Exclusive
20
min

Andreas Bilous: "Pragnienie surowości i jasności, która kontrastuje z grozą rzeczywistości. To dwa trendy, które teraz są silne w ukraińskiej modzie"

Ich ubrania można zobaczyć nie tylko na prezydencie Wołodymyrze Zełenskim, aktorach z "Emily in Paris", Spider-Manie i innych celebrytach. Projektanci marki Andreas Moskin jako pierwsi w Ukrainie i na świecie stworzyli ubrania dla weteranów wojennych z protezami. W 2024 roku, podczas Ukraińskiego Tygodnia Mody, Andreas Bilous i Andrey Moskin po raz pierwszy w historii wprowadzili na wybieg modelki z protezami.

Jaryna Matwijiw

Projektant Andreas Bilous i wojskowy Dmitry Tereshchenko na podium przed pokazem mody, 2024. Zdjęcie: Andreas Moskin

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Moda przełamuje bariery

— Postanowiliśmy pogłębić naszą współpracę z bohaterami wojny rosyjsko-ukraińskiej i dostosowaliśmy nową kolekcję do potrzeb mężczyzn noszących protezy. Na przykład rękawy kurtki można zdjąć za pomocą niewidocznego zapięcia, a na wewnętrznych szwach bocznych spodni znajdują się również zapięcia, które pomagają weteranowi szybko założyć lub zdjąć protezę" - wyjaśnia Andreas Bilous.

— "Tworząc tę kolekcję, ponownie czerpaliśmy inspirację z kultury ukraińskiej, w szczególności opieraliśmy się na osiągnięciach elity kulturalnej lat 20. i 30. XX wieku ("Rozstrzelane odrodzeniel"). Tradycyjnie, głównym przedmiotem naszych badań czynimy klasyczny garnitur, demonstrując niekonwencjonalne podejście do tego elementu męskiej garderoby.
Przykładowo, asymetryczne ułożenie szwów na przodzie marynarki może sugerować jej zmechacony wygląd. Czarne i czerwone obrazy odnoszą się do czasów cenzury i wojen, podczas gdy jasne kolory przywołują niezależność i wolność.

Pokaz na Ukraińskim Tygodniu Mody 2025-26

— Od ponad roku pracujesz z weteranami, którzy mają protezy nóg i rąk. Opowiedz nam o tym doświadczeniu. Jak szukaliście modeli i czego nauczyliście się dzięki tej współpracy?

To dla nas głęboko emocjonalne doświadczenie. Chcieliśmy pokazać, że siła, odwaga i piękno istnieją nawet w najtrudniejszych okolicznościach. Modeli weteranów szukaliśmy za pośrednictwem organizacji pozarządowych, w szczególności Revived Soldiers ("Ożywieni Żołnierze"). Bardzo pomogła nam również ukraińska prezenterka telewizyjna Solomiya Vitvitska, z którą łączy nas wieloletnia przyjaźń i która pomaga wojsku od 2014 roku. 

Każdy z żołnierzy, którzy stali się naszymi modelami na wybiegu, ma własną historię i ważne było dla nas, aby opowiedzieć ją za pomocą obrazu. Na przykład Dmytro Tereshchenko zaciągnął się do obrony terytorialnej drugiego dnia wojny, kiedy był 18-letnim studentem.

Został ranny, a z powodu długiej ewakuacji lekarze nie byli w stanie uratować jego nogi. Dmitriy był zawodowym bokserem przez wiele lat i zasłużył na swój przydomek Champion.
Po amputacji nadal uprawia sport. W USA Dmytro zdobył siedem złotych medali na najważniejszych zawodach sił powietrznych. W grudniu 2024 r. został mistrzem świata na Ocean Man International w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Artem Moroz przebiegł Maraton Bostoński kilka miesięcy po wszczepieniu protezy i nie opuścił służby. Oleksandr Kungurov dodał taniec latynoamerykański do swojego hobby po założeniu protezy. Maksym Yermokhin postanowił pomagać innym weteranom i obecnie pracuje dla organizacji pozarządowej Space of Opportunities. Mykola Levkun został zaproszony jako aktor do Teatru Weteranów, gdzie obecnie występuje w sztuce "Military Mum".

Nie tylko tworzyliśmy ubrania, pracowaliśmy z żołnierzami nad tym, jak się czują.

I widzieliśmy, jak ci ludzie zmieniają się na wybiegu, jak przechodzą od niepewności do dumy z siebie

To dowodzi, że takie projekty powinny być regularne. Umożliwiają żołnierzom odnalezienie się w nowych rolach, a także pomagają zmienić ich postrzeganie w społeczeństwie.

— W zeszłym roku Twój pokaz zaczął się od tego, co przeraża wielu: jedna z modelek przed wszystkimi zdjęła i założyła protezę na oczach wszystkich. Czy moda naprawdę jest w stanie zmienić nastawienie społeczeństwa do takich rzeczy?

— Jak najbardziej. Moda jest potężnym narzędziem wpływu. Taki gest pomaga przełamać bariery w podejściu do osób z niepełnosprawnością. Mówi: "Są tak samo silni i piękni jak każdy inny. Weterani są bohaterami i chcemy, aby tak się czuli nie tylko na polu bitwy, ale także w życiu cywilnym. Dla wielu jest to sygnał, że w dzisiejszym świecie, nawet po stracie, można nadal żyć, być pewnym siebie i pięknym.

Robinhoodzi ukraińskiej mody Andrey Moskin i Andreas Bilous

Wojna generuje zapotrzebowanie na ascetyczny styl

Jak wojna wpływa na projektowanie mody w ogóle?

— Z jednej strony nacisk został przesunięty na funkcjonalność i praktyczność.
Ludzie szukają ubrań, które są wygodne, wielofunkcyjne i łatwo dostosowują się do różnych warunków - takich jak szybkie poruszanie się lub noszenie przez długi czas. Wpłynęło to na krój: dodajemy więcej kieszeni, wybieramy mocniejsze tkaniny, używamy elementów odzieży wojskowej, ale prezentujemy je w nowoczesnej interpretacji.

Z drugiej strony wojna rodzi również potrzebę symboliki. Więcej szczegółów pojawia się w naszych kolekcjach, które przypominają tożsamość. Na przykład elementy narodowe, zaprojektowane w minimalistycznym stylu.

— Czy zauważasz, że ludzie zaczęli skłaniać się ku bardziej ascetycznemu krojowi, czy wręcz przeciwnie, szukają piękna i jasności, które kontrastują z okropną rzeczywistością?

Widzimy oba trendy i są one bardzo interesujące. Wiele osób skłania się ku najprostszym, najbardziej zwięzłym formom. Jest to nie tylko kwestia wygody, ale także odzwierciedlenie nastroju społeczeństwa.
Asceza staje się sposobem na skupienie się na istocie. Równoległym trendem jest kontrast z rzeczywistością. Ludzie szukają jasności i piękna, aby zrekompensować ciemne strony życia.
Inspirują się odważnymi kolorami, elementami dekoracyjnymi i niekonwencjonalnymi sylwetkami. Takie ubrania są zarówno ucieczką od rzeczywistości, jak i wyrazem nadziei na lepszą przyszłość.

— Męski garnitur kosztuje 10-20 tysięcy hrywien, podobo ze względu na jakość i dodatkowe usługi. Na przykład oferujecie dożywotnią gwarancję - swoją drogą, co to oznacza?

— Oznacza to, że nie tylko sprzedajemy garnitur, ale oferujemy usługę, która towarzyszy klientowi przez cały czas użytkowania produktu. Obejmuje to naprawy, jeśli coś stanie się z tkaniną lub akcesoriami, a także adaptację ubrań w przypadku zmiany sylwetki.

— Jakie wyzwania stoją teraz przed ukraińskimi projektantami?

Przede wszystkim jest to adaptacja do warunków wojennych. Trudności z dostawami materiałów, produkcją i współpracą z kontrahentami, bo wielu specjalistów poszło na front. Kiedy rozpoczęła się inwazja na pełną skalę, zamknęliśmy nasz butik w Charkowie. Kwestia znalezienia klientów na rynku międzynarodowym również stała się istotna. 

Drugim wyzwaniem jest utrzymanie unikalnego tonu. Ukraińscy projektanci mają teraz ogromną szansę na zaprezentowanie naszej kultury światu, ale konkurencja jest ogromna i trzeba zaoferować coś naprawdę wyjątkowego.

—  Covid, wojna... Jak rozwijac biznes w takich warunkach?

— Dzięki elastyczności. Podczas pandemii skupiliśmy się na wygodnej odzieży, ponieważ zmienił się styl życia ludzi.
W 2018 roku otworzyliśmy nasz pierwszy showroom we Lwowie, a dwa lata później uruchomiliśmy pierwszą produkcję. A wszystko to w środku Covidu, kiedy wydarzenia publiczne zostały ograniczone z powodu koronawirusa. Otworzyliśmy butiki w Kijowie, Charkowie, Odessie, Lwowie i uruchomiliśmy linię casual.

W warunkach wojny skupiliśmy się na ubraniach, które niosą sens i nadzieję: chodzi o elementy patriotyczne, praktyczność i jakość, która inspiruje nawet w trudnych czasach

Podczas wojny prezentowaliście swoje ubrania na tygodniach mody w Londynie, Barcelonie i Mediolanie. Jak Europa postrzegała Ukraińców?

— Z wielkim zainteresowaniem. Dla nich Ukraina to kraj odważnych i utalentowanych ludzi, a nasze kolekcje tylko potwierdziły ten wizerunek. 

Nie tylko prezentowaliśmy ubrania, ale podkreślaliśmy naszą bogatą historię i kulturę. Z ukraińskimi motywami, ale w ich dyskretnej, minimalistycznej interpretacji. Jednocześnie jest to nowoczesna odzież męska, która równoważy praktyczność i elegancję.

To wywołało rezonans. W ciągu dwóch lat nasze kolekcje były już dwukrotnie prezentowane na London Fashion Week, uczestniczyliśmy w Barcelona Bridal Fashion Week i Milan Bridal White Fashion Show. Nawiasem mówiąc, na wszystkich tych wydarzeniach jesteśmy pierwszą i jak dotąd jedyną ukraińską marką odzieży męskiej. Wiele osób twierdzi, że nasze ubrania są "o emocjach i charakterze", i to właśnie odróżnia nas od innych.

W przyszłości planujemy wprowadzić kolekcje kapsułowe, które będą specjalnie dostosowane do konkretnych rynków uwzględniając ich cechy kulturowe i styl życia.

— Mówi się, że waszymi klientami są gwiazdy światowego formatu. Czy możesz wymienić którąś z nich?  ó

— Na przykład hollywoodzki aktor Tom Holland, znany z roli Spidermana. Jego stylista poprosił go o dwie klasyczne stylizacje i zebrał świetne opinie, zwłaszcza na temat koszuli. Gwiazdy na tym poziomie zazwyczaj nie ujawniają swoich planów, więc czekamy, aby zobaczyć, gdzie i kiedy Tom pojawi się w naszych garniturach.

Współpracujemy również z Samuelem Arnoldem, gwiazdą serialu Emily in Paris. W zeszłym roku pojawił się już w naszej stylizacji na otwarciu Formuły 1 we Francji. Nosił również nasz strój dla francuskiego magazynu. Inne gwiazdy to Daniel Francis, gwiazda trzeciego sezonu serialu 

"The Bridgertons". Dwukrotnie wystąpił w stylizacjach Andreasa Moskina - na premierze serialu i na imprezie Vogue. A także Owain Arthur, bohater serialu Władca Pierścieni.

Hollywoodzcy aktorzy Owen Arthur i Daniel Francis w sukience Andreasa Moskin

Czym zagraniczny konsument różni się od ukraińskiego?

— Zagraniczni konsumenci są często bardziej konserwatywni w wyborze ubrań, ale jednocześnie są gotowi zainwestować w jakość i wyjątkowość. Ukraiński konsument jest emocjonalny. Szuka nowości, eksperymentuje ze stylami i jest bardziej otwarty na kreatywne rozwiązania.

Obecnie współpracujemy z kilkoma sklepami koncepcyjnymi w Europie, w tym we Francji, Niemczech, na Litwie, w Rumunii, a nawet w Brazylii. Uruchamiamy również własny stoisko w międzynarodowym centrum handlowym, co będzie kolejnym ważnym krokiem dla naszej marki.

Czy planujecie wejść na polski rynek?

— Tak, Polska jest krajem, w którym ukraińska kultura i produkty są już dobrze odbierane, a moda męska z naciskiem na styl i jakość jest bardzo poszukiwana. Od kilku lat aktywnie współpracujemy z salonem odzieży wizytowej Alette Ewelina Dec w Rzeszowie. A na początku wojny na pełną skalę bardzo wspierali nas partnerzy z salonu sukien ślubnych Najna w Łodzi. 

W maju weźmiemy udział w BRIDAL FASHION WARSAW 2025. Naszym zadaniem jest nie tylko sprzedawać, ale opowiadać historię poprzez ubrania, a Polska jest do tego ważną platformą.

Wsparcie to nie tylko finanse

— Szyjesz ubrania dla mężczyzn, którzy nie są biedni, a jednocześnie od wielu lat pracujesz jako wolontariusz pomagając bezdomnym we Lwowie. 

- Pomaganie bezdomnym pozwoliło mi spojrzeć na świat z innej perspektywy i zrozumieć, że wsparcie to nie tylko finanse. Pomagaliśmy z jedzeniem i ubraniami, ale najważniejsza była komunikacja. Ludzie na ulicach często czują się niewidzialni. Słuchanie ich i traktowanie z szacunkiem zmienia ich życie. 

To doświadczenie nauczyło mnie, jak łączyć światy: pracować w haute couture i być blisko spraw społecznych.

To pozwala tworzyć ubrania, które mają nie tylko wartość estetyczną, ale także etyczną. 

- Jakie inicjatywy społeczne wspierasz teraz? 

- Od 2022 roku Andreas Moskin wspiera również organizację charytatywną Sant'Egidio, przekazując ubrania naszej marki na potrzeby wewnętrznie przesiedlonych obywateli.

W 2023 roku pomogliśmy reżyserowi filmu "The House of Rocks" wybrać garnitur na ceremonię "Oscarów" i zainteresowaliśmy się jego filmem o sierocińcu w Łysyczańsku. Ostatecznie chcieliśmy zaangażować się w pomoc dzieciom i postanowiliśmy nawiązać współpracę z Fundacją Children's Voices i uruchomić projekt charytatywny, aby zwrócić uwagę na tych, którzy najbardziej ucierpieli podczas wojny.

Szaliki z rysunkami dla dzieci

Stworzyliśmy charytatywne chusteczki z oryginalnymi rysunkami, stworzonymi przez dzieci z fundacji. Wykorzystaliśmy 50 procent wpływów ze sprzedaży chust na zakup rzeczy dla dzieci. Jesienią tego samego roku zaczęliśmy również przekazywać 7 proc. z każdej sprzedanej rzeczy na rozminowywanie kraju. Udało nam się zebrać około 200 tysięcy hrywien. 

W lipcu 2024 roku uruchomiliśmy charytatywną kolekcję klasycznych garniturów o nazwie Monolit. Każdy garnitur w kolekcji symbolizuje inny region Ukrainy. Jednocześnie kolekcja ma bardzo konkretny cel - zebranie miliona hrywien ze sprzedaży na odbudowę szkół i organizację schronisk za pośrednictwem UNITED24.

Dodaliśmy do tej kolekcji specjalne akcesorium. Jest to broszka w kształcie ukraińskiego trójzębu. Wykonana jest z łusek po pociskach wroga, co jest dla nas symboliczne

Dosłownie i przenośnie przekształcamy artefakty wojny w symbole naszego zwycięstwa

To opowieść o naszej wrodzonej potrzebie pokoju, wolności, niezależności i harmonii.

Kolekcja „Monolith” i broszka z rękawów

Zdjęcia: Andreas Moskin

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka, prowadząca programy telewizyjne, autorka programów analitycznych, pasjonatka pracy w mediach. Po ślubie w 2021 roku zamieszkała w województwie podkarpackim. We Lwowie pracowała min w gazecie „Postup”, lwowskim oddziale ukraińskiej telewizji państwowej, telewizji NTA, telewizji 5 kanał, telewizji Espreso. Była autorką programu publicystycznego „Informacyjny Wieczór-Lwów” w telewizji „5 kanał”. Z wyróżnieniem ukończyła studia magisterskie z zakresu dziennikarstwa na Lwowskim Uniwersytecie Państwowym im. Iwana Franka. Uczyła się także w szkole językowej Instytutu Dantego w Rzymie. Po zamieszkaniu w Polsce dalej zajmuje się dziennikarstwem. Jej życiowe motto: Rób cos dobrego dla Ukrainy tam gdzie jesteś. Rób dobrze to co umiesz. Kochaj życie i ludzi.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Baza wojskowa na wschodzie Ukrainy. Na prowizorycznym lądowisku, ukrytym wśród brzóz, opada chmura pyłu po wylądowaniu kolejnego śmigłowca Mi-8, który powrócił z misji bojowej. Z kabiny wychodzi kobieta. To porucznik Kateryna, dla kolegów po prostu Katia – jedyna kobieta pilot w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Paznokcie w kolorze bordowym, staranny makijaż. Drobne szczegóły kontrastujące z surowością wojskowego otoczenia.

Kiedy jeden z żołnierzy służby naziemnej chce jej pomóc w niesieniu ciężkiego kombinezonu lotniczego, Kateryna odmawia. Nie chce specjalnego traktowania.

„Mężczyźni zawsze chcą pokazać, że są bohaterami i cię chronią” – powie później, opierając się o kadłub samolotu. Jej głos jest spokojny, ale w oczach widać determinację.

Było głośno i strasznie, ale poczułam, że chcę latać

Nie przyjechałam tu, żeby być dziewczynką. W końcu nasza armia to zrozumie”.

To zdanie, które wypowiedziała Kateryna, wydaje się jej niepisanym mottem w codziennej służbie, gdzie walka z wrogiem przeplata się z koniecznością dowodzenia swojej wartości w męskim świecie. Jej jasne włosy są splecione w dwa warkocze.

„Jasne włosy... to nie ma znaczenia” – ucina, gdy rozmowa schodzi na drugorzędne tematy. Liczą się umiejętności. A tych Katerynie nie brakuje: od września 2024 roku wykonała ponad trzydzieści misji bojowych.

Co ty tu robisz?

Marzenie o lataniu przyszło do niej, gdy miała dziesięć lat. Ojciec, oficer sił powietrznych, zabrał ją ze sobą do bazy. Pierwszy lot śmigłowcem Mi-8 był jak olśnienie. Kateryna wspomina: „Było tak głośno i strasznie, ale poczułam, że chcę latać”.

Dziecięca fascynacja przerodziła się w konkretny cel. Sześć lat później, w wieku 16 lat, pojawiła się na egzaminach wstępnych w Charkowskim Narodowym Uniwersytecie Sił Powietrznych im. Iwana Kożeduby. W grupie czterdziestu pięciu studentów była jedyną kobietą. Według niej, nawet dziś bardzo niewiele kobiet kształci się na pilotów w tej czołowej wojskowej uczelni lotniczej. A uniwersytet w czasie wojny odmawia ujawnienia danych dotyczących liczby studentek uczących się na tym kierunku.

Właśnie tam, na uniwersytecie, od jednego z wykładowców po raz pierwszy usłyszała słowa, które miały ją zniechęcić: „Co ty tu robisz? To nie dla dziewczyn. Po prostu nie dasz rady”.

Ale Kateryna nie należy do osób, które łatwo się poddają. Wsparcie znalazła u instruktorki latania na symulatorach.

„Powiedziała mi, żebym nikogo nie słuchała. A ja pomyślałam, że skoro ona potrafi latać, to dlaczego ja nie miałabym?”

W 2023 roku już jako oficer dołączyła do 18. samodzielnej brygady lotnictwa wojskowego. Dzisiaj jako drugi pilot i nawigator spędza długie godziny w kokpicie Mi-8, ciężkiego poradzieckiego śmigłowca, który nie wybacza błędów. Na pytanie, co najbardziej podoba się jej w lataniu, bez wahania odpowiada:

„W lataniu kocham wszystko”.

W walce mój umysł jest czysty

Każdy dzień w bazie ma swój rytm, który wyznaczają przygotowania do kolejnych zadań. Podobnie jak inni piloci, Katia bierze udział w naradach, analizuje mapy, planuje trasy. Nosi standardowy męski mundur – kombinezon lub kurtkę lotniczą w kamuflażu, na której lewym ramieniu widnieje naszywka z ukraińską flagą. Jej miejscem pracy jest półmrok kabiny wypełnionej rzędami przyrządów na panelu. Można tu dostrzec drobne osobiste akcenty, na przykład parę fioletowych i niebieskich rękawiczek. Zakłada hełm, starannie dopasowuje słuchawki i ustawia mikrofon przy ustach. Jej wzrok staje się skupiony.

Zdjęcie: Oksana Parafeniuk dla "The New York Times"

Śmigłowce startują z zamaskowanych leśnych lądowisk, a potem lecą nad ziemią na wysokości zaledwie 9-14 metrów, by uniknąć wykrycia. Kateryna często pilotuje helikopter pełniący funkcję przekaźnika: zapewnia łączność z dwoma innymi helikopterami, lecącymi przed nią i atakującymi rosyjskie cele. Jej maszyna, lecąca wyżej, jest przez to narażona na większe niebezpieczeństwo.

„Podczas lotu nigdy się nie denerwuję – mówi, a jej skupiona twarz, okolona paskami hełmu, zdaje się to potwierdzać. – Wszystkie trudne myśli mogą pojawić się przed lub po. Podczas lotu mój umysł jest czysty”.

To profesjonalizm wypracowany w ekstremalnych warunkach. Ale za tą zasłoną spokoju kryje się wrażliwość.

„Lecę i patrzę na swój kraj, myśląc, jaki jest piękny. A potem, kiedy wchodzimy na linię frontu i widzę, że wszystko jest zniszczone – spalone i zbombardowane wioski, miasta, domy i fabryki – myślę, jak to możliwe w XXI wieku”.

Poczucie ulgi przychodzi dopiero wtedy, gdy misja kończy się sukcesem.

„Gdy tylko słyszę w radiu, że trafiliśmy w cel, tak jak dzisiaj, wiem, że misja została wykonana. Wtedy czuję: uff, świetnie, udało się”

Oprócz walki z wrogiem Kateryna zmaga się z innymi wyzwaniami. Przyznaje, że czasami wątpi w swoje umiejętności, lecz szybko dodaje, że to uczucie jest znane wielu ludziom, „zwłaszcza kobietom”, i dotyczy nie tylko służby wojskowej, ale każdego zawodu. Chociaż Ukraina stale zwiększa liczbę kobiet w armii – obecnie służy ich około 70 tysięcy, z czego 5,5 tysiąca na stanowiskach bojowych – seksizm nadal pozostaje problemem. Kateryna spotyka się z nim codziennie. Zauważa, że „kobiety są często w armii marginalizowane i otrzymują mniej zadań niż koledzy”. Jak mówi, mężczyźni, z którymi służy, przeważnie starają się ją wspierać, choć czasami pozwalają sobie na seksistowskie komentarze. Nauczyła się je ignorować. Skupia się na pracy i szacunku, który zdobyła wśród kolegów pilotów i dowództwa.

Przełamałam stereotyp

Życie osobiste? W warunkach wojennych nie ma na to miejsca. Rodzinę widuje rzadko. Ma jedno marzenie związane z bliskimi: po wojnie zabrać młodszą siostrę na lot helikopterem. Chwile odpoczynku to często proste codzienne czynności – choćby pośpieszny posiłek przy stole w koszarach, pomiędzy jedną a drugą misją. Czasami, ubrana w ten sam polowy mundur, z włosami splecionymi w warkocze je ciepłą zupę z miski, a na stole obok leżą gazety i butelka wody.

To chwile, które przypominają o zwykłym życiu, tak odległym od tego, co dzieje się w kokpicie śmigłowca. Czasami odpoczywa, oglądając filmy z innymi żołnierzami w bazie. Zdaje sobie sprawę, że jej historia jest inspirująca. Sześć dziewczyn, które marzą o lataniu, napisało do niej na Instagramie z prośbą o radę.

„Staram się je wspierać. Mówię, że osiągną sukces” – podkreśla. Na pytanie, czy czuje się pionierką, odpowiada z lekkim uśmiechem:

„Być może przełamałam stereotyp. Niebo nie pyta o płeć”.

Materiał przygotowano na podstawie informacji i cytatów z materiałów prasowych, w szczególności publikacji „The New York Times” i ArmyInform, które szeroko opisywały służbę i doświadczenia porucznik Kateryny, a także wypowiedzi przypisywanych bezpośrednio bohaterce.

20
хв

Niebo nie pyta o płeć

Sestry

20 sekund, by zestrzelić wrogi dron

– Mam 52 lata i troje dzieci. Z zawodu jestem lekarką weterynarii. Do ochotniczej formacji dołączyłam latem 2024 roku – mówi Walentyna Żelezko, pseudonim „Walkiria”.

Wojna zastała ją w rodzinnej wsi Nemiszajewe niedaleko Buczy. Słyszała ostrzał lotniska w Hostomelu i sąsiednich miast. Wrogie helikoptery latały tak blisko jej domu, że można było zobaczyć twarze pilotów:

– Było strasznie. Nie wiedzieliśmy, gdzie się podziać i co robić. Jak większość Ukraińców, myśleliśmy, że to się skończy za kilka dni. Ale kiedy Rosjanie w Buczy zaczęli znęcać się nad ludźmi i ich zabijać, postanowiliśmy uciekać. Tyle że było już za późno, znaleźliśmy się pod okupacją.

Walentyna Żelezko, „Walkiria”

Najbardziej bała się o swojego młodszego syna, który miał wtedy 8 lat. Słyszała, że Rosjanie znęcają się nawet nad dziećmi. By go chronić, nie rozstawała się z nożem.

– Byłam przerażona, w głowie krążyły mi straszne myśli. Wciąż nie tylko trudno mi o tym mówić, ale nawet wspominać. Myślałam nawet o zabiciu syna własnymi rękami, byleby tylko wróg nie znęcał się nad nim. Oczywiście nie zrobiłabym tego, ale taka myśl przemknęła mi wtedy przez głowę. Nigdy tego Rosjanom nie wybaczę – wyznaje.

11 marca całej rodzinie udało się wyrwać z okrążenia. Jednak myśl o zemście na wrogu i walce za kraj jej nie opuszczała. Pewnego dnia natrafiła w mediach społecznościowych ogłoszenie o naborze kobiet do oddziału „Czarownic bojowych”. Na rozmowę kwalifikacyjną zabrała ze sobą przyjaciółkę, która też ma już ponad 50 lat.

– Od razu nas zapytali: „Jaka jest wasza motywacja?”. Już po trzech minutach rozmowy z dowódcą zrozumiałyśmy, że zostajemy. Uważam, że państwa powinni bronić wszyscy. Przede wszystkim mężczyźni, ale kiedy widzisz te codzienne straty na froncie, to jak mogłabyś siedzieć w domu? Przecież my możemy zastąpić mężczyzn tutaj. Powiedziałyśmy dowódcy: „Nauczcie nas wszystkiego”.

Bieganie, pompki i przysiady w kamizelce kuloodpornej nie były tak trudne, jak przyzwyczajenie się do dyscypliny wojskowej i opanowanie broni.

Rozkładając i składając karabin Kałasznikowa, czułyśmy się jak dzieci z klockami LEGO. Wciąż pytałyśmy instruktorów: „Co to za część? Jak to się nazywa?”

Podczas strzelania od odrzutu kolby porobiły się nam siniaki, ale z czasem nauczyłyśmy się wszystkiego. Teraz zapach prochu dodaje nam adrenaliny.

Dyżury „Czarownic” trwają trzy godziny. Algorytm działania mobilnej grupy ogniowej jest standardowy: alarm – wyjazd na pozycję – czekanie – strzelanie... Każda w zespole ma swoje zadanie. Najważniejsze jest zgranie. Działania muszą być wyćwiczone do perfekcji, dlatego w każdą sobotę na poligonie doskonalą swoje umiejętności strzeleckie.

„Podczas strzelania od odrzutu kolby porobiły się nam siniaki, ale z czasem nauczyłyśmy się wszystkiego”

– Najbardziej bałam się, że zrobię coś nie tak i zawiodę swój oddział. Od rozkazu dowódcy na dotarcie na pozycję, ustawienie karabinu maszynowego, przygotowanie osprzętu i włączenie kamery mamy 10 minut.

Niebo, które jest podzielone na sektory, obserwują na tabletach. Na ekranie widać cel, wysokość, odległość i kurs wrogiego drona. Na tej podstawie trzeba ustalić punkt, w który strzelec powinien skierować ogień. Każda grupa mobilna odpowiada za swój sektor.

– Ostatnio trudniej nam zestrzeliwać drony, bo zaczęły latać nisko i szybko. Latają z prędkością około 50 metrów na sekundę, więc na zestrzelenie mamy do 20 sekund. Gdy lecą nisko, nasze radary mogą ich nie wykryć. Wtedy ich nie widzimy ich, orientujemy się tylko na podstawie dźwięku. Dlatego trzeba być maksymalnie skoncentrowanym i uważnie nasłuchiwać.

Zestrzelenie dronów jest trudniejsze w nocy, bo wróg maluje je na czarno. „Czarownice” używają karabinów maszynowych „Maxim” z 1939 roku.

– Są sprawne, chociaż czasami mogą zawieść. Trzeba je ciągle czyścić, rozbierać, napinać sprężyny. Owszem, mamy również lepszy karabin maszynowy dużego kalibru, ale bardzo chciałybyśmy mieć też „browningi”. Najlepsze uzbrojenie Ukraina wysyła na front.

Ale Rosjanie boją się nas. Czasami pokazują nas w telewizji i próbują wyśmiewać, deprecjonować: „Spójrzcie, oni nie mają już nikogo i nie mają czym walczyć. Nawet już ciotki z kuchni idą”

– Dopóki trwa wojna, moje miejsce jest tutaj. Teraz piszemy historię naszego kraju. Chcę po sobie zostawić godny ślad, mieć udział w zwycięstwie. Kiedyś powiem moim wnukom: „Wasza babcia, którą zwali Walkirią, pomagała walczyć z wrogiem”.

Najprzyjemniejszy dźwięk to dźwięk spadającego wrogiego drona

– Mam 32 lata. Z wykształcenia jestem menedżerką turystyki, pracowałam jako administratorka restauracji w Buczy. Spodziewałam się, że będzie wielka wojna, i nawet się do tego przygotowywałam: spakowałam walizkę z niezbędnymi rzeczami, zebrałam dokumenty, leki – wspomina żołnierka o pseudonimie „Kalipso”.

Kiedy się zaczęło, od razu wywiozła mamę do Hiszpanii, po czym wróciła. Pamięta, że bardzo denerwowały ją przerwy w dostawach prądu, a później aktywność wrogich dronów. Była już wtedy w dobrej formie fizycznej, poza tym od dzieciństwa znała broń, bo strzelać nauczył ją dziadek.

– Przyszłam do dowódcy i powiedziałam: „Będę u was służyć”. Usłyszałam: „Jeszcze cię nie przyjęliśmy”. Ale byłam wytrwała, przeszłam rozmowę kwalifikacyjną, a potem szkolenie. Jedyna przykrość, która mnie spotkała, to stwierdzenie dowódcy, bym zapomniała o długich paznokciach – uśmiecha się.

„Kalipso” na służbie

Była jedną z pierwszych, które dołączyły do buczańskiego oddziału obrony terytorialnej (DFTG). Na początku była dowódcą patrolu szybkiego reagowania. Pilnowała porządku w gminie, patrolowała ulice miasta, sprawdzała schrony przeciwbombowe, by nie były zamknięte w razie alarmu. Później pojawił się pomysł stworzenia plutonu „Czarownic”. Stanęła na jego czele.

– Zaczynałyśmy jako „Bojowe czarownice”, ale dziennikarze przemianowali nas na „Czarownice z Buczy”.

Miałam naszywkę z czarownicą na granatniku. Bardzo spodobała się dowódcy.

Pomyślałyśmy, że to trafne, bo w Ukrainie wszystkie kobiety są czarownicami, do tego wściekłymi na Rosjan za to, co zrobili z naszym krajem, miastem, ludźmi. Wielu moich towarzyszy zostało zamordowanych na terenie Buczy

Teraz „Czarownice z Buczy” mają bardzo dużo pracy, bo wróg każdego dnia i każdej nocy ostrzeliwuje ukraińskie miasta rakietami i dronami.

– Praktycznie każdej nocy jest niespokojnie. Jesteśmy zawiedzione, kiedy jakiś Szahid nie wlatuje w sektor naszego ostrzału. Bo każda chciałaby zestrzelić tego potwora, żeby nie trafił w czyjś dom, nie niszczył naszej infrastruktury, byśmy nie zostali bez światła, ogrzewania i wody. Jesteśmy dla Rosjan jak kość w gardle, dlatego zasypują nas dronami.

Zaczynały jako „Bojowe czarownice”, ale dziennikarze przemianowali je na „Czarownice z Buczy”.

Jej oodziałowi udało się już zestrzelić sześć wrogich dronów. „Kalipso” przyznaje, że najtrudniejsze w tej pracy jest czekanie:

– Pamiętam, jak było z pierwszym. Słyszeliśmy, że się zbliża, aż tu nagle po prostu wyskoczył zza drzew. W sekundę otworzyłyśmy ogień, bo znalazł się w sektorze naszego ostrzału. Kiedy usłyszałyśmy, jak spada, szalałyśmy ze szczęścia.

Najgorzej jest wtedy, gdy widać wrogiego drona, ale nie można go dosięgnąć z karabinu. I potem przeczytać w raportach, że ten dron spadł gdzieś w dzielnicy mieszkalnej.

– Był taki przypadek, że dron spadł na Hostomel. Przebił się przez dach, zniszczył ogrodzenie i drzewa. Na szczęście nie było ofiar. W takich momentach wyrzucasz sobie, że go nie zestrzeliłaś – nawet jeśli obiektywnie nie miałaś na to szans. Gdybyśmy miały lepsze uzbrojenie o większym zasięgu, wyniki naszej pracy byłyby znacznie lepsze.

Ostatnio wróg pokrywa drony nieznaną trucizną, która powoduje oparzenia płuc.

– Rosjanie regularnie wymyślają nowe strategie ostrzału. A my wymyślamy sposoby, jak im przeciwdziałać. To jak taniec, kręcimy się wokół siebie

– Kiedy jest alarm, przyjaciele często dzwonią do mnie i pytają, czy jestem na zmianie. Kiedy słyszą, że tak, mówią: „No to wszystko będzie dobrze ”. Ale ja zawsze wszystkim mówię, że alarmu nie wszczyna się bez powodu. Waszym obowiązkiem jako obywateli jest zejść do schronu, bo to wy odpowiadacie za swoje życie.

„Kalipso” marzy o tym, by się w końcu porządnie wyspać. Teraz śpi po 3-4 godziny na dobę. No i chce odwiedzić mamę w Hiszpanii. Nie widziała jej już ponad trzy lata.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Czarownice z Buczy. Jak „Walkiria” i „Kalipso” polują na drony

Natalia Żukowska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Jak zagadać po ukraińsku. Podcasty, które pomogą Ci w nauce i doskonaleniu języka

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress