Exclusive
20
min

Misja Orbana. Chce zablokować Ukrainę

Ukraina oczekuje, że na spotkaniu przewódców EU 14 i 15 grudnia zapadnie historyczna decyzja o rozpoczęciu oficjalnych negocjacji w sprawie przystąpienia do UE. Budapeszt grozi zablokowaniem tej decyzji

Kateryna Tryfonenko

Głównym pytaniem przed szczytem Rady Europejskiej jest, czy węgierskie weto zostanie przezwyciężone. fot: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Premier Węgier Wiktor Orban wzywa przywódców UE, aby w ogóle nie omawiali kwestii związanych z Ukrainą, twierdząc, że sprawa ta niszczy  jedność europejską. Prawdopodobnie będzie to najbardziej dramatyczny szczyt od dziesięcioleci. Czy węgierskie weto zostanie przełamane i jakie scenariusze przygotowuje Bruksela - zapytaliśmy ekspertów.

Na progu UE

- Stawka jest bardzo wysoka zarówno dla Ukrainy, jak i UE - powiedział 11 grudnia, w przeddzień szczytu, ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba. Ostrzegł przed "katastrofalnymi" konsekwencjami zarówno dla Ukrainy, jak i UE, jeśli Kijów nie otrzyma zielonego światła na rozpoczęcie rozmów akcesyjnych:

- Matką wszystkich decyzji jest oczywiście decyzja o rozpoczęciu negocjacji akcesyjnych. Nie chcę nawet mówić o druzgocących konsekwencjach, jeśli Rada UE nie podejmie tej decyzji.

11 grudnia Kuleba spotkał się w Brukseli ze swoim węgierskim odpowiednikiem, Péterem Szijjártó.

- Poinformowałem go o najnowszych zmianach w ukraińskim ustawodawstwie dotyczącym mniejszości narodowych. Szczegółowo omówiliśmy kwestię rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. Podkreśliłem, że decyzja polityczna w tej sprawie jest rozsądna i aktualna. Ukraina i Węgry mają wspólną europejską przyszłość.

Kilka tygodni temu w europejskich kręgach politycznych nie było wątpliwości, że grudniowy szczyt będzie historyczny zarówno dla UE, jak i Ukrainy. Węgierski premier Wiktor Orban zrewidował jednak to stanowisko.

- Teraz z powodu Orbana UE znajduje się w dość trudnej sytuacji. Otwarcie szantażuje on Unię w sprawie Ukrainy. Jeśli Brukseli nie uda się obejść tego szantażu, poważnie zaszkodzi to reputacji UE i podważy jej znaczenie geopolityczne. Nie ma obecnie ważniejszej decyzji geopolitycznej niż rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą - mówi Amanda Paul, starsza analityczka polityczna w European Policy Centre w Brukseli.

8 listopada Komisja Europejska oficjalnie zaleciła rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen powiedziała wówczas, że Ukraina wdrożyła 90% reform oczekiwanych przez UE. Jest to warunkiem integracji europejskiej. Komisja Europejska dokona kolejnej oceny postępów reform na Ukrainie wiosną przyszłego roku.

Komisja Europejska zaleciła Radzie Europejskiej rozpoczęcie rozmów akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią. Fot: X/Ursula von der Leyen

Aby UE mogła formalnie rozpocząć negocjacje z Kijowem, potrzebuje zgody wszystkich 27 państw członkowskich.

Według Radia Wolna Europa, projekt oświadczenia końcowego przywódców UE zawiera zalecenie rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z Ukrainą, ale nikt nie wie, czy zostanie ono przyjęte w tym kształcie.

Listy Orbana

Na początku grudnia węgierski premier napisał dwa listy do przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela, donosi Associated Press. Orban domagał się, aby szczyt nie obejmował kwestii rozpoczęcia rozmów akcesyjnych z Ukrainą i przeznaczenia 50 miliardów euro na pomoc dla Kijowa.  

Orban wyjaśnił swoje argumenty w wywiadzie dla węgierskiego radia:

- UE powinna najpierw współpracować z Ukrainą przez 5-10 lat w ramach umowy o partnerstwie strategicznym, a dopiero potem możemy rozmawiać o negocjacjach członkowskich.

Według Orbána przepaść między Ukrainą a UE jest obecnie zbyt duża.

Rada Europejska nie skomentowała listu Orbana. Jednak podczas briefingu 4 grudnia rzeczniczka Komisji Europejskiej Ana Pisonero powtórzyła, że "Ukraina wykonała imponującą pracę we wdrażaniu reform niezbędnych do przystąpienia do UE".

O tym, że sytuacja wymknęła się spod kontroli w trakcie przygotowań do szczytu, świadczy fakt, że przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel został zmuszony do przerwania swojej wizyty w Chinach i pospiesznego powrotu do Brukseli na konsultacje z przywódcami UE.

- Szczerze mówiąc, nie widzę sposobu, w jaki zamierzają wywrzeć presję na Orbanie, ale będzie wiele rozmów do północy, rozmów telefonicznych i zamkniętych dyskusji  - przewiduje Amanda Paul. - Szczerze mówiąc, nie można pozwolić jednemu lub dwóm krajom UE blokować tak ważnej kwestii.

Ostatnio rząd Orbana poważnie podniósł poziom antyukraińskiej retoryki. Na przykład w połowie listopada Węgry rozpoczęły tak zwane Konsultacje Narodowe, ankietę, w której cztery z jedenastu pytań dotyczą Ukrainy: brak zgody na perspektywę członkostwa Ukrainy w UE, zakończenie pomocy wojskowej i finansowej oraz zakaz importu produktów rolnych.

Francuski łącznik

7 grudnia portal Politico poinformował, że Emmanuel Macron zaprosił Wiktora Orbana do Paryża na kolację. Francuski prezydent był zdeterminowany, by przekonać węgierskiego premiera, by nie blokował negocjacji z Ukrainą. Jednocześnie źródła Politico - europejscy dyplomaci - nazwały zachowanie Orbana spektaklem politycznym, zainscenizowanym w celu uzyskania większej ilości pieniędzy z UE.

Wiktor Orban spotyka się z Emmanuelem Macronem w przeddzień szczytu. fot: Firas Abdullah/ABACAPRESS.COM/East News

Nie wiadomo, co Macron powiedział Orbanowi za zamkniętymi drzwiami, ale te argumenty najwyraźniej nie wystarczyły. Dzień po rozmowie Orban opublikował post: "Spotkanie było świetne, stanowisko Węgier przed szczytem jest jasne". A potem, w wywiadzie dla francuskiej publikacji Le Point, powtórzył swoje ulubione zdanie: "Ukraina jest najbardziej skorumpowanym krajem na świecie".

W przeddzień szczytu, 11 grudnia, francuska minister spraw zagranicznych Catherine Colonna powiedziała, że UE powinna się zorganizować i zademonstrować wsparcie dla Ukrainy w perspektywie długoterminowej:

- Chcę wierzyć, że będziemy zjednoczeni w różnych kwestiach wsparcia, ponieważ leży to w naszym wspólnym interesie bezpieczeństwa, a także jest zgodne z naszymi wartościami. Wyślemy więc wyraźne sygnały naszemu węgierskiemu partnerowi.

I dodała: "Bez wątpienia widzieliście, że prezydent Republiki powtórzył, że Francja popiera rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią".

Francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych określiło trzy priorytetowe kroki: dostosowanie Europejskiego Funduszu Pokoju, aby mógł on nadal pomagać Ukrainie, zwiększenie europejskiej produkcji i zakupów broni oraz wzmocnienie sankcji wobec Rosji - 12. pakiet ma zostać przyjęty do końca roku.

Według agencji Reuters, pakiet sankcji jest już prawie uzgodniony. Jedyną rzeczą, z którą będzie problem, jest zakaz sprzedaży używanych tankowców do Rosji.

Rosja wykorzystuje je do tworzenia floty do eksportu ropy naftowej, dzięki temu  omija ograniczenia nałożone przez kraje G7. Jednak kraje regionu śródziemnomorskiego - z potężnym lobby żeglugowym - sprzeciwiają się tym sankcjom, ponieważ uważają, że same z tego powodu ucierpią.

Niemniej jednak, europejskie media nie mają wątpliwości, że decyzja w sprawie nowego pakietu sankcji zostanie zatwierdzona podczas szczytu w dniach 14-15 grudnia.

Niemiecki szlak

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz chce przekonać Orbana do pomocy Ukrainie. Kilku wysokich rangą informatorów w niemieckim rządzie powiedziało o tym Bildowi.

Głównym celem jest osiągnięcie jednomyślnej decyzji korzystnej dla  Ukrainy na szczycie: zarówno w celu rozpoczęcia negocjacji w sprawie członkostwa w UE, jak i przyznania pomocy finansowej w wysokości 50 miliardów euro.

Scholz chce przekonać Orbana, by pozwolił Ukrainie na przystąpienie do UE. fot: Kancelaria Prezydenta Ukrainy

Nie wiadomo, czy Scholzowi uda się przekonać Orbana. Berlin wciąż ma jednak nadzieję na jednomyślną decyzję wszystkich 27 państw członkowskich UE.

- Zdecydowanie opieramy się na planie A, a reszta zostanie ustalona w drodze negocjacji - powiedzieli przedstawiciele rządu.

Ostateczne argumenty

10 grudnia Wołodymyr Zełenski wziął udział w inauguracji nowego prezydenta Argentyny. Podczas uroczystości prezydent Ukrainy odbył krótką rozmowę z premierem Węgier. Rozmowa ta została nagrana na oficjalnym kanale YouTube Senatu Argentyny. Zełenski powiedział później: "Rozmawialiśmy tak szczerze i jasno, jak to tylko możliwe o naszych europejskich sprawach".

Зустріч Зеленського та Орбана на інавгурації аргентинського президента. Фото: MATIAS BAGLIETTO/Reuters/Forum

Wieczorem 11 grudnia węgierskie i słowackie mniejszości ukraińskie zaapelowały do Wiktora Orbana i słowackiego premiera Roberta Fico o wsparcie rozpoczęcia negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE.

- Zdecydowanie wzywamy wszystkich przywódców UE do dalszego wspierania Ukrainy na jej drodze do integracji europejskiej. Postęp w zapewnianiu demokracji i praw mniejszości jest integralną częścią kopenhaskich kryteriów członkostwa i uważamy, że Ukraina zasługuje na wsparcie swoich wysiłków w tym kierunku" - czytamy w liście liderów węgierskiej społeczności na Zakarpaciu.

Na odpowiedź Orbana nie trzeba było długo czekać. Polityk zapewnił węgierską społeczność w Ukrainie, że będzie nadal chronił jej interesy. Jeśli chodzi o członkostwo w UE, odpowiedź była mniej optymistyczna.

- Komisja Europejska nie zdołała odpowiednio przygotować kwestii przystąpienia Ukrainy do UE i nie jest to właściwy czas na rozpoczęcie negocjacji. Dlatego zaproponujemy, aby Unia nie dążyła do skomplikowanego prawnie członkostwa, ale do strategicznego partnerstwa z Ukrainą - powiedział rzecznik Orbana Bertalan Havas.

Plan awaryjny

Wyobraźmy sobie najgorszy dla Kijowa scenariusz: żadna perswazja nie pomogła i Orban przechodzi od gróźb do czynów, i zaczyna blokować rozpatrywanie kwestii ukraińskich. Czy Unia Europejska ma plan awaryjny B na taki wypadek?

Byłoby dobrze, gdyby UE miała od początku plan na takie osoby jak Orban - mówi Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007-2009:

- Niestety, sądząc po tym, co widzimy w Unii Europejskiej, takiego planu nie ma. Ponieważ zamiast zajmować jasne stanowisko, zamiast karać kraje, które odgrywają rolę piątej kolumny Kremla, Unia Europejska próbuje je uspokoić w tradycyjny liberalny sposób, wyciągając do nich rękę. Jest to dość smutna sytuacja. Jeśli Orbán będzie nadal postępował zgodnie z instrukcjami Putina, aby zablokować jakikolwiek ruch Ukrainy w UE, Unia będzie miała wybór: albo skapitulować przed przywódcą Kremla, podążając za żądaniami jego pełnomocnika, Orbána, albo stać się Unią, która będzie podejmować decyzje bez uwzględniania pozycji satelitów Moskwy. Aby to zrobić, musimy przynajmniej zmienić prostą procedurę głosowania. UE mówi o tym od lat. Ale jak dotąd tradycyjnie nie było nic poza rozmowami.

UE ma plan B na wszelki wypadek. Nadal jednak oczekuje, że uda się plan A. Zdjęcie: Shutterstock

Jednocześnie ukraiński dyplomata zaznacza, że jeśli formalne negocjacje w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE nie rozpoczną się podczas najbliższego szczytu, nie będzie to wielką tragedią:

- Są inne sposoby, żeby kontynuować pracę nad przystąpieniem Ukrainyn do UE. Jednocześnie musimy rozmawiać z Unią o niezbędnych reformach w jej strukturze. Inaczej UE wkrótce zamieni się w ONZ.  

Jeśli Węgry zawetują 50 miliardów euro pomocy finansowej dla Ukrainy, UE zna sposób, aby to obejść. Zdarzyło się to w zeszłym roku, kiedy Budapeszt zablokował 18 miliardów euro dla Ukrainy i ostatecznie otrzymał pożądane premie od UE. Tym razem Bruksela planuje zwrócić się do rządów poszczególnych państw członkowskich o opracowanie oddzielnych pakietów pomocowych dla Kijowa. W sumie umowy dwustronne będą opiewały na tę samą kwotę 50 miliardów euro.  

- Istnieje ryzyko, że Węgry przesadzą. Chcielibyśmy utrzymać je na europejskim pokładzie, ale nadchodzi moment, w którym ludzie są już zmęczeni tym, że Budapeszt trzyma wszystkich w szachu. Obejście jest wyczerpujące, ale mamy je w razie potrzeby - powiedział jeden z urzędników UE.

Kolejną kwestią, która będzie rozpatrywana na szczycie są gwarancje bezpieczeństwa dla Kijowa. Przedstawiciel UE do Spraw Zagranicznych i Polityki Bezpieczeństwa Josep Borrell podkreślił, że ważne jest, aby wsparcie wojskowe dla Ukrainy było kontynuowane na poziomie europejskim, a nie tylko w formie umów dwustronnych. "Rosja nadal atakuje Ukrainę, ale straty Rosji rosną: nadszedł czas, aby wspierać Kijów bardziej, a nie mniej" - powiedział Josep Borrell.

‍ Czynnikwyborczy i wpływ Waszyngtonu

W przyszłym roku odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego. Od stycznia europejscy politycy będą zajęci nimi bardziej niż innymi kwestiami. Dlatego jest całkiem możliwe, że temat rozpoczęcia negocjacji z Ukrainą zostanie przeniesiony na nowy parlament i nową Komisję Europejską" - mówi Jan Piekło, ambasador Polski na Ukrainie w latach 2016-19.

Nowy Parlament Europejski będzie prawdopodobnie mniej lojalny wobec Ukrainy niż obecny - może przybyć w nim skrajnie prawicowych ukrainosceptyków, bo to oni zyskują popularność w Unii.

Do Orbana i premiera Słowacji Roberta Fico, który również znany jest ze swojego antyukraińskiego stanowiska, może dołączyć holenderski polityk Geert Wilders. Jego partia polityczna wygrała ostatnie wybory parlamentarne i jeśli uda mu się stworzyć koalicję, stanie na czele holenderskiego rządu.
Wilders zainicjował referendum w sprawie umowy stowarzyszeniowej UE-Ukraina w 2016 r. i prowadził kampanię przeciwko podpisaniu tej umowy, a podczas ostatnich wyborów wezwał do wstrzymania dostaw broni do Ukrainy.

Biorąc pod uwagę te zagrożenia, dla Kijowa lepiej byłoby rozpocząć negocjacje z UE już teraz. I najprawdopodobniej tak się stanie, przewiduje Jewgienij Krysztafowicz, dyrektor Centrum Inicjatyw Europejskich z siedzibą w Tallinie. Jego zdaniem Orban nie zaryzykuje samodzielnego wystąpienia przeciwko całej UE. I najprawdopodobniej jego ostra retoryka jest spowodowana chęcią wytargowania dodatkowej rekompensaty. A najważniejszy argument za rozpoczęciem negocjacji z Ukrainą znajduje się za oceanem:

- Wszyscy uważnie obserwują, co Stany Zjednoczone mówią o Ukrainie. Tradycyjnie, stanowisko USA jest postrzegane wyłącznie w kontekście NATO. W rzeczywistości jest to jednak znacznie szersza kwestia. Wielu partnerów Stanów Zjednoczonych, w tym Węgry, uważnie obserwuje, czy Waszyngton przyjmuje odważne, czy ostrożne stanowisko. Ponieważ administracja Bidena jasno stwierdza, że Ukrainie należy pomóc, sądzę, że Unia Europejska raczej nie pójdzie w tym przypadku w innym kierunku.

Joe Biden obok Wiktora Orbana na szczycie NATO na Litwie. Wilno, 11 lipca 2023 r. Zdjęcie: X/Orbán Viktor

Europa obawia się, że kontekst ukraiński powoli znika z agendy w związku z wojną na Bliskim Wschodzie. A to nie odpowiada europejskim politykom, podkreśla Jevgeni Krištafovitš.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

– Stany Zjednoczone nie chcą rozwiązania NATO, ale wychodzą z założenia, że musi to być sojusz, w którym każdy z partnerów ponosi swoją część odpowiedzialności – stwierdził sekretarz stanu USA Marco Rubio.

Od powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu różnice między partnerami po obu stronach Atlantyku tylko się pogłębiają. Kolejny klin w transatlantycką jedność, co może skutkować nawet odwołaniem czerwcowego szczytu NATO, może wbić „pokojowa” umowa Trumpa. W tym dokumencie, z którym zapoznali się dziennikarze Reutersa, jest m.in. mowa, że USA de iure uznają Krym za część Rosji, a de facto – kontrolę Federacji Rosyjskiej nad okupowanymi częściami obwodów ługańskiego, donieckiego, zaporoskiego i chersońskiego. W innym punkcie proponuje się Ukrainie rezygnację z dążeń do przystąpienia do NATO.

Dla Europejczyków uznanie aneksji ukraińskiego półwyspu jest nie do przyjęcia. „Krym i dążenia Ukrainy do członkostwa w NATO to czerwone linie. Nie możemy z nich zrezygnować” – cytuje „Financial Times” wysokiego rangą europejskiego urzędnika. Ukraina i UE przekazały Amerykanom swoją wizję pokojowego rozwiązania, która według Reutersa zasadniczo różni się od propozycji amerykańskich. Według europejskich polityków i ekspertów przed UE stoi trudne zadanie: ponowne zjednoczenie Europy dla jej bezpieczeństwa i uruchomienie własnej produkcji wojskowej na dużą skalę.

Czy wszystkie kraje europejskie są na to gotowe i czy istnieje alternatywa dla NATO? Kto może stać się sojusznikiem Europy w nowej architekturze bezpieczeństwa i jaką rolę odegra w niej Ukraina? Czy Trump jest zdolny porzucić europejskich sojuszników? I czy groźby Moskwy zmierzające ku podważeniu trwałości Sojuszu są realne?

NATO i priorytety Trumpa

Jak ocenia Giuseppe Spatafora, analityk Instytutu Badań nad Bezpieczeństwem Unii Europejskiej, polityka USA wobec Europy w kwestiach bezpieczeństwa może oscylować między dwoma scenariuszami. Pierwszy można warunkowo określić jako „oko za oko”. Jego istota polega na tym, że USA nie planują ostatecznego wycofania się z Europy, ale wykorzystują tę sprawę jako narzędzie nacisku, zmuszając sojuszników do zwiększenia wydatków na obronę – z jednoczesnym naciskiem na zakup amerykańskiej broni. Posłusznych sojuszników USA wesprą, pozostałych ukarzą. Według Spatafory doprowadzi to ostatecznie do powstania dwustronnej struktury stosunków obronnych.

Drugi scenariusz analityk nazywa „Żegnaj, Europo”:

— W tym wariancie Stany Zjednoczone strategicznie odchodzą od Europy, koncentrując się na innych regionach. Siły zbrojne i infrastruktura są przenoszone w celu ochrony terytorium amerykańskiego lub w rejon Indo-Pacyfiku. Stany Zjednoczone starają się jak najszybciej wycofać się z regionalnych konfliktów, w szczególności z wojny w Ukrainie, pozostawiając tę wojnę Europie. Pentagon dokonuje przeglądu zakupów, koncentrując się na wojnie morskiej na Pacyfiku. Sprzedaż broni zostaje przekierowana do sojuszników azjatyckich.

Realizacja tego wariantu może trwać latami, choć może ją przyspieszyć kryzys zewnętrzny lub chęć Trumpa, by szybko zdobyć punkty polityczne

Stany Zjednoczone już przenoszą akcenty na Daleki Wschód, o czym Trump mówi zupełnie otwarcie, zauważa Wołodymyr Ohryzko, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2007 – 2009. Kierunek azjatycki jest dla niego zasadniczo ważniejszy niż europejski, więc działa adekwatnie:

— Skoro Europa mnie nie interesuje, to po co mam w niej utrzymywać: a) wojska i wydawać na to kolosalne środki; b) chronić Europę, jeśli nie płaci za swoje bezpieczeństwo; c) poza tym uważam, że Europejczycy już od dawna wykorzystują Amerykę.

Z tego punktu widzenia zwrot na wschód jest całkowicie logiczny.

Jednak według Ohryzki największe zagrożenie zarówno dla Ukrainy, jak dla całej Europy, jest związane są z tym, że Trump nie widzi w Rosji zagrożenia:

— Rosja jest dla niego teoretycznie możliwym sojusznikiem w walce z Chinami. To głupota najwyższej próby, ale nie możemy wejść do jego głowy i powiedzieć mu, że jest inaczej. Dlatego oczywiste jest, że w jakiejś perspektywie należy spodziewać się odejścia USA od Europy.

Czy oznacza to, że Trump wyjdzie z NATO? Myślę, że nie, bo NATO to bardzo ważny instrument, by co najmniej koordynować jakieś działania i nie zepsuć stosunków ostatecznie
Francuskie siły powietrzne i kosmiczne podnoszą swą gotowość w bazie lotniczej BA116 w regionie Grand Est. Zdjęcie: Christine Biau/Sipa/Sipa/East News

Nie należy jednak mylić tego, co mówi administracja Trumpa, z tym, co administracja Trumpa faktycznie robi. Albowiem często pojawiają się oświadczenia, pretensje, ultimata, które nie przekładają się na rzeczywistość. Częściowo wynika to z niestabilności charakterystycznej dla wysoce spersonalizowanego reżimu, który w niektórych przypadkach składa się z dość niekompetentnych ludzi. Tak widzi sprawę Keir Giles, starszy konsultant brytyjskiego centrum analitycznego Chatham House.

Giles podaje przykład Kanady. Trump na kilka tygodni o niej zapomniał, ale ostatnio powrócił do swoich roszczeń wobec niej z nową energią. W związku z tym na razie wszyscy amerykańscy urzędnicy w strukturach NATO pozostają na swoich stanowiskach, a amerykańskie wojsko nadal stacjonuje w Europie. Nie sposób jednak przewidzieć, co się stanie, gdy administracja Trumpa o obu tych sprawach sobie przypomni. Podobnie jak kolejnych działań Trumpa.

– Kluczowe pytanie: „Czy Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?” – nie ma w rzeczywistości znaczenia, ponieważ żadne państwo nie musi wychodzić z Sojuszu, by ta organizacja przestała istnieć. Jeśli na przykład USA zablokują współpracę na podstawie artykułu 5, mogą wyrządzić znacznie większą szkodę niż poprzez bezpośrednie ich wyjście z Sojuszu.

Zagrożenie bezpieczeństwa czy gra pod publiczkę?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Rosji Siergiej Szojgu 24 kwietnia w wywiadzie dla rosyjskich mediów zadeklarował gotowość Rosji do użycia broni jądrowej. Swierdził, że Rosja uważnie obserwuje przygotowania wojskowe krajów europejskich. Przypomniał również o zmianach wprowadzonych w zeszłym roku do rosyjskiej doktryny jądrowej, które pozwalają na użycie broni jądrowej w przypadku jakiejkolwiek agresji wobec Rosji lub Białorusi.

Wcześniej, 15 kwietnia, dyrektor rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego Siergiej Naryszkin oskarżył NATO o nasilenie aktywności wojskowej w pobliżu granic Rosji.

Jednocześnie oskarżył Polskę i kraje bałtyckie o szczególną agresywność i powiedział, że to one pierwsze ucierpią w przypadku konfliktu Rosji z NATO

Prezydent Polski Andrzej Duda nazwał groźby Naryszkina klasyczną dezinformacją, twierdząc, że wszystko, co robi NATO, jest jedynie odpowiedzią na rosyjską agresję.

Natomiast Radosław Sikorski, minister spraw zagranicznych Polski, podczas wystąpienia w Sejmie 23 kwietnia stwierdził, że Rosja rozumie tylko pokój przez siłę, i poradził Moskwie, aby lepiej zarządzała własnym terytorium: „Zamiast fantazjować o ponownym podbiciu Warszawy, martwcie się o to, czy utrzymacie Chajszenwaj” [Władywostok - red.].

Radosław Sikorski podczas przemówienia w Sejmie. Warszawa, 23 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Oświadczenia rosyjskich urzędników to typowa rosyjska polityka szantażu, podkreśla Wołodymyr Ohryzko. Niestety – ona działa:

– Bo na Zachodzie jak diabły kadzidła boją się samego już tylko określenia „broń jądrowa”. A Rosja wymachuje nim na prawo i lewo, oficjalnie i nieoficjalnie. I właśnie na tym się opiera – nawiasem mówiąc, od wieków – rosyjska polityka wobec Zachodu: na zastraszaniu, kłamstwach i itp. Na razie to działa. Nasz ukraiński cel powinien polegać na wyjaśnieniu europejskim przyjaciołom, że Putin tak bardzo chce żyć, że tematu wojny z NATO w ogóle nie ma na agendzie.

Jeśli nie był w stanie przez trzy lata całkowicie zająć dwóch ukraińskich obwodów, to co tu mówić o zaatakowaniu NATO, jego połączonych sił, niezależnie od tego, jak bardzo by nie były teraz zdezorganizowane

Siedem krajów europejskich wezwało Trumpa i amerykański Kongres do nieulegania szantażowi i oszustwom Rosji. Przewodniczący komisji spraw zagranicznych parlamentów krajów bałtyckich, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii i Ukrainy 25 kwietnia opublikowali wspólne oświadczenie, w którym podkreślili konieczność bezkompromisowej ochrony suwerenności i integralności terytorialnej Ukrainy. Wezwali również do przyspieszenia procesu przystąpienia Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO oraz konfiskaty na rzecz Kijowa zamrożonych rosyjskich aktywów.

„Nie możemy powtórzyć błędów Monachium z 1938 roku. Negocjacje ze zbrodniarzem wojennym Putinem są bezsensowne: jego głównym celem jest osłabienie i upokorzenie naszego sojusznika, Stanów Zjednoczonych” – czytamy w ich oświadczeniu.

Ukraina oczekuje, że gwarancje bezpieczeństwa ze strony Stanów Zjednoczonych będą tak silne, jak dla Izraela. Zdjęcie: OPU

Istnieje wiele spekulacji na temat tego, gdzie Rosja może zadać następny cios – czy to w celu przetestowania NATO, czy próby zniszczenia Sojuszu, czy też w celu bezpośredniej ekspansji terytorialnej. Wiele uwagi poświęca się oczywiście krajom bezpośrednio graniczącym z Rosją. Tyle że dla Rosji niekoniecznie muszą to być cele najbardziej atrakcyjne, uważa Keir Giles:

– Dla Rosji sensowne jest zaatakowanie tego systemu tam, gdzie są jego najsłabsze punkty. Jeśli więc macie kraj, który określił się jako współlider tak zwanej koalicji chętnych, jak Wielka Brytania, i jeśli wygląda na to, że może on wprowadzić wojska do Ukrainy, by spróbować wesprzeć ukraińską suwerenność, to kraj ten staje się celem dla Rosji.

Alternatywne sojusze i sojusznicy

W końcu Amerykanie wycofają się z Europy. Pytanie tylko o czas i algorytm działań – tzn. jak to zrobią, uważa dyrektor Centrum Strategii Obronnych Ołeksandr Chara. Na przykład nadal otwarta pozostaje kwestia strategiczna, czy Amerykanie zwiną swój parasol nuklearny nad Europą:

– Druga kwestia jest oczywista: NATO jest fundamentem obecnego systemu bezpieczeństwa. Jeśli Stany Zjednoczone ograniczą swoje zobowiązania, będzie to oznaczało, że trzeba przekształcić tę organizację, dostosowując ją do obecnych wyzwań – ale z zasobami znacznie bardziej ograniczonymi pod względem wojskowym i technologicznym.

Stany Zjednoczone są arsenałem demokracji, produkują duże ilości zaawansowanej broni, a poza tym częściowo zapewniają infrastrukturę, dowodzenie, wywiad i wsparcie technologiczne dla NATO. Zastąpienie tego wymaga czasu i inwestycji

Tak czy inaczej, Chara jest przekonany, Ukraina musi zintegrować swoje standardy ze standardami NATO, nie rezygnować z perspektywy członkostwa w Sojuszu, a w przypadku pojawienia się alternatywnych sojuszy bezpieczeństwa – zająć w nich miejsce.

Jednak obecnie Ukraina potrzebuje gwarancji bezpieczeństwa. W swoich „pokojowych” propozycjach Stany Zjednoczone przerzucają własne zobowiązania wobec niej na kraje europejskie. Mimo to Wołodymyr Zełenski oświadczył, że Ukraina oczekuje od USA silnych gwarancji bezpieczeństwa – takich jak w przypadku Izraela. Według prezydenta Ukrainy obecność kontyngentu amerykańskiego w Ukrainie nie jest warunkiem koniecznym, lecz niezbędne są dane wywiadowcze i systemy obrony przeciwlotniczej, w szczególności Patriot.

Keir Giles zauważa, że mimo głosów o malejącej roli NATO, nie było dotychczas mowy (przynajmniej publicznie) o pilnej potrzebie poszukiwania bardziej stabilnej i niezawodnej alternatywy dla Sojuszu:

– W rzeczywistości niektóre organizacje, które mogłyby służyć jako rdzeń lub prototyp takiej organizacji, zostały w znacznym stopniu odrzucone. Słyszymy wiele rozmów o tak zwanej koalicji chętnych, ale istnieją przecież Wielonarodowe Połączone Siły – kierowana przez Wielką Brytanię grupa krajów północnoeuropejskich, które miały takie samo podejście do bezpieczeństwa i chciały być gotowe do działania w czasach, w których NATO nie byłoby w stanie tego bezpieczeństwa zapewnić. Teraz właśnie nadszedł na to czas, tyle że o tej organizacji całkowicie zapomniano.

Największe coroczne manewry NATO - Dynamic Mariner/Flotex25. Zatoka Kadyksu, 28 marca 2025 r. Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News

Wśród Europejczyków dominuje jedna koncepcyjna luka, która według Gilesa bardzo hamuje europejskie myślenie o nowym środowisku bezpieczeństwa:

– Chodzi o to, w jaki sposób w tych okolicznościach Ukraina będzie dostawcą bezpieczeństwa, a nie jego konsumentem. Przecież Ukraina jest jednym z najważniejszych, najsilniejszych krajów i armii, jeśli chodzi o utrzymanie linii frontu przeciwko Rosji.

Dlatego alternatywy dla NATO w zakresie bezpieczeństwa są możliwe, lecz wymagają silniejszego wykazania się przywództwem ze strony krajów, które rozumieją, jak poważne i pilne jest to wyzwanie. Giles zauważa jednak, że europejscy przywódcy wciąż szukają rozwiązań, które nie dostrzegają tej rzeczywistości:

– Jak szybko Europa może być gotowa? Potrzeba dużo czasu, by zniwelować 30 lat niszczenia własnego potencjału militarnego. Widzimy znaczne inwestycje w obronność, na przykład w takich krajach jak Polska. Ale na zachód od Warszawy, w Europie Zachodniej, nadal jest sprzeciw, co oznacza, że te ważne inwestycje nie są nawet publicznie omawiane.

Tymczasem zwiększenie wydatków na obronność powinno być obecnie jednym z priorytetów Europy, uważa Giuseppe Spatafora. Bruksela powinna pomóc państwom członkowskim, na przykład poprzez specjalne instrumenty finansowe lub wspólne pożyczki

Pokazałoby to Stanom Zjednoczonym determinację Europy, a także pozwoliło jej samodzielnie wspierać Ukrainę:

– Po drugie, UE musi inwestować w strategiczne możliwości, kluczowe dla autonomicznego potencjału wojskowego: transport lotniczy, wywiad, obronę przeciwlotniczą i tak dalej. Muszą też być zasoby do prowadzenia wojny – od artylerii po duże armie. Bez tego powstrzymanie Rosji bez USA będzie niemożliwe.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Kateryna Tryfonenko
екран, мобільний телефон, гучномовець

<frame>Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.<frame>

Świadomość tego, czym jest bezpieczeństwo narodowe i z czego się składa, nie jest dziś przywilejem, ale koniecznością. Jeszcze ważniejsze jest jednak zrozumienie, że na wiele kluczowych obszarów bezpieczeństwa możemy wpływać sami – jako obywatele, mieszkańcy, a także migranci przebywający w Polsce. Bezpieczeństwo to nie tylko domena państwa, polityków i strategów. To nasza wspólna sprawa – codzienna praktyka oparta na wiedzy, współpracy i odpowiedzialności.

Główne obszary bezpieczeństwa narodowego to: bezpieczeństwo wojskowe, bezpieczeństwo sojusznicze, bezpieczeństwo energetyczne, bezpieczeństwo informacyjne, bezpieczeństwo gospodarcze, bezpieczeństwo społeczne, bezpieczeństwo ekologiczne.

Na niektóre z tych obszarów wpływają decyzje podejmowane na szczeblu państwowym lub międzynarodowym. Ale są też takie, na które możemy wpływać my – tu i teraz. I musimy to robić razem niezależnie od pochodzenia, języka czy historii. Bo tylko wtedy zbudujemy społeczeństwo naprawdę odporne na kryzysy. Jedną z takich kluczowych dziedzin jest dziś bezpieczeństwo informacyjne, które staje się pierwszą linią obrony we współczesnym świecie.

W XXI wieku wojna nie zawsze zaczyna się od wybuchów bomb. Czasami zaczyna się od posta na Facebooku, zmanipulowanego filmu na TikToku lub wyrwanej z kontekstu wypowiedzi, którą ktoś wrzuca do informacyjnego młyna

Zanim spadnie pierwsza rakieta, pojawiają się fake newsy, plotki i rosnące poczucie, że „coś jest nie tak”. W erze cyfrowej wiedza staje się naszym pierwszym schronieniem, a odporność informacyjna – nową formą obrony cywilnej.

Dezinformacja nie zna granic, a jej cel jest jeden: podzielić społeczeństwo, zasiać nieufność i podważyć zaufanie do państwa. Ukraina zbyt dobrze zna ten scenariusz. Rosyjską agresję poprzedziła zakrojona na szeroką skalę kampania dezinformacyjna, w której krok po kroku podważano podstawy jedności społecznej. Niestety te same metody próbuje się dziś stosować w Polsce.

Zdjęcie: Shutterstock

Czy Ukraińcy zamieniają się z bohaterów w kozły ofiarne? Fałszywe narracje uderzają w najsłabszych, a czasem w tych, którzy są po prostu „nowi” i bardziej widoczni. Od miesięcy słyszymy, że Ukraińcy „nie pracują”, „żyją za 800+”, „jeżdżą lepszymi samochodami niż Polacy” i „psują rynek pracy”.

Brzmi znajomo? Tak działa dezinformacja – prosto, emocjonalnie, bez faktów. A prawda? Prawda jest zupełnie inna.

78% Ukraińców w Polsce albo pracuje, albo aktywnie szuka pracy. To wyższy wskaźnik udziału w sile roboczej niż wśród wielu grup obywateli polskich. Pracują dużo – w logistyce, budownictwie, gastronomii, opiece. Wszędzie tam, gdzie Polacy często nie chcą już pracować. Co więcej, ich obecność pomaga utrzymać tempo wzrostu gospodarczego, które, gdyby ich nie było, uległoby spowolnieniu. Mówiąc wprost, Polska potrzebuje Ukraińców tak samo, jak Ukraińcy potrzebują bezpiecznego miejsca do życia.

Pieniądze? Tak, płyną, ale w jedną stronę – do budżetu. Według raportu BGK „Wpływ migrantów z Ukrainy na polską gospodarkę”, opublikowanego w marcu 2025 r., na każdą złotówkę wypłaconą Ukraińcom w ramach zasiłku 800+ do budżetu w postaci podatków i składek wraca 5,4 złotego. Nie, to nie oznacza, że Ukraińcy „oddają pięć razy więcej”. To oznacza, że oni oddają więcej, niż dostają. I to są twarde liczby, a nie opinie z Internetu.

A te luksusowe samochody? Tak, niektórzy Ukraińcy przyjeżdżali do Polski drogimi samochodami. Bo w Ukrainie, tak jak w Polsce, są ludzie, którzy takie samochody mają.

Warto zadać sobie pytanie: „Gdybyś miał 15 minut na to, by uciec z Kijowa lub Charkowa pod ostrzałem, to co byś wybrał: autobus czy własny samochód?” To nie jest luksus. To ratunek. Samochód to często jedyna rzecz, którą możesz zabrać ze swojego zbombardowanego domu

800+ dla Ukraińców? Polityczna straszak. W kampanii wyborczej ten temat powrócił jak bumerang – wraz z twierdzeniem, że „jeśli zabierzemy Ukraińcom przywileje, to Polakom zostanie więcej”. Problem polega na tym, że to nie tylko populizm, ale także mydlenie oczu. Po pierwsze, nie jest jasne, czy wtedy cokolwiek się zmieni. Po drugie, nawet jeśli się zmieni, to ta zmiana dotknie niewielkiej części społeczeństwa. Bo przeważająca większość ukraińskich rodzin radzi sobie samodzielnie i nie potrzebuje 800+.

A co z relacjami społecznymi? Obserwujemy ochłodzenie nastrojów. Według badania przeprowadzonego w listopadzie 2024 roku przez firmę Info Saliens oraz raportu opublikowanego przez Centrum Mieroszewskiego jednym z najbardziej zauważalnych zjawisk jest „znaczny spadek pozytywnych opinii o Polsce i Polakach. W 2022 roku 83% Ukraińców miało dobre zdanie o Polakach, podczas gdy w listopadzie 2024 roku odsetek ten spadł do 41%. Jednocześnie wzrosła liczba osób, które odnoszą się do nich neutralnie, co świadczy o coraz bardziej pragmatycznym charakterze tych stosunków”.

Są ku temu powody. To dezinformacja, wyczerpanie i brak jasnych narracji rządu. Tyle że nie mówimy o konflikcie – mówimy o nieporozumieniu, które można naprawić. Ale tylko poprzez dialog i fakty.

W przestrzeni publicznej nie można również pominąć tematu Wołynia – tragicznego i bolesnego rozdziału wspólnej historii, który do dziś budzi silne emocje. To właśnie ta rana jest najczęściej wykorzystywana jako narzędzie podziału. Pojawiają się głosy, że Ukraińcy „nie chcą oddać ciał”, że nie ma woli współpracy, że pamięć o zbrodni jest świadomie tłumiona.

Ale trzeba jasno powiedzieć: Wołyń to tragedia dla obu narodów. To dramatyczna karta historii, która zasługuje na prawdę, pamięć i godność, a nie na instrumentalizację i wykorzystywanie jej do podsycania wrogości

Upamiętnienie ofiar i szacunek dla historycznej prawdy są ważne. Jednak równie ważne jest to, by historia nie stała się bronią w rękach politycznych narratorów. Bo nie możemy cofnąć czasu. Możemy jedynie zdecydować, co zrobimy z tą pamięcią – i czy pozwolimy jej dzielić nas w czasie, w którym najbardziej potrzebujemy jedności.

Dzisiaj stoimy przed nowymi wyzwaniami: wojną, kryzysami, dezinformacją, podważaniem podstaw bezpieczeństwa. W takich czasach historia powinna być drogowskazem, a nie przeszkodą. Musimy patrzeć w przyszłość razem. Polacy i Ukraińcy.

Dezinformacja jest bronią masowego rażenia. Trzeba powiedzieć wprost: Polska nie będzie bezpieczna, jeśli nie zbuduje systemu oporu wobec manipulacji informacyjnych. Edukacja medialna, umiejętność krytycznego myślenia, rozpoznawania fałszywych źródeł i świadomego korzystania z mediów – wszystko to powinno być tak samo ważne jak wiedza o lokalizacji najbliższego schronu przeciwbombowego. Wystarczy jedna umiejętnie podana fałszywa wiadomość, by wywołać panikę, wzbudzić oburzenie lub zablokować system.

Poznań, 24.08.2024. Marsz z okazji Dnia Niepodleglosci Ukrainy. Zdjęcie: Fot. Lukasz Gdak/East News

I tu Ukraińcy mogą odegrać ogromną rolę. Bo mają doświadczenie w walce z dezinformacją, znają narzędzia, wiedzą, jak reagować. W Ukrainie lokalni liderzy – nauczyciele, bibliotekarze, obrona terytorialna, organizacje społeczne – stali się informacyjnymi „latarnikami”, budując sieci zaufania. W Polsce również możemy tworzyć takich liderów i ich wspierać. A to bardzo pilna sprawa.

Dzisiejsze bezpieczeństwo narodowe to coś więcej niż tylko schrony i przepisy. To relacje międzyludzkie, zaufanie społeczne i higiena informacyjna. Wszystko zaczyna się od świadomości.

Jeśli chcemy być gotowi na kryzysy, musimy mówić o faktach, a nie o mitach. O ludziach, a nie o stereotypach. O współpracy, a nie o podziałach

Jedyny front to bezpieczne społeczeństwo. Ukraińcy nie są „gośćmi” – są częścią naszego społeczeństwa. Jeśli razem z nimi zbudujemy system obrony cywilnej, razem będziemy w stanie chronić się przed atakami nie z nieba, lecz z internetu.

Kto sieje strach, ten zbiera kliki. Kto krzewi wiedzę, buduje schronienie. Wojna informacyjna trwa. Albo nauczymy się ją prowadzić, albo przegramy jeszcze zanim padnie pierwszy strzał.

20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Transatlantycki rozłam: czy Europa zdoła stworzyć nowy system bezpieczeństwa bez USA

Ексклюзив
20
хв

Nie trzeba bomb, by wybuchła wojna. Wystarczy dobry fejk

Ексклюзив
20
хв

Im więcej kobiet w armii, tym większe ich prawa

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress