Exclusive
20
min

Wojska NATO w Ukrainie: (nie)możliwy scenariusz

Prezydent Francji Emmanuel Macron nie wykluczył możliwości wysłania zachodnich wojsk do Ukrainy. - Nie może być żadnych czerwonych linii, jeśli chodzi o wspieranie Ukrainy - powiedział francuski przywódca. Wypowiedź Macrona wywołała ożywioną debatę na Zachodzie

Kateryna Tryfonenko

Macron nie wykluczył możliwości rozmieszczenia zachodnich wojsk na Ukrainie Fot.: Biuro Prezydenta Ukrainy

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Francuski prezydent był pierwszym zachodnim przywódcą, który publicznie wyraził pogląd, że nie można wykluczyć rozmieszczenia wojsk NATO na Ukrainie. To oświadczenie Macrona wstrząsnęło europejską społecznością polityczną, a kilka krajów, w tym Polska, Niemcy i Stany Zjednoczone, wykluczyło taką możliwość. Podobnie sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg powiedział, że sojusznicy zapewniają bezprecedensową pomoc Ukrainie od 2014 roku, ale Sojusz nie wyśle wojsk lądowych na Ukrainę. Zamiast tego, na przykład, premier Estonii i minister spraw zagranicznych Litwy nalegają, aby Ukraina otrzymała maksymalne wsparcie od swoich partnerów, więc pomysł Macrona powinien zostać przynajmniej rozważony.

Zapytaliśmy europejskich i ukraińskich ekspertów o znaczenie wypowiedzi francuskiego prezydenta i o to, czy wojska NATO pojawią się na Ukrainie.

Każde słowo powinno być ważone

W ostatnich tygodniach francuski prezydent wygłosił szereg głośnych oświadczeń. Na spotkaniu z sojusznikami w Pałacu Elizejskim Emmanuel Macron publicznie przyznał, że Zachód spóźnił się z pomocą Ukrainie o sześć do dwunastu miesięcy i wezwał Europę do stanowczych decyzji w odpowiedzi na zmieniające się zagrożenie militarne i strategiczne.

Później francuski prezydent potwierdził, że nie rzucał słów na wiatr, gdy nie wykluczył scenariusza, w którym zachodnie siły wojskowe zostaną rozmieszczone na Ukrainie:

- To są dość poważne sprawy. Każde moje słowo w tej sprawie jest wyważone, przemyślane i wyważone.

Zachód jest podzielony po oświadczeniu Macrona. Fot.: Biuro Prezydenta Ukrainy

Francja rozważa zezwolenie siłom specjalnym i innym jednostkom wojskowym na przekroczenie granicy Ukrainy - podała francuska gazeta Le Monde, powołując się na swoje źródła. Gazeta zauważa, że opcja ta nie wiąże się z masowym rozmieszczeniem wojsk i sugeruje, że żołnierze z Francji lub innych krajów mogliby być obecni w naziemnych obiektach obrony powietrznej, potencjalnie czyniąc niektóre części Ukrainy bezpiecznymi i poważnie ograniczając ataki rosyjskiej armii. Może to być również konieczne, gdy na Ukrainę przylecą amerykańskie F-16.

W tej chwili nie jest realne, aby Francja wysłała francuskie wojska na Ukrainę, z wyjątkiem kilku specjalistów, którzy już są na miejscu, aby pomóc monitorować wykorzystanie sprzętu wojskowego przekazanego Ukraińcom, takiego jak pociski Scalp, powiedział Gaspard Schnitzler, starszy badacz we Francuskim Instytucie Studiów Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS):

- Oświadczenia francuskiego prezydenta dotyczyły przede wszystkim tego, że wszystkie opcje są na stole i otwarte do dyskusji przez kraje zachodnie, choć taka dyskusja nie była przewidziana i/lub nie była kwestią konsensusu.

Przesłanie było skierowane przede wszystkim do Rosji: Niczego nie można wykluczyć. Można to interpretować jako formę odstraszania

W wywiadzie dla czeskich mediów Macron wyjaśnił, że w najbliższej przyszłości nie dojdzie do rozmieszczenia wojsk francuskich w Ukrainie. Niemniej jednak, według francuskiego prezydenta, jego wypowiedzi oznaczają, że rozpoczyna się dyskusja na temat tego, co można zrobić, aby wesprzeć Ukrainę, zwłaszcza na jej terytorium. Podczas spotkania ze społecznością francuską w Czechach Macron wezwał sojuszników, aby nie byli tchórzami:

- Wojna wróciła na naszą ziemię, niektóre państwa, które stały się niepohamowane, każdego dnia coraz bardziej nam zagrażają, a my będziemy musieli sprostać historii i wykazać się odwagą, jakiej ona wymaga.

A 7 marca, podczas spotkania z liderami partii parlamentarnych, Emmanuel Macron powiedział, że nie ma żadnych ograniczeń ani czerwonych linii we wspieraniu Ukrainy. Uczestnicy spotkania, cytowani przez francuskich dziennikarzy, powiedzieli, że Macron powiedział, że jest gotowy do interwencji, jeśli Rosjanie zaatakują Kijów lub Odessę.    

Francuskie przywództwo

- Istnieje kilka czynników, dla których francuski prezydent wprowadził pomysł wysłania zachodnich wojsk na Ukrainę do przestrzeni publicznej - mówi międzynarodowy analityk polityczny Maksym Nesvitalov. Po pierwsze, po tym, jak Kongres USA wstrzymał pomoc dla Ukrainy na czas nieokreślony, Europejczycy dochodzą do wniosku, że powinni bardziej polegać na własnych siłach. W tym kontekście duża odpowiedzialność spada na wiodące kraje UE, zwłaszcza Niemcy i Francję:

- I tu dochodzimy do pytania, dlaczego Macron w ogóle zainicjował tę historię. Zwłaszcza, że Ukraina o to nie prosiła. Myślę, że nie mielibyśmy nic przeciwko temu. Ale od początku zdawaliśmy sobie sprawę, że to prawie niemożliwe. Dlatego mówimy o samolotach, mówimy o artylerii, mówimy o pociskach. Wciąż jednak trafiamy na mur niezrozumienia ze strony Niemiec, a konkretnie Olafa Scholza, jeśli chodzi o pociski rakietowe. Wprowadzenie do dyskursu tak głośnego i kontrowersyjnego tematu jak wysłanie wojsk na Ukrainę po pierwsze mobilizuje innych przywódców, a po drugie zmusza ich do usprawiedliwiania się, mówienia, że nie, nie wyślemy wojsk, ale pomożemy w czymś innym. Sam Macron nie jest jeszcze związany taką presją. Tak, jest to niepopularna opinia wśród jego krajowej publiczności, ale niedawno wygrał wybory, więc nie musi się tak bardzo martwić o preferencje wyborcze.

A teraz może w ten sposób ubiegać się o pewne nieformalne przywództwo, to jego poważna próba zaprezentowania się jako przywódca zjednoczonej Europy    
Brilliant Jump 2024, część serii ćwiczeń Steadfast Defender, zakończyła się w Polsce pod koniec lutego 2024 r. Fot: NATO.

W Ukrainie nie będzie żołnierzy NATO

Propozycje Macrona, by zastanowić się nad opcjami wysłania wojsk na Ukrainę, delikatnie mówiąc, nie wzbudziły entuzjazmu wśród większości krajów NATO - powiedział prezydent Polski Andrzej Duda:

- Najbardziej gorąca dyskusja dotyczyła wysłania żołnierzy na Ukrainę i absolutnie nie było zgody. Opinie są różne, ale generalnie nie ma żadnych decyzji.

Kanclerz Niemiec Olaf Scholz kategorycznie sprzeciwił się pomysłom Macrona, mówiąc, że w Ukrainie nie będzie żadnych niemieckich żołnierzy, ani w ogóle żołnierzy europejskich czy NATO.

Debata wywołana wypowiedziami Macrona podkreśliła i tak już trudne relacje między przywódcami Francji i Niemiec, jak zauważa Bloomberg. Agencja, powołując się na anonimowego francuskiego urzędnika, pisze, że Macron uważa Scholza za przywódcę bez odwagi i ambicji, który nie jest w stanie myśleć w dłuższej perspektywie. A bliscy współpracownicy kanclerza twierdzą, że w Berlinie Macron jest postrzegany jako monarchista, który jest dobry w mówieniu o wielkich planach, ale nie w ich wdrażaniu.

Ale to, co najbardziej rozgniewało Berlin, to słowa Macrona o sojusznikach, którzy od początku rosyjskiej wojny na pełną skalę oferowali Ukrainie tylko hełmy i śpiwory. Była to oczywista nagana dla Niemców, ale od tego czasu Niemcy stały się drugim największym darczyńcą wojskowym Ukrainy po Stanach Zjednoczonych.

Reakcja Białego Domu i Kremla

- Stany Zjednoczone nie zamierzają wysyłać swoich wojsk na Ukrainę, ale takie decyzje podejmuje każdy kraj NATO według własnego uznania - powiedział doradca Białego Domu ds. bezpieczeństwa narodowego John Kirby:

- Cóż, to suwerenna decyzja, którą każdy członek NATO musi podjąć sam. Słyszeliście, jak sekretarz generalny Stoltenberg powiedział, że nie ma żadnych planów ani zamiarów rozmieszczania wojsk w terenie pod auspicjami NATO.

A prezydent Biden od samego początku tego konfliktu mówił jasno: w Ukrainie nie będzie wojsk amerykańskich, które prowadziłyby operacje bojowe

Rosyjski prezydent wyciągnął swój ulubiony atut - zagroził krajom NATO uderzeniem nuklearnym w odpowiedzi na ewentualne rozmieszczenie zachodnich wojsk na Ukrainie. Powiedział, że kraje zachodnie powinny zrozumieć, że Rosja posiada również broń zdolną do rażenia celów na ich terytorium: - A to naprawdę grozi konfliktem z użyciem broni jądrowej, a tym samym zniszczeniem cywilizacji.

Oświadczenie Macrona pojawiło się w kontekście ćwiczeń NATO w Europie. Zdjęcie: NATO

Jednostki wojskowe NATO na pewno nie pojawią się na Ukrainie w najbliższej przyszłości, ale Sojusz może obrać inną drogę - mówi Alvydas Medalinskas, analityk polityczny na Uniwersytecie Mykolasa Romerisa w Wilnie:

- Bardzo chciałbym zobaczyć Ukrainę w NATO, ale teraz jej  w nim nie ma i nie można zastosować artykułu 5. Istnieją jednak inne możliwości, które moim zdaniem są bardziej realne. W szczególności kraje europejskie mogłyby wysłać wojskowych do szkolenia ukraińskiej armii, tak jak to robiły przed wojną na dużą skalę. Niektóre kraje europejskie już powiedziały, że byłyby skłonne to zrobić, ponieważ Ukraina naprawdę potrzebuje pomocy szkoleniowej. Innym rodzajem pomocy mogłoby być wysłanie oddziałów, które pomogłyby Ukraińcom z nową, zaawansowaną technologicznie bronią, która może być wkrótce dostępna.

Być może niektóre kraje UE i NATO już wysłały takich ludzi do Ukrainy. Ale w tym przypadku byłaby to decyzja co najmniej kilku krajów NATO. Obie te opcje nie oznaczają, że kraje NATO są zaangażowane w wojnę z Rosją

‍Głosy za

Oświadczenie Macrona, że może rozważyć wysłanie swoich wojsk na Ukrainę, zmieniło paradygmat wsparcia dla Ukrainy, uważa estoński minister spraw zagranicznych Margus Tahkna. A to, jego zdaniem, może skłonić niektóre kraje do udzielenia Ukrainie natychmiastowej pomocy wojskowej, ponieważ jest to z pewnością łatwiejsze rozwiązanie niż bezpośrednia interwencja. Wcześniej premier Estonii Kaja Kallas poparła Macrona i podkreśliła, że zachodni przywódcy powinni omówić wszystkie możliwości pomocy Ukrainie za zamkniętymi drzwiami, w tym opcję rozmieszczenia wojsk lądowych NATO.

Inicjatywa Macrona jest warta uwagi, powiedział litewski minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis:

- Los Europy rozstrzyga się na polu bitwy na Ukrainie. Takie czasy wymagają politycznego przywództwa, ambicji i odwagi, by myśleć nieszablonowo.

Kanada jest gotowa wysłać pewną liczbę żołnierzy do szkolenia ukraińskich wojsk na terytorium Ukrainy, ale pod warunkiem, że będą one daleko od linii frontu wojny z Rosją i nie będą pełnić funkcji bojowych, powiedział kanadyjski minister obrony Bill Blair.

Prezydent Czech Petr Pavel jest przekonany, że Europa nie powinna ograniczać swojej zdolności do wspierania Ukrainy. A pomoc dla Kijowa powinna zostać rozszerzona, w tym poprzez ewentualną obecność zagranicznych wojsk na Ukrainie:

- Jestem zwolennikiem szukania nowych sposobów, w tym kontynuowania dyskusji na temat ewentualnej obecności na Ukrainie. Nie ograniczajmy się tam, gdzie nie powinniśmy.

Prezydent Czech wezwał partnerów do "szukania nowych sposobów" pomocy Ukrainie. Fot: X/Emmanuel Macron.

Nieoczekiwanie Emmanuela Macron pochwalił Wolfgang Ischinger, były szefa Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. - W sytuacji takiej jak ta, w której znajdujemy się z Rosją, zasadniczo słuszne jest, aby niczego nie odrzucać - powiedział polityk, ale uważa, że niewłaściwe jest publiczne wygłaszanie takich oświadczeń, mówiąc, że nie warto dzielić się nawet hipotetycznymi planami z przeciwnikami.

Ischinger wyraził również głębokie ubolewanie z powodu odmiennych stanowisk Niemiec i Francji w kwestii rozwiązania najpoważniejszego kryzysu strategicznego, militarnego i politycznego, z jakim Europa boryka się od wielu lat. Zdaniem niemieckiego polityka, różnice te mogą być łatwo wykorzystane przez Rosję. Ischinger nazwał również politycznym obowiązkiem krajów zachodnich zrobienie wszystkiego, co możliwe, aby osiągnąć wspólne podejście do wspierania Ukrainy.

Ukraina ma pełne prawo się bronić, a kraje zachodnie mają pełne prawo jej pomagać - powiedział Gustav Gressel, starszy pracownik Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). Jednocześnie uważa on, że dyskusja wokół możliwości wysłania zachodnich wojsk na Ukrainę jest przesadzona. Równie dobrze można skupić się na wyspecjalizowanych zadaniach, a nie na walce:

- Poszczególni specjaliści powinni pomóc Ukrainie w obszarach, w których nie ma zastępców lub cywilnych wykonawców, którzy mogliby to zrobić. Kilka przykładów: pojawia się coraz więcej doniesień o użyciu przez Rosję broni chemicznej. Zachodnie instytuty badawcze i personel zaznajomiony z wojskową bronią chemiczną pracują wyłącznie dla wojska, a jeśli takie zarzuty mają zostać zbadane, eksperci powinni zostać wysłani na Ukrainę. Ukraińska medycyna wojskowa jest przytłoczona dużą liczbą rannych.

Na froncie nie ma wystarczająco dużo lekarzy. Dlatego przydatny będzie personel medyczny z doświadczeniem w leczeniu ran postrzałowych i odłamkowych, którzy leczyliby ukraińskich żołnierzy na miejscu, w Ukrainie

Potrzebni są też specjaliści ds. szkolenia wojskowego eksperci od rozminowywania, operacji cybernetycznych i obrony powietrznej.

W przeciwieństwie do Andrzeja Dudy, polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski poparł inicjatywę prezydenta Francji Emmanuela Macrona dotyczącą wysłania wojsk NATO do Ukrainy, nazywając ją "pomysłowym posunięciem", które zakłóci planowany przez Rosję scenariusz. Jednocześnie szef polskiej dyplomacji zszokował stwierdzeniem, że personel wojskowy z niektórych państw członkowskich NATO jest już na terytorium Ukrainy. Nie podał jednak żadnych szczegółów:

- Żołnierze z krajów NATO są już na Ukrainie. Chciałbym podziękować krajom, które podejmują to ryzyko.

Emmanuel Macron powiedział to, co wszyscy wiedzą, ale boją się powiedzieć. Tak na słowa francuskiego przywódcy zareagował ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kuleba:

- Macron jest po prostu pierwszym, który otwarcie mówi o tym, co moim zdaniem każdy rozsądny człowiek w Europie powinien zrozumieć. Jeśli Rosja nie zostanie powstrzymana na Ukrainie, w Europie wybuchnie wojna.

Dyskusja, którą sprowokowało to oświadczenie Paryża, zaoszczędzi Europie wiele czasu na uświadomienie sobie, że musi zrobić więcej

Opinia publiczna

Ludzie na Zachodzie nie są gotowi wysłać swoich wojsk na Ukrainę. Gaspard Schnitzler, starszy badacz we Francuskim Instytucie Studiów Międzynarodowych i Strategicznych (IRIS), podkreśla:

- Większość zachodnich społeczeństw tego nie popiera, obawiając się eskalacji konfliktu i otwartego konfliktu między Rosją a NATO, a w rezultacie możliwego użycia przez Rosję odstraszania nuklearnego. Według sondażu przeprowadzonego przez kanał telewizyjny Europe 1, 76% francuskich respondentów sprzeciwiło się rozmieszczeniu francuskich wojsk w Ukrainie.

Byłoby wielką szkodą, gdyby kwestia pomocy dla Ukrainy stała się narzędziem politycznym w kontekście zbliżających się wyborów europejskich

Alvydas Medalinskas, analityk polityczny z Uniwersytetu Mykolasa Romerisa w Wilnie, podkreśla, że najważniejsze jest, aby zachodni partnerzy przeszli od deklaracji politycznych do faktycznego spełnienia swoich obietnic:

- Było już wiele nieodpowiedzialnych oświadczeń ze strony niektórych zachodnich partnerów. Proszę przypomnieć sobie zapowiedzi drakońskich sankcji, które zniszczyłyby rosyjską gospodarkę. Ale rzeczywistość jest inna. Powinniśmy na chwilę zapomnieć o rankingach i popularności w naszych krajach, zapomnieć o kampanii wyborczej.

Byłoby wielką szkodą, gdyby kwestia pomocy dla Ukrainy stała się narzędziem politycznym w kontekście zbliżających się wyborów europejskich

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

„Putin chce całego Donbasu” — oświadcza Trump w rozmowie z Zełenskim po zakończeniu szczytu w Anchorage. Jednocześnie gospodarz Białego Domu faktycznie ogłosił zmianę kursu dyplomatycznego — nie ma już mowy o zasadzie „najpierw zawieszenie broni, a potem negocjacje”. Zamiast tego Trump poparł koncepcję „porozumienia pokojowego", która pokrywa się ze stanowiskiem Kremla i pozwala Rosji narzucić format: negocjacje w warunkach trwających działań wojennych. Według słów Trumpa, Ukraina powinna zgodzić się na porozumienie pokojowe, ponieważ Rosja jest „bardzo dużym państwem, a Ukraina nie”.

Kto wygrał na szczycie na Alasce, jakie są możliwe dalsze scenariusze i zagrożenia rozwoju wydarzeń oraz jak Europa może obronić swoje interesy w świecie dyplomacji Trumpa i Putina — zebraliśmy opinie ekspertów.

Benefis Kremla

Spotkanie w Anchorage wygląda jak zwycięstwo Putina — ocenia ukraiński dyplomata, były ambasador Ukrainy w USA (2005–2010) i we Francji (2014–2020) Ołeh Szamszur. Jego zdaniem, rosyjski przywódca osiągnął na szczycie wiele: udało mu się sprzedać swoją nową „wygraną” rosyjskiej opinii publicznej i międzynarodowej scenie — zarówno przyjaciołom, jak i wrogom. Przede wszystkim wyszedł z dyplomatycznej izolacji i po raz kolejny uzyskał odroczenie wdrożenia ostrzejszych sankcji — bezpośrednich i wtórnych. Sama postawa Putina, podkreśla Szamszur, nie zmieniła się ani na jotę:

— W swoich wystąpieniach był cyniczny i obłudny, a zarazem pozostał wierny dotychczasowej narracji: usprawiedliwianiu wojny i deklaracjom o zamiarze kontynuowania agresji.

Szczyt nie przeszkodził mu też w przeprowadzeniu kolejnych ataków na ukraińskie obiekty cywilne i kontynuowania letniej ofensywy.

„Putin dostał czerwony dywan od Trumpa, Trump nie dostał nic” — napisał na X niemiecki dyplomata Wolfgang Ischinger, który do 2022 roku kierował Monachijską Konferencją Bezpieczeństwa. — „Wynik 1:0 na korzyść Putina: brak nowych sankcji. Dla Ukraińców: nic. Dla Europy: całkowite rozczarowanie”.

Z wywiadu dla Fox News wynika, że podczas rozmowy z rosyjskim przywódcą poruszano kwestie ustępstw terytorialnych i gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy. Publicznie Trump stwierdził, że razem z Putinem „ogólnie uzgodnili warunki zakończenia wojny”: — „Myślę, że jesteśmy blisko finału”.

O Ukrainie i Europie bez Ukrainy i Europy

Mimo że Putin nie spełnił żadnego z wcześniejszych warunków Trumpa dotyczących zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie, otrzymał spotkanie, podczas którego bezpieczeństwo Ukrainy i Europy omawiano bez udziału Ukraińców i Europejczyków — zauważa Jana Kobzova, współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego w Europejskiej Radzie Spraw Zagranicznych (ECFR).

To kolejny korzystny wynik dla Kremla, wpisujący się w putinowską wizję świata, w której wielkie mocarstwa decydują o losie mniejszych — i która jest całkowitym zaprzeczeniem europejskiego sposobu myślenia:

— „Większość Europejczyków, a zwłaszcza Ukraińców, ma pełne prawo być zaniepokojona takim rozwojem wydarzeń. Gorączkowa aktywność dyplomatyczna, telefony i spotkania online w ostatnich dniach pokazują, że w Europie w pełni zdają sobie sprawę z wysokiej stawki i ryzyka, jakie niósł ten szczyt”.

Ale mimo szybkich bonusów, które Putin otrzymał jeszcze przed rozpoczęciem szczytu, jest zbyt wcześnie, by porównywać sytuację z Monachium czy Jałtą.

Na Kremlu prawdopodobnie wychodzą z założenia, że mają przewagę na polu bitwy i jeśli nie uda się uzyskać ustępstw drogą dyplomatyczną, będą kontynuować ofensywę w Ukrainie — podkreśla ekspertka:

— „Ale Putin będzie musiał działać ostrożnie i w jakiś sposób reagować na ambicję Trumpa, żeby zostać rozjemcą między Ukrainą a Rosją. Jeśli nie okaże żadnej elastyczności, może to skłonić prezydenta USA do spełnienia jego gróźb w sprawie nowych sankcji wobec Moskwy i jej sojuszników”.

Gwarancje bezpieczeństwa i reakcja Europy

Źródła CNN twierdzą, że Amerykanie oferują gwarancje bezpieczeństwa w formule artykułu 5 NATO, ale bez udziału samego NATO. Tę propozycję Trump miał najpierw przedstawić Zełenskiemu, a następnie powtórzy w rozmowie z europejskimi przywódcami.

Prezydent Francji z zadowoleniem przyjął gotowość Stanów Zjednoczonych do wniesienia swojego wkładu w gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy:
„Będziemy pracować z nimi oraz ze wszystkimi naszymi partnerami w »koalicji chętnych«, z którymi ponownie się spotkamy, aby osiągnąć konkretne postępy” — oświadczył Emmanuel Macron.

Kanclerz Niemiec Friedrich Merz zapewnił, że Ukraina nadal może liczyć na pełne wsparcie Niemiec.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen podkreśliła, że silne gwarancje bezpieczeństwa dla Ukrainy i Europy są nieodłącznym elementem każdej umowy pokojowej. Szefowa europejskiej dyplomacji Kaja Kallas jest przekonana, że Rosja nie zamierza w najbliższym czasie zakończyć wojny w Ukrainie, ale Stany Zjednoczone mają siłę, by zmusić Moskwę do poważnych negocjacji.

„Gra o przyszłość Ukrainy, bezpieczeństwo Polski i całej Europy weszła w decydującą fazę. Dziś jeszcze wyraźniej widać, że Rosja szanuje tylko silnych, a Putin po raz kolejny pokazał się jako przebiegły i bezwzględny gracz. Dlatego utrzymanie jedności całego Zachodu ma kluczowe znaczenie” — ocenił premier Polski Donald Tusk.

Według brytyjskiego premiera Keira Starmera, Trump jak nigdy wcześniej zbliżył wszystkich do zakończenia wojny. Kolejnym krokiem mają być dalsze rozmowy z udziałem Zełenskiego.

W Waszyngtonie rozważane są trójstronne negocjacje: Trump–Zełenski–Putin. Na Kremlu twierdzą, że taki format nie był bezpośrednio omawiany na Alasce — jednak na zakończenie spotkania w Anchorage Putin publicznie zaproponował Trumpowi kolejne spotkanie w Moskwie.

Wołodymyra Zełenskiego już dziś, 18 sierpnia, oczekują w Waszyngtonie i – jak podają źródła portalu Axios – już 22 sierpnia Trump chciałby spotkania we trójkę.

Delegacja europejskich polityków zdecydowała się również wyjechać do Stanów Zjednoczonych w dniu 18.08, aby wesprzeć Władimira Zełenskiego. Na zdjęciu: Emmanuel Macron, Ursula von der Leyen, Mark Rutte, Siger Isiba, Friedrich Mertz, Scott Bescent, Mark Carney i Vladimir Zelensky podczas szczytu Grupy Siedmiu (G7), Kanada, 17 czerwca 2025 r. Zdjęcie: LUDOVIC MARIN/AFP/Eastern News

Rosyjskie gry w przedłużające się negocjacje

Cele wojny Rosji nie zmieniły się od momentu jej inwazji na Ukrainę w 2022 roku. Na szczycie Putin jasno dał do zrozumienia, że chce najpierw omawiać tak zwane „pierwotne przyczyny” wojny, które Kreml definiuje jako rozszerzenie NATO oraz pojawienie się w Ukrainie władzy sprzeciwiającej się rosyjskiemu wpływowi — analizuje Neil Melvin, dyrektor ds. bezpieczeństwa międzynarodowego w brytyjskim Królewskim Zjednoczonym Instytucie Studiów Obronnych (RUSI).

„Wielka umowa pokojowa” Putina w rzeczywistości oznaczałaby podporządkowanie Ukrainy.

Teraz uwaga przesuwa się na walkę o kolejne kroki. Wiele zależeć będzie od działań Trumpa. Putin wyraźnie dąży do wciągnięcia USA w długotrwałe negocjacje, a Trump bez wątpienia nadal jest zainteresowany pośrednictwem w „umowie pokojowej” –  nie tylko dlatego, że to najprostsza droga do Pokojowej Nagrody Nobla – kontynuuje Neil Melvin:

— Jednak pod koniec szczytu Trump zdawał się dawać do zrozumienia, że teraz to Ukraina i Europejczycy powinni prowadzić proces dalej.

Jeśli Putinowi nie uda się wciągnąć Trumpa w kolejny cykl dwustronnych strategicznych szczytów, zadowoli się już tym, że Trump po prostu się zmęczy i de facto wycofa.

Pojawia się pytanie: jaką rolę mogą w rzeczywistości odegrać Europejczycy? Współdyrektorka programu bezpieczeństwa europejskiego Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR) Jana Kobzova odwołuje się do niedawnej analityki ECFR, która wskazuje: niezależnie od tego, jak zakończy się wojna, UE ucierpi znacznie bardziej niż USA.

Dla Europy kluczowe znaczenie ma to, czy Ukraina za kilka lat stanie się państwem stabilnym i prosperującym — nawet jeśli nie będzie kontrolować całego swojego terytorium — czy też zła ugoda uczyni ją krajem słabym, niestabilnym i podatnym na hybrydowe lub bezpośrednie ataki Rosji:

— Sam fakt, że Trump i Putin mogą samodzielnie decydować o przyszłości Ukrainy, a w istocie także o bezpieczeństwie Europy, już zmobilizował przywódców UE do zwiększenia wydatków na obronność, wzmocnienia pomocy wojskowej dla Ukrainy i bardziej aktywnej współpracy z Trumpem i jego zespołem, aby przekazać swoje stanowisko i wyznaczyć czerwone linie. Ostatnie rozmowy telefoniczne z Trumpem pokazują, że zasadniczo im się to udało — przynajmniej w krótkiej perspektywie.

Zelensky w Waszyngtonie: kolejne kroki

Według doniesień Reutersa, wśród żądań Putina przedstawionych podczas szczytu z Trumpem znalazły się następujące: Ukraina miałaby całkowicie wycofać wojska z obwodów donieckiego i ługańskiego w zamian za zamrożenie linii frontu w obwodach chersońskim i zaporoskim. Rosja rzekomo gotowa byłaby zwrócić okupowane tereny na północy obwodu sumskiego i w północno-wschodniej części obwodu charkowskiego.

Moskwa domaga się również formalnego uznania rosyjskiego suwerenitetu nad Krymem. Reuters podkreśla jednak, że nie wiadomo, czy chodzi o uznanie przez sam rząd USA, czy też przez wszystkie państwa Zachodu wraz z Ukrainą.

Putin chce także zniesienia przynajmniej części sankcji wobec Rosji, a Ukraina miałaby zrezygnować z członkostwa w NATO — w zamian za gwarancje bezpieczeństwa poza strukturami Sojuszu. Wśród żądań znalazły się także: oficjalny status języka rosyjskiego w Ukrainie oraz swoboda działania Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

Stanowisko Kijowa w sprawie Donbasu jest niezmienne: Siły Zbrojne Ukrainy nie opuszczą Donbasu — wielokrotnie podkreślał to Zełenski. Równie nie do przyjęcia są inne warunki przedstawione przez Putina.

Jednocześnie, zdaniem dyrektora ds. bezpieczeństwa międzynarodowego Rusi Neila Melvina, z perspektywy Kijowa szczyt pozwolił uniknąć najgorszego scenariusza — umowy zawartej za plecami Ukrainy między Trumpem a Putinem. Teraz kluczowym wyzwaniem dla Zełenskiego jest nie dopuścić, by Putin wciągnął Trumpa w serię rozmów o szerokiej agendzie gospodarczo-politycznej, w której wojna w Ukrainie zostałaby stopniowo zdegradowana do kwestii drugorzędnej w relacjach amerykańsko-rosyjskich:

— Zełenski uda się do Waszyngtonu, by przeciwstawić się temu scenariuszowi. Jego główne zadania podczas poniedziałkowego spotkania w Gabinecie Owalnym to: wzmocnić determinację Trumpa do dalszego zaangażowania oraz przekonać go do zwiększenia presji na Putina — zarówno poprzez kolejne sankcje, jak i poprzez rozszerzenie wsparcia wojskowego dla Ukrainy.

20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Kateryna Tryfonenko

Więcej wiedzy, mniej strachu - to hasło naszego nowego cyklu. Bo bezpieczeństwo to fakty, sprawdzone informacje, rzetelne argumenty. Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepiej przygotujemy się na przyszłość.

Według najnowszego raportu „Badanie opinii na tematy związane z wojną na Ukrainie”, przygotowanego dla Defence24 i Fundacji „Stand with Ukraine”, tylko co czwarty respondent uważa, że Rosja nie zaatakuje Polski, a aż 12% uważa taki atak za bardzo prawdopodobny. Ponad połowa respondentów (53%) podejrzewa obecność rosyjskich wpływów – w tym dezinformacji i propagandy – w polskich mediach. Z jednej strony 57% Polaków ufa, że USA pomogłyby Polsce w razie rosyjskiej agresji, z drugiej – 61% uważa, że polska armia nie jest wystarczająco liczna, a połowa obywateli deklaruje, że wydatki na obronność powinny zostać zwiększone.

42% Polaków popiera powrót obowiązkowej służby wojskowej, ale tylko 23% zadeklarowało gotowość do osobistego zgłoszenia się do obrony kraju; za to 69% popiera obowiązkowe szkolenia wojskowe w szkołach.

To dane, które każą zadać pytania nie tyle o nasze poglądy, co o naszą gotowość – praktyczną, emocjonalną i społeczną. I właśnie dlatego czas zacząć mówić o bezpieczeństwie militarnym nie jako o zadaniu wyłącznie dla wojska, ale jako o wyzwaniu dla całego państwa – od szczytów władzy po osiedlową świetlicę.

Polska strategia obronna – „nie czekamy, działamy” opiera się na czterech filarach: samodzielnej obronie w pierwszej fazie zagrożenia, odstraszaniu potencjalnego agresora, współpracy z NATO, ale bez roli biernego oczekującego, oraz budowie odporności społecznej – tzw. odporności totalnej.

W praktyce oznacza to, że nie będzie podziału na „naszych” i „waszych”. W momencie zagrożenia znikają różnice – kulturowe, językowe, historyczne. Wszyscy żyjący w Polsce – Polacy, Ukraińcy, migranci, rezydenci – staną do obrony kraju, w którym żyją, pracują i wychowują dzieci. I to właśnie Ukraińcy – ci, którzy przeszli przez piekło inwazji – mogą być tymi, którzy zareagują jako pierwsi. Szybciej rozpoznają niebezpieczeństwo, szybciej wiedzą, co trzeba zrobić, szybciej pomagają innym – bo mają doświadczenie, którego nikt nie chce zdobywać na własnej skórze. Ich obecność to nie ciężar dla Polski – to potencjał, który trzeba włączyć do wspólnej strategii.

Jak często zadajemy sobie pytanie: czym tak naprawdę jest bezpieczeństwo militarne Polski? I co o nim wiemy – poza świadomością, że „mamy armię”, „należymy do NATO” i „jesteśmy bezpieczni”?

Bezpieczeństwo militarne to znacznie więcej niż posiadanie sprzętu wojskowego. To zdolność państwa do ochrony swojego terytorium, obywateli i instytucji przed agresją zbrojną – zarówno samodzielnie, jak i we współpracy z sojusznikami

Polska, jako członek NATO, korzysta z tzw. gwarancji kolektywnej obrony (art. 5 Traktatu Północnoatlantyckiego). Ale gwarancja to nie automatyzm. To proces polityczny, wymagający decyzji, konsensusu, gotowości. Dlatego nasza narodowa strategia bezpieczeństwa zakłada, że w razie zagrożenia Polska broni się natychmiast – własnymi siłami, na własnym terytorium, bez czekania na sygnał z Brukseli czy Waszyngtonu. Mówiąc wprost: nie wystarczy mieć silne wojsko, jeśli społeczeństwo nie jest gotowe na sytuacje skrajne. A gotowość nie rodzi się z deklaracji – tylko z praktyki, edukacji, organizacji i wspólnego działania.

26.03.2025 Warszawa Spotkanie premiera Donalda Tuska z sekretarzem generalnym NATO Markiem Rutte. Zdjęcie: Andrzej Iwanczuk/REPORTER N/z: Mark Rutte, Donald Tusk

Miękkie bezpieczeństwo militarne – czyli jak społeczeństwo powinno przygotować grunt pod realną obronę.

Nie wszyscy muszą służyć w armii, ale wszyscy jesteśmy częścią systemu bezpieczeństwa. W dobie zagrożeń hybrydowych, ataków dezinformacyjnych, sabotażu i prowokacji – pierwszymi, którzy reagują, są obywatele, nie generałowie. To od ludzi zależy, czy zachowają spokój, rozpoznają zagrożenie, pomogą sąsiadowi, zgłoszą incydent, czy po prostu – nie dadzą się zmanipulować.

Właśnie dlatego w Polsce powstała Ustawa o ochronie ludności, która w 2025 roku zacznie być realnie wdrażana na poziomie każdego województwa. W ramach specjalnych budżetów lokalnych prowadzone będą:

  • szkolenia z ewakuacji i pierwszej pomocy,
  • ćwiczenia sytuacyjne z udziałem służb i WOT,
  • warsztaty przeciwdziałania dezinformacji,
  • szkolenia z komunikacji kryzysowej i samoorganizacji społecznej.

To konkretne działania, które mają nauczyć społeczeństwo, jak działać, zanim przyjadą czołgi. I co ważne – te programy powinny być dostępne także dla migrantów, w tym dla uchodźców z Ukrainy. Ich doświadczenie w organizowaniu pomocy, komunikacji w warunkach wojny i radzeniu sobie z kryzysem – to wartość, z której Polska powinna świadomie korzystać.

Ukraińcy w Polsce – niewidzialna armia oporu

Jednym z najbardziej wymownych przykładów miękkiego bezpieczeństwa militarnego są działania ukraińskiej diaspory w Polsce. Od pierwszych dni pełnoskalowej inwazji Rosji setki tysięcy osób uciekających przed wojną znalazły tu schronienie – ale także pole do działania. Uchodźcy wojenni stali się nie tylko beneficjentami pomocy, ale jej współorganizatorami.

Organizują zbiórki dla wojska, pakują apteczki, kupują drony, prowadzą kampanie informacyjne, walczą z rosyjską propagandą, edukują Polaków i zachodnią opinię publiczną. Ich działalność to realne wsparcie dla ukraińskiej armii i państwa. Bez karabinu, ale z ogromnym wpływem na morale, logistykę i świadomość społeczną.

W tym sensie działania ukraińskich uchodźców w Polsce to element wojennego wysiłku – nie mniej ważny niż działania na froncie. Można powiedzieć: bez munduru, ale na pierwszej linii.

Co to znaczy być bezpiecznym jako uchodźca wojenny?

Bezpieczeństwo to nie tylko brak fizycznego zagrożenia. Dla uchodźcy wojennego oznacza ono także dostęp do informacji, szansę na integrację, stabilność prawno-ekonomiczną i poczucie wspólnoty. Oznacza prawo do głosu – i możliwość działania.

Polska stanęła przed ogromnym wyzwaniem przyjęcia i wsparcia milionów obywateli Ukrainy. Od decyzji rządu, przez działania samorządów, po oddolne inicjatywy obywatelskie – udało się zbudować unikalny system pomocy, który dziś można uznać za część szerszej polityki bezpieczeństwa narodowego.

Państwo, które daje uchodźcom nie tylko dach nad głową, ale i narzędzia do działania, zwiększa swoją odporność. Społeczeństwo, które potrafi przyjąć i włączyć w życie publiczne osoby dotknięte wojną, staje się silniejsze.

Polska jest nowym motorem bezpieczeństwa NATO i każdy, kto w niej mieszka, powinien chociaż trochę orientować się, jaką pozycję zajmuje kraj w tym sojuszu.

Zgodnie z oficjalnymi danymi opublikowanymi w NATO Press Release „Defence Expenditure of NATO Countries (2014-2024)” (www.nato.int), w 2024 roku Polska osiągnęła coś, co jeszcze dekadę temu wydawało się nierealne: poziom wydatków obronnych sięgnął 4,12% PKB, czyniąc ją niekwestionowanym liderem NATO, jeśli chodzi o relatywne zaangażowanie w bezpieczeństwo. To ponad dwa razy więcej niż minimalny próg sojuszu (2%) i niemal dwa razy więcej niż wynosi średnia dla państw NATO w Europie i Kanadzie (2,02%).

Ale to nie tylko procenty w excelowych tabelach – to zasadnicza zmiana roli Polski w strukturze bezpieczeństwa zbiorowego. Z państwa „na dorobku”, często traktowanego z rezerwą, staliśmy się poważnym graczem, który nie tylko bierze, ale realnie daje bezpieczeństwo – i to nie tylko sobie, ale całemu regionowi.

Nie na kredyt, ale na twardo!

Wydatki obronne Polski w 2024 roku (według danych NATO w cenach stałych z 2015 roku) wyniosły 26,8 miliarda dolarów, co oznacza wzrost o ponad 213% względem 2014 roku – drugi najwyższy w całym sojuszu. Dla porównania: Niemcy zwiększyły swoje wydatki „tylko” o 95%, Francja o 25%, a Wielka Brytania o 22%.

Jeszcze ważniejsze niż wzrost kwoty jest to, jak te pieniądze są wydawane. Ponad 51% polskich wydatków obronnych to środki przeznaczone na sprzęt i badania nad nowym uzbrojeniem. To rekordowy wynik w NATO – wyższy nawet niż w Stanach Zjednoczonych (29,88%) czy w Turcji (34,18%). W praktyce oznacza to: Polska nie tylko „pompuje” armię, ale modernizuje ją w tempie, które budzi respekt nawet w Pentagonie.

Jednocześnie zmniejszył się udział wydatków osobowych – z 51% w 2014 roku do zaledwie 29,5% w 2024 roku. Oznacza to świadomą zmianę: mniej pieniędzy na emerytury i administrację, więcej na zdolności ofensywne, interoperacyjność i odstraszanie.

16.06.2024 Centralny Poligon Sil Powietrznych w Ustce. Miedzynarodowe manewry morskie Baltops 2024, ktore naleza do najwiekszych i najwazniejszych cwiczen NATO na Baltyku. W operacji desantowej na usteckim poligonie udzial wzielo kilkuset zolnierzy z USA, Hiszpanii, Bulgarii i Polski. N/z Desant morski US Marines na usteckiej plazy. Zdjęcie: Gerard/REPORTER

Wojsko jako polityka

Za tymi liczbami kryje się decyzja polityczna. Polska inwestuje w obronność nie dlatego, że „trzeba” – ale dlatego, że widzi zagrożenie, którego Zachód jeszcze do końca nie uznaje. Wojna Rosji z Ukrainą obudziła w Polsce instynkt przetrwania – i zdrowy pragmatyzm. Wiemy, że nie da się ochronić infrastruktury krytycznej, granic ani własnego stylu życia, jeśli nie ma się armii, która budzi respekt.

W 2022 roku Polska miała 176 tys. żołnierzy zawodowych i terytorialnych. W 2024 – już ponad 216 tys. To więcej niż armie Francji czy Wielkiej Brytanii. Przy czym nie chodzi o liczby same w sobie, ale o wojsko „gotowe”, a nie „na papierze”. Gotowość do działania, zdolność do szybkiego rozwinięcia sił i szeroka rezerwa są dziś walutą bezpieczeństwa.

Cena jest wysoka – ale alternatywa droższa

Nie można ignorować kosztów tej strategii. Polska wydaje dziś więcej na obronność niż na szkolnictwo wyższe i niemal tyle samo, co na cała służba zdrowia. Dla wielu obywateli – szczególnie w okresie inflacji i spowolnienia gospodarczego – może to być trudne do przełknięcia. W dyskursie publicznym pojawia się pytanie: czy nie przesadzamy?

Odpowiedź zależy od tego, jak zdefiniujemy bezpieczeństwo. Czy jako fizyczne przetrwanie i odporność w czasie wojny? Czy jako równowagę między bezpieczeństwem militarnym a społecznym? Dziś, w obliczu rosyjskiego imperializmu, nie mamy luksusu wyboru. Bezpieczeństwo społeczne nie przetrwa bez bezpieczeństwa militarnego.

Nowy ciężar, nowa odpowiedzialność

Rosnąca siła militarna Polski to nie tylko powód do dumy – to także nowe obowiązki. Sojusznicy będą oczekiwać, że Polska nie tylko zbroi się dla siebie, ale również dla wspólnej sprawy. To oznacza większy udział w misjach NATO, większe ryzyko polityczne i konieczność zachowania spójności strategicznej z resztą sojuszu – nawet wtedy, gdy interesy nie zawsze się pokrywają.

Ale może to właśnie Polska – nie Niemcy, nie Francja – stanie się nowym stabilizatorem flanki wschodniej. Nie z obowiązku, ale z wyboru. I może właśnie to zdecyduje o przyszłości bezpieczeństwa w Europie.

Bo w XXI wieku nie przetrwa ten, kto najwięcej obiecuje – ale ten, kto najwięcej inwestuje w gotowość. Polska już inwestuje. I robi to na poważnie

Dlatego teraz – to nasz moment.

W czasie względnego spokoju, ale narastającego zagrożenia, trzeba zbudować most między społeczeństwem a systemem obronnym. Wspólne szkolenia, edukacja, praca lokalna – to nie są działania drugiego rzędu. To przyszła pierwsza linia obrony. Niech uchodźcy i migranci będą częścią tego systemu. Bo NATO zareaguje – ale zanim to się stanie, Polska musi być gotowa bronić się sama. A gotowość zaczyna się od ludzi.

Dziś linia frontu nie przebiega na Wschodzie – przebiega przez naszą codzienność. Przez to, czy jesteśmy gotowi pomagać, rozumieć i działać razem. To właśnie jest nowoczesna obrona terytorialna społeczeństwa, która zaczyna się od wspólnoty. I nikt nie jest z niej wyłączony. Nie pytajmy, czy państwo nas obroni. Zapytajmy, czy my jesteśmy gotowi być jego obroną, gdy przyjdzie czas próby.

Bez munduru – ale z gotowością. Taki dziś jest nowoczesny patriotyzm. I takie powinno być codzienne bezpieczeństwo Polski.

20
хв

Bez munduru, ale na pierwszej linii

Julia Boguslavska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Mykoła Kułeba: – Rosjanie nie chcą zwracać ukraińskich dzieci, bo każde jest świadkiem ich zbrodni

Ексклюзив
20
хв

Posmak Alaski: czy to naprawdę zwycięstwo Rosji i jakie nowe pułapki pojawiły się dla Ukrainy i Europy

Ексклюзив
20
хв

Dowody dla Hagi: jak ukraiński dziennikarz dokumentuje zbrodnie Rosjan

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress