Exclusive
20
min

Wojna – ślub – rozwód

Psycholodzy twierdzą, że rozwód jest drugą największą traumą, po śmierci. W końcu to także jest przecież rodzaj śmierci – koniec rodziny, związku, wspólnego życia, marzeń i nadziei na wspólną przyszłość „na dobre i na złe”

Halyna Halymonyk

Zdjęcie: Shutterstock

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Ostatnio pisałyśmy, że wojna zmusiła ukraiński rząd do poszukiwania rozwiązań cyfrowych, które pomogą ukraińskim parom rozdzielonym granicami i linią frontu szybko się pobrać. Bo wojna nie tylko wzmocniła zrozumienie wartości małżeństwa, ale także rozdzieliła wiele par. Dla wielu stała się sprawdzianem siły ich związku.

Częstsze rozwody w trudnych czasach

Według World of Statistics za 2023 r. Ukraina znajduje się w pierwszej piątce krajów pod względem liczby rozwodów: kończy się nimi 70% małżeństw. W pierwszej połowie 2024 r. było trochę lepiej, bo na każde 10 małżeństw przypadało 5 rozwodów.

„Przed inwazją rozwody były inicjowane głównie przez kobiety. Teraz coraz częściej wnoszą o nie mężczyźni” – powiedziała Waleria Bobko, sędzia Desniańskiego Sądu Rejonowego w Kijowie, w wywiadzie dla „Ukraińskiego Radia”.

Doświadczenia z wielu krajów pokazują, że wojna ma największy wpływ nie na cywilów, lecz na wojskowych. Weterani, którzy brali udział w walkach, są o 62% bardziej narażeni na rozwód niż ci, którzy nie byli bezpośrednio zaangażowani w wojnę. Według badania przeprowadzonego przez RAND Corporation im dłużej trwa wojna, tym większe ryzyko rozwodu. 97 procent rozwodów miało miejsce po powrocie z walki (i często są one inicjowane przez kobiety – żołnierzy).

Badania te przeprowadzono jednak w krajach, w których cywilni partnerzy wojskowych pozostawali w znanym sobie środowisku. Wojna w Ukrainie ma pewną szczególną cechę: spowodowała największy kryzys migracyjny od czasów II wojny światowej. Wiele kobiet z dziećmi przebywa za granicą lub przeniosło się do innego regionu, podczas gdy mężczyźni często są na froncie lub pozostają w domu, w Ukrainie, z dala od swoich rodzin. Będąc rozdzielonymi przez długi czas, ludzie w sposób naturalny układają swoje życie osobiste z tymi, którzy są bliżej nich.

Olga: – Rozwiodłam się, bo zabrałam dzieci w bezpieczne miejsce, a mój mąż był tak „przestraszony”, że poprosił o „schronienie” u innej kobiety. Zamierzam zostać za granicą, ponieważ w realiach toczącej się wojny w Ukrainie nie będę w stanie sama zaspokoić naszych podstawowych potrzeb i zadbać o rozwój dwójki moich dzieci i mój. A były mąż jest przekonany, że jestem silna i dam sobie radę…

Sama wojna do rozwodu nie pcha

Patrząc na problem z perspektywy czasu można zauważyć, że istnieje silna korelacja między wstrząsami w państwie a zmianami w życiu osobistym. W trudnych czasach transformacji ludzie szukają wsparcia, ochrony i miłości, więc liczba zawieranych małżeństw wzrasta. Jednocześnie jednak trudności te mogą powodować niszczenie wcześniej założonych rodzin.

Największą liczbę małżeństw i rozwodów odnotowano w pierwszych latach niepodległości Ukrainy. W latach 1991-1994 tych drugich było ponad 200 000 rocznie. To najwięcej w historii naszego niepodległego kraju

W kolejnych dziesięcioleciach sytuacja się ustabilizowała: w połowie 2000 roku, kiedy gospodarka zaczęła stawać na nogi, liczba małżeństw wzrosła, a rozwodów spadła.

W 2020 r., w czasie pandemii COVID-19, liczba zawieranych małżeństw zmalała, ze względu na ograniczenia związane z kwarantanną. Zmniejszyła się też jednak liczba rozwodów, ponieważ postępowania sądowe były utrudnione.

Wojna na pełną skalę miała dramatyczny wpływ na małżeństwa i rozwody. W 2022 r. Ukraina doświadczyła „boomu ślubnego” – ludzie starali się wzmocnić więzi rodzinne w obliczu niepewności i zagrożenia. Jednak w 2023 r. liczba rozwodów wzrosła i trend ten utrzymuje się do dziś. Socjologowie przewidują, że po zakończeniu wojny rozwodów znów będzie więcej.

Zarazem – jeśli przeanalizujemy różne badania – wojna jako taka nie jest przyczyną rozwodów. Mówi się jedynie o konkretnych powodach, dla których małżeństwa się rozpadają. Jednym z najważniejszych jest niewystarczająca lub nieskuteczna komunikacja między partnerami. Prowadzi ona do nagromadzenia niezadowolenia i utraty emocjonalnej i duchowej więzi.

– Wiele małżeństw rozpada się z powodu niewierności, utraty zaufania, nadużywania substancji odurzających przez jednego z partnerów, konfliktów i unikania obowiązków małżeńskich – mówi psycholożka Iryna Owczar. – Mimo że wojna nie jest bezpośrednią przyczyną rozwodów, może zaostrzyć istniejące już problemy w związkach, powodując dodatkowy stres, napięcie emocjonalne, dystans fizyczny i psychiczny, a także zróżnicowanie doświadczeń małżonków żyjących w różnych warunkach.

Bo nie wyszłam za cykora

Jedną z pierwszych znanych mi osób, które złożyły pozew o rozwód po wybuchu wojny na pełną skalę, była 28-letnia Oksana [imię zmienione na prośbę bohaterki – red.]. Kiedyś oboje stanowili zgraną parę: on wysoki, szczupły blondyn, ona – krucha, szarooka. Poznali się podczas studiów w Akademii Marynarki Wojennej. Obdarowywał ją ogromnymi bukietami kwiatów, aranżował romantyczne randki, razem jeździli konno, na rowerach, nurkowali i biwakowali.

Inwazja złapała ich po przeciwnych stronach granicy. Ona została w Ukrainie, on był na morzu – a po powrocie z rejsu osiedlił się w Rumunii, następnie w Polsce. Długo namawiał żonę, by do niego dołączyła. Rok później spotkali się w wynajętym mieszkaniu we Wrocławiu.

Uzgodnili, że wrócą razem, ale on nigdy nie odważył się tego zrobić. Chciał uniknąć mobilizacji

Oksana była rozczarowana jego postawą, zwłaszcza po roku wolontariatu, kiedy zobaczyła, że wielu Ukraińców było gotowych zrobić wszystko dla kraju. „Nie wyszłam za cykora – stwierdziła. – W tym roku rozmawiałam z najlepszymi ukraińskimi mężczyznami i kobietami, którzy poświęcili wszystko, by Ukraina była bezpieczna, którzy nas bronili. Jak mogę spojrzeć im w oczy, jeśli mój mąż się ukrywa? Nigdy odzyska mojego szacunku, chociaż jest mi strasznie przykro”.

Rozwiedli się szybko, bo nie mieli dzieci ani wspólnego majątku.

Zdjęcie: Omar Marques/Anadolu Agency/abacapress.com/East News

W ciągu trzech lat, odkąd gromadzę historie ukraińskich uchodźczyń, usłyszałam dziesiątki podobnych opowieści. Oto niektóre, zasłyszane ostatnio.

Inna, 39 lat: „Przez lata byliśmy razem dla dobra naszych dzieci. Nasza rodzina zależała od jego zarobków. Kiedy znalazłam się z dziećmi za granicą, początkowo myślałam, że sobie nie poradzę. Ale potem życie jakoś zaczęło się układać: nauczyłam się języka, dostałam pracę, dzieci poszły do szkoły. Nikt nie wywiera już na mnie presji ani mnie nie upokarza. Nie jesteśmy jeszcze oficjalnie rozwiedzeni, lecz nie uważam się już za jego żonę”.

Marina, 40 lat: „Zawsze byłam 'portfelem' w naszym związku. Pracowałam na kilku etatach, inwestowałam wszystkie pieniądze w jego biznes, a on tracił swoje dochody w kasynach online. Grozili nawet spaleniem naszego domu, jeśli nie pomogę mu spłacić długu. Polska rodzina przyjęła mnie i moje dziecko pod dach za darmo. Pracowałam jako sprzątaczka w dwóch miejscach, żeby spłacić pożyczki.

I kiedy spłaciłam ostatni dług, odetchnęłam z ulgą: nie wrócę do niego. Wróciłam do domu tylko po to, żeby się rozwieść

Ołeksij, 40 lat: „Pojechałem z żoną do Irlandii. Znalazła sobie miejscowego i spakowała moje rzeczy. Mieszkam teraz w pobliżu, bo chcę widywać się z córką”.

Milana, 37 lat: „Mąż bardzo martwił się o mnie i dzieci. Powiedział, że za granicą będę bezpieczniejsza. Na początku dzwonił i pisał codziennie, potem coraz rzadziej. W końcu dowiedziałam się, że ma „wojenną narzeczoną ”. Wróciłam, myśląc, że uda mi się uratować małżeństwo, ale się nie udało ”.

Iryna, 47 lat: „Bardzo się zmienił od początku wojny, stał się przygnębiony i zamknięty w sobie. Próbowałam mu pomóc, ale jeszcze bardziej zamknął się w sobie. W końcu złożył pozew o rozwód”.

Ljubow, 61 lat: „Dowiedziałam się o romansie męża z młodszą kobietą po tym jak pojechałam z dziećmi do Hiszpanii – jeszcze przed wojną kupiliśmy tam hotel. Miał do nas dołączyć, ale nie przyjechał. Dowiedziałam się od przyjaciół, że miał romans z kobietą młodszą o 24 lata. Rozwiedliśmy się, wzięli ślub, a teraz on mówi wszystkim, że to moja wina, bo odeszłam”.

Alina Szubska. Archiwum prywatne

Czasami jednak rozwód odbywa się bez łez i dramatów. Wojna stawia tylko kropkę nad „i”: tych dwoje ludzi nie jest już na tej samej drodze. Alina Szubska ma taką historię:

– Mieliśmy z mężem dobrą rodzinę. Oczywiście były problemy, w tym mój alkoholizm, ale daliśmy radę. Kłóciliśmy się tylko dlatego, że bardzo się od siebie różniliśmy. On jest spokojny i rozważny, lubi wszystko dogłębnie zrozumieć, długo podejmuje decyzje. Ja jestem szybka: pomyślę o czymś – i to robię. Te nasze tempa nie pasowały do siebie, dlatego bywaliśmy na siebie źli. On wolałby mieszkać w przytulnym miasteczku, w domu i ogrodem. Moim marzeniem jest mieć własne mieszkanie w dużym mieście. Gdy zaczęła się inwazja, bardzo się wspieraliśmy. Ale kiedy przyzwyczailiśmy się już do nowych warunków, jakoś po cichu się rozstaliśmy – w pięknych ubraniach poszliśmy do restauracji na pożegnalną kolację. Pozostaliśmy jednak najlepszymi przyjaciółmi.

Mój ból jest większy niż twój

Wśród uchodźców wskaźnik rozwodów i ponownych małżeństw jest wyższy niż w innych grupach ludności. Wynika to z kilku kluczowych czynników: często doświadczają intensywnego stresu i traumy psychicznej z powodu przymusowego wysiedlenia, utraty bliskich, konieczności adaptacji do nowych warunków życia i problemów ekonomicznych, jak bezrobocie lub niskie płace. Mogą czuć się społecznie odizolowani w nowym środowisku, co często zmniejsza poziom wsparcia i zwiększa ryzyko konfliktu małżeńskiego.

Switłana Maksymec zwraca uwagę, że w internetowych aplikacjach randkowych, np. Tinderze, wielu mężczyzn nawet nie ukrywa tego, że są „tymczasowymi kawalerami” – do czasu powrotu żony do domu.

Szukają kogoś, kto „ugotuje barszcz i ogrzeje ich w łóżku”. Usprawiedliwiają się, mówiąc np.: „Moja żona jest bezpieczna, a ja żyję tutaj pod rakietami i bombami”

Wśród partnerów, którzy zostali zmuszeni do życia osobno, zmieniają się tradycyjne role: kobieta przejmuje wszystkie funkcje związane z utrzymaniem i rozwiązywaniem problemów rodzinnych, podczas gdy mężczyzna, który pozostał w domu, musi samodzielnie prowadzić gospodarstwo domowe.

Psycholożka Iryna Owczar twierdzi, że mężczyźni bardzo ciężko znoszą rozłąkę: – To bardzo bolesne dla mężczyzny być samemu, bez rodziny i żony u bok. I patrzeć, jak dzieci dorastają gdzieś daleko.

Psycholożka Iryna Owczar. Archiwum prywatne

Niektórzy radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej. Problemy pogłębia to, że małżonkowie nie znają nawzajem swoich doświadczeń, bo żyją w różnych miejscach i warunkach. Na przykład wojskowi w Ukrainie zmagają się z ekstremalnym stresem fizycznym i psychicznym, a cywile – z ciągłym niepokojem i samotnością. Kobiety, które wyjechały za granicę, mogą nie rozumieć doświadczeń swoich mężów, ponieważ mają własne problemy: ze znalezieniem mieszkania, pracy, zorganizowaniem edukacji dzieci, nauki języka, przystosowaniem się do nowego środowiska i nowych reguł. Każde z partnerów uważa swoje doświadczenia za najtrudniejsze.

Iryna Owczar: – Czasami kobieta próbuje mówić o swoich doświadczeniach i obawach, ale jej mąż nawet nie chce słuchać, bo jest sam, ze strachem przed śmiercią, strachem przed uderzeniem pocisku

Jeśli para jest naprawdę zdeterminowana, by uratować swój związek, musi rozmawiać na tematy związane nie tylko z życiem codziennym czy dziećmi, ale także z uczuciami, emocjami i lękami obojga.

Gdy rozwód jest wyzwoleniem

Iryna Owczar intensywnie pracowała z kobietami przebywającymi za granicą. Była zaskoczona, gdy się dowiedziała, że wiele z tych, które wyjechały, nie żywiło już żadnych uczuć wobec mężów w momencie wyjazdu.

– Nie chciały już być z nimi w związku małżeńskim, ale trwały w nim z różnych powodów: wspólne mieszkanie, pensja własna niewystarczająca na utrzymanie siebie i dzieci. Przed wojną nie było oczywistego powodu do rozwodu. Jednak kiedy te kobiety wyjechały, znalazły pracę i mieszkanie – poczuły, że mogą żyć niezależnie. A to popchnęło je do kroku, o którym wcześniej w skrytości myślały – mówi psycholożka.

Czasem zerwanie „z powodu wojny” jest sposobem na uwolnienie się od uzależniającego lub będącego źródłem krzywdy związku. „Przeprowadzka i fizyczne oddalenie od mojego oprawcy w końcu dały mi siłę, by złożyć pozew” – pisze na prywatnym czacie kobieta, która doświadczyła przemocy domowej.

Daria Brykajło z dziećmi. Zdjęcie: Anna Goncharova

Te, które opuściły uzależniające związki, przeżywszy zdradę, są równie szczęśliwe. Przyznają jednak, że to nie było łatwe. Daryna Brykajło niedawno rozwiodła się z powodu niewierności męża.

– To było dla mnie prawdziwe wyzwolenie, bo wcześniej przez trzy lata tolerowałam jego romanse, próbując za wszelką cenę ratować rodzinę. Rozwód był jedyną szansą na zachowanie siebie, choć zarazem był tragedią. Byliśmy małżeństwem od 14 lat i mieliśmy trójkę dzieci. To była bolesna strata, którą przeżyłam prawie jak śmierć ukochanej osoby – wyznaje Daryna.

Dla mnie rozwód też był trudnym krokiem, który wymagał dużo siły i zasobów. Nie każdy może się na to odważyć. Ale najważniejsze, by w każdej sytuacji myśleć o sobie. To moja jedyna rada dla kobiet, które rozważają rozwód.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Ukraińskie dzieci też wspierają swoją armię

Rozmawiamy z trzema dziewczynkami, które wykorzystały swoje talenty, by zebrać dziesiątki tysięcy hrywien na wsparcie ukraińskiego wojska.

Gdy wygram, pokonany przekazuje datek

– W 2022 roku wiele osób zaczęło pomagać armii – wspomina 13-letnia Waleria Jeżowa, mistrzyni świata w warcabach. – Ja też chciałam się przyłączyć. Zapytałam mamę, jak mogę to zrobić. „Co potrafisz robić najlepiej?” – zapytała. I tak doszłyśmy do wniosku, że mogę zbierać pieniądze dla armii, grając w warcaby.

Siedzę więc na ulicy i gram w warcaby z każdym, kto zechce. Jeśli ktoś mnie pokona, nie musi dawać datku – chociaż takich, którzy nie dali, jeszcze nie było. Jeśli wygrywam, pokonany musi wrzucić do puszki hrywnę.

Waleria Jeżowa gra przed supermarketem w Kijowie

Długo zastanawiałyśmy się, od czego zacząć. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie mogłabym grać, nie przeszkadzając innym. Wybrałyśmy miejsce przy supermarkecie w rejonie darnyckim pod Kijowem. Postawiłyśmy tam krzesełka, usiadłam, a mama poszła na zakupy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić, pytać, interesować się... Kiedy mama wyszła, przed moim stoliczkiem stała już kolejka. Tego dnia zebrałam jakieś 1200 hrywien.

Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy wygrywali. W swoim życiu grałam z mistrzami sportu, kandydatami na mistrzów i innymi. Ale w pobliżu supermarketu, gdzie prowadziłam swój wolontariat, przez cały jego czas wygrały ze mną 3, może 4 osoby.

Potem było wiele innych miejsc. Na przykład grałam w parku Szewczenki. Największa kwota, jaką udało mi się zebrać w ciągu jednego dnia, to około 15 tysięcy hrywien.

Przez cały czas mojego wolontariatu zebrałam ponad 220 tysięcy hrywien

Pierwsze 20 tysięcy, które zebrałam, przekazałam fundacji Serhija Prytuli. Bardzo się denerwowałam, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Od dawna podziwiam Prytulę, oglądałam jego programy w telewizji, dużo o nim wiem. Dlatego spotkanie z nim było dla mnie ważne. Kiedy zobaczył, jaką sumę przyniosłam, a miałam tylko dziesięć lat, rozpłakał się i mnie uściskał.

W fundacji Serhija Prytuli

Ksenia Minczuk: – Dlaczego zaczęłaś grać właśnie w warcaby? Jakie masz osiągnięcia?

Waleria Jeżowa: – Zaczęłam, gdy miałam 7 lat. Wtedy właśnie otwarto nowy klub warcabowy i chciałam spróbować. Wciągnęło mnie.

W 2021 roku zostałam mistrzynią świata dziewcząt do 10 lat. Mam też trzy puchary z mistrzostw Europy za pierwsze miejsce. Przez pięć lat z rzędu byłam mistrzynią Kijowa wśród dziewcząt w mojej kategorii wiekowej. Jestem również wielokrotną mistrzynią Ukrainy, mistrzynią Europy dziewcząt w mojej kategorii wiekowej oraz mistrzynią świata 2023-24 juniorek (do lat 19). Obecnie gram w kategorii „Dziewczęta od 13 do 16 lat”.

Opowiesz o swoim największym osiągnięciu?

Było wiele trudnych partii, ale jedna stała się dla mnie wyjątkowa. Arcymistrzyni Ołena Korotka jest najlepszą szachistką Ukrainy. Zagrałam z nią na mistrzostwach Ukrainy dorosłych w 2024 roku – i zremisowałam. Byłam bardzo szczęśliwa, remis z Ołeną to dla mnie wielki zaszczyt.

W jaki sposób szachy pomagają Ci w życiu?

Odciągają uwagę. Bo kiedy grasz, koncentrujesz się, rozważasz każdy ruch. Nie ma miejsca na złe myśli. Ale czasami jest odwrotnie – nerwy. Czasami po grze boli głowa, wzrasta ciśnienie, chociaż ogólnie gra mnie fascynuje.

Przyjaźń z polską szachistką uratowała nasze zwycięstwo

Waleria i Maja spotkały się po raz pierwszy na mistrzostwach świata w 2021 roku – mówi Liubow Jeżowa, mama Walerii. – W ostatniej rundzie Lera grała z Rosjanką, od tej partii zależało złoto mistrzostw świata. W warcabach rozgrywa się dwa mikromecze, a wynik jest łączny. Lera wygrywa pierwszy mikromecz, drugi kończy remisem, więc wzywa sędziego, żeby zapisał łączny wynik. I wtedy Rosjanka mówi sędziemu, że nie pamięta wyniku pierwszego mikromeczu... Sędzia jest zdezorientowany. Kto wygrał? Polka Maja Rydz grała wtedy swoją partię obok i obserwowała grę Walerii – i pomogła udowodnić, że to Lera wygrała. Z wdzięczności moja córka podarowała Mai swój medal z mistrzostw świata.

Kiedy wybuchła wojna, Maja wraz z mamą zwróciły się do polskiej federacji szachowej z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy z Lerą wszystko w porządku, czy jesteśmy bezpieczni. Przedstawiciel federacji odnalazł mnie na Facebooku. Mama Mai zaproponowała nam przyjazd do nich, ale zostaliśmy w Ukrainie. Teraz spotykamy się na międzynarodowych zawodach.

Waleria podczas symultany szachowej

Z kim grałaś, Walerio?

Z wieloma graczami. Jeśli chodzi o znane osoby, to z Hectorem Jimenezem Brave, Wołodymyrem Ostapczukiem, Wiktorią Bulitko, Jegorem Krutogołowem. Nie wszystkich jestem w stanie wymienić, ale ci mnie nie pokonali. Dużo grałam z żołnierzami. Często zdarza się, że przekazuję im swoją pomoc.

Jak żołnierze na to reagują?

Dziękują. Często ich żony pokazują filmy z podziękowaniami od mężów z frontu. I często płaczą. Pamiętam spotkanie z żołnierzem Ołeksijem Prytulą, weterynarzem z Odessy. We wrześniu 2022 roku, podczas natarcia na Łymań, został ciężko ranny i stracił obie nogi. Zbierałam pieniądze na protezy dla niego. Gdy mu je założyli, spotkaliśmy się. Podarował mi piękny bukiet kwiatów. Pomimo wszystkich przeżyć jest bardzo pogodnym człowiekiem. Zostałam również odznaczona medalem przez żołnierzy 28 OMB [oddzielna brygada zmechanizowana – red.]. Dowódca, który wręczył mi ten medal, później zginął, próbując ratować swojego towarzysza broni. Dlatego ta nagroda jest dla mnie szczególnie ważna.

Chciałabym wierzyć, że moje pieniądze, choć niewielkie, komuś pomogą

Jakie najjaśniejsze momenty związane z ich zbieraniem zapamiętałaś?

Gdy chłopcy na ulicy zbierali i przynosili drobniaki, żeby ze mną zagrać — po 50 kopiejek, po hrywnie. Każdego dnia przybiegali do tego supermarketu, gdzie grałam. Potem prosili, żebym ich uczyła.

Z Ołeksijem Prytulą, któremu pomogła zebrać pieniądze na protezy

Nadal grasz i zbierasz pieniądze?

Tak! Bardzo często gram w pobliżu supermarketu. Latem codziennie, w innych porach roku w weekendy. Tam już mnie znają – pracownicy, administrator. Przynosili mi nawet gorące obiady. Teraz częściej gram na imprezach charytatywnych. Zapraszają mnie, a ja się zgadzam. Tam jest znacznie więcej ludzi, a to oznacza, że można zebrać więcej pieniędzy dla armii. Moja metoda działa, więc będę grać dalej.

O czym marzysz?

Najważniejsze, żeby jak najszybciej skończyła się wojna. Myślę, że dziś to marzenie każdego Ukraińca. A jeśli chodzi o osobiste marzenia, to chcę się spotkać z Łesią Nikitiuk [ukraińska prezenterka telewizyjna – red.]. I oczywiście chcę zostać mistrzynią świata. Będę trenować, żeby to osiągnąć.

Kartki z kiełkującymi nasionami

Na Instagramie piszesz: „Szanuję przeszłość, nie stronię od teraźniejszości, tworzę przyszłość. Kontynuuję tradycje mojego rodu”. W jaki sposób pomagasz żołnierzom?

Mam 11 lat, pochodzę z miasta Sławuta na Wołyniu. Pomagam wojskowym od początku wojny – odpowiada 11-letnia Sołomia Debopre, etnoblogerka, która tworzy niezwykłe kartki i świeczki, by zbierać datki dla armii. – Na początku w naszym lokalnym Centrum dla Wolontariuszy cała moja rodzina wyplatała siatki maskujące, zbierała ubrania, przygotowywała jedzenie. Kiedy zabrakło tam dla mnie pracy, zaczęłam robić kartki i świeczki.

Sołomia Debopre zaczęła pomagać w wieku 8 lat

Kartki wykonuję własnoręcznie, od papieru po wykończenie. Do produkcji papieru mam specjalne narzędzia. Robię go z przetworzonych zeszytów, opakowań, papierowych śmieci. Formuję go w specjalnym sicie i dodaję nasiona, które potem mogą wykiełkować. Tej techniki nauczyłam się od ukraińskiego mistrza w Estonii, kiedy byłam w Tallinie na festiwalu wraz z zespołem folklorystycznym, w którym śpiewam. Raz w roku wyjeżdżamy za granicę, śpiewamy ukraińskie piosenki, opowiadamy o naszej kulturze, bierzemy udział w jarmarkach, na których sprzedajemy wyroby ukraińskich rzemieślników. Kiedy trafiłam do pracowni papieru, tak mnie wciągnęło, że też zapragnęłam robić coś takiego.

Swoje pierwsze kartki po prostu rozdawałam żołnierzom. Pisałam: „Siejcie na wyzwolonej ziemi”

Jaką największą kwotę udało Ci się zebrać?

18 tysięcy hrywien za jednym razem. Każdego miesiąca zarabiam 5-7 tysięcy hrywien i wszystko przekazuję żołnierzom. Czasami to są przyjaciele rodziców, czasami krewni, czasami moi obserwujący, których dobrze znam. Kiedyś zbierałam pieniądze dla mojego wujka Romana. Pomagałam też naszemu lokalnemu artyście, a on robił dla mnie formy do świec. Kiedy na wojnie zginął jego brat, potrzebny był samochód, by przewieźć ciało. Dołączyłam do zbiórki.

Kartki z nasionami i świeczki Sołomii

Jak żołnierze reagują na Twoją pomoc?

Często nagrywają mi filmy z podziękowaniami. Czasami przysyłają małe upominki: flagi oddziałów, naszywki itp. Kiedyś pewien żołnierz podarował mi duży pocisk. Przywieźli go nam prosto do domu i zostawili na podwórku, ale zapomnieli powiedzieć o tym tacie. Wyszedł na ulicę, zobaczył pocisk i się przestraszył. Pomyślał, że ten pocisk spadł obok naszego domu. Myślę, że go teraz pomaluję i oddam w zamian za datki.

Często organizuję na Instagramie różne konkursy, loterie, biorę udział w loteriach, gdzie za datki można coś wygrać. Mam już swoją publiczność, która wspiera wszystkie moje zbiórki.

O czym marzysz?

Żeby wojna skończyła się jak najszybciej. A kiedy dorosnę, chcę otworzyć kawiarnię i sprzedawać tam swoje świeczki i pocztówki.

Na jarmarku

Obrazy, które skłaniają do płaczu

Moja działalność wolontariacka rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku – mówi Alina Stebło, 16-letnia artystka. – Stało się tak dzięki mojemu wychowaniu. Zaszczepiono mi miłość do Ukrainy i nauczono, że zawsze walczyliśmy o wolność i będziemy walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Musimy też pomagać tym, którzy walczą o naszą wolność. Byłam na Majdanie w Chmielnickim, kiedy jeszcze chodziłam do przedszkola. A kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, zaczęłam rysować kartki dla rannych.

Najpierw pomagałam w organizacji społecznej „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”, zbieraliśmy paczki dla żołnierzy. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że mogę robić coś innego – rysować. To mi wychodzi znacznie lepiej. Od początku inwazji zajmuję się wyłącznie rysowaniem. To mój sposób na wyrażenie emocji i przeżyć.

Po piątym obrazie, który podarowałam znajomym żołnierzom, mama powiedziała: „A czemu my tak po prostu te twoje prace rozdajemy? Daj je na aukcje, niech przynoszą pieniądze”. I tak zrobiliśmy.

Alina Stebło maluje obrazy, które są sprzedawane na aukcjach

Razem z innymi dziećmi robiliśmy również malunki na łuskach po pociskach, które również przekazywaliśmy na aukcje. Namalowałam około 50 prac. Aukcje dla moich obrazów wyszukuje „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”.

Moja pierwsza wystawa nosi tytuł „Wojna, która nas zmieniła”. W Chmielnickim pokazałam ją już cztery razy. Za każdym razem zbieramy na tych wydarzeniach datki.

Ludzie widzą w moich pracach różne rzeczy: rozpacz, ból, nadzieję. Często mówili, że nie wierzą, że to prace nastolatki.

Zdarzało się, że patrząc na nie, dorośli mężczyźni stali i płakali

Teraz kończę 11 klasę, przygotowuję się do egzaminów, ale nadal maluję. Piszą do mnie wolontariusze z różnych krajów i proszą o prace na aukcje. Moje obrazy trafiły już do Niemiec, Szkocji, Austrii, Stanów Zjednoczonych. Na aukcjach za granicą zebrano już ponad 140 tysięcy hrywien.

Kiedy oddaję swoje prace, nie myślę o tym, ile pieniędzy uda się zebrać. Myślę o tym, co one przyniosą.

Jak wojskowi reagują na Twoją pomoc?

Najlepszym podziękowaniem dla mnie od żołnierzy jest to, że żyją. Nie potrzebuję od nich niczego więcej.

Wystawa obrazów Aliny Stebło

Jakie są Twoje marzenia?

Marzę o końcu wojny. Trochę egoistycznie, bo chcę studiować architekturę w Odessie, a nie mogę tam pojechać, bo jest niebezpiecznie. Ale i tak zostanę architektką, ponieważ po zakończeniu wojny chcę odbudowywać nasz kraj.

Co powiesz tym dzieciom i dorosłym, którzy również chcą pomagać, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Zawsze możecie przyjść do dowolnej fundacji lub organizacji społecznej i powiedzieć: „Chcę pomagać”. Tam szybko zdecydują, w czym możecie być przydatni.

Nie ma wieku, w którym można zacząć być użytecznym. Po prostu róbcie to, co potraficie najlepiej

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ksenia Minczuk

Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...

Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.

Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.

Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni

10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.

Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.

Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.

„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla

Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.

Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.

Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata

Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.

Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna

Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.

Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji

Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.

„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”

Czarnobyl po rosyjskiej okupacji

Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.

Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.

Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.

Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy

W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).

W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.

Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.

Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.

20
хв

Tragedia w Czarnobylu: 39. rocznica wybuchu

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

„Kto powiedział, że kobiety się nie oświadczają?” Wojenna miłość medyków wojskowych

Ексклюзив
20
хв

„Libido zniknęło po Buczy”: jak wojna i status uchodźcy wpływają na życie intymne ukraińskich kobiet

Ексклюзив
20
хв

Malta Festival 2024: kobiety, Ukraina, wojna. For love!

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress