Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Do 10 każdego miesiąca pracodawca w Polsce musi wypłacić Ci wynagrodzenie za poprzedni okres. Jeśli tego nie zrobił, możesz udać się do swojego przełożonego z roszczeniem i zażądać przekazania ci pieniędzy.
Jeśli tak się nie stanie, przede wszystkim musisz napisać wezwanie do zapłaty— wymóg płatności. Można go napisać w dowolnej formie. W wezwaniu do zapłaty należy określić szczegóły umowy o pracę: kiedy została podpisana, jak długo pracujesz, jakie są warunki pracy i wysokość wynagrodzenia. Ponadto musisz podać dane osobowe, oraz czas, w którym masz dostać pieniądze. I ważny szczegół - w wezwaniu do zapłaty trzeba podać numer konta bankowego, na który pracodawca przeleje środki.
Co robić dalej? Jeśli pracujesz w dużym przedsiębiorstwie i istnieje dział odpowiedzialny za odbiór korespondencji, musisz tam wziąć wezwanie do zapłaty. Nie zapomnij poprosić o potwierdzenie otrzymania tego dokumentu.
Jeśli pracujesz w małej firmie, wyślij wezwanie do zapłaty listem poleconym.
Jeśli dalej nie wypłacono Ci pieniędzy, musisz iść do inspekcji pracy. Jeśli jednak to nie pomoże, to w Polsce są sądy pracy, co pomoże w tej sytuacji, mówi prawnik Regina Gusejnowa-Czekurda.
Prawniczka, członek Rady Adwokatów regionu Kijowa. Partnerka zarządzająca Towarzystwa Prawnego „G&D”. Specjalizuje się w prawodawstwie antykorupcyjnym. Wykwalifikowany mediator. Jest twórczynią kursów z zakresu prawa medialnego i interakcji prawnych między władzami państwowymi a mediami. Posiada szereg publikacji naukowych na temat prawodawstwa antykorupcyjnego, deklaracji elektronicznej, wolności słowa, ochrony danych osobowych, dostępu do informacji.
Wesprzyj Sestry
Nawet mały wkład w prawdziwe dziennikarstwo pomaga demokracji przetrwać. Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie ludzi walczących o wolność!
EES (Entry/Exit System) to system, który będzie automatycznie sprawdzał obywateli spoza UE, w tym Ukraińców, przekraczających granicę UE. Od 10 listopada 2024 r. osoby te będą sprawdzane przez program komputerowy, a cała procedura będzie się odbywać w specjalnym terminalu samoobsługowym. Podróżny będzie musiał zeskanować swój paszport biometryczny, a dane z niego odczyta komputer.
Jeśli po 10 listopada przekroczysz granicę Unii po raz pierwszy, zostaną pobrane Twoje dane biometryczne: odciski palców i zdjęcie twarzy. Przy kolejnych przejściach proces ten będzie przebiegał automatycznie. Skan swojej twarzy i odciski palców będziesz musiała aktualizować co trzy lata – to zabezpieczenie przed fałszywymi paszportami. Oczekuje się, że metoda ta zwiększy bezpieczeństwo w krajach UE i pomoże powstrzymać przepływ nielegalnych migrantów.
Pamiętaj, że od 10 listopada będziesz mogła przekroczyć granicę z UE tylko z paszportem biometrycznym.
System EES będzie stosowany przy wjeździe do wszystkich państw członkowskich UE, z wyjątkiem Cypru i Irlandii, a także Islandii, Liechtensteinu, Norwegii i Szwajcarii.
System ETIAS
ETIAS to zezwolenie na przekraczanie granicy UE dla obywateli tych krajów, z którymi Unia Europejska zawarła umowę o ruchu bezwizowym. Jako że Ukraina znajduje się na tej liście, jej obywatele będą musieli uzyskiwać zezwolenia od wiosny 2025 roku.
Zezwolenie ETIAS kosztuje 7 euro i jest wydawane na trzy lata.
To specjalny system zezwoleń na podróż (oparty na modelu amerykańskim), który ma na celu zapobieganie działalności terrorystycznej i wzmocnienie bezpieczeństwa krajów UE. Nowy system wjazdu będzie dotyczył obywateli 60 krajów, w tym USA, Australii, Nowej Zelandii i Kanady.
Aby skorzystać z ETIAS, musisz:
1. Wypełnić wniosek online na oficjalnej stronie internetowej lub w aplikacji ETIAS.
Twórcy obiecują, że sprawdzenie wniosku zajmie do kilku godzin. Jeśli jednak system zdecyduje, że musisz zostać dodatkowo sprawdzony, okres ten może wydłużyć się do 30 dni.
2. Uiść opłatę w wysokości 7 €. Wnioskodawcy w wieku poniżej 18 lat i powyżej 70 lat oraz członkowie rodzin obywateli UE są zwolnieni z opłaty.
Po zatwierdzeniu wniosku otrzymasz pocztą elektroniczną list zatwierdzający. Powinieneś dokładnie sprawdzić, czy w Twoich danych osobowych nie ma błędów – bo jeśli są, nie będziesz mógł wjechać do wybranego przez Ciebie kraju.
Dokument będzie ważny przez trzy lata lub do końca okresu ważności paszportu. W przypadku wymiany dokumentu lub jego utraty należy złożyć wniosek o nowy ETIAS.
Warszawa będzie gospodarzem największych obchodów – na placu Zamkowym. „Jesteśmy razem!” to hasło tegorocznych obchodów. Podczas wydarzenia uczczona zostanie pamięć ofiar, a Polakom wspierającym Ukraińców w walce z wrogiem wręczone zostaną nagrody „Stand With Ukraine Awards”.
Na scenie wystąpi polsko-ukraiński zespół DagaDana oraz zwyciężczyni Konkursu Piosenki Eurowizji 2016 Jamala. Nie zabraknie również znanych polskich i ukraińskich aktorów, którzy przeczytają fragmenty antologii „Wojna 2022”. Uroczystości odbędą się pod patronatem Ambasady Ukrainy w Polsce oraz Prezydenta Warszawy.
Kiedy: 24 sierpnia, 17:30
Gdzie: Plac Zamkowy
„Ukraiński Dom w Warszawie” organizuje również wydarzenie „Zaśpiewajmy razem hymn Ukrainy w Ukraińskim Domu”. Zapraszamy Ukraińców w haftowanych koszulach do wspólnego śpiewania hymnu – symbolu jedności i zwycięstwa!
Kiedy: 24 sierpnia, 13:00
Gdzie: ul. L. Zamenhofa 1
Gdańsk
Obchody potrwają w Gdańsku dwa dni. 24 sierpnia o godz. 11:30 pod pomnikiem Wołodymyra Wielkiego (Skwer Chrztu Rusi-Ukrainy) odbędzie się nabożeństwo do Najświętszej Maryi Panny w intencji pokoju i zwycięstwa Ukrainy nad agresorem. Będzie też złożenie kwiatów oraz wystąpienia przedstawicieli władz Polski i Ukrainy, hierarchów kościelnych i przedstawicieli organizacji pozarządowych.
O 13:00 odbędzie się procesja do Fontanny Neptuna, natomiast w Ukraińskim Domu (ul. Aksamitna 4a) wszyscy chętni będą mogli uczestniczyć w wyplataniu siatek maskujących dla wojska.
W niedzielę 25 sierpnia o godz. 12:30 zapraszamy na coroczny koncert z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy „Światło w walce”, który odbędzie się na placu Solidarności 1. W programie m.in. premiera teledysku „Ludzie Woli”. Podczas wydarzenia zaplanowano też zbiórkę charytatywną na rzecz Sił Zbrojnych Ukrainy.
W weekend odbędzie się ponadto Międzykulturowy Festiwal Rodzinny Dom/??? z warsztatami kreatywnymi, koncertem na żywo, pokazem filmu „Mawka. Leśna pieśń”, a także spotkania literackie, kiermasz rękodzieła i usług oraz grill integracyjny.
Pierwszy dzień festiwalu: 24 sierpnia, godz. 14:00-19:00, ul. Wita Stwosza 23.
Drugi dzień festiwalu: 25 sierpnia, 12:00-17:00, Europejskie Centrum Solidarności.
Więcej informacji o programie obchodów Święta Niepodległości w Gdańsku znajdziesz tutaj.
Organizatorami obchodów są Konsulat Ukrainy w Gdańsku, Związek Ukraińców w Polsce Oddział Pomorski, Zjednoczony Gdańsk, Biblioteka Ukraińska w Gdańsku, Fundacja RC, TYNKA
Kraków
Marsz „Ukraina – Bezpieczeństwo Europy” odbędzie się w Krakowie. „Musimy być głosem obrońców, przypominać całemu światu o ich odwadze, poświęceniu i znaczeniu wspierania Ukrainy. Ten wiec to nasz wspólny apel do świata. Musimy pokazać, że jesteśmy zjednoczeni w naszej walce o wolność. Twój udział to Twój wkład w nasze wspólne zwycięstwo” – apelują organizatorzy wydarzenia.
Wśród nich są Fundacja Chimera Kultur, Fundacja Zjednoczeni Humanitarnie, KOD, Sun for Ukraine.
Kiedy: 24 sierpnia, 15:00
Gdzie: Rynek Główny, pod Wieżą Ratuszową
W Krakowie zapraszamy również na wieczór ukraińskich pieśni, podczas którego zbierane będą fundusze na pomoc ukraińskiemu wojsku. Wstęp wolny.
Kiedy: 24 sierpnia, 18:00
Gdzie: ul. Sławkowska 28
Wrocław
We Wrocławiu uroczystości rozpoczną się od obchodów Dnia Flagi. W samo południe 23 sierpnia ukraińska flaga zostanie rozwinięta na najwyższym wzniesieniu województwa dolnośląskiego – na Śnieżce.
24 sierpnia o godz. 11:15 na placu bp. Jana Kołdy Nankiera 3 odbędzie się Marsz Jedności i Solidarności.
Oficjalna część obchodów została zaplanowana na placu Gołębim na godzinę 12:00, gdzie uczczona zostanie pamięć wszystkich, którzy oddali życie za wolność Ukrainy.
Więcej informacji o programie obchodów Dnia Niepodległości we Wrocławiu znajdziesz tutaj.
Szczecin
Ukraińcy w Szczecinie są zaproszeni do świętowania Dnia Niepodległości na placu Solidarności. W sobotę odbędzie się tu uroczysty koncert oraz kiermasz charytatywny. Organizatorzy zachęcają do przyniesienia na kartce słów, które są dla Was ważne, zabrania flag Ukrainy i Polski, ubrania czegoś, co przypomina Wam o Ukrainie – i wsparcia zbiórki na drony.
Kiedy: 24 sierpnia, 17:00
Gdzie: plac Solidarności
Lublin
W niedzielę 25 sierpnia zapraszamy do cerkwi św. Jozafata w Lublinie na Bożą Liturgię w intencji jedności, zwycięstwa nad agresorem i sprawiedliwego pokoju dla Ukrainy. Będzie także występ dzieci z Ukraińskiej Szkoły Sobotniej imienia profesora Mychajły Łesiowa i chóru parafialnego.
W Dniu Niepodległości będzie można wziąć udział w warsztatach malarskich w Petrykiwka dla dzieci i dorosłych. Warsztaty poprowadzi artystka Anna Szportiuk-Sawczuk. Udział w wydarzeniu jest bezpłatny.
Kiedy: 24 sierpnia, godz. 14:00
Gdzie: ul. Zielona 3
Kielce
Wszystkich mieszkańców Kielc zapraszamy na uroczysty koncert 24 sierpnia o godz. 16.00 na Planty 7 Kielce.
Siedlce
Ukraińcy w Siedlcach spotkają się na uroczystości 22 sierpnia o godz. 17:00 przy ul. Brzeskiej 134. Uczczą święto pieśniami i muzyką.
Koszalin
W Koszalinie odbędzie się uroczysty koncert „Z Ukrainą w sercu” z udziałem zespołu Yagody oraz ukraińskich zespołów z Koszalina i Ukrainy. Przy wejściu do amfiteatru zbierane będą datki na cele charytatywne. Cały dochód zostanie przeznaczony na pomoc Ukrainie.
Kiedy: 24 sierpnia, godz. 17:00
Gdzie: Amfiteatr w Koszalinie, ul. Piastowska 7
Kluczowe wydarzenia z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy w Polsce są dostępne w aplikacji mobilnej I'm Ukrainian.
Paweł Kowal: Mam pewne wrażenie, którym chciałbym się podzielić. Po raz kolejny na granicy polsko-ukraińskiej stało kilka ciężarówek. I choć niczego nie blokowały, wszyscy już mówią: „O mój Boże, Polska zablokowała granicę”. Przypomnę, że polski rząd nie popiera tych protestów. Są one rozpędzane zgodnie z prawem i tak będzie nadal. Polska jest jednak krajem demokratycznym i zawsze znajdą się ludzie, którzy będą protestować. Chciałbym więc poprosić wszystkich moich ukraińskich przyjaciół, by nie wyciągali wniosków na temat całej Polski i całej polskiej pomocy, na temat stosunków polsko-ukraińskich na podstawie kilku ciężarówek. Bo kierowcy tych ciężarówek protestują na granicy z Ukrainą przeciwko podpisaniu przez Polskę umowy Mercosur z krajami Ameryki Południowej.
To nie ma nic wspólnego z Ukrainą, ale w Ukrainie nawet mądrzy ludzie zaczynają myśleć, że Polska chce zaszkodzić Ukrainie
Może dlatego, że Argentyna, Brazylia, Paragwaj, Boliwia czy Urugwaj są trochę dalej niż nasza granica?
Oni po prostu czują, że nasza granica jest wrażliwym miejscem, więc za każdym razem [gdy pojawia się jakiś problem – red.] próbują ją zablokować. Ale polski rząd negocjuje i używa innych form prawnych, by uniknąć blokowania. Tak jest i będzie, lecz nie możemy ogłosić końca dialogu polsko-ukraińskiego z powodu każdej pary ciężarówek na granicy. Bo to po prostu absurd.
Rolnicy mówią, że wrócą i wznowią blokadę 10 grudnia. Dla Ukrainy każda taka blokada jest bolesnym ciosem dla gospodarki. Jak sobie z tym poradzić?
Polski rząd tego nie popiera i stara się z tym walczyć. W ramach obowiązującego prawa. Ukraina jest państwem prawa, tak jak Polska. Rząd nie może krzywdzić tych protestujących. Powinien albo z nimi negocjować, albo użyć innych legalnych metod, by uniemożliwić im blokowanie granicy. Chociaż szczerze mówiąc granica nigdy nie była całkowicie zablokowana, nawet w szczycie protestów rok temu – a teraz to tylko kwestia kilku ciężarówek. Wyczucie proporcji wydaje mi się niezwykle ważne w naszych czasach. W przeciwnym razie mamy emocje, których później nie da się kontrolować.
Do wyborów prezydenckich w Polsce pozostało około pół roku. Data nie została jeszcze ustalona, ale najprawdopodobniej będzie to maj. Największe siły polityczne wybrały już swoich kandydatów. Koalicja Obywatelska nominowała Rafała Trzaskowskiego, obecnego prezydenta Warszawy. Dlaczego Trzaskowski, a nie Sikorski, minister spraw zagranicznych? Co to oznacza dla Ukrainy?
Trzaskowski wygrał prawybory w Koalicji Obywatelskiej stosunkiem głosów 75 do 25. Długo się do tego przygotowywał. Pamięć o wyborach sprzed pięciu lat odgrywa tu ważną rolę. Kiedy PiS był u władzy, Trzaskowski był bardzo bliski pokonania Andrzeja Dudy. Byliśmy wtedy przekonani, że te wybory zostały nam skradzione. Władze i rząd wywierały dużą presję w tamtej kampanii, to były nieuczciwe wybory. Myślę, że [w kwestii nominowania Trzaskowskiego, a nie Sikorskiego – red.] odegrały rolę pamięć o ostatniej kampanii, w której Trzaskowski poradził sobie bardzo dobrze, oraz tradycja, która istnieje w Polsce, że prezydent Warszawy jest uważany za potencjalnego kandydata na prezydenta państwa. No i to, że Trzaskowski jest popularny – ludzie po prostu go kochają.
Jakie jest stanowisko Rafała Trzaskowskiego w sprawie polityki wschodniej, w sprawie Ukrainy?
Myślę, że nawet nie musi nic mówić w tej sprawie. Wystarczy spojrzeć na działania Warszawy.
Warszawa pod rządami Trzaskowskiego była jednym z najbardziej otwartych miast na uchodźców z Ukrainy. Była miastem, które wspierało i wspiera Ukrainę. I była jednym z pierwszych miast na świecie, które włączyły się np. w plany odbudowy Mariupola
Mógłbym długo opowiadać o zaangażowaniu Warszawy pod przewodnictwem Rafała Trzaskowskiego w pomoc Ukrainie, zarówno w mikroskali poszczególnych konkretnych projektów miejskich, jak w sensie politycznym, międzynarodowym. Trzaskowski jest znany na arenie międzynarodowej, ma doświadczenie jako wiceminister spraw zagranicznych, był posłem do Parlamentu Europejskiego, wielokrotnie zabierał głos w sprawie rosyjskiej wojny w Ukrainie. Jego stanowisko w tej sprawie jest jasne i w pełni je popieram.
Kandydatem PiS jest Karol Nawrocki, szef Instytutu Pamięci Narodowej. Czy bolesne kwestie w relacjach polsko-ukraińskich będą rozgrywane w kampaniach prezydenckich obu kandydatów?
Nie sądzę. Po wypowiedzi Andrija Sybihy, za którą chciałbym mu podziękować, widzimy stopniowe zrozumienie, że kwestię ekshumacji należy oddzielić od kwestii upamiętnień i że wszystkie ekshumacje grobów – czy to polskich, czy ukraińskich, czy żydowskich – po jednej i po drugiej stronie granicy są kwestią praw człowieka. Nasi bliscy zasługują na to, by w normalnych warunkach móc powiedzieć: chcemy odnaleźć szczątki naszych krewnych, pochować ich, wypisać na grobach ich imiona i nazwiska, pomodlić się nad nimi. To podstawowe prawo do godnej pamięci o naszych bliskich, nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Wcześniej kwestia ekshumacji była łączona z innymi tematami i stawała się przedmiotem negocjacji. Jestem pewien, że krewni każdej ofiary niezależnie od narodowości mają prawo do pamięci o niej. Mówię „każdej” narodowości, ale oczywiście mam na myśli przede wszystkim polską, a także ukraińską. Ta kwestia nie będzie głównym elementem kampanii wyborczej, jeśli sprawy pójdą tak, jak widzi je dziś strona ukraińska.
Jeśli pójdziemy za przykładem wystąpienia Sybihy w Warszawie, będziemy w stanie znaleźć dobre rozwiązania także dla innych tematów
Igor Hałagida, polski profesor narodowości ukraińskiej, zajmuje się na Ukraińskim Uniwersytecie Katolickim dokumentowaniem ofiar tragedii wołyńskiej po stronie ukraińskiej. Ciekawe, co osiągną wspólnie ukraiński i polski zespół. Na konferencji prasowej Sybiha i Sikorski powiedzieli, że będą pracować nad praktyczną stroną prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych. Jak Pan widzi te mechanizmy, skoro wciąż trwa wojna?
Mam pewną wizję, ale jeszcze nic nie powiem, bo nie mam do tego upoważnienia. Rozmowy trwają. Po pierwsze, ta działalność ma po części charakter archiwalny, bo miejsca, w których leżą szczątki ofiar, trzeba dokładnie oznaczyć. Większość z nich została już oznaczona i te badania można i trzeba prowadzić. Wojna może być przeszkodą. Ale w pewnym sensie jest też dobrym kontekstem, bo Ukraińcy też odczuwają dziś ból, gdy ginie ktoś bliski i nie wiedzą, gdzie jest jego ciało. Polscy i ukraińscy eksperci zrobili wielką politykę z tak elementarnej rzeczy jak to, że po 80 latach krewni chcą wiedzieć, gdzie jest ciało ich wujka czy dziadka. Co stoi na przeszkodzie, żeby wreszcie zamknąć tę sprawę?
Czy dobrze rozumiem, że Rada do spraw Współpracy z Ukrainą będzie zaangażowana w ten proces?
Tak, być może nawet ja osobiście, jeśli zajdzie taka potrzeba. Kwestie historyczne nie są naszym głównym zadaniem, ale są również częścią naszego mandatu. Jeśli wsparcie będzie potrzebne, udzielimy go.
Andrij Sybiha powiedział, że Ukraina jest zainteresowana otrzymaniem od Polski budynku Konsulatu Generalnego Rosji w Poznaniu i już wysłała prośbę do strony polskiej w tej sprawie. Co Pan sądzi o szansach na podjęcie przez Polskę takiej decyzji?
Nie jestem w pełni doinformowany o stanie rzeczy w tej kwestii. Otwarcie oficjalnego konsulatu w określonym miejscu i przekazanie budynku wiąże się z wieloma aspektami prawnymi i formalnymi. Pojawia się pytanie, jakie są tam uwarunkowania prawne, na ile jest to możliwe na tym etapie z punktu widzenia formalnego czy bezpieczeństwa. Więcej na ten temat powiem wtedy, gdy sam będę więcej wiedział. Nawiasem mówiąc, mówiłbym nie tylko o Poznaniu, ale także na przykład o Rzeszowie, gdzie działa ukraiński konsulat, ale wciąż czekają tam na konsula.
Rozumiem potrzebę obywateli Ukrainy, by byli reprezentowani przez swoich dyplomatów. Prośby o ustanowienie konsularnych reprezentacji dyplomatycznych Ukrainy dotyczą różnych polskich miast. Bo wiele rzeczy, które dzieją się w Polsce, jest związanych z Ukrainą
Naprzeciwko ambasady rosyjskiej w Warszawie działa restauracja „Krym”, przypominająca o rosyjskich zbrodniach. Obok niej jest aleja Ofiar Agresji Rosyjskiej, kolejny ważny gest poparcia stolicy Polski dla Ukrainy. Ale czy to wystarczy?
Jeśli chodzi o przypominanie, to uważam, że Polska jest krajem, który robi wiele w tej kwestii. Wykazujemy solidarność z Ukrainą we wszystkich dziedzinach. I to jest jasne dla wszystkich, z którymi mam do czynienia.
Światowe media dyskutują o nuklearnym szantażu Kremla i o tym, jak zagwarantować Ukrainie zwycięstwo w dłuższej perspektywie. Według „New York Timesa” niektórzy zachodni urzędnicy zasugerowali, że prezydent USA Biden mógłby sprawić, by broń jądrowa wróciła do Ukrainy. W tej chwili to tylko opinie, ale co Pan sądzi o takiej możliwości?
To nie budzi zaufania. Sprawa jest prosta: Ukraińcy powinni mieć możliwość atakowania przy użyciu najlepszej broni i zgodnie z prawem międzynarodowym, ponieważ sami zostali zaatakowani. Wszystko inne to wprowadzanie zamieszania w celu osłabienia zdolności obronnych Ukrainy. Wydawanie oświadczeń o potrzebie zapewnienia broni nuklearnej Ukrainie wygląda jak próba grożenia jakąś wojną nuklearną. Tymczasem nie chodzi o wojnę nuklearną, ale o prostą rzecz: Ukraińcy się bronią, a w ramach obrony atakują te strategiczne miejsca, z których są atakowani. Wszystko inne to niepotrzebna reakcja na rosyjskie prowokacje.
„Le Monde” pisze, że europejscy przywódcy wznowili poufne konsultacje w sprawie możliwości wysłania europejskich wojsk do Ukrainy, by pomóc zakończyć wojnę.
Putin jest teraz w takim stanie psychicznym, że nie czeka na żadne propozycje z Europy. Ma pozory sukcesu po szczycie BRICS w Kazaniu i kilku nowych wydarzeniach w stosunkach międzynarodowych, na przykład po telefonie od kanclerza federalnego Schroedera… Jak nazywa się obecny kanclerz federalny?
Scholz.
No właśnie! Scholz jakoś przypomina mi Schroedera, ten jego telefon był w stylu Schroedera. Może Putin myśli, że wieje dla niego jakiś nowy wiatr i ma jakąś superenergię? Tymczasem wszyscy na Zachodzie oczekują, że nastąpi jakiś zwrot. Może tak się stanie, może nie. Nie wiem.
Więc jakie jest rozwiązanie? Zachód go szuka, a Putin szuka sposobu na wygraną.
Wsparcie dla Ukrainy. Mamy tylko jedno wyjście: konsekwentnie wspierać Ukrainę w imię wspólnego bezpieczeństwa.
Unikanie komplementów przy jednoczesnym poruszaniu drażliwych tematów to specjalność polskiego kina. Już od lat 60. Andrzej Wajda toczył symboliczne wojny z systemem komunistycznym i jego wyobrażeniem o ludziach jako figurach z kamienia czy stali. Z nastaniem niepodległości tamte metafory szybko odeszły w przeszłość. Reżyserzy zaczęli mówić wprost i ostro, obnażając miałkość ludzi obojętnych na system, w którym gnili. W latach 90. to od „Psów” Władysława Posikowskiego zaczęła się walka filmu z korupcją w milicji i bezpiece, a mafia stała się pełnoprawnym tematem dla filmowców. W latach 2000., po wojnie między mafią a policją, pojawił się Patryk Vega ze swoim „Pitbullem”, przez kolejne dwie dekady wypuszczając kolejne filmowe i serialowe kontynuacje i rozwinięcia wątków tej opowieści – jak choćby „Pitbull. Nowe porządki”, „Pitbull. Niebezpieczne kobiety czy „Kobiety mafii”.
W zasadzie tylko Wojciech Smarzowski był w stanie przedrzeć się przez ten niekończący się zalew produkcji Vegi – człowieka orkiestry polskiego kina sensacyjnego. Jego „Dom zły” i „Drogówka” były dziełami na najwyższym poziomie artystycznym i zasłużenie zdobyły uznanie na całym świecie.
Prawdopodobnie to właśnie dzięki tym dwóm reżyserom w latach 10. i 20. XXI wieku globalne serwisy streamingowe z ochotą sięgały po polskie kryminalne filmy długometrażowe: HBO wyprodukowało „Watahę”, Canal+ „Ślepnąc od świateł” i „Furiozę”, a Netflix „Rojsta”.
„Idź przodem, bracie” kontynuuje tę tradycję, w której losy byłego policjanta i mafii są ze sobą ściśle powiązane
I właśnie za to serial dostaje ode mnie pierwszy punkt – za kolejną opowieść o tajnych kryminalnych powiązaniach prawa i przestępczości, które w swoim czasie obnażyli twórcy zarówno „Ojca chrzestnego”, jak „Ośmiornicy”.
Oskar Gwiazda, główny bohater „Idź przodem, bracie” (gra go Piotr Wiktowski), jest członkiem z jednostki specjalnej policji, który sam staje się przestępcą, najpierw dokonując rozbojów, potem morderstw, a w końcu przyłączając się do mafii. To jego historia stanowi centrum dramaturgiczne filmu, ponieważ jego przejście z jasnej strony na ciemną odbywa się nie w sposób oczywisty i gwałtowny, lecz stopniowo, pod wpływem okoliczności i wynika z poświęcenia dla bliskich mu ludzi. Martwił się o ojca, ale ten umarł. Chciał ocalić swój dom, lecz zamiast tego mimowolnie przyczynił się do zniszczenia rodziny swojej siostry. Do tego dochodzą jego długi, ataki paniki i zwolnienie z policji. Z każdej strony kozy wskakują na to pochyłe drzewo, łamiąc jego gałęzie.
Drugi punkt przyznaję serialowi za grę męskości i kobiecości, za taniec dwóch płci, splecionych ze sobą i dopełniających się niczym yin i yang
Dwa losy, chłopaka i dziewczyny, tworzą jedną dramatyczną całość. Co więcej, drugoplanowa rola kobieca niekiedy przeważa nad główną rolą męską, przynajmniej pod względem siły uczuć i tragizmu. Twórcy, zdając sobie sprawę z potrzeby rozrzedzenia napięcia związanego z dramatem głównego bohatera, stworzyli podwaliny pod romans. Z kolei wprowadzenie do fabuły kobiecego piękna i energii dało szansę na stworzenie kryminalnego filmu akcji z nutką melodramatu.
Ewa jest Ukrainką, w którą wcieliła się ukraińska aktorka Anastazja Pustowit. Nie sposób było znaleźć lepszą odtwórczynię! Po pierwsze, grana przez nią postać jest nieschematyczna. Świetnie uzupełnia się z głównym bohaterem, bo jest taka jak on – z jednej strony śmiała i odważna, z drugiej poraniona przez życie, boleśnie emocjonalna. Ma siłę, by pomóc Oskarowi w potrzebie, ale nie potrafi powstrzymać łez, kiedy próbuje uciec przed mafijnym pościgiem z Polski do Ukrainy – tak jak kiedyś uciekała z Ukrainy do Polski przed bólem. Ta próba ucieczki to zwieńczenie dramatu kobiety, który rozgrywa się wewnątrz dramatu mężczyzny. Już samo pytanie dziewczynki na dworcu, gdy Ewa stoi przy drzwiach autobusu jadącego z Polski do Ukrainy: „Nie boisz się wracać?”, sprawia, że czujemy dreszcze. Ten szok umiejętnie potęguje współczesna piosenka „Moja radość” lwowskiego rapera Palindroma – echo ludowej pieśni „Śpij, mój książę, śpij”, śpiewanej przez Ewę synowi. Powoli śpiew Palindroma zamienia się w krzyk black metalu – sen się kończy, w duszy pozostaje tylko czerń bólu.
Jaki to ból? Dlaczego bohaterka tak bardzo cierpi? To staje się jasne później. Siedząc w kościele, Ewa pokazuje siostrze Oskara nagranie swojego syna w telefonie i mówi:
„Kiedy uderzyła rakieta, miałam umrzeć razem z nim. Dzisiaj płakałam po raz pierwszy od jego śmierci. Jak dobrze jest płakać”. Straszny i genialny moment
Jednak ten fundamentalny moment może wywołać gorzkie kontrowersje. Faktem jest, że „Idź przodem, bracie” w żaden sposób nie wspomina o wojnie rosyjsko-ukraińskiej, mimo że ta wojna jest największą katastrofą w Europie od czasów II wojny światowej, a na dodatek toczy się tuż obok Polski. Zarazem w serialu wspomniane jest, że bohaterka uciekła z Ukrainy. Przed czym uciekała? Dlaczego twórcy o tym nie mówią? Dlaczego w finale umieszczają kilka tragicznych momentów bez wyjaśnienia przyczyny tragedii? Jaki pocisk zabił jej dziecko? I czy Polacy są zmęczeni odniesieniami do tej wojny?
Oczywistość tych pytań jest wręcz uderzająca, podobnie jak skandaliczna jest fraza, którą twórcy filmu włożyli w usta bohaterki: narzekając przed Oskarem na pracę w supermarkecie Ewa mówi: „Traktują mnie jak śmiecia”. Dlaczego, skoro powszechnie mówi się, że Polacy pomagają Ukraińcom? I dlaczego twórcy wstawili do scenariusza to zdanie, skoro Nastia Pustowit powiedziała, że podczas kręcenia serialu, w połowie 2023 roku, jego twórcy pomagali zbierać pieniądze dla ofiar zniszczenia przez Rosjan elektrowni wodnej w Kachowce?
Najwyraźniej w ten sposób polscy twórcy chcą zwrócić uwagę samych Polaków na problem, który pojawił się w ostatnim czasie – choć nie jest to problem powszechny. Ten akt samooskarżenia i samokrytyki wyrażony został z typowo polską odwagą.
Z drugiej strony, pominięcie informacji o tym, jakie pociski zabiły syna bohaterki, każe zadać pytanie, dlaczego twórcy nic o tym nie powiedzieli. A także dlaczego nie zaakcentowano lub nie rozszyfrowano obecności Rosjan w serialu? Obok głównego mafioza Damiana Chornego (Marcin Kowalski) pojawiają się ludzie o rosyjskich nazwiskach i mówiący po polsku z rosyjskim akcentem. Kim oni są? Dlaczego tu są? Czy to rosyjscy bandyci? I dlaczego w serialu nie zostali wprost tak nazwani? Z obawy przed zadzieraniem z Federacją Rosyjską? Taka polityczna poprawność Netflixa? Tak czy inaczej, bardzo różni się to od śmiałości, z jaką polski premier Donald Tusk wypowiada się o Rosji, mówiąc: „Nie powinniśmy mieć wątpliwości co do konfrontacji ze złem”.
Serial jest niejednoznaczny, niezbyt równy, ale stawia trudne, drażniące pytania
I dobrze, bo obejrzawszy go widz zostaje nie z pustym ekranem ciszy, ale z duszą pełną głośnych emocji. I z determinacją, by poznać odpowiedzi na pytania, które zostały celowo postawione przez twórców lub pojawiły się tu przypadkiem.
Przez długi czas przeprowadzka do Ameryki była moim marzeniem, jednak po trzech latach mieszkania tam zdecydowałam się wrócić do Polski. Tak jak moi rodzice, myślałam, że życie w Ameryce zaoferuje mi ów wielki amerykański sen – lecz to nie był ten przypadek. Myślę, że ze względu na sposób, w jaki Ameryka jest przedstawiana, miałam wpojone wyobrażenie o tym, jak będzie wyglądało moje życie. Nie byłam jednak świadoma szokujących odkryć, które przychodzą wraz z przeprowadzką na Zachód.
Gdy tam dotarłam, nie powiedziałabym, że tęskniłam za moim starym życiem w Polsce. Wszystko wydawało się nowe i ekscytujące. Czułam, że „mi się udało”. Jednak im więcej czasu spędzałam w USA, tym bardziej zdawałam sobie sprawę ze smutnych realiów Ameryki. Życie na Wschodzie jest mocno skupione na społeczności: znam swoich sąsiadów, kupuję owoce i warzywa na lokalnym targu, przyjaciele stawiają mi piwo, gdy jestem spłukana. Tymczasem moje doświadczenia w Ameryce były całkowitym tego przeciwieństwem. Jeśli nie mieszkasz w dzielnicy, w której dorastałaś lub budowałaś społeczność, wszystkie twoje doświadczenia są czysto transakcyjne. Przyłapywałam się na myśleniu, że tworzę z kimś relację – a później szybko odkrywałam, że ta osoba czegoś ode mnie chce, zacierając granicę tego, czy przyjaźń może istnieć poza pracą lub statusem.
W Stanach Zjednoczonych najtrudniejszym było dla mnie zrozumienie swojej tożsamości
W Ameryce jestem postrzegana jako biała dziewczyna, a moja tożsamość jako Polki niekoniecznie jest brana pod uwagę – chyba że poruszę ten temat w rozmowie. Naprawdę trudno mi było to zrozumieć, bo czuję, że pochodzę z kraju, który bardzo koncentruje się na tożsamości. Czułam, że właśnie tego mnie pozbawiano. W rzeczywistości nie potrafiłam zidentyfikować się z tym, kim jestem w USA. Czy powinnam być uważana za imigrankę, czy za polską Amerykankę? To było dla mnie bardzo niejasne. Zdawałam sobie sprawę z przywilejów, jakie mam w Ameryce ze względu na bycie białą kobietą. Nie potrafiłam jednak identyfikować się ani tworzyć więzi z białymi Amerykankami wokół mnie.
Nie czułam się tam, jak w domu – chyba że byłam na Greenpointcie, gdzie mogłam spotykać się z Polakami. Bo jeśli chodzi o mój uniwersytet, to spotkałam tam tylko jedną Polkę. Lepiej poczułam się dopiero wtedy, gdy zaprzyjaźniłam się z Ukraińcem, który pochodził z rodziny imigrantów. Świetnie rozumiał, o czym mówię. Amerykanie postrzegali go tylko jako białego chłopca – zresztą on też nie był w stanie identyfikować się z białymi amerykańskimi mężczyznami. Rozmawialiśmy o podobieństwach i różnicach w byciu Polakiem i Ukraińcem – oraz o terrorze, który szaleje teraz na świecie, a który większość naszych rówieśników w Ameryce zdawała się ignorować. Myślę, że Ameryka jest tak skoncentrowana na sobie i swojej polityce, że wiele kwestii zewnętrznych, które nie dotyczą tamtejszych ludzi, wydaje się im nieistotnych. Dlatego możesz się czuć zagubiony, zwłaszcza gdy jesteś imigrantem.
Ten mój przyjaciel uświadomił mi, jak bardzo tęsknię za moim krajem i moją społecznością, bo był najbliżej tego, czym w moim odczuciu była społeczność w Ameryce. Tam bycie wschodnim Europejczykiem jest dziwnym doświadczeniem. Bo choć z jednej strony większość krajów Europy Wschodniej była w przeszłości uciskana, to z drugiej masz przecież przywilej bycia białą osobą i powinnaś wziąć odpowiedzialność za posiadanie tego przywileju.
Po prostu za mało mówi się o tym, jak bardzo historia wpłynęła na kraje Europy Wschodniej – zwłaszcza na Zachodzie nie widzę, by było wielu ludzi świadomych tego, co się stało.
Pamiętam, jak na jednych z moich zajęć amerykański dzieciak nie wiedział, co dzieje się w Ukrainie. „Jaka wojna?”, powiedział, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę
Jak można tego nie wiedzieć? – myślałam rozzłoszczona. Tam wszystko kręci się wokół ich kraju, a to, co nie jest na nim skoncentrowane lub nie skupia się na ich idei indywidualizmu – jest wykluczane. „Ameryka to, Ameryka tamto” – nie mogłam już tego znieść. Żadnych wiadomości o innym kraju, choć to ich kraj jest odpowiedzialny za większość zbrodni wojennych na świecie, będąc zarazem jedynym, który mógłby te wojny zakończyć.
W Nowym Jorku zamieszkałam w ukraińskiej części dzielnicy East Village, mając nadzieję, że przyniesie mi to poczucie spokoju. Jednak zamiast tego miałam wrażenie, ta ukraińskość jest zmyślona. Na ulicach nie słyszałam ukraińskiego, za to większość dzielnicy wydawała mi się zgentryfikowana przez hipsterskich białych Amerykanów i studentów szukających tanich mieszkań. Często zastanawiałam się, co to oznacza dla tych, którzy kiedyś nazywali tę okolicę domem.
Kontrast między oryginalną kulturą a nowoczesnym, bardziej skomercjalizowanym środowiskiem wywoływał poczucie nostalgii za tym, co zostało utracone, potęgowane przez obecne wydarzenia w Ukrainie
To samo zaobserwowałam na Greenpointcie. To, co kiedyś było znane jako kwitnąca polska dzielnica, nie było już takie samo. Odwiedzałam to miejsce każdego miesiąca – kolejna restauracja była zamykana i kolejna znana mi osoba wyprowadzała się, bo nie było jej już stać na życie tam. Najbardziej uderzyła mnie zmiana w otaczających mnie ludziach. Wielu mieszkańców, którzy mieszkali tam przez długi czas, zostało wypchniętych z powodu rosnących czynszów, a krajobraz kulturowy, dzięki któremu z początku czułam się jak w domu, stał się bardziej homogeniczny. Zarówno ukraińska, jak polska społeczność zostały wypchnięte z dzielnic, które kiedyś uważały za swoje. Teraz przenoszą się kilka mil dalej od Manhattanu, do innej dzielnicy, którą będą nazywać domem, dopóki wszystko się nie powtórzy.
Przez cały pobyt w Ameryce zastanawiałam się: dlaczego nie wybrać spokojniejszego, wspólnotowego życia? Dlaczego to miałoby pozostać tylko marzeniem? To poczucie izolacji w czterech ścianach mojego nowojorskiego mieszkania, codzienne budzenie się w dobiegającym z zewnątrz hałasie, patrzenie na twarze, których nie rozpoznaję. Dlaczego nie przenieść się z powrotem do domu i mieć wspólnotę, wsparcie i poczucie bezpieczeństwa? Zdałam sobie sprawę, że narzekając na to wszystko miałam tylko jedną opcję. Spakowałam swoje rzeczy i wyjechałam. Moim marzeniem nie jest otaczanie się błyszczącymi rzeczami i praca, która wzmacnia moje poczucie własnej wartości. Chcę czuć, że gdzieś przynależę – do miejsca, w którym sąsiedzi pozdrawiają się nawzajem, miejsca, w którym ludzie troszczą się o siebie nawzajem. Miejsca, które możemy nazwać domem.