Exclusive
20
min

Strategia obronna Europy: co się zmieni

W Brukseli odbył się nieformalny szczyt przywódców UE. Rozmawiano o wydatkach na obronność, współpracy ze Stanami Zjednoczonymi Donalda Trumpa i rozwoju europejskiego przemysłu obronnego. Na spotkanie zostali zaproszeni brytyjski premier Keir Starmer i sekretarz generalny NATO Mark Rutte

Kateryna Tryfonenko

Obronność była kluczową kwestią na nieformalnym szczycie UE. Zdjęcie: JOHN THYS/AFP/East News

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Jakie są priorytety europejskiej strategii obronnej? Czy kraje UE są gotowe inwestować więcej we własne bezpieczeństwo? Czy Europa może nadal polegać na wsparciu wojskowym USA? Jaka jest rola europejskich partnerów w planach pokojowych Trumpa? I czy Europejczycy są gotowi uczestniczyć w potencjalnych rozmowach o zawieszeniu broni między Ukrainą a Rosją?

Spotkanie w Brukseli

Europejscy przywódcy i sekretarz generalny NATO zebrali się, by zrozumieć, co dzieje się na świecie, czego można oczekiwać od Donalda Trumpa, jak z nim współistnieć i jak funkcjonować w świecie – ocenia politolog Maksym Neswitałow:

– Emmanuel Macron był najlepszy w rozgryzaniu wszystkiego w ciągu ostatniego półtora czy dwóch lat. W rzeczywistości wyznaczył główną linię tego spotkania: Europa musi upewnić się, że jest szanowana. Oczywiste jest, że obecnie szanuje się tylko silnych, więc jeśli Europa chce tego szacunku, musi być silna. To zaś oznacza, że musi zwiększyć swoje wydatki na obronę. Również w tym przypadku Macron dał przykład, mówiąc, że Francja jest gotowa podwoić swój budżet obronny.

To bardzo ważny czynnik, ponieważ kraje, które są bliżej Rosji, które rozumieją, że zagrożenie jest realne, zazwyczaj mają duże budżety obronne
Przywódcy krajów UE skupili się na zidentyfikowaniu kluczowych projektów, które wzmocnią zdolności obronne Europy. Zdjęcie: Parlament Europejski

– Jeśli Rosji pozwoli się wygrać wojnę, Putin będzie ją kontynuował i być może doprowadzi do sytuacji dla siebie jeszcze lepszej niż obecnie – powiedziała w Brukseli duńska premier Mette Frederiksen. Jest przekonana, że jeśli konflikt zostanie zamrożony, Rosja zmobilizuje więcej funduszy, ludzi i będzie mogła zaatakować inny europejski kraj.

Dlatego, jak podkreśla Neswitałow, podczas spotkania w Brukseli omówiono również celowość zwiększenia wsparcia dla Ukrainy:

– W rzeczywistości kraje europejskie kupują sobie teraz czas. Czas na przygotowanie się do ewentualnego przyszłego globalnego konfliktu.

Po zakończeniu szczytu brytyjski premier Keir Starmer oświadczył:

– Bądźmy absolutnie szczerzy: pokój przyjdzie dzięki sile. Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby wesprzeć obronę Ukrainy, co oznacza stabilizację linii frontu i zapewnienie niezbędnego sprzętu. Dlatego w tym roku Wielka Brytania zapewni Ukrainie większe wsparcie wojskowe niż kiedykolwiek wcześniej.

Keir Starmer i Mark Rutte. Zdjęcie: OMAR HAVANA/AFP/East News

Więcej pieniędzy na obronność

Zdaniem Giuseppe Spatafory, analityka w Instytucie Studiów nad Bezpieczeństwem UE, największym problemem, przed którym stoi obecnie Europa, jest ryzyko wycofania się USA, tj. zakończenia lub zmniejszenia zobowiązań Stanów wobec NATO.

– I jest to przede wszystkim problem dla państw członkowskich, ponieważ Stany Zjednoczone zapewniają główne komponenty, dzięki którym europejskie armie są zdolne do prowadzenia dużych wojen – mówi Spatafora. – Są to tak zwane czynniki umożliwiające, jak ostrzał dalekiego zasięgu, strategiczny transport powietrzny, wywiad i rozpoznanie.

Głównym sposobem, jakim Europejczycy mogą utrzymać USA w NATO, jest pokazanie, że są gotowi przeznaczyć znacznie więcej pieniędzy i zasobów na własną obronę

– Nie chcemy, by powtórzyła się „Ukraina 2.0” – powiedział z kolei w Brukseli premier Luksemburga Luc Frieden. Dlatego jest przekonany, że Europa potrzebuje własnego sojuszu obronnego.

Premier RP Donald Tusk podkreślił natomiast, że Europa powinna finansować „Tarczę Wschód”. W grudniu ubiegłego roku Komisja Europejska przeznaczyła około 100 milionów euro na projekt ochrony granicy Polski z Rosją i Białorusią. Obejmuje on system fortyfikacji, zapór polowych i infrastruktury wojskowej. Całkowity koszt to około 2 mld euro. Tusk omówił priorytety obronne z przedstawicielami krajów bałtyckich i Europy Północnej.

– Kwestie takie jak wspólna obrona powietrzna, obrona państw bałtyckich, „Tarcza Wschód”, solidarna pomoc Ukrainie w wojnie z Rosją – to wszystko nie powinno być tylko hasłem – oznajmił polski premier.

Donald Tusk. Zdjęcie: KPRM

W latach 2021-2024 łączne wydatki państw członkowskich UE na obronność wzrosły o prawie jedną trzecią i według wstępnych szacunków w ubiegłym roku wyniosły 326 mld euro, co stanowi około 1,9 procent PKB UE. Jednak wiele krajów Unii, w tym Włochy, Hiszpania, Portugalia, Belgia i Luksemburg, nadal nie przeznacza 2 procent PKB na obronność.

Kolejną kontrowersyjną kwestią, jak zauważa Giuseppe Spotafora, są zamówienia obronne. Istnieje bowiem problem preferencji europejskich: każdy kraj ma własny rynek obronny, którego większość jest bardzo mocno związana z rynkiem amerykańskim.

– 98% włoskiego importu broni pochodzi z USA, w Holandii to 99% , w Danii 70%, w Niemczech 63% – mówi Spotafora. – Jest mało prawdopodobne, by te kraje chciały radykalnie zmniejszyć swoją zależność od USA, ponieważ wymagałoby to fundamentalnej restrukturyzacji rynku. Największym zwolennikiem kupowania broni w Europie jest Francja, lecz trudno jej będzie przekonać do tego inne kraje.

Wiązałoby się to bowiem z kwestią zaangażowania krajów europejskich spoza UE, takich jak Wielka Brytania, Norwegia i Turcja. Osobną kwestią jest Ukraina, która integruje się z europejskim przemysłem obronnym

Czynnik amerykański

Esther Sabatino, analityczka ds. wojskowości w Międzynarodowym Instytucie Studiów Strategicznych, zauważa, że większość krajów UE chce utrzymania zaangażowania USA w bezpieczeństwo Europy. Jednym ze sposobów jest zakup większej ilości amerykańskiej broni. Innym jest zezwolenie krajom trzecim na udział w europejskich programach przemysłu obronnego, ale temu największy opór stawia Francja.

– Do reelekcji Trumpa doszło w szczególnie złym momencie dla europejskiego sektora obronnego – uważa ekspertka. – Kraje europejskie dopiero zaczęły poważnie myśleć o tym, jak zapewnić obronę kontynentu bez uzależniania się od innych państw. Trump domaga się, by kraje europejskie zwiększyły swoje wydatki na obronę lub samodzielnie stawiły czoło Rosji. Europejczycy zdają sobie sprawę, że biorąc pod uwagę pragmatyczną naturę Trumpa, zakup amerykańskiej broni mógłby go tymczasowo zadowolić. Oznaczałoby to jednak wykorzystywanie europejskich budżetów do wspierania amerykańskiego przemysłu obronnego zamiast rozwijania własnych przedsiębiorstw.

W samej Europie wciąż brakuje jednolitego stanowiska w sprawie wielkości inwestycji w obronność i ich ukierunkowania

– Wszyscy musimy zrozumieć, że Rosja jest zagrożeniem – podkreślił natomiast premier Finlandii Petteri Orpo podczas brukselskiego spotkania. Według niego Rosja jest i będzie stałym zagrożeniem dla krajów europejskich „i to nie jest opinia, to jest fakt”. Dlatego potrzeba znacznie więcej pieniędzy na wydatki obronne niż dotychczas.

Zwiększenie wydatków na obronę jest więc najwyższym priorytetem. Drugą kwestią jest to, na co wydać te pieniądze, a zwłaszcza to, w jaki sposób państwa członkowskie mogłyby rozwijać zdolności zbiorowe obok krajowych, zaznacza Giuseppe Spatafora:

– Myślę, że UE może odegrać rolę w obu tych obszarach: musi wysłać silny sygnał, że jest gotowa wspierać państwa członkowskie w zwiększaniu wydatków na obronę i rozwijaniu zdolności zbiorowych. Oczywiście Stany Zjednoczone w przeszłości były sceptycznie nastawione do zaangażowania UE w obronność, więc Bruksela musi pokazać Waszyngtonowi, że jest użytecznym graczem w tych wysiłkach, a nie przeszkodą. Myślę, że zademonstrowanie woli poważnego zaangażowania, np. poprzez ustanowienie funduszu wspierającego zaciąganie pożyczek przez państwa członkowskie na obronność lub opracowanie specjalnych projektów rozwoju zdolności krytycznych, może pomóc w osiągnięciu tego celu.

Zdaniem Neswitałowa to, czego nawet Federacja Rosyjska nie potrafiła zrobić, dysponując rakietami i całą masą innej broni, czyli przestraszyć Europę, Donald Trump był w stanie osiągnąć w ciągu dwóch tygodni.

Jak można liczyć na NATO w skali globalnej, gdy jeden kraj Sojuszu wprost mówi innemu krajowi Sojuszu, że chce odebrać mu jego terytorium?

O jakich gwarancjach zbiorowego bezpieczeństwa możemy mówić w tym przypadku? Kraje UE zdały sobie sprawę, że teraz muszą wziąć odpowiedzialność za siebie we własne ręce.

– Nigdy wcześniej nie było takiego wyzwania – mówi Neswitałow. – Czy kraje europejskie są na to gotowe? Bądźmy szczerzy: UE ma pieniądze, dziesiątki miliardów euro są wydawane na wszystko, tylko nie na obronność: od zielonej transformacji po dotacje dla rolników. Prawdopodobnie będzie trzeba przekierować te fundusze.

Mamy możliwości. Teraz potrzebujemy woli politycznej

Przed szczytem sekretarz generalny NATO ogłosił, że do 2025 r. zostanie ustalony nowy cel wydatków obronnych dla członków Sojuszu. Według Rutte będzie on znacznie wyższy niż dwa procent. Wezwał również do zwiększenia produkcji obronnej w całej UE, a także w Norwegii, Wielkiej Brytanii, USA i innych krajach partnerskich.

Rola Europy w negocjacjach

Jeśli administracja Trumpa zorganizuje rozmowy między Rosją a Ukrainą i zaprosi inne państwa, Polska powinna być wśród nich, powiedział prezydent Polski Andrzej Duda w wywiadzie dla „Financial Times”. Dodał, że w kontekście odradzającego się rosyjskiego imperializmu interesy Polski i Ukrainy są zbieżne.

W ocenie Spotafory największym ryzykiem jest teraz to, że Trump i Putin zgodzą się na zawieszenie broni i narzucą je Ukrainie bez konsultacji z Europejczykami:

– Najlepszym sposobem na to, by Europejczycy byli obecni przy stole negocjacyjnym, jest zwiększenie ich wsparcia dla Ukrainy na polu bitwy. Bo siła Kijowa określi jego pozycję przy stole negocjacyjnym. Gdy Ukraina będzie silniejsza, będzie mogła wysuwać bardziej korzystne dla siebie żądania i nie będzie musiała zgadzać się na wszystko.

Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Zdjęcie: JOHN THYS/AFP/East News

Jednak, dodaje Spatafora, trudność polega na tym, że nie jest jasne, czy Europejczycy będą w stanie zwiększyć swoje wsparcie dla Ukrainy bez pomocy Waszyngtonu:

– Cała Unia i poszczególne państwa członkowskie muszą również uzgodnić podstawowe elementy, które powinny być obecne w zawieszeniu broni – takie jak swoboda Ukrainy w dążeniu do dalszej integracji z Zachodem. Jeśli UE zaprezentuje jednolity front w tej kwestii, szanse na to, że zostanie wysłuchana w Waszyngtonie i Moskwie, będą większe. Oczywiście każde zawieszenie broni będzie też wymagało solidnych mechanizmów jego egzekwowania, które Europejczycy mogliby zapewnić. To kolejna dźwignia wpływu.

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę”, realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Ukraińska dziennikarka. Pracowała jako redaktorka naczelna ukraińskiego wydania RFI. Pracowała w międzynarodowej redakcji TSN (kanał 1+1). Była międzynarodową felietonistką w Brukseli, współpracowała z różnymi ukraińskimi kanałami telewizyjnymi. Pracowała w serwisie informacyjnym Ukraińskiego Radia. Obecnie zajmuje się projektami informacyjno-analitycznymi dla ukraińskiego YouTube.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Mimo oporu Budapesztu, Komisja Europejska wraz z szeregiem państw członkowskich szuka sposobów na odblokowanie startu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. O 1 stycznia 2030 r. jako momencie akcesji niektórzy mówią jako o celu ambitnym, ale symbolicznym. Inni, w szczególności Litwa, uważają go za całkowicie osiągalny.

Wsparcie dla Ukrainy nie jest dla Wilna decyzją podjętą pod wpływem ostatnich wydarzeń. Wynika ono z głębokiego przekonania, które ukształtowało się jeszcze przed inwazją Rosji. O tym, a także o blokadach politycznych, wpływie Orbána, wyborze nowego prezydenta Polski i ryzyku dezinformacji rozmawiamy z Ingridą Šimonyte, która w latach 2020-2024 stała na czele litewskiego rządu.

Cierpliwość do Węgier się wyczerpuje

Maryna Stepanenko: – Litwa zaproponowała 1 stycznia 2030 roku jako orientacyjną datę przystąpienia Ukrainy do UE. To realistyczny cel polityczny czy raczej symboliczny gest wsparcia? W jaki sposób Litwa przyczynia się do osiągnięcia tego celu?

Ingrida Šimonyte:
– Litwa od dawna wierzy, że przyszłość Ukrainy jest w Unii Europejskiej. Było tak jeszcze na długo przed krwawymi wojnami Rosji przeciwko Ukrainie. Zawsze uważaliśmy Ukrainę za kraj europejski i wierzyliśmy, że jej integracja ze wspólnotą euroatlantycką będzie korzystna dla obu stron. Oczywiście, 20 lat temu pogląd ten nie był popularny i wielu podchodziło do niego sceptycznie. W Ukrainie zawsze byli ludzie, którzy zdecydowanie opowiadali się za integracją europejską, dlatego doszło do dwóch Majdanów. Ale byli też tacy, którzy uważali, że stosunki handlowe i biznesowe z Rosją mogą być korzystne. Inwazja zmieniła wszystko.

Biorąc pod uwagę to, jak szybko zmieniły się poglądy w ciągu ostatnich czterech lat, nie powiedziałabym, że dziś coś jest nierealne

Jeszcze kilka lat temu zaproszenie Ukrainy do UE w 2024 r. wydawało się czymś nie do pomyślenia – a jesteśmy już w tym miejscu. Rzecz jasna, przeszkody nadal istnieją. Niektórzy politycy lub kraje z powodów politycznych lub pod presją nieprzyjaznych reżimów blokują postęp, blokując otwarcie klastrów negocjacyjnych lub podjęcie decyzji. Ale to nic nowego.

Widzieliśmy już podobne niepowodzenia. Na przykład Macedonia Północna musiała zmienić nazwę, by zadowolić jedno z państw członkowskich, ale potem inne państwo UE ten proces zablokowało. Trudno powiedzieć, czy osiągniemy cel do 1 stycznia 2030 r. Nie widzę jednak w nim niczego nierealistycznego. Ukraina wykazała się niezwykłą zdolnością do szybkiego i profesjonalnego prowadzenia walki o przetrwanie oraz wdrażania głębokich reform w wielu sektorach. To rzadkość.

Wierzę więc, że to możliwe. Będziemy dokładać wszelkich starań, jestem tego pewna.

Premier Węgier Viktor Orbán często korzysta z prawa weta w Radzie UE. W jaki sposób Ukraina i jej sojusznicy mogą skutecznie pokonać takie blokady polityczne na drodze do członkostwa?

W niektórych przypadkach widzieliśmy już precedensy, kiedy decyzje były podejmowane z pominięciem węgierskiego weta. Nie jest to jednak dobra sytuacja – i nie jest to problem Ukrainy, lecz Unii Europejskiej. UE nie może za każdym razem napotykać te same przeszkody ze strony jednego państwa członkowskiego, kiedy trzeba osiągnąć konsensus.

Nawet jeśli Unii udaje się posunąć naprzód, uwzględniając niektóre interesy Węgier, wysyłamy w ten sposób niewłaściwy sygnał, że nagradzamy zachowanie sprzeczne z duchem Unii. Stanowisko Węgier staje się coraz poważniejszym problemem i wielu polityków zdaje sobie z tego sprawę.

Nie chcę, by UE była zmuszona do podjęcia radykalnych środków, takich jak pozbawienie kraju prawa głosu. Jednak musimy uznać, że taka opcja istnieje
Węgry wciąż nie wycofują weta wobec negocjacji o przystąpieniu Ukrainy do UE. Zdjęcie: LEON NEAL/AFP/East News

Widzieliśmy już, że w niektórych obszarach Unia może działać bez zgody Węgier. Jeśli jednak będzie to się zdarzało zbyt często, stanie się oczywiste, że problem należy rozwiązać w sposób bardziej radykalny. Nie potrafię powiedzieć, kiedy nadejdzie punkt zwrotny, ale oczywiste jest, że wielu polityków traci cierpliwość do Węgier.

Kilka lat temu pomysł pozbawienia prawa któregoś kraju UE głosu wydawał się czymś nie do pomyślenia jako zbyt „nieeuropejski”. Teraz już tak nie jest

Wiele zależy od tego, czy Węgry zdecydują się zmienić swoje zachowanie. Tak jak wojna jest w rękach Putina, tak Węgry mogą w każdej chwili zaprzestać mnożenia przeszkód, co będzie lepsze dla wszystkich.

Warszawa to nie Budapeszt

Nowym prezydentem Polski został Karol Nawrocki. Czy istnieje ryzyko, że stanie się on „drugim Orbanem”?

Nie do końca, ponieważ formalnie nowo wybrany prezydent nie jest członkiem partii, chociaż Nawrocki jest związany z Prawem i Sprawiedliwością. Kiedy PiS było u władzy, premier Mateusz Morawiecki był bardzo zaangażowany w pomoc dla Ukrainy. Często razem odwiedzaliśmy Ukrainę, spotykaliśmy się w ramach Trójkąta Lubelskiego. Polska ma silny instynkt rozpoznawania zagrożenia ze strony Rosji – w przeciwieństwie do Orbána.

Orbán działa na korzyść interesów Putina głównie po to, by pozostać u władzy. Jego retoryka często pokrywa się z mirażowymi narracjami Rosji i zawiera oskarżenia pod adresem Ukrainy.

Polska, podobnie jak kraje bałtyckie, ma bolesną historię z Rosją. Węgry również, tyle że reagują inaczej. Niezależnie od partii – czy to PiS, czy Platforma Obywatelska – polscy przywódcy ogólnie uważają Rosję za zagrożenie

Dlatego nie porównywałabym Polski z Węgrami. Nie wybrano pana Mentzena, którego można by porównać do Orbána. Ważne jest również to, że w procesie podejmowania decyzji w UE rząd reprezentują premier i ministrowie, a nie prezydent. Przewidziana jest koordynacja ich działań z prezydentem, ale władza wykonawcza należy do rządu.

W końcu [w 2026 r.] w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i rząd może się zmienić. Nie spodziewam się jednak znaczących zmian w ogólnym stanowisku: obie główne partie były pragmatyczne i ostrożne w stosunku do Rosji, obie popierały konieczność obrony Europy.

Tak, wszyscy słyszeliśmy podczas kampanii wypowiedzi, które budziły niepokój. Ale retoryka przedwyborcza to jedno, a ważne jest to, jak współpracują instytucje. Dlatego pozostaję optymistką. Oczywiście, politycy będą próbować dramatyzować problemy wewnętrzne. Weźmy na przykład rolników – zeszłoroczne protesty zostały wywołane oświadczeniami, że Ukraińcy zabierają im rynki, oraz obawami dotyczącymi skutków członkostwa Ukrainy w UE. Takie nastroje pojawią się jednak w wielu krajach.

Rosja będzie to wykorzystywać w propagandzie, by podsycać negatywne nastroje. Ale to nic nowego. Odpowiedzialni politycy powinni skupić się na długoterminowych celach i nie ulegać manipulacjom. Wiemy, jak działa Rosja. Musimy po prostu być gotowi.

Największe sankcje na Rosję wprowadził sam Putin

Obecnie w ścisłej koordynacji między UE a USA opracowywany jest 18. pakiet sankcji. Czy prace te odpowiadają oczekiwaniom Litwy? Co Pani kraj uważa za priorytet do uwzględnienia w tym pakiecie, by maksymalnie wzmocnić presję sankcyjną na Rosję?

Zawsze optowaliśmy za włączeniem do pakietu sankcji skroplonego gazu i materiałów jądrowych eksportowanych przez Rosję, ale oczywiście jest z tym problem. To dobra i zła strona procesu podejmowania decyzji w Unii Europejskiej: konieczny jest konsensus. Oznacza to, że w pewnym momencie otrzymujesz nie najlepszy wynik (przynajmniej z twojego punktu widzenia), ale tak właśnie wygląda koordynacja. Dlatego dobrze, że przyjęcie jednego pakietu ograniczeń jest zawsze początkiem kolejnego.

I tak, choć niestety powoli, zmierzamy do momentu, w którym te długotrwałe problemy również zostaną uwzględnione
Ingrida Šimonyte z Wołodymyrem Zełenskim. Zdjęcie: OPU

Litwa konsekwentnie opowiada się za najsurowszymi sankcjami wobec Rosji, zwłaszcza w kontekście nowych ataków na infrastrukturę cywilną Ukrainy. Dlaczego Pani zdaniem niektóre kraje UE nadal nie są gotowe do podjęcia tak zdecydowanych działań, jak Wilno? Jakie są główne obawy Zachodu?

Powiedziałabym, że największy wpływ na gospodarkę miały nie sankcje, ale odcięcie dostaw gazu przez samego Putina. Cios gospodarczy był ogromny. Gdyby [europejskie] kraje same miały zaprzestać kupowania rosyjskiego gazu, większość by na to nie poszła, obawiając się skoków cen, kosztów dla biznesu i problemów z dostawami. Nie zapominajmy też o całej całej tej propagandzie, że Europa zamarznie zimą.

Nic takiego się nie stało. Poradziliśmy sobie dobrze, choć to sporo kosztowało. Ale UE jest bogata i to nie pieniądze są jej największym problemem

Bardziej skomplikowane są inne obszary. Nalegaliśmy na podjęcie działań w sprawie gazu już na początku 2022 roku, ale nikt się na to nie zgodził. Wtedy Putin zrobił to sam – i zobaczyliśmy, że damy sobie radę. Strach bierze się stąd, że nie wiesz, czy dasz sobie radę. To sprawia, że przywódcy wahają się przed podjęciem trudnych decyzji.

Czasami chodzi również o wąskie interesy biznesowe. Ludzie powiązani z partiami rządzącymi twierdzą, że nie mogą żyć bez handlu z Rosją. To powoduje opór na szczeblu krajowym.

Ale, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o strach przed reakcją opinii publicznej. Niektórzy politycy twierdzą: „Rosja wciąż istnieje, nadal zabija Ukraińców, ale my zaczęliśmy żyć gorzej. Dlaczego mamy cierpieć?”. W krajach demokratycznych to trudna dyskusja. Potrzebne są mocne argumenty i silne przywództwo, by przekonać ludzi, że warto.

To NATO powinno prosić Ukrainę, by je przyjęła

Od początku inwazji Rosji strategia obronna NATO uległa istotnym zmianom. Jak Litwa je ocenia? Czy nowa strategia odpowiada realnym zagrożeniom na wschodniej flance?

Podjęto kroki we właściwym kierunku, ale nie są one jeszcze wystarczające. Przed nami jeszcze długa droga, zwłaszcza biorąc pod uwagę bieżącą dyskusję na temat tego, jak silne są nasze transatlantyckie więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Jaka część odpowiedzialności za bezpieczeństwo europejskie ostatecznie spadnie na Europę? Założenie, że Stany Zjednoczone zawsze będą zapewniać kluczowe wsparcie, na przykład w dziedzinie obrony przeciwlotniczej, może okazać się błędne.

Europa musi stać się bardziej samowystarczalna: skrócić łańcuchy dostaw, zwiększyć liczebność sił zbrojnych i podnieść wydatki na obronność

To niełatwe, zwłaszcza dla krajów, które nie traktowały obronności priorytetowo, jak my. Jesteśmy małym krajem, ale wydawanie nawet do 5% PKB na obronność – do czego dążymy od czasów Krymu – nigdy nie było przedmiotem sporu. W innych krajach, nawet po inwazji, realizacja zobowiązania dotyczącego wydatków rzędu 2,5% czy 3% PKB szła kiepsko.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, potwierdził zaproszenie Ukrainy na szczyt Sojuszu w Hadze. Zdjęcie: OPU

Jednak obecnie sytuacja się zmienia. Komisja Europejska przejmuje bardziej aktywną rolę w sferze obronności, ustanawiając stanowisko komisarza ds. obrony i proponując instrumenty finansowe wspierające państwa członkowskie. Ale przed nami jeszcze ważne decyzje polityczne, takie jak pobór do wojska. Wiele krajów polega wyłącznie na zawodowej armii, która jest kosztowna i ma ograniczone możliwości.

Ponowne wprowadzenie poboru do wojska jest kwestią delikatną politycznie. Po 35 latach pokoju trudno przekonać obywateli, w tym kobiety, że potrzebują podstawowego szkolenia

Ukraina znacznie wzmocniła swoje zdolności obronne. Jak widzi Pani perspektywy pogłębionej współpracy wojskowej między Litwą a Ukrainą – zarówno na szczeblu dwustronnym, jak w ramach NATO?

Jest taki dowcip, że to NATO powinno poprosić Ukrainę o przyjęcie go do swoich szeregów. W tym dowcipie jest wiele prawdy. Ukraina od dawna znana jest jako silny przemysłowo i technologicznie kraj o wysokim poziomie wiedzy technicznej, inżynierii i nauki. I na szczęście nic z tego nie zostało utracone.

Obecnie widzimy, że Ukraina nie tylko produkuje, ale też tworzy rzeczy, które zmieniają oblicze pola walki. Wielu z nas powinno zazdrościć jej tego, uczyć się od niej i z nią współpracować. Kiedy pracowałam w rządzie, podpisaliśmy umowy z ukraińskimi instytucjami o wspieraniu współpracy między naszymi przedsiębiorstwami. Nie tylko po to, by darować jej lub kupować dla niej broń na całym świecie. Także po to, aby inwestować w to, co Ukraina może opracować i wyprodukować. To ogromny potencjał.

Europejski przemysł obronny potrzebuje silnego impulsu, a Ukraina jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć pod presją, wykazując się innowacyjnością i skutecznością

Stanowi ona również wyzwanie dla tradycyjnego myślenia o obronności, które zakłada wydawanie przez lata ogromnych sum na systemy, które potem można unieruchomić za pomocą znacznie tańszych technologii.

To zmienia nasze wyobrażenie o gospodarce obronnej. Odnosząc się tego, co osiągają sektor obronny Ukrainy oraz jej talenty naukowe i inżynieryjne, mogę tylko powiedzieć: „Wow!”. Mamy się czego uczyć.

Ochrona zniknie, ludzie pozostaną

Bruksela rozważa możliwe wycofanie programu tymczasowej ochrony dla obywateli Ukrainy za granicą. Jakie działania podejmuje Litwa w tej sprawie? Na co mogą liczyć Ukraińcy?

W naszym kraju mieszka obecnie około 80 tysięcy obywateli Ukrainy – to mniej niż szczytowa liczba ponad 90 tysięcy. Niektórzy wrócili do Ukrainy lub przenieśli się gdzie indziej. U nas obowiązuje system tymczasowej ochrony, ale w praktyce większość Ukraińców przyjeżdża tu nie dla przywilejów. To głównie kobiety ze wschodniej Ukrainy, które uciekły z dziećmi lub starszymi krewnymi. Zdecydowana większość z nich pracuje, jest samowystarczalna i płaci podatki.

Ukraińcy nie otrzymują niczego z miłosierdzia. Są częścią naszego społeczeństwa i głęboko to szanuję

Tak, istnieją programy pomocy społecznej, takie jak opieka medyczna lub obiady w szkołach, ale to nic nadzwyczajnego. Jeśli status tymczasowej ochrony zostanie zniesiony, nie sądzę, by wiele się zmieniło. Po prostu przejdzie on w status pozwolenia na pobyt, a ludzie i tak zostaną.

Litwa nie jest krajem z dużym budżetem na opiekę społeczną. Oferujemy podstawowe wsparcie socjalne – zarówno litewskim obywatelom, jak Ukraińcom. Dzieci otrzymują posiłki w szkołach, ludzie mają dostęp do opieki medycznej lub otrzymują pomoc w opłacaniu mediów – bez jakichkolwiek różnic.

Jesteśmy już daleko od pierwszych dni inwazji, kiedy uchodźcy z Ukrainy potrzebowali pilnej pomocy: łóżek, jedzenia, artykułów pierwszej potrzeby. Obecnie wielu z nich osiedliło się i stało się pełnoprawnymi członkami naszego społeczeństwa.

Rusofile to na Litwie margines

Czy zauważa Pani nasilenie prorosyjskich, antyukraińskich lub izolacjonistycznych narracji w litewskim społeczeństwie lub polityce? Jeśli tak, to co jest źródłem tej zmiany?

To, co było chyba nieoczekiwane w 2022 roku, to fakt, że ludzie, którzy byli prorosyjscy lub przydatni dla Kremla, zniknęli z pola widzenia opinii publicznej. Zamilkli, ponieważ społeczeństwo tutaj jest silnie proukraińskie.

Stopniowo jednak zaczęli znów się pojawiać i mówić, że „Ukraina nie może wygrać” albo że „marnujemy [na nią] pieniądze”. To typowe prokremlowskie narracje. Ciekawe, że podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych niektórzy politycy otwarcie promowali tę linię, twierdząc, że pacyfikacja równa się pokój, że musimy dać agresorowi to, czego chce.

Na szczęście żaden z nich nie zdobył realnej władzy politycznej. Pozostali na marginesie, choć nadal cieszą się pewnym poparciem. To świadczy o tym, że część społeczeństwa jest prosowiecka lub prorosyjskie i podatna na propagandę Kremla. Wiemy, że tak jest, jak w każdym kraju.

Pozytywnym aspektem jest jednak to, że poparcie społeczne dla Ukrainy pozostaje silne. W rzeczywistości na Litwie trudniej jest być antyukraińskim niż, powiedzmy, anty-LGBT lub przeciwnym konwencji stambulskiej.

Jeśli chodzi o Ukrainę, większość ludzi na Litwie wstydziłaby się powiedzieć, że jej nie popiera

Nawet zwolennicy Rosji często formułują swoje poglądy w łagodniejszych słowach, mówiąc coś w stylu: „Popieramy Ukrainę, ale giną ludzie, więc potrzebujemy pokoju”. Następnie wzywają Ukrainę, by zrezygnowała z części swoich terytoriów lub do zaprzestania wsparcia wojskowego na jej rzecz. To nadal narracja Kremla, tyle że już nie otwarcie antyukraińska.

Zdjęcie główne: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Czy Nawrocki stanie się „drugim Orbanem” Europy? Była premierka Litwy o różnicy między Polską a Węgrami

Maryna Stepanenko

Kiedy my, Ukraińcy, mówimy o „zdradzie”, rzadko mamy na myśli Amerykę. Ale wygląda na to, że nadszedł czas, aby przyjrzeć się jej bliżej – nie jej dronom czy sprzętowi pancernemu, ale ideom, które się z tym wiążą.

Sylvie Kauffmann, była redaktor naczelna „Le Monde”, pisze w „Financial Times” o niepokojącej zmianie: Ameryka przestaje być obrończynią demokracji i próbuje zmienić jej definicję – w kraju i na świecie. Najbardziej niebezpieczne nie jest to, że Stany Zjednoczone mogą opuścić NATO, ale to, że chcą wciągnąć Europę w swoją ideologiczną transformację, w której demokracja nie oznacza już wolności, lecz posłuszeństwo.

„Prawdziwym szokiem [którego doświadczyliśmy] ze strony Trumpa nie jest odmowa. Jest nim zdrada” – uważa Natalie Tozzi, włoska politolożka.

Ta zdrada nie wymaga armii ani wybuchów. Ona dokonuje się poprzez język

Dzieje się to poprzez nowe „koalicje cywilizacyjne”, które promują wiceprezydent J. D. Vance lub Marco Rubio w swoim raporcie o potrzebie „zachowania cnót kultury zachodniej”. Ale jakiej kultury? Tej, która obraża sędziów, atakuje imigrantów, potępia wolność słowa i nazywa demokratycznie wybrane rządy „tyranami w masce”.

Stany Zjednoczone nie tylko się zmieniają. Wciągają też w ten proces Europę. Niedawno Trump osobiście przyjął w Gabinecie Owalnym skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Polski Karola Nawrockiego. A kilka dni przed wyborami sekretarz bezpieczeństwa USA Kristi Noem przyleciała do Warszawy, by publicznie go poprzeć. Podobne ingerencje miały miejsce w Rumunii.

To już nie jest dyplomacja. To eksport systemu.

Europa znalazła się w nowym geopolitycznym krajobrazie: z jednej strony Rosja, dyktatura, która prowadzi wojnę. Z drugiej – Ameryka, która proponuje „nowy porządek” w miękkiej, religijno-konserwatywnej otoczce.

„Lider tego ruchu jest teraz w Białym Domu. Dla nas to przełom” – mówi hiszpański urzędnik w rozmowie z Kauffmann.

Ukraina musi być czujna, bo ta wojna nie dotyczy tylko terytoriów. Dotyczy też wartości. Bo jeśli Zachód nie oznacza już wolności, uczciwości i pluralizmu, to o co tak naprawdę walczymy?

Pouczają nas: nie krytykujcie Ameryki, jeśli jesteście w jej obozie. Ale dzisiaj, jeśli naprawdę jesteśmy w obozie europejskim, musimy zadawać pytania. Bo to, co Trump robi z Ameryką, jego współpracownicy chcą zrobić z Polską, Rumunią – i być może z Ukrainą.

To nie jest koniec partnerstwa. To koniec iluzji

Kaufmann pisze: „Ameryka jest w tarapatach. Ale zanim Europa będzie mogła jej pomóc, musi uporządkować swoje sprawy”.

Ukraina jest częścią tej Europy. I być może to właśnie my – z doświadczeniem wojny, dyktatury, hybrydowej rzeczywistości – pierwsi dostrzeżemy, kiedy sojusz zamieni się w pułapkę.

Na podstawie artykułu pt. „Europe, the US and the question of values” autorstwa Sylvie Kauffmann, opublikowanego w „Financial Times” 4 czerwca 2025 r.

20
хв

Doktryna zdrady: Ameryka nie jest już sojusznikiem, a misjonarzem nowego porządku?

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Gabrielius Landsbergis: – Tylko Ukraina może powstrzymać Rosję

Ексклюзив
20
хв

Ondřej Kolář: – Europejscy przywódcy zdali już sobie sprawę, że za partnera mają klauna. Trump nie wie, co mówi i co robi

Ексклюзив
20
хв

By pokonać Putina, trzeba obronić demokrację przed prorosyjskimi nacjonalistami w UE

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress