Exclusive
20
min

Antonina Samojłowa, himalaistka: Marzę, by wnieść flagę naszego zwycięstwa na Mount Everest

Już dwukrotnie podczas wojny wyszła na Mount Everest, nakręciła też pierwszy w historii film z drona nad tym szczytem. Teraz wspina się tam po raz trzeci. Każdą ze swoich wspinaczek dedykuje Ukrainie, a także swojemu ojcu i bratu, którzy walczą na froncie

Oksana Gonczaruk

Antonina Samojłowa. Zdjęcie z prywatnego archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ambasadorka Ukrainy na szczycie świata

Oksana Honczaruk: Już po raz trzeci wspina się Pani na Everest. Prześladuje Panią ten szczyt? Czym tegoroczna wspinaczka będzie się różnić od poprzedniej?

Antonina Samojłowa: W 2022 roku wspinałam się z ukraińską flagą z napisem „Stand with Ukraine”. Przyciągnęło to znacznie więcej uwagi mediów międzynarodowych niż naszych. Podczas mojego drugiego wejścia, w 2023 r., nakręciliśmy dronem wideo z Everestu – ponownie z ukraińską flagą. Teraz chodzę z transparentem z napisem „We are still fighting for our freedom”. Robię to, ponieważ nawet ludzie ze społeczności alpejskiej pytają: „Co tam, u was wciąż wojna?”. To dla mnie dziwne. Ukraina zniknęła z czołówek światowych mediów i niektórzy uznali, że wszystko się skończyło. Dlstego w trzecim roku wojny zdobywam swój trzeci Everest. To symboliczne.

Zdjęcie z drona nad Everestem

Pani misja to mówienie światu o tej wojnie. Jak Pani sądzi, ile jeszcze trzeba będzie wspiąć się na Everest, nim wojna się skończy?

Wiele osób mówiło mi, że jestem „ambasadorką Ukrainy na szczycie świata”. I mówią, że muszę przynosić naszą flagę co roku tyle razy, ile lat będzie trwać wojna. Może i tak będzie. Wszystko zależy od tego, czy będę miała siły i zdrowie. Chociaż znam swój upór, to będę jeździła w Himalaje tyle razy, ile będzie trzeba.

Naprawdę chciałabym, żeby to był ostatni raz, lecz moim marzeniem jest wniesienie flagi naszego zwycięstwa na Everest.

Co mówią Pani krewni, ojciec i brat, którzy są teraz na froncie?

Mój tata nie jest już na froncie, został przeniesiony do kwatery głównej. Wspiera mnie we wszystkim, martwi się tylko o moje zdrowie. To tata podsunął mi pomysł, który teraz realizuję. Na Everest niosę nie tylko flagę Ukrainy, ale także flagę z linii frontu, pociętą odłamkami. Podarowała mi ją brygada szturmowa „Edelweiss”.

Tata powiedział: „Idź, córeczko, i powiedz światu najgłośniej, jak potrafisz, że jesteśmy tu w błocie, toniemy we krwi i potrzebujemy pomocy”

Przed rozpoczęciem wyprawy ogłosiła Pani konkurs na Instagramie: „’Wniosę’ na Everest darczyńcę Sił Zbrojnych na Everest”, obiecując, że pierwsze zdjęcie na „dachu Ziemi” będzie ze zdjęciem osoby, która przekazała darowiznę...

Szczerze mówiąc, kiedy wpadłam na ten pomysł, myślałam, że będzie więcej chętnych do „odwiedzenia” Everestu w ten sposób. Pomysł powstał po tym jak pewien bogaty bloger ogłosił, że da milion dolarów osobie, która zaniesie jego portret na najwyższy szczyt świata. Wtedy wpadłam na pomysł, by zebrać pieniądze na koncentratory tlenu dla wojska.

Jeśli chodzi o tego blogera, dziś kilkunastu wspinaczy niesie jego zdjęcie na Everest, choć wszyscy rozumieją, że zapłaci tylko pierwszemu, który tam dotrze. To nie w porządku, bo Everest to nie żarty, a każda rywalizacja tam może kosztować życie.

Dlaczego zbiera Pani pieniądze na koncentratory tlenu?

Bo są potrzebne rannym żołnierzom. Razem ze „Szpitalnikami” [ochotniczy batalion medyczny – red.] chcę zebrać pieniądze na dwa. Z własnego doświadczenia wiem, jak to jest być bez tlenu. Jeśli ktoś jest ranny i wyczerpany, koncentratory tlenu mogą uratować mu życie.

Tlen na Evereście to życie

Ile butli z tlenem zabierasz ze sobą na Everest?

Na Evereście istnieje skomplikowany system dostarczania sprzętu. Szerpowie przynoszą wszystko z wyprzedzeniem, w tym butle z tlenem, i robią zapasy w górnych obozach. Wspinacz niesie tylko własną butlę oraz plecak z niezbędnymi rzeczami. Standardem dla wspinacza są cztery butle. Zdarzają się jednak tak zwane luksusowe warunki, w których można liczyć nawet na 8 butli.

Tlen na Evereście to życie. Butla waży pięć kilogramów, ale na tej wysokości powietrze jest tak rozrzedzone, że 5 kilogramów czuje się na plecach jak betonową płytę.

Mówią, że wysokość w górach zjada ciało. Jak niebezpieczne jest to dla organizmu i jak się Pani regeneruje po wspinaczce?

Mięśnie są „zjadane”, ponieważ znajdujesz się na takiej wysokości, na której prawie nie ma tlenu. Mięśnie wydają się topić. Trzeba zrozumieć, jak ogromną pracę fizyczną wykonuje ciało podczas wspinaczki. Wydaje się, że powinniśmy wracać z wypraw zahartowani, z mięśniami ze stali. Ale wracamy, czując się tak, jakbyśmy nie byli na siłowni od roku. Nasze ciała są całkowicie bez formy.

Aby się zregenerować, ludzie intensywnie ćwiczą na siłowni. Ale nie powinnaś pompować i budować mięśni przed wspinaczką. Trzeba rozwijać wytrzymałość. Musisz być jak biegacz: sucha, ale silna. Musisz być w stanie biegać przez długi czas i nie mieć za dużych mięśni, które będą przeszkadzać. Napompowani kulturyści są pierwszymi, z których w górach uchodzi powietrze. A mali, szczupli, wysuszeni idą i zdobywają szczyty.

Życie kocham bardziej niż rekordy

O Toni Samoilovej zawsze mówimy tylko w kontekście gór. Co Pani robi, gdy nie jest w Nepalu?

W ostatnich miesiącach byłam w Kijowie, w związku z moimi nowymi projektami, w tym – projektem telewizyjnym. Zostałam zaproszona do udziału w programie na kanale telewizyjnym, który wkrótce zostanie uruchomiony. Często jeżdżę do Chorwacji, gdzie moja siostra i jej mały siostrzeniec ewakuowali się na początku wojny. Podróż między Ukrainą a Chorwacją zajmuje mi prawie dzień w każdą stronę. A ponieważ jeżdżę sama i nigdy nie zatrzymuję się po drodze, tę podróż również nazywam „moją wspinaczką”. Jazda przez 22 godziny bez zatrzymywania się nie jest łatwa. Wiem, że muszę się zatrzymać i spędzić gdzieś noc, ale wciąż wciskam gaz do dechy. Taką mam upartą naturę. To przez nią wspinam się po górach, a jeśli już jadę, to jadę i nic mnie nie powstrzyma.

Proszę nam opowiedzieć o spotkaniu z Walerijem Załużnym. Dała mu Pani zdjęcie Mount Everestu z drona, z ukraińską flagą na szczycie, a on je podpisał.

To spotkanie było spełnieniem mojego życzenia, ponieważ ten człowiek jest wzorem do naśladowania nie tylko dla mnie, ale przede wszystkim dla mojego ojca i brata, którzy są w wojsku. Mój ojciec był szczęśliwy, gdy otrzymał od Walerija Fiodorowicza ukraińską flagę z podpisem „Dla Wołodymyra”. On nie ma żadnych idoli, ale Załużny jest osobą, którą podziwia.

Długo siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Przekonałam się, że to głęboki człowiek. Cieszę się, że życie pozwoliło nam się spotkać.

Z Valery Zaluzhny po drugim wejściu na Everest

Czy to prawda, że zamierza Pani zdobyć „Koronę Himalajów”, czyli wszystkie 14 ośmiotysięczniki?

Jeśli uda mi się to zrobić w ciągu od pięciu do dziesięciu lat, będę szczęśliwa. Taki plan wymaga dużych nakładów finansowych i jest bardzo trudny. Są góry, na które tak naprawdę nie chcę wchodzić. Na przykład Annapurna jest bardzo niebezpieczna, że można tam zginąć z powodu lawin – a jest na liście ośmiotysięczników. Krótko mówiąc, życie kocham bardziej niż bicie rekordów..

Trzeba zbudować strategię, aby góry cię nie pokonały.

Właśnie. W końcu góry stały i będą stać, nigdy nie jest za późno, by się na nie wspiąć. Moją filozofią jest chodzenie w góry dla przyjemności. Uświadomiłem to sobie zeszłej jesieni na Manaslu [ósma najwyższa góra świata, 8163 m n.p.m. – aut.]. Zamierzałam wspinać się bez tlenu, ale zachorowałam i musiałam założyć maskę. Wspinałam się z tlenem, a bez tlenu wspinała się ze mną moja przyjaciółka. Spojrzałam na nią – wyglądała jak żywy trup, było mi jej bardzo żal. Bo kiedy nosisz maskę, widzisz wschodzące słońce, nieopisane piękno wokół ciebie, podziwiasz szczyt i zdajesz sobie sprawę ze wszystkiego. Ale kiedy wspinasz się bez tlenu, nie cieszysz się tym.

„Moją filozofią jest chodzenie w góry dla przyjemności”

Czy Pani przyjaciółce udało się wspiąć na Manaslu?

Tak. To jedna z moich najbliższych górskich przyjaciółek, nazywa się Ellie Pepper, jest Australijką, ma 50 lat i chce zdobyć wszystkie 14 szczytów bez tlenu. To po prostu szalone. Oczywiście niewiele osób wierzy, że jej się to uda, te wspinaczki będą bardzo szkodliwe dla jej zdrowia. Ale szczerze życzę jej powodzenia. Teraz bez tlenu wspięła się na Annapurnę.

Istnieje konkurencja wśród wspinaczy?

Istnieje i nie podoba mi się to zbytnio. Zdrowa rywalizacja zawsze jest świetna, sprawia, że ludzie idą naprzód. Ale często jest niezdrowa: bez względu na wszystko, ktoś idzie naprzód tylko po to, by być pierwszym. I właśnie dlatego zdarzają się tragedie.

Moja przyjaciółka Ania Gutu zginęła niedawno w górach z powodu takiej niezdrowej rywalizacj

Ania była Amerykanką ukraińskiego pochodzenia, urodzoną w regionie Odessy, ale większość życia mieszkała za granicą. Zamierzała zdobyć wszystkie 14 ośmiotysięczników z amerykańskim paszportem i zostać pierwszą Amerykanką, która tego dokonała. Stawka była wysoka, a rywalizowała z inną dziewczyną [Giną Marie Rzucidlo – aut.]. Obie były jesienią na Shishapangmie w Chinach, obie rywalizowały o tytuł „pierwszej Amerykanki” i dla obu była to ostatnia góra w programie Korony Himalajów. I tam obie zginęły w lawinach na ostatnim etapie rywalizacji. Wspinały się w niesprzyjających warunkach naturalnych, każda bardzo chciała wygrać.

Bardzo tęsknię za Anią, bo była jak światło.

„Nie lubię rywalizacji w górach".

Sama Pani jest jak światło. Jak obcokrajowcy reagują na Ukrainkę w górach?

Niedawno poprowadziłam pierwszą ukraińską grupę kobiet w Himalaje – dziewczyny wspięły się do bazy na wysokości 5364 metrów. W Nepalu ukraińskie kobiety czuły szczególną przychylność. Wszyscy tutaj mnie kochają i ta miłość jest odwzajemniona. Nepalczycy są moją drugą rodziną.

Jako osoba, która wie, jak iść naprzód, bez względu na wszystko, niech nam Pani nam kilka rad, jak przetrwać w dzisiejszych warunkach.

Często jestem pytana: „Jak ty, Toniu, radzisz sobie z wchodzeniem i schodzeniem po schodach, jak wytrzymujesz tak straszny ciężar? Jeśli zdasz sobie sprawę ze skali góry i wspinaczki, to naprawdę wydaje się to niemożliwe. Każdy dzień na Evereście jest bardzo ciężki. Ale każdego dnia, bez względu na to, jak jest ciężko, wierzę, że ten dzień się skończy i nadejdzie nowy. Odpocznę w nocy, a jeśli nie będę mogła, odpocznę następnej nocy. I ta wiara, że trudny dzień się skończy i nadejdzie nowy, zawsze daje mi siłę. Wszystkim w Ukrainie jest teraz ciężko. Ale nie może wiecznie być źle. I nawet w najtrudniejszych dniach można znaleźć radość.

„Po nocy zawsze jest świt”

Zdjęcia z prywatnego archiwum bohaterki

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, piosenkarka i kompozytorka (pierwotnie była muzyka, która do tej pory nigdzie nie zniknęła). Swoją pracę w dziennikarstwie rozpoczęła od artykułów w magazynie muzycznym „Galas”. Przez wiele lat pracowała jako felietonistka kulturalna gazety „KP w Ukrainie”, była również redaktorką naczelną magazynu „Atelier”. Przez ostatnie kilka lat była krytykiem muzycznym w Vesti.ua, a wraz z wybuchem wielkiej wojny odnalazła się jako dziennikarka w reportażu społecznym.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Kiedy mówimy o tych liczbach, warto pamiętać, o kim jest ta opowieść. To nie jest anonimowa fala migracji zarobkowej. Raport Deloitte pokazuje wyraźnie: uchodźcy z Ukrainy to przede wszystkim kobiety i dzieci. Aż 67% gospodarstw domowych prowadzonych jest przez samotne kobiety, które w Polsce samodzielnie utrzymują swoje rodziny, jednocześnie zmagając się z traumą wojny i niepewnością o los bliskich. W tym kontekście ich determinacja do pracy i samodzielności robi jeszcze większe wrażenie.

Efekt trampoliny

W każdej dyskusji o migracji powraca ten sam lęk: czy zabiorą nam pracę? Czy obniżą pensje? To naturalne obawy, które w zderzeniu z faktami okazują się mitem. Analiza Deloitte jest jednoznaczna: napływ uchodźców nie tylko nie zaszkodził polskim pracownikom, ale wręcz stał się dla nich korzystny. Wbrew czarnym scenariuszom, nie zaobserwowano ani spadku realnych płac, ani wzrostu bezrobocia wśród Polaków.

Najbardziej zdumiewające dowody płyną z analizy na poziomie powiatów. Dane pokazują, że tam, gdzie udział uchodźców w zatrudnieniu wzrósł o jeden punkt procentowy, wskaźnik zatrudnienia Polaków był wyższy o 0,5 punktu procentowego, a stopa bezrobocia niższa o 0,3 punktu.

To nie jest sucha statystyka. To dowód na „efekt trampoliny”: napływ nowej siły roboczej pozwolił polskim pracownikom awansować. Zamiast konkurować o te same, proste zadania, wielu z nich mogło zająć się bardziej zaawansowaną pracą, często lepiej płatną.

Ten cichy fenomen przełożył się na konkretne liczby.

Wkład uchodźców w polski PKB w 2024 roku sięgnął aż 2,7%, co odpowiada kwocie blisko 100 miliardów złotych wartości dodanej.

Równie wymowny jest ich wpływ na finanse publiczne. Uchodźcy stali się ważnymi płatnikami, zwiększając w 2024 roku dochody państwa o 2,94%, co oznacza dodatkowe 47 miliardów złotych w budżecie.

Dowodem ich rosnącej niezależności jest fakt, że aż 80% dochodów ich gospodarstw domowych pochodzi z pracy. Co istotne, udział świadczeń społecznych w ich dochodach wynosi tylko 14% i nie wzrósł, mimo podniesienia kwoty 800+.

Szczególnie wymowny jest wskaźnik pokazujący błyskawiczne "przenoszenie" swojego centrum ekonomicznego do Polski. Jeszcze w 2023 roku 81% dochodów uchodźców pochodziło ze źródeł polskich, a w 2024 roku było to już 90%.
Co to dokładnie oznacza? W ciągu zaledwie jednego roku udział pieniędzy pochodzących z Ukrainy – takich jak oszczędności czy przekazy od rodziny – w budżetach uchodźców drastycznie zmalał.
To polski rynek pracy i polskie zarobki stały się dla nich głównym źródłem utrzymania. Tak szybka zmiana dla tak dużej grupy ludzi to jeden z najmocniejszych dowodów na udaną i dynamiczną integrację.

Ten obraz współpracy, która przynosi korzyści obu stronom, potwierdzają nie tylko analitycy. Słychać go również w głosach polskich przedsiębiorców.

„Polska jest w komfortowej sytuacji, bo nie dość, że pomaga ludziom w potrzebie, to jeszcze dzięki ich pracy zarabia. Rzadko się zdarza, żeby na taką skalę etyka szła w parze z pragmatyką”komentuje właściciel polskiej firmy, która zatrudnia wielu pracowników z Ukrainy, w większości kobiet.

Prosi o zachowanie anonimowości, bo jak dodaje, „ostatnie głosy od nowego lokatora Belwederu wskazują na inny kierunek”.

Ten rozdźwięk między rzeczywistością ekonomiczną a debatą publiczną nie jest przypadkowy.

Jest on paliwem dla polskich populistów, którzy upraszczają skomplikowany obraz, by zbić kapitał polityczny na lękach i uprzedzeniach. Ich narracja o "kosztach" i "zagrożeniach" stoi w jawnej sprzeczności z danymi raportu Deloitte o miliardowych wpływach do budżetu i rosnącym zatrudnieniu Polaków.
Tę atmosferę niechęci dodatkowo rozgrywa i podsyca rosyjska propaganda, której strategicznym celem jest osłabienie Polski poprzez skłócenie jej z Ukraińcami i podważenie sensu niesionej pomocy.
W ten sposób populistyczna gra na emocjach splata się z zewnętrzną dezinformacją, tworząc toksyczną mieszankę, w której fakty ekonomiczne mają niewielkie szanse na przebicie.

Skarb za szklaną szybą: Niedopasowanie i marnowany potencjał

Prawdziwy skarb – czyli wiedza i umiejętności tysięcy uchodźców – wciąż pozostaje w dużej mierze niewykorzystany. Główny problem to ogromna przepaść między wykształceniem uchodźców a pracą, którą wykonują.
Aż 40% z nich ma wyższe wykształcenie, ale tylko 12% pracuje w zawodach wymagających tych kwalifikacji – wobec 37% wśród Polaków.
Skutkiem jest częstsza praca w zawodach prostych (38% uchodźców wobec 10% Polaków). Choć warto zauważyć, że to właśnie ta grupa w ostatnich dwóch latach odnotowała najszybszy awans zawodowy, zmniejszając swój udział o 10 punktów procentowych.
Mediana ich wynagrodzeń dynamicznie rośnie – z 3100 zł do 4000 zł netto – zbliżając się do poziomu 84% mediany krajowej.

Jedną z głównych przyczyn tego stanu rzeczy jest potężna bariera w dostępie do tak zwanych zawodów regulowanych. Są to profesje takie jak lekarz, pielęgniarka, nauczyciel czy architekt, których wykonywanie wymaga specjalnych licencji i spełnienia surowych wymogów prawnych.
Statystyki są tu bezlitosne: w tych zawodach pracuje zaledwie 3,6% uchodźców, podczas gdy wśród Polaków odsetek ten wynosi 10,6%. Dla wielu ukraińskich specjalistów przeszkodą nie do pokonania okazuje się wymóg posiadania polskiego obywatelstwa, który formalnie zamyka drogę do awansu np. w zawodzie nauczyciela. Innych zatrzymuje długa i kosztowna procedura uznawania zagranicznych dyplomów oraz konieczność zdania egzaminów w języku polskim. Dodatkowo, tylko 18% uchodźców mówi płynnie po polsku, co osiągają średnio po 29 miesiącach pobytu w kraju.

Gdybyśmy odblokowali zaledwie połowę tego uśpionego potencjału, polska gospodarka zyskałaby co najmniej 6 miliardów złotych wartości dodanej rocznie.

Zatrzymani w pół drogi: Paradoks integracji

Dziś zatrudnionych jest 69% uchodźców w wieku produkcyjnym. W przypadku kobiet – 70%, czyli tylko 2 punkty procentowe mniej niż wśród Polek. Różnice stają się jednak widoczne w grupach wiekowych 25–39 lat, gdzie uchodźczynie pracują rzadziej niż Polki, co raport wiąże z brakiem systemowego wsparcia w opiece nad dziećmi.

Co ciekawe, raport wskazuje na pewien paradoks. Integracja zawodowa i znalezienie stabilnej pracy w Polsce sprawiają, że uchodźcy rzadziej planują powrót do Ukrainy. Z kolei dostęp do dobrej edukacji dla dzieci i usług publicznych daje im poczucie stabilności, które... zwiększa ich gotowość do powrotu, bo mają zasoby i spokój, by taki powrót zaplanować.

Stawka w tej grze toczy się nie tylko o teraźniejszość. Prognozy Deloitte pokazują, że przy utrzymaniu kursu integracji, wkład uchodźców w polski PKB może wzrosnąć do 3,2% do roku 2030.
Jednak w całej tej debacie o procentach PKB, strategiach i polityce, najrzadziej słyszalny jest głos tych, których ona najbardziej dotyczy.
To opowieść o niezwykłej szansie, którą Polska może zmarnować, jeśli pozwoli, by zgiełk polityki zagłuszył głos faktów. 

20
хв

Ukraiński cud gospodarczy, którego Polska nie chce dostrzec

Jerzy Wojcik

Anna J. Dudek: – Serial „Dojrzewanie”, który opowiada historię młodego nastolatka oskarżonego o zabójstwo koleżanki, wstrząsnął opinią publiczną. To serial o incelach? 

Michał Bomastyk: – To zbyt duże uproszczenie. Przyklejanie etykiety incela dojrzewającemu chłopakowi może mieć negatywne konsekwencje dla jego funkcjonowania w przyszłości, także dla zdrowia psychicznego.

Główny bohater nie był członkiem subkultury inceli. Rzeczywiście uważał, że dla dziewczyn jest nieatrakcyjny, ale mówimy o 13-latku, któremu takie rozterki towarzyszą. Czy to jest podstawa, by nazywać go incelem? Mam poczucie, że nie.

Kiedy patrzę na głównego bohatera serialu, widzę mizoginię i traktowanie kobiet przedmiotowo, co jest niedopuszczalne. To efekt działania patriarchatu na młodego chłopaka, który na naszych oczach się radykalizuje i praktykuje nienawiść wobec kobiet. Incele również to robią – nienawidzą kobiet i są agresywnymi mizoginami. Pamiętajmy jednak, że każdy incel nienawidzi kobiet, natomiast nie każdy mizogin jest incelem.

Michał Bomastyk. Zdjęcie: Materiały prasowe

Określenie „incel” pojawia się bardzo często w kontekście chłopców, chłopaków i młodych mężczyzn. Co dokładnie oznacza?

No właśnie: to, że ono się pojawia, nie znaczy jeszcze, że ci chłopcy czy mężczyźni są incelami.

Incelami są faceci funkcjonujący w tzw. manosferze – „męskiej sferze”, w której nie ma miejsca dla kobiet, ponieważ incele ich nienawidzą. Ale nienawidzą też mężczyzn, którzy mają sylwetkę chada, czyli wysokiego, przystojnego, z widocznymi kośćmi policzkowymi i zarostem. Incele to mężczyźni skupieni w internetowej subkulturze, dobrowolnie decydujący się na rezygnację z uprawiania seksu z kobietami ze względu na swój wygląd, sytuację życiową, stan zdrowia czy sytuację ekonomiczną i społeczną.

To mężczyźni nazywający siebie „przegrywami”, którzy mówią, że dla nich życie już się skończyło i jest to swoisty game over, ponieważ są niezdolni do znalezienia partnerki i romantycznego życia. Obwiniają o to kobiety i mężczyzn, którzy incelami nie są.

Ale incele nienawidzą też patriarchatu, ponieważ w ich ocenie nagradza on mężczyzn uchodzących za „samców alfa”

Incele są więc mężczyznami tworzącymi własną, hermetyczną, zamkniętą społeczność, do której bardzo trudno się dostać i w której nie ma miejsca dla mężczyzn uprawiających seks. I rzecz jasna dla kobiet, gdyż zdaniem inceli zasługują one na wszystko, co najgorsze. Dlatego odpowiadając na pierwsze pytanie nie powiedziałem, że „Dojrzewanie” jest serialem o incelach. Natomiast z pewnością pojawiają się w nim incelskie praktyki. 

Mówi się o kryzysie męskości, który ma wynikać z silnej emancypacji kobiet i zmiany postrzegania „klasycznej” męskości, czyli tej, w której mężczyzna płodzi syna, sadzi drzewo i stawia dom. Wszystko to w patriarchalnym sosie. Na czym ten kryzys polega i czy to aby na pewno kryzys? A może to po prostu dziejąca się na naszych oczach zmiana?

Myślę, że mówienie o kryzysie jest niewskazane, ponieważ pokazujemy wtedy, że męskość rozumiana klasycznie jest zagrożona i właśnie „jest w kryzysie”. Paradoksalnie więc mówienie o „kryzysie męskości” wzmacnia patriarchalny przekaz, bo żałuje się w jakiś sposób tego klasycznego wzorca. Tymczasem to dobrze, że ten wzorzec się zmienia. Zamiast więc mówić: „kryzys męskości” proponuję zwrócić się ku „zmianie męskości” albo „redefinicji męskości”.

To pokazuje, że mężczyźni rzeczywiście dostrzegają potrzebę zmiany i odejścia od klasycznego, patriarchalnego paradygmatu. Istnieje ryzyko, że jeżeli będziemy utrzymywać, że ten „kryzys” istnieje, to taki przekaz będzie sugerował, że z mężczyznami jest coś nie tak. A to nie jest narracja włączająca

Dla mężczyzn to „dobra zmiana”? Taka, która przychodzi z łatwością?

Musimy podkreślić, że niektórzy mężczyźni nie chcą zmian w obszarze męskości i poszukiwania dla niej nowych definicji czy strategii. I to najprawdopodobniej ci mężczyźni wierzą w „kryzys męskości”, ponieważ dotychczasowa wizja męskości (ta patriarchalna), która była im bliska i do której zostali zsocjalizowani, nagle się rozpada, a poczucie ich męskiej tożsamości zaburza się i destabilizuje. Wtedy rzeczywiście ci mężczyźni mogą być w kryzysie, bo zmiana patriarchalnego wzorca zapewne jest dla nich niewygodna i burzy ich poczucie komfortu. I teraz naszym – osób zajmujących się prawami człowieka i równym traktowaniem – zadaniem jest pokazywanie tym mężczyznom, że nie muszą postrzegać dekonstrukcji patriarchalnego wzorca męskości jako zagrożenia czy kryzysu ich samych, a właśnie jako punkt zwrotny dla ich męskiej tożsamości, która już nie musi być zwarta z hegemonią odartą z czułości i wrażliwości. 

Wraz z fundacją Instytut Przeciwdziałania Wykluczeniom prowadzisz telefon zaufania dla mężczyzn, angażujesz się także w działania równościowe. Z czym najczęściej dzwonią chłopcy i mężczyźni?

Owszem, dzwonią do nas mężczyźni w kryzysie, ale to jest kryzys zdrowia psychicznego. Dlatego chcą porozmawiać z psychologiem – by otrzymać pomoc i wsparcie. Mężczyźni są różni, więc i tematy, z którymi dzwonią, są różne. Widać jednak bardzo wyraźnie, że to są rozmowy dotyczące relacji z partnerką, dzieckiem, drugim mężczyzną. Ale są to też rozmowy mężczyzn będących w kryzysie suicydalnym. Najważniejsze dla nas jest to, by mężczyzna, który dzwoni, otrzymał pomoc. My odczuwamy wdzięczność wobec każdego takiego mężczyzny. Wdzięczność za to, że uwierzył, że proszenie o pomoc jest męskie. 

Gdybyś miał określić najważniejszą zmianę, którą obserwujesz w różnicach pokoleniowych – weźmy „boomerów”, „millenialsów” i „zetki” – to na czym miałaby ona polegać? 

Odpowiadając na to pytanie powinniśmy każde pokolenie rozpatrzeć osobno i wskazać na to, jaką męskość (re)produkują czy performują mężczyźni „boomerzy”, „millenialsi” i ci z „pokolenia Z”. Powiedziałbym jednak, że różnica między „boomerami” a „millenialsami” to przede wszystkim podejście do roli ojca. Faceci z „pokolenia millenium” nierzadko noszą w sobie traumy związane z wychowaniem ich przez ojców i chcą się od tych praktyk, których jako dzieci doświadczyli, odciąć. I inaczej wychowywać swoje dzieci, stawiając na czułość, opiekuńczość i obecność w ich życiu. 

A „zetki”? 

Myślę, że możemy tutaj mówić o projektowaniu męskości – poszukiwaniu jej nowych form, redefiniowaniu skostniałych i hermetycznych wzorców męskości, funkcjonujących w modelu patriarchalnym

Nie oznacza to jednak, że młodzi mężczyźni z „pokolenia Z” uwolnili się od toksycznego patriarchatu, ponieważ oni również są socjalizowani do męskości najbardziej pożądanej w męskocentrycznym modelu, czyli męskości hegemonicznej. Wydaje się jednak, że „zetki” potrafią się tym krzywdzącym normom postawić i z nich rezygnować dużo łatwiej niż „millenialsi”. Ale to nie znaczy, że faceci z „pokolenia Z” nie są zagrożeni radykalizacją. Skoro są obarczeni patriarchatem, to istnieje ryzyko, że zdecydują się pójść tą „drogą męskości”, a to z kolei może prowadzić do negatywnych konsekwencji.

A „toksyczna męskość”? Co oznacza? Czy wpisują się w nią młodzi mężczyźni określani jako incele?

Mówisz: „określani jako incele”, a to incele sami siebie tak określają. To, że ktoś ich tak określa, nie znaczy, że nimi są. To ważne. A odpowiadając na pytanie: z całą pewnością tak. Manosfera i zachowania mężczyzn należących do społeczności inceli wpisują się w kategorię toksycznej męskości, i to w najgorszym wydaniu – obrzydliwej mizoginii. Powiem jednak, że tu też jest widoczna ogromna krzywda patriarchatu, która inceli dotyka. Bo uwierzyli, że są niewystarczający, nieatrakcyjni, niepotrzebni i cały świat ich nienawidzi dlatego, że przegrali swoje życie. Uważam, że taką skrzywioną wizję siebie mają właśnie za sprawą patriarchatu, który ich skrzywdził, zranił. I teraz oni sami krzywdzą kobiety, nienawidząc ich.

Kadr z serialu. Zdjęcie: Materiały prasowe

Skoro zostali skrzywdzeni, to czy potrzeba w podejściu do tego zjawiska empatii, czułości? 

Nie chcę ich usprawiedliwiać, ponieważ mizoginia w żaden sposób nie może być usprawiedliwiana. Natomiast chcę pokazać działanie patriarchalnego mechanizmu. W wyniku jego funkcjonowania obrywają wszyscy, incele też.

A czym jest toksyczna męskość? To wzorzec sprzedawany młodym i dorosłym mężczyznom, zgodnie z którym wmawia im się, że mogą być przemocowi, agresywni, gniewni, hiperseksualni, że mogą traktować kobiety przedmiotowo i że dzięki temu będą prawdziwymi mężczyznami – samcami gotowymi podbijać świat.

Chciałbym podkreślić, że już decydując się na użycie terminu „toksyczna męskość”, powinniśmy wskazywać na toksyczne zachowania, nie zaś dawać do zrozumienia, że wszyscy mężczyźni w patriarchalnym modelu mają ukrytą toksyczną esencję. Bo taka perspektywa jest sama w sobie toksyczna: zachowania toksyczne – tak, męskość sama w sobie – nie. 

Wróćmy do „Dojrzewania”. Jakie wrażenie na Tobie, badaczu męskości, zrobił ten serial? Zaskoczył cię?

Nie, ponieważ długo już przyglądam się funkcjonowaniu społeczno-kulturowych norm męskości i wzorców męskości.

Natomiast wiem, że ten serial może zaskakiwać i szokować. I ja się bardzo cieszę, że tak jest. Bo ten serial nie jest o incelach. On jest o chłopcu, który nie został włączony w równościową zmianę i w procesie wychowania jako chłopiec był socjalizowany do tradycyjnej męskości. Efekt znają te osoby, które serial obejrzały.

Jest to więc serial o tym, by chłopców włączać, mówić im o uczuciach, o tym, że nie muszą nigdy udawać „prawdziwych mężczyzn” – że mogą płakać, mogą być wrażliwi, mogą być wolni od etykiet męskości

Ale to też serial o tym, że dziewczyny nie powinny etykietować facetów, że są mało męscy i jako mężczyźni „nie stają na wysokości zadania”. Męskość nie jest jednorodna. Męskość jest różnorodna, czuła i empatyczna. Potraktujmy ten serial jak przestrogę, że musimy poważnie myśleć o chłopcach i uczyć ich feministycznych wartości. By kierowali się wartościami, które na pierwszym miejscu stawiają równość i prawa człowieka, nie zaś mizoginię i przemoc.

20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Anna J. Dudek

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie Ukrainę czeka boom gospodarczy

Ексклюзив
20
хв

Przekazać Francuzom prawdę o wojnie

Ексклюзив
Miłość w Tinderze
20
хв

Przygody Ukrainek na Tinderze: Stany Zjednoczone

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress