Exclusive
Oblicza wojny
20
min

Iryna Kowalenko: Dla córki jestem Ukrainą

Sestry prezentują specjalny projekt „Twarze wojny. Młodzież”. Piszemy o ludziach, którzy bronią Ukrainy w nadziei, że jutro będą w niej żyć i kochać, szczęśliwi. Od pomocy i determinacji Zachodu zależy, czy wszyscy będziemy mieli to „jutro”.

Kateryna Kopanieva

Iryna Kowalenko, pielęgniarka – instruktorka w brygadzie desantowo-szturmowej Sił Zbrojnych Ukrainy, jest na wojnie od 23. roku życia. Zdjęcie z prywatnego archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Po raz pierwszy na wojnę poszła w 2014 r., gdy Rosja zajęła Krym i część obwodów ługańskiego i donieckiego. Miała wtedy 23 lata. Dołączyła do ochotniczego batalionu Azow. Po trzech latach wróciła do cywilnego życia: urodziła córkę, pracowała w branży restauracyjnej, była dziennikarką i redaktorką kilku kanałów na Telegramie.

Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, już pierwszego dnia zostawiła córkę z ojcem i udała się do bazy szpitalników. Na początku marca została wysłana jako sanitariuszka bojowa do obwodu kijowskiego, gdzie toczyły się ciężkie walki.

Teraz wszystko jest inaczej

Pracowałam do późna, poszłam spać o 3 nad ranem, zasnęłam spokojnie i nie słyszałam porannych eksplozji – Iryna wspomina ostatnią noc przed inwazją. – Ale ponieważ od dawna rozumiałam, że inwazja nastąpi, spakowałam już walizkę dla mojego dziecka i plecak.

Szkolenie medyczne przeszła w 2014 roku. Wtedy na jej decyzję o wyjeździe na front wpłynęła rozmowa z przyjacielem

Na początku pomagałam batalionowi Azow jako wolontariuszka. Dużo rozmawiałam z Mykołą Berezowem, nieżyjącym już mężem Tetiany Czornowoł [ukraińska dziennikarka, aktywistka Euromajdanu i posłanka – red.]. Kiedyś powiedział do mnie: „Dlaczego tam siedzisz? Chodź do nas”. Następnego dnia, był sierpień, kupiłam bilet do Melitopola, a stamtąd pojechałam do wsi Urzuf w obwodzie donieckim. Byłam w drodze, gdy Mykoła zmarł...

Znak wywoławczy Iryny to „Czarownica”. Zdjęcie z prywatnego archiwum

W batalionie zostałam przydzielona do logistyki, potem pracowałam w służbie prasowej. Byłam w Azowie przez rok, później zaczęłam jeździć na front w ramach współpracy cywilno-wojskowej z różnymi brygadami. Ukończyłam kurs medycyny taktycznej. Dużo widziałam, wiele razy byłam pod ostrzałem, chociaż nie przebywałam na linii frontu przez cały czas na linii frontu – przychodziłam i wracałam. Teraz wszystko jest inaczej. Jestem na wojnie od ponad dwóch lat.

Gdy widzisz zbrodnie, chcesz iść na front

Zarówno w 2014, jak w 2022 roku decyzja o wyruszeniu na wojnę wydawała mi się oczywista.

Jestem sierotą, więc gdyby coś mi się stało 10 lat temu, nikt by po mnie nie zapłakał. Chciałam chronić tych, którzy mieli rodziny, by najbliżsi ich nie stracili.

A potem sama zostałam matką. W 2022 roku poszłam na wojnę, bo nie chcę, by moja córka musiała walczyć. To my musimy tę wojnę zakończyć, a nie nasze dzieci

Motywacja do bycia na froncie rośnie tylko wtedy, gdy widzisz konsekwencje obecności okupantów na naszych terytoriach – na przykład zgwałcone dzieci w wieku mojej córki. Nie byłam w Buczy, ale wiele widziałam w Jabłoniwce, w dzielnicy Fastiw, gdzie przyjechaliśmy po deokupacji.

Pamiętam konwój ewakuacyjny w rejonie makarowskim, obwód kijowski. Nie wiem, kto poradził jadącym w nim ludziom, by obwiązali samochody białymi szmatami i napisali na nich „Dzieci”. Tego się nie robiło, bo właśnie takie samochody stawały się celem okupantów. W konwoju jechały też samochody z czerwonymi krzyżami. Okupanci go ostrzelali. Pobiegliśmy na pomoc. W jednym mikrobusie były ranne dzieci i dorośli, pełno krwi... Te obrazy wciąż stoją mi przed oczami.

Napis "Dzieci" na pojazdach ewakuacyjnych tylko zachęcał okupantów do strzelania. Zdjęcie: Biuro Prokuratora Generalnego Ukrainy

Nie bać się zamykać oczu żołnierzom

Później, w sektorze chersońskim, Iryna była częścią grupy współpracy cywilno-wojskowej (CMC). Zajmowała się ciałami poległych żołnierzy.

Chłopaki zabierali ciała z pola bitwy, moim zadaniem było wyjmowanie ich z ciężarówek-chłodni i badanie. Proces jest, delikatnie mówiąc, nieprzyjemny: wyjmujesz ciało z worka, szukasz blizn i tatuaży. Jedna dziewczyna, również sanitariuszka, nauczyła mnie nie bać się zamykać żołnierzom oczy.

Często wśród martwych odnajdujesz swoich towarzyszy. Najgorzej było w sektorze Bachmut, gdzie zginęło wielu moich przyjaciół. Nierzadko byłam jedną z pierwszych, którzy dowiadywali się o ich śmierci. I nie miałam prawa nikomu o tym mówić, dopóki nie zostały oficjalnie poinformowane ich rodziny.

Zdarza się, że badasz ciało, a w kieszeni zmarłego dzwoni telefon. To ktoś z jego rodziny. Martwi się, ma nadzieję, a ja nie mogę odebrać tego telefonu

Możesz odbierać takie telefony tylko wtedy, gdy to „pięćsetka” – ciało niezidentyfikowanej osoby. W takim przypadku telefon może pomóc. Ale nawet jeśli odbiorę, nie mam prawo powiedzieć, że ten człowiek nie żyje. Muszę skłamać, że właśnie znaleźliśmy telefon.

Wśród zmarłych często natrafiałam na moich kolegów – mówi Iryna. Zdjęcie: zmina.info

Gdy słyszę: "Nie możesz uratować wszystkich"…

Większość personelu CMC to kobiety. Mało który mężczyzna jest w stanie wytrzymać takie obciążenie emocjonalne. Ale to dopada nas później. Starasz się, jak możesz, ale w pewnym momencie po prostu wariujesz.

Mam koszmary. Ludzie, którym nie mogłam pomóc. Chłopak, za którym bardzo prosiłam, żeby nie wysyłali go na misję tamtego dnia – ale wysłali i zginął

Albo żołnierz, który zgubił się na polu bitwy, a potem, ranny, przypadkowo wczołgał się na okupowane terytorium. Miał radio. Powiedział, że jest ranny i leży na drodze. Znaleźliśmy go z pomocą drona, ale każdy centymetr terenu był zajęty przez okupantów. Nie mogliśmy się tam dostać. Przez trzy dni wykrwawiał się na śmierć, prosząc nas o ratunek...
Wszyscy mówią, że nie powinnam się obwiniać. Ale gdy ktoś mi mówi: „Nie możesz uratować wszystkich”, wpadam w szał. Bardzo trudno sobie z tym poradzić.

Pierwszy atak paniki miałam w 2016 roku w Kijowie. Poszłam wtedy do szpitala, pomogło. Ale teraz, kiedy cały czas jestem na wojnie, trudno mi znaleźć psychiatrę z odpowiednim doświadczeniem. To, co nam oferują wolontariusze, nie zawsze jest skuteczne. A czasami wydaje się, że znalazłaś terapeutę, tyle że nie masz ani możliwości, ani siły, by się z nim skontaktować.

Wojna bardzo mnie zmieniła – przyznaje Iryna Kowalenko. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Wojna bardzo mnie zmieniła

Na froncie jest ciężko, lecz w domu wcale nie jest łatwiej. Mój ostatni urlop był bardzo trudny – miałam ciągłe ataki paniki, z których jeden zakończył się kryzysem nadciśnieniowym. Byłam wtedy w domu we Lwowie. Wychodzisz na zewnątrz i jest za dużo światła. Tak dużo, że bolą cię oczy. Hałas przyprawia mnie o zawroty głowy i mdłości. A ludzie...

Rozumiem, że nie każdy musi walczyć, ale dziwnie jest widzieć tylu młodych, silnych mężczyzn bawiących się, cieszących się życiem, jakby nie było wojny. A niektórzy patrzą na mnie wojskowym mundurze z nieskrywaną pogardą...
Wojna zdecydowanie mnie zmieniła. Stałam się bardziej agresywna i nietolerancyjna. Szybko wpadam w złość. Czasami myślę, że to nie ja, bo tak naprawdę taka nie jestem...

Przed wojną na pełną skalę nie wiedziałam, że oczy dorosłego człowieka mogą zmieniać kolor. Do 24 lutego moje były jasnobrązowe, a teraz są czarne. Bałam się. Nawet nie śmierci, ale fizycznego bólu. Widziałam zbyt wiele ciężkich obrażeń, zbyt wiele bólu innych. Teraz się boję, że to samo może przydarzyć się mnie.

Dzwonię do córki nawet z okopów

Mimo wszystko Iryna Kovalenko pozostaje na froncie. Robi to dla swojej córki.

Bohdana i ja jesteśmy w kontakcie wideo każdego dnia – Iryna się uśmiecha. – Dzwonię do niej nawet z okopów. Ma pięć lat. Wie, że jesteśmy na wojnie, że ludzie, którzy umierają, są zakopywani w ziemi, ale ich dusze idą do nieba.
Tych na linii frontu nazywa „Ukrainą”. Mówi swoim przyjaciołom: „Moja mama to Ukraina, ona nas chroni”.

Pamiętam, jak kiedyś stałyśmy razem na przystanku tramwajowym i zobaczyłyśmy mężczyznę z protezą nogi. Bohdana powiedziała głośno: „Mamo, zobacz, Ukraina stoi!”. Uśmiechnął się

Córka dała mi jednorożca i kucyka na łańcuszku, nigdy ich nie zdejmuję. Starałam się robić wszystko, by nie kojarzyła „mamy w pracy” z „mamą w niebezpieczeństwie”. Ale ostatnio poprosiła mnie, żebym nie umierała przed jej urodzinami, na które obiecałam przyjechać. „To znaczy, że po twoich urodzinach już mogę?” – zapytałam żartem. Ale ona rozumie znacznie więcej, niż myślałam.

Iryna i Bohdana. Zdjęcie: z prywatnego archiwum bohaterki

Im jest mi gorzej, tym jaśniejszy mam makijaż

Iryna nie zgadza się z powszechnym przekonaniem, że na wojnie człowiek nie ma płci i jest po prostu „jednostką bojową”.

Nie lubię feminizmu, jeśli graniczy z szaleństwem. Jestem kobietą i oczywiście różnię się od mężczyzn. Zazwyczaj sama noszę swój plecak medyczny. Ale kiedy zostaliśmy namierzeni przez wrogie drony kamikadze i biegliśmy środkiem otwartego pola, chłopaki zobaczyli, że brakuje mi tchu i zabrali mi plecak, a ja byłam im bardzo wdzięczna.
Potrafię rozpalić w piecu szybciej niż chłopaki. Ale nie będę rąbać drewna ani naprawiać samochodu – od tego są mężczyźni.

Mogę umyć się w balii i ubrać w dwie minuty, ale kiedy mam okazję, jadę do miasta w pobliżu frontu, by zrobić sobie paznokcie. Nawet gdy miałam zapalenie płuc, nie zapomniałam o czerwonej szmince. Nawet w piwnicy mogę sobie zrobić maseczkę na twarz. To mnie uspokaja, to rodzaj medytacji.

Dbanie o siebie w czasie wojny działa jak medytacja. Zdjęcie z prywatnego archiwum

Nie mam problemów w relacjach z większością moich kolegów żołnierzy, ale wszystko może się zdarzyć. Spotkałam się z seksizmem. Dzieje się tak, gdy dostajesz stopień i słyszysz komentarz od mężczyzny: „Och, sama się o to prosiłaś”. Nie musisz się długo zastanawiać, by zrozumieć, co miał na myśli.

Spotkałam się też z molestowaniem. Są mężczyźni, którzy nie rozumieją słowa „nie”. Zazwyczaj to żonaci wujkowie, którzy nagle uznają, że kochają cię na zabój. Celowo zaczynają stwarzać ci problemy, które później sami rozwiązują, pokazując, jakimi są bohaterami. Byłam nękana przez dowódcę innego batalionu. Kiedyś niespodziewanie przyszedł do mojego namiotu, bo chciał „razem popatrzeć na gwiazdy”. Były też inne przypadki... Teraz jestem w brygadzie, gdzie na szczęście nie ma takich rzeczy.

Żeby nie odwracać wzroku

Mój mąż też jest na wojnie. Służy w innym batalionie. To trudne, gdy jedno z partnerów jest na wojnie, ale gdy walczą oboje, jest jeszcze trudniej. Siedzisz w piwnicy pod ostrzałem, on jest cztery godziny drogi stąd, na innej pozycji. A potem traci połączenie...

Wydaje się, że jesteś blisko, ale nie możesz do niego pójść. I wiesz z grubsza, co dzieje się na pozycjach, na których on jest. Czasami myślę, że lepiej nie wiedzieć. Wielu walczących mężów nie przekazuje swym żonom żadnych szczegółów z pierwszej linii frontu. Byłoby lepiej, gdybym ja też nie znała tych szczegółów.

Kiedy ludzie pytają, co pomaga mi wytrwać, nie wiem, co powiedzieć. Wiem tylko, że trwam na wojnie wbrew wszelkim przeciwnościom. Często wspominam mojego mądrego dziadka, który mnie wychował. Nauczył mnie nie kłamać. Pamiętam, jak kiedyś, w dzieciństwie, obiecałam psu kiełbasę, ale mu jej nie dałam, bo zapomniałam.

Dziadek wytłumaczył mi, że tak nie można: jeśli coś obiecujesz, musisz dotrzymać słowa. Powiedział, że tylko wtedy będę w stanie spojrzeć na siebie w lustrze bez odwracania wzroku. Teraz mogę spojrzeć na siebie w lustrze. Nie z szacunkiem... ale nie wzroku nie odwracam.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– To był mój drugi wyjazd na pozycję bojową – wspomina Ołena. – Po zakończeniu zmiany zbieraliśmy się w miejscu wyładunku i nagle kolega krzyknął: „Dron! Chowaj się!”. W ciemności nie mogłam tego drona dostrzec. Słyszałam tylko, że brzęczy gdzieś w pobliżu. I wtedy on zrzucił ładunek. Eksplozja. Towarzysz w broni zdążył zaciągnąć mnie do okopu. Siedzę tam i próbuję zrozumieć, co się stało. I dociera do mnie, że dla mnie ten wybuch brzmiał jak fajerwerki. Nie bałam się – ani kiedy to się stało, ani potem, chociaż śmierć była bardzo blisko.

Taka reakcja – absolutny spokój i brak strachu – zaskoczyła nie tylko towarzyszy Ołeny, ale i ją samą. Przed inwazją nie miała z armią ani ze sprawami wojskowymi nic wspólnego. Była dziennikarką i redaktorką naczelną w stacjach telewizyjnych w Odessie i Dnieprze. Mówi, że nie trzymała w rękach nic cięższego niż mikrofon, a o broni czy dronach FPV, które dziś pilotuje, nie miała bladego pojęcia. Ale nie mogła pozostać na tyłach.

O broni czy dronach FPV, które dziś pilotuje, przed inwazją Ołena nie miała bladego pojęcia. Ale nie mogła pozostać na tyłach

Nie byłam tam, gdzie powinnam być

Decyzję o zaciągnięciu się do wojska podjęła po kilku miesiącach spędzonych za granicą, dokąd wyjechała na prośbę rodziców tuż po wybuchu wielkiej wojny.

– Rodzice przebywali wtedy w Czechach. Namówili mnie, bym do nich dołączyła – mówi Ołena. – To dziwnie, ale teraz nawet wstyd mi wspominać siebie sprzed 24 lutego 2022 roku.

Żyłam w zupełnie innej rzeczywistości, dalekiej od wojny, słuchałam rosyjskiej muzyki, konsumowałam rosyjskie treści i byłam przekonana, że żadnej inwazji nie będzie

Pracowałam jako redaktorka naczelna w telewizji w Dnieprze. 20 lutego przyjechałam na rozmowę kwalifikacyjną do Kijowa, gdzie zaproponowano mi udział w dużym i dobrze płatnym projekcie medialnym. Poprosiłam nowych szefów o tydzień na załatwienie spraw w Dnieprze. W ciągu tego tygodnia przyszła wojna.

Ołena Totel, była dziennikarka i redaktorka naczelna w stacjach telewizyjnych w Odessie i Dnieprze

Po ewakuacji do Czech kręciła filmy dla instytucji państwowych, które przyjmowały europejskich urzędników. W zdobyciu tej pracy pomogła jej znajomość angielskiego.

– Ale choć miałam pracę, każdego ranka budziłam się z jednym pytaniem: „Co ja tu robię?” Nie opuszczało mnie poczucie, że nie jestem tam, gdzie powinnam. Przypominały mi się lata szkolne, kiedy przychodzili do nas weterani II wojny światowej, a ja, słuchając ich, myślałam: „Tak trzeba – ludzie sami szli na front. Gdyby to się stało teraz, też bym poszła”.

Ale łatwo tak mówić, kiedy jesteś dzieckiem, które jest przekonane, że w jego życiu nic takiego nie może się wydarzyć. A tu nagle okazało się, że może, że to ten moment. I gdzie ja jestem?

W kwietniu 2022 r. tata wrócił do Ukrainy. Namawiał mnie, bym została w Czechach. A ja uznałam, że pojawienie się bezpośredniego pociągu „Praga – Lwów” to znak. I też wróciłam. Chęć wstąpienia do wojska była we mnie coraz silniejsza, chociaż nie miałam doświadczenia ani jakiegokolwiek wyobrażenia o służbie. Postanowiłam zacząć od przygotowania fizycznego. Pamiętam, jak przyszłam na siłownię, a trenerka zapytała: „To co, ćwiczymy pośladki?”. „Nie – odpowiedziałam – zrobimy ze mnie maszynę”.

Przez prawie rok ćwiczeń nauczyłam się podnosić ciężary, popracowałam nad mięśniami, wzmocniłam swój organizm. Równolegle szukałam dla siebie oddziału, co w 2023 roku nie było łatwe. Niewielu chciało przyjąć dziewczynę do swojej jednostki, zwłaszcza bez doświadczenia wojskowego. Ale się nie poddałam i kontynuowałam przygotowania. Chciałam zostać saperem, bo wiedziałam, jak bardzo Ukraina jest zaminowana, zwłaszcza lasy. Myślałam, że dzięki temu na pewno stanę się przydatna.

Do 13. Brygady Gwardii Narodowej Ukrainy „Chartija” trafiłam za sprawą ogłoszenia, w którym napisano, że przyjmują kobiety. I że one mogą zostać w armii, kim zechcą. Zgodzili się wyszkolić mnie na saperkę, ale kiedy dowiedzieli się o moim doświadczeniu medialnym, poprosili, bym poszła do służby prasowej. Zgodziłam się pod warunkiem, że po zakończeniu projektu przeniosą mnie do jednostki bojowej. Niewielu wtedy myślało, że mówię poważnie.

Myślałam, że drony to „nieprawdziwa wojna”

Tyle że do saperów nie poszłam. Trafiłam do oddziału przeciwczołgowych pocisków kierowanych. Przeszłam szkolenie i zaczęłam wyjeżdżać na pozycje. Podczas drugiego wyjazdu wrogi dron zrzucił na nas amunicję. Z jakiegoś powodu wcale się nie przestraszyłam, a gdy dowódca nazwał to moim chrztem bojowym, byłam bardzo zdziwiona. Potem były kolejne sytuacje, które pokazały, że nie boję się ani wrogiej artylerii, ani gradów [samochodowe wyrzutnie rakiet – red.], ani dronów, które w naszych realiach są znacznie bardziej niebezpieczne.

Jeśli celuje w ciebie czołg, po prostu się chowasz i czekasz. A dron pojawia się niespodziewanie, widzi cię, jak na dłoni, i może coś na ciebie zrzucić

Kiedyś przespałam przylot wrogiego KAB-a [kierowana bomba lotnicza – red.]. Mój organizm szybko dostosował się do harmonogramu i po przepracowaniu trzech godzin zasnęłam w śpiworze. Obudziły mnie przekleństwa kolegi, który poparzył się kawą. Jego usłyszałam, ale KAB-a, który przeleciał 20 metrów od nas (to przez niego kolega rozlał kawę) – już nie.

„Nie siedzimy w okopach przez tygodnie z rzędu, mamy zmiany”

Kateryna Kopaniewa: – Nie boisz się śmierci?

Ołena Totel: – Jeśli to kula albo rakieta, która jest mi przeznaczona, to mnie dogoni, gdziekolwiek będę. A jeśli ona nie będzie dla mnie, to po co się bać?

Jednak brak strachu nie oznacza, że nie jestem ostrożna. Wręcz przeciwnie: zawsze jestem skupiona i wiem, co robić. Właśnie dlatego chciałam iść na front: rozumiałam, że jestem do tego moralnie gotowa.

Kiedy pewnego dnia dowódca postawił mnie przed faktem: „Jutro jedziesz na szkolenie z dronów FPV”, wcale się nie ucieszyłam. Wydawało mi się wtedy, że drony to „nieprawdziwa wojna”.

W głowie miałam obrazy żołnierzy piechoty, artylerzystów, którzy „naprawdę walczą, a nie latają dronami”

Myliłam się. W 2024 r. wojna stała się zupełnie inna niż ta z 2022 r. W oddziale przeciwczołgowych pocisków kierowanych często nie mieliśmy nawet możliwości pracy nad wrogą techniką, bo drony spalały ją jeszcze przed naszym przybyciem. Całkowicie zmieniły przebieg wojny.

Moim zdaniem FPV są najtrudniejsze ze wszystkich dronów. Często porównuję je do wiadomości telewizyjnych. Bo w dziennikarstwie jeśli umiesz tworzyć wiadomości telewizyjne, to w zasadzie umiesz wszystko – pracować z tekstem, wideo, przeprowadzać wywiady. Tak samo jest tutaj: jeśli ogarniesz FPV, z resztą dronów będzie ci już znacznie łatwiej.

Mojemu humanistycznemu umysłowi, który kocha literaturę i sztukę, liczby i radiotechnika przyszły z trudem. Mnóstwo rzeczy musiałam wielokrotnie doprecyzowywać, wypytywać o nie...

Nawet pod ziemią można stworzyć sobie dom

W wyobraźni wielu cywilów ci, którzy są na froncie, tygodniami przebywają w okopach bez możliwości umycia się, a czasem nawet zjedzenia posiłku. Perspektywa takiego życia przeraża ludzi nie mniej niż same działania wojenne. Jak wygląda Twoje życie na wojnie?

Nie siedzimy w okopach przez tygodnie z rzędu, mamy zmiany. A teraz dzięki dronom częściej przebywam na świeżym powietrzu niż kiedyś w oddziale przeciwczołgowym. Wszystko zależy od tego, jak zorganizujesz sobie życie, nawet w okopie. Można na przykład zainstalować butlę gazową – i masz ogrzewanie i możliwość zjedzenia ciepłego posiłku. Odzież specjalna, ogrzewacze, śpiwory – ich dostępność również zależy od ciebie. Ja na przykład mam dwa śpiwory, zimowy i letni, co jest bardzo wygodne. Jestem z tych, co to nawet w okopach myślą o komforcie.

Pamiętam, jak zszokowałam kolegów, kiedy zerwałam konwalie i włożyłam je do wazonu obok laptopa w ziemiance. A ja po prostu lubię, kiedy jest ładnie

Za 20 hrywien w wiejskim sklepie można kupić obrus, by nakryć nim stół. A potem słyszysz od kolegów: „Po co? Ty kupiłaś już nawet poduszki na stołki!”. Ale chodzi o to, że nawet pod ziemią można stworzyć sobie dom.

„Już nie jestem miejską królową. Jestem żołnierzem, który cieszy się, gdy może się wyspać w łóżku”

Oczywiście niektórych rzeczy nie da się zorganizować, na przykład w ziemiance nie weźmiesz prysznica. Dlatego ważne jest, by zaopatrzyć się w wilgotne chusteczki, dezodoranty, osuszacze do stóp. Z włosami jest trudniej – swoje loki mogę rozczesać tylko mokro. Dzięki czapkom, które zakłada się pod hełm, włosy nie brudzą się tak szybko. Moje miesiączki są ciężkie, więc muszę mieć zapas środków przeciwbólowych, podpasek, wilgotnych chusteczek i bielizny na zmianę.

Odkryłam, że sprzęt turystyczny często może być lepszy od wojskowego. Pamiętam, jak kiedyś kupiłam sobie markowe damskie buty trekkingowe (znalezienie damskich butów trekkingowych w odpowiednim rozmiarze to jak natrafienie na jednorożca) i już pierwszego dnia mocno otarłam sobie w nich stopy. Za to buty trekkingowe dla alpinistów pasowały idealnie – to lekkie i naprawdę wygodne obuwie. Damski mundur może nie być w twoim rozmiarze, poza tym one są szyte według męskich wzorów. Spodnie w moim rozmiarze nie pasują w biodrach, a te o rozmiar większe – w talii. Dlatego dopasowuję sobie mundury sama. Są świetne sklepy, gdzie robią to na zamówienie.

Przed wojną nigdy nie trzymałam w rękach automatu, a przygotowanie się do służby w oddziale przeciwpancernym zajęło mi dwa tygodnie.

Bycie żołnierzem nie jest takie trudne, jak mogłoby się wydawać – o ile oczywiście jesteś zainteresowana przetrwaniem

W naszej brygadzie historycy prowadzą m.in. patriotyczne szkolenia dla rekrutów. Wyjaśniają ludziom nie tylko to, jak strzelać, ale także po co.

Co zrobisz, gdy Rosjanie przyjdą do twojego miasta?

Jak rodzina zareagowała na Twoją decyzję o pójściu na wojnę?

Tata już dawno temu przyzwyczaił się, że zawsze stawiam go przed faktem dokonanym. Tak było, kiedy wyjechałam na studia do USA, a potem – kiedy wróciłam i postanowiłam zamieszkać w Odessie. Po prostu powiedziałam, że wstępuję do wojska. Był oczywiście w szoku: „Gdzie!? Przeciwko komu? Saperem? A wiesz, że oni popełniają tylko jeden błąd w życiu? Spójrz, ilu zdrowych chłopaków chodzi po ulicach, a ty idziesz na wojnę”.

Zarazem tata od razu zrozumiał, że nie ma sensu niczego mi odradzać. Teraz wspiera mnie, jak tylko może. Prosi, bym pisała do niego przed każdym wyjazdem na pozycje i zaraz po powrocie.

Jak patrzysz na zdrowych chłopaków, których widzisz na ulicach lub w restauracjach na tyłach?

Tutaj lepiej być ostrożnym z ocenami, bo może się okazać, że to żołnierze, którzy przyjechali na urlop. Jedną z przyczyn mojej decyzji o wyjeździe na wojnę było właśnie zjawisko uchylania się od służby. Bulwersują mnie ludzie, którzy ukrywają się sami albo są ukrywani przez swoje żony, tłumaczące, że „bez niego nie dam rady”. A dasz radę pod rosyjską okupacją? Co zrobisz, gdy Rosjanie przyjdą do twojego miasta i zabiją albo porwą twojego męża?

Rozumiem, że nie wszyscy mogą iść na wojnę. Ale wiem też, że mężczyzny, który uchyla się od służby wojskowej, nigdy nie będę mogła uznać za równego sobie

Kiedy przyjeżdżam na urlop i idę ulicą w mundurze, zauważam, jak niektórzy mężczyźni odwracają wzrok... Czasami słyszę pytania w stylu: „Po co tam poszłaś?”. Trudno mi wyjaśnić, dlaczego poszłam bronić swojego kraju. Może dlatego, że nas zaatakowano, że ostrzeliwują nas, zabijają, a ja się z tym nie zgadzam?

„Trudno mi wyjaśnić, dlaczego poszłam bronić swojego kraju. Może dlatego, że nas zaatakowano, że ostrzeliwują nas, zabijają, a ja się z tym nie zgadzam?”

Wojna Cię zmieniła?

Wcześniej żyłam w swojej „bańce”, otoczona ludźmi z mojej branży lub bliskimi mi zawodowo. A na wojnie spotykasz różnych ludzi. Są tu zarówno doktorzy filozofii, jak ludzie, których żarty mnie, miłośniczce intelektualnego brytyjskiego humoru, trudno zrozumieć. Jeden z moich towarzyszy broni powiedział: „Na wojnie przyzwyczaj się do humoru ósmoklasistów”. No to się przyzwyczaiłam.

Teraz potrafię już śmiać się z rzeczy, które jeszcze dwa lata temu wydawałyby mi się zupełnie nieśmieszne. Na wojnie ludzie, którzy cię otaczają, odgrywają kluczową rolę.

Jeśli znalazłaś swoich i sama stałaś się jedną z nich, twoje otoczenie pomoże ci się trzymać. Ale jeśli nie wtopiłaś się w zespół, będzie bardzo trudno

W każdej ekipie mogą pojawić się nieporozumienia, ale na pewno nie powinno ich być między ludźmi, z którymi wyjeżdżasz na pozycje bojowe. Ja z moją ekipą miałam szczęście.

W pewnym sensie wojna uczyniła mnie prostszym i bardziej cynicznym człowiekiem. Zrozumiałam, że ludzie mogą być bardzo różni, a moje zasady, jak wymaganie od człowieka szacunku za to, że ty go szanujesz, w wojsku mogą nie działać. Stopniowo przyzwyczajasz się do tego.

Zmieniło się też moje podejście do życia codziennego. Takie rzeczy jak prysznic czy wygodne łóżko do spania wcześniej wydawały mi się czymś oczywistym. Tutaj uświadamiasz sobie ich wartość. A gorący prysznic to w ogóle prawdziwe szczęście.

Nie jestem już miejską królową. Jestem żołnierzem, który cieszy się, gdy może się wyspać w łóżku

Zdjęcia: archiwum prywatne

20
хв

Na wojnie przyzwyczaj się do humoru ósmoklasistów

Kateryna Kopanieva

Baza wojskowa na wschodzie Ukrainy. Na prowizorycznym lądowisku, ukrytym wśród brzóz, opada chmura pyłu po wylądowaniu kolejnego śmigłowca Mi-8, który powrócił z misji bojowej. Z kabiny wychodzi kobieta. To porucznik Kateryna, dla kolegów po prostu Katia – jedyna kobieta pilot w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Paznokcie w kolorze bordowym, staranny makijaż. Drobne szczegóły kontrastujące z surowością wojskowego otoczenia.

Kiedy jeden z żołnierzy służby naziemnej chce jej pomóc w niesieniu ciężkiego kombinezonu lotniczego, Kateryna odmawia. Nie chce specjalnego traktowania.

„Mężczyźni zawsze chcą pokazać, że są bohaterami i cię chronią” – powie później, opierając się o kadłub samolotu. Jej głos jest spokojny, ale w oczach widać determinację.

Było głośno i strasznie, ale poczułam, że chcę latać

Nie przyjechałam tu, żeby być dziewczynką. W końcu nasza armia to zrozumie”.

To zdanie, które wypowiedziała Kateryna, wydaje się jej niepisanym mottem w codziennej służbie, gdzie walka z wrogiem przeplata się z koniecznością dowodzenia swojej wartości w męskim świecie. Jej jasne włosy są splecione w dwa warkocze.

„Jasne włosy... to nie ma znaczenia” – ucina, gdy rozmowa schodzi na drugorzędne tematy. Liczą się umiejętności. A tych Katerynie nie brakuje: od września 2024 roku wykonała ponad trzydzieści misji bojowych.

Co ty tu robisz?

Marzenie o lataniu przyszło do niej, gdy miała dziesięć lat. Ojciec, oficer sił powietrznych, zabrał ją ze sobą do bazy. Pierwszy lot śmigłowcem Mi-8 był jak olśnienie. Kateryna wspomina: „Było tak głośno i strasznie, ale poczułam, że chcę latać”.

Dziecięca fascynacja przerodziła się w konkretny cel. Sześć lat później, w wieku 16 lat, pojawiła się na egzaminach wstępnych w Charkowskim Narodowym Uniwersytecie Sił Powietrznych im. Iwana Kożeduby. W grupie czterdziestu pięciu studentów była jedyną kobietą. Według niej, nawet dziś bardzo niewiele kobiet kształci się na pilotów w tej czołowej wojskowej uczelni lotniczej. A uniwersytet w czasie wojny odmawia ujawnienia danych dotyczących liczby studentek uczących się na tym kierunku.

Właśnie tam, na uniwersytecie, od jednego z wykładowców po raz pierwszy usłyszała słowa, które miały ją zniechęcić: „Co ty tu robisz? To nie dla dziewczyn. Po prostu nie dasz rady”.

Ale Kateryna nie należy do osób, które łatwo się poddają. Wsparcie znalazła u instruktorki latania na symulatorach.

„Powiedziała mi, żebym nikogo nie słuchała. A ja pomyślałam, że skoro ona potrafi latać, to dlaczego ja nie miałabym?”

W 2023 roku już jako oficer dołączyła do 18. samodzielnej brygady lotnictwa wojskowego. Dzisiaj jako drugi pilot i nawigator spędza długie godziny w kokpicie Mi-8, ciężkiego poradzieckiego śmigłowca, który nie wybacza błędów. Na pytanie, co najbardziej podoba się jej w lataniu, bez wahania odpowiada:

„W lataniu kocham wszystko”.

W walce mój umysł jest czysty

Każdy dzień w bazie ma swój rytm, który wyznaczają przygotowania do kolejnych zadań. Podobnie jak inni piloci, Katia bierze udział w naradach, analizuje mapy, planuje trasy. Nosi standardowy męski mundur – kombinezon lub kurtkę lotniczą w kamuflażu, na której lewym ramieniu widnieje naszywka z ukraińską flagą. Jej miejscem pracy jest półmrok kabiny wypełnionej rzędami przyrządów na panelu. Można tu dostrzec drobne osobiste akcenty, na przykład parę fioletowych i niebieskich rękawiczek. Zakłada hełm, starannie dopasowuje słuchawki i ustawia mikrofon przy ustach. Jej wzrok staje się skupiony.

Zdjęcie: Oksana Parafeniuk dla "The New York Times"

Śmigłowce startują z zamaskowanych leśnych lądowisk, a potem lecą nad ziemią na wysokości zaledwie 9-14 metrów, by uniknąć wykrycia. Kateryna często pilotuje helikopter pełniący funkcję przekaźnika: zapewnia łączność z dwoma innymi helikopterami, lecącymi przed nią i atakującymi rosyjskie cele. Jej maszyna, lecąca wyżej, jest przez to narażona na większe niebezpieczeństwo.

„Podczas lotu nigdy się nie denerwuję – mówi, a jej skupiona twarz, okolona paskami hełmu, zdaje się to potwierdzać. – Wszystkie trudne myśli mogą pojawić się przed lub po. Podczas lotu mój umysł jest czysty”.

To profesjonalizm wypracowany w ekstremalnych warunkach. Ale za tą zasłoną spokoju kryje się wrażliwość.

„Lecę i patrzę na swój kraj, myśląc, jaki jest piękny. A potem, kiedy wchodzimy na linię frontu i widzę, że wszystko jest zniszczone – spalone i zbombardowane wioski, miasta, domy i fabryki – myślę, jak to możliwe w XXI wieku”.

Poczucie ulgi przychodzi dopiero wtedy, gdy misja kończy się sukcesem.

„Gdy tylko słyszę w radiu, że trafiliśmy w cel, tak jak dzisiaj, wiem, że misja została wykonana. Wtedy czuję: uff, świetnie, udało się”

Oprócz walki z wrogiem Kateryna zmaga się z innymi wyzwaniami. Przyznaje, że czasami wątpi w swoje umiejętności, lecz szybko dodaje, że to uczucie jest znane wielu ludziom, „zwłaszcza kobietom”, i dotyczy nie tylko służby wojskowej, ale każdego zawodu. Chociaż Ukraina stale zwiększa liczbę kobiet w armii – obecnie służy ich około 70 tysięcy, z czego 5,5 tysiąca na stanowiskach bojowych – seksizm nadal pozostaje problemem. Kateryna spotyka się z nim codziennie. Zauważa, że „kobiety są często w armii marginalizowane i otrzymują mniej zadań niż koledzy”. Jak mówi, mężczyźni, z którymi służy, przeważnie starają się ją wspierać, choć czasami pozwalają sobie na seksistowskie komentarze. Nauczyła się je ignorować. Skupia się na pracy i szacunku, który zdobyła wśród kolegów pilotów i dowództwa.

Przełamałam stereotyp

Życie osobiste? W warunkach wojennych nie ma na to miejsca. Rodzinę widuje rzadko. Ma jedno marzenie związane z bliskimi: po wojnie zabrać młodszą siostrę na lot helikopterem. Chwile odpoczynku to często proste codzienne czynności – choćby pośpieszny posiłek przy stole w koszarach, pomiędzy jedną a drugą misją. Czasami, ubrana w ten sam polowy mundur, z włosami splecionymi w warkocze je ciepłą zupę z miski, a na stole obok leżą gazety i butelka wody.

To chwile, które przypominają o zwykłym życiu, tak odległym od tego, co dzieje się w kokpicie śmigłowca. Czasami odpoczywa, oglądając filmy z innymi żołnierzami w bazie. Zdaje sobie sprawę, że jej historia jest inspirująca. Sześć dziewczyn, które marzą o lataniu, napisało do niej na Instagramie z prośbą o radę.

„Staram się je wspierać. Mówię, że osiągną sukces” – podkreśla. Na pytanie, czy czuje się pionierką, odpowiada z lekkim uśmiechem:

„Być może przełamałam stereotyp. Niebo nie pyta o płeć”.

Materiał przygotowano na podstawie informacji i cytatów z materiałów prasowych, w szczególności publikacji „The New York Times” i ArmyInform, które szeroko opisywały służbę i doświadczenia porucznik Kateryny, a także wypowiedzi przypisywanych bezpośrednio bohaterce.

20
хв

Niebo nie pyta o płeć

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Taniec psychopaty z narcyzem w świecie bez dorosłych

Ексклюзив
20
хв

Wstrzymanie dostaw amunicji przez Trumpa pozostawia Ukraińców bez ochrony. Jakie będą konsekwencje tej decyzji?

Ексклюзив
20
хв

Pozdrowienia dla zamachowców, czyli z życia ukraińskiego wolontariusza

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress