Exclusive
20
min

Życzliwy Duńczyk chce bronić Grenlandii

Jak się żyje Ukrainkom w Danii? Jak duńskie społeczeństwo patrzy na zakusy Trumpa, który chciałby przejąć Grenlandię? I dlaczego Duńczycy należą do najszczęśliwszych ludzi na świecie?

Kateryna Kopanieva

W Danii mieszka około 41 tysięcy ukraińskich uchodźców. Zdj. archiwum prywatne

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Po tym jak Donald Trump ogłosił chęć przejęcia Grenlandii, Dania znalazła się w centrum światowej polityki. By zyskać kontrolę nad tą ogromną wyspą, Trump nie wykluczył użycia presji gospodarczej – a nawet militarnej. Możliwość konfliktu zbrojnego poruszyła duńskie społeczeństwo. Prasa zaczęła publikować artykuły z serii: „Czy Dania jest gotowa na wojnę?” – i dyskutować o tym, jak Duńczycy reagują na groźby Trumpa.

Przez trzy lata wojny na pełną skalę Dania była i pozostaje sojusznikiem Ukrainy, co przejawia się zarówno we wsparciu wojskowym, jak w pomocy ukraińskim uchodźcom, których w kraju jest 41 tysięcy. Chociaż tymczasowa ochrona w Danii zapewnia świadczenia socjalne i pomoc mieszkaniową, większość Ukraińców nie siedzi bezczynnie i już znalazła sobie pracę. W październiku 2024 r. Ukraińców oficjalnie zatrudnionych było 83% Ukraińców.

Państwo ci pomoże, lecz ty też musisz działać

Inna Dolia z Zaporoża trafiła do Danii już na początku inwazji. Przez przypadek.

– Moja 9-letnia córka, moja siostra i ja pomogłyśmy pewnej rodzinie na granicy – mówi. – A ci ludzie zaproponowali nam, byśmy pojechały z nimi do Danii. Dotarliśmy więc do obozu Sandholm, 30 km od Kopenhagi, przez który przechodzili wszyscy nowo przybyli uchodźcy. Ponieważ jednak w tym obozie nie było już miejsc (przepływ ludzi był ogromny), zostałyśmy przekierowane do sąsiedniego obozu, Sj?lsmark, gdzie dostałyśmy pokój z dwoma piętrowymi łóżkami dla czterech osób i prysznicem. Mieszkałyśmy tam przez miesiąc.

To był obóz dla migrantów, którzy popełnili przestępstwa, więc panowała tam specyficzna atmosfera: uchodźcy z innych krajów, którzy czekali na deportację, wszczynali konflikty. Teraz proces rejestracji nowo przybyłych Ukraińców trwa zaledwie 7-10 dni. Ludzie spędzają ten okres w obozie, a gdy dokumenty są gotowe, rozpoczyna się przesiedlenie.

Inna Dolia mówi, że bez znajomości duńskiego bardzo trudno znaleźć pracę w Danii

Według Inny na tym etapie Ukraińcy mają możliwość wyboru regionu, a nawet miasta swego pobytu:

– W kwestionariuszu jest pytanie, które tego dotyczy, ale wielu Ukraińców było zestresowanych, więc napisali, że to bez znaczenia. I zostali przesiedleni do różnych prowincji w całej Danii. To ma swoje zalety, bo na przykład na obszarach wiejskich łatwiej o mieszkania. Tam rodzina taka jak nasza może dostać oddzielny dom, choć ten dom może stać na środku pola. Ja wybrałam Kopenhagę, bo wiedziałam, że w stolicy są większe szanse na znalezienie pracy.

Po obozie trafiliśmy do hotelu, a kilka tygodni później do akademika, który kiedyś był domem opieki. W akademikach dostajesz pokój na rodzinę, bez względu na liczbę osób. Mieszkaliśmy tam przez dziewięć miesięcy; niektórzy nadal tam mieszkają. Nie ma konkretnych kryteriów, które trzeba spełnić, by otrzymać mieszkanie socjalne. Po prostu niektórzy ludzie je dostają, a inni nie. My dostaliśmy tymczasowe mieszkanie dla dwóch rodzin, bo moja siostra i ja jesteśmy uważane za osobne rodziny.

Przy zakwaterowaniu tymczasowym nie bierze się pod uwagę standardów dotyczących powierzchni (na przykład moja córka i ja mieszkamy w tym samym pokoju) i możesz zostać eksmitowany w dowolnym momencie. Ze stałym mieszkaniem socjalnym jest inaczej: normy są spełnione i nie mogą cię eksmitować, przynajmniej do czasu wygaśnięcia tymczasowego statusu ochrony. Jednak po takie mieszkania ustawiają się długie kolejki, nawet wśród miejscowych. Aby je otrzymać, musisz mieć stały dochód, który pozwoli ci opłacić czynsz. Pod pewnymi warunkami państwo może dopłacić brakującą kwotę.

Ale nawet jeśli nie dostaniesz stałego mieszkania, będziesz miała gdzie mieszkać i czym nakarmić swoje dzieci

Wśród Ukraińców mieszkających w Danii są tacy, którzy nie pracują – wystarcza im pomoc socjalna. Zasiłek wynosi około 5 500 koron (730 euro), ale połowa kwoty jest natychmiast odliczana od kosztów mieszkania. Chociaż Dania jest krajem drogim to życia, są ludzie, którzy potrafią żyć za to, co im zostanie z zasiłku. Poza tym istnieją punkty dystrybucji żywności dla ubogich. Ale jeśli dana osoba nie jest niepełnosprawna lub nie zachodzą inne nadzwyczajne okoliczności, będzie zachęcana do poszukiwania pracy w każdy możliwy sposób. Nawiasem mówiąc, jest to przewidziane w umowie integracyjnej, którą Ukraińcy podpisują natychmiast po wypełnieniu dokumentów.

Podpisując umowę, zgadzasz się, że twoim zadaniem jest znalezienie pracy, która prędzej czy później da ci samowystarczalność

Umowa przewiduje kursy językowe, ale lekcje duńskiego odbywają się tylko dwa razy w tygodniu – w pozostałe trzy dni musisz pracować. Chociaż większość Duńczyków biegle włada angielskim, trudno znaleźć pracę bez znajomości duńskiego. I o ile dobry angielski może jeszcze pomóc w Kopenhadze, to na prowincji już raczej nie. Dlatego większość Ukrainek pracuje w hotelach i magazynach supermarketów.

W urzędach pracy mówią ci jasno: zapomnij, kim byłaś wcześniej, bez znajomości duńskiego masz tylko te opcje. Jeśli ktoś nie może znaleźć pracy przez dłuższy czas, urząd pracy może wysłać go na staż oferowany przez gminę – na przykład w magazynie supermarketu. Zakłada się, że taki staż powinien skutkować zatrudnieniem, lecz w większości przypadków tak się nie dzieje. Ze względu na konieczność wykonywania pracy, która bardzo różni się od tego, co robiły w domu, wiele ukraińskich kobiet zmaga się ze stresem i depresją.

Większość Ukrainek pracuje w Danii w hotelach, supermarketach i gospodarstwach rolnych. Zdjęcie: Shutterstok

Przedszkolak sam decyduje, co robić

Inna nie znała duńskiego, kiedy przyjechała do Danii. Ale udało się jej znaleźć pracę w swojej dziedzinie.

– Zaczęło się od tego, że pomogłam kilku osobom jako psycholożka w obozie i w akademiku – wyjaśnia. – Potem zobaczyłam ogłoszenie z gminy: szukali informacji o uchodźcach z wykształceniem pedagogicznym lub psychologicznym. Wypełniłam kwestionariusz i dostałam zaproszenie na rozmowę kwalifikacyjną w przedszkolu, w którym tworzono grupę adaptacyjną dla ukraińskich dzieci. Do pomocy duńskim specjalistom postanowili zatrudnić Ukraińców.

Według Inny duńskie przedszkola bardzo różnią się od ukraińskich:

–  Nie ma codziennej rutyny i czasu, w którym wszystkie dzieci muszą czytać albo zjeść obiad

Dziecko samo decyduje, co chce robić. Jeśli wskaże na okno, nauczyciel zabierze je na zewnątrz. Tylko dlatego, że ono tego chce. Nikt nie karmi dziecka na siłę – kiedy jest głodne, samo zje. Zadaniem wychowawcy jest zabawa z dziećmi i pilnowanie, by nie zrobiły sobie krzywdy. Usadza się je w wózkach i zabiera na zewnątrz na drzemkę w każdą pogodę – czy deszcz, czy wiatr, czy śnieg. Bo Duńczycy chcą, by dzieci dorastały w możliwie najbardziej naturalnym środowisku.

Wyobraź sobie dziecko, które bierze kawałek chleba z masłem, siada do zabawy, kładzie go na brudnej podłodze, a potem podnosi i zjada. W Danii uważa się, że to naturalne, bo organizm dziecka uodporni się na bakterie. Katar nie jest powodem, by nie przyprowadzić dziecka do przedszkola; dzieci muszą rozwinąć zbiorową odporność na wirusy. Po pierwszym szoku zaczynasz zdawać sobie sprawę, że dzięki takiemu podejściu wszyscy – zarówno dzieci, jak wychowawcy – czują się mniej zestresowani. Jeśli dziecko z zatkanym nosem lub taplające się w kałuży nie stanowi problemu, to w ogóle problemów jest znacznie mniej.

To jeden z powodów, dla których Duńczycy są szczęśliwsi niż inne narody: nie robią problemu z byle czego, nie mają wygórowanych oczekiwań wobec siebie i innych. Są gotowi zadowolić się tym, co mają, zamiast martwić się, że czegoś nie mają. Pamiętam, jak kiedyś spóźniłam się pół godziny do pracy z powodu problemów z transportem. Szłam tam z myślą, że zostanę upomniana. Kiedy moi koledzy mnie zobaczyli, byli zszokowani: „Inna, ty nie masz twarzy! Co się stało?”.

Nie mogli uwierzyć, że mogłam tak bardzo martwić się spóźnieniem: „Nie stresuj się! Może potrzebujesz przerwy? Może idź do domu i trochę odpocznij?”

W Danii wychodzisz na ulicę, a nieznajomi uśmiechają się do ciebie, kierowca autobusu życzy ci miłego dnia. Oczywiście nawet w Danii nie zawsze wszyscy są szczęśliwi, ludzie też mają problemy osobiste, niektórzy biorą antydepresanty. Ale Duńczyk nie będzie wylewał na innych swego złego nastroju. Najprawdopodobniej nie obciąży nim nawet swoich przyjaciół.

Duńczyk rozumie Ukraińca

Inna pracuje teraz jako psycholożka w Bevar Ukraine, organizacji charytatywnej, która udziela Ukraińcom w Danii pomocy psychologicznej.

– Moja praca w przedszkolu była tymczasowa – mówi. – Trwała tak długo, jak długo ukraińskie dzieci potrzebowały wsparcia w adaptacji. Centrum, w którym teraz pracuję, zaczęło się jako telefon zaufania dla Ukraińców w Danii. Rozwinęło się w projekt z udziałem grupy ukraińskich psychologów. W duńskich gminach zdali sobie sprawę, że po tym wszystkim, co Ukraińcy przeszli i nadal przechodzą, potrzeba im wsparcia psychologicznego – tyle że bariera językowa sprawia, że konsultacje z duńskimi psychologami nie przynoszą skutku. Od 2023 r. przeprowadziliśmy już 3 150 indywidualnych konsultacji. Jesteśmy w stanie pomóc wielu osobom.

Premierka Danii Mette Frederiksen podczas odwiedzin w centrum pomocy psychologicznej dla Ukraińców, 2024 r.

W przeciwieństwie do niektórych innych krajów, w Danii nie ma „zmęczenia wojną”. Duńczycy nadal ciepło wspierają Ukraińców. Jeśli chodzi o sytuację z Grenlandią, Duńczycy, których znam, są gotowi bronić tego, co do nich należy. Cały kraj dyskutuje o sprawach obronnych.

Widzę zjednoczone społeczeństwo, w którym ludzie nie chcą wojny, ale się przygotowują, bo wszystko jest możliwe.

Niektórzy przechodzą szkolenia, tak na wszelki wypadek. Na przykład próbują przetrwać trzy dni bez jedzenia

– Duńczycy, których znam, są zszokowani tym, co się dzieje – potwierdza Aliona Antocz z Charkowa, która mieszka ze swoim synem w wieku szkolnym w pobliżu miasta Aarhus we wschodniej Danii. Świat Trumpa nie jest ich światem, to nie są ich wartości. I ludzie boją się wojny. Dla Duńczyków, którzy są przyzwyczajeni do spokojnego i zaplanowanego życia, to poważny stres. Nawiasem mówiąc, oni będą rozmawiać o polityce tylko z ludźmi, których dobrze znają.

Hygge, bezpieczeństwo i aktywność

W przeciwieństwie do większości ukraińskich uchodźców, Aliona nie została w obozie Sandholm. Przez pierwszy miesiąc mieszkała z wolontariuszami na farmie, a potem wynajęła mieszkanie.

– Trudno żyć na farmie bez samochodu. Nam spacer do najbliższego sklepu zabierał godzinę – mówi Aliona. – Autobusy kursują rzadko, a w weekendy w ogóle. Dlatego przesiedliśmy się na rowery, ulubiony środek lokomocji Duńczyków. Tutaj nawet podczas ulewy nikt nie odwozi dzieci do szkoły samochodem – wszyscy jeżdżą na rowerach. Duńczycy są w ciągłym ruchu, dlatego prawie nie ma tu ludzi otyłych. W ciągu trzech lat w Danii mój syn był chory tylko raz, podczas gdy w Ukrainie zdarzało się to nieustannie. Myślę, że to dlatego, że tutaj stale przebywa na świeżym powietrzu. Duńczycy grają w piłkę nożną i trenują na zewnątrz przy każdej pogodzie.

Ludzie, u których mieszkaliśmy z synem przez pierwszy miesiąc, pomogli mi znaleźć mieszkanie do wynajęcia. Aby wynająć mieszkanie w Danii, musisz wpłacić duży depozyt. W Ukrainie płaciliśmy kaucję za pierwszy i ostatni miesiąc, tutaj obejmuje ona ewentualne szkody i wiele więcej. Musiałam zapłacić 36 000 koron (prawie 5 000 euro), pieniądze pożyczyła mi gmina. Miesięczny czynsz za nasze mieszkanie wynosi około 1 000 euro. W Kopenhadze ceny są wyższe: wynajęcie bardzo małego mieszkania kosztuje 2000 euro miesięcznie.

Pracę znalazłam od razu. Z zawodu jestem podolożką, manikiurzystką i pedikiurzystką. W Danii nie można pracować jako podolog bez potwierdzenia tu kwalifikacji (dopiero teraz zaczynam ten proces). By znaleźć pracę w salonie kosmetycznym, wysłałam jakieś 100 CV.

Aliona Antocz otworzyła własny salon manicure i pedicure w Danii

Na początku pracowałam jako układaczka pościeli w hotelu i uczyłam się duńskiego. Kiedy podczas podpisywania umowy integracyjnej okazało się, że mam wykształcenie wyższe i znam angielski, wysłano mnie do nauki duńskiego, ale już nie od poziomu podstawowego – chociaż ten język był mi zupełnie nieznany. Teraz po duńsku mówię już płynnie.

Pracowałam w salonie przez rok, po czym otworzyłam własny. To trudny i kosztowny proces: potrzebujesz co najmniej 100 000 koron (13 000 euro), by otworzyć taki biznes. A jeśli uwzględnić wyposażenie, to dwa razy więcej. Pieniądze pożyczyłam, ale tym razem prywatnie, bo gmina nie udziela takich pożyczek.

Moimi klientkami są Dunki, kobiety o różnych zawodach, zainteresowaniach i w różnym wieku. Wiele z nich to emerytki, jedna ma 98 lat.

Dania to kraj ludzi długowiecznych, a podejście do życia tutaj jest zupełnie inne niż w Ukrainie

Emeryci (wiek emerytalny wynosi tu 73 lata) nie siedzą w domu. Ich dzień jest zaplanowany: kółko dziewiarskie, pływanie, joga, golf... Nawet jeśli Dunka ma raka, nie zostanie w domu, by tam umrzeć. Cieszy się życiem.

Klientki nie rozmawiają przez telefon podczas manicure – z szacunku dla manikiurzystki. Dunka odbierze telefon tylko wtedy, gdy dzwonią jej dzieci. Bo rodzina jest dla Duńczyków świętością. Ich priorytetem nie są pieniądze czy kariera, ale czas spędzony z najbliższymi. Wiele osób zaczyna dzień pracy o 5-6 rano, by być w domu o 15:00 i zjeść kolację przy świecach z rodziną. To słynne duńskie hygge: świece, światło, przytulność i rodzina. W Danii jest mało słońca, wiele ciemnych i szarych dni, więc Duńczycy uciekają do jasnych i pięknych wnętrz.

Oczywiście nie chodzi tylko o hygge. Bezpieczeństwo socjalne odgrywa tu ważną rolę. Duńczyk nie boi się, że jutro, jeśli straci pracę i będzie głodny – gmina zapewni mu ubezpieczenie w ramach pomocy społecznej. A jeśli dana osoba odprowadzała składki ubezpieczeniowe, otrzyma do 70 procent swojej pensji podczas poszukiwania nowej pracy. Więc to naprawdę jest życie „no stress”.

Dla Duńczyków nie ma nic dziwnego w zmianie zawodu, wiele osób robi to kilka razy w ciągu swojego życia. Pójście na studia w wieku 45-50 lat nie jest tutaj niczym niezwykłym. Człowiek może na przykład prowadzić firmę cateringową – i nagle zdecydować się na studia lekarskie. Większość Duńczyków może sobie finansowo pozwolić na przerwę w pracy, by wrócić do szkoły. Zarazem w Danii jest niewielu bardzo bogatych ludzi; milionerzy stanowią tu zaledwie 5 procent populacji. Większość to klasa średnia, która żyje mniej więcej na tym samym poziomie.

System jest zbudowany tak, że nawet jeśli pracujesz dzień i noc, twój standard życia nie różni się zbytnio od standardu życia osób, które pracują mniej. Bo płacisz wyższe podatki

A podatki w Danii są bardzo wysokie. Klientka płaci mi 60 euro za manicure, lecz połowa tej kwoty idzie na podatek. Do tego dochodzą koszty wynajmu i użytych materiałów, więc jako stylistce paznokci zostaje mi bardzo niewiele.

Dlatego jeśli czyjaś usługa mi się spodoba, zawsze zostawiam napiwek. W Danii wysoka cena usługi nie oznacza bowiem, że osoba, która ją wykonała, zarobi dużo pieniędzy.

Przy tym wszystkim Duńczycy nie myślą jednak o unikaniu płacenia podatków. Tutaj ludzie nie kwestionują tego, na co wydawane są ich pieniądze

Badanie przeprowadzone w 2024 r. przez naukowców z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Kopenhaskiego wykazało, że sześciu na dziesięciu ukraińskich uchodźców chciałoby pozostać w Danii nawet w przypadku zakończenia wojny w Ukrainie. Jednocześnie nie wiedzą, jak można by to zrobić i czy w ogóle będzie to możliwe. Obecnie tymczasowe programy ochrony dla Ukraińców nie prowadzą do stałego pobytu w kraju.

Zdjęcia: archiwum prywatne

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka z 15-letnim doświadczeniem. Pracowała jako specjalna korespondent gazety „Fakty”, gdzie omawiała niezwykłe wydarzenia, głośne, pisała o wybitnych osobach, życiu i edukacji Ukraińców za granicą. Współpracowała z wieloma międzynarodowymi mediami.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Nie pomogły ani zaświadczenia ze szkoły, ani ubezpieczenie zdrowotne

W rzeczywistości problem z dokumentami istnieje od początku pełnoskalowej inwazji Rosji. Kiedy tysiące Ukrainek z dziećmi przeniosły się do Francji, ustawowo przyznano im status tymczasowej ochrony. Dotyczyło to jednak wyłącznie osób dorosłych. Dzieci poniżej 18 roku życia we Francji nie mają żadnego oficjalnego dokumentu potwierdzającego, że przebywają w kraju pod tymczasową ochroną. Jedyny ślad znajduje się w polisie ubezpieczeniowej rodziców.

Do lipca tego roku polscy pogranicznicy przymykali na to oko, mimo że okres pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego był już przekroczony.

Jednak w lipcu 2025 Polska niespodziewanie zaostrzyła procedury przy przekraczaniu granicy z Ukrainą. Ukraińcy zaczęli dzielić się negatywnymi doświadczeniami.

Alona Kutas napisała na stronie facebookowej „Pomoc w sprawach administracyjnych Ukraińców we Francji”:

— 17 lipca ja, moje dwie córki (30 i 16 lat), wnuczka (3,8 roku) oraz nasz pies dotarliśmy do przejścia granicznego Szeginie–Medyka. Szybko przeszliśmy ukraińską kontrolę… Ja i starsza córka mamy APS (tymczasową ochronę), nasze dzieci w wieku 16 i 3,8 lat — nie. W związku z tym mnie, starszą córkę i wnuczkę Polacy przepuścili, ale mojej 16-letniej córki już nie.

Wyjaśnię od razu, czemu wnuczka została wpuszczona — nie przekroczyła okresu bezwizowego. Moja 16-latka, oczywiście, tak — od ponad roku nie była w Ukrainie: uczyła się we francuskim liceum, w szkołach ukraińskich online, mieszkała w Paryżu. Została poproszona o przejście do pomieszczenia w celu wyjaśnienia sprawy.

Pokazaliśmy kierownikom służby celnej wszystkie dokumenty, jakie miała córka (ze szkoły, ubezpieczenie zdrowotne), a nawet pismo wydane przez ambasadę Francji z pełnymi informacjami o pobycie i nauce w Paryżu.

Po zapoznaniu się z tym dokumentem polski kierownik punktu powiedział: „Dokument jest w porządku, ale złamaliście prawo (przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w strefie Schengen), więc proszę wracać do Ukrainy”. Ani łzy, ani prośby nie pomogły.

Najbardziej wstrząsnęła mną jednak sytuacja innej matki z dzieckiem z niepełnosprawnością. Chłopiec leżał na specjalnym łóżku, obok stała walizka pełna leków. Matka przez dziesięć minut podawała mu lekarstwa. Nie wiedziałam, jak im pomóc. Oni również wracali do Niemiec.

Nas i ich odesłano z powrotem na Ukrainę. W paszporcie córki umieszczono stempel „F” (oznacza przekroczenie dozwolonego okresu pobytu w ramach ruchu bezwizowego — red.). Córka ze łzami w oczach wróciła na Ukrainę.
Wyrobiliśmy nowy paszport, znaleźliśmy przewoźnika jadącego przez granicę rumuńską i bez problemów dotarliśmy do Paryża.

Inna matka, Liza Buryk z Lyonu, obrała inną drogę. Po własnych negatywne doświadczeniach na granicy zaczęła zbierać świadectwa od rodziców i wysyłać pisma do odpowiednich instytucji we Francji i na Ukrainie:

— To, co dzieje się teraz na polsko-ukraińskiej granicy latem 2025 roku, to stres, bezsilność i upokorzenie.

Te kobiety nie jechały do Ukrainy na wakacje, ale na pogrzeby, leczenie chorych rodziców, odnowienie dokumentów lub po prostu zobaczyć się z rodziną po ponad trzech latach wojny. Wiele z nich podróżowało z dziećmi, bo nie miały z kim ich zostawić. Bo dziadkowie zostali w Ukrainie, mężczyźni walczą a nawet jęli nie, to i tak nie mogą opuści Ukrainy.

I teraz, wracając do Francji, nie są przepuszczane przez polską granicę, bo dziecko nie ma oddzielnego dokumentu o ochronie tymczasowej.

Co ma zrobić kobieta z dzieckiem na rękach, bez niezbędnych dokumentów, bez noclegu, bez wsparcia?

Lisa wysłała ponad 30 listów do różnych instytucji. Około 6 z nich odpowiedziało, przekazując przydatne informacje lub zalecenia, 3 listy wróciły z przyczyn technicznych, a pozostałe – jak dotąd bez odpowiedzi.

Modlitwa ukraińskich uchodźców we francuskim Lourdes z okazji Dnia Niepodległości Ukrainy 24 sierpnia 2024 roku. Zdjęcie: ED JONES/AFP/East News


Wyrabiajcie wizę powrotną lub jedźcie przez inne kraje

W ambasadach Ukrainy we Francji oraz Francji na Ukrainie skomentowano sytuację w ten sposób: dzieciom zaleca się wyrobienie wizy powrotnej (którą można uzyskać w konsulacie w Kijowie). Albo po prostu przekraczanie granicy z pominięciem Polski, wracając innymi drogami.

W szczególności ambasada Ukrainy we Francji oświadczyła:

„Ambasada Ukrainy we Francji w ostatnich dniach otrzymała dziesiątki zgłoszeń od ukraińskich stowarzyszeń i obywateli, którzy przebywają pod tymczasową ochroną w różnych regionach Francji, z prośbą o pomoc w rozwiązaniu sytuacji, która ma trwały, nieprzypadkowy charakter na przejściach granicznych przy wjeździe z Ukrainy do Polski.”

Podaje się, że wszystkim niepełnoletnim obywatelom Ukrainy poniżej 18 roku życia, którzy podróżują z ważnymi PGUWK w towarzystwie swoich rodziców lub opiekunów prawnych, polscy strażnicy graniczni odmawiają wjazdu do Polski i dalszego przejazdu do Francji. Uzasadniają to niedawnymi wewnętrznymi decyzjami i instrukcjami, a także brakiem francuskich zezwoleń na pobyt, powołując się na przekroczenie dozwolonego pobytu w strefie Schengen w ramach ruchu bezwizowego do 90 dni.

W związku z tym Ambasada zwróciła się do MSZ Francji z prośbą o poinformowanie MSW Polski lub podjęcie innych działań oraz udzielenie wyjaśnień w sprawie rozwiązania tej sytuacji. Ponadto Ambasada Ukrainy w Polsce podejmuje działania w celu uzyskania oficjalnych wyjaśnień od strony polskiej.

Do czasu uzyskania wyjaśnień od władz francuskich i polskich Ambasada Ukrainy zaleca, aby podczas podróży z Francji wybierać inne przejścia graniczne niż polskie — zarówno przy wjeździe do Ukrainy, jak i w drodze powrotnej.

Ze swojej strony Ambasada Francji w Ukrainie zaznaczyła:

„Nieletni, których rodziny korzystają z tymczasowej ochrony we Francji, nie mają prawa do uzyskania DCEM w prefekturze właściwej dla miejsca zamieszkania. W związku z niedawnymi trudnościami podczas przekraczania granic, zaleca się powrót do Francji z krajów posiadających bezpośrednie połączenia lotnicze, zwłaszcza spoza strefy Schengen.

Przypominamy, że wjazd do kraju jest wyłączną kompetencją danego państwa, a przyjęcie pasażerów — wyłączną odpowiedzialnością wybranej linii lotniczej.”

W przypadku zakazu przekroczenia granicy przy wjeździe do krajów strefy Schengen należy złożyć wniosek o wizę powrotu — visa retour — w dziale wizowym Ambasady Francji w Kijowie, zgodnie z procedurą opisaną na naszej stronie internetowej.

Wydanie tego rodzaju wizy podlega zgodzie terytorialnie właściwej prefektury, co może spowodować dodatkowy czas rozpatrywania wniosku wizowego. Zwracamy uwagę, że dział wizowy nie udziela konsultacji telefonicznych i prosimy o zapoznanie się z procedurą składania wniosku wizowego na stronie ambasady”.

Tym, kto najszybciej zareagował na sytuację, byli przewoźnicy autobusowi — zwiększając liczbę kursów przez granicę rumuńską i węgierską, gdzie obecnie wobec nieletnich obywateli Ukrainy nie ma zastrzeżeń. Jakie kolejne trasy obejściowe trzeba będzie znaleźć w przyszłości, pozostaje niejasne. Jest to problem systemowy, który należy rozwiązać na poziomie międzyrządowym. Jednocześnie w ambasadach obu krajów uznaje się to za „przejściowe trudności”.

Mamy nadzieję, że rzeczywiście będą one tymczasowe, a francuscy i polscy urzędnicy zareagują szybko — regulując procedurę powrotu ukraińskich rodzin, które znajdują się pod tymczasową ochroną państw europejskich, z Ukrainy do krajów UE.

20
хв

Ukraińskie dzieci przebywające pod tymczasową ochroną we Francji nie są przepuszczane przez polską granicę

Julia Szipunowa

Przyjechały do Polski z dyplomami wyższych uczelni, cennym doświadczeniem i nadziejami. Każda z nich miała za sobą lata nauki, karierę, umiejętności i sporo nawiązanych kontaktów. A mimo to po przeprowadzce wszystko musiały zaczynać od zera.

Dla wielu Ukrainek pierwszym etapem była praca sprzątaczki. Dla innych – kuchnia lub nocne zmiany w magazynie. Niektóre nie zdołały wyjść poza pracę fizyczną, inne nauczyły się żyć inaczej: opanowały język polski, przekwalifikowały się i wróciły do swoich zawodów.

Według danych UNHCR i Deloitte w 2024 roku ukraińscy uchodźcy zapewnili 2,7% PKB Polski. Około 69% zdolnych do pracy Ukraińców znalazło zatrudnienie, niemal nie ustępując pod tym względem obywatelom Polski (72%). To głównie kobiety. Jednak według szacunków ekspertów ds. rynku pracy tylko 30% Ukraińców pracuje zgodnie ze swoimi kwalifikacjami. Reszta zmuszona jest godzić się na stanowiska, które nie odpowiadają ani ich doświadczeniu, ani wykształceniu.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nawet doświadczonym specjalistkom z dyplomami czasami przez całe lata nie udaje się wrócić do zawodu? Dlaczego część z nich pozostaje w pracy wymagającej niskich kwalifikacji? I czy zawsze jest to sytuacja bez wyjścia?

Porozmawiałyśmy z Ukrainkami pracującymi w Polsce. Zapytałyśmy o ich ścieżki zawodowe, o to, co działa najlepiej: dobre CV, networking – czy po prostu upór. Poprosiłyśmy też ekspertkę ds. rozwoju kariery o wyjaśnienie, co przeszkadza ukraińskim kobietom w budowaniu kariery za granicą i jak to zmienić.

Oto historie trzech kobiet, trzy bardzo różne doświadczenia. Każda z tych historii opowiada jednak o poszukiwaniu siebie w nowym świecie, wierze w siebie i rzeczywistości, która nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami.

Najgorsze to utknąć w miejscu

Kateryna (imię zmienione na prośbę bohaterki) przyznaje, że nie mogła sobie nawet wyobrazić, jak długo potrwa poszukiwanie przez nią pracy. I dlatego czuje wstyd. Jednak w rzeczywistości jej wytrwałość i opanowanie zasługują na większy szacunek niż jakikolwiek wpis w CV.

Przyjechała z córką do Polski z Krzywego Rogu już na początku wojny. W Ukrainie miała stabilną karierę. Z wykształcenia jest ekonomistką, pracowała jako menedżerka projektów w prywatnej firmie. Jej dzień był zaplanowany co do minuty: spotkania, projekty, obowiązki. Wszystko zmieniło się w ciągu jednej nocy, kiedy musiała uciekać. W pierwszych miesiącach nie szukała pracy zgodnej z wykształceniem – trzeba było znaleźć jakiekolwiek źródło dochodu, aby przeżyć. Zajęła się sprzątaniem.

„To półtora roku sprzątania było trudne nie fizycznie, ale wewnętrznie. Jakbym wyszła z siebie. Ale wtedy uznałam, że w tej pracy nie ma nic wstydliwego. Po prostu musiałam wyżywić swoje dziecko. I jestem z tego dumna” – wyznaje.

Jednak wypalenie nadeszło szybciej, niż się spodziewała. Zrozumiała, że nie wytrzyma tak długo:

„Bardzo bałam się utknąć w miejscu. Wszyscy mówili: ‘Dopóki jest praca – trzymaj się jej’. A ja czułam, że potrzebuję czegoś innego. Że zniknę, jeśli szybko czegoś nie zmienię”

Poszła do szkoły policealnej, by zostać higienistką stomatologiczną. Gdy ją ukończyła, okazało się, że bez doświadczenia nikt jej nie weźmie:

„Wysłałam mnóstwo CV. W odpowiedzi – cisza. Szukali osób z doświadczeniem. Ale skąd mam mieć doświadczenie, skoro nikt mnie nie zatrudnia?”

W końcu znalazła pracę jako asystentka dentysty. Jednak godzin było niewiele, a szefowa jej zbytnio nie wspierała.

„Kiedy wszystko spoczywa na tobie, od mieszkania po szkołę dla dziecka, bardzo ważne jest, by praca była stabilna. Kiedy tego nie ma, wyczerpujesz się dwa razy szybciej”.

Opanowanie nowego zawodu to za mało. Na rynku wymagane jest doświadczenie, nawet od obcokrajowców. Zdjęcie: Shutterstock

Znów zaczęła poszukiwania, tym razem w branży obsługi klienta. Polski zna już dobrze i uważa, że to główne narzędzie integracji:

„Język jest wszystkim. Bez niego nawet nie wezmą twojego CV do ręki. Znam dobrze polski, to moja podpora, ale sama znajomość języka to za mało”

Dziś Kateryna wysyła CV codziennie, dostosowując każde do konkretnej oferty. Nie korzysta z networkingu, bo nie ma w Polsce wielu znajomych.

„Uważam, że CV musi się czymś wyróżniać, przyciągać uwagę. Tylko wtedy jest szansa, że zostanie zauważone. Według moich obliczeń na 30 wysłanych CV może nadejść jedna odpowiedź. W branży obsługi klienta jest duża konkurencja, o jedno miejsce może ubiegać się nawet 100 kandydatów. Ale staram się nie traktować odmowy lub milczenia jako oceny mojej osoby. To, że mnie nie przyjęli, nie znaczy, że jestem zła. Po prostu to nie jest stanowisko dla mnie”.

Kateryna nie pozwala sobie na zwątpienie. Pamięta, jak długo pracowała jako sprzątaczka – i nie chce do tej roboty wracać. Jej główna zasada brzmi: nie odgrywać ofiary i wierzyć w siebie.

„Trzeba się zachowywać, jak gwiazda. Jeśli sama w siebie nie uwierzysz, nikt inny w ciebie nie uwierzy. Nie udaję. Po prostu pamiętam, że przetrwałam już więcej, niż mogłoby się wydawać. I myślę, że zasługuję na jeszcze więcej”

Nie trafiłam do apteki przez przypadek

Julia Astaszeniuk, farmaceutka z Odesy, ma dyplom uniwersytetu medycznego i ponad dziesięć lat doświadczenia pracy w aptece. Rozmawiała z pacjentami, wydawała leki. Ta praca wymagała fachowości, uwagi i empatii. Julia ją kochała.

„To nie tylko sprzedawanie tabletek. Musisz zrozumieć człowieka, wesprzeć go, wyjaśnić możliwości, pomóc. I oczywiście dobrze znać leki. Dla mnie to zawsze było coś więcej niż praca. To moje powołanie”.

Julia: „Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”

Gdy wybuchła wojna na pełną skalę, Julia przez pewien czas pozostawała w Odesie. Jednak ciągłe ostrzały i poczucie zagrożenia skłoniły ją w końcu do opuszczenia miasta. Rok temu przeniosła się do Polski. Tutaj wszystko zaczęło się, jak u większości, od czystej karty: bez języka, bez znajomych, bez zrozumienia, jak działa lokalny rynek pracy. Ale miała mocne postanowienie: pozostać w zawodzie.

„Wiedziałam, że chcę wrócić do apteki. Nie mogłam sobie pozwolić na poddanie się. To byłaby zdrada samej siebie”.

Samodzielnie napisała CV po polsku i z teczką w ręku wyruszyła na pielgrzymkę po warszawskich aptekach:

„Wchodziłam i mówiłam: ‘Dzień dobry, jestem z Ukrainy, szukam pracy’. Ze strachem, łamaną polszczyzną, bez oficjalnego pozwolenia na pracę w zawodzie farmaceutki. Ale wierzyłam, że ktoś da mi szansę”.

Mijały tygodnie – i nic. Ktoś grzecznie odmawiał, ktoś inny nie miał czasu nawet porozmawiać, niektórzy w ogóle nie przeglądali jej CV. Wracała do domu rozczarowana, ale już następnego ranka wyruszała na kolejną wyprawę.

„Za każdym razem mówiłam sobie, że każda próba to krok do ‘tak’. Po prostu trzeba iść, dopóki nie otworzą się właściwe drzwi”

I w końcu się otworzyły. W jednej z aptek właścicielka zaproponowała rozmowę. Przyjęła Julię na stanowisko asystentki farmaceuty (pomoc apteczna). To dalekie od tego, co robiła w Ukrainie, ale była wdzięczna za szansę.

„Moja praca polega na przyjmowaniu towaru, układaniu go na półkach, sprzątaniu. Nie jestem farmaceutką ani nawet technikiem, jednak cieszę się, że znów jestem w aptece. Oddycham powietrzem, które znam. To już przełom”.

Oczywiście, nie obyło się bez wpadek. System, do którego przyzwyczaiła się w Ukrainie, tutaj nie działa: tam leki sortuje się według substancji czynnych, w Polsce – alfabetycznie. Łatwo się pomylić, więc trzeba być uważną.

„Było kilka sytuacji, kiedy coś źle ułożyłam i zwrócono mi uwagę. Tak, to bolało. Całe życie byłaś specjalistką, a teraz uczysz się od podstaw. Umiem doradzić, wziąć odpowiedzialność za poważne decyzje, a tutaj jestem „wynieś – przynieś ”. Szczerze mówiąc, nigdy w życiu tak dużo nie sprzątałam. Czasami to wyczerpuje psychicznie, a czasami jest naprawdę ciężko fizycznie. Ale nie pozwalam sobie na załamanie”.

Zespół ją szanuje, zwracają się do niej nawet: „pani magister”, chociaż zgodnie z przepisami nie ma prawa wydawać leków. Czasami koledzy dzwonią po godzinach, by dowiedzieć się, gdzie co leży, albo ustalić coś innego. Wiedzą, że jest doświadczona i rozumie, jak wszystko działa

„To trochę stresujące, ale też miłe. Bo to znaczy, że mi ufają, doceniają mnie, nawet jeśli formalnie jestem tylko asystentką”.

Mówi, że kultura apteczna w Polsce jest inna. Tutaj farmaceuci nie naciskają na sprzedaż, jak w Ukrainie. Wszystkie leki na receptę są wydawane wyłącznie na receptę. I zdaniem Julii tak powinno być.

„W Ukrainie trzeba było mieć plan sprzedaży i wykręcać go, jak się tylko dało. Nie wiem, jak to wygląda w polskich aptekach sieciowych, ale w mojej małej aptece wynagrodzenie nie zależy od tego, ile czego i za jaką kwotę sprzedałaś. Tutaj jesteś specjalistą, a nie sprzedawcą. Koleżanki czytają branżowe wiadomości, dzielą się informacjami, omawiają zmiany w przepisach. To inspirujące”.

Obecnie Julia poważnie rozważa nostryfikację dyplomu w Polsce. Wie, że nie będzie łatwo. Egzaminy, procedury biurokratyczne, dodatkowe kursy – wielu rezygnuje. Ale ona chce iść dalej.

„Przeszłam już tak wiele, że odwrót nie wchodzi w grę. Tak, to długie, męczące i wymaga pieniędzy, ale wiem, po co mi to. Chcę znowu pracować jako farmaceutka. Nie trafiłam do apteki przez przypadek. I zostanę w niej bez względu na to, jak będzie trudno”.

IT nie tylko dla programistów

Wiktoria Ławryk przyjechała do Polski wraz z mężem jeszcze w 2017 roku. Wyższe wykształcenie zdobyła w Kijowie, na Narodowym Uniwersytecie Technologii Żywności, gdzie studiowała hotelarstwo i gastronomię. Jej pierwsze kroki w nowym kraju były jakby logiczną kontynuacją specjalności. Tyle że w zupełnie innych realiach.

„Zaczęłam pracować jako kelnerka w hotelowej restauracji. Nie było w tym nic ekscytującego. Ciężka fizyczna praca, ciągłe stanie na nogach, ciężkie tace, naczynia, zmęczenie. I było to trudne również emocjonalnie. Masz wyższe wykształcenie, pragniesz rozwoju, a zaczynasz od najniższego szczebla. I bardzo chcesz jak najszybciej go pokonać”.

Wiktoria: „Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam ”

Potem przeniesiono ją do recepcji. Wydawałoby się – awans…

„To był ogromny stres. Praca na nocnych zmianach, czasami byłam kompletnie sama. Zmęczenie, odpowiedzialność, sytuacje awaryjne z klientami, którzy mogli wybuchnąć bez powodu. A do tego ciągłe poczucie, że jesteś obca. Jesteś ‘Ukrainka’ – a więc musisz udowodnić, że jesteś godna zaufania. Było sporo uprzedzeń. Nawet jeśli wszystko robisz dobrze, to może nie wystarczyć”.

Po roku pracy w branży hotelarskiej uznała, że ma dość. Polski znała już dosyć dobrze, zaczęła szukać innych możliwości

Znajomi polecili ją polskiej firmie zajmującej się sprzedażą wody pitnej. Dostała posadę kierownika ds. sprzedaży.

„To doświadczenie wiele mi dało: nauczyłam się komunikować z klientami, budować relacje, lepiej rozumieć procesy biznesowe, poprawiłam polszczyznę w piśmie. Ale z czasem zaczęło mi być „ciasno” — zapragnęłam większej dynamiki, rozwoju, środowiska, w którym ludzie mają ambicje”.

Zwróciła oczy w stronę IT. Nie miała wykształcenia technicznego, więc zapisała się na indywidualne kursy online – po pracy. Zaczęła od podstaw: czym jest e-commerce, jak działa strona internetowa, jak zarządzać projektami cyfrowymi.

„Wielu uważa, że IT to coś dla programistów i „matematycznych maniaków”. Tymczasem jest wiele stanowisk, na których najważniejsze są analityczne myślenie, umiejętność komunikowania się i organizowania procesów. Jeśli umiesz obsługiwać komputer, możesz się tego nauczyć”.

I znów dzięki znajomym trafiła na rozmowę kwalifikacyjną – tym razem do międzynarodowej firmy. Obecnie pracuje jako E-commerce Project Manager: odpowiada za działanie strony internetowej, koordynuje produkty online, pracę programistów i projektantów, kontaktuje się z klientami i kontrahentami.

Nie ukrywa, że na początku wstydziła się mówić znajomym, że szuka pracy. Wydawało się jej, że to oznaka słabości. Teraz uważa, że to właśnie networking stał się dla niej punktem zwrotnym.

„Kiedyś bałam się prosić o coś, mówić o sobie. Ale trzeba nauczyć się „sprzedawać” siebie, opowiadać o swoich mocnych stronach. Inaczej nikt o tobie się nie dowie”.

Najbardziej Wiktoria ceni sobie zmianę nastawienia do niej. W nowym środowisku nie oceniają jej już przez pryzmat narodowości czy akcentu

„Im bardziej wykształceni i otwarci są ludzie wokół, tym mniej dyskryminacji. W moim otoczeniu nie liczy się, skąd jesteś, ale co potrafisz i jak pracujesz. To bardzo dodaje otuchy”.

Wie, że miała łatwiej niż wielu innych – przyjechała jeszcze przed wybuchem wojny, była młoda, bez dzieci, rozumiała, na co się decyduje. Jest jednak przekonana, że w każdych warunkach ważne jest to, by nie tracić wiary w siebie.

„Trzeba mówić, pytać, uczyć się, szukać. Nikt nie przyniesie ci wymarzonej pracy na tacy. Ale jeśli uwierzysz, że jesteś w stanie – to szansa się pojawi. Nie jestem idealna. Jestem po prostu uparta i się nie poddałam”.

Opowiedziała swoją historię, bo chce dodać otuchy innym Ukrainkom – zwłaszcza tym, które przyjechały do Polski po 2022 roku.

„Tak, one mają trudniej, ale nawet z najniższego punktu można się podnieść. Najważniejsze to iść naprzód i się nie zatrzymywać”.

Główna trudność to język – choć nie tylko

Anna Czernysz, doradczyni ds. kariery z ponad 15-letnim doświadczeniem w HR i rekrutacji, mieszka w Polsce od dziesięciu lat. Ma wyższe wykształcenie pedagogiczne i ekonomiczne. Po przeprowadzce ukończyła szkolenie z coachingu i doradztwa zawodowego. Pracuje w organizacjach charytatywnych. Ukrainkom doradza w zakresie poszukiwania pracy, sporządzania CV, przygotowania do rozmów kwalifikacyjnych. Oto jej spostrzeżenia na temat typowych trudności, z którymi borykają się Ukrainki szukające pracy w Polsce.

Anna Czernysz: „Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują ci, którzy szukają aktywnie i celowo”

O głównych barierach na polskim rynku pracy

„Główna trudność to język. Bez znajomości polskiego znalezienie pracy wymagającej wyższych kwalifikacji jest prawie niemożliwe – tym bardziej jeśli kandydatka ubiega się o stanowisko wymagające komunikatywności (kadry, marketing, nauczycielka, sekretarka). W tym przypadku wymagania językowe są na pierwszym miejscu. A na wielu stanowiskach, zwłaszcza w firmach międzynarodowych, wymagana jest również znajomość angielskiego na poziomie nie niższym niż B2. Często Ukrainkom brakuje podstawowych umiejętności „biurowych”, na przykład pracy z programem Excel.

Oprócz języka poważną barierą jest konieczność przekwalifikowania się, nostryfikacji dyplomu, budowania kariery praktycznie od zera. Ludzie boją się konkurencji z lokalnymi specjalistami, boją się rozmów kwalifikacyjnych. Często po prostu nie wierzą, że dadzą radę. To powszechne, więc właśnie tu ważne jest wsparcie, planowanie i profesjonalna pomoc.

Dlaczego Ukrainki „utknęły” w pracy wymagającej niskich kwalifikacji

Często dzieje się tak nie dlatego, że tego chcą, ale dlatego, że po prostu nie mają zasobów na coś innego: brakuje czasu, siły i wsparcia, by uczyć się języka, przekwalifikować się lub szukać czegoś lepszego.

Ale czasami jest odwrotnie: uzyskawszy stabilny dochód, ludzie boją się ryzykować. Przyzwyczajają się i pozostają tam, gdzie im wygodniej, nawet jeśli ta praca nie pozwala w pełni wykorzystać swojego potencjału.

O dostosowaniu CV i przygotowaniu do rozmowy kwalifikacyjnej

Nie ma czegoś takiego jak „ukraiński” czy „polski” format CV. Istnieją za to różne style i ważne jest, by wybrać ten, który najlepiej pasuje do danego stanowiska. Często nawet specjaliści nie orientują się w tym wystarczająco dobrze, dlatego radzę przynajmniej raz skonsultować się z profesjonalistą. To pomoże uniknąć typowych błędów.

Jeśli chodzi o rozmowę kwalifikacyjną, typowym błędem numer jeden jest brak przygotowania. A trzeba – na podstawie własnego CV, pod konkretne stanowisko. Prowadzę szkolenia-rozmowy kwalifikacyjne właśnie z tego zakresu.

Kolejnym częstym błędem jest nadmierna trema. Jeśli zbyt mocno chcesz tej pracy, tworzy się wewnętrzna presja. Tu pomagają ćwiczenia oddechowe, aktywność fizyczna.

Często ludzie nie rozumieją specyfiki polskiej kultury komunikacji: trzeba być uprzejmym, powściągliwym i znać typowe pytania z rozmowy kwalifikacyjnej, na przykład: „Opowiedz o swoim sukcesie” lub: „Dlaczego właśnie ty?”.

Jak skutecznie szukać pracy

Z mojego doświadczenia wynika, że pracę najczęściej znajdują osoby, które szukają jej aktywnie i celowo. Ważne jest tutaj kompleksowe podejście. Warto wykorzystać wszystkie kanały: profesjonalne strony internetowe, specjalistyczne grupy na Facebooku, LinkedIn (w przypadku ofert pracy biurowej), znajomości, rekruterów, targi pracy.

Ważne jest jednak, by szukać tam, gdzie to ma sens. Na przykład sprzątaczek nie szuka się przez LinkedIn, ale księgowych czy menedżerów – już tak.

Od czego ma zacząć kobieta z dyplomem, ale niepracująca w swoim zawodzie

Zacznij od języka. Polski – koniecznie, angielski – bardzo pożądany. Poziomy B2 to już dobry start. Następnie musisz zdecydować: wrócić do swojego zawodu czy zmienić kierunek. Rozważ plusy i minusy, czas, koszty. Jeśli trudno ci samodzielnie podjąć decyzję, skontaktuj się z doradcą zawodowym. Czasami jedna konsultacja może zaoszczędzić miesiące niepewności.

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

Projekt jest współfinansowany ze środków Polsko-Amerykańskiego Funduszu Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację „Edukacja dla Demokracji

20
хв

Dopóki jest praca – trzymaj się jej

Diana Balynska

Możesz być zainteresowany...

No items found.

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress