Exclusive
20
min

Poseł Paweł Kowal o blokadzie granicy: Muszę zdradzić tajemnicę. Warszawa ma gotowy plan

Na przyszłość musimy myśleć strategicznie w kategoriach dialogu polsko-ukraińskiego. Musimy znaleźć synergię na następne 30 lat, wspólnie ubiegać się o fundusze unijne i naprawić szlaki transportowe - mówi Paweł Kowal

Maria Górska

Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP. Fot: Dawid Żuchowicz/Agencja Wyborcza.pl

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Przełomowy szczyt: W dniach 14-15 grudnia w Brukseli członkowie UE podejmą decyzję w sprawie integracji europejskiej Ukrainy. Na tym spotkaniu będą dyskutować, czy rozpocząć negocjacje z Kijowem w sprawie przystąpienia do Unii. - Stawka jest bardzo wysoka zarówno dla Ukrainy, jak dla Unii Europejskiej - powiedział ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba. Za kilka dni, 18 grudnia, UE i Ukraina mają przeprowadzić nowe rozmowy w sprawie odblokowania polsko-ukraińskiej granicy. Paweł Kowal, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu RP, rozmawiał z Marią Górską, redaktorką naczelną serwisu Sestry, o blokadzie polsko-ukraińskiej granicy, tymczasowej ochronie uchodźców i pomocy wojskowej USA.

Maria Górska: W związku z blokadą granicy przez polskich przewoźników pomoc humanitarna dla ukraińskiej armii jestopóźniona - donoszą organizacje i wolontariusze wspierający siły zbrojne Ukrainy. Co powinny zrobić polskie władze, by rozwiązać ten problem?

Paweł Kowal: Po anulowaniu przez Unię Europejską systemu zezwoleń dla Ukrainy ["transportowy ruch bezwizowy" wszedł w życie 29 czerwca 2022 r. - red.] polski sektor transportowy odpowiada za około 6% PKB kraju. I tu pojawia się problem. Musielibyśmy wiedzieć, ile tak naprawdę polscy przewoźnicy tracą na obecności Ukraińców na europejskim rynku, jak im to zrekompensować i jak umożliwić ukraińskim kierowcom ciężarówek swobodny przejazd przez granicę. Przecież trwa wojna, nie ma innych dróg transportu - przestrzeń powietrzna jest zamknięta, porty morskie zablokowane. Jest więc jasne, że jedyną drogą jest droga lądowa. Od wybuchu wojny Polacy i inni obywatele UE mniej chętnie podróżują na Ukrainę - boją się jechać dalej niż do Lwowa. Jeszcze w 2022 roku polski rząd musiał sprawdzić, co dzieje się na rynku transportowym, ile tak naprawdę tracą polscy przewoźnicy i uzgodnić jakieś rekompensaty. Co trzeba zrobić teraz? Musimy negocjować, musimy znaleźć sposób na odblokowanie granicy w ramach polskiego prawa. Bo zablokowana granica to zła reputacja Polski. Jako Polakowi bardzo mi się to nie podoba.

MG: To także ogromna strata dla polskiej gospodarki...

PK: Dzieje się tak w różnych branżach. Grupa blokująca granicę jest ważna. Reprezentuje interesy 8 tysięcy kierowców ciężarówek. Ale ogólnie mamy 400 tysięcy takich pojazdów, blokujący granicę stanowią więc mniejszość. Oprócz ich interesów istnieją również interesy innych przewoźników. Ponadto cierpią inne branże. Blokada trwa od 6 listopada. Po polskiej stronie samochody ciągną się aż do Zamościa, co stwarza zagrożenie dla ruchu. I to jest bardzo poważna sprawa. Niebezpieczeństwo wiąże się również z tym, że w kolejce na granicy stoją samochody ze specjalnym ładunkiem: bronią - nawiasem mówiąc, większość z nich przekracza granicę. Tutaj nie do końca się z Panią zgadzam, że blokada całkowicie zablokowała transfer pomocy wolontariuszy.

Kolejka ukraińskich ciężarówek po polskiej stronie w pobliżu Dorohuska. 29 listopada 2023 r. Fot: Jakub Orzechowski/Agencja Wyborcza.pl

MG: Zanim jednak przepuszczą ładunek ważny dla frontu, strajkujący sprawdzają pojazdy specjalne. Nie wiadomo, gdzie dalej mogą trafić te informacje. To po prostu prezent dla rosyjskich służb specjalnych.

PK: Broń przechodzi, ale blokada zmniejsza bezpieczeństwo, to fakt. Pojazdy specjalne przekraczające granicę stają się coraz bardziej widoczne. I to jest złe. To wyraźnie pomaga Rosji zidentyfikować te ciężarówki, które mają charakter wojskowy lub humanitarny, a także inne pojazdy specjalne, ponieważ istnieją również ładunki, na przykład z klejami lub innymi specjalnymi materiałami, które też powinny przekraczać granicę bez przeszkód, zgodnie z prawem międzynarodowym. Wszystkie te specjalne transporty są narażone na dodatkowe niebezpieczeństwa.

MG: Jakie działania należy podjąć?

PC: Musimy zaproponować program dla przejeżdżających samochodów, zwłaszcza pustych. Głównym problemem jest to, że polskie puste samochody nie pasują do ukraińskiego pomysłu tzw. elektronicznej kolejki. E-kolejka działa dla tych ukraińskich kierowców, którzy podróżują po całej Ukrainie. Oni nie muszą czekać, bo zapisują się do tej kolejki, jadąc przez cały kraj. Polscy kierowcy jeżdżą na krótszych dystansach, więc dla nich ta kolejka jest problemem, a nie usprawnieniem, zwłaszcza jeśli podróżują bez ładunku.

MG: Tak, ale Ministerstwo Infrastruktury Ukrainy już ogłosiło gotowość do negocjacji. Kto powinien wziąć odpowiedzialność po polskiej stronie? Kto przezwycięży kryzys?

PC: Polska jest odpowiedzialna za tę sytuację. Mamy klucze do negocjacji w Unii Europejskiej. Jesteśmy członkiem UE, powinniśmy byli przewidzieć te konsekwencje. Oczywiście chciałbym, żeby strona ukraińska była bardziej elastyczna i zrozumiała nasze argumenty. I mam nadzieję, że tak będzie. Decyzja na pewno zapadnie i podejmie ją nowy polski rząd.

MG: Kiedy dokładnie to nastąpi?

PK: Skoro robimy ten wywiad, musimy zdradzić kilka tajemnic. Wiem, że Warszawa ma gotowy plan. Strona ukraińska z pewnością przedstawi własne rozwiązanie problemu. A po 18 grudnia [tego dnia Unia Europejska i Ukraina ponownie spotkają się na rozmowach, według Stowarzyszenia Węgierskich Przedsiębiorców Transportu Drogowego MKFE - red.] wspólnie znajdziemy rozwiązanie, które odblokuje granicę.

MG: Na razie Ukraina musi transportować swoje ciężarówki pociągami. Skroplony gaz ziemny dla Ukrainy również utknął na granicy, a przed nami zima i dalsze ataki na ukraińską infrastrukturę.

PK: Polacy powinni zrozumieć, że kwestia ukraińska jest bardzo mocno powiązana z naszym własnym bezpieczeństwem. Fakt, że skroplony gaz ziemny znajduje się na granicy i nie może wjechać do Ukrainy w trakcie fali mrozów, jest dodatkowym aspektem, który czyni tę blokadę niezwykle niebezpieczną. Kwestia ta jest również wykorzystywana do celów politycznych przez polityków Konfederacji.

MG: Antyukraińskie hasła Konfederacji bardzo cieszą Putina...

PK: Polska i Ukraina powinny prowadzić dialog. A na przyszłość musimy myśleć strategicznie w kategoriach dialogu polsko-ukraińskiego. Musimy znaleźć synergię na następne 30 lat, wspólnie ubiegać się o fundusze unijne i poprawić działanie szlaków transportowych.

MG: W dniach 14-15 grudnia odbędzie się szczyt UE. Pojawią się na nim niezwykle ważne kwestie dotyczące Ukrainy, Mołdawii i Gruzji. Kto będzie reprezentował Polskę na tym szczycie i jakie są główne zadania dla polskich władz w Brukseli?

PK: Polskę będzie reprezentował nowy rząd, czyli premier i ministrowie odpowiedzialni za sprawy europejskie, przede wszystkim minister ds. europejskich.

W przeddzień szczytu UE odbędzie się kolejne spotkanie: Unia Europejska - Bałkany Zachodnie. Chodzi o to, by wysłać jasny sygnał, że zbliża się rozszerzenie.

Na szczycie 14-15 grudnia poruszona zostanie kwestia rozpoczęcia negocjacji z Ukrainą i Mołdawią w sprawie przystąpienia do UE. Wiadomo, że Ukraina jest kluczowa, bez niej nie ma wielkiej polityki wschodniej - to duży i ważny kraj, który w dodatku jest w stanie wojny. Bez Ukrainy się nie da. Kolejnym tematem jest status kandydata Gruzji do członkostwa w UE.

MG: Wiktor Orban poprosił przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, by nie wspominał o Ukrainie na szczycie. Dla Kijowa to spotkanie w Brukseli jest niezwykle ważne. Na co powinna przygotować się Ukraina? Co można zrobić przed szczytem?

PK: Orbán jest człowiekiem Putina w Unii Europejskiej i NATO, czyli na politycznym Zachodzie. Nie miejmy co do tego złudzeń. Bo blokuje również przystąpienie Szwecji do Sojuszu Północnoatlantyckiego i jest jasne, że mimo jego obietnic kwestia ekspansji NATO nie będzie mogła trafić do węgierskiego parlamentu w tym roku. Bo plan prac został już ogłoszony i nie da się tego zrobić przed marcem, chyba że zostanie zwołana sesja nadzwyczajna. To wyraźna gra między Orbanem a Zachodem. Dotyczy to również bezpieczeństwa Ukrainy. Po drugie, premier Węgier kilkukrotnie rozmawiał z europejskimi przywódcami, zwłaszcza z przewodniczącym Rady Europejskiej, i obiecał, że nie będzie blokował kwestii rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do Unii. Niespodziewanie wysłał jednak list do przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela. Orban prawdopodobnie chce coś wytargować. Uważam, że wszyscy zachodni politycy powinni wywierać presję na Węgry i walczyć z prorosyjskimi zapędami węgierskiego premiera, które są oczywiste.

MG: Podstawą tej polityki jest wsparcie gospodarcze i energetyczne Rosji dla Węgier...

PK: Ma to wpływ na całą politykę wschodnią UE. Blokując decyzję o rozpoczęciu negocjacji z Ukrainą, Orban blokuje również Mołdawię. I to niestety może doprowadzić do zablokowania przyznania Gruzji statusu kraju kandydującego do Unii.

MG: Jakie są realne perspektywy dla Ukrainy?

PC: Dziś mogę dać dość optymistyczny sygnał: opór Orbana zostanie przełamany. Bardzo bym sobie tego życzył. Byłoby to dobre dla Polski i oczywiście także dla Ukrainy.

Ursula von der Leyen: Ukraina poczyniła znaczne postępy na drodze do członkostwa w UE. Kijów, 4 listopada 2023 r. Zdjęcie: Kancelaria Prezydenta Ukrainy.

MG: Po nieudanym głosowaniu za pomocą dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu w Senacie USA prezydent USA Joe Biden powiedział w przemówieniu, że jeśli Kijów nie otrzyma pomocy, Putin posunie się dalej - zaatakuje kraj NATO, a następnie wojska Sojuszu będą walczyć z Rosją. Czy politycy na Zachodzie to rozumieją?

PK: Niektórzy to rozumieją, niektórzy nie. Ukraina osiągnęła świetny wynik w bitwie o Kijów i odepchnęła Rosjan w 2022 roku. To była kluczowa historia. Gdyby nie udało się obronić stolicy, wszystko prawdopodobnie potoczyłoby się inaczej. Ponadto Ukrainie udało się utrzymać linię frontu. Ukraińcy wiele osiągnęli w ostatnich latach, otrzymali też dużą pomoc z Zachodu, o czym Polska, która też przechodziła poważne kryzysy (choćby Powstanie Warszawskie), nie mogła nawet marzyć. Dlatego z jednej strony zawsze powtarzam Ukraińcom: "Doceńcie to, jak dużo dostaliście". Ale z drugiej strony ta pomoc była do pewnego stopnia trochę za mała i przyszła za późno, by złamać Rosjan.

MG: III wojna światowa może być dużo droższa niż porażka Putina na Ukrainie...

PK: To prawda. Wiemy również, że jeśli wsparcie dla Ukrainy zostanie zmniejszone, jeśli pozwolimy na ustabilizowanie tego frontu i zatrzymanie wojny na jednej linii, to dojdzie do sytuacji, w której ludzie na Zachodzie będą myśleć, że wszystko jest w porządku, bo Rosjanom będzie bardzo trudno przełamać linię frontu. Ale to będzie iluzja, ponieważ Rosjanie wykorzystają te dwa lub trzy lata, aby wzmocnić się militarnie.

Rosja, która osłabnie w ciągu najbliższej dekady, jak pokazują analitycy (zarówno rosyjska gospodarka, jak Putin stopniowo słabną), w ciągu najbliższych dwóch lat będzie bardzo niebezpieczna dla Ukrainy i jej sąsiadów. Historycznie rzecz biorąc, Zachód wygra i Ukraina wygra, ale te 10 lat będą latami turbulencji i potencjalnie bardzo niebezpiecznych wydarzeń, na które musimy być przygotowani. Musimy skupić się na tym, co wydarzy się w nadchodzących miesiącach, w przyszłym roku.

MG: Historyk Timothy Snyder w jednym ze swoich ostatnichwywiadów powiedział, że jeśli Stany Zjednoczone odmówią wsparcia Ukrainy, Europa będzie musiała wyciągnąć pomocną dłoń w kluczowym momencie. Jeśli Ameryka umyje ręce od tej sprawy, to czy UE będzie w stanie sobie z tym poradzić?

PK: USA nie można tak po prostu zastąpić w tym, co robią. To iluzja. Niektórzy mówią o strategicznej autonomii Unii Europejskiej lub Europy, ale to nie ma znaczenia od czasów pierwszej wojny światowej, ponieważ po niej Europa nigdy nie była w stanie poradzić sobie z własnymi problemami bez Stanów Zjednoczonych. Nie miejmy więc złudzeń. To nie jest sprawa Ukrainy, to sprawa całego Zachodu. Tak więc klucz do jego bezpieczeństwa leży dziś na froncie ukraińsko-rosyjskim. Tylko Stany Zjednoczone wiedzą, jak użyć tego klucza, ponieważ mają odpowiednie zasoby i rozwinięty przemysł. Nie ma innej drogi. Nie można powiedzieć: "Dobra, w Boże Narodzenie Ameryka przestanie pomagać, a do gry wejdą Francja, Niemcy, Hiszpania, Polska". To nie działa w ten sposób, ponieważ system po prostu nie jest na to gotowy. Ale Ameryka nie umyje od tego rąk. Stanie się coś jeszcze. Przed świętami musimy jeszcze poczekać na Świętego Mikołaja. Myślę, że takie kraje jak Polska po ukonstytuowaniu się nowego rządu, w szczególności moja komisja spraw zagranicznych w Sejmie, powinny zrobić dużo, by zorganizować lobbing w Stanach Zjednoczonych - i być może będą jakieś wspólne inicjatywy.

MG: Komisja Europejska rekomenduje przedłużenie tymczasowej ochrony dla ukraińskich migrantów wojskowych. Mamy grudzień, ale nie ma jeszcze informacji, czy taka ochrona zostanie przyznana w Polsce po 24 marca 2024 roku. Jak wygląda sytuacja?

PK: Przyjechali do nas Ukraińcy. Ogólnie było to dobre przyjęcie. Nawet gdy Polacy odczuwali pewien dyskomfort, jeśli chodzi na przykład o opiekę zdrowotną, nikt tak naprawdę nie stracił chęci pomagania, ponieważ wszyscy rozumieli, że tak właśnie powinno być. Jeśli do Polski przyjeżdża jednocześnie kilkaset tysięcy kobiet z dziećmi, system opieki zdrowotnej nie jest na to od razu gotowy i musi znaleźć rozwiązania. Są na to odpowiednie fundusze unijne. Teraz sytuacja się ustabilizowała. Obawiam się, że Ukraińcy, którzy do nas przyjechali, Ukraińcy, z którymi już się zaprzyjaźniliśmy, obok których żyjemy i pracujemy, nagle zaczną wyjeżdżać do Niemiec. To byłoby bardzo złe. Oczywiście dla nas jest korzystne, żeby ci Ukraińcy, którzy są u nas, którzy są zatrudnieni na polskim rynku pracy, zostali.

Paweł Kowal na dworcu kolejowym w Przemyślu, gdzie przybywali uchodźcy z Ukrainy. 28 lutego 2022 r. Fot: Łukasz Cynalewski/Agencja Wyborcza.pl

MG: Teraz w Niemczech jest więcej Ukraińców niż w Polsce, choć było odwrotnie.

PK: To absolutnie nie ma sensu. Nawet z pragmatycznego punktu widzenia, pomijając emocje - przygotowaliśmy odpowiednie decyzje legislacyjne, zainwestowaliśmy w to trochę pieniędzy i już się zaprzyjaźniliśmy. Na naszym rynku pracy jest wielu Ukraińców, od kierowców Ubera po super wykwalifikowanych projektantów i specjalistów IT.

MG: Dziennikarze tacy jak ja płacą podatki do polskiego budżetu.

PK: Tak! A potem nagle powiemy: "Okej, teraz u nas będą gorsze warunki". I wtedy Ukraińcy, mimo że otrząsnęliśmy się trochę z wojennej traumy, wyjadą gdzieś do Europy Zachodniej. W jaki sposób, przepraszam, jest to korzystne dla Polski?

MG: Timothy Snyder powiedział też, że Europa nadal istnieje w tym stanie świadomości bezpieczeństwa, ale to nie jest równoznaczne z bezpieczeństwem. Chciałbym dodać, że dziś Ukraina broni nie tylko swoich granic, ale także całej Europy i demokracji na świecie. Dlatego ważne jest, aby znaleźć siłę, być tolerancyjnym i pomagać tak bardzo, jak to konieczne w imię wolności dla obu naszych krajów.

Przeczytaj pełną wersję wywiadu Marii Górskiej z Pawłem Kowalem: Blisko polityki, blisko świata

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka naczelna magazynu internetowego Sestry. Medioznawczyni, prezenterka telewizyjna, menedżerka kultury. Ukraińska dziennikarka, dyrektorka programowa kanału Espresso TV, organizatorka wielu międzynarodowych wydarzeń kulturalnych ważnych dla dialogu polsko-ukraińskiego. w szczególności projektów Vincento w Ukrainie. Od 2013 roku jest dziennikarką kanału telewizyjnego „Espresso”: prezenterką programów „Tydzień z Marią Górską” i „Sobotni klub polityczny” z Witalijem Portnikowem. Od 24 lutego 2022 roku jest gospodarzem telemaratonu wojennego na Espresso. Tymczasowo w Warszawie, gdzie aktywnie uczestniczyła w inicjatywach promocji ukraińskich migrantów tymczasowych w UE — wraz z zespołem polskich i ukraińskich dziennikarzy uruchomiła edycję Sestry.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

„Putin chce całego Donbasu” — oświadcza Trump w rozmowie z Zełenskim po zakończeniu szczytu w Anchorage. Jednocześnie gospodarz Białego Domu faktycznie ogłosił zmianę kursu dyplomatycznego — nie ma już mowy o zasadzie „najpierw zawieszenie broni, a potem negocjacje”. Zamiast tego Trump poparł koncepcję „porozumienia pokojowego", która pokrywa się ze stanowiskiem Kremla i pozwala Rosji narzucić format: negocjacje w warunkach trwających działań wojennych. Według słów Trumpa, Ukraina powinna zgodzić się na porozumienie pokojowe, ponieważ Rosja jest „bardzo dużym państwem, a Ukraina nie”.

Kto wygrał na szczycie na Alasce, jakie są możliwe dalsze scenariusze i zagrożenia rozwoju wydarzeń oraz jak Europa może obronić swoje interesy w świecie dyplomacji Trumpa i Putina — zebraliśmy opinie ekspertów.

Benefis Kremla

Spotkanie w Anchorage wygląda jak zwycięstwo Putina — ocenia ukraiński dyplomata, były ambasador Ukrainy w USA (2005–2010) i we Francji (2014–2020) Ołeh Szamszur. Jego zdaniem, rosyjski przywódca osiągnął na szczycie wiele: udało mu się sprzedać swoją nową „wygraną” rosyjskiej opinii publicznej i międzynarodowej scenie — zarówno przyjaciołom, jak i wrogom. Przede wszystkim wyszedł z dyplomatycznej izolacji i po raz kolejny uzyskał odroczenie wdrożenia ostrzejszych sankcji — bezpośrednich i wtórnych. Sama postawa Putina, podkreśla Szamszur, nie zmieniła się ani na jotę:

— W swoich wystąpieniach był cyniczny i obłudny, a zarazem pozostał wierny dotychczasowej narracji: usprawiedliwianiu wojny i deklaracjom o zamiarze kontynuowania agresji.

Szczyt nie przeszkodził mu też w przeprowadzeniu kolejnych ataków na ukraińskie obiekty cywilne i kontynuowania letniej ofensywy.

„Putin dostał czerwony dywan od Trumpa, Trump nie dostał nic” — napisał na X niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger, który do 2022 roku kierował Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa. — „Wynik 1:0 na korzyść Putina: brak nowych sankcji. Dla Ukraińców: nic. Dla Europy: całkowite rozczarowanie”.

Z wywiadu dla Fox News wynika, że podczas rozmowy z rosyjskim przywódcą poruszano kwestie ustępstw terytorialnych i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Publicznie Trump stwierdził, że razem z Putinem „ogólnie uzgodnili warunki zakończenia wojny”: — „Myślę, że jesteśmy blisko finału”.

O Ukrainie i Europie bez Ukrainy i Europy

Mimo że Putin nie spełnił żadnego z wcześniejszych warunków Trumpa dotyczących zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie, otrzymał spotkanie, podczas którego bezpieczeństwo Ukrainy i Europy omawiano bez udziału Ukraińców i Europejczyków — zauważa Jana Kobzova, współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych (ECFR).

To kolejny korzystny wynik dla Kremla, wpisujący się w putinowską wizję świata, w której wielkie mocarstwa decydują o losie mniejszych — i która jest całkowitym zaprzeczeniem europejskiego sposobu myślenia:

— „Większość Europejczyków, a zwłaszcza Ukraińców, ma pełne prawo być zaniepokojona takim rozwojem wydarzeń. Gorączkowa aktywność dyplomatyczna, telefony i spotkania online w ostatnich dniach pokazują, że w Europie w pełni zdają sobie sprawę z wysokiej stawki i ryzyka, jakie niósł ten szczyt”.

Ale mimo szybkich bonusów, które Putin otrzymał jeszcze przed rozpoczęciem szczytu, jest zbyt wcześnie, by porównywać sytuację z Monachium czy Jałtą.

Na Kremlu prawdopodobnie wychodzą z założenia, że mają przewagę na polu bitwy i jeśli nie uda się uzyskać ustępstw drogą dyplomatyczną, będą kontynuować ofensywę w Ukrainie — podkreśla ekspertka:

— „Ale Putin będzie musiał działać ostrożnie i w jakiś sposób reagować na ambicję Trumpa, żeby zostać rozjemcą między Ukrainą a Rosją. Jeśli nie okaże żadnej elastyczności, może to skłonić prezydenta USA do spełnienia jego gróźb w sprawie nowych sankcji wobec Moskwy i jej sojuszników”.

Gwarancje bezpieczeństwa i reakcja Europy

Źródła CNN twierdzą, że Amerykanie oferują gwarancje bezpieczeństwa w formule artykułu 5 NATO, ale bez udziału samego NATO. Tę propozycję Trump miał najpierw przedstawić Zełenskiemu, a następnie powtórzy w rozmowie z europejskimi przywódcami.

Prezydent Francji z zadowoleniem przyjął gotowość Stanów Zjednoczonych do wniesienia swojego wkładu w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy:
„Będziemy pracować z nimi oraz ze wszystkimi naszymi partnerami w »koalicji chętnych«, z którymi ponownie się spotkamy, aby osiągnąć konkretne postępy” — oświadczył Emmanuel Macron.

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapewnił, że Ukraina nadal może liczyć na pełne wsparcie Niemiec.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła, że silne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i Europy są nieodłącznym elementem każdej umowy pokojowej. Szefowa europejskiej dyplomacji Kaja Kallas jest przekonana, że Rosja nie zamierza w najbliższym czasie zakończyć wojny w Ukrainie, ale Stany Zjednoczone mają siłę, by zmusić Moskwę do poważnych negocjacji.

„Gra o przyszłość Ukrainy, bezpieczeństwo Polski i całej Europy weszła w decydującą fazę. Dziś jeszcze wyraźniej widać, że Rosja szanuje tylko silnych, a Putin po raz kolejny pokazał się jako przebiegły i bezwzględny gracz. Dlatego utrzymanie jedności całego Zachodu ma kluczowe znaczenie” — ocenił premier Polski Donald Tusk.

Według brytyjskiego premiera Keira Starmera, Trump jak nigdy wcześniej zbliżył wszystkich do zakończenia wojny. Kolejnym krokiem mają być dalsze rozmowy z udziałem Zełenskiego.

W Waszyngtonie rozważane są trójstronne negocjacje: Trump–Zełenski–Putin. Na Kremlu twierdzą, że taki format nie był bezpośrednio omawiany na Alasce — jednak na zakończenie spotkania w Anchorage Putin publicznie zaproponował Trumpowi kolejne spotkanie w Moskwie.

Wołodymyra Zełenskiego już dziś, 18 sierpnia, oczekują w Waszyngtonie i – jak podają źródła portalu Axios – już 22 sierpnia Trump chciałby spotkania we trójkę.

Delegacja europejskich polityków zdecydowała się również wyjechać do Stanów Zjednoczonych w dniu 18.08, aby wesprzeć Władimira Zełenskiego. Na zdjęciu: Emmanuel Macron, Ursula von der Leyen, Mark Rutte, Siger Isiba, Friedrich Mertz, Scott Bescent, Mark Carney i Vladimir Zelensky podczas szczytu Grupy Siedmiu (G7), Kanada, 17 czerwca 2025 r. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/Eastern News

Rosyjskie gry w przedłużające się negocjacje

Cele wojny Rosji nie zmieniły się od momentu jej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Na szczycie Putin jasno dał do zrozumienia, że chce najpierw omawiać tak zwane „pierwotne przyczyny” wojny, które Kreml definiuje jako rozszerzenie NATO oraz pojawienie się w Ukrainie władzy sprzeciwiającej się rosyjskiemu wpływowi — analizuje Neil Melvin, dyrektor ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w brytyjskim Królewskim Zjednoczonym Instytucie Studiów Obronnych (RUSI).

„Wielka umowa pokojowa” Putina w rzeczywistości oznaczałaby podporządkowanie Ukrainy.

Teraz uwaga przesuwa się na walkę o kolejne kroki. Wiele zależeć będzie od działań Trumpa. Putin wyraźnie dąży do wciągnięcia USA w długotrwałe negocjacje, a Trump bez wątpienia nadal jest zainteresowany pośrednictwem w „umowie pokojowej” –  nie tylko dlatego, że to najprostsza droga do Pokojowej Nagrody Nobla – kontynuuje Neil Melvin:

— Jednak pod koniec szczytu Trump zdawał się dawać do zrozumienia, że teraz to Ukraina i Europejczycy powinni prowadzić proces dalej.

Jeśli Putinowi nie uda się wciągnąć Trumpa w kolejny cykl dwustronnych strategicznych szczytów, zadowoli się już tym, że Trump po prostu się zmęczy i de facto wycofa.

Pojawia się pytanie: jaką rolę mogą w rzeczywistości odegrać Europejczycy? Współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) Jana Kobzova odwołuje się do niedawnej analityki ECFR, która wskazuje: niezależnie od tego, jak zakończy się wojna, UE ucierpi znacznie bardziej niż USA.

Dla Europy kluczowe znaczenie ma to, czy Ukraina za kilka lat stanie się państwem stabilnym i prosperującym — nawet jeśli nie będzie kontrolować całego swojego terytorium — czy też zła ugoda uczyni ją krajem słabym, niestabilnym i podatnym na hybrydowe lub bezpośrednie ataki Rosji:

— Sam fakt, że Trump i Putin mogą samodzielnie decydować o przyszłości Ukrainy, a w istocie także o bezpieczeństwie Europy, już zmobilizował przywódców UE do zwiększenia wydatków na obronność, wzmocnienia pomocy wojskowej dla Ukrainy i bardziej aktywnej współpracy z Trumpem i jego zespołem, aby przekazać swoje stanowisko i wyznaczyć czerwone linie. Ostatnie rozmowy telefoniczne z Trumpem pokazują, że zasadniczo im się to udało — przynajmniej w krótkiej perspektywie.

Zelensky w Waszyngtonie: kolejne kroki

Według doniesień Reutersa, wśród żądań Putina przedstawionych podczas szczytu z Trumpem znalazły się następujące: Ukraina miałaby całkowicie wycofać wojska z obwodów donieckiego i ługańskiego w zamian za zamrożenie linii frontu w obwodach chersońskim i zaporoskim. Rosja rzekomo gotowa byłaby zwrócić okupowane tereny na północy obwodu sumskiego i w północno-wschodniej części obwodu charkowskiego.

Moskwa domaga się również formalnego uznania rosyjskiego suwerenitetu nad Krymem. Reuters podkreśla jednak, że nie wiadomo, czy chodzi o uznanie przez sam rząd USA, czy też przez wszystkie państwa Zachodu wraz z Ukrainą.

Putin chce także zniesienia przynajmniej części sankcji wobec Rosji, a Ukraina miałaby zrezygnować z członkostwa w NATO — w zamian za gwarancje bezpieczeństwa poza strukturami Sojuszu. Wśród żądań znalazły się także: oficjalny status języka rosyjskiego w Ukrainie oraz swoboda działania Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Stanowisko Kijowa w sprawie Donbasu jest niezmienne: Siły Zbrojne Ukrainy nie opuszczą Donbasu — wielokrotnie podkreślał to Zełenski. Równie nie do przyjęcia są inne warunki przedstawione przez Putina.

Jednocześnie, zdaniem dyrektora ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Rusi Neila Melvina, z perspektywy Kijowa szczyt pozwolił uniknąć najgorszego scenariusza — umowy zawartej za plecami Ukrainy między Trumpem a Putinem. Teraz kluczowym wyzwaniem dla Zełenskiego jest nie dopuścić, by Putin wciągnął Trumpa w serię rozmów o szerokiej agendzie gospodarczo-politycznej, w której wojna w Ukrainie zostałaby stopniowo zdegradowana do kwestii drugorzędnej w relacjach amerykańsko-rosyjskich:

— Zełenski uda się do Waszyngtonu, by przeciwstawić się temu scenariuszowi. Jego główne zadania podczas poniedziałkowego spotkania w Gabinecie Owalnym to: wzmocnić determinację Trumpa do dalszego zaangażowania oraz przekonać go do zwiększenia presji na Putina — zarówno poprzez kolejne sankcje, jak i poprzez rozszerzenie wsparcia wojskowego dla Ukrainy.

20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Kateryna Tryfonenko

Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.

Według najnowszego raportu „Badanie opinii na tematy związane z wojną na Ukrainie”, przygotowanego dla Defence24 i Fundacji „Stand with Ukraine”, tylko co czwarty respondent uważa, że Rosja nie zaatakuje Polski, a aż 12% uważa taki atak za bardzo prawdopodobny. Ponad połowa respondentów (53%) podejrzewa obecność rosyjskich wpływów – w tym dezinformacji i propagandy – w polskich mediach. Z jednej strony 57% Polaków ufa, że USA pomogłyby Polsce w razie rosyjskiej agresji, z drugiej – 61% uważa, że polska armia nie jest wystarczająco liczna, a połowa obywateli deklaruje, że wydatki na obronność powinny zostać zwiększone.

42% Polaków popiera powrót obowiązkowej służby wojskowej, ale tylko 23% zadeklarowało gotowość do osobistego zgłoszenia się do obrony kraju; za to 69% popiera obowiązkowe szkolenia wojskowe w szkołach.

To dane, które każą zadać pytania nie tyle o nasze poglądy, co o naszą gotowość – praktyczną, emocjonalną i społeczną. I właśnie dlatego czas zacząć mówić o bezpieczeństwie militarnym nie jako o zadaniu wyłącznie dla wojska, ale jako o wyzwaniu dla całego państwa – od szczytów władzy po osiedlową świetlicę.

Polska strategia obronna – „nie czekamy, działamy” opiera się na czterech filarach: samodzielnej obronie w pierwszej fazie zagrożenia, odstraszaniu potencjalnego agresora, współpracy z NATO, ale bez roli biernego oczekującego, oraz budowie odporności społecznej – tzw. odporności totalnej.

W praktyce oznacza to, że nie będzie podziału na „naszych” i „waszych”. W momencie zagrożenia znikają różnice – kulturowe, językowe, historyczne. Wszyscy żyjący w Polsce – Polacy, Ukraińcy, migranci, rezydenci – staną do obrony kraju, w którym żyją, pracują i wychowują dzieci. I to właśnie Ukraińcy – ci, którzy przeszli przez piekło inwazji – mogą być tymi, którzy zareagują jako pierwsi. Szybciej rozpoznają niebezpieczeństwo, szybciej wiedzą, co trzeba zrobić, szybciej pomagają innym – bo mają doświadczenie, którego nikt nie chce zdobywać na własnej skórze. Ich obecność to nie ciężar dla Polski – to potencjał, który trzeba włączyć do wspólnej strategii.

Jak często zadajemy sobie pytanie: czym tak naprawdę jest bezpieczeństwo militarne Polski? I co o nim wiemy – poza świadomością, że „mamy armię”, „należymy do NATO” i „jesteśmy bezpieczni”?

Bezpieczeństwo militarne to znacznie więcej niż posiadanie sprzętu wojskowego. To zdolność państwa do ochrony swojego terytorium, obywateli i instytucji przed agresją zbrojną – zarówno samodzielnie, jak i we współpracy z sojusznikami

Polska, jako członek NATO, korzysta z tzw. gwarancji kolektywnej obrony (art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego). Ale gwarancja to nie automatyzm. To proces polityczny, wymagający decyzji, konsensusu, gotowości. Dlatego nasza narodowa strategia bezpieczeństwa zakłada, że w razie zagrożenia Polska broni się natychmiast – własnymi siłami, na własnym terytorium, bez czekania na sygnał z Brukseli czy Waszyngtonu. Mówiąc wprost: nie wystarczy mieć silne wojsko, jeśli społeczeństwo nie jest gotowe na sytuacje skrajne. A gotowość nie rodzi się z deklaracji – tylko z praktyki, edukacji, organizacji i wspólnego działania.

26.03.2025 Warszawa Spotkanie premiera Donalda Tuska z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Zdjęcie: Andrzej Iwanczuk/REPORTER N/z: Mark Rutte, Donald Tusk

Miękkie bezpieczeństwo militarne – czyli jak społeczeństwo powinno przygotować grunt pod realną obronę.

Nie wszyscy muszą służyć w armii, ale wszyscy jesteśmy częścią systemu bezpieczeństwa. W dobie zagrożeń hybrydowych, ataków dezinformacyjnych, sabotażu i prowokacji – pierwszymi, którzy reagują, są obywatele, nie generałowie. To od ludzi zależy, czy zachowają spokój, rozpoznają zagrożenie, pomogą sąsiadowi, zgłoszą incydent, czy po prostu – nie dadzą się zmanipulować.

Właśnie dlatego w Polsce powstała Ustawa o ochronie ludności, która w 2025 roku zacznie być realnie wdrażana na poziomie każdego województwa. W ramach specjalnych budżetów lokalnych prowadzone będą:

  • szkolenia z ewakuacji i pierwszej pomocy,
  • ćwiczenia sytuacyjne z udziałem służb i WOT,
  • warsztaty przeciwdziałania dezinformacji,
  • szkolenia z komunikacji kryzysowej i samoorganizacji społecznej.

To konkretne działania, które mają nauczyć społeczeństwo, jak działać, zanim przyjadą czołgi. I co ważne – te programy powinny być dostępne także dla migrantów, w tym dla uchodźców z Ukrainy. Ich doświadczenie w organizowaniu pomocy, komunikacji w warunkach wojny i radzeniu sobie z kryzysem – to wartość, z której Polska powinna świadomie korzystać.

Ukraińcy w Polsce – niewidzialna armia oporu

Jednym z najbardziej wymownych przykładów miękkiego bezpieczeństwa militarnego są działania ukraińskiej diaspory w Polsce. Od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji Rosji setki tysięcy osób uciekających przed wojną znalazły tu schronienie – ale także pole do działania. Uchodźcy wojenni stali się nie tylko beneficjentami pomocy, ale jej współorganizatorami.

Organizują zbiórki dla wojska, pakują apteczki, kupują drony, prowadzą kampanie informacyjne, walczą z rosyjską propagandą, edukują Polaków i zachodnią opinię publiczną. Ich działalność to realne wsparcie dla ukraińskiej armii i państwa. Bez karabinu, ale z ogromnym wpływem na morale, logistykę i świadomość społeczną.

W tym sensie działania ukraińskich uchodźców w Polsce to element wojennego wysiłku – nie mniej ważny niż działania na froncie. Można powiedzieć: bez munduru, ale na pierwszej linii.

Co to znaczy być bezpiecznym jako uchodźca wojenny?

Bezpieczeństwo to nie tylko brak fizycznego zagrożenia. Dla uchodźcy wojennego oznacza ono także dostęp do informacji, szansę na integrację, stabilność prawno-ekonomiczną i poczucie wspólnoty. Oznacza prawo do głosu – i możliwość działania.

Polska stanęła przed ogromnym wyzwaniem przyjęcia i wsparcia milionów obywateli Ukrainy. Od decyzji rządu, przez działania samorządów, po oddolne inicjatywy obywatelskie – udało się zbudować unikalny system pomocy, który dziś można uznać za część szerszej polityki bezpieczeństwa narodowego.

Państwo, które daje uchodźcom nie tylko dach nad głową, ale i narzędzia do działania, zwiększa swoją odporność. Społeczeństwo, które potrafi przyjąć i włączyć w życie publiczne osoby dotknięte wojną, staje się silniejsze.

Polska jest nowym motorem bezpieczeństwa NATO i każdy, kto w niej mieszka, powinien chociaż trochę orientować się, jaką pozycję zajmuje kraj w tym sojuszu.

Zgodnie z oficjalnymi danymi opublikowanymi w NATO Press Release „Defence Expenditure of NATO Countries (2014-2024)” (www.nato.int), w 2024 roku Polska osiągnęła coś, co jeszcze dekadę temu wydawało się nierealne: poziom wydatków obronnych sięgnął 4,12% PKB, czyniąc ją niekwestionowanym liderem NATO, jeśli chodzi o relatywne zaangażowanie w bezpieczeństwo. To ponad dwa razy więcej niż minimalny próg sojuszu (2%) i niemal dwa razy więcej niż wynosi średnia dla państw NATO w Europie i Kanadzie (2,02%).

Ale to nie tylko procenty w excelowych tabelach – to zasadnicza zmiana roli Polski w strukturze bezpieczeństwa zbiorowego. Z państwa „na dorobku”, często traktowanego z rezerwą, staliśmy się poważnym graczem, który nie tylko bierze, ale realnie daje bezpieczeństwo – i to nie tylko sobie, ale całemu regionowi.

Nie na kredyt, ale na twardo!

Wydatki obronne Polski w 2024 roku (według danych NATO w cenach stałych z 2015 roku) wyniosły 26,8 miliarda dolarów, co oznacza wzrost o ponad 213% względem 2014 roku – drugi najwyższy w całym sojuszu. Dla porównania: Niemcy zwiększyły swoje wydatki „tylko” o 95%, Francja o 25%, a Wielka Brytania o 22%.

Jeszcze ważniejsze niż wzrost kwoty jest to, jak te pieniądze są wydawane. Ponad 51% polskich wydatków obronnych to środki przeznaczone na sprzęt i badania nad nowym uzbrojeniem. To rekordowy wynik w NATO – wyższy nawet niż w Stanach Zjednoczonych (29,88%) czy w Turcji (34,18%). W praktyce oznacza to: Polska nie tylko „pompuje” armię, ale modernizuje ją w tempie, które budzi respekt nawet w Pentagonie.

Jednocześnie zmniejszył się udział wydatków osobowych – z 51% w 2014 roku do zaledwie 29,5% w 2024 roku. Oznacza to świadomą zmianę: mniej pieniędzy na emerytury i administrację, więcej na zdolności ofensywne, interoperacyjność i odstraszanie.

16.06.2024 Centralny Poligon Sil Powietrznych w Ustce. Miedzynarodowe manewry morskie Baltops 2024, ktore naleza do najwiekszych i najwazniejszych cwiczen NATO na Baltyku. W operacji desantowej na usteckim poligonie udzial wzielo kilkuset zolnierzy z USA, Hiszpanii, Bulgarii i Polski. N/z Desant morski US Marines na usteckiej plazy. Zdjęcie: Gerard/REPORTER

Wojsko jako polityka

Za tymi liczbami kryje się decyzja polityczna. Polska inwestuje w obronność nie dlatego, że „trzeba” – ale dlatego, że widzi zagrożenie, którego Zachód jeszcze do końca nie uznaje. Wojna Rosji z Ukrainą obudziła w Polsce instynkt przetrwania – i zdrowy pragmatyzm. Wiemy, że nie da się ochronić infrastruktury krytycznej, granic ani własnego stylu życia, jeśli nie ma się armii, która budzi respekt.

W 2022 roku Polska miała 176 tys. żołnierzy zawodowych i terytorialnych. W 2024 – już ponad 216 tys. To więcej niż armie Francji czy Wielkiej Brytanii. Przy czym nie chodzi o liczby same w sobie, ale o wojsko „gotowe”, a nie „na papierze”. Gotowość do działania, zdolność do szybkiego rozwinięcia sił i szeroka rezerwa są dziś walutą bezpieczeństwa.

Cena jest wysoka – ale alternatywa droższa

Nie można ignorować kosztów tej strategii. Polska wydaje dziś więcej na obronność niż na szkolnictwo wyższe i niemal tyle samo, co na cała służba zdrowia. Dla wielu obywateli – szczególnie w okresie inflacji i spowolnienia gospodarczego – może to być trudne do przełknięcia. W dyskursie publicznym pojawia się pytanie: czy nie przesadzamy?

Odpowiedź zależy od tego, jak zdefiniujemy bezpieczeństwo. Czy jako fizyczne przetrwanie i odporność w czasie wojny? Czy jako równowagę między bezpieczeństwem militarnym a społecznym? Dziś, w obliczu rosyjskiego imperializmu, nie mamy luksusu wyboru. Bezpieczeństwo społeczne nie przetrwa bez bezpieczeństwa militarnego.

Nowy ciężar, nowa odpowiedzialność

Rosnąca siła militarna Polski to nie tylko powód do dumy – to także nowe obowiązki. Sojusznicy będą oczekiwać, że Polska nie tylko zbroi się dla siebie, ale również dla wspólnej sprawy. To oznacza większy udział w misjach NATO, większe ryzyko polityczne i konieczność zachowania spójności strategicznej z resztą sojuszu – nawet wtedy, gdy interesy nie zawsze się pokrywają.

Ale może to właśnie Polska – nie Niemcy, nie Francja – stanie się nowym stabilizatorem flanki wschodniej. Nie z obowiązku, ale z wyboru. I może właśnie to zdecyduje o przyszłości bezpieczeństwa w Europie.

Bo w XXI wieku nie przetrwa ten, kto najwięcej obiecuje – ale ten, kto najwięcej inwestuje w gotowość. Polska już inwestuje. I robi to na poważnie

Dlatego teraz – to nasz moment.

W czasie względnego spokoju, ale narastającego zagrożenia, trzeba zbudować most między społeczeństwem a systemem obronnym. Wspólne szkolenia, edukacja, praca lokalna – to nie są działania drugiego rzędu. To przyszła pierwsza linia obrony. Niech uchodźcy i migranci będą częścią tego systemu. Bo NATO zareaguje – ale zanim to się stanie, Polska musi być gotowa bronić się sama. A gotowość zaczyna się od ludzi.

Dziś linia frontu nie przebiega na Wschodzie – przebiega przez naszą codzienność. Przez to, czy jesteśmy gotowi pomagać, rozumieć i działać razem. To właśnie jest nowoczesna obrona terytorialna społeczeństwa, która zaczyna się od wspólnoty. I nikt nie jest z niej wyłączony. Nie pytajmy, czy państwo nas obroni. Zapytajmy, czy my jesteśmy gotowi być jego obroną, gdy przyjdzie czas próby.

Bez munduru – ale z gotowością. Taki dziś jest nowoczesny patriotyzm. I takie powinno być codzienne bezpieczeństwo Polski.

20
хв

Bez munduru, ale na pierwszej linii

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Ексклюзив
20
хв

Dowody dla Hagi: jak ukraiński dziennikarz dokumentuje zbrodnie Rosjan

Ексклюзив
20
хв

Koleje wojny. Co usłyszałam w ukraińskich pociągach

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress