Exclusive
20
min

Role życia: ukraińscy aktorzy na wojnie

Odkąd w lutym 2022 r. Rosja rozpoczęła pełnoskalową inwazję, szeregi Sił Zbrojnych Ukrainy zasiliło wielu przedstawicieli elity artystycznej kraju, w tym aktorzy filmowi i teatralni

Jarosław Pidhora-Gwiazdowski

Ukraińscy aktorzy teatralni i filmowi wstępują do wojska. Kolaż Sestry

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Dla wielu to, czy artyści powinni być wysyłani na wojnę, jest sprawą kontrowersyjną. Tyle że obrona ojczyzny to kwestia sumienia i indywidualnej decyzji każdego człowieka. Nie wszyscy artyści mieli odwagę zostać żołnierzami w pierwszych dniach czy miesiącach inwazji. Ale było ich wielu. Niektórzy mieli już jakieś pojęcie o sprawach wojskowych, byli wśród nich nawet weterani wojny, którą Rosja rozpoczęła w 2014 roku. Dla innych kontakt jedyny wcześniejszy kontakt z bronią ograniczał się do trzymania atrapy na planie filmowym.

Tak czy inaczej, każdy z nich długo musiał przyzwyczajać się do nowej, niefilmowej rzeczywistości, w której mógł umrzeć naprawdę. I niektórzy umarli, a inni zostali ranni.

Serhij Filimonow, pseudonim „Filia”

Aktor walczy w najgorętszych punktach frontu. Zdjęcie: prywatne archiwum

Aktorem został z przypadku, zaproszony na plan filmowy przez Ołeha Sencowa. Rola w filmie „Nosorożec” była jak dotąd jedyną rolą Serhija Filimonowa. Ale za to znaczącą, i to w ważnym ukraińskim filmie. Stworzony w koprodukcji z Polską i Niemcami „Nosorożec” był prezentowany na festiwalach w Toronto, Wenecji i Warszawie, a Filimonow zdobył nagrody dla najlepszego aktora na festiwalach w Batumi i Sztokholmie (Ukraińska Akademia Filmowa uznała go za najlepszego aktora 2022 roku).

Natychmiast po premierze w Kijowie w lutym 2022 r. Serhij wstąpił do wojska. Do tej walki przygotowywał się przez 8 lat

Nie miał nawet dwudziestu lat, kiedy zdobywał doświadczenie na Majdanie. Potem wziął udział w ATO [ATO – Operacja Antyterrorystyczna prowadzona przez Ukrainę na wschodzie kraju w latach 2014-2018 przeciw prorosyjskim separatystom, którzy zajęli część obwodów donieckiego i ługańskiego – red.] jako zwiadowca, a w 2015 roku został szefem Korpusu Cywilnego Azow.
Serhij to bezkompromisowy aktywista, inicjator programów społecznych, sportowych i edukacyjnych. Odkąd wstąpił do jednostki Prawego Sektora „Wilki Da Vinci”, podporządkowanej dowódcy armii, walczy na najbardziej niebezpiecznych odcinkach frontu.  

Wołodymyr Raszczuk, pseudonim „Artysta”

Wołodymyr Raszczuk przestał mówić po rosyjsku. Zdjęcie: prywatne archiwum

„Rosyjskojęzyczny aktor z Mariupola” – jak określał siebie Wołodymyr, grał przez 16 sezonów w Teatrze im. Łesi Ukrainki w Kijowie, choć pierwsze dwa lata kariery przepracował w teatrze w Mariupolu (zbombardowanym przez Rosjan w 2022 roku). W kinie znany jest z seriali telewizyjnych „Departament 44” i „Królowie komnat”, a także filmów „Bobot i energia wszechświata” oraz „Dżura – królewicz”. Imponujący i charyzmatyczny, potrafił rozśmieszać ludzi, urzekać ich mocą i tembrem głosu.

Gdy 24 lutego 2022 r. jego żona i córka musiały ukrywać się w piwnicy przed rosyjskim ostrzałem, Wołodymyr dołączył do batalionu piechoty „Swoboda” Gwardii Narodowej Ukrainy

Szybko nauczył się strzelać. Brał udział w bitwach o Kijów, Browary, Irpień, Buczę, Hostomel, Rubiżne, Siewierodonieck i Bachmut. Jeszcze przed wielką wojną marzył o zagraniu żołnierza. Zagrał go, gdy już był prawdziwym żołnierzem, występując w wojennej tragikomedii „Pseudonim ‘Tamada’” [tamada to mistrz toastów – red.] między kolejnymi rotacjami. Teraz, jako porucznik i dowódca kompanii, walczy w Bachmucie. Tę wojnę nazywa „świętą” – bo dla niego to walka o Ukrainę, wolność i możliwość mówienia po ukraińsku. Rosyjski porzucił na zawsze dwa lata temu.

Ołeh Szułha, pseudonim „Artysta”

Oleh walczy od pierwszych dni wojny. Zdjęcie: prywatne archiwum

W dniepropetrowskim Teatrze „Wierzymy” gra od 1993 roku. Na wojnę (ATO) poszedł już wiosną 2014 roku. W 2015 roku powrócił jako porucznik i został kuratorem unikalnego projektu teatralnego o weteranach ATO „Artystyczne rezydencje”. A potem dzięki za sprawą reżyserki castingów na Ukrainie Ałły Samojłenko dostał się do kina. Zagrał w filmach „Czerwony”, „Pseudonim ‘Banderas’”, „Snajper. Biały kruk” i „Dowbusz”. Na koncie ma też rolę w serialu „Ochotnik”.


W lutym 2022 r., „nie mając innego wyboru, to jasne”, jako weteran ATO wyciągnął ze schowka zakurzoną kamizelkę kuloodporną i ponownie wstąpił do wojska


Trafił w okolice Chersonia, gdzie walczył aż do jego deokupacji. Teraz jest kapitanem i bije się w pobliżu Bachmutu – wziął nawet do niewoli rosyjskich skazańców, gwałcicieli i morderców.

Gdy wojna się skończy, Ołeh Szułha stanie się sławny na całym świecie, ponieważ na ekrany wejdzie film z jego udziałem, nakręcony przez laureata Oscara Vincenta Warda „Storm School”. To opowieść o Wiktorze Kowalenko, Ukraińcu, australijskim bohaterze narodowym, „łowcy medali", dzięki któremu australijska drużyna narodowa z 40. miejsca awansowała na 1.

Dmytro Linartowycz, pseudonim "”Świat”

W 2023 roku aktor został poważnie ranny. Zdjęcie: prywatne archiwum

Syn słynnego aktora i reżysera dubbingu Konstantina Linartowycza, Dmitrij, podobnie jak ojciec grał w teatrze, kinie i użyczał głosu w dubbingach. Rola w filmie „Ten, który przeszedł przez ogień” z 2012 roku uczyniła go znanym aktorem w Ukrainie. W 2015 roku został zmobilizowany do sił zbrojnych w stopniu podporucznika – kręcił dla ministerstwa obrony filmy o tematyce wojskowej, nagrał też drugi album z własnymi piosenkami. W 2016 r. został zdemobilizowany w 2016 roku, lecz w lutym 2022 r. na ochotnika wrócił do armii. W brygadzie TRO bronił Kijowa, potem dołączył do 46. oddzielnej brygady desantowo-szturmowej w rejonie Chersonia. Po wyzwoleniu miasta został przeniesiony do Bachmutu.

W styczniu 2023 roku w Sołedarze został ciężko ranny, rehabilitacja zajęła pół roku. Gdy wyzdrowiał, zaczął jeździć po całej Ukrainie, by przy dźwiękach gitary śpiewać żołnierzom swoje piosenki i wiersze.  

Maksym Dewizorow

Maksym został odznaczony Orderem Zasługi III klasy. Zdjęcie: archiwum prywatne

Ten artysta Teatru Dramatu i Komedii na Lewym Brzegu jest jednym z najbardziej znanych aktorów filmowych. Sławę zdobył w 2019 roku za sprawą serialu telewizyjnego dla nastolatków „Pierwsze jaskółki” – miał wtedy zaledwie 23 lata. Swój sukces ugruntował dzięki 2. sezonowi serialu. Jest atrakcyjny i błyskotliwy, nie dziwi więc, że został zauważony przez producentów i reżyserów. W tym samym roku zagrał w dystopijnym filmie „Numery”, opartym na sztuce Ołeha Sencowa, a w 2021 roku zagrał żołnierza w ”Spokojnym-21”, filmie opartym na prawdziwych wydarzeniach.

Prawdziwym żołnierzem został w lutym 2022 roku: wstąpił do lwowskiej 103 brygady Sił Zbrojnych Ukrainy

Dowozi samochodem żywność w rejon walk, choć jak tajemniczo zaznacza – „zakres zadań jest dość szeroki”. Pod koniec 2023 roku dekretem prezydenckim Maksym został odznaczony Orderem Zasługi III klasy. III klasy.

Ołeksandr Peczerycia, pseudonim „Artysta”

W lutym 2022 r. aktor zaciągnął się do kijowskiej obrony terytorialnej. Został przydzielony do 128 batalionu piechoty 112 brygady. Zdjęcie: archiwum prywatne

Ołeksandr był zaangażowany w wiele czołowych ukraińskich seriali telewizyjnych. Zagrał m.in. w „Lekarzu kobiet”, „Stuleciu Jakowa”, „Na linii życia” i „Poddanym”. Jednocześnie kontynuował karierę aktora teatralnego w kijowskim Teatrze Iwana Franki. Użyczył swego głosu bohaterom największych hollywoodzkich hitów. Do inwazji na pełną skalę nie przejmował się zbytnio wojną. Nie umiał strzelać i nie zamierzał walczyć.

Wszystko zmieniło się w lutym 2022 r.: zaciągnął się do terytorialnej obrony Kijowa i wraz ze 128 batalionem piechoty 112 brygady został wysłany w kierunku Charkowa. Kilkukrotnie wracał z frontu do teatru, by wystąpić w sztuce „Skradzione szczęście”.

W 2023 roku został zdemobilizowany i w pełni wrócił do aktorstwa.  

Andrij Fedinczyk

Andrij Fedinczyk (po lewej) dołączył do Żytomierskiej Brygady Obrony Terytorialnej. Zdjęcie: archiwum prywatne

Andrij to prawdziwy przystojniak wśród ukraińskich aktorów. Zyskał sławę w połowie 2010 roku, gdy zagrał w serialu telewizyjnym „Klan jubilerów”. Później jego uroda, talent i świetny głos były szeroko wykorzystywane w telewizji („Papanki”, „Pańszczyzna”), w filmach („Kruty 1918”, „Czarny kruk”) i w kinie (dubbing do „Mission Impossible” i „Harry’ego Pottera”).

Ślub z inną ukraińską gwiazdą telewizyjną, Natalią Denisenko („Pańszczyzna”, „Saga”), uczynił go bohaterem tabloidów i magazynów modowych. Jednak celebryta nie przestał być patriotą: 22 lutego 2022 r. Andrij został członkiem brygady obrony terytorialnej w Żytomierzu.

Nie chce mówić, czym zajmuje się w jednostce, opowiadać o misjach na froncie czy podać pseudonimu. Mówi tylko, że „dopóki Ukraina nie wygra, a jego serce bije, nie wróci do cywilnego życia”

Pawło Ałdoszyn, pseudonim „Lutik"

W 2022 r., po wstrzymaniu przez agresora ofensywy na Kijów, Pawło wziął udział w walkach o Chersoń. Zdjęcie: archiwum prywatne

Z Teatru 19 w Charkowie, w którym grał w latach 2000-2010, Pawło najpierw przeniósł się do seriali telewizyjnych, a w 2021 roku zagrał rolę „wojownika przeznaczenia” w filmie „Snajper. Biały kruk”. Stworzył w nim postać nauczyciela pacyfisty, który chce pościć zamordowanie swej żony przez separatystów i idzie na wojnę, by się zemścić. Później powie, że doświadczenia zdobyte na planie tego filmu bardzo mu pomogły. Filmowa wojna skończyła się dla niego, gdy rozpoczęła się ta prawdziwa wojna. Chrzest bojowy przeszedł w bitwie pod Irpinem w marcu 2022 roku. Potem walczył o Chersoń.

Wojna go zmieniła. Zaczął inaczej postrzegać ją (wcześniej nie zwracał na nią większej uwagi) – jak i siebie samego jako Ukraińca: na początku inwazji przeszedł na ukraiński


Pawło Ałdoszyn walczy o Ukrainę i jej wolność. Marzy też o odzyskaniu całego obwodu chersońskiego i wyzwoleniu jego rodzinnego Geniczeska.

Wasyl Kucharskij, pseudonim „Aktor”

Aktor pośmiertnie został odznaczony Orderem za Odwagę III klasy. Zdjęcie: Listy

Twórca jednej z najlepszych ról w ukraińskim kinie – pasterza kóz Maksyma w filmie Myrosława Latyka z 2022 roku „Maksym Osa i złoto wilkołaka”. Idealnie dopasowany do postaci, miał reliefową twarz, jakby wyrzeźbioną z kamienia, przeszywające, ostre spojrzenie i zręczne ruchy prawdziwego wojownika. Stworzył wybitne role w Teatrze na Podolu („Na dnie”, „Mechaniczna pomarańcza”), grał w najlepszym ukraińskim serialu telewizyjnym wszech czasów („Skrytki”) i jednym z najbardziej znanych filmów („Dzień sprzątania”).

W lutym 2022 r. wstąpił do wojska i został przydzielony do 1 batalionu piechoty 67 brygady Prawego Sektora, który brał udział w kontrofensywie charkowskiej. Walczył pod Bachmutem i pod Kreminną. We wrześniu 2023 r. został poważnie ranny. W szpitalu odwiedził go francuski reżyser Michel Hazanavicius, laureat Oscara („Artysta”). „Wasyl jest w ciężkim stanie – powiedział wtedy – ale nadal potrafi żartować. A to oznacza, że życie zwycięża śmierć”.

Aktor zmarł kilka dni po swoich urodzinach. Pośmiertnie został odznaczony Orderem za Odwagę III klasy.

Jewhen Switłycznyj, pseudonim „Żeka”

Pośmiertnie odznaczony Medalem „Za Zasługi” III stopnia. Zdjęcie: prywatne archiwum

Aktor z przypadku – posłuchał swojego trenera i poszedł na casting do „Nosorożca” Ołeha Sencowa. Został wybrany, mimo że na twarzy miał siniaki. Bo jako wojownik i mistrz mieszanych sztuk walkinie musiał udawać, że potrafi walczyć – był bardzo przekonujący. Pod koniec kręcenia zdjęć przyjął zaproszenie swojego ekranowego odpowiednika, Serhija Filimonowa, aby stać się prawdziwym towarzyszem broni i dołączyć do nieformalnej grupy „Honor” w Krzywym Rogu. „Nadawaliśmy na tej samej fali – powie później Serhij. – Byliśmy skrojeni z tego samego materiału. Miałem szczęście, że go poznałem”.

Po inwazji na pełną skalę grupa dołączyła do 67 brygady Sił Zbrojnych Ukrainy i stała się oddzielną jednostką bojową, ostatecznie wchodząc w skład słynnego batalionu „Wilki Da Vinci”.

Jewhen walczył na najtrudniejszych odcinkach frontu, za co otrzymał medal „Za Służbę Wojskową dla Ukrainy”

W marcu 2023 r. został ranny pod Bachmutem, lecz wrócił do walki. W lipcu tego samego roku zginął w bitwie w okolicach Charkowa. Pośmiertnie został odznaczony medalem „Za Zasługi” III stopnia.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Dziennikarz, krytyk filmowy, scenarzysta. Został opublikowany w ponad 60 czasopismach, gazetach i stronach internetowych. Opublikował ponad 3 tysiące materiałów. Był redaktorem działu „kina” w magazynie „SHO”, w magazynie „Cinema Digest” był redaktorem naczelnym, a także w ukraińskim przedstawicielstwie międzynarodowego magazynu Total Film. W 2015 roku rozpoczął festiwal „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu festiwalu „Tydzień Odrodzenia Strzelania” (przy wsparciu finansowym Państwowej Agencji Filmowej). W 2018 roku brał udział w tworzeniu Związków Krytyków Filmowych Ukrainy, festiwalu „Tydzień Krytyków Filmowych”, a później — w tworzeniu nagrody Związku Krytyków Filmowych „Kinokolo”. W 2021 roku był współtwórcą Korosten Street Film Festival. W 2020 roku napisał scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego wojskowego filmu akcji „Prawo do zemsty” (we współpracy z Julią Czerniawską), aw 2021 roku scenariusz pełnometrażowego filmu fabularnego kryminalnego thrillera erotycznego „Klucze do piekła i raju”. Członek Związku Krytyków Filmowych Ukrainy, Ukraińskiej Akademii Filmowej, Związku Dziennikarzy Ukrainy.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Andrij: – Tam, gdzie płoną drzewa, był mój dom

Widok ze szczytu Kredowej Skały w Biłohoriwce rozciąga się na dziesiątki kilometrów. Andrij przychodzi tu często. Z kieszeni munduru wyciąga paczkę papierosów, a potem w milczeniu wypala kilka z rzędu. Patrzy daleko za horyzont, na którym majaczą wąskie słupy czarnego dymu.

– Gdzieś tam, za tymi drzewami, był mój dom – zaciąga się głęboko i ciska niedopałek na ziemię. – Stąd wydaje się, że to niemal na wyciągnięcie ręki.

Widok na Kramatorsk. Zdjęcie: Mykoła Biłyk

Andrij przyszedł na świat w Bachmucie – wtedy kolorowym, pełnym energii, kwiatów, z tętniącymi życiem restauracjami. Wspomina, jak przed inwazją, w Dzień Wyszywanki, na placu przed Miejskim Domem Ludowym szły pochody roześmianych ludzi. I jak w święto Unii Europejskiej zgromadziło się tu wielu młodych, którzy malowali na chodnikach unijną flagę. Tu w ogóle było wielu młodych. Do Bachmutu na dyskoteki przyjeżdżali mieszkańcy Kramatorska, a na grilla, na Dniprowską Plażę w Czasiw Jarze, wpadali znajomi z Doniecka.

– Smażyliśmy mięso i ryby na grillu, nalewając sobie wino „Artemiwskie”.

To wino było dumą mieszkańców Bachmutu. Ma długą historię, która sięga 1899 roku. Wtedy to niemiecki inżynier Edmund Farke założył w Bachmucie fabrykę alabastru. Błyskawiczny sukces i ogromne wydobycie gipsu do jego produkcji sprawiło, że powstało całe podziemne miasto z unikalnym mikroklimatem. Podziemne labirynty idealnie nadawały się do produkcji wina musującego. W latach pięćdziesiątych gipsowe tunele przerobiono na zakład, w którym w 1954 roku wyprodukowano pierwsze butelki trunku. Ten „Radziecki szampan” – bo tak je nazywano – był wtedy towarem deficytowym, sprzedawano główne członkom komunistycznej partii.

Po odzyskaniu przez Ukrainę niepodległości na bazie radzieckiego zakładu produkcyjnego stworzono dwie nowoczesne marki win, „Artemiwskie” i „Krym”, które szybko zdobyły uznanie nie tylko w kraju, ale też na świecie. Wina mogły leżakować w podziemnych galeriach trzy lata, zgodnie z klasyczną metodą wytwarzania szampana. Przez ten czas butelki obracano ręcznie, jak w Szampanii, by kontrolować powstający wewnątrz osad. To było wielkie osiągnięcie. Jedyne wino w Ukrainie produkowane dokładnie tak, jak wytwarza się francuski szampan.

Ten rozwój i pasmo sukcesów brutalnie zakończyła wojna. Podczas bitwy o Bachmut na teren winiarni wdarli się żołnierze Grupy Wagnera, grabiąc wszystko, co wpadło im ręce.

Ich dowódca Jewgienij Prigożyn ponoć powiedział, że to będą prezenty na 8 Marca dla kobiet z obwodu ługańskiego, tymczasowo okupowanego przez Rosjan

10 marca 2023 r. w sieci pojawiło się wideo nakręcone przez rosyjskiego żołnierza, na którym widać to, co zostało z winiarni: ruiny, żadnych śladów po tworzonej z pasją historii tego miejsca.

– Oni nie znają żadnej świętości – mówi Andrij. – Kradną, gwałcą, bombardują cerkwie. Ich celem jest zniszczyć naszą kulturę, wygumkować historię, zniszczyć nasz ukraiński naród.

Wino „Artemiwskie Niezłomny Bachmut” ze sloganem „Ucalone z Bachmutu, dojrzewające słodkie”. Zdjęcie: Irik Bik/Shutterstock

Kiedy zaczęła się pełnowymiarowa wojna, Andrij na ochotnika zaciągnął się do wojska. Wcześniej nie miał nic wspólnego z armią, studiował i dorabiał w sklepie spożywczym. Po szybkim szkoleniu z marszu trafił do 5. brygady szturmowej, która walczyła m.in. o jego rodzinne miasto. Ramię w ramię z żołnierzami innych jednostek brał też udział w wyzwoleniu wsi Kliszczijiwka, położonej niecałe dziesięć kilometrów od jego domu.

– To było surrealistyczne obserwować, jak z dnia na dzień miejsca, które dobrze znam, zmieniają się w gruzy – Andrij odpala kolejnego papierosa. – Albo zamiast spacerować ulubionymi alejkami, chować się jak szczur po piwnicach, bo za każdym razem, kiedy wychylam głowę spod ziemi, ktoś chce mnie zabić.

– Wiesz, że oni chcą ogłosić koniec wojny wtedy, kiedy Ukraina odda okupowane terytoria? A nawet więcej: chcą całe obwody – mówię.

– I co ja mam ci powiedzieć? To będzie oznaczało, że te trzy lata były na marne. Wiesz, ilu moich zginęło? I to właśnie tam? – drżącą ręką pokazuje linię wzdłuż horyzontu

– Zobacz. Tam, gdzie płoną te drzewa, był mój dom rodzinny. Jak mógłbym z tego zrezygnować? Co ja mam powiedzieć? „Spoko, mogę żyć sobie gdzieś indziej?”. Przecież ja tam zostawiłem wszystko, co miałem. Stamtąd są moje wszystkie wspomnienia. Moje mieszkanie. Samochodu już dawno nie ma, tam pochowałem matkę. Mam tak po prostu to oddać?

– Nie oddasz?

– Nigdy! Choćby ziemia, na której się narodziłem, miała wchłonąć moją krew.

Dima: – Chcę położyć kwiaty na grobie mamy

Często powtarza, że jego dzieciństwo pachniało bzem i stęchłą piwnicą. Piwnica była wtedy, kiedy chował się przed pijanym ojcem, który wracał ze wsi i szukał awantury. Jeśli nie zdążył pokłócić się z koleżkami pod sklepem, złość na świat i swoje nieudane życie rozładował w domu. Matki nigdy nie bił, gdzieś w podświadomości pewnie się jej bał. Wiedział, że bez niej stoczy się na dno, chociaż dla Dimy na tym dnie był zawsze. Kiedy zakwitały bzy, a ich zapach wypełniał powietrze, Dima wiedział, że zbliża się wyjazd. Co roku, by mógł odpocząć od oparów alkoholu w domu, mama wywoziła go na całe wakacje do rodziny mieszkającej dwadzieścia kilometrów dalej, w sąsiedniej wsi, po drugiej stronie granicy.

– Z dzieciństwa nie pamiętam rozgraniczenia na: „my – oni”. Fizycznie istniała granica ukraińsko-rosyjska, ale to było jakieś niezrozumiałe miejsce. Stawiali stempel w paszporcie i wpuszczali nas do świata, który dla mnie, dla dziecka, niczym nie różnił się od tego, co miałem na swoim podwórku.

W strefie przygranicznej. Zdjęcie: Konstiantyn i Włada Liberowie

Matka Dimy przyszła na świat w jednej z rosyjskich wsi blisko granicy z obwodem sumskim. Ojca poznała w Sumach, dokąd przyjechała na kursy. Postanowiła zostać w Ukrainie. Wzięli ślub, zamieszkali w małym domku pod miastem. Tu przyszła na świat ich pierwsza córka, tu później urodził się Dima. W domu rozmawiało się po rosyjsku, oglądało rosyjskie bajki, a w szkole dzieci nie tylko po rosyjsku ze sobą gadały, ale też chodziły na rosyjskie lekcje. Do Rosji jeździło się na wakacje, na studia, do pracy.

– Wszystko, co było z Rosji, zdawało się lepsze, bardziej na czasie, nowocześniejsze.

Nie wiem, czy ktokolwiek kiedykolwiek mógłby pomyśleć, że nasz sąsiad, z którym mamy tak wspaniałe relacje, może nas kiedyś zaatakować i mordować

Niedawno byłem w domu na przepustce i znalazłem w szafce kubek z napisem „Krasnogorsk”. Musieliśmy go kiedyś przywieźć z wakacji. Wywaliłem go do kosza na śmieci.

Dwa lata przed inwazją, w maju, matka Dimy zmarła. Została pochowana na cmentarzu we wsi, z której pochodziła. Spoczęła w rodzinnej mogile, ze swoimi rodzicami i starszą siostrą. Na pogrzebie Dima złożył na jej grobie bukiet lilaków, bo właśnie wtedy zaczęły kwitnąć. Przyjeżdżał często, by z nią porozmawiać i po prostu przy niej posiedzieć; był z matką bardzo mocno związany. Cmentarz leżał bardzo blisko granicy, więc taka wyprawa trwała krótko. Wszystko zmieniła pandemia, która zamknęła granice. A zaraz po pandemii wybuchła wielka wojna.

– Po raz ostatni u mamy byłem cztery lata temu. Gdybym wtedy wiedział, co będzie później, to pewnie posiedziałbym z nią dłużej. Chciałbym położyć kwiaty na jej grobie, ale nie wiem, czy kiedykolwiek będę mógł to zrobić. Rozmawiałem z tymi, którzy tam służą. Mówili, że wszystko jest zbombardowane. Może cmentarz w ogóle się nie zachował? Ale nawet jeśli przetrwał, to przecież jestem żołnierzem. Jeśli nie zginę na wojnie, pewnie do dnia mojej śmieci będę na ich czarnej liście, więc nie będę mógł przekroczyć granicy. A nawet jeśli ją przekroczę, to pewnie nie wrócę, tylko „zniknę” bez wieści.

Taras: – Jeśli ich zostawimy, przestaniemy być ludźmi

W powietrzu unosi się zapach świeżej krwi, a dym wyciska łzy z oczu. Bolą, jakby je przypalano maleńkimi węgielkami. W uszach słychać pisk i niezrozumiałe krzyki. Czarne powietrze rozszarpuje nozdrza od środka i ściska za gardło, niczym niewidzialna ręka zabójcy. Wokół wszystko płonie po potężnym ostrzale. Na pozycje bojowe spadło chyba wszystko, co stworzyła radziecka technologia wojskowa. Jest środek lata, suche pola i lasy natychmiast zajmują się ogniem, który trudno stłumić. W tym pyle nic nie widać, a przez pisk w uszach ledwo przedziera się rozkaz dowódcy: „Wycofać się!”.

– Walili do nas ze wszystkiego i z każdej strony. Miałem wrażenie, że to film wojenny z efektami specjalnymi

Taras bardzo niechętnie wraca wspomnieniami do walk, które nazwano hucznie „kontrofensywą zaporoską”. Szturm na Staromajorśkie pozostawił nie tylko potężny ślad w jego psychice, ale kosztował też dziesiątki rannych i poległych przyjaciół. Niektórych do tej pory nie udało się sprowadzić do domu.

– Pamiętam, że upał był straszny. Kiedy wycofywaliśmy się z pozycji, widziałem mnóstwo ciał porozrywanych na kawałki. Potykałem się o hełmy, broń. Wszędzie walały się szczątki, słyszałem krzyki. Nie mieliśmy jak zabrać ze sobą rannych. A ja wiedziałem, że jeśli nie zabierzemy ich teraz, to nie przeżyją. Potem czekaliśmy trzy doby, by zabrać ich ciała. Nie mogliśmy wrócić, bo strzelali do nas, jak do kaczek.

Zaporoże, 2023. Zdjęcie: Konstiantyn i Włada Liberowie

Według dowództwa powrót po ciała poległych byłby misją samobójczą, więc przez dwa dni nie wyrażało na to zgody. Taras rozważał nawet niesubordynację i samowolne opuszczenie jednostki, byle tylko odnaleźć w podziurawionej pociskami ziemi swoich braci. Obserwowali pole bitwy z drona, nie mogli doliczyć się wszystkich ciał. Myśl o tym, że zostawił tam pobratymców, nie dawała Tarasowi spokoju. Kiedy ostrzał artyleryjski w końcu ustał i wrócili po poległych, ciężko było rozpoznać, co jest szczątkami, a co fragmentami pozycji, odłamkami, śmieciami.

– Nigdy nie zapomnę tego zapachu, oni tam trzy dni leżeli w upale… Mogliśmy zabrać tylko to, co rozpoznaliśmy. Rozumiesz, coś co przypominało ciało. A ilu tam chłopaków zostało, tego nawet nie można policzyć. Państwo mówi, że „zaginęli bez wieści”, a my wiemy, że nie żyją. Sam na własne oczy widziałem, jak Saszkę szrapnel przeciął na pół. Ale skoro nie ma jego ciała, to może jednak  żyje? Rodziny nie mogą godnie pochować swoich bliskich, nie mogą się pożegnać. I nie dostają żadnego wsparcia od państwa. Jeśli oddamy Rosji tereny okupowane, to ci chłopcy nigdy nie wrócą do domu, rozumiesz? Dlatego nie możemy tych ziem oddać – właśnie przez nich i dla nich. Musimy ich odnaleźć, każdego żołnierza, żeby mamy, żony i córki mogły pochować ich na cmentarzu. Przecież nie możemy tych ciał porzucić i udawać, że ci ludzie zniknęli bez wieści, skoro dobrze wiemy, że ich szczątki spoczywają w tych polach. Jeśli ich zostawimy, to możemy przestać nazywać się ludźmi.

20
хв

Choćby ziemia miała wchłonąć moją krew

Aldona Hartwińska

Pogoda wyznacza rytm pracy żołnierzy na linii frontu, tak jak drzewa czy opuszczone przez mieszkańców budynki. Może też dać im schronienie, chroniąc przed wypatrzeniem z góry. Bo dziś nad linią zero zapanowały drony, a ich kamery decydują o tym, czy dziś ktoś wróci do domu żywy. 

Przygraniczne widma

Maksym czeka na nas w jednym z przyfrontowych miasteczek na północ od Charkowa. Jedziemy główną drogą i rozglądamy się dookoła. Mimo ogromnych zniszczeń, uliczkami wciąż przemykają mieszkańcy. Dostrzegam głównie ludzi starszych, którzy dokądś się spieszą, z głowami spuszczonymi w dół. Do samochodu Maksyma przerzucamy kamizelki i hełmy, nasze auto zostawiamy na zrujnowanym do szczętu przez artylerię placu. Wygląda na to, że przed  bombardowaniem był tu całkiem ładny rynek. Na środku stoi okazały budynek, jakby przecięty na pół, z zachowanymi kolumnami z przodu. Z niskich kamieniczek dookoła ryneczku nie zachowało się prawie nic. Pewnie były tu kiedyś sklepy, apteka, może i poczta. Ruszamy przez miasto – widmo w kierunku północnej granicy kraju. To schemat, który powtarza się niezależnie od położenia frontu: czy to obwód charkowski, zaporoski, sumski czy doniecki – im bliżej jesteśmy granicy z Rosją, tym więcej ruin. Niektóre wioski i miasta są zmiecione z powierzchni ziemi niczym domki z kart.

Maksym. Zdjęcie: Maciek Zygmunt

Bezpieczniej na pozycjach

Do miejsca naszego spotkania prowadzi droga dziurawa jak sito. Samochód podskakuje na wybojach tak wysoko, że słowa zatrzymują się w gardle, uniemożliwiając rozmowę.

– Gdyby nie to, że dziś pogoda dla nas jest idealna, nie moglibyśmy tędy jechać! – Maksym krzyczy do nas z przedniego siedzenia. – Chłopcy i tak dzisiaj są nieco dalej od linii, bo zaczęło się polowanie na nich.

Choć to słowo brzmi absurdalnie w kontekście ludzi, właśnie tak to się odbywa. W powietrze są wypuszczane roje dronów FPV, czyli takich, do których podczepiona jest kamera. Operator takiego bezzałogowca może obserwować, co dzieje przed nim na żywo. Do drona może być podczepiony system zrzutowy, który zrzuca na pozycje ładunki wybuchowe. Jednak najgorsze są tak zwane drony kamikadze, czyli takie, które ruszają w misję w jedną stronę. Ich zadaniem jest znaleźć cel i po prostu wbić się w sam jego środek. Celami są pojazdy wojskowe poruszające się wzdłuż linii frontu, ale też przemieszczające się jednostki, samochody czy nawet karetki. Tak naprawdę samochodów do ewakuacji już się nawet nie oznacza, bo medyków Rosjanie zabijają najchętniej, a ich pojazdy są celem za największą liczbę punktów w tej przerażającej powietrznej rozgrywce. 

– Chłopcy zbudowali naziemnego drona na kółkach. Służy przede wszystkim do dostarczania do okopów wody i jedzenia. U nas w grupie rekordzista siedział w okopie aż 63 dni. Nie mógł wyjechać z pozycji bojowych, bo nad głową nieustannie krążyły drony FPV.

Bezpieczniej mu było siedzieć w dziurze w ziemi, niż próbować stamtąd wyjść. Musieliśmy więc znaleźć sposób, by jakoś mu podrzucać picie i jedzenie

Jedną z metod wspierania pobratymców jest wysyłanie dronów z systemem zrzutowym, do których można przyczepić pojemnik z wodą i jedzeniem. Jednak gdy w okopie ktoś tkwi dwa miesiące, te transporty muszą być bardzo częste. Przy takich misjach wiele dronów zostaje strąconych albo są zagłuszane i nie docierają na miejsce przeznaczenia. Trzeba było znaleźć inne rozwiązanie, nienarażające piechoty i pozwalające oszczędzić sprzęt. Tak narodził się pomysł stworzenia dronów naziemnych, które – tak samo jak te w powietrzu – byłyby sterowane prostym kontrolerem.

Bardzo szybko żołnierze 58. brygady zaczęli wykorzystywać te kołowe drony także do innych celów.

– Podczepiliśmy ładunek wybuchowy i zrobiliśmy z niego naziemnego drona kamikadze. Podjechał do ich blindaża, a oni nawet wyszli na zewnątrz, zaciekawieni, co to podjechało. Kiedy wybuchło, nasza ekipa stała się celem numer jeden i zaczęło się polowanie.

Operator drona podczas pracy. Zdjęcie: Maciek Zygmunt

Mechaniczny kurier – sanitariusz

Na miejscu sceneria przypomina plan filmowy wojennego kina: podziemne pomieszczenia i sznury okopów tworzą labirynt. Grupa żołnierzy jest skupiona na swoich zadaniach. Pracują na dwóch dronach: jeden jest w powietrzu i wskazuje drogę temu, który przesuwa się po ziemi. Na obu zamontowano kamery, dzięki którym można śledzić na żywo to, co widzi dron. Operatorem drona naziemnego jest „Kaban”.

– Ten pojazd służy do wielu zadań – wyjaśnia. – Może zaminować drogę, może przywieźć amunicję albo żywność pobratymcom, którzy znajdują się na pierwszej linii. Bo oni nie mają możliwości sami sobie to dostarczać – bezpieczniej im pozostać na pozycji bojowej. Lepiej, żeby ludzie nie przemieszczali się za żywnością pod gołym niebem. Prowiant i wodę zawieźliśmy chłopakom wczoraj.

Jeśli nie byłoby drona – samochodziku, żołnierze musieliby iść piechotą po jedzenie trzy czy cztery kilometry – potem tą samą drogą wracać. Do tego z solidnym obciążeniem, pod niebezpiecznym otwartym niebem, na którym lata absolutnie wszystko, co wymyślono na tej wojnie.

Robot na kółkach może na siebie wziąć nawet czterdzieści kilogramów i przejechać dystans do dwudziestu kilometrów

Takich transportów można zrobić nawet cztery. Potem pojazd musi trafić do podładowania, a po ośmiu godzinach znowu jest gotowy do pracy. Obok stoi jeszcze jeden pojazd. Jest mniejszy, ale ma gąsienice, niczym maleńki czołg. Może udźwignąć ponad trzysta kilogramów. Tym robotem dostarcza się nie tylko żywność czy amunicję, ale też ewakuuje się rannych żołnierzy.

– Jeśli żołnierze nie mogą sami opuścić pozycji, to ewakuacja kogoś, kto jest ranny, jest niemal niemożliwa – mówi Maksym, który jest dowódcą roty. – A ten mały robot jest bardzo szybki, porusza się niezwykle sprawnie po trudnym terenie. Rannego można przyczepić pasami, nie spadnie. W ogóle w kamizelce kuloodpornej i hełmie tu na nim całkiem wygodnie.

Cała ekipa wybucha śmiechem.

Robot na kółkach może z ciężarem 40 kg przejechać do 20 km. Zdjęcie: Maciek Zygmunt

Strącić latającego zabójcę

To, co nas nieustannie zadziwia, to niezwykła pogoda ducha żołnierzy, którzy w tych ekstremalnych warunkach, w nieustannym zagrożeniu i strachu o siebie i towarzyszy broni spędzają całe tygodnie. Część grupy Maksyma chroni też nieba nad głowami mieszkańców Charkowa. Bo pogoda nad Charkowem nie wyznacza rytmu miasta. Tu pociski dolatują według koordynatów albo, jak irańskie szahidy, uderzają na oślep, rujnując sklepy, galerie i przedszkola. Dwa dni po naszym wyjeździe dostaję od Maksyma wiadomość: 

Pamiętasz ten celownik z termowizją, który nam przywieźliście? Zobacz, jak niszczy szahidy

Na nagraniu widać niewiele: czarna plamka na ciemnym niebie, która pojawia się i znika. Ale za to słychać gorączkowe głosy żołnierzy, którzy wiedzą, że jeśli nie strącą tego mechanicznego zabójcy, to za chwilę uderzy w budynek mieszkalny w pogrążonym we śnie mieście. Słychać krzyki i strzały. W końcu – ulga:

– Jest, spadł! To już drugi!

Dzięki nim tej nocy Charków spał spokojnie. 

20
хв

Tam, gdzie drony polują na ludzi

Aldona Hartwińska

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Walka kobiet na ekranie: prawdziwe historie feministek

Ексклюзив
20
хв

„Dojrzewanie” to nie jest serial o incelach

Ексклюзив
20
хв

Chcę, by oczy Ukrainki błyszczały ze szczęścia

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress