy nie doświadczają na co dzień zagrożenia życia, łatwo teoretyzować i krytykować nasze decyzje, a trudniej – zaproponować alternatywne rozwiązania. Powinniśmy poddać się Rosji? Albo wysłać wszystkich na front? Losować, który z rodziców trafi do wojska? Jak chronilibyśmy wówczas dzieci i osoby starsze? Kto by pracował, żeby gospodarka funkcjonowała?

Kobiety w przeciwieństwie do mężczyzn mogły też legalnie opuścić Ukrainę.
To z kolei ogromne wyzwanie dla ukraińskiego siostrzeństwa. Między kobietami, które wyjechały, a tymi, które zostały, powstało napięcie. Niektóre z nas zarzucają sobie nawzajem: „Zostawiłaś swój kraj w potrzebie, uciekłaś, zdradziłaś nas”. Albo: „Zostałaś, niszczysz życie swoim dzieciom”.
To dla mnie bardzo przykre. Sądzę, że każdy ma prawo podjąć decyzję, którą uważa za najlepszą dla swojej rodziny. To tragiczny wybór, bo każda decyzja jest z jakiegoś powodu zła. To napięcie szkodzi Ukrainie, ponieważ niektóre z uchodźczyń nie będą chciały z tego powodu wrócić do domu. Znam kobiety, które wyjechały, a ich rodziny przestały z nimi rozmawiać.
I nie przyjmą ich z powrotem?
Myślę, że gdy wojna się skończy, te napięcia wygasną, ludzie zaczną żyć nowym życiem. Ale dla wielu uchodźczyń to będzie argument, by nie wracać do Ukrainy.
Boisz się, że negatywne dla praw ukraińskich kobiet skutki wojny przeważą nad pozytywnymi?
Nie wiem. Jestem optymistycznie nastawiona, mam nadzieję, że przeważą pozytywne. Ale szanse na to oceniam na pół na pół.
Jak wojna zmieniła Ciebie jako feministkę?
Przed wybuchem pełnoskalowej wojny powiedziałabym, że przede wszystkim jestem kobietą. Nie było dla mnie nic ważniejszego, jeśli chodzi o moją tożsamość. Dziś mówię, że jestem Ukrainką. Wojna sprawia, że narodowość łączy nas bardziej niż cokolwiek innego. Jeśli nie znasz wojny, nigdy tego nie zrozumiesz.
Lilija „Lila” Faschutdinowa – feministka i działaczka na rzecz praw człowieka z dziesięcioletnim doświadczeniem w pracy w społeczeństwie obywatelskim, programach przeciwdziałających dyskryminacji i promujących równouprawnienie płci. Uzyskała licencjat z filologii na Sorbonie oraz tytuł magistra w dziedzinie praw człowieka na Uniwersytecie Padewskim. Pracowała z syryjskimi uchodźcami w Turcji, z przesiedleńcami wewnętrznymi w Ukrainie, osobami z HIV, osobami LGBTQI+ oraz kobietami. Obecnie mieszka we Lwowie, gdzie w międzynarodowej organizacji humanitarnej pracuje nad projektem wzmacniającym pozycję kobiet.
Redaktorka naczelna "Krytyki Politycznej", dziennikarka zajmująca się tematyką Europy Wschodniej, migracji i nacjonalizmu. Współpracuje z mediami polskimi i zagranicznymi jako freelancerka. Związana z Krytyką Polityczną, stowarzyszeniem reporterów Rekolektyw i stowarzyszeniem n-ost – The Network for Reporting on Eastern Europe. Absolwentka MISH UJ, studiowała też w Berlinie i Tbilisi. W latach 2015-2018 wiceprezeska wydawnictwa Ha!art.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.