Exclusive
20
min

Aleksander Kwaśniewski: Nowy polski rząd to będzie dobry partner dla Ukrainy

Ukraińskie uchodźczynie mogą spokojnie żyć w Polsce. Nikt im nie odbierze pomocy

Lesia Wakuliuk

Aleksander Kwaśniewski, prezydent Polski w latach 1995-2005. Fot: Wojciech Strozyk/REPORTER

No items found.

Zostań naszym Patronem

Dołącz do nas i razem opowiemy światu inspirujące historie. Nawet mały wkład się liczy.

Dołącz

Aleksander Kwaśniewski jest polskim politykiem, był prezydentem Polski w latach 1995-2005. Dziennikarka Espresso Lesia Wakuliuk rozmawiała z nim o tym, jak może zmienić się sytuacja po wyborach. Setry.eu publikują ten wywiad w ramach współpracy z Espresso.

Lesia Wakuliuk: Jest Pan zadowolony z wyników wybów?

Aleksander Kwaśniewski: Bardzo się cieszę! Po ośmiu latach jest szansa na zmianę rządu w Polsce i zakończenie rządów PiS. Opozycja demokratyczna powinna mieć silną większość w parlamencie. To oznacza nadzieję dla Polski.

LW: Amerykański filozof Francis Fukuyama napisał, że "wreszcie są dobre wieści z Europy". Czy rzeczywiście wyniki polskich wyborów są dobre nie tylko dla Polski, ale i dla Europy?

AK: Tak. Mieliśmy ostatnio dość przygnębiające wiadomości. Nie mówię tylko o rosyjskiej agresji w Ukrainie i straszliwej wojnie, która się tam toczy. Ale też antyeuropejscy politycy, tacy jak Fico na Słowacji i Orban na Węgrzech, wygrali. Jest wiele antyeuropejskich czy antyunijnych sił w Europie Zachodniej, które zyskują na znaczeniu. Polska przeciwstawiła się pewnej fali, trendowi, który obserwowaliśmy w ostatnich latach. To jest ważne. I zostało to zauważone, jak widzę, nawet za oceanem. Bo nowy rząd oznacza, że Polska wraca jako jeden z głównych graczy w UE, że nie pozostaniemy na marginesie, jak za czasów Jarosława Kaczyńskiego, nie będziemy się dalej obrażać na UE, zgłaszać pretensji, tylko będziemy wspólnie tworzyć programy i projekty europejskie. Będziemy szli w tym samym kierunku. Myślę, że Europa się z tego cieszy, Waszyngton się cieszy, ale Kijów też powinien się cieszyć, bo współpraca europejska, w tym w sprawie Ukrainy, jest ważna. I tutaj Polska jest potrzebna nie jako kraj, który stwarza problemy, ale jako kraj, który promuje różne dobre pomysły w Unii Europejskiej.

Spotkanie przywódców opozycji, 17 sierpnia 2023 r. Fot: Piotr Molecki/East News

LW: Powiedział Pan, że Kijów powinien być szczęśliwy i Ukraińcy też powinni być szczęśliwi. Szczerze mówiąc, Ukraińcy nie interesowali się polityką w Polsce do 24 lutego 2022 roku. Ich uwaga była bardziej skupiona na Rosji, ponieważ spędziliśmy dekady w Związku Radzieckim. Ale rosyjska inwazja sprawiła, że Ukraińcy popatrzyli w kierunku Polski, a teraz, oczywiście, zaczynają uczyć się nazwisk polskich polityków i partii politycznych. Jednak nie wiedzą jeszcze zbyt wiele o polskiej polityce. Zadają więc pytanie: Co dalej? Ukraińcy starają się zrozumieć, czym jest PiS, czym są Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga, LiD i Konfederacja. Czy może Pan wyjaśnić Ukraińcom, czym jest każda z wymienionych przeze mnie partii?

Sztab wyborczy Lewicy. Warszawa, 15 października 2023 r. Fot: Dawid Zuchowicz/Agencja Wyborcza

AK: Myślę, że najpóźniej na początku grudnia powstanie nowy rząd. Oczywiście będzie to rząd demokratyczny. Jeśli chodzi o Koalicję Obywatelską, to jest to partia centrowa z różnymi przechyłami do wewnątrz - trochę bardziej konserwatywnymi, trochę bardziej lewicowymi. Ale zasadniczo to partia demokratyczna, proeuropejska. Jestem przekonany, że z punktu widzenia Ukrainy jest to bardzo dobre rozwiązanie, ponieważ będzie to dla Was wartościowy partner. To partia, która będzie miała główny pakiet w rządzie, ponieważ jej wyniki są najlepsze, z którymi będzie można pragmatycznie rozwiązywać problemy, zarówno w kwestiach zbożowych, jak i innych, które pojawiają się między Polską a Ukrainą.

Trzecia Droga jest najtrudniejsza do dokładnego opisania, bo z jednej strony w jej skład wchodzi najstarsza polska partia, Polskie Stronnictwo Ludowe, ale ma też program proeuropejski. Lepiej rozumie na przykład, jak pogodzić polskie rolnictwo z rolnictwem ukraińskim, czy rolnictwo europejskie z rolnictwem ukraińskim, niż rządzący PiS, który do tej pory był dość stanowczy i niezbyt przyjazny Ukrainie, biorąc pod uwagę wszystkie embarga na zboże dla Ukrainy i tak dalej. Tutaj też liczę na bardziej pragmatyczne podejście do spraw ukraińskich, ale z przesłaniem, że Ukrainę trzeba wspierać, bo nasze wspólne bezpieczeństwo zależy od tego, jak ta wojna się skończy, czy uda nam się wypchnąć Putina z powrotem na jego terytorium.

Lewica - to partia socjaldemokratyczna, bez której nie da się stworzyć większości. Byłem pierwszym przedstawicielem socjaldemokracji w Polsce, tej demokratycznej i muszę przyznać, że jej wynik wyborczy jest nieco niższy niż się spodziewałem. Myślałem, że to będzie 10-12%, a okazało się, że to jest około 9%. To jest mniej, ale udział Lewicy w rządach będzie bardzo ważny. Jest to bardzo proukraińska partia, która chce kontynuować zarówno polityczną, jak i humanitarną pomoc dla Ukrainy. A problemy, w tym historyczne związane z Wołyniem, trzeba rozwiązywać, podchodzić praktycznie i rozwiązywać poprzez dialog. Moim zdaniem, gdybym miał dziś patrzeć na zmianę władzy w Polsce z perspektywy Kijowa, to może nie uczyłbym się na pamięć nazwisk polityków, bo to przyjdzie z czasem. Zamiast tego chciałbym, aby rozpoczął się dialog. Bo o przyszłości Ukrainy będzie decydowała przyszłość samej Ukrainy, a także Polski i Europy. I wydaje mi się, że byłoby dobrze, gdyby na różnych szczeblach, nawet podczas tworzenia rządu, różni ukraińscy eksperci i doradcy znaleźli dobry kontakt ze swoimi kolegami w Warszawie, bo współpraca między Polską a Ukrainą może wyglądać dobrze.

Polska może walczyć o wiele rzeczy, które mają znaczenie dla Ukrainy w Unii Europejskiej, bo znowu stanie się tam ważnym krajem. Oschłość między Polską a Ukrainą od kilku miesięcy wynika z tego, że PiS podczas kampanii wyborczej używał antyukraińskiej retoryki Konfederacji. PiS może coś na tym ugrał, a Konfederacja ostatecznie przegrała. To największa porażka tych wyborów. Konfederacja miała nadzieję, że zdobędzie wystarczającą liczbę miejsc w parlamencie, aby uniemożliwić rządzącemu wciąż PiS-owi lub demokratycznej opozycji zdobycie większości. Jednak nie udało im się i będą mieli 12-14 posłów, co nie wystarczy.

Wierzę, że nowy rząd świadom problemów Ukrainy, będzie gotowy do dialogu. Problemy i napięcia pojawią się w różnych miejscach, ale będzie w stanie je zmniejszyć i wyeliminować w dobrej rozmowie z ukraińskimi partnerami.

Szymon Hołownia, lider partii Polska 2050. Warszawa, 18 października 2023 r. Fot: Sławomir Kamiński/Agencja Wyborcza

LW: W tegorocznych wyborach odnotowano bardzo wysoką frekwencję, wynoszącą ponad 74%. Oznacza to, że zwolennicy różnych sił politycznych byli zaskakująco zmobilizowani i ostatecznie poszli głosować. Ale czy polskie społeczeństwo będzie zjednoczone po tak intensywnej kampanii wyborczej?

AK: Dzisiaj nie jest zjednoczone. A wysoka frekwencja, najwyższa w historii demokratycznej Polski, to rzeczywiście rekord. Ale to jest przede wszystkim wynik emocji, które towarzyszyły tym wyborom, po obu stronach, a te emocje są wynikiem polaryzacji. Polacy są bardzo podzieleni. Polacy, moim zdaniem, dawno nie byli tak podzieleni. Może nawet w ciągu ostatnich stu lat nigdy nie byli tak podzieleni jak teraz. Dlatego jednym z zadań nowego rządu, nowego premiera, będzie znalezienie drogi do polsko-polskiego dialogu, do polsko-polskiego zjednoczenia. Bo jeśli pozostaniemy w takiej sytuacji, że jedni są tu, a drudzy tam, to będziemy żyli jak dwa plemiona, które mówią tym samym językiem, ale się nie rozumieją. Wtedy zmarnujemy ogromny kapitał społeczny, który Polska posiada.

Moim zdaniem nowy rząd powinien bardzo poważnie rozpocząć to poszukiwanie dialogu polsko-polskiego, różnych gestów, które pokażą, że jest otwarty na postulaty i wrażliwość drugiej strony. Warto pamiętać, że wychodzenie z tej polaryzacji, z tego podziału będzie trwało długo. To nie jest tak, że jedna wypowiedź czy jedna decyzja wszystko rozwiąże, nie ma takiej możliwości. To będzie długotrwały proces, ale Donald Tusk, który prawdopodobnie zostanie premierem, już w swoich wystąpieniach wyborczych mówił o potrzebie zjednoczenia Polski. I mam nadzieję, że to będzie jeden z głównych tematów tego rządu, żeby nikogo nie wykluczać, a raczej zaprosić do współpracy. Ja nie mówię, że to się stanie z dnia na dzień, to się nie stanie szybko, ale jeżeli przez kilka lat będziemy dla siebie grzeczniejsi i będziemy się do siebie uśmiechać, to może się uda. Bo teraz na pytanie, czy Polacy są zjednoczeni czy podzieleni, odpowiedź jest jasna: są podzieleni jak nigdy w historii.

LV: Szkoda, ale mam nadzieję, że uda się zjednoczyć... W wyniku zaciętej kampanii wyborczej w polskiej przestrzeni informacyjnej było znacznie mniej wiadomości o wojnie w Ukrainie. Rozumiem, że niezwykle ważne było mówienie o przygotowaniach do wyborów, relacjonowanie zmagań polityków, wyjaśnianie Polakom, co jest czym. Ale jako Ukrainka, jako ukraińska dziennikarka, jestem zainteresowana tym, by polskie media mówiły także o rosyjskiej agresji. Ile czasu mają polscy politycy na utworzenie nowego rządu i wybranie nowego premiera? Przecież ten proces też będzie w centrum uwagi, co oznacza, że będzie mniej wiadomości o wojnie na Ukrainie.

AK: Zgodnie z konstytucją prezydent ma teraz 30 dni na zwołanie pierwszego posiedzenia nowo wybranego Sejmu. 30 dni oznacza, że Sejm musi się zebrać najpóźniej 14 listopada. Wybierze marszałka, przyjmie dymisję obecnego rządu, czyli rządu Morawieckiego. I od tego momentu prezydent znowu przejmuje inicjatywę, bo musi ogłosić, kto będzie premierem i kto będzie tworzył rząd. Nie wiem, co zrobi prezydent, ma dwie opcje. Jedna to uznać, że jego ulubiona partia PiS, z której sam się wywodzi, wygrała wybory i powierzyć PiS-owi utworzenie rządu, a ten powołany przez prezydenta rząd, powiedzmy 15 listopada, ma dwa tygodnie na uzyskanie wotum zaufania od parlamentu. Ale ten rząd nie ma szans na uzyskanie wotum zaufania w obecnej konfiguracji Sejmu. I będzie musiał poczekać dwa tygodnie, a następnie podać się do dymisji, po czym 1 grudnia Sejm będzie miał prawo powołać nowy rząd. I wtedy oczywiście, jak rozumiem, większość parlamentarna powoła Tuska i rząd. Czyli według tego najdłuższego scenariusza powinniśmy mieć nowy rząd 1-2 grudnia.

Ale prezydent oczywiście może zachować się inaczej, może skrócić te terminy. Na przykład może rozpocząć konsultacje z partiami politycznymi, a po tygodniu czy dwóch takich konsultacji może powiedzieć, że widzi, iż większość jest po stronie tych partii, więc pyta ich, kogo chcą widzieć na stanowisku premiera. Oni mówią, że Tuska, więc Duda ogłasza Tuska premierem. Procedura może się więc zakończyć przed 1 grudnia, ale to zależy od prezydenta i od tego, jaki kierunek działań wybierze.Najpóźniej 1 grudnia będziemy mieli nowy rząd. Ale jeśli chodzi o sprawę wojny, to zrozumiałe jest, że kiedy trwa kampania, te kwestie są odkładane na dalszy plan, mimo że Ukraina była jednym z najważniejszych tematów kampanii. Rozmawialiśmy o tym. Niektórzy mówili, że pomoc Ukrainie jest wystarczająca, a inni, że trzeba ją kontynuować i wspierać.

Jest jedna rzecz, która dotyczy całego świata i Ukraińcy muszą zrobić wiele, aby temu zapobiec. To coś, co nazywa się zmęczeniem Ukrainą, ukraińskim fatum, które zaczyna krążyć po świecie. Informacji jest wokół nas wiele, zazwyczaj są one złe, więc ludzie broniąc swojej psychiki przestają je obserwować. Mówią: nie, wystarczy. Druga sprawa: wkrótce miną dwa lata, odkąd trwa wojna. Trudno powiedzieć, kiedy i jak może się skończyć. A tu mamy nowy konflikt na Bliskim Wschodzie, który odciąga również część uwagi świata, uwagę widzów i czytelników. W tym obszarze dyplomacji i obecności w mediach prezydent Zełenski robi świetne rzeczy.

Ukraina nie może się poddać. Trzeba być aktywnym, aby ta wojna nie zamieniła się w coś, co było zawsze, co może trwać wiecznie i co wielu ludzi na świecie akceptuje jako coś stałego i przestaje się tym przejmować. Musimy mieć informacje z Ukrainy, a ukraińscy politycy, i nie tylko oni, ale także artyści i dziennikarze, powinni podróżować po świecie i mówić o konsekwencjach agresji, o rosyjskich zbrodniach, o bombardowaniach, o tragedii ludności cywilnej na Ukrainie. Zmęczenie ludzi będzie postępować, będą odrzucać te informacje, nowe informacje będą pochodzić z Bliskiego Wschodu. Cały świat jest w złym momencie swojej historii i wspaniale, że z Warszawy napływają dobre wiadomości. Bo szczerze mówiąc, gdyby Kaczyński miał rządzić kolejne cztery lata, to byłbym zdenerwowany i przyznałbym, że to naprawdę idzie w bardzo złym kierunku. Warszawa daje też nadzieję Europie, Warszawa daje nadzieję światu, że falę nacjonalizmu i populizmu można zatrzymać.

LW: W przeddzień wyborów niektórzy polscy politycy mówili, że ukraińskie kobiety, które trafiły do Polski, uciekając przed wojną, nie otrzymają już żadnej pomocy. I oczywiście te ukraińskie kobiety zaczęły pytać, czy to się naprawdę stanie. Zapytały mnie również, co o tym myślę. Powiedziałam im, że nie wiem, że wszystko zależy od wyniku wyborów. Co może Pan teraz powiedzieć tym Ukrainkom? Jaki jest ich los w Polsce?

AK: Myślę, że z nowym rządem przychodzi nadzieja na pomoc. Ponieważ pomysł odebrania tych wszystkich pieniędzy i wsparcia socjalnego był w rzeczywistości hasłem partii, która uzyskała 6% głosów, te pomysły tak naprawdę nie przeszły. Natomiast jest oczywiste, że Ukrainki z dziećmi w Polsce powinny otrzymać odpowiednią pomoc. I jestem przekonany, że nowy rząd nie dokona w tej sprawie żadnych zmian, które nie byłyby na korzyść tych osób. Mówimy o konkretnych ludziach, o ich potrzebach, które nie mogą pozostać bez odpowiedzi. Jestem przekonany, że te deklaracje o zakończeniu pomocy dla Ukrainy, zakończeniu finansowania, nie zostaną zrealizowane. Mówiono o tym podczas kampanii wyborczej, ale myślę, że partie, które wygrały, zrobią to, co powinny, więc pomoc będzie kontynuowana.

Aleksander Kwaśniewski w lokalu wyborczym. 15 października 2023 r. Fot: Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

LW: Miejmy nadzieję... Jeśli świat zmęczy się Ukrainą, jeśli odwróci się plecami, jak my, Ukraińcy, nasi żołnierze, będziemy w stanie wygrać tę wojnę?

AK: Ważne jest, żeby świat się nie odwrócił. Decyzja polityków to jedna sprawa, a normalnych ludzi - druga. Zmęczenie jest psychologiczną reakcją normalnych ludzi i trudno z tym walczyć, bo nawet po wielkich tragediach rodzinnych, które ludzie przeżywają, człowiek jakoś wraca do normalności, a pierwszym krokiem jest odrzucenie tej złej wiadomości. Ale nie będziemy się tutaj zagłębiać w psychologię. A wracając do polityki, powiem tak: świat nie może odwrócić się od Ukrainy.

Kluczowe dla Ukrainy jest to, co dzieje się w USA. A USA rozpoczynają kampanię przed wyborami, które odbędą się w listopadzie przyszłego roku. I tam oczywiście można zgłaszać różne postulaty. Na szczęście prezydent Biden ma zdecydowane stanowisko i przeznacza pomoc dla Ukrainy we właściwy sposób i na bardzo szeroką skalę. Ale nie wiemy, czy wygra wybory i nie wiemy, na ile kwestia ograniczenia pomocy dla Ukrainy będzie podnoszona w kampanii wyborczej. Ponieważ wielu Republikanów już o tym mówi. I wtedy to ewentualne zmniejszenie amerykańskiego zaangażowania w pomoc Ukrainie ktoś będzie musiał zrekompensować. Moim zdaniem powinna to zrobić UE, czyli nasze kraje. I w tym sensie dobrze, że zmienia się rząd w Polsce, bo nowy rząd będzie mógł rozmawiać i zachęcać partnerów europejskich do utrzymania pomocy dla Ukrainy. Nie ma wątpliwości, że Ukraina nie może wygrać tej wojny bez pomocy świata, ponieważ walczy z dużym krajem, który jest trzy razy większy pod względem liczby ludności. Ponadto walczy z agresorem, który przybył na jej ziemię, więc chce go wypędzić, co jest bardzo trudnym zadaniem. Większość z nas jest pod wrażeniem bohaterstwa Ukraińców, poświęcenia, które czynicie każdego dnia.

Kiedy mówię o zmęczeniu, nasze zmęczenie jest zmęczeniem widza. I jest ono nieporównywalne ze zmęczeniem wojownika, ze zmęczeniem osoby siedzącej w schronie podczas nalotów, czy ze zmęczeniem osoby, której dom został zniszczony. To są rzeczy nieporównywalne. Mam świadomość, że ta ofiara jest nieporównywalna z tym wszystkim, czego tutaj doświadczamy, ale wniosek, jaki wyciągam, jest taki, że jeżeli chcemy pomóc bohaterskim Ukraińcom, to ta pomoc musi być kontynuowana: wsparcie polityczne, wojskowe, humanitarne i finansowe, w równym stopniu. Mam nadzieję, że to zrobimy.

I w tym sensie zmiana władzy jest pożyteczna, ponieważ Tusk i inni przywódcy, którzy wygrali wybory, myślą tak samo jak ja. Toczy się tu bitwa o coś większego, to nie jest tylko kwestia tego, czy Donieck będzie ukraiński, czy Ukraina odzyska Krym. Nie, to kwestia tego, czy powstrzymamy agresywną imperialistyczną politykę Rosji z Putinem i, być może, z jego następcami. Ponieważ następcy Putina, kiedy to się stanie, najprawdopodobniej będą nie mniej agresywni niż sam Putin. Tak więc, używając Ukrainy jako przykładu, powinniśmy pokazać Rosji, że istnieją granice arogancji. Byłoby to niezwykle ważne dla samych Rosjan, dla narodu rosyjskiego, który mógłby zobaczyć trochę światła. Z tego punktu widzenia po raz kolejny uważam, że zmiana antyeuropejskiego rządu w Polsce na rząd proeuropejski jest obiektywnie wsparciem dla Ukrainy w przyszłości.

LW: Jak Pan myśli, co byłoby zwycięstwem Ukrainy?

AK: Ukraińcy muszą to ustalić. W końcu ja nie mam prawa mówić, jak wyobrażam sobie to zwycięstwo. Ale warto pamiętać, że droga do zwycięstwa, jak widzimy, jest niezwykle trudna. I moim zdaniem, patrząc na to bardziej taktycznie, politycznie, a wierzę, że tak jest, prezydent Zełenski i jego zespół mają różne opcje, co zrobić, jeśli skończą się zasoby, zwłaszcza ludzkie, jeśli coś się zmieni w amerykańskiej polityce. Jest wiele elementów, które można przewidzieć, nie muszą się wydarzyć, ale mogą i trzeba być na to przygotowanym. Jeśli chodzi o zmieniający się świat, trzeba mieć kilka opcji zwycięstwa, aby zrozumieć, że walczymy o 100% zwycięstwo, ale może być ono bardzo odległe. Nie chcę definiować, co stanowi zwycięstwo, ponieważ decyzja należy do Ukraińców. Mogę jednak powiedzieć, że politycy powinni mieć różne opcje.

LW: Ma Pan plan B?

AK: Nie tylko B. Myślę, że także C i tak dalej. Ponieważ w globalnej polityce jest tak wiele zmiennych, że sam plan B nie wystarczy.

LW: Powiedział Pan kiedyś, że pokój między Ukrainą a Rosją zajmie pokolenia. Kiedy Pana zdaniem ta wojna może się zakończyć i ile pokoleń powinno to objąć?

AK: Po pierwsze wojna musi się skończyć, musi zapanować pokój. Ale to nie zostanie zapomniane. Jesteśmy bratnimi narodami, jak to się kiedyś mówiło, jesteśmy w tej samej grupie językowej, jesteśmy Słowianami, przeżyliśmy bardzo trudną historię, bardzo tragiczną, ale też czasami dobrą. Dlatego takie konflikty nie są rozwiązywane szybko i łatwo. To, co zrobili Rosjanie, to wojna, agresja, zbrodnia przeciwko ludności cywilnej, zniszczenie miast, ofiary wśród dzieci, ofiary wśród kobiet. Nie mówię nawet o praktyce porywania ukraińskich dzieci i ich rusyfikacji. To wszystko są czyny, które pozostaną w pamięci ludzi. Nawet kiedy wojna się skończy i nawet jeśli, co trudno sobie wyobrazić, demokrata usiądzie na Kremlu i powie, że wybaczmy sobie nawzajem. Jedno słowo tego nie zmieni, bo jest doświadczenie ludzi, którzy przeżyli tę wojnę, musieli uciekać, bali się, stracili bliskich, ojców, mężów. To będzie trwało, a rosyjsko-ukraińskie porozumienie będzie złożone i długotrwałe.

Ale trzeba zacząć od zakończenia wojny, od pokoju, od zwrotu ukraińskich ziem Ukraińcom i od tego, że ktoś poczuje się winny z tego powodu, że ktoś powie: tak, Putin popełnił historyczny błąd, mamy inne zdanie, jesteśmy gotowi odbudować te relacje z Ukrainą, z narodem ukraińskim. Może się to zdarzyć tylko wtedy, gdy zmieni się reżim na Kremlu, a władza nie przejdzie z Putina na kogoś takiego jak on, ale z Putina na kogoś, kto rozumie, czym jest demokracja i że trzeba szanować innych ludzii. Problem z Putinem i rosyjskim rządem od setek lat polega na tym, że nie szanują ludzi, w tym własnych. Jest "kraj", jest "ojczyzna" i jest, powiedzmy, realizacja tych wielkich celów. I nikt nie myśli o cenie, o tym, ilu zwykłych ludzi zapłaci za to życiem, zdrowiem lub w inny sposób. Niestety, taka jest ich mentalność. I bardzo trudno jest tę mentalność zmienić. Z tego powodu uważam, że ta wojna może trwać latami, ale konflikt rosyjsko-ukraiński, ze względu na wyrządzone szkody, roszczenia wysuwane przez Ukrainę, może być tematem na pokolenia, aby można było znaleźć sposób na zrozumienie.

LW: Ale Rosjanie też to tolerują. I pozwalają się tak traktować.

AK: To było od początku istnienia tego kraju. Jednostka nigdy nie była tam w centrum uwagi. Państwo było głównym celem i ani carowie, ani Lenin, ani Stalin, ani dziś Putin nie przejmowali się tym, ile to państwo ofiar pochłonie. I dlatego mamy problemy z Rosją.

LW: Gdyby mieli godność, mogliby też wybrać normalny rząd, który poprowadziłby ich w lepszym kierunku. Polacy faktycznie podjęli decyzję, by uczynić Polskę krajem europejskim, by pozostać w Unii Europejskiej. I za to jesteśmy wdzięczni.

AK: I być krajem demokratycznym. Być krajem, w którym szanujemy się nawzajem.

No items found.
Р Е К Л А М А
Dołącz do newslettera
Thank you! Your submission has been received!
Oops! Something went wrong while submitting the form.

Prezenterka telewizyjna, dziennikarka, scenarzystka, felietonistka. Studiowała dziennikarstwo na Lwowskim Uniwersytecie Narodowym im. Iwana Franki. Była specjalną korespondentką krajowych kanałów telewizyjnych, w tym korespondentką kanału Inter TV w Warszawie. Pracowała jako prezenterka w kanałach informacyjnych TV Channel 24, Pryamyi i Ukraine 24. Podczas inwazji na pełną skalę dołączyła do zespołu kanału Espresso TV, gdzie prowadziła maraton informacyjny poświęcony wojnie Rosji z Ukrainą. Również w czasie pełnej inwazji zaczęła komentować wydarzenia w Ukrainie w polskich stacjach telewizyjnych i radiowych. Jest współpracowniczką Gazety Wyborczej i Wysokich Obcasów. Jest współautorką scenariusza filmu dokumentalnego "Kvitka Tsysyk Kvitka. Głos w jednym egzemplarzu" (2013), który zdobył kilka nagród, a także scenariusza do projektu dokumentalnego "10 dni niepodległości" (2021). Była głosem programu Ukraine Speaks (ukraiński kanał telewizyjny), a jako wolontariuszka projektu Talking Books czyta książki z programu szkolnego dla dzieci niedowidzących. W ramach projektu żony prezydenta Ukrainy Oleny Zelenskiej, mającego na celu wprowadzenie ukraińskojęzycznych audioprzewodników, jej głos można usłyszeć w audioprzewodniku po zamku w Edynburgu.

Zostań naszym Patronem

Nic nie przetrwa bez słów.
Wspierając Sestry jesteś siłą, która niesie nasz głos dalej.

Dołącz

Mimo oporu Budapesztu, Komisja Europejska wraz z szeregiem państw członkowskich szuka sposobów na odblokowanie startu negocjacji w sprawie przystąpienia Ukrainy do UE. O 1 stycznia 2030 r. jako momencie akcesji niektórzy mówią jako o celu ambitnym, ale symbolicznym. Inni, w szczególności Litwa, uważają go za całkowicie osiągalny.

Wsparcie dla Ukrainy nie jest dla Wilna decyzją podjętą pod wpływem ostatnich wydarzeń. Wynika ono z głębokiego przekonania, które ukształtowało się jeszcze przed inwazją Rosji. O tym, a także o blokadach politycznych, wpływie Orbána, wyborze nowego prezydenta Polski i ryzyku dezinformacji rozmawiamy z Ingridą Šimonyte, która w latach 2020-2024 stała na czele litewskiego rządu.

Cierpliwość do Węgier się wyczerpuje

Maryna Stepanenko: – Litwa zaproponowała 1 stycznia 2030 roku jako orientacyjną datę przystąpienia Ukrainy do UE. To realistyczny cel polityczny czy raczej symboliczny gest wsparcia? W jaki sposób Litwa przyczynia się do osiągnięcia tego celu?

Ingrida Šimonyte:
– Litwa od dawna wierzy, że przyszłość Ukrainy jest w Unii Europejskiej. Było tak jeszcze na długo przed krwawymi wojnami Rosji przeciwko Ukrainie. Zawsze uważaliśmy Ukrainę za kraj europejski i wierzyliśmy, że jej integracja ze wspólnotą euroatlantycką będzie korzystna dla obu stron. Oczywiście, 20 lat temu pogląd ten nie był popularny i wielu podchodziło do niego sceptycznie. W Ukrainie zawsze byli ludzie, którzy zdecydowanie opowiadali się za integracją europejską, dlatego doszło do dwóch Majdanów. Ale byli też tacy, którzy uważali, że stosunki handlowe i biznesowe z Rosją mogą być korzystne. Inwazja zmieniła wszystko.

Biorąc pod uwagę to, jak szybko zmieniły się poglądy w ciągu ostatnich czterech lat, nie powiedziałabym, że dziś coś jest nierealne

Jeszcze kilka lat temu zaproszenie Ukrainy do UE w 2024 r. wydawało się czymś nie do pomyślenia – a jesteśmy już w tym miejscu. Rzecz jasna, przeszkody nadal istnieją. Niektórzy politycy lub kraje z powodów politycznych lub pod presją nieprzyjaznych reżimów blokują postęp, blokując otwarcie klastrów negocjacyjnych lub podjęcie decyzji. Ale to nic nowego.

Widzieliśmy już podobne niepowodzenia. Na przykład Macedonia Północna musiała zmienić nazwę, by zadowolić jedno z państw członkowskich, ale potem inne państwo UE ten proces zablokowało. Trudno powiedzieć, czy osiągniemy cel do 1 stycznia 2030 r. Nie widzę jednak w nim niczego nierealistycznego. Ukraina wykazała się niezwykłą zdolnością do szybkiego i profesjonalnego prowadzenia walki o przetrwanie oraz wdrażania głębokich reform w wielu sektorach. To rzadkość.

Wierzę więc, że to możliwe. Będziemy dokładać wszelkich starań, jestem tego pewna.

Premier Węgier Viktor Orbán często korzysta z prawa weta w Radzie UE. W jaki sposób Ukraina i jej sojusznicy mogą skutecznie pokonać takie blokady polityczne na drodze do członkostwa?

W niektórych przypadkach widzieliśmy już precedensy, kiedy decyzje były podejmowane z pominięciem węgierskiego weta. Nie jest to jednak dobra sytuacja – i nie jest to problem Ukrainy, lecz Unii Europejskiej. UE nie może za każdym razem napotykać te same przeszkody ze strony jednego państwa członkowskiego, kiedy trzeba osiągnąć konsensus.

Nawet jeśli Unii udaje się posunąć naprzód, uwzględniając niektóre interesy Węgier, wysyłamy w ten sposób niewłaściwy sygnał, że nagradzamy zachowanie sprzeczne z duchem Unii. Stanowisko Węgier staje się coraz poważniejszym problemem i wielu polityków zdaje sobie z tego sprawę.

Nie chcę, by UE była zmuszona do podjęcia radykalnych środków, takich jak pozbawienie kraju prawa głosu. Jednak musimy uznać, że taka opcja istnieje
Węgry wciąż nie wycofują weta wobec negocjacji o przystąpieniu Ukrainy do UE. Zdjęcie: LEON NEAL/AFP/East News

Widzieliśmy już, że w niektórych obszarach Unia może działać bez zgody Węgier. Jeśli jednak będzie to się zdarzało zbyt często, stanie się oczywiste, że problem należy rozwiązać w sposób bardziej radykalny. Nie potrafię powiedzieć, kiedy nadejdzie punkt zwrotny, ale oczywiste jest, że wielu polityków traci cierpliwość do Węgier.

Kilka lat temu pomysł pozbawienia prawa któregoś kraju UE głosu wydawał się czymś nie do pomyślenia jako zbyt „nieeuropejski”. Teraz już tak nie jest

Wiele zależy od tego, czy Węgry zdecydują się zmienić swoje zachowanie. Tak jak wojna jest w rękach Putina, tak Węgry mogą w każdej chwili zaprzestać mnożenia przeszkód, co będzie lepsze dla wszystkich.

Warszawa to nie Budapeszt

Nowym prezydentem Polski został Karol Nawrocki. Czy istnieje ryzyko, że stanie się on „drugim Orbanem”?

Nie do końca, ponieważ formalnie nowo wybrany prezydent nie jest członkiem partii, chociaż Nawrocki jest związany z Prawem i Sprawiedliwością. Kiedy PiS było u władzy, premier Mateusz Morawiecki był bardzo zaangażowany w pomoc dla Ukrainy. Często razem odwiedzaliśmy Ukrainę, spotykaliśmy się w ramach Trójkąta Lubelskiego. Polska ma silny instynkt rozpoznawania zagrożenia ze strony Rosji – w przeciwieństwie do Orbána.

Orbán działa na korzyść interesów Putina głównie po to, by pozostać u władzy. Jego retoryka często pokrywa się z mirażowymi narracjami Rosji i zawiera oskarżenia pod adresem Ukrainy.

Polska, podobnie jak kraje bałtyckie, ma bolesną historię z Rosją. Węgry również, tyle że reagują inaczej. Niezależnie od partii – czy to PiS, czy Platforma Obywatelska – polscy przywódcy ogólnie uważają Rosję za zagrożenie

Dlatego nie porównywałabym Polski z Węgrami. Nie wybrano pana Mentzena, którego można by porównać do Orbána. Ważne jest również to, że w procesie podejmowania decyzji w UE rząd reprezentują premier i ministrowie, a nie prezydent. Przewidziana jest koordynacja ich działań z prezydentem, ale władza wykonawcza należy do rządu.

W końcu [w 2026 r.] w Polsce odbędą się wybory parlamentarne i rząd może się zmienić. Nie spodziewam się jednak znaczących zmian w ogólnym stanowisku: obie główne partie były pragmatyczne i ostrożne w stosunku do Rosji, obie popierały konieczność obrony Europy.

Tak, wszyscy słyszeliśmy podczas kampanii wypowiedzi, które budziły niepokój. Ale retoryka przedwyborcza to jedno, a ważne jest to, jak współpracują instytucje. Dlatego pozostaję optymistką. Oczywiście, politycy będą próbować dramatyzować problemy wewnętrzne. Weźmy na przykład rolników – zeszłoroczne protesty zostały wywołane oświadczeniami, że Ukraińcy zabierają im rynki, oraz obawami dotyczącymi skutków członkostwa Ukrainy w UE. Takie nastroje pojawią się jednak w wielu krajach.

Rosja będzie to wykorzystywać w propagandzie, by podsycać negatywne nastroje. Ale to nic nowego. Odpowiedzialni politycy powinni skupić się na długoterminowych celach i nie ulegać manipulacjom. Wiemy, jak działa Rosja. Musimy po prostu być gotowi.

Największe sankcje na Rosję wprowadził sam Putin

Obecnie w ścisłej koordynacji między UE a USA opracowywany jest 18. pakiet sankcji. Czy prace te odpowiadają oczekiwaniom Litwy? Co Pani kraj uważa za priorytet do uwzględnienia w tym pakiecie, by maksymalnie wzmocnić presję sankcyjną na Rosję?

Zawsze optowaliśmy za włączeniem do pakietu sankcji skroplonego gazu i materiałów jądrowych eksportowanych przez Rosję, ale oczywiście jest z tym problem. To dobra i zła strona procesu podejmowania decyzji w Unii Europejskiej: konieczny jest konsensus. Oznacza to, że w pewnym momencie otrzymujesz nie najlepszy wynik (przynajmniej z twojego punktu widzenia), ale tak właśnie wygląda koordynacja. Dlatego dobrze, że przyjęcie jednego pakietu ograniczeń jest zawsze początkiem kolejnego.

I tak, choć niestety powoli, zmierzamy do momentu, w którym te długotrwałe problemy również zostaną uwzględnione
Ingrida Šimonyte z Wołodymyrem Zełenskim. Zdjęcie: OPU

Litwa konsekwentnie opowiada się za najsurowszymi sankcjami wobec Rosji, zwłaszcza w kontekście nowych ataków na infrastrukturę cywilną Ukrainy. Dlaczego Pani zdaniem niektóre kraje UE nadal nie są gotowe do podjęcia tak zdecydowanych działań, jak Wilno? Jakie są główne obawy Zachodu?

Powiedziałabym, że największy wpływ na gospodarkę miały nie sankcje, ale odcięcie dostaw gazu przez samego Putina. Cios gospodarczy był ogromny. Gdyby [europejskie] kraje same miały zaprzestać kupowania rosyjskiego gazu, większość by na to nie poszła, obawiając się skoków cen, kosztów dla biznesu i problemów z dostawami. Nie zapominajmy też o całej całej tej propagandzie, że Europa zamarznie zimą.

Nic takiego się nie stało. Poradziliśmy sobie dobrze, choć to sporo kosztowało. Ale UE jest bogata i to nie pieniądze są jej największym problemem

Bardziej skomplikowane są inne obszary. Nalegaliśmy na podjęcie działań w sprawie gazu już na początku 2022 roku, ale nikt się na to nie zgodził. Wtedy Putin zrobił to sam – i zobaczyliśmy, że damy sobie radę. Strach bierze się stąd, że nie wiesz, czy dasz sobie radę. To sprawia, że przywódcy wahają się przed podjęciem trudnych decyzji.

Czasami chodzi również o wąskie interesy biznesowe. Ludzie powiązani z partiami rządzącymi twierdzą, że nie mogą żyć bez handlu z Rosją. To powoduje opór na szczeblu krajowym.

Ale, ogólnie rzecz biorąc, chodzi o strach przed reakcją opinii publicznej. Niektórzy politycy twierdzą: „Rosja wciąż istnieje, nadal zabija Ukraińców, ale my zaczęliśmy żyć gorzej. Dlaczego mamy cierpieć?”. W krajach demokratycznych to trudna dyskusja. Potrzebne są mocne argumenty i silne przywództwo, by przekonać ludzi, że warto.

To NATO powinno prosić Ukrainę, by je przyjęła

Od początku inwazji Rosji strategia obronna NATO uległa istotnym zmianom. Jak Litwa je ocenia? Czy nowa strategia odpowiada realnym zagrożeniom na wschodniej flance?

Podjęto kroki we właściwym kierunku, ale nie są one jeszcze wystarczające. Przed nami jeszcze długa droga, zwłaszcza biorąc pod uwagę bieżącą dyskusję na temat tego, jak silne są nasze transatlantyckie więzi ze Stanami Zjednoczonymi. Jaka część odpowiedzialności za bezpieczeństwo europejskie ostatecznie spadnie na Europę? Założenie, że Stany Zjednoczone zawsze będą zapewniać kluczowe wsparcie, na przykład w dziedzinie obrony przeciwlotniczej, może okazać się błędne.

Europa musi stać się bardziej samowystarczalna: skrócić łańcuchy dostaw, zwiększyć liczebność sił zbrojnych i podnieść wydatki na obronność

To niełatwe, zwłaszcza dla krajów, które nie traktowały obronności priorytetowo, jak my. Jesteśmy małym krajem, ale wydawanie nawet do 5% PKB na obronność – do czego dążymy od czasów Krymu – nigdy nie było przedmiotem sporu. W innych krajach, nawet po inwazji, realizacja zobowiązania dotyczącego wydatków rzędu 2,5% czy 3% PKB szła kiepsko.

Mark Rutte, sekretarz generalny NATO, potwierdził zaproszenie Ukrainy na szczyt Sojuszu w Hadze. Zdjęcie: OPU

Jednak obecnie sytuacja się zmienia. Komisja Europejska przejmuje bardziej aktywną rolę w sferze obronności, ustanawiając stanowisko komisarza ds. obrony i proponując instrumenty finansowe wspierające państwa członkowskie. Ale przed nami jeszcze ważne decyzje polityczne, takie jak pobór do wojska. Wiele krajów polega wyłącznie na zawodowej armii, która jest kosztowna i ma ograniczone możliwości.

Ponowne wprowadzenie poboru do wojska jest kwestią delikatną politycznie. Po 35 latach pokoju trudno przekonać obywateli, w tym kobiety, że potrzebują podstawowego szkolenia

Ukraina znacznie wzmocniła swoje zdolności obronne. Jak widzi Pani perspektywy pogłębionej współpracy wojskowej między Litwą a Ukrainą – zarówno na szczeblu dwustronnym, jak w ramach NATO?

Jest taki dowcip, że to NATO powinno poprosić Ukrainę o przyjęcie go do swoich szeregów. W tym dowcipie jest wiele prawdy. Ukraina od dawna znana jest jako silny przemysłowo i technologicznie kraj o wysokim poziomie wiedzy technicznej, inżynierii i nauki. I na szczęście nic z tego nie zostało utracone.

Obecnie widzimy, że Ukraina nie tylko produkuje, ale też tworzy rzeczy, które zmieniają oblicze pola walki. Wielu z nas powinno zazdrościć jej tego, uczyć się od niej i z nią współpracować. Kiedy pracowałam w rządzie, podpisaliśmy umowy z ukraińskimi instytucjami o wspieraniu współpracy między naszymi przedsiębiorstwami. Nie tylko po to, by darować jej lub kupować dla niej broń na całym świecie. Także po to, aby inwestować w to, co Ukraina może opracować i wyprodukować. To ogromny potencjał.

Europejski przemysł obronny potrzebuje silnego impulsu, a Ukraina jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć pod presją, wykazując się innowacyjnością i skutecznością

Stanowi ona również wyzwanie dla tradycyjnego myślenia o obronności, które zakłada wydawanie przez lata ogromnych sum na systemy, które potem można unieruchomić za pomocą znacznie tańszych technologii.

To zmienia nasze wyobrażenie o gospodarce obronnej. Odnosząc się tego, co osiągają sektor obronny Ukrainy oraz jej talenty naukowe i inżynieryjne, mogę tylko powiedzieć: „Wow!”. Mamy się czego uczyć.

Ochrona zniknie, ludzie pozostaną

Bruksela rozważa możliwe wycofanie programu tymczasowej ochrony dla obywateli Ukrainy za granicą. Jakie działania podejmuje Litwa w tej sprawie? Na co mogą liczyć Ukraińcy?

W naszym kraju mieszka obecnie około 80 tysięcy obywateli Ukrainy – to mniej niż szczytowa liczba ponad 90 tysięcy. Niektórzy wrócili do Ukrainy lub przenieśli się gdzie indziej. U nas obowiązuje system tymczasowej ochrony, ale w praktyce większość Ukraińców przyjeżdża tu nie dla przywilejów. To głównie kobiety ze wschodniej Ukrainy, które uciekły z dziećmi lub starszymi krewnymi. Zdecydowana większość z nich pracuje, jest samowystarczalna i płaci podatki.

Ukraińcy nie otrzymują niczego z miłosierdzia. Są częścią naszego społeczeństwa i głęboko to szanuję

Tak, istnieją programy pomocy społecznej, takie jak opieka medyczna lub obiady w szkołach, ale to nic nadzwyczajnego. Jeśli status tymczasowej ochrony zostanie zniesiony, nie sądzę, by wiele się zmieniło. Po prostu przejdzie on w status pozwolenia na pobyt, a ludzie i tak zostaną.

Litwa nie jest krajem z dużym budżetem na opiekę społeczną. Oferujemy podstawowe wsparcie socjalne – zarówno litewskim obywatelom, jak Ukraińcom. Dzieci otrzymują posiłki w szkołach, ludzie mają dostęp do opieki medycznej lub otrzymują pomoc w opłacaniu mediów – bez jakichkolwiek różnic.

Jesteśmy już daleko od pierwszych dni inwazji, kiedy uchodźcy z Ukrainy potrzebowali pilnej pomocy: łóżek, jedzenia, artykułów pierwszej potrzeby. Obecnie wielu z nich osiedliło się i stało się pełnoprawnymi członkami naszego społeczeństwa.

Rusofile to na Litwie margines

Czy zauważa Pani nasilenie prorosyjskich, antyukraińskich lub izolacjonistycznych narracji w litewskim społeczeństwie lub polityce? Jeśli tak, to co jest źródłem tej zmiany?

To, co było chyba nieoczekiwane w 2022 roku, to fakt, że ludzie, którzy byli prorosyjscy lub przydatni dla Kremla, zniknęli z pola widzenia opinii publicznej. Zamilkli, ponieważ społeczeństwo tutaj jest silnie proukraińskie.

Stopniowo jednak zaczęli znów się pojawiać i mówić, że „Ukraina nie może wygrać” albo że „marnujemy [na nią] pieniądze”. To typowe prokremlowskie narracje. Ciekawe, że podczas zeszłorocznych wyborów prezydenckich i parlamentarnych niektórzy politycy otwarcie promowali tę linię, twierdząc, że pacyfikacja równa się pokój, że musimy dać agresorowi to, czego chce.

Na szczęście żaden z nich nie zdobył realnej władzy politycznej. Pozostali na marginesie, choć nadal cieszą się pewnym poparciem. To świadczy o tym, że część społeczeństwa jest prosowiecka lub prorosyjskie i podatna na propagandę Kremla. Wiemy, że tak jest, jak w każdym kraju.

Pozytywnym aspektem jest jednak to, że poparcie społeczne dla Ukrainy pozostaje silne. W rzeczywistości na Litwie trudniej jest być antyukraińskim niż, powiedzmy, anty-LGBT lub przeciwnym konwencji stambulskiej.

Jeśli chodzi o Ukrainę, większość ludzi na Litwie wstydziłaby się powiedzieć, że jej nie popiera

Nawet zwolennicy Rosji często formułują swoje poglądy w łagodniejszych słowach, mówiąc coś w stylu: „Popieramy Ukrainę, ale giną ludzie, więc potrzebujemy pokoju”. Następnie wzywają Ukrainę, by zrezygnowała z części swoich terytoriów lub do zaprzestania wsparcia wojskowego na jej rzecz. To nadal narracja Kremla, tyle że już nie otwarcie antyukraińska.

Zdjęcie główne: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Projekt jest współfinansowany przez Polsko-Amerykańską Fundację Wolności w ramach programu „Wspieraj Ukrainę” realizowanego przez Fundację Edukacja dla Demokracji

20
хв

Czy Nawrocki stanie się „drugim Orbanem” Europy? Była premierka Litwy o różnicy między Polską a Węgrami

Maryna Stepanenko

Kiedy my, Ukraińcy, mówimy o „zdradzie”, rzadko mamy na myśli Amerykę. Ale wygląda na to, że nadszedł czas, aby przyjrzeć się jej bliżej – nie jej dronom czy sprzętowi pancernemu, ale ideom, które się z tym wiążą.

Sylvie Kauffmann, była redaktor naczelna „Le Monde”, pisze w „Financial Times” o niepokojącej zmianie: Ameryka przestaje być obrończynią demokracji i próbuje zmienić jej definicję – w kraju i na świecie. Najbardziej niebezpieczne nie jest to, że Stany Zjednoczone mogą opuścić NATO, ale to, że chcą wciągnąć Europę w swoją ideologiczną transformację, w której demokracja nie oznacza już wolności, lecz posłuszeństwo.

„Prawdziwym szokiem [którego doświadczyliśmy] ze strony Trumpa nie jest odmowa. Jest nim zdrada” – uważa Natalie Tozzi, włoska politolożka.

Ta zdrada nie wymaga armii ani wybuchów. Ona dokonuje się poprzez język

Dzieje się to poprzez nowe „koalicje cywilizacyjne”, które promują wiceprezydent J. D. Vance lub Marco Rubio w swoim raporcie o potrzebie „zachowania cnót kultury zachodniej”. Ale jakiej kultury? Tej, która obraża sędziów, atakuje imigrantów, potępia wolność słowa i nazywa demokratycznie wybrane rządy „tyranami w masce”.

Stany Zjednoczone nie tylko się zmieniają. Wciągają też w ten proces Europę. Niedawno Trump osobiście przyjął w Gabinecie Owalnym skrajnie prawicowego kandydata na prezydenta Polski Karola Nawrockiego. A kilka dni przed wyborami sekretarz bezpieczeństwa USA Kristi Noem przyleciała do Warszawy, by publicznie go poprzeć. Podobne ingerencje miały miejsce w Rumunii.

To już nie jest dyplomacja. To eksport systemu.

Europa znalazła się w nowym geopolitycznym krajobrazie: z jednej strony Rosja, dyktatura, która prowadzi wojnę. Z drugiej – Ameryka, która proponuje „nowy porządek” w miękkiej, religijno-konserwatywnej otoczce.

„Lider tego ruchu jest teraz w Białym Domu. Dla nas to przełom” – mówi hiszpański urzędnik w rozmowie z Kauffmann.

Ukraina musi być czujna, bo ta wojna nie dotyczy tylko terytoriów. Dotyczy też wartości. Bo jeśli Zachód nie oznacza już wolności, uczciwości i pluralizmu, to o co tak naprawdę walczymy?

Pouczają nas: nie krytykujcie Ameryki, jeśli jesteście w jej obozie. Ale dzisiaj, jeśli naprawdę jesteśmy w obozie europejskim, musimy zadawać pytania. Bo to, co Trump robi z Ameryką, jego współpracownicy chcą zrobić z Polską, Rumunią – i być może z Ukrainą.

To nie jest koniec partnerstwa. To koniec iluzji

Kaufmann pisze: „Ameryka jest w tarapatach. Ale zanim Europa będzie mogła jej pomóc, musi uporządkować swoje sprawy”.

Ukraina jest częścią tej Europy. I być może to właśnie my – z doświadczeniem wojny, dyktatury, hybrydowej rzeczywistości – pierwsi dostrzeżemy, kiedy sojusz zamieni się w pułapkę.

Na podstawie artykułu pt. „Europe, the US and the question of values” autorstwa Sylvie Kauffmann, opublikowanego w „Financial Times” 4 czerwca 2025 r.

20
хв

Doktryna zdrady: Ameryka nie jest już sojusznikiem, a misjonarzem nowego porządku?

Sestry

Możesz być zainteresowany...

Ексклюзив
20
хв

Po wojnie w nas wciąż będzie wojna

Ексклюзив
20
хв

Dziś wojna to nie tylko czołgi i artyleria. To także drony i AI

Ексклюзив
20
хв

Blisko ludzi, ale daleko od polityki. Kim jest przyszła pierwsza dama Polski?

Skontaktuj się z redakcją

Jesteśmy tutaj, aby słuchać i współpracować z naszą społecznością. Napisz do nas jeśli masz jakieś pytania, sugestie lub ciekawe pomysły na artykuły.

Napisz do nas
Article in progress