Exclusive
Miłość w Tinderze
20
min

Przygody ukraińskich kobiet na Tinderze. Przystanek Niemcy

Mężczyzna w Berlinie nim przytuli pyta, czy może. Sestry.eu w nowym cyklu pytają, czym różnią się randki w różnych europejskich krajach od tych w Ukrainie.

Halyna Halymonyk

Większość kobiet, które znalazły mężczyznę za granicą, były samotne przez długi czas i nie sądziły, że kogokolwiek spotkają. Zdjęcie: Pexels

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Wspaniale jest pójść na randkę z samą sobą, poczytać książkę w samotności lub wybrać się na samotną wycieczkę, ale czasami potrzebujesz towarzystwa.

Gdzie znaleźć kogoś, kto nie sprawi, że będziesz chciał jak najszybciej uciec? Znalezienie odpowiedniej osoby nie jest łatwym zadaniem. Jest to jeszcze bardziej skomplikowane w przypadku migrantów, którzy znaleźli się w zupełnie nowym świecie.

Sestry.eu poprosiło kilka Ukrainek o podzielenie się swoimi historiami dotyczącymi randek online i budowania relacji z obcokrajowcami. Będziemy o tym pisać w serii artykułów dotyczących różnych krajów. Pierwszym przystankiem będą Niemcy, gdzie przebywa większość ukraińskich uchodźców.

Uwaga: to historie kilkudziesięciu kobiet, z którymi rozmawiały Sestry.eu. Ich doświadczenia są osobiste. Nie można ich traktować jako badania socjologicznego wszystkich mężczyzn z krajów wymienionych w serii artykułów.

Samotność jak wypalenie 15 papierosów dziennie

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) uznała samotność za globalne zagrożenie dla zdrowia. Jej wpływ jest równoważny wypaleniu 15 papierosów dziennie. Nie chodzi o samotność z wyboru, ale o taką, na którą skazują nas okoliczności i z którą nie możemy się pogodzić.

Znalezienie partneranie jest łatwym zadaniem. Zdjęcie: Shutterstock

„Wiśnie mamy” i pyszny barszcz

Niektóre kobiety w Ukrainie mają trudności ze znalezieniem partnera nie tylko w prawdziwym życiu, ale także na różnych portalach randkowych. Jedne szybko uciekają stamtąd ze strachu, że spotkają tam znajomych. Inne boją się skonfrontowania z wymaganiami mężczyzn wobec kobiet, jeszcze inne czują się wypalone i zrezygnowane po nieudanych związkach.

Do tego dochodzi banalna sprawa: kryzys demograficzny. Statystyki pokazują, że w 2021 roku na 1000 ukraińskich kobiet przypadało 900 mężczyzn, z których część to tak zwane "wisienki na torcie", czyli rozpuszczeni synowie mamusi, szukający podobnej do niej partnerki.

Svitlana Maksymets, 48-letnia kijowianka, która na swoim blogu na Facebooku opowiada o swoich doświadczeniach na ukraińskim Tinderze, "wisienkami na torcie" nazywa dorosłych, bezradnych mężczyzn, którzy chcą od kobiet tylko barszczu i seksu.

- Wojna wprowadziła zmiany, teraz jest wielu wojskowych, którzy chcą albo miłości na całe życie, albo przygód na jedną noc. Są "seksualni giganci", którzy obiecują gorący seks na pierwszej randce. Jednak ich obietnice opierają się na tym, co widzieli na stronach pornograficznych, a w rzeczywistości ich praktyczne doświadczenie seksualne jest bardzo niewielkie. Są też przystojni faceci z wyrzeźbionymi bicepsami i mięśniami brzucha, którzy nigdy nie opuszczają siłowni, ale boją się rozmawiać z rówieśnikami. Dlatego szukają dojrzałej kobiety, która nauczy ich, jak się kochać i komunikować. Ja nie spotkałam jeszcze swojego mężczyzny, ale znam piękne przypadki. Na każde dziewięć rozczarowań związanych z randkami online na Ukrainie, przypada jedna wzruszająca historia miłosna - przyznaje Svitlana.

Czym różni się tinder europejski od ukraińskiego

Większość kobiet, które znalazły swojego mężczyznę za granicą, była singielkami przez długi czas i nie sądziły, że kogoś jeszcze spotkają, z kim chciałyby spędzić życie. Nie planowały też przeprowadzki za granicę. Zmusiła je do tego wojna.

Kobiety, z którymi rozmawiałyśmy podkreślały, że w Europie odkryły jak ważna jest wolność i prawo do bycia sobą. Ludzie są różni, wiadomo, ale starają się szanować osobiste granice innych ludzi.

W Europie popularne są międzynarodowe aplikacje i serwisy randkowe, takie jak Tinder, Bumble, OkCupid, a także lokalne platformy, media społecznościowe i czaty wideo.

Ludzie tutaj odczuwają mniejszą presję społeczną związaną ze stanem cywilnym i czują się znacznie bardziej komfortowo w różnych formach bycia w relacjach: bycia w parze, bycia singlem i bezdzietnym

To właśnie skłoniło ukraińskie kobiety do rozpoczęcia poszukiwań partnera w kraju tymczasowego pobytu.

Na obronę ukraińskich mężczyzn należy dodać, że oni również cierpią z powodu narzuconych tradycyjnych stereotypów dotyczących par i ogólnie przyjętych standardów piękna.

Chociaż statystycznie w Ukrainie jest mniej mężczyzn niż kobiet, dane Census Bureau za 2016 rok (niestety nie znaleźliśmy bardziej aktualnych statystyk) pokazują, że we wszystkich grupach wiekowych od 18 do 64 lat na Ukrainie jest średnio o 5,9% więcej samotnych mężczyzn niż kobiet. Ponad 637 000 ukraińskich mężczyzn nigdy nie zawarło oficjalnego związku małżeńskiego. Liczba samotnych kobiet jest wyższa tylko w grupie wiekowej 75+.

Wiele kobiet, które komunikują się z Niemcami na portalach randkowych, twierdzi, że brakuje im inicjatywy ze strony mężczyzn. Zdjęcie: Shutterstock

Niemcy: bez stereotypów i z szacunkiem

Nie licz na randki w pracy. Niemcy w pracy koncentrują się na niej, a do swojego kręgu towarzyskiego dopuszczają osoby sprawdzone przez lata, często znajomych z lat szkolnych lub studenckich. Ukraińskie kobiety mówią, że często widzą przystojnych mężczyzn na ulicach, ale nie spotykają ich w aplikacjach randkowych. Bywają tam za to imigranci. Mogą tam znaleźć znajomych na randki, kochanków na jedną noc, ale też partnera lub partnerkę na dłużej.

- Mam doświadczenie w poznawaniu trzech kategorii mężczyzn: Ukraińców, Afrykanów, a teraz Niemców - mówi 42-letnia Svitlana (imię zmienione na prośbę bohaterki- red.) - Jestem kobietą plus-size, a ukraińscy mężczyźni często mi mówili, że wolą kobiety o standardowych rozmiarach. Nawet jeśli podejmowałam inicjatywę, rzadko byłam akceptowana. W Ukrainie spotykałam się z Afrykanami. Nie mieli żadnych stereotypowych wyobrażeń na temat wyglądu, również swojego. Każdy z nich mógł pochwalić się czymś innym niż "noszenie spodni": jeden był bardzo dobrym kucharzem, drugi znanym DJ-em.

Niemcy, mówi Svitlana, są również mniej skupieni na wyglądzie partnera. Niemcy są dość wysocy, mają silną budowę ciała, a wiele kobiet nosi europejski rozmiar 48-50.

Svitlana uważa, że Niemcy są przyzwyczajeni do tego typu urody. Zachęca się tu do różnorodności: na wybiegu, na plakatach, wśród manekinów w centrach handlowych są modelki o różnych rozmiarach i kolorach skóry. To normalizuje fakt, że ludzie mogą być różni i wszyscy są normalni. Nikt nie oczekuje, że kobieta po czterdziestce będzie wyglądać jak nastolatka.

- Przez dziesięciolecia Niemcy wychowywali się w społeczeństwie, które koncentrowało się na kampaniach antyprzemocowych i antydyskryminacyjnych – mówi Svitlana. - Oczywiście każdy ma swoje preferencje i gusta, ale kiedy społeczeństwo nie naciska ze wszystkich stron "standardami piękna i życia", okazuje się, że twoje osobiste upodobania mogą różnić się od konwencjonalnie akceptowanych.

Bardzo ważna w niemieckim społeczeństwie jest równość, co bywa trudne do zaakceptowania dla ukraińskich kobiet. Nie chodzi tylko o podzielenie się rachunkiem w kawiarni, ale także o podjęcie inicjatywy, aby się spotkać, rozmawiać, a nawet dotknąć się po raz pierwszy i zgodzić się na intymny związek.

Kobiety twierdzą, że możesz prowadzić uprzejmą rozmowę z Niemcami przez wiele godzin, nigdy nie spotykając ich w prawdziwym życiu.

- Pierwszy krok nadal należy głównie do mężczyzn, ale potem związek staje się grą w ping-ponga – mówi Svitłana. -  On zaprasza cię na kawę, a ty zapraszasz go następnym razem. Znam historie mężczyzn pytających, czy mogą przytulić kobietę, wziąć ją za rękę, objąć w pasie i pocałować. Niemcy nie są ludźmi, którzy mają niepohamowany "gorący temperament". Wiedzą, jak szanować granice, są wystarczająco uprzejmi i interesują się osobowością, a nie tylko ciałem. To jest imponujące.

Jeśli mężczyzna pisze, że szuka kobiety do wspólnego spędzania nocy, wspólnego podróżowania, to dokładnie to ma na myśli. Nie myśl, że jutro podaruje Ci pierścionek. W większości przypadków tak się nie stanie. Nasza bohaterka Svitlana wciąż szuka stałego partnera, ale generalnie nie brakuje jej randek.

Raz ona płaci, raz on Fото: Shutterstock

Za benzynę płacimy po połowie, ale jeździmy wygodnie i ostrożnie

Wiele kobiet, które komunikują się z Niemcami na portalach randkowych twierdzi, że bardzo brakuje im tutaj inicjatywy ze strony mężczyzn. Zostały one wychowane w innym paradygmacie kulturowym. To często sprawia, że wątpią we własną atrakcyjność.

39-letnia Ukrainka Veronika (imię zmienione na prośbę rozmówczyni - red.) wyjaśnia tę różnicę kulturową.

- Kilka dekad temu niemieckie kobiety żyły w bardzo patriarchalnym społeczeństwie. Od woli mężczyzny zależało, czy kobieta może opuścić dom, otrzymywać pensję, podróżować, mieć dom itp. Kobiety bardzo ciężko walczyły o swoje prawa, więc nie pozwalają na ich ograniczanie. Przeciwnie, chcą więcej praw

Veronika przed inwazją na pełną skalę była rozwiedziona od czterech lat i samotnie wychowywała dwójkę dzieci. Przez długi czas próbowała odbudować swój związek z miłością z młodości. Jednak mężczyzna pojawiał się i znikał bez wyjaśnienia oraz ostrzeżenia. Po jednym z takich ucieczek postanowiła zarejestrować się w aplikacji randkowej na Facebooku.

- Nie myślałam o długim życiu w Niemczech, więc szukałam kogoś, kto mówi po ukraińsku lub rosyjsku. Miałam jedną randkę z naszym chłopakiem, ale nie wyszło. Potem poczułam wzajemną sympatię do Niemca, wymieniliśmy się kontaktami na Facebooku, weszłam na jego stronę i zobaczyłam, że publikuje nienawistne teksty o migrantach. Natychmiast go zbanowałam. Ogólnie jestem przeciwna długim rozmowom w aplikacji. Proszę o wymianę stron profilowych w mediach społecznościowych. Potem po raz trzeci spotkałam mężczyznę z sąsiedniej wioski. Teraz jesteśmy razem.

Pierwszy raz para spotkała się w kawiarni. Mężczyzna spóźnił się, zobaczył ją za szybą i chciał wyjść. Później powiedział mi, że uważa ją za zbyt piękną i że nie jest jej wart. Jest również rozwiedziony i przez rok nie mógł zbudować związku z nikim, ponieważ nie odniósł sukcesu ani nie jest wystarczająco zamożny jak na niemieckie standardy. Wszystkie jego związki z Niemkami kończyły się na relacjach przyjacielskich.

Mężczyzna nie zaprosił Margarity na drugą randkę. Ona to zrobiła. Był bardzo szczęśliwy, przyniósł termos kawy i poszli na spacer do parku. I zapytał, czy może wziąć ją za rękę i przytulić.

Dzięki niemu, czuję się ważna. fото: Shutterstock

Dziś są w związku partnerskim. Jej partner płaci za jedną randkę, ona za drugą, a niektórymi wydatkami dzielą się po równo.

- Dla mnie to normalne, bo nie szukałam kogoś, kto będzie mnie utrzymywał, tylko osoby, z którą będę czuła się komfortowo. Podoba mi się, że wszyscy w jego rodzinie mają bardzo ciepłe relacje. Nawet rozwiedzeni rodzice i ich partnerzy są przyjaciółmi, bo mają razem dzieci i wnuki. Mój chłopak zajmuje się gotowaniem obiadów, ponieważ ja nie lubię gotować. Sprawia, że czuję się ważna. Na przykład przed naszą randką wygooglował, jakie są Ukrainki. Bał się, żeby nie było międzykulturowego zażenowania.

Ukrainka mówi, że jej partner jest zwykłym człowiekiem, bez dużych pieniędzy. Kiedy zaczęła się wojna rosyjsko-ukraińska, dużo pracował jako wolontariusz, jeździł na granicę, zabierał ukraińskie rodziny do Niemiec. Mają wspólne zainteresowania i hobby. Dobrze traktuje swoje dzieci z pierwszego małżeństwa, wykonuje obowiązki rodzicielskie na równi z byłą żoną i zaprzyjaźnił się z dziećmi Margarity.

W Niemczech istnieje zupełnie inne podejście do dzieci. Nikt nie odrzuci kobiety tylko dlatego, że samotnie wychowuje dzieci. W Ukrainie mówi się na samotne matki, że są „z przyczepą”

Jeśli mężczyzna jest rozwiedziony, ale ma dzieci, jest to pierwsza rzecz, o której Ci powie. Wielu nawet umieszcza zdjęcie z dziećmi w swoim profilu na portalu randkowym.

Na początku bariera językowa uniemożliwiała im komunikację, ale teraz kobieta jest zmotywowana do nauki niemieckiego. Swoją przyszłość widzi w dwóch krajach: w Ukrainie i Niemczech. Jest bardzo zadowolona ze swojego związku.

Jednak często musi tłumaczyć swoim ukraińskim przyjaciołom, dlaczego ona i jej chłopak podzielili się pieniędzmi na benzynę na wspólny wyjazd.

* Ostatni artykuł z serii będzie zawierał wskazówki, które pomogą Ci znaleźć partnera: w Ukrainie lub za granicą za pośrednictwem internetowych serwisów randkowych. Subskrybuj nasze kanały społecznościowe, aby nie przegapić artykułów z tej serii: Facebook, Instagram, Telegram.

Następny przystanek: Francja.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Redaktorka i dziennikarka. W 2006 roku stworzyła miejską gazetę „Visti Bilyayivka”. Publikacja z powodzeniem przeszła nacjonalizację w 2017 roku, przekształcając się w agencję informacyjną z dwiema witrynami Bilyayevka.City i Open.Dnister, dużą liczbą projektów offline i kampanii społecznych. Witryna Bilyayevka.City pisze o społeczności liczącej 20 tysięcy mieszkańców, ale ma miliony wyświetleń i około 200 tysięcy czytelników miesięcznie. Pracowała w projektach UNICEF, NSJU, Internews Ukraine, Internews.Network, Wołyńskiego Klubu Prasowego, Ukraińskiego Centrum Mediów Kryzysowych, Fundacji Rozwoju Mediów, Deutsche Welle Akademie, była trenerem zarządzania mediami przy projektach Lwowskiego Forum Mediów. Od początku wojny na pełną skalę mieszka i pracuje w Katowicach, w wydaniu Gazety Wyborczej.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz
Ukraińskie dzieci też wspierają swoją armię

Rozmawiamy z trzema dziewczynkami, które wykorzystały swoje talenty, by zebrać dziesiątki tysięcy hrywien na wsparcie ukraińskiego wojska.

Gdy wygram, pokonany przekazuje datek

– W 2022 roku wiele osób zaczęło pomagać armii – wspomina 13-letnia Waleria Jeżowa, mistrzyni świata w warcabach. – Ja też chciałam się przyłączyć. Zapytałam mamę, jak mogę to zrobić. „Co potrafisz robić najlepiej?” – zapytała. I tak doszłyśmy do wniosku, że mogę zbierać pieniądze dla armii, grając w warcaby.

Siedzę więc na ulicy i gram w warcaby z każdym, kto zechce. Jeśli ktoś mnie pokona, nie musi dawać datku – chociaż takich, którzy nie dali, jeszcze nie było. Jeśli wygrywam, pokonany musi wrzucić do puszki hrywnę.

Waleria Jeżowa gra przed supermarketem w Kijowie

Długo zastanawiałyśmy się, od czego zacząć. Trzeba było znaleźć miejsce, gdzie mogłabym grać, nie przeszkadzając innym. Wybrałyśmy miejsce przy supermarkecie w rejonie darnyckim pod Kijowem. Postawiłyśmy tam krzesełka, usiadłam, a mama poszła na zakupy. Ludzie zaczęli do mnie podchodzić, pytać, interesować się... Kiedy mama wyszła, przed moim stoliczkiem stała już kolejka. Tego dnia zebrałam jakieś 1200 hrywien.

Oczywiście zdarzali się też tacy, którzy wygrywali. W swoim życiu grałam z mistrzami sportu, kandydatami na mistrzów i innymi. Ale w pobliżu supermarketu, gdzie prowadziłam swój wolontariat, przez cały jego czas wygrały ze mną 3, może 4 osoby.

Potem było wiele innych miejsc. Na przykład grałam w parku Szewczenki. Największa kwota, jaką udało mi się zebrać w ciągu jednego dnia, to około 15 tysięcy hrywien.

Przez cały czas mojego wolontariatu zebrałam ponad 220 tysięcy hrywien

Pierwsze 20 tysięcy, które zebrałam, przekazałam fundacji Serhija Prytuli. Bardzo się denerwowałam, nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Od dawna podziwiam Prytulę, oglądałam jego programy w telewizji, dużo o nim wiem. Dlatego spotkanie z nim było dla mnie ważne. Kiedy zobaczył, jaką sumę przyniosłam, a miałam tylko dziesięć lat, rozpłakał się i mnie uściskał.

W fundacji Serhija Prytuli

Ksenia Minczuk: – Dlaczego zaczęłaś grać właśnie w warcaby? Jakie masz osiągnięcia?

Waleria Jeżowa: – Zaczęłam, gdy miałam 7 lat. Wtedy właśnie otwarto nowy klub warcabowy i chciałam spróbować. Wciągnęło mnie.

W 2021 roku zostałam mistrzynią świata dziewcząt do 10 lat. Mam też trzy puchary z mistrzostw Europy za pierwsze miejsce. Przez pięć lat z rzędu byłam mistrzynią Kijowa wśród dziewcząt w mojej kategorii wiekowej. Jestem również wielokrotną mistrzynią Ukrainy, mistrzynią Europy dziewcząt w mojej kategorii wiekowej oraz mistrzynią świata 2023-24 juniorek (do lat 19). Obecnie gram w kategorii „Dziewczęta od 13 do 16 lat”.

Opowiesz o swoim największym osiągnięciu?

Było wiele trudnych partii, ale jedna stała się dla mnie wyjątkowa. Arcymistrzyni Ołena Korotka jest najlepszą szachistką Ukrainy. Zagrałam z nią na mistrzostwach Ukrainy dorosłych w 2024 roku – i zremisowałam. Byłam bardzo szczęśliwa, remis z Ołeną to dla mnie wielki zaszczyt.

W jaki sposób szachy pomagają Ci w życiu?

Odciągają uwagę. Bo kiedy grasz, koncentrujesz się, rozważasz każdy ruch. Nie ma miejsca na złe myśli. Ale czasami jest odwrotnie – nerwy. Czasami po grze boli głowa, wzrasta ciśnienie, chociaż ogólnie gra mnie fascynuje.

Przyjaźń z polską szachistką uratowała nasze zwycięstwo

Waleria i Maja spotkały się po raz pierwszy na mistrzostwach świata w 2021 roku – mówi Liubow Jeżowa, mama Walerii. – W ostatniej rundzie Lera grała z Rosjanką, od tej partii zależało złoto mistrzostw świata. W warcabach rozgrywa się dwa mikromecze, a wynik jest łączny. Lera wygrywa pierwszy mikromecz, drugi kończy remisem, więc wzywa sędziego, żeby zapisał łączny wynik. I wtedy Rosjanka mówi sędziemu, że nie pamięta wyniku pierwszego mikromeczu... Sędzia jest zdezorientowany. Kto wygrał? Polka Maja Rydz grała wtedy swoją partię obok i obserwowała grę Walerii – i pomogła udowodnić, że to Lera wygrała. Z wdzięczności moja córka podarowała Mai swój medal z mistrzostw świata.

Kiedy wybuchła wojna, Maja wraz z mamą zwróciły się do polskiej federacji szachowej z prośbą o pomoc w ustaleniu, czy z Lerą wszystko w porządku, czy jesteśmy bezpieczni. Przedstawiciel federacji odnalazł mnie na Facebooku. Mama Mai zaproponowała nam przyjazd do nich, ale zostaliśmy w Ukrainie. Teraz spotykamy się na międzynarodowych zawodach.

Waleria podczas symultany szachowej

Z kim grałaś, Walerio?

Z wieloma graczami. Jeśli chodzi o znane osoby, to z Hectorem Jimenezem Brave, Wołodymyrem Ostapczukiem, Wiktorią Bulitko, Jegorem Krutogołowem. Nie wszystkich jestem w stanie wymienić, ale ci mnie nie pokonali. Dużo grałam z żołnierzami. Często zdarza się, że przekazuję im swoją pomoc.

Jak żołnierze na to reagują?

Dziękują. Często ich żony pokazują filmy z podziękowaniami od mężów z frontu. I często płaczą. Pamiętam spotkanie z żołnierzem Ołeksijem Prytulą, weterynarzem z Odessy. We wrześniu 2022 roku, podczas natarcia na Łymań, został ciężko ranny i stracił obie nogi. Zbierałam pieniądze na protezy dla niego. Gdy mu je założyli, spotkaliśmy się. Podarował mi piękny bukiet kwiatów. Pomimo wszystkich przeżyć jest bardzo pogodnym człowiekiem. Zostałam również odznaczona medalem przez żołnierzy 28 OMB [oddzielna brygada zmechanizowana – red.]. Dowódca, który wręczył mi ten medal, później zginął, próbując ratować swojego towarzysza broni. Dlatego ta nagroda jest dla mnie szczególnie ważna.

Chciałabym wierzyć, że moje pieniądze, choć niewielkie, komuś pomogą

Jakie najjaśniejsze momenty związane z ich zbieraniem zapamiętałaś?

Gdy chłopcy na ulicy zbierali i przynosili drobniaki, żeby ze mną zagrać — po 50 kopiejek, po hrywnie. Każdego dnia przybiegali do tego supermarketu, gdzie grałam. Potem prosili, żebym ich uczyła.

Z Ołeksijem Prytulą, któremu pomogła zebrać pieniądze na protezy

Nadal grasz i zbierasz pieniądze?

Tak! Bardzo często gram w pobliżu supermarketu. Latem codziennie, w innych porach roku w weekendy. Tam już mnie znają – pracownicy, administrator. Przynosili mi nawet gorące obiady. Teraz częściej gram na imprezach charytatywnych. Zapraszają mnie, a ja się zgadzam. Tam jest znacznie więcej ludzi, a to oznacza, że można zebrać więcej pieniędzy dla armii. Moja metoda działa, więc będę grać dalej.

O czym marzysz?

Najważniejsze, żeby jak najszybciej skończyła się wojna. Myślę, że dziś to marzenie każdego Ukraińca. A jeśli chodzi o osobiste marzenia, to chcę się spotkać z Łesią Nikitiuk [ukraińska prezenterka telewizyjna – red.]. I oczywiście chcę zostać mistrzynią świata. Będę trenować, żeby to osiągnąć.

Kartki z kiełkującymi nasionami

Na Instagramie piszesz: „Szanuję przeszłość, nie stronię od teraźniejszości, tworzę przyszłość. Kontynuuję tradycje mojego rodu”. W jaki sposób pomagasz żołnierzom?

Mam 11 lat, pochodzę z miasta Sławuta na Wołyniu. Pomagam wojskowym od początku wojny – odpowiada 11-letnia Sołomia Debopre, etnoblogerka, która tworzy niezwykłe kartki i świeczki, by zbierać datki dla armii. – Na początku w naszym lokalnym Centrum dla Wolontariuszy cała moja rodzina wyplatała siatki maskujące, zbierała ubrania, przygotowywała jedzenie. Kiedy zabrakło tam dla mnie pracy, zaczęłam robić kartki i świeczki.

Sołomia Debopre zaczęła pomagać w wieku 8 lat

Kartki wykonuję własnoręcznie, od papieru po wykończenie. Do produkcji papieru mam specjalne narzędzia. Robię go z przetworzonych zeszytów, opakowań, papierowych śmieci. Formuję go w specjalnym sicie i dodaję nasiona, które potem mogą wykiełkować. Tej techniki nauczyłam się od ukraińskiego mistrza w Estonii, kiedy byłam w Tallinie na festiwalu wraz z zespołem folklorystycznym, w którym śpiewam. Raz w roku wyjeżdżamy za granicę, śpiewamy ukraińskie piosenki, opowiadamy o naszej kulturze, bierzemy udział w jarmarkach, na których sprzedajemy wyroby ukraińskich rzemieślników. Kiedy trafiłam do pracowni papieru, tak mnie wciągnęło, że też zapragnęłam robić coś takiego.

Swoje pierwsze kartki po prostu rozdawałam żołnierzom. Pisałam: „Siejcie na wyzwolonej ziemi”

Jaką największą kwotę udało Ci się zebrać?

18 tysięcy hrywien za jednym razem. Każdego miesiąca zarabiam 5-7 tysięcy hrywien i wszystko przekazuję żołnierzom. Czasami to są przyjaciele rodziców, czasami krewni, czasami moi obserwujący, których dobrze znam. Kiedyś zbierałam pieniądze dla mojego wujka Romana. Pomagałam też naszemu lokalnemu artyście, a on robił dla mnie formy do świec. Kiedy na wojnie zginął jego brat, potrzebny był samochód, by przewieźć ciało. Dołączyłam do zbiórki.

Kartki z nasionami i świeczki Sołomii

Jak żołnierze reagują na Twoją pomoc?

Często nagrywają mi filmy z podziękowaniami. Czasami przysyłają małe upominki: flagi oddziałów, naszywki itp. Kiedyś pewien żołnierz podarował mi duży pocisk. Przywieźli go nam prosto do domu i zostawili na podwórku, ale zapomnieli powiedzieć o tym tacie. Wyszedł na ulicę, zobaczył pocisk i się przestraszył. Pomyślał, że ten pocisk spadł obok naszego domu. Myślę, że go teraz pomaluję i oddam w zamian za datki.

Często organizuję na Instagramie różne konkursy, loterie, biorę udział w loteriach, gdzie za datki można coś wygrać. Mam już swoją publiczność, która wspiera wszystkie moje zbiórki.

O czym marzysz?

Żeby wojna skończyła się jak najszybciej. A kiedy dorosnę, chcę otworzyć kawiarnię i sprzedawać tam swoje świeczki i pocztówki.

Na jarmarku

Obrazy, które skłaniają do płaczu

Moja działalność wolontariacka rozpoczęła się jeszcze w 2014 roku – mówi Alina Stebło, 16-letnia artystka. – Stało się tak dzięki mojemu wychowaniu. Zaszczepiono mi miłość do Ukrainy i nauczono, że zawsze walczyliśmy o wolność i będziemy walczyć, jeśli zajdzie taka potrzeba. Musimy też pomagać tym, którzy walczą o naszą wolność. Byłam na Majdanie w Chmielnickim, kiedy jeszcze chodziłam do przedszkola. A kiedy w 2014 roku rozpoczęła się wojna, zaczęłam rysować kartki dla rannych.

Najpierw pomagałam w organizacji społecznej „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”, zbieraliśmy paczki dla żołnierzy. Po kilku tygodniach zrozumiałam, że mogę robić coś innego – rysować. To mi wychodzi znacznie lepiej. Od początku inwazji zajmuję się wyłącznie rysowaniem. To mój sposób na wyrażenie emocji i przeżyć.

Po piątym obrazie, który podarowałam znajomym żołnierzom, mama powiedziała: „A czemu my tak po prostu te twoje prace rozdajemy? Daj je na aukcje, niech przynoszą pieniądze”. I tak zrobiliśmy.

Alina Stebło maluje obrazy, które są sprzedawane na aukcjach

Razem z innymi dziećmi robiliśmy również malunki na łuskach po pociskach, które również przekazywaliśmy na aukcje. Namalowałam około 50 prac. Aukcje dla moich obrazów wyszukuje „Ochrona – zrzeszenie wolontariuszy”.

Moja pierwsza wystawa nosi tytuł „Wojna, która nas zmieniła”. W Chmielnickim pokazałam ją już cztery razy. Za każdym razem zbieramy na tych wydarzeniach datki.

Ludzie widzą w moich pracach różne rzeczy: rozpacz, ból, nadzieję. Często mówili, że nie wierzą, że to prace nastolatki.

Zdarzało się, że patrząc na nie, dorośli mężczyźni stali i płakali

Teraz kończę 11 klasę, przygotowuję się do egzaminów, ale nadal maluję. Piszą do mnie wolontariusze z różnych krajów i proszą o prace na aukcje. Moje obrazy trafiły już do Niemiec, Szkocji, Austrii, Stanów Zjednoczonych. Na aukcjach za granicą zebrano już ponad 140 tysięcy hrywien.

Kiedy oddaję swoje prace, nie myślę o tym, ile pieniędzy uda się zebrać. Myślę o tym, co one przyniosą.

Jak wojskowi reagują na Twoją pomoc?

Najlepszym podziękowaniem dla mnie od żołnierzy jest to, że żyją. Nie potrzebuję od nich niczego więcej.

Wystawa obrazów Aliny Stebło

Jakie są Twoje marzenia?

Marzę o końcu wojny. Trochę egoistycznie, bo chcę studiować architekturę w Odessie, a nie mogę tam pojechać, bo jest niebezpiecznie. Ale i tak zostanę architektką, ponieważ po zakończeniu wojny chcę odbudowywać nasz kraj.

Co powiesz tym dzieciom i dorosłym, którzy również chcą pomagać, ale nie wiedzą, od czego zacząć?

Zawsze możecie przyjść do dowolnej fundacji lub organizacji społecznej i powiedzieć: „Chcę pomagać”. Tam szybko zdecydują, w czym możecie być przydatni.

Nie ma wieku, w którym można zacząć być użytecznym. Po prostu róbcie to, co potraficie najlepiej

Zdjęcia: prywatne archiwa bohaterek

20
хв

Rób to, co potrafisz najlepiej. O ukraińskich dzieciach, które zbierają datki na armię

Ksenia Minczuk

Opuszczając swoje domy w 1986 roku, mieszkańcy strefy Czarnobyla nie zdawali sobie sprawy, że to na zawsze. Włączyli mieszkania na alarm, ukryli przed żonami stragany pod listwami przypodłogowymi. Zostawili zwierzęta. Ludzie ewakuowani rzekomo na trzy dni...

Czarnobylskie „bioroboty” ratują świat

26 kwietnia 1986 roku miała miejsce największa katastrofa spowodowana przez człowieka w historii ludzkości. W nocy w elektrowni jądrowej w Czarnobylu odbył się eksperyment. Sytuacja wymknęła się spod kontroli i jedna po drugiej miały miejsce dwie eksplozje. Czwarty reaktor został całkowicie zniszczony, w wyniku czego do atmosfery dostała się ogromna chmura pyłu radioaktywnego.

Władze radzieckie przez długi czas uciszały katastrofę, a nawet organizowały tradycyjne parady majowe.

Świat nie wiedział nic o eksplozji przez dwa dni

10 dni — od 26 kwietnia do 6 maja — trwało maksymalne uwalnianie substancji radioaktywnych z uszkodzonego reaktora. 11 ton paliwa jądrowego dostało się do atmosfery. Największa chmura osiadła na terytorium Białorusi. 30 pracowników elektrowni jądrowej w Czarnobylu zmarło w wyniku eksplozji lub ostrej choroby popromiennej w ciągu miesiąca.

Szacuje się, że w wyniku katastrofy w Czarnobylu ucierpiało około 5 milionów ludzi. Około 5 tysięcy osad na Białorusi, Ukrainie i Federacji Rosyjskiej zostało skażonych radioaktywnymi nuklidami. Spośród nich na Ukrainie jest 2218 osad i miast o populacji około 2,4 miliona osób.

Likwidacja konsekwencji wypadku kosztowała Związek Radziecki 18 miliardów dolarów. Co najmniej 600 000 osób zostało wrzuconych do walki z „pokojowym atomem” ze wszystkich jego zakątków, a ilu z nich zmarło z powodu choroby popromiennej, nie wiadomo. Według różnych źródeł — od 4 do 40 tysięcy osób.

„Bioroboty” to ludzie, którzy uratowali świat przed rozprzestrzenianiem się substancji radioaktywnych kosztem życia. Zdjęcie: Europejski Instytut Czarnobyla

Unikalne jednostki facetów, którzy zrzucili radioaktywne kawałki grafitu z dachu reaktora, zostały nazwane przez obcokrajowców „biobotami”. W końcu ci ludzie pracowali w tak niebezpiecznych warunkach, że nawet specjalnie stworzone do pracy podczas katastrof zawodowych zepsuły się. Aktywność promieniowania na dachu wynosiła od 600 do 1000 promieni rentgenowskich na godzinę — co jest śmiertelną dawką promieniowania. „Bioroboty” weszli na dach na kilka minut, wrzucili jedną łopatę grafitu do płonącego reaktora i wyszli, ustępując miejsca następnemu. Dla większości z nich to naprawdę heroiczne dzieło kosztowało ich życie.

Dawne miasto marzeń Prypecat jest teraz miastem duchów, nie ma go na współczesnych mapach.

Magnes dla prześladowców i turystów z 75 krajów świata

Pierwsi prześladowcy w Czarnobylu pojawili się na początku lat dziewięćdziesiątych, zaraz po rozpadzie Związku Radzieckiego. Na początku 2000 roku zaczęli tu przyjeżdżać turyści. A w 2010 roku postanowiono otworzyć Strefę dla wszystkich, którzy chcieli - trzeba było uzyskać na to oficjalne pozwolenie i zapłacić od 500 hrywien do 500 dolarów. Na polecenie Ministra Sytuacji Nadzwyczajnych Ukrainy przeprowadzono badania radiologiczne i utworzono trasy dla zwiedzających. Zauważono, że na terenie tych tras w strefie 30-kilometrowej można przebywać do 4-5 dni bez szkody dla zdrowia, aw strefie 10-kilometrowej - 1 dzień.

Strefa wykluczenia. Zdjęcie Maria Syrchyna

Wycieczka do 30-kilometrowej strefy Czarnobyla stała się liderem na światowej liście wyjątkowych miejsc i egzotycznych wycieczek (Antarktyda i Korea Północna są niższe w rankingu). Im więcej czasu minęło od wypadku, tym więcej przyjeżdżało turystów. W sumie z 75 krajów na całym świecie.

Strefa, która jest równa rozmiarom trzem Kijowie lub pięciu Warszawom, była podróżowana z całego świata, aby zobaczyć możliwy model przyszłości ludzkiej cywilizacji

Poczuj atmosferę opuszczonego domu. Zrozum, co się dzieje, gdy ludzkie życie jest cenione mniej niż zysk z taniej energii elektrycznej lub tajemnicy państwowej.

„Kilka lat temu widziałem kobietę opalającą się tutaj” - powiedział Serhiy Chernov, były eskorta turystyczna w Strefie. „W tym samym czasie obok niej przeszli miejscowi pracownicy, ubrani w ochronne, obcisłe garnitury. „Ja” - powiedziała, „przeczytałem w moskiewskiej gazecie, że opalenizna w Czarnobylu jest najbardziej stabilna, rok się nie zmywa!”

Czarnobyl po rosyjskiej okupacji

Już pierwszego dnia rosyjskiej inwazji na pełną skalę elektrownia jądrowa w Czarnobylu, która była zachowana przez 36 lat i chroniona przed dalszym rozprzestrzenianiem się promieniowania, została zajęta przez wojska rosyjskie. Miejsce, w którym niegdyś gościł się najgorszy cywilny incydent nuklearny na świecie, po raz kolejny stał się obszarem zwiększonego zagrożenia.

Wojska rosyjskie przebywały w Strefie nieco ponad miesiąc — do 2 kwietnia. I chociaż nie było tam większych walk (tylko starcia ze strażą graniczną i ostrzał we wczesnych dniach), okupacja zmieniła te specjalne ziemie na wiele lat.

Imponująca opowieść o Rosjanach w strefie Czarnobylu kopających okopy w Czerwonym Lesie — jednym z najbrudniejszych miejsc w okolicy. Pracownicy stacji, którzy pozostali tam podczas okupacji, wyjaśnili, że kopanie ziemi w Czarnobylu jest bardzo niebezpieczne. Ale nikt ich nie słuchał. Co więcej: Rosjanie wyprowadzili radioaktywny pył poza Strefę na gąsienice swoich czołgów.

Rosyjskie pozycje w najbrudniejszym Czerwonym Lesie. 2022. Zdjęcie: Energoatom Ukrainy

W strefie Czarnobyla nadal obowiązywała zasada, że lepiej nie schodzić z asfaltu. Ale teraz, oprócz niebezpieczeństwa związanego z promieniowaniem, dodano zagrożenie minami i rozstępami. Teraz nie ma mowy o żadnej turystyce ani wędrówkach prześladowców, ponieważ 95-98% terytorium strefy wykluczenia jest uważane za wyminowane (ponieważ nie zostało jeszcze zbadane pod kątem obecności urządzeń wybuchowych).

W wyniku rosyjskiej inwazji na elektrownię jądrową w Czarnobylu uszkodzono i splądrowano sprzęt biurowy i komputerowy o wartości ponad 230 milionów hrywien. Policja Narodowa Ukrainy ogłosiła podejrzenie naruszenia prawa i zwyczajów wojennych zastępcy dyrektora Rosatomu Nikołajowi Mulyukinowi. Według śledztwa Muliukin prowadził napad na elektrownię jądrową podczas rosyjskiej okupacji Czarnobyla wiosną 2022 roku. Okupcy nie wiedzieli, co tam robić i po prostu ukradli własność. Trzymali zakładników pracowników stacji i Gwardii Narodowej, którzy go chronili.

Aby doprowadzić CHNPP do stanu przedwojennego i przywrócić wszystko, co niezbędne, potrzeba 1,6 miliarda hrywien, według Państwowej Agencji Ukrainy ds. Zarządzania Strefą Wykluczenia.

Ale najgorsze jest to, że 103 żołnierzy Gwardii Narodowej, którzy strzegli elektrowni jądrowej w Czarnobylu, wciąż są w niewoli Rosjan. Według żony jednego z schwytanych żołnierzy Natalii Kushnarevy okupanci schwytali ich podczas inwazji 24 lutego 2022 r.

20
хв

Tragedia w Czarnobylu: 39. rocznica wybuchu

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Gdzie oddawać używane rzeczy w Polsce?

Ексклюзив
20
хв

Ukraińcy w Polsce: jak i gdzie znaleźć przyjaciół

Ексклюзив
20
хв

Що робити, якщо вам несправедливо виписали штраф у громадському транспорті Польщі?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress