Klikając "Akceptuj wszystkie pliki cookie", użytkownik wyraża zgodę na przechowywanie plików cookie na swoim urządzeniu w celu usprawnienia nawigacji w witrynie, analizy korzystania z witryny i pomocy w naszych działaniach marketingowych. Prosimy o zapoznanie się z naszą Polityka prywatności aby uzyskać więcej informacji.
Wyborcy w USA muszą odpowiedzieć sobie na jedno dość proste pytanie, czy chcą, by ich krajem kierował człowiek, którego działania, w tym szturm na Kapitol, są sprzeczne z zasadami demokracji. Czy też są skłonni przymknąć na to wszystko oko, bo to Trump
Rezygnacja prezydenta USA Josepha Bidena z udziału w kampanii na kilka tygodni przed konwencją Demokratów, na której miał zostać zatwierdzony jako kandydat na prezydenta, przypomniała nam o historycznym charakterze wydarzeń, których jesteśmy świadkami w wyścigu prezydenckim w 2024 roku.
Po raz pierwszy kandydaci na prezydenta prowadzą debaty przed konwencjami partyjnymi, które zatwierdzają ich kandydatury. Po raz pierwszy od dziesięcioleci kandydat na prezydenta USA został postrzelony. Po raz pierwszy od wielu dziesięcioleci urzędująca głowa państwa rezygnuje z ubiegania się o drugą kadencję. I po raz pierwszy kandydat, który wygrał prawybory we własnej partii, wycofuje się z wyścigu, stwarzając możliwość startu nowemu kandydatowi.
Jednak jeśli spojrzeć na sytuację z perspektywy pragmatycznej, a nie historycznej, decyzja Bidena niewiele zmienia. Bo ostatnie wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych odbyły się w 2016 roku, kiedy to republikanin Donald Trump niespodziewanie wyrwał zwycięstwo z rąk demokratki Hillary Clinton. Pamiętajmy, że była szefowa Departamentu Stanu wydawała się dosłownie skazana na wygraną, ponieważ nikt nie wierzył, że Trump może wygrać!
Potem nie było wyborów – był plebiscyt, w którym głównym pytaniem było to, czy wyborca chce nadal widzieć Donalda Trumpa w Białym Domu. Dlatego w rzeczywistości wybory w 2020 r. nie były przede wszystkim „wyborami Bidena”, lecz „wyborami Trumpa”. Tak jak wybory w 2024 r. to nie „wybory Bidena”, lecz „wybory Trumpa”. Z tego punktu widzenia nawet przed decyzją obecnego prezydenta USA o wycofaniu się były to już wybory bez Bidena.
Wyborcy muszą odpowiedzieć na jedno dość proste pytanie, czy chcą, aby ich krajem kierował człowiek, którego działania, w tym szturm na Kapitol, są sprzeczne z zasadami demokracji. Czy też są gotowi przeoczyć to wszystko, ponieważ jest Trumpem.
A ponieważ większość wyborców Trumpa kieruje się irracjonalnym podejściem, sformułowanym w tych właśnie słowach: „głosuję, bo to Trump” - a większość tych, którzy głosują przeciwko niemu, kieruje się nieopisanym przerażeniem: „głosuję, bo ktokolwiek, byle nie Trump” – o wszystkim zadecydują głosy niewielkiej liczby osób w kilku strategicznie ważnych stanach. Ludzi, którzy jeszcze nie wiedzą, czy ten plebiscyt jest dla nich w ogóle ważny
Tak było w 2016 r., kiedy Trump przeprowadził udaną kampanię w tych stanach i wygrał. I w 2020 r., kiedy Trump przegrał w tych stanach z Bidenem – i nie mógł w to uwierzyć. Teraz będzie tak samo. Demokraci muszą tylko przekonać wyborców, że osoba, którą oferują Ameryce, jest w stanie skutecznie kierować krajem, zwłaszcza fizycznie. To oczywiście nie gwarantuje im zwycięstwa, ale pozostawia szanse na to zwycięstwo na tym samym poziomie, na którym były przed słynną debatą i rezygnacją Josepha Bidena.
Ukraiński publicysta, pisarz i znany dziennikarz, który od ponad 30 lat pracuje w demokratycznych mediach Europy Środkowo-Wschodniej. Jest autorem setek artykułów analitycznych w mediach ukraińskich, białoruskich, polskich, rosyjskich, izraelskich i bałtyckich. Jest prezenterem na kanale Espresso TV, ma własny kanał na YouTube i współpracuje z ukraińskimi i rosyjskimi serwisami Radia Wolna Europa. Prowadzi program "Drogi do wolności", poświęcony Ukrainie po Majdanie i przestrzeni poradzieckiej. Jest ona obecnie nadawana ze Lwowa jako wspólny projekt Radia Wolna Europa, "Nastojaszczeje Wriemia" i kanału Espresso TV.
Zostań naszym Patronem
Nic nie przetrwa bez słów. Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.
Trump podczas spotkania z Meloni w Gabinecie Owalnym. Waszyngton, 17 kwietnia 2025 r. Zdjęcie: Alex Brandon/Associated Press/East News
Na oficjalnych zdjęciach z włoską premierką prezydent USA jest uśmiechnięty i nie ukrywa, że darzy Meloni szczególną sympatią. Złośliwi podejrzewają nawet, że się w niej podkochuje – i to dlatego jego stosunek do Meloni jest znacznie lepszy niż do Emmanuela Macrona, Keira Starmera i Olafa Scholza, którym nie szczędził krytyki w serwisie X.
W rzeczywistości Meloni ma do wykonania aż dwie misje. O pierwszej świat dowiedział się po słynnym skandalu z udziałem Trumpa, J. D. Vance’a i Wołodymyra Zełenskiego w Gabinecie Owalnym. Następnego dnia włoska premierka spotkała się z ukraińskim przywódcą w Londynie, gdzie wezwała go do unikania napięć ze Stanami Zjednoczonymi i udzieliła kilku cennych rad.
– Uważam, że bardzo ważne jest, abyśmy unikali ryzyka rozłamu Zachodu. Myślę też, że w tej kwestii Wielka Brytania i Włochy mogą odegrać ważną rolę w budowaniu mostów – powiedziała wówczas.
Wskutek wsparcia tych dwóch państw Stany Zjednoczone wznowiły wymianę danych wywiadowczych i wyraziły zgodę na dalsze dostawy broni dla Ukrainy
Meloni wysoko oceniła spotkanie Trumpa i Zełenskiego, które odbyło się podczas pogrzebu papieża. Podczas rozmowy w bazylice św. Piotra obaj przywódcy już się nie kłócili, lecz spokojnie wymienili uwagi na temat ram planu pokojowego. W poście na oficjalnym koncie partii Meloni, Braci Włochów, nawiązano do działań dyplomatycznych włoskiej przywódczyni, które były „starannie i dyskretnie zaplanowane, bez dążenia do bycia w centrum uwagi, nawet gdy na Rzym, stolicę chrześcijaństwa, były skierowane oczy całego świata”.
Spotkanie Zełenskiego z Meloni w Rzymie. Zdjęcie: OPU
Premierka Włoch odbyła też w Watykanie rozmowę z szefową Komisji Europejskiej Ursulą von der Leyen. Unia Europejska ma nadzieję, że Meloni może skłonić amerykańskiego prezydenta do zawarcia nowej umowy handlowej i ponownego przeglądu ceł, by Europejczycy mogli uniknąć wojny handlowej z USA. Meloni wzięła na siebie misję posłańca Europy, zwłaszcza że amerykański przywódca unika rozmów telefonicznych z przewodniczącą KE.
Unia Europejska ma trzy miesiące na to, by przekonać Trumpa do niewprowadzania 20-procentowych ceł na unijny eksport do USA. Obecnie produkty unijne są opodatkowane podstawową stawką 10 procent, a 25-procentowymi cłami na stal, aluminium i samochody.
Dla samej Meloni sytuacja ta oznacza wzmocnienie jej pozycji w Unii Europejskiej
W grudniu ubiegłego roku „Politico” nazwało włoską premierkę gwiazdą europejskiej polityki. Napisano nawet wprost, że liderka Braci Włochów w ciągu kilku lat „przeobraziła się z marginalnej postaci politycznej w jedną z kluczowych figur na europejskiej i światowej arenie”.
Premierka Włoch została uznana przez „Politico” za najbardziej wpływową osobę w Europie w 2025 roku. Zdjęcie: IPA/ABACA/Abaca/East News
„Dzisiaj jeśli chcesz rozmawiać z Europą, to telefon do Giorgii Meloni jest oczywistym wyborem. Nawet takie postaci jak Elon Musk, najbogatszy człowiek świata i doradca nowo wybranego prezydenta USA Donalda Trumpa, zwracają się do włoskiej premierki w celu omówienia kwestii strategicznych” – napisał wspomniany opiniotwórczy serwis.
Co takiego jest w Meloni? Przed jej zwycięstwem w wyborach w 2022 roku twarzą włoskiej prawicy był Silvio Berlusconi – znany ze skandalicznych imprez magnat medialny, lubiący oszukiwać na podatkach, a przy tym przyjaciel Putina
Partia Meloni pojawiła się na scenie politycznej, gdy ekscesy tego kontrowersyjnego miliardera zaczęły wywierać destrukcyjny wpływ na życie polityczne we Włoszech.
Bracia Włosi stali się zdrową alternatywą, która przekonała wyborców, że prawica jest zdolna zajmować się pracą na rzecz państwa, a nie tylko taplać się w basenach z gwiazdami telewizji i hostessami. Z czasem Meloni, ideowo ultranacjonalistyczna i radykalna, zdołała zaprezentować się światu jako polityczka, z którą gotowi są współpracować zarówno w Brukseli, jak w Waszyngtonie.
Meloni jest też jedną z nielicznych osób w Europie, które mogą jak równa z równym dyskutować Emmanuelem Macronem, twardo spierając się z nim o politykę fiskalną, społeczną i kryzys migracyjny
Macron i Meloni podczas szczytu „koalicji chętnych” w Paryżu. 27 marca 2025 r. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/East News
Zachodni analitycy twierdzą, że sukces w stosunkach z Trumpem Meloni zawdzięcza nie tylko urodzie i wyrafinowanemu stylowi. Potrafi bowiem znaleźć równowagę między radykalnymi ideami swojej partii a pragmatyczną współpracą z międzynarodowymi partnerami. Jej przywództwo zapowiada nową erę zmian w polityce europejskiej, w której liberalne podejście ustępuje miejsca nowym twarzom silnie skupionym na kwestiach narodowych. Można również z całą pewnością stwierdzić, że Giorgia Meloni, Kaja Kallas i Ursula von der Leyen to zespół na trudne czasy, który będzie sprzątał europejską stajnię Augiasza, pozostawioną przez mężczyzn chcących przyjaźnić się z Putinem.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Kiedy rozmawiałam z ludźmi w Polsce o tym, które imperium wybraliby, gdyby ich kraj był w potrzebie, odpowiedź zawsze brzmiała: „Amerykę”. Teraz wydaje się, że to się zmienia.
Myślę, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jak źle było w Ameryce przed Trumpem. Jeśli już, to uważam Trumpa za osobę po prostu otwarcie mówiącą o rzeczach, które amerykański rząd robił przez wieki. W żadnym wypadku nie twierdzę, że to, co Trump robi, jest w porządku – ale on jest w tym szczery. W końcu administracja Bidena deportowała średnio 57 000 osób miesięcznie, podczas gdy administracja Trumpa odesłała w zeszłym miesiącu 37 660 osób, a mimo to nigdy nie słyszeliśmy o planach Bidena dotyczących deportacji. Chwalimy liberałów za ich zaangażowanie na rzecz praw człowieka, ale co tak naprawdę osiągnęli? Nie chronią praw kobiet, pozwalają na ludobójstwo Palestyńczyków, aresztują studentów za udział w protestach, umożliwiają Rosji kontynuowanie jej zbrodni i ograniczają naszą wolność słowa.
I mimo to oczekuje się, że będziemy na nich głosować, bo są „mniejszym złem”? Wciąż słyszę, że odpowiedzialność za naszą przyszłość „spoczywa w rękach młodych ludzi”, ponieważ to starsze pokolenie spowodowało cały ten bałagan. Oczekuje się ode mnie, że będę protestować, głosować, organizować się – podczas gdy jestem od tego wszystkiego odcinana. Jaką demokracją była Ameryka, skoro mamy wybór tylko między dwoma złami, a oba są wspierane przez te same potężne interesy?
Myślę, że patrząc na Amerykę musimy zadać sobie pytanie: „Dla kogo ona kiedykolwiek była dobra?” To zawsze był kraj dobry dla białego Amerykanina, a teraz jest dla niego prawdopodobnie jeszcze lepszy. Jednak czy kiedykolwiek to był dobry kraj dla kobiet? Czy kiedykolwiek ten kraj był dobry dla ludzi o innym kolorze skóry niż biały? Myślę, że zapominamy o tym, idealizując Amerykę.
To nigdy nie był wielki kraj i nigdy nie będzie „znowu wielki”, chyba że przeszłością, do której się odnosimy, jest to kolonialne, rasistowskie imperium, które Trump chce przywrócić
Patrząc na „amerykański sen” z perspektywy postkomunistycznego kraju w Europie Wschodniej można dość łatwo go idealizować. Niemniej zawsze staram się przypominać ludziom z Europy Wschodniej, że społeczeństwo, bezpieczeństwo, edukacja i opieka zdrowotna, które mamy tutaj, są milion razy cenniejsze niż wyidealizowana wersja tego, jak mogłoby wyglądać ich życie w kapitalistycznej utopii Ameryki.
Niedawno odwiedziłam Nowy Jork. Chociaż jest to jedno z najdroższych miast w USA, wzrost cen, do którego doszło w ciągu ostatniego roku, zszokował mnie. Słyszałam od znajomych, że nie stać ich na czynsz, bo został podniesiony o 25%. Niektórzy z nich nie byli w stanie znaleźć pracy od zeszłego lata – a mówiąc o pracy mam na myśli jakąkolwiek pracę, w tym w kawiarni lub sklepie spożywczym. A to są ludzie, którzy ukończyli prestiżowe uniwersytety, jak Columbia czy Uniwersytet Nowojorski.
William Edwards i Kimberly Cambron biorą ślub w Walentynki na Times Square w Nowym Jorku 14 lutego 2025 roku. Zdjęcie: Kena Betancur/AFP
Ceny żywności wciąż rosną. W zeszłym roku za artykuły spożywcze, które wystarczały mi na około 10 dni, płaciłam około 120 dolarów. Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku ostatnio, ta kwota się podwoiła. Oczywiste jest, że Trump chce załamania gospodarki, by na wszystko było stać 1% społeczeństwa – ale co dalej?
Czy ci wszyscy ludzie, których nie stać na nic, mają trafić do aresztu i stać się kolejną grupą świadczącą niewolniczą pracę na rzecz amerykańskiego supermocarstwa? Taki jest plan Trumpa?
Bezdomność w Ameryce to kolejna rzecz, którą zauważyłam dopiero po roku mojej nieobecności tam. Ku mojemu zaskoczeniu odkryłam, że Amerykanie są na nią jeszcze bardziej obojętni niż wcześniej. Wzrost liczby ludzi biorących narkotyki na ulicach jest przerażający, a epidemia fentanylu szybko zmienia kolejne miasta w „miasta zombie”. To był poważny problem już w czasie pandemii, lecz teraz jest jeszcze poważniejszy. Coraz więcej osób nie stać na opłacenie czynszu – i coraz więcej z nich ląduje na ulicy. Chociaż widok narkotyzujących się ludzi budzi u mnie strach, jeszcze silniejsza jest we mnie złość. Dlaczego nikt im nie pomaga? Jak Amerykanie mogą być tak nieczuli, patrząc na ludzi umierających codziennie na ulicach?
Teraz Trump chce zdelegalizować bycie bezdomnym. Wykorzysta tych, których nie da się zamknąć w kapitalistycznym systemie, jako kolejną siłę niewolniczej pracy w amerykańskich więzieniach.
Bezdomni jedzą lunch w Święto Dziękczynienia, przygotowany przez organizację non-profit Midnight Mission dla prawie 2000 osób w dzielnicy Skid Row w centrum Los Angeles, 25 listopada 2021 r. Zdjęcie: Apu GOMES/AFP
Ameryka powoli się rozpada, jak każde imperium, tyle że jej problemy nie pojawiły się z dnia na dzień. Narastały od dawna – problemy systemowe, które zostały przegapione lub zlekceważone przez obywateli. Pęknięcia w fundamentach istniały od lat w kraju, którego rdzeń oparto na ludobójstwie i niewolnictwie, tyle że teraz nie można ich już zignorować.
Jak więc obywatele tego kraju mogą nadal odwracać wzrok i nie podejmować działań? Bo łatwiej im siedzieć w domu, rozpraszając się rozrywką, mediami społecznościowymi lub codziennymi obowiązkami, niż konfrontować się z trudnymi realiami tego, co dzieje się wokół. Ze smutkiem uświadamiam sobie, że powaga sytuacji dociera do wielu Amerykanów dopiero wtedy, gdy ucierpi ich własność. Dopiero gdy zagrożony jest ich dobytek, poczucie bezpieczeństwa czy codzienne życie, zaczynają rozumieć, że zmiana nie nastąpi poprzez bierne obserwowanie albo czekanie. Pilna potrzeba wyjścia na ulice, domagania się działań, staje się jasna dopiero wtedy, gdy osobiście odczuwa się skutki bezczynności. Ale z historii wiemy, że wtedy jest już za późno.
„Najpierw przyszli po socjalistów, ale ja milczałem, bo nie byłem socjalistą.
Potem przyszli po związkowców i znów nie protestowałem, bo nie należałem do związków zawodowych.
Potem przyszła kolej na Żydów i znowu nie protestowałem, bo nie byłem Żydem.
Wreszcie przyszli po mnie i nie było już nikogo, kto wstawiłby się za mną”.
Iwona Reichardt: Była Pani w Stanach Zjednoczonych podczas ostatnich etapów kampanii prezydenckiej, a ich finał obserwowała już w Ukrainie. Zaskoczenie?
Tamar Jacoby: Tak, to był niespodziewany i bolesny cios. Teraz, gdy patrzę na wyniki, myślę, że wszyscy powinniśmy byli to przewidzieć. Mówiliśmy sobie, że będzie 50 na 50, ale tak nie było. Trump wygrał ze znaczną przewagą. Nie obwiniam sondaży, nie sądzę, żeby to był główny problem. Myślę, że ludzie po prostu nie chcieli zwycięstwa Trumpa, ja na pewno tego nie chciałam. Teraz musimy jednak uznać, że Amerykanie zaakceptowali Donalda Trumpa – trudno zrozumieć, dlaczego. Czy wyborcy nie wierzą, że on zrobi te wszystkie szalone rzeczy, o których mówi? A może po prostu nie podoba im się kierunek, w którym Demokraci prowadzili kraj? Wciąż staram się to zrozumieć. Będziemy musieli żyć z tym wyborem Amerykanów przez cztery lata.
Jedną z obietnic Trumpa jest zakończenie wojny w Ukrainie w jeden dzień. To się wydaje nie do pomyślenia...
Ukraińskie media społecznościowe wyśmiewały to w pierwszych dniach po wyborach: „Czas ucieka. Don, gdzie jest pokój?” Ale poważnie: nie sądzę, by mógł zakończyć wojnę w jeden dzień. Myślę, że zda sobie sprawę, że to będzie trudniejsze, niż mu się wydawało.
Głównym pytaniem jest, jaki rodzaj umowy zaoferuje. Jestem bardzo zaniepokojona niektórymi opcjami zaproponowanymi przez jego doradców. Drugie pytanie brzmi: jak zareaguje Putin? W ostatnich dniach reakcja Rosji na jego zwycięstwo nie była szczególnie pozytywna. Trzecie pytanie dotyczy tego, jak mocno Trump będzie trzymał się swojej oferty. Przypomnijmy sobie jego negocjacje z Koreą Północną podczas pierwszej kadencji: zrezygnował po kilku dniach rozmów.
Jest więc wiele pytań dotyczących jego obietnicy zakończenia wojny w ciągu 24 godzin. Ponadto kiedy powiedział, że zamierza opuścić Ukrainę, to tak naprawdę nie powiedział tego wprost – to ludzie tak to zrozumieli. Nie wiemy, jakie są jego intencje. Ma na myśli brak nowej broni od USA – czy koniec jakiegokolwiek wsparcia? A może myśli, że USA będą nadal dostarczać dane wywiadowcze i pozwolą Europejczykom na udzielanie pomocy wojskowej, w tym poprzez zakup amerykańskiej broni?
Najważniejsze, że istnieje wiele wersji tego, co może się teraz wydarzyć. Myślę, że trzeba się skupić na przedstawianiu argumentów, które mogłyby przekonać Trumpa do zrobienia właściwej rzeczy, zamiast od razu zakładać, że zrobi najgorszą
Co oznaczałby sukces Trumpa w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie?
Tego jeszcze nie wiemy. Trump jest bardzo reaktywną i emocjonalną osobą, więc wiele zależy od rozwoju sytuacji. Nie spodoba mu się, jeśli Putin go zignoruje, a to może być dobre dla Ukrainy. Nie spodoba mu się też, jeśli wyjdzie na to, że Ameryka w jakiś sposób zawiodła i zdradziła swojego sojusznika. Musimy więc poczekać. Jest wiele niewiadomych i wiele rzeczy, które mogą mieć wpływ. Teraz ważne jest, aby pomóc Trumpowi postrzegać Ukrainę w pozytywny sposób.
Czy Trump zakończy wojnę? A jeśli tak, to na jakich warunkach? fot: JIM WATSON/AFP/East News
To prowadzi nas do relacji Trump – Putin. Putin jest dla Trumpa przyjacielem czy wrogiem?
To nie jest jasne, ale Putin nadal jest wrogiem Ukrainy i Zachodu. I nie ma dowodów na zmianę nastawienia [do Ukrainy, Zachodu i wojny – red.] wśród zwykłych Rosjan. Ukraińskie media społecznościowe bardzo uważnie śledzą rosyjskie media społecznościowe, w których w ostatnich dniach wiele mówiło się o tym, że Ameryka nadal jest i zawsze będzie wrogiem Rosji. Dla Kremla Trump nie różni się niczym od Bidena i pod wieloma względami to nastawienie jest wspierane przez Putina oraz jego sojuszników.
Głównym pytaniem dotyczącym rozmów jest to, co Trump położy na stole
Jeśli Putin od tego stołu odejdzie, mogę sobie wyobrazić, że będą konsekwencje – widziałam już, jak Trump wywierał na niego presję. Pytanie brzmi: dlaczego miałby odejść? Jeśli Trump zaproponuje zamrożenie linii frontu i obieca, że Ukraina nie dołączy do NATO, to dlaczego Putin miałby odejść? To mnie martwi najbardziej.
Nie zapominajmy o czwartym głównym graczu: Europie. Mamy Ukrainę, mamy USA, mamy Rosję – ale mamy też Europę. Europa musi się zjednoczyć i stać się bardziej aktywna. Możemy zobaczyć scenariusz, w którym Trump się wycofuje i mówi: „Europo, to twoja odpowiedzialność”. Wtedy Europa musi znaleźć pieniądze, broń – i interweniować. Europejczycy mówią o tym zobowiązaniu od początku wojny, ale w rzeczywistości nie zrobili wiele, by zwiększyć swoje zdolności wojskowe. Polska wydaje więcej, ale Niemcy nadal nie wydają prawie nic, a niemiecki rząd właśnie upadł. Dlatego jestem tak samo zaniepokojona tym, co dzieje się w Europie, jak tym, co dzieje się w USA.
Czy uważa Pani, że Europa, a zwłaszcza kraje takie jak Polska czy kraje bałtyckie, powinny się teraz martwić? Czy zwycięstwo Trumpa oznacza ryzyko wojny na naszych granicach?
Najważniejsze jest to, że Europa musi zintensyfikować działania. Nie ma znaczenia, kto jest prezydentem Stanów Zjednoczonych. Nawet gdyby wygrała Kamala Harris, Europa musiałaby działać. Nie wystarczy powiedzieć, że musimy wydawać więcej. Europejczycy muszą alokować pieniądze i współpracować ze sobą, by każdy dolar trafiał tam, gdzie powinien. I muszą to robić efektywnie. Dużo się o tym mówi, ale ten pociąg jeszcze nie ruszył. Rozumiem, że wszystko w Brukseli wymaga czasu i jest trudne, ale przyspieszmy sprawy. Na wschodzie Ukrainy giną ludzie i ta wojna dotrze do drzwi Europy. Zagrożenia są już na wyciągnięcie ręki. Z tego względu myślę, że wybór Trumpa może naprawdę pomóc. Może popchnąć Europejczyków do działania w sposób, w jaki nie popchnęła ich nawet sytuacja na linii frontu.
Jeśli mówimy o linii frontu i ogólnie o sytuacji w Ukrainie, to prognozy nie są optymistyczne.
Nie są dobre. Rosjanie coraz bardziej polegają na brutalnej taktyce. Niszczą miejsca, które próbują zdobyć, a następnie wysyłają tam ludzi. I nikt jak dotąd nie wymyślił, jak przeciwdziałać tym atakom. Używają starych, ogromnych bomb szybujących, a jedna taka bomba zniszczyć cały budynek. I to właśnie robili Rosjanie: niszczyli miasto po mieście.
Zdjęcie: AA/Abaca/Abaca/East News
Tymczasem w Ukrainie jest coraz mniej amunicji, a ludzie są wyczerpani. Z tego, co wiem, latem mobilizacja stanęła w miejscu, a liczba dezercji wzrosła. Jednak Ukraińcy wciąż się trzymają. Badania opinii publicznej nie wykazują większych zmian w ich nastawieniu do wojny w ciągu ostatnich sześciu miesięcy.
Życie w Kijowie jest zaskakująco normalne. Ale ludzie są zmęczeni i myślę, że czekają na to, jak wybór Trumpa zmieni dynamikę zdarzeń
Ukraińcy są zmęczeni walką z jedną ręką za plecami, otrzymywaniem amerykańskiej i europejskiej broni bez możliwości wykorzystania jej zgodnie z potrzebami. Wiele osób liczy na coś odważniejszego – i to może być Trump. Wiele osób martwi się z jego powodu, ale niektórzy mają nadzieję, że może popchnie sprawy do przodu.
Czy Ukraińcy czują się porzuceni przez Zachód, Polskę, USA?
Nie wszędzie jest tak samo. Myślę, że większość Polaków rozumie, co dzieje się w Ukrainie, rozumieją egzystencjalne zagrożenie ze strony Rosji. I większość Europejczyków to rozumie. Jednak większość Amerykanów – nie. Nie rozumieją stawki ani skali zagrożenia. Dla większości Amerykanów ta wojna jest bardzo odległa, a ich spojrzenie na stawkę jest bardziej biznesowe niż egzystencjalne. Jednak nawet w Europie, bądźmy szczerzy, więcej się mówi niż działa. „Porzucenie” to duże słowo, ale być może nie jest ono dalekie od prawdy. Dla Ukrainy ta walka staje się samotną walką.
Ostrzelane domy w Odessie. Zdjęcie: OLEKSANDR GIMANOV/AFP/East News
Co Ameryka zrobi teraz, gdy Joe Biden stał się „kulawą kaczką”, a Donald Trump jest prezydentem elektem?
Nie sądzę, by Kongres przyznał Ukrainie kolejny pakiet pomocowy. Zarówno Izba Reprezentantów, jak Senat są teraz republikańskie i pod kontrolą Trumpa. Jednak do stycznia pewne rzeczy mogą się jeszcze wydarzyć.
Nie wydaliśmy wszystkich pieniędzy z ostatniego pakietu pomocowego, więc musimy się pospieszyć i to zrobić
Senator Lindsey Graham ma ciekawy pomysł: nadać Ukrainie taki sam status jak Izraelowi, otwierając dla niej drogę do znacznie większego dostępu do amerykańskiej broni. To nie do końca członkostwo w NATO, ale to coś znacznie lepszego niż to, co Ukraina ma teraz. Musimy również rozważyć zasady regulujące sposób, w jaki amerykańscy wykonawcy z branży obronnej mogą współpracować z wykonawcami z innych krajów.
Wiele z tych rzeczy to drobiazgi, ale chodzi o to, że jest zbyt wcześnie, by się poddawać. Są rzeczy, które można zrobić w USA, i rzeczy, które można zrobić w Europie. Być może najważniejszą jest to, co robi Zełenski i inni – myślenie o tym, jakie argumenty będą najbardziej przekonujące dla zespołu Trumpa. Wszystkie te kroki mogą coś zmienić i musimy je kontynuować. Wojna się nie skończyła. Ukraińcy wciąż walczą, a Rosja wydaje się zagrażać Ukrainie i reszcie Europy bardziej niż kiedykolwiek.
Zdjęcie na okładce: 24 Brygada Zmechanizowana im. Króla Danyła Ukraińskich Sił Zbrojnych/AFP/East News
„Zgodziliśmy się utrzymywać bliski dialog i rozwijać naszą współpracę. Silne i niezachwiane przywództwo USA jest niezbędne dla świata i sprawiedliwego pokoju” – napisał 6 listopada 2024 r. Wołodymyr Zełenski po rozmowie z Donaldem Trumpem. Wśród tych, którzy pogratulowali zwycięstwa 47. prezydentowi USA, był także przywódca Rosji. Z kolei rosyjski minister spraw zagranicznych stwierdził, że jeśli Biały Dom zainicjuje dialog bez jednostronnych żądań, Moskwa będzie gotowa rozmawiać. Jak administracja Trumpa będzie rozmawiała z Rosjanami? Czego powinien się spodziewać Kijów? I jakie są obawy w Europie? Oto opinie ekspertów.
Zwycięstwo – i wszechwładza Trumpa
Zatrzymanie rosyjskiej wojny przeciwko Ukrainie w ciągu 24 godzin nie jest możliwe. Można to zrobić w ciągu kilku miesięcy albo nawet roku. Tak uważa Ołeksandr Chara, dyplomata i ekspert ds. polityki zagranicznej i bezpieczeństwa w Centrum Strategii Obronnych.
– Chodzi nie tylko o kontrolowanie przez Rosjan zdobytych przez nich terytoriów i nie tylko o pragnienie Putina, by zniszczyć państwo ukraińskie – mówi Chara. – Główną kwestią jest to, że Rosja dąży do ustanowienia nowego porządku w Europie.
Składanie obietnic podczas kampanii wyborczej to jedno, ale opracowanie prawdziwego planu krok po kroku to już co innego.
– Oczywiste jest, że Trump musi przede wszystkim stworzyć swój zespół – zaznacza ekspert. – Pewne nazwiska zostały już wymienione, ale zajmie to trochę czasu. Będą konsultacje, następnie „badanie gruntu”, a dopiero potem pojawią się merytoryczne oświadczenia.
Oczywiście Trump zawsze może powiedzieć coś publicznie, ale to nie jest jeszcze strategia ani plan
Aleksander Arabadzić, prezes zarządu Akademii Kadr RP i doradca ds. bezpieczeństwa, uważa, że Demokraci przegrali z powodu niezadowolenia Amerykanów z sytuacji wewnątrz kraju:
– Wzrost gospodarczy jest zbyt słaby. Poza tym jest powszechne poczucie braku bezpieczeństwa. Popełniono też błędy polityczne, takie jak cięcia w finansowaniu policji. No i jest problem wojny z narkotykami i zbyt wielu prób narzucenia inkluzywnej polityki, która staje się niebezpieczna nawet dla liberałów. Głównym hasłem Trumpa jest: „America First”, więc skupi się on na interesach gospodarczych i bezpieczeństwie USA, a nie na wielostronnych zobowiązaniach.
Aleksander Arabadzić: Trump skupi się na interesach gospodarczych i bezpieczeństwie USA. fot: ANDY BUCHANAN/AFP/East News
Wraz z prezydentem Amerykanie wybierali Senat i Izbę Reprezentantów. Wskutek porażki Demokratów w Wirginii Zachodniej, Ohio i Montanie Republikanie uzyskali większość w Senacie, Izbie wyższej Kongresu kontrolowanej wcześniej przez Partię Demokratyczną. Teraz główna walka toczy się o Izbę Reprezentantów. Jeśli Republikanom uda się ją utrzymać, będą mieli ogromną władzę, podkreśla dr Samuel George, doradca ds. rynków globalnych w w Bertelsmann Foundation North America. Ich agenda będzie jednak się koncentrować głównie na polityce wewnętrznej:
– Trump będzie się starał spełnić swoje obietnice, takie jak podniesienie ceł, zabezpieczenie granicy, zwiększenie skali deportacji i obniżenie podatków. Ale realizacja niektórych z nich będzie wymagała więcej czasu i wsparcia Kongresu. Polityka podatkowa musi mieć wsparcie Kongresu. Wdrożenie systemu taryfowego też trochę potrwa.
Natomiast w kwestiach imigracyjnych i społecznych Trump prawdopodobnie podejmie szybsze działania poprzez zarządzenia wykonawcze
Administracja Bidena planuje wypłacić pozostałe 6 miliardów dolarów pomocy dla Ukrainy do stycznia 2025 roku, czyli do inauguracji Trumpa. Jeszcze przed wyborami Biden zdecydował, że wszystkie pozostałe fundusze z pakietu zatwierdzonego przez Kongres w kwietniu zostaną przeznaczone na pomoc wojskową dla Ukrainy. Kwestia przydzielenia nowych funduszy i dalszego wspierania Ukrainy będzie więc problemem dla nowego Kongresu.
Kij i marchewka
Oczywiście Ukraina jest bardzo zależna od Stanów Zjednoczonych. Jednak nawet jeśli Trump zawiesi pomoc dla niej, nie oznacza to, że Kijów zaakceptuje jego warunki, twierdzi Ołeksandr Chara:
– Najprawdopodobniej w głowie Trumpa siedzi przekonanie, że ma jakieś marchewki, którymi może karmić. W naszym przypadku jest to pomoc w zakresie bezpieczeństwa, a w dłuższej perspektywie być może pomoc gospodarcza. Jednym z kluczowych punktów wizji Trumpa jest przywrócenie potęgi gospodarczej Stanów Zjednoczonych i zniesienie wszystkich tych ograniczeń, które zostały nałożone przez Bidena. Poza tym na pewno będzie próba uregulowania stosunków z Arabią Saudyjską, co oznacza, że Trump może z nią negocjować zwiększenie produkcji ropy naftowej. To bardzo ważny kontekst. No i są pomysły, że niektóre sankcje mogą zostać zniesione na zachętę [by skłonić Rosję do negocjacji – red.]. Pamiętajmy też jednak o groźbie, że jeśli druga strona nie zgodzi się na propozycje Trumpa, pomoc dla Ukrainy zostanie znacznie zwiększona.
Ukraina jest w dużym stopniu uzależniona od pomocy USA. Zdjęcie: Ukrinform/East News
Dr Samuel George uważa, że Trump raczej zmniejszy wsparcie dla Ukrainy:
– Prawdopodobnie będzie próbował szybko osiągnąć porozumienie o zawieszeniu broni, co spowoduje, że Ukraina straci terytoria okupowane obecnie przez siły rosyjskie. Dlatego w nadchodzących tygodniach Rosja może podjąć znaczny wysiłek militarny.
Decyzja Trumpa jest trudna do przewidzenia, ale jedno jest pewne: bez względu na to, jaka będzie jego polityka wobec Ukrainy, z pewnością będzie się różnić od polityki Bidena – pisze Wall Street Journal (WSJ). Dziennikarze tej gazety rozmawiali z przedstawicielami zespołu 47. prezydenta elekta i opisali dwa możliwe scenariusze.
Pierwszy zakłada, że Stany Zjednoczone odmawiają pomocy Ukrainie, dopóki nie zgodzi się ona na rozmowy pokojowe z Rosją. Zwrot okupowanych terytoriów stanie się wtedy przedmiotem działań dyplomatycznych.
Drugi scenariusz to zamrożenie sytuacji i wstrzymanie działań wojennych wzdłuż linii frontu, przy jednoczesnym odroczeniu wniosku Ukrainy o przystąpienie do NATO – według niektórych propozycji na co najmniej 20 lat. W zamian Stany Zjednoczone dostarczają Ukrainie broń w takim stopniu, by mogła wytrzymać kolejny rosyjski atak. Jednak by wdrożyć taki plan, zarówno Ukraina, jak Rosja musiałyby się zgodzić na wyznaczenie linii demarkacyjnej i utworzenie strefy zdemilitaryzowanej o długości ponad 1300 kilometrów. Jednocześnie WSJ cytuje osobę ze świty Trumpa, która kategorycznie wyklucza możliwość wysłania wojsk USA do Ukrainy w celu utrzymania pokoju. Mówi ona, że zaangażowani w to będą Polacy, Niemcy, Brytyjczycy i Francuzi. Stany Zjednoczone nie zamierzają też za to płacić.
Plany europejskie
Przywódcy Unii Europejskiej zastanawiają się, jak pomóc Ukrainie, jeśli Trump tej pomocy odmówi – pisze Bloomberg. Kwestia ta znalazła się w porządku obrad szczytu w Budapeszcie. Źródła agencji twierdzą, że UE obawia się scenariusza, w którym Trump będzie próbował przerzucić koszty wspierania Ukrainy na Europejczyków.
Jednocześnie polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej przewiduje bardziej bezpośrednią politykę USA wobec Europy: „Będzie bardziej jednoznaczny język i twardsze stanowisko w ważnych kwestiach”.
Sikorski pochwalił jednak Trumpa za wezwanie Europejczyków do zwiększenia wydatków na bezpieczeństwo. Stwierdził, że nie wszyscy Europejczycy rozumieli język dyplomacji, a zmiana tonu [amerykańskiej administracji wobec Europy – red.] może być korzystna.
Ołeksandr Chara ma jednak nadzieję, że Europejczycy przygotowują się na przybycie Trumpa:
– Mówił o tym Macron, gdy przywódcy zebrali się na spotkaniu European Political Community. Z jednej strony mówił o strategicznej autonomii. Nie w tym jednak sensie, by pozbyć się Stanów Zjednoczonych. Chodziło mu o złagodzenie negatywnego wpływu ewentualnego zmniejszenia zobowiązań USA lub całkowitego wycofania się Ameryki z Europy. Europejczycy mają własne zasoby, tyle że ich wdrożenie będzie wymagało niepopularnych kroków politycznych. Europa może być zmuszona do ograniczenia niektórych usług socjalnych, podniesienia podatków, a to są bardzo nieprzyjemne rzeczy. Widzimy, co dzieje się w Niemczech. Ukraina faktycznie spowodowała rozpad koalicji rządzącej w tym kraju. Jednak z drugiej strony Europejczycy nie mogą nie zareagować.
Wszystkie te zagrożenia powinny skłonić Europejczyków do ponownego rozważenia swojego stanowiska w sprawie Ukrainy – w kierunku zwiększenia pomocy
Europa zastanawia się, jak powinna wyglądać współpraca Unii z nowym prezydentem USA. fot: LUDOVIC MARIN/AFP/East News
Zważywszy na to, jak wyglądała pierwsza kadencja Trumpa i retoryka jego kampanii, należy się spodziewać, że jego druga kadencja będzie naznaczona napiętymi relacjami z sojusznikami, zwłaszcza europejskimi – przewiduje dr Samuel George:
– Trump zademonstrował pogardę dla demokratycznej biurokracji i zamiłowanie do konserwatywnego populizmu. Nie wróży to dobrze projektowi takiemu jak Unia Europejska. Ponadto wykazywał szczególną i niewytłumaczalną sympatię do dyktatorów takich jak Władimir Putin. Jego podejście przeniknęło do ogólnych poglądów w Partii Republikańskiej, która w najlepszym razie stała się podejrzliwa wobec pomocy Ukrainie, a w najgorszym – gotowa do zaspokojenia roszczeń Putina.
Aleksander Arabadzić uważa, że powrót Trumpa do amerykańskiej polityki może zmienić stosunki globalne i transatlantyckie. Europa może stanąć w obliczu zmniejszenia zaangażowania USA w NATO, co zmusi kraje Unii do wzmocnienia własnej obronności.
– Europa może odpowiedzieć na możliwe napięcia handlowe poprzez dywersyfikację partnerstw i wzmocnienie wewnętrznej spójności – mówi Arabadzić. – Przywództwo Trumpa może stanowić wyzwanie, ale także popchnąć Europę w kierunku większej niezależności w zakresie obrony, handlu i dyplomacji.
Stanowisko Trumpa wobec Chin może ulec zaostrzeniu, prowadząc do zwiększenia globalnego podziału gospodarczego, co dla światowych rynków będzie miało znaczące skutki uboczne
Z kolei odniesieniu do Rosji, zaznacza Arabadzić, administracja Trumpa może dążyć do bardziej dyplomatycznego podejścia, co z kolei może podważyć wspólne stanowisko Europy, w szczególności w kwestii Ukrainy:
– Ale z drugiej strony musimy pamiętać, że administracja Trumpa chce być twardsza w konfrontacji z Chinami. Dziś Rosja i Chiny są sojusznikami. Nie sądzę, by USA ostatecznie porzuciły Ukrainę. To nie w stylu Trumpa, zwłaszcza że chciałby pokazać się światu jako „twardziel”.
Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji
Maria Górska: Donald Trump został 47. prezydentem Stanów Zjednoczonych. To wyzwanie dla Polski i Ukrainy, a świat pogrąża się w atmosferze niepewności. Dlaczego Amerykanie dokonali takiego wyboru?
Paweł Kowal: Ludzie w USA są zmęczeni Demokratami. Tylko 28% Amerykanów uważa, że sprawy w kraju idą w dobrym kierunku. To rzadkość w Stanach Zjednoczonych. Ale nikt w Polsce ani w Ukrainie nie powinien myśleć, że w tych wyborach chodziło o Polskę, Ukrainę czy Europę Środkową. Takie myślenie to po prostu nasza megalomania.
Wybory zakończyły się takim wynikiem z powodu złego zarządzania w dużych miastach, zmniejszenia bezpieczeństwa i absurdalnych podwyżek podatków
Właśnie dlatego możliwe było zwycięstwo Republikanów – nie tylko Trumpa, ale całego jego obozu – zarówno w Senacie, jak w Izbie Reprezentantów. Republikanie zyskali przewagę wszędzie i tak będzie aż do następnych wyborów.
Oboje kandydaci liczyli na głosy Polaków i Ukraińców mieszkających w Pensylwanii i innych wahających stanach, szczególnie tych z tzw. pasa rdzy. Jak głosowali nasi rodacy? Jak bardzo wpłynęło to na wynik?
Dokładne liczby nie są znane, ale w tym stanie mamy 800 000 Polaków, 100 000 Ukraińców i 80 000 Litwinów. Razem te głosy mogły być decydujące. Okazało się jednak, że przewaga Republikanów była znacznie większa i te głosy mniejszości nie miały aż takiego znaczenia. W wahających się stanach Demokraci nie wygrali prawie nigdzie. To wielka lekcja i zimny prysznic dla amerykańskich Demokratów.
To nie ma związku z wojną w Ukrainie. Oczywiście, gdy Amerykanie usłyszeli Trumpa mówiącego: „dam wam pokój”, odpowiedzieli: „tak, chcemy pokoju” – bo każdy normalny człowiek na pytanie: „czy chcesz pokoju?” odpowiada: „tak, chcę pokoju”. Ale to nie znaczy, że amerykańskie rodziny siedzą w swoich domach na przedmieściach Detroit czy Pittsburgha, jedzą indyka i prowadzą dialogi o tym, jak będzie wyglądała sytuacja w Ukrainie.
Kamala Harris i jej zespół do samego końca chodzili od drzwi do drzwi, prowadząc kampanię. W tym samym czasie Elon Musk, zagorzały zwolennik Trumpa, zorganizował loterię, w której można było wygrać milion dolarów. Gwiazdy światowego kina i show-biznesu działały na rzecz obu kandydatów. Czy pewne elementy show nie stały się decydujące w kampaniach obu sztabów?
Paweł Kowal: „Wybory zakończyły się takim, a nie innym wynikiem z powodu złego zarządzania dużymi miastami, zmniejszenia bezpieczeństwa i bezsensownych podwyżek podatków”. Fot: CHANDAN KHANNA/AFP/East News
Kampanie prezydenckie zawsze są widowiskami i zawsze nim były, chociaż inaczej wyglądały w latach dwudziestych, a inaczej w latach sześćdziesiątych. Jakie czasy, taka Marilyn Monroe. Nie ma w tym nic zaskakującego.
Teraz najważniejsze jest zrozumienie, że musimy być pragmatyczni w kwestiach strategicznych i znaleźć wspólne rozwiązania z administracją Donalda Trumpa
Pierwsze wypowiedzi, które słyszymy – czy to od Mike’a Pompeo, czy od Kurta Volkera, który jest dobrze znany w Ukrainie – to rozsądne wypowiedzi. Politycy z obozu republikańskiego bardzo dobrze rozumieją, że zakończenie wojny nie może oznaczać zadowolenia Putina. Mam nadzieję, że sprawy pójdą w tym kierunku, jeśli chodzi o relacje Ameryki z UE, z Europą. Polityka Trumpa będzie też polegała na domaganiu się większych pieniędzy na obronność i z tego punktu widzenia Polska jest wiarygodnym partnerem do negocjacji. Wydajemy ponad 4% naszego budżetu na broń i amunicję, czyli na cele wojskowe. Pilnujemy granicy z Białorusią i pokazujemy, że kwestie, o których mówi Trump, są dla nas ważne.
7 listopada europejscy przywódcy zebrali się na szczycie w Budapeszcie, by pilnie omówić bezpieczeństwo Europy w czasie prezydentury Trumpa. Jakie są wiadomości dla nas?
To spotkanie zostało zaplanowane z wyprzedzeniem. Kwestie zostały omówione w trybie pilnym, lecz spotkanie nie było pilne, ale zaplanowane, jak to zwykle jest w demokratycznym świecie. Tak, było to pierwsze spotkanie po wyborze Trumpa, a na dodatek z Viktorem Orbanem jako gospodarzem.
Zełenski odwiedził Węgry po raz pierwszy od początku wojny. Budapeszt, 7 listopada 2024 r. Fot: Petr Josek/Associated Press/East News
Orban czuje się teraz znacznie pewniej w roli przyjaciela prezydenta najpotężniejszego kraju na świecie.
Nie powiedziałbym, że Orban staje się głównym rozgrywającym. Donald Trump jest politykiem, dla którego sentyment i miłość odgrywają tylko taką rolę, że można je od czasu do czasu włączyć do przemówienia. Prawdziwa polityka pozostaje jednak prawdziwą polityką publiczną. Partnerami Trumpa będą największe kraje europejskie. W dużej mierze problem Republikanów polega na tym, że po prostu nie zdają sobie sprawy, że UE również się zmieniła i obecnie wydaje dużo i pomaga w wojnie prawie tak samo jak USA. Ale to zrozumienie przyjdzie z czasem.
Orban, Le Pen, Salvini, Fico i inni przedstawiciele skrajnej prawicy w Europie zacierają teraz ręce. Co zmieni się w polityce wewnętrznej krajów UE?
Psychologiczny wpływ tych wyborów widać już w kontekście Niemiec, gdzie rozpad koalicji rządzącej prawdopodobnie przyspieszy wybory i wyniesie chadeków do władzy.
Może się jednak okazać, że Trump będzie prowadził twardą politykę bezpieczeństwa, która będzie bardzo transakcyjna i znacznie mniej emocjonalna niż w przypadku Demokratów. I być może ci, którzy teraz zacierają ręce, będą mieli problemy, bo nagle zobaczą, że dialog z Putinem jest dla ich przyjaciela dość trudny.
Trump będzie oczywiście próbował nawiązać kontakt z kremlowskim przywódcą i doprowadzić do szybkiego zakończenia walk. Nie jest jednak jasne, czy będzie w stanie to zrobić. I nie jest jasne, na jakich warunkach
Zwróćmy uwagę na to, co mówią ludzie wokół Trumpa. Na przykład Kurt Volker ocenia, że dla Putina może to być bardzo trudna operacja. Trump prezentuje się jako zwycięzca, lubi się tak postrzegać i będzie chciał się zaprezentować jako zwycięzca w grze z Putinem. Czy Salvini naprawdę myśli, że Trump ugnie się przed Putinem? To nonsens. Być może prezydentowi Zełenskiemu nie jest teraz łatwo to sobie wyobrazić, ale ci, którzy myślą, że gdy Donald Trump wejdzie do Białego Domu i powróci do dawnych relacji z Putinem, na pewno się mylą. Tak się nie stanie.
Podczas przemówienia do wyborców, w którym Donald Trump ogłosił się nowym prezydentem, usłyszeliśmy, że zamierza on zakończyć wszystkie wojny, w tym tę w Ukrainie. Jak planuje to zrobić?
Na razie nie wiadomo. Z pierwszych wypowiedzi wynika, że Trump złoży Putinowi jakąś ofertę, która będzie polegała na tym, że jeśli przywódca Kremla nie przestanie, to Ameryka uzbroi Ukrainę tak bardzo, że Putin będzie w gorszej sytuacji, niż jest teraz. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, zanim zaczniemy się zbytnio ekscytować: polityka wojny i powstrzymywania Putina, prowadzona przez Demokratów na czele z Bidenem, była krytykowana jako zbyt miękka i nie było jasne, na jakich warunkach wojna się zakończy. Nie było też jasne, kto po Bidenie będzie realizował tę politykę.
Charków po kolejnym rosyjskim ataku. Fot: AA/ABACA/Abaca/East News
Nawet gdyby wygrała Harris, nikt nie powiedział, że Antony Blinken pozostałby sekretarzem stanu. Kiedy po wyborach jest nowy prezydent, to jest też nowa administracja, nowy sekretarz stanu i nowa polityka. Z tego punktu widzenia po zwycięstwie Trumpa nie ma o wiele więcej niewiadomych, niż byłoby w w przypadku wygranej Harris. Po prostu przyzwyczailiśmy się myśleć, że polityka Harris będzie taka sama jak polityka Bidena – chociaż nikt nie dał żadnych gwarancji, że tak będzie.
Wall Street Journal publikuje opinie otoczenia Trumpa na temat wojny w Ukrainie. Jednym z rozważanych scenariuszy jest zamrożenie wojny i uniemożliwienie Ukrainie przystąpienia do NATO na 20 lat. Trump pójdzie tą drogą?
Naprawdę nie wiem, którą drogę wybierze. Ale wydaje mi się, że dla dobra własnego wizerunku będzie starał się uniknąć wrażenia, że się poddał Putinowi. I myślę, że przede wszystkim będzie chciał pokazać, że jest w stanie być zwycięzcą. Zobaczymy, czy mu się to uda. To duży znak zapytania.
Czy uważa Pan, że Ukraina otrzyma pomoc i dodatkowe zdolności obronne, by móc zestrzeliwać rosyjskie rakiety? Czy ta zima będzie, jak powiedziałaby Anne Applebaum, zmierzchem demokracji?
To będzie zima, na którą Ukraina jest dobrze przygotowana, choć warunki są trudne. Infrastruktura energetyczna jest bardzo zniszczona, więc Ukraina będzie miała problemy z energią niezależnie od pogody. Nawet jeśli zima nie będzie ostra, to i tak infrastruktura będzie w gorszym stanie niż dwa lata temu. Dlatego Polska przygotowała pakiet wsparcia i znalazła fundusze, by Ukraina mogła kupić znaczną część niezbędnej energii, około 8-10 procent jej potrzeb. Ponadto istnieją specjalne systemy, które w razie czego pozwolą zwiększyć wolumeny transportu.
Wiele europejskich raportów sugeruje, że jeśli dojdzie do kryzysu, może być nowa fala emigrantów z Ukrainy. Zobaczymy, czy tak się stanie, ale jesteśmy na to gotowi i mam wrażenie, że Ukraińcy też. A skala problemu zależy od sytuacji na froncie.
7 listopada 2024 r. Kijów został po raz kolejny zaatakowany przez rosyjskie drony. Fot: SERGEI SUPINSKY/AFP/East News
Czego powinniśmy oczekiwać od Bidena na koniec jego prezydentury? I co będzie dalej z zaproszeniem Ukrainy do NATO oraz udziałem USA w Sojuszu?
Stany Zjednoczone będą w NATO. To, czy Ukraina znajdzie się w Sojuszu, kiedy i na jakich warunkach, zostanie ustalone na marginesie negocjacji w sprawie zaprzestania działań wojennych.
Chciałbym podkreślić, że mówimy o zaprzestaniu działań wojennych, a nie o pokoju, ponieważ pokój jest wynikiem traktatu pokojowego
W tej chwili nie ma miejsca na pokój. Nie wyobrażam sobie, by ktokolwiek zgodził się na siłowe zmiany granic. Istnieje jednak możliwość ogłoszenia zawieszenia broni i rozejmu. Nie będzie walk, będą możliwości odbudowy. I gdzieś w tle, w pakiecie, pojawi się kwestia gwarancji przystąpienia Ukrainy do NATO.
Jakie wyzwania stoją przed ukraińskimi i polskimi przywódcami w związku z nowym amerykańskim przywództwem? W czym możemy upatrywać nadziei dla obu społeczeństw?
Po tych wyborach wszyscy mówią, że się czegoś boją, jest taka retoryka. Ale musimy działać, zamiast się bać i myśleć, że nadzieja zniknęła w wyborach w Pensylwanii czy Karolinie Północnej. Myślę, że musimy pragmatycznie podchodzić do tego, co proponuje Trump. Powinniśmy spróbować znaleźć z nim synergię w kwestiach, które są dla nas ważne. To możliwe.