Exclusive
20
min

Dziewczyna, która hoduje drony

Ola Garbowska jest wolontariuszką. Dostarcza ukraińskiej armii wszystko, czego ta potrzebuje. Uruchomiła też produkcję dronów kamikadze, które nazywa „sikadu”

Jaryna Matwijiw

Ola Garbowska z siostrą Iryną Puryk. Zdjęcie: z prywatnego archiwum

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Przed wojną Ola była specjalistką ds. mediów i komunikacji. Pracowała jako koordynatorka projektu BBC Media Action w Europie Wschodniej, wdrażając projekty wspierające rozwój młodzieży i społeczeństwa obywatelskiego.

Teraz pracuje dla międzynarodowej organizacji pozarządowej. Dostarcza też drony kamikadze na linię frontu i kupuje łodzie ewakuacyjne do ratowania rannych żołnierzy. Te pierwsze nazywa „sikadu”, co wiąże się z pewną ciekawą historią…

Jaryna Matwijiw: Skąd wziął się u Ciebie pomysł składania dronów kamikadze?

Ola Grabowska: Zaangażowałam się w wolontariat jeszcze przed rozpoczęciem inwazji na pełną skalę. Za granicą kupowałam opatrunki hemostatyczne, lekarstwa i buty dla żołnierzy. Ale gdy 24 lutego Rosjanie najechali Ukrainę, nie wiedziałam, co dalej robić. Wtedy zwrócili się do mnie zagraniczni wolontariusze: „Ufamy ci, mamy ogromny magazyn w Polsce, przywieziemy ci to, co w nim jest, a ty to posortujesz i wyślesz, gdzie trzeba”. Woziliśmy na front odzież taktyczną, obuwie, noktowizory i żywność dla wojska.

Z czasem wojsko zaczęło nas prosić o drony. Kupowałam je zarówno w Ukrainie, jak za granicą.

Tamtej zimy dowiedziałam się, że jest kurs dla inżynierów dronów, więc się zapisałam. Jestem osobą praktyczną, chcę sama wszystkiego spróbować. Ukończyłam kilka modułów tego kursu, a potem chłopaki z 54 brygady skontaktowali się ze mną i powiedzieli, że potrzebują dronów FVP [dron z goglami, którym pilot steruje tak, jakby w nim siedział - red.]. Mnóstwa dronów...  

W tym czasie wielu cywilów na Ukrainie już samodzielnie składało drony.

Ola i jeden z jej dronów. Zdjęcie: z prywatnego archiwum

Komponenty do mojego pierwszego drona zamówiłam w Chinach. Zamawiasz na AliExpress i nie wiesz, jak długo potrwa dostawa – i czy w ogóle towar dotrze. Część ram zamówiłam w Ukrainie, a kiedy już wszystko otrzymałam, zabrałam się do roboty.

Lutowanie pierwszego drona zajęło mi 5 godzin, bo musiałam sobie przypomnieć, czym jest lutowanie. W dzieciństwie naprawiałam lampki choinkowe – lutowałam, gdy coś w nich odpadło

Miałam w tym minimalne doświadczenie. Tata oglądał każde połączenie przez szkło powiększające, aby upewnić się, że jest OK.

Ile trzeba wydać, by samodzielnie zbudować drona?

Koszty dronów są bardzo różne. Wszystko zależy od tego, jakie są zniżki na komponenty w sklepach internetowych. Dron wykonany z komponentów z Chin, bez baterii, kosztował nas 8 tysięcy hrywien [800 złotych – red.]. Jeśli kupisz te same komponenty w Ukrainie, kosztuje to więcej: 18-20 tysięcy hrywien (z baterią), w zależności od wahań kursu dolara.

Ile ich do tej pory wyprodukowałaś?

Dwadzieścia sześć. Dwadzieścia wysłałam na front – i prawdopodobnie już nie istnieją. Niedługo dotrą komponenty do kolejnych dziesięciu. Teraz zbieram pieniądze na budowę kolejnych piętnastu. Robię tę zbiórkę na moje urodziny.

Dlaczego „sikadu”? Nazywasz tak swoje drony kamikadze?

To ciekawa historia. Kiedy mieszkałem w obwodzie lwowskim, a mieszkam w dwóch miastach, zimą przychodziło do mnie mnóstwo sikorek, a ja je dokarmiałam. Moi przyjaciele to zauważyli i dali mi karmnik i pokarm dla papug kakadu. Żartowaliśmy, że gdyby ukraińskie sikorki jadły karmę dla kakadu, stałyby się kakadu. I tak, kiedy zaczęliśmy robić te drony, nazwałam je „sikadu”. Walczące, odważne i silne ptaki, które robią porządek z wrogiem.

Eksperci wojskowi twierdzą, że współczesna wojna to w dużej mierze wojna dronów. Zgadzasz się z tą opinią?

Nie jestem ekspertką. Mogę jedynie oceniać informacje na podstawie własnego doświadczenia. W rzeczywistości to nie tylko wojna dronów, to wojna technologii. Bo tam, gdzie są drony, potrzebne są urządzenia do walki elektronicznej, plecaki antydronowe czy inny sprzęt. Ostatnio chłopaki walczący na froncie poprosili mnie o plecaki antydronowe.

To wojna technologiczna. Trzeba mieć czym walczyć i czym się bronić.

Gdyby każdy Ukrainiec wyprodukował jednego drona, mielibyśmy ich wiele milionów dronów. Czy naprawdę każdy może zrobić drona?

Gdyby każdy Ukrainiec zlutował jednego drona i mielibyśmy miliony dronów, to czemu nie?! Produkcja dronów w Ukrainie powinna być masowa. Ale ze względów bezpieczeństwa powinna też być rozproszona po całym kraju.

A gdyby takie warsztaty do produkcji dronów znajdowały się w mieszkaniach i domach Ukraińców w całym kraju, byłoby to bardzo skuteczne

W Ukrainie istnieje świetna inicjatywa o nazwie SocialDroneUA. Ludzie z doświadczeniem mogą pomóc we wszystkim: powiedzą ci, jak zrobić drona, gdzie kupić komponenty, a na koniec możesz wysłać im swojego drona do testów.

„Moja siostra jest moją prawą ręką, ma dostęp do zasobów potrzebnych do ubrania chłopców i dziewcząt na froncie”. Zdjęcie: z prywatnego archiwum

Są dwie siostry. Jedna zostaje w Ukrainie i jest wolontariuszką, druga mieszka w Krakowie. To historia siostrzeństwa bardzo zgodna z filozofią naszego magazynu. Jakie to uczucie dzielić się swoim doświadczeniem życia w Ukrainie z siostrą, która jest w Polsce? Czy dzielicie się wolontariatem? W Kijowie nie ma elektryczności, a w Krakowie jest. My mamy naloty, w Polsce jest spokój. Miałaś chęć opuszczenia Ukrainy?

Jeszcze przed inwazją miałam możliwość wyjazdu i zamieszkania za granicą. Potem otrzymałam wiele ofert od ludzi z różnych krajów. Ale nie chciałam i nie chcę opuszczać Ukrainy. Moja siostra Iryna zadzwoniła do mnie, żebym pojechała do niej do Krakowa, ale my obie jesteśmy bardziej skuteczne, gdy jesteśmy po obu stronach granicy.

Mamy silną synergię. W Polsce siostra może kupić mi rzeczy potrzebne na froncie, których nie można kupić w Ukrainie. Ona jest moją drugą ręką, która ma dostęp do zasobów potrzebnych do ubrania i wyposażenia chłopców i dziewcząt na froncie

W pierwszych miesiącach inwazji znalazła w Polsce tkaniny potrzebne do produkcji kamizelek kuloodpornych, które nie były dostępne w Ukrainie. Przekazaliśmy ten materiał jednej z ukraińskich inicjatyw, która zajmowała się takimi rzeczami. Teraz siostra pomaga mi zbierać fundusze na drony. W Krakowie piecze lwowskie serniki i wystawia je na loterii, byśmy mogli kupić więcej komponentów do dronów.

Odbierasz telefony od żołnierzy, którzy trafili wroga Twoimi dronami?

Odbieram i sama też do nich dzwonię i pytam, czy moje drony działają. Wojsko wysyła mi filmy wideo, na których można zobaczyć, jak nasze drony sprawują się na polu bitwy.

Gdy po raz pierwszy zobaczyłam nagranie, na którym mój dron leci, a potem wszystko eksploduje, miałam bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony mówi się: „Wow, super!”, ale z drugiej strony zdajesz sobie sprawę, że twój dron odebrał komuś życie. Nawet jeśli to życie wroga, to wciąż czyjeś życie.

Mam własne podejście do zabijania. Nie rozumiem, dlaczego ludzie to robią, ale rozumiem, że jeśli jest wojna, trzeba się bronić. Musisz chronić swój dom, swoją rodzinę, siebie przed kimś, kto chce cię zabić. Dlatego główną misją moich dronów jest ochrona. Ochrona życia naszych żołnierzy na froncie i ochrona mojego kraju. Najważniejszą rzeczą dla mnie jest uratowanie jak największej liczby ukraińskich istnień. Bo albo my zniszczymy naszych wrogów, albo oni zniszczą nas.

Ola i jej „ptaszki”. Zdjęcie: z prywatnego archiwum

„Wciąż przegrywamy, a jednocześnie ignorujemy rzeczy, które należy zmienić i za którymi należy się opowiedzieć. Zamykamy oczy, milczymy, nie słyszymy. Czekamy, aż ktoś coś zrobi, coś da, coś naprawi i wszystko będzie dobrze. Wciąż przegrywamy. Tracimy naszych bliskich i tracimy samych siebie” – tymi słowami ktoś zareagował na śmierć Iryny Cybuch, pięknej ukraińskiej sanitariuszki, która zginęła podczas misji bojowej w okolicy Charkowa. Czy naprawdę możemy zrobić więcej, by zapobiec śmierci ludzi takich jak Ira?

Tak, możemy zrobić więcej. Możemy, jeśli uwierzymy w siebie. Nigdy bym nie pomyślała, że będę zaangażowana w budowanie dronów. Teraz zbieram więcej funduszy, nawiązuję komunikację z wojskiem, a drony lutują moi asystenci. Bylibyśmy w stanie zbudować więcej dronów, ale nie mamy pieniędzy; gromadzenie funduszy stało się teraz trudne. Każdy ma swoje powody, dla których nie może lub nie chce przekazać darowizny.

Może żyjesz w pokoju i twoja sytuacja jest podobna do tej sprzed wojny, a może przyzwyczaiłeś się do wojny. Musisz jednak zrozumieć, że sytuacja może się zmienić w każdej chwili

Dlatego musimy robić więcej i wierzyć w siebie, swoje mocne strony i możliwości.  

Jaką radę masz dla Ukraińców i Europejczyków, którzy są zmęczeni wojną i wolontariatem?

Ja też jestem zmęczona wojną, ale niektóre zwycięstwa czy sukcesy, które udaje mi się osiągnąć, napędzają mnie. Ciężko mi się zmusić do odpoczynku, ale rozumiem, że z czasem bateria się wyczerpuje i następuje wypalenie. Wiem, że muszę rozładować mój mózg, ponieważ zmęczenie spowalnia jego wydajność. Muszę odpoczywać. Gram więc w koszykówkę, staram się chodzić na spacery, uprawiać sport, spotykać się z przyjaciółmi – i wtedy mogę pracować dalej. Kiedy chłopaki wysłali mi pierwszy film z akcji mojego drona, moja bateria była naładowana w 100 procentach.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, prowadząca programy telewizyjne, autorka programów analitycznych, pasjonatka pracy w mediach. Po ślubie w 2021 roku zamieszkała w województwie podkarpackim. We Lwowie pracowała min w gazecie „Postup”, lwowskim oddziale ukraińskiej telewizji państwowej, telewizji NTA, telewizji 5 kanał, telewizji Espreso. Była autorką programu publicystycznego „Informacyjny Wieczór-Lwów” w telewizji „5 kanał”. Z wyróżnieniem ukończyła studia magisterskie z zakresu dziennikarstwa na Lwowskim Uniwersytecie Państwowym im. Iwana Franka. Uczyła się także w szkole językowej Instytutu Dantego w Rzymie. Po zamieszkaniu w Polsce dalej zajmuje się dziennikarstwem. Jej życiowe motto: Rób cos dobrego dla Ukrainy tam gdzie jesteś. Rób dobrze to co umiesz. Kochaj życie i ludzi.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nie pomogły ani zaświadczenia ze szkoły, ani ubezpieczenie zdrowotne

W rzeczywistości problem z dokumentami istnieje od początku pełnoskalowej inwazji Rosji. Kiedy tysiące Ukrainek z dziećmi przeniosły się do Francji, ustawowo przyznano im status tymczasowej ochrony. Dotyczyło to jednak wyłącznie osób dorosłych. Dzieci poniżej 18 roku życia we Francji nie mają żadnego oficjalnego dokumentu potwierdzającego, że przebywają w kraju pod tymczasową ochroną. Jedyny ślad znajduje się w polisie ubezpieczeniowej rodziców.

Do lipca tego roku polscy pogranicznicy przymykali na to oko, mimo że okres pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego był już przekroczony.

Jednak w lipcu 2025 Polska niespodziewanie zaostrzyła procedury przy przekraczaniu granicy z Ukrainą. Ukraińcy zaczęli dzielić się negatywnymi doświadczeniami.

Alona Kutas napisała na stronie facebookowej „Pomoc w sprawach administracyjnych Ukraińców we Francji”:

— 17 lipca ja, moje dwie córki (30 i 16 lat), wnuczka (3,8 roku) oraz nasz pies dotarliśmy do przejścia granicznego Szeginie–Medyka. Szybko przeszliśmy ukraińską kontrolę… Ja i starsza córka mamy APS (tymczasową ochronę), nasze dzieci w wieku 16 i 3,8 lat — nie. W związku z tym mnie, starszą córkę i wnuczkę Polacy przepuścili, ale mojej 16-letniej córki już nie.

Wyjaśnię od razu, czemu wnuczka została wpuszczona — nie przekroczyła okresu bezwizowego. Moja 16-latka, oczywiście, tak — od ponad roku nie była w Ukrainie: uczyła się we francuskim liceum, w szkołach ukraińskich online, mieszkała w Paryżu. Została poproszona o przejście do pomieszczenia w celu wyjaśnienia sprawy.

Pokazaliśmy kierownikom służby celnej wszystkie dokumenty, jakie miała córka (ze szkoły, ubezpieczenie zdrowotne), a nawet pismo wydane przez ambasadę Francji z pełnymi informacjami o pobycie i nauce w Paryżu.

Po zapoznaniu się z tym dokumentem polski kierownik punktu powiedział: „Dokument jest w porządku, ale złamaliście prawo (przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w strefie Schengen), więc proszę wracać do Ukrainy”. Ani łzy, ani prośby nie pomogły.

Najbardziej wstrząsnęła mną jednak sytuacja innej matki z dzieckiem z niepełnosprawnością. Chłopiec leżał na specjalnym łóżku, obok stała walizka pełna leków. Matka przez dziesięć minut podawała mu lekarstwa. Nie wiedziałam, jak im pomóc. Oni również wracali do Niemiec.

Nas i ich odesłano z powrotem na Ukrainę. W paszporcie córki umieszczono stempel „F” (oznacza przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w ramach ruchu bezwizowego — red.). Córka ze łzami w oczach wróciła na Ukrainę.
Wyrobiliśmy nowy paszport, znaleźliśmy przewoźnika jadącego przez granicę rumuńską i bez problemów dotarliśmy do Paryża.

Inna matka, Liza Buryk z Lyonu, obrała inną drogę. Po własnych negatywne doświadczeniach na granicy zaczęła zbierać świadectwa od rodziców i wysyłać pisma do odpowiednich instytucji we Francji i na Ukrainie:

— To, co dzieje się teraz na polsko-ukraińskiej granicy latem 2025 roku, to stres, bezsilność i upokorzenie.

Te kobiety nie jechały do Ukrainy na wakacje, ale na pogrzeby, leczenie chorych rodziców, odnowienie dokumentów lub po prostu zobaczyć się z rodziną po ponad trzech latach wojny. Wiele z nich podróżowało z dziećmi, bo nie miały z kim ich zostawić. Bo dziadkowie zostali w Ukrainie, mężczyźni walczą a nawet jęli nie, to i tak nie mogą opuści Ukrainy.

I teraz, wracając do Francji, nie są przepuszczane przez polską granicę, bo dziecko nie ma oddzielnego dokumentu o ochronie tymczasowej.

Co ma zrobić kobieta z dzieckiem na rękach, bez niezbędnych dokumentów, bez noclegu, bez wsparcia?

Lisa wysłała ponad 30 listów do różnych instytucji. Około 6 z nich odpowiedziało, przekazując przydatne informacje lub zalecenia, 3 listy wróciły z przyczyn technicznych, a pozostałe – jak dotąd bez odpowiedzi.

Modlitwa ukraińskich uchodźców we francuskim Lourdes z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy 24 sierpnia 2024 roku. Zdjęcie: ED JONES/AFP/East News


Wyrabiajcie wizę powrotną lub jedźcie przez inne kraje

W ambasadach Ukrainy we Francji oraz Francji na Ukrainie skomentowano sytuację w ten sposób: dzieciom zaleca się wyrobienie wizy powrotnej (którą można uzyskać w konsulacie w Kijowie). Albo po prostu przekraczanie granicy z pominięciem Polski, wracając innymi drogami.

W szczególności ambasada Ukrainy we Francji oświadczyła:

„Ambasada Ukrainy we Francji w ostatnich dniach otrzymała dziesiątki zgłoszeń od ukraińskich stowarzyszeń i obywateli, którzy przebywają pod tymczasową ochroną w różnych regionach Francji, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu sytuacji, która ma trwały, nieprzypadkowy charakter na przejściach granicznych przy wjeździe z Ukrainy do Polski.”

Podaje się, że wszystkim niepełnoletnim obywatelom Ukrainy poniżej 18 roku życia, którzy podróżują z ważnymi PGUWK w towarzystwie swoich rodziców lub opiekunów prawnych, polscy strażnicy graniczni odmawiają wjazdu do Polski i dalszego przejazdu do Francji. Uzasadniają to niedawnymi wewnętrznymi decyzjami i instrukcjami, a także brakiem francuskich zezwoleń na pobyt, powołując się na przekroczenie dozwolonego pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego do 90 dni.

W związku z tym Ambasada zwróciła się do MSZ Francji z prośbą o poinformowanie MSW Polski lub podjęcie innych działań oraz udzielenie wyjaśnień w sprawie rozwiązania tej sytuacji. Ponadto Ambasada Ukrainy w Polsce podejmuje działania w celu uzyskania oficjalnych wyjaśnień od strony polskiej.

Do czasu uzyskania wyjaśnień od władz francuskich i polskich Ambasada Ukrainy zaleca, aby podczas podróży z Francji wybierać inne przejścia graniczne niż polskie — zarówno przy wjeździe do Ukrainy, jak i w drodze powrotnej.

Ze swojej strony Ambasada Francji w Ukrainie zaznaczyła:

„Nieletni, których rodziny korzystają z tymczasowej ochrony we Francji, nie mają prawa do uzyskania DCEM w prefekturze właściwej dla miejsca zamieszkania. W związku z niedawnymi trudnościami podczas przekraczania granic, zaleca się powrót do Francji z krajów posiadających bezpośrednie połączenia lotnicze, zwłaszcza spoza strefy Schengen.

Przypominamy, że wjazd do kraju jest wyłączną kompetencją danego państwa, a przyjęcie pasażerów — wyłączną odpowiedzialnością wybranej linii lotniczej.”

W przypadku zakazu przekroczenia granicy przy wjeździe do krajów strefy Schengen należy złożyć wniosek o wizę powrotu — visa retour — w dziale wizowym Ambasady Francji w Kijowie, zgodnie z procedurą opisaną na naszej stronie internetowej.

Wydanie tego rodzaju wizy podlega zgodzie terytorialnie właściwej prefektury, co może spowodować dodatkowy czas rozpatrywania wniosku wizowego. Zwracamy uwagę, że dział wizowy nie udziela konsultacji telefonicznych i prosimy o zapoznanie się z procedurą składania wniosku wizowego na stronie ambasady”.

Tym, kto najszybciej zareagował na sytuację, byli przewoźnicy autobusowi — zwiększając liczbę kursów przez granicę rumuńską i węgierską, gdzie obecnie wobec nieletnich obywateli Ukrainy nie ma zastrzeżeń. Jakie kolejne trasy obejściowe trzeba będzie znaleźć w przyszłości, pozostaje niejasne. Jest to problem systemowy, który należy rozwiązać na poziomie międzyrządowym. Jednocześnie w ambasadach obu krajów uznaje się to za „przejściowe trudności”.

Mamy nadzieję, że rzeczywiście będą one tymczasowe, a francuscy i polscy urzędnicy zareagują szybko — regulując procedurę powrotu ukraińskich rodzin, które znajdują się pod tymczasową ochroną państw europejskich, z Ukrainy do krajów UE.

20
хв

Ukraińskie dzieci przebywające pod tymczasową ochroną we Francji nie są przepuszczane przez polską granicę

Julia Szipunowa

Przyjechały do Polski z dyplomami wyższych uczelni, cennym doświadczeniem i nadziejami. Każda z nich miała za sobą lata nauki, karierę, umiejętności i sporo nawiązanych kontaktów. A mimo to po przeprowadzce wszystko musiały zaczynać od zera.

Dla wielu Ukrainek pierwszym etapem była praca sprzątaczki. Dla innych – kuchnia lub nocne zmiany w magazynie. Niektóre nie zdołały wyjść poza pracę fizyczną, inne nauczyły się żyć inaczej: opanowały język polski, przekwalifikowały się i wróciły do swoich zawodów.

Według danych UNHCR i Deloitte w 2024 roku ukraińscy uchodźcy zapewnili 2,7% PKB Polski. Około 69% zdolnych do pracy Ukraińców znalazło zatrudnienie, niemal nie ustępując pod tym względem obywatelom Polski (72%). To głównie kobiety. Jednak według szacunków ekspertów ds. rynku pracy tylko 30% Ukraińców pracuje zgodnie ze swoimi kwalifikacjami. Reszta zmuszona jest godzić się na stanowiska, które nie odpowiadają ani ich doświadczeniu, ani wykształceniu.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nawet doświadczonym specjalistkom z dyplomami czasami przez całe lata nie udaje się wrócić do zawodu? Dlaczego część z nich pozostaje w pracy wymagającej niskich kwalifikacji? I czy zawsze jest to sytuacja bez wyjścia?

Porozmawiałyśmy z Ukrainkami pracującymi w Polsce. Zapytałyśmy o ich ścieżki zawodowe, o to, co działa najlepiej: dobre CV, networking – czy po prostu upór. Poprosiłyśmy też ekspertkę ds. rozwoju kariery o wyjaśnienie, co przeszkadza ukraińskim kobietom w budowaniu kariery za granicą i jak to zmienić.

Oto historie trzech kobiet, trzy bardzo różne doświadczenia. Każda z tych historii opowiada jednak o poszukiwaniu siebie w nowym świecie, wierze w siebie i rzeczywistości, która nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami.

Najgorsze to utknąć w miejscu

Kateryna (imię zmienione na prośbę bohaterki) przyznaje, że nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak długo potrwa poszukiwanie przez nią pracy. I dlatego czuje wstyd. Jednak w rzeczywistości jej wytrwałość i opanowanie zasługują na większy szacunek niż jakikolwiek wpis w CV.

Przyjechała z córką do Polski z Krzywego Rogu już na początku wojny. W Ukrainie miała stabilną karierę. Z wykształcenia jest ekonomistką, pracowała jako menedżerka projektów w prywatnej firmie. Jej dzień był zaplanowany co do minuty: spotkania, projekty, obowiązki. Wszystko zmieniło się w ciągu jednej nocy, kiedy musiała uciekać. W pierwszych miesiącach nie szukała pracy zgodnej z wykształceniem – trzeba było znaleźć jakiekolwiek źródło dochodu, aby przeżyć. Zajęła się sprzątaniem.

„To półtora roku sprzątania było trudne nie fizycznie, ale wewnętrznie. Jakbym wyszła z siebie. Ale wtedy uznałam, że w tej pracy nie ma nic wstydliwego. Po prostu musiałam wyżywić swoje dziecko. I jestem z tego dumna” – wyznaje.

Jednak wypalenie nadeszło szybciej, niż się spodziewała. Zrozumiała, że nie wytrzyma tak długo:

„Bardzo bałam się utknąć w miejscu. Wszyscy mówili: ‘Dopóki jest praca – trzymaj się jej’. A ja czułam, że potrzebuję czegoś innego. Że zniknę, jeśli szybko czegoś nie zmienię”

Poszła do szkoły policealnej, by zostać higienistką stomatologiczną. Gdy ją ukończyła, okazało się, że bez doświadczenia nikt jej nie weźmie:

„Wysłałam mnóstwo CV. W odpowiedzi – cisza. Szukali osób z doświadczeniem. Ale skąd mam mieć doświadczenie, skoro nikt mnie nie zatrudnia?”

W końcu znalazła pracę jako asystentka dentysty. Jednak godzin było niewiele, a szefowa jej zbytnio nie wspierała.

„Kiedy wszystko spoczywa na tobie, od mieszkania po szkołę dla dziecka, bardzo ważne jest, by praca była stabilna. Kiedy tego nie ma, wyczerpujesz się dwa razy szybciej”.

Opanowanie nowego zawodu to za mało. Na rynku wymagane jest doświadczenie, nawet od obcokrajowców. Zdjęcie: Shutterstock

Znów zaczęła poszukiwania, tym razem w branży obsługi klienta. Polski zna już dobrze i uważa, że to główne narzędzie integracji:

„Język jest wszystkim. Bez niego nawet nie wezmą twojego CV do ręki. Znam dobrze polski, to moja podpora, ale sama znajomość języka to za mało”

Dziś Kateryna wysyła CV codziennie, dostosowując każde do konkretnej oferty. Nie korzysta z networkingu, bo nie ma w Polsce wielu znajomych.

„Uważam, że CV musi się czymś wyróżniać, przyciągać uwagę. Tylko wtedy jest szansa, że zostanie zauważone. Według moich obliczeń na 30 wysłanych CV może nadejść jedna odpowiedź. W branży obsługi klienta jest duża konkurencja, o jedno miejsce może ubiegać się nawet 100 kandydatów. Ale staram się nie traktować odmowy lub milczenia jako oceny mojej osoby. To, że mnie nie przyjęli, nie znaczy, że jestem zła. Po prostu to nie jest stanowisko dla mnie”.

Kateryna nie pozwala sobie na zwątpienie. Pamięta, jak długo pracowała jako sprzątaczka – i nie chce do tej roboty wracać. Jej główna zasada brzmi: nie odgrywać ofiary i wierzyć w siebie.

„Trzeba się zachowywać, jak gwiazda. Jeśli sama w siebie nie uwierzysz, nikt inny w ciebie nie uwierzy. Nie udaję. Po prostu pamiętam, że przetrwałam już więcej, niż mogłoby się wydawać. I myślę, że zasługuję na jeszcze więcej”

Nie trafiłam do apteki przez przypadek

Julia Astaszeniuk, farmaceutka z Odesy, ma dyplom uniwersytetu medycznego i ponad dziesięć lat doświadczenia pracy w aptece. Rozmawiała z pacjentami, wydawała leki. Ta praca wymagała fachowości, uwagi i empatii. Julia ją kochała.

„To nie tylko sprzedawanie tabletek. Musisz zrozumieć człowieka, wesprzeć go, wyjaśnić możliwości, pomóc. I oczywiście dobrze znać leki. Dla mnie to zawsze było coś więcej niż praca. To moje powołanie”.

Julia: „Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”

Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, Julia przez pewien czas pozostawała w Odesie. Jednak ciągłe ostrzały i poczucie zagrożenia skłoniły ją w końcu do opuszczenia miasta. Rok temu przeniosła się do Polski. Tutaj wszystko zaczęło się, jak u większości, od czystej karty: bez języka, bez znajomych, bez zrozumienia, jak działa lokalny rynek pracy. Ale miała mocne postanowienie: pozostać w zawodzie.

„Wiedziałam, że chcę wrócić do apteki. Nie mogłam sobie pozwolić na poddanie się. To byłaby zdrada samej siebie”.

Samodzielnie napisała CV po polsku i z teczką w ręku wyruszyła na pielgrzymkę po warszawskich aptekach:

„Wchodziłam i mówiłam: ‘Dzień dobry, jestem z Ukrainy, szukam pracy’. Ze strachem, łamaną polszczyzną, bez oficjalnego pozwolenia na pracę w zawodzie farmaceutki. Ale wierzyłam, że ktoś da mi szansę”.

Mijały tygodnie – i nic. Ktoś grzecznie odmawiał, ktoś inny nie miał czasu nawet porozmawiać, niektórzy w ogóle nie przeglądali jej CV. Wracała do domu rozczarowana, ale już następnego ranka wyruszała na kolejną wyprawę.

„Za każdym razem mówiłam sobie, że każda próba to krok do ‘tak’. Po prostu trzeba iść, dopóki nie otworzą się właściwe drzwi”

I w końcu się otworzyły. W jednej z aptek właścicielka zaproponowała rozmowę. Przyjęła Julię na stanowisko asystentki farmaceuty (pomoc apteczna). To dalekie od tego, co robiła w Ukrainie, ale była wdzięczna za szansę.

„Moja praca polega na przyjmowaniu towaru, układaniu go na półkach, sprzątaniu. Nie jestem farmaceutką ani nawet technikiem, jednak cieszę się, że znów jestem w aptece. Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”.

Oczywiście, nie obyło się bez wpadek. System, do którego przyzwyczaiła się w Ukrainie, tutaj nie działa: tam leki sortuje się według substancji czynnych, w Polsce – alfabetycznie. Łatwo się pomylić, więc trzeba być uważną.

„Było kilka sytuacji, kiedy coś źle ułożyłam i zwrócono mi uwagę. Tak, to bolało. Całe życie byłaś specjalistką, a teraz uczysz się od podstaw. Umiem doradzić, wziąć odpowiedzialność za poważne decyzje, a tutaj jestem „wynieś – przynieś ”. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu tak dużo nie sprzątałam. Czasami to wyczerpuje psychicznie, a czasami jest naprawdę ciężko fizycznie. Ale nie pozwalam sobie na załamanie”.

Zespół ją szanuje, zwracają się do niej nawet: „pani magister”, chociaż zgodnie z przepisami nie ma prawa wydawać leków. Czasami koledzy dzwonią po godzinach, by dowiedzieć się, gdzie co leży, albo ustalić coś innego. Wiedzą, że jest doświadczona i rozumie, jak wszystko działa

„To trochę stresujące, ale też miłe. Bo to znaczy, że mi ufają, doceniają mnie, nawet jeśli formalnie jestem tylko asystentką”.

Mówi, że kultura apteczna w Polsce jest inna. Tutaj farmaceuci nie naciskają na sprzedaż, jak w Ukrainie. Wszystkie leki na receptę są wydawane wyłącznie na receptę. I zdaniem Julii tak powinno być.

„W Ukrainie trzeba było mieć plan sprzedaży i wykręcać go, jak się tylko dało. Nie wiem, jak to wygląda w polskich aptekach sieciowych, ale w mojej małej aptece wynagrodzenie nie zależy od tego, ile czego i za jaką kwotę sprzedałaś. Tutaj jesteś specjalistą, a nie sprzedawcą. Koleżanki czytają branżowe wiadomości, dzielą się informacjami, omawiają zmiany w przepisach. To inspirujące”.

Obecnie Julia poważnie rozważa nostryfikację dyplomu w Polsce. Wie, że nie będzie łatwo. Egzaminy, procedury biurokratyczne, dodatkowe kursy – wielu rezygnuje. Ale ona chce iść dalej.

„Przeszłam już tak wiele, że odwrót nie wchodzi w grę. Tak, to długie, męczące i wymaga pieniędzy, ale wiem, po co mi to. Chcę znowu pracować jako farmaceutka. Nie trafiłam do apteki przez przypadek. I zostanę w niej bez względu na to, jak będzie trudno”.

IT nie tylko dla programistów

Wiktoria Ławryk przyjechała do Polski wraz z mężem jeszcze w 2017 roku. Wyższe wykształcenie zdobyła w Kijowie, na Narodowym Uniwersytecie Technologii Żywności, gdzie studiowała hotelarstwo i gastronomię. Jej pierwsze kroki w nowym kraju były jakby logiczną kontynuacją specjalności. Tyle że w zupełnie innych realiach.

„Zaczęłam pracować jako kelnerka w hotelowej restauracji. Nie było w tym nic ekscytującego. Ciężka fizyczna praca, ciągłe stanie na nogach, ciężkie tace, naczynia, zmęczenie. I było to trudne również emocjonalnie. Masz wyższe wykształcenie, pragniesz rozwoju, a zaczynasz od najniższego szczebla. I bardzo chcesz jak najszybciej go pokonać”.

Wiktoria: „Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam ”

Potem przeniesiono ją do recepcji. Wydawałoby się – awans…

„To był ogromny stres. Praca na nocnych zmianach, czasami byłam kompletnie sama. Zmęczenie, odpowiedzialność, sytuacje awaryjne z klientami, którzy mogli wybuchnąć bez powodu. A do tego ciągłe poczucie, że jesteś obca. Jesteś ‘Ukrainka’ – a więc musisz udowodnić, że jesteś godna zaufania. Było sporo uprzedzeń. Nawet jeśli wszystko robisz dobrze, to może nie wystarczyć”.

Po roku pracy w branży hotelarskiej uznała, że ma dość. Polski znała już dosyć dobrze, zaczęła szukać innych możliwości

Znajomi polecili ją polskiej firmie zajmującej się sprzedażą wody pitnej. Dostała posadę kierownika ds. sprzedaży.

„To doświadczenie wiele mi dało: nauczyłam się komunikować z klientami, budować relacje, lepiej rozumieć procesy biznesowe, poprawiłam polszczyznę w piśmie. Ale z czasem zaczęło mi być „ciasno” — zapragnęłam większej dynamiki, rozwoju, środowiska, w którym ludzie mają ambicje”.

Zwróciła oczy w stronę IT. Nie miała wykształcenia technicznego, więc zapisała się na indywidualne kursy online – po pracy. Zaczęła od podstaw: czym jest e-commerce, jak działa strona internetowa, jak zarządzać projektami cyfrowymi.

„Wielu uważa, że IT to coś dla programistów i „matematycznych maniaków”. Tymczasem jest wiele stanowisk, na których najważniejsze są analityczne myślenie, umiejętność komunikowania się i organizowania procesów. Jeśli umiesz obsługiwać komputer, możesz się tego nauczyć”.

I znów dzięki znajomym trafiła na rozmowę kwalifikacyjną – tym razem do międzynarodowej firmy. Obecnie pracuje jako E-commerce Project Manager: odpowiada za działanie strony internetowej, koordynuje produkty online, pracę programistów i projektantów, kontaktuje się z klientami i kontrahentami.

Nie ukrywa, że na początku wstydziła się mówić znajomym, że szuka pracy. Wydawało się jej, że to oznaka słabości. Teraz uważa, że to właśnie networking stał się dla niej punktem zwrotnym.

„Kiedyś bałam się prosić o coś, mówić o sobie. Ale trzeba nauczyć się „sprzedawać” siebie, opowiadać o swoich mocnych stronach. Inaczej nikt o tobie się nie dowie”.

Najbardziej Wiktoria ceni sobie zmianę nastawienia do niej. W nowym środowisku nie oceniają jej już przez pryzmat narodowości czy akcentu

„Im bardziej wykształceni i otwarci są ludzie wokół, tym mniej dyskryminacji. W moim otoczeniu nie liczy się, skąd jesteś, ale co potrafisz i jak pracujesz. To bardzo dodaje otuchy”.

Wie, że miała łatwiej niż wielu innych – przyjechała jeszcze przed wybuchem wojny, była młoda, bez dzieci, rozumiała, na co się decyduje. Jest jednak przekonana, że w każdych warunkach ważne jest to, by nie tracić wiary w siebie.

„Trzeba mówić, pytać, uczyć się, szukać. Nikt nie przyniesie ci wymarzonej pracy na tacy. Ale jeśli uwierzysz, że jesteś w stanie – to szansa się pojawi. Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam”.

Opowiedziała swoją historię, bo chce dodać otuchy innym Ukrainkom – zwłaszcza tym, które przyjechały do Polski po 2022 roku.

„Tak, one mają trudniej, ale nawet z najniższego punktu można się podnieść. Najważniejsze to iść naprzód i się nie zatrzymywać”.

Główna trudność to język – choć nie tylko

Anna Czernysz, doradczyni ds. kariery z ponad 15-letnim doświadczeniem w HR i rekrutacji, mieszka w Polsce od dziesięciu lat. Ma wyższe wykształcenie pedagogiczne i ekonomiczne. Po przeprowadzce ukończyła szkolenie z coachingu i doradztwa zawodowego. Pracuje w organizacjach charytatywnych. Ukrainkom doradza w zakresie poszukiwania pracy, sporządzania CV, przygotowania do rozmów kwalifikacyjnych. Oto jej spostrzeżenia na temat typowych trudności, z którymi borykają się Ukrainki szukające pracy w Polsce.

Anna Czernysz: „Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują ci, którzy szukają aktywnie i celowo”

O głównych barierach na polskim rynku pracy

„Główna trudność to język. Bez znajomości polskiego znalezienie pracy wymagającej wyższych kwalifikacji jest prawie niemożliwe – tym bardziej jeśli kandydatka ubiega się o stanowisko wymagające komunikatywności (kadry, marketing, nauczycielka, sekretarka). W tym przypadku wymagania językowe są na pierwszym miejscu. A na wielu stanowiskach, zwłaszcza w firmach międzynarodowych, wymagana jest również znajomość angielskiego na poziomie nie niższym niż B2. Często Ukrainkom brakuje podstawowych umiejętności „biurowych”, na przykład pracy z programem Excel.

Oprócz języka poważną barierą jest konieczność przekwalifikowania się, nostryfikacji dyplomu, budowania kariery praktycznie od zera. Ludzie boją się konkurencji z lokalnymi specjalistami, boją się rozmów kwalifikacyjnych. Często po prostu nie wierzą, że dadzą radę. To powszechne, więc właśnie tu ważne jest wsparcie, planowanie i profesjonalna pomoc.

Dlaczego Ukrainki „utknęły” w pracy wymagającej niskich kwalifikacji

Często dzieje się tak nie dlatego, że tego chcą, ale dlatego, że po prostu nie mają zasobów na coś innego: brakuje czasu, siły i wsparcia, by uczyć się języka, przekwalifikować się lub szukać czegoś lepszego.

Ale czasami jest odwrotnie: uzyskawszy stabilny dochód, ludzie boją się ryzykować. Przyzwyczajają się i pozostają tam, gdzie im wygodniej, nawet jeśli ta praca nie pozwala w pełni wykorzystać swojego potencjału.

O dostosowaniu CV i przygotowaniu do rozmowy kwalifikacyjnej

Nie ma czegoś takiego jak „ukraiński” czy „polski” format CV. Istnieją za to różne style i ważne jest, by wybrać ten, który najlepiej pasuje do danego stanowiska. Często nawet specjaliści nie orientują się w tym wystarczająco dobrze, dlatego radzę przynajmniej raz skonsultować się z profesjonalistą. To pomoże uniknąć typowych błędów.

Jeśli chodzi o rozmowę kwalifikacyjną, typowym błędem numer jeden jest brak przygotowania. A trzeba – na podstawie własnego CV, pod konkretne stanowisko. Prowadzę szkolenia-rozmowy kwalifikacyjne właśnie z tego zakresu.

Kolejnym częstym błędem jest nadmierna trema. Jeśli zbyt mocno chcesz tej pracy, tworzy się wewnętrzna presja. Tu pomagają ćwiczenia oddechowe, aktywność fizyczna.

Często ludzie nie rozumieją specyfiki polskiej kultury komunikacji: trzeba być uprzejmym, powściągliwym i znać typowe pytania z rozmowy kwalifikacyjnej, na przykład: „Opowiedz o swoim sukcesie” lub: „Dlaczego właśnie ty?”.

Jak skutecznie szukać pracy

Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują osoby, które szukają jej aktywnie i celowo. Ważne jest tutaj kompleksowe podejście. Warto wykorzystać wszystkie kanały: profesjonalne strony internetowe, specjalistyczne grupy na Facebooku, LinkedIn (w przypadku ofert pracy biurowej), znajomości, rekruterów, targi pracy.

Ważne jest jednak, by szukać tam, gdzie to ma sens. Na przykład sprzątaczek nie szuka się przez LinkedIn, ale księgowych czy menedżerów – już tak.

Od czego ma zacząć kobieta z dyplomem, ale niepracująca w swoim zawodzie

Zacznij od języka. Polski – koniecznie, angielski – bardzo pożądany. Poziomy B2 to już dobry start. Następnie musisz zdecydować: wrócić do swojego zawodu czy zmienić kierunek. Rozważ plusy i minusy, czas, koszty. Jeśli trudno ci samodzielnie podjąć decyzję, skontaktuj się z doradcą zawodowym. Czasami jedna konsultacja może zaoszczędzić miesiące niepewności.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji

20
хв

Dopóki jest praca – trzymaj się jej

Diana Balynska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Ексклюзив
20
хв

Dowody dla Hagi: jak ukraiński dziennikarz dokumentuje zbrodnie Rosjan

Ексклюзив
20
хв

Koleje wojny. Co usłyszałam w ukraińskich pociągach

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress